... czy ułatwia życie? Asertywność jest wazna w mojej pracy. Ułatwia mi życie także w innych sytuacjach. Jak rozumiecie pojęcie asertywności ( bez zaglądania do Wikipedii czy słowników)? Gdzie lezy granica pomiędzy asertywnością a......... no własnie. Jak nazwać prowokującą "asertywność"? Czy ktoś z Was przechodził trening asertywności i jak stosuje go w zyciu? Ciekawa jestem waszych doświadczeń z życia codziennego.
Byłam na szkoleniu z asertywności w pracy zawodowej. Wszystko jest tak banalne, wszystko wiemy, kiwamy głowami a w życiu postępujemy inaczej. Z asertywnością jest tak, że nie jest łatwo być asertywnym - dużo zależy od charakteru. Mi osobiście szkolenie nic nie pomogło - bo mowiono o sprawach dla mnie oczywistych - strata czasu- pozdrawiam
Asertywnosc jest dla mnie glownie umiejetnoscia mowienia "nie" kiedy czegos nie chce.Wynika to z pewnosci siebie i poczucia wlasnej wartosci.Osoby asertywne sa najczesciej zadowolone z siebie, pozbawione kompleksow.Ta cecha bardzo przydaje sie w zyciu.Nie do konca wierze,ze mozna sie jej nauczyc,chyba ze jako male dziecko.Jest dosc sliska granica miedzy asertywnoscia a nieuprzejmoscia albo wrecz bezczelnoscia.Ww "nie" moze bac spokojne i grzeczne albo prowokujace i bezczelne.Co do mojej osoby: asertywnosc jest dla mnie niestety tylko pojeciem, ktorego nie potrafie wprowadzic w swoje zycie.
A mnie na kursach ucza jednoczesnie asertywności ( bo trzeba umiec powiedzieć NIE) i empatii ( bo musicie panie potrafić wczuć się w drugiego człowieka). I oczywiście nie mogę byc asertywna w stosunku do empatii :))
I co znaczy wczuć się w drugiego człowieka? Poza tym,że staramy się myśleć jakby on myslał, czuć jakby się on czuł w danej sytuacji. Jakby "nie czyń drugiemu co Tobie niemiłe"? A przecież asertywnośc to nie tylko umiejętnośc mówienia - nie.
bo asertywnos jako wylacznie "bo nie" i "nie musze" i "MNIE sie nalezy" to egoizm. Dopiero w polaczeniu z taktem i wlasnie empatia nie tylko w stounku do osob ale i danej sytuacji staje se czyms co ulatwia zycie wszystkim. To dziala w obie strony - i osoba ktorej sie czegos odmowi nie powinna sie obrazac tylko zrozumiec.
Asertywność to umiejętność mówienia NIE . Nauczyłam się tej umiejętności . Długo to trwało ale nauczyłam się. A może nauczyli mnie tego inni??? Zawsze na wszystko się zgadzałam , zawsze byłam na każde zawołanie dla innych , starałam się pomagać kiedy ktoś pomocy ode mnie oczekiwał ale zauważyłam ,że nikt nic nie daje w zamian ...co więcej , dawałami im palec a oni chceli wyrwać rękę z płucami Bardzo rzadko potrzebowałam od kogoś pomocy ale jeśli już była taka sytuacja to nikt nie miał dla mnie czasu, wszyscy byli zapracowani ,zajęci. Pomyślałam sobie wtedy jaka ja jestem głupia . Zmądrzałam i umiem mówić ,,nie,,
Ale czy tylko w takich sytuacjach mówimy nie? Czy generalnie jest to niezgadzanie sie z tym jak nas traktują inni? Kiedy przekraczają granice, mówimy "nie, dość nie pozwolę"?
Twoja wypowiedz przypomniala mi moja sasiadke....ktora przychodzila do nas po kilka razy dziennie prosic o cos...i nie bylo to pozyczenie szklanki cukru czy marchewki...moj maz zrobil jej nowa instalacje elektryczna w kuchni, poprowadzil swiatlo na taras, kilkakrotnie przywozilismy jej meble z ikei, przewozilismy bardzo ciezki telewizor wraz z dzwiganiem na 5 pietro bez windy, podlaczyl jej pralke, zmywarke, pozyczal wszelkie narzedzia, udzielal porad....ktoregos razu kiedy maz spal zmeczony miedzy zmianami sasiadka przyszla pozyczyc jakies narzedzie, ktorego ja nie moglam znalezc, i powiedzialam , ze maz spi, zeby przyszla pozniej. Wyobraz sobie, ze tak sie obrazila, ze zerwala z nami kompletnie kontakt. Nam to tylko na reke, ale jestesmy bardzo zdziwieni jak ktos moze byc niewdzieczny. Dopoki sie da wykorzystac, to pozdrawia 10 razy dziennie az do znudzenia...jesli tylko raz powiesz "nie" jestes "stracony" ja z tym sie nie moge pogodzic. Nawet wyszlam do niej pierwsza podac reke i powiedzialam "obrazilas sie o ten klucz francuski?" juz do nas nie zagladasz? Powiedziala, ze tak, ze postawilismy ja w bardzo trudnej sytuacji. No coz...bywa i tak w zyciu...
Mówienie NIE nie tylko w sytuacji, gdy czegoś chcemy odmówić. Również wtedy, gdy nie zgadzamy się z czyimiś poglądami, z jego zdaniem na nasz temat. Granica jest tak samo cienka jak ta która dzieli pomaganie komuś i wtrącaniesię. I tutaj trzeba wczuć się w drugiego człowieka, czy moje NIE, odbierze jako coś naturalnego, czy aroganckiego. A więc jest nierozłączna asertywność z empatią. Tylko czasami do tego trzeba być świętym.
A jeśli ktoś i tak odbierze Twoje nie jako arogancke, ba bezczelne? Jak obierasz taka osobe na gruncie prywatnym a jak na słuzbowym? Bo głównie asertywni musimy być w pracy kiedy mamy kontakty z ludźmi po tzw. drugiej stronie biurka?
Dobre pytanie. No cóż, jako że święta nie jestem i moją aureolę podtrzymują różki ( małe, ale jednak są) czasem jest ciężko. Staram się jednak w takiej sytuacjiwyjaśnić, że nie jest to moja zła wola, że każdy może mieć własne zdanie i własne odczucia. Moje kontakty z ludźmi to "druga strona łóżka". Ale kocham moją pracę i mam ogólnie rzecz biorąc miłych pacjentów. Staram się jak mogę i gdybym miała podjąć drugi raz decyzję wyboru zawodu wybrałabym tak samo.
Wlasnie to jest czesto problem.Latwiej byc asertywnym wobec osob, ktore sa od nas zalezne, badz tez sa w tej samej hierarchi "waznosci",natomiast duzo trudniej jest o asertywne zachowania wobec przelozonych.Z drugiej jednak strony sadze, ze osoby, ktore zawsze na wszystko sie zgadzaja, wiecznie usmiechniete i pogodzone nawet z ich wykorzystywaniem -nie sa szanowane.Konkluzja jest taka: nalezy szanowac druga osobe nie zapominajac o szacunku do samego siebie. Mowiac "nie"- trzeba pamietac, zeby odmowa czy tez sprzeciw byl spokojny i rzeczowy.Nie kazda sytuacje nalezy komentowac.Odmawiajac np pozyczenia pieniedzy kolezance nie trzeba sie tlumaczyc z powodu, nie trzeba jej tez mowic "bo nie, bo jestes niegospodarna,bo trwonisz pieniadze na stroje itp".Stajac sie zbyt agresywnie asertywni mozemy stac sie niegrzeczni i staracic szacunek innych
hmm w pracy to zalezy od charakteru tej pracy i tego czego odmawiamy. Bo jesli bede sprzedawczynia to nie odmowie chocby i najbardziej wybrednej klientce czegos tam czy zadanej informacji. Bo akurat jestem juz zmeczona :-). Odmowa szefowi....zalezy: sa firmy i zawody w ktoryych równalo by sie to z klopotami w pracy... Ale mozna na przyklad tak: Ok zostane po godzinach ale na reke byloby mi to jutro (nastepnym razem) bo dzis mam taki czy inny termin. Wiec jesli to moizliwe chetniej zostane jutro. "
Świętnie to ujęłaś , dostrzegam same zalety w Twojej wypowiedzi . Temat niezwykle ważny w dzisiejszych czasach. Podoba mi się Twój post, jest krótką i zrozumiałą lekcją przydatną nie tylko kucharzom ;). Pozdrawiam serdecznie.
Poruszyłaś bardzo ważny aspekt asertywności , a mianowicie wypowiedzenie swego innego zdania na nasz temat. Czasem jesteśmy niesprawiedliwie oceniani i niestety należy to prostować, by zła ocena nie przylgnęła do nas. Myślę,że jest to trudniejsze niż mówienie "nie", gdy jest to konieczne, ponieważ czasem wiąże się to z udowadanianiem, że nie jest się wielbłądem, albo trzeba walczyć z własnymi emocjami. Nauczyłam się w tej kwestii jednego pytania: A dlaczego tak sądzisz? - dzięki niemu pokazuje się drugiej osobie, że krytyka nie jest nam obojętna, poznaje podłoże krytyki i daje sobie czas na spokojną reakcję. To oczywiście wielki skrót myślowy, ale kilka razy wprowadziłam go w życie.
wydaje mi sie, ze da...chocby dlatego ze niejako zmuszasz ta osob do "pokazania twarzy" bo jesli nie ma arumentow to zabierze jej to wiatr z zagli, a TY mozesz spokojnie zareagowac/odfajkowac sprawe nie biorac tej krytyki tak powaznie jak tej ugruntowanej.
moze tak..ale to zalezy od sytuacji i osob: czy stoisz jak ofiara i grzecznie sluchasz kiwajac glowka a duszac sie w sobie. Czy tez chodno "wysluchujesz co musisz" juz postawa i mowa twego ciala zajmujac pozycje...Nie mowiac juz o riposcie jesli masz taka na jezyku- Jesli kazda krytyke bez pytan pokornie przyjmujesz utwierdzasz nawet ta najberdziej niedorzeczna stajac sie niczym pochyle drzewo na ktore wszystkie kozy szkacza. Dlaczego nie, gdzies skalsac trzeba...najlepiej na cos co na to pozwala:))
Ale Dorotko czasem naprawdę są "krytyki" które muszą pozostać bez riposty :). Ja w tedy nie duszę w sobie bezsilności, tylko żal mi tego kogoś.Ze jest tak sfrustrowany i tak nienawidzący ludzi. Przypominam,że nie mówimy tylko o sferze prywatnej ale tez słuzbowej i nie w zalezności podwładny-pracodawca.Chociaz w sferze prywatnej zadarzają się sytuacje które powinny zostać bez komentarza, chociażby dla zachowania dobrego smaku.Unika się wtedy poniżających pyskówek.
No tak, czasem są sytuacje, kiedy lepiej sobie dać spokój, szczególnie gdy mamy do czynienia z notorycznym krytykantem. Popieram jednak Dorotę, że to zależy od sytuacji, itd. Jeśli np. inni słyszą jakieś brednie na nasz temat, to nie można zostawić tego w spokoju. Oprócz asertywnego "dlaczego", można jeszcze obrócić sprawę w żart. Myślę, że o wiele częściej mamy do czynienia ze zwykłą krytyką, której nie potrafimy przyjąć i sprawiamy wrazenie osób przewrażliwionych na swoim punkcie. Tak mi jeszcze przyszło do głowy, że asertywność to m.in.szacunek dla siebie i rozmówcy przy zachowaniu pierwotnego tematu rozmowy
Oczywiście,że w dużej mierze zależy od sytuacji. Tylko skupiłyście się na sytuacji kiedy ktoś krytykuje. Ale w pracy trudno jest dyskutować z petentem który zarzuca np. bierze Pani łapówki, lub bardziej uwłaczające inwektywy? Udowadniałabyś wtedy,że to sa brednie czy przemilczałabyś nie wdając się w nic nie dającą pyskówkę? A udowadniała w jaki sposób? To są własnie sytuacje kiedy "krytyki" należy przemilczeć bo są to juz pomówienia ścigane odpowiednim paragrafem. Ja sobie z tym radzę, albo mówię,że to tylko jego odczucie albo informuję,że zawiadomię odpowiednie organa. Nie staram sie udowadniać,że to nieprawda, bo jest to bezcelowe. Nie wydaje mi się,że się z tym nie spotkałaś? Że nikt nie powiedział nieprawdy, skrytykował tylko po to,żeby sprawić Ci przykrość, dokopać albo wyżyć się bo własnie byłaś pod ręką.
w tej konkretnej sytuacji "o lapowke" w zadnym wypadku bym tego nie przemilczala! Bo to bardzo latwo odczytac jako "przyznanie sie do winy"! Co bym zrobila? Nie klocila sie z ta osoba/petentem tylko albo zawolala zwierzchnika by i on uslyszal te bezpodstawne oskarzenia mowiac Petentowi: "Prosze wylozyc swe zarzuty " albo jemu Petentowi dalabym olowek i kartke/ podala adres na ktory takie zazalenia ida i powiedziala by te oskarzenia ich udokumentowanie jak rowniez inne uwagi do Twej pracy opisal w formie zazalenia. Inaczej jestes zmuszona uznac to za bezpodstawna obelge w odpowiedzi na ktora ty zlozysz skarge o znieslawienie. Krotko zwiezle i spokojnie z lodowata uprzejmoscia On na Ty ? Ty oczywiscie na Pan :-)Nastepnie nie wdawala bym sie z takim w zadna dyskusje tylko albo od wtedy pozostawila samemu sobie albo (gdyby sie rzucal czy cos) zawiadomila kogo trzeba. Koniec, kropka.
Nie wiem jak w Polsce ale w Niemczech takie zachowanie petenta ma zawsze konekwencje.
Zauważ,że dopisałam,że powiadomimy organa :) Dałam przykład hipotetyczny, i wiesz zastanawiam się. Większość wypowiedzi jest "od do". A jesli ktoś powie Ci jestes idiotą , powinnaś się leczyć? Udowadniasz,że tak nie jest? W jaki sposób? Biegniesz do lekarza i przynosisz stosowne zaswiadczenie. Ktoś powie :jesteś prostytuką, złodziejem? Jak udowadniasz,że nie jesteś? Czy uważasz,że jesli przemilczysz nie dając satysfakcji obrzucającemu Cię błotem, od razu stajesz się winna i potwierdzasz jego teorię? Czemu zawężacie bycie asertywnym tylko do bardzo wąskiego kręgu? Przecież to nie tylko powiedzenie "nie", kiedy ktoś stara się Ciebie wykorzystać. Nie uważasz,że jest to też zachowanie godności i umiejętność odpowiedniego zachowania w każdej sytuacji? Zeby Twoje własne poczucie godności nie legło w gruzach w Twoich własnych oczach? Wolałabyś wdać się w upokarząjącą dyskusję, po której czułabyś niesmak? Jaką dałoby Ci to korzyść? Spójrzcie szerzej na problem.
No nie doczytalam o ...organach :-)) jezeli ktos bedzie mnie wyzywal od idiotow to nie bede sie ani wyklocac ani udowadniac ani milczec. Tylko z zimna uprzejmoscia powiem "W tym monencie mnie Pan/Pani obraza . Na takim poziomie uwazam dalsza dyskusje za bezcelowa. Jezeli nie ma Pan/Pani innych argumentow to uwazam rozmowe za zakonczona!" "Prosze opuscic biuro" albo: bym sie sama odwrocila i odeszla, albo: zajela jakas inna sprawa i udala, ze osoby nie widze i nie slysze. I to wszystko jedno czy w sytacji prywatnej czy urzedowej. No chyba zebym sie klocila z Lubym lol. Ale my sie tak nie klocimy lol.
Im bardziej zachowamy rzeczowosc, spokoj i nerwy tym mniej nakrecimy sytuacje i tym bardziej zachowamy twarz. Tak mysle. To, ze nie zawsze sie udaje (gdyz kazdy z nas to tylko czlowiek) rozumie sie samo przez sie.
Oczywiście,że tak. Własnie o takie sytuacje mi chodziło. Nie dać się sprowokować. Nie jest to łatwe, oj nie jest. Zwłaszcza,że część takich wypowiedzi jest typową prowokacją, mająca na celu obrażenie konkretnej osoby i wyprowadzenie jej z równowagi. I coraz bardziej skłaniam się do twierdzenia,że nie kursy ale życie uczy nas asertywności. Kursy tylko w jakiś sposób mogą podpowiedzieć. A resztę musimy wypracować sami.
Podpinam się pod swoją wypowiedź ponieważ nie odnosi się do rzadnego z wczesniejszych postówa stanowi jakby rozwinięcie zadanego pytania.
Asertywność kojarzy nam się z umiejętnością mówienia " nie". Znalazłam w necie ową stronę. http://www.tenjaras.webpark.pl/asertywnosc.html Co myślicie po przeczytaniu jej? Czy asertywnośc nie łączy się z tolerancją, z odpowiedzialnością za swoje słowa i czyny wobec innych ludzi? Bardzo podoba mi się sprowadzenie pojęcia asertywności do juz uzytego wcześnie przeze mnie powiedzenia ( artykuł znalazłam teraz) " Nie rób drugiemu, co tobie niemiłe" . W tym artykule wskazano równiez drugie powiedzenie : "miłuj bliźniego swego jak siebie samego".
Artykul jest bardzo ciekawy.Masle,ze bycie asertywnym badz tez brak tej cechy zaczyna sie juz w dziecinstwie i zalezy glownie od rodzicow i metod wychowawczych przez nich stosowanych.Chyba sa marne szanse ,ze ze zdominowanego przez rodzicow dziecka wyrosnie asertywny mlody czlowiek (przyznaje,ze robie sobieteraz w duchu rachunek sumienia).
Po przeczytaniu wszystkich watkow i artykulu doszlam do przewrotnego wniosku, ze moja siostra jest wyjatkowo asertywna i w kazdej sytuacji potrafi powiedziec mi NIE bez poczucia winy. Prosze ja o pomoc przy przeprowadzce (przeprowadzalam sie 1.raz w zyciu): NIE bo am angielski (!!!). Prosze o krotka opieke nad dzieckiem (lodowka pusta, maz w delegacji): NIE bo po pracy jest zmeczona (!!!). Ostatnio dzwoni z zyczeniami urodzinowymi, zapraszam ja na kawe, ona NIE, bo mieszkam za daleko i dojazd do mnie zajmie jej za duzo czasu (!!!). To ostatnie wyprowadzilo mnie z rownowagi. Jestem starsza z siostr i zawsze mnie obarczano odpowiedzialnoscia za mlodsza. Efekt chyba jest taki, ze najczesciej slysze NIE i moja mlodsza siostra ma mnie gleboko w 4 literach, podczas gdy ja lece na kazde skinienie i zaproszenie i jeszcze sie ciesze, ze do mnie zadzwonila. Wiem, ze to nienormalne, ale nie potrafie inaczej. Maz mi mowi, ze przesadzam, ze w koncu to ja musze powiedziec NIE i przestac sie nia tak przejmowac. Nie wiem, czy za daleko nie odbieglam od tematu... Jesli tak, to przepraszam.
Nie odbieglas bo wiele osob rozumie asertywnosc tak jak Twoja Siostra a Ona jest po prostu egoistka. Slodki Buraczku Twoj Maz ma zupelna racje - nie jestes juz Siostrze tak zobowiazana jak w dziecinstwie. Pomysl o sobie i odplac przynajmniej od czasu do czasu tym samym...
Dzieki. Wszyscy wokol (oprocz moich rodzicow) mowia tak jak Ty. Wiem, ze przedstawilam tu sytuacje tylko z mojej strony, ale fakty sa, jakie sa. Chyba jakas glupia jestem, ze mi tak zalezy na podtrzymywaniu siostrzanych wiezi. Skoro dla niej wszyscy inni i wszystko inne jest wazniejsze... Eh, szkoda gadac...
Widzisz nauczono (i oczekuje sie widac dalej) takiego zachowania od Ciebie. Uwazam to za niesprawiedliwe i niesluszne. Moze rozmowa z Siostra i Rodzicami by cos dala?
Nie ma szans. Rodzice nie widza w zachowaniu siostry nic zlego. Ot, zabiegana dziewczyna, bo przeciez pracuje, a ja na urlopie wychowawczym... Nic to, ze weekendy pracuje niemal od rana do wieczora na umowe o dzielo. Bardzo dziekuje Ci za zainteresowanie :-)
Słodki Buraczku, Twój mąż ma rację. Twoja siostra jest młodsza, ale jak mniemam też dość dorosła. Nie obawiaj się, powiedz nie bo muszę ugotować dzieciom, muszę upiec mężowi ciasto, muszę zrobić pranie i wreszcie : muszę odpocząć, bo życie rodzinne pełne jest obowiązków, o których młodzi nie mają pojęcia. Koniec,kropka, więcej asertywności, wyjdzie Ci to na dobre.
Łatwo powieedzieć.... Ale poczyniłam już malutkie pstępy: Mąż miał kilka dni temu poważny wypadek. Miał więcej szczęścia niż rozumu i wyszedł z tego potłuczony o podrapany. Do siostry nie zadzwoniłam. Dziś odebrałam tel;efon z wyrzutami, że jej nie poinformowałam. Odpowiedziałam (bezczelnie), że przecież i tak by mi nie pomogła, bo mieszkamy za daleko (20 minut samochodem). Nie wiem, czy dotarło...
Witaj, nie ma czegoś takiego jak "prawidłowe prywatne rozumienie" pojęcia asertywności. Albo ktoś wie, co to jest, albo ma tylko blade pojęcie. Ja wiem, i staram się używać w życiu. Sensownie opisane jest to na przykład tutaj:
Ta dyskusja nie ma na celu podania prawidłowego prywatnego rozumienia, to ma być dyskusja na temat co my bez zaglądania w słowniki rozumiemy pod tym pojęciem. Własnie dlatego,że każdemu kojarzy się z czymś innym.
Użytkownik ater_ater napisał w wiadomości: > Witaj, nie ma czegoś takiego jak "prawidłowe prywatne rozumienie" pojęcia > asertywności. Albo ktoś wie, co to jest, albo ma tylko blade pojęcie. Ja > wiem, i staram się używać w życiu. Sensownie opisane jest to na przykład > tutaj: > http://psychologia.wsukience.pl/asertywnosc/co_to_znaczy_asertywnosc > Miłego czytania. Czekam na wnioski:)
Nim przeczytam spróbuje odpowiedzieć sam, ale jak zwykle ja(!) muszę coś "pogmatwać".Mówiac, mysląc o asertywności zbyt często zapominamy o sobie i swoim postępowaniu w zyciu, a zajmujemy sie oceną innych definiując "ten ktos nie jest asertywny" ...bo nie postępuje wg, naszego pojecia o asertywności.
No i właśnie ... nie ma czegos takiego jak własne pojęcie o tymże zagadnieniu. To co my próbujemy robiś oceniając asertywność, wydajac opinię jakakolwiek opinię subiektywną, tak o sobie jak i o kimś, czyli mówimy o jego postępowaniu, a nie o asertywności. No chyba że prześwietlimy jemu mózg i wyswietlimy na ekranie jego myśli.
Czytam wasze posty i dochodzę do wniosku, że mnie w dzieciństwie zamiast wyrostka robaczkowego wycięli coś innego. Nie potrafię powiedzieć, co, ale wiem, że to coś robiłoby mi wyrzuty, że zrobiłem to, czego nie chciałem. Generalnie rzadko komuś odmawiam, ale chyba nigdy nie robiłem sobie z tego powodu wyrzutów. Nawet jeżeli robię coś, na co nie mam ochoty, ale jeżeli jest to komuś potrzebne, to nie odmawiam. Ale jeżeli czegoś naprawdę nie chcę zrobić, to nie tak łatwo jest mnie do tego skłonić. Może jest to swoista odpowiedzialność za własne decyzje. One rzeczywiście powinny być własne, choćby były niezgodne z własnymi pragnieniami. Mogę chcieć sobie odpocząć, ale jeżeli trzeba podwieźć sąsiada do lekarza, to trudno, podwiozę i narzekał nie będę, tak samo, jak nie będę robił sobie z tego powodu wyrzutów.
Przecież nie o to chodzi,żeby nie pomagac nikomu.Kiedyś przy okazji kolejnego wykorzystania mnie przez te samą osobę( nieprzyjemne sprawy i konsekwencje dla mnie i mojego męża) powiedziałam,że mam tylko dwa policzka do bicia, trzeciego nie mam i nie mogę go nadstawić. Własnie o takie sytuacje chodzi, nie o pomoc innym.Czasem trzeba to samo zdanie przeczytać kilka razy, ale za każdym odczytamy go inaczej. Dziewczyny rozważały własnie takie sytuacje.Pomagamy innym i daje nam to satysfakcję. Czasem sama padając na nos po przyjściu z pracy zamiast odpocząć, biegłam na dyżury do na drugi koniec miasta do osoby niepełnosprawnej, czy pomagaliśmy osobom w DPS dla osób obłożnie chorych i upośledzonych. Moje dziecko zamiast bawić się na podwórku chodziło ze mną na zajęcia wolontariatu, bo nie miało z kim zostać. Ale są sytuacje w których nalezy powiedziec "nie", jak sam napisałeś - nikt Cię nie zmusi.... To własnie asertywność :) .
Ja tez poczytalam od gory do dolu i jeszcze raz:) Wyrostek mam jak na razie. Moze on jest przyczyna, ze nigdy nie zaluje niczego ??? Podam zawsze reke, a jak ktos tego nie doceni, to trudno, jego strata:) Spie bardzo spokojnie i zadne mary mnie nie strasza:))))
... czy ułatwia życie? Asertywność jest wazna w mojej pracy. Ułatwia mi życie także w innych sytuacjach. Jak rozumiecie pojęcie asertywności ( bez zaglądania do Wikipedii czy słowników)? Gdzie lezy granica pomiędzy asertywnością a......... no własnie. Jak nazwać prowokującą "asertywność"?
Czy ktoś z Was przechodził trening asertywności i jak stosuje go w zyciu?
Ciekawa jestem waszych doświadczeń z życia codziennego.
Byłam na szkoleniu z asertywności w pracy zawodowej. Wszystko jest tak banalne, wszystko wiemy, kiwamy głowami a w życiu postępujemy inaczej. Z asertywnością jest tak, że nie jest łatwo być asertywnym - dużo zależy od charakteru. Mi osobiście szkolenie nic nie pomogło - bo mowiono o sprawach dla mnie oczywistych - strata czasu- pozdrawiam
Asertywnosc jest dla mnie glownie umiejetnoscia mowienia "nie" kiedy czegos nie chce.Wynika to z pewnosci siebie i poczucia wlasnej wartosci.Osoby asertywne sa najczesciej zadowolone z siebie, pozbawione kompleksow.Ta cecha bardzo przydaje sie w zyciu.Nie do konca wierze,ze mozna sie jej nauczyc,chyba ze jako male dziecko.Jest dosc sliska granica miedzy asertywnoscia a nieuprzejmoscia albo wrecz bezczelnoscia.Ww "nie" moze bac spokojne i grzeczne albo prowokujace i bezczelne.Co do mojej osoby: asertywnosc jest dla mnie niestety tylko pojeciem, ktorego nie potrafie wprowadzic w swoje zycie.
Własnie o tę granicę mi chodzi. Kiedy ktos przestaje być asertywny a staje się bezczelny.ładnie to ujęłaś.
zgadzam sie dodam tylko ze i tu potrzeba taktu i wyczucia. Bardzo wiele osob myli asertywnosc z egoizmem a nawet skrajnym egoizmem...
A mnie na kursach ucza jednoczesnie asertywności ( bo trzeba umiec powiedzieć NIE) i empatii ( bo musicie panie potrafić wczuć się w drugiego człowieka). I oczywiście nie mogę byc asertywna w stosunku do empatii :))
I co znaczy wczuć się w drugiego człowieka? Poza tym,że staramy się myśleć jakby on myslał, czuć jakby się on czuł w danej sytuacji. Jakby "nie czyń drugiemu co Tobie niemiłe"?
A przecież asertywnośc to nie tylko umiejętnośc mówienia - nie.
bo asertywnos jako wylacznie "bo nie" i "nie musze" i "MNIE sie nalezy" to egoizm. Dopiero w polaczeniu z taktem i wlasnie empatia nie tylko w stounku do osob ale i danej sytuacji staje se czyms co ulatwia zycie wszystkim. To dziala w obie strony - i osoba ktorej sie czegos odmowi nie powinna sie obrazac tylko zrozumiec.
Asertywność to umiejętność mówienia NIE .
Nauczyłam się tej umiejętności . Długo to trwało ale nauczyłam się. A może nauczyli mnie tego inni???
Zawsze na wszystko się zgadzałam , zawsze byłam na każde zawołanie dla innych , starałam się pomagać kiedy ktoś pomocy ode mnie oczekiwał ale zauważyłam ,że nikt nic nie daje w zamian ...co więcej , dawałami im palec a oni chceli wyrwać rękę z płucami
Bardzo rzadko potrzebowałam od kogoś pomocy ale jeśli już była taka sytuacja to nikt nie miał dla mnie czasu, wszyscy byli zapracowani ,zajęci. Pomyślałam sobie wtedy jaka ja jestem głupia . Zmądrzałam i umiem mówić ,,nie,,
Ale czy tylko w takich sytuacjach mówimy nie? Czy generalnie jest to niezgadzanie sie z tym jak nas traktują inni? Kiedy przekraczają granice, mówimy "nie, dość nie pozwolę"?
Powinnismy dla wlasnego dobra. Ale nie mozna wykrzyczec a mozna i uzasadnic tak ze druga strona ma szanse zrozumiec nasze powody...
Twoja wypowiedz przypomniala mi moja sasiadke....ktora przychodzila do nas po kilka razy dziennie prosic o cos...i nie bylo to pozyczenie szklanki cukru czy marchewki...moj maz zrobil jej nowa instalacje elektryczna w kuchni, poprowadzil swiatlo na taras, kilkakrotnie przywozilismy jej meble z ikei, przewozilismy bardzo ciezki telewizor wraz z dzwiganiem na 5 pietro bez windy, podlaczyl jej pralke, zmywarke, pozyczal wszelkie narzedzia, udzielal porad....ktoregos razu kiedy maz spal zmeczony miedzy zmianami sasiadka przyszla pozyczyc jakies narzedzie, ktorego ja nie moglam znalezc, i powiedzialam , ze maz spi, zeby przyszla pozniej. Wyobraz sobie, ze tak sie obrazila, ze zerwala z nami kompletnie kontakt. Nam to tylko na reke, ale jestesmy bardzo zdziwieni jak ktos moze byc niewdzieczny. Dopoki sie da wykorzystac, to pozdrawia 10 razy dziennie az do znudzenia...jesli tylko raz powiesz "nie" jestes "stracony" ja z tym sie nie moge pogodzic. Nawet wyszlam do niej pierwsza podac reke i powiedzialam "obrazilas sie o ten klucz francuski?" juz do nas nie zagladasz? Powiedziala, ze tak, ze postawilismy ja w bardzo trudnej sytuacji. No coz...bywa i tak w zyciu...
Aż trudno uwierzyć, że tacy egoiści jak Twoja sąsiadka w ogóle istnieją. Ale jak to mówią "nie ma tego złego..." :)
Mówienie NIE nie tylko w sytuacji, gdy czegoś chcemy odmówić. Również wtedy, gdy nie zgadzamy się z czyimiś poglądami, z jego zdaniem na nasz temat. Granica jest tak samo cienka jak ta która dzieli pomaganie komuś i wtrącaniesię. I tutaj trzeba wczuć się w drugiego człowieka, czy moje NIE, odbierze jako coś naturalnego, czy aroganckiego. A więc jest nierozłączna asertywność z empatią. Tylko czasami do tego trzeba być świętym.
A jeśli ktoś i tak odbierze Twoje nie jako arogancke, ba bezczelne? Jak obierasz taka osobe na gruncie prywatnym a jak na słuzbowym? Bo głównie asertywni musimy być w pracy kiedy mamy kontakty z ludźmi po tzw. drugiej stronie biurka?
Dobre pytanie.
No cóż, jako że święta nie jestem i moją aureolę podtrzymują różki ( małe, ale jednak są) czasem jest ciężko. Staram się jednak w takiej sytuacjiwyjaśnić, że nie jest to moja zła wola, że każdy może mieć własne zdanie i własne odczucia. Moje kontakty z ludźmi to "druga strona łóżka". Ale kocham moją pracę i mam ogólnie rzecz biorąc miłych pacjentów. Staram się jak mogę i gdybym miała podjąć drugi raz decyzję wyboru zawodu wybrałabym tak samo.
Wlasnie to jest czesto problem.Latwiej byc asertywnym wobec osob, ktore sa od nas zalezne, badz tez sa w tej samej hierarchi "waznosci",natomiast duzo trudniej jest o asertywne zachowania wobec przelozonych.Z drugiej jednak strony sadze, ze osoby, ktore zawsze na wszystko sie zgadzaja, wiecznie usmiechniete i pogodzone nawet z ich wykorzystywaniem -nie sa szanowane.Konkluzja jest taka: nalezy szanowac druga osobe nie zapominajac o szacunku do samego siebie. Mowiac "nie"- trzeba pamietac, zeby odmowa czy tez sprzeciw byl spokojny i rzeczowy.Nie kazda sytuacje nalezy komentowac.Odmawiajac np pozyczenia pieniedzy kolezance nie trzeba sie tlumaczyc z powodu, nie trzeba jej tez mowic "bo nie, bo jestes niegospodarna,bo trwonisz pieniadze na stroje itp".Stajac sie zbyt agresywnie asertywni mozemy stac sie niegrzeczni i staracic szacunek innych
hmm w pracy to zalezy od charakteru tej pracy i tego czego odmawiamy. Bo jesli bede sprzedawczynia to nie odmowie chocby i najbardziej wybrednej klientce czegos tam czy zadanej informacji. Bo akurat jestem juz zmeczona :-). Odmowa szefowi....zalezy: sa firmy i zawody w ktoryych równalo by sie to z klopotami w pracy... Ale mozna na przyklad tak: Ok zostane po godzinach ale na reke byloby mi to jutro (nastepnym razem) bo dzis mam taki czy inny termin. Wiec jesli to moizliwe chetniej zostane jutro. "
Świętnie to ujęłaś , dostrzegam same zalety w Twojej wypowiedzi . Temat niezwykle ważny w dzisiejszych czasach. Podoba mi się Twój post, jest krótką i zrozumiałą lekcją przydatną nie tylko kucharzom ;). Pozdrawiam serdecznie.
Poruszyłaś bardzo ważny aspekt asertywności , a mianowicie wypowiedzenie swego innego zdania na nasz temat. Czasem jesteśmy niesprawiedliwie oceniani i niestety należy to prostować, by zła ocena nie przylgnęła do nas. Myślę,że jest to trudniejsze niż mówienie "nie", gdy jest to konieczne, ponieważ czasem wiąże się to z udowadanianiem, że nie jest się wielbłądem, albo trzeba walczyć z własnymi emocjami. Nauczyłam się w tej kwestii jednego pytania: A dlaczego tak sądzisz? - dzięki niemu pokazuje się drugiej osobie, że krytyka nie jest nam obojętna, poznaje podłoże krytyki i daje sobie czas na spokojną reakcję. To oczywiście wielki skrót myślowy, ale kilka razy wprowadziłam go w życie.
A jesli krytyka jest dla samej krytyki i np. ma na celu dokuczyć krytykowanej osobie? Pytanie dlaczego nic tu nie da.
wydaje mi sie, ze da...chocby dlatego ze niejako zmuszasz ta osob do "pokazania twarzy" bo jesli nie ma arumentow to zabierze jej to wiatr z zagli, a TY mozesz spokojnie zareagowac/odfajkowac sprawe nie biorac tej krytyki tak powaznie jak tej ugruntowanej.
Czasem niestety krytykę nalezy pozostawić bez odpowiedzi.Czasem po prostu nie można zniżyć się do poziomu wypowiadającego krytykę :)
moze tak..ale to zalezy od sytuacji i osob: czy stoisz jak ofiara i grzecznie sluchasz kiwajac glowka a duszac sie w sobie. Czy tez chodno "wysluchujesz co musisz" juz postawa i mowa twego ciala zajmujac pozycje...Nie mowiac juz o riposcie jesli masz taka na jezyku- Jesli kazda krytyke bez pytan pokornie przyjmujesz utwierdzasz nawet ta najberdziej niedorzeczna stajac sie niczym pochyle drzewo na ktore wszystkie kozy szkacza. Dlaczego nie, gdzies skalsac trzeba...najlepiej na cos co na to pozwala:))
Ale Dorotko czasem naprawdę są "krytyki" które muszą pozostać bez riposty :). Ja w tedy nie duszę w sobie bezsilności, tylko żal mi tego kogoś.Ze jest tak sfrustrowany i tak nienawidzący ludzi.
Przypominam,że nie mówimy tylko o sferze prywatnej ale tez słuzbowej i nie w zalezności podwładny-pracodawca.Chociaz w sferze prywatnej zadarzają się sytuacje które powinny zostać bez komentarza, chociażby dla zachowania dobrego smaku.Unika się wtedy poniżających pyskówek.
No tak, czasem są sytuacje, kiedy lepiej sobie dać spokój, szczególnie gdy mamy do czynienia z notorycznym krytykantem. Popieram jednak Dorotę, że to zależy od sytuacji, itd. Jeśli np. inni słyszą jakieś brednie na nasz temat, to nie można zostawić tego w spokoju. Oprócz asertywnego "dlaczego", można jeszcze obrócić sprawę w żart. Myślę, że o wiele częściej mamy do czynienia ze zwykłą krytyką, której nie potrafimy przyjąć i sprawiamy wrazenie osób przewrażliwionych na swoim punkcie.
Tak mi jeszcze przyszło do głowy, że asertywność to m.in.szacunek dla siebie i rozmówcy przy zachowaniu pierwotnego tematu rozmowy
Oczywiście,że w dużej mierze zależy od sytuacji. Tylko skupiłyście się na sytuacji kiedy ktoś krytykuje. Ale w pracy trudno jest dyskutować z petentem który zarzuca np. bierze Pani łapówki, lub bardziej uwłaczające inwektywy? Udowadniałabyś wtedy,że to sa brednie czy przemilczałabyś nie wdając się w nic nie dającą pyskówkę? A udowadniała w jaki sposób? To są własnie sytuacje kiedy "krytyki" należy przemilczeć bo są to juz pomówienia ścigane odpowiednim paragrafem. Ja sobie z tym radzę, albo mówię,że to tylko jego odczucie albo informuję,że zawiadomię odpowiednie organa. Nie staram sie udowadniać,że to nieprawda, bo jest to bezcelowe.
Nie wydaje mi się,że się z tym nie spotkałaś? Że nikt nie powiedział nieprawdy, skrytykował tylko po to,żeby sprawić Ci przykrość, dokopać albo wyżyć się bo własnie byłaś pod ręką.
w tej konkretnej sytuacji "o lapowke" w zadnym wypadku bym tego nie przemilczala! Bo to bardzo latwo odczytac jako "przyznanie sie do winy"! Co bym zrobila? Nie klocila sie z ta osoba/petentem tylko albo zawolala zwierzchnika by i on uslyszal te bezpodstawne oskarzenia mowiac Petentowi: "Prosze wylozyc swe zarzuty " albo jemu Petentowi dalabym olowek i kartke/ podala adres na ktory takie zazalenia ida i powiedziala by te oskarzenia ich udokumentowanie jak rowniez inne uwagi do Twej pracy opisal w formie zazalenia. Inaczej jestes zmuszona uznac to za bezpodstawna obelge w odpowiedzi na ktora ty zlozysz skarge o znieslawienie. Krotko zwiezle i spokojnie z lodowata uprzejmoscia On na Ty ? Ty oczywiscie na Pan :-)Nastepnie nie wdawala bym sie z takim w zadna dyskusje tylko albo od wtedy pozostawila samemu sobie albo (gdyby sie rzucal czy cos) zawiadomila kogo trzeba. Koniec, kropka.
Nie wiem jak w Polsce ale w Niemczech takie zachowanie petenta ma zawsze konekwencje.
Zauważ,że dopisałam,że powiadomimy organa :)
Dałam przykład hipotetyczny, i wiesz zastanawiam się. Większość wypowiedzi jest "od do". A jesli ktoś powie Ci jestes idiotą , powinnaś się leczyć? Udowadniasz,że tak nie jest? W jaki sposób? Biegniesz do lekarza i przynosisz stosowne zaswiadczenie. Ktoś powie :jesteś prostytuką, złodziejem? Jak udowadniasz,że nie jesteś? Czy uważasz,że jesli przemilczysz nie dając satysfakcji obrzucającemu Cię błotem, od razu stajesz się winna i potwierdzasz jego teorię?
Czemu zawężacie bycie asertywnym tylko do bardzo wąskiego kręgu? Przecież to nie tylko powiedzenie "nie", kiedy ktoś stara się Ciebie wykorzystać.
Nie uważasz,że jest to też zachowanie godności i umiejętność odpowiedniego zachowania w każdej sytuacji? Zeby Twoje własne poczucie godności nie legło w gruzach w Twoich własnych oczach? Wolałabyś wdać się w upokarząjącą dyskusję, po której czułabyś niesmak? Jaką dałoby Ci to korzyść?
Spójrzcie szerzej na problem.
No nie doczytalam o ...organach :-)) jezeli ktos bedzie mnie wyzywal od idiotow to nie bede sie ani wyklocac ani udowadniac ani milczec. Tylko z zimna uprzejmoscia powiem "W tym monencie mnie Pan/Pani obraza . Na takim poziomie uwazam dalsza dyskusje za bezcelowa. Jezeli nie ma Pan/Pani innych argumentow to uwazam rozmowe za zakonczona!" "Prosze opuscic biuro" albo: bym sie sama odwrocila i odeszla, albo: zajela jakas inna sprawa i udala, ze osoby nie widze i nie slysze. I to wszystko jedno czy w sytacji prywatnej czy urzedowej. No chyba zebym sie klocila z Lubym lol. Ale my sie tak nie klocimy lol.
Im bardziej zachowamy rzeczowosc, spokoj i nerwy tym mniej nakrecimy sytuacje i tym bardziej zachowamy twarz. Tak mysle. To, ze nie zawsze sie udaje (gdyz kazdy z nas to tylko czlowiek) rozumie sie samo przez sie.
Oczywiście,że tak. Własnie o takie sytuacje mi chodziło. Nie dać się sprowokować. Nie jest to łatwe, oj nie jest. Zwłaszcza,że część takich wypowiedzi jest typową prowokacją, mająca na celu obrażenie konkretnej osoby i wyprowadzenie jej z równowagi.
I coraz bardziej skłaniam się do twierdzenia,że nie kursy ale życie uczy nas asertywności. Kursy tylko w jakiś sposób mogą podpowiedzieć. A resztę musimy wypracować sami.
no wlasnie!
Podpinam się pod swoją wypowiedź ponieważ nie odnosi się do rzadnego z wczesniejszych postówa stanowi jakby rozwinięcie zadanego pytania.
Asertywność kojarzy nam się z umiejętnością mówienia " nie". Znalazłam w necie ową stronę. http://www.tenjaras.webpark.pl/asertywnosc.html
Co myślicie po przeczytaniu jej? Czy asertywnośc nie łączy się z tolerancją, z odpowiedzialnością za swoje słowa i czyny wobec innych ludzi?
Bardzo podoba mi się sprowadzenie pojęcia asertywności do juz uzytego wcześnie przeze mnie powiedzenia ( artykuł znalazłam teraz) " Nie rób drugiemu, co tobie niemiłe" . W tym artykule wskazano równiez drugie powiedzenie : "miłuj bliźniego swego jak siebie samego".
Artykul jest bardzo ciekawy.Masle,ze bycie asertywnym badz tez brak tej cechy zaczyna sie juz w dziecinstwie i zalezy glownie od rodzicow i metod wychowawczych przez nich stosowanych.Chyba sa marne szanse ,ze ze zdominowanego przez rodzicow dziecka wyrosnie asertywny mlody czlowiek (przyznaje,ze robie sobieteraz w duchu rachunek sumienia).
Po przeczytaniu wszystkich watkow i artykulu doszlam do przewrotnego wniosku, ze moja siostra jest wyjatkowo asertywna i w kazdej sytuacji potrafi powiedziec mi NIE bez poczucia winy.
Prosze ja o pomoc przy przeprowadzce (przeprowadzalam sie 1.raz w zyciu): NIE bo am angielski (!!!).
Prosze o krotka opieke nad dzieckiem (lodowka pusta, maz w delegacji): NIE bo po pracy jest zmeczona (!!!).
Ostatnio dzwoni z zyczeniami urodzinowymi, zapraszam ja na kawe, ona NIE, bo mieszkam za daleko i dojazd do mnie zajmie jej za duzo czasu (!!!).
To ostatnie wyprowadzilo mnie z rownowagi. Jestem starsza z siostr i zawsze mnie obarczano odpowiedzialnoscia za mlodsza. Efekt chyba jest taki, ze najczesciej slysze NIE i moja mlodsza siostra ma mnie gleboko w 4 literach, podczas gdy ja lece na kazde skinienie i zaproszenie i jeszcze sie ciesze, ze do mnie zadzwonila. Wiem, ze to nienormalne, ale nie potrafie inaczej. Maz mi mowi, ze przesadzam, ze w koncu to ja musze powiedziec NIE i przestac sie nia tak przejmowac.
Nie wiem, czy za daleko nie odbieglam od tematu... Jesli tak, to przepraszam.
Nie odbieglas bo wiele osob rozumie asertywnosc tak jak Twoja Siostra a Ona jest po prostu egoistka.
Slodki Buraczku Twoj Maz ma zupelna racje - nie jestes juz Siostrze tak zobowiazana jak w dziecinstwie. Pomysl o sobie i odplac przynajmniej od czasu do czasu tym samym...
Dzieki. Wszyscy wokol (oprocz moich rodzicow) mowia tak jak Ty. Wiem, ze przedstawilam tu sytuacje tylko z mojej strony, ale fakty sa, jakie sa. Chyba jakas glupia jestem, ze mi tak zalezy na podtrzymywaniu siostrzanych wiezi. Skoro dla niej wszyscy inni i wszystko inne jest wazniejsze... Eh, szkoda gadac...
Widzisz nauczono (i oczekuje sie widac dalej) takiego zachowania od Ciebie. Uwazam to za niesprawiedliwe i niesluszne. Moze rozmowa z Siostra i Rodzicami by cos dala?
Nie ma szans. Rodzice nie widza w zachowaniu siostry nic zlego. Ot, zabiegana dziewczyna, bo przeciez pracuje, a ja na urlopie wychowawczym... Nic to, ze weekendy pracuje niemal od rana do wieczora na umowe o dzielo. Bardzo dziekuje Ci za zainteresowanie :-)
Potraktuj ją parę razy tak jak ona Ciebie.Nie dzwoń, nie proś a zobaczysz ,że sama po pewnym czasie przyjdzie do Ciebie.
Słodki Buraczku, Twój mąż ma rację. Twoja siostra jest młodsza, ale jak mniemam też dość dorosła. Nie obawiaj się, powiedz nie bo muszę ugotować dzieciom, muszę upiec mężowi ciasto, muszę zrobić pranie i wreszcie : muszę odpocząć, bo życie rodzinne pełne jest obowiązków, o których młodzi nie mają pojęcia. Koniec,kropka, więcej asertywności, wyjdzie Ci to na dobre.
Łatwo powieedzieć....
Ale poczyniłam już malutkie pstępy:
Mąż miał kilka dni temu poważny wypadek. Miał więcej szczęścia niż rozumu i wyszedł z tego potłuczony o podrapany. Do siostry nie zadzwoniłam. Dziś odebrałam tel;efon z wyrzutami, że jej nie poinformowałam. Odpowiedziałam (bezczelnie), że przecież i tak by mi nie pomogła, bo mieszkamy za daleko (20 minut samochodem). Nie wiem, czy dotarło...
Brawo, metoda małych kroczków też jest dobra :)
Ale ile mnie to nerwow kosztowalo...
Ale udało Ci się i to jest najważniejsze :) Teraz już będzie łatwiej.
przyzwyczajaj się, będzie lepiej dla Ciebie.
Witaj, nie ma czegoś takiego jak "prawidłowe prywatne rozumienie" pojęcia asertywności. Albo ktoś wie, co to jest, albo ma tylko blade pojęcie. Ja wiem, i staram się używać w życiu. Sensownie opisane jest to na przykład tutaj:
http://psychologia.wsukience.pl/asertywnosc/co_to_znaczy_asertywnosc
Miłego czytania. Czekam na wnioski:)
Ta dyskusja nie ma na celu podania prawidłowego prywatnego rozumienia, to ma być dyskusja na temat co my bez zaglądania w słowniki rozumiemy pod tym pojęciem. Własnie dlatego,że każdemu kojarzy się z czymś innym.
Użytkownik ater_ater napisał w wiadomości:
> Witaj, nie ma czegoś takiego jak "prawidłowe prywatne rozumienie" pojęcia
> asertywności. Albo ktoś wie, co to jest, albo ma tylko blade pojęcie. Ja
> wiem, i staram się używać w życiu. Sensownie opisane jest to na przykład
> tutaj:
> http://psychologia.wsukience.pl/asertywnosc/co_to_znaczy_asertywnosc
> Miłego czytania. Czekam na wnioski:)
Nim przeczytam spróbuje odpowiedzieć sam, ale jak zwykle ja(!) muszę coś "pogmatwać".Mówiac, mysląc o asertywności zbyt często zapominamy o sobie i swoim postępowaniu w zyciu, a zajmujemy sie oceną innych definiując "ten ktos nie jest asertywny" ...bo nie postępuje wg, naszego pojecia o asertywności.
No i właśnie ... nie ma czegos takiego jak własne pojęcie o tymże zagadnieniu. To co my próbujemy robiś oceniając asertywność, wydajac opinię jakakolwiek opinię subiektywną, tak o sobie jak i o kimś, czyli mówimy o jego postępowaniu, a nie o asertywności. No chyba że prześwietlimy jemu mózg i wyswietlimy na ekranie jego myśli.
Generalnie rzadko komuś odmawiam, ale chyba nigdy nie robiłem sobie z tego powodu wyrzutów. Nawet jeżeli robię coś, na co nie mam ochoty, ale jeżeli jest to komuś potrzebne, to nie odmawiam. Ale jeżeli czegoś naprawdę nie chcę zrobić, to nie tak łatwo jest mnie do tego skłonić. Może jest to swoista odpowiedzialność za własne decyzje. One rzeczywiście powinny być własne, choćby były niezgodne z własnymi pragnieniami. Mogę chcieć sobie odpocząć, ale jeżeli trzeba podwieźć sąsiada do lekarza, to trudno, podwiozę i narzekał nie będę, tak samo, jak nie będę robił sobie z tego powodu wyrzutów.
Przecież nie o to chodzi,żeby nie pomagac nikomu.Kiedyś przy okazji kolejnego wykorzystania mnie przez te samą osobę( nieprzyjemne sprawy i konsekwencje dla mnie i mojego męża) powiedziałam,że mam tylko dwa policzka do bicia, trzeciego nie mam i nie mogę go nadstawić. Własnie o takie sytuacje chodzi, nie o pomoc innym.Czasem trzeba to samo zdanie przeczytać kilka razy, ale za każdym odczytamy go inaczej. Dziewczyny rozważały własnie takie sytuacje.Pomagamy innym i daje nam to satysfakcję. Czasem sama padając na nos po przyjściu z pracy zamiast odpocząć, biegłam na dyżury do na drugi koniec miasta do osoby niepełnosprawnej, czy pomagaliśmy osobom w DPS dla osób obłożnie chorych i upośledzonych. Moje dziecko zamiast bawić się na podwórku chodziło ze mną na zajęcia wolontariatu, bo nie miało z kim zostać.
Ale są sytuacje w których nalezy powiedziec "nie", jak sam napisałeś - nikt Cię nie zmusi.... To własnie asertywność :)
.
Ja tez poczytalam od gory do dolu i jeszcze raz:) Wyrostek mam jak na razie. Moze on jest przyczyna, ze nigdy nie zaluje niczego ??? Podam zawsze reke, a jak ktos tego nie doceni, to trudno, jego strata:) Spie bardzo spokojnie i zadne mary mnie nie strasza:))))