Człowiek się stara aby wszystko było na czas. Natomiast goście często są wręcz niefrasobliwi. Są tacy, którzy nigdy nie przyjdą na wyznaczoną porę. Inni rozmaicie. Raz tak, raz inaczej. Zawsze punktualni - zdarzają się rzadko. Najgorsze jest wtedy, kiedy notorycznie spóźnialscy wyjątkowo przyjdą korekt, to wtedy ci porządni, dla odmiany muszą się spóźnić.
Od pewnego czasu przestałem czekać na spóźnialskich i podaję potrawy zgodnie z harmonogramem. Częściowo pomogło, bo spóźnienia z pełnej godziny, zmniejszyły się o połowę.
Znowu wrócę do Francji. Tam podobno przyjść punktualnie na przyjęcie jest nietaktem, bo na 100% zastanie się gospodarzy w całkowitym proszku. Czy ta Francja to ona leży w Europie?
Nie cierpie spoznialskich. Przygotowujac przyjecie..jestem zawsze gotowa na ostatni guzik o wyznaczonej porze. Sami eowniez punktualnie zjawiamy sie u naszych znajomych. Wyjatek stanowi nieraz kilka minut..szukania parkingu.. ale to najwyzej 5-10 minut. Przyjezdzajacy do nas nie maja takich problemow, bo zawsze znajdzie sie jakis wolny parking. Znajomi mieszkaja w samym centrum Norymbergi..i u nicj jest to nieraz przeszkoda.. znalezienie wolnego miejsca dla samochodu. Co do Francuzow..mamy znajomych, ktorzy czesto bywaja w Norymberdze i gdy sie z nimi umawiamy..to wiadomo, chesz aby przyszli o 16tej..powiedz aby byli o 15tej ;) Bulgarzy np. tak samo.. maja caly czas swiata.. i nigdy nie sa punktualni. Maja swoje powiedzonka: " Gdy mowie, ze juz ide! - to znaczy za 15 minut, jak mowie.. zaraz - to znaczy pol godziny "
To ostatnie zdanie to jakbym swojego Susła widziała, ale wracając do sedna sprawy ja nienawidzę się spóźniać i ja sama jestem punktualna. Nie daj Bóg wybrać się z Susłem do ludzi, to jest mi tak wstyd, że hej, bo zawsze on jest niegotowy, bo zawsze jeszcze ma coś do zrobienia, dosłownie mnie trafia.
Z kolei lubię gości punktualnych i takowych mam :) Uważam, że należy szanować swój jak i innych czas :)
Ja też nie lubię spóźnialskich i maksymalnie ograniczam kontakty towarzyskie z takimi ludźmi, bo dla mnie notoryczne spóźnianie się to oznaka braku szacunku do mojej osoby. Ja nigdy się nie spóźniam. Wręcz przeciwnie, zawsze zjawiam się chwilkę przed i czekam np. w samochodzie na ustaloną godzinę. Natomiast mój mąż ma kompletnie kosmiczne poczucie czasu: jego "zaraz" trwa w porywach do 2 tygodni, a "już" jakieś dwie godziny. I nie mogę tego wytępić!
Ja na swoich gości nie narzekam, jeszcze im się nie zdarzyło spóźnić więcej niż kilka ( czasem kilkanaście ) minut, ale w przysłowiowym akademickim kwadransie się mieszczą. Ja lubię być 5 minut po ustalonej godzinie i zazwyczaj tak robię. Natomiast mam znajomych, którzy zapraszając gości nigdy nie potrafią sprecyzować, o której dokładnie mamy być. Godzinę określają " tak koło 17 - 18 " i jak próbuję dopytać się bliżej której, to słyszę " jak wam wygodniej ". Na Śląsku na początku imprez podaje się zazwyczaj ciasto, a potem się je sprząta i wystawia wszystko do zakąszania i już nam się zdarzyło trafić całkiem " po cieście " kiedy wszyscy inni siedzieli już przy stole. Innym razem idąc o podobnej porze nie było nawet połowy zaproszonych gości. Zawsze mieścimy się w tych "widełkach" czasowych, ale schodzenie się do nich trwa czasami do dwóch godzin. Ciągle nie mogę się do tego przyzwyczaić, chociaż trwa to już z 8 lat.
Oj , nie jest łatwo być gościem Lubczyka :)) bez wykucia zasad wszelakich ...
Czy bez butów przyjść , a jeśli w butach , to jak i gdzie wyczyścić ... Czy spóźnić się książkowo , czy czekać pod domem aż kur zapieje ustaloną ilość razy ... Czy zjeść wszystko , niezależnie od tego czy smakuje , czy może ( również niezależnie od tego czy smakuje ) zostawić wymagany procent na talerzu ...
A wszystko to w bloku , który udaje Wersal :)))
Dla mnie to przerost formy nad treścią jest . Goście są dla przyjęcia , czy przyjęcie dla gości ? I piszę tu o domowych przyjęciach , a nie spotkaniach dyplomatycznych :) Ja wolę myśleć , że przyjęcie dla gości ... Owszem , możemy się umówić , że udajemy wielki świat ( jeśli jest taka potrzeba :) , ale nie należy zapominać , że to tylko udawanie jest ... I owszem , jako gospodyni wkładam całą duszę , serce i ciało ;)) , żeby wszystko było zapięte na ostatni guzik , ale staram się nie zapominać , że jedzenie ma być tylko pretekstem do spotkania ... w butach , czy bez ;)))
Ja z zasady jestem punktualna,chyba ze sila wyzsza.Jezeli ktos zaprasza na okreslona godzine to chyba ma jakis powod ,ze wlasnie na ta a nie godzine pozniej.Tak goscie sa dla przyjecia-ale co gdy jest zaproszonych 5 par na obiad/w piekarniku indyk lub ryba / a jedna z par przychodzi godzine pozniej?Czy wszyscy maja czekac az sie pojawia.Takie cos jest dla mnie lekcewazeniem gospodarzy.Takich gosci nie zapraszam powtornie.Czy spozniamy sie na pociag czy samolot? Chyba nie/odleci bez nas/.
do Lubczyka: w zasadzie zgadzam sie do wypowiedzi Kojonsky, a co do Francji, w ktorej zasiedzialam sie od lat trzydziestu i pare, to powiem Ci, ze zaproszenia na ogol choc zawsze na godzine 20- ta, maja to do siebie, ze goscie maja prawo sie spoznic o trzy kwadranse ( w tym czasie niespoznalscy i zaaszajacy konsumuja oliwki i rozne slone ciastzczka aperitifowe). Nikt nie ma za zle gosciom, bo albo utkneli w korkach, albo w zaden sposob nie daja sie rady zaparkowac. Co najwyzej za zle, to te nieustajace telefony. Rybe z piekarknika, albo mieso co ma byc rozowe, tez jakos potrafimy zaplanowac. Najgorsi goscie, to ci ominieci przez korki i dzwoniacy do drzwi na trzy kwadranse przed......Kiedy jestesmy jeszcze w szlafrokach.
Specjalnie nikt tym sie nie przejmuje, bo na ogol przynajmniej raz w tygodniu albo jestesmy zapraszani, albo sami zapraszamy, wiec takie spoznienia w biesiady juz wliczone. Natomiast NIGDY nie widzialam, nie slyszalam, zeby zostawiac jakies keski na talerzu dla formy. Francuzi chetnie zapraszaja sie na kolacje, sa strasznie lakomi, wiec ani pol keska nie zostawi nikt na talerzu, czekaja z niecierpliwoscia na ciag dalszy, czyli sery, desery, ciekawa jestem skad te wiesci....ze wypada w tym nadsekwanskim kraju cos zostawic Kolacje francuskie sa duzo mniej protokularne niz anglosaskie, tutaj mozna sobie dlubac w uszach, jak w Rzymie opowiadac o zapaleniu nosa u najmlodszej latorosli, przyniesc wino kompletnie bezsensowne, najwazniejsza jest swada w trakcie.
Jeden jedyny raz bylismy zaproszeni do Wiedenczykow, wiec nie wypada wyciagac wnioskow, byl ogolny, ze sie tak wyraze "duposscisk". czulam sie jak dworka z bezslubnymi dziecmi, ktorych Kajzer nie p olubil. A na stole sto i piec sztuccow, natomiast nie zapomne do smierci deseru, bo tak mi sie wbil w zeby, a pewno byl deserem znakomitym, ja zapamietalam wylacznie tylko ze trzy rodzaje orzeszkow.
Lubczyku: bylo najpierw beznadziejnie, potem strasznie tlusto, a potem rownie beznadziejie, ale nie wierze, ze to beznadziejnosc kuchni austriackiej. TO BYLA MOJA BEZNADZIEJNOSC, ze skupilam sie na tym co mi sie nie spodobalo.
Dziękuję za miłą i rzeczową odpowiedź Te "rewelacje" na temat tego co przystoi we Francji a co nie, z akcentem na to, że my jesteśmy w porównaniu drobnymi prostaczkami, opowiada znajoma pani, której córka od lat mieszka we Francji. Tam podobno wszystko jest najlepsze. Wina, sery, i sami Francuzi, i ich zwyczaje. Trochę mi w ten sposób obrzydziła i owe państwo i jego mieszkańców
Co do kuchni w Austrii. Sama gstronomia generalnie do niedawna była na dość wysokim poziomie. Dlaczego piszę, że była? Bo pracujący w tym zawodzie otrzymują kiepską zapłatę. Dlatego absolwenci tematycznych szkół natychmiast po otrzymaniu dyplomu wyjeżdżają za granicę. Tam znajdują zatrudnienie w najwytworniejszych hotelach i restauracjach całego świata. Obecnie w Austrii za płytą kuchenną stają przeważnie obywatele krajów bałkańskich lub azjatyckich. Wienerschnitzel usmażony przez kogoś wychowanego na innej kuchni, smakuje inaczej. Często gorzej - niestety Idąc do restauracji, jak wszędzie, trzeba wiedzieć gdzie dobrze dają jeść. A w domach prywatnych bywa różnie.
Użytkownik kojonkosky napisał w wiadomości: > Oj , nie jest łatwo być gościem Lubczyka :)) bez wykucia zasad wszelakich
Bez obaw proszę. Nikomu w progu nie wręczam bloku instrukcji poprawnego zachowania ani nie biję tych, którzy się uparli zdjąć buty Jak wspomniałem, zapraszając gości, których upodobania smakowe nie są mi znane, zawsze staram się zasięgnąć in formacji czego nie lubią, albo wręcz nie jadają. Może dlatego u mnie nie namawia się nikogo aby zjadał do czysta. Lubię jak goście sami (często z malutkim rumieńcem zawstydzenia > bo tak niby nie wypada) proszą o dokładkę. Czasami goście dają popisy zachowania, którego sam bym nie naśladował. Np. pewna rzekomo dystyngowana pani, starając się ukryć upodobanie do alkoholu, aby "bezkarnie" publicznie otrzymać dodatkowy kieliszek wódki, wlewa ją sobie na talerz do nawet najdelikatniejszych deserów. Tak robi od lat. Wszyscy wiedzą o co chodzi i nikt tego nie komentuje
Nie mogę powiedzieć, że polubiłem wiecznie spóźnialskich, ale jakoś staram się ich zrozumieć, bo jak się do nich idzie, to najczęściej przyjęcie rozpoczyna się z minumum godzinnym opóźnieniem. Widocznie mają to w genach
Suma sumarum moją naczelną zasadą jest - gość w dom, Bóg w dom Chyba mi się to jakoś udaje, bo chętni do bycia zaproszonym czekają w długiej kolejce. Mam malutkie mieszkanko i jednorazowo mogę zaprosić najwyżej 3 pary!
Dobre, bardzo mi sie podoba! Mysle, ze po to wlasnie wymyslono "antipasto" czy przystawke czy "aperitiv" kto jest na czas lub przed czasem podjada, jesli "umiera z glodu" i w ten sposob czeka sie na gorace danie, ktore podaje sie wszystkim...
Ja wolę tych niepunktualnych od tych co ppotrafia przyjśc 20 minut wcześniej /bo córka nie mogła nas później przywieźć/, chociaż nie powiem że tych pierwszych lubię, ja czekam kwadrans akademicki i impreza się zaczyna. Kiedyś u znajomych 10 osób karnie czekało na parę, która się spóźniała -50 minut.........
Nie lubie spoznialskich gosci...ale chyba gorsi sa ci, ktorzy przychodza za wczesnie. U mnie musi byc wszystko, za nim przyjda goscie, dopiete na ostatni guzik, stol nakryty, swiece zapalone...gospodyni cacy:)... Mialam takich gosci, ze przyjezdzali prawie zawsze godzine za wczesnie... i niby w zartach, im to wypominalam...nastepnymi razy (mieszkam blisko lasu) spacerowali sobie godzinke po lesie i juz punktualnie dzwonili do drzwi...smiechu bylo co niemiara, ...czasami jakies grzybki przyniesli :)... Teraz czasy sie zmienily i ze wzgledow na prace przyjezdzaja czasami 2 godz. pozniej :(:(
U nas w rodzinie gości zaprasza się na konkretną godzinę. Nie bacząc na spóźnialskich o ustalonej porze podaje się ciasto i kawę (zawsze od tego zaczynamy). Potem zgodnie z planem następne dania. Nigdy na nikogo się nie czeka. Spóźnialskich zawsze pyta się czy chcą zacząć od ciasta czy od konkretów. Ich wybór. Nikt nie robi problemu z tego, że jedni jedzą już kolację a inni dopiero ciasto zaczynają. Zawsze tak było i jest. Gość przede wszystkim ma czuć się dobrze, spóźnienie nie może pozbawiać go potraw a jedyne co go mija dobra zabawa.
Naleze do osob w miare punktualnych czyli "studencki kwadrans" nigdy wczesniej i nigdy pozniej. Tego samego oczekuje od gosci, uwazam, ze to mi sie nalezy jak psu buda:))) Skoro ich karmie:))) a karmie raczej dobrze, bo chetnie wracaja. Natomiast zdaje sobie sprawe z trudnosci dotarcia na konkretna godzine, bo to roznie bywa tak z komunikacja miejska jak i samochodami, pewnych rzeczy nie da sie przewidziec, ale tez nie nalezy z ich powodu rwac wlosow z glowy, zwlaszcza tych swiezo malowanych wlosow:)) W zwiazku z tym u mnie przyjecie zaczyna sie zawsze drobnym "cos na zab" w postaci oliwek, sera, krakersa, czy owocow, ten rutual trwa ok. godziny i w ciagu tej godziny zdecydowanie wszystkim gosciom udaje sie przybyc. Jesli nawet ktos zdazyl na ostatnia minute, to przedluzam czas zakasek o nastepne 15-20 min, zeby akurat ci ostatni nie odczuli tego, ze czekalismy na nich zerkajac na zegarki i przebierajac odnozami:) Kilka razy mi sie zdarzylo, ze zaproszeni goscie w czasie imprezy "wyznali", ze przyjechali wczesniej, duzo wczesniej. Troche mnie ta informacja zbila z pantalyka, bo do drzwi zapukali o odpowiedniej porze, a nawet 5min pozniej niz umowiona godzina. Okazalo sie ze Amerykanie maja ten PIEKNY zwyczaj, ze nie zaskakuja gospodyni w szlafroku:)) tylko jak przybeda wczesniej to ida na spacer, lub zabijaja czas w pobliskim kiosku z gazetami przy kubku kawy. Tak tak, w Ameryce kubek (papierowy) kawy mozna kupic wszedzie i to jest cudowne:))) Bardzo mi sie to podoba, bo to znaczy, ze jesli sie chce, to mozna myslec z troska o gospodynie, ktorej nie chcemy denerwowac zbyt duzym spoznieniem, ale tez nie chcemy zastac z lokowka w reku:))) Ja to nazywam TAKT:))
Kobieto,czemu ty znowu podajesz przykłady z Francji!Tu jest Polska!Denerwujące jest to że goście się spóźniają,to oni powinni się trochę wstydzic,a nie Ty.Widocznie są tak nauczeni się ciągle spóźniac.Cóż ludzi nie zmienisz,naucz się trochę przymykac oko na pewne zachowania gości.
Lubczyk lubi marudzić. Aż sama się zastanawiam co zrobiłam nie tak. Przyjechałam raczej o określonej godzinie ( podałam,że będę około :) ). Butków nie usiłowałam ściągać, natomiast synek dostał pokaźną porcję mimo,że prosił o troszkę :). Jest jeszcze jedna rzecz, ale może w Austrii są inne zwyczaje.
Użytkownik bea39 napisał w wiadomości: > Lubczyk lubi marudzić. Aż sama się zastanawiam co zrobiłam nie tak. > Przyjechałam raczej o określonej godzinie ( podałam,że będę około :) ). > Butków nie usiłowałam ściągać, natomiast synek dostał pokaźną > porcję mimo,że prosił o troszkę :). Jest jeszcze jedna rzecz, ale > może w Austrii są inne zwyczaje.
Zestresowany to byłem bardziej ja niż goście.
Co do dzieci (OGÓLNIE!) w gościnie za stołem, to apetyty i zachowania bywają nieobliczalne. Dzisiaj powszechnie już dawno tego się nie przestrzega, ale za czasów mojego dzieciństwa, pociechy obowiązkowo sadzano przy osobnym stole
Till była u mnie z mężem i dwiema małymi córeczkami (jeszcze w Lubczykowie) Jakoś obyło się bez zgrzytów i mam madzieję, że jako gospodarz mile zapisałem się w pamięci dziewczynek.
No nie zgrzytam, nie zgrzytam. Było miło i sympatycznie :) Po prostu odnosze się do tematu wszystkich trzech Twoich postów. Pamiętaj każdy kij ma 2 końce. Jeśli zastanawiamy się nad czymś jako gospodarz, to trzeba się liczyć,że goście mogą to widzieć z tej drugiej strony. I nie koniecznie tak samo.
I w zasadzie to jest największa sztuka - stworzyć taką atmosferę aby wszyscy czuli się świetnie zrelaksowani. Tak to już bywa, że przebywając np. u państwa "A" czujesz się jak u mamy. Natomiast w gościnie u "B" zawsze jest sztywno, choć wszyscy udają, że im dobrze Myślę, że to się czuje przez skórę, czy się jest goszczonym od serca, czy zaproszono Cię z obowiązku (np. rewanżu) Niektórzy gościnność mają w genach. Innym natomiast nawet starania nie pomogą, bo wszystko natychmiast wyczujesz jako sztuczne.
To co tu piszę nie dotyczy nikogo osobiście! Takie spostrzeżenia pewnie czynicie sami i bez mojego ględzenia
Albo się jest punktualnym i szanuje bliźnich albo nie i nie jest ważne w jakich okolicznościach to się dzieje. Trudno mi sobie wyobrazić, że ktoś na przyjęcia przychodzi punktualnie, a do pracy nie lub odwrotnie. Oczywistą rzeczą jest, że tak zwane przypadki losowe powodują zawirowania czasowe, ale tylko to może mnie wytłumaczyć ze spóźnienia lub nieobecności.
Czosie we Wloszech rowniez "wypada" sie spoznic...10 max 15 min. ale raczej powinno sie przyjsc troche pozniej. Niesamowitym nietaktem jest natomiast przyjsc przed czasem! Dla mnie osobiscie jest to bardzo zenujace...tak jak zdejmowanie butow...zreszta, z innego watku...kto chce niech zdejmuje kto nie, nie... Jednak najgorszym zdarzeniem jakie mnie spotkalo na urodzinach kolezanki meza, rodowitej dobrze sytuowanej Wloszki, ktora jeszcze przy gosciach wyjela odkurzacz i zaczela zbierac nim wszystkie okruchy!!! Ja bylam w szoku, i z reszta cale towarzystwo rowniez...wszyscy szybko zaczeli sprzatac po czym jeszcze szybciej siei zmyli. Powiedzialalm mezowi, zeby nigdy wiecej nie akceptowal zaprosin tej dziwczyny.
Człowiek się stara aby wszystko było na czas. Natomiast goście często są wręcz niefrasobliwi.
Są tacy, którzy nigdy nie przyjdą na wyznaczoną porę. Inni rozmaicie. Raz tak, raz inaczej.
Zawsze punktualni - zdarzają się rzadko.
Najgorsze jest wtedy, kiedy notorycznie spóźnialscy wyjątkowo przyjdą korekt, to wtedy ci porządni, dla odmiany muszą się spóźnić.
Od pewnego czasu przestałem czekać na spóźnialskich i podaję potrawy zgodnie z harmonogramem.
Częściowo pomogło, bo spóźnienia z pełnej godziny, zmniejszyły się o połowę.
Znowu wrócę do Francji. Tam podobno przyjść punktualnie na przyjęcie jest nietaktem, bo na 100% zastanie się gospodarzy w całkowitym proszku.
Czy ta Francja to ona leży w Europie?
no jakby nie patrzec Francja lezy w Europie
ja takze podaje potrawy zgodnie z godzina ustalona z goscmi. jezeli nie przyjda na czas, to niestety jedza na zimno.
mnie bardziej denerwuje spoznialski maz wracajacy z pracy niz goscie.
Francja- Francją, ale na forum widzę pełen Wersal;) Oj, Ludzie jak ja Was lubięęęęęęę!
Nie cierpie spoznialskich. Przygotowujac przyjecie..jestem zawsze gotowa na ostatni guzik o wyznaczonej porze. Sami eowniez punktualnie zjawiamy sie u naszych znajomych. Wyjatek stanowi nieraz kilka minut..szukania parkingu.. ale to najwyzej 5-10 minut.
Przyjezdzajacy do nas nie maja takich problemow, bo zawsze znajdzie sie jakis wolny parking. Znajomi mieszkaja w samym centrum Norymbergi..i u nicj jest to nieraz przeszkoda.. znalezienie wolnego miejsca dla samochodu.
Co do Francuzow..mamy znajomych, ktorzy czesto bywaja w Norymberdze i gdy sie z nimi umawiamy..to wiadomo, chesz aby przyszli o 16tej..powiedz aby byli o 15tej ;)
Bulgarzy np. tak samo.. maja caly czas swiata.. i nigdy nie sa punktualni. Maja swoje powiedzonka: " Gdy mowie, ze juz ide! - to znaczy za 15 minut, jak mowie.. zaraz - to znaczy pol godziny "
To ostatnie zdanie to jakbym swojego Susła widziała, ale wracając do sedna sprawy ja nienawidzę się spóźniać i ja sama jestem punktualna. Nie daj Bóg wybrać się z Susłem do ludzi, to jest mi tak wstyd, że hej, bo zawsze on jest niegotowy, bo zawsze jeszcze ma coś do zrobienia, dosłownie mnie trafia.
Z kolei lubię gości punktualnych i takowych mam :) Uważam, że należy szanować swój jak i innych czas :)
Ja też nie lubię spóźnialskich i maksymalnie ograniczam kontakty towarzyskie z takimi ludźmi, bo dla mnie notoryczne spóźnianie się to oznaka braku szacunku do mojej osoby. Ja nigdy się nie spóźniam. Wręcz przeciwnie, zawsze zjawiam się chwilkę przed i czekam np. w samochodzie na ustaloną godzinę. Natomiast mój mąż ma kompletnie kosmiczne poczucie czasu: jego "zaraz" trwa w porywach do 2 tygodni, a "już" jakieś dwie godziny. I nie mogę tego wytępić!
Ja na swoich gości nie narzekam, jeszcze im się nie zdarzyło spóźnić więcej niż kilka ( czasem kilkanaście ) minut, ale w przysłowiowym akademickim kwadransie się mieszczą. Ja lubię być 5 minut po ustalonej godzinie i zazwyczaj tak robię.
Natomiast mam znajomych, którzy zapraszając gości nigdy nie potrafią sprecyzować, o której dokładnie mamy być. Godzinę określają " tak koło 17 - 18 " i jak próbuję dopytać się bliżej której, to słyszę " jak wam wygodniej ".
Na Śląsku na początku imprez podaje się zazwyczaj ciasto, a potem się je sprząta i wystawia wszystko do zakąszania i już nam się zdarzyło trafić całkiem " po cieście " kiedy wszyscy inni siedzieli już przy stole. Innym razem idąc o podobnej porze nie było nawet połowy zaproszonych gości.
Zawsze mieścimy się w tych "widełkach" czasowych, ale schodzenie się do nich trwa czasami do dwóch godzin.
Ciągle nie mogę się do tego przyzwyczaić, chociaż trwa to już z 8 lat.
Oj , nie jest łatwo być gościem Lubczyka :)) bez wykucia zasad wszelakich ...
Czy bez butów przyjść , a jeśli w butach , to jak i gdzie wyczyścić ...
Czy spóźnić się książkowo , czy czekać pod domem aż kur zapieje ustaloną ilość razy ...
Czy zjeść wszystko , niezależnie od tego czy smakuje , czy może ( również niezależnie od tego czy smakuje ) zostawić wymagany procent na talerzu ...
A wszystko to w bloku , który udaje Wersal :)))
Dla mnie to przerost formy nad treścią jest .
Goście są dla przyjęcia , czy przyjęcie dla gości ?
I piszę tu o domowych przyjęciach , a nie spotkaniach dyplomatycznych :)
Ja wolę myśleć , że przyjęcie dla gości ...
Owszem , możemy się umówić , że udajemy wielki świat ( jeśli jest taka potrzeba :) , ale nie należy zapominać , że to tylko udawanie jest ...
I owszem , jako gospodyni wkładam całą duszę , serce i ciało ;)) , żeby wszystko było zapięte na ostatni guzik , ale staram się nie zapominać , że jedzenie ma być tylko pretekstem do spotkania ... w butach , czy bez ;)))
Ja z zasady jestem punktualna,chyba ze sila wyzsza.Jezeli ktos zaprasza na okreslona godzine to chyba ma jakis powod ,ze wlasnie na ta a nie godzine pozniej.Tak goscie sa dla przyjecia-ale co gdy jest zaproszonych 5 par na obiad/w piekarniku indyk lub ryba / a jedna z par przychodzi godzine pozniej?Czy wszyscy maja czekac az sie pojawia.Takie cos jest dla mnie lekcewazeniem gospodarzy.Takich gosci nie zapraszam powtornie.Czy spozniamy sie na pociag czy samolot? Chyba nie/odleci bez nas/.
do Lubczyka:
w zasadzie zgadzam sie do wypowiedzi Kojonsky, a co do Francji, w ktorej zasiedzialam sie od lat trzydziestu i pare, to powiem Ci, ze zaproszenia
na ogol choc zawsze na godzine 20- ta, maja to do siebie, ze goscie maja prawo sie spoznic o trzy kwadranse ( w tym czasie niespoznalscy i zaaszajacy
konsumuja oliwki i rozne slone ciastzczka aperitifowe). Nikt nie ma za zle gosciom, bo albo utkneli w korkach, albo w zaden sposob nie daja sie rady zaparkowac. Co najwyzej za zle, to te nieustajace telefony.
Rybe z piekarknika, albo mieso co ma byc rozowe, tez jakos potrafimy zaplanowac.
Najgorsi goscie, to ci ominieci przez korki i dzwoniacy do drzwi na trzy kwadranse przed......Kiedy jestesmy jeszcze w szlafrokach.
Specjalnie nikt tym sie nie przejmuje, bo na ogol przynajmniej raz w tygodniu albo jestesmy zapraszani, albo sami zapraszamy, wiec takie spoznienia
w biesiady juz wliczone. Natomiast NIGDY nie widzialam, nie slyszalam, zeby zostawiac jakies keski na talerzu dla formy.
Francuzi chetnie zapraszaja sie na kolacje, sa strasznie lakomi, wiec ani pol keska nie zostawi nikt na talerzu, czekaja z niecierpliwoscia na ciag dalszy,
czyli sery, desery, ciekawa jestem skad te wiesci....ze wypada w tym nadsekwanskim kraju cos zostawic
Kolacje francuskie sa duzo mniej protokularne niz anglosaskie, tutaj mozna sobie dlubac w uszach, jak w Rzymie opowiadac o zapaleniu nosa u najmlodszej latorosli, przyniesc wino kompletnie bezsensowne, najwazniejsza jest swada w trakcie.
Jeden jedyny raz bylismy zaproszeni do Wiedenczykow, wiec nie wypada wyciagac wnioskow, byl ogolny, ze sie tak wyraze "duposscisk".
czulam sie jak dworka z bezslubnymi dziecmi, ktorych Kajzer nie p olubil.
A na stole sto i piec sztuccow, natomiast nie zapomne do smierci deseru, bo tak mi sie wbil w zeby, a pewno byl deserem znakomitym,
ja zapamietalam wylacznie tylko ze trzy rodzaje orzeszkow.
Lubczyku: bylo najpierw beznadziejnie, potem strasznie tlusto, a potem rownie beznadziejie, ale nie wierze, ze to beznadziejnosc kuchni austriackiej.
TO BYLA MOJA BEZNADZIEJNOSC, ze skupilam sie na tym co mi sie nie spodobalo.
w
Dziękuję za miłą i rzeczową odpowiedź


Te "rewelacje" na temat tego co przystoi we Francji a co nie, z akcentem na to, że my jesteśmy w porównaniu drobnymi prostaczkami, opowiada znajoma pani, której córka od lat mieszka we Francji. Tam podobno wszystko jest najlepsze. Wina, sery, i sami Francuzi, i ich zwyczaje.
Trochę mi w ten sposób obrzydziła i owe państwo i jego mieszkańców
Co do kuchni w Austrii. Sama gstronomia generalnie do niedawna była na dość wysokim poziomie. Dlaczego piszę, że była? Bo pracujący w tym zawodzie otrzymują kiepską zapłatę. Dlatego absolwenci tematycznych szkół natychmiast po otrzymaniu dyplomu wyjeżdżają za granicę. Tam znajdują zatrudnienie w najwytworniejszych hotelach i restauracjach całego świata. Obecnie w Austrii za płytą kuchenną stają przeważnie obywatele krajów bałkańskich lub azjatyckich.
Wienerschnitzel usmażony przez kogoś wychowanego na innej kuchni, smakuje inaczej. Często gorzej - niestety
Idąc do restauracji, jak wszędzie, trzeba wiedzieć gdzie dobrze dają jeść.
A w domach prywatnych bywa różnie.
Użytkownik kojonkosky napisał w wiadomości:
Bez obaw proszę. Nikomu w progu nie wręczam bloku instrukcji poprawnego zachowania
ani nie biję tych, którzy się uparli zdjąć buty 


Chyba mi się to jakoś udaje, bo chętni do bycia zaproszonym czekają w długiej kolejce.
> Oj , nie jest łatwo być gościem Lubczyka :)) bez wykucia zasad wszelakich
Jak wspomniałem, zapraszając gości, których upodobania smakowe nie są mi znane, zawsze staram się zasięgnąć in formacji czego nie lubią, albo wręcz nie jadają. Może dlatego u mnie nie namawia się nikogo aby zjadał do czysta. Lubię jak goście sami (często z malutkim rumieńcem zawstydzenia > bo tak niby nie wypada) proszą o dokładkę.
Czasami goście dają popisy zachowania, którego sam bym nie naśladował.
Np. pewna rzekomo dystyngowana pani, starając się ukryć upodobanie do alkoholu, aby "bezkarnie" publicznie otrzymać dodatkowy kieliszek wódki, wlewa ją sobie na talerz do nawet najdelikatniejszych deserów. Tak robi od lat. Wszyscy wiedzą o co chodzi i nikt tego nie komentuje
Nie mogę powiedzieć, że polubiłem wiecznie spóźnialskich, ale jakoś staram się ich zrozumieć, bo jak się do nich idzie, to najczęściej przyjęcie rozpoczyna się z minumum godzinnym opóźnieniem. Widocznie mają to w genach
Suma sumarum moją naczelną zasadą jest - gość w dom, Bóg w dom
Mam malutkie mieszkanko i jednorazowo mogę zaprosić najwyżej 3 pary!
Dobre, bardzo mi sie podoba! Mysle, ze po to wlasnie wymyslono "antipasto" czy przystawke czy "aperitiv" kto jest na czas lub przed czasem podjada, jesli "umiera z glodu" i w ten sposob czeka sie na gorace danie, ktore podaje sie wszystkim...
Ja wolę tych niepunktualnych od tych co ppotrafia przyjśc 20 minut wcześniej /bo córka nie mogła nas później przywieźć/, chociaż nie powiem że tych pierwszych lubię, ja czekam kwadrans akademicki i impreza się zaczyna.
Kiedyś u znajomych 10 osób karnie czekało na parę, która się spóźniała -50 minut.........
Nie lubie spoznialskich gosci...ale chyba gorsi sa ci, ktorzy przychodza za wczesnie.
U mnie musi byc wszystko, za nim przyjda goscie, dopiete na ostatni guzik, stol nakryty, swiece zapalone...gospodyni cacy:)...
Mialam takich gosci, ze przyjezdzali prawie zawsze godzine za wczesnie... i niby w zartach, im to wypominalam...nastepnymi razy (mieszkam blisko lasu) spacerowali sobie godzinke po lesie i juz punktualnie dzwonili do drzwi...smiechu bylo co niemiara, ...czasami jakies grzybki przyniesli :)...
Teraz czasy sie zmienily i ze wzgledow na prace przyjezdzaja czasami 2 godz. pozniej :(:(
U nas w rodzinie gości zaprasza się na konkretną godzinę. Nie bacząc na spóźnialskich o ustalonej porze podaje się ciasto i kawę (zawsze od tego zaczynamy). Potem zgodnie z planem następne dania. Nigdy na nikogo się nie czeka. Spóźnialskich zawsze pyta się czy chcą zacząć od ciasta czy od konkretów. Ich wybór. Nikt nie robi problemu z tego, że jedni jedzą już kolację a inni dopiero ciasto zaczynają. Zawsze tak było i jest.
Gość przede wszystkim ma czuć się dobrze, spóźnienie nie może pozbawiać go potraw a jedyne co go mija dobra zabawa.
Naleze do osob w miare punktualnych czyli "studencki kwadrans" nigdy wczesniej i nigdy pozniej. Tego samego oczekuje od gosci, uwazam, ze to mi sie nalezy jak psu buda:))) Skoro ich karmie:))) a karmie raczej dobrze, bo chetnie wracaja. Natomiast zdaje sobie sprawe z trudnosci dotarcia na konkretna godzine, bo to roznie bywa tak z komunikacja miejska jak i samochodami, pewnych rzeczy nie da sie przewidziec, ale tez nie nalezy z ich powodu rwac wlosow z glowy, zwlaszcza tych swiezo malowanych wlosow:))
W zwiazku z tym u mnie przyjecie zaczyna sie zawsze drobnym "cos na zab" w postaci oliwek, sera, krakersa, czy owocow, ten rutual trwa ok. godziny i w ciagu tej godziny zdecydowanie wszystkim gosciom udaje sie przybyc. Jesli nawet ktos zdazyl na ostatnia minute, to przedluzam czas zakasek o nastepne 15-20 min, zeby akurat ci ostatni nie odczuli tego, ze czekalismy na nich zerkajac na zegarki i przebierajac odnozami:)
Kilka razy mi sie zdarzylo, ze zaproszeni goscie w czasie imprezy "wyznali", ze przyjechali wczesniej, duzo wczesniej. Troche mnie ta informacja zbila z pantalyka, bo do drzwi zapukali o odpowiedniej porze, a nawet 5min pozniej niz umowiona godzina. Okazalo sie ze Amerykanie maja ten PIEKNY zwyczaj, ze nie zaskakuja gospodyni w szlafroku:)) tylko jak przybeda wczesniej to ida na spacer, lub zabijaja czas w pobliskim kiosku z gazetami przy kubku kawy.
Tak tak, w Ameryce kubek (papierowy) kawy mozna kupic wszedzie i to jest cudowne:)))
Bardzo mi sie to podoba, bo to znaczy, ze jesli sie chce, to mozna myslec z troska o gospodynie, ktorej nie chcemy denerwowac zbyt duzym spoznieniem, ale tez nie chcemy zastac z lokowka w reku:))) Ja to nazywam TAKT:))
Kobieto,czemu ty znowu podajesz przykłady z Francji!Tu jest Polska!Denerwujące jest to że goście się spóźniają,to oni powinni się trochę wstydzic,a nie Ty.Widocznie są tak nauczeni się ciągle spóźniac.Cóż ludzi nie zmienisz,naucz się trochę przymykac oko na pewne zachowania gości.
a do kogo Ty mowisz kobieto? Do Lubczyka? Przeciez to kawal chlopa :-)))
Sorry! To niech będzie chłop!
Lubczyk lubi marudzić. Aż sama się zastanawiam co zrobiłam nie tak. Przyjechałam raczej o określonej godzinie ( podałam,że będę około :) ). Butków nie usiłowałam ściągać, natomiast synek dostał pokaźną porcję mimo,że prosił o troszkę :). Jest jeszcze jedna rzecz, ale może w Austrii są inne zwyczaje.
Użytkownik bea39 napisał w wiadomości:
niż goście. 
> Lubczyk lubi marudzić. Aż sama się zastanawiam co zrobiłam nie tak.
> Przyjechałam raczej o określonej godzinie ( podałam,że będę około :) ).
> Butków nie usiłowałam ściągać, natomiast synek dostał pokaźną
> porcję mimo,że prosił o troszkę :). Jest jeszcze jedna rzecz, ale
> może w Austrii są inne zwyczaje.
Zestresowany to byłem bardziej ja
Co do dzieci (OGÓLNIE!) w gościnie za stołem, to apetyty i zachowania bywają nieobliczalne.
Dzisiaj powszechnie już dawno tego się nie przestrzega, ale za czasów mojego dzieciństwa, pociechy obowiązkowo sadzano przy osobnym stole
Till była u mnie z mężem i dwiema małymi córeczkami (jeszcze w Lubczykowie)
Jakoś obyło się bez zgrzytów i mam madzieję, że jako gospodarz mile zapisałem się w pamięci dziewczynek.
No nie zgrzytam, nie zgrzytam. Było miło i sympatycznie :)
Po prostu odnosze się do tematu wszystkich trzech Twoich postów. Pamiętaj każdy kij ma 2 końce. Jeśli zastanawiamy się nad czymś jako gospodarz, to trzeba się liczyć,że goście mogą to widzieć z tej drugiej strony. I nie koniecznie tak samo.
I w zasadzie to jest największa sztuka - stworzyć taką atmosferę aby wszyscy czuli się świetnie zrelaksowani.
Tak to już bywa, że przebywając np. u państwa "A" czujesz się jak u mamy. Natomiast w gościnie u "B" zawsze jest sztywno, choć wszyscy udają, że im dobrze
Myślę, że to się czuje przez skórę, czy się jest goszczonym od serca, czy zaproszono Cię z obowiązku (np. rewanżu)
Niektórzy gościnność mają w genach. Innym natomiast nawet starania nie pomogą, bo wszystko natychmiast wyczujesz jako sztuczne.
To co tu piszę nie dotyczy nikogo osobiście! Takie spostrzeżenia pewnie czynicie sami i bez mojego ględzenia
Albo się jest punktualnym i szanuje bliźnich albo nie i nie jest ważne w jakich okolicznościach to się dzieje. Trudno mi sobie wyobrazić, że ktoś na przyjęcia przychodzi punktualnie, a do pracy nie lub odwrotnie.
Oczywistą rzeczą jest, że tak zwane przypadki losowe powodują zawirowania czasowe, ale tylko to może mnie wytłumaczyć ze spóźnienia lub nieobecności.
Czosie we Wloszech rowniez "wypada" sie spoznic...10 max 15 min. ale raczej powinno sie przyjsc troche pozniej. Niesamowitym nietaktem jest natomiast przyjsc przed czasem! Dla mnie osobiscie jest to bardzo zenujace...tak jak zdejmowanie butow...zreszta, z innego watku...kto chce niech zdejmuje kto nie, nie...
Jednak najgorszym zdarzeniem jakie mnie spotkalo na urodzinach kolezanki meza, rodowitej dobrze sytuowanej Wloszki, ktora jeszcze przy gosciach wyjela odkurzacz i zaczela zbierac nim wszystkie okruchy!!! Ja bylam w szoku, i z reszta cale towarzystwo rowniez...wszyscy szybko zaczeli sprzatac po czym jeszcze szybciej siei zmyli. Powiedzialalm mezowi, zeby nigdy wiecej nie akceptowal zaprosin tej dziwczyny.
oczywiscie post jest skierowany do Lubczyka...mialo byc Lubczyku...a wyszlo Czosie...upsss