Nie chcę rano wstawac, najchętniej całymi dniami chodziłabym w piżamie, nie czeszę się, nie maluję. Nic mnie nie cieszy, na siłę bawię się z córką, a kiedy synek raz na jakiś czas ma dobry dzień i śle mi swój czteromiesięczny uśmiech, zmuszam się by na niego odpowiedziec. Jem bez opamiętania i byle co. Nie mam siły żeby życ, nawet tego nie chcę. Mam 23 lata, męża hazardzistę i wygląda na to, że zostanę samotną matką z dwójką malutkich dzieci.
Jak się odbic i znaleźc siły na każdy następny dzień. CZy to depresja? Co ja mam ze sobą zrobic? Proszę pomóżcie!!!
Głow do góry! Wszyscy to mają w mniejszym lub większym stopniu. Przez okres zimowy i takiej wiosny jaką mieliśmy, brakuje nam promieni UV. Wyjdź na słoneczko, poopalaj się, przebywaj jak najwięcej na dworze, najlepiej w lesie. W każdym razie w ciszy i spokoju. Będzie dobrze!!
Dajanko... czasem tak w życiu bywa, że UV już nie są w stanie pomóc a spacery i opalanie się nie potrafią ukoić tego nieokreślonego bólu rozrywającego człowieka od wewnątrz i blokującego przed jakimkolwiek uśmiechem. Psychika ludzka jest niesamowicie skomplikowana, nawał problemów potrafi tak zamącić w głowie, że tak jak piszesz - nawet uśmiech własnego dziecięcia nie zachęca do beztroskiego uśmiechu. A przecież nie tak powinno wyglądać życie młodej kobiety !!! Powinniśmy krzyczeć by wyrazić siebie, popuścić wodze własnych zachcianek i radości, nic nie powinno tego zabronić. To co się z Tobą dzieje, nie musi mieć miejsca... Być może przesadzam, być może to tylko Ty masz gorszy dzień i potrzebujesz otuchy... ale cóż, coś o tym wiem. Słowa że będzie dobrze, powodują jeszcze większe poczucie beznadziejności. Kochana, weź się w duuuużą garść i rusz swój piękny tyłeczek do odpowiedniego specjalisty - psycholog, może nawet psychiatra. Nie taki z pierwszego zdarzenia, ale rekomendowany - poczytaj w Internecie o lekarzach w swojej okolicy. To wymaga Twojego zaangażowania, ale wierz mi - żadne dziecko nie chce mieć smutnej mamusi. Gdybym mogła to bym Ciebie na plecach zaniosła do psychologa - jeśli uważasz, że nie chcesz w taki sposób żyć to wg mnie najlepsze wyjście. On już Ci powie co masz z tym fantem zrobić :).
Nie wiem jak dlugo juz jestes w tym "stanie"? Pierwsze o czym pomyslalam, to wpadlas w depresje poporodowe. Niestety, duzo matek w nie wpada, ale sie o tym nie mowi, bo przeciez kazda matka jest szczesliwa... Do tego dochodza problemy z mezem:(, powinien cie w takiej sytuacji jak najbardziej wspierac i zajmowac sie dzieckiem, zebys miala wystarczajaco duzo snu, wypoczynku. Ja przy pierwszym dziecku tez bylam w podobnym stanie, z ta roznica, ze mialam pomoc od meza. Syn urodzil sie pod koniec wrzesnia,porod mialam ciezki, male komplikacje poporodowe... zaczely sie dlugie wieczory, zimne dni, ciemne poranki.., nie umialam sie cieszyc dzieckiem (chociaz je bardzo kochalam)...kazdy dzien byl dla mnie tortura..trwalo dlugo, ale przeszlo samo.
Ty masz dwojke malych dzieci, nieodpowiedzialnego meza.. pojdz do dobrego lekarza po odpowiednie leki, popros rodzine, przyjaciol o pomoc...ja wtedy tego nie zrobilam, bo sie wstydzilam (ze jestem taka beznadziejna matka), nie mialam pojecia, ze taki stan jest "normalny",spowodowany przez niesamowicie gwaltowne zmiany hormonalne...
Oczywiscie nie wszystkie matki wpadaja w te depresje.
bardzo bym chciala napisac Ci coś, co cie podniesie na duchu.... ale za bardzo nie wiem co doradzić i jak pocieszyć:( Moze szczera rozmowa z męzem ?? jesli nie to z przyjaciolka albo mama? czasem wygadanie sie komus pomaga. i ciesz sie z każdego dnia, z dzieci, ze słoneczka za oknem:) bede trzymać za Ciebie kciuki!! :*
Dajanko...! Nie umiem Ci za bardzo czegoś doradzić ale wydaje mi się ,że najważniejsze jest szczęście dzieci.One nie są niczemu winne.Powinnaś znależć przynajmniej dla nich siłę!!! Trzymam za Ciebie kciuki,może wszystko się jakoś ułoży...Pozdrowienia
Mialam to samo tyle ze po porodzie. Dzien byl za dlugi, dzieciaki denerwowaly a rano po otwarciu oczu mialam nadzieje ze to wieczor i znow moge isc spac. Na tym tracilam nie tylko ja ale przede wszystkim rodzina. Skonczylo sie wizyta u lekarza i testami czy to na pewno depresja czy cos innego. Wynik byl jeden - depresja w stopniu nadajacym sie do leczenia. Od kilku miesiecy biore prozac i widze olbrzymia zmiane w samopoczuciu. W Twoim stanie proponowalabym wizyte u specjalisty - bo tylko on moze ustalic co tak na prawde cie dreczy. Liczy sie tez wsparcie najblizszych.
Nie jestem specjalistą,ale ten temat nie jest mi obcy.Według mnie,to jest depresja.Dopadły Cię problemy,ale nie pozostawiaj tego stanu rzeczy "samemu sobie".Musisz zasięgnąć porady specjalisty (wierz mi,bardzo bliska mi osoba chorowała na depresję,wiem sporo o tym).Jeśli już nieco "staniesz na nogi",zajmij się problemem mężowego nałogu.Samotną matką zawsze możesz zostać.Może da się uratować Wasze małżeństwo (oczywiście nie za wszelką cenę,bo jeśli nie,to ratuj siebie i dzieci),a wtedy i Ty wrócisz szybciej do równowagi.Co prawda depresja poporodowa może trwać jeszcze dłużej,ale chyba to postępowanie męża i związany z tym brak poczucia bezpieczeństwa jest tu główną przyczyną.
Proponuję poradę specjalisty,zawsze patrzy na sprawę obiektywnie.Pewnie problemy hazardowe męża wiążą się też z kłopotami finansowymi. Zawsze w najgorszej sytuacji dzieci cierpią najbardziej,choć są niczemu niewinne.Wątpie żeby rozmowa z mężem dała jakieś rezultaty,skoro uważasz że ma problem(nałóg),z którego ciężko wyjść i samemu za pewne nie da rady,są różne ośrodki odwykowe do których można się zwrócić.Może jakimś dobrym początkiem będzie trochę czasu spędzić z kimś bliskim poza domem,np.z mamą.
Dzięki kochani za porady. Ja nie wierzę żeby coś mogło byc lepiej, ale zgodnie z waszymi poradami pojadę do psychologa, no i zrobię badanie na poziom hormonów. Wiem, że najbardziej cierpią dzieci i tak mi ich szkoda. Serce mi pęka, a ne mogę się przemóc. Co do męża, to ja kocham tego drania, ale te kłamstwa. On idzie jak koń w zaparte. Mieliśmy rok spokoju, ale od października ubiegłego roku znowu się zaczęło. Poprzednim razem przegrał wszystko co mieliśmy. Teraz nie mieliśmy nic więc mamy długi. A najgorsze jest to, że on do niczego się nie przyznaje i nie widzi żadnego problemu, a mi brak już sił:(
Co do męża to może warto ustanowić rozdzielność majatkową (tzw. intercyza)? Można to zrobić w dowolnym momencie małżeństwa. Przynajmniej Ty i dzieci nie będziecie odpowiadać za jego długi. Jak chcesz trochę poczytać na ten temat to zerknij na http://www.we-dwoje.pl/rozdzielnosc;majatkowa,artykul,3021.html
A może powiedz teściowej,że syn jej jest hazardzistą i może ona wpłynie na niego.Ale właśnie taki jest hazart jak sie wciągnie to nie ma odwrotu.A ja jeszcze bym zwróciła sie do prawnika i zaznaczyła,że wrazie czego ty nie będziesz spłacać męża długów-ja bym tak zrobiła.Ja wiem,że to ciężko bo go kochasz ale tu się liczy dobro twoje i twoich dzieci.A jak Ci tu koleżanki radzą udaj sie do psychologa.
Tak. Masz depresję lub jesteś załamana. Wiele kobiet z małymi dziećmi tak ma. u ciebie doprowadziły do tego jeszcze inne problemy. Jak sobie z tym poradzić? Najważniejsze, że widzisz że jest coś nie tak. To jest pierwszy krok. Musisz być silna. Musisz walczyć czyli starć się robić to na co nie masz ochotę a powinnaś. Powinnaś mieć kogoś z kim możesz porozmawiać. Kto nawet powinien Cie kontrolować by dodać Ci sił. Jak to długo trwa i nie dasz sobie rady to musisz iść do specjalisty.
Heja Słonko... Po diagnozę, czy to depresja- musisz iść do doktora, niestety. Nikt Ci nie powie- tak przez internet. Ja sobie myslę, że Tobie po prostu brak elementarnego poczucia bezpieczeństwa. No i brak Ci wsparcia, ze strony męza... Myśle sobie, że czujesz się przygnieciona odpowiedzialnością za 3 osoby, w tym dwie całkowicie bezradne i bezbronne. I ze jeszcze czujesz się odpowiedzialna za trzeciego dzidziusia- męża. Hazardzista to tak, jak alkoholik- on musi. Nie wiem, w jakiej jest fazie, ale skoro udało mu się doprowadzić do tego, ze nie dość, że nic nie macie, to jeszcze nic nie macie na minusie- to pop prostu go nie uprosisz, nie upłaczesz, nie wymożesz... Będziesz jeszcze tysiące razy słuchac obwiniań się ( z kórych nic nie wynika- pewnie już to wiesz), obietnic, że juz od jutra ( jak to dobrze, że jutro jest zawsze jutro)... itd Możesz oczywiście udać się do notariusza- celem uchronienia swojego majątku- wnosić o rozdzielność majątkową... Nie zaszkodzi. Ale pomóc też za bardzo nie pomoże- skoro piszesz, że już nic nie macie. Masz pracę? Chyba nie :( Ale to tylko pierwszy krok...- bo to musisz zrobić koniecznie- Twoje dzieci muszą mieć co jeść!!!!
Ale najważniejszą rzeczą jest, zebyś dowiedziała się, co to wspóluzależnienie- bo wykazujesz objawy osoby wspóluzależninej- wiem, jak to brzmi... :(((( Ale neistety- brakiem stawiania granic, godzeniem w siebie ( bo czym innym są Twoje stany???), tymi beznadziejnymi słowami "kocham go" ... i w domyśle- będzie coraz gorzej... potwierdzasz swoje wspóluzaleznienie... Tylko się nie obraź, Kochanie, proszę... Bo ja nie chce Cię urazić. To nie jest Twoja wina.
Odpowiedz sobie- ile razy strzaskałaś w pył lampke alarmową, która Ci się w głowie najpiej błyskała, potem coraz częściej świeciła, a potem już nawet nie widziałaś, ze świeci jednostajnym czerwonym swiatłem??? :( Pewnie wiele razy, pewnie mówiłaś sobie- przecież on jest dobry, czuły, kochany... no, jedną wadę każdy moze mieć.
I ja Ci chcę powiedzieć w tym momencie, że tak- można mieć wady, ale uzależnienie nie jest wadą. Tylko chorobą, którą czasami da się wyleczyć. Tylko sam chory musi chcieć. Jesli nie chce- to pociągnie Ciebie i dzieci- w dół... To bedzie taka śruba... Bedzie coraz mniej Ciebie, coraz mniej Jego, coraz mniej Was... Bedzie coraz więcej problemów. Bedzie coraz wiecej konekwencji... Uzaleznienie- ma zawsze takie same sposoby leczenia- bez względu na to, czy to jest uzaleznienie od alkoholu, od narkotyków, od zakupów, od neta, czy od hazardu...
Jeśli mogę Ci coś poradzić- to idź do pierwszego lepszego ośrodka leczenia alkoholizmu ( tylko z tego względu, ze jest ich najwiecej i są w prawie każym mieście)... Też wiem, jak to brzmi- alkoholik to ten obszczany obdartus, który żłopie tanie wino za sklepem... w końcu to takie poniżające i tak bardzo kojarzy się z marginesem i patologią... Wierz mi, że nie :( Alkoholik to równiez pan na stanowisku, który może nie pic miesiąc, albo pić tylko w weekendy, albo tylko imprezowo, albo wpadać w ciąg... i nie przestawać pić tygodniami, aż go obszarpanego, zachlanego podrzucają pod drzwi, nawet nie jak zwierzę.... :((( Jeśli pójdziesz do psychologa i przedstawisz sprawę, tak jak tutaj- to pewnie i tak zostaniesz skierowana do jakiegoś ośrodka uzaleznień, albo do specjalisty, który uzależnieniami i wspóluzależnieniami się zajmuje...
Jesli nic nie zrobisz- ani w tę ani we wte- to powiem Ci, co bedzię- Twoje dzieci za kilkanaście lat będą DDD ( Dorosłymi Dziećmi z rodzin Dysfunkcyjnych)- beda miały problemy ze sobą, beą odczuwały wiecznie lęk, będą miały niskie poczucie własnej wartości, będą albo zupełnie pozabwione poczucia odpowiedzialności, albo bedą się czuły odpowiedzialne za cały świat... nie będą ( bez leczenia) potrafiły stworzyć harmonijnego i satysfakcjonującego związku, będa się wiecznie bały, bea o wiele bardziej skłonne do zachowań autoagresywnych, będą skłonne do nałogów.... jeszcze kilkanaście pozycji. JUż nie mówiąć o Tobie- masz 23 lata- i jesteś strzępem człowieka... A lepiej nie będzie... Jeśli nic nie zrobisz to będzie tylko gorzej...
Podniesiesz się na pewno!
I jeszcze jedno musisz wiedzieć- TO NIE JEST TWOJA WINA!!!- szkoda, ze w szkole tego nie uczą... :(
Agik, dzięki za tak wyczerpującą wypowiedź kochana... Nie dam się -obiecuję!!! I wyjdę z tego, tylko jeszcze nie wiem jak. Na początku było mi go szkoda, bo nie miał rodziców, bo wychował się sam, bo jest taki słaby, ale zarazem taki ciepły, czuły... I miałaś rację pisząc, że muszę opiekowac się trójką dzieci bo tak mniej więcej kształtowaliśmy nasze relacje. Fakt faktem, że nieświadomie i byłam w lekkim szoku kiedy to przeczytałam, ale trafiłas w sedno. Robiłam z siebie samarytankę, a nie mogę... dla siebie, ale przede wszystkim dla dzieci, to one są najważniejsze i same się na ten świat nie pchały.. No i znów płaczą... Kończę, z całego serca dzięki!!!
Idź do psychologa- nie trzeba skierowania, zadzwoń do Poradni Zdrowia Psychicznego i umów termin. Możesz sobie równolegle zalepać termin u psychiatry- bo jesli bedą potrzebne jakies leki ( uspokajające, lub przeciwdepresyjne) to tylko psychiatra moze wypisac receptę. Zreszta poradź się- mozesz to zrobic telefonicznie. U nas na termin czeka się ok miesiąca. U psychologa trochę szybciej. Możesz tez zobaczyc w necie, gdzie odbywają się mitingi AA- nie musisz na nie chodzic, a jesli pójdziesz- to możesz tylko słuchać- nic nie kosztuje, a zobaczysz, że są ludzie, którzy borykają się z takimi samymi problemami. I niektórzy sobie z nimi radzą. Rodziny wydobywają nie wiadomo skąd takie pokłady miłości, cierpliwości, odpowiedzialnosci jeden za drugiego, że czasem się to aż w głowie nie mieści. Są ludzie, którym to daje nadzieję, a wraz z nadzieja przychodzi siła do pokonywania trudnosci.
Potrzeba Ci dużo siły...
To jedna sprawa.
Druga to coś trzeba zrobić z mężem. Piszesz, że on nie widzi problemu. Trzeba zrobić tak, zeby zobaczył. Mozesz złozyć pozew do sądu o alimenty na siebie i dzieci. Może to go otrzeźwi. Pewnie bedzie zły i bedzie się czuł skrzywdzony, ale taka terapia szokowa to jednyny sposób. Mozesz z nim rozmawiać- ale trzeba Ci wiedzieć, że on ma już na pewno wykaształcony system za pomocą którego Tobą manipuluje. Zreszta pewnie juz próbowałaś. Dlatego myslę, ze póki nie masz konkretnej wiedzy na temat mechanizmu rządzącego uzależnieniem, będzie Ci bardzo trudno odróżnić pobozne życzenia, od prób manipulacji... Przeciez Ty też chcesz wierzyć, że bedzie dobrze, ze on się poprawi, że wasza miłość was uleczy i juz nie trzeba będzie nigdzie chodzic, wywlekać najprywatniejszych spraw, mówić o tak strasznie trudnych rzeczach... Chodzić do tych strasznych sądów, straszyć komornikiem...
Zaklep sobie koniecznie termin u psychologa.
Moja znajoma na drugim forum ma w podpisie taką sentencję "aby do czegoś dojść, trzeba wyruszyć w drogę"- a kazda podróż zaczyna sie od pierwszego kroku. Tylko jeden krok- jeden telefon- na razie zadnych dramatycznych zmian. Ten drugi pójdzie już znacznie łatwiej.
Po pierwsze i najważniejsze - do lekarza!!!! Po lekarstwa albo terapię, która pozwoli TOBIE stanąć na nogi.Bo to jest najważniejsze. Jesteś bardzo odpowiedzialną osobą - widzisz problem i chcesz sobie radzić, tylko musisz sobie jakoś pomóc. Uwierz mi, jeszcze bedzie kolorowo:))))))
dajanko kochana podpisuje sie pod agik choc sama nie moge sobie poradzic ze soba....mam 40 lat 3-dzieci(17 11 i 3,5)i mam codziennie dosyc maz jak dziecko nie bierze odpowiedzialnosci za nic nie stara sie o prace czeka az sama przyjdzie zawsze ma do mnie pretensje...moge tak wymieniac...rachunki gary dzieci itd na mojej glowie(do tego pracuje) tez mam ochote chodzic w pizamie caly dzien ale...mam kolezanki do ktorych moge wyjsc i sie pozalic wtedy jest mi lepiej choc nie moga mi pomoc inaczej jak tylko ze mna pogadac i dodac otuchy...jestem placzliwa i czasami mam ochote wyjechac i zostawic to wszystko ale nie mam sumienia bo mam dzieci....trzymam kc iuki za ciebie i mam nadzieje ze bedzie tylko lepiej jak chcesz to napisz na pr-moj maz tez sie nadaje do wora!!!
Dajanko, pisalas juz dawno temu o swoim mezu, jego nieodpowiedzialnosci i nalogu. W miedzy czasie urodzilas drugie dziecko? Dobre rady dawno temu dostalas na tym forum od stroskanych kolezanek. Nic w tym czasie nie zrobilas, zeby zmienic swoja sytuacje, dlaczego?
Masz nastepne malutkie dziecko, ktore bedzie cierpialo. Przypomnij Sobie wlasne dziecinstwo, jaka bylas nieszczesliwa.Jestes teraz mama dwojki malych dzieci, jakie dziecinstwo im szykujesz?
Nikt z nas, nawet z najlepszymi checiami nie pomoze Tobie, jak Ty nie chcesz zmienic wlasnej sytuacji.
Najwazniejsze zamowic wizyte u psychologa i uzywac srodki antykoncepcyjne.
Prosze, napisz nam , co psycholog Ci powiedzial i jak Ci moze pomoc. Nie masz jednego dnia do stracenia, ratuj Siebie i dzieci! Pozdrawiam cieplutko.
Tineczko chyba coś mylisz??? Nie kojarzę takowego wątku...??? A co do mojego męża, fakt -miał problemy z hazardem już jakiś czas temu, ale później było tyle spokoju i normalności, że byłam pewna, że to koniec. Zaczęło się znowu, a tak przynajmniej podejrzewam. Dzieje się z nim coś złego i boję się, że o to chodzi, ale nie wykluczone, że się mylę... Co do mojego dzieciństwa też nie pamiętam, żebym wspominała coś na forum, ale nie uważam go z perspektywy czasu za nieszczęśliwe. Fakt -mój tata był alkoholikiem, czasami wpadał w ciąg, ale w między czasie były naprawdę długie okresy spokoju, aż w końcu skończył z tym całkiem, kiedy zauważył, że rodzina mu się rozpada... Teraz jest dla mnie opoką i oparciem. Aha, dodam, że mąż jest czułym i dobrym ojcem -kąpie dzieci, przewija, bawi się z nimi, organizuje im czas i ma do nich więcej cierpliwości niż ja...
aha, co do antykoncepcji, to przynajmniej przy Sergiuszku bardzo tego przestrzegaliśmy (i nie mam na myśli stosunku przerywanego, ani kalendarzyka;-), a że wyszło jak wyszło... dziecko to błogosławieństwo, chociaż nie twierdzę jak pewien mój znajomy, że kobieta musi rodzic jak ziemia -co rok(!!!) Co do Zuzki... hm, ja ją w każdym razie planowałam.
Spróbuj z nim porozmawiać. Nie krzycz. Nie mów, że kłamie. Wyraźnie poinformuj go że chcesz z nim o ważnych sprawach porozmawiać. Potem zadaj mu pytania które Cię niepokoją i pozwól odpowiedzieć. Może problem jest inny. Może ma problemy w pracy lub jakaś choroba go dopadła i nie chce Cię martwić. Tylko nie wcinaj się w jego odpowiedzi i pozwól do końca opowiedzieć. Ty jak uznasz że trzeba to dopiero na końcu ustosunkuj się do tego co powiedział lub zadaj pytania pomocnicze.
Z mężczyznami ciężko się rozmawia, a szczególnie jeśli dotyczą problemów, które pochodzą z jego strony. Większość facetów zapytanych o poważne rzeczy ( tzn związane z jakimkolwiek nałogiem) albo milczy albo w agresywny sposób przedstawia swoją pozorną niewinność.Nie chcę oczywiście szufladkować ludzi ani kogokolwiek obrażać. Aczkolwiek, warto spróbować... i warto zachować spokój i próbować wspierać. Sama z biegiem czasu zaczęłam przymykać oczy na problemy, ponieważ za żadne skarby nie potrafiłam porozmawiać z połówkiem o tym, co męczy i boli. Przez to zamknęłam się przed nim, trzymam uczucia na wodzy i... żałuję. Tobie polecam walczyć i serdecznie wspieram :*.
Masz 4 miesieczne dziecko rownie dobrze mozesz miec depresje poporodowa bardzo czesta u kobiet i dosc niebezpieczna, o ktorej sie nie mowi...nic Cie nie ciesz i do wszystkiego jestes zniechecona...powinnas isc szybko do lekarza pierwszego kontaktu i opowiedziec to tak samo jak to tutaj opisalas, na pewno sie Toba zajmie w odpowiedni sposob. Nie zwlekaj. Powodzenia.
Nie chcę rano wstawac, najchętniej całymi dniami chodziłabym w piżamie, nie czeszę się, nie maluję.
Nic mnie nie cieszy, na siłę bawię się z córką, a kiedy synek raz na jakiś czas ma dobry dzień i śle mi swój czteromiesięczny uśmiech, zmuszam się by na niego odpowiedziec.
Jem bez opamiętania i byle co.
Nie mam siły żeby życ, nawet tego nie chcę.
Mam 23 lata, męża hazardzistę i wygląda na to, że zostanę samotną matką z dwójką malutkich dzieci.
Jak się odbic i znaleźc siły na każdy następny dzień.
CZy to depresja?
Co ja mam ze sobą zrobic?
Proszę pomóżcie!!!
Głow do góry! Wszyscy to mają w mniejszym lub większym stopniu. Przez okres zimowy i takiej wiosny jaką mieliśmy, brakuje nam promieni UV. Wyjdź na słoneczko, poopalaj się, przebywaj jak najwięcej na dworze, najlepiej w lesie. W każdym razie w ciszy i spokoju.
Będzie dobrze!!
Dajanko... czasem tak w życiu bywa, że UV już nie są w stanie pomóc a spacery i opalanie się nie potrafią ukoić tego nieokreślonego bólu rozrywającego człowieka od wewnątrz i blokującego przed jakimkolwiek uśmiechem. Psychika ludzka jest niesamowicie skomplikowana, nawał problemów potrafi tak zamącić w głowie, że tak jak piszesz - nawet uśmiech własnego dziecięcia nie zachęca do beztroskiego uśmiechu.
A przecież nie tak powinno wyglądać życie młodej kobiety !!! Powinniśmy krzyczeć by wyrazić siebie, popuścić wodze własnych zachcianek i radości, nic nie powinno tego zabronić. To co się z Tobą dzieje, nie musi mieć miejsca... Być może przesadzam, być może to tylko Ty masz gorszy dzień i potrzebujesz otuchy... ale cóż, coś o tym wiem. Słowa że będzie dobrze, powodują jeszcze większe poczucie beznadziejności. Kochana, weź się w duuuużą garść i rusz swój piękny tyłeczek do odpowiedniego specjalisty - psycholog, może nawet psychiatra. Nie taki z pierwszego zdarzenia, ale rekomendowany - poczytaj w Internecie o lekarzach w swojej okolicy. To wymaga Twojego zaangażowania, ale wierz mi - żadne dziecko nie chce mieć smutnej mamusi. Gdybym mogła to bym Ciebie na plecach zaniosła do psychologa - jeśli uważasz, że nie chcesz w taki sposób żyć to wg mnie najlepsze wyjście. On już Ci powie co masz z tym fantem zrobić :).
Nie wiem jak dlugo juz jestes w tym "stanie"? Pierwsze o czym pomyslalam, to wpadlas w depresje poporodowe. Niestety, duzo matek w nie wpada, ale sie o tym nie mowi, bo przeciez kazda matka jest szczesliwa...
Do tego dochodza problemy z mezem:(, powinien cie w takiej sytuacji jak najbardziej wspierac i zajmowac sie dzieckiem, zebys miala wystarczajaco duzo snu, wypoczynku.
Ja przy pierwszym dziecku tez bylam w podobnym stanie, z ta roznica, ze mialam pomoc od meza. Syn urodzil sie pod koniec wrzesnia,porod mialam ciezki, male komplikacje poporodowe... zaczely sie dlugie wieczory, zimne dni, ciemne poranki.., nie umialam sie cieszyc dzieckiem (chociaz je bardzo kochalam)...kazdy dzien byl dla mnie tortura..trwalo dlugo, ale przeszlo samo.
Ty masz dwojke malych dzieci, nieodpowiedzialnego meza.. pojdz do dobrego lekarza po odpowiednie leki, popros rodzine, przyjaciol o pomoc...ja wtedy tego nie zrobilam, bo sie wstydzilam (ze jestem taka beznadziejna matka), nie mialam pojecia, ze taki stan jest "normalny",spowodowany przez niesamowicie gwaltowne zmiany hormonalne...
Oczywiscie nie wszystkie matki wpadaja w te depresje.
bardzo bym chciala napisac Ci coś, co cie podniesie na duchu.... ale za bardzo nie wiem co doradzić i jak pocieszyć:( Moze szczera rozmowa z męzem ?? jesli nie to z przyjaciolka albo mama? czasem wygadanie sie komus pomaga. i ciesz sie z każdego dnia, z dzieci, ze słoneczka za oknem:) bede trzymać za Ciebie kciuki!! :*
Dajanko...! Nie umiem Ci za bardzo czegoś doradzić ale wydaje mi się ,że najważniejsze jest szczęście dzieci.One nie są niczemu winne.Powinnaś znależć przynajmniej dla nich siłę!!!
Trzymam za Ciebie kciuki,może wszystko się jakoś ułoży...Pozdrowienia
Mialam to samo tyle ze po porodzie. Dzien byl za dlugi, dzieciaki denerwowaly a rano po otwarciu oczu mialam nadzieje ze to wieczor i znow moge isc spac. Na tym tracilam nie tylko ja ale przede wszystkim rodzina.
Skonczylo sie wizyta u lekarza i testami czy to na pewno depresja czy cos innego. Wynik byl jeden - depresja w stopniu nadajacym sie do leczenia. Od kilku miesiecy biore prozac i widze olbrzymia zmiane w samopoczuciu. W Twoim stanie proponowalabym wizyte u specjalisty - bo tylko on moze ustalic co tak na prawde cie dreczy. Liczy sie tez wsparcie najblizszych.
Nie jestem specjalistą,ale ten temat nie jest mi obcy.Według mnie,to jest depresja.Dopadły Cię problemy,ale nie pozostawiaj tego stanu rzeczy "samemu sobie".Musisz zasięgnąć porady specjalisty (wierz mi,bardzo bliska mi osoba chorowała na depresję,wiem sporo o tym).Jeśli już nieco "staniesz na nogi",zajmij się problemem mężowego nałogu.Samotną matką zawsze możesz zostać.Może da się uratować Wasze małżeństwo (oczywiście nie za wszelką cenę,bo jeśli nie,to ratuj siebie i dzieci),a wtedy i Ty wrócisz szybciej do równowagi.Co prawda depresja poporodowa może trwać jeszcze dłużej,ale chyba to postępowanie męża i związany z tym brak poczucia bezpieczeństwa jest tu główną przyczyną.
Proponuję poradę specjalisty,zawsze patrzy na sprawę obiektywnie.Pewnie problemy hazardowe męża wiążą się też z kłopotami finansowymi.
Zawsze w najgorszej sytuacji dzieci cierpią najbardziej,choć są niczemu niewinne.Wątpie żeby rozmowa z mężem dała jakieś rezultaty,skoro uważasz że ma problem(nałóg),z którego ciężko wyjść i samemu za pewne nie da rady,są różne ośrodki odwykowe do których można się zwrócić.Może jakimś dobrym początkiem będzie trochę czasu spędzić z kimś bliskim poza domem,np.z mamą.
Dzięki kochani za porady.
Ja nie wierzę żeby coś mogło byc lepiej, ale zgodnie z waszymi poradami pojadę do psychologa, no i zrobię badanie na poziom hormonów.
Wiem, że najbardziej cierpią dzieci i tak mi ich szkoda. Serce mi pęka, a ne mogę się przemóc.
Co do męża, to ja kocham tego drania, ale te kłamstwa. On idzie jak koń w zaparte.
Mieliśmy rok spokoju, ale od października ubiegłego roku znowu się zaczęło.
Poprzednim razem przegrał wszystko co mieliśmy. Teraz nie mieliśmy nic więc mamy długi.
A najgorsze jest to, że on do niczego się nie przyznaje i nie widzi żadnego problemu, a mi brak już sił:(
na tym właśnie polega nałóg na zaprzeczaniu i kłamstwach.
Co do męża to może warto ustanowić rozdzielność majatkową (tzw. intercyza)? Można to zrobić w dowolnym momencie małżeństwa. Przynajmniej Ty i dzieci nie będziecie odpowiadać za jego długi. Jak chcesz trochę poczytać na ten temat to zerknij na http://www.we-dwoje.pl/rozdzielnosc;majatkowa,artykul,3021.html
Rozdzielność majątkowa to w Waszym przypadku bardzo dobry pomysł.
Zrób też morfologię. Przy anemii też człowiek nie ma sił.
A może powiedz teściowej,że syn jej jest hazardzistą i może ona wpłynie na niego.Ale właśnie taki jest hazart jak sie wciągnie to nie ma odwrotu.A ja jeszcze bym zwróciła sie do prawnika i zaznaczyła,że wrazie czego ty nie będziesz spłacać męża długów-ja bym tak zrobiła.Ja wiem,że to ciężko bo go kochasz ale tu się liczy dobro twoje i twoich dzieci.A jak Ci tu koleżanki radzą udaj sie do psychologa.
Tak. Masz depresję lub jesteś załamana. Wiele kobiet z małymi dziećmi tak ma. u ciebie doprowadziły do tego jeszcze inne problemy. Jak sobie z tym poradzić? Najważniejsze, że widzisz że jest coś nie tak. To jest pierwszy krok. Musisz być silna. Musisz walczyć czyli starć się robić to na co nie masz ochotę a powinnaś. Powinnaś mieć kogoś z kim możesz porozmawiać. Kto nawet powinien Cie kontrolować by dodać Ci sił. Jak to długo trwa i nie dasz sobie rady to musisz iść do specjalisty.
Heja Słonko...
Po diagnozę, czy to depresja- musisz iść do doktora, niestety. Nikt Ci nie powie- tak przez internet.
Ja sobie myslę, że Tobie po prostu brak elementarnego poczucia bezpieczeństwa. No i brak Ci wsparcia, ze strony męza... Myśle sobie, że czujesz się przygnieciona odpowiedzialnością za 3 osoby, w tym dwie całkowicie bezradne i bezbronne. I ze jeszcze czujesz się odpowiedzialna za trzeciego dzidziusia- męża.
Hazardzista to tak, jak alkoholik- on musi. Nie wiem, w jakiej jest fazie, ale skoro udało mu się doprowadzić do tego, ze nie dość, że nic nie macie, to jeszcze nic nie macie na minusie- to pop prostu go nie uprosisz, nie upłaczesz, nie wymożesz... Będziesz jeszcze tysiące razy słuchac obwiniań się ( z kórych nic nie wynika- pewnie już to wiesz), obietnic, że juz od jutra ( jak to dobrze, że jutro jest zawsze jutro)... itd
Możesz oczywiście udać się do notariusza- celem uchronienia swojego majątku- wnosić o rozdzielność majątkową... Nie zaszkodzi. Ale pomóc też za bardzo nie pomoże- skoro piszesz, że już nic nie macie. Masz pracę? Chyba nie :(
Ale to tylko pierwszy krok...- bo to musisz zrobić koniecznie- Twoje dzieci muszą mieć co jeść!!!!
Ale najważniejszą rzeczą jest, zebyś dowiedziała się, co to wspóluzależnienie- bo wykazujesz objawy osoby wspóluzależninej- wiem, jak to brzmi... :((((
Ale neistety- brakiem stawiania granic, godzeniem w siebie ( bo czym innym są Twoje stany???), tymi beznadziejnymi słowami "kocham go" ... i w domyśle- będzie coraz gorzej... potwierdzasz swoje wspóluzaleznienie... Tylko się nie obraź, Kochanie, proszę... Bo ja nie chce Cię urazić. To nie jest Twoja wina.
Odpowiedz sobie- ile razy strzaskałaś w pył lampke alarmową, która Ci się w głowie najpiej błyskała, potem coraz częściej świeciła, a potem już nawet nie widziałaś, ze świeci jednostajnym czerwonym swiatłem??? :(
Pewnie wiele razy, pewnie mówiłaś sobie- przecież on jest dobry, czuły, kochany... no, jedną wadę każdy moze mieć.
I ja Ci chcę powiedzieć w tym momencie, że tak- można mieć wady, ale uzależnienie nie jest wadą. Tylko chorobą, którą czasami da się wyleczyć. Tylko sam chory musi chcieć. Jesli nie chce- to pociągnie Ciebie i dzieci- w dół... To bedzie taka śruba... Bedzie coraz mniej Ciebie, coraz mniej Jego, coraz mniej Was... Bedzie coraz więcej problemów. Bedzie coraz wiecej konekwencji... Uzaleznienie- ma zawsze takie same sposoby leczenia- bez względu na to, czy to jest uzaleznienie od alkoholu, od narkotyków, od zakupów, od neta, czy od hazardu...
Jeśli mogę Ci coś poradzić- to idź do pierwszego lepszego ośrodka leczenia alkoholizmu ( tylko z tego względu, ze jest ich najwiecej i są w prawie każym mieście)... Też wiem, jak to brzmi- alkoholik to ten obszczany obdartus, który żłopie tanie wino za sklepem... w końcu to takie poniżające i tak bardzo kojarzy się z marginesem i patologią... Wierz mi, że nie :( Alkoholik to równiez pan na stanowisku, który może nie pic miesiąc, albo pić tylko w weekendy, albo tylko imprezowo, albo wpadać w ciąg... i nie przestawać pić tygodniami, aż go obszarpanego, zachlanego podrzucają pod drzwi, nawet nie jak zwierzę.... :(((
Jeśli pójdziesz do psychologa i przedstawisz sprawę, tak jak tutaj- to pewnie i tak zostaniesz skierowana do jakiegoś ośrodka uzaleznień, albo do specjalisty, który uzależnieniami i wspóluzależnieniami się zajmuje...
Jesli nic nie zrobisz- ani w tę ani we wte- to powiem Ci, co bedzię- Twoje dzieci za kilkanaście lat będą DDD ( Dorosłymi Dziećmi z rodzin Dysfunkcyjnych)- beda miały problemy ze sobą, beą odczuwały wiecznie lęk, będą miały niskie poczucie własnej wartości, będą albo zupełnie pozabwione poczucia odpowiedzialności, albo bedą się czuły odpowiedzialne za cały świat... nie będą ( bez leczenia) potrafiły stworzyć harmonijnego i satysfakcjonującego związku, będa się wiecznie bały, bea o wiele bardziej skłonne do zachowań autoagresywnych, będą skłonne do nałogów.... jeszcze kilkanaście pozycji.
JUż nie mówiąć o Tobie- masz 23 lata- i jesteś strzępem człowieka... A lepiej nie będzie... Jeśli nic nie zrobisz to będzie tylko gorzej...
Podniesiesz się na pewno!
I jeszcze jedno musisz wiedzieć- TO NIE JEST TWOJA WINA!!!- szkoda, ze w szkole tego nie uczą... :(
Przytulam całymi ramionami
Nie daj się, Kochanie. Nie daj się.
Agik, dzięki za tak wyczerpującą wypowiedź kochana...
Nie dam się -obiecuję!!! I wyjdę z tego, tylko jeszcze nie wiem jak.
Na początku było mi go szkoda, bo nie miał rodziców, bo wychował się sam, bo jest taki słaby, ale zarazem taki ciepły, czuły...
I miałaś rację pisząc, że muszę opiekowac się trójką dzieci bo tak mniej więcej kształtowaliśmy nasze relacje.
Fakt faktem, że nieświadomie i byłam w lekkim szoku kiedy to przeczytałam, ale trafiłas w sedno.
Robiłam z siebie samarytankę, a nie mogę... dla siebie, ale przede wszystkim dla dzieci, to one są najważniejsze i same się na ten świat nie pchały..
No i znów płaczą... Kończę, z całego serca dzięki!!!
Idź do psychologa- nie trzeba skierowania, zadzwoń do Poradni Zdrowia Psychicznego i umów termin. Możesz sobie równolegle zalepać termin u psychiatry- bo jesli bedą potrzebne jakies leki ( uspokajające, lub przeciwdepresyjne) to tylko psychiatra moze wypisac receptę. Zreszta poradź się- mozesz to zrobic telefonicznie. U nas na termin czeka się ok miesiąca. U psychologa trochę szybciej.
Możesz tez zobaczyc w necie, gdzie odbywają się mitingi AA- nie musisz na nie chodzic, a jesli pójdziesz- to możesz tylko słuchać- nic nie kosztuje, a zobaczysz, że są ludzie, którzy borykają się z takimi samymi problemami. I niektórzy sobie z nimi radzą. Rodziny wydobywają nie wiadomo skąd takie pokłady miłości, cierpliwości, odpowiedzialnosci jeden za drugiego, że czasem się to aż w głowie nie mieści. Są ludzie, którym to daje nadzieję, a wraz z nadzieja przychodzi siła do pokonywania trudnosci.
Potrzeba Ci dużo siły...
To jedna sprawa.
Druga to coś trzeba zrobić z mężem. Piszesz, że on nie widzi problemu. Trzeba zrobić tak, zeby zobaczył. Mozesz złozyć pozew do sądu o alimenty na siebie i dzieci. Może to go otrzeźwi. Pewnie bedzie zły i bedzie się czuł skrzywdzony, ale taka terapia szokowa to jednyny sposób. Mozesz z nim rozmawiać- ale trzeba Ci wiedzieć, że on ma już na pewno wykaształcony system za pomocą którego Tobą manipuluje. Zreszta pewnie juz próbowałaś. Dlatego myslę, ze póki nie masz konkretnej wiedzy na temat mechanizmu rządzącego uzależnieniem, będzie Ci bardzo trudno odróżnić pobozne życzenia, od prób manipulacji... Przeciez Ty też chcesz wierzyć, że bedzie dobrze, ze on się poprawi, że wasza miłość was uleczy i juz nie trzeba będzie nigdzie chodzic, wywlekać najprywatniejszych spraw, mówić o tak strasznie trudnych rzeczach... Chodzić do tych strasznych sądów, straszyć komornikiem...
Zaklep sobie koniecznie termin u psychologa.
Moja znajoma na drugim forum ma w podpisie taką sentencję "aby do czegoś dojść, trzeba wyruszyć w drogę"- a kazda podróż zaczyna sie od pierwszego kroku.
Tylko jeden krok- jeden telefon- na razie zadnych dramatycznych zmian. Ten drugi pójdzie już znacznie łatwiej.
Trzymam kciuki
Po pierwsze i najważniejsze - do lekarza!!!! Po lekarstwa albo terapię, która pozwoli TOBIE stanąć na nogi.Bo to jest najważniejsze. Jesteś bardzo odpowiedzialną osobą - widzisz problem i chcesz sobie radzić, tylko musisz sobie jakoś pomóc.
Uwierz mi, jeszcze bedzie kolorowo:))))))
dajanko kochana podpisuje sie pod agik choc sama nie moge sobie poradzic ze soba....mam 40 lat 3-dzieci(17 11 i 3,5)i mam codziennie dosyc maz jak dziecko nie bierze odpowiedzialnosci za nic nie stara sie o prace czeka az sama przyjdzie zawsze ma do mnie pretensje...moge tak wymieniac...rachunki gary dzieci itd na mojej glowie(do tego pracuje) tez mam ochote chodzic w pizamie caly dzien ale...mam kolezanki do ktorych moge wyjsc i sie pozalic wtedy jest mi lepiej choc nie moga mi pomoc inaczej jak tylko ze mna pogadac i dodac otuchy...jestem placzliwa i czasami mam ochote wyjechac i zostawic to wszystko ale nie mam sumienia bo mam dzieci....trzymam kc iuki za ciebie i mam nadzieje ze bedzie tylko lepiej jak chcesz to napisz na pr-moj maz tez sie nadaje do wora!!!
Dajanko, pisalas juz dawno temu o swoim mezu, jego nieodpowiedzialnosci i nalogu. W miedzy czasie urodzilas drugie dziecko?
Dobre rady dawno temu dostalas na tym forum od stroskanych kolezanek. Nic w tym czasie nie zrobilas, zeby zmienic swoja sytuacje, dlaczego?
Masz nastepne malutkie dziecko, ktore bedzie cierpialo. Przypomnij Sobie wlasne dziecinstwo, jaka bylas nieszczesliwa.Jestes teraz mama dwojki malych dzieci, jakie dziecinstwo im szykujesz?
Nikt z nas, nawet z najlepszymi checiami nie pomoze Tobie, jak Ty nie chcesz zmienic wlasnej sytuacji.
Najwazniejsze zamowic wizyte u psychologa i uzywac srodki antykoncepcyjne.
Prosze, napisz nam , co psycholog Ci powiedzial i jak Ci moze pomoc. Nie masz jednego dnia do stracenia, ratuj Siebie i dzieci!
Pozdrawiam cieplutko.
Tineczko chyba coś mylisz??? Nie kojarzę takowego wątku...???
A co do mojego męża, fakt -miał problemy z hazardem już jakiś czas temu, ale później było tyle spokoju i normalności, że byłam pewna, że to koniec.
Zaczęło się znowu, a tak przynajmniej podejrzewam. Dzieje się z nim coś złego i boję się, że o to chodzi, ale nie wykluczone, że się mylę...
Co do mojego dzieciństwa też nie pamiętam, żebym wspominała coś na forum, ale nie uważam go z perspektywy czasu za nieszczęśliwe. Fakt -mój tata był alkoholikiem, czasami wpadał w ciąg, ale w między czasie były naprawdę długie okresy spokoju, aż w końcu skończył z tym całkiem, kiedy zauważył, że rodzina mu się rozpada... Teraz jest dla mnie opoką i oparciem.
Aha, dodam, że mąż jest czułym i dobrym ojcem -kąpie dzieci, przewija, bawi się z nimi, organizuje im czas i ma do nich więcej cierpliwości niż ja...
aha, co do antykoncepcji, to przynajmniej przy Sergiuszku bardzo tego przestrzegaliśmy (i nie mam na myśli stosunku przerywanego, ani kalendarzyka;-), a że wyszło jak wyszło... dziecko to błogosławieństwo, chociaż nie twierdzę jak pewien mój znajomy, że kobieta musi rodzic jak ziemia -co rok(!!!)
Co do Zuzki... hm, ja ją w każdym razie planowałam.
Spróbuj z nim porozmawiać. Nie krzycz. Nie mów, że kłamie. Wyraźnie poinformuj go że chcesz z nim o ważnych sprawach porozmawiać. Potem zadaj mu pytania które Cię niepokoją i pozwól odpowiedzieć. Może problem jest inny. Może ma problemy w pracy lub jakaś choroba go dopadła i nie chce Cię martwić. Tylko nie wcinaj się w jego odpowiedzi i pozwól do końca opowiedzieć. Ty jak uznasz że trzeba to dopiero na końcu ustosunkuj się do tego co powiedział lub zadaj pytania pomocnicze.
Z mężczyznami ciężko się rozmawia, a szczególnie jeśli dotyczą problemów, które pochodzą z jego strony. Większość facetów zapytanych o poważne rzeczy ( tzn związane z jakimkolwiek nałogiem) albo milczy albo w agresywny sposób przedstawia swoją pozorną niewinność.Nie chcę oczywiście szufladkować ludzi ani kogokolwiek obrażać. Aczkolwiek, warto spróbować... i warto zachować spokój i próbować wspierać.
Sama z biegiem czasu zaczęłam przymykać oczy na problemy, ponieważ za żadne skarby nie potrafiłam porozmawiać z połówkiem o tym, co męczy i boli. Przez to zamknęłam się przed nim, trzymam uczucia na wodzy i... żałuję. Tobie polecam walczyć i serdecznie wspieram :*.
idz do lekarza da ci odpowiednie leki:)
Masz 4 miesieczne dziecko rownie dobrze mozesz miec depresje poporodowa bardzo czesta u kobiet i dosc niebezpieczna, o ktorej sie nie mowi...nic Cie nie ciesz i do wszystkiego jestes zniechecona...powinnas isc szybko do lekarza pierwszego kontaktu i opowiedziec to tak samo jak to tutaj opisalas, na pewno sie Toba zajmie w odpowiedni sposob. Nie zwlekaj. Powodzenia.