Nie będę ukrywac ,że do napisania tego posta natchneła mnie Almira swoim stwierdzeniem Tak więc aby troszku odetchnąć od tak trudnego tematu może podyskutujemy nad wyższością ucznów gimnazjum w miastach nad tymi wiejskimi.
Nie wiem na ile się ze mną zgodzicie ogólnie uczniowie na wsi mają gorzej bo nie dojść że muszą oczywiście nie wszyscy ale spora gromada dojechać do tej szkoły co wiąże się z bardzo wczesnym wstawaniem i o wiele póżniejszym powrotem .Z drugiej strony muszą pomagać rodzicom w gospodarstwie co znacznie też zmiejsza czas na naukę Tak więc sobie myśle że to co uczniowie w miastach mają podane na tacy uczniowie na wsi muszą zdobyć cięższą pracą
Mam rację czy nie? Co wy o tym sądzicie jak to wszystko wygląda u was ?
Przepraszam dziś o szkolnictwie się nie wypowiem w sensie o wyższości gimnazjum wiejskiego nad miejskim czy tez odwrotnie. Jestem świeżo po zebranu Rady Rodziców w jednej z zespołu szkół, spędziłam dziś przeszło 3 godziny w szkole na rozmowach z nauczycielami a o poczynaniach MEN-u elaborat to mało, tyle by można napisać. Moja refleksja jest jedna: gimazja to porażka systemu. Obojętnie na wsi czy w mieście. To z obserwacji rodzicielskich moich i moich znajomych. A teraz idę na cafe au lait własnej produkcji :)
Teraz mało które dziecko pomaga w gospodarstwie. Teraz dużo ludzi na wsi żyje po miejsku. Na wsi ciężko zobaczyć krowę. Z czasem dojazdu też różnie bywa. Czasami szybciej dojechać z wioski do miasta niż z domu do szkoły w dużym mieście. Uczniowie jeżeli jadą autobusem szkolnym jeżeli jadą ponad 2-2,5 km. Dokładnie nie pamiętam. Nie płacą za przejazd. Płaci za nich Urząd Marszałkowski. To co pisałaś było by prawdą ale jakieś 20 lat temu ale wtedy gimnazjów nie było.
"Teraz mało które dziecko pomaga w gospodarstwie."
Zapewniam Cę że tu gdzie ja mieszkam bardzo dużo dzieci pomaga w gospodarstwie.
"Uczniowie jeżeli jadą autobusem szkolnym jeżeli jadą ponad 2-2,5 km. Dokładnie nie pamiętam. Nie płacą za przejazd. Płaci za nich Urząd Marszałkowski."
Tak ale Urząd Marszałkowski nie zapłaci dziecku 6 lub 7 letniemu za to że musi wstać przed 6 rano żeby zdąrzyć na przystanek z którego odjeżdza autobus.
"To co pisałaś było by prawdą ale jakieś 20 lat temu ale wtedy gimnazjów nie było."
Zapewniam Cię że 20 lat temu nawet jak to była podstawówka była prawie w każdej wiosce teraz szkoły są w gminach rzadko kiedy poza gminą a i tak jak jest taka szkoła, to jest to szkoła z klasami łączonymi.Na suwalszczyżnie niektóre dzieci dojeżdzają do szkoły czasami i ponad 15 km a nawet więcej Taka sama sytuacja jest w Bieszczadach o ile się nie myle ale mieliśmy rozmawiać o gimnazjalistach więc może tego tematu się trzymajmy.
W mojej okolicy już chyba od 15 lat dzieci prawie nic nie robią. Wspominam czasy jak ja musiałam pomagać a teraz dzieci mają wolność. Kiedyś w wolnym czasie spędzały czas z rówieśnikami a teraz jakieś dziecko ciężko zobaczyć. Siedzą w domu przed komputerem lub DVD. Poziom nauki też jest gorszy niż kiedyś. Teraz uczeń jak dostanie 2 czy 3 to się cieszy, że mu się udało. Kiedyś jak dostał 4 to płakał. Zero ambicji. Poziom inteligentny nauczyli też jest okropnie nisko. Obserwuję nauczycieli. Mąż jest kierowcą autobusu to też ma z nimi duży kontakt. Jest przerażony. Większość nauczycieli ma bardzo nicki poziom inteligencji. Wielu osobom się to nie spodoba co napisałam o nauczycielach. Obserwuję i mówię z doświadczenia. Oczywiście znajdują się inteligentni nauczyciele ale bardzo rzadko.
przysłowiowy nóż w kieszeni się otwiera na to co piszesz, ale świadczy to również o Twojej...inteligencji, ubliżasz nie tylko dzieciom ale wszystkim nauczycielom, czy twoje dzieci /jeżeli je masz są tak mało inteligentne i ambitne czy dotyczy to wszystkich nauczycieli i dzieci czy tylko z Twojej miejscowści. Od wielu lat współpracuje z nauczycielami z małych miejscowości /wiosek/ są oni dla mnie kopalnią wiedzy o swoich uczniach i ich rodzinach, są wykształceni, bardzo życzliwi, robią wiele aby pomóc, wspólnie odwiedzamy domy dzieci, gdy mamy informacje, że dzieje się tam coś złego, /faktem jest ze w moim zainteresowaniu pozostaja dzieci z rodzin patologicznych/ naprawdę ich obrażasz i krzywdzisz.
A jeśli Ty się czepiasz czemu ja nie mam prawa? Ehh, krytykujesz mnie, więc może też pisz poprawnie. Dla mnie to dopiero obelga napisać "Boże" z małej litery i przez "sz", wręcz bluźnierstwo! I tak na przyszłość jeśli zamierzasz kogoś krytykować to może najpierw zacznij od siebie i jak już będziesz na tyle idealna, dopiero wtedy zacznij się czepiać innych... Wiem, że popełniłam błąd, ale wystarczyło napisać delikatnie, przyjełabym to inaczej...
Dobra nie czepiaj się już. Nie jestem idealna. Zabolało mnie to fakt, tylko wystarczyło zwrócić uwagę, a nie od razu zjechać mnie od dołu do góry. Uwierz, że nie popełnie już tego błedu nigdy.
Jeśli chodzi o poziom nauki trudno wypowiadać mi się o gimnazjum. Wiem jedno u mojej córki w klasie 3 jest znacznie wyższy niz ja miałam w szkole. As trochę tak zbyt ogólnikowo napisałaś. Nie zgodzę się z Tobą, że dzieci nie mają ambicji. być może jest tak w twoim środowisku. Ja znam różne dzieci i te bardzo ambitne i wcale. To ostatnie wydaje mi się winą rodziców. Chodzę na zebrania do córki i wiem , że rodzice rzadko zaglądają swoim dzieciom w zeszyty. Z poziomem inteligacji nauczycieli As też trochę się zagalopowałaś. Oceniasz wszystkich jednakowo na jednym poziomie. Mam nadzieje, że tego nie miałaś na myśli :):).
Konkretnych przykładów ciężko podać ale o tym co i jak mówią (nie na lekcjach). Ich obycia choćby z komputerem. Mówię o nauczycielach z różnych miejscowości w promieniu 30 km od mojej miejscowości. Jak pisałam większość a nie wszyscy.
Tego ostatniego zdania chyba większości zabrakło :) Nie wiem jak Wy, ja pamiętam ze swojej szkoły nauczycieli różnie. Byli totalni kretyni nie nadający się do niczego i byli nauczycieli których po wsze czasy będę wychwalać i wynosić pod niebiosa. Dlatego twoja odpowiedż mnie nie zdziwiła. Co mi się np nie podoba na wsi u mojej kuzynki. Dzieci z klas 0-1 uczą się w jednej klasie. Trudno mi sobie wyobrazić lekcję w jednej sali. Doprawdy nie wiem jak to wygląda i moim zdaniem nie powinno miec miejsca. W mieście chyba nie dopuszczalne.
Natomiast w mieście krowa jest na porządku dziennym.Sąsiad "zza płota" ma konia, krowy, świnie i co tam jeszcze chcecie majac przy domu mniej niż ar betonowego i trawiastego terenu. Dojazd w mieście też nie jest łatwy. Moja córka jako gimnazjalistka żeby dojechać na 7,30 musiała z domu wyjśc o godz. 6. Autobus raz na 20 minuty plus przesiadka. Teraz chyba nie ma znaczenia czy miasto czy wieś.
Przeraziłam się kiedyś opowieścią koleżanki, która jest wychowawcą w gimnazjum na południu Polski. Otóż klasa zrezygnowała z wyjazdu dp kina na film z NAPISAMI, ponieważ większość nie potrafila dobrze i szybko czytać. Wiadomo, że w kinie napisy mogą zmieniać się szybko a przy powolnym sylabizowaniu dzieciaki pogubiłyby się w akcji. Przerażające?
Przerażające jest to że nikt i nic z tym nie robił ani rodzice ani nauczyciele U nas już od pierwszej klasy nauczyciele zwracają uwagę aby dziecko dobrze czytało i rozumialo przede wszystkim co przeczytało.Ja kłade nacisk na to aby dzieci przynajmniej 15 minut dziennie czytały nie zawsze mam czas sprawdzić ale wyrywkowo przepytuje tak więc oszukać nie mogą bo nie wiedzą kogo wywołam do tablicy.
Oj to chyba nie do mnie bo ja nauczycieli nie krytykuję.U nas na wiosce akurat nauczyciele są bardzo dobrze wyszkoleni Kuleje angielski ale jest nadzieja na poprawę bo mamy nauczycieli którzy kończą studia w tym kierunku.Jedynie co mogę im zarzucić to faworytowanie uczni ale niestety w tak hermetycznym środowisku nie ma się co dziwić.Jednak szkoły średnie weryfikują takich uczni.a jednak stawiam plus dla wiejskich szkół bo są mniejsze klasy i nauczyciel ma więcej czasu dla ucznia.
Mieszkam z rodziną w zwykłym mieście. Mój syn do szkoły musi zasuwać na piechotę ponad kilometr. U mojej kuzynki na wsi każdy dzieciak, który ma do szkoły powyżej 1 km jest dowożony nowoczesnym autokarem i to za darmo, a te starsze za niewielką opłatą. W moim mieście niektóre dzieci idą 2 km i o nich nikt nie pomyśli. A na wsi teraz prawie nikt nie ma krowy, świni itp. Jedynie jakieś kurki. Znam dużo dzieci z tej wioski i niektórym nawet się nie chce lekcji odrobić a co dopiero pomagać ( ale to chyba wina rodziców). Teraz te różnice się zacierają, i tu i tu jest podobnie. Nawet z dojazdem na zajęcia dodatkowe. W mieście zanim dojedziesz stoisz w korku, na wsi za ten czas też dojedziesz np do gminy.
Zgadzam się w 100% z wypowiedzią Bosta, dojechać do szkoły to żaden problem, powiedziałabym nawet, że to w większości rodzice odwożą swoje dzieci samochodami (często na zmianę z bliskimi sąsiadami), jeżeli chodzi o pomoc w gospodarstwie to chyba rzadkość, w mojej wsi niespotykane, ludzie na wsi (bez gospodarzenia!) żyją lepiej jak w mieście
A dlaczego dzieci nie muszą pomagać w gospodarstwie? Bo jest coraz mniej rolników - po prostu się to nie opłaca. Kiedyś na mojej wsi każdy był rolnikiem, teraz zostało 3 ( w tym moi rodzice). Ja pamiętam, jak to po szkole trzeba było iść w pole i nie było przeproś - dodam, że mam dopiero 22 lata ;). Rodzice nauczli nas wszystkiego. Nie przypominam sobie, żeby codziennie sprawdzali nam zeszyty (jest nas 7-mioro dzieci) - sami się pilnowaliśmy. Oczywiście chodzili na wywiadówki i byli na bierząco (tata był woźnym w szkole sezonowo). Ale jak tata nauczył mnie tabliczki mnożenia czy pacieża to nigdy tego nie zapomniałam. Nie wiem może dlatego, że było ciężko, nie mieliśmy wszystkiego i musieliśmy pomagać prawie każdy z nas skończył studia, bądź studiuje. Teraz już mając męża i patrząc na jego siostrzenice jestem przerażona - one co roku od nowa uczą sie tabliczki mnożenia! Są w 4-5 klasie i nie potrafią dobrze czytać. Rodzice je ciągle kontrolują i to nic nie daje. Ja na studiach dziennych mam prawie 2 razy wyższą średnią niż one w podstawówce! I nie sądzę, żeby to była wina nauczycieli (sama miałam lepszych i gorszych), ale lenistwo! Tego, że za bardzo ich rozpieścili i na pewne rzeczy przymróżyli oczy. I jeśli już wina lezy po czyjejś stronie to częściej po stronie rodziców! Tego, że pchają w tyłki dzieciaków wszystko, chcą im nieba uchylić ( trzeba uchylać, ale z umiarem). Mądrze się, bo nie mam dzieci...ale swoje ZAMIERZAM wychowywać tak jak wychowywali mnie moi rodzice. Może troche odbiegłam od tematu - przepraszam ;(
P.S. Studiuję polonistykę z ludźmi, którzy za jakieś dwa lata zostaną nauczycielami. Już teraz wiem kto będzie nauczycielem z powołania, a kto z przypadku. Trochę jest racji w tym, że niektórzy na nauczycieli sie po prostu nie nadają. Ale to już wina uczelni, powinni robić ogromną selekcję, aby ludzie z przypadku nie mieli szans być nauczycielami.
Faktycznie, mój błąd. Zauważyłam i przepraszam za pomyłkę. Jak widać nie ma ludzi nieomylnych... Jadnak nie rozumiem uszczypliwości osób na tym forum. Często go czytuję i coraz częściej to widzę. Jak wspomniałam nauczycielem nie będę ze względu na to, że zdaje sobię sprawę z tego jaka to odpowiedzialność. Nie chciałam nikogo urazić odpowiadając na tego posta... Zresztą czymże jest mój błąd względem ludzi, którzy zostaną nauczycielami języka polskiego mając dysleksję, popełniając błąd w co drugim wyrazie ( i takie widziałam przypadki). I jeszcze jedno - najłatwiej wytykać cudze błędy...
Ta dyskusja jest bezprzedmiotowa dla mnie jest żenujące ze studentka czego jak czego ale polonistki robi podstawowe błędy ortograficzne, spokojnej nocy życzę i kolorowych i panoramicznych snów.
Wiem, że w ty miejscu będę złośliwa ale ja na Twoim miejscu nie przyznałabym się, że studiuję polonistykę i na "bieżąco uczyłabym się pacierza", bo takie błędy ortograficzne studentce polonistyki nie przystoją, przepraszam ale aż mi w zębach zazgrzytało..
Mądrze się, bo nie mam dzieci...ale swoje ZAMIERZAM wychowywać tak jak wychowywali mnie moi rodzice. Może troche odbiegłam od tematu - przepraszam ;( Zapewniam Cię, że jak bedziesz miała swoje dzieci to zmienisz zdanie. Swoim dzieciom każdy nieba by uchylil ,taka prawda oczywiście nie mylić tego z rozpieszczaniem.
Mnie też to ubodło (ale chciałam to przemilczeć) ,bo moje dzieci chodzą do szkoły wiejskiej i nie czują się gorsze od miastowych. Czasami na wsi jest wyższy poziom niż w szkołach miejskich,wiem od siostry której dzieci uczęszczają do szkól w mieście.Ale Almira może była tak mocno nabuzowana emocjami więc chlapnęła a potem pomyślała ,i myślę że nie chciała orbazić wiejskich gimnazjalistów.
Agaciu, dziękuję że mnie "bronisz". To sformuowanie, rzeczywiście dość niefortunne się okazało. Gwoli ścisłości, mój najmłodszy syn ,również chodzi do wiejskiego gimnazjum, zatem nie chodziło mi o poziom intelektualny,lecz niedojrzałosć wypowiedzi w owym wątku. Nie chciałam nikogo urazić, ale ostatnio rzeczywiście mam jakiś talent do wypowiadanie się mało precyzyjnie.
wypowiedź almiry potraktowałam podobnie jak Ty, ale w dalszym ciągu jestem zbulwersowana wypowiedzią as. A tak na marginesie: czy wiesz co to znaczy nabuzowana ???
Użytkownik Basienkaa0 napisał w wiadomości: > wypowiedź almiry potraktowałam podobnie jak Ty, ale w dalszym ciągu jestem > zbulwersowana wypowiedzią as. A tak na marginesie: czy wiesz co to znaczy > nabuzowana ???
oj ja bym pewna nie była juz kilkarazy ją namierzyłam jak sobie siupała i innym proponowała:)) To są oczywiście żarty ale kiedyś w rozmowie takiego okreslenia użyłam i knsternacja nastąpiła, dopiero później mnie delikatnie spytano co miałam na myśli i hi hi całkiem nie do śmiechu mi było.
No u nas mniej więcej jak u Was:)) Akurat mój gimnazjalista nie ma daleko,więc nawet dla zdrowia i dotlenienia szarych komórek może dojść dobrym marszem w 20 min.Jak jest brzydka pogoda lub taka zima jak w tym roku zostaje gimbus. Wstaje o 6:30, więc nie jest tak źle, ale z odleglejszych wiosek wiem,że dzieci wstają 5:30. O inteligencji nauczycieli sie nie wypowiem, bo to nie jest tematem tej dyskusji, powiem tylko,że mój syn baaaaaardzo źle trafił, bo są bardzo wymagający:))))))Wszyscy, bez wyjątku.Dla niego -koszmar:)))Dla mnie radość ,często chichoczę jak się wścieka przy odrabianiu lekcji bo jest z gatunku "zdolny leń" Co do pomocy w gospodarstwie przyjęliśmy zasadę , najpierw nauka , potem obowiązki.Czasami bierze to w łeb jak są pilne prace do wykonania a pogoda mało sprzyjająca. Generalnie nasze dzieci mają gorzej jesli chodzi o rozwijanie zainteresowań. Szkoła nie organizuje, gmina też nie a do miasta , do szkoły muzycznej na zajęcia karate itp trochę za daleko i koszty. Co do wyzszości uczniów miejskich trochę bym sie nie zgodziła:)) Chodzi mi o zachowanie w szkole, stosunek do nauczycieli, dostęp do używek.Małe srodowisko, lepsza kontrola ,więc i mniej problemów aczkolwiek są o czym wczoraj będąc na spotkaniu w szkole mogłam się przekonać.
Alfo_beto zgadzam się z Tobą w całej rozciągłości/ Dodam tylko, że ja swego dzieciństwa i młodości na wsi i tym tak ciągle wspominanym "męczącym" pomaganiem rodzicom nie zamieniła bym na dorastanie w mieście ża żadne pieniądze świata.
Ja tez:))) Najlepszym relaksem było pasienie krów:)) Krowa na ugorze uwiązana przy jakiejś sośnie,głodna aż jej się boki zapadały a my dzikie harce gdzieś po lesie:))) Jak trzeba było wracać do domu to w pierwszą lepszą saradelę, i za godzinę krowy stękały z przejedzenia:)))))))))
No to mamy podobną sytuację Mój gimnazjalista ma 1,5 km do szkoły problem jest jak pada deszcz lub sypie śnieg Ma wtedy przechlapane ale i młodsze też.Wsają to zależy ale mniej więcej tak jak twój syn. Ja rozumię że nauczyciele są różni mają swoje sympatie i antypatie ale to tylko ludzie.Wychowawczyni mojego syna jest właśnie taką wymagajacą osobą i za każdym razem jak jestem w szkole dostaje sprawozdanie nad czym ma syn popracować co porawić.No i za każdym razem słyszę że na niego się uwzięła z czego ja się bardzo cieszę.Mój mąż pracuje poza gospodarstwem tak więc cała praca wkoło gospodarstwa jest na mojej głowie i co się z tym wiąże dzieci muszą mi pomagać ale jak wyjdziemy gromada i każdy wie co ma robić trwa to naprawdę krótko.Ale niestety pomagać muszą .U nas w szkole także takie wyjazdy do kina o muzeum nie wspomne są bardzo rzadkie o ile wogóle są ,ale wiąże się to z tym że nie ma chętnych albo rodzice się nie zgadzają bo to wydatek (ha) Szkoda tylko ze ludzie tak myślą. Co do zachowania w szkole to wydaje mi się że po prostu na wsi wszyscy się znają od pokoleń mało jest uczniów z zewnątrz i po prostu jest większy wstyd gdy okazuje się ze rodzic sobie nie radzi.
O, widzisz:)Zapomniałam o kinie , teatrze a także wycieczkach szkolnych.Do kina tylko jak jakies wydarzenie typu Avatar czy Alicja w Krainie Czarów, chociaz nie wiem co pouczajacego jest w Avatarze. W teatrze nie byli ani razu a szkoda ,bo sama bym się z nimi wybrała jako opiekun:))O muzerum już nie wspomnę. Jedna wycieczka na rok i tyle. Czekaj, to u Was nie ma gimbusów? piszesz ,że chodzi pieszo 1,5 km.
Mój, całkiem nawet dorosły kolega był i zaraz potem zadzwonił do mnie płacząc! Kiedy zapytałam o co chodzi, powiedział, że sam czuł się jak Alicja- tak dobrze jest ten film zrobiony:))))
fajna sprawa, mam taką narwana znajomą, która pracuje w wiejskim domu kultury i teatrzyki organizuje, ale kobitka jest super..tylkomąż troszkę psioczy, bo najwięcej ma zajęć /ona/ w soboty i wwszystkie grupowe imprezki go omijają.
U nas są gimbusy ale są i przepisy zabierają dzieci które mają powyżej 2 km a że po drodze jeszcze paru się znajdzie którzy ida do szkoły to kierowca sie zatrzyma i ich weznie.Niestety ja mam taką sytuacje że 3 dzieci chodzi do wiejskiej szkoły z tym że u nas gimnazjum jest z jednej strony wsi a podstawówka z drugiej strony a droga u nas żwirowa i po deszczu praktycznie nie przejezdna autobus.Tak więc chodzą te moje dzieciska piechotką bo pół kilometra im brakło i nic zrobic nie można
Mój się miesci widocznie w tych 2km, ale szczerze mówiąc nie wiedziałam,że ten projekt jest taki poroniony. Myslałam ,że obejmuje wszystkie dzieci . Oczywiscie nie te co maja blisko. Nie zazdroszczę Twoim dzieciakom. Iść 1,5 km przy takim śniegu i mrozie jaki panował tej zimy.
Nie mieli wyjścia niestety bo autobus i tak by do nas nie dojechał bo u nas jest tak że pierwszo odśnieżają drogi asfaltowe tam gdzie jeżdzi PKS bo to koniecznie potem tam gdzie jeżdzą gimbusy a to się prawie pokrywa z PKS następnie tam gdzie jeżdzą samochody odbierające mleko a na szarym koncu dopiero my co czasami trwało tydzień.A wieci co było najbardziej denerwujące jak sobie wydeptaliśmy dróżkę którą się chodziło wtedy zawsze nas rozsuwali jak my tu mówimy i trzeba było spowrotem deptać bo po takim rozepchanym śniegu żle się chodzi a o jeżdzie samochodem nawet mowy nie było
Oczywiście nauczyciele są różniści ale nie można z nich robić ludzi całkowicie pozbawionych inteligencji a z wszystkich dzieci młodych ludzi bez ambicji.
U nas to wygląda tak, że mało które dziecko pracuje w gospodarstwie. Nie to co za moich czasów, kiedy po przyjściu ze szkoły najpierw trzeba było wykonać obowiązki a nauka była na końcu. Dla mnie nauka była relaksem, odskocznią od codziennej harówki. Co do poziomu nauki na wsi i w mieście, to różnicy nie widzę. Przecież program nauczania jest ten sam dla wszystkich i egzaminy też muszą zdawać te same. Wyniki tych testów czy egzaminów są bardzo wyrównane. Można je sprawdzić na stronie OKE.
Witam :) Mieszkam na wsi, nie wiem czy małej, czy dużej (ok. 1300 mieszkańców) i na miejscu mamy szkołę podstawową i gimnazjum. Na naszą młodzież nie mogę narzekać, sa bardzo grzeczni i pomocni. Jak jest pora prac w polu, to pomagają, głównie przy zbiorach i niekiedy (co akurat mi się nie podoba) nie chodzą do szkoły, aby pomóc na czas zebrać z pola zbiory, zwłaszcza w czerwcu, kiedy są truskawki i w czasie zbiorów ziemniaków. Poziom w szkołach też nie jest niski. Prawie wszyscy uczniowie po gimnazjum idą do szkół srednich, z czego 90% zdaje maturę, więc chyba nie jest tak źle. Nauczyciele są inteligentni i wykształceni i umieją zachęcić dzieci do nauki. Wiem o tym, bo od kilku lat jestem przewodniczącą RD i mam stały kontakt z nauczycielami i dyrekcją. Moim zdaniem, to że dzieci nie pomagają w gospodarstwie i w domu jest tylko i wyłącznie winą Rodziców, którzy za mało wymagają od dzieci i zamiast wychowywać kupują kolejną grę komputerową, aby miec dzieci "z głowy". Sama mam 2 synów i wiem, że nie łatwo jest zagonić ich do sprzątania w pokoju, czy do pomocy w ogrodzie, ale to jest do wykonania. Z dziećmi trzeba rozmawiać, a nie tylko kazać im coś robić (bo wtedy się buntują) lub wręcz przeciwnie, nie wymagać absolutnie niczego. Z moim starszym synem idziemy na układ, np. za pomoc przy pracach w ogrodzie, czy przy myciu samochodu dostaje drobne kwoty (nie dotyczy to sprzątania pokoju, bo to jego obowiązek) i w ten sposób uczy się szanować pieniądze, bo wie, że nie biorą się one znikąd, ale trzeba je zarobić, nieraz ciężką pracą. No to się nawymądrzałam :P, ale takie jest moje zdanie.
Nie wiem, czy mój post będzie na temat, bo trudno mi określić ile dzieci z mojej wioski pomaga w gospodarstwach, choć większość z nich musi wstać rano dużo wcześniej niż ich koledzy mieszkający w miejscowości, w której jest gimnazjum. Natomiast myślę, że nie bez znaczenia pozostaje fakt, że w naszej polskiej kulturze bycie ze wsi dyskredytuje. Wieśniak to nie jest komplement, a robienie wiochy to określenie czegoś dużo poniżej poziomu. Choć z trzeciej strony, gdy byłem z moimi uczniami na spektaklu teatralnym w dużym mieście, to poniżej poziomu zachowywali się uczniowie z owego miasta, z moich byłem wręcz dumny.
Nie sposób się z Tobą nie zgodzić:)) Mam dużo znajomych pracujących w szkołach na wsi i w mieście i zdecydowanie wygrywa wieś. Masz również rację że bycie ze wsi dyskredytuje ale tylko pochodzenie ze wsi z dziada pradziada, bo mieszkanie na wsi jest w tej chwili bardzo modne.Zaobserwowałam to w mojej rodzinnej miejscowości. Kto żyw i ma kasę ucieka z miasta i buduje się na wsi:))))
Nie zgodzę się z Tobą co do określeń. Od dawna już określenia BURAK, WIEŚNIAK nie oznaczją pochodzenia a sposób zachowania. Znacznie wygodniej i bezpieczniej mieszka się teraz dzieciom na wsi. Z wyjętkiem wsi po pegeerowskich. Nie miewają problemu ze śniadaniem przed i do szkoły. Jeśli pomagają, to raczej nie często. Mali chłopcy często obsługują maszyny rolnicze (głupota rodziców i wujków). Do szkół ponad gimnazjalnych dojeżdźają własnymi samochodami. Małe dzieci te z podstawówki są grzeczne i prawie wszystkie wszystkim mówią dzień dobry. W wieku gimnazjalnym to zanika.
Pochodzenie wiejskie ma większość ludzi mieszkających w miastach. Od kilkudziesięciu lat wiejskie dzieci zdobywszy wykształcenie wracają na wieś przeważnie po wałówkę.
Często ściągają za sobą rodzinę i nie przeszkadza im nepotyzm, co wyraźnie powiedział premier Pawlak, i czego jest potwierdzeniam w działaniu.
Bardzo mi się podoba to mówienie przez dzieci w wieku chyba "do szkoły konca podstawowej" dzień dobry albo machanie rączką, gdy się jedzie samochodem..
Zgadza się, że słowa te nie oznaczają pochodzenia, ale sposób bycia. Jednak ich źródłosłów jest jednoznaczny. Dla mnie brzmi to trochę, jak określenie pijany jak Polak. Co do dojeżdżania własnymi samochodami do gimnazjum, to nie zauważyłem takich praktyk. Samochód, jeśli już jest w rodzinie, to służy rodzicom w dojeżdżaniu do pracy, jeśli takowa jest. Czasem młodzież dojeżdża własnymi samochodami do szkół ponadgimnazjalnych, ale to dlatego, że w soboty i niedziele właściwie jeździ tu autobus.
Ja się z tobą nie zgodzę.Mieszkam na wsi 6 km.od miasta,u nas prawie nikt już nie ma gospodarstw,żyjemy jak w mieście choć na wsi. Moja starsza córka chodzi do 5 klasy (Szkoła jest naprawdę na dobrym poziomie)Jak zacznie chodzić do gimnazjum to faktycznie troszkę wcześniej będzie musiała wstawać (okolo pól godz.) ale to nie tragedia. A po za tym gospodarstwa rolne nie wyglądają jak kiedyś,teraz są takie maszyny ze ludzie w polu nic nie robią tylko te maszyny,wiec w czym by te dzieci miały pomagać? I jeszcze powiem jedno,kto by do nas nie przyjechał to nam zazdrości,dzieciaki maja duże podwórko,ogród i maja się gdzie wbiegać,wyszaleć na świeżym powietrzu a w mieście to tylko się szwendają po tych ulicach i parkach(jak mowia znajomi).Pozdrawiam.
Zapewniam cię że nawet w najbardziej zmechanizowanym gospodarstwie jest praca dla każdego.Maszyna sama nie zrobi ktoś musi ją obsłużyć.To samo w oborze zwierzęta same się nie na karmią ktoś to musi zrobić W dużej mierze drobne prace w gospodarstwie robią dzieci przynajmniej tak jest w moich stronach.Mam na myśli bardziej młodzież niż dzieci żeby nie było nie domówień.U mnie 15 letni syn pomaga a i 13 letnia córka także i jest tak że syna domena to bydło a córki klacz I zapewniam cię że moje dzieci mają czas i na naukę i na pracę i na zabawę,ale jest to tak ułożone że priorytetem jest nauka a potem cała reszta. Na wiosce też można spotkac szwendające się dzieci ale przyczyna w tym leży nie w dzieciach tylko w nie zorganizowanym im czasi po prostu nie ma im nic wieś do zaoferowania
Nie będę ukrywac ,że do napisania tego posta natchneła mnie Almira swoim stwierdzeniem Tak więc aby troszku odetchnąć od tak trudnego tematu może podyskutujemy nad wyższością ucznów gimnazjum w miastach nad tymi wiejskimi.
Nie wiem na ile się ze mną zgodzicie ogólnie uczniowie na wsi mają gorzej bo nie dojść że muszą oczywiście nie wszyscy ale spora gromada dojechać do tej szkoły co wiąże się z bardzo wczesnym wstawaniem i o wiele póżniejszym powrotem .Z drugiej strony muszą pomagać rodzicom w gospodarstwie co znacznie też zmiejsza czas na naukę Tak więc sobie myśle że to co uczniowie w miastach mają podane na tacy uczniowie na wsi muszą zdobyć cięższą pracą
Mam rację czy nie? Co wy o tym sądzicie jak to wszystko wygląda u was ?
Przepraszam dziś o szkolnictwie się nie wypowiem w sensie o wyższości gimnazjum wiejskiego nad miejskim czy tez odwrotnie. Jestem świeżo po zebranu Rady Rodziców w jednej z zespołu szkół, spędziłam dziś przeszło 3 godziny w szkole na rozmowach z nauczycielami a o poczynaniach MEN-u elaborat to mało, tyle by można napisać.
Moja refleksja jest jedna: gimazja to porażka systemu. Obojętnie na wsi czy w mieście. To z obserwacji rodzicielskich moich i moich znajomych.
A teraz idę na cafe au lait własnej produkcji :)
Teraz mało które dziecko pomaga w gospodarstwie. Teraz dużo ludzi na wsi żyje po miejsku. Na wsi ciężko zobaczyć krowę. Z czasem dojazdu też różnie bywa. Czasami szybciej dojechać z wioski do miasta niż z domu do szkoły w dużym mieście. Uczniowie jeżeli jadą autobusem szkolnym jeżeli jadą ponad 2-2,5 km. Dokładnie nie pamiętam. Nie płacą za przejazd. Płaci za nich Urząd Marszałkowski. To co pisałaś było by prawdą ale jakieś 20 lat temu ale wtedy gimnazjów nie było.
"Teraz mało które dziecko pomaga w gospodarstwie."
Zapewniam Cę że tu gdzie ja mieszkam bardzo dużo dzieci pomaga w gospodarstwie.
"Uczniowie jeżeli jadą autobusem szkolnym jeżeli jadą ponad 2-2,5 km. Dokładnie nie pamiętam. Nie płacą za przejazd. Płaci za nich Urząd Marszałkowski."
Tak ale Urząd Marszałkowski nie zapłaci dziecku 6 lub 7 letniemu za to że musi wstać przed 6 rano żeby zdąrzyć na przystanek z którego odjeżdza autobus.
"To co pisałaś było by prawdą ale jakieś 20 lat temu ale wtedy gimnazjów nie było."
Zapewniam Cię że 20 lat temu nawet jak to była podstawówka była prawie w każdej wiosce teraz szkoły są w gminach rzadko kiedy poza gminą a i tak jak jest taka szkoła, to jest to szkoła z klasami łączonymi.Na suwalszczyżnie niektóre dzieci dojeżdzają do szkoły czasami i ponad 15 km a nawet więcej Taka sama sytuacja jest w Bieszczadach o ile się nie myle ale mieliśmy rozmawiać o gimnazjalistach więc może tego tematu się trzymajmy.
W mojej okolicy już chyba od 15 lat dzieci prawie nic nie robią. Wspominam czasy jak ja musiałam pomagać a teraz dzieci mają wolność. Kiedyś w wolnym czasie spędzały czas z rówieśnikami a teraz jakieś dziecko ciężko zobaczyć. Siedzą w domu przed komputerem lub DVD. Poziom nauki też jest gorszy niż kiedyś. Teraz uczeń jak dostanie 2 czy 3 to się cieszy, że mu się udało. Kiedyś jak dostał 4 to płakał. Zero ambicji. Poziom inteligentny nauczyli też jest okropnie nisko. Obserwuję nauczycieli. Mąż jest kierowcą autobusu to też ma z nimi duży kontakt. Jest przerażony. Większość nauczycieli ma bardzo nicki poziom inteligencji. Wielu osobom się to nie spodoba co napisałam o nauczycielach. Obserwuję i mówię z doświadczenia. Oczywiście znajdują się inteligentni nauczyciele ale bardzo rzadko.
przysłowiowy nóż w kieszeni się otwiera na to co piszesz, ale świadczy to również o Twojej...inteligencji, ubliżasz nie tylko dzieciom ale wszystkim nauczycielom, czy twoje dzieci /jeżeli je masz są tak mało inteligentne i ambitne czy dotyczy to wszystkich nauczycieli i dzieci czy tylko z Twojej miejscowści.
Od wielu lat współpracuje z nauczycielami z małych miejscowości /wiosek/ są oni dla mnie kopalnią wiedzy o swoich uczniach i ich rodzinach, są wykształceni, bardzo życzliwi, robią wiele aby pomóc, wspólnie odwiedzamy domy dzieci, gdy mamy informacje, że dzieje się tam coś złego, /faktem jest ze w moim zainteresowaniu pozostaja dzieci z rodzin patologicznych/ naprawdę ich obrażasz i krzywdzisz.
Pracuję w oświacie ponad 20 lat i jestem ZASZOKOWANA jak szanowna Pani wraz z małzonkiem OBRAŻA GRONO PEDAGOGICZNE. T
bosze w pierwszej chwili myślałam, że to do mnie...tylko ten małżonek mnie uspokoił bo o swoim nic tu nie pisałam.
A jeśli Ty się czepiasz czemu ja nie mam prawa? Ehh, krytykujesz mnie, więc może też pisz poprawnie. Dla mnie to dopiero obelga napisać "Boże" z małej litery i przez "sz", wręcz bluźnierstwo! I tak na przyszłość jeśli zamierzasz kogoś krytykować to może najpierw zacznij od siebie i jak już będziesz na tyle idealna, dopiero wtedy zacznij się czepiać innych... Wiem, że popełniłam błąd, ale wystarczyło napisać delikatnie, przyjełabym to inaczej...
ja nie piszę Boże tylko właśnie bosze więc jak bluźnie:))
Dobra nie czepiaj się już. Nie jestem idealna. Zabolało mnie to fakt, tylko wystarczyło zwrócić uwagę, a nie od razu zjechać mnie od dołu do góry. Uwierz, że nie popełnie już tego błedu nigdy.
Przepraszam od razu się poprawiam "błędu" ;)
E tam nie ma problemu :)) papatki
Słuchaj,odpowiadasz ,zwracasz uwagę i dalej piszesz z błędami.Ech !
z tą "polonistką' nie ma co wdawać się w dyskusję "szkoda nerwów" :))
Właśnie widzę.Szkoda słów.
Jeśli chodzi o poziom nauki trudno wypowiadać mi się o gimnazjum. Wiem jedno u mojej córki w klasie 3 jest znacznie wyższy niz ja miałam w szkole.
As trochę tak zbyt ogólnikowo napisałaś. Nie zgodzę się z Tobą, że dzieci nie mają ambicji. być może jest tak w twoim środowisku. Ja znam różne dzieci i te bardzo ambitne i wcale. To ostatnie wydaje mi się winą rodziców. Chodzę na zebrania do córki i wiem , że rodzice rzadko zaglądają swoim dzieciom w zeszyty.
Z poziomem inteligacji nauczycieli As też trochę się zagalopowałaś. Oceniasz wszystkich jednakowo na jednym poziomie. Mam nadzieje, że tego nie miałaś na myśli :):).
As tak z czystej ciekawości zapytam po czym wnioskujesz, że nauczyciel jest inteligentny??
Konkretnych przykładów ciężko podać ale o tym co i jak mówią (nie na lekcjach). Ich obycia choćby z komputerem. Mówię o nauczycielach z różnych miejscowości w promieniu 30 km od mojej miejscowości. Jak pisałam większość a nie wszyscy.
As a gdzie poślesz swoje dzieci w takim razie ,skoro taka marna kadra nauczycielska jest u Was? Przepraszam, "większość".
Tego ostatniego zdania chyba większości zabrakło :) Nie wiem jak Wy, ja pamiętam ze swojej szkoły nauczycieli różnie. Byli totalni kretyni nie nadający się do niczego i byli nauczycieli których po wsze czasy będę wychwalać i wynosić pod niebiosa. Dlatego twoja odpowiedż mnie nie zdziwiła. Co mi się np nie podoba na wsi u mojej kuzynki. Dzieci z klas 0-1 uczą się w jednej klasie. Trudno mi sobie wyobrazić lekcję w jednej sali. Doprawdy nie wiem jak to wygląda i moim zdaniem nie powinno miec miejsca. W mieście chyba nie dopuszczalne.
Natomiast w mieście krowa jest na porządku dziennym.Sąsiad "zza płota" ma konia, krowy, świnie i co tam jeszcze chcecie majac przy domu mniej niż ar betonowego i trawiastego terenu.
Dojazd w mieście też nie jest łatwy. Moja córka jako gimnazjalistka żeby dojechać na 7,30 musiała z domu wyjśc o godz. 6. Autobus raz na 20 minuty plus przesiadka.
Teraz chyba nie ma znaczenia czy miasto czy wieś.
Przeraziłam się kiedyś opowieścią koleżanki, która jest wychowawcą w gimnazjum na południu Polski. Otóż klasa zrezygnowała z wyjazdu dp kina na film z NAPISAMI, ponieważ większość nie potrafila dobrze i szybko czytać. Wiadomo, że w kinie napisy mogą zmieniać się szybko a przy powolnym sylabizowaniu dzieciaki pogubiłyby się w akcji. Przerażające?
I to bardzo:((
Przerażające jest to że nikt i nic z tym nie robił ani rodzice ani nauczyciele U nas już od pierwszej klasy nauczyciele zwracają uwagę aby dziecko dobrze czytało i rozumialo przede wszystkim co przeczytało.Ja kłade nacisk na to aby dzieci przynajmniej 15 minut dziennie czytały nie zawsze mam czas sprawdzić ale wyrywkowo przepytuje tak więc oszukać nie mogą bo nie wiedzą kogo wywołam do tablicy.
przepraszam, że spytam: ale nauczyciele z tak niskim poziomem intelektualnym umieją czytać, bo o pisaniu już nie wspomnę?????
Oj to chyba nie do mnie bo ja nauczycieli nie krytykuję.U nas na wiosce akurat nauczyciele są bardzo dobrze wyszkoleni Kuleje angielski ale jest nadzieja na poprawę bo mamy nauczycieli którzy kończą studia w tym kierunku.Jedynie co mogę im zarzucić to faworytowanie uczni ale niestety w tak hermetycznym środowisku nie ma się co dziwić.Jednak szkoły średnie weryfikują takich uczni.a jednak stawiam plus dla wiejskich szkół bo są mniejsze klasy i nauczyciel ma więcej czasu dla ucznia.
Mieszkam z rodziną w zwykłym mieście. Mój syn do szkoły musi zasuwać na piechotę ponad kilometr. U mojej kuzynki na wsi każdy dzieciak, który ma do szkoły powyżej 1 km jest dowożony nowoczesnym autokarem i to za darmo, a te starsze za niewielką opłatą. W moim mieście niektóre dzieci idą 2 km i o nich nikt nie pomyśli. A na wsi teraz prawie nikt nie ma krowy, świni itp. Jedynie jakieś kurki. Znam dużo dzieci z tej wioski i niektórym nawet się nie chce lekcji odrobić a co dopiero pomagać ( ale to chyba wina rodziców). Teraz te różnice się zacierają, i tu i tu jest podobnie. Nawet z dojazdem na zajęcia dodatkowe. W mieście zanim dojedziesz stoisz w korku, na wsi za ten czas też dojedziesz np do gminy.
Zgadzam się w 100% z wypowiedzią Bosta, dojechać do szkoły to żaden problem, powiedziałabym nawet, że to w większości rodzice odwożą swoje dzieci samochodami (często na zmianę z bliskimi sąsiadami), jeżeli chodzi o pomoc w gospodarstwie to chyba rzadkość, w mojej wsi niespotykane, ludzie na wsi (bez gospodarzenia!) żyją lepiej jak w mieście
A dlaczego dzieci nie muszą pomagać w gospodarstwie? Bo jest coraz mniej rolników - po prostu się to nie opłaca. Kiedyś na mojej wsi każdy był rolnikiem, teraz zostało 3 ( w tym moi rodzice). Ja pamiętam, jak to po szkole trzeba było iść w pole i nie było przeproś - dodam, że mam dopiero 22 lata ;). Rodzice nauczli nas wszystkiego. Nie przypominam sobie, żeby codziennie sprawdzali nam zeszyty (jest nas 7-mioro dzieci) - sami się pilnowaliśmy. Oczywiście chodzili na wywiadówki i byli na bierząco (tata był woźnym w szkole sezonowo). Ale jak tata nauczył mnie tabliczki mnożenia czy pacieża to nigdy tego nie zapomniałam. Nie wiem może dlatego, że było ciężko, nie mieliśmy wszystkiego i musieliśmy pomagać prawie każdy z nas skończył studia, bądź studiuje. Teraz już mając męża i patrząc na jego siostrzenice jestem przerażona - one co roku od nowa uczą sie tabliczki mnożenia! Są w 4-5 klasie i nie potrafią dobrze czytać. Rodzice je ciągle kontrolują i to nic nie daje. Ja na studiach dziennych mam prawie 2 razy wyższą średnią niż one w podstawówce! I nie sądzę, żeby to była wina nauczycieli (sama miałam lepszych i gorszych), ale lenistwo! Tego, że za bardzo ich rozpieścili i na pewne rzeczy przymróżyli oczy. I jeśli już wina lezy po czyjejś stronie to częściej po stronie rodziców! Tego, że pchają w tyłki dzieciaków wszystko, chcą im nieba uchylić ( trzeba uchylać, ale z umiarem). Mądrze się, bo nie mam dzieci...ale swoje ZAMIERZAM wychowywać tak jak wychowywali mnie moi rodzice.
Może troche odbiegłam od tematu - przepraszam ;(
P.S. Studiuję polonistykę z ludźmi, którzy za jakieś dwa lata zostaną nauczycielami. Już teraz wiem kto będzie nauczycielem z powołania, a kto z przypadku. Trochę jest racji w tym, że niektórzy na nauczycieli sie po prostu nie nadają. Ale to już wina uczelni, powinni robić ogromną selekcję, aby ludzie z przypadku nie mieli szans być nauczycielami.
Studiujesz polonistykę? I będziesz uczyła? To odpowiedz sobie na pytanie,jakim Ty będziesz nauczycielem,skoro piszesz z błędami ortograficznymi.
oj zdublowałam się , nie doczytałam Twojego postu, ale może to i dobrze...
Faktycznie, mój błąd. Zauważyłam i przepraszam za pomyłkę. Jak widać nie ma ludzi nieomylnych... Jadnak nie rozumiem uszczypliwości osób na tym forum. Często go czytuję i coraz częściej to widzę.
Jak wspomniałam nauczycielem nie będę ze względu na to, że zdaje sobię sprawę z tego jaka to odpowiedzialność. Nie chciałam nikogo urazić odpowiadając na tego posta... Zresztą czymże jest mój błąd względem ludzi, którzy zostaną nauczycielami języka polskiego mając dysleksję, popełniając błąd w co drugim wyrazie ( i takie widziałam przypadki).
I jeszcze jedno - najłatwiej wytykać cudze błędy...
Nie, nie będę nauczycielem. Widzę, że nie można się nawet udzielić...
dla mnie to poprostu żenada, że studentka polonistyki robi błędy ortograficzne i to by było na tyle..
Pakaż mi człowieka, który nigdy w życiu nie popełnił żadnego błędu.
Ta dyskusja jest bezprzedmiotowa dla mnie jest żenujące ze studentka czego jak czego ale polonistki robi podstawowe błędy ortograficzne, spokojnej nocy życzę i kolorowych i panoramicznych snów.
Wiem, że w ty miejscu będę złośliwa ale ja na Twoim miejscu nie przyznałabym się, że studiuję polonistykę i na "bieżąco uczyłabym się pacierza", bo takie błędy ortograficzne studentce polonistyki nie przystoją, przepraszam ale aż mi w zębach zazgrzytało..
Nie tylko Tobie.
Mądrze się, bo nie mam dzieci...ale swoje ZAMIERZAM wychowywać tak jak wychowywali mnie moi rodzice.
Może troche odbiegłam od tematu - przepraszam ;(
Zapewniam Cię, że jak bedziesz miała swoje dzieci to zmienisz zdanie. Swoim dzieciom każdy nieba by uchylil ,taka prawda oczywiście nie mylić tego z rozpieszczaniem.
Mnie też to ubodło (ale chciałam to przemilczeć) ,bo moje dzieci chodzą do szkoły wiejskiej i nie czują się gorsze od miastowych. Czasami na wsi jest wyższy poziom niż w szkołach miejskich,wiem od siostry której dzieci uczęszczają do szkól w mieście.Ale Almira może była tak mocno nabuzowana emocjami więc chlapnęła a potem pomyślała ,i myślę że nie chciała orbazić wiejskich gimnazjalistów.
Agaciu, dziękuję że mnie "bronisz". To sformuowanie, rzeczywiście dość niefortunne się okazało. Gwoli ścisłości, mój najmłodszy syn ,również chodzi do wiejskiego gimnazjum, zatem nie chodziło mi o poziom intelektualny,lecz niedojrzałosć wypowiedzi w owym wątku. Nie chciałam nikogo urazić, ale ostatnio rzeczywiście mam jakiś talent do wypowiadanie się mało precyzyjnie.
wypowiedź almiry potraktowałam podobnie jak Ty, ale w dalszym ciągu jestem zbulwersowana wypowiedzią as. A tak na marginesie: czy wiesz co to znaczy nabuzowana ???
Użytkownik Basienkaa0 napisał w wiadomości:
> wypowiedź almiry potraktowałam podobnie jak Ty, ale w dalszym ciągu jestem
> zbulwersowana wypowiedzią as. A tak na marginesie: czy wiesz co to znaczy
> nabuzowana ???
Nabuzowana ,według mnie wzburzona,wnerwiona itp....a dlaczego pytasz?
bo już się kiedyś przewiozłam na tym- tzn, napita, pijana hi hi oczywiście inne znaczenia też pewnie są.
Absolutnie nie chodzilo mi ,że Almira była pod wpływem...hehe nawet mi to do głowy nie przyszło:)
oj ja bym pewna nie była juz kilkarazy ją namierzyłam jak sobie siupała i innym proponowała:))
To są oczywiście żarty ale kiedyś w rozmowie takiego okreslenia użyłam i knsternacja nastąpiła, dopiero później mnie delikatnie spytano co miałam na myśli i hi hi całkiem nie do śmiechu mi było.
Czasami dobrze jest i supnąć....chwila zapomnienia każdemu się przyda:)
Tak Agaciu, szczerą prawdę Basia napisała;)))) A w tamtym wątku nie byłam ani pijana, ani naćpana, ani nawet wnerwiona.... lekko poirytowana, tylko.;)
Lepiej się przyznaj, tylklo winni się tłumaczą:)), ciekawe czy przy moich lekach na tego drannego półpaśca mogę sobie siupnąć hmmm
Oj, powstrzymaj się, powstrzymaj, bo jak połączysz leki z alkoholem, to nie wiem co jeszcze sobie ufioletowisz:))))
Pod wpływem procentów półpasiec może przerodzić się w całegopaśćca.
o i dobrze, po co mi połowa:) przynajmniej nie będę musiala się z nikim dzielić.
Naćpana??:)))))))))
Nabuzowana złością, totalnie wnerwiona:))))))))
No u nas mniej więcej jak u Was:))
Akurat mój gimnazjalista nie ma daleko,więc nawet dla zdrowia i dotlenienia szarych komórek może dojść dobrym marszem w 20 min.Jak jest brzydka pogoda lub taka zima jak w tym roku zostaje gimbus.
Wstaje o 6:30, więc nie jest tak źle, ale z odleglejszych wiosek wiem,że dzieci wstają 5:30.
O inteligencji nauczycieli sie nie wypowiem, bo to nie jest tematem tej dyskusji, powiem tylko,że mój syn baaaaaardzo źle trafił, bo są bardzo wymagający:))))))Wszyscy, bez wyjątku.Dla niego -koszmar:)))Dla mnie radość ,często chichoczę jak się wścieka przy odrabianiu lekcji bo jest z gatunku "zdolny leń"
Co do pomocy w gospodarstwie przyjęliśmy zasadę , najpierw nauka , potem obowiązki.Czasami bierze to w łeb jak są pilne prace do wykonania a pogoda mało sprzyjająca.
Generalnie nasze dzieci mają gorzej jesli chodzi o rozwijanie zainteresowań. Szkoła nie organizuje, gmina też nie a do miasta , do szkoły muzycznej na zajęcia karate itp trochę za daleko i koszty.
Co do wyzszości uczniów miejskich trochę bym sie nie zgodziła:)) Chodzi mi o zachowanie w szkole, stosunek do nauczycieli, dostęp do używek.Małe srodowisko, lepsza kontrola ,więc i mniej problemów aczkolwiek są o czym wczoraj będąc na spotkaniu w szkole mogłam się przekonać.
Alfo_beto zgadzam się z Tobą w całej rozciągłości/ Dodam tylko, że ja swego dzieciństwa i młodości na wsi i tym tak ciągle wspominanym "męczącym" pomaganiem rodzicom nie zamieniła bym na dorastanie w mieście ża żadne pieniądze świata.
Ja tez:))) Najlepszym relaksem było pasienie krów:)) Krowa na ugorze uwiązana przy jakiejś sośnie,głodna aż jej się boki zapadały a my dzikie harce gdzieś po lesie:)))
Jak trzeba było wracać do domu to w pierwszą lepszą saradelę, i za godzinę krowy stękały z przejedzenia:)))))))))
no tak i dlatego nie ma krów na wsi
Chyba nie sugerujesz,że z głodu zdechły albo z przejedzenia:))))))))))))
ha ha ha no przecież ja tego nie powiedziałam:)
niedługo żeby pokazać swoim dzieciom krowę będziemy musieli chodzić do zoo
nie będzie tak źle ;)
No to mamy podobną sytuację Mój gimnazjalista ma 1,5 km do szkoły problem jest jak pada deszcz lub sypie śnieg Ma wtedy przechlapane ale i młodsze też.Wsają to zależy ale mniej więcej tak jak twój syn. Ja rozumię że nauczyciele są różni mają swoje sympatie i antypatie ale to tylko ludzie.Wychowawczyni mojego syna jest właśnie taką wymagajacą osobą i za każdym razem jak jestem w szkole dostaje sprawozdanie nad czym ma syn popracować co porawić.No i za każdym razem słyszę że na niego się uwzięła z czego ja się bardzo cieszę.Mój mąż pracuje poza gospodarstwem tak więc cała praca wkoło gospodarstwa jest na mojej głowie i co się z tym wiąże dzieci muszą mi pomagać ale jak wyjdziemy gromada i każdy wie co ma robić trwa to naprawdę krótko.Ale niestety pomagać muszą .U nas w szkole także takie wyjazdy do kina o muzeum nie wspomne są bardzo rzadkie o ile wogóle są ,ale wiąże się to z tym że nie ma chętnych albo rodzice się nie zgadzają bo to wydatek (ha) Szkoda tylko ze ludzie tak myślą. Co do zachowania w szkole to wydaje mi się że po prostu na wsi wszyscy się znają od pokoleń mało jest uczniów z zewnątrz i po prostu jest większy wstyd gdy okazuje się ze rodzic sobie nie radzi.
O, widzisz:)Zapomniałam o kinie , teatrze a także wycieczkach szkolnych.Do kina tylko jak jakies wydarzenie typu Avatar czy Alicja w Krainie Czarów, chociaz nie wiem co pouczajacego jest w Avatarze.
W teatrze nie byli ani razu a szkoda ,bo sama bym się z nimi wybrała jako opiekun:))O muzerum już nie wspomnę.
Jedna wycieczka na rok i tyle.
Czekaj, to u Was nie ma gimbusów? piszesz ,że chodzi pieszo 1,5 km.
O właśnie oglądaliście Alicję w krainie czarów , bo się na nią wybieram /uwielbiam bajki/???
Tej nowej wersji nie,ale syn wrócił zadowolony ,więc chyba warto.
Mój, całkiem nawet dorosły kolega był i zaraz potem zadzwonił do mnie płacząc! Kiedy zapytałam o co chodzi, powiedział, że sam czuł się jak Alicja- tak dobrze jest ten film zrobiony:))))
No tak ale zapomniałam, że ja jestem zielonym tfuu fioletowym ufoludkiem........muszę troszkę poczekać z tym kinem.
Kapelusznik podobno też jest fioletowo-zielony:))))będzie para że hej:)))))
o to może jakąś kasę jeszcze na tym zarobię:)
IAlfo, może niedługo będą mieli teatr we wsi;) A i Ty się załapiesz:))))
Oby się spełniło jak najszybciej:)Ja w charakterze budki suflera albo pana Tureckiego:))))))))))))
fajna sprawa, mam taką narwana znajomą, która pracuje w wiejskim domu kultury i teatrzyki organizuje, ale kobitka jest super..tylkomąż troszkę psioczy, bo najwięcej ma zajęć /ona/ w soboty i wwszystkie grupowe imprezki go omijają.
O! To chyba ja jestem tą znajomą:))))
Ona z lubelskiego:)) ale czemu nie:)
U nas są gimbusy ale są i przepisy zabierają dzieci które mają powyżej 2 km a że po drodze jeszcze paru się znajdzie którzy ida do szkoły to kierowca sie zatrzyma i ich weznie.Niestety ja mam taką sytuacje że 3 dzieci chodzi do wiejskiej szkoły z tym że u nas gimnazjum jest z jednej strony wsi a podstawówka z drugiej strony a droga u nas żwirowa i po deszczu praktycznie nie przejezdna autobus.Tak więc chodzą te moje dzieciska piechotką bo pół kilometra im brakło i nic zrobic nie można
Mój się miesci widocznie w tych 2km, ale szczerze mówiąc nie wiedziałam,że ten projekt jest taki poroniony. Myslałam ,że obejmuje wszystkie dzieci . Oczywiscie nie te co maja blisko.
Nie zazdroszczę Twoim dzieciakom. Iść 1,5 km przy takim śniegu i mrozie jaki panował tej zimy.
Nie mieli wyjścia niestety bo autobus i tak by do nas nie dojechał bo u nas jest tak że pierwszo odśnieżają drogi asfaltowe tam gdzie jeżdzi PKS bo to koniecznie potem tam gdzie jeżdzą gimbusy a to się prawie pokrywa z PKS następnie tam gdzie jeżdzą samochody odbierające mleko a na szarym koncu dopiero my co czasami trwało tydzień.A wieci co było najbardziej denerwujące jak sobie wydeptaliśmy dróżkę którą się chodziło wtedy zawsze nas rozsuwali jak my tu mówimy i trzeba było spowrotem deptać bo po takim rozepchanym śniegu żle się chodzi a o jeżdzie samochodem nawet mowy nie było
Oczywiście nauczyciele są różniści ale nie można z nich robić ludzi całkowicie pozbawionych inteligencji a z wszystkich dzieci młodych ludzi bez ambicji.
Amen :)
Też :))
Sory ala ja tego nie powiedziałam a tym bardziej nie napisałam
Przepraszam źle się może podpinam, nie do końca odczytujesz mój sarkazm ale ja cały czas do as to kieruję, ale już nie będę bo powiedziałam "też":))
U nas to wygląda tak, że mało które dziecko pracuje w gospodarstwie. Nie to co za moich czasów, kiedy po przyjściu ze szkoły najpierw trzeba było wykonać obowiązki a nauka była na końcu. Dla mnie nauka była relaksem, odskocznią od codziennej harówki.
Co do poziomu nauki na wsi i w mieście, to różnicy nie widzę. Przecież program nauczania jest ten sam dla wszystkich i egzaminy też muszą zdawać te same. Wyniki tych testów czy egzaminów są bardzo wyrównane. Można je sprawdzić na stronie OKE.
Witam :)
Mieszkam na wsi, nie wiem czy małej, czy dużej (ok. 1300 mieszkańców) i na miejscu mamy szkołę podstawową i gimnazjum. Na naszą młodzież nie mogę narzekać, sa bardzo grzeczni i pomocni. Jak jest pora prac w polu, to pomagają, głównie przy zbiorach i niekiedy (co akurat mi się nie podoba) nie chodzą do szkoły, aby pomóc na czas zebrać z pola zbiory, zwłaszcza w czerwcu, kiedy są truskawki i w czasie zbiorów ziemniaków. Poziom w szkołach też nie jest niski. Prawie wszyscy uczniowie po gimnazjum idą do szkół srednich, z czego 90% zdaje maturę, więc chyba nie jest tak źle. Nauczyciele są inteligentni i wykształceni i umieją zachęcić dzieci do nauki. Wiem o tym, bo od kilku lat jestem przewodniczącą RD i mam stały kontakt z nauczycielami i dyrekcją.
Moim zdaniem, to że dzieci nie pomagają w gospodarstwie i w domu jest tylko i wyłącznie winą Rodziców, którzy za mało wymagają od dzieci i zamiast wychowywać kupują kolejną grę komputerową, aby miec dzieci "z głowy". Sama mam 2 synów i wiem, że nie łatwo jest zagonić ich do sprzątania w pokoju, czy do pomocy w ogrodzie, ale to jest do wykonania. Z dziećmi trzeba rozmawiać, a nie tylko kazać im coś robić (bo wtedy się buntują) lub wręcz przeciwnie, nie wymagać absolutnie niczego. Z moim starszym synem idziemy na układ, np. za pomoc przy pracach w ogrodzie, czy przy myciu samochodu dostaje drobne kwoty (nie dotyczy to sprzątania pokoju, bo to jego obowiązek) i w ten sposób uczy się szanować pieniądze, bo wie, że nie biorą się one znikąd, ale trzeba je zarobić, nieraz ciężką pracą.
No to się nawymądrzałam :P, ale takie jest moje zdanie.
Nie wiem, czy mój post będzie na temat, bo trudno mi określić ile dzieci z mojej wioski pomaga w gospodarstwach, choć większość z nich musi wstać rano dużo wcześniej niż ich koledzy mieszkający w miejscowości, w której jest gimnazjum.
Natomiast myślę, że nie bez znaczenia pozostaje fakt, że w naszej polskiej kulturze bycie ze wsi dyskredytuje. Wieśniak to nie jest komplement, a robienie wiochy to określenie czegoś dużo poniżej poziomu.
Choć z trzeciej strony, gdy byłem z moimi uczniami na spektaklu teatralnym w dużym mieście, to poniżej poziomu zachowywali się uczniowie z owego miasta, z moich byłem wręcz dumny.
ja wolę pracować z dziecmi i rodzinami ze wsi niż z miasta /chociaż sama osobiście nigdy na wsi nie mieszkałam/.
Nie sposób się z Tobą nie zgodzić:)) Mam dużo znajomych pracujących w szkołach na wsi i w mieście i zdecydowanie wygrywa wieś.
Masz również rację że bycie ze wsi dyskredytuje ale tylko pochodzenie ze wsi z dziada pradziada, bo mieszkanie na wsi jest w tej chwili bardzo modne.Zaobserwowałam to w mojej rodzinnej miejscowości. Kto żyw i ma kasę ucieka z miasta i buduje się na wsi:))))
Nie zgodzę się z Tobą co do określeń. Od dawna już określenia BURAK, WIEŚNIAK nie oznaczją pochodzenia a sposób zachowania. Znacznie wygodniej i bezpieczniej mieszka się teraz dzieciom na wsi. Z wyjętkiem wsi po pegeerowskich. Nie miewają problemu ze śniadaniem przed i do szkoły. Jeśli pomagają, to raczej nie często. Mali chłopcy często obsługują maszyny rolnicze (głupota rodziców i wujków). Do szkół ponad gimnazjalnych dojeżdźają własnymi samochodami. Małe dzieci te z podstawówki są grzeczne i prawie wszystkie wszystkim mówią dzień dobry. W wieku gimnazjalnym to zanika.
Pochodzenie wiejskie ma większość ludzi mieszkających w miastach. Od kilkudziesięciu lat wiejskie dzieci zdobywszy wykształcenie wracają na wieś przeważnie po wałówkę.
Często ściągają za sobą rodzinę i nie przeszkadza im nepotyzm, co wyraźnie powiedział premier Pawlak, i czego jest potwierdzeniam w działaniu.
Bardzo mi się podoba to mówienie przez dzieci w wieku chyba "do szkoły konca podstawowej" dzień dobry albo machanie rączką, gdy się jedzie samochodem..
Zgadza się, że słowa te nie oznaczają pochodzenia, ale sposób bycia. Jednak ich źródłosłów jest jednoznaczny. Dla mnie brzmi to trochę, jak określenie pijany jak Polak.
Co do dojeżdżania własnymi samochodami do gimnazjum, to nie zauważyłem takich praktyk. Samochód, jeśli już jest w rodzinie, to służy rodzicom w dojeżdżaniu do pracy, jeśli takowa jest. Czasem młodzież dojeżdża własnymi samochodami do szkół ponadgimnazjalnych, ale to dlatego, że w soboty i niedziele właściwie jeździ tu autobus.
Ja się z tobą nie zgodzę.Mieszkam na wsi 6 km.od miasta,u nas prawie nikt już nie ma gospodarstw,żyjemy jak w mieście choć na wsi.
Moja starsza córka chodzi do 5 klasy (Szkoła jest naprawdę na dobrym poziomie)Jak zacznie chodzić do gimnazjum to faktycznie troszkę wcześniej będzie musiała wstawać (okolo pól godz.) ale to nie tragedia.
A po za tym gospodarstwa rolne nie wyglądają jak kiedyś,teraz są takie maszyny ze ludzie w polu nic nie robią tylko te maszyny,wiec w czym by te dzieci miały pomagać?
I jeszcze powiem jedno,kto by do nas nie przyjechał to nam zazdrości,dzieciaki maja duże podwórko,ogród i maja się gdzie wbiegać,wyszaleć na świeżym powietrzu a w mieście to tylko się szwendają po tych ulicach i parkach(jak mowia znajomi).Pozdrawiam.
Zapewniam cię że nawet w najbardziej zmechanizowanym gospodarstwie jest praca dla każdego.Maszyna sama nie zrobi ktoś musi ją obsłużyć.To samo w oborze zwierzęta same się nie na karmią ktoś to musi zrobić W dużej mierze drobne prace w gospodarstwie robią dzieci przynajmniej tak jest w moich stronach.Mam na myśli bardziej młodzież niż dzieci żeby nie było nie domówień.U mnie 15 letni syn pomaga a i 13 letnia córka także i jest tak że syna domena to bydło a córki klacz I zapewniam cię że moje dzieci mają czas i na naukę i na pracę i na zabawę,ale jest to tak ułożone że priorytetem jest nauka a potem cała reszta. Na wiosce też można spotkac szwendające się dzieci ale przyczyna w tym leży nie w dzieciach tylko w nie zorganizowanym im czasi po prostu nie ma im nic wieś do zaoferowania