Witajcie. Już kilka razy miałam założyć wątek na temat - żona opuszczona przez męża...... ale brakowało mi odwagi. Czy są wśród nas Panie, którym świat się zawalił, bo zostały zostawione przez swoich ukochanych mężów... Mój Mąż kilka m-cy temu, po jakiejś kłótni o błahostkę stwierdził że to koniec, że lepiej będzie jak nas (mnie i małe dziecko) zostawi, bo czegoś mu brakuje, coś się skończyło, wygasło. 10 lat jesteśmy razem, 7 lat po ślubie. Zawsze się z Mężem kochaliśmy, świata poza sobą nie widzieliśmy. Nigdy nie było idealnie, ale zawsze uważałam że jesteśmy naprawdę zgodną parą. Zresztą nawet On mówił, że ze wszystkim sobie poradzimy bo się kochamy...
Mieliśmy bardzo ciężki ubiegły rok, bo mąż wyjechał. Po jego powrocie mieliśmy w końcu "zacząć żyć", wyjechac na wakacje, używać życia. Nie będę się jakoś strasznie rozpisywać, w każdym bądź razie nie wydarzyło się nic strasznego, nikt nikogo nie zdradzał, nie okłamywał, nie okradał, po prostu w nasze życie wkradła sie "szara rzeczywistość".... A tu KONIEC. Co prawda jeszcze razem mieszkamy, ale z jego strony to kwestia czasu.
Nie wiem jak dalej mam żyć. Wszystko widzę w czarnych barwach, nic mnie nie cieszy, nie wiem co dalej mam robić. Wiecznie chodze ubeczana, schudłam kilka kilogramów i cały czas go KOCHAM. Mąż jest naprawdę dobrym człowiekiem, mówi że chce dla nas jak najlepiej i że jest mu bardzo przykro jak widzi że cierpię. Wiem, że ludzie są w dużo gorszych sytuacjach, ale dla mnie to jest życiowa tragedia.
Bardzo Was proszę napiszcie jak Wy poradziłyście sobie w takiej sytuacji, bo ja jakoś nie potrafię się "wziąć w garść".
Koniecznie, ale to koniecznie idźcie do dobrego (poleconego przez znajomych lub rodzinę) psychologa, a nawet dwóch - uważam, że 10 lat razem to zbyt wiążący szmat czasu (+dziecko!), aby przekreślać wspólną drogę, bo wkradła się nuda i czegoś brakło. Do diaska - czego brakło? Nie wyczytałam, że miłości brakło! Tu trzeba koniecznie spojrzeć na wszystkie dobre rzeczy, które się w przeszłości zdarzyły i zastanowić, czy na pewno nie ma lekarstwa, aby ten "brak czegoś tam" zastąpić nowymi ciekawymi godzinami! Ciekawymi, dobrymi, zwykłymi, normalnymi! Kto myśli, że nigdy nie dojdzie w życiu do punktu "szarej rzeczywistości" najprawdopodobniej jest w błędzie. A jeśli po takich próbach ratowania uzyskasz potwierdzenie od męża, że jesteście w jego życiu zbędnym balastem, bo on pędzi do czegoś innego (licho wie czego) - to zadaj sobie pytanie, czy warto go zatrzymywać go za wszelką cenę! Bo jaka to będzie cena na dłuższą metę?! On i tak zrobi, co postanowił - prędzej czy później!
Ale na dzień dzisiejszy - podejmuj próby wyjaśnienia sytuacji i ratowania tych lat przeszłych i przyszłych, Waszych i Waszego dziecka! Na pewno jest to trudne, bo kobieta inaczej reaguje, inaczej argumentuje, inaczej przeżywa niż mężczyzna - a szczególnie w takich sytuacjach komunikacja między dwoma sposobami myślenia i odczuwania jest trudna.
Właśnie to najbardziej mnie boli, że chce przekreślić 10 lat szczęśliwego życia. Nie trafiają do niego żadne argumenty. Twierdzi, ze coś się zmieniło, umarło i nie może mi powiedzieć że mnie kocha. Przez te ok 3,5 miesiąca namawiałam go na wizytę w poradni małżeńskiej u psychologa, ale jest taki zawzięty i mówi, że nie wierzy w to że ktoś obcy nam pomoże. Szczerze mówiąc zmusiłam go kilka dni temu lekkim szantażem do wizyty, niestety dopiero poczatkiem września, ale juz mówi mi że nie wie czego sie spodziewam po tej wizycie. Ja nie mowię, że jestem idealna, bo nie jestem i swoje muchy w nosie mam, ale naprawdę sie starałam, staram i bardzo mi zależy. Mąż mówi, że się starał i nie wyszło:-( Szkoda co gadać....
Wkn ma rację , najlepiej jak byście wspólnie poszli do psychologa. Z tego co piszesz mąż powiedział że nie może powiedziec że Cię kocha, a może w gre wchodzi inna kobieta? Tylko on jest tchórzem, i boi się do tego przyznac, że kogoś ma. Nie ufałabym mu zbytnio, nikt tak bez przyczyny nie odchodzi po 10 latach.
Piszesz "nie wydarzyło się nic strasznego, nikt nikogo nie zdradzał...". A wcześniej, że ubiegły rok był ciężki, bo mąż wyjechał... Prawdę mówiąc myślę, że to nie do końca tak jest, że "nikt nikogo nie zdradzał". Dla mnie sytuacja wygląda na klasyczną - mąż przestał Cię kochać, tak jak mówi, a jego wyjazd (i to, co się w trakcie tego wyjazdu wydarzyło) ma z tym bezpośredni związek. Poznał inną kobietę po prostu... "Szara rzeczywistość" nie wykańcza związku ot tak... po jakiejś kłótni o błahostkę. Przykre, ale... tak czasem bywa. To moje prywatne zdanie, ale ja mam - być może - skrzywione podejście do tematu. Z założenia mężczyznom nie ufam, żadnemu...
A jak sobie poradzić? To, co w tej sytuacji przeżywasz, jest jak przeżywanie żałoby po stracie ukochanej osoby. Ciężko jest i boję się, że nie ma żadnej recepty na "wzięcie się w garść". Czas jest potrzebny i tyle. A na codzień - Twoje małe dziecko zmusi Cię do "brania się w garść", do tego, żeby codziennie rano wstać z łóżka, zatroszczyć się o tę szarą codzienność... Przynajmniej w moim przypadku tak było. Bo to małe dziecko - nawet kilkuletnie - samo nie jest w stanie sobie poradzić i jesteś mu potrzebna.
Z całego serca życzę Ci, żebyś się uporała z tym, co Cię spotkało. Boję się, że sporo jeszcze dużo cięższych chwil przed Tobą, ale wierzę, że sobie poradzisz. Przed Wami wizyta w poradni. Boję się, że nic nie da, ale kto wie - może jednak cuda się zdarzają...
Mój też przez cały czas zapewniał o wierności i o tym, że mówi prawdę... Nawet po tym, jak pokazałam mu dowód czarno na białym ciężko mu było przyznać, że przez cały czas mnie okłamywał...
Zgadzam się,że prawdopodobnie Twój mąż znalazł sobie inną kobietę....wiele razy to widziałam u moich znajomych. Zażekali się, że po prostu "coś się skonczyło" itp. ale potem wyszło szydło z worka. Mam nadzieję, że w Twoim przypadku się mylę.... W każdym razie na razie wszystkie argumenty do niego nie trafią, nawet te najbardziej racjonalne. To co teraz napiszę będzie brutalne ale noestety prawdziwe...musisz wywalczyć wszystko co się da dla Ciebie i dziecka (alimenty, mieszkania), wszystko u prawnika, bo mężczyźni mają wyrzuty sumienia ale bardzo krótko i potem nic od niego nie dostaniesz. Lepiej mieć na wszystko papier a nie na gębę nawet wteduy jak byście mieli wrócić do siebie, wiem co piszę bo sama to przeszłąm.
Nie rozpaczaj, udawaj że Cię to nie obchodzi, jak chce odejść to niech odejdzie, kup sobie szmatkę fajną, idz do fryzjera, wyjdź wieczorem (nawet do rodziców - jemu powiedz że się umówiłaś ze znajomymi w kanjpie) itp. zobaczysz jak zmięknie i zacznie się pieklić i nagle to "coś" wróci...daj mu trochę popalić...to najlepszy sposób na faceta.
Kopii, przykro się czyta twoją historię.. Ale pomyśl: szczęście w nieszczęsciu, że powiedział to wprost, bez kombinowania, oszustw i zdrad.. Jeżeli to na prawdę ostateczna decyzja, pozostaje Ci sie tylko z tym pogodzić.. Wnioskuję ,że jestes młoda, silna, mam nadzieje ,że możesz liczyć na pomoc męża w wychowywaniu bądź co bądź Waszego wspólnego dziecka.. Na pewno jest Ci trudno ,ale czas leczy rany.. Pozdrawiam i życzę dużo siły!
Przykro o tym czytać.......... Ale wydaje mi się, że w miarę możliwości powinnaś pokazać, że jesteś silną, niezależną kobietą i dasz sobie radę sama. Dodatkowo coś na poprawę samopoczucia i lepszą samoocenę: ciuch, fryzjer..... Myślę, że jak dojdziesz do wniosku, że sama dasz sobie radę, to również dla męża będziesz bardziej atrakcyjną kobietą. I to go zaintryguje i zainteresuje. Przynajmniej tak było w moim przypadku. Trzymam kciuki - napewno Wam się uda. To przecież tylko przejściowy kryzys - może sprawdza na ile może sobie pozwolić. Dasz radę! Pozdrowienia
Nie wiem jak to jest być opuszczoną przez męża bo...to ja odeszłam,po 13 latach bycia razem.U mnie co prawda sytuacja wyglądała troszkę inaczej(miałam powody by podjąć taką a nie inną decyzję) ale efekt końcowy był taki sam,coś umarło śmiercią naturalną,wypaliło się,nie umiałam kochać już...Gdybym pociagnęła to jeszcze troszkę to znienawidziłabym tego człowieka i...siebie.Czasami tak bywa,że coś wygasa,coś się kończy nieodwracalnie,takie życie.Nie można nikogo zmusić do miłości.Napewno warto(jeśli jest jakiś cień nadziei)rozmawiać ale jeśli zauważymy brak chęci negocjacji drugiej strony-darujmy sobie,to tylko pogarsza sytuację,doprowadza do braku szacunku do drugiej osoby....Zmusić kogoś do bycia razem???Nie zbudujesz własnego szczęścia na nieszczęściu drugiego człowieka.Myślę,że Twoj mąż podejmuje decyzje świadomie,przecież tyle czasu już minęło i nie jest to tylko widzi mi się.Obojętnie jaki jest tego powód czuję,że przegrałaś.Przepraszam że tak brutalnie to piszę zamiast pocieszyć ale tak czuję(obym się myliła).Rozstanie wcale nie jest końcem świata,takie rzeczy dzieją się i wchodzą w skład naszego życia...Rozstanie jest końcem jednego etapu i początkiem następnego...może bardziej ciekawego,dojżalszego,kto wie.Życie jest jak książka,ma kilka rozdziałów,jeden ciekawy inny mniej ale zaskakuje bez względu na to czy nudą czy wartką "akcją"...Weź się garść,życie toczy się dalej,masz dziecko,masz dla kogo żyć wbrew pozorom życie jest piękne,jeszcze nie raz się o tym przekonasz.Ja już ostatnio wspominałam,po rozwodzie nie miałam lekko,sama z dzieckiem,bez pracy,bez mieszkania bez widoków na lepsze jutro.Miałam chwile zwątpienia,czasami chciałam zniknąć ale dałam radę,musiałam dać dla dziecka i siebie bo po coś przecież to wszystko było.Nie było mi łatwo ale wiem,ze decyzja była słuszna i nie zmieniła bym niczego...Teraz zaczyna mi się wszystko układać i zaczynam ŻYĆ,tak naprawdę....czuję,że szczęście mam w zasięgu ręki...Tobie życzę tego samego!!!Pozdrawiam.
Ja czuję, że przegrałam, przegrałam swoje życie..... ale nie moge się z tym pogodzić. Jak to możliwe że ktoś kto tak mocno kochał, nagle przestaje i nie chce zrobić wszystkiego żeby to naprawić. Rozstanie dla mnie jest końcem świata...
Nie wyobrażam sobie dalszego życia, odwiedzin Tatusia u dziecka.... Nie mogę o tym pisac, nawet nie moge o tym myśleć, bo cały czas ryczę.... Tak mi źle... Pani psycholog wczoraj przez telefon powiedziała mi, żebym nie spodziewała sie po tej wizycie zbyt wiele, jeśli mąż nie chce i że jednorazowa wizyta na pewno nic nie da...
Wiem że Cię nie pociesze w tej chwili, ale weź się w garśc dziewczyno, masz małe dziecko i masz dla kogo życ. Jeszcze sobie ułożysz życie i będziesz szczęsliwa, na jednym facecie świat się nie kończy. Nie ciągnij niczego na siłę, dla swojego dobra, a odwiedzinami tatusia, teraz nie zaprzątaj sobie głowy. Życzę Ci dużo siły i wytrwałości i serdecznie pozdrawiam.
Wiele kobiet dałoby sobie ręce uciąc , że ich mąż nie zdradził. Tylko póżniej jak by żyły bez rąk . Smutne , ale prawdziwe. Tego Ci absolutnie nie życzę, ale żyj z zasadą ograniczonego zaufania- ufaj i kontroluj
Ja myślę, że powód jest całkiem inny. Koleżanka pisze, że mają małe dziecko. Pewnie tatuś poczuł się zazdrosny o dziecko, opuszczony i odrzucony. Przez wiele lat liczył się tylko on, a tu nagle dużo się zmieniło i jest mu ciężko. Może dorośnie i zrozumie, że nie jest pępkiem świata. Może psycholog mu to pomoże zrozumieć.
Trudno jest w takiej sytuacji coś doradzić,nie wiem może to tylko przejściowy kryzys chyba w każdym małżeństwie to się zdaża czasem wydaje się że to już koniec która z nas tego nie przechodziła na palcach można policzyć :( myśle że tylko szczera rozmowa może wam tak naprawdę pomóc jeśli oboje zechcecie dać sobie sząse zacząć od nowa to wszystko da się jeszcze naprawić.............
Nie chce być tu pesymistką ale nie brałaś pod uwagę że mógł się zakochać i to jest przyczyną tej całej przykrej sytuacji ........mam nadzieję że nie życzę ci powodzenia i więcej wiary w siebie na pewno sobie poradzisz cokolwiek się stanie pozdrawiam i trzymam za was kciuki :)
W kwestii technicznej - ma inną, ale przed wszystkimi chce pokazać, że on jest dobry i wspaniały, tyko... no... życie... przestał kochać ot tak - bez powodu...
Chciałabym się mylić alę myślę,że ten wyjazd ma coś wspólnego z tą sytuacją.
Podzielam zdanie niektórych dziewczyn.Może być tak,że powodem tego wszystkiego jest inna osoba.
Jak można tak nagle przestać kogoś kochać?Nie wierze w to a Ty nie wierz do końca w jego zapewnienia.Skąd wiesz,że on nie kłamie w żywe oczy? Czasami jest tak,ze mieszkamy z kimś wiele lat a tak naprawde nie znamy tej osoby.
Kopii - w garść się musisz wziąć - dla dziecka (a potem dla siebie samej). Nie napisałaś jak małe jest, ale myślę, że niezależnie od tego w jakim wieku by nie było widok płaczącej mamy na pewno przeraża. Co do tej pewności odnośnie innej kobiety... naprawdę nie możesz jej mieć. Przykro mi to mówić, ale taka prawda. To, że z pracy prosto do domu, to tylko może Ci się tak wydawać, niestety. Wiem, co mówię... Chociaż tak naprawdę niezależnie od tego jak by nie było, dla Ciebie to żadne pocieszenie (no chyba, że pewność, że Cię oszukał, zdradził, pomogłaby Ci go... przestać kochać). Tyle, że w takiej sytuacji ciężko szukać jakiegokolwiek pocieszenia. Nie masz pod ręką jakiejś przyjaciółki, która by Cię wyciągnęła z domu na parę chwil chociaż? Na jakąś dobrą kawę, kufel piwa... Może niekoniecznie żeby jej się od razu w miejscu publicznym w rękaw wypłakiwać (chyba, że sama byś tego chciała), ale po to, żeby wyjść z domu, tak po prostu... Zobaczyć, że życie wokół Ciebie toczy się dalej tak samo, jak wcześniej... Takie chwile przynoszą ulgę i małymi kroczkami pozwalają stanąć na nogi.
A póki co - po prostu MUSISZ przestać płakać - dla dziecka, bo dla niego rodzice są całym światem i jedyną ostoją bezpieczeństwa. Trzymaj się i... uszy do góry! Dla Ciebie też jeszcze niejednokrotnie zaświeci słońce - minie trochę czasu i sama się o tym przekonasz.
W takim razie zrób tak jak pisze skrzydełko_czy_nóżka.
Pokaż mu,że sobie radzisz.Zadbaj o siebie, zajmij się dzieckiem,wychodź z nim na spacer.Powiedz mu,zeby zajął się dzieckiem bo Ty wybierasz się do fryzjera.Uśmichaj się jak najczęściej.Nie płacz całymi dniami.Niech zacznie zastanawiać się co jest grane,dlaczego nie szlochasz po kątach i nie lamentujesz.Zobaczysz, prędzej czy później sam zacznie zabiegać o Twoje względy.
A ja teraz postaram się chociaż na chwile poprawić ci humor.
Zobacz jakie ,,apetyczne,, zdjecie znalazłam w gazecie. Zwróć uwagę na kółeczko,które zaznaczyłam LOL
Hmm, wiesz co dla mnie facet to taka cudowna prosta konstrukcja ale im bardziej mu się nadskakuje tym bardziej wszystko mu nie pasuje, skoro mieszkacie jeszcze razem, to myślę że mogłabyś go tak , bardzo delikatnie "olać" moja siostra była w podobnej sytuacji, masz dziecko więc zadbaj o nie i o siebie, postaraj sie miec ładną fryzurę , lekki makijaż, wrzuć na siebie jakiś ciuszek w którym dawno cię nie widział, zadbaj o maleństwo, wychodząc z nim na spacer rzuć delikatne hasło typu : wiesz wychodzimy na spacer, masz ochotę, nie oczekuj że się zgodzi, pewnie nie ale po kilku tego typu akcjach może cię zaskoczyć i pójdzie, zawsze działały u siostry telefony typu : hej sory że przeszkadzam ale coś mi sie stało z samochodem nie dam sobie rady bez ciebie, Musisz go delikatnie podchodzić pokazac mu że jest ci bardzo potrzebny ale nie nadskakiwać, siostra potrafiła cholera wie po jakiego grzyba wtargać ogromny wór ziemniaków na 4 piętro , kiedy mąż ją zapytał z przerażeniem w oczach czemu mu nie powiedziała padło hasło :nie chciałam ci przeszkadzać, myślałam że dam radę... dała ale jemu było cholernie głupio. Jeśli zależy ci na waszym małżeństwie to warto próbować. wiem że nie powinnam udzielać wskazówek, ale ja za pierwszym razem bardzo nadskakiwałam, we wszystkim musiałam byc pierwsza i najlepsza, były mąż zostawił mnie dla kobiety która była ode mnie starsza o 11 lat od niego o 5, dużo tęższa... nie umiała gotować jak się później dowiedziałam od niego nic nie robiła, za niedługo staję na slubnym kobiercu po raz drugi... ale stosuję sie bardzo delikatnie do sposobów siostry, ona nadal jest z mężem chociaz było wszystko na ostrzu noża... i widzę że Markowi (mojemu przyszłemu mężowi) bardzo to odpowiada. Sam mi powiedział ze chłop to prosta konstrukcja. Życzę Wam wszystkiego najlepszego. Uwierz w siebie i nie załamuj się. Trzymam za Was kciuki.
nie wiem czy powinnam sie wypowiadac bo meza nadal mam ale tez nie wiem czy to ma dalej sens....nadskakiwalam mu przez 13 lat bylam taka zosia samosia i mam na co sobie zapracowalam a teraz zbieram co posialam...mam w domu chlopa ktory po pracy w domu nie pomaga ani przy dzieciach a jak tylko wyjde gdzies pare razy to sie okazuje ze mam kochanka i takie tam...nie wiem jak miedzy wami i czy on naprawde cie nie zdradza ale jesli go kochasz to walcz ale nie za wszelka cene bo potem moze byc powtorka z rozrywki niestety....ja powoli trace sily do walki boje sie ze zaczyna umierac z mojej strony milosc bo zapomniane rocznice slubu wiecznie oskarzenia i brak pomocy robia swoje...zycze ci powodzenie ale nie placz-szkoda dziecka i ciebie samej-ja mimo tego ze tez nie wiem jak sie potoczy moje zycie(a mam 3 dzieci nie mam mieszkania) to pracuje zajmuje sie dziecmi i staram sie nie pokazywac jak mi ciezko...przynajkmniej nie mezowi bo nie dam mu satysfakcji ze widzi moje lzy:)) trzymam za ciebie nie wazne jak ci sie potoczy:) glowa do gory-bedzie dobrze:))
Marciu, bardzo rzadko się odzywam, ale teraz trzymam za Ciebie wszystkie możliwe kciuki - widziałam, co potrafisz i wiem, że niezależnie, jak się Wasz związek rozwinie, dasz sobie radę! Masz wspaniałe dzieciaki i myślę, że w nich zawsze będziesz miała oparcie. A zapomnianymi rocznicami ślubu nie przejmuj się - są ludzie, którzy datę własnego urodzenia ledwo pamiętają - takie rzeczy można wybaczyć, a nawet w żart obrócić. Gorzej z tą całą resztą, o której wspomniałaś - to na pewno nie jest w porządku :(
Wkn nawet nie wiesz jaki miod na me serce wylalas:) a juz myslalam ze zapomnialas o mnie:( wiem ze bede musiala sobie poradzic-inni w zyciu maja gorzej no nie:)a ja mam was wz-owa rodzinko za co wam dziekuje:)
Marciu, może to głupi pomysł, ale... Przyszło mi do głowy, że to, co napisałaś nam plus wszystkie Twoje odczucia, emocje, wspomnienia dobrych chwil, przelecione żalem tego, co jest dziś mogłabyś umieścić w jednym, długim liście do męża. Może trudno Wam się porozumieć, bo czasami tak bywa, że brakuje cierpliwości i odechciewa się rozmowy, nim ona się rozkręci. Nie chodzi o to, by ten list był jedynie wypunktowaniem żali, ale żebyś mogła opisać swoje oczekiwania, pragnienia i to, jak teraz się czujesz... Pewnie wiesz co mam na myśli. Może jak mąż w samotności przeczyta to wszystko, to przemyśli wiele spraw...? Może warto spróbować dotrzeć do Niego w ten sposób żeby potem móc sobie powiedzieć: "próbowałam".
smakosiu przeczytalam to co mi poradzilas poplakalam sie i doszlam do wniosku ze tak zrobie madra kobieto-nie bedzie szans na klutnie i awanture a jak maz przeczyta to zanim skonczy prace to emocje opadna i moze bedziemy mogli pogadac jak dorosli ludzie:) mimo wszystko go chyba kocham:0 buziaki ty moja slodyczy:)
Trzymam kciuki. Trzeba dawać sobie i innym szanse... Może warto żeby wiedział, że Go kochasz, że właśnie dlatego piszesz ten list, ale jest coś nie tak i On musi sobie to wszystko przemyśleć i "wydorośleć"(?).
Marciu, ja zycze Ci powodzenia z tym listem!!!!! Jak nie pomoze, to sprowadze Ciebie na ziemie, "kocham go chyba mimo wszystko" hmmmm.........a zycie Ci ucieka wielkimi krokami w miedzy czasie.........nastepne 13 lat czekania na zmiane?
Witajcie. Już kilka razy miałam założyć wątek na temat - żona opuszczona przez męża...... ale brakowało mi odwagi.
Czy są wśród nas Panie, którym świat się zawalił, bo zostały zostawione przez swoich ukochanych mężów...
Mój Mąż kilka m-cy temu, po jakiejś kłótni o błahostkę stwierdził że to koniec, że lepiej będzie jak nas (mnie i małe dziecko) zostawi, bo czegoś mu brakuje, coś się skończyło, wygasło. 10 lat jesteśmy razem, 7 lat po ślubie. Zawsze się z Mężem kochaliśmy, świata poza sobą nie widzieliśmy. Nigdy nie było idealnie, ale zawsze uważałam że jesteśmy naprawdę zgodną parą. Zresztą nawet On mówił, że ze wszystkim sobie poradzimy bo się kochamy...
Mieliśmy bardzo ciężki ubiegły rok, bo mąż wyjechał. Po jego powrocie mieliśmy w końcu "zacząć żyć", wyjechac na wakacje, używać życia. Nie będę się jakoś strasznie rozpisywać, w każdym bądź razie nie wydarzyło się nic strasznego, nikt nikogo nie zdradzał, nie okłamywał, nie okradał, po prostu w nasze życie wkradła sie "szara rzeczywistość"....
A tu KONIEC. Co prawda jeszcze razem mieszkamy, ale z jego strony to kwestia czasu.
Nie wiem jak dalej mam żyć. Wszystko widzę w czarnych barwach, nic mnie nie cieszy, nie wiem co dalej mam robić. Wiecznie chodze ubeczana, schudłam kilka kilogramów i cały czas go KOCHAM. Mąż jest naprawdę dobrym człowiekiem, mówi że chce dla nas jak najlepiej i że jest mu bardzo przykro jak widzi że cierpię.
Wiem, że ludzie są w dużo gorszych sytuacjach, ale dla mnie to jest życiowa tragedia.
Bardzo Was proszę napiszcie jak Wy poradziłyście sobie w takiej sytuacji, bo ja jakoś nie potrafię się "wziąć w garść".
Zrozpaczona żona
Koniecznie, ale to koniecznie idźcie do dobrego (poleconego przez znajomych lub rodzinę) psychologa, a nawet dwóch - uważam, że 10 lat razem to zbyt wiążący szmat czasu (+dziecko!), aby przekreślać wspólną drogę, bo wkradła się nuda i czegoś brakło. Do diaska - czego brakło? Nie wyczytałam, że miłości brakło! Tu trzeba koniecznie spojrzeć na wszystkie dobre rzeczy, które się w przeszłości zdarzyły i zastanowić, czy na pewno nie ma lekarstwa, aby ten "brak czegoś tam" zastąpić nowymi ciekawymi godzinami! Ciekawymi, dobrymi, zwykłymi, normalnymi!
Kto myśli, że nigdy nie dojdzie w życiu do punktu "szarej rzeczywistości" najprawdopodobniej jest w błędzie.
A jeśli po takich próbach ratowania uzyskasz potwierdzenie od męża, że jesteście w jego życiu zbędnym balastem, bo on pędzi do czegoś innego (licho wie czego) - to zadaj sobie pytanie, czy warto go zatrzymywać go za wszelką cenę! Bo jaka to będzie cena na dłuższą metę?! On i tak zrobi, co postanowił - prędzej czy później!
Ale na dzień dzisiejszy - podejmuj próby wyjaśnienia sytuacji i ratowania tych lat przeszłych i przyszłych, Waszych i Waszego dziecka! Na pewno jest to trudne, bo kobieta inaczej reaguje, inaczej argumentuje, inaczej przeżywa niż mężczyzna - a szczególnie w takich sytuacjach komunikacja między dwoma sposobami myślenia i odczuwania jest trudna.
Właśnie to najbardziej mnie boli, że chce przekreślić 10 lat szczęśliwego życia. Nie trafiają do niego żadne argumenty. Twierdzi, ze coś się zmieniło, umarło i nie może mi powiedzieć że mnie kocha.
Przez te ok 3,5 miesiąca namawiałam go na wizytę w poradni małżeńskiej u psychologa, ale jest taki zawzięty i mówi, że nie wierzy w to że ktoś obcy nam pomoże. Szczerze mówiąc zmusiłam go kilka dni temu lekkim szantażem do wizyty, niestety dopiero poczatkiem września, ale juz mówi mi że nie wie czego sie spodziewam po tej wizycie. Ja nie mowię, że jestem idealna, bo nie jestem i swoje muchy w nosie mam, ale naprawdę sie starałam, staram i bardzo mi zależy. Mąż mówi, że się starał i nie wyszło:-( Szkoda co gadać....
Wkn ma rację , najlepiej jak byście wspólnie poszli do psychologa. Z tego co piszesz mąż powiedział że nie może powiedziec że Cię kocha, a może w gre wchodzi inna kobieta? Tylko on jest tchórzem, i boi się do tego przyznac, że kogoś ma.
Nie ufałabym mu zbytnio, nikt tak bez przyczyny nie odchodzi po 10 latach.
Piszesz "nie wydarzyło się nic strasznego, nikt nikogo nie zdradzał...". A wcześniej, że ubiegły rok był ciężki, bo mąż wyjechał...
Prawdę mówiąc myślę, że to nie do końca tak jest, że "nikt nikogo nie zdradzał". Dla mnie sytuacja wygląda na klasyczną - mąż przestał Cię kochać, tak jak mówi, a jego wyjazd (i to, co się w trakcie tego wyjazdu wydarzyło) ma z tym bezpośredni związek. Poznał inną kobietę po prostu... "Szara rzeczywistość" nie wykańcza związku ot tak... po jakiejś kłótni o błahostkę. Przykre, ale... tak czasem bywa.
To moje prywatne zdanie, ale ja mam - być może - skrzywione podejście do tematu. Z założenia mężczyznom nie ufam, żadnemu...
A jak sobie poradzić? To, co w tej sytuacji przeżywasz, jest jak przeżywanie żałoby po stracie ukochanej osoby. Ciężko jest i boję się, że nie ma żadnej recepty na "wzięcie się w garść". Czas jest potrzebny i tyle. A na codzień - Twoje małe dziecko zmusi Cię do "brania się w garść", do tego, żeby codziennie rano wstać z łóżka, zatroszczyć się o tę szarą codzienność... Przynajmniej w moim przypadku tak było. Bo to małe dziecko - nawet kilkuletnie - samo nie jest w stanie sobie poradzić i jesteś mu potrzebna.
Z całego serca życzę Ci, żebyś się uporała z tym, co Cię spotkało. Boję się, że sporo jeszcze dużo cięższych chwil przed Tobą, ale wierzę, że sobie poradzisz. Przed Wami wizyta w poradni. Boję się, że nic nie da, ale kto wie - może jednak cuda się zdarzają...
Mąż zapewnia, że nigdy mnie nie zdradził i zawsze był mi wierny. Nigdy nie miałam powodów żeby mu nie ufać....
Mój też przez cały czas zapewniał o wierności i o tym, że mówi prawdę... Nawet po tym, jak pokazałam mu dowód czarno na białym ciężko mu było przyznać, że przez cały czas mnie okłamywał...
Zgadzam się,że prawdopodobnie Twój mąż znalazł sobie inną kobietę....wiele razy to widziałam u moich znajomych. Zażekali się, że po prostu "coś się skonczyło" itp. ale potem wyszło szydło z worka. Mam nadzieję, że w Twoim przypadku się mylę....
W każdym razie na razie wszystkie argumenty do niego nie trafią, nawet te najbardziej racjonalne.
To co teraz napiszę będzie brutalne ale noestety prawdziwe...musisz wywalczyć wszystko co się da dla Ciebie i dziecka (alimenty, mieszkania), wszystko u prawnika, bo mężczyźni mają wyrzuty sumienia ale bardzo krótko i potem nic od niego nie dostaniesz.
Lepiej mieć na wszystko papier a nie na gębę nawet wteduy jak byście mieli wrócić do siebie, wiem co piszę bo sama to przeszłąm.
Nie rozpaczaj, udawaj że Cię to nie obchodzi, jak chce odejść to niech odejdzie, kup sobie szmatkę fajną, idz do fryzjera, wyjdź wieczorem (nawet do rodziców - jemu powiedz że się umówiłaś ze znajomymi w kanjpie) itp. zobaczysz jak zmięknie i zacznie się pieklić i nagle to "coś" wróci...daj mu trochę popalić...to najlepszy sposób na faceta.
Kopii, przykro się czyta twoją historię.. Ale pomyśl: szczęście w nieszczęsciu, że powiedział to wprost, bez kombinowania, oszustw i zdrad.. Jeżeli to na prawdę ostateczna decyzja, pozostaje Ci sie tylko z tym pogodzić.. Wnioskuję ,że jestes młoda, silna, mam nadzieje ,że możesz liczyć na pomoc męża w wychowywaniu bądź co bądź Waszego wspólnego dziecka.. Na pewno jest Ci trudno ,ale czas leczy rany..
Pozdrawiam i życzę dużo siły!
Przykro o tym czytać.......... Ale wydaje mi się, że w miarę możliwości powinnaś pokazać, że jesteś silną, niezależną kobietą i dasz sobie radę sama. Dodatkowo coś na poprawę samopoczucia i lepszą samoocenę: ciuch, fryzjer.....
Myślę, że jak dojdziesz do wniosku, że sama dasz sobie radę, to również dla męża będziesz bardziej atrakcyjną kobietą. I to go zaintryguje i zainteresuje. Przynajmniej tak było w moim przypadku.
Trzymam kciuki - napewno Wam się uda. To przecież tylko przejściowy kryzys - może sprawdza na ile może sobie pozwolić.
Dasz radę!
Pozdrowienia
Nie wiem jak to jest być opuszczoną przez męża bo...to ja odeszłam,po 13 latach bycia razem.U mnie co prawda sytuacja wyglądała troszkę inaczej(miałam powody by podjąć taką a nie inną decyzję) ale efekt końcowy był taki sam,coś umarło śmiercią naturalną,wypaliło się,nie umiałam kochać już...Gdybym pociagnęła to jeszcze troszkę to znienawidziłabym tego człowieka i...siebie.Czasami tak bywa,że coś wygasa,coś się kończy nieodwracalnie,takie życie.Nie można nikogo zmusić do miłości.Napewno warto(jeśli jest jakiś cień nadziei)rozmawiać ale jeśli zauważymy brak chęci negocjacji drugiej strony-darujmy sobie,to tylko pogarsza sytuację,doprowadza do braku szacunku do drugiej osoby....Zmusić kogoś do bycia razem???Nie zbudujesz własnego szczęścia na nieszczęściu drugiego człowieka.Myślę,że Twoj mąż podejmuje decyzje świadomie,przecież tyle czasu już minęło i nie jest to tylko widzi mi się.Obojętnie jaki jest tego powód czuję,że przegrałaś.Przepraszam że tak brutalnie to piszę zamiast pocieszyć ale tak czuję(obym się myliła).Rozstanie wcale nie jest końcem świata,takie rzeczy dzieją się i wchodzą w skład naszego życia...Rozstanie jest końcem jednego etapu i początkiem następnego...może bardziej ciekawego,dojżalszego,kto wie.Życie jest jak książka,ma kilka rozdziałów,jeden ciekawy inny mniej ale zaskakuje bez względu na to czy nudą czy wartką "akcją"...Weź się garść,życie toczy się dalej,masz dziecko,masz dla kogo żyć wbrew pozorom życie jest piękne,jeszcze nie raz się o tym przekonasz.Ja już ostatnio wspominałam,po rozwodzie nie miałam lekko,sama z dzieckiem,bez pracy,bez mieszkania bez widoków na lepsze jutro.Miałam chwile zwątpienia,czasami chciałam zniknąć ale dałam radę,musiałam dać dla dziecka i siebie bo po coś przecież to wszystko było.Nie było mi łatwo ale wiem,ze decyzja była słuszna i nie zmieniła bym niczego...Teraz zaczyna mi się wszystko układać i zaczynam ŻYĆ,tak naprawdę....czuję,że szczęście mam w zasięgu ręki...Tobie życzę tego samego!!!Pozdrawiam.
Ja czuję, że przegrałam, przegrałam swoje życie..... ale nie moge się z tym pogodzić. Jak to możliwe że ktoś kto tak mocno kochał, nagle przestaje i nie chce zrobić wszystkiego żeby to naprawić. Rozstanie dla mnie jest końcem świata...
Nie wyobrażam sobie dalszego życia, odwiedzin Tatusia u dziecka....
Nie mogę o tym pisac, nawet nie moge o tym myśleć, bo cały czas ryczę.... Tak mi źle...
Pani psycholog wczoraj przez telefon powiedziała mi, żebym nie spodziewała sie po tej wizycie zbyt wiele, jeśli mąż nie chce i że jednorazowa wizyta na pewno nic nie da...
Wiem że Cię nie pociesze w tej chwili, ale weź się w garśc dziewczyno, masz małe dziecko i masz dla kogo życ. Jeszcze sobie ułożysz życie i będziesz szczęsliwa, na jednym facecie świat się nie kończy.
Nie ciągnij niczego na siłę, dla swojego dobra, a odwiedzinami tatusia, teraz nie zaprzątaj sobie głowy. Życzę Ci dużo siły i wytrwałości i serdecznie pozdrawiam.
Wiele kobiet dałoby sobie ręce uciąc , że ich mąż nie zdradził. Tylko póżniej jak by żyły bez rąk . Smutne , ale prawdziwe. Tego Ci absolutnie nie życzę, ale żyj z zasadą ograniczonego zaufania- ufaj i kontroluj
Ja myślę, że powód jest całkiem inny. Koleżanka pisze, że mają małe dziecko. Pewnie tatuś poczuł się zazdrosny o dziecko, opuszczony i odrzucony. Przez wiele lat liczył się tylko on, a tu nagle dużo się zmieniło i jest mu ciężko. Może dorośnie i zrozumie, że nie jest pępkiem świata. Może psycholog mu to pomoże zrozumieć.
Trudno jest w takiej sytuacji coś doradzić,nie wiem może to tylko przejściowy kryzys chyba w każdym małżeństwie to się zdaża czasem wydaje się że to już koniec która z nas tego nie przechodziła na palcach można policzyć :( myśle że tylko szczera rozmowa może wam tak naprawdę pomóc jeśli oboje zechcecie dać sobie sząse zacząć od nowa to wszystko da się jeszcze naprawić.............
Nie chce być tu pesymistką ale nie brałaś pod uwagę że mógł się zakochać i to jest przyczyną tej całej przykrej sytuacji ........mam nadzieję że nie życzę ci powodzenia i więcej wiary w siebie na pewno sobie poradzisz cokolwiek się stanie pozdrawiam i trzymam za was kciuki :)
W kwestii technicznej tylko: gdyby miał inną, już by go nie było. Facet nie ma gdzie pójść.
Szukajcie gdzie indziej.
Facet
W kwestii technicznej - ma inną, ale przed wszystkimi chce pokazać, że on jest dobry i wspaniały, tyko... no... życie... przestał kochać ot tak - bez powodu...
Znalazłam.
Kobieta
Eee tam: "Dobry i wspaniały". Powiedział przecież, że odchodzi ale najwyraźniej nie ma dokąd.
Chciałabym się mylić alę myślę,że ten wyjazd ma coś wspólnego z tą sytuacją.
Podzielam zdanie niektórych dziewczyn.Może być tak,że powodem tego wszystkiego jest inna osoba.
Jak można tak nagle przestać kogoś kochać?Nie wierze w to a Ty nie wierz do końca w jego zapewnienia.Skąd wiesz,że on nie kłamie w żywe oczy? Czasami jest tak,ze mieszkamy z kimś wiele lat a tak naprawde nie znamy tej osoby.
Inna osoba, moze niekoniecznie kobieta... I dlatego tak mu ciezko...
Ciężko mu bo go dręczy sumienie.
Dorotko, to że mu też ciężko to wiem. Wierzę, że nie ma żadnej kobiety, nie miałby nawet kiedy, bo prosto po pracy wraca do domu.
Ja po prostu nie mogę sie pogodzić z jego decyzją. Muszę zrobić coś żeby w końcu przestać płakać i wyjść z dołka, a nie udaje mi się to....
Kopii - w garść się musisz wziąć - dla dziecka (a potem dla siebie samej). Nie napisałaś jak małe jest, ale myślę, że niezależnie od tego w jakim wieku by nie było widok płaczącej mamy na pewno przeraża.
Co do tej pewności odnośnie innej kobiety... naprawdę nie możesz jej mieć. Przykro mi to mówić, ale taka prawda. To, że z pracy prosto do domu, to tylko może Ci się tak wydawać, niestety. Wiem, co mówię... Chociaż tak naprawdę niezależnie od tego jak by nie było, dla Ciebie to żadne pocieszenie (no chyba, że pewność, że Cię oszukał, zdradził, pomogłaby Ci go... przestać kochać). Tyle, że w takiej sytuacji ciężko szukać jakiegokolwiek pocieszenia.
Nie masz pod ręką jakiejś przyjaciółki, która by Cię wyciągnęła z domu na parę chwil chociaż? Na jakąś dobrą kawę, kufel piwa... Może niekoniecznie żeby jej się od razu w miejscu publicznym w rękaw wypłakiwać (chyba, że sama byś tego chciała), ale po to, żeby wyjść z domu, tak po prostu... Zobaczyć, że życie wokół Ciebie toczy się dalej tak samo, jak wcześniej... Takie chwile przynoszą ulgę i małymi kroczkami pozwalają stanąć na nogi.
A póki co - po prostu MUSISZ przestać płakać - dla dziecka, bo dla niego rodzice są całym światem i jedyną ostoją bezpieczeństwa.
Trzymaj się i... uszy do góry! Dla Ciebie też jeszcze niejednokrotnie zaświeci słońce - minie trochę czasu i sama się o tym przekonasz.
Żeby wziąć się w garść musisz się czymś zająć.
W takim razie zrób tak jak pisze skrzydełko_czy_nóżka.
Pokaż mu,że sobie radzisz.Zadbaj o siebie, zajmij się dzieckiem,wychodź z nim na spacer.Powiedz mu,zeby zajął się dzieckiem bo Ty wybierasz się do fryzjera.Uśmichaj się jak najczęściej.Nie płacz całymi dniami.Niech zacznie zastanawiać się co jest grane,dlaczego nie szlochasz po kątach i nie lamentujesz.Zobaczysz, prędzej czy później sam zacznie zabiegać o Twoje względy.
A ja teraz postaram się chociaż na chwile poprawić ci humor.
Zobacz jakie ,,apetyczne,, zdjecie znalazłam w gazecie. Zwróć uwagę na kółeczko,które zaznaczyłam LOL
Ojojoj, słuchaj, a może to jednak kawałek śliwki ze skórką, która skręciła się na kształt insekta :}
Hmm, wiesz co dla mnie facet to taka cudowna prosta konstrukcja ale im bardziej mu się nadskakuje tym bardziej wszystko mu nie pasuje, skoro mieszkacie jeszcze razem, to myślę że mogłabyś go tak , bardzo delikatnie "olać" moja siostra była w podobnej sytuacji, masz dziecko więc zadbaj o nie i o siebie, postaraj sie miec ładną fryzurę , lekki makijaż, wrzuć na siebie jakiś ciuszek w którym dawno cię nie widział, zadbaj o maleństwo, wychodząc z nim na spacer rzuć delikatne hasło typu : wiesz wychodzimy na spacer, masz ochotę, nie oczekuj że się zgodzi, pewnie nie ale po kilku tego typu akcjach może cię zaskoczyć i pójdzie, zawsze działały u siostry telefony typu : hej sory że przeszkadzam ale coś mi sie stało z samochodem nie dam sobie rady bez ciebie, Musisz go delikatnie podchodzić pokazac mu że jest ci bardzo potrzebny ale nie nadskakiwać, siostra potrafiła cholera wie po jakiego grzyba wtargać ogromny wór ziemniaków na 4 piętro , kiedy mąż ją zapytał z przerażeniem w oczach czemu mu nie powiedziała padło hasło :nie chciałam ci przeszkadzać, myślałam że dam radę... dała ale jemu było cholernie głupio. Jeśli zależy ci na waszym małżeństwie to warto próbować. wiem że nie powinnam udzielać wskazówek, ale ja za pierwszym razem bardzo nadskakiwałam, we wszystkim musiałam byc pierwsza i najlepsza, były mąż zostawił mnie dla kobiety która była ode mnie starsza o 11 lat od niego o 5, dużo tęższa... nie umiała gotować jak się później dowiedziałam od niego nic nie robiła, za niedługo staję na slubnym kobiercu po raz drugi... ale stosuję sie bardzo delikatnie do sposobów siostry, ona nadal jest z mężem chociaz było wszystko na ostrzu noża... i widzę że Markowi (mojemu przyszłemu mężowi) bardzo to odpowiada. Sam mi powiedział ze chłop to prosta konstrukcja. Życzę Wam wszystkiego najlepszego. Uwierz w siebie i nie załamuj się. Trzymam za Was kciuki.
nie wiem czy powinnam sie wypowiadac bo meza nadal mam ale tez nie wiem czy to ma dalej sens....nadskakiwalam mu przez 13 lat bylam taka zosia samosia i mam na co sobie zapracowalam a teraz zbieram co posialam...mam w domu chlopa ktory po pracy w domu nie pomaga ani przy dzieciach a jak tylko wyjde gdzies pare razy to sie okazuje ze mam kochanka i takie tam...nie wiem jak miedzy wami i czy on naprawde cie nie zdradza ale jesli go kochasz to walcz ale nie za wszelka cene bo potem moze byc powtorka z rozrywki niestety....ja powoli trace sily do walki boje sie ze zaczyna umierac z mojej strony milosc bo zapomniane rocznice slubu wiecznie oskarzenia i brak pomocy robia swoje...zycze ci powodzenie ale nie placz-szkoda dziecka i ciebie samej-ja mimo tego ze tez nie wiem jak sie potoczy moje zycie(a mam 3 dzieci nie mam mieszkania) to pracuje zajmuje sie dziecmi i staram sie nie pokazywac jak mi ciezko...przynajkmniej nie mezowi bo nie dam mu satysfakcji ze widzi moje lzy:)) trzymam za ciebie nie wazne jak ci sie potoczy:) glowa do gory-bedzie dobrze:))
Marciu, bardzo rzadko się odzywam, ale teraz trzymam za Ciebie wszystkie możliwe kciuki - widziałam, co potrafisz i wiem, że niezależnie, jak się Wasz związek rozwinie, dasz sobie radę! Masz wspaniałe dzieciaki i myślę, że w nich zawsze będziesz miała oparcie. A zapomnianymi rocznicami ślubu nie przejmuj się - są ludzie, którzy datę własnego urodzenia ledwo pamiętają - takie rzeczy można wybaczyć, a nawet w żart obrócić. Gorzej z tą całą resztą, o której wspomniałaś - to na pewno nie jest w porządku :(
Jeśli chodzi o daty to bardzo wielu mężczyzn ich nie pamięta. Ja swojemu nie daje zapomnieć:D
Wkn nawet nie wiesz jaki miod na me serce wylalas:) a juz myslalam ze zapomnialas o mnie:( wiem ze bede musiala sobie poradzic-inni w zyciu maja gorzej no nie:)a ja mam was wz-owa rodzinko za co wam dziekuje:)
Marciu, może to głupi pomysł, ale... Przyszło mi do głowy, że to, co napisałaś nam plus wszystkie Twoje odczucia, emocje, wspomnienia dobrych chwil, przelecione żalem tego, co jest dziś mogłabyś umieścić w jednym, długim liście do męża. Może trudno Wam się porozumieć, bo czasami tak bywa, że brakuje cierpliwości i odechciewa się rozmowy, nim ona się rozkręci. Nie chodzi o to, by ten list był jedynie wypunktowaniem żali, ale żebyś mogła opisać swoje oczekiwania, pragnienia i to, jak teraz się czujesz... Pewnie wiesz co mam na myśli. Może jak mąż w samotności przeczyta to wszystko, to przemyśli wiele spraw...? Może warto spróbować dotrzeć do Niego w ten sposób żeby potem móc sobie powiedzieć: "próbowałam".
Kopii, jak sobie radzisz? Czy dziś jest Ci choc troszkę lżej?
smakosiu przeczytalam to co mi poradzilas poplakalam sie i doszlam do wniosku ze tak zrobie madra kobieto-nie bedzie szans na klutnie i awanture a jak maz przeczyta to zanim skonczy prace to emocje opadna i moze bedziemy mogli pogadac jak dorosli ludzie:) mimo wszystko go chyba kocham:0 buziaki ty moja slodyczy:)
Trzymam kciuki. Trzeba dawać sobie i innym szanse... Może warto żeby wiedział, że Go kochasz, że właśnie dlatego piszesz ten list, ale jest coś nie tak i On musi sobie to wszystko przemyśleć i "wydorośleć"(?).
Marciu, ja zycze Ci powodzenia z tym listem!!!!! Jak nie pomoze, to sprowadze Ciebie na ziemie, "kocham go chyba mimo wszystko" hmmmm.........a zycie Ci ucieka wielkimi krokami w miedzy czasie.........nastepne 13 lat czekania na zmiane?
Tineczko, poczekaj z tym sprowadzaniem na Ziemię.