Wypada czy nie wypada dojadać do końca, czy też należy celowo coś zostawiać? Sądzę, że "wyczyszczony" talerz jest dowodem tego, że potrawa smakowała. W zakłopotanie wprowadzają mnie goście, którzy tylko troszkę podziobią z talerza. Przed przyjęciem wyraźnie pytam, czego zaproszeni goście nie jadają. Celowo nie pytam o to co lubią, bo tu zachodzi niebezpieczeństwo, że ich ulubioną potrawę zrobię na jakiś "nieszczęśliwy" dla nich sposób..
Ostatnio pouczono mnie, że podobno we Francji jest nietaktem, jeżeli gość na przyjęciu zjada wszystko z talerza do czysta. Może to dlatego średnia wzrostu Francuzów nie jest zbytnio imponujaca?
Użytkownik Duniasza napisał w wiadomości: > A to zależy czy jedzenie jest porcjowane czy goście sobie nakładaja na > talerz sami. :)
Zakładam, że gościom nie wali się bezkrytycznie wielkich ilości na talerz. W końcu ci, którzy chcą otrzymać mało, najczęściej głośno się tego domagają. O tych, którzy sami sobie nałożyli i połowę zostawiają, nie chcę tu wcale mówić.
Pytanie brzmi inaczej - zostawiać czy zjadać do końca?
Ja mysle ze to pytanie ma podwojne dno. Z tym zostawianiem badz nie to taka troche pokrecona sprawa. Nie nalezy zmuszac by zjesc do czysta - jasne sa napisales Nalezy nakladac/zamawiac samemu sobie tyle ile sie zje - tez jasne. Mnej juz jasna jest cala spraw jesli chodzi o zasady dobego wychowania. Tam obowiazuje na przyklad nie stukanie sztuccami po talerzy jakby dzwony na wielkanoc bily, nie skrobanie ani tez wyczyszczuanie chlebem czy tam czyms innym na sile itd. Talerza z zupa czy filizanki nie nalezy przechylac ani od siebie ani do siebie - sila rzeczy zostanie toche zupy, czy sosu, czy czegos innego na talerzu.
W niemieckich domach na przyklad nalezy jednak wyjadanie "do czysta" do dobrgo tonu i wiaze sie zapewne z powojenym glodem gdyz szczegolnie starsze pokolenie kladlo i kladzie nacisk na czysty talerz. Tak tez wychowalo swoje dieci.
Ja nabieram sobie raz na talerz i zjadam. W Niemczech nie podoba mi się to, że zalecane jest branie dokładki. Jak gość sobie nie dołoży to gospodarz jest niezadowolony i pyta czy nie smakowało. Miałam takie przypadki bo zapominałam o tym.
Jako fachowiec wiesz, że poruszyłeś bardzo delikatny temat. Powodem pozostawienia resztek i nawet sporej części tego co sobie nałożyliśmy może być wiele, w tym jedna ważna moim zdaniem. Nałożyłem sobie potrawę, którą uwielbiam (więc nierozważnie porcja duża) i brak wyobraźnie nie podpowiedział mi to co się stało. W tej potrawie jest o jeden składnik lub przyprawę więcej. To "więcej" jest czymś czego nie znoszę i klops. Ślinotok zastopowany. Wiem, że to jeden ze skrajnych przykładów, ale możliwy. Ja mam coś innego, nakładam lub podstawiam talerz pod coś co znam i lubię. Potrawy, których nie znałem próbowałem w lokalach. Tam było obojętne, czy zjadłem, czy nie ważne, że zapłaciłem. O ile pamiętam to zasady konsumpcji są takie, że ledwo zauważalną ilość należy zostawić na talerzu.
Zjadać do końca. Tak dyktuje mi mój praktycyzm. Zawsze uczono mnie, że mam nałożyć sobie tyle ile zjem żeby nie marnować jedzenia. Jakoś mi to zostało do dzisiaj i tego uczę moje dzieci. Mąż też takie nastawienie wyniósł ze swojego rodzinnego domu.
Nie mam takiego dylematu. Jeśli mi smakuje - zjadam wszystko, jeżeli nie - to zostawiam. Być może i bywają jakieś tam kanony w poszczególnych miejscach na świecie, ale dorastamy chyba powoli do tego żeby zachowywać się otwarcie i naturalnie. Nie uważam za dyshonor dla mnie jeśli ktoś nie zje wszystkiego z talerza, nie dopytuję czemu nie zjadł, a co najwyżej czy jeszcze będzie jadł i czy mogę talerz zabrać.
Miło, jak ktoś wszystko zjada i prosi o dokładkę - wiadomo,że trafiliśmy i smakowało. Ale czasem może nie smakować - kiedyś w ferworze przygotowań " za dokladnie" doprawiłam barszcz, no gębę wykrzywiało- taki był kwaśny ( o czym sama się przekonałam po niewczasie), część gości dzielnie wypiła do pasztecikow część nie... To oczywiście moja wina i wpadka. Ja natomiast, za nic nie zjem tłustego kawałka duszonego czy pieczonego mięsa( szczególnie wieprzowiny) więc jak coś mi się takiego na talerzu trafi to tłuszcz odkroję i zostawię,żeby nie wiem jakie to było eleganckie przyjęcie.I czuję sie zażenowana, kiedy ktoś pyta - dlaczego juz nie jesz? Nie pytam , sprzątam resztki i już!
Tak mnie nauczono a ja swoje dzieci,że jeśli nakładamy na talerz to tyle ile zjemy. Lepiej dołożyć sobie niż zostawić. We wszystko co robimy wkładamy naszą pracę jak również pieniądze.Nie ma nic za darmo. Uważam też,że wyrzucanie jedzenia jest grzechem kiedy tyle ludzi i dzieci na świecie głoduje. Jednak co się tyczy resztek to wiadomo ,że zostać muszą /np. kawałek tłuszczu czy jakieś skórki itp./Ja piszę o potrawach niedojedzonych .
Ja staram się zjeść ale często porcje są dla mnie za duże. nie wspomnę o dzieciach, które często dostają takie same porcje jak dorośli i na pewno nie zjedzą. Jeżeli mogę zadecydować dla dzieci zawsze proszę mniej.
Ja jak mi smakuje to zostawim pusty talerz. Jak jestem w domu ze swoja najbliższą rodzina to nawet czasem hi hi wylizuję talerze tzn tylko swój :P. Jak mi nie smakuje to nie jem i nikt do tego mnie nie zmusi. Jeśli chodzi o smak u mnie to jestem w stanie zjeść wszystko co moim zdaniem nie jest rewelacją ale ujdzie z szacunku dla osoby gotującej, nie dotyczy to restauracji gdzie zgłaszam jawnie swój sprzeciw. Jest jeszcze mały wyjątek jeśli dana potrawa nie jest na mojej liście nie tykanych rzeczy czyli np czernina, wszelkie płucka, nerki, flaki i takie tam jeszcze Zdarza mi się zostawiać coś na talerzu a to dlatego, że jest tego za dużo. W moim domu przeważnie jadamy obiady jedno daniowe bądż np zupa a drugie dopiero za jakąś godzine u mojej mamusi np. jada się zupe i zaraz po tym 2 danie to za duzo jak na mój żołądek. Dlatego nakładam sobie sama :)
Zostawiam na talerzu jesli a) nie smakuje mi , b) jestem juz najedzona ! ..... Jezeli .. jest wszystko smaczniutkie i pyszniutkie .. zjadam wszystko z talerzyka opowiednio skladając sztucce .. ! Często jescze przez kelnera przesyłam pozdrowienia i podziekowania '' Kuchennym "'
Osobiscie dla mnie, zjedzenie wszystkiego z talerza, to chwala dla kucharza. Gdy wiem, ze znam upodobania i mozliwosci gosci nakladam im bezposrednio na talerz, szczegolnie gdy chce aby calosc byla ladnie ulozona i ozdobiona, np. sosem. Jesli nie jestem tego pewna podaje wszystko na polmiskach aby kazdy mogl sam sie obsluzyc. Ogolnie, byloby mi zal zostawiac niedojedzone danie, ktore bardzo mi smakowalo, tak jak ktos slusznie zauwazyl.. jedzenie kosztuje a na swiecie tyle jest miejsc w ktorych ludzie gloduja.. Co do Francji, to u moich znajomych do calego zestawu menü jest jeden talerz.. ktory po zjedzeniu dania oczyszcza sie kawalkiem bagietki.. aby byl przygotowany na nastepny punkt przyjecia. Dla mnie..nie do przyjecia... chyba, ze na urlopie... ale i to niechetnie.
ja też byłam zdziwiona, jak widziałam we Francji taki sposob jedzenia, dla mnie mało estetyczny....Ja mam sposób-jak coś na oko mi się nie widzi- np wygląda łusto, podpuszczam męża, który jest wzystkożerny i kiwa głową dyskretnie- próbować czy nie....Trochę perfidne, ale działa. Zostawienie jest dla gospodarza niezbyt miłe.
Moja znajoma opowiadała, że będąc tego lata we Francji również bagietką czyszczono talerze i to ponoć nawet w restauracjach. Ja jeżeli w gościach jest samoobsługa, to nakładam sobie troszkę na spróbowanie i ewentualnie dokładam. Jeżeli posiłek jest podany indywidualnie, to zjadam wszystko o ile mi się zmieści. Jak trafię na coś niejadalnego dla mnie, to zostawiam, chwalę potrawę twierdząc, że reszty już nie dam rady. Generalnie jestem na tak, czyli za zjadaniem do końca, również w restauracjach nie lubię zostawianych porcji. Tak też uczę dzieci, że mając tak duży wybór w karcie, zawsze coś co lubią mogą znaleźć, żeby nie zostawiać, a i dla kucharza to jakaś forma uznania. Ale ja mam problem z ozdobami na talerzu. Uwielbiam sałatę, a ona często jest elementem dekoracji, no i nie mogę się powstrzymać przed jej zjedzeniem , a to ponoć nie wypada...?
No wiec we Francji, jak wszedzie szkola radomska i czestochowska, jedni wylizuja, a drudzy krzycza, ze feeee. Ja jestem za ta druga szkola, bo wylizywanie niezbyt estetytcznie sie miewa, no ale pozwolmy i wylizywaczom przetrwac.
Natomiast, nigdy, przenigdy, moje dzieci nie mialy prawa powiedziec, ze cos tam im nie smakuje w gosciach. Mogly poprosic o odrobinke, ale zjedzona do konca, w domu idem, moj starszy syn nie cierpial cebulki, moj mlodszy czosnku i pomidorow, ja sie zgodzilam na niecierpienie po trzech probach. Starszy polubil cebulke, a mlodszy nie moze obejsc sie dzisiaj bez czosnku. U nas rodzina bardziej jak liczna, chodzi mi o kuzynow i krewnych moich dzieci, bardzo czesto wspolne wakacje, czy wyobrazacie sobie, ze dziesiesiu mlodych dyktuje wlasne kubeczki smakowe? Przeciez mamy je (kubeczki) rozszerzac, pogadac o nich, a tak ogolnie nie znosic fanaberii.
Ja nie znosze kukurydzy, ale zaproszona na salatka z owa zjem, podziekuje, nawet jesli udziubdziana z majonezem to rowniez zjem i rowniez podziekuje.a jem natomiast miesa konskiego, w zadnym przypadku i nigdy. Ale ci co mnie zapraszaja, wiedza o tym od przedwiekow, zreszta nikomu to nie przyszlo do glowy.
Nie wyobrazam sobie zas, ze moje dzieci nie beda jadly kalafiora, albo innego mielonego. Wolno nie jesc watrobki, wolno nie jesc owocow morza (co za szkoda), ale tak zwane wszystko mozna brac na dokladke.Mozna tez nie dobrac.
W rodzinnym obiedzie francuskim jemy to co nam nalozono przy nas z polmiskow, w aktualnie modnym obiedzie, wazne (najwazniejsze) sa graficzne dobory, nad tym nie panujemy, ale tak ich malutko, ze traktujemy je jako degustacje, a nie obzarstwo. No wiec i tak nic nie zostanie odeslane do kuchni, bo przed nami jeszcze z piec degustacyjnych dan wjaedzie. Ale zeby odpowiedziec Lubczykowi: fanaberii nie znosze, w tym duchu (kulinarnym i dziekczynnym) wychowalam dzieci,nic wspolnego z hipokryzja. Dzieci, a juz teraz dorosli ludzie, jakos przywoza inne pomysly,inne dania, chocby z dalekiej Mongolii.
Faktycznie, we Francji czysci sie talerz (co by na nim nie bylo) bagietka, nie jest to wielce eleganckie, ale oczyszcza sie z najlaepszego sosu??????), najlepszego sera zmieszanego z vinegretem, faktycznie kawalki sera z tymze vinegretem bardzo milo sie poslubiaja.
Ja wcale nie chronie - bronie Francji, a kysz, a niby dlaczego mam tak bronic, mnie sie we francuskiej kuchni podoba jedna rzecz. Ze nic nie jest na stale, ze wszystko sie "fluktuuje", ze i ja moge zmienic najbardziej staly przepis.
Chyba wszyscy jak tu jesteśmy, jesteśmy wychowani w duchu pokory do darów Bożych. To co tu piszę nie jest żadną kpiną. Jako dziecku nie wolno mi było wstać od stołu, zanim talerz przede mną nie był "czysty". Wyrzucanie jedzenia traktowane było jako ciężki grzech. Pamiętam, że wtedy takie potrawy jak fasola czy kasza gryczana "rosły" mi w ustach z obrzydzenia. Nikt się mnie nie pytał czy mi to smakuje. Nakaz opróżniania talerza był restrykcyjnie przestrzegany. No ale to są zupełnie inne tematy - jedzenie wśród domowników, albo w gościnie. Dlatego nie chce mi się wierzyć w opowieści znajomej pani, której córka mieszka we Francji, że tam zjadanie do końca traktowane jest powszechnie jako brak okrzesania. W tejże Francji jedzenie jest bardzo drogie i nie sądzę, że oni tam "śpiąc na pieniadzach", mogą sobie pozwolić na permanentne marnotrawstwo. Może jest to maniera panująca przy stole na dworach monarszych, gdzie okazywanie zdrowego apetytu traktowane jest jako objaw prostactwa. Sądzę, że my "maluczcy" żyjemy zdrowiej no i bez zbednej hipokryzji
na dworach panujacych je sie tak dlugo ja dlugo je Krol czy Krolowa. Jesli on/ona wstaja od stolu musza wstac wszyscy bez wzgledu na to czy zjedli czy nie. Oczywiscie dobrze wychowana glowa panujaca stara sie tak dlugo przebywac przy stole aby dac innym mozliwosc spozycia calego posilki. :-)) Ta anegdotka zabawna choc prawdziwa swiadczy tylko o etykiecie dworskiej czy jakiejs dyplomatycznej. Ma niewiele wspolnego z tym ze wypada cos zostawic na talerzu badz nie.
Użytkownik Dorota zza plota napisał w wiadomości: > na dworach panujacych je sie tak dlugo ja dlugo je Krol czy Krolowa. Jesli > on/ona wstaja od stolu musza wstac wszyscy bez wzgledu na to czy zjedli czy > nie. Oczywiscie dobrze wychowana glowa panujaca stara sie tak dlugo przebywac > przy stole aby dac innym mozliwosc spozycia calego posilki. :-)) Ta anegdotka > zabawna choc prawdziwa swiadczy tylko o etykiecie dworskiej czy jakiejs > dyplomatycznej. Ma niewiele wspolnego z tym ze wypada cos zostawic na talerzu > badz nie.
Przypuszczam (bo nie jestem pewien czy tak jest) że zwyczaj zostawiania jedzenia na talerzu pochodzi prawdziewie od dam dworu, które dbajac o linię, z zasady przerywały jedzenie w momencie, w którym potrawa zaczynała najlepiej smakować. O dietach wtedy jeszcze nie słyszano, stąd logiczna "wymuszona" rezygnacja z jedzenia!
;-) te damy dworu scisniete gorsetem nie mialy szans by sie najesc :-). Poza tym faktycznie kiedys dobrze wychowana "panienka" MUSIALA jesc tyci tyci zeby nie wyjsc na obzartucha tylko delikatne, dziewcze dla przyszlego meza latwe w utrzymaniu bo tanie - Miala jesc niewie ale wygladac mniej lub bardziej "pulchnie".
Posty graly swoja role. Czym sie zapychalo z rozluznionym gorsetwn "przed" badz "po" przyjeciu to juz inna bajka. Chude glodomory modne sa przeciez od stosunkowo niedawna.
lubczyku mily, albo ja nieokrzesana, no ale przeczytalam wszystkie wpisy i wyszlo mi na to, ze to ja ta "znajoma pania", a moze cos mi umknelo. pewnie umknelo, bo z zalem stwierdzam, ze zadnej corki nie mam, z zalem, z zalem. a w goscinie, to jak wyzej napisalam bez fanaberii, choc z lekka hipokryzja. Jemy wszystko co nam podadza, nie wdajemy sie w dyskusje na temat smakow( choc jezyk swierzbi), u niektorych smaki zaleza od pani domu, u innych od aktualnej gosposi, ale w zadnym wypadku na te tematy nie wdajemy sie przy stole. Jak slusznie stwierdziles jedzenie drogie, a nawet jesli tanio kupowane, to tez nie wypada. Dzisiaj dany nam byl kaplon na kolacje u przyjaciol, suchy jak stara panna angielska, do tego jakies kartofle w mundurkach, cale szczescie, ze mlode dziecko przypomnialo sobie o przystawce z ktora wspolpracowalo, i tak po drugim daniu podano zupe krem z dyni na ostro. Po zupie podano fantasrtczny mus z mango i takimz sorbetem. Tuz przed wyjsciem gosci, pani domu przypomniala sobie, ze zakupila w najlepszej piwnicy sery. Goscie odlozyli szaliki i czapki, otworzono super wina i zaczela sie degustacja serow. Pani domu jest slodka Szkotka, gotuje na ogol fantastycznie, a akurat dzisiaj z powodow glupich politycznych dyskusji, wszystko sie jej wymknelo. Ale bylo i tak i tak milo i przyjemnie.
Dokładnie tak - talerz wymyty do czysta w każdych warunkach. I to nie raz i nie dwa...A do Francji jeżdżę już prawie 10 lat. Ale coś w tym jest - co pisze Kokliko - szkoda zostawić najlepsze... A jeszcze większym szokiem było dla mnie śniadanie bez talerza. Najpierw siedzieliśmy delektując sie kawą, czekając na innych. W wyniku obserwacji - rogalika (zresztą boskiego) kładzie sie na stole, smaruje masłem, dżemem. Po konsumpcji i opuszczeniu miejsca pani przychodziła i wycierała dla następnego gościa...Nikt nie poprosił o talerz, a hotel był spory i wielce zabytkowy (w takim łożu to chyba potem nigdy nie spałam). Co kraj to obyczaj.
Albo przerwa śniadaniowa. Godzina 12 - trzeba wszystko zostawić, bo trzeba jeść. Rozumiem pracowników, ustalone godziny rzecz święta...ale zwiedzaliśmy ze znajomymi fort, byliśmy tam tylko my (grupa moze 6 osobowa)- wyciągnęli nas z podziemi, bo wybiła 12 - i trzeba było zjeść przyniesione kanapki (jakby nie mogły poczekać godziny)
Mnie denerwuje takie zachowanie,powinno sie najpierw wlozyc mala porcje i sprawdzic czy nam zasmakuje,dopiero potem ewentualna dokladka.Niektorzy napakuja caly talerz, potem nie zjadaja.Nie wiem czemu ludzie tak robia,boja sie ze dla nich zabraknie ? Moi goscie raczej wymiataja z talerzykow do czysta, wtedy i ja i oni sa zadowoleni :)
Przeczytałam uważnie wszystkie wpisy i doszłam do optymistycznego wniosku: Jak to dobrze, że w ogóle myślimy co zachowaniu się przy stole! A nie tylko "żremy" . Mnie nauczono, aby nie zostawiać na talerzu resztek (poza niezjadliwymi częściami). Najważniejsza zasada, o której wszyscy mówią: nakładamy na próbę mała porcję - smakuje- to dokładka. A gospodyni ucieszy się, że jej potrawa ma wzięcie. Irytujące jest to, jak ludzie, głównie panowie pozostawiają mnóstwo odpadów po np. kurczaku, rybach. Na talerzu panuje obrzydliwy bałagan, aż się odechciewa jeść. Zawsze boję się eksperymentów kuchennych. Nagle w ulubionej potrawie znajduję coś, czego nie zjadam. I klapa, muszę zostawić, bo ... cofka! Kiedyś, dawno, dawno temu, gdy modne zaczynały być owoce morza, podano mi je źle ugotowane i męczyłam się strasznie (a byłam w tzw. towarzystwie). Aby je przełknąć, zużyłam swoje napoje, wina, szampany i męża też. Odchorowałam to koszmarnie, ale nie wypadało mi zostawić pełen talerz. Goście nałożyli inne potrawy, ja miałam pecha. Teraz do nowości podchodzę jak do jeża. Nasze dylematy chyba pomogłaby rozwiązać Pani Jolanta Kwaśniewska w Lekcji Stylu.
Użytkownik lugato napisał w wiadomości: ...dawno temu, gdy modne zaczynały być > owoce morza, podano mi je źle ugotowane i męczyłam się strasznie (a byłam > w tzw. towarzystwie). Aby je przełknąć, zużyłam swoje napoje, wina, > szampanyi męża też....
Wypada czy nie wypada dojadać do końca, czy też należy celowo coś zostawiać? Sądzę, że "wyczyszczony" talerz jest dowodem tego, że potrawa smakowała. W zakłopotanie wprowadzają mnie goście, którzy tylko troszkę podziobią z talerza.
Przed przyjęciem wyraźnie pytam, czego zaproszeni goście nie jadają.
Celowo nie pytam o to co lubią, bo tu zachodzi niebezpieczeństwo, że ich ulubioną potrawę zrobię na jakiś "nieszczęśliwy" dla nich sposób..
Ostatnio pouczono mnie, że podobno we Francji jest nietaktem, jeżeli gość na przyjęciu zjada wszystko z talerza do czysta.
Może to dlatego średnia wzrostu Francuzów nie jest zbytnio imponujaca?
A to zależy czy jedzenie jest porcjowane czy goście sobie nakładaja na talerz sami. :)
Użytkownik Duniasza napisał w wiadomości:
> A to zależy czy jedzenie jest porcjowane czy goście sobie nakładaja na
> talerz sami. :)
Zakładam, że gościom nie wali się bezkrytycznie wielkich ilości na talerz. W końcu ci, którzy chcą otrzymać mało, najczęściej głośno się tego domagają.
O tych, którzy sami sobie nałożyli i połowę zostawiają, nie chcę tu wcale mówić.
Pytanie brzmi inaczej - zostawiać czy zjadać do końca?
Ja mysle ze to pytanie ma podwojne dno. Z tym zostawianiem badz nie to taka troche pokrecona sprawa. Nie nalezy zmuszac by zjesc do czysta - jasne sa napisales Nalezy nakladac/zamawiac samemu sobie tyle ile sie zje - tez jasne. Mnej juz jasna jest cala spraw jesli chodzi o zasady dobego wychowania. Tam obowiazuje na przyklad nie stukanie sztuccami po talerzy jakby dzwony na wielkanoc bily, nie skrobanie ani tez wyczyszczuanie chlebem czy tam czyms innym na sile itd. Talerza z zupa czy filizanki nie nalezy przechylac ani od siebie ani do siebie - sila rzeczy zostanie toche zupy, czy sosu, czy czegos innego na talerzu.
W niemieckich domach na przyklad nalezy jednak wyjadanie "do czysta" do dobrgo tonu i wiaze sie zapewne z powojenym glodem gdyz szczegolnie starsze pokolenie kladlo i kladzie nacisk na czysty talerz. Tak tez wychowalo swoje dieci.
Ja nabieram sobie raz na talerz i zjadam. W Niemczech nie podoba mi się to, że zalecane jest branie dokładki. Jak gość sobie nie dołoży to gospodarz jest niezadowolony i pyta czy nie smakowało. Miałam takie przypadki bo zapominałam o tym.
Nie spotkalam sie zeby koniecznie trzeba bylo brac dokladke. To chyba jednak sprawa indywidualnej goscinnosci
Jako fachowiec wiesz, że poruszyłeś bardzo delikatny temat.
Powodem pozostawienia resztek i nawet sporej części tego co sobie nałożyliśmy może być wiele, w tym jedna ważna moim zdaniem.
Nałożyłem sobie potrawę, którą uwielbiam (więc nierozważnie porcja duża) i brak wyobraźnie nie podpowiedział mi to co się stało. W tej potrawie jest o jeden składnik lub przyprawę więcej. To "więcej" jest czymś czego nie znoszę i klops. Ślinotok zastopowany. Wiem, że to jeden ze skrajnych przykładów, ale możliwy. Ja mam coś innego, nakładam lub podstawiam talerz pod coś co znam i lubię. Potrawy, których nie znałem próbowałem w lokalach. Tam było obojętne, czy zjadłem, czy nie ważne, że zapłaciłem.
O ile pamiętam to zasady konsumpcji są takie, że ledwo zauważalną ilość należy zostawić na talerzu.
Zjadać do końca. Tak dyktuje mi mój praktycyzm.
Zawsze uczono mnie, że mam nałożyć sobie tyle ile zjem żeby nie marnować jedzenia. Jakoś mi to zostało do dzisiaj i tego uczę moje dzieci. Mąż też takie nastawienie wyniósł ze swojego rodzinnego domu.
Nie mam takiego dylematu. Jeśli mi smakuje - zjadam wszystko, jeżeli nie - to zostawiam. Być może i bywają jakieś tam kanony w poszczególnych miejscach na świecie, ale dorastamy chyba powoli do tego żeby zachowywać się otwarcie i naturalnie. Nie uważam za dyshonor dla mnie jeśli ktoś nie zje wszystkiego z talerza, nie dopytuję czemu nie zjadł, a co najwyżej czy jeszcze będzie jadł i czy mogę talerz zabrać.
Miło, jak ktoś wszystko zjada i prosi o dokładkę - wiadomo,że trafiliśmy i smakowało. Ale czasem może nie smakować - kiedyś w ferworze przygotowań " za dokladnie" doprawiłam barszcz, no gębę wykrzywiało- taki był kwaśny ( o czym sama się przekonałam po niewczasie), część gości dzielnie wypiła do pasztecikow część nie... To oczywiście moja wina i wpadka.
Ja natomiast, za nic nie zjem tłustego kawałka duszonego czy pieczonego mięsa( szczególnie wieprzowiny) więc jak coś mi się takiego na talerzu trafi to tłuszcz odkroję i zostawię,żeby nie wiem jakie to było eleganckie przyjęcie.I czuję sie zażenowana, kiedy ktoś pyta - dlaczego juz nie jesz? Nie pytam , sprzątam resztki i już!
Tak mnie nauczono a ja swoje dzieci,że jeśli nakładamy na talerz to tyle ile zjemy. Lepiej dołożyć sobie niż zostawić. We wszystko co robimy wkładamy naszą pracę jak również pieniądze.Nie ma nic za darmo. Uważam też,że wyrzucanie jedzenia jest grzechem kiedy tyle ludzi i dzieci na świecie głoduje.
Jednak co się tyczy resztek to wiadomo ,że zostać muszą /np. kawałek tłuszczu czy jakieś skórki itp./Ja piszę o potrawach niedojedzonych .
Ja staram się zjeść ale często porcje są dla mnie za duże. nie wspomnę o dzieciach, które często dostają takie same porcje jak dorośli i na pewno nie zjedzą. Jeżeli mogę zadecydować dla dzieci zawsze proszę mniej.
Ja jak mi smakuje to zostawim pusty talerz. Jak jestem w domu ze swoja najbliższą rodzina to nawet czasem hi hi wylizuję talerze tzn tylko swój :P. Jak mi nie smakuje to nie jem i nikt do tego mnie nie zmusi. Jeśli chodzi o smak u mnie to jestem w stanie zjeść wszystko co moim zdaniem nie jest rewelacją ale ujdzie z szacunku dla osoby gotującej, nie dotyczy to restauracji gdzie zgłaszam jawnie swój sprzeciw. Jest jeszcze mały wyjątek jeśli dana potrawa nie jest na mojej liście nie tykanych rzeczy czyli np czernina, wszelkie płucka, nerki, flaki i takie tam jeszcze Zdarza mi się zostawiać coś na talerzu a to dlatego, że jest tego za dużo. W moim domu przeważnie jadamy obiady jedno daniowe bądż np zupa a drugie dopiero za jakąś godzine u mojej mamusi np. jada się zupe i zaraz po tym 2 danie to za duzo jak na mój żołądek. Dlatego nakładam sobie sama :)
Zostawiam na talerzu jesli a) nie smakuje mi , b) jestem juz najedzona ! ..... Jezeli .. jest wszystko smaczniutkie i pyszniutkie .. zjadam wszystko z talerzyka opowiednio skladając sztucce .. ! Często jescze przez kelnera przesyłam pozdrowienia i podziekowania '' Kuchennym "'
Osobiscie dla mnie, zjedzenie wszystkiego z talerza, to chwala dla kucharza.
Gdy wiem, ze znam upodobania i mozliwosci gosci nakladam im bezposrednio na talerz, szczegolnie gdy chce aby calosc byla ladnie ulozona i ozdobiona, np. sosem.
Jesli nie jestem tego pewna podaje wszystko na polmiskach aby kazdy mogl sam sie obsluzyc.
Ogolnie, byloby mi zal zostawiac niedojedzone danie, ktore bardzo mi smakowalo, tak jak ktos slusznie zauwazyl.. jedzenie kosztuje a na swiecie tyle jest miejsc w ktorych ludzie gloduja..
Co do Francji, to u moich znajomych do calego zestawu menü jest jeden talerz.. ktory po zjedzeniu dania oczyszcza sie kawalkiem bagietki.. aby byl przygotowany na nastepny punkt przyjecia. Dla mnie..nie do przyjecia... chyba, ze na urlopie... ale i to niechetnie.
ja też byłam zdziwiona, jak widziałam we Francji taki sposob jedzenia, dla mnie mało estetyczny....Ja mam sposób-jak coś na oko mi się nie widzi- np wygląda łusto, podpuszczam męża, który jest wzystkożerny i kiwa głową dyskretnie- próbować czy nie....Trochę perfidne, ale działa. Zostawienie jest dla gospodarza niezbyt miłe.
Moja znajoma opowiadała, że będąc tego lata we Francji również bagietką czyszczono talerze i to ponoć nawet w restauracjach.
Ja jeżeli w gościach jest samoobsługa, to nakładam sobie troszkę na spróbowanie i ewentualnie dokładam. Jeżeli posiłek jest podany indywidualnie, to zjadam wszystko o ile mi się zmieści. Jak trafię na coś niejadalnego dla mnie, to zostawiam, chwalę potrawę twierdząc, że reszty już nie dam rady.
Generalnie jestem na tak, czyli za zjadaniem do końca, również w restauracjach nie lubię zostawianych porcji. Tak też uczę dzieci, że mając tak duży wybór w karcie, zawsze coś co lubią mogą znaleźć, żeby nie zostawiać, a i dla kucharza to jakaś forma uznania.
Ale ja mam problem z ozdobami na talerzu.
Uwielbiam sałatę, a ona często jest elementem dekoracji, no i nie mogę się powstrzymać przed jej zjedzeniem , a to ponoć nie wypada...?
No wiec we Francji, jak wszedzie szkola radomska i czestochowska, jedni wylizuja, a drudzy krzycza, ze feeee. Ja jestem za ta druga szkola, bo wylizywanie niezbyt estetytcznie sie miewa, no ale pozwolmy i wylizywaczom przetrwac.
Natomiast, nigdy, przenigdy, moje dzieci nie mialy prawa powiedziec, ze cos tam im nie smakuje w gosciach. Mogly poprosic o odrobinke, ale zjedzona do konca, w domu idem, moj starszy syn nie cierpial cebulki, moj mlodszy czosnku i pomidorow, ja sie zgodzilam na niecierpienie po trzech probach.
Starszy polubil cebulke, a mlodszy nie moze obejsc sie dzisiaj bez czosnku.
U nas rodzina bardziej jak liczna, chodzi mi o kuzynow i krewnych moich dzieci, bardzo czesto wspolne wakacje, czy wyobrazacie sobie, ze dziesiesiu mlodych dyktuje wlasne kubeczki smakowe? Przeciez mamy je (kubeczki) rozszerzac, pogadac o nich, a tak ogolnie nie znosic fanaberii.
Ja nie znosze kukurydzy, ale zaproszona na salatka z owa zjem, podziekuje, nawet jesli udziubdziana z majonezem to rowniez zjem i rowniez podziekuje.a
jem natomiast miesa konskiego, w zadnym przypadku i nigdy. Ale ci co mnie zapraszaja, wiedza o tym od przedwiekow, zreszta nikomu to nie przyszlo do glowy.
Nie wyobrazam sobie zas, ze moje dzieci nie beda jadly kalafiora, albo innego mielonego.
Wolno nie jesc watrobki, wolno nie jesc owocow morza (co za szkoda), ale tak zwane wszystko mozna brac na dokladke.Mozna tez nie dobrac.
W rodzinnym obiedzie francuskim jemy to co nam nalozono przy nas z polmiskow, w aktualnie modnym obiedzie, wazne (najwazniejsze) sa graficzne dobory, nad tym nie panujemy, ale tak ich malutko, ze traktujemy je jako degustacje, a nie obzarstwo.
No wiec i tak nic nie zostanie odeslane do kuchni, bo przed nami jeszcze z piec degustacyjnych dan wjaedzie.
Ale zeby odpowiedziec Lubczykowi: fanaberii nie znosze, w tym duchu (kulinarnym i dziekczynnym) wychowalam dzieci,nic wspolnego z hipokryzja.
Dzieci, a juz teraz dorosli ludzie, jakos przywoza inne pomysly,inne dania, chocby z dalekiej Mongolii.
Faktycznie, we Francji czysci sie talerz (co by na nim nie bylo) bagietka, nie jest to wielce eleganckie, ale oczyszcza sie z najlaepszego sosu??????),
najlepszego sera zmieszanego z vinegretem, faktycznie kawalki sera z tymze vinegretem bardzo milo sie poslubiaja.
Ja wcale nie chronie - bronie Francji, a kysz, a niby dlaczego mam tak bronic, mnie sie we francuskiej kuchni podoba jedna rzecz. Ze nic nie jest na stale,
ze wszystko sie "fluktuuje", ze i ja moge zmienic najbardziej staly przepis.
Chyba wszyscy jak tu jesteśmy, jesteśmy wychowani w duchu pokory do darów Bożych. To co tu piszę nie jest żadną kpiną. Jako dziecku nie wolno mi było wstać od stołu, zanim talerz przede mną nie był "czysty". Wyrzucanie jedzenia traktowane było jako ciężki grzech.
Pamiętam, że wtedy takie potrawy jak fasola czy kasza gryczana "rosły" mi w ustach z obrzydzenia. Nikt się mnie nie pytał czy mi to smakuje. Nakaz opróżniania talerza był restrykcyjnie przestrzegany.
No ale to są zupełnie inne tematy - jedzenie wśród domowników, albo w gościnie.
Dlatego nie chce mi się wierzyć w opowieści znajomej pani, której córka mieszka we Francji, że tam zjadanie do końca traktowane jest powszechnie jako brak okrzesania. W tejże Francji jedzenie jest bardzo drogie i nie sądzę, że oni tam "śpiąc na pieniadzach", mogą sobie pozwolić na permanentne marnotrawstwo.
Może jest to maniera panująca przy stole na dworach monarszych, gdzie okazywanie zdrowego apetytu traktowane jest jako objaw prostactwa.
Sądzę, że my "maluczcy" żyjemy zdrowiej no i bez zbednej hipokryzji
na dworach panujacych je sie tak dlugo ja dlugo je Krol czy Krolowa. Jesli on/ona wstaja od stolu musza wstac wszyscy bez wzgledu na to czy zjedli czy nie. Oczywiscie dobrze wychowana glowa panujaca stara sie tak dlugo przebywac przy stole aby dac innym mozliwosc spozycia calego posilki. :-))
Ta anegdotka zabawna choc prawdziwa swiadczy tylko o etykiecie dworskiej czy jakiejs dyplomatycznej. Ma niewiele wspolnego z tym ze wypada cos zostawic na talerzu badz nie.
Użytkownik Dorota zza plota napisał w wiadomości:
> na dworach panujacych je sie tak dlugo ja dlugo je Krol czy Krolowa. Jesli
> on/ona wstaja od stolu musza wstac wszyscy bez wzgledu na to czy zjedli czy
> nie. Oczywiscie dobrze wychowana glowa panujaca stara sie tak dlugo przebywac
> przy stole aby dac innym mozliwosc spozycia calego posilki. :-)) Ta anegdotka
> zabawna choc prawdziwa swiadczy tylko o etykiecie dworskiej czy jakiejs
> dyplomatycznej. Ma niewiele wspolnego z tym ze wypada cos zostawic na talerzu
> badz nie.
Przypuszczam (bo nie jestem pewien czy tak jest) że zwyczaj zostawiania jedzenia na talerzu pochodzi prawdziewie od dam dworu, które dbajac o linię, z zasady przerywały jedzenie w momencie, w którym potrawa zaczynała najlepiej smakować. O dietach wtedy jeszcze nie słyszano, stąd logiczna "wymuszona" rezygnacja z jedzenia!
;-) te damy dworu scisniete gorsetem nie mialy szans by sie najesc :-). Poza tym faktycznie kiedys dobrze wychowana "panienka" MUSIALA jesc tyci tyci zeby nie wyjsc na obzartucha tylko delikatne, dziewcze dla przyszlego meza latwe w utrzymaniu bo tanie - Miala jesc niewie ale wygladac mniej lub bardziej "pulchnie".
Posty graly swoja role. Czym sie zapychalo z rozluznionym gorsetwn "przed" badz "po" przyjeciu to juz inna bajka. Chude glodomory modne sa przeciez od stosunkowo niedawna.
lubczyku mily, albo ja nieokrzesana, no ale przeczytalam wszystkie wpisy i wyszlo mi na to, ze to ja ta "znajoma pania", a moze cos mi umknelo.
pewnie umknelo, bo z zalem stwierdzam, ze zadnej corki nie mam, z zalem, z zalem.
a w goscinie, to jak wyzej napisalam bez fanaberii, choc z lekka hipokryzja. Jemy wszystko co nam podadza, nie wdajemy sie w dyskusje na temat smakow( choc jezyk swierzbi), u niektorych smaki zaleza od pani domu, u innych od aktualnej gosposi, ale w zadnym wypadku na te tematy nie wdajemy sie przy stole.
Jak slusznie stwierdziles jedzenie drogie, a nawet jesli tanio kupowane, to tez nie wypada. Dzisiaj dany nam byl kaplon na kolacje u przyjaciol, suchy jak stara panna angielska, do tego jakies kartofle w mundurkach, cale szczescie, ze mlode dziecko przypomnialo sobie o przystawce z ktora wspolpracowalo,
i tak po drugim daniu podano zupe krem z dyni na ostro.
Po zupie podano fantasrtczny mus z mango i takimz sorbetem.
Tuz przed wyjsciem gosci, pani domu przypomniala sobie, ze zakupila w najlepszej piwnicy sery. Goscie odlozyli szaliki i czapki, otworzono super wina
i zaczela sie degustacja serow.
Pani domu jest slodka Szkotka, gotuje na ogol fantastycznie, a akurat dzisiaj z powodow glupich politycznych dyskusji, wszystko sie jej wymknelo.
Ale bylo i tak i tak milo i przyjemnie.
Dokładnie tak - talerz wymyty do czysta w każdych warunkach. I to nie raz i nie dwa...A do Francji jeżdżę już prawie 10 lat. Ale coś w tym jest - co pisze Kokliko - szkoda zostawić najlepsze...
A jeszcze większym szokiem było dla mnie śniadanie bez talerza. Najpierw siedzieliśmy delektując sie kawą, czekając na innych. W wyniku obserwacji - rogalika (zresztą boskiego) kładzie sie na stole, smaruje masłem, dżemem. Po konsumpcji i opuszczeniu miejsca pani przychodziła i wycierała dla następnego gościa...Nikt nie poprosił o talerz, a hotel był spory i wielce zabytkowy (w takim łożu to chyba potem nigdy nie spałam). Co kraj to obyczaj.
Albo przerwa śniadaniowa. Godzina 12 - trzeba wszystko zostawić, bo trzeba jeść. Rozumiem pracowników, ustalone godziny rzecz święta...ale zwiedzaliśmy ze znajomymi fort, byliśmy tam tylko my (grupa moze 6 osobowa)- wyciągnęli nas z podziemi, bo wybiła 12 - i trzeba było zjeść przyniesione kanapki (jakby nie mogły poczekać godziny)
Ja też uwielbiam zjadać dekoracje :):)
W mojej rodzinie już mnie pod tym względem znają. :)
Mnie denerwuje takie zachowanie,powinno sie najpierw wlozyc mala porcje i sprawdzic czy nam zasmakuje,dopiero potem ewentualna dokladka.Niektorzy napakuja caly talerz, potem nie zjadaja.Nie wiem czemu ludzie tak robia,boja sie ze dla nich zabraknie ? Moi goscie raczej wymiataja z talerzykow do czysta, wtedy i ja i oni sa zadowoleni :)
Przeczytałam uważnie wszystkie wpisy i doszłam do optymistycznego wniosku: Jak to dobrze, że w ogóle myślimy co zachowaniu się przy stole! A nie tylko "żremy" .
Mnie nauczono, aby nie zostawiać na talerzu resztek (poza niezjadliwymi częściami). Najważniejsza zasada, o której wszyscy mówią: nakładamy na próbę mała porcję - smakuje- to dokładka. A gospodyni ucieszy się, że jej potrawa ma wzięcie. Irytujące jest to, jak ludzie, głównie panowie pozostawiają mnóstwo odpadów po np. kurczaku, rybach. Na talerzu panuje obrzydliwy bałagan, aż się odechciewa jeść. Zawsze boję się eksperymentów kuchennych. Nagle w ulubionej potrawie znajduję coś, czego nie zjadam. I klapa, muszę zostawić, bo ... cofka! Kiedyś, dawno, dawno temu, gdy modne zaczynały być owoce morza, podano mi je źle ugotowane i męczyłam się strasznie (a byłam w tzw. towarzystwie). Aby je przełknąć, zużyłam swoje napoje, wina, szampany i męża też. Odchorowałam to koszmarnie, ale nie wypadało mi zostawić pełen talerz. Goście nałożyli inne potrawy, ja miałam pecha. Teraz do nowości podchodzę jak do jeża.
Nasze dylematy chyba pomogłaby rozwiązać Pani Jolanta Kwaśniewska w Lekcji Stylu.
Użytkownik lugato napisał w wiadomości:
...dawno temu, gdy modne zaczynały być
> owoce morza, podano mi je źle ugotowane i męczyłam się strasznie (a byłam
> w tzw. towarzystwie). Aby je przełknąć, zużyłam swoje napoje, wina,
> szampany i męża też....
Ciekawe jak mąż po tym "zużyciu" wyglądał?
Bahus
Zuzytego meza wymienila, no bo ile mozna te same buty uzywac, kiedys trzeba nowe zakupic.............