Mieszkam na wsi. Jest to bezpieczna okolica. Muszę się jednak zamykać w domu na klucz. Jak ktoś do nas przychodził to nigdy nie dzwonił dzwonkiem do drzwi. Tylko wchodzili i wołali w ganku a jak nikt nie słyszał to wchodzili do pokoju. Tłumaczyli się, ze nie chcieli dzieci obudzić bo były małe. Raz sąsiadka powiedziała, że była sama w domu. Nagle słyszy, że ktoś wszedł do domu. Myślała, że to jej babcia bo ona tak robiła. Nagle drzwi się otworzyły i wszedł obcy mężczyzna z wiklinowymi koszykami pyta czy chce kupić. Od tego czasu cały dzień drzwi od domu mam zamknięte na klucz. Dzisiaj przyjechali panowie z gazowni wymienić licznik, który jest na zewnątrz budynku. Nagle ktoś puka mi do kuchni i jeden pan wchodzi. Myślałam, że zadzwoni dzwonkiem a on sobie wszedł. Drzwi były zamknięte więc wszedł przez piwnicę bo mąż zostawił nie zamkniętą. Czy do Was też ludzie wchodzą bez dzwonienia dzwonkiem do drzwi? Czy Wy wchodzicie do kogoś bez dzwonienia jeżeli jest dzwonek?
Niestety ,mam tak samo.Ponieważ za "plecami domu" mam hurtownię,to ludzie pchają mi się do domu.Większość dzwoni,ale sporo niestety nie.Ostatnio oduczam ludzi.Mam dwa labradory w domu i mówię,że jak chcą być pogryzieni,to niech robią tak dalej.Co prawda,moje psy pewnie się w tym czasie smieją z tego co mówię,ale zauważyłam ,że na ludzi to działa.Jak dla mnie,to jedym rozwiazaniem jest powieszenie tabliczki "UWAGA ZŁY PIES" na drzwiach i tak sobie myślę,że jeszcze trochę i ją powieszę.
rozumiem Twoją złość jakby mi ktos tak wlazł do domu to była by awantura na całego. Ja nigdy do nikogo nie wchodzę bez pukania, dzwonienia. Kiedyś na nasze nieszczęście podarowalismy teścią klucz do bramki i to był nasz błąd. Rodzice męża zamiast pukać jak cywilizowani ludzie, robili karpia w szybie i patrzyli czy my jesteśmy mnie to tak. wkurzało. Czasem poprostu wchodzili i siadali na tarasie nic nie mówiąc i ja jak wychodziłam na taras to o mału zawału nie dostawałam. Kiedyś jak po raz kolejny przykleli się do szyby powiedziałam im co myśle grzecznie oczywiście. Powiedziałam im, że prosze tak nigdy nie robić bo ja bym np nie chciala żeby oni np oglądali moje charce z mężem.
Aguś, ja bedąc młoda mężatką, w ten sposób właśnie oduczyłam teścia włazić do MOJEGO domu z klucza, który mój mąż im dał jak wyjechaliśmy. Parę razy sobie otworzył i wszedł poprostu. Więc jak pewnego dnia w samo południe wszedł akurat na nasze bara-bara, to tak zdębiał, że się wycofał i nigdy juz tego nie zrobił.
NIe wiem, ale chyba to przypadłość małych osiedli. Mnie to też wkurzało jak mieszkałam w domu. Dzwonka jakby nie było, wszyscy za klamkę, a jak były zamkniete to do drzwi od piwnicy. Nie raz, z garów o mało co nie wywaliłam zawartości, bo nagle ktoś się odezwał za mną. Czasem u moich rodziców to się zdarzało w bloku, ale tylko sąsiedzi z którymi utrzymywali dość bliskie stosunki Dla mnie to jest nie do pomyślenia takie włażenie do czyjegoś domu. Chociaż do szwagierki jak są otwarte drzwi na oścież a wiem,że to pora kiedy mała śpi,zaglądam cichutko. Ale tylko do niej.Taką mamy umowę między sobą.
Ja też mieszkam na wsi, ale od niedawna. Zupełnie nie miałam pojęcia, że są takie zwyczaje, do czasu....
Siedzę sobie na kibelku, aż tu nagle słyszę pukanie do drzwi. Krzyknęłam "chwileczkę" i robiłam swoje. Po chwili wychodzę w samym biustonoszu i majtasach, (byłam w trakcie ubierania), a tam w przedpokoju stoi jakiś dziad i spisuje licznik od wody, który jest w przedpokoju. Ale szału dostałam! Złapałam go za klapy i dosłownie wywaliłam z domu, zatrzaskując drzwi przed nosem. Do dziś nie wiem skąd tyle siły miałam, ale nie żałuję, bo od tamtej pory, to się prawie telefonicznie anonsuje:)))
> Siedzę sobie na kibelku, aż tu nagle słyszę pukanie do drzwi. > Krzyknęłam "chwileczkę" i robiłam swoje. Po chwili wychodzę w samym > biustonoszu i majtasach, (byłam w trakcie ubierania), a tam w > przedpokoju stoi jakiś dziad i spisuje licznik od wody, który jest w > przedpokoju.
Użytkownik bea39 napisał w wiadomości: > Nie raz, z garów o mało co nie > wywaliłam zawartości, bo nagle ktoś się odezwał za mną.
Kiedys w podobny sposób o mało nie dostałam zawału. Byłam sama z dziećmi w domu, robiłam obiad . Syn bawił się w pokoju a córa spała w wózku w przedpokoju. Podeszłam w kuchni do szafki , w której trzymam przyprawy, odwróciłam głowę ,żeby zerknać na córa i zamarłam . Ktoś nad nią stał, zbladłam ze strachu. Na szczeście był to mój ojciec. Byłam w takim szoku,że w pierwszej chwili go nie poznałam . Powiedział mi tylko : ,, widzisz, mogłem ją zabrac i nawet nie usłyszałabyś ,, . Od tej pory zawsze się zamykam .
Ja też przeprowadziłam sie na wieś, Jednak u nas nikt do nikogo nie wchodzi jak do obory. Inkasent, listonosz, kominiarz, każdy puka i czeka na otwarcie drzwi. Jeśli nikt nie otwiera, idzie do sasiadów lub zostawia kartkę w drzwiach.
Pewnie nawet nie powinnam pisac, bo wiadomo wszem wobec, ze ja nie przyjmuje bez zapowiedzenia, ale co tam:)) Moj syn z "naszych dzieci" mieszka najblizej, wiec ma klucze od naszego mieszkania, bo tak powinno byc, ze ktos musi miec klucze, uwazam. Ale jeszcze nigdy nie zdarzylo mu sie "skorzystac" z posiadania kluczy. Nawet kiedys sie z nim umowilam, ze wpadnie, ale ja polecialam do sklepu i troche mi sie dluzej zeszlo. Jak przyszlam to czekal przed domem, na moje pytanie dlaczego nie wszedl, przeciez ma klucze, odpowiedzial, ze "on tak nie potrafi" i bardzo mnie to cieszy. Owszem kiedys cos pokickalam w kompie i zadzwonilam, zeby przyszedl naprawic, to przyszedl, ale jak ja w miedzyczasie zadzwonilam na numer domowy sprawdzic czy jest i jak mu idzie, to nie odebral telefonu. Zadzwonilam na jego komorke, odebral, pytam "gdzie jestes?" "no jak to gdzie? naprawiam Twoj komputer" A na pytanie "dlaczego nie odebral telefonu" odpowiedzial "przeciez ja tu nie mieszkam". Cos mi sie wydaje, ze odwalilam kawalek dobrej roboty w swoim czasie:))))
luckystar ja to myślę że powinnyście z tineczka napisać ksiązkę o tym jak wychować wspaniałe dziecko.:):) Ja chętnie bym skorzystała z rad takich kobiet ja wy :)
Dokladnie tak sie zachowuje moj syn:))) jak przyjechal do naprawy kompa, to musialam kartke zostawic, zeby sobie wzial cos do jedzenia, a jak przyszlam to i tak bylo opakowanie z pizzy dostarczonej na zamowienie. Jak wyjezdzamy, przychodzi podlewa kwiatki, odbiera i przynosi poczte do domu, ale jak jestesmy w pracy a on zostal zawolany do jakiejs awarii to nic nie ruszy:)))
no właśnie czasem jako matka dzieci lat 9 i 6 zastanawiam sie jak ? mam nadzieję że mi się to uda jestem na dobrej drodze córcia za nim wejdzie do łazienki do mnie to puka . :):)
To chyba jest niezla mysl, bo dosyc duza roznica jest miedzy mna a Marylka. Jednak ten "zloty" sriodek jest najwazniejszy. U mnie jest tak: dzieci i moi rodzice zawsze mieli klucze do moich domow i mieszkan. Nigdy nie musieli zapowiadac wizyt, jak bylam na golasa, to sie ubralam :)))) Oczywiscie takie niespodziewane wizyty byle zadkie i nikt nie zastal mnie w luzku w akcji:))) Do domu rodzicow jezdzilam kilkadziesiad razy kazdego roku. Jak nikogo nie bylo, otwieralam dom i czulam sie jak u siebie. Bylam glodna, spragniona to sobie wzielam co chcialam. Moj syn do nie dawna przychodzil do mojego mieszkania w Sztokholmie kiedy chcial, mial klucz i jak mnie nie bylo, to sie goscil wedlug potrzeby. Mial blizej do mnie z pracy, niz do domu i nieraz zastalam go juz spiacego w "swoim" pokoju:) Tak sie tym zawsze cieszylam!!!! Jak bylam w jego okolicy zawsze moglam wejsc do jego mieszkania, zrobic mu pranie, cos ugotowac, umyc naczynia a po powrocie z pracy cieszyl sie jak niewiem;) Corka, robila mi czesto nie zapowiedziane niespodzianki bedac w Sztokholmie ( o czym nie wiedzialam), tak po drodze powrotnej do domu.....moje serce robilo fikolki z radosci. Teraz jezdze czesto do corki, mam klucz i jak nie ma nikogo w domu, to otwieram i robie sobie kubek kawy, zasiadam do komputera ( mam kod), albo zabieram sie za mycie okien, jak pogoda na to pozwala. Czesto cos ugotuje i ciesza sie z tego po powrocie do domu.W lecie zawsze cos im w ogrodzie porobie i tez sa zadowoleni:)
Tu na wsi drzwi sa zawsze otwarte i zaprzyjaznieni nigdy sie nie zapowiadaja, po prostu przychodza kiedy ochota przyjdzie i ja to KOCHAM :)))) Ale zupelnie obcy osobnik za moimi plecami tez doprowadzil by mnie do zawalu serca!!!!!!
Tineczko, i ja uważam że tak powinno być. Dzieci u mnie są zawsze mile widziane i mogą sobie wchodzić kiedy nas nie ma, jeść i pić do woli. Ale nikt po za nimi nie ma prawa buszowac po moim domu. A już koszmarne mi sie wydaje, że obcy ludzie wchodzą np przez garaż bo drzwi zamknięte. To już nawet nie jest nietakt, to chamstwo
Ewuniu, ja tez nie chce widziec obcych wchodzacych garazem, to jest po prostu nie do pojecia. U nas cos takiego jest karalne! Rodzina i przyjaciele moga sobie wchodzic do mojego domu, kiedy chca:))))
Ja sobie takiej sytuacji nie wyobrazam, zeby moje dziecko wchodząc do mnie do domu nie zrobiło sobie czegoś do jedzenia i picia .To jest moje dziecko i nawet jak ma swój dom to mój dom bedzie zawsze też jego .Oczywiście to jest moje zdanie na ten temat.
No coz mamy zupelnie inne wyobraznie i dzieki temu swiat jest piekny:)) Moje dziecko jak przychodzi do mnie w czasie kiedy jestem w domu to tez czuje sie swobodnie, ale jak mnie nie ma to nie lata po lodowkach, szafkach i szafach. Tak samo jak ja nie latam po jego mieszkaniu.
Ja mam klucz do mieszkania mojego taty. Prawie nigdy go nie używam. Bardzo rzadko się zdarza,że chcę się do niego z mężem i dziećmi wprosić na obiad jak u mnie nie ma wody lub prądu. Dzwonie wtedy o dzień wcześniej do niego i pytam czy możemy. On pracuje więc muszę wtedy sobie otworzyć mieszkanie i coś ugotować. On nie ma nic przeciwko bo przynajmniej jak przyjdzie z pracy to jest ciepły obiad.
Ja mam tak samo jak Ty. Mój dom jest też domem moich dzieci ( choć mieszkają osobno). No ale podobnie jak powiedziała luckystar uważam " gdyby wszyscy byli jednakowi to by było nudno.
Ja mam tak samo jak Ty. Mój dom jest też domem moich dzieci ( choć mieszkają osobno). No ale podobnie jak powiedziała luckystar uważam " gdyby wszyscy byli jednakowi to by było nudno.
Hmm wlasnie rozmawialam z corcia i...ona mowi tak: fajnie ze zawsze jestem u ciebie mile widziana, wiem ze jak juz jestem w odwiedzinach to moge jesc i pic co chce ale nigdy by nie przyszlo do glowy by bez poprzedniej zapowiedzi wlezdz do ciebie i oproznic ci pol lodowki. Nie grzebie ci tez po szafklach i nie oczekuje tego od ciebie. Gdybym byla glodna w poblizu to bym zadzwonila ze chcialabym wpasc a ty bys mi powiedziala co mam do dyspozycji - bo moze sie okazac ze torta zrobilas dla kolezanki a wino kupilas na impreze :-)).
Tak, zgadzam sie jak najbardziej. Moje dzieci też do mnie wpadają z wcześniejszą zapowiedzią. A to że nie grzebią nigdy w moich rzeczach i nie wyjadają mi z lodówki wszystkiego uważam za naturalne.
Ja mam klucze do mojej mamy, jak idę do niej a nie otwiera, to zawsze otwieram sobie sama i wchodzę. Już było tak raz, że nie mogła wstać, ani podejść do telefonu, taki dostała postrzał. Ale oczywiście nigdy nie grzebię w jej rzeczach.
no wiadomo, ze jak wiesz ze ktos jest chory czy moze byc niedolezny to co innego. Moja psiapsiolka (byla sasiadka drzwi w drzwi) miala moj klucz zawsze. Ja jej zreszta tez. i kedys umowilysmy sie choc cos czulam ze mnie "lapie". Ona puka a ja nic... to weszla zaniepokojona (pukajac i wolajac ) zastala mnie spiaca na kanapie z goraczka. Przykryla, przyniosla talez rosolu i zmusila do zjedzenia :-)).... Ale to byl naprawde wyjatek.
Ewa, podpinam sie pod Ciebie, bo jakos tak mi pasuje:)) Ale generalnie to jest do wszystkich. Ja jestem mimo wielkiego otwarcia osoba bardzo prywatna i tak tez wychowalam mojego syna. Ja nigdy nie szukalam niczego w jego rzeczach, nawet jak byl malym chlopcem, jesli chcialam cos zobaczyc, czy sprawdzic to prosilam, zeby sam pokazal. Jesli zaistniala sytuacja, ze np. syn (mowie o malym dziecku w tej chwili) potrzebowal pieniadze, a ja mowilam "portfel jest w mojej torebce" to nigdy nie przyniosl samego portfela, tylko cala torebke. Zawsze uczylam, zeby pukal do mojej sypialni, bez wzgledu na to czy spalam sama, czy nie, po prostu uwazam, ze tak nalezy, bo nawet bedac sama, mam prawo byc w tej sypialni nago. Z drugiej strony wydaje mi sie logiczne, ze ktos powinien miec klucze wlasnie dla sytuacji awaryjnych i dlatego moj syn je ma. Jak wyjezdzamy wchodzi do mieszkania podlewa kwiaty, odbiera poczte i na dzien przed naszym powrotem kupuje mleko, ktore wstawia do lodowki, bo wie, ze co jak co, ale mleko do kawy to u nas artykul pierwszej potrzeby. Oczywiscie, ze gdybym byla chora, to by wszedl, bo przeciez po to ma ten klucz, logiczne, prawda? Natomiast jesli sie z nim umowilam np. na 14ta mowiac, ze wczesniej tylko wpadne do sklepu, to czekal te 10 min przed domem, bo wiedzial, ze ja lada moment bede. Mysle, ze kazdy ma w tej kwestii swoje wlasne przepisy i swoja wlasna wrazliwosc, ja nie otworze nawet rachunku, ktory jest zaadresowany na nazwisko mojego meza bo to nie do mnie. Tego samego oczekuje od moich bliskich. Kiedys mialam jechac kupic jakis powazniejszy zakup (cos ok. $300.00) bylam w domu, poniedzialek, a maz w pracy. Zadzwonil i powiedzial, ze w jego szafce jest gotowka, zebym wziela zamiast placic karta. Odpowiedzialam, ze za Boga nie wezme, gdyby mi te pieniadze dal wczesniej to co innego, ale ja nie bede otwierac jego szafki. Tez mu sie to wydawalo dziwne, ale ja taka jestem. Gdyby byl chory, w szpitalu to oczywiscie otworzylabym te szafke jesli bylaby taka potrzeba, ale on byl tylko w pracy. ja zaplacilam karta, a on po powrocie dal mi te pieniadze. Nie lubie jak ktos grzebie w moich rzeczach i tyle, ja tego nie robie wiec dlaczego mialabym tolerowac u innych:)))
Zgadzam sie z Tobą i nie widzę nic złego w tym, że tak wychowałaś syna. Moje dzieci też są tak wychowane, że nie wyjmą niczego z mojej torebki, tylko podadzą mi ją w całośći. Korespondencji nie otwieram jaśli nie jest do mnie zaadresowana, nawet rachunków. Mnie wydaje się nieprawdopodobne, żeby obcy ludzie włazili do czyjegoś domu tak po prostu.
Lucky, a ja podepnę się pod Ciebie. Bez powodu, ale nie ukrywam że chcę poznać Twoją opinię. Otóż mój mąż ma zwyczaj, który sprawi że kiedyś go zabiję. Piszę na forum, w razie czegoś potwierdzicie, że zrobiłam to pod wpływem wielkiego wzburzenia:)
Otóż mój kochany, tak dba o moje "interesy", że no szlak mnie trafi! Czasem zdarza się tak, że wygadam wszystko z mojego telefonu i nie chce mi się biec do sklepu czy kiosku po doładowanie. W takich wypadkach, jeśli muszę pilnie zadzwonić, proszę jego, żeby pozwolił mi skorzystać ze swojego telefonu. I zdarzyło się parę razy, że musiałam zadzwonić do tej samej osoby. I co odkryłam? Że on ma ten numer wpisany!!! Pytam, po jaką cholerę masz ten numer? A on mi na to, że może kiedyś się przyda. No ja się kurna pytam, po co mu numer tel. do Pana Wacka, szatniarza, który czasami zamyka po moich zajęciach Ośrodek? Jak to możliwe, że ja mówię pożycz telefon, bo muszę zadzwonić do... i tu wymieniam imię, a on zaraz potem zapisuje ten nr. w swoich kontaktach! Jeśli się z nim rozwiodę, to to będzie główny powód! Teraz coraz rzadziej korzystam z jego pomocy, przez ten kretynizm właśnie!
To nie jest wyjście. jeśli się z nim rozwiedziesz to będzie nie tylko powód ale i dowód, że do pana Wacka jednak dzwoniłaś. I po co? Mężczyzna podejrzliwy jest. A może po prostu wpisał ten numer, bo często kończy Ci się karta i żebyś miała łatwiej dzwonić?
On, to właśnie tak tłumaczy. Nie chodzi tylko o pana Wacka, to był przykład. Nie zdarza się też to nagminnie, lecz sporadycznie i dlatego jestem wkurzona.
Doskonale rozumiem Twoje wzburzenie;P bo sama bylabym wzburzona do wku...nia:)) Nie lubie takich chwytow, uwazam, ze sa durne, bezpodstawne i nie maja zadnego uzasadnienia praktycznego. Niedawno rozmawialismy ze Wspanialym na temat kolezenstw pozamalzenskich. Moj maz ma najlepsza kolezanke, ktora znal na dlugo zanim poznal mnie i to jest zupelnie dla mnie normalne, ze mimo, ze ja ja kiedys spotkalam i poznalam to ja i ona nie mamy o czym gadac. Natomiast ona dzwoni raz na jakis czas do Wspanialego i on do niej i nie ma problemu, uwazam to za zupelnie naturalne i wcale mnie te rozmowy nie interesuja, nie mam tez potrzeby posiadania numeru telefonu do Kathy. Tak samo jak moj maz nie ma potrzeby posiadania numerow moich znajomych, a juz tym bardziej pana z kotlowni czy mojego doormena w budynku. Jakkolwiek o doormenie bardzo czesto opowiadam bo to uczciwy i zyczliwy czlowiek.
A moze on mysli, ze nie jest mezem, tylko pracownikiem na stanowisku sekretarki:))) Ty mu to wybij z glowy, bo jeszcze przyjdzie dzien, ze zazada zaplaty z premia:)))
Marylko, ja zawsze spalam na golasa i dzieci mialy zawsze prawo przyjsc do mojej sypialni w srodku nocy, jak potrzebowaly, drzwi nigdy nie byly zamkniete, sama czy nie sama:) Mieszkalam pare miesiecy po sprzedaniu mieszkania w zeszlym roku u syna. Malutkie mieszkanie i "stykalismy" sie codziennie, nieraz syn byl na golasa, nieraz ja. Nikt z nas nie dostal czkawki. Syn spuscil najwyzej oczy po chwili, a ja cieszylam sie widokiem jego golego ciala:))) Matulu to moj synek wycalowany w kazdym centymetrze przeze mnie jako dziecko, teraz dorosly , piekny mezczyzna . U corki w domu nagosc nie jest zadnym problemem, nawet jej maz widzial kawalek mojego golego tylka i nie zemdlal :)))) Corki nagie cialo smaruje i masuje za kazdym razem, jak jestem u niej. Nauczylam moje dzieci do akceptowania wlasnego ciala i nie wstydzenia sie nagosci. Tak, jak ja myje moja Rodzicielke od stop do glowy, tak samo mam nadzieje, ze moje dzieci kiedys wymyja mnie , jak zajdzie potrzeba:) A to nie ma nic wspolnego z grzebaniem w czyjis rzeczach , bo tego nikt u nas nie robi.
Zapodam ciekawostke. Nasze corki od zawsze byly z nagoscia w domu oswojone. A jednak - przyszedl taki moment, ze zaczelo byc dla mnie oczywiste, ze i same sie zaczely wstydzic i chyba ze skrepowaniem traktowaly widok nagich rodzicow. No i od tego momentu zaczalem uzywac bokserkow jako pizamy - i tak bylo do czasu, kiedy jako doroste poszly na swoje. Faktem jest, ze jedna, juz bedac dorosla osoba mieszkajaca z rodzicami nie miala niekiedy oporow wyjsc na golasa z lazienki, ale drugiej nie zdarzylo sie to nigdy. No i z czego to wynika????? Dla mnie bylo to troszke zagadka, ale moze szkoda, ze nie wpadlem na pomysl aby porozmawaic - chociaz - czy to takie istotne?
Kochany, ja to rozumiem calkowicie, jest ogromna roznica widziec golego tatusia w wieku dojrzewania dziewczynek. Z synami nie mialbys problemu:) Moj syn tez "spuszcza" oczy jak przypadkowo wyjde na golasa :))) A porozmawiac zawsze mozesz, jeszcze nie jest za pozno:) Istotne jest to dla nastepnych pokolen, tak mnie sie wydaje.
eee a moja rodzinka jest raczej z tych wstydliwych choc nie uwazamy sie za brzydkich czy cus :-) ale tak mamy. U nas nagosc to sprawa intymnosci ale nie przez pruderie tylko jakos tak sie sklada. Syn poprawia mi ramiaczko biustonoszy jak wyleze na pol ubrana z lazienki i ramiaczko sie zsowa. Z taka mina mamy ktora poprawuia ubior nieporzadnie ubranego dziecka ...lol i usmiechem niemal zawadiackim.
Tineczko, to nie nagosc jest problemem, bo nigdy nie uwazalam, ze nagie cialo to cos zlego, czy tabu. Jak syn mial ok 12 - 13 lat to wlasnie sie czul glupio jakby mnie zobaczyl nago, to po kiego licha mialam doprowadzac do takiej stytuacji? :))) A kiedys pamietam byla ogromna burza z piorunami i chyba oboje w tym samym momencie przypomnielismy sobie w srodku nocy, ze okno w livingroom jest otwarte. Bo nagle otworzyly sie drzwi obu sypialni i do okna polecialy dwa golasy:)) Ja wtedy juz bodajze 40letnia mama i moj 18 letni syn:)) Ale to sa momenty, ktorych ciezko sie chyba ustrzec w normalnych warunkach zyciowych, natomiast czy naprawde milym widokiem dla mlodego mezczyzny jest nagie cialo jego matki? Moze i tak, ale w przypadku mojego syna to bylo bardziej krepujace niz mile. Spalismy w osobnych sypialniach, ktore byly obok siebie i wstajac do lazienki w nocy kazde z nas bylo narazone na widok golego ciala drugiej osoby przechodzac do lazienki. Ja nigdy nie zagladalam do jego sypialni i nie sadze zeby on zagladal do mojej:)) A drzwi byly otwarte, bo kilmatyzator w livingroom, wiec musial byc doplyw zimnego powietrza. Nagosc wiec nie byla problemem ale tez nie chodzilismy nago, dla samego faktu chodzenia nago:))
Tak samo jest u mnie, ja bym bardzo sie smucila, jakby moje dzieci nie czuly sie w moim domu jak u siebie, swobodnie............niech sobie robia co chca, to sa moje skarby i dla nich zyje:) To rowniez jest tylko moje zdanie na ten temat:)
Przypomniało mi się moje dzieciństwo. Mieszkaliśmy w małej wioseczce, gdzie też ludzie walili do domów bez pukania. Więc my, wtedy dzieci (9-10 lat) wywiesiliśmy na drzwiach kartkę "Proszę pukać lub dzwonić" Na początku było zdziwienie jednej szczególnie często "wizytującej" sąsiadki "Noooo, zadzwoniłam"... po jakimś czasie się nauczyli.
U mnie nikt nie ma szans. Mam 2 psy, a ten mniejszy chociaż nie widzi to nie wpuści nikogo. Zanim ktoś dotknie klamki, to już wiem, że ktoś nadchodzi, nikogo nie wpuści dobrowolnie. Ale to faktycznie problem tacy wchodzący. U mnie nie spotkałam się z czymś takim, nawet u znajomych. Czujny nawet mały pies to dobry sposób na to, aby nikt nie wszedł niepostrzeżenie mino nawet otwartych drzwi. Chyba, że taka opcja nie wchodzi w grę.
Mnie też by to zdenerwowało,a jeszcze jakby mnie ktoś zastał jak z mężem figluje to nie daj boże.Skoro przy drzwiach jest dzwonek to powinno się dzwonic,a nie wchodzic jak do obory.U mnie akurat jest przy furtce domofon to i tak nikt nie wejdzie sam,tak narazie nie mam z tym problemu.
Mieszkam w małym bloku na obrzeżach miasta i owszem tutaj kilka osób próbowało wejść "jak do siebie" bez pukania i dzwonienia, ale zawsze staram się mieć zamknięte na klucz lub zasuwke drzwi bo bez tego to...
Ja w ogole nie rozumiem takiego zwyczaju.. Moj dom to moja twierdza, jak napisala Bardzo Madra Kobieta z WZ :)))))))))) To ja bede decydowac kto do mnie wchodzi... Mieszkam w bloku, na dole domofon, wiec teoretycznie, chcac nie chcac ew. Gosc, powinien zadzwonic.. No ale czasami, ktos sie wslizgnie za wychodzacym z klatki lokatorem, albo wpusci go jakis inny sasiad (bo sie przedstawi jako poczta! ..- Kto tam??? - Poczta.. ) No i nie wyobrazam sobie, zeby ktos znienacka mi do chalupy wlazl!!! Zawsze mam zamkniete drzwi... na klucz, a przynajmniej na taka blokade przy klamce...
As wiem coś o tym... :/ U mojego męża w domu drzwi nigdy nie były zamykane na klucz, jak się do niego wprowadziłam to sama dorobiłam wszystkim domownikom klucze i nauczyłam zamykać za sobą głowne drzwi. Niestety zdaża się jeszcze, że ktoś tego nie zrobi. Tak było pewnego dnia rano. Dopiero co wstaliśmy. Mieszkamy na parterze, mąż poszedł na piętro do ubikacji. Robi sobie spokojnie siusiu a tu nagle słyszy za drzwiami ubikacji: Krystyna!!!!! (kobieta wołała moją teściową) Z tego co opowiadał to mało ściany nie obsikał. Nikt nie słyszał jak ta wstrętna baba (niedaleka sąsiadka) wlazła na górę. Ja w tym czasie byłam na dole i również nie słyszałam jak weszła. Musiała skradać się bardzo cicho bo nawet pies na górze nie zareagował. Od tamtej pory każdy pilnuje by zamykać za sobą drzwi od domu.
Nigdy nie wchodzę do kogoś bez pukania czy dzwonienia i tego też oczekuję od innych. Wyjątek kiedy spodziewam się kogoś z rodziny to mówię by wchodzili do środka (drzwi otwarte) bo nie mam jak sama otworzyć itp.
Wcale się nie dziwię, że jestes zła. W zalezności od humoru - ja mogłabym nawet ze schodów zrzucić w takiej sytuacji. Ja co prawda mieszkam w bloku- drzwi wejsciowe sa zabezpieczone drzwiamy z domofonem. Domofon w sytuacji, w której nie spodziewam się już żadnych wizyt- po prostu jest wyłączony. Mnie sie zdawało, zę to wystarczajacy sygnał dla ewentualnych wizytujących, zeby odpuścili i skorzystali z telefonu,lub wizytę w innym czasie. Jednak myliłam się. Jeden z naszych znajomych zapragnał kontaktu z nami i- mimo wyłaczonego domofonu domagał się kontaktu- waląc parasolką w kraty. Wpuściłam, a co! Ale myslę, że juz raz na zawsze zapamięta, że nalezy odczytywać informację z wyłaczonego domofonu, lub korzystać z telefonu.
Ja bym nigdy nie weszła do czyjegoś domu bez zapowiedzi dzwonkiem, pukania. Nawet jeśli jestem u siostry, albo u mamy i nawet jeśli mam klucze, i nawet jeśli wychodze tylko do auta, lub tylko na faję- to zawsze pukam. A wchodzenie przez piwnicę, przeskakiwanie przez płot w ogóle nie mieści mi się w głowie. Nie wyobrażam sobie, że ktoś wchodzi do mojego domu inaczej niż przez mój zapraszajacy gest- kiedy to ja otwieram drzwi i tylko wtedy kiedy mówię "proszę wejsć" lub wykonuję jednoznaczny w tej sytuacji gest zapraszajacy. Gdyby ktoś bez mojego pozwolenia wszedł do mojego domu- mam tylko jedną myśl- dzwonić po policję. Częśc dzieciństwa spędziłam na wsi u babci. U mojej babci drziw od domu były przeważnie otwarte i - owszem ludzie przychodzili- ale nikt nie odważył się wejść nie zapukając w te otwarte drzwi, lub choćby nie dając znać głosem, ze chce wejśc, lub cokolwiek chce. Nawet najbliźsi sąsiedzi. Nawet ci, z którymi dzielona była studnia.
Jak zyla moja babcia,zawsze drzwi byly otwarte,do czasu jak weszly 3 cyganki ,2 wykrecily babci rece a trzecia zaczela pladrowac mieszkanie.Na szczescie nic nie zdarzyły ukrasc bo wujek przyjechal .Moja mama mieszka sama ,ale tez nie zamyka drzwi w dzien,tylko furtke na klucz przy ktorej jest skrzynka na listy i dzwonek.Nikt sie jakos nie odwazyl wejsc, bo jak mama jest w domu to puszcza psy i biegaja luzem w ogrodzeniu,jak ktos do niej idzie to strasznie hałasuja. Ja mieszkam w bloku,wiec drzwi zawsze mam zamkniete,mamy zamek zatrzaskowy:)
niestety to jest minus mieszkania na wsi. Na początku jak sie przeprowadziłam z miasta na wieś to nie zamykałam drzwi na klucz w ciągu dnia. Ale jak mi się pare razy wpakował listonosz albo inny ludź do domu bez pukania to zaczęłam zamykać. Kilka dni temu też omało co zawału nie dostałam. Mamy mały domek i do naszego pokoju, który jest jednocześnie sypialnią i salonem, wchodzi się prosto z kotłowni, od tyłu domu. Sobota, godz. 8 rano, dzieci śpią, ja śpię, a ślubny w pracy. Słyszę pukanie do drzwi, ale myslałam, że mi się śni ... w końcu dotarło do mnie, że to nie sen i mówię chwileczkę i w tym momencie wchodzi mi z kotłowni do pokoju obcy dziad i pyta się czy złomu nie mam do sprzedania. Noż myslałam, że dziada rozerwę na strzępy. Wychodzi na to, że człowiek, aby czyć się bezpiecznie, musi barykadować się we własnym domu.
Mam bramofon ale jest nie do końca podłączony. Ktoś może przez niego zadzwonić do mnie. Mogę rozmawiać z kimś przy bramie. Jednak furtki nie otwieram bramofonem tylko jest zamknięta na klamkę i jak ktoś nie che z bramofonu korzystać to wchodzi jak do siebie. Raz byłam w domu i widzę jak kuzynka mojej mamy z swoją córką przyszły na moje podwórko i bez pytania zaczęły zbierać gruszki, które rosną koło bramy. Czekałam co zrobią.. Jednak poinformowały mnie o tym i poprosiły o worek by nazbierać więcej. Raz listonosz kilka tych gruszek wziął sobie do kieszeni ale żona go okantolila, że tak nie wolno. Mam z nim bardzo dobry kontakt więc następnym razem zapytał czy może sobie nazbierać. Mi były niepotrzebne więc pozwoliłam. Dzieci jak na te gruszki maja ochotę to niby dzwonią tym bramofonem a podobno jak mnie nie ma to wchodzą i same zbierają bez pozwolenia.
As tu nie chodzi o tych pare gruszek,ale o fakt ze.............nie mozna sie szarogesic u kogos na podworku,nie wyobrazam sobie wpakowac sie do kogos bez pukania do domu.Jak mnie nikt nie prosi lub nie otwiera nie wchodzę! Uwazam ze ze wzgledu na bezpieczenstwo dzieci i swoje powinnas zamykac drzwi,zeby nikt obcy nie łazil ci do domu,bo nie wiadomo czy nie wejdzie jakis bandzior !
Nauczyłam się już i prawie zawsze mam zamknięte drzwi na klucz. Czasem ktoś przyjdzie. Dzwoni dzwonkiem i mówi: ale jesteś pozamykana. Jak ktoś obcy dzwoni do drzwi to nie otwieram drzwi tylko okno. Jak dowiem się kto to to albo schodzę otworzyć drzwi albo do widzenia i zamykam okno.
Z tymi zamkami zatrzaskujacymi - z jednej strony są niezłe, ale z drugiej...
Myśmy kiedys taki mieli. Ja miałam coś koło 4 lat, moje siostra ponad rok. Mam wyszła wyrzucić śmieci do zsypu - na piętrze, kilka metrów dalej. Ja wybiegłam za mamą, drzwi sie zatrzasnęły - chyba okna były pootwierane. W domu zostało dziecko, które nie było w stanie otworzyć drzwi. Mieszkaliśmy na trzecim piętrze.
Też mieszkam na wsi i też mam problem z wchodzeniem niektórych osób do mnie do domu bez dzwonienia.Tłumaczą tym,że może ja śpię po nocy(bo pracuję zmianowo) i nie chcą mnie budzić.Mnie np wkurza taki "gość" co włazi do mego domu bez dzwonienia.Na obcych mamy "stoper" w postaci tabliczki Uwaga zły pies,ale miejscowi znają nasze pieski i wiedzą ,że nie są złe i co niektórzy walą prosto do domu.Ludzie są różni i tak samo różnie traktują dzwonek u drzwi.Ja osobiście zawsze dzwonię lub pukam(czasami trzeba przejść w fazę stukania lub walenia),a gdy to nie pomaga to wchodzę z zawołaniem typu"halo!!!czy jest ktoś w tym domu???"Mam takich sąsiadów którzy sami sobie wchodzą do nas do garażu ,a dalej do piwnicy jakby do siebie,ale to jest na zasadzie pomocy sąsiedzkiej i przez naszą umowę-trzeba ci np prostownik,wiezs gdzie stoi to bierz.-ale to jest nasza umowa.Pukanie czy dzwonienie zależy od kultury.Kiedyś kurier przywiózł paczkę i widząc dom ogrodzony i tabliczkę na bramce nie wchodził tylko czekał w samochodzie z nadzieją,że ktoś go przez okno zobaczy(szkoda,że nie mam tego zwyczaju,wtedy by się przydał...).Na szczęście na przesyłce był wpisany nr.naszego telefonu,więc zadzwonił i wyszliśmy.Inny kurier przywiózł paczkę i rzekomo u nas zostawił laterkę po którą wlazł na drugi dzień do domu bez pukania :-].Racej sięe śpię,ale teściowa zostając sama ma "przykaz" i już wyrobiony nawyk zamykania się.
Mieszkam na wsi. Jest to bezpieczna okolica. Muszę się jednak zamykać w domu na klucz. Jak ktoś do nas przychodził to nigdy nie dzwonił dzwonkiem do drzwi. Tylko wchodzili i wołali w ganku a jak nikt nie słyszał to wchodzili do pokoju. Tłumaczyli się, ze nie chcieli dzieci obudzić bo były małe. Raz sąsiadka powiedziała, że była sama w domu. Nagle słyszy, że ktoś wszedł do domu. Myślała, że to jej babcia bo ona tak robiła. Nagle drzwi się otworzyły i wszedł obcy mężczyzna z wiklinowymi koszykami pyta czy chce kupić. Od tego czasu cały dzień drzwi od domu mam zamknięte na klucz. Dzisiaj przyjechali panowie z gazowni wymienić licznik, który jest na zewnątrz budynku. Nagle ktoś puka mi do kuchni i jeden pan wchodzi. Myślałam, że zadzwoni dzwonkiem a on sobie wszedł. Drzwi były zamknięte więc wszedł przez piwnicę bo mąż zostawił nie zamkniętą. Czy do Was też ludzie wchodzą bez dzwonienia dzwonkiem do drzwi? Czy Wy wchodzicie do kogoś bez dzwonienia jeżeli jest dzwonek?
Niestety ,mam tak samo.Ponieważ za "plecami domu" mam hurtownię,to ludzie pchają mi się do domu.Większość dzwoni,ale sporo niestety nie.Ostatnio oduczam ludzi.Mam dwa labradory w domu i mówię,że jak chcą być pogryzieni,to niech robią tak dalej.Co prawda,moje psy pewnie się w tym czasie smieją z tego co mówię,ale zauważyłam ,że na ludzi to działa.Jak dla mnie,to jedym rozwiazaniem jest powieszenie tabliczki "UWAGA ZŁY PIES" na drzwiach i tak sobie myślę,że jeszcze trochę i ją powieszę.
Lo matlo wspolczuje Ci z calego serca...Moim zdaniem to bezczelnosc.
rozumiem Twoją złość jakby mi ktos tak wlazł do domu to była by awantura na całego. Ja nigdy do nikogo nie wchodzę bez pukania, dzwonienia. Kiedyś na nasze nieszczęście podarowalismy teścią klucz do bramki i to był nasz błąd. Rodzice męża zamiast pukać jak cywilizowani ludzie, robili karpia w szybie i patrzyli czy my jesteśmy mnie to tak. wkurzało. Czasem poprostu wchodzili i siadali na tarasie nic nie mówiąc i ja jak wychodziłam na taras to o mału zawału nie dostawałam. Kiedyś jak po raz kolejny przykleli się do szyby powiedziałam im co myśle grzecznie oczywiście. Powiedziałam im, że prosze tak nigdy nie robić bo ja bym np nie chciala żeby oni np oglądali moje charce z mężem.
Aguś, ja bedąc młoda mężatką, w ten sposób właśnie oduczyłam teścia włazić do MOJEGO domu z klucza, który mój mąż im dał jak wyjechaliśmy. Parę razy sobie otworzył i wszedł poprostu. Więc jak pewnego dnia w samo południe wszedł akurat na nasze bara-bara, to tak zdębiał, że się wycofał i nigdy juz tego nie zrobił.
NIe wiem, ale chyba to przypadłość małych osiedli. Mnie to też wkurzało jak mieszkałam w domu. Dzwonka jakby nie było, wszyscy za klamkę, a jak były zamkniete to do drzwi od piwnicy. Nie raz, z garów o mało co nie wywaliłam zawartości, bo nagle ktoś się odezwał za mną.
Czasem u moich rodziców to się zdarzało w bloku, ale tylko sąsiedzi z którymi utrzymywali dość bliskie stosunki Dla mnie to jest nie do pomyślenia takie włażenie do czyjegoś domu.
Chociaż do szwagierki jak są otwarte drzwi na oścież a wiem,że to pora kiedy mała śpi,zaglądam cichutko. Ale tylko do niej.Taką mamy umowę między sobą.
Ja też mieszkam na wsi, ale od niedawna. Zupełnie nie miałam pojęcia, że są takie zwyczaje, do czasu....
Użytkownik Almira napisał w wiadomości:
> Siedzę sobie na kibelku, aż tu nagle słyszę pukanie do drzwi.
> Krzyknęłam "chwileczkę" i robiłam swoje. Po chwili wychodzę w samym
> biustonoszu i majtasach, (byłam w trakcie ubierania), a tam w
> przedpokoju stoi jakiś dziad i spisuje licznik od wody, który jest w
> przedpokoju.
poplułam się ze śmiechu
Użytkownik bea39 napisał w wiadomości:
> Nie raz, z garów o mało co nie
> wywaliłam zawartości, bo nagle ktoś się odezwał za mną.
Kiedys w podobny sposób o mało nie dostałam zawału.
Byłam sama z dziećmi w domu, robiłam obiad . Syn bawił się w pokoju a córa spała w wózku w przedpokoju.
Podeszłam w kuchni do szafki , w której trzymam przyprawy, odwróciłam głowę ,żeby zerknać na córa i zamarłam . Ktoś nad nią stał, zbladłam ze strachu.
Na szczeście był to mój ojciec. Byłam w takim szoku,że w pierwszej chwili go nie poznałam .
Powiedział mi tylko : ,, widzisz, mogłem ją zabrac i nawet nie usłyszałabyś ,, . Od tej pory zawsze się zamykam .
Ja też przeprowadziłam sie na wieś, Jednak u nas nikt do nikogo nie wchodzi jak do obory. Inkasent, listonosz, kominiarz, każdy puka i czeka na otwarcie drzwi. Jeśli nikt nie otwiera, idzie do sasiadów lub zostawia kartkę w drzwiach.
Pewnie nawet nie powinnam pisac, bo wiadomo wszem wobec, ze ja nie przyjmuje bez zapowiedzenia, ale co tam:))
Moj syn z "naszych dzieci" mieszka najblizej, wiec ma klucze od naszego mieszkania, bo tak powinno byc, ze ktos musi miec klucze, uwazam. Ale jeszcze nigdy nie zdarzylo mu sie "skorzystac" z posiadania kluczy. Nawet kiedys sie z nim umowilam, ze wpadnie, ale ja polecialam do sklepu i troche mi sie dluzej zeszlo. Jak przyszlam to czekal przed domem, na moje pytanie dlaczego nie wszedl, przeciez ma klucze, odpowiedzial, ze "on tak nie potrafi" i bardzo mnie to cieszy. Owszem kiedys cos pokickalam w kompie i zadzwonilam, zeby przyszedl naprawic, to przyszedl, ale jak ja w miedzyczasie zadzwonilam na numer domowy sprawdzic czy jest i jak mu idzie, to nie odebral telefonu. Zadzwonilam na jego komorke, odebral, pytam "gdzie jestes?" "no jak to gdzie? naprawiam Twoj komputer" A na pytanie "dlaczego nie odebral telefonu" odpowiedzial "przeciez ja tu nie mieszkam". Cos mi sie wydaje, ze odwalilam kawalek dobrej roboty w swoim czasie:))))
luckystar ja to myślę że powinnyście z tineczka napisać ksiązkę o tym jak wychować wspaniałe dziecko.:):) Ja chętnie bym skorzystała z rad takich kobiet ja wy :)
Dokladnie tak sie zachowuje moj syn:))) jak przyjechal do naprawy kompa, to musialam kartke zostawic, zeby sobie wzial cos do jedzenia, a jak przyszlam to i tak bylo opakowanie z pizzy dostarczonej na zamowienie. Jak wyjezdzamy, przychodzi podlewa kwiatki, odbiera i przynosi poczte do domu, ale jak jestesmy w pracy a on zostal zawolany do jakiejs awarii to nic nie ruszy:)))
Agusiu, do idealu to mu daleko, ale ogolnie nie moge narzekac;)))
no właśnie czasem jako matka dzieci lat 9 i 6 zastanawiam sie jak ? mam nadzieję że mi się to uda jestem na dobrej drodze córcia za nim wejdzie do łazienki do mnie to puka . :):)
To chyba jest niezla mysl, bo dosyc duza roznica jest miedzy mna a Marylka. Jednak ten "zloty" sriodek jest najwazniejszy. U mnie jest tak: dzieci i moi rodzice zawsze mieli klucze do moich domow i mieszkan. Nigdy nie musieli zapowiadac wizyt, jak bylam na golasa, to sie ubralam :)))) Oczywiscie takie niespodziewane wizyty byle zadkie i nikt nie zastal mnie w luzku w akcji:))) Do domu rodzicow jezdzilam kilkadziesiad razy kazdego roku. Jak nikogo nie bylo, otwieralam dom i czulam sie jak u siebie. Bylam glodna, spragniona to sobie wzielam co chcialam. Moj syn do nie dawna przychodzil do mojego mieszkania w Sztokholmie kiedy chcial, mial klucz i jak mnie nie bylo, to sie goscil wedlug potrzeby. Mial blizej do mnie z pracy, niz do domu i nieraz zastalam go juz spiacego w "swoim" pokoju:) Tak sie tym zawsze cieszylam!!!! Jak bylam w jego okolicy zawsze moglam wejsc do jego mieszkania, zrobic mu pranie, cos ugotowac, umyc naczynia a po powrocie z pracy cieszyl sie jak niewiem;)
Corka, robila mi czesto nie zapowiedziane niespodzianki bedac w Sztokholmie ( o czym nie wiedzialam), tak po drodze powrotnej do domu.....moje serce robilo fikolki z radosci.
Teraz jezdze czesto do corki, mam klucz i jak nie ma nikogo w domu, to otwieram i robie sobie kubek kawy, zasiadam do komputera ( mam kod), albo zabieram sie za mycie okien, jak pogoda na to pozwala. Czesto cos ugotuje i ciesza sie z tego po powrocie do domu.W lecie zawsze cos im w ogrodzie porobie i tez sa zadowoleni:)
Tu na wsi drzwi sa zawsze otwarte i zaprzyjaznieni nigdy sie nie zapowiadaja, po prostu przychodza kiedy ochota przyjdzie i ja to KOCHAM :))))
Ale zupelnie obcy osobnik za moimi plecami tez doprowadzil by mnie do zawalu serca!!!!!!
Tineczko, i ja uważam że tak powinno być. Dzieci u mnie są zawsze mile widziane i mogą sobie wchodzić kiedy nas nie ma, jeść i pić do woli. Ale nikt po za nimi nie ma prawa buszowac po moim domu. A już koszmarne mi sie wydaje, że obcy ludzie wchodzą np przez garaż bo drzwi zamknięte. To już nawet nie jest nietakt, to chamstwo
Ewuniu, ja tez nie chce widziec obcych wchodzacych garazem, to jest po prostu nie do pojecia. U nas cos takiego jest karalne!
Rodzina i przyjaciele moga sobie wchodzic do mojego domu, kiedy chca:))))
Ja sobie takiej sytuacji nie wyobrazam, zeby moje dziecko wchodząc do mnie do domu nie zrobiło sobie czegoś do jedzenia i picia .To jest moje dziecko i nawet jak ma swój dom to mój dom bedzie zawsze też jego .Oczywiście to jest moje zdanie na ten temat.
No coz mamy zupelnie inne wyobraznie i dzieki temu swiat jest piekny:)) Moje dziecko jak przychodzi do mnie w czasie kiedy jestem w domu to tez czuje sie swobodnie, ale jak mnie nie ma to nie lata po lodowkach, szafkach i szafach. Tak samo jak ja nie latam po jego mieszkaniu.
Ja mam klucz do mieszkania mojego taty. Prawie nigdy go nie używam. Bardzo rzadko się zdarza,że chcę się do niego z mężem i dziećmi wprosić na obiad jak u mnie nie ma wody lub prądu. Dzwonie wtedy o dzień wcześniej do niego i pytam czy możemy. On pracuje więc muszę wtedy sobie otworzyć mieszkanie i coś ugotować. On nie ma nic przeciwko bo przynajmniej jak przyjdzie z pracy to jest ciepły obiad.
Ja mam tak samo jak Ty. Mój dom jest też domem moich dzieci ( choć mieszkają osobno). No ale podobnie jak powiedziała luckystar uważam " gdyby wszyscy byli jednakowi to by było nudno.
Ja mam tak samo jak Ty. Mój dom jest też domem moich dzieci ( choć mieszkają osobno). No ale podobnie jak powiedziała luckystar uważam " gdyby wszyscy byli jednakowi to by było nudno.
Hmm wlasnie rozmawialam z corcia i...ona mowi tak: fajnie ze zawsze jestem u ciebie mile widziana, wiem ze jak juz jestem w odwiedzinach to moge jesc i pic co chce ale nigdy by nie przyszlo do glowy by bez poprzedniej zapowiedzi wlezdz do ciebie i oproznic ci pol lodowki. Nie grzebie ci tez po szafklach i nie oczekuje tego od ciebie. Gdybym byla glodna w poblizu to bym zadzwonila ze chcialabym wpasc a ty bys mi powiedziala co mam do dyspozycji - bo moze sie okazac ze torta zrobilas dla kolezanki a wino kupilas na impreze :-)).
Tak, zgadzam sie jak najbardziej. Moje dzieci też do mnie wpadają z wcześniejszą zapowiedzią. A to że nie grzebią nigdy w moich rzeczach i nie wyjadają mi z lodówki wszystkiego uważam za naturalne.
Ja mam klucze do mojej mamy, jak idę do niej a nie otwiera, to zawsze otwieram sobie sama i wchodzę. Już było tak raz, że nie mogła wstać, ani podejść do telefonu, taki dostała postrzał. Ale oczywiście nigdy nie grzebię w jej rzeczach.
no wiadomo, ze jak wiesz ze ktos jest chory czy moze byc niedolezny to co innego. Moja psiapsiolka (byla sasiadka drzwi w drzwi) miala moj klucz zawsze. Ja jej zreszta tez. i kedys umowilysmy sie choc cos czulam ze mnie "lapie". Ona puka a ja nic... to weszla zaniepokojona (pukajac i wolajac ) zastala mnie spiaca na kanapie z goraczka. Przykryla, przyniosla talez rosolu i zmusila do zjedzenia :-)).... Ale to byl naprawde wyjatek.
i dobrze, że weszła. Przynajmniej się Tobą zajęła:)
No wlasnie!...ale pukla i wolala i tak :-)) zebym czasem sie nie wystrastzyla ani nie pomyslala ze wlazi jak chce :-)
Ewa, podpinam sie pod Ciebie, bo jakos tak mi pasuje:)) Ale generalnie to jest do wszystkich.
Ja jestem mimo wielkiego otwarcia osoba bardzo prywatna i tak tez wychowalam mojego syna. Ja nigdy nie szukalam niczego w jego rzeczach, nawet jak byl malym chlopcem, jesli chcialam cos zobaczyc, czy sprawdzic to prosilam, zeby sam pokazal.
Jesli zaistniala sytuacja, ze np. syn (mowie o malym dziecku w tej chwili) potrzebowal pieniadze, a ja mowilam "portfel jest w mojej torebce" to nigdy nie przyniosl samego portfela, tylko cala torebke. Zawsze uczylam, zeby pukal do mojej sypialni, bez wzgledu na to czy spalam sama, czy nie, po prostu uwazam, ze tak nalezy, bo nawet bedac sama, mam prawo byc w tej sypialni nago.
Z drugiej strony wydaje mi sie logiczne, ze ktos powinien miec klucze wlasnie dla sytuacji awaryjnych i dlatego moj syn je ma. Jak wyjezdzamy wchodzi do mieszkania podlewa kwiaty, odbiera poczte i na dzien przed naszym powrotem kupuje mleko, ktore wstawia do lodowki, bo wie, ze co jak co, ale mleko do kawy to u nas artykul pierwszej potrzeby.
Oczywiscie, ze gdybym byla chora, to by wszedl, bo przeciez po to ma ten klucz, logiczne, prawda?
Natomiast jesli sie z nim umowilam np. na 14ta mowiac, ze wczesniej tylko wpadne do sklepu, to czekal te 10 min przed domem, bo wiedzial, ze ja lada moment bede. Mysle, ze kazdy ma w tej kwestii swoje wlasne przepisy i swoja wlasna wrazliwosc, ja nie otworze nawet rachunku, ktory jest zaadresowany na nazwisko mojego meza bo to nie do mnie. Tego samego oczekuje od moich bliskich.
Kiedys mialam jechac kupic jakis powazniejszy zakup (cos ok. $300.00) bylam w domu, poniedzialek, a maz w pracy. Zadzwonil i powiedzial, ze w jego szafce jest gotowka, zebym wziela zamiast placic karta. Odpowiedzialam, ze za Boga nie wezme, gdyby mi te pieniadze dal wczesniej to co innego, ale ja nie bede otwierac jego szafki. Tez mu sie to wydawalo dziwne, ale ja taka jestem. Gdyby byl chory, w szpitalu to oczywiscie otworzylabym te szafke jesli bylaby taka potrzeba, ale on byl tylko w pracy. ja zaplacilam karta, a on po powrocie dal mi te pieniadze.
Nie lubie jak ktos grzebie w moich rzeczach i tyle, ja tego nie robie wiec dlaczego mialabym tolerowac u innych:)))
Zgadzam sie z Tobą i nie widzę nic złego w tym, że tak wychowałaś syna. Moje dzieci też są tak wychowane, że nie wyjmą niczego z mojej torebki, tylko podadzą mi ją w całośći. Korespondencji nie otwieram jaśli nie jest do mnie zaadresowana, nawet rachunków.
Mnie wydaje się nieprawdopodobne, żeby obcy ludzie włazili do czyjegoś domu tak po prostu.
Lucky, a ja podepnę się pod Ciebie. Bez powodu, ale nie ukrywam że chcę poznać Twoją opinię. Otóż mój mąż ma zwyczaj, który sprawi że kiedyś go zabiję. Piszę na forum, w razie czegoś potwierdzicie, że zrobiłam to pod wpływem wielkiego wzburzenia:)
To nie jest wyjście. jeśli się z nim rozwiedziesz to będzie nie tylko powód ale i dowód, że do pana Wacka jednak dzwoniłaś. I po co? Mężczyzna podejrzliwy jest. A może po prostu wpisał ten numer, bo często kończy Ci się karta i żebyś miała łatwiej dzwonić?
On, to właśnie tak tłumaczy. Nie chodzi tylko o pana Wacka, to był przykład. Nie zdarza się też to nagminnie, lecz sporadycznie i dlatego jestem wkurzona.
Rozwod, wiadomo, ze zart, co nie znaczy, ze zupelnie na serio i bez zartu nadgryzlabym mu tetnice szyjna:))))))))))
z tym rozwodem to się domyśliłam
Doskonale rozumiem Twoje wzburzenie;P bo sama bylabym wzburzona do wku...nia:)) Nie lubie takich chwytow, uwazam, ze sa durne, bezpodstawne i nie maja zadnego uzasadnienia praktycznego. Niedawno rozmawialismy ze Wspanialym na temat kolezenstw pozamalzenskich. Moj maz ma najlepsza kolezanke, ktora znal na dlugo zanim poznal mnie i to jest zupelnie dla mnie normalne, ze mimo, ze ja ja kiedys spotkalam i poznalam to ja i ona nie mamy o czym gadac. Natomiast ona dzwoni raz na jakis czas do Wspanialego i on do niej i nie ma problemu, uwazam to za zupelnie naturalne i wcale mnie te rozmowy nie interesuja, nie mam tez potrzeby posiadania numeru telefonu do Kathy. Tak samo jak moj maz nie ma potrzeby posiadania numerow moich znajomych, a juz tym bardziej pana z kotlowni czy mojego doormena w budynku. Jakkolwiek o doormenie bardzo czesto opowiadam bo to uczciwy i zyczliwy czlowiek.
Otóż to! Tu nie chodzi nawet o zazdrość, bo on nawet numery moich koleżanek notuje. Taki kur...a jest przydatny! Hahahah
A moze on mysli, ze nie jest mezem, tylko pracownikiem na stanowisku sekretarki:))) Ty mu to wybij z glowy, bo jeszcze przyjdzie dzien, ze zazada zaplaty z premia:)))
Lucky, po tych awanturkach jakie mu zrobiłam, to on już dobrze wie jakiej premii może się spodziewac:))))
Marylko, ja zawsze spalam na golasa i dzieci mialy zawsze prawo przyjsc do mojej sypialni w srodku nocy, jak potrzebowaly, drzwi nigdy nie byly zamkniete, sama czy nie sama:)
Mieszkalam pare miesiecy po sprzedaniu mieszkania w zeszlym roku u syna. Malutkie mieszkanie i "stykalismy" sie codziennie, nieraz syn byl na golasa, nieraz ja. Nikt z nas nie dostal czkawki. Syn spuscil najwyzej oczy po chwili, a ja cieszylam sie widokiem jego golego ciala:))) Matulu to moj synek wycalowany w kazdym centymetrze przeze mnie jako dziecko, teraz dorosly , piekny mezczyzna .
U corki w domu nagosc nie jest zadnym problemem, nawet jej maz widzial kawalek mojego golego tylka i nie zemdlal :)))) Corki nagie cialo smaruje i masuje za kazdym razem, jak jestem u niej. Nauczylam moje dzieci do akceptowania wlasnego ciala i nie wstydzenia sie nagosci. Tak, jak ja myje moja Rodzicielke od stop do glowy, tak samo mam nadzieje, ze moje dzieci kiedys wymyja mnie , jak zajdzie potrzeba:)
A to nie ma nic wspolnego z grzebaniem w czyjis rzeczach , bo tego nikt u nas nie robi.
Zapodam ciekawostke. Nasze corki od zawsze byly z nagoscia w domu oswojone. A jednak - przyszedl taki moment, ze zaczelo byc dla mnie oczywiste, ze i same sie zaczely wstydzic i chyba ze skrepowaniem traktowaly widok nagich rodzicow. No i od tego momentu zaczalem uzywac bokserkow jako pizamy - i tak bylo do czasu, kiedy jako doroste poszly na swoje. Faktem jest, ze jedna, juz bedac dorosla osoba mieszkajaca z rodzicami nie miala niekiedy oporow wyjsc na golasa z lazienki, ale drugiej nie zdarzylo sie to nigdy.
No i z czego to wynika????? Dla mnie bylo to troszke zagadka, ale moze szkoda, ze nie wpadlem na pomysl aby porozmawaic - chociaz - czy to takie istotne?
Kochany, ja to rozumiem calkowicie, jest ogromna roznica widziec golego tatusia w wieku dojrzewania dziewczynek. Z synami nie mialbys problemu:)
Moj syn tez "spuszcza" oczy jak przypadkowo wyjde na golasa :)))
A porozmawiac zawsze mozesz, jeszcze nie jest za pozno:)
Istotne jest to dla nastepnych pokolen, tak mnie sie wydaje.
eee a moja rodzinka jest raczej z tych wstydliwych choc nie uwazamy sie za brzydkich czy cus :-) ale tak mamy. U nas nagosc to sprawa intymnosci ale nie przez pruderie tylko jakos tak sie sklada. Syn poprawia mi ramiaczko biustonoszy jak wyleze na pol ubrana z lazienki i ramiaczko sie zsowa. Z taka mina mamy ktora poprawuia ubior nieporzadnie ubranego dziecka ...lol i usmiechem niemal zawadiackim.
Tineczko, to nie nagosc jest problemem, bo nigdy nie uwazalam, ze nagie cialo to cos zlego, czy tabu. Jak syn mial ok 12 - 13 lat to wlasnie sie czul glupio jakby mnie zobaczyl nago, to po kiego licha mialam doprowadzac do takiej stytuacji? :))) A kiedys pamietam byla ogromna burza z piorunami i chyba oboje w tym samym momencie przypomnielismy sobie w srodku nocy, ze okno w livingroom jest otwarte. Bo nagle otworzyly sie drzwi obu sypialni i do okna polecialy dwa golasy:)) Ja wtedy juz bodajze 40letnia mama i moj 18 letni syn:)) Ale to sa momenty, ktorych ciezko sie chyba ustrzec w normalnych warunkach zyciowych, natomiast czy naprawde milym widokiem dla mlodego mezczyzny jest nagie cialo jego matki? Moze i tak, ale w przypadku mojego syna to bylo bardziej krepujace niz mile. Spalismy w osobnych sypialniach, ktore byly obok siebie i wstajac do lazienki w nocy kazde z nas bylo narazone na widok golego ciala drugiej osoby przechodzac do lazienki. Ja nigdy nie zagladalam do jego sypialni i nie sadze zeby on zagladal do mojej:)) A drzwi byly otwarte, bo kilmatyzator w livingroom, wiec musial byc doplyw zimnego powietrza. Nagosc wiec nie byla problemem ale tez nie chodzilismy nago, dla samego faktu chodzenia nago:))
Tak samo jest u mnie, ja bym bardzo sie smucila, jakby moje dzieci nie czuly sie w moim domu jak u siebie, swobodnie............niech sobie robia co chca, to sa moje skarby i dla nich zyje:)
To rowniez jest tylko moje zdanie na ten temat:)
Przypomniało mi się moje dzieciństwo. Mieszkaliśmy w małej wioseczce, gdzie też ludzie walili do domów bez pukania. Więc my, wtedy dzieci (9-10 lat) wywiesiliśmy na drzwiach kartkę "Proszę pukać lub dzwonić" Na początku było zdziwienie jednej szczególnie często "wizytującej" sąsiadki "Noooo, zadzwoniłam"... po jakimś czasie się nauczyli.
U mnie nikt nie ma szans. Mam 2 psy, a ten mniejszy chociaż nie widzi to nie wpuści nikogo. Zanim ktoś dotknie klamki, to już wiem, że ktoś nadchodzi, nikogo nie wpuści dobrowolnie. Ale to faktycznie problem tacy wchodzący. U mnie nie spotkałam się z czymś takim, nawet u znajomych. Czujny nawet mały pies to dobry sposób na to, aby nikt nie wszedł niepostrzeżenie mino nawet otwartych drzwi. Chyba, że taka opcja nie wchodzi w grę.
Mnie też by to zdenerwowało,a jeszcze jakby mnie ktoś zastał jak z mężem figluje to nie daj boże.Skoro przy drzwiach jest dzwonek to powinno się dzwonic,a nie wchodzic jak do obory.U mnie akurat jest przy furtce domofon to i tak nikt nie wejdzie sam,tak narazie nie mam z tym problemu.
Mieszkam w małym bloku na obrzeżach miasta i owszem tutaj kilka osób próbowało wejść "jak do siebie" bez pukania i dzwonienia, ale zawsze staram się mieć zamknięte na klucz lub zasuwke drzwi bo bez tego to...
Ja w ogole nie rozumiem takiego zwyczaju..
Moj dom to moja twierdza, jak napisala Bardzo Madra Kobieta z WZ :))))))))))
To ja bede decydowac kto do mnie wchodzi...
Mieszkam w bloku, na dole domofon, wiec teoretycznie, chcac nie chcac ew. Gosc, powinien zadzwonic.. No ale czasami, ktos sie wslizgnie za wychodzacym z klatki lokatorem, albo wpusci go jakis inny sasiad (bo sie przedstawi jako poczta! ..- Kto tam??? - Poczta.. ) No i nie wyobrazam sobie, zeby ktos znienacka mi do chalupy wlazl!!!
Zawsze mam zamkniete drzwi... na klucz, a przynajmniej na taka blokade przy klamce...
As wiem coś o tym... :/ U mojego męża w domu drzwi nigdy nie były zamykane na klucz, jak się do niego wprowadziłam to sama dorobiłam wszystkim domownikom klucze i nauczyłam zamykać za sobą głowne drzwi. Niestety zdaża się jeszcze, że ktoś tego nie zrobi. Tak było pewnego dnia rano. Dopiero co wstaliśmy. Mieszkamy na parterze, mąż poszedł na piętro do ubikacji. Robi sobie spokojnie siusiu a tu nagle słyszy za drzwiami ubikacji: Krystyna!!!!! (kobieta wołała moją teściową) Z tego co opowiadał to mało ściany nie obsikał. Nikt nie słyszał jak ta wstrętna baba (niedaleka sąsiadka) wlazła na górę. Ja w tym czasie byłam na dole i również nie słyszałam jak weszła. Musiała skradać się bardzo cicho bo nawet pies na górze nie zareagował. Od tamtej pory każdy pilnuje by zamykać za sobą drzwi od domu.
Nigdy nie wchodzę do kogoś bez pukania czy dzwonienia i tego też oczekuję od innych. Wyjątek kiedy spodziewam się kogoś z rodziny to mówię by wchodzili do środka (drzwi otwarte) bo nie mam jak sama otworzyć itp.
Wcale się nie dziwię, że jestes zła. W zalezności od humoru - ja mogłabym nawet ze schodów zrzucić w takiej sytuacji.
Ja co prawda mieszkam w bloku- drzwi wejsciowe sa zabezpieczone drzwiamy z domofonem. Domofon w sytuacji, w której nie spodziewam się już żadnych wizyt- po prostu jest wyłączony. Mnie sie zdawało, zę to wystarczajacy sygnał dla ewentualnych wizytujących, zeby odpuścili i skorzystali z telefonu,lub wizytę w innym czasie. Jednak myliłam się. Jeden z naszych znajomych zapragnał kontaktu z nami i- mimo wyłaczonego domofonu domagał się kontaktu- waląc parasolką w kraty. Wpuściłam, a co! Ale myslę, że juz raz na zawsze zapamięta, że nalezy odczytywać informację z wyłaczonego domofonu, lub korzystać z telefonu.
Ja bym nigdy nie weszła do czyjegoś domu bez zapowiedzi dzwonkiem, pukania.
Nawet jeśli jestem u siostry, albo u mamy i nawet jeśli mam klucze, i nawet jeśli wychodze tylko do auta, lub tylko na faję- to zawsze pukam.
A wchodzenie przez piwnicę, przeskakiwanie przez płot w ogóle nie mieści mi się w głowie.
Nie wyobrażam sobie, że ktoś wchodzi do mojego domu inaczej niż przez mój zapraszajacy gest- kiedy to ja otwieram drzwi i tylko wtedy kiedy mówię "proszę wejsć" lub wykonuję jednoznaczny w tej sytuacji gest zapraszajacy. Gdyby ktoś bez mojego pozwolenia wszedł do mojego domu- mam tylko jedną myśl- dzwonić po policję.
Częśc dzieciństwa spędziłam na wsi u babci. U mojej babci drziw od domu były przeważnie otwarte i - owszem ludzie przychodzili- ale nikt nie odważył się wejść nie zapukając w te otwarte drzwi, lub choćby nie dając znać głosem, ze chce wejśc, lub cokolwiek chce. Nawet najbliźsi sąsiedzi. Nawet ci, z którymi dzielona była studnia.
Moze napisz kartkę "proszę dzwonić dzwonkiem" ?
Jak zyla moja babcia,zawsze drzwi byly otwarte,do czasu jak weszly 3 cyganki ,2 wykrecily babci rece a trzecia zaczela pladrowac mieszkanie.Na szczescie nic nie zdarzyły ukrasc bo wujek przyjechal .Moja mama mieszka sama ,ale tez nie zamyka drzwi w dzien,tylko furtke na klucz przy ktorej jest skrzynka na listy i dzwonek.Nikt sie jakos nie odwazyl wejsc, bo jak mama jest w domu to puszcza psy i biegaja luzem w ogrodzeniu,jak ktos do niej idzie to strasznie hałasuja.
Ja mieszkam w bloku,wiec drzwi zawsze mam zamkniete,mamy zamek zatrzaskowy:)
niestety to jest minus mieszkania na wsi. Na początku jak sie przeprowadziłam z miasta na wieś to nie zamykałam drzwi na klucz w ciągu dnia. Ale jak mi się pare razy wpakował listonosz albo inny ludź do domu bez pukania to zaczęłam zamykać. Kilka dni temu też omało co zawału nie dostałam. Mamy mały domek i do naszego pokoju, który jest jednocześnie sypialnią i salonem, wchodzi się prosto z kotłowni, od tyłu domu. Sobota, godz. 8 rano, dzieci śpią, ja śpię, a ślubny w pracy. Słyszę pukanie do drzwi, ale myslałam, że mi się śni ... w końcu dotarło do mnie, że to nie sen i mówię chwileczkę i w tym momencie wchodzi mi z kotłowni do pokoju obcy dziad i pyta się czy złomu nie mam do sprzedania. Noż myslałam, że dziada rozerwę na strzępy. Wychodzi na to, że człowiek, aby czyć się bezpiecznie, musi barykadować się we własnym domu.
Jedynym rozwiązaniem jest bramofon, mam go od kilkunastu lat i jest spokój. Pozdrawiam :-))
Mam bramofon ale jest nie do końca podłączony. Ktoś może przez niego zadzwonić do mnie. Mogę rozmawiać z kimś przy bramie. Jednak furtki nie otwieram bramofonem tylko jest zamknięta na klamkę i jak ktoś nie che z bramofonu korzystać to wchodzi jak do siebie. Raz byłam w domu i widzę jak kuzynka mojej mamy z swoją córką przyszły na moje podwórko i bez pytania zaczęły zbierać gruszki, które rosną koło bramy. Czekałam co zrobią.. Jednak poinformowały mnie o tym i poprosiły o worek by nazbierać więcej. Raz listonosz kilka tych gruszek wziął sobie do kieszeni ale żona go okantolila, że tak nie wolno. Mam z nim bardzo dobry kontakt więc następnym razem zapytał czy może sobie nazbierać. Mi były niepotrzebne więc pozwoliłam. Dzieci jak na te gruszki maja ochotę to niby dzwonią tym bramofonem a podobno jak mnie nie ma to wchodzą i same zbierają bez pozwolenia.
As tu nie chodzi o tych pare gruszek,ale o fakt ze.............nie mozna sie szarogesic u kogos na podworku,nie wyobrazam sobie wpakowac sie do kogos bez pukania do domu.Jak mnie nikt nie prosi lub nie otwiera nie wchodzę! Uwazam ze ze wzgledu na bezpieczenstwo dzieci i swoje powinnas zamykac drzwi,zeby nikt obcy nie łazil ci do domu,bo nie wiadomo czy nie wejdzie jakis bandzior !
Nauczyłam się już i prawie zawsze mam zamknięte drzwi na klucz. Czasem ktoś przyjdzie. Dzwoni dzwonkiem i mówi: ale jesteś pozamykana. Jak ktoś obcy dzwoni do drzwi to nie otwieram drzwi tylko okno. Jak dowiem się kto to to albo schodzę otworzyć drzwi albo do widzenia i zamykam okno.
Zamiast klami zakłada sie gałkę z obu stron i po problemie.
Tak? uchylisz na moment drzwi zapominając klucza i zostajesz na zewnątrz. Takie rozwiązanie mi nie odpowiada:(
Z tymi zamkami zatrzaskujacymi - z jednej strony są niezłe, ale z drugiej...
Myśmy kiedys taki mieli. Ja miałam coś koło 4 lat, moje siostra ponad rok. Mam wyszła wyrzucić śmieci do zsypu - na piętrze, kilka metrów dalej. Ja wybiegłam za mamą, drzwi sie zatrzasnęły - chyba okna były pootwierane. W domu zostało dziecko, które nie było w stanie otworzyć drzwi. Mieszkaliśmy na trzecim piętrze.
Też mieszkam na wsi i też mam problem z wchodzeniem niektórych osób do mnie do domu bez dzwonienia.Tłumaczą tym,że może ja śpię po nocy(bo pracuję zmianowo) i nie chcą mnie budzić.Mnie np wkurza taki "gość" co włazi do mego domu bez dzwonienia.Na obcych mamy "stoper" w postaci tabliczki Uwaga zły pies,ale miejscowi znają nasze pieski i wiedzą ,że nie są złe i co niektórzy walą prosto do domu.Ludzie są różni i tak samo różnie traktują dzwonek u drzwi.Ja osobiście zawsze dzwonię lub pukam(czasami trzeba przejść w fazę stukania lub walenia),a gdy to nie pomaga to wchodzę z zawołaniem typu"halo!!!czy jest ktoś w tym domu???"Mam takich sąsiadów którzy sami sobie wchodzą do nas do garażu ,a dalej do piwnicy jakby do siebie,ale to jest na zasadzie pomocy sąsiedzkiej i przez naszą umowę-trzeba ci np prostownik,wiezs gdzie stoi to bierz.-ale to jest nasza umowa.Pukanie czy dzwonienie zależy od kultury.Kiedyś kurier przywiózł paczkę i widząc dom ogrodzony i tabliczkę na bramce nie wchodził tylko czekał w samochodzie z nadzieją,że ktoś go przez okno zobaczy(szkoda,że nie mam tego zwyczaju,wtedy by się przydał...).Na szczęście na przesyłce był wpisany nr.naszego telefonu,więc zadzwonił i wyszliśmy.Inny kurier przywiózł paczkę i rzekomo u nas zostawił laterkę po którą wlazł na drugi dzień do domu bez pukania :-].Racej sięe śpię,ale teściowa zostając sama ma "przykaz" i już wyrobiony nawyk zamykania się.