Wczoraj popełnił samobójstwo mój sąsiad, bogaty, przystojny, ponoć szczęśliwy człowiek. Wyszedł o 6 rano do lasu i już nie wrócił - powiesił się. Drzewo było niziutkie, więc naprawdę musiał się starać, aby doszło do śmierci. Powiedzcie, jak to jest? Czy człowiek decydujący się na śmierć z własnej woli jest tak bardzo odważny (bo chyba odwagi wymaga zabicie siebie samego), czy tak ciężko głupi? I jak to jest, że jedni robią wszystko, aby umknąć smierci, a inni pakują się w jej objęcia?
I zaznaczam: to nie ma być dyskusja teologiczna. Pytam wyraźnie: odwaga czy głupota?
Only, napiszę tylko jedno. Nie jest to, ani głupota, ani odwaga. To akt desperacji i we mnie zawsze i nieodmiennie wzbudza tylko jedno uczucie, ogromne współczucie dla osoby, która tak bardzo zwątpiła w Człowieka, że ....
Podpisuję się pod Almirą, bo nie uważam by można było rozważać ten dramat w kategoriach odwagi lub głupoty. Dodam tylko, że z szacunku dla tej osoby i Jej rodziny mam nadzieję, że wątek ten nie będzie się rozwijał w kontekście psychoanalizy człowieka, którego nie znaliśmy.
Mi w takich przypadkach jest strasznie żal takiej osoby mam wtedy wrażenie że musiał być bardzo samotny w swym problemie który go przerósł. że w danym momecie poczuł taki ból że tylko takie rozwiązanie przyszło mu do głowy. To wielka tragedia.
Hmmmm... W takim razie o co? Ja nie wiem o co może chodzić poza tym, ze Człowiek nie podołał. Jak mogę ocenić albo zrozumieć, dlaczego ktoś to zrobił, zupełnie nie znając, nie mając pojęcia co go w duszę uwierało?I nie sąsiada, lecz każdego kto się porwał na taki czyn. Mogę ocenić tylko siebie i powiedzieć dlaczego ja tego nie robię, choć często mam ochotę. I na pewno nie napiszę, że jestem mądra i dlatego "nie", albo że jestem tchórzliwa i dlatego "nie". Ale napiszę, ze "nie" bo "nie"! I czy ktokolwiek na świecie będzie potrafił mnie zrozumieć? Nie! Dlatego nie rozumiem o co pytasz, bo każdy z nas jest inny i każdy znajduje własne powody, by żyć lub się z życiem pożegnac. Tyle wiem i nic ponadto.
Almiro masz racje, czlowiek ten nie byl ani odwazny ani glupi :( On poprostu cierpial, nie mial mu kto pomoc, dlatego targnol sie na zycie. Moj sasiad z drugiej klatki, tez sie powiesil w lazience na kaloryferze. Po tym jak zostawila go zona, zabrala dzieci i sie wyprowadzila facet wpadl w depresje. Jego siostra zawiozla go do lekarza, dostal leki , byl nawet kilka tygodni w szpitalu psychiatrycznym na badaniach. Po powrocie chodzil taki otepialy , widac ze zle z nim bylo , schudl strasznie. Moj maz nawet kilka razy zaprosil go do nas na obiad, zalil sie sie ma dosc zycia, tlumaczylismy mu ze mlody jest i ze musi sie wziasc w garsc. Niestety, zadzwonil ktoregos dnia do siostry ze dluzej nie wytrzyma ! siostra przyjechala za godzine , ale juz bylo za pozno:( Tak malo potrzeba czlowiekowi zeby sie zalamac, wcale nie uwazam zeby byl tchorzem.
Mamo Rózyczki, widzisz u Ciebie tj. w tym przypadku, o którym piszesz, jest tak, że staraliście się jekkolwiek pomóc, ale się nie udało. Ale często jest tak jak pisze Dorota, że nie można pomóc, jeśli ktoś nie powie o problemie, nie poprosi. Myślę, że ludzie często nie potrafią poprosić o pomoc, bo powoduje nimi wstyd czy jakieś inne,, nieznane mi czynniki. Poza tym, jest też tak, ze my "zdrowi"-bez problemu bagatelizujemy sytuacje. W końcu ludzie często mówią, że już nie wytrzymają np." ja się zabiję", ale często nikt nie bierze tego dosłownie,bo i jak brać? Każdy z nas powinien dokładnie przyglądać się temu, co dzieje się wokół, trzeba być otwartym na problemy innych i umieć odróżnić zwykłe narzekanie od poważnych przesłanek. Ale to niełatwe, niestety.
Piszesz "bogaty, przystojny, ponoć szczęśliwy człowiek". To wszystko to TYLKO otoczka. Takich ludzi jest pewnie wielu. Nie mamy pojęcia tak naprawdę co czują w głębi serca, co ich boli, czego pragną...
hmm chyba Cie nie rozumiem. Pierwszy Twoj post brzmi jak swego rodzaju wyrzut lub wielkie zdziwienie bo ten Pan byl bogaty przystojny itd a sie targnal na wlasne zycie. Tak jakby nie mial powodu. Moze w Twoich oczach nie mial. Na zewnatz czesto wszystko wyglada inaczej. Ale samo wartosciowanie czy tu akurat czyn ten byl odwazny czy glupi (jak napisalas) mija sie z problemem jako takim.
Na moj gust takie sformulowanie jest bardzo niezreczne jesli nie wypaczajace calosc. Populistyczne w stylu kumoszek: ktore widza tylko to co ktos (w ich oczach mial, co moze bylo powodem jakiejs zazdrosci) ale nie widza tego(bo i jak?) co komus brakuje. Jak stereotyp: Bogaci i piekni musza byc szczesliwi, brzydcy i niebogaci nieszczesliwi. Nie mowie ze Ty tyk myslisz ale tak brzmi (dla mnie) Twa pierwsza wypowiedz.
Niekoniecznie, Raczej ta reka pozostala niezaowazona lub pominieta przez samego czlowieka. Choroby, depresje czesto uniemozliwaja swiadome siegniecie po pomoc a bez tego nikt pomoc nie jest w stanie.
No cóż, w/g mnie nie wolno nam oceniać człowieka , któremu zabrakło sił i motywacji do życia.. Ani w kategorii odwagi ani głupoty ani w żadnej innej. Można się zastanowić, co zrobić aby zauważyć obok siebie człowieka, którego życie zamiast cieszyć boli.Tak bardzo, że nie ma siły już żyć...
Zanim najtęższe umysły humanistyczne forum wrzucą trzy strony rozprawki na ten temat , proponuję odpowiedzi Alfa_bety i Chili udzielone w innym wątku :
" Jak to jest , że jedni robią wszystko , aby umknąć śmierci , a inni pakują się w jej objęcia " ?
Myślę , że tak to : jedni znajdują chociaż jeden powód , żeby żyć , inni nie ... I nie ma odpowiedzi na tak zadane pytanie ( z oczywistych względów ) . Najlepszym ( wg mnie ) wyjściem , jest uszanowanie decyzji i nadzieja , że wybór był właściwy .
Gdy mialam 2.5 roku moj Tato w podobny sposob odebral sobie zycie, mial 26 lat. Zmuszona do oceny powiedzialabym, ze samobojstwo to akt odwagi, ale nie moge sie powstrzymac od uwagi, ze jest to swego rodzaju egoizm.
Napiszę tylko tyle. Jestem zła, jestem okropnie zła na każdego, kto sobie odbiera życie, bo czuję się wówczas jak żebrak, głodny obdarty żebrak, przed oczyma którego ktoś z drwiącym śmiechem wylewa pyszny, pachnący obiad do kratki ściekowej. Przepraszam, ale tak się właśnie czuję.
Tusiaczku ja Cie rozumiem ale jednak jest to tylko TWOJE OSOBISTE odczucie, subektywny punkt widzenia. 99% Samobojcow widzi swiat inaczej z roznyc przyczyn rownie subiektywnych moze. Nie mozna patrzec przez pryzmat czlowieka szczesliwego a przynajmniej widzacego uroki zycia, pelnego energii czy woli zycia na czyn osoby dkla ktorej dalsze zycie wydaje sie bezsensowne.
tak, to jest tylko moje odczucie. Nigdy syty nie zrozumie głodnego. Jest to dla mnie temat, w którym się szarpię i chcę go zobaczyć z róznych stron. Wiem piszę bardzo chaotycznie i może sama sobie zaprzeczam. Chciałam zaznaczyć-ja nikogo nie potępiam i nie oceniam. Może za jakiś czas...przejdzie mj.
Nie bierz tego do siebie, ale dlaczego musimy wszystko rozpatrywać na dwubiegunowej skali? Przecież nawet najprostsze zjawiska są często dużo bardziej skomplikowane (wieloaspektowe), a co dopiero tak krańcowa sytuacja. Zobacz, jak często mówimy, że rzeczywistość nie jest czarno-biała, lecz zawiera i różne odcienie szarości, i różne kolory. A gdy ją się odpowiednio oświetli, to okaże się jeszcze inna. Tak samo ma się rzecz z historią Twojego sąsiada. To mogły być mieszanki desperacji (odwagi) i zaślepienia (głupoty), ale równie dobrze mogły to być zupełnie inne przeżycia utracona równowaga emocjonalna, czy też jednostronna wizja otaczającej rzeczywictości. A może z jego strony wszystko wyglądało jeszcze inaczej? Rozumiem Ciebie, to przecież Twój sąsiad, rozumiem, że starasz się to zrozumieć. Ale wydaje mi się, że wygadanie się jest jedyną rzeczą, którą możesz zrobić i która może Tobie pomóc.
Nie ma jednoznacznej odpowiedzi. Czesciej powodem jest psychika (choroby, depresja, wiek i zwiazana z tym umiejetnosc pokonywania problemow, zdrowie i jakosc zycia ogolnie rzecz biorac. nie przerobione traumata, wiezi z otoczeniem - nie chodzi o obiektywna "wine" tylko o odczucie, przekonanie jakie ma przyszly samobojca itd.) lub tez niekoniecznie widoczne dla otoczenia problemy rodzinne czy inne. Nie bez przyczyny duza czesc samobojcow to osoby bardzo mlode badz w wieku emerytalnym. Czasem jest odwaga a czasem przypadkiem (bywaja samobojstwa niezamierzone) bardzo zadko glupota czyli nie zdawanie sobie sprawy czy tez jakas bezmyslnosc. Duzo czesciej rozpacz czy bezsilnoscia albo tez ucieczka od zycia ktore wydaje sie nie do pokonania.
Nie znamy naszych bliznich tak naprawde od srodka stad mamy zupelnie inni obraz rzeczywistosci niz sami poszkodowani. Dla kazdego cos innego moze byc problemem nie do pokonania. Wszelkie oceny z boku to tylko wlasne nasze subiektywne spojrzebnie...
Takie pytanie i inne nachodzą mnie, gdy usłyyszę o takich przypadkach. Wątpię, żebym był w stanie wypracować na nie odpowiedź. Jest tak wiele okoliczności, których nie jestem w stanie zrozumieć, że odpowiedź mnie przerast, a oceniać nie mam zamiaru tym bardziej.
Na temat samobójców sympatyczniw pogadalam sobie z Chili:))Tutaj zacytuję tylko Sołżenicyna: "Samobójca-jest to zawsze bankrut,czlowiek, który znalazł się w ślepym zaułku, który uznał,że zmarnował życie i nie znajduje już sił do dalszej walki."
Zbyt duże uproszczenie , w historii nie tylko tej najnowszej samobójstwo uznawane było za akt męstwa ,pełnego oddania, odwagi i honoru. Znałem człowieka , który popełnił samobójstwo , bo chciał w ten sposób zaprotestować i dokonać czegoś w rodzaju "zemsty".
podepnę się pod Ciebie, bo o mnie wspomniałaś:) dziekuję, mi się również fajnie z Tobą rozmawiało:) podpinam się równiez dlatego,że po części się z Tobą zgadzam, w wielu przypadkach samobójstwo to pewnie akt desperacji- to taki ostatni krzyk rozpaczy- mam nadzieję, że wiecie o co mi chodzi, bo jestem mistrzynią nieprecyzyjnego wyrażania się....równocześnie zgadzam się z każdym z Was. Onlyred- tak, samobójstwo pewnie może być aktem głupoty- wystarczy poczytać nagrody Darwina. Aktem odwagi też zapewne w jakimś stopniu jest- dowodzi tego chociażby Kazik, gdy pisze, że samobójca musi przełamać przecież strach przed śmiercią, zwłaszczą tą w męczarniach. Samobójstwo może być wynikiem choroby psychicznej- jak wspomniała as, wg erki- nosi znamiona egoizmu- ciężko jej nie zrozumieć. Mama Różyczki pisze o cierpieniu- to znamy nawet z literatury , np. "cierpienia młodego Wertera". Mniamtom przytacza samobójstwa ,które uznawane są /były ,jako akty odwagi- jasne, mi się skojarzył chociażby dżihad w kontekście ataków samobójczych, nawiązał też do kwestii honoru- tu na myśl przyszło mi japońskie seppuku. Mniamntom również mówi o samobójstwie w formie "zemsty"- to też znamy z historii, tak robiono m.in. dawniej w Chinach. Falkor pisze o wieloaspektowości tego zjawiska- no na pewno, na samobójstwo składa się szereg czynników, z reguły nikt nie podejmuje decyzji w 5 minut, ot tak sobie. Zgadzam się również,a może przede wszystkim z Almirą, Czosem i wszystkimi, którzy apelują ,żeby nie oceniać samobójców,a już na pewno (!) -nie w kontekscie tej konkretnej historii, wg mnie całkiem niepotrzebnie przytoczonej przez onlyred- zgadzam się z Dorotą zza płota. Tyle ,ile jest samobójstw, tyle stoi za nimi ludzkich historii,a z braku obiektywnych przyczyn (bo te znał, tak naprawdę, zazwyczaj tylko samobójca) i tak się nigdy nie dowiemy, co tymi ludźmi tak naprawdę kierowało. Zależnie od tego kim jestesmy dla samobójcy- matką, żoną, wujkiem ,sąsiadem, lekarzem czy tylko postronnym świadkiem- będziemy wydawać osądy przez pryzmat tego, co na jego temat wiemy, w co wierzymy, w co chcemy uwierzyć,a najczęściej jednak tego, co nam się jedynie WYDAJE....
ech, ciężki temat.....a najpiękniej podsumowała to alidab-"No cóż, w/g mnie nie wolno nam oceniać człowieka , któremu zabrakło sił i motywacji do życia.. Ani w kategorii odwagi ani głupoty ani w żadnej innej. Można się zastanowić, co zrobić aby zauważyć obok siebie człowieka, którego życie zamiast cieszyć boli.Tak bardzo, że nie ma siły już żyć..." Amen
Dwa razy w swoim życiu miałem ten dylemat. Potrzeba wielkiej odwagi połączonej z determinacją i przeświadczeniem, że nic już nie da rady zrobić więcej, rezygnując ze wszystkiego. Ktoś może powiedzieć, że to może być tchórzostwo: bo brak odwagi iść dalej i dążyć do czegoś. Jest jednak jeszcze i strach przed śmiercią(!?!), a może z bólem z nią związanym "...a co jesli się nie uda?..."...etc.etc. Łatwo jest powiedzieć, stojąc z boku: będzie dobrze, będzie lepiej zobacz ilu ludziom się powiodło, a przecież nie wiesz ile oni przeszli ... tzw. pomoc psychologa-negocjatora. Czasem brak zrozumienia u najbliższych, dołowanie słowne(!) ...oj, jakże częste w małżeństwach pozornie idealnych(!) używanie tych samych argumentow, przykładów ... Tak przy okazji ale bez obrazy, kobiety potrafią zdołować najtwardszego faceta (męża).
odniosę się tylko do ostatniego zdania- i vice versa- bardzo często facet potrafi zdołować twardą kobietę...tu płeć nie ma znaczenia, taki ten świat popierniczony, zbyt często "homo homini lupus"...niestety
Zgadzam sie zupelnie z Toba, Plec nie jest wyznaznikiem (u Kazika akurat kobieta zaszla mu jak pisze za skore) ale tak samo mogl zajsc i mezczyzna. Czesto tworza sie wlasnie takie slogany "kobieta potrafi cos tam", "mezczyzna potrafi cos tam" z czgo czesto powstaje "tylko kobiety potrafia", "tylko mezczyzni..." Wlasnie dlatego, ze w bolu zapomina nie ze nie plec tej osoby nte jest wazna w tym kontekscie lecz to jak bliska na przyklad byla nam ta osoba - bo im blizsza byla tym bardziej boli...Wiadomo, ze rany zadane przez osobe kochana czy kiedys kochana bola najbardziej i wiadomo, ze wiekszosc par na swiecie to pary hetero czyli mozliwy konflikt jest najczesciej : mezczyzna-kobieta. I pewnie tyle samo kobiet bedzie sie skarzyc na ´"werdnego mezczyzne" co i mezczyzn na "wedna kobiete". Tak jak rodzicow na "zle dzieci" i odwrotnie. Wszystko zalezy jak sie komus ulozylo, jak ktos odczowa...Czasem (ogolnie rzecz biorac nie konkretnie omawiajac czyjs przypadek) brak tez niektorym oobom czasowo badz stale autorefleksji bo...latwiej jest komus zyc jesli widzi tylko jedna strone medalu..
Onlyred, według mnie - ani jedno, anoi drugie...tylko wielka tragedia...tragedia człowieka, który stracił sens życia i tragedia jego rodziny, która musi sobie z takim piętnem poradzić...
Też niedawno przeżyłam coś podobnego...znajomy, rok młodszy ode mnie, powiesił się. Było to zaraz po Nowym Roku. Znałam go, bo chodzxiliśmy do jednej podstawówki, mieszkamy niedaleko. Mieszkaliśmy...bo ożenił się jakiś czas temu i wyprowadził do żony. A potem ta wiadomość - że zaginął...a potem, że go znaleźli....szok totalny i to pytanie: dlaczego? A on to zaplanował...sznur nawet sobie kupił...taka desperacja...
Niestety taka tragedia dotknęła również moją rodzinę. I wiem jedno, samobójstwo to także choroba. To zmiany w mózgu, to chemia, która wpływa tak bardzo na nasze działania. Poczytałam bardzo, bardzo dużo na ten temat. Często nie ma zupełnie zewnetrznych oznak, na coś co dzieje się w głowie.
Wczoraj popełnił samobójstwo mój sąsiad, bogaty, przystojny, ponoć szczęśliwy człowiek. Wyszedł o 6 rano do lasu i już nie wrócił - powiesił się. Drzewo było niziutkie, więc naprawdę musiał się starać, aby doszło do śmierci. Powiedzcie, jak to jest? Czy człowiek decydujący się na śmierć z własnej woli jest tak bardzo odważny (bo chyba odwagi wymaga zabicie siebie samego), czy tak ciężko głupi? I jak to jest, że jedni robią wszystko, aby umknąć smierci, a inni pakują się w jej objęcia?
I zaznaczam: to nie ma być dyskusja teologiczna. Pytam wyraźnie: odwaga czy głupota?
Only, napiszę tylko jedno. Nie jest to, ani głupota, ani odwaga. To akt desperacji i we mnie zawsze i nieodmiennie wzbudza tylko jedno uczucie, ogromne współczucie dla osoby, która tak bardzo zwątpiła w Człowieka, że ....
Zgadzam się... desperacja... nie potrafię oceniac czy potepiac, nie potrafię..
Podpisuję się pod Almirą, bo nie uważam by można było rozważać ten dramat w kategoriach odwagi lub głupoty. Dodam tylko, że z szacunku dla tej osoby i Jej rodziny mam nadzieję, że wątek ten nie będzie się rozwijał w kontekście psychoanalizy człowieka, którego nie znaliśmy.
Mi w takich przypadkach jest strasznie żal takiej osoby mam wtedy wrażenie że musiał być bardzo samotny w swym problemie który go przerósł. że w danym momecie poczuł taki ból że tylko takie rozwiązanie przyszło mu do głowy. To wielka tragedia.
Almirko kochana! Oczywiście, że akt desperacji, oczywiście, ze szkoda człowieka. Ale nie o to mi chodziło. Widocznie źle sformułowałam wpis....
Hmmmm... W takim razie o co? Ja nie wiem o co może chodzić poza tym, ze Człowiek nie podołał. Jak mogę ocenić albo zrozumieć, dlaczego ktoś to zrobił, zupełnie nie znając, nie mając pojęcia co go w duszę uwierało?I nie sąsiada, lecz każdego kto się porwał na taki czyn. Mogę ocenić tylko siebie i powiedzieć dlaczego ja tego nie robię, choć często mam ochotę. I na pewno nie napiszę, że jestem mądra i dlatego "nie", albo że jestem tchórzliwa i dlatego "nie". Ale napiszę, ze "nie" bo "nie"! I czy ktokolwiek na świecie będzie potrafił mnie zrozumieć? Nie! Dlatego nie rozumiem o co pytasz, bo każdy z nas jest inny i każdy znajduje własne powody, by żyć lub się z życiem pożegnac. Tyle wiem i nic ponadto.
Almiro masz racje, czlowiek ten nie byl ani odwazny ani glupi :( On poprostu cierpial, nie mial mu kto pomoc, dlatego targnol sie na zycie.
Moj sasiad z drugiej klatki, tez sie powiesil w lazience na kaloryferze. Po tym jak zostawila go zona, zabrala dzieci i sie wyprowadzila facet wpadl w depresje. Jego siostra zawiozla go do lekarza, dostal leki , byl nawet kilka tygodni w szpitalu psychiatrycznym na badaniach.
Po powrocie chodzil taki otepialy , widac ze zle z nim bylo , schudl strasznie. Moj maz nawet kilka razy zaprosil go do nas na obiad, zalil sie sie ma dosc zycia, tlumaczylismy mu ze mlody jest i ze musi sie wziasc w garsc.
Niestety, zadzwonil ktoregos dnia do siostry ze dluzej nie wytrzyma ! siostra przyjechala za godzine , ale juz bylo za pozno:( Tak malo potrzeba czlowiekowi zeby sie zalamac, wcale nie uwazam zeby byl tchorzem.
Mamo Rózyczki, widzisz u Ciebie tj. w tym przypadku, o którym piszesz, jest tak, że staraliście się jekkolwiek pomóc, ale się nie udało. Ale często jest tak jak pisze Dorota, że nie można pomóc, jeśli ktoś nie powie o problemie, nie poprosi. Myślę, że ludzie często nie potrafią poprosić o pomoc, bo powoduje nimi wstyd czy jakieś inne,, nieznane mi czynniki. Poza tym, jest też tak, ze my "zdrowi"-bez problemu bagatelizujemy sytuacje. W końcu ludzie często mówią, że już nie wytrzymają np." ja się zabiję", ale często nikt nie bierze tego dosłownie,bo i jak brać? Każdy z nas powinien dokładnie przyglądać się temu, co dzieje się wokół, trzeba być otwartym na problemy innych i umieć odróżnić zwykłe narzekanie od poważnych przesłanek. Ale to niełatwe, niestety.
Piszesz "bogaty, przystojny, ponoć szczęśliwy człowiek". To wszystko to TYLKO otoczka. Takich ludzi jest pewnie wielu. Nie mamy pojęcia tak naprawdę co czują w głębi serca, co ich boli, czego pragną...
NIE OCENIAJMY, tym bardziej w kontekście głupoty.
Nie oceniam osoby, tylko rozwiązanie problemu. I wcale nie napisałam,że dla mnie to głupota. Bardziej skłaniam się ku pierwszemu słowu mojego pytania.
hmm chyba Cie nie rozumiem. Pierwszy Twoj post brzmi jak swego rodzaju wyrzut lub wielkie zdziwienie bo ten Pan byl bogaty przystojny itd a sie targnal na wlasne zycie. Tak jakby nie mial powodu. Moze w Twoich oczach nie mial. Na zewnatz czesto wszystko wyglada inaczej. Ale samo wartosciowanie czy tu akurat czyn ten byl odwazny czy glupi (jak napisalas) mija sie z problemem jako takim.
Na moj gust takie sformulowanie jest bardzo niezreczne jesli nie wypaczajace calosc. Populistyczne w stylu kumoszek: ktore widza tylko to co ktos (w ich oczach mial, co moze bylo powodem jakiejs zazdrosci) ale nie widza tego(bo i jak?) co komus brakuje. Jak stereotyp: Bogaci i piekni musza byc szczesliwi, brzydcy i niebogaci nieszczesliwi. Nie mowie ze Ty tyk myslisz ale tak brzmi (dla mnie) Twa pierwsza wypowiedz.
W takich sytuacjach zawsze mówię, że w tym momencie zabrakło kogoś, kto podałby rękę
Niekoniecznie, Raczej ta reka pozostala niezaowazona lub pominieta przez samego czlowieka. Choroby, depresje czesto uniemozliwaja swiadome siegniecie po pomoc a bez tego nikt pomoc nie jest w stanie.
No cóż, w/g mnie nie wolno nam oceniać człowieka , któremu zabrakło sił i motywacji do życia.. Ani w kategorii odwagi ani głupoty ani w żadnej innej.
Można się zastanowić, co zrobić aby zauważyć obok siebie człowieka, którego życie zamiast cieszyć boli.Tak bardzo, że nie ma siły już żyć...
Alidab,
Wielki uklon w Twoja strone. Dawno nie czytalam tak madrych slow.
Choroba psychiczna.
Zanim najtęższe umysły humanistyczne forum wrzucą trzy strony rozprawki na ten temat , proponuję odpowiedzi Alfa_bety i Chili udzielone w innym wątku :
http://wielkiezarcie.com/forum_watek.php?id=339409&post=339838
Mam cichą nadzieję , że udało mi się wstawić właściwy link .
" Jak to jest , że jedni robią wszystko , aby umknąć śmierci , a inni pakują się w jej objęcia " ?
Myślę , że tak to : jedni znajdują chociaż jeden powód , żeby żyć , inni nie ...
I nie ma odpowiedzi na tak zadane pytanie ( z oczywistych względów ) .
Najlepszym ( wg mnie ) wyjściem , jest uszanowanie decyzji i nadzieja , że wybór był właściwy .
Gdy mialam 2.5 roku moj Tato w podobny sposob odebral sobie zycie, mial 26 lat.
Zmuszona do oceny powiedzialabym, ze samobojstwo to akt odwagi, ale nie moge sie powstrzymac od uwagi, ze jest to swego rodzaju egoizm.
erka, zgadzam się z Tobą, bo zostają inni, którzy muszą z tym żyć.Najbliżsi muszą żyć z poczuciem winy i wielkiego żalu
Tusiaczku, ale spójrz proszę, co napisałaś wcześniej.
miałam na myśli 2,5 roczną erkę, która w tej chwili jest już duża i tak sobie myślę, że mimo iż zapewne nie pamięta Taty, to ma do Niego żal
Tak, rozumiem. Ale proszę, żebyśmy nie oceniali.Tylko o to.
Chyba już mi się zwoje na mózgu przegrzały
Napiszę tylko tyle.
Jestem zła, jestem okropnie zła na każdego, kto sobie odbiera życie, bo czuję się wówczas jak żebrak, głodny obdarty żebrak, przed oczyma którego ktoś z drwiącym śmiechem wylewa pyszny, pachnący obiad do kratki ściekowej.
Przepraszam, ale tak się właśnie czuję.
Tusiaczku ja Cie rozumiem ale jednak jest to tylko TWOJE OSOBISTE odczucie, subektywny punkt widzenia. 99% Samobojcow widzi swiat inaczej z roznyc przyczyn rownie subiektywnych moze. Nie mozna patrzec przez pryzmat czlowieka szczesliwego a przynajmniej widzacego uroki zycia, pelnego energii czy woli zycia na czyn osoby dkla ktorej dalsze zycie wydaje sie bezsensowne.
tak, to jest tylko moje odczucie.
Nigdy syty nie zrozumie głodnego.
Jest to dla mnie temat, w którym się szarpię i chcę go zobaczyć z róznych stron.
Wiem piszę bardzo chaotycznie i może sama sobie zaprzeczam.
Chciałam zaznaczyć-ja nikogo nie potępiam i nie oceniam.
Może za jakiś czas...przejdzie mj.
Nie bierz tego do siebie, ale dlaczego musimy wszystko rozpatrywać na dwubiegunowej skali? Przecież nawet najprostsze zjawiska są często dużo bardziej skomplikowane (wieloaspektowe), a co dopiero tak krańcowa sytuacja.
Zobacz, jak często mówimy, że rzeczywistość nie jest czarno-biała, lecz zawiera i różne odcienie szarości, i różne kolory. A gdy ją się odpowiednio oświetli, to okaże się jeszcze inna. Tak samo ma się rzecz z historią Twojego sąsiada. To mogły być mieszanki desperacji (odwagi) i zaślepienia (głupoty), ale równie dobrze mogły to być zupełnie inne przeżycia utracona równowaga emocjonalna, czy też jednostronna wizja otaczającej rzeczywictości. A może z jego strony wszystko wyglądało jeszcze inaczej?
Rozumiem Ciebie, to przecież Twój sąsiad, rozumiem, że starasz się to zrozumieć. Ale wydaje mi się, że wygadanie się jest jedyną rzeczą, którą możesz zrobić i która może Tobie pomóc.
Nie ma jednoznacznej odpowiedzi. Czesciej powodem jest psychika (choroby, depresja, wiek i zwiazana z tym umiejetnosc pokonywania problemow, zdrowie i jakosc zycia ogolnie rzecz biorac. nie przerobione traumata, wiezi z otoczeniem - nie chodzi o obiektywna "wine" tylko o odczucie, przekonanie jakie ma przyszly samobojca itd.) lub tez niekoniecznie widoczne dla otoczenia problemy rodzinne czy inne. Nie bez przyczyny duza czesc samobojcow to osoby bardzo mlode badz w wieku emerytalnym. Czasem jest odwaga a czasem przypadkiem (bywaja samobojstwa niezamierzone) bardzo zadko glupota czyli nie zdawanie sobie sprawy czy tez jakas bezmyslnosc. Duzo czesciej rozpacz czy bezsilnoscia albo tez ucieczka od zycia ktore wydaje sie nie do pokonania.
Nie znamy naszych bliznich tak naprawde od srodka stad mamy zupelnie inni obraz rzeczywistosci niz sami poszkodowani. Dla kazdego cos innego moze byc problemem nie do pokonania. Wszelkie oceny z boku to tylko wlasne nasze subiektywne spojrzebnie...
Takie pytanie i inne nachodzą mnie, gdy usłyyszę o takich przypadkach.
Wątpię, żebym był w stanie wypracować na nie odpowiedź. Jest tak wiele okoliczności, których nie jestem w stanie zrozumieć, że odpowiedź mnie przerast, a oceniać nie mam zamiaru tym bardziej.
Na temat samobójców sympatyczniw pogadalam sobie z Chili:))Tutaj zacytuję tylko Sołżenicyna:
"Samobójca-jest to zawsze bankrut,czlowiek, który znalazł się w ślepym zaułku, który uznał,że zmarnował życie i nie znajduje już sił do dalszej walki."
Zbyt duże uproszczenie , w historii nie tylko tej najnowszej samobójstwo uznawane było za akt męstwa ,pełnego oddania, odwagi i honoru. Znałem człowieka , który popełnił samobójstwo , bo chciał w ten sposób zaprotestować i dokonać czegoś w rodzaju "zemsty".
podepnę się pod Ciebie, bo o mnie wspomniałaś:) dziekuję, mi się również fajnie z Tobą rozmawiało:)
podpinam się równiez dlatego,że po części się z Tobą zgadzam, w wielu przypadkach samobójstwo to pewnie akt desperacji- to taki ostatni krzyk rozpaczy- mam nadzieję, że wiecie o co mi chodzi, bo jestem mistrzynią nieprecyzyjnego wyrażania się....równocześnie zgadzam się z każdym z Was. Onlyred- tak, samobójstwo pewnie może być aktem głupoty- wystarczy poczytać nagrody Darwina. Aktem odwagi też zapewne w jakimś stopniu jest- dowodzi tego chociażby Kazik, gdy pisze, że samobójca musi przełamać przecież strach przed śmiercią, zwłaszczą tą w męczarniach. Samobójstwo może być wynikiem choroby psychicznej- jak wspomniała as, wg erki- nosi znamiona egoizmu- ciężko jej nie zrozumieć. Mama Różyczki pisze o cierpieniu- to znamy nawet z literatury , np. "cierpienia młodego Wertera". Mniamtom przytacza samobójstwa ,które uznawane są /były ,jako akty odwagi- jasne, mi się skojarzył chociażby dżihad w kontekście ataków samobójczych, nawiązał też do kwestii honoru- tu na myśl przyszło mi japońskie seppuku. Mniamntom również mówi o samobójstwie w formie "zemsty"- to też znamy z historii, tak robiono m.in. dawniej w Chinach. Falkor pisze o wieloaspektowości tego zjawiska- no na pewno, na samobójstwo składa się szereg czynników, z reguły nikt nie podejmuje decyzji w 5 minut, ot tak sobie. Zgadzam się również,a może przede wszystkim z Almirą, Czosem i wszystkimi, którzy apelują ,żeby nie oceniać samobójców,a już na pewno (!) -nie w kontekscie tej konkretnej historii, wg mnie całkiem niepotrzebnie przytoczonej przez onlyred- zgadzam się z Dorotą zza płota. Tyle ,ile jest samobójstw, tyle stoi za nimi ludzkich historii,a z braku obiektywnych przyczyn (bo te znał, tak naprawdę, zazwyczaj tylko samobójca) i tak się nigdy nie dowiemy, co tymi ludźmi tak naprawdę kierowało. Zależnie od tego kim jestesmy dla samobójcy- matką, żoną, wujkiem ,sąsiadem, lekarzem czy tylko postronnym świadkiem- będziemy wydawać osądy przez pryzmat tego, co na jego temat wiemy, w co wierzymy, w co chcemy uwierzyć,a najczęściej jednak tego, co nam się jedynie WYDAJE....
ech, ciężki temat.....a najpiękniej podsumowała to alidab-"No cóż, w/g mnie nie wolno nam oceniać człowieka , któremu zabrakło sił i motywacji do życia.. Ani w kategorii odwagi ani głupoty ani w żadnej innej.
Można się zastanowić, co zrobić aby zauważyć obok siebie człowieka, którego życie zamiast cieszyć boli.Tak bardzo, że nie ma siły już żyć..."
Amen
Dwa razy w swoim życiu miałem ten dylemat. Potrzeba wielkiej odwagi połączonej z determinacją i przeświadczeniem, że nic już nie da rady zrobić więcej, rezygnując ze wszystkiego. Ktoś może powiedzieć, że to może być tchórzostwo: bo brak odwagi iść dalej i dążyć do czegoś. Jest jednak jeszcze i strach przed śmiercią(!?!), a może z bólem z nią związanym "...a co jesli się nie uda?..."...etc.etc.
Łatwo jest powiedzieć, stojąc z boku: będzie dobrze, będzie lepiej zobacz ilu ludziom się powiodło, a przecież nie wiesz ile oni przeszli ... tzw. pomoc psychologa-negocjatora. Czasem brak zrozumienia u najbliższych, dołowanie słowne(!) ...oj, jakże częste w małżeństwach pozornie idealnych(!) używanie tych samych argumentow, przykładów ...
Tak przy okazji ale bez obrazy, kobiety potrafią zdołować najtwardszego faceta (męża).
odniosę się tylko do ostatniego zdania- i vice versa- bardzo często facet potrafi zdołować twardą kobietę...tu płeć nie ma znaczenia, taki ten świat popierniczony, zbyt często "homo homini lupus"...niestety
Zgadzam sie zupelnie z Toba, Plec nie jest wyznaznikiem (u Kazika akurat kobieta zaszla mu jak pisze za skore) ale tak samo mogl zajsc i mezczyzna. Czesto tworza sie wlasnie takie slogany "kobieta potrafi cos tam", "mezczyzna potrafi cos tam" z czgo czesto powstaje "tylko kobiety potrafia", "tylko mezczyzni..." Wlasnie dlatego, ze w bolu zapomina nie ze nie plec tej osoby nte jest wazna w tym kontekscie lecz to jak bliska na przyklad byla nam ta osoba - bo im blizsza byla tym bardziej boli...Wiadomo, ze rany zadane przez osobe kochana czy kiedys kochana bola najbardziej i wiadomo, ze wiekszosc par na swiecie to pary hetero czyli mozliwy konflikt jest najczesciej : mezczyzna-kobieta. I pewnie tyle samo kobiet bedzie sie skarzyc na ´"werdnego mezczyzne" co i mezczyzn na "wedna kobiete". Tak jak rodzicow na "zle dzieci" i odwrotnie. Wszystko zalezy jak sie komus ulozylo, jak ktos odczowa...Czasem (ogolnie rzecz biorac nie konkretnie omawiajac czyjs przypadek) brak tez niektorym oobom czasowo badz stale autorefleksji bo...latwiej jest komus zyc jesli widzi tylko jedna strone medalu..
Onlyred, według mnie - ani jedno, anoi drugie...tylko wielka tragedia...tragedia człowieka, który stracił sens życia i tragedia jego rodziny, która musi sobie z takim piętnem poradzić...
Też niedawno przeżyłam coś podobnego...znajomy, rok młodszy ode mnie, powiesił się. Było to zaraz po Nowym Roku. Znałam go, bo chodzxiliśmy do jednej podstawówki, mieszkamy niedaleko. Mieszkaliśmy...bo ożenił się jakiś czas temu i wyprowadził do żony. A potem ta wiadomość - że zaginął...a potem, że go znaleźli....szok totalny i to pytanie: dlaczego? A on to zaplanował...sznur nawet sobie kupił...taka desperacja...
Straszna, straszna jest taka śmierć...
Niestety taka tragedia dotknęła również moją rodzinę. I wiem jedno, samobójstwo to także choroba. To zmiany w mózgu, to chemia, która wpływa tak bardzo na nasze działania. Poczytałam bardzo, bardzo dużo na ten temat. Często nie ma zupełnie zewnetrznych oznak, na coś co dzieje się w głowie.
Tez o tym duzo czytalam, np. niektore leki tez wywoluja depresje.
Użytkownik onlyred napisał w wiadomości:
> Pytam wyraźnie: odwaga czy głupota?
Desperacja...
Moim zdaniem to tchorzostwo...trzeba miec odwage, zeby stawic czolo problemom i poniesc konsekwencje, samobojstwo to ucieczka...