Czasem zastanawiam się, czy można być tak rozkojarzonym, żeby pomylić zwykłą szynę w piekarniku z prowadnicą.
Nastawiłam zakwas. Trzy dni mieszałam drewnianą łyżką, napowietrzając i zaczarowując żytnią mąkę, aby skwaśniała i urosła. Skwaśniała i urosła. Dokarmiłam zakwas odrobiną drożdży, wyrobiłam chleb, urósł. Ucieszyłam się. Włączyłam piekarnik. Co jakiś czas włączałam w piekarniku światełko, żeby obserwować jak skórka powolutku zmienia się w chrupiącą. Pociągałam z lubością nochalem wrażliwym na zapach świeżego pieczywa.
A potem wyciągnęłam blachę z foremkami z chlebem i zaczęłam smarować wierzch olejem, żeby ładnie się błyszczał i szybciej podrumienił. I wtedy poczułam jak wszystko wyjeżdża z piekarnika i robi wielkie ŁUBUDUBU, dzieląc się na dwie połowy. Jedna w postaci pachnącego naoliwionego chlebka wykonuje malowniczy fikołek i opada do góry nogami na kuchenne kafelki, po ułamku sekundy przykrywając się blaszaną czapeczką, która nie rozwinęła odpowiedniej prędkości z powodu nikłej wagi... a druga w postaci foremki dzielnie ściskającej bochenek balansuje na krawędzi blachy i zatrzymuje się z nią razem na otwartych drzwiach piekarnika.
Grrrr, powiedzcie mi, jak można być tak roztargnionym, żeby pomylić zwykłe szyny z wysuwającymi się wraz z blachą prowadnicami w piekarniku :/
A ja robiłam rano naleśniki, rozrobiłam całą michę ciasta i delikatnie się potkęłam. I caaałe ciasto chlup na szafki, podłogę i pod szafki. Tragedia, żeby to wszystko umyć musiałam rozmontować dół szafek kuchennych i wszystko myć a chciałam rodzinie dobrze zrobić z rana.
O kurczę, ja myślałam, że mnie się tragedia zdarzyła, a to jednak była komedia. Współczuję tego mycia szafek. To ja już wolę obdmuchiwać taki "upadły" bochenek z ewentualnych podłogowych śmietków i zjadać go w samotności, rodzinę obdzielając tym drugim, który zatrzymał się "piętro wyżej".
Ale jeśli chodzi o takie gapowate wpadki, muszę przyznać, że ostatnio coś często mi się przytrafiają. A to odmierzam mąkę z pojemnika i zamiast do miski wysypię wszystko na masło w stojącej nieopodal maselniczce, bo mi ręka drgnie, a to wysypię herbaciane fusy obok śmietnika, a to kichnę w placek z górką cukru pudru na wierzchu :/
Ja nie mam możliwosci wyciagnięcia blachy naprowadnicach - są tylko metalowe szyny, zamontowane na stałe. Ale nie tak dawno zdarzyła mi sie wpadka - nagrzewałam piekarnik - aby o tym nie zapomnieć nastawiłam czas na zegarku piekarnikowym (inaczej mogłabym zapomnieć), który po jego upływie wyłącza piekarnik. Wstawiąłm chleb - tyle, że czas przez pomyłkę nastawiłam na zwykłym. Piekarnik miał tylko tyle ciepła ile zdążył sie nagrzać. Pomyłkę zauważyłam po jakiś 15-20 minutach. Chleb wyszedł lekko zakalcowaty, ale w smaku całkiem niezły. Stwierdziłam - zjemy ile damy radę, a resztę wyrzucę. Akurat na drugi dzień trafili sie goście nie umówieni, zapowiedziani telefonicznie. Z przepraszajacą miną postawiłam na stole ten chleb i masełko (innego nie miałam, a o tej porze już nigdzie nie kupiłabym). Chleb okazał sie hitem - zniknął w ciągu jednego wieczora (bochenek z kilograma mąki). Ten który jest udany nie ma takiego powodzenia...
teraz pilnuję, aby na czas nagrzewania nastawiać zegar ogólny - przynajmniej chleb wyjdzie jak trzeba
Każdy(każda) z nas bywa roztrzepany(a)....mi też ostatnio z piekarnikiem się zdarzyło...Mam piekarnik w którym regulacja jest na dwóch pokrętłach.Na 1 rodzaje pieczenia(światło,tradycyjne pieczenie góra-dół,z termoobiegiem,gril itd...),na 2 temperatura.Ustawiłam temperatuę pieczenia,wstawiłam blachę z kurczakiem,ziemniakami i włoszczyzną i poszłam odśnieżać.Z córką zmarzłyśmy przy odśnieżaniu i nagrodą miał być ciepły i pyszny obiad.Weszłam do domu ze zdziwieniem,że nie pachnie....???Zaglądam do kurczarka a on zimny jak d...! Zła byłam sama na siebie!!!A córcia się podśmiewała,że przez moje gapiostwo mamy dietetyczny obiad_herbatkę malinową.Męż na domiar wszystkiego rzekł:"częściej takie obiady ,a schudniesz..."..
A w trakcie pieczenia przedświątecznego też walnęłam gafę:gotowałam budyń karmelowy i zamiast proszek budyniowy wsypać do zimnego mleka w kubku to wsypałam do gotującego się w rondelku.Sypiąc nie zauważyłam,że robię coś złego i dopiero się zdziwiłam,że mam kluski budyniowe...i niezużyty kubek mleka w którym miał być rozrobiony proszek...Dobrze,że mleka i bydyni był zapas w domu,bo dzieci po spróbowaniu ciasta(był to debiut) prosiły,abym się wiecej nie myliła i dobre ciasto im robiła OOO zrymowało się:)
Nie przejmuj się. To śmieszne co napisałaś i nawet jeżeli Ciebie to zdarzenie zdenerwowało to nas rośmieszyło . Każdemu zdarzaja się w kuchni jakies wpadki. Ja raz zamiast soli do rosołu wsypałam kwasek cytrynowy. A przecież sól i kwasek trzymam w całkiem innych pojemnikach, sól stoi na blacie a kwasek w szafce. Sięgnęłam nie wiem po jakiego grzyba do szafki.
propo kwasku przypomnialo mi sie jak kiedys moja mama robila kompot z truskawek w slojach na zime dopiero w zimie po otwarciu i skosztowaniu zrozumiala ze zamiast paru lyzek cukru do sloja wsypala pare lyzek kwasku
ja ostatnio ugotowalam gar ziemniakow dla gosci do obiadu odcedzilam i....stracialam lokciem wszystko na podloge....dobrze ze goscie cierpliwi i poczekali az sie ryz ugotuje i byly mielone z ryzem z sosem grzybowym:))wiec WKN nie ma co-glowa do gory-ja bym i ten chleb z podlogi jadla:))
Ja kiedyś zrobiłam sobie kawe rano i ubierałam sie do pracy. Po chwili chcialam kawe sobie posłodzić i wżięłam kubek do ręki by go przeniesc a on mi sie wyślizgną z reki i sie przewrócił. Zalał mi wszystkie szufladki w środki, szafki tez w środku( niewiem jakim cudem) drzwiczki od szafek po obydwu stronach i cały blat, reszta kawy zalała płytki podłogowe. Czwarta rano ja półprzytomna, kawa rozlana, kanapki nie zrobione a czas biegnie jak wściekły. Maz właśnie wrócił z pracy i brał prysznic. Wołam go POOOOOOOMÓŻ MIIIIIIIII SZYBKOOOO CHOLERA JASNA .....pomruczał pod nosem ale powycierał wszystko a ja w nerwach pojechałam do pracy.Kanapki oczywiście zrobiłam sobie i dzieciom. Innym razem miksowałam biszkopt. Miałam w jednym kubku żółtka w drugim mąkę i w trzecim moje zimne piwko które co dopiero nalałam sobie do mojego ulubionego kubka. Miksując dokładałam po trochu żółtka i patrząc w okno zamyśliłam się. Do umiksowanych białek z cukrem miałam dodac zołtka, nie patrzac co biore do ręki wlałam swoje piwko zazamiat żółtek. Gdy się opamiętałam było już za póżno na jakiekolwiek uratowanie niedoszłego biszkoptu .Takie oto gafy przydażają sie nam zabieganym kobietom.
Ja zrobiłam sobie herbatę i ją posłodziłam,a słodzę 3 łyżeczki,wymieszałam i na chwilę gdzieś się zakręciłam.Jak wróciłam to znowu posłodziłam 3 łyżeczki-bo zapomniałam że już słodziłam,piję a tu uleeepek! Jaka ze mnie zapominalska?!
A zdarzyło się komuś podczas ubijania ciasta wypuścić mikser z ręki i zrobić efektowny "rozbryzg" na pół kuchni? mnie tak :) a mikser przewrócił miskę, upadł na podłogę i bryzgał dalej resztkami, które zostały na łapkach. Też sporo czyszczenia :)
Myśle, że moja przygoda przebije wszystko, było to chyba 3 dni przed wielkanocą, chciałam zrobić mazurek z masą z gotowanego w puszce skondensowanego mleka. Wstawiłam 3 puszki do garnka wlałam wodę, włączyłam gaz i poszłaom do pokoju. Byłam trochę zmęczona i zdarzyło się, że przysnęłam. Obudził mnie potworny huk. Wpadam do kuchni a tam zawartość 1 puszki znalazła się wszędzie, na suficie na oknie na ścianach w okapie. Wyobraźcie sobie to zmywanie. @ puszki się zdążyły uratować i mazurek był.
Mnie sie zdarzylo nie wylac wody z dzbanka po odkamienianiu,a byli u nas tesciowie,rano wstalismy robie kawe,tesc pije capuccino takie w proszku,wiec zalewam woda i podaje,on sobie slodzi,dolewa mleka i mowi -z tym mlekiem cos nie tak,bo sie zwarzylo.Mleko wylalam,wzielam nastepne,nowa kawa i to samo,jak skosztowal,mowi chyba cos z ta kawa nie tak jednak,o matko wtedy sobie przypomnialam,ale mi glupio bylo,to byla ich pierwsza wizyta u nas i taka gafa
Nastepna to nie ja sama bylam wykonawczynia,tylko kolezanka,gadalysmy sobie ona chciala zeby maslo sie rozmrozilo,bo braklo,a miala w zamrazarce zamrozone,niewiele sie namyslajac,wrzucila to maslo do mikrofali na pare sekund tak jak bylo w tym sreberku,dalej sobie gadamy,naraz jak nie strzeli,tak walnelo,ze drzwiczki z mikrofali sie otworzyly,kupa dymu i maslo rozbryzgane wszedzie,na szafkach,kafelkach,podlodze,oknie,nie macie pojecia jak takie maslo szybko zastyga,a jak sie ciezko to sprzata.
ja standardowo robię sernik z 7mioma jajkami. Tylko, że najpierw ucieram żółtka z cukrem, a białka na końcu. Robiłam niedawno ten sernik na jakąś okazję, zaczyłam akurat w porze teleexpressu. I tak wbijam te jajka do miski i wbijam. Wbilam już 8, o mały włos nie wzięłam się za następne. Tylko, że... Zagapiłam się na telewizor i zapomniałam oddzielać żółtka od białek... W ten sposób zamiast sernika wyszły dwa biszkopty :)
W sobotę późnym wieczorem piekłam ciasta na niedzielny imieninowy poczęstunek oraz poniedziałkowy poczęstunek kolegów z pracy - byłam tak zmęczona, że do surowej babki pomarańczowej siedzącej już w blaszce zapomniałam wlać soku z pomarańczy. Miksowałam już w blaszce :)
Witam! Wkn nie martw się to może każdemu się zdażyć...miałam umówione ważne spotkanie z samego rana no i oczywiście zaspałam .Obudził mnie dzwonek do drzwi (przyszła opiekunka do dzicka).Myjąc zęby i równocześnie ubierając się chciałam nastawić wodę na herbatę bo mały się uparł że to ja mam dać mu śniadanie.Wziełam czajnik nalałam wody sięgnełam do lodówki po masło i wędlinę żeby się ociepliło,poszłam do łazienki ,wracam,chcę zalać herbatę a tu ... czajnika nie ma !!! No więc pytam małego gdzie czajnik dziecko razem z opiekunką robi na mnie kwadratowe oczy.Ja coraz bardziej zła szukam czajnika licząc sekundy do odjazdu autobusu,otwieram lodówkę chowając wędlinę patrzę i własnym oczom nie wierzę...mój czajnik stoi sobie grzeczniutko na półce :)))) Nie pytajcie jaką miałam minę...
Wczoraj przy kawce dojadaliśmy resztki brązowego marcinka(jedno z ulubionych ciast mojej rodzinki) i córka przypomniala:-"mamo! a pamiętasz tego marcinka co był na podłodze????"-Pamiętam -powiedziałam. Na12 urodziny synka upiekłam to właśnie ciasto w formie mini torcika.placki robiliśmy wspólnie,bo ja tak naprawdę miałam bardzo mało czasu,więc on chcąc mieć tort zaoferował się pomóc.Jak zwykle zrobiłam masę budyniową,która nawet mi się nie zwarzyła....Placki układałam na paterze,która stała na brzegu zaokrąglonego blatu kuchennego,aby było wygodniej smarować masą.Ostatnie pociągnięcie,aby wygładzić...i nóż do zlewu...a tort-marcinek na podłogę.....Po prostu zjechał z patery... Mało mnie cholera nie wzięła!!!!Za 15 minut do pracy,a ja nieubrana,ciasto na podłodze i tortu nie ma....Synek spojrzał na mnie ,a ja na niego i mimo woli rozpłakałam się do spółki z nim....Zaczeliśmy zbierać niefortunny wypiek,a że to kruche placki to nic nie nadawało się na poczęstunek kolegów.-"koty będą miały wyżerkę...-powiedział smutny synek.-Ale co ja powiem chłopakom?żeby nie przychodzili?... No i w kropce byliśmy,bo jechać kupić nie ma kiedy,bo muszę z piskiem opon do pracy.Ostatecznie postanowiono,że starsza(14 letnia wówczas) siostra wróci za godzinę ze szkoły i spróbują upiec sami.Upiekli wspólnie smaczne ciasto ,a ja mam nauczkę,że pośpiech w kuchni nie wskazany
Mnie się zdarzyło nakarmić córki niesłodzonym budyniem. Historia miała miejscy dość dawno. Córki moje niejadki, aby nie wychodziły z domu do szkoły z pustymi żółądkami, próbowałam zawsze rano czymś nakarmić. Tak też pewnego dnia ugotowałąm rano budyń i dzieciątka zaczęły jeść. Przy jakiejś drugiej łyżeczce (godzina 6 rano) mówią: mamuś ten budyń ma taki niedobry smak. No więc ja: ależ na pewno dobry. Dzieci swoje, a ja próbuję namówić na jeszcze. I tak przkonywałyśmy się. W końcu ustąpiłam i dziewczynki pognały do autobusu. Skoro budyń nieruszony, to mąż mój postanowił zjeść i okazuje się, że faktycznie, niesłodzony. Od tamtej pory rano zawsze był kubek ciepłego kakao i nie jakiegoś tam rozpuszczalnego, ale prawdziwego . Choć dzisiaj córki moje są dorosłe, to z domu nie wychodzą bez wypicia kubka kakao.
u mojej mamy w domu stoi półeczka z przyprawami, kieys chcialam "dopieprzyc " zemniaki na placki zmieniaczane i przez pomyłke dosypaalm cynamon. jakis taki podbny mi sie wydal.
po kilku latach wspominałysmy z mama ta sytuacje a mama akurat robiła wątróbke i tak sie smiałysmy ze mama doprawila wątróbke- nieszczesnym cynamonem.
no cóż podobno najlepsze przepisy powstały przypadkiem,jednak nikomu nie polecam placków ziemniaczaych i wątobki z cynamonem:)
Zajrzałam do tego ciut starego wątka,bo lubię opowiadać o swoich gafach w kuchni i cieszy mnie ubaw jaki mają inni z tego dzisiaj mieląc bułkę na tartą w szeikerze przypomniałam swój jogurt sprzed kilku dni...Do szeikera wsypałam zamrożone truskawki i pozostawiłam go jakby nigdy nic(zawsze zdejmuję szeiker na blat aby kapiąca woda z rozmarzających owoców nie spłynęła do napędu maszyny).truskawki rozmarzły i synek zaofiarował się zrobić jogurt.wsypał cukier puder,wanilię,zamknął szeiker i włożył wtyczkę do kontaktu.O dziwo maszyna od razu załączyła się!!!-no tak!nakapało wody i zwarcie jest-powiedział synek-dobrze ,że pokrywkę założyłem,bo byłoby sprzątania.Jogurt wypiliśmy, a ten co został postanowiłam dokończyć już ok21(tuż przed wyjściem do pracy na nocną zmianę).Włożyłam wtyczkę do kontaktu.........i reszta jogutru wylądowała na szafkach wiszących na d urzędzeniem,na ścianie i na blacie kuchennym....i na tym co stało w sąsiedztwie... Wrzasnęłam jak szalona,aż drzemiący na kanapie męż stanął na baczność tuż przy mnie-Myślałem,że ci co urwało...-powiedział zaspany synek dostał napadu śmiechawki po ujrzeniu moich poczynań z jogurtem i powiedził - sama sprzątaj,a na drugi raz rób tak ,żeby nie było zwarcia i zamykaj pokrywką hahahahaha. Zużyłam 4 duże ścierki frotte i papierowy ,by wszystko zebrać i wytrzeć. Ale już nie robię jogurtu-tak na wszelki wypadek...
Jak już o bułce tartej ;) Dałam koleżance przepis na ciasto z rabarbarem. Pod pokrojony rabarbar trzeba było podsypać wiórki kokosowe. Jako, że wiórków brakło, zdecydowała się użyć właśnie bułki tartej. Ciasto wyszło pyszne, ale z dziwnym posmaczkiem i aromatem. Przesłuchany na okoliczność mąż ofiary ;) przyznał się, że kiedy ostatnio smażył rybę na obiad, wsypał resztę niezużytej bułki z powrotem do słoja. No i wyszło ciasto rabarbarowe aromatyzowane rybką. Można i tak. :)
Czasem zastanawiam się, czy można być tak rozkojarzonym, żeby pomylić zwykłą szynę w piekarniku z prowadnicą.
Nastawiłam zakwas. Trzy dni mieszałam drewnianą łyżką, napowietrzając i zaczarowując żytnią mąkę, aby skwaśniała i urosła.
Skwaśniała i urosła.
Dokarmiłam zakwas odrobiną drożdży, wyrobiłam chleb, urósł. Ucieszyłam się.
Włączyłam piekarnik. Co jakiś czas włączałam w piekarniku światełko, żeby obserwować jak skórka powolutku zmienia się w chrupiącą. Pociągałam z lubością nochalem wrażliwym na zapach świeżego pieczywa.
A potem wyciągnęłam blachę z foremkami z chlebem i zaczęłam smarować wierzch olejem, żeby ładnie się błyszczał i szybciej podrumienił.
I wtedy poczułam jak wszystko wyjeżdża z piekarnika i robi wielkie ŁUBUDUBU, dzieląc się na dwie połowy. Jedna w postaci pachnącego naoliwionego chlebka wykonuje malowniczy fikołek i opada do góry nogami na kuchenne kafelki, po ułamku sekundy przykrywając się blaszaną czapeczką, która nie rozwinęła odpowiedniej prędkości z powodu nikłej wagi... a druga w postaci foremki dzielnie ściskającej bochenek balansuje na krawędzi blachy i zatrzymuje się z nią razem na otwartych drzwiach piekarnika.
Grrrr, powiedzcie mi, jak można być tak roztargnionym, żeby pomylić zwykłe szyny z wysuwającymi się wraz z blachą prowadnicami w piekarniku :/
Ja tam nic nie pomylę bo mam wyjątkowo mało wypasiony piekarnik.
Mnie też się nie zdarzy, hihihi- mam PRODIŻ .
A ja robiłam rano naleśniki, rozrobiłam całą michę ciasta i delikatnie się potkęłam. I caaałe ciasto chlup na szafki, podłogę i pod szafki. Tragedia, żeby to wszystko umyć musiałam rozmontować dół szafek kuchennych i wszystko myć a chciałam rodzinie dobrze zrobić z rana.
A to dopiero - muszę przez Ciebie wycierać monitor hihihi.
współczuję tego sprzątania.
O kurczę, ja myślałam, że mnie się tragedia zdarzyła, a to jednak była komedia. Współczuję tego mycia szafek. To ja już wolę obdmuchiwać taki "upadły" bochenek z ewentualnych podłogowych śmietków i zjadać go w samotności, rodzinę obdzielając tym drugim, który zatrzymał się "piętro wyżej".
Ale jeśli chodzi o takie gapowate wpadki, muszę przyznać, że ostatnio coś często mi się przytrafiają. A to odmierzam mąkę z pojemnika i zamiast do miski wysypię wszystko na masło w stojącej nieopodal maselniczce, bo mi ręka drgnie, a to wysypię herbaciane fusy obok śmietnika, a to kichnę w placek z górką cukru pudru na wierzchu :/
Ja nie mam możliwosci wyciagnięcia blachy naprowadnicach - są tylko metalowe szyny, zamontowane na stałe.
Ale nie tak dawno zdarzyła mi sie wpadka - nagrzewałam piekarnik - aby o tym nie zapomnieć nastawiłam czas na zegarku piekarnikowym (inaczej mogłabym zapomnieć), który po jego upływie wyłącza piekarnik. Wstawiąłm chleb - tyle, że czas przez pomyłkę nastawiłam na zwykłym. Piekarnik miał tylko tyle ciepła ile zdążył sie nagrzać. Pomyłkę zauważyłam po jakiś 15-20 minutach. Chleb wyszedł lekko zakalcowaty, ale w smaku całkiem niezły. Stwierdziłam - zjemy ile damy radę, a resztę wyrzucę. Akurat na drugi dzień trafili sie goście nie umówieni, zapowiedziani telefonicznie. Z przepraszajacą miną postawiłam na stole ten chleb i masełko (innego nie miałam, a o tej porze już nigdzie nie kupiłabym). Chleb okazał sie hitem - zniknął w ciągu jednego wieczora (bochenek z kilograma mąki).
Ten który jest udany nie ma takiego powodzenia...
teraz pilnuję, aby na czas nagrzewania nastawiać zegar ogólny - przynajmniej chleb wyjdzie jak trzeba
Każdy(każda) z nas bywa roztrzepany(a)....mi też ostatnio z piekarnikiem się zdarzyło...Mam piekarnik w którym regulacja jest na dwóch pokrętłach.Na 1 rodzaje pieczenia(światło,tradycyjne pieczenie góra-dół,z termoobiegiem,gril itd...),na 2 temperatura.Ustawiłam temperatuę pieczenia,wstawiłam blachę z kurczakiem,ziemniakami i włoszczyzną i poszłam odśnieżać.Z córką zmarzłyśmy przy odśnieżaniu i nagrodą miał być ciepły i pyszny obiad.Weszłam do domu ze zdziwieniem,że nie pachnie....???Zaglądam do kurczarka a on zimny jak d...! Zła byłam sama na siebie!!!A córcia się podśmiewała,że przez moje gapiostwo mamy dietetyczny obiad_herbatkę malinową.Męż na domiar wszystkiego rzekł:"częściej takie obiady ,a schudniesz..."..
A w trakcie pieczenia przedświątecznego też walnęłam gafę:gotowałam budyń karmelowy i zamiast proszek budyniowy wsypać do zimnego mleka w kubku to wsypałam do gotującego się w rondelku.Sypiąc nie zauważyłam,że robię coś złego i dopiero się zdziwiłam,że mam kluski budyniowe...i niezużyty kubek mleka w którym miał być rozrobiony proszek...Dobrze,że mleka i bydyni był zapas w domu,bo dzieci po spróbowaniu ciasta(był to debiut) prosiły,abym się wiecej nie myliła i dobre ciasto im robiła
OOO zrymowało się:)
Nie przejmuj się. To śmieszne co napisałaś i nawet jeżeli Ciebie to zdarzenie zdenerwowało to nas rośmieszyło . Każdemu zdarzaja się w kuchni jakies wpadki. Ja raz zamiast soli do rosołu wsypałam kwasek cytrynowy. A przecież sól i kwasek trzymam w całkiem innych pojemnikach, sól stoi na blacie a kwasek w szafce. Sięgnęłam nie wiem po jakiego grzyba do szafki.
propo kwasku przypomnialo mi sie jak kiedys moja mama robila kompot z truskawek w slojach na zime dopiero w zimie po otwarciu i skosztowaniu zrozumiala ze zamiast paru lyzek cukru do sloja wsypala pare lyzek kwasku
Moim zdaniem za dużo myślisz o Pampasie.!! hi hi hi
ja ostatnio ugotowalam gar ziemniakow dla gosci do obiadu odcedzilam i....stracialam lokciem wszystko na podloge....dobrze ze goscie cierpliwi i poczekali az sie ryz ugotuje i byly mielone z ryzem z sosem grzybowym:))wiec WKN nie ma co-glowa do gory-ja bym i ten chleb z podlogi jadla:))
Nie dziw się,może za szybko chciałaś wyjąc z piekarnika i złapałaś to co nie potrzeba.Zdarza się.
Ja zrobiłam sobie herbatę i ją posłodziłam,a słodzę 3 łyżeczki,wymieszałam i na chwilę gdzieś się zakręciłam.Jak wróciłam to znowu posłodziłam 3 łyżeczki-bo zapomniałam że już słodziłam,piję a tu uleeepek! Jaka ze mnie zapominalska?!
A zdarzyło się komuś podczas ubijania ciasta wypuścić mikser z ręki i zrobić efektowny "rozbryzg" na pół kuchni? mnie tak :) a mikser przewrócił miskę, upadł na podłogę i bryzgał dalej resztkami, które zostały na łapkach.
Też sporo czyszczenia :)
otóż moja teściowa biedna przed Wigilią wypuściła z ręki butelkę oleju, który nie był domknięty .. resztę wyobraźcie sobie sami
No to Twoja tesciowa przebila chyba wszystkich
hmm, dała radę :D
Myśle, że moja przygoda przebije wszystko, było to chyba 3 dni przed wielkanocą, chciałam zrobić mazurek z masą z gotowanego w puszce skondensowanego mleka. Wstawiłam 3 puszki do garnka wlałam wodę, włączyłam gaz i poszłaom do pokoju. Byłam trochę zmęczona i zdarzyło się, że przysnęłam. Obudził mnie potworny huk. Wpadam do kuchni a tam zawartość 1 puszki znalazła się wszędzie, na suficie na oknie na ścianach w okapie. Wyobraźcie sobie to zmywanie. @ puszki się zdążyły uratować i mazurek był.
Mnie sie zdarzylo nie wylac wody z dzbanka po odkamienianiu,a byli u nas tesciowie,rano wstalismy robie kawe,tesc pije capuccino takie w proszku,wiec zalewam woda i podaje,on sobie slodzi,dolewa mleka i mowi -z tym mlekiem cos nie tak,bo sie zwarzylo.Mleko wylalam,wzielam nastepne,nowa kawa i to samo,jak skosztowal,mowi chyba cos z ta kawa nie tak jednak,o matko wtedy sobie przypomnialam,ale mi glupio bylo,to byla ich pierwsza wizyta u nas i taka gafa
Nastepna to nie ja sama bylam wykonawczynia,tylko kolezanka,gadalysmy sobie ona chciala zeby maslo sie rozmrozilo,bo braklo,a miala w zamrazarce zamrozone,niewiele sie namyslajac,wrzucila to maslo do mikrofali na pare sekund tak jak bylo w tym sreberku,dalej sobie gadamy,naraz jak nie strzeli,tak walnelo,ze drzwiczki z mikrofali sie otworzyly,kupa dymu i maslo rozbryzgane wszedzie,na szafkach,kafelkach,podlodze,oknie,nie macie pojecia jak takie maslo szybko zastyga,a jak sie ciezko to sprzata.
ja standardowo robię sernik z 7mioma jajkami. Tylko, że najpierw ucieram żółtka z cukrem, a białka na końcu. Robiłam niedawno ten sernik na jakąś okazję, zaczyłam akurat w porze teleexpressu. I tak wbijam te jajka do miski i wbijam. Wbilam już 8, o mały włos nie wzięłam się za następne. Tylko, że... Zagapiłam się na telewizor i zapomniałam oddzielać żółtka od białek... W ten sposób zamiast sernika wyszły dwa biszkopty :)
W sobotę późnym wieczorem piekłam ciasta na niedzielny imieninowy poczęstunek oraz poniedziałkowy poczęstunek kolegów z pracy - byłam tak zmęczona, że do surowej babki pomarańczowej siedzącej już w blaszce zapomniałam wlać soku z pomarańczy. Miksowałam już w blaszce :)
Witam! Wkn nie martw się to może każdemu się zdażyć...miałam umówione ważne spotkanie z samego rana no i oczywiście zaspałam .Obudził mnie dzwonek do drzwi (przyszła opiekunka do dzicka).Myjąc zęby i równocześnie ubierając się chciałam nastawić wodę na herbatę bo mały się uparł że to ja mam dać mu śniadanie.Wziełam czajnik nalałam wody sięgnełam do lodówki po masło i wędlinę żeby się ociepliło,poszłam do łazienki ,wracam,chcę zalać herbatę a tu ... czajnika nie ma !!! No więc pytam małego gdzie czajnik dziecko razem z opiekunką robi na mnie kwadratowe oczy.Ja coraz bardziej zła szukam czajnika licząc sekundy do odjazdu autobusu,otwieram lodówkę chowając wędlinę patrzę i własnym oczom nie wierzę...mój czajnik stoi sobie grzeczniutko na półce :)))) Nie pytajcie jaką miałam minę...
Hihihii, dobre, dobre!
Wczoraj przy kawce dojadaliśmy resztki brązowego marcinka(jedno z ulubionych ciast mojej rodzinki) i córka przypomniala:-"mamo! a pamiętasz tego marcinka co był na podłodze????"-Pamiętam -powiedziałam.
Na12 urodziny synka upiekłam to właśnie ciasto w formie mini torcika.placki robiliśmy wspólnie,bo ja tak naprawdę miałam bardzo mało czasu,więc on chcąc mieć tort zaoferował się pomóc.Jak zwykle zrobiłam masę budyniową,która nawet mi się nie zwarzyła....Placki układałam na paterze,która stała na brzegu zaokrąglonego blatu kuchennego,aby było wygodniej smarować masą.Ostatnie pociągnięcie,aby wygładzić...i nóż do zlewu...a tort-marcinek na podłogę.....Po prostu zjechał z patery...
Mało mnie cholera nie wzięła!!!!Za 15 minut do pracy,a ja nieubrana,ciasto na podłodze i tortu nie ma....Synek spojrzał na mnie ,a ja na niego i mimo woli rozpłakałam się do spółki z nim....Zaczeliśmy zbierać niefortunny wypiek,a że to kruche placki to nic nie nadawało się na poczęstunek kolegów.-"koty będą miały wyżerkę...-powiedział smutny synek.-Ale co ja powiem chłopakom?żeby nie przychodzili?...
No i w kropce byliśmy,bo jechać kupić nie ma kiedy,bo muszę z piskiem opon do pracy.Ostatecznie postanowiono,że starsza(14 letnia wówczas) siostra wróci za godzinę ze szkoły i spróbują upiec sami.Upiekli wspólnie smaczne ciasto ,a ja mam nauczkę,że pośpiech w kuchni nie wskazany
Historia smutna i cudowna zarazem - dzieciaki stanęły na wysokości zadania. Będziesz w nich miała oparcie, radzą sobie nawet w kuchni :)
Mnie się zdarzyło nakarmić córki niesłodzonym budyniem. Historia miała miejscy dość dawno. Córki moje niejadki, aby nie wychodziły z domu do szkoły z pustymi żółądkami, próbowałam zawsze rano czymś nakarmić. Tak też pewnego dnia ugotowałąm rano budyń i dzieciątka zaczęły jeść. Przy jakiejś drugiej łyżeczce (godzina 6 rano) mówią: mamuś ten budyń ma taki niedobry smak. No więc ja: ależ na pewno dobry. Dzieci swoje, a ja próbuję namówić na jeszcze. I tak przkonywałyśmy się. W końcu ustąpiłam i dziewczynki pognały do autobusu. Skoro budyń nieruszony, to mąż mój postanowił zjeść i okazuje się, że faktycznie, niesłodzony. Od tamtej pory rano zawsze był kubek ciepłego kakao i nie jakiegoś tam rozpuszczalnego, ale prawdziwego . Choć dzisiaj córki moje są dorosłe, to z domu nie wychodzą bez wypicia kubka kakao.
u mojej mamy w domu stoi półeczka z przyprawami, kieys chcialam "dopieprzyc " zemniaki na placki zmieniaczane i przez pomyłke dosypaalm cynamon. jakis taki podbny mi sie wydal.
po kilku latach wspominałysmy z mama ta sytuacje a mama akurat robiła wątróbke i tak sie smiałysmy ze mama doprawila wątróbke- nieszczesnym cynamonem.
no cóż podobno najlepsze przepisy powstały przypadkiem,jednak nikomu nie polecam placków ziemniaczaych i wątobki z cynamonem:)
Zajrzałam do tego ciut starego wątka,bo lubię opowiadać o swoich gafach w kuchni i cieszy mnie ubaw jaki mają inni z tego
dzisiaj mieląc bułkę na tartą w szeikerze przypomniałam swój jogurt sprzed kilku dni...Do szeikera wsypałam zamrożone truskawki i pozostawiłam go jakby nigdy nic(zawsze zdejmuję szeiker na blat aby kapiąca woda z rozmarzających owoców nie spłynęła do napędu maszyny).truskawki rozmarzły i synek zaofiarował się zrobić jogurt.wsypał cukier puder,wanilię,zamknął szeiker i włożył wtyczkę do kontaktu.O dziwo maszyna od razu załączyła się!!!-no tak!nakapało wody i zwarcie jest-powiedział synek-dobrze ,że pokrywkę założyłem,bo byłoby sprzątania.Jogurt wypiliśmy, a ten co został postanowiłam dokończyć już ok21(tuż przed wyjściem do pracy na nocną zmianę).Włożyłam wtyczkę do kontaktu.........i reszta jogutru wylądowała na szafkach wiszących na d urzędzeniem,na ścianie i na blacie kuchennym....i na tym co stało w sąsiedztwie...
Wrzasnęłam jak szalona,aż drzemiący na kanapie męż stanął na baczność tuż przy mnie-Myślałem,że ci co urwało...-powiedział zaspany
synek dostał napadu śmiechawki po ujrzeniu moich poczynań z jogurtem i powiedził - sama sprzątaj,a na drugi raz rób tak ,żeby nie było zwarcia i zamykaj pokrywką hahahahaha.
Zużyłam 4 duże ścierki frotte i papierowy ,by wszystko zebrać i wytrzeć.
Ale już nie robię jogurtu-tak na wszelki wypadek...
Jak już o bułce tartej ;)
Dałam koleżance przepis na ciasto z rabarbarem. Pod pokrojony rabarbar trzeba było podsypać wiórki kokosowe. Jako, że wiórków brakło, zdecydowała się użyć właśnie bułki tartej.
Ciasto wyszło pyszne, ale z dziwnym posmaczkiem i aromatem. Przesłuchany na okoliczność mąż ofiary ;) przyznał się, że kiedy ostatnio smażył rybę na obiad, wsypał resztę niezużytej bułki z powrotem do słoja. No i wyszło ciasto rabarbarowe aromatyzowane rybką. Można i tak. :)
Łojejuniu :D Nie jestem przekonana, czy chciałabym spróbować rybnego rabarbaru.
O przepraszam, RYBArbaru