sytuacja: W biurze, w jednym pokoju pracują 3 osoby. Stały pracownik, stazystka i praktykantka. Przychodzi pani z drugiego pokoju ( stały pracownik) i jednym talerzykiem i jednym kawałkiem ciasta. I mówi do pracownicy ( tej na stałym etacie)- masz do kawy ciacho.
Czy to miesci się w kanonie współzycia społecznego ( jak juz by to nie nazwać) Waszym zdaniem?
"jakby" - to warto sie zastanowic - czy czestowac kogokolwiek. Nie mowimy o sytuacji "jakby", a o tej konkretnej - dla mnie takie zachowanie jest nie do przyjecia.
Na to wyglada:) inaczej by cie posadzono o brak kultury.A tak na powaznie, jakby mnie cos takiego spotkalo ,nic bym sobie z tego nie zrobila ! Moja mama pracowala w grupie 30 osobowej,razem o godzinie 9:40 wszyscy na stołowce siadali do sniadania,jak miala kawalek ciasta czestowala swoją kolezanke ktora siedziała obok,a ona ją,nikogo wiecej.Opowiadala mi ze wczesniej czestowala tez kolezanke z naprzeciwka ! ale jak tamta miala cos slodkiego to zawsze zjadala sama,wiec sobie darowala jej dokarmianie.
no wypadało by, jeśli wogóle chce sie kogos poczęstowac, to raczej wszystkich. A selekcja na czym ma polegac, kto dłużej pracuje czy kogo bardziej lubie? To troche dziecinne jest...
Użytkownik agik napisał w wiadomości: > sytuacja:W biurze, w jednym pokoju pracują 3 osoby. Stały pracownik, > stazystka i praktykantka. Przychodzi pani z drugiego pokoju ( stały > pracownik) i jednym talerzykiem i jednym kawałkiem ciasta. I mówi do > pracownicy ( tej na stałym etacie)- masz do kawy ciacho.Czy to miesci się w > kanonie współzycia społecznego ( jak juz by to nie nazwać) Waszym > zdaniem?
Ta pani z drugiego pokoju moim skromnym zdaniem :bez kultury,bez taktu,i wiele jeszcze by wymieniać...............
Nas jest w dziale 7.. w dwoch pokojach pomiedzy ktorymi sa otwarte drzwi.... Zazwyczaj, jak ktoras przynosi cos dobrego, to czestuje wszystkie.. Ewentualnie czestujemy sie w swoich pokojach.... Dla mnie ta czestujaca Pani, jakas niezbyt wychowana... ;/ Jak nie miala wiecej, mogla siedziec na du..znaczy, na miejscu i w ogole nie pokazywac sie z tym ciastem w pokoju obok!
Ja jakbym przyszla na staz ,to przynioslabym swoje ciasto jako wkupne i poczestowalabym nim panie z pokoju.Mysle ze nastepnym razem pani mnie tez by poczestowala, nie tylko kolezanke.
ja nie widze tego tak ciasno... Moze dlatego, ze obie na stale, znaja sie lepiej po prostu. Co inngo gdyby ciagle omijano tych stazystow czy praktykantow nawet herbatnika z calej paczki nie proponujac lol.
Jak kiedys mialam praktyke w urzedzie miasta to uznalam ze wypadaloby sie "wkupic" . Wiec na "poznanie sie" ja postawilam kawe i ciasteczka. To znaczy kupilam paczke kawy i obok postawilam miche ciasteczek na przerwie sniadaniowej. Od razu lody prysly i bardzo fajnie bylo. Sweietowalam ze wszystkimi urodziny czy cos i na takie wieksze imprezki zapraszani byli wszyscy - caly dzial. . Nigdy nie mialam nic przeciwko temu,ze pani Basia czestowala kawalkiem domowego ciasta tylko pania Kasie. Pani Basia znala pania Kasie duzo dluzej i to jest dla mnie ok. Ale zawsze bylo tak, ze jak ktos szedl do piekarni to pytal wszystkich czy cos kupic. Reszta mogla spokojnie pracowac.
I tutaj masz racje Doroto,wlasnie tak powinna postapic stazystka,wkupne jest bardzo wazne.Ludzie inaczej cie postrzegają i atmosfera w pracy jest milsza.:).
A co ty wymyślasz, dla mnie to brak kultury, złośliwości też są brakiem kultury, więc na jedno wychodzi.
Poza tym nawet jak starzystka przychodzi do pracy to przyniesie ciasto dla jednego działu w którym będzie pracowała, a nie dla całego zakładu pracy. a tu pani z INNEGO pomieszczenia przyszła, żeby dać ciasto tylko jednej z pań tam pracujących, na stałe.
Wiesz co? tak naprawde to mam to gdzies, kto kogo ciastem czestuje,mnie wychowano sie dzielic z innymi ! Ale znam tez osoby co bardzo chetnie jedza cudze ,a swoim nigdy nie czestuja! a co ciekawe zawsze sa pierwsze jak widza ze szykuje sie poczestunek za darmo.I to by było na tyle:)
Widze ze mnie nie zrozumiałas,moja mama pracowała w fabryce ,byla tam wspolna stolowka o jednej godzinie wszyscy jedli sniadania .Nikt nikogo nie czestowal,chyba ze ktos mial na to ochote.Kazdy zjadal i wracal do pracy,natomiast jak byly czyjes imieniny,kazdy sie skladal ,wtedy wspolnie zjadali to czym czestowala solenizantka.Nie rozumiem po co te dosrywki z Twojej strony,wychowano mnie dobrze bo dziele sie z innymi.:)Jest to ostatni watek ktory zalozylas,a ja wzielam w nim udzial.
Hej, Dziewczyny o co chodzi? Przecież Mama Różyczki wyraźnie napisała, że Ona nigdy by nie zjadła czegoś, nie częstując kogoś. Jak również, że ludzie są różni, co nie znaczy że Ona taka jest, albo że popiera takie zachowania. Spekuluje jak my wszyscy, co mogło kierować panią, która przyniosła jeden kawałek ciasta. Bo być może rzeczywiście oprócz tego, że jest to ewidentne chamstwo, to mogła chcieć w tak mało subtelny sposób upomnieć się o " wkupne", czego ja osobiście nie rozumiem.
ale jak osoba z innego działu może się upominać o wkupne od stażystki z innego działu? przecież wiadomo że stażystka nie kupi dla całego zakładu tylko dla swojego działu, a Pani z innego działu jakim cudem ma sie upominać o wkupne od stażystki z innego działu, przynosząc ciasto dla jedej z pracownic...
Mahiko, ja też mam za krótki rozumek, żeby to pojąć, ale wiesz "człowiek potrafi". Może nie potrzebnie aż tak się nad tym rozwodzimy, zamiast nazwać rzecz po imieniu. Chamstwo i tyle!
Szczerze mowiac bardziej by mnie krepowalo gdyby pani Kasia to ciasto musiala jesc po kryjomu byle tylko "nie sprawic mi przykrosci". Mialam kiedys taka sytuacje: Kolezanka miala kolezanke fryzjerke. Fryzierka byla aprawde dobra wiec skorzystalam kilka razy z propozycji iz mozemy jechac razem zrobimy podwojny termin. Fryzjerka mieszkala daleko a ja bez auta wiec pasowalo mi. Glupio mi bylo jak na koncu sesji fryzjerka z kolezanka szepczac (albo tylko znaczaco patrzac) na chwile znikaly na prywatnych pokojach.
Najpierw myslalam, ze moze jakas sprawa osobista czy cos ale tak bylo za kazdym razem. W koncu mysle: obgaduja mnie czy co? Bo trwalo to czasem kilka minut. Kiedys nawet (nie myslac nad tym automatyczne) podreptalam za kolezanka na co ona z panika prawie: "nie idz ze mna poczekaj tu w poczekalni."Nie wytrzymalam i w aucie spytalam kolezanke wprost o co biega. Na co ona sie tlumaczy:
"bo wiesz....ja mam ta usluge za minimalna cene , prawie za darmo...bo ja F. robie za to inna przysluge. A ty placisz...(placilam w sumie niedrogo z pewnoscia bycia w dobrych rekach i mialam zawoz i przywoz za darmo. Absolutnie nie czulam sie pokrzywdzona) a ja wiem ze tez nie masz lekko... wiec my sie rozliczalysmy na osobnosci by cie nie urazic". No kurde myslalam, ze kolezanke trzepne. przeciez tym "nie chcialam urazic" dopiero mnie urazily bo stworzyly glupia i pelna niedomowiemn sytuacje.
fajne wyjscie. Bardzo ok i dyplomatyczne. Ja byc moze tez bym tak zrobila ale NIGDY nie oczekiwala od kogos i podejrzewam ze podziekowalabym z usmiechen za taka propozycje. Nie chcialabym pozbawiac kogos sniadania....Mi wystarczylby sam gest...by zrozumiec intencje.
no i widzisz sanello twoje "przykro" nie mialo by wiele wspolnego z tym poczestunkiem tylko z wlasnym odczuciem: jak sie widzisz. Czasem trzeba i nad tym pomyslec. A to ze jako praktykant czy stazysta nie nalezy sie tak do grupy jak wieloletni staly pracownik to , moim zdaniem, normalne. Na to trzeba czasu...
no, dla mnie to nie jest normalne. Obojetnie na jakim stanowisku i jak dlugo pracujemy, jezeli pracujemy razem to jestesmy jeden team,... dlaczego robic wyjatki?
.jezeli w pokoju byloby wiecej osob ( tzn. wiecej pracownikow stalych), nie bylo by w tym nic zlego...
odnioslam sie w wiekszosci do tej czesci Twej wypowiedzi. Dla mnie wynika z niej jasno, ze jezeli czestuje sie jedynego stalego pracownika pomijajac Ciebie jako praktykantke bylo by Ci przykro. Jesli zas poczestowalo jedyna osobe a nie Ciebie czy praktykantke czy nie, lecz ne czestowano by tez innych siedzacych tam stalych pracownikow byloby to dla Ciebie Ok. Czyli nie rzecz w poczestunku jako takim? :-))
Użytkownik Dorota zza plota napisał w wiadomości: >Czyli nie rzecz w poczestunku jako takim? :-))
:)nie, nie chodzi mi o sam poczestunek.
Myslalam, ze agik tez nie chodzi tylko o sam poczestunek, bo wtedy napisalaby, ze w pokoju siedzialy 3 osoby,...a ona wlasnie wyszczegolnila jakie to osoby:)
no i wlasnie to jest dla mnie dosc sliska granica: pani Basia czestuje pania Kasie bo ja zna, bo wczoraj jej obiecala ze poczestuje, bo co prawda niedyplomatycznie i niezrecznie sie zachowala ale nie miala nc zlego na mysli. Po co mam temu jednemu ciastku dorabiac jakas ideologie pomijania jesli poza tym jednym przypadkiem nie czuje sie pominieta? Albo W firmie robi sie wyrazna granice miedzy "swoj i neswoj" omijajac pewne osoby z premedytacja.
To pierwsze jest mi obojetne(choc nie moj styl) a to drugie soprawilo by mi duza przykrosc..
Dokładnie tak Dorota. Mniej chodzi o to ciastko, tylko o to, czy takie zachowanie jest zręczne, dyplomatyczne- to po pierwsze. Bo to, że osoby, które ze sobą pracują dłuższy czas, są ze sobą bardziej zżyte- to jest normalne i nie dziwne wcale. Ale przecież wszystkie osoby pracujące razem, tworzą zespół. Takie zachowanie sugeruje, że niektóre osoby w tym zespole nie są na równych prawach.
Masz racje tylko moim zdaniem taka sugestia albo i fakt wystepuje dopiero wtedy gdy ciagle/czesto "omija sie" kogos, jakas grupe osob. Nie zas gdy raz sie cos zdarzy. Tak mysle. Pani czestujac mogla( ale pewnie nie pomyslala o tym co wystawia jej opinie a nie firmie jako takiej) na przyklad wniesc ciastko z usmiechem na buzi i ze slowami: Sorrki dziewczyny dzis mam tylko jedno - bo obiecalam, bo ostatnie, bo to czy tamto. Mogla, nie miala weny czy pomysla - ja bym sobie (jako praktykantka) tym glowy nie zaprzatala. Duzo gorzej bym sie czula gdyby (jak proponuja niektorzy) pani do czestowania byla "wywolywana" z biura pod pretekstem czy bez, "zebym ja jako praktykantka nie widziala, ze jest czestowana, albo ze gdzies, czyms, ktos czestuje". Tu bym sie czula faktycznie pominieta i...troche jak w przedszkolu.
W koncu jestesmy doroslymi ludzmi bedac w wieku zawodowym i chyba kazdemu kto gdzies jest jest nowy, wszystko jedno na jakim stanowisku; jest w pelni jasnym, ze wchodzi w firme gdzie egzystuja przyjaznie, zwiazki itd. Po czesci uwazam za normalne, ze jako Nowa bede na poczatku troszke z boku, i ze trzeba czasu by sie zintegrowac.
Dokładnie o to chodziło :) Ja juz od dawna w biurze nie pracuję, po prostu, jak usłyszałam, że taki przypadek miał miejsce- to się bardzo zdziwiłam. Według mnie takie zachowanie jakos nie idzie w parze z kulturą osobistą. Ale moze obyczaje biurowe się na tyle zmieniły, że to jest normalne i nie dziwne zachowanie. W biurach, z którymi ja wspólpracuję, do których przychodzę, jako klient na przykład takich zachowań nie zauważyłam. Ciacha są dla wszystkich, dziewczyny przynoszą kwiaty z ogródka, jakoś widać własnie zgrany zespół.
Prawdopodobnie "pani Kasia" częstując wyłącznie jedną osobę, mogła mieć jakieś powody, o których piszesz, albo i jeszcze inne- mogła zwyczajnie nie wiedzieć, ze są nowe osoby. Mnie tylko chodziło o to, czy takie zachowanie jest zręczne i grzeczne.
Z wypowiedzi osób w tym temacie widzę, ze takie zachowanie jest conajmniej niezręczne.
a dlaczego powinno by byc edukacyjne? Kto kogo zobowazany by byl czegos uczyc? Troche nie rozumiem... Bo na moja glowe przypisuje sie takiemu przypadkowi (oczywiscie jesli nie jest to ciagle pomijanie praktykantow itp.) jakas ideologie ktorej takie zdarzenie wcale miec nie musi...Jezeli czestujaca i czestowana sa po prostu zaprzyjaznione to ja nie widze problemu ani potrzeby wychowania kogokolwiek. Agik przeciez opisala jedno zdarzenie nie wspominajac o tym ze jest tak zawsze...Wiekszosc czytelnikow odczowa sytuacje jednak jako pomijanie w sesie pogardy? Mobbingu? Zlosliwosci? Dlaczego?
Ja nie atakuje nikogo (w tym i Ciebie) po prostu zastanawia mnie rozbierznosc odczuc. Moich ktore nie widza zdarzenia jako jakies zle co najwyzej niezreczne jesli juz koniecznie mialabym zaszufklladkowac a , od razu negatywnymi, odczuciami wiekszosci czytelnikow.
Czos ,a jak jedziesz kilka godzin pociagiem, dajmy na to z synem i jestes glodny.............wyjmujesz kanapki lub paczki - w przedziale siedzi kilka osob, dzielisz sie z synem czy z pasazerami ? Skoro tamto zdarzenie uwazasz za malo edukacyjne,to pasazerow tez trzeba poczestowac,bo przeciez nauczeni jestesmy dzielic sie z bliznim.:)jak podzielisz sie tylko z synem,innym tez moze byc przykro.Ja juz mialam takie zdarzenie,jechalam z corka pociagiem do Krakowa,mialysmy na droge kanapki, ciastka, jabłka i herbate ,pani ktora siedziala obok w pewnej chwili wyjela banana i zaczela jesc.Corka miala wtedy 3,5 roku i jak to dziecko male zawolala ze ona tez chce banana,pani obok udala ze nie slyszy.Spokojnie zjadla banana,wiem ze miala ich wiecej bo zjadla jeszcze pozniej 2 i co ? mialam sie czuc obrazona bo nie poczestowala mojej corki? obralam jej jablko i jakos wiecej sie nie dopominała tego banana.
Ale Mamo Rozyczki chyba porownujesz jablka do gruszek troszke... bo raz, ze opisalas zupelnie inna sytuacje (pociag to zlepek osob przypadkowych absolutne sie ie znajacych i "skazanych na siebie" tylko przez relatywnie krotki okres czasu, a dwa ze chodzi w niej miedzy innymi o malucha. Malucha ktory wola o to co widzi- wiadomo takie Jego prawo...
Skoro o dzieciach mowa... Mój syn jeździ z koleżanką na zajęcia taneczne dwa razy w tygodniu. W poniedziałki my zawozimy dzieci, a w środy rodzice tej dziewczynki. Kiedy my ich wieziemy, zgarniamy dziecko po drodze, kiedy jest ich kolej, oni zabierają małego i często, gęsto on musi jeszcze poczekać, aż ona będzie gotowa. Prawie za każdym razem jest tak, że mały siedzi i patrzy jak koleżanka je obiad. Mimo tego, że sam zdążył zjeść w domu, czuje się w takiej sytuacji niezręcznie. Zwłaszcza, że siedzi z nią przy stole i nie wie jak się zachować. Nigdy nie został poczęstowany nawet ciastkiem, które dziewczynka je na deser. Jest mi przykro, kiedy wraca i czasami o tym wspomni. I to nie dlatego, ze on jest biedny i głodny, tylko dlatego, że nie mogę zrozumieć takiego braku taktu. A przecież można zorganizować to tak, żeby zabierali go później albo ją karmili wcześniej. Nie potrafię tego pojąć:(
A daj spokoj Almiro ! to jest nie do pomyslenia,do mojej corki tez przychodzi kolezanka,fakt ze nie w porze obiadowej.............ale zawsze jest czestowana kanapka ,ciastkiem czy piciem.Wiem jak przykro jest dziecku patrzec jak inne je,a ono nie.Dlatego jak siedza u corki w pokoju,robie kanapki i im zanosze, razem zjadaja ze smakiem,tak samo jest jak corka chodzi do niej ,jej mama tez moja czestuje.Nie wiem ! moze mama kolezanki twojego syna nie mysli logicznie,lub jest chytra.Jezeli nie chce czestowac Twojego syna ,powinna posadzic go w innym pomieszczeniu,a nie razem ze swoja corka przy stole.
Tak sobie myślę, Mamo Różyczki, że ona jest po prostu zwyczajnie chamska i bezmyślna. Nie wyobrażam sobie, żebym mogła się tak zachować wobec kogokolwiek, a co dopiero dziecka.
Niektórzy ludzie maja tylko dwie komórki mózgowe i tym różnią się od kurczaka. Kurczak ma jedną więc je i robi kupę tam gdzie stanie, ta druga komórka odpowiada za wychodzenie do ubikacji. Więc co tu mówić o takcie i manierach. Pewnie postępowanie tych Twoich sąsiadów się nie zmieni, bo nie widzą nawet problemu.
no ja tez chyba ..ale wtedy gdyby to nie byl moj jedyny posilek. Jako matka dziecka bym raczej odmowila chyba, ze pania bym za bardzo sympatyczna uznala a ona by nalegala. Bo tak szczerze mowiac nie wiem czy bym sie podzielila z kazdym dzieckiem moim posilkiem tylko dlatego, ze owe dziecko chce akurat to co mam ja. Choc wiem, ze male dzieci tak maja bo przeciez nie zdaja sobie sprawy z tego "co wypada" i taka reakcja u 2 czy 3-latka nie jest to jakas wyrocznia "zlego wychowania" . Inaczej jesli by to dziecko bylo wyraznie "glodne i biedne" to oczywiscie i bez dwoch zdan. Znaczy oddalabym moje sniadanie nie zastanawiala sie nad wychowaniem :-)).
Sorry, mamo Różyczki, ale to jest porównanie bez sensu. Co innego pociąg, a co innego zakład pracy, gdzie wszyscy spotykają się codziennie przez dłuzszy czas.
Zgadzam się w tym wypadku. U mnie w pracy są również stażyści. Jest ich zawsze troje lub czworo, więc ten problem jest jakby rozwiązany - oni jedzą swoje my swoje. Choć jeśli jest np więcej ciasta, to ich częstujemy. Ale jest również tak czasami, że kupić jakieś ciastka, wtedy hasło "rzuca" się na głos - komu kupić? Niedawno przyszłam do pracy i przyniosłam dwa eklery (piekłam w domu). Miałyśmy być we dwójkę, ale się nasza przełożona przysiadła do nas, więc przyniosłam te eklery do domu z powrotem.
Według moich norm, zachowanie nie do przyjecia. To jakby pokazywanie - ja ciebie lubię - ciebie nie lubię, lub ciebie tutaj nie ma Dzieci, to osobny rozdział. Sama nie zjem ale dziecku ( obcemu czy nie) oddam. Jeżeli można to dzielę na wszystkie, jeżeli nie, to żadne dziecko nie dostaje. Mój mąż opowiadał, że będąc dzieckiem ( wychowywał się na wsi) wpadali bandą do jakiegokolwiek domu i prosili o chleb. Nikomu nie przyszło do głowy nie dać chleba. Tak robiły wszystkie dzieciaki. To były lata 60-te i na wsiach bieda była. Teraz mamy rok 2010 samochody, wygody i co niektórzy chleba dziecku nie dadzą bo kosztuje. WSTYD!!!!!
Moje jak były mniejsze a była pora jakiegokolwiek posiłku, to wszystkie maluchy które były na podwórku były nakarmione.Teraz też jak mają gości to nie pytam tylko nakładam, albo robię wiecej kanapek. Niestety często się zdarzało, że bawili się u sąsiadów i dzieci z płaczem przychodziły do domu , bo tamte jadły a moje nie dostały. Pamiętam ze swojego dzieciństwa, ze wychodząc z domu po obiedzie, nawet jak nie byłam głodna, jak u kogoś coś dostalismy do jedzenia, to chleb ze smalcem i solą smakował lepiej jak teraz najdelikatniejsza szynka:))
Ach Alll nie wiem czy wstyd... Widzisz ja bylam nauczona jako dziecko ze nie prosi sie chocby mamy kolezanki o jedzenie. Najwyzej kolezanka zniosla wiecej kromek na podworko :-). Nie zeby to bylo zle tylko nie bylo tego zwyczaju (miastowa jestem) i moja mama spalila by sie ze wstydu bo pewnie bylabym jedynym dzieckiem tak robiacym. <tu wlasnie jest roznica: jest to tradycja, przyjety zwyczaj czy nie jest...
Jako dorosla osoba w Niemczech musialam czasowo zyc z pomocy socjalnej i wierz mi KAZDA buzia wiecej do obiadu bylaby dla mnie problemem. Szczegolnie znienacka. Bo niestety nieraz i chleb mialam wyliczony dla dzieci , sama zjadlam kromke mniej by im starczylo. Do picia woda z sokiem czy mineralna czy herbata predzej moglam poczestowac.. Oczywiscie z jak obiad mialam podzielny (jakis makaron czy nalesniki czy cos) to bardzo chetnie czestowalam. Ale nie moglam sobie na toczesto pozwolic. Wiec prosze w Twych osadach wez pod uwage, ze czasy nie dla kazdego sa, byly czy moga byc lekkie i moze kogos (kto odmowi) po prostu nie byc stac na obczestowanie chocby chlebem gromadki dzieci.
Dorotko, to o czym piszesz to szczególny przypadek. Wiem jednak, że im człowiek biedniejszy tym większe ma serce i wrażliwość. Myślę o ludziach którzy mają a nie dają. Lodówki pękają w szwach, jedzenie się psuje i na końcu ląduje w śmietniku. Nie przyjdzie im do głowy by rozejrzeć się wokoło i obdarować potrzebujących. To nie chodzi o to by dzieci prosiły. To dorośli powinni myśleć. Mam to dam!!! Ja też jestem z tych miastowych dzieci, też mnie uczono, nie prosić. Jednak w naszym rodzinnym domu zawsze była kamionka ze smalcem i kilka bochenków chleba. Nie znałam smaku bułek. Cały rok czekałam na jedną pomarańczę w paczce świątecznej. Znam smak głodu i pewnie dlatego nie zrozumiem bezmyślności bogatych i sytych.
Moim zdaniem to zależy co kto lubi . Ja nie znoszę takiego kołchozu odnośnie jedzenia . sama obserwuję nasze Panie w sekretariacie jak przecinają kanapki i jedzą. Każdy ma swój własny próg wrażliwości smakowej i mówię tu o sobie, wolę popartrzec nieraz np na taką sytuację niż męczyc się i mówic, kiedy kluch rośnie w gardle , że jest smaczne . Praca to praca . Jedni jedzą razem , ktoś nie je wcale a jeszcze inny je sam . Myślę , ze ten przykład niech żyje swoim biegiem urzędniczym. Ja wcale nie potępiam ani nie chwalę tej Pani ,Zrobiła tak , bo uważała za słuszne i jej sprawa.
A ja trochę z innej beczki. Dziwi mnie, że pracodawca na to pozwala! W miejscu, gdzie ja pracuję, niedopuszczalne jest spożywanie posiłków przy biurku. Biurko to miejsce służące do pracy, zazwyczaj leżą tam różne dokumenty, które można poplamić czy zalać kawą klawiaturę. Od spożywania posiłków jest stołówka zakładowa - u nas się to nazywa "kantyna" - i tam wszyscy jedzą i piją. W czasie przerwy oczywiście. Mam płacone za wykonaną pracę, a nie za popijanie kawki i przegryzanie ciasteczkiem.
Powiem tak, po kilku godzianach w końcu mam mozliwość zjedzenia śniadania.Nie mamy przerwy śniadaniowej.Niejednokrotnie nie mamy czasu odłożyć kanapki i musimy odpowiadać z pełnymi ustami. Nie zapominaj,że urzędnik też człowiek i żołądek ma, a nie ma wyznaczonych przerw jak na pocztach. Nawet nasze wyjście do toalety komentowane jest,że pewnie idziemy do koleżanki na kawusię.Nie mówiąc o tym,że powinnyśmy pracować od 7 do 22 wieczorem i najlepiej w soboty i niedziele. Nie zapominaj,że poza przyjęciami osób każdy urzędnik musi odpowiedzieć na pisma i przygotować materiały dla zwierzchników. Uwierz ma kawkę i ciasteczka nie ma czasu.
Każdemu przysługuje przerwa 15, czy 30 min. W zakładach, zwłaszcza budżetówka, nie ma takich przerw i je się śniadanie i pije kawe w między czasie, własnie po to żeby petent nie stał pod drzwiami i nie czekał aż panie zjedzą. jak wchodzi to chowam kanapkę pod stół i nie piję przy nim kawy, tylko go obsługuję. wcale nie uważam że tak jest dobrze, ale to może nie do kobiet w urzędach powinny być pretensje tylko do prezesów i dyrektorów. Tylko tak szczerze. Kto się ośmieli zwrócić na to uwagę przełożonemu? Dla nich to najlepiej jakby wogóle nie robić przerw, nie jeść, nie pić, nie wychodzić do toalety.
Dobrze wiem ze kazdy musi miec przerwe,ale niestety chodze po urzedach i widze co sie dzieje.Szczegolnie w urzedach panstwowych,kawki ,herbatki i ciasteczka.......... dalej sa na poczatku dziennym - nie tylko w czasie przerwy.
Nie rozumiesz że nie mamy przerwy? i petent widzi że pije kawe, ale ja nie mam żadnej przerwy, a pijąc tą kawe pracuje. widzisz to co chcesz widziec. możesz nawet ząłożyc sobie wątek o piciu kawy przez urzędników państwowych, no bo przecież powinien być zakaz picia i jedzenia przez 8 godzin. Ty też 8 godzin w pracy nie jesz i nie pijesz?
Dorzuć jeszcze zakaz wychodzenia do toalety i zakaz odbierania telefonów. Bo przeciez przez telefon uskuteczniane sa ploteczki :) Ehhh. Czasem posadziłabym taką osobę za biurkiem. Kiedyś moja mam przyszła do mnie do pracy bo coś potrzebowała. Potem usłyszałam w domu, ja myślałam,że wy tam tylko kawusia i ciasteczka, a wy naprawdę macie jak w młynie. Ani zjeść, ani napić się.
Beatko, takie opinie pokutują w naszym kraju jeszcze od czasów komuny:) Teraz to tylko w filmach Barei można zobaczyć.
Myślę, że chodzi o to, że ludziom picie kawy kojarzy się z relaksem i dlatego tak trudno zrozumieć, że w waszej pracy, o relaksie nie może być mowy.I najłatwiej obwinić pracowników o wieczne kolejki w takich urzędach. Co robić? Jak się chce uderzyć, to kij się zawsze znajdzie. Ja, choć nie pracuję w takiej instytucji, wiem jak musicie się natyrać i jaka to odpowiedzialność.Ale wiem, bo chcę wiedzieć, nie wszyscy mają taką potrzebę. Ale o empatii, to w innym wątku:)
:). Ale faktycznie jak słyszy się w kolejce to i owo, a potem na biurku stoi kubek, to różnie można sobie pomyśleć. Bo przecież Pani w kolejce mówiła, to chyba wie co mówi. Chociaż zdarzają się sytuacje o których wspominała Mama Różyczki, ale na pewno nie są nagminne i nie wszędzie.
Z tego co wiem, Mama Różyczki mieszka w dużym mieście, a przez to może częściej jest narażona na taką obsługę. Ja, dokąd załatwiałam sprawy służbowe w Warszawie, też się często wkurzałam. Teraz mieszkam w miejscu, gdzie naprawdę panie w urzędach są super. Bez pokrzykiwań i innych nieprzyjemności załatwiam wszystko, a często pomogą, gdy czegoś nie wiem.
Przypomniała mi sie historia jednej niedzieli, kiedy to sama byłam w biurze kredytowym przez jedenaście godzin. Koleżanka wzięła urlop na żądanie, a ja zostałam sama z klientami. To był okres przedświąteczny i mieliśmy promocje przy zakładaniu kart kredytowych. Ludzi było tak wielu, że o przerwie na śniadanie mogłam tylko pomarzyć, ale... po kilku godzinach siedzenia i spisywania umów strasznie zachciało mi się siusiu. Normalnie poziom moczu sięgał oczu. Wyłączyłam kompa i przeprosiłam klientów stojących w kolejce. A pan stojący najbliżej rzekł: "Pani sobie jaja chyba robi? Ludzie do domu sie spieszą, a pani wychodne zamierza zrobić? Proszę kierownika!" Na szczęście mój kierownik pozwolił mi na krótką przerwę, bo inaczej w punkcie byloby mokro.
To jest właśnie to, wszyscy widza w nas robotów a nie ludzi. Nam też chce się jeść, pić i siku. Mało nasi petenci chcieliby abyśmy pracowały w soboty i niedziele. A żeby było ciekawie byle pijany może nam naubliżać a my nie mamy prawa się odezwać. Nie mamy pracowników strazy miejskiej a narażeni jesteśmy na ataki. Naszymi klientami sa niejednokrotnie ludzie, których boi się policja a my musimy sobie radzić same, bo zanim zadzwonimy do sekretariatu, zanim zawiadomią straż zanim oni przyjadą czasem jest tu po "imprezie". Mamy pootwierane drzwi żeby widzieć kto idzie, jak widzimy znajomą twarz, albo słyszymy podniesione głosy idziemy na ratunek koleżankom. Jak fajnie pracuje się w urzędach....... kawa, herbata? Jak sobie nie kupimy to nie mamy. Ktoś zapyta czemu nie zmienię pracy? Bo rynek, bo dzieci małe, bo wiek...........Młodzi odrobią staż i uciekają, nie chcą za psie pieniądze pracować w takich warunkach i takim stresie.
Agik...to nie obyczaj...to tepota tej pani na stalej posadce z ciachem w reku...mi mama zawsze mowila jesli nie masz sie czym podzielic ze wszystkimi to tego nie pokazuj
Dla mnie sytuacja nie do przyjecia, bo albo wszystkim, albo nikomu. Trzy osoby to nie pietnascie. Ale gdybym dostala jakiegos chwilowego zaniku dobrych obyczajow to dalabym to ciastko albo stazystce, albo praktykantce a na pewno nie stalemu pracownikowi. W koncu to chyba stazysci i praktykanci maja o wiele nizsze wynagrodzenia niz staly pracownik. Nie rozumiem tego zwyczaju "wkupywania" sie do pracy, jak mozna oczekiwac, zeby ktos, kto zarabia mniej, a jeszcze w ogole nie zarobil mial obowiazek sie "wkupic". Nawet jak pracowalam tutaj dla duzej firmy kosmetycznej to ja zapraszalam nowe pracownice na lunch, do jakiejs malej knajpki, czy lunchonetty tylko po to, zeby je blizej poznac, po to zeby sie poczuly milo przyjete przez wspolpracownikow. Nie wiem czy jakas jeszcze kosmetyczka to robila, bo to nie bylo na pokaz, ot spotkanie na lunchu, zeby sobie pogadac. Nowe osoby czesto czuja sie niepewnie, czasem sa niesmiale a takie wspolne wyjscie powoduje, ze czuja sie o wiele lepiej wsrod starych pracownikow. Jak zapraszalam to tez wiadomo, ze placilam, bo to chyba sie laczy nierozerwalnie z zaproszeniem, tak ja to widze. Czasem spotykalam opor, wtedy mowilam "jak juz zaczniesz zarabiac, to Ty mnie zaprosisz i bedzie mi bardzo milo". Nowi zawsze "lgneli" do mnie i nikt nie wiedzial dlaczego mam z nimi takie dobre uklady, a ja je po prostu tworzylam sama przelamujac lody pierwszych niepewnych dla "nowego/ej" dni. Nie zapraszalam oficjalnie, publicznie tylko jak zobaczylam, ze ja i "nowa" akurat mamy lunch o tej samej porze, to pytalam na osobnosci, czy ma ochote ze mna pojsc i to wszystko. Takie latanie z ciasteczkami na pokaz wydaje mi sie co najmniej smieszne, jesli nie zalosne.
"Takie latanie z ciasteczkami na pokaz wydaje mi sie co najmniej smieszne, jesli nie zalosne."
"Standardy" zmieniają się w takim tempie , o jakim nie śniło się nikomu w Ameryce. Śmiesznym coraz częściej bywa "naiwny" uważając "standardy" za żałosne .
Podoba mi sie Twoje podejście ale zawodu juz nie zmienię ;)
ja tylko o tym "wkupnym" bo chyba mnie zle zrozumialas:-)). Nie chodzi o jakies "stawianie sie", ani tez w Niemczech nie ma takiej przerwy na lunch by mozna bylo naprawde "cala banda" wyjsc cos przekasic. jest 15-minutowka sniadaniowa i 15-minutowka popolodniowa. Polgodzinna przerwe na obiad /lunch malo kto bierze (bo welu woli wyjsc pol godziny wczesniej) a jesli juz to nie wszyscy hurtem.Ktos musi zostac przy telefonie itp. Zreszta nie mieszkajac w welkim miescie nie ma sie knajpki za rogiem a jesli juz to w porze poludniowej jest ona zamknieta otwierajac swe podwoje do 12 i od 16-17 do polnocy. Sa tez inne "modele" ale ja pisze o tym moim wtedy.
"Wkupnego" nikt nie nakazuje i nie musi wydawac to kwoty wyzszej jak 5 -10 Euro :-) Bo tyle bedzie pewnie kosztowac paczka kawy i kruchych ciasteczek do niej. Chodzi bardziej o to ze bedac tam praktykantka bylam czestowana od pierwszej minuty kawa czy herbata i po prostu wypada, moim zdaniem, mnie jako nowej tez ta kawe "postawic" a nie "za darmo" ze tak powiem wypijac z pracownikami kawy przez nich zakupiona bo "ja tduzo mniej zarabiam". Stad jako praktykantka stawiam kruche ciasteczka a nie ciastka z cukierni. :-) Nie chodzi o ciastka jako takie lecz sam gest. Pewnie ze moglabym tej kawy nie pic ale po co? Mialo by to na celu zostanie odludkiem?Wspolne picie kawy tez zbliza i integruje. Bylo smiechu pelno, wiele osob przy czestowaniu poznalam , nawet z innych dzialow, osob ktore do dzis mnie pamietaja. Po prostu.
Dorotko, u nas tez nie ma przerwy na lunch dla calego zakladu, firmy czy tez sklepu razem o tej samej porze. Przerwa na lunch to przerwa zwykle godzinna, ale nie mamy zadnych innych przerw (Wasze 15 minutowki) i jest tak podzielone, ze czesc pracownikow wychodzi o 12, inni o 13 a jeszcze inna grupa o 14. Kawa w duzych firmach jest oplacana przez firme i gdzies na terenie firmy jest kacik, gdzie ta maszynka na kawe stoi i kazdy sobie moze brac ile chce, czy tez w tym samym miejscu jest urzadzenie z goraca wode na herbate, dla tych co kawy nie pija. Ale to juz jest koszt firmy. W malych zakladach (kilku, lub kilkunastoosobowych) jesli tego nie ma, to ktos wyskakujac na rog po kawe pyta komu jeszcze kupic. Mnie chodzi o to, ze ja (podkreslam JA) jestem zawsze bardziej sklonna zrobic wszystko, zeby nowy pracownik, starzystka czy tez praktykantka czula sie jak najszybciej swobodnie i zintegrowana z reszta grupy. Stad moje przyjazne zachowania wobec nowych. To co zrobila ta pani z postu otwierajacego cala dyskusje odebralabym jako kop prosto w nerki. Dla mnie jako starzystki czy praktykantki, byloby to wyraznym podkresleniem, ze jestem inna, gorsza i mniej wartosciowa jako pracownik, bo przeciez cala sytuacja sie rozgrywa w miejscu pracy. Ta pani moze sobie zapraszac kogo chce do domu, ale takie zachowanie w miejscu pracy jest o wlos od dyskryminacji.
Nie wiem, jak to jest w dużych biurach, ale w małych zakładach jest podobnie- pracodawca kupuje kawę, herbatę, wodę mineralną, cukier. przecież to wszystko wrzuca sie i tak w koszta. Jak ja miałam pracowników to tez tak robiłam. Miałam kącik, w którym stała szafka, czajnik, ekspres do kawy, mikrofalówka. Jak coś się kończyło, a nikt nie przyniósł, to dokupywałam i już. Czasem tez kupowałam jakies zupki chińskie, jakby ktoś zapomniał śniadania. Miałam pracownie na totalnym zadupiu i jechać po jakieś jedzenie- to naprawdę długo trwało ( czasu za który musiałabym zapłacić ;)))) ) Jak coś dobrego gotowałam, to tez im czasem przynosiłam, a chłopaki czasem przynosili nam.
Dokladnie o to mi chodzi. Ja nie mam pracownikow, no mam (siebie:)))) ale jest kawa, herbata, mleko do kawy, woda, cukierki i orzeszki. Ba nawet czasem kupuje kilka pluszakow jak przychodzi klientka z dzieckiem to dzieciak ma sie czym zajac. Czesto te pluszaki wychodza razem z dziecmi i nie wracaja, bo jak powiedziec takiemu brzdacowi, ze nie moze zabrac, jak patrzy na czlowieka takimi wielkimi oczami i pyta "Marla, a czy ja moge sobie wziac tego misia do domu?" Wiec mimo protestow i wyjasnien ze strony mam, ze "Marla, ma te zabawki, dla wszystkich dzieci, ktore przychodza" to ja mowie "mozesz pod warunkiem, ze dasz sie przytulic" i leci toto takie na z wyciagnietymi lapkami.... no nie moge i tyle.
No własnie tez to chciałam napisać, tylko zapomniałam, co chciałam :)
Ja pracuje głownie z kwiaciarniami. I nigdzie nie widziałam, zeby pracownik musiał się prosić o kawę. Owszem- jak mu nie smakuje taka jaka jest, to jest tylko i wyłacznie jego prywatna sprawa- może sobie przynieść jaka mu pasuje.
Często jest kawa, herbata, woda dla klientów. przychodzą np wybierać bukiet ślubny, dostają do przejrzenia dwie tony katalogów i propozycję napicia się kawy, herbaty, wody; przyhcodzą ludzie zamawiać wieńce pogrzebowe, niektórzy w bardzo ciezkim stanie psychicznym, trzeba podać wody.
Jest, kawa, herbata, woda, dla dostawców- wczoraj przeciez było tak koszmarnie zimno- u każdego jednaego klienta proponowano nam kawę, herbatę, ciacho. Jak jedziemy gdzies daleko- przecież też jakoś ludzie są domyślni ( przynajmniej niektórzy ;))) ) że nie bardzo jest gdzie się tej kawy napić, wiec proponują.
wydaje mi sie , ze nasze "nieporozumienie" wynika z tego, ze zyjemy w roznych realiach. :-)) Ja przynajmniej nigdzie nie spotkalam sie z tym, ze to firma kupuje kawe itp. Czy w malej czy wiekszej firmie kawe, kupowali zawsze pracownicy. Szczegolnie w firmach bez kantyny.Bo w kantynie kazdy placi za ta kawe kupiona hurtowo przez szefow koncernu czy cos. Nie mowie, ze wszedzie tak jest ale bylo tak wszedzie gdzie ja bylam :-)Czasem bylo tak ze "szlo po kolei" tzn kawe kupowal tez szef dzialu oczywiscie ale i kazdy inny. W poszczegolnych biorach ludzie mieli tez expresy do kawy czy herbaty. Odgorne szefostwo organizuje jedynie jakies przyjecia Bozonarodzniowe badz z okazji firmowych rocznic czy cos albo dla seniorow-emerytow. Albo w jednej firmie mielismy darmowe batoniki i...müsli n przyklad. Nieraz w korytarzach staly odplatne automaty na napoje. Niektore firmy oferowaly darmowa wode mineralna ( ile kto chcial) badz piwo (skrzynke na miesiac na przyklad w firmie mego Bylego) dla dzialu gdyz mezczyzni pracuja tam w suchym i cieplym powietrzu na akord. No i doplacaja tam do obiadow jesli ktos stoluje sie na miescie w knajpie z ktora ta firma ma umowe.
Szef kupuje napoje i jedzenie dla gosci firmy czy to partnerow czy klientow.
Tak samo z tym nieszczesnym ciastkiem. Nie mowilam nigdzie, ze zachowanie tych ciasteczkowych Pan to szczyt kultury i oglady, ale gdybym to Jedyne zdarzenie podciagnela pod Mobbing badz Dyskryminacje i poszla na skarge do Szefa to ten ...puknal by sie on w czolo. Pewnie w Ameryce jest inaczej :-)
Ja generalnie mam taka bardzo dziwna teorie;) ze "nowy" tak pracuje jak zostal przyjety przez reszte zespolu. Nie rozumiem "wkupnego", natomiast wiem, ze jesli "nowy" zostal przyjety serdecznie to sie wykaze dobra praca i odplaci tym samym. "Ile dasz tyle otrzymasz z powrotem", sprawdza sie tutaj doskonale.
U mnie w pracy wogóle nie ma zwyczaju wkupnego. W pracy młody pracownik czy stażysta ma się wykazać, jeśli nie fachowością, to przynajmniej chęcią zostania fachowcem. Niejedna młoda koleżanka od nas musiała odejść, bo nie wykazywała zainteresowania swoimi obowiązkami. Prawdą jest, tu nie przeczę, że w latach 80-tych powszechny był taki zwyczaj, ale też nic w tym względzie nie zmienił.
Dla mnie taka sytuacja jest nie do pomyślenia. ja bym się tak nie zachowała nigdy. Albo bym poczestowała wszystkich, albo nikogo. Mówię tu o ciastku, a nie o oddawaniu własnego śniadania. I wprowadzanie kategorii biedy jest też dla mnie jakoś dziwne- bo jak się nie ma pieniędzy- to się je ciastka?
Ja tez jestem "miastowa" i tez byłam nauczona nie wychodzić z domu bez jedzenia, i o to jedzenie się nie upominać. Ale nie przypominam sobie takiej sytuacji, zebym była u kogoś- np w celu wspólnej nauki, albo obojętnie jakim, i koleznka, czy kolega, lub któreś z ich rodziców nie spytali, czy nie jestem głodna. Nie przypominam sobie tez, zebym patrzyła jak któraś z moich koleżanek, albo kolegów jedzą obiad i by mi nie zaproponowano choćby spróbować.
Żeby moja mama tak zrobiła- to juz kompletnie nie umiem sobie wyobrazić. Był czas, że mój tata dostał "wilczy bilet" i nie pracował, tylko mama pracowała. Ale nawet wtedy - jak ktos przyszedł do mnie, albo do siostry- nigdy nie wyszedł głodny. I nigdy ani mnie, ani siostrze mama nie zabroniła przyprowadzać kogoś do domu, nawet bez zapowiedzi. Jesli były wyliczone kotlety- to mama kroiła na pól i mówiła "musimy się jakoś podzielić" Chocby zupa, choćby kromka chleba z musztardą i porem.
Przypomniała mi się taka sytuacja :) Umówilismy się z kolegą z knajpie.Przyszedł wczesniej i sobie zamówił coś do jedzenia, na co miał ochotę. My z lubym przyszliśmy prosto z pracy, głodni oczywiście, jak stadow wilków. Znajomy juz siedział po jedzeniu, przy piwie. Ja zazyczyłam sobie fasolkę szparagową polaną bułeczką. Miałam wrazenie, zę aż boleśnie przełyka slinę. Przesunęłam talerz tak na środek i mówię- wez sobie, bo zaraz się udławisz. No ale nie miał sztućców, więc ja tez odłozyłam swoje i obydwoje jedlismy palcami z mojego talerza.
Mało rzeczy tak integruje, jak wspólne jedzenie. Wykluczanie choćby przypadkowych, jednak czymś połączonych osób z tego rytuału jest dla mnie trudne do pojęcia. I Masz rację Dorota- nie chodzi o sam poczęstunek. Można takie sytuacje tłumaczyć sobie, ale ja bym się tak nigdy nie zachowała.
"Ja zazyczyłam sobie fasolkę szparagową polaną bułeczką "
W opłatku to nawet znam , niestety w płynie u nas jeszcze niedostępna ;)
"Mało rzeczy tak integruje, jak wspólne jedzenie. Wykluczanie choćby przypadkowych, jednak czymś połączonych osób z tego rytuału jest dla mnie trudne do pojęcia."
Pięknie siostro i proszę częściej o tym wspominać , nawet "człowiek-cyborg" musi na to znaleźć czas i miejsce.
Serdecznie dziekuję i gratulejszyn za dobre słowo w poruszonym temacie.
A mówiłam- kup se garnek? ;) Fasolką bys się dzielila yno by trzyscało ;) A fasolkę dostałam w tej knajpie po znajomosci- tak jak Ci pisałam, hi Porcja była na 4 osoby, względnie 3 - bardzo głodne... co do intergracji ;)- tak jakos tak mi się przypomina, ze własnie nie umiałam znaleźć odpowiedzi, co do stopnia zintegrowania ;)
sytuacja:
W biurze, w jednym pokoju pracują 3 osoby. Stały pracownik, stazystka i praktykantka. Przychodzi pani z drugiego pokoju ( stały pracownik) i jednym talerzykiem i jednym kawałkiem ciasta. I mówi do pracownicy ( tej na stałym etacie)- masz do kawy ciacho.
Czy to miesci się w kanonie współzycia społecznego ( jak juz by to nie nazwać) Waszym zdaniem?
A jakby siedziało jeszcze ze dwadzieścia osób to co? Trzeba by poczęstować wszystkich ?
Bahus
"jakby" - to warto sie zastanowic - czy czestowac kogokolwiek. Nie mowimy o sytuacji "jakby", a o tej konkretnej - dla mnie takie zachowanie jest nie do przyjecia.
Na to wyglada:) inaczej by cie posadzono o brak kultury.A tak na powaznie, jakby mnie cos takiego spotkalo ,nic bym sobie z tego nie zrobila ! Moja mama pracowala w grupie 30 osobowej,razem o godzinie 9:40 wszyscy na stołowce siadali do sniadania,jak miala kawalek ciasta czestowala swoją kolezanke ktora siedziała obok,a ona ją,nikogo wiecej.Opowiadala mi ze wczesniej czestowala tez kolezanke z naprzeciwka ! ale jak tamta miala cos slodkiego to zawsze zjadala sama,wiec sobie darowala jej dokarmianie.
no wypadało by, jeśli wogóle chce sie kogos poczęstowac, to raczej wszystkich. A selekcja na czym ma polegac, kto dłużej pracuje czy kogo bardziej lubie?
To troche dziecinne jest...
do 20 osob nie wychodzi sie z jednym kawalkiem ciastka
Użytkownik agik napisał w wiadomości:
> sytuacja:W biurze, w jednym pokoju pracują 3 osoby. Stały pracownik,
> stazystka i praktykantka. Przychodzi pani z drugiego pokoju ( stały
> pracownik) i jednym talerzykiem i jednym kawałkiem ciasta. I mówi do
> pracownicy ( tej na stałym etacie)- masz do kawy ciacho.Czy to miesci się w
> kanonie współzycia społecznego ( jak juz by to nie nazwać) Waszym
> zdaniem?
Ta pani z drugiego pokoju moim skromnym zdaniem :bez kultury,bez taktu,i wiele jeszcze by wymieniać...............
Zdecydowanie powinna poczęstować wszystkie panie .
Gdyby w pokoju było 20 osób jak pisze bahus, wtedy nie powinna częstować nikogo .
Ewentualnie panią , którą chciała poczęstować zaprosić na ciacho do swojego pokoju:))
Użytkownik alfa_beta napisał w wiadomości:
> Ewentualnie panią , którą chciała poczęstować zaprosić na ciacho
> do swojego pokoju:))
dokładnie tak
zgadza się
Możliwości jest wiele,ale nasuwa mi się tylko jedno skojarzenie-te dwie panie łączy coś więcej niż praca-uczucie...
Nas jest w dziale 7.. w dwoch pokojach pomiedzy ktorymi sa otwarte drzwi.... Zazwyczaj, jak ktoras przynosi cos dobrego, to czestuje wszystkie..
Ewentualnie czestujemy sie w swoich pokojach....
Dla mnie ta czestujaca Pani, jakas niezbyt wychowana... ;/ Jak nie miala wiecej, mogla siedziec na du..znaczy, na miejscu i w ogole nie pokazywac sie z tym ciastem w pokoju obok!
Ja jakbym przyszla na staz ,to przynioslabym swoje ciasto jako wkupne i poczestowalabym nim panie z pokoju.Mysle ze nastepnym razem pani mnie tez by poczestowala, nie tylko kolezanke.
ja nie widze tego tak ciasno... Moze dlatego, ze obie na stale, znaja sie lepiej po prostu. Co inngo gdyby ciagle omijano tych stazystow czy praktykantow nawet herbatnika z calej paczki nie proponujac lol.
Jak kiedys mialam praktyke w urzedzie miasta to uznalam ze wypadaloby sie "wkupic" . Wiec na "poznanie sie" ja postawilam kawe i ciasteczka. To znaczy kupilam paczke kawy i obok postawilam miche ciasteczek na przerwie sniadaniowej. Od razu lody prysly i bardzo fajnie bylo. Sweietowalam ze wszystkimi urodziny czy cos i na takie wieksze imprezki zapraszani byli wszyscy - caly dzial. . Nigdy nie mialam nic przeciwko temu,ze pani Basia czestowala kawalkiem domowego ciasta tylko pania Kasie. Pani Basia znala pania Kasie duzo dluzej i to jest dla mnie ok. Ale zawsze bylo tak, ze jak ktos szedl do piekarni to pytal wszystkich czy cos kupic. Reszta mogla spokojnie pracowac.
I tutaj masz racje Doroto,wlasnie tak powinna postapic stazystka,wkupne jest bardzo wazne.Ludzie inaczej cie postrzegają i atmosfera w pracy jest milsza.:).
skąd wiesz ze tego nie zrobiła
Tak przypuszczam,bo wtedy pani na talerzyku przyniosłaby zapewne 2 kawałki ciasta. Może dala stazystce do zrozumienia,nie wiadomo:)rozni sa ludzie.
A co ty wymyślasz, dla mnie to brak kultury, złośliwości też są brakiem kultury, więc na jedno wychodzi.
Poza tym nawet jak starzystka przychodzi do pracy to przyniesie ciasto dla jednego działu w którym będzie pracowała, a nie dla całego zakładu pracy.
a tu pani z INNEGO pomieszczenia przyszła, żeby dać ciasto tylko jednej z pań tam pracujących, na stałe.
Wiesz co? tak naprawde to mam to gdzies, kto kogo ciastem czestuje,mnie wychowano sie dzielic z innymi ! Ale znam tez osoby co bardzo chetnie jedza cudze ,a swoim nigdy nie czestuja! a co ciekawe zawsze sa pierwsze jak widza ze szykuje sie poczestunek za darmo.I to by było na tyle:)
W poscie nr 4 napisałaś, jak byłaś/jesteś nauczona.
I po co ta ściema?
Widze ze mnie nie zrozumiałas,moja mama pracowała w fabryce ,byla tam wspolna stolowka o jednej godzinie wszyscy jedli sniadania .Nikt nikogo nie czestowal,chyba ze ktos mial na to ochote.Kazdy zjadal i wracal do pracy,natomiast jak byly czyjes imieniny,kazdy sie skladal ,wtedy wspolnie zjadali to czym czestowala solenizantka.Nie rozumiem po co te dosrywki z Twojej strony,wychowano mnie dobrze bo dziele sie z innymi.:)Jest to ostatni watek ktory zalozylas,a ja wzielam w nim udzial.
I to by było na tyle:)
Całe szczęście
Hej, Dziewczyny o co chodzi? Przecież Mama Różyczki wyraźnie napisała, że Ona nigdy by nie zjadła czegoś, nie częstując kogoś. Jak również, że ludzie są różni, co nie znaczy że Ona taka jest, albo że popiera takie zachowania. Spekuluje jak my wszyscy, co mogło kierować panią, która przyniosła jeden kawałek ciasta. Bo być może rzeczywiście oprócz tego, że jest to ewidentne chamstwo, to mogła chcieć w tak mało subtelny sposób upomnieć się o " wkupne", czego ja osobiście nie rozumiem.
ale jak osoba z innego działu może się upominać o wkupne od stażystki z innego działu? przecież wiadomo że stażystka nie kupi dla całego zakładu tylko dla swojego działu, a Pani z innego działu jakim cudem ma sie upominać o wkupne od stażystki z innego działu, przynosząc ciasto dla jedej z pracownic...
No dziwne niektórzy mają obyczaje...
Mahiko, ja też mam za krótki rozumek, żeby to pojąć, ale wiesz "człowiek potrafi". Może nie potrzebnie aż tak się nad tym rozwodzimy, zamiast nazwać rzecz po imieniu. Chamstwo i tyle!
Almirko,widzisz bo to jest tak-jak chce sie uderzyc psa, to zawsze sie znajdzie kij:)
Szczerze mowiac bardziej by mnie krepowalo gdyby pani Kasia to ciasto musiala jesc po kryjomu byle tylko "nie sprawic mi przykrosci". Mialam kiedys taka sytuacje: Kolezanka miala kolezanke fryzjerke. Fryzierka byla aprawde dobra wiec skorzystalam kilka razy z propozycji iz mozemy jechac razem zrobimy podwojny termin. Fryzjerka mieszkala daleko a ja bez auta wiec pasowalo mi. Glupio mi bylo jak na koncu sesji fryzjerka z kolezanka szepczac (albo tylko znaczaco patrzac) na chwile znikaly na prywatnych pokojach.
Najpierw myslalam, ze moze jakas sprawa osobista czy cos ale tak bylo za kazdym razem. W koncu mysle: obgaduja mnie czy co? Bo trwalo to czasem kilka minut. Kiedys nawet (nie myslac nad tym automatyczne) podreptalam za kolezanka na co ona z panika prawie: "nie idz ze mna poczekaj tu w poczekalni."Nie wytrzymalam i w aucie spytalam kolezanke wprost o co biega. Na co ona sie tlumaczy:
"bo wiesz....ja mam ta usluge za minimalna cene , prawie za darmo...bo ja F. robie za to inna przysluge. A ty placisz...(placilam w sumie niedrogo z pewnoscia bycia w dobrych rekach i mialam zawoz i przywoz za darmo. Absolutnie nie czulam sie pokrzywdzona) a ja wiem ze tez nie masz lekko... wiec my sie rozliczalysmy na osobnosci by cie nie urazic".
No kurde myslalam, ze kolezanke trzepne. przeciez tym "nie chcialam urazic" dopiero mnie urazily bo stworzyly glupia i pelna niedomowiemn sytuacje.
Jak bym byla ta pania "poczestowana", to bym to ciasto podzielila na trzy i poczestowala "reszte"...
fajne wyjscie. Bardzo ok i dyplomatyczne. Ja byc moze tez bym tak zrobila ale NIGDY nie oczekiwala od kogos i podejrzewam ze podziekowalabym z usmiechen za taka propozycje. Nie chcialabym pozbawiac kogos sniadania....Mi wystarczylby sam gest...by zrozumiec intencje.
Jak bym byla ta praktykantka/stazystka czulabym sie, ze nie naleze do tego teamu!,... bylo by mi przykro,
...jezeli w pokoju byloby wiecej osob ( tzn. wiecej pracownikow stalych), nie bylo by w tym nic zlego...
no i widzisz sanello twoje "przykro" nie mialo by wiele wspolnego z tym poczestunkiem tylko z wlasnym odczuciem: jak sie widzisz. Czasem trzeba i nad tym pomyslec. A to ze jako praktykant czy stazysta nie nalezy sie tak do grupy jak wieloletni staly pracownik to , moim zdaniem, normalne. Na to trzeba czasu...
no, dla mnie to nie jest normalne. Obojetnie na jakim stanowisku i jak dlugo pracujemy, jezeli pracujemy razem to jestesmy jeden team,... dlaczego robic wyjatki?
.jezeli w pokoju byloby wiecej osob ( tzn. wiecej pracownikow stalych), nie bylo by w tym nic zlego...
odnioslam sie w wiekszosci do tej czesci Twej wypowiedzi. Dla mnie wynika z niej jasno, ze jezeli czestuje sie jedynego stalego pracownika pomijajac Ciebie jako praktykantke bylo by Ci przykro. Jesli zas poczestowalo jedyna osobe a nie Ciebie czy praktykantke czy nie, lecz ne czestowano by tez innych siedzacych tam stalych pracownikow byloby to dla Ciebie Ok. Czyli nie rzecz w poczestunku jako takim? :-))
Użytkownik Dorota zza plota napisał w wiadomości:
>Czyli nie rzecz w poczestunku jako takim? :-))
:)nie, nie chodzi mi o sam poczestunek.
Myslalam, ze agik tez nie chodzi tylko o sam poczestunek, bo wtedy napisalaby, ze w pokoju siedzialy 3 osoby,...a ona wlasnie wyszczegolnila jakie to osoby:)
no i wlasnie to jest dla mnie dosc sliska granica: pani Basia czestuje pania Kasie bo ja zna, bo wczoraj jej obiecala ze poczestuje, bo co prawda niedyplomatycznie i niezrecznie sie zachowala ale nie miala nc zlego na mysli. Po co mam temu jednemu ciastku dorabiac jakas ideologie pomijania jesli poza tym jednym przypadkiem nie czuje sie pominieta?
Albo
W firmie robi sie wyrazna granice miedzy "swoj i neswoj" omijajac pewne osoby z premedytacja.
To pierwsze jest mi obojetne(choc nie moj styl) a to drugie soprawilo by mi duza przykrosc..
Dokładnie tak Dorota.
Mniej chodzi o to ciastko, tylko o to, czy takie zachowanie jest zręczne, dyplomatyczne- to po pierwsze.
Bo to, że osoby, które ze sobą pracują dłuższy czas, są ze sobą bardziej zżyte- to jest normalne i nie dziwne wcale.
Ale przecież wszystkie osoby pracujące razem, tworzą zespół. Takie zachowanie sugeruje, że niektóre osoby w tym zespole nie są na równych prawach.
Masz racje tylko moim zdaniem taka sugestia albo i fakt wystepuje dopiero wtedy gdy ciagle/czesto "omija sie" kogos, jakas grupe osob. Nie zas gdy raz sie cos zdarzy. Tak mysle.
Pani czestujac mogla( ale pewnie nie pomyslala o tym co wystawia jej opinie a nie firmie jako takiej) na przyklad wniesc ciastko z usmiechem na buzi i ze slowami: Sorrki dziewczyny dzis mam tylko jedno - bo obiecalam, bo ostatnie, bo to czy tamto. Mogla, nie miala weny czy pomysla - ja bym sobie (jako praktykantka) tym glowy nie zaprzatala.
Duzo gorzej bym sie czula gdyby (jak proponuja niektorzy) pani do czestowania byla "wywolywana" z biura pod pretekstem czy bez, "zebym ja jako praktykantka nie widziala, ze jest czestowana, albo ze gdzies, czyms, ktos czestuje". Tu bym sie czula faktycznie pominieta i...troche jak w przedszkolu.
W koncu jestesmy doroslymi ludzmi bedac w wieku zawodowym i chyba kazdemu kto gdzies jest jest nowy, wszystko jedno na jakim stanowisku; jest w pelni jasnym, ze wchodzi w firme gdzie egzystuja przyjaznie, zwiazki itd. Po czesci uwazam za normalne, ze jako Nowa bede na poczatku troszke z boku, i ze trzeba czasu by sie zintegrowac.
Dokładnie o to chodziło :)
Ja juz od dawna w biurze nie pracuję, po prostu, jak usłyszałam, że taki przypadek miał miejsce- to się bardzo zdziwiłam. Według mnie takie zachowanie jakos nie idzie w parze z kulturą osobistą. Ale moze obyczaje biurowe się na tyle zmieniły, że to jest normalne i nie dziwne zachowanie.
W biurach, z którymi ja wspólpracuję, do których przychodzę, jako klient na przykład takich zachowań nie zauważyłam. Ciacha są dla wszystkich, dziewczyny przynoszą kwiaty z ogródka, jakoś widać własnie zgrany zespół.
Prawdopodobnie "pani Kasia" częstując wyłącznie jedną osobę, mogła mieć jakieś powody, o których piszesz, albo i jeszcze inne- mogła zwyczajnie nie wiedzieć, ze są nowe osoby. Mnie tylko chodziło o to, czy takie zachowanie jest zręczne i grzeczne.
Z wypowiedzi osób w tym temacie widzę, ze takie zachowanie jest conajmniej niezręczne.
mysle ze z tym sie wszyscy zgadzaja. :-)))
Mało edukacyjne i aspołeczne zachowanie.
a dlaczego powinno by byc edukacyjne? Kto kogo zobowazany by byl czegos uczyc? Troche nie rozumiem...
Bo na moja glowe przypisuje sie takiemu przypadkowi (oczywiscie jesli nie jest to ciagle pomijanie praktykantow itp.) jakas ideologie ktorej takie zdarzenie wcale miec nie musi...Jezeli czestujaca i czestowana sa po prostu zaprzyjaznione to ja nie widze problemu ani potrzeby wychowania kogokolwiek. Agik przeciez opisala jedno zdarzenie nie wspominajac o tym ze jest tak zawsze...Wiekszosc czytelnikow odczowa sytuacje jednak jako pomijanie w sesie pogardy? Mobbingu? Zlosliwosci? Dlaczego?
Ja nie atakuje nikogo (w tym i Ciebie) po prostu zastanawia mnie rozbierznosc odczuc. Moich ktore nie widza zdarzenia jako jakies zle co najwyzej niezreczne jesli juz koniecznie mialabym zaszufklladkowac a , od razu negatywnymi, odczuciami wiekszosci czytelnikow.
Dlatego mało edukacujne, że powinniśmy tak postępować, aby ktoś inny MÓGŁ postępować podobnie.
Czos ,a jak jedziesz kilka godzin pociagiem, dajmy na to z synem i jestes glodny.............wyjmujesz kanapki lub paczki - w przedziale siedzi kilka osob, dzielisz sie z synem czy z pasazerami ? Skoro tamto zdarzenie uwazasz za malo edukacyjne,to pasazerow tez trzeba poczestowac,bo przeciez nauczeni jestesmy dzielic sie z bliznim.:)jak podzielisz sie tylko z synem,innym tez moze byc przykro.Ja juz mialam takie zdarzenie,jechalam z corka pociagiem do Krakowa,mialysmy na droge kanapki, ciastka, jabłka i herbate ,pani ktora siedziala obok w pewnej chwili wyjela banana i zaczela jesc.Corka miala wtedy 3,5 roku i jak to dziecko male zawolala ze ona tez chce banana,pani obok udala ze nie slyszy.Spokojnie zjadla banana,wiem ze miala ich wiecej bo zjadla jeszcze pozniej 2 i co ? mialam sie czuc obrazona bo nie poczestowala mojej corki? obralam jej jablko i jakos wiecej sie nie dopominała tego banana.
Ale Mamo Rozyczki chyba porownujesz jablka do gruszek troszke... bo raz, ze opisalas zupelnie inna sytuacje (pociag to zlepek osob przypadkowych absolutne sie ie znajacych i "skazanych na siebie" tylko przez relatywnie krotki okres czasu, a dwa ze chodzi w niej miedzy innymi o malucha. Malucha ktory wola o to co widzi- wiadomo takie Jego prawo...
Wiem ze to troche inna sytuacja,ale ja bym sie z obcym dzieckiem bananem podzielila ,nawet jakbym miala jednego.
Skoro o dzieciach mowa... Mój syn jeździ z koleżanką na zajęcia taneczne dwa razy w tygodniu. W poniedziałki my zawozimy dzieci, a w środy rodzice tej dziewczynki. Kiedy my ich wieziemy, zgarniamy dziecko po drodze, kiedy jest ich kolej, oni zabierają małego i często, gęsto on musi jeszcze poczekać, aż ona będzie gotowa. Prawie za każdym razem jest tak, że mały siedzi i patrzy jak koleżanka je obiad. Mimo tego, że sam zdążył zjeść w domu, czuje się w takiej sytuacji niezręcznie. Zwłaszcza, że siedzi z nią przy stole i nie wie jak się zachować. Nigdy nie został poczęstowany nawet ciastkiem, które dziewczynka je na deser. Jest mi przykro, kiedy wraca i czasami o tym wspomni. I to nie dlatego, ze on jest biedny i głodny, tylko dlatego, że nie mogę zrozumieć takiego braku taktu. A przecież można zorganizować to tak, żeby zabierali go później albo ją karmili wcześniej. Nie potrafię tego pojąć:(
Twoja wypowiedz i ten konkretny przyklad jest dowodem na to, ze sa ludzie i sa ... taborety.
Taboret, to jeszcze można potraktować siekierą, a z tym to zupełnie nie wiadomo co zrobić.
Tak, są kwiaty i doniczki.
A daj spokoj Almiro ! to jest nie do pomyslenia,do mojej corki tez przychodzi kolezanka,fakt ze nie w porze obiadowej.............ale zawsze jest czestowana kanapka ,ciastkiem czy piciem.Wiem jak przykro jest dziecku patrzec jak inne je,a ono nie.Dlatego jak siedza u corki w pokoju,robie kanapki i im zanosze, razem zjadaja ze smakiem,tak samo jest jak corka chodzi do niej ,jej mama tez moja czestuje.Nie wiem ! moze mama kolezanki twojego syna nie mysli logicznie,lub jest chytra.Jezeli nie chce czestowac Twojego syna ,powinna posadzic go w innym pomieszczeniu,a nie razem ze swoja corka przy stole.
Tak sobie myślę, Mamo Różyczki, że ona jest po prostu zwyczajnie chamska i bezmyślna. Nie wyobrażam sobie, żebym mogła się tak zachować wobec kogokolwiek, a co dopiero dziecka.
no...sa
Niektórzy ludzie maja tylko dwie komórki mózgowe i tym różnią się od kurczaka. Kurczak ma jedną więc je i robi kupę tam gdzie stanie, ta druga komórka odpowiada za wychodzenie do ubikacji. Więc co tu mówić o takcie i manierach.
Pewnie postępowanie tych Twoich sąsiadów się nie zmieni, bo nie widzą nawet problemu.
no ja tez chyba ..ale wtedy gdyby to nie byl moj jedyny posilek. Jako matka dziecka bym raczej odmowila chyba, ze pania bym za bardzo sympatyczna uznala a ona by nalegala. Bo tak szczerze mowiac nie wiem czy bym sie podzielila z kazdym dzieckiem moim posilkiem tylko dlatego, ze owe dziecko chce akurat to co mam ja. Choc wiem, ze male dzieci tak maja bo przeciez nie zdaja sobie sprawy z tego "co wypada" i taka reakcja u 2 czy 3-latka nie jest to jakas wyrocznia "zlego wychowania" . Inaczej jesli by to dziecko bylo wyraznie "glodne i biedne" to oczywiscie i bez dwoch zdan. Znaczy oddalabym moje sniadanie nie zastanawiala sie nad wychowaniem :-)).
Sorry, mamo Różyczki, ale to jest porównanie bez sensu. Co innego pociąg, a co innego zakład pracy, gdzie wszyscy spotykają się codziennie przez dłuzszy czas.
Masz racje,ale stazystka tez przyszla obca.
Zgadzam się w tym wypadku. U mnie w pracy są również stażyści. Jest ich zawsze troje lub czworo, więc ten problem jest jakby rozwiązany - oni jedzą swoje my swoje. Choć jeśli jest np więcej ciasta, to ich częstujemy. Ale jest również tak czasami, że kupić jakieś ciastka, wtedy hasło "rzuca" się na głos - komu kupić?
Niedawno przyszłam do pracy i przyniosłam dwa eklery (piekłam w domu). Miałyśmy być we dwójkę, ale się nasza przełożona przysiadła do nas, więc przyniosłam te eklery do domu z powrotem.
Rzeczywiście dziwny obyczaj.
U nas nikt nie śmiałby tknąć posiłku zanim nie przysiądzie się przełożona ;) .
żartujesz?????????????????????
Żartujemy też ale już po posiłku ;)
U nas z racji tego, że my mamy znacznie więcej do roboty niż przełożona, to z reguły jemy osobno. Ona się nie może na nas doczekać
Macie większe chlebaki , czy wolniej spożywacie? ;)
nie, czasem tylko mamy przerypane :)))
duzo tych ryp musi być ;)
Według moich norm, zachowanie nie do przyjecia.
To jakby pokazywanie
- ja ciebie lubię
- ciebie nie lubię, lub ciebie tutaj nie ma
Dzieci, to osobny rozdział. Sama nie zjem ale dziecku ( obcemu czy nie) oddam. Jeżeli można to dzielę na wszystkie, jeżeli nie, to żadne dziecko nie dostaje.
Mój mąż opowiadał, że będąc dzieckiem ( wychowywał się na wsi) wpadali bandą do jakiegokolwiek domu i prosili o chleb. Nikomu nie przyszło do głowy nie dać chleba. Tak robiły wszystkie dzieciaki. To były lata 60-te i na wsiach bieda była. Teraz mamy rok 2010 samochody, wygody i co niektórzy chleba dziecku nie dadzą bo kosztuje. WSTYD!!!!!
Moje jak były mniejsze a była pora jakiegokolwiek posiłku, to wszystkie maluchy które były na podwórku były nakarmione.Teraz też jak mają gości to nie pytam tylko nakładam, albo robię wiecej kanapek.
Niestety często się zdarzało, że bawili się u sąsiadów i dzieci z płaczem przychodziły do domu , bo tamte jadły a moje nie dostały.
Pamiętam ze swojego dzieciństwa, ze wychodząc z domu po obiedzie, nawet jak nie byłam głodna, jak u kogoś coś dostalismy do jedzenia, to chleb ze smalcem i solą smakował lepiej jak teraz najdelikatniejsza szynka:))
Ach Alll nie wiem czy wstyd... Widzisz ja bylam nauczona jako dziecko ze nie prosi sie chocby mamy kolezanki o jedzenie. Najwyzej kolezanka zniosla wiecej kromek na podworko :-). Nie zeby to bylo zle tylko nie bylo tego zwyczaju (miastowa jestem) i moja mama spalila by sie ze wstydu bo pewnie bylabym jedynym dzieckiem tak robiacym. <tu wlasnie jest roznica: jest to tradycja, przyjety zwyczaj czy nie jest...
Jako dorosla osoba w Niemczech musialam czasowo zyc z pomocy socjalnej i wierz mi KAZDA buzia wiecej do obiadu bylaby dla mnie problemem. Szczegolnie znienacka. Bo niestety nieraz i chleb mialam wyliczony dla dzieci , sama zjadlam kromke mniej by im starczylo. Do picia woda z sokiem czy mineralna czy herbata predzej moglam poczestowac.. Oczywiscie z jak obiad mialam podzielny (jakis makaron czy nalesniki czy cos) to bardzo chetnie czestowalam. Ale nie moglam sobie na toczesto pozwolic. Wiec prosze w Twych osadach wez pod uwage, ze czasy nie dla kazdego sa, byly czy moga byc lekkie i moze kogos (kto odmowi) po prostu nie byc stac na obczestowanie chocby chlebem gromadki dzieci.
Dorotko, to o czym piszesz to szczególny przypadek. Wiem jednak, że im człowiek biedniejszy tym większe ma serce i wrażliwość. Myślę o ludziach którzy mają a nie dają. Lodówki pękają w szwach, jedzenie się psuje i na końcu ląduje w śmietniku. Nie przyjdzie im do głowy by rozejrzeć się wokoło i obdarować potrzebujących. To nie chodzi o to by dzieci prosiły. To dorośli powinni myśleć. Mam to dam!!!
Ja też jestem z tych miastowych dzieci, też mnie uczono, nie prosić. Jednak w naszym rodzinnym domu zawsze była kamionka ze smalcem i kilka bochenków chleba. Nie znałam smaku bułek. Cały rok czekałam na jedną pomarańczę w paczce świątecznej. Znam smak głodu i pewnie dlatego nie zrozumiem bezmyślności bogatych i sytych.
Moim zdaniem to zależy co kto lubi . Ja nie znoszę takiego kołchozu odnośnie jedzenia . sama obserwuję nasze Panie w sekretariacie jak przecinają kanapki i jedzą. Każdy ma swój własny próg wrażliwości smakowej i mówię tu o sobie, wolę popartrzec nieraz np na taką sytuację niż męczyc się i mówic, kiedy kluch rośnie w gardle , że jest smaczne . Praca to praca . Jedni jedzą razem , ktoś nie je wcale a jeszcze inny je sam . Myślę , ze ten przykład niech żyje swoim biegiem urzędniczym. Ja wcale nie potępiam ani nie chwalę tej Pani ,Zrobiła tak , bo uważała za słuszne i jej sprawa.
no wiesz, nikt nikomu nie kaze dzielic się kanapkami, nawet tym ciastem, ale poczęstowac jednego a drugiego nie?
A ja trochę z innej beczki. Dziwi mnie, że pracodawca na to pozwala! W miejscu, gdzie ja pracuję, niedopuszczalne jest spożywanie posiłków przy biurku. Biurko to miejsce służące do pracy, zazwyczaj leżą tam różne dokumenty, które można poplamić czy zalać kawą klawiaturę. Od spożywania posiłków jest stołówka zakładowa - u nas się to nazywa "kantyna" - i tam wszyscy jedzą i piją. W czasie przerwy oczywiście. Mam płacone za wykonaną pracę, a nie za popijanie kawki i przegryzanie ciasteczkiem.
a jak nie ma stołówki, ani pokoju socjalnego? Na przykład u mnie nie ma.
U mnie nie ma nawet przerwy. Możesz zjeśc w "między czasie" a co dopiero stołówka.
no właśnie.
U nas nie ma takiego miejsca wiec gdzie mam jesc? na korytarzu?
A mnie nie dziwi ,że pracodawca pozwala.
Niekiedy, w ramach obowiązków, zachodzi potrzeba spożycia skromnego posiłku , który popija się winem ;).
Przyznaję , kawa czy niedaj boże przegryzanie ciasteczka nie wchodzą w rachubę ;)
Masz racje,pija kawke,jedza ciasto a petenci za drzwiami czekaja :)) wystarczy jechac do zusu.mozna sie niezle naczekac.
Z drugiej strony patrząc , kiedyś trzeba zjeść ;)
Powiem tak, po kilku godzianach w końcu mam mozliwość zjedzenia śniadania.Nie mamy przerwy śniadaniowej.Niejednokrotnie nie mamy czasu odłożyć kanapki i musimy odpowiadać z pełnymi ustami. Nie zapominaj,że urzędnik też człowiek i żołądek ma, a nie ma wyznaczonych przerw jak na pocztach.
Nawet nasze wyjście do toalety komentowane jest,że pewnie idziemy do koleżanki na kawusię.Nie mówiąc o tym,że powinnyśmy pracować od 7 do 22 wieczorem i najlepiej w soboty i niedziele.
Nie zapominaj,że poza przyjęciami osób każdy urzędnik musi odpowiedzieć na pisma i przygotować materiały dla zwierzchników. Uwierz ma kawkę i ciasteczka nie ma czasu.
Każdemu przysługuje przerwa 15, czy 30 min. W zakładach, zwłaszcza budżetówka, nie ma takich przerw i je się śniadanie i pije kawe w między czasie, własnie po to żeby petent nie stał pod drzwiami i nie czekał aż panie zjedzą. jak wchodzi to chowam kanapkę pod stół i nie piję przy nim kawy, tylko go obsługuję.
wcale nie uważam że tak jest dobrze, ale to może nie do kobiet w urzędach powinny być pretensje tylko do prezesów i dyrektorów. Tylko tak szczerze. Kto się ośmieli zwrócić na to uwagę przełożonemu? Dla nich to najlepiej jakby wogóle nie robić przerw, nie jeść, nie pić, nie wychodzić do toalety.
Widzę że problem można zrobić ze wszystkiego...
Dobrze wiem ze kazdy musi miec przerwe,ale niestety chodze po urzedach i widze co sie dzieje.Szczegolnie w urzedach panstwowych,kawki ,herbatki i ciasteczka.......... dalej sa na poczatku dziennym - nie tylko w czasie przerwy.
Nie rozumiesz że nie mamy przerwy? i petent widzi że pije kawe, ale ja nie mam żadnej przerwy, a pijąc tą kawe pracuje.
widzisz to co chcesz widziec. możesz nawet ząłożyc sobie wątek o piciu kawy przez urzędników państwowych, no bo przecież powinien być zakaz picia i jedzenia przez 8 godzin. Ty też 8 godzin w pracy nie jesz i nie pijesz?
Dorzuć jeszcze zakaz wychodzenia do toalety i zakaz odbierania telefonów. Bo przeciez przez telefon uskuteczniane sa ploteczki :) Ehhh. Czasem posadziłabym taką osobę za biurkiem.
Kiedyś moja mam przyszła do mnie do pracy bo coś potrzebowała. Potem usłyszałam w domu, ja myślałam,że wy tam tylko kawusia i ciasteczka, a wy naprawdę macie jak w młynie. Ani zjeść, ani napić się.
Beatko, takie opinie pokutują w naszym kraju jeszcze od czasów komuny:) Teraz to tylko w filmach Barei można zobaczyć. Myślę, że chodzi o to, że ludziom picie kawy kojarzy się z relaksem i dlatego tak trudno zrozumieć, że w waszej pracy, o relaksie nie może być mowy.I najłatwiej obwinić pracowników o wieczne kolejki w takich urzędach. Co robić? Jak się chce uderzyć, to kij się zawsze znajdzie. Ja, choć nie pracuję w takiej instytucji, wiem jak musicie się natyrać i jaka to odpowiedzialność.Ale wiem, bo chcę wiedzieć, nie wszyscy mają taką potrzebę. Ale o empatii, to w innym wątku:)
:).
Ale faktycznie jak słyszy się w kolejce to i owo, a potem na biurku stoi kubek, to różnie można sobie pomyśleć. Bo przecież Pani w kolejce mówiła, to chyba wie co mówi. Chociaż zdarzają się sytuacje o których wspominała Mama Różyczki, ale na pewno nie są nagminne i nie wszędzie.
Z tego co wiem, Mama Różyczki mieszka w dużym mieście, a przez to może częściej jest narażona na taką obsługę. Ja, dokąd załatwiałam sprawy służbowe w Warszawie, też się często wkurzałam. Teraz mieszkam w miejscu, gdzie naprawdę panie w urzędach są super. Bez pokrzykiwań i innych nieprzyjemności załatwiam wszystko, a często pomogą, gdy czegoś nie wiem.
Przypomniała mi sie historia jednej niedzieli, kiedy to sama byłam w biurze kredytowym przez jedenaście godzin. Koleżanka wzięła urlop na żądanie, a ja zostałam sama z klientami. To był okres przedświąteczny i mieliśmy promocje przy zakładaniu kart kredytowych. Ludzi było tak wielu, że o przerwie na śniadanie mogłam tylko pomarzyć, ale... po kilku godzinach siedzenia i spisywania umów strasznie zachciało mi się siusiu. Normalnie poziom moczu sięgał oczu. Wyłączyłam kompa i przeprosiłam klientów stojących w kolejce. A pan stojący najbliżej rzekł: "Pani sobie jaja chyba robi? Ludzie do domu sie spieszą, a pani wychodne zamierza zrobić? Proszę kierownika!" Na szczęście mój kierownik pozwolił mi na krótką przerwę, bo inaczej w punkcie byloby mokro.
znam to dokładnie, taka jest praca z petentami i klientami. w sklepach czy innych punktach handlowych jest to samo....
poprostu jaja sobie robisz, jak śmiesz mieć potrzeby fizjologiczne :)
poza tym uważają że klient - nasz pan, można wejść na głowe i nasrać....
To jest właśnie to, wszyscy widza w nas robotów a nie ludzi. Nam też chce się jeść, pić i siku. Mało nasi petenci chcieliby abyśmy pracowały w soboty i niedziele. A żeby było ciekawie byle pijany może nam naubliżać a my nie mamy prawa się odezwać. Nie mamy pracowników strazy miejskiej a narażeni jesteśmy na ataki. Naszymi klientami sa niejednokrotnie ludzie, których boi się policja a my musimy sobie radzić same, bo zanim zadzwonimy do sekretariatu, zanim zawiadomią straż zanim oni przyjadą czasem jest tu po "imprezie".
Mamy pootwierane drzwi żeby widzieć kto idzie, jak widzimy znajomą twarz, albo słyszymy podniesione głosy idziemy na ratunek koleżankom. Jak fajnie pracuje się w urzędach....... kawa, herbata? Jak sobie nie kupimy to nie mamy.
Ktoś zapyta czemu nie zmienię pracy? Bo rynek, bo dzieci małe, bo wiek...........Młodzi odrobią staż i uciekają, nie chcą za psie pieniądze pracować w takich warunkach i takim stresie.
Agik...to nie obyczaj...to tepota tej pani na stalej posadce z ciachem w reku...mi mama zawsze mowila jesli nie masz sie czym podzielic ze wszystkimi to tego nie pokazuj
Jeśli nie mam dla wszystkich - nie częstuję po prostu - nie wypada selekcjonować!
Dla mnie sytuacja nie do przyjecia, bo albo wszystkim, albo nikomu. Trzy osoby to nie pietnascie. Ale gdybym dostala jakiegos chwilowego zaniku dobrych obyczajow to dalabym to ciastko albo stazystce, albo praktykantce a na pewno nie stalemu pracownikowi. W koncu to chyba stazysci i praktykanci maja o wiele nizsze wynagrodzenia niz staly pracownik. Nie rozumiem tego zwyczaju "wkupywania" sie do pracy, jak mozna oczekiwac, zeby ktos, kto zarabia mniej, a jeszcze w ogole nie zarobil mial obowiazek sie "wkupic". Nawet jak pracowalam tutaj dla duzej firmy kosmetycznej to ja zapraszalam nowe pracownice na lunch, do jakiejs malej knajpki, czy lunchonetty tylko po to, zeby je blizej poznac, po to zeby sie poczuly milo przyjete przez wspolpracownikow. Nie wiem czy jakas jeszcze kosmetyczka to robila, bo to nie bylo na pokaz, ot spotkanie na lunchu, zeby sobie pogadac. Nowe osoby czesto czuja sie niepewnie, czasem sa niesmiale a takie wspolne wyjscie powoduje, ze czuja sie o wiele lepiej wsrod starych pracownikow.
Jak zapraszalam to tez wiadomo, ze placilam, bo to chyba sie laczy nierozerwalnie z zaproszeniem, tak ja to widze. Czasem spotykalam opor, wtedy mowilam "jak juz zaczniesz zarabiac, to Ty mnie zaprosisz i bedzie mi bardzo milo". Nowi zawsze "lgneli" do mnie i nikt nie wiedzial dlaczego mam z nimi takie dobre uklady, a ja je po prostu tworzylam sama przelamujac lody pierwszych niepewnych dla "nowego/ej" dni.
Nie zapraszalam oficjalnie, publicznie tylko jak zobaczylam, ze ja i "nowa" akurat mamy lunch o tej samej porze, to pytalam na osobnosci, czy ma ochote ze mna pojsc i to wszystko.
Takie latanie z ciasteczkami na pokaz wydaje mi sie co najmniej smieszne, jesli nie zalosne.
"Takie latanie z ciasteczkami na pokaz wydaje mi sie co najmniej smieszne, jesli nie zalosne."
"Standardy" zmieniają się w takim tempie , o jakim nie śniło się nikomu w Ameryce. Śmiesznym coraz częściej bywa "naiwny" uważając "standardy" za żałosne .
Podoba mi sie Twoje podejście ale zawodu juz nie zmienię ;)
ja tylko o tym "wkupnym" bo chyba mnie zle zrozumialas:-)). Nie chodzi o jakies "stawianie sie", ani tez w Niemczech nie ma takiej przerwy na lunch by mozna bylo naprawde "cala banda" wyjsc cos przekasic. jest 15-minutowka sniadaniowa i 15-minutowka popolodniowa. Polgodzinna przerwe na obiad /lunch malo kto bierze (bo welu woli wyjsc pol godziny wczesniej) a jesli juz to nie wszyscy hurtem.Ktos musi zostac przy telefonie itp. Zreszta nie mieszkajac w welkim miescie nie ma sie knajpki za rogiem a jesli juz to w porze poludniowej jest ona zamknieta otwierajac swe podwoje do 12 i od 16-17 do polnocy. Sa tez inne "modele" ale ja pisze o tym moim wtedy.
"Wkupnego" nikt nie nakazuje i nie musi wydawac to kwoty wyzszej jak 5 -10 Euro :-) Bo tyle bedzie pewnie kosztowac paczka kawy i kruchych ciasteczek do niej. Chodzi bardziej o to ze bedac tam praktykantka bylam czestowana od pierwszej minuty kawa czy herbata i po prostu wypada, moim zdaniem, mnie jako nowej tez ta kawe "postawic" a nie "za darmo" ze tak powiem wypijac z pracownikami kawy przez nich zakupiona bo "ja tduzo mniej zarabiam". Stad jako praktykantka stawiam kruche ciasteczka a nie ciastka z cukierni. :-) Nie chodzi o ciastka jako takie lecz sam gest. Pewnie ze moglabym tej kawy nie pic ale po co? Mialo by to na celu zostanie odludkiem?Wspolne picie kawy tez zbliza i integruje. Bylo smiechu pelno, wiele osob przy czestowaniu poznalam , nawet z innych dzialow, osob ktore do dzis mnie pamietaja. Po prostu.
Dorotko, u nas tez nie ma przerwy na lunch dla calego zakladu, firmy czy tez sklepu razem o tej samej porze. Przerwa na lunch to przerwa zwykle godzinna, ale nie mamy zadnych innych przerw (Wasze 15 minutowki) i jest tak podzielone, ze czesc pracownikow wychodzi o 12, inni o 13 a jeszcze inna grupa o 14.
Kawa w duzych firmach jest oplacana przez firme i gdzies na terenie firmy jest kacik, gdzie ta maszynka na kawe stoi i kazdy sobie moze brac ile chce, czy tez w tym samym miejscu jest urzadzenie z goraca wode na herbate, dla tych co kawy nie pija. Ale to juz jest koszt firmy. W malych zakladach (kilku, lub kilkunastoosobowych) jesli tego nie ma, to ktos wyskakujac na rog po kawe pyta komu jeszcze kupic.
Mnie chodzi o to, ze ja (podkreslam JA) jestem zawsze bardziej sklonna zrobic wszystko, zeby nowy pracownik, starzystka czy tez praktykantka czula sie jak najszybciej swobodnie i zintegrowana z reszta grupy. Stad moje przyjazne zachowania wobec nowych.
To co zrobila ta pani z postu otwierajacego cala dyskusje odebralabym jako kop prosto w nerki. Dla mnie jako starzystki czy praktykantki, byloby to wyraznym podkresleniem, ze jestem inna, gorsza i mniej wartosciowa jako pracownik, bo przeciez cala sytuacja sie rozgrywa w miejscu pracy.
Ta pani moze sobie zapraszac kogo chce do domu, ale takie zachowanie w miejscu pracy jest o wlos od dyskryminacji.
Nie wiem, jak to jest w dużych biurach, ale w małych zakładach jest podobnie- pracodawca kupuje kawę, herbatę, wodę mineralną, cukier. przecież to wszystko wrzuca sie i tak w koszta.
Jak ja miałam pracowników to tez tak robiłam. Miałam kącik, w którym stała szafka, czajnik, ekspres do kawy, mikrofalówka. Jak coś się kończyło, a nikt nie przyniósł, to dokupywałam i już. Czasem tez kupowałam jakies zupki chińskie, jakby ktoś zapomniał śniadania. Miałam pracownie na totalnym zadupiu i jechać po jakieś jedzenie- to naprawdę długo trwało ( czasu za który musiałabym zapłacić ;)))) )
Jak coś dobrego gotowałam, to tez im czasem przynosiłam, a chłopaki czasem przynosili nam.
Dokladnie o to mi chodzi. Ja nie mam pracownikow, no mam (siebie:)))) ale jest kawa, herbata, mleko do kawy, woda, cukierki i orzeszki. Ba nawet czasem kupuje kilka pluszakow jak przychodzi klientka z dzieckiem to dzieciak ma sie czym zajac. Czesto te pluszaki wychodza razem z dziecmi i nie wracaja, bo jak powiedziec takiemu brzdacowi, ze nie moze zabrac, jak patrzy na czlowieka takimi wielkimi oczami i pyta "Marla, a czy ja moge sobie wziac tego misia do domu?" Wiec mimo protestow i wyjasnien ze strony mam, ze "Marla, ma te zabawki, dla wszystkich dzieci, ktore przychodza" to ja mowie "mozesz pod warunkiem, ze dasz sie przytulic" i leci toto takie na z wyciagnietymi lapkami.... no nie moge i tyle.
No własnie tez to chciałam napisać, tylko zapomniałam, co chciałam :)
Ja pracuje głownie z kwiaciarniami. I nigdzie nie widziałam, zeby pracownik musiał się prosić o kawę. Owszem- jak mu nie smakuje taka jaka jest, to jest tylko i wyłacznie jego prywatna sprawa- może sobie przynieść jaka mu pasuje.
Często jest kawa, herbata, woda dla klientów. przychodzą np wybierać bukiet ślubny, dostają do przejrzenia dwie tony katalogów i propozycję napicia się kawy, herbaty, wody; przyhcodzą ludzie zamawiać wieńce pogrzebowe, niektórzy w bardzo ciezkim stanie psychicznym, trzeba podać wody.
Jest, kawa, herbata, woda, dla dostawców- wczoraj przeciez było tak koszmarnie zimno- u każdego jednaego klienta proponowano nam kawę, herbatę, ciacho.
Jak jedziemy gdzies daleko- przecież też jakoś ludzie są domyślni ( przynajmniej niektórzy ;))) ) że nie bardzo jest gdzie się tej kawy napić, wiec proponują.
wydaje mi sie , ze nasze "nieporozumienie" wynika z tego, ze zyjemy w roznych realiach. :-)) Ja przynajmniej nigdzie nie spotkalam sie z tym, ze to firma kupuje kawe itp. Czy w malej czy wiekszej firmie kawe, kupowali zawsze pracownicy. Szczegolnie w firmach bez kantyny.Bo w kantynie kazdy placi za ta kawe kupiona hurtowo przez szefow koncernu czy cos. Nie mowie, ze wszedzie tak jest ale bylo tak wszedzie gdzie ja bylam :-)Czasem bylo tak ze "szlo po kolei" tzn kawe kupowal tez szef dzialu oczywiscie ale i kazdy inny. W poszczegolnych biorach ludzie mieli tez expresy do kawy czy herbaty. Odgorne szefostwo organizuje jedynie jakies przyjecia Bozonarodzniowe badz z okazji firmowych rocznic czy cos albo dla seniorow-emerytow. Albo w jednej firmie mielismy darmowe batoniki i...müsli n przyklad. Nieraz w korytarzach staly odplatne automaty na napoje. Niektore firmy oferowaly darmowa wode mineralna ( ile kto chcial) badz piwo (skrzynke na miesiac na przyklad w firmie mego Bylego) dla dzialu gdyz mezczyzni pracuja tam w suchym i cieplym powietrzu na akord. No i doplacaja tam do obiadow jesli ktos stoluje sie na miescie w knajpie z ktora ta firma ma umowe.
Szef kupuje napoje i jedzenie dla gosci firmy czy to partnerow czy klientow.
Tak samo z tym nieszczesnym ciastkiem. Nie mowilam nigdzie, ze zachowanie tych ciasteczkowych Pan to szczyt kultury i oglady, ale gdybym to Jedyne zdarzenie podciagnela pod Mobbing badz Dyskryminacje i poszla na skarge do Szefa to ten ...puknal by sie on w czolo. Pewnie w Ameryce jest inaczej :-)
No wlasnie Foko, a nie czulabys sie lepiej gdyby chociaz jedna osoba w zepspole potraktowala Cie jak CZLOWIEKA?
Ja generalnie mam taka bardzo dziwna teorie;) ze "nowy" tak pracuje jak zostal przyjety przez reszte zespolu.
Nie rozumiem "wkupnego", natomiast wiem, ze jesli "nowy" zostal przyjety serdecznie to sie wykaze dobra praca i odplaci tym samym. "Ile dasz tyle otrzymasz z powrotem", sprawdza sie tutaj doskonale.
U mnie w pracy wogóle nie ma zwyczaju wkupnego. W pracy młody pracownik czy stażysta ma się wykazać, jeśli nie fachowością, to przynajmniej chęcią zostania fachowcem. Niejedna młoda koleżanka od nas musiała odejść, bo nie wykazywała zainteresowania swoimi obowiązkami. Prawdą jest, tu nie przeczę, że w latach 80-tych powszechny był taki zwyczaj, ale też nic w tym względzie nie zmienił.
Aleście dużo napisali
Dla mnie taka sytuacja jest nie do pomyślenia. ja bym się tak nie zachowała nigdy. Albo bym poczestowała wszystkich, albo nikogo. Mówię tu o ciastku, a nie o oddawaniu własnego śniadania.
I wprowadzanie kategorii biedy jest też dla mnie jakoś dziwne- bo jak się nie ma pieniędzy- to się je ciastka?
Ja tez jestem "miastowa" i tez byłam nauczona nie wychodzić z domu bez jedzenia, i o to jedzenie się nie upominać. Ale nie przypominam sobie takiej sytuacji, zebym była u kogoś- np w celu wspólnej nauki, albo obojętnie jakim, i koleznka, czy kolega, lub któreś z ich rodziców nie spytali, czy nie jestem głodna. Nie przypominam sobie tez, zebym patrzyła jak któraś z moich koleżanek, albo kolegów jedzą obiad i by mi nie zaproponowano choćby spróbować.
Żeby moja mama tak zrobiła- to juz kompletnie nie umiem sobie wyobrazić. Był czas, że mój tata dostał "wilczy bilet" i nie pracował, tylko mama pracowała. Ale nawet wtedy - jak ktos przyszedł do mnie, albo do siostry- nigdy nie wyszedł głodny. I nigdy ani mnie, ani siostrze mama nie zabroniła przyprowadzać kogoś do domu, nawet bez zapowiedzi. Jesli były wyliczone kotlety- to mama kroiła na pól i mówiła "musimy się jakoś podzielić"
Chocby zupa, choćby kromka chleba z musztardą i porem.
Przypomniała mi się taka sytuacja :)
Umówilismy się z kolegą z knajpie.Przyszedł wczesniej i sobie zamówił coś do jedzenia, na co miał ochotę. My z lubym przyszliśmy prosto z pracy, głodni oczywiście, jak stadow wilków. Znajomy juz siedział po jedzeniu, przy piwie. Ja zazyczyłam sobie fasolkę szparagową polaną bułeczką. Miałam wrazenie, zę aż boleśnie przełyka slinę. Przesunęłam talerz tak na środek i mówię- wez sobie, bo zaraz się udławisz. No ale nie miał sztućców, więc ja tez odłozyłam swoje i obydwoje jedlismy palcami z mojego talerza.
Mało rzeczy tak integruje, jak wspólne jedzenie. Wykluczanie choćby przypadkowych, jednak czymś połączonych osób z tego rytuału jest dla mnie trudne do pojęcia. I Masz rację Dorota- nie chodzi o sam poczęstunek. Można takie sytuacje tłumaczyć sobie, ale ja bym się tak nigdy nie zachowała.
"Ja zazyczyłam sobie fasolkę szparagową polaną bułeczką "
W opłatku to nawet znam , niestety w płynie u nas jeszcze niedostępna ;)
"Mało rzeczy tak integruje, jak wspólne jedzenie. Wykluczanie choćby przypadkowych, jednak czymś połączonych osób z tego rytuału jest dla mnie trudne do pojęcia."
Pięknie siostro i proszę częściej o tym wspominać , nawet "człowiek-cyborg" musi na to znaleźć czas i miejsce.
Serdecznie dziekuję i gratulejszyn za dobre słowo w poruszonym temacie.
Ja zazyczyłam sobie fasolkę szparagową polaną bułeczką "
W opłatku to nawet znam , niestety w płynie u nas jeszcze niedostępna ;)
Chodzi o tartą bułkę z topionym masłem.
Myślałem ,że jakieś nowości w tem względzie a to zwykła zasmażka . Dobrze,że nie zdążyłem zapytać o cenę hurtową ;)
jaka zasmażka !!!!!!!!!!!!!!!!
Bułeczka chrupiaca, troszkę na złoto upalona.
Właśnie , u nas się mówi na to zasmażka z bułki tartej ;)
Nie licz na to ,że ekran potraktuję świeczką ;)
To moje myśli,tylko ukryte
Najważniejsze ,żeby były dobre dla Ciebie? Mam nadzieję , że tak właśnie jest.
Chciałem dodać ,że w tym Rozdziale jest to jedna z najdłuższych litanii ;) . Dobrego słowa nigdy za wiele;) . Pozdrawiam.
autor ma swoje prawa ;)
i wprawę także , trudno jest nie zauważyć a grzechem byłoby pominąć ;)
to idź i nie grzesz więcej... pomijaniem ;)
Halo kiosk tu rzeka ;)
Aleś mnie zawstydziła Agik ...
Bo ja bym się fasolką nie podzieliła ;)))
Zwłaszcza , gdybym była głodna , a kolega już zintegrowany by był ...
A mówiłam- kup se garnek? ;) Fasolką bys się dzielila yno by trzyscało ;)
A fasolkę dostałam w tej knajpie po znajomosci- tak jak Ci pisałam, hi Porcja była na 4 osoby, względnie 3 - bardzo głodne...
co do intergracji ;)- tak jakos tak mi się przypomina, ze własnie nie umiałam znaleźć odpowiedzi, co do stopnia zintegrowania ;)