Ja uważam się za żonę tolerancyjną /no oczywiście ma to swój "zasięg ale dosyć obszerny, ciekawa jestem jak Zarłoki" traktuja to pojecie i jakie ono ma zastosowanie u nich", i jeszcze jedno dotyczy to raczej kobitek- czy partnerzy wiedzą o waszych ciuchowych zakupach?/ czy jest to na zasadzie "mąż o nowa bluzka!!! żona no wiesz byś się wstydził, stara jak świat, ty nawet nie widzisz w co ja się ubieram".Wprawdzie ja mam znajomych, gdzie on i ona chowaja prze soba kupione rzeczy np. dowiedziałam się od mojego męża ze Jacek kupił sobie nowe buty narciarskie, jestesmy wszyscy na nartach, jego żona też jeździ, ja nieświadoma niczego mówię: o widzę ze Jacek, że opijamy wieczorem twoje nowe buty- i tak zdziwiony wzrok jego zony skrzyżował się na mnie z wzrokiem mojego męża /tz. takim, który gdyby mógł to by zabijał, bo Krzysiek wiedział o nowych butach i wiedział że anka nie wie/ , ja tam kupuję i chwalę się mężowi, nie gderam gdy idzie z kolegami ????/na wódkę lub wychodzi na brydża, na urlopy jeździmy razem bo mamy wspólne zainteresowania, konta mamy oddzielne, bo nie lubie się nikomu /nawet własnemu chłopu tłumaczyć z każdej złotówki/ ale jesteśmy do nich upowaznieni....itd itp i dlaej uważam, że jestem tolerancyjną żoną a Wy żony i męzowie????
chodzi mi o to że zawsze ma możliwość wyjścia z kolegami na piwko.Jeżeli to ja mam wyjść to się zaczyna problem bo przecież dzieci go pogryzą,telefony co chwila kiedy wrócę itp,itd
i co robisz w takiej sytuacji rezygnujesz z wyjscia??? ja kiedyś tak robiłam ale później wychowałam sobie chłopa, dzieci nie gryzły..nawet czasami po mnie przyjeżdża, gdy wieczór jest z winkiem:))
ooo.. mam to samo.. :) KIedys byl problem, jak chcialam wyjsc na babskie spotkanie.. Teraz pyta czy mnie zawiezc i czy, i jesli tak, to o ktorej po mnie przyjechac :))
Wydaje mi się, że oboje jesteśmy tolerancyjni. Ani jedno, ani drugie nie widzi przeciwskazań przeciwko spotkaniom z innymi, w tym płci przeciwnej, bez udziału współmałżonka. Nie wyobrażam sobie zakupów w tajemnicy - nie pytam o zgodę, gdy idzie o drobnicę, ale nigdy nie ukrywam bluzki czy butów. Za zakupioną w tajemnicy książke chyba bym zagryzła - mąż ku temu ma wiele sposobności, tym bardziej, że archiwalia kosztują majątek - na pewno nei zauważę zwiększonej ilości na półce - jednak informuje o każdej, ba nawet pyta o zgodę (choć wie, że i tak nie będę protestowała).
Nie nawidzę słowa TOLERANCJA, to znaczy zezwalać na jakieś postępowanie ( w tym przypadku) mimo że mi się to nie podoba. Myślę że chodzi ci o normalne zaufanie i zrozumienie drugiej strony. czytam tu często że wy kobiety nas wychowujecie, otóż wielki błąd to my pozwalamy na to w ten sposób że wy myslicie ze to wasza zasługa. Kot kiedyś też był zwierzęciem dziko żyjącym, ale dał się oswoić i myslicie że to wasza zasługa, a on i tak chodzi swoimi ścierzkami.
Spajdermen mam już męża ale jakbym miała wybrać drugego to z takim podejściem do kobiet jak Twoje Najardziej w tym wszystkim podoba mi się, że Wy pozwalacie za co Was kochamy :):)
z tym wychowywaniem to tylko zart-nigdy "nie wychowywałam swojego męża..dostałam go juz odchowanego od jego rodziców, my po prostu się docieraliśmy, dostosowywalismy się do siebie, poznawlismy.. a z tą tolerancja masz rację..
Hihi , tak naprawde, to my robimy wszystko tak, zebyscie Wy mysleli, ze to Wy pozwalacie, Wy rzadzicie, Wy wybieracie... Wam to pasuje, a my szybko sie tego uczymy :)
jedno z moich ulubionych zdan: ..to kobieta wybiera meżczyznę, który ją wybierze.. :)))
Basiu nie bylam jeszcze mężatką. Wybierałam się do koleżanki ( mężatki) i ona mi powiedziała .Wiesz jakby co to tą torebkę dostałaś na imieniny i ja ją od Ciebie kupiłam za 50 zł. Bardzo mnie to zszokowało wtedy. Pamiętam pomyślałam wtedy tak. Boże nigdy nie chciała bym mieć męża przed którym cokolwiek będę musiała ukrywać. Na moje szczęście Bóg mnie wysłuchał nie wyobrażam sobie żeby było inaczej. Konto mamy z mężem wspólne. Nigdy nie musiałam się tłumaczyć ze swoich zakupów. Jak by mi przyszło do głowy mieć 20 torebek, 20 par utów mój małżonek nie miał by nic przeciwko temu. Kiedyś moj przyjaciel powiedział mi że jego żona wydaje całą swoją wypłate na ciuchy. Powiedziałam o tym swojemu lubemu a on na to tak Wy kobiety potrzebujecie tych wszystkich rzeczy.Byłam w szoku bo dla mnie ta kwota była dośc duża. Ja nie mam potrzeby mieć 20 torebek hi hi i może dlaego jest taki tolerancyjny. Czasem nie mówie mu że coś kupiłam ale dlatego, żeby zrobić mu siespodziankę. Zaskczyć go np. komplet bielizny, jakaś sukienka w której moim zdaniem wyglądam zjawiskowo. Ja nazywam to odskocznia od rutyny, ubarwianiem życia małżeńskiego. Co do tolerancji jeśli pytasz o wyjścia to u nas jest tak ja wyganiam męża, mąż mnie. Bardzo lubimy przebywać ze sobą i najchętniej byli byśmy tylko ze sobą. Dlatego dobrze, że się nawzajem wyrzucamy z domu. Co do daleszej tolerancji. Ja pewnych rzeczy nie toleruje. U wszystkich , nie potrafie być tolerancyjna jak widzę skarpetki na podłodze brrrr ostrze wtedy pazurki i zero tolerancji dla skarpetek na podłodze :):):) Hi Hi na szczęście mąż zostal pod tym względem juz ( żeby nie czepiał się spajdermen) powiem przeszkolony
skarpetki spod łózka wynoszę (a w zasadzie juz czas przeszły) do pokoju na jego biurko (mimo, że kosz na bieliznę mam po drodze). Działa, choć czasami trzeba powtarzać...
To mi przypomnialo historie mojej kolezanki, z dawnych lat :) Mieli taki zwyczaj, w niedziele.. Mama miala wolny niedzielny ranek, Tata robil sniadanie, a corki po sniadaniu zmywaly.. No i razu pewnego, moja kolezanka nie pozmywala i gdzies poleciala.. Jak wrocila, w swojej szafie, na ubraniach, znalazla pieknie poukladane talerze, szklanki i bodajze patelnie po jajecznicy... Tata jej to wszystko wniosl na pietro i poukladal :)) Wiecej juz o zmywaniu nie zapomniala.. Pewnie dziewczyny/kobiety ucza sie szybciej:)
he he he agus moje metody :) Ja po 2 godzinach proszenia (było to w 1 roku małżeństwa ) wkurzylam się powiedziałam mężowi, że przez skarpetki stanę się nieobliczalna ( na serioo nic mnie tak nie denerwuje jak skarpetki). Dalam mu 5 minut. Po czym stwierdziłam, że skoro nie zależy mu na moich uczuciach na tym że ja jestem wnerwiona przez te jego cholerne skarpetki to mnie na nim nie zależy też. Rowiązałam ten problem. Otworzylam balkon i wypierniczyłam skarpety. Innym razem powiesiłam mu na choince na dworze a jeszcze innym wsadziłam do plecaka do pracy. Po tych 3 razach do tej pory mam spokoj :)
Hih.. Ja :po pierwsze sama jestem balaganiara, wiec jakos tak mnie nie denerwuja porozwalane ubrania (glownie moje i Dzieciecia..chociaz skarpety nie :)) , a po drugie, Najdrozszy jest porzadny.. Jakbys otworzyla nasza szafe.. no az mi czasem wstyd.. :)) Ale tylko czasemm Zawsze uwazalam, ze moje mieszkanie jest do mieszkania a nie do sprzatania :)) <no czasem sprzatne, jak mam chandre, to nawet zrobie generalne porzadki.. po prostu nieporzadek jakos mnie specjalnie nie denerwuje :D >
aguś pamietam z innych wątków :). Ja tez nie jestem super porządnisia lubię porządek ale dom ma być dla mnie a nie ja dla domu :) Na mnie działaja tylko tak skarpetki pewnie nie przeszkadzały by mi gacie i innne :)
kiedyś jak jeździłam na kolonie jako wychowawczyni miałam przez turnus chłopaków w wieku 8-10 lat a też mmaiałam i mam bzika na punkcie tego poszłem ioczywiście zwracałam im uwage kilkanaście razy dziennie na drugim turnusie miałam dziewczyny i na początku też rutynowo: nie poszłam tylko poszedłam:)
Mnie bardziej denerwuje jak Mlody mowi "poszlem" ..wrrr.. moja droga zupełnie nie potrzebnie parę lat temu profesor Miodek rozwiał wątpliwości obie formy" poszłem" i "poszedłem" są poprawne
Mozesz zostawic ten sluszny :) likierek wchodzi jak ta lala :)) Robie zaprawe przed sobota, bo robimy babski comber.. ;DDD Najdrozszy z Dziecieciem wybywaja, a my bedziem pic...ha!
mnie też nie pasuje :):):) dokładnie pamietam co mnie wpajano w szkole i jak pani nas poprawiala, upaminała. Do tego stopnia, że mnie takie błedy się nigdy nie zdarzały. W ustach szczególnie mężczyn poszłem brzmi mi dziwnie Bardzo dawno to było chyba więcej niż 5 lat oglądałam w Tv program z profesorem wyjaśniał i rozwewał dylemat tych słow. Bardzo się zdziwiłam ale najwidoczniej ewolucja potrzebna jest i w j. polskim
Oprocz "poszlem" to mnie trafia jak widze, ze ktos zaczyna zdanie od "mi" no uczulona jestem:) Nie mam pojecia skad sie to bierze, chyba ze sie myle, i zaczynanie zdania od "mi" stalo sie forma poprawna w czasie mojej nieobecnosci w PL.
Pisze to ktoś, a gdziekolwiek to jest napisane... Do tego stopnia mi to wpojono, że podświadomie potrafię poprawiać obce osoby...I potem mi trochę głupio...
brrrrrrrrrrrrr. nie... naprawde??? fe..!! Ostatnio wyczytalam, ze jest juz dopuszczalne mowienie: "tu pisze" (ale piszemy: tu jest napisane).. O poszlem nie slyszalam...
Bardzo madry chlopczyk :) Dzieci czesto tworza nowe, logiczne slowa.. Oczywiscie jak na zlosc zadnego nie umiem sobie przypomniec... Ale jak sobie przypomne, to napisze :)
Dwa lata temu ,moja teściowa chcąc pochwalić się swoim "nowym nabytkiem" , zaprosiła wszystkich na obiad. Był to Pan poznany na balu samotnych serc . Chłopina ja chłopina , lecz gdy się rozgadał ..... - Byli my i robili my , no i poszli my Maks do mnie na ucho; - Mamo , ale o co mu chodzi ?
Czytam o tych skarpetach i musze przyznac, ze ja to nawet nie mam pojecia, czy moj maz ma skarpety, gacie, koszule, spodnie, krawaty. Nigdy ich nie widze z wyjatkiem kiedy sa na nim. Osobna szafa, osobna szafka na drobiazgi bielizniane i sprawa rozwiazana. To on sortuje pranie do pralni i po odbiorze z pralni. Wola jak juz wszystko jest poukladane na lozku na osobne kupki i ja chowam swoje rzeczy. To raczej moje czesci garderoby mozna znalezc wieczorem zwykle na specjalnie do tego ustawionej skrzyni w nogach lozka, ale nigdy jego rzeczy. W domu lubie, zeby bylo czysto, ale jak jest wszystko idealnie poukladane, to mam stres, bo kojarzy mi sie z muzeum. Dom ma wygladac tak jakby w nim naprawde mieszkali zywi ludzie, a nie tylko wchodzili i wychodzili nie dotykajac eksponatow.
przemów i nauczaj ,jak się dochodzi z chłopem do takiej perfekcji. może poradnik jakiś wydaj czy coś, bo jak ja patrzę na ten mój okaz i sajgon jaki zostawia po sobie,w każdym miejscu gdzie stanie, to mam ochotę zacząć czytać poradniki, np "20 trucizn niewyczuwalnych w jedzeniu".....:)))))
Ale ja nie mam pojecia, jak sie do tego dochodzi. On tak byl wychowany w domu. Powiem wiecej jak sa naczynia w zlewozmywaku, to ja czesto potrafie z pospiechu powrzucac co trzeba do zmywarki, reszte umyc i na tym koniec. A Wspanialy jak oproznia zlewozmywak to zawsze go potem myje i na koniec zmywa szafki kuchenne. Ma jakiegos joba na punkcie mycia desek do krojenia (mam ich 6 bo jak on jest w domu, to wszystkie sa wiecznie mokre) i nozyczek. Jak tylko zobaczy nozyczki, ktore nie wisza tam gdzie powinny to zaraz je myje. Zapewniam Cie, ze z tym tez mozna dostac szalu:)))
Mój mąż potrafi z rozpędu wyjąć naczynia ze zmywarki i pomyc, a skarpetki ściaga z nóg i pierze, chociaż ma ich /skarpet/ całą masę bo ja mam skarpetkowego bzika..ale ma "troszkę" wad o których nie będę wspominała bo po co ma się denerwować..
ja nie mam zmywarki. mój mąż zmywając 1 talerz lub 1 kubek -nie ma bata- zawsze nachlapie na podłogę, tworząc normalnie kałużę....ja nie wiem,co on ma z tą wodą..... potrafi zalać całą podłogę w łazience , biorąc prysznic- przy zamkniętych drzwiach, oczywiście.....zawsze go znajdę żeby opierniczyć, idę po mokrych śladach kajaków nr 48 !!!
z tymi chłopami to same problemy są , w środę się na niego tak wkurzyłam, że się już miałam rozwodzic, ale postanowiłam, że jeszcze ze dwa dni poczekam, bo jakby co to gdzie ja takiego sprawdzonego wroga sobie znajdę?najgorsze jest to, że z nim się nawet pokłócic nie da bo ja wrzeszczę a on mnie od skarbeczków i żabek zaraz wyzywa i moja własną kotkę przkabaca....mówię Wam cięzkie jest zycie jak się nie ma z kim czasami pokłócić:(
Co do nowych ciuchow, to pokazuje, a nawet sie chwale co sobie fajnego a jakie taaaanie! kupilam ( obojetnie ile kosztowalo, tak to przedstawie, ze wychodzi na to, ze sie oplacalo:)) ...czasami tez cos schowam do szafy, wtedy jak mnie samej sumienie gryzie, ze przesadzilam,...chyba raczej chowam sama przed soba... jak sobie polezy w szafie i mi "przejdzie", no to potem wyciagam i mowie prawde, ze dawno kupilam i to juz stare:)
Jak coś kupimy to nie chowamy tylko się chwalimy wzajemnie. Jak by chciał spotkać się z kolegą to bym pozwoliła. Zdarzyło się kilka razy ale nie za często. Pewnie dla tego pozwalam. Gdyby się chciał spotkać z koleżanką to nie podobało by mi się. niby mu ufam ale była bym zazdrosna i nic na to nie poradzę. Jak robił kurs gdzie były same kobiety to strasznie to przeszłam ale dałam radę.
Co do spotkań towarzyskich, to oboje jesteśmy tolerancyjni. On spotyka się ze swoimi kumplami, ja ze swoimi kumpelami (czasami mnie nawet podwozi i przyjeżdża po mnie jak są trunki w planie).
Jeśli chodzi o zakupy, to różnimy się pod tym względem bardzo. On może chodzić w jednym i tym samym non stop. Nie dosyć, że sam sobie ubrań nie kupuje, to jeszcze zły jest, gdy ja mu kupię (bo mi normalnie wstyd za niego). Na początku małżeństwa chwaliłam się kupionym każdym ciuszkiem, chociaż zakupy odzieży były podyktowane koniecznością a nie zachcianką (byliśmy wtedy na dorobku) i nie były częste. Kilka lat temu kupiłam sobie fajną spódnicę zimową (super leżała na mnie :)). Przyszłam do domu i pochwaliłam się mężowi. Nie pamiętam co wtedy dokładnie powiedział, w każdym bądź razie poczułam takie wyrzuty sumienia, że następnego dnia zwróciłam spódnicę do sklepu. Czułam się podle. Idąc przez miasto mijałam wystawy sklepowe z ciuchami i zaczął rodzić się we mnie bunt. W końcu nie byłam na jego garnuszku, zarabiałam w tym czasie lepiej od niego. Weszłam do sklepu i kupiłam sobie śliczny płaszcz. Wróciłam do domu, płaszcz powiesiłam do szafy nic nikomu nie mówiąc. Mam go do dzisiaj. Nadmienię, że spódnica kosztowała 40 zł a płaszcz 650 zł. To było w dniu moich urodzin. Paragon mam schowany do dzisiaj. Od tamtej pory nie chwalę się swoimi zakupami. Człowiek, to się całe życie uczy.
Oj z tą tolerancją w małżeństwie bywa różnie.... Jeśli chodzi o mnie to wydaje mi się,że jestem bardzo tolerancyjna...oprócz tego,że pomarudze,że jak zwykle na stole w kuchni kleksy i placki;zlew w łazience uwalony;a na szafce w korytarzu kopiec ubrań "codziennych" mego mężusia ,a w szafie poprzewracane i na dodatek drzwi szafy rozsunięte,że widać owe przewracanie(kupię mu chyba kuferek-zatrzasnę i nie będzie widać bałaganu ) Stół ścieram,zlew myję ,składam ciuchy i jednocześnie przekomarzam się z córką(Bo młoda twierdzi,że ona to by swemu mężowi wyrzuciła te ciuchy np do piwnicy i miałby nauczkę) i mam z tego ubaw i jednocześnie tłumaczę,że ojciec od rana do późnego wieczora pracuje.Czasami jak nie mam natchnienia to po prostu nie ruszam tego bałaganu tylko znikam na przejażdżkę rowerową albo do ogródka albo do lasu na spacer(albo na grzyby). Jeśli chodzi o tolerancję"finansową" to oboje zarabiamy,mamy jedno konto a wydaję ja z racji tego,że moja praca pozwala na robienie poważnych i drobnych zakupów(praca na zmiany).Mąż jak wspomniałam jest zajęty przez cały dzień.Poważne inwestycje obgadujemy wspólnie wieczorem przed zaśnięciem albo rano przy śniadaniu(zależy jak ja pracuję).Co do ciuchów to oboje nie mamy jakiegoś bzika,że moda i już lece i kupuję-kupuję rzeczy wygodne i praktyczne i nie ukrywam tego przed nim.Zresztą on nie wnika, a ja nie tłumaczę się. Tak siebie"tolerujemy" 18 lat i znajomi uważają nas za bardzo zgrane małżeństwo...Nie wiedzą tego,że potrafimy pokłocić się o błahostki i to tak błahe,że na drugi dzień z tego się śmiejemy....Teściowa nieraz mówi,że wsadzi nas do jednego worka i zawiąże,bo oboje jesteśmy tacy sami
melduję, że u mnie też w tej kwestii luz blues:) Mamy jedno konto, nie dociekamy na co poszła każda złotówka, ale też mamy jakiś szczątkowy zdrowy rozsądek- jak można poszaleć to można, jak nie to nie i tyle. Nigdy nie ukryłam żadnego zakupu z tego samego powodu. Mamy osobne poczty (jedną wspólną) i gg- to co na nich- traktujemy jako tajemnicę korespodencji. Nie "trzepiemy" sobie telefonów. Możemy wychodzić z domu, bez ukrytych podsłuchów, mikrokamery czy czegoś tam. Inna sprawa ,że ja wychodzę rzadko ze względu na dzieci. On- ze względu na pracę. Tak czy siak ,jak przychodzi moment gdzie mamy ochotę poza domem napić się drinka- no problem. Posiadam kolegów. Dla mnie i dla męża to nic szczególnego,ale wiem ,że koledzy też potrafią budzić kontrowrsje.Mamy też wspólnych znajomych, zazwyczaj pary. Zainteresowania- inne. Choć czasem udaję ,że słucham i rozumiem, jak do mnie mówi o samochodach lub komputerach- nie wiem czy się w związku z tym liczy,że podzielam jego pasje:)))))
W naszym małżeństwie po wielu próbach i błędach utwożył się system zażądzania pieniędzmi .Zarabiamy oboje i mamy wspólne konto z tych pieniędzy każde z nas ma jakby kieszonkowe na własne wydatki co miesiąc ( na ciuchy,kosmetyki i na jakieś zachcianki na co tam chcemy w danym momęcie z tych zaskurniaczków kupujemy sobie też prezęty i tymi pieniędzmi dysponujemy według uznania )resztą pieniążków zażądzamy wspólnie (po opołaceniu rachunków,ustalamy kwotę maksymalną wydatków w ciągu tygodnia i staramy trzymać się planu) to co zostaje odkładamy lub kupujemy potrzebne sprzęty .Ten system u nas doskonale się sprawdza pozwala na pełną kontrole wydatków i na jakieś oszczędności.na wakacje np.
co do wyjść z tym bywa różnie oboje jesteśmy zazdrośniale staramy się być w zględem siebie tolerancyjni z czasem jest coraz lepiej
a jeśli chodzi o pożądek tu zaczyna się problem w tej kwestii często się sprzeczamy..... on chciałby mieć porządek ale uwielbia bałaganić i po sobie nie sprzątać, a ja też chce mieć porządek ale nie chce sprzątać po nim (więc wpadłam na pomysł że wszystkie żeczy które zostawi pod nogami będę pakować do plastikowego worka na śmieci i tak robiłam zorjętował się dopiero jak brakło mu czystych skarpetek do pracy i wiecie co zrobił zaczął chodzić w moich i bynajmniej wcale mu to nie przeszkadzało gorzej było ze mną pozostała kapitulacja)
:))) jeśli jednak masz dużo pastelowych skarpetek, zwłaszcza w odcieniach różu- ja bym się jednak zaczęła niepokoić. Na wszelki wypadek przelicz pozostałą bieliznę:))))))))))))))))))))))))))))
kase mamy wspolna choc ja rzadze-place rachunki robie zakupy i takie tam z wyjsciem do znajomych-roznie maz moze ja niby tez -ale sie nagada ze razem nie wychodzimy:)ciuchy kupuje ja dla calej rodziny ale po uprzednim rozwazeniu co kto chce lub potrzebuje....zainteresowania mamy rozne(maz jak tylko moze to jezdzi na ryby co mnie doprowadza do szalu-bo moze by tak z dziecmi posiedzial) a skarpetki to masakra-nie moge zrozumiec ze jak idzie myc zeby wieczorem nie zdejmie tych cholernych skarpet i nie da bo kosza na brudy tylko przyjdzie do pokoju i je tam sciaga!!!!a do tego jak szuka majtek czy koszulki w szafie to kipisz zrobi ze szlag mnie trafia....a wszystko jest na swoim miejscu nie zeby od linijki...az przestala prasowac koszulki bo i tak wymietoli zanim je zalozy...myslalam ze pomoze ale chyba nawet uwagi nie zwrocil...jedyne co ukrywam(co chyba mi nie za bardzo wychodzi) to fajki-pale w tygodniu jak maz jest poza domem a sobota i niedziela abstynencja niby wie ze pale ale nie widzi i nie czuje bo nie pale w domu...a co do smrodka z ust to wieczorem robie kolacje z czosnkiem i cebula i to dziala:)))
he he he marcia ja tak robilam z tymi papierosami jak miałam 18 lat :):):) A ten misz masz to też mnie denerwuje. Czemu mężczyźni nawet jak mu powiesz np Gdzie jest pieprz ? tak wszystko wywalają do góry nogami. Kiedyś myślałam, że to tylko mój ma taka wadę genetyczną ale się pomylilam. Mówie- pieprz w drugiej szufladzie piąty od przodu a ten i tak wywali z 3 szuflady głuchy czy co
nie niepokoje się bo większość skarpetek mam białych i właśnie te wybierał .......wtedy myślałam że uda mi się go wychować dziś zdecydowanie pożuciłam już tą nadzieje ......ale wiem też że jak musiał to poradził sobie z całym domem na głowie (gotowaniem ,praniem ,sprzątaniem i małym dzieckiem i się dało.....tylko nasi panowie nie zawsze chcą nam to pokazać że umieją takie żeczy) :-)
właśnie niteczko, trafiłaś w sedno....gdyby im się tak chciało, jak im się nie chce....to by się pewnie okazało, że każdy potrafi ugotować coś więcej niż wodę na herbatę i posprzątać faktycznie,a nie tylko leżeć omiatając wzrokiem sufit.
z gotowaniem u mojego męża jest całkiem ok- jak musi, oczywiście. Inna sprawa, że on naprawdę dużo pracuje więc ciężko żeby w wolnym czasie jeszcze gotował:) Może nie są to dania wykwintne, ale muszę przyznać ,że robi najlepsze placki ziemniaczane na świecie, niezłe zupy. Jak się spręży to potrafi wypucować jakieś pomieszczenie, czy np. szafę z ciuchami...tylko ta codzienność wyzwala we mnie czasami mordercze instynkty- nieświeże ciuchy rzucone byle gdzie, kruszyny nie sprzątnięte z blatu, po przygotowanej kanapce, umywalka niedokładnie sprzątnięta po paście do zębów albo w zaroście (opcja po goleniu). gdy już jestem bliska szału....odpuszczam sobie:) szkoda życia:))))))))Kocham drania i w sumie kijowo by było bez tego wszystkiego.......:)))
O to to!! wlasnie..Tez zazwyczaj odpuszczam, bo jakos tez go kocham :)) Ale znalazlam jedna rzecz, ktorej nie trawie (oprocz tych lezeczek, ale na to znalazlam juz sposob:)) )- mokre reczniki na wannie ;/ Mamy chwilowe problemy w kaloryferem w lazience, no nie grzeje dziad!! (uroki mieszkania w nowym blokach-patrz alternatywy;/ ) .Reczniki po kapaniu, wynosze na suszarke- stoi w pokoju-dwa kroki od lazienki, trzy od sypialni..Nie rozumiem co za problem, po wyjsciu z lazienki powiesic ten recznik, niech sobie poschnie (przy kaloryferze, albo przy oknie.. ) ..No okazuje sie ze problem!! Za kazdym razem jak wejde do lazienki- wszystkie reczniki mokre.. A jedyny suchy, to ten, ktory sama wczesniej zanioslam na suszarke i ktory dalej tam wisi..No zabic to malo!! wrrrrrrrrrrrrr.. skarpety by mogly lezec, ale recznikow nie zdzierze...
Mój młodszy syn jak był w domu rodzinnym :) był strasznym bałaganiarzem, ponieważ miałs swój pokój na ostatniej kondygnacji wchodizłam tam sporadycznie-już nie wspomnę o wyrzucaniu ciuchów przez okno /które notebene później sama zbierałam/, sprzątała kiedy miała do niego przyjśc Anka, albo jeszcze robił tak: dzwonił do mnie: Anka przychodzi, to ja głupia mamusia sprzatałam mu pokój, teraz kiedys, gdy juz są na "swoim" dzwonię do Maćka żeby przyjechał po coś tam do domu /najczęściej po wałówę/ a mój synio- ale dopiero za godzinę, bo muszę wymopować mieszkanie", w domu chodził w białych skarpetkach bez ciapów, bo co to za problem wrzucił do kosza i "pralka wyprała' teraz kupił ciapy- no bo wiesz szkoda skarpet", albo tekst-wyszorowałam łazienke i wcale się tego nie wstydze...no i powinnam płakać jako to biedny synio wykorzystywany przez "paskudną" synową musi sprzątać po sobie...he he he
Czytam i czytam, i współczuję sporej części pań z WŻ. Ileż wysiłku trzeba włożyć w to aby znaleźć takich facetów. Ja jestem bałaganiarz, ale do głowy by mi nie przyszło, żeby osobiste rzeczy rozwlekać po pomieszczeniach. Oczywistą sprawą jest, że dom to nie muzeum i w takim czuł bym się źle. Jednak takie podejście, że gdzie stoi tam na..a jest dla mnie niezrozumiałe.
Czos - współ nie musi być bałaganiarz (mój jest porządniejszy ode mnie) - tylko pewne działania, które nas - babski ród doprowadzają do szału. I wcale nie chodzi o rozwleczone po całym mieszkaniu zapachujące części garderoby, przecież one są stacjonarne - tylko o to jedno miejsce, ulubione do składowania
Jeśli chłop ma jedno miejsce na swój bałagan to co Ci do tego? Chyba, że wszedł na Twoje terytorium. Taki bałagan w jednym miejscu to taki azyl od codziennego poukładania.
Tyle, że w garażu chłopy gromadzą flaszeczki, bynajmniej nie puste. Tu gdzie mieszkam to standard, że panowie szli naprawiać samochody do sąsiada...Wracali zawsze radośni i ciut z plączącym językiem i nogami...teraz trudniej, bo samochody mniej awaryjne, a i bez mechanika trudno "naprawić"
jak mieszkaliśmy w bloku też się tak zdarzała, teraz jak garaż otworzony i mąż coś w nim robi a jakiś zabłąkany kolega przechodzi to tez różnie bywa, kiedyś tak próbowali młodziutkie wino...
Tylko dlaczego pod łóżkiem w dużym pokoju (nie mamy sypialni, bo gdyby była skarpetki i galotki leżałyby do posprzątania przez niego. Nie piorę - tzn nie wkładam do pralki niczego co nie jest w koszu)? Ja też mu ten bałagan stacjonarnie zostawiam - elegancko na środku biurka. Wg mnie tam prezentuje się zdecydowanie lepiej. Pomaga - nawet na długi czas, bo "zbiory" zdarzają się kilka razy w roku
To może jeszcze dodaj taką wątpliwość: skąd pewność, że idzie do pracy? że idzie po zakupy? że idzie(jedzie) do warsztatu. Prosty sposób, żeby życie uczynić horrorem!
Oj Czosie musisz tak odbierac powaznie moj wpis czy nie skumales ze to byl zart przeciez musimy miec do siebie jakies zaufanie bo inaczej juz dawno padla by instytucja malzenstwa
nigdy nie kłócę się z mężem gdy jest po alkoholu a na drugi dzień w zależności od tego "ajki miał zakres pamięci" potrafię mu takie kity wciskac o jego zachowaniu, że aż miło...juz nieraz kwaitki dostawałam w ramach przeprosin, a chłopina tak na prawde było bogu ducha winien..
Oj nieładnie,nieładnie!!! a gdyby role się odwróciły i on by Ci wcisnął podobny"kit"? zastanów się co byś mu kupiła w ramach przeprosin... ..żubra...czy tyskie...?bo facetowi na przeprosiny nie wypada dać kwiatków
Flaszkę co by go upić i się zrewanżować, ale to nierealne, bo ja prawie abstynent. U mnie w domu jest sprawiedliwość:na wszelkie imprezy alkoholowe mąż jedzie za kierownica a ja za tą kierownica wracam..
Kurczę, u mnie to bardziej tolerancyjny jest chyba mój mężuś...nie, wróć, przecież on jest strasznym zazdrośnikiem, a tego już nie można nazwać tolerancją . Ale toleruje wszystkie moje inne wady, chociaż próbuje z nimi walczyć. Ja nie pracuję, ale na moje konto wpływa jego wypłata - fajnie, nie ? Zakupy robimy zawsze razem i niczego nie muszę ukrywać. Nie ma znaczenia czy to jedzenie, ciuchy czy wyrzynarka, ja uwielbiam narzędzia i sklepy budowlane, a ubrania kupuję ekspresowo, bo nie lubię przymieżania. Częściej on mnie namawia na nową rzecz, a ja się waham z oszczędności, ale co bym nie potrzebowała, to zawsze wiem, że bez problemu usłyszę "to sobie kup". Zainteresowania mamy prawie takie same ( tylko on więcej piłki ogląda i gra na kompie ) i znajomych wspónych, więc wyjścia też zawsze wspólne. On jest domatorem i woli piwo w domu przy meczu wypić, a ja sporadycznie umawiam się z koleżanką na kawkę, bo nie mam na to czasu. Ale jestem bałaganiarą i to go denerwuje. Chociaż muszę przyznać, że już troszkę się ode mnie nauczył, jak to się robi . No co ja poradzę, że się w niedzielę urodziłam ? Już od małego wiedziałam, że trzeba zacząć od dnia wolnego i dobrze najpierw odpocząć :-)) Ciężko mi dojść do ładu, kiedy ciągle gdzieś jedziemy ( na wycieczki, w góry, do rodziców, znajomych ) i tylko spakuję torby, rozpakuję, wypiorę i znowu spakuję. Po co mi te szafy ? Ale mam bardzo dobrze zorganizowany bałagan i lepiej się w nim odnajduję, niż mężuś w swoim porządku. A poza tym jest wiele pierdół, które mnie u niego denerwują ( i odwrotnie ), ale bez nich by było nudno..., a tak mogę sobie pokrzyczeć kiedy chcę, bo zawsze jakiś powód znajdę. Taka zdolna jestem .
Ja uważam się za żonę tolerancyjną /no oczywiście ma to swój "zasięg ale dosyć obszerny, ciekawa jestem jak Zarłoki" traktuja to pojecie i jakie ono ma zastosowanie u nich", i jeszcze jedno dotyczy to raczej kobitek- czy partnerzy wiedzą o waszych ciuchowych zakupach?/ czy jest to na zasadzie "mąż o nowa bluzka!!! żona no wiesz byś się wstydził, stara jak świat, ty nawet nie widzisz w co ja się ubieram".Wprawdzie ja mam znajomych, gdzie on i ona chowaja prze soba kupione rzeczy np. dowiedziałam się od mojego męża ze Jacek kupił sobie nowe buty narciarskie, jestesmy wszyscy na nartach, jego żona też jeździ, ja nieświadoma niczego mówię: o widzę ze Jacek, że opijamy wieczorem twoje nowe buty- i tak zdziwiony wzrok jego zony skrzyżował się na mnie z wzrokiem mojego męża /tz. takim, który gdyby mógł to by zabijał, bo Krzysiek wiedział o nowych butach i wiedział że anka nie wie/ , ja tam kupuję i chwalę się mężowi, nie gderam gdy idzie z kolegami ????/na wódkę lub wychodzi na brydża, na urlopy jeździmy razem bo mamy wspólne zainteresowania, konta mamy oddzielne, bo nie lubie się nikomu /nawet własnemu chłopu tłumaczyć z każdej złotówki/ ale jesteśmy do nich upowaznieni....itd itp i dlaej uważam, że jestem tolerancyjną żoną a Wy żony i męzowie????
ja jestem tolerancyjna wobec męża ale on wobec mnie nieTaki gatunek
chodzi mi o to że zawsze ma możliwość wyjścia z kolegami na piwko.Jeżeli to ja mam wyjść to się zaczyna problem bo przecież dzieci go pogryzą,telefony co chwila kiedy wrócę itp,itd
i co robisz w takiej sytuacji rezygnujesz z wyjscia??? ja kiedyś tak robiłam ale później wychowałam sobie chłopa, dzieci nie gryzły..nawet czasami po mnie przyjeżdża, gdy wieczór jest z winkiem:))
ooo.. mam to samo.. :) KIedys byl problem, jak chcialam wyjsc na babskie spotkanie.. Teraz pyta czy mnie zawiezc i czy, i jesli tak, to o ktorej po mnie przyjechac :))
no zawszę mówię to grunt sobie dobrze chłopa wychować / nic się nie martw oni maja w tym swój interes, wiedza gdzie i z kim/.
niewazne po co to robi, wazne ze mnie wozi :)) heh :))
Przeważnie rezygnuje.Będę chyba musiała przeczekać ten okres małych dzieci.Później sobie będe mogła pozwolić na wyjścia.
hehehe....telefon można wyłączyć....
Tam gdzie sie umawiam z kolezankami to nie ma zasiegu haha :)
Wydaje mi się, że oboje jesteśmy tolerancyjni.
Ani jedno, ani drugie nie widzi przeciwskazań przeciwko spotkaniom z innymi, w tym płci przeciwnej, bez udziału współmałżonka.
Nie wyobrażam sobie zakupów w tajemnicy - nie pytam o zgodę, gdy idzie o drobnicę, ale nigdy nie ukrywam bluzki czy butów.
Za zakupioną w tajemnicy książke chyba bym zagryzła - mąż ku temu ma wiele sposobności, tym bardziej, że archiwalia kosztują majątek - na pewno nei zauważę zwiększonej ilości na półce - jednak informuje o każdej, ba nawet pyta o zgodę (choć wie, że i tak nie będę protestowała).
Podstawą związku jest zaufanie.
Nie nawidzę słowa TOLERANCJA, to znaczy zezwalać na jakieś postępowanie ( w tym przypadku) mimo że mi się to nie podoba.
Myślę że chodzi ci o normalne zaufanie i zrozumienie drugiej strony.
czytam tu często że wy kobiety nas wychowujecie, otóż wielki błąd to my pozwalamy na to w ten sposób że wy myslicie ze to wasza zasługa.
Kot kiedyś też był zwierzęciem dziko żyjącym, ale dał się oswoić i myslicie że to wasza zasługa, a on i tak chodzi swoimi ścierzkami.
Spajdermen mam już męża ale jakbym miała wybrać drugego to z takim podejściem do kobiet jak Twoje Najardziej w tym wszystkim podoba mi się, że Wy pozwalacie za co Was kochamy :):)
z tym wychowywaniem to tylko zart-nigdy "nie wychowywałam swojego męża..dostałam go juz odchowanego od jego rodziców, my po prostu się docieraliśmy, dostosowywalismy się do siebie, poznawlismy.. a z tą tolerancja masz rację..
szczęściara :)
Hihi , tak naprawde, to my robimy wszystko tak, zebyscie Wy mysleli, ze to Wy pozwalacie, Wy rzadzicie, Wy wybieracie... Wam to pasuje, a my szybko sie tego uczymy :)
jedno z moich ulubionych zdan: ..to kobieta wybiera meżczyznę, który ją wybierze.. :)))
Mnie się podoba jeszcze takie: " Mąż jest głową rodziny a kobieta szyją która nią kręci"
Myślę że wszyscy wiemy o co chodzi i o to chodzi
:)))))))))))
Basiu nie bylam jeszcze mężatką. Wybierałam się do koleżanki ( mężatki) i ona mi powiedziała .Wiesz jakby co to tą torebkę dostałaś na imieniny i ja ją od Ciebie kupiłam za 50 zł. Bardzo mnie to zszokowało wtedy. Pamiętam pomyślałam wtedy tak. Boże nigdy nie chciała bym mieć męża przed którym cokolwiek będę musiała ukrywać. Na moje szczęście Bóg mnie wysłuchał nie wyobrażam sobie żeby było inaczej. Konto mamy z mężem wspólne. Nigdy nie musiałam się tłumaczyć ze swoich zakupów. Jak by mi przyszło do głowy mieć 20 torebek, 20 par utów mój małżonek nie miał by nic przeciwko temu. Kiedyś moj przyjaciel powiedział mi że jego żona wydaje całą swoją wypłate na ciuchy. Powiedziałam o tym swojemu lubemu a on na to tak Wy kobiety potrzebujecie tych wszystkich rzeczy.Byłam w szoku bo dla mnie ta kwota była dośc duża. Ja nie mam potrzeby mieć 20 torebek hi hi i może dlaego jest taki tolerancyjny. Czasem nie mówie mu że coś kupiłam ale dlatego, żeby zrobić mu siespodziankę. Zaskczyć go np. komplet bielizny, jakaś sukienka w której moim zdaniem wyglądam zjawiskowo. Ja nazywam to odskocznia od rutyny, ubarwianiem życia małżeńskiego.
Co do tolerancji jeśli pytasz o wyjścia to u nas jest tak ja wyganiam męża, mąż mnie. Bardzo lubimy przebywać ze sobą i najchętniej byli byśmy tylko ze sobą. Dlatego dobrze, że się nawzajem wyrzucamy z domu. Co do daleszej tolerancji. Ja pewnych rzeczy nie toleruje. U wszystkich , nie potrafie być tolerancyjna jak widzę skarpetki na podłodze brrrr ostrze wtedy pazurki i zero tolerancji dla skarpetek na podłodze :):):) Hi Hi na szczęście mąż zostal pod tym względem juz
( żeby nie czepiał się spajdermen) powiem przeszkolony
skarpetki spod łózka wynoszę (a w zasadzie juz czas przeszły) do pokoju na jego biurko (mimo, że kosz na bieliznę mam po drodze). Działa, choć czasami trzeba powtarzać...
To mi przypomnialo historie mojej kolezanki, z dawnych lat :) Mieli taki zwyczaj, w niedziele.. Mama miala wolny niedzielny ranek, Tata robil sniadanie, a corki po sniadaniu zmywaly.. No i razu pewnego, moja kolezanka nie pozmywala i gdzies poleciala.. Jak wrocila, w swojej szafie, na ubraniach, znalazla pieknie poukladane talerze, szklanki i bodajze patelnie po jajecznicy... Tata jej to wszystko wniosl na pietro i poukladal :)) Wiecej juz o zmywaniu nie zapomniala..
Pewnie dziewczyny/kobiety ucza sie szybciej:)
he he he agus moje metody :)
Ja po 2 godzinach proszenia (było to w 1 roku małżeństwa ) wkurzylam się powiedziałam mężowi, że przez skarpetki stanę się nieobliczalna ( na serioo nic mnie tak nie denerwuje jak skarpetki). Dalam mu 5 minut. Po czym stwierdziłam, że skoro nie zależy mu na moich uczuciach na tym że ja jestem wnerwiona przez te jego cholerne skarpetki to mnie na nim nie zależy też. Rowiązałam ten problem. Otworzylam balkon i wypierniczyłam skarpety. Innym razem powiesiłam mu na choince na dworze a jeszcze innym wsadziłam do plecaka do pracy. Po tych 3 razach do tej pory mam spokoj :)
Hih..
Ja :po pierwsze sama jestem balaganiara, wiec jakos tak mnie nie denerwuja porozwalane ubrania (glownie moje i Dzieciecia..chociaz skarpety nie :)) , a po drugie, Najdrozszy jest porzadny.. Jakbys otworzyla nasza szafe.. no az mi czasem wstyd.. :)) Ale tylko czasemm Zawsze uwazalam, ze moje mieszkanie jest do mieszkania a nie do sprzatania :))
<no czasem sprzatne, jak mam chandre, to nawet zrobie generalne porzadki.. po prostu nieporzadek jakos mnie specjalnie nie denerwuje :D >
aguś pamietam z innych wątków :). Ja tez nie jestem super porządnisia lubię porządek ale dom ma być dla mnie a nie ja dla domu :) Na mnie działaja tylko tak skarpetki pewnie nie przeszkadzały by mi gacie i innne :)
Mnie bardziej denerwuje jak Mlody mowi "poszlem" ..wrrr..
Wlasnie bylam w sypialni..zagladnelam do szafy.. chcialam zrobic zdjecie..ale mi wstyd ;P hihi
kiedyś jak jeździłam na kolonie jako wychowawczyni miałam przez turnus chłopaków w wieku 8-10 lat a też mmaiałam i mam bzika na punkcie tego poszłem ioczywiście zwracałam im uwage kilkanaście razy dziennie na drugim turnusie miałam dziewczyny i na początku też rutynowo: nie poszłam tylko poszedłam:)
poczytaj to co napisałam agusi :)
heh
Ja mialam takiego kolege.. Jak go poznalam, zwracalam mu uwage na to poszlem..Tak sie bidoczek przejal ze zaczal mowic poszedlem i poszedlas :)
Mnie bardziej denerwuje jak Mlody mowi "poszlem" ..wrrr.. moja droga zupełnie nie potrzebnie parę lat temu profesor Miodek rozwiał wątpliwości obie formy" poszłem" i "poszedłem" są poprawne
całkiem mi to nie pasuje...
Basienko..wybaczysz te offy?? :)))
temty oboczne bywaja też interesujące.
noooo,my najczęściej u innych w wątkach, w offach pijemy:)))
No właśnie a dzisiaj dzień abstynenta czy co??
no wlasnie...buuu
dzisiaj na pewno nie jest dzień abstynenta i ja to czuję już o 8.56!:)
17,17-możemy zaczynac ..no to siup:))
Sie spoznilam ociupinke, ale przycupne i siupne :)) Stawiam likierek smietankowy :)) kupny, ale niezly :)))))
oj to może ja kieliszek zmienię, bo mam taki słuznej wielkości:))
Mozesz zostawic ten sluszny :) likierek wchodzi jak ta lala :))
Robie zaprawe przed sobota, bo robimy babski comber.. ;DDD Najdrozszy z Dziecieciem wybywaja, a my bedziem pic...ha!
na zdrowie ,Dziewczyny! ;)
siup!
mnie też nie pasuje :):):) dokładnie pamietam co mnie wpajano w szkole i jak pani nas poprawiala, upaminała. Do tego stopnia, że mnie takie błedy się nigdy nie zdarzały. W ustach szczególnie mężczyn poszłem brzmi mi dziwnie Bardzo dawno to było chyba więcej niż 5 lat oglądałam w Tv program z profesorem wyjaśniał i rozwewał dylemat tych słow. Bardzo się zdziwiłam ale najwidoczniej ewolucja potrzebna jest i w j. polskim
Oprocz "poszlem" to mnie trafia jak widze, ze ktos zaczyna zdanie od "mi" no uczulona jestem:) Nie mam pojecia skad sie to bierze, chyba ze sie myle, i zaczynanie zdania od "mi" stalo sie forma poprawna w czasie mojej nieobecnosci w PL.
Ja mam uczulenie na pisze i jest napisane.
Pisze to ktoś, a gdziekolwiek to jest napisane...
Do tego stopnia mi to wpojono, że podświadomie potrafię poprawiać obce osoby...I potem mi trochę głupio...
brrrrrrrrrrrrr. nie... naprawde??? fe..!!
Ostatnio wyczytalam, ze jest juz dopuszczalne mowienie: "tu pisze" (ale piszemy: tu jest napisane)..
O poszlem nie slyszalam...
Można mówić poszłem ale nie dalej jak 500m. Jak dalej to poszedłem :)
a jakie wyjasnienie masz dla tu pisze i jest napisane????:))
Jak drukowanymi to pisze a inaczej to jest napisane :)
Twoja odpowiedź rozwiała moje watpliwości:))
a jak jeszcze dalej to doszedłem
to doszedłem to od ilu km????
hmm ...Od ilu ? Chyba musimy zapytać płeć przeciwną
hi.. "doszedlem" to mnie sie akurat nie z chodzeniem kojarzy ;)))
nie chciałam zaczynać:))
padlo na mnie ;)
Moja babcia mawiała "iszłam, iszłam i dojszłam..."
Poszlem to jeszcze nic. Mój synek ma prawie pięć lat i mówi idłem. Jak mu zwrócę uwagę to powie poprawnie.
Bardzo madry chlopczyk :)
Dzieci czesto tworza nowe, logiczne slowa..
Oczywiscie jak na zlosc zadnego nie umiem sobie przypomniec... Ale jak sobie przypomne, to napisze :)
Mój ma jeszcze 1 lub 2 takie ale ciągle o nich zapominam. Jednym z nich jest wzione zamiast wezmę a więcej nie pamiętam.
Dwa lata temu ,moja teściowa chcąc pochwalić się swoim "nowym nabytkiem" , zaprosiła wszystkich na obiad.
Był to Pan poznany na balu samotnych serc . Chłopina ja chłopina , lecz gdy się rozgadał .....
- Byli my i robili my , no i poszli my
Maks do mnie na ucho;
- Mamo , ale o co mu chodzi ?
Czytam o tych skarpetach i musze przyznac, ze ja to nawet nie mam pojecia, czy moj maz ma skarpety, gacie, koszule, spodnie, krawaty. Nigdy ich nie widze z wyjatkiem kiedy sa na nim. Osobna szafa, osobna szafka na drobiazgi bielizniane i sprawa rozwiazana. To on sortuje pranie do pralni i po odbiorze z pralni. Wola jak juz wszystko jest poukladane na lozku na osobne kupki i ja chowam swoje rzeczy. To raczej moje czesci garderoby mozna znalezc wieczorem zwykle na specjalnie do tego ustawionej skrzyni w nogach lozka, ale nigdy jego rzeczy.
W domu lubie, zeby bylo czysto, ale jak jest wszystko idealnie poukladane, to mam stres, bo kojarzy mi sie z muzeum. Dom ma wygladac tak jakby w nim naprawde mieszkali zywi ludzie, a nie tylko wchodzili i wychodzili nie dotykajac eksponatow.
przemów i nauczaj ,jak się dochodzi z chłopem do takiej perfekcji. może poradnik jakiś wydaj czy coś, bo jak ja patrzę na ten mój okaz i sajgon jaki zostawia po sobie,w każdym miejscu gdzie stanie, to mam ochotę zacząć czytać poradniki, np "20 trucizn niewyczuwalnych w jedzeniu".....:)))))
Teraz to będzie trudne. Trzeba było zacząć zaraz po ślubie.
Ale ja nie mam pojecia, jak sie do tego dochodzi. On tak byl wychowany w domu. Powiem wiecej jak sa naczynia w zlewozmywaku, to ja czesto potrafie z pospiechu powrzucac co trzeba do zmywarki, reszte umyc i na tym koniec. A Wspanialy jak oproznia zlewozmywak to zawsze go potem myje i na koniec zmywa szafki kuchenne. Ma jakiegos joba na punkcie mycia desek do krojenia (mam ich 6 bo jak on jest w domu, to wszystkie sa wiecznie mokre) i nozyczek. Jak tylko zobaczy nozyczki, ktore nie wisza tam gdzie powinny to zaraz je myje. Zapewniam Cie, ze z tym tez mozna dostac szalu:)))
Mój mąż potrafi z rozpędu wyjąć naczynia ze zmywarki i pomyc, a skarpetki ściaga z nóg i pierze, chociaż ma ich /skarpet/ całą masę bo ja mam skarpetkowego bzika..ale ma "troszkę" wad o których nie będę wspominała bo po co ma się denerwować..
ja nie mam zmywarki. mój mąż zmywając 1 talerz lub 1 kubek -nie ma bata- zawsze nachlapie na podłogę, tworząc normalnie kałużę....ja nie wiem,co on ma z tą wodą..... potrafi zalać całą podłogę w łazience , biorąc prysznic- przy zamkniętych drzwiach, oczywiście.....zawsze go znajdę żeby opierniczyć, idę po mokrych śladach kajaków nr 48 !!!
A ja kupilam zmywarke, bo jak widzialam jak Najdrozszy potrafi 4 minuty szorowac lyzeczke po herbacie.. to mnie chcialo cos wziac..
z tymi chłopami to same problemy są , w środę się na niego tak wkurzyłam, że się już miałam rozwodzic, ale postanowiłam, że jeszcze ze dwa dni poczekam, bo jakby co to gdzie ja takiego sprawdzonego wroga sobie znajdę?najgorsze jest to, że z nim się nawet pokłócic nie da bo ja wrzeszczę a on mnie od skarbeczków i żabek zaraz wyzywa i moja własną kotkę przkabaca....mówię Wam cięzkie jest zycie jak się nie ma z kim czasami pokłócić:(
ekkore, te skarpetki tez sa swietne:)))))
Co do nowych ciuchow, to pokazuje, a nawet sie chwale co sobie fajnego a jakie taaaanie! kupilam ( obojetnie ile kosztowalo, tak to przedstawie, ze wychodzi na to, ze sie oplacalo:)) ...czasami tez cos schowam do szafy, wtedy jak mnie samej sumienie gryzie, ze przesadzilam,...chyba raczej chowam sama przed soba... jak sobie polezy w szafie i mi "przejdzie", no to potem wyciagam i mowie prawde, ze dawno kupilam i to juz stare:)
to jest dobre:))
Jak coś kupimy to nie chowamy tylko się chwalimy wzajemnie. Jak by chciał spotkać się z kolegą to bym pozwoliła. Zdarzyło się kilka razy ale nie za często. Pewnie dla tego pozwalam. Gdyby się chciał spotkać z koleżanką to nie podobało by mi się. niby mu ufam ale była bym zazdrosna i nic na to nie poradzę. Jak robił kurs gdzie były same kobiety to strasznie to przeszłam ale dałam radę.
Chyba wszyscy jestesmy zazdrosni o ludzi , ktorych kochamy..
Jest takie powiedzenie:bez zazdrości nie ma miłości.
Co do spotkań towarzyskich, to oboje jesteśmy tolerancyjni. On spotyka się ze swoimi kumplami, ja ze swoimi kumpelami (czasami mnie nawet podwozi i przyjeżdża po mnie jak są trunki w planie).
Jeśli chodzi o zakupy, to różnimy się pod tym względem bardzo. On może chodzić w jednym i tym samym non stop. Nie dosyć, że sam sobie ubrań nie kupuje, to jeszcze zły jest, gdy ja mu kupię (bo mi normalnie wstyd za niego). Na początku małżeństwa chwaliłam się kupionym każdym ciuszkiem, chociaż zakupy odzieży były podyktowane koniecznością a nie zachcianką (byliśmy wtedy na dorobku) i nie były częste. Kilka lat temu kupiłam sobie fajną spódnicę zimową (super leżała na mnie :)). Przyszłam do domu i pochwaliłam się mężowi. Nie pamiętam co wtedy dokładnie powiedział, w każdym bądź razie poczułam takie wyrzuty sumienia, że następnego dnia zwróciłam spódnicę do sklepu. Czułam się podle. Idąc przez miasto mijałam wystawy sklepowe z ciuchami i zaczął rodzić się we mnie bunt. W końcu nie byłam na jego garnuszku, zarabiałam w tym czasie lepiej od niego. Weszłam do sklepu i kupiłam sobie śliczny płaszcz. Wróciłam do domu, płaszcz powiesiłam do szafy nic nikomu nie mówiąc. Mam go do dzisiaj. Nadmienię, że spódnica kosztowała 40 zł a płaszcz 650 zł. To było w dniu moich urodzin. Paragon mam schowany do dzisiaj. Od tamtej pory nie chwalę się swoimi zakupami.
Człowiek, to się całe życie uczy.
Oj z tą tolerancją w małżeństwie bywa różnie....
Jeśli chodzi o mnie to wydaje mi się,że jestem bardzo tolerancyjna...oprócz tego,że pomarudze,że jak zwykle na stole w kuchni kleksy i placki;zlew w łazience uwalony;a na szafce w korytarzu kopiec ubrań "codziennych" mego mężusia ,a w szafie poprzewracane i na dodatek drzwi szafy rozsunięte,że widać owe przewracanie(kupię mu chyba kuferek-zatrzasnę i nie będzie widać bałaganu )
Stół ścieram,zlew myję ,składam ciuchy i jednocześnie przekomarzam się z córką(Bo młoda twierdzi,że ona to by swemu mężowi wyrzuciła te ciuchy np do piwnicy i miałby nauczkę) i mam z tego ubaw i jednocześnie tłumaczę,że ojciec od rana do późnego wieczora pracuje.Czasami jak nie mam natchnienia to po prostu nie ruszam tego bałaganu tylko znikam na przejażdżkę rowerową albo do ogródka albo do lasu na spacer(albo na grzyby).
Jeśli chodzi o tolerancję"finansową" to oboje zarabiamy,mamy jedno konto a wydaję ja z racji tego,że moja praca pozwala na robienie poważnych i drobnych zakupów(praca na zmiany).Mąż jak wspomniałam jest zajęty przez cały dzień.Poważne inwestycje obgadujemy wspólnie wieczorem przed zaśnięciem albo rano przy śniadaniu(zależy jak ja pracuję).Co do ciuchów to oboje nie mamy jakiegoś bzika,że moda i już lece i kupuję-kupuję rzeczy wygodne i praktyczne i nie ukrywam tego przed nim.Zresztą on nie wnika, a ja nie tłumaczę się.
Tak siebie"tolerujemy" 18 lat i znajomi uważają nas za bardzo zgrane małżeństwo...Nie wiedzą tego,że potrafimy pokłocić się o błahostki i to tak błahe,że na drugi dzień z tego się śmiejemy....Teściowa nieraz mówi,że wsadzi nas do jednego worka i zawiąże,bo oboje jesteśmy tacy sami
melduję, że u mnie też w tej kwestii luz blues:) Mamy jedno konto, nie dociekamy na co poszła każda złotówka, ale też mamy jakiś szczątkowy zdrowy rozsądek- jak można poszaleć to można, jak nie to nie i tyle. Nigdy nie ukryłam żadnego zakupu z tego samego powodu. Mamy osobne poczty (jedną wspólną) i gg- to co na nich- traktujemy jako tajemnicę korespodencji. Nie "trzepiemy" sobie telefonów. Możemy wychodzić z domu, bez ukrytych podsłuchów, mikrokamery czy czegoś tam. Inna sprawa ,że ja wychodzę rzadko ze względu na dzieci. On- ze względu na pracę. Tak czy siak ,jak przychodzi moment gdzie mamy ochotę poza domem napić się drinka- no problem. Posiadam kolegów. Dla mnie i dla męża to nic szczególnego,ale wiem ,że koledzy też potrafią budzić kontrowrsje.Mamy też wspólnych znajomych, zazwyczaj pary. Zainteresowania- inne. Choć czasem udaję ,że słucham i rozumiem, jak do mnie mówi o samochodach lub komputerach- nie wiem czy się w związku z tym liczy,że podzielam jego pasje:)))))
W naszym małżeństwie po wielu próbach i błędach utwożył się system zażądzania pieniędzmi .Zarabiamy oboje i mamy wspólne konto z tych pieniędzy każde z nas ma jakby kieszonkowe na własne wydatki co miesiąc ( na ciuchy,kosmetyki i na jakieś zachcianki na co tam chcemy w danym momęcie z tych zaskurniaczków kupujemy sobie też prezęty i tymi pieniędzmi dysponujemy według uznania )resztą pieniążków zażądzamy wspólnie (po opołaceniu rachunków,ustalamy kwotę maksymalną wydatków w ciągu tygodnia i staramy trzymać się planu) to co zostaje odkładamy lub kupujemy potrzebne sprzęty .Ten system u nas doskonale się sprawdza pozwala na pełną kontrole wydatków i na jakieś oszczędności.na wakacje np.
co do wyjść z tym bywa różnie oboje jesteśmy zazdrośniale staramy się być w zględem siebie tolerancyjni z czasem jest coraz lepiej
a jeśli chodzi o pożądek tu zaczyna się problem w tej kwestii często się sprzeczamy..... on chciałby mieć porządek ale uwielbia bałaganić i po sobie nie sprzątać, a ja też chce mieć porządek ale nie chce sprzątać po nim (więc wpadłam na pomysł że wszystkie żeczy które zostawi pod nogami będę pakować do plastikowego worka na śmieci i tak robiłam zorjętował się dopiero jak brakło mu czystych skarpetek do pracy i wiecie co zrobił zaczął chodzić w moich i bynajmniej wcale mu to nie przeszkadzało gorzej było ze mną pozostała kapitulacja)
:)))
jeśli jednak masz dużo pastelowych skarpetek, zwłaszcza w odcieniach różu- ja bym się jednak zaczęła niepokoić. Na wszelki wypadek przelicz pozostałą bieliznę:))))))))))))))))))))))))))))
kase mamy wspolna choc ja rzadze-place rachunki robie zakupy i takie tam z wyjsciem do znajomych-roznie maz moze ja niby tez -ale sie nagada ze razem nie wychodzimy:)ciuchy kupuje ja dla calej rodziny ale po uprzednim rozwazeniu co kto chce lub potrzebuje....zainteresowania mamy rozne(maz jak tylko moze to jezdzi na ryby co mnie doprowadza do szalu-bo moze by tak z dziecmi posiedzial) a skarpetki to masakra-nie moge zrozumiec ze jak idzie myc zeby wieczorem nie zdejmie tych cholernych skarpet i nie da bo kosza na brudy tylko przyjdzie do pokoju i je tam sciaga!!!!a do tego jak szuka majtek czy koszulki w szafie to kipisz zrobi ze szlag mnie trafia....a wszystko jest na swoim miejscu nie zeby od linijki...az przestala prasowac koszulki bo i tak wymietoli zanim je zalozy...myslalam ze pomoze ale chyba nawet uwagi nie zwrocil...jedyne co ukrywam(co chyba mi nie za bardzo wychodzi) to fajki-pale w tygodniu jak maz jest poza domem a sobota i niedziela abstynencja niby wie ze pale ale nie widzi i nie czuje bo nie pale w domu...a co do smrodka z ust to wieczorem robie kolacje z czosnkiem i cebula i to dziala:)))
he he he marcia ja tak robilam z tymi papierosami jak miałam 18 lat :):):)
A ten misz masz to też mnie denerwuje. Czemu mężczyźni nawet jak mu powiesz np Gdzie jest pieprz ? tak wszystko wywalają do góry nogami. Kiedyś myślałam, że to tylko mój ma taka wadę genetyczną ale się pomylilam. Mówie- pieprz w drugiej szufladzie piąty od przodu a ten i tak wywali z 3 szuflady głuchy czy co
JA MAM TROCHE WIECEJ:(((
nie niepokoje się bo większość skarpetek mam białych i właśnie te wybierał .......wtedy myślałam że uda mi się go wychować dziś zdecydowanie pożuciłam już tą nadzieje ......ale wiem też że jak musiał to poradził sobie z całym domem na głowie (gotowaniem ,praniem ,sprzątaniem i małym dzieckiem i się dało.....tylko nasi panowie nie zawsze chcą nam to pokazać że umieją takie żeczy) :-)
ooo tak jak tez przez 10 lat myslałam że moj Skarb gotować nie potrafi a się pomylilam :):)
właśnie niteczko, trafiłaś w sedno....gdyby im się tak chciało, jak im się nie chce....to by się pewnie okazało, że każdy potrafi ugotować coś więcej niż wodę na herbatę i posprzątać faktycznie,a nie tylko leżeć omiatając wzrokiem sufit.
z gotowaniem u mojego męża jest całkiem ok- jak musi, oczywiście. Inna sprawa, że on naprawdę dużo pracuje więc ciężko żeby w wolnym czasie jeszcze gotował:) Może nie są to dania wykwintne, ale muszę przyznać ,że robi najlepsze placki ziemniaczane na świecie, niezłe zupy. Jak się spręży to potrafi wypucować jakieś pomieszczenie, czy np. szafę z ciuchami...tylko ta codzienność wyzwala we mnie czasami mordercze instynkty- nieświeże ciuchy rzucone byle gdzie, kruszyny nie sprzątnięte z blatu, po przygotowanej kanapce, umywalka niedokładnie sprzątnięta po paście do zębów albo w zaroście (opcja po goleniu). gdy już jestem bliska szału....odpuszczam sobie:) szkoda życia:))))))))Kocham drania i w sumie kijowo by było bez tego wszystkiego.......:)))
O to to!! wlasnie..Tez zazwyczaj odpuszczam, bo jakos tez go kocham :))
Ale znalazlam jedna rzecz, ktorej nie trawie (oprocz tych lezeczek, ale na to znalazlam juz sposob:)) )- mokre reczniki na wannie ;/
Mamy chwilowe problemy w kaloryferem w lazience, no nie grzeje dziad!! (uroki mieszkania w nowym blokach-patrz alternatywy;/ ) .Reczniki po kapaniu, wynosze na suszarke- stoi w pokoju-dwa kroki od lazienki, trzy od sypialni..Nie rozumiem co za problem, po wyjsciu z lazienki powiesic ten recznik, niech sobie poschnie (przy kaloryferze, albo przy oknie.. ) ..No okazuje sie ze problem!! Za kazdym razem jak wejde do lazienki- wszystkie reczniki mokre.. A jedyny suchy, to ten, ktory sama wczesniej zanioslam na suszarke i ktory dalej tam wisi..No zabic to malo!! wrrrrrrrrrrrrr.. skarpety by mogly lezec, ale recznikow nie zdzierze...
Mój młodszy syn jak był w domu rodzinnym :) był strasznym bałaganiarzem, ponieważ miałs swój pokój na ostatniej kondygnacji wchodizłam tam sporadycznie-już nie wspomnę o wyrzucaniu ciuchów przez okno /które notebene później sama zbierałam/, sprzątała kiedy miała do niego przyjśc Anka, albo jeszcze robił tak: dzwonił do mnie: Anka przychodzi, to ja głupia mamusia sprzatałam mu pokój, teraz kiedys, gdy juz są na "swoim" dzwonię do Maćka żeby przyjechał po coś tam do domu /najczęściej po wałówę/ a mój synio- ale dopiero za godzinę, bo muszę wymopować mieszkanie", w domu chodził w białych skarpetkach bez ciapów, bo co to za problem wrzucił do kosza i "pralka wyprała' teraz kupił ciapy- no bo wiesz szkoda skarpet", albo tekst-wyszorowałam łazienke i wcale się tego nie wstydze...no i powinnam płakać jako to biedny synio wykorzystywany przez "paskudną" synową musi sprzątać po sobie...he he he
hahahaha...skąd ja to znam....!
Też czasami zostaję bez skarpet
Czytam i czytam, i współczuję sporej części pań z WŻ. Ileż wysiłku trzeba włożyć w to aby znaleźć takich facetów. Ja jestem bałaganiarz, ale do głowy by mi nie przyszło, żeby osobiste rzeczy rozwlekać po pomieszczeniach. Oczywistą sprawą jest, że dom to nie muzeum i w takim czuł bym się źle. Jednak takie podejście, że gdzie stoi tam na..a jest dla mnie niezrozumiałe.
Czos - współ nie musi być bałaganiarz (mój jest porządniejszy ode mnie) - tylko pewne działania, które nas - babski ród doprowadzają do szału. I wcale nie chodzi o rozwleczone po całym mieszkaniu zapachujące części garderoby, przecież one są stacjonarne - tylko o to jedno miejsce, ulubione do składowania
Jeśli chłop ma jedno miejsce na swój bałagan to co Ci do tego? Chyba, że wszedł na Twoje terytorium. Taki bałagan w jednym miejscu to taki azyl od codziennego poukładania.
To jest myśl dać chłopu jedno miejsce na skladowanie swoich rzeczy. Najlepiej w jakimś garażu w myśl czego oczy nie widzą......
- żartuję oczywiście
Tyle, że w garażu chłopy gromadzą flaszeczki, bynajmniej nie puste.
Tu gdzie mieszkam to standard, że panowie szli naprawiać samochody do sąsiada...Wracali zawsze radośni i ciut z plączącym językiem i nogami...teraz trudniej, bo samochody mniej awaryjne, a i bez mechanika trudno "naprawić"
jak mieszkaliśmy w bloku też się tak zdarzała, teraz jak garaż otworzony i mąż coś w nim robi a jakiś zabłąkany kolega przechodzi to tez różnie bywa, kiedyś tak próbowali młodziutkie wino...
Tylko dlaczego pod łóżkiem w dużym pokoju (nie mamy sypialni, bo gdyby była skarpetki i galotki leżałyby do posprzątania przez niego. Nie piorę - tzn nie wkładam do pralki niczego co nie jest w koszu)?
Ja też mu ten bałagan stacjonarnie zostawiam - elegancko na środku biurka. Wg mnie tam prezentuje się zdecydowanie lepiej.
Pomaga - nawet na długi czas, bo "zbiory" zdarzają się kilka razy w roku
w rozmowach
zawsze kieruję się
mądrością, roztropnością, taktem, rozwagą i przede wszystkim miłością
recepta na tolerancję w małżeństwie
pozdrawiam
nie gderam gdy idzie z kolegami??? na wodke
skad taka pewnosc ze wlasnie tylko na wodke i napewno
tylko z kolegami ???:)))))
To może jeszcze dodaj taką wątpliwość: skąd pewność, że idzie do pracy? że idzie po zakupy? że idzie(jedzie) do warsztatu. Prosty sposób, żeby życie uczynić horrorem!
Oj Czosie musisz tak odbierac powaznie moj wpis
czy nie skumales ze to byl zart
przeciez musimy miec do siebie jakies zaufanie
bo inaczej juz dawno padla by instytucja malzenstwa
Nie złapałem fali. Ulżyło mi, że to żart.
Użytkownik CZOS napisał w wiadomości:
> Nie złapałem fali. Ulżyło mi, że to żart.
Mimo wszystko Cie lubie :)))))
Mimo wszystko się cieszę i dziękuję :))
Mimo wszystko wzajemnie :))
Użytkownik CZOS napisał w wiadomości:
> Mimo wszystko się cieszę i dziękuję :))Mimo wszystko wzajemnie :))
Zartownis z Ciebie Tak trzymaj!:)))))
nigdy nie kłócę się z mężem gdy jest po alkoholu a na drugi dzień w zależności od tego "ajki miał zakres pamięci" potrafię mu takie kity wciskac o jego zachowaniu, że aż miło...juz nieraz kwaitki dostawałam w ramach przeprosin, a chłopina tak na prawde było bogu ducha winien..
Oj nieładnie,nieładnie!!!
a gdyby role się odwróciły i on by Ci wcisnął podobny"kit"? zastanów się co byś mu kupiła w ramach przeprosin...
..żubra...czy tyskie...?bo facetowi na przeprosiny nie wypada dać kwiatków
Flaszkę co by go upić i się zrewanżować, ale to nierealne, bo ja prawie abstynent. U mnie w domu jest sprawiedliwość:na wszelkie imprezy alkoholowe mąż jedzie za kierownica a ja za tą kierownica wracam..
szacun!
lata praktyki:))
Kurczę, u mnie to bardziej tolerancyjny jest chyba mój mężuś...nie, wróć, przecież on jest strasznym zazdrośnikiem, a tego już nie można nazwać tolerancją . Ale toleruje wszystkie moje inne wady, chociaż próbuje z nimi walczyć.
Ja nie pracuję, ale na moje konto wpływa jego wypłata - fajnie, nie ?
Zakupy robimy zawsze razem i niczego nie muszę ukrywać. Nie ma znaczenia czy to jedzenie, ciuchy czy wyrzynarka, ja uwielbiam narzędzia i sklepy budowlane, a ubrania kupuję ekspresowo, bo nie lubię przymieżania. Częściej on mnie namawia na nową rzecz, a ja się waham z oszczędności, ale co bym nie potrzebowała, to zawsze wiem, że bez problemu usłyszę "to sobie kup".
Zainteresowania mamy prawie takie same ( tylko on więcej piłki ogląda i gra na kompie ) i znajomych wspónych, więc wyjścia też zawsze wspólne. On jest domatorem i woli piwo w domu przy meczu wypić, a ja sporadycznie umawiam się z koleżanką na kawkę, bo nie mam na to czasu.
Ale jestem bałaganiarą i to go denerwuje. Chociaż muszę przyznać, że już troszkę się ode mnie nauczył, jak to się robi . No co ja poradzę, że się w niedzielę urodziłam ? Już od małego wiedziałam, że trzeba zacząć od dnia wolnego i dobrze najpierw odpocząć :-))
Ciężko mi dojść do ładu, kiedy ciągle gdzieś jedziemy ( na wycieczki, w góry, do rodziców, znajomych ) i tylko spakuję torby, rozpakuję, wypiorę i znowu spakuję. Po co mi te szafy ? Ale mam bardzo dobrze zorganizowany bałagan i lepiej się w nim odnajduję, niż mężuś w swoim porządku.
A poza tym jest wiele pierdół, które mnie u niego denerwują ( i odwrotnie ), ale bez nich by było nudno..., a tak mogę sobie pokrzyczeć kiedy chcę, bo zawsze jakiś powód znajdę. Taka zdolna jestem .