Witajcie Chyba za wcześnie na podsumowania, ale jestem ciekawa Waszej opinii na ten temat. Wielu moich znajomych narzeka: "Niech ten rok się w końcu skończy, jest taki pechowy" majac na myśli głównie życie osobiste, zawodowe jak i sprawy publiczne: wydarzenia z 11 kwietnia, powodzie. Zastanowiłam się - rzeczywiście, u mnie też zbieg niekorzystnych spraw, kilka bliskich osób nagle odeszło do wieczności, zawodowe i osobiste sprawy się mocno pokomplikowały. Dodam, że w porównaniu z zeszłymi latami rzuca się w oczy fala nieprzyjemnych, stresujacych wydarzeń. Rozum niedowierza, a jednak jakoś tak się złożyło, że ten rok mogę zaliczyć do tych średnio udanych.. Czy Wy i Wasi znajomi też macie takie przemyślenia na temat 2010? Jak by nie było- z nadzieją patrzę na to, co przyniosą kolejne miesiące i z radością wypatruję jesieni:)
Powiem ci szczerze, że ja też ostatnio doszłam do tego samego wniosku... W tym roku jakoś kumulują się same nieszczęścia wokół :(
Jeszcze na dobitkę tego wszystkiego, co i tak już w życiu prywatnym się pochrzaniło, to jeszcze mój mąż miał w zeszłym tygodniu wypadek samochodowy, auto do kasacji, nic mu się nie stało, ale jeden pasażer ucierpiał i będą z tego niestety konsekwencje... najpewniej finansowe, choć i tak już nam się nie przelewa, a tu jeszcze trzeba samochód kupić i pewnie wypłacać odszkodowanie, bo NW nie było :( ech, szkoda słów... Też już wyczekuję następnego roku, mam nadzieję, że nie będzie gorszy...
Ja również mogę się pod tym podpisac... Tak jak napisałaś -rozum nie dowierza, a jednak... Niestety ten rok nie przyniósł mi nic dobrego poza narodzinami synka, rozsypałam się na kawałki, pozbierałam... i znów czuję, że się sypię. Podobnie ciężki rok mieli moi rodzice... Narazie nic sie nie przejasnia, nade mna wciaz ciemne chmury, ale dla dzieci musze byc silna. Z utesknieniem czakam na Nowy Rok i ta nadzieje, ze przyniesie cos dobrego i pozytywnego, bo 2010 pozegnam z ulga:(
Faktycznie ten rok jest jakiś taki nie ciekawy dla mnie.Od stycznia wiecznie coś się chrzani.Dobrze że chociaż z mężem jest wszystko ok a nawet lepiej.Cała reszta do chrznu.O nie urodziłą mi się wnuczka to jest wspaniałe,ale okoliczności towarzyszące jej przyjściu na świat,i postępowanie niektórych ludzi już nie.Tu gdzie córka ma mieć spokój i cieszyć się z narodzin przechodzi bardzo dużo przykrych chwil. Smutne to.Mam nadzieję że jednak wszystko się ułoży i w końcu wrócimy do normalności. Nie mniej jednak ten rok też pożegnam z ulgą.
Ja napisze coś co rzadko się słyszy .. ! Jestem szczęsliwa i zadowolona , spokojna i bezpiecznie czuje sie !! Wiadomo czasem w zyciu zagrzyta .. ale tak jakoś szybko to sie prostuje ..(dziecko szczęscia ) heheh Radosć daje mi to to co mam ... i to jest zródłem mojej radosci ..! Drobna nadwaga ( odkąd testuje Wasze przepisy ) Szybko '' szroniący sie '' maz ( dobrze , ze nie łysiejacy hehehehe ), ogromne zapasy ogórasków z tego roku ..i stary holenderski cudowny rowerek na którym smigam .. ! Drobnostki ale one zabarwiaaj moje zycie na pozytywny kolor .. To nic , ze mąz po wypadku nadal bolący ... a u mnie ból w kciuku nie zdiagnozowany .. ! Bede szczęsliwa i basta .. ! Spokojnie patrze na kolejne lata 2012 , 2013 .... ! Nawet jesli , ktoś odejdzie z moich bliskich , kochanych ,, nawet jesli diagnoza lekarska bedzie niepmyślna ... bede pozytywna do bólu ...!!
Ja będę pozytywna do bólu razem z Tobą :):) Wszyscy jesteśmy zdrowi i to jest największy powód do szczęścia. Zdarzały się od początku roku kłopoty ze zdowien synka. W takich sytuacjach myślę o rodzicach dzieci nieuleczalnie chorych jak oni się mogą czuć, co myslęć .Stwierdzam, że nie ma co narzekać tylko trzeba dziękować Bogu za to co się ma.Droga życia nie jest wiecznie usłana różnami ktoś przychodzi ktoś odchodzi. Nie wierzę w przepowiednie typu pechowy rok 2010. Ostatnio mnie rozbawiła wypowiedź jednej z użytkowniczek portalu ktora wszelkie niepowodzenia zwalała na pech.Czy tak Wam jest łatwiej. Ja nie mam wiecznie powodów do rodaści i szczęścia ale staram się znaleźć pozytywy w największym nieszczęściu jakie mnie spotyka.
O, to ja się pod Ciebie podepnę - w porównaniu z ooookkroooopnym rokiem ubiegłym ten jes "jakiś takiś" całkiem do przełknięcia - pewnie, że mogłabym niżej wypisać listę trudności, przeciwności, nieprzyjemności długą i pękatą jak przegubowy autobus w godzinach szczytu, ale zawsze jakaś tam kamizelka ratunkowa się znajdzie i płyniemy dalej :) Aha, najgłupsza i najbardziej zaskakująca rzecz, jaka mi się w tym roku zdarzyła, to "zeżarcie" drewnianej podłogi przez mrówki leśne w domku na działeczce. Założyły sobie skubane gniazdo w łazience i tworzyły sobie przez kilka ładnych lat milusie wilgotne warunki do bytowania, cieplutko, przytulnie, więc znosiły małe skubane pracoholiki ziemię do środka. Wszystko zawilgotniało, przegniło i pewnego pięknego dnia zrobiła nam się dziura jak malowanie. Trochę dziwnie było wymontować prysznic, pod którym to wszystko się roiło i z opadniętą szczęką zauważyć, że podłogi, to już tam nie ma za dużo :}
Tak jak Ty megi65 nie mam niczego negatywnego do zameldowania... niczego, co przewazaloby nad dobrym. Dostalam w tym roku prace, ktora daje mi ogromna satysfakcje. Corka i syn tez, oboje dostali prace. Kazde z nich zadowolone. Odwiedzila mnie Mama zza wielkiej wody... Zdrowie jest na tyle zadawalajace, ze jest ok. Aktualnie pomoglismy corci przeprowadzic sie, do jej nowego gniazdka.. troche daleko od nas..ale skoro tam rzucilo ja szczescie, to coz narzekac? Kilka bardzo bliskich sercu osob, odeszlo bezpowrotnie w tym roku.. ale na to niestety nie mamy zadnego wplywu... Kazdy koniec jest poczatkiem czegos nowego. Nieraz spietrzaja sie negatywne wydarzenia.. ale my sami wywolujemy wilka z lasu... bo trudno nam uwierzyc, ze bedzie dobrze, ze musi sie udac... O wiele latwiej wymalowujemy sobie ciemny scenariusz przed oczami i tak czesto sie nim sugerujemy, ze w koncu dzieje sie tak - jak wykraczemy. Nie znam nikogo, kto wysylajac kupony totolotka wierzy w to, ze wygra... no i dlatego nie wygrywa. Trzeba byc pewnym tego co sie robi i glosno chciec!!!!
Dzis pada u nas deszcz--chcielismy pojsc do lasu na grzyby.. ale jak w ten deszcz.. Normalnie, w gumiakach i dobrze ubrani.. pojdziemy i znajdziemy grzyby.. bo gdy sa takie mokre od deszczu..to zdradzaja swoje miejsce w lesie :))) Wysylam wszystkim caly ladunek pozytywnej energii a gdyby przyszlo mi samej, kiedys Wam marudzic, ze cos nie tak w moim zyciu, to stuknijcie mnie w lokiec..abym weszla na dobry tor! Pozdrawiam wszystkich.. wlasnie sie przejasnilo!!!! :)
Glumando, w przypadku totolotka dziala tzw teoria prawdopodobienstwa (zakladajac,ze wszystko odbywa sie uczciwie).Wierz mi,ze wiele osob baaardzo chce wygrac
Wiele osob chce wygrac..to jasne, ale prawie wszyscy oddajc kupony maja tendencje do mowienia " i tak na pewno nie wygram..." Chodzi mi tylko i wylacznie o pozytywne myslenie a nie o mechanizm dzialania totolotka...
Oj,uważaj,bo jak Ci "oddam",to nas "zbanują" za bójki .Właściwie,to masz rację.Przypomniał mi się dośc stary dowcip: Mosiek codziennie modlił się,aby wygrac w totolotka.W koncu Bóg nie wytrzymał,wychylił się zza chmur i krzyknął-Mosiek,wyślij wreszcie ten kupon!
A mnie się wydaje, że dobrze jest mieć czasami zwalić na kogo winę - dobrze, że jest to pech a nie konkretna osoba, której swoimi insynuacjami możemy sprawić przykrość.
Dobrze też - jeżeli rzeczony pech zmusza nas do działania, jest jedynie odskocznią od problemów. Gorzej - jeżeli wmawiamy sobie, że nie warto nic robić bo i tak mam pecha.
W moim przypadku "pech" dotyczy urządzeń elektrycznych, które w tym roku odmawiaja posłuszeństwa. Mam świadomość, że część wynika z życia technicznego przedmiotów - jako, że producenci dają coraz krótsze życie naszym sprzętom, a część jest naszą osobista winą...Ale jak miło zepchnąć odpowiedzialność..Bo gdybym nie miała pecha (przecież nie powiem, że gdybym miała pomyślunek - hehehe) to bym nie postawiła kwiatka na lodówce naszpikowanej elektroniką, skoro wcześniej stał przez naście lat w tym miejscu - na lodówce starego typu...
Ten rok dla mnie jak i globalnie jest nie ciekawy.Globalnie to katastrofa smoleńska, wybuch wulkanu, powodzie, pożar w Rosji. Prywatnie: 4 czerwca z powodu nawalnego deszczu podniósł się ogromnie poziom wód gruntowych i woda wdarła się do piwnicy. 1-2 mężczyzn pracowało przez 48 godz i udało się wodę na bieżąco wybierać. Inaczej miała bym w piwnicy jakieś 50 - 80 cm wody.Rozpoczęło się to po godz 19 a 3 godz wcześniej bez powodu korki w całym domu mi się spaliły i mąż wodę w nocy zbierał przy świeczkach i latarkach szmatami, łopatką i mopem, a 2 tyg wcześniej opracował sobie sposób specjalnym odkurzaczem a bez prądu się nie dało. Wtedy też była woda ale mniej.Jak zadzwonił do elektrowni to powiedzieli mu, że jak kupi bezpieczniki to przyjadą wymienić. Ponad 2 miesiące czekaliśmy na wypłatę odszkodowania za podtopioną piwnicę. Potem 13 lipca córka skręciła sobie staw skokowy w stopie i jeszcze tydzień temu było podpuchnięte i kulała. Teraz jeździmy na lasery i chyba jest dobrze. 19 sierpnia mąż wracając z córeczką z pierwszego laseru wpadł autem do rowu i rozbił auto, które kupiliśmy 4 miesiące temu. Nikomu nic się nie stało ale auto dużo będzie kosztować. Mąż miał takie szczęście, że głową zrobił słoneczko w szybie i nic mu się nie stało. Córkę lekko bolał łokieć ale to tylko ubicie było bo na drugi dzień już nie bolało. Dobrze, że byli pasami zapięci. Dodatkowo czasem wyskoczyły nieplanowane wydatki finansowe i troszkę uszczupliły nasz budżet. Teraz pisząc tą wiadomość nie wysłało mi jej.dobrze, ze szybko sobie najpierw skopiowałam bo musiała bym 5 razy pisać.
As szkoda że nie widzisz tego co się dzieje naokoło Ciebie. Tobie zalało piwnice. To tylko piwnica. Nie patrzysz na to z tej strony. Ludzie potracili całe domy, cały dobytek życia. a ty twierdzisz że masz pecha. Przepraszam Ciebie ale ja nie potrafię czytać takich rzeczy bez słowa. Założyłaś wątek " Ja też mam pecha" i tam opowiedziałaś o wypadku męża. Ubolewałaś w nim nad samochodem. Gdzie radość życia ? Gdzie ? Czy zdajesz sobie sprawę, że mąz mógł skręcić kark takim uderzeniem być sparaliżowany do końca życia ? Przepraszam, że to piszę As nie gniewaj się na mnie. Chcę żebyś zobaczyła ile pozytywu wokół Ciebie. ile szczęścia. Masz dach nad głową , starcza do pierwszego, zdrowe dzieci. Ty jesteś zdrową, gospodarną kobietą AS zobacz słońce świeci słońce
Czyli ja chyba jednak szczęściara i fuksiara jestem? Ktoś nade mną czuwa na górze. Dzieje się dużo złego (co jakiś czas pod górkę) ale zawsze jest jakieś pocieszenie, że nie jest gorzej. Nie może być sielanka tylko ciągle jakieś utrudnienia.
Asiczku,globalne katastrofy dopadly nas wszystkich.Nie szukaj powodow do narzekania,gdyz takimi zdarzeniami,jakie opisujesz,moglabym ''zatkac''cala strone,a inni tez maja wiele do opowiedzenia.Moj kolega np ma caly dom po powodzi,ale stracil praktycznie wszystko,co w nim posiadal i nie ''jojczy''.Mial 3 metry wody na parterze (naprawde wysokim),do tej pory wode w piwnicy i nie moze nawet do niej wejsc (w niej ma dwa piece CO) .Nie mozna jej wypompowac ze wzgledu na wysoki poziom wod gruntowych,gdyz,cofajac sie,moglyby zniszczyc fundamenty).Zaimponowal mi,gdy powiedzial,ze ''zona i mama probowaly cos tam plakac,ale je obsztorcowal,gdyz to i tak nic nie da''.Teraz robi wszystko,aby wrocic do normalnosci.Wedlug mnie,to tzw ''chlop z j....i''.
Tak poza tym nie mysl,ze Cie nie rozumiem,tylko nie zamartwiaj sie zdarzeniami drugorzednej wagi.Wypadek samochodowy to powazna sprawa,ale reszta?Tak po prostu bywa w zyciu.
Zazwyczaj odnosi się on do rzeczy materialnych. Jak ktoś zachoruje, umrze w wyniku ciężkiej choroby - nie ważne czy przedwcześnie czy zgodnie z wiekiem - nie powiemy, że miał pecha.
Poza rzeczami materialnymi pech dotyka nas wtedy, gdy jest wynikiem naszego działania albo zaniechania działania - wtedy, gdy można go wytłumaczyć czynnikiem ludzkim, gdy - po fakcie, gdy jesteśmy bogatsi o doświadczenie - oczywistym nam sie wydaje sposób uniknięcia tego. Choć to wcale wtedy nie było takie oczywiste. No i o pechu mówimy - gdy po okresie powodzeń przychodzi seria niepowodzeń. Gdyby zdarzenia losowe przeplatały się - też inaczej byśmy na nie patrzyli.
Przede wszystkim ,co rozumiemy jako ''pech''?.Wedlug mnie,jest to splot niemilych zdarzen niezleznych od nas.W Bogatyni,gdzie mieszkam od lat, tez ''mowi sie''o pechu,ale wiele zawinili ludzie (wieloletnie zaniedbania,lekko-,czy wrecz bezmyslnosc).Mialam takie lata,ale,podobnie jak Ty,wole ratowac sie optymizmem.
Dla mnie 2010 też jest trudny,czekam aż sięskończy.Ciągłe kłopoty ,problemy to chyba powód,że gwałtownie posiwiałam.Mój mąż z natury ogromny optymista,też chyba powoli traci siły, a tego się boję, bo kto mnie wesprze?Mam dzisiaj zły dzień....
Hmm, czy był ciężki ....lekko nie było, czasem miałam serdecznie dość. Staram się nie poddawać tym ciężkim chwilom, ale cieszyć tymi dobrymi.
A w mojej rodzinie w tym roku dużo się działo. Moja siostra z mężem kupili mieszkanie, a wcześniej wzięli ślub cywilny. Mój brat również wziął ślub cywilny a niedawno urodziło mu się dzieciątko. Zdrowy acz malutki chłopczyk. I to wszystko w tym jednym roku. A jeszcze czeka nas ślub kościelny mój, i chrzciny mojego bratanka. Wszyscy sobie jakoś radzimy, choć czasem nie jest lekko. Zdrowie nie zawsze dopisywało, a i z finansami czasem ciężko bywało. Ale się nie poddajemy. Radzimy sobie jakoś i pomagamy wzajemnie jeśli tylko możemy. I to chyba najważniejsze. :)
Dobre to rzeczy, o których piszesz! Czytając to, myślę, jak łatwo zapomnieć o wartościowych rzeczach, przestać je zauważać - a one przecież są - dobra wiadomość w rodzinie, wspólny obiad, zmęczone oczy przyjaciół podczas wieczoru przy winie (a jednak są, mimo przepracowania), głupia 7% podwyżka (mogło jej nie być wcale), książka na półce, która zaczyna obrastać smutnym kurzem (kiedy ją wreszcie przeczytam), dojrzała śliwka w ręcznie robionej misie. Ser gorgonzolla w lodówce, wreszcie kino po 21 :) I tak sobie myślę, że warto lubić te duże i te małe miłe rzeczy :) Liczmy świat zadowoleniem, a nie szczęściem, bo nigdy nie będziemy spełnieni :) Fajnie, że jesteś, Wróbelku!
ten rok byl taki sobie-maja mi choruje z mezem roznie z kasa jeszcze rozniej ale do konca roku mam dach nad glowa zdrowe rece do pracy ludzi na pensjonacie co o mnie pamietaja i dzwonia pytac co u mnie znajomych do ktorych moge poleciec sie wyplakac i to mnie trzyma w optymizmie na nastepny rok choc ten pozegnam bez zalu:)mam nadzieje ze dobrego nastroju i wiary w lepsze jutro mi nie zabraknie:) a do tego wy tutaj:)
Witajcie
Chyba za wcześnie na podsumowania, ale jestem ciekawa Waszej opinii na ten temat.
Wielu moich znajomych narzeka: "Niech ten rok się w końcu skończy, jest taki pechowy" majac na myśli głównie życie osobiste, zawodowe jak i sprawy publiczne: wydarzenia z 11 kwietnia, powodzie. Zastanowiłam się - rzeczywiście, u mnie też zbieg niekorzystnych spraw, kilka bliskich osób nagle odeszło do wieczności, zawodowe i osobiste sprawy się mocno pokomplikowały. Dodam, że w porównaniu z zeszłymi latami rzuca się w oczy fala nieprzyjemnych, stresujacych wydarzeń. Rozum niedowierza, a jednak jakoś tak się złożyło, że ten rok mogę zaliczyć do tych średnio udanych.. Czy Wy i Wasi znajomi też macie takie przemyślenia na temat 2010?
Jak by nie było- z nadzieją patrzę na to, co przyniosą kolejne miesiące i z radością wypatruję jesieni:)
Powiem ci szczerze, że ja też ostatnio doszłam do tego samego wniosku... W tym roku jakoś kumulują się same nieszczęścia wokół :(
Jeszcze na dobitkę tego wszystkiego, co i tak już w życiu prywatnym się pochrzaniło, to jeszcze mój mąż miał w zeszłym tygodniu wypadek samochodowy, auto do kasacji, nic mu się nie stało, ale jeden pasażer ucierpiał i będą z tego niestety konsekwencje... najpewniej finansowe, choć i tak już nam się nie przelewa, a tu jeszcze trzeba samochód kupić i pewnie wypłacać odszkodowanie, bo NW nie było :( ech, szkoda słów... Też już wyczekuję następnego roku, mam nadzieję, że nie będzie gorszy...
Powodzenia życzę!
Ja również mogę się pod tym podpisac... Tak jak napisałaś -rozum nie dowierza, a jednak...
Niestety ten rok nie przyniósł mi nic dobrego poza narodzinami synka, rozsypałam się na kawałki, pozbierałam... i znów czuję, że się sypię.
Podobnie ciężki rok mieli moi rodzice... Narazie nic sie nie przejasnia, nade mna wciaz ciemne chmury, ale dla dzieci musze byc silna.
Z utesknieniem czakam na Nowy Rok i ta nadzieje, ze przyniesie cos dobrego i pozytywnego, bo 2010 pozegnam z ulga:(
Faktycznie ten rok jest jakiś taki nie ciekawy dla mnie.Od stycznia wiecznie coś się chrzani.Dobrze że chociaż z mężem jest wszystko ok a nawet lepiej.Cała reszta do chrznu.O nie urodziłą mi się wnuczka to jest wspaniałe,ale okoliczności towarzyszące jej przyjściu na świat,i postępowanie niektórych ludzi już nie.Tu gdzie córka ma mieć spokój i cieszyć się z narodzin przechodzi bardzo dużo przykrych chwil. Smutne to.Mam nadzieję że jednak wszystko się ułoży i w końcu wrócimy do normalności. Nie mniej jednak ten rok też pożegnam z ulgą.
Ja napisze coś co rzadko się słyszy .. ! Jestem szczęsliwa i zadowolona , spokojna i bezpiecznie czuje sie !!
Wiadomo czasem w zyciu zagrzyta .. ale tak jakoś szybko to sie prostuje ..(dziecko szczęscia ) heheh
Radosć daje mi to to co mam ... i to jest zródłem mojej radosci ..! Drobna nadwaga ( odkąd testuje Wasze przepisy )
Szybko '' szroniący sie '' maz ( dobrze , ze nie łysiejacy hehehehe ), ogromne zapasy ogórasków z tego roku ..i stary holenderski cudowny rowerek na którym smigam .. ! Drobnostki ale one zabarwiaaj moje zycie na pozytywny kolor ..
To nic , ze mąz po wypadku nadal bolący ... a u mnie ból w kciuku nie zdiagnozowany .. !
Bede szczęsliwa i basta .. ! Spokojnie patrze na kolejne lata 2012 , 2013 .... !
Nawet jesli , ktoś odejdzie z moich bliskich , kochanych ,, nawet jesli diagnoza lekarska bedzie niepmyślna ...
bede pozytywna do bólu ...!!
Ja będę pozytywna do bólu razem z Tobą :):)
Wszyscy jesteśmy zdrowi i to jest największy powód do szczęścia.
Zdarzały się od początku roku kłopoty ze zdowien synka. W takich sytuacjach myślę o rodzicach dzieci nieuleczalnie chorych jak oni się mogą czuć, co myslęć .Stwierdzam, że nie ma co narzekać tylko trzeba dziękować Bogu za to co się ma.Droga życia nie jest wiecznie usłana różnami ktoś przychodzi ktoś odchodzi.
Nie wierzę w przepowiednie typu pechowy rok 2010. Ostatnio mnie rozbawiła wypowiedź jednej z użytkowniczek portalu ktora wszelkie niepowodzenia zwalała na pech.Czy tak Wam jest łatwiej. Ja nie mam wiecznie powodów do rodaści i szczęścia ale staram się znaleźć pozytywy w największym nieszczęściu jakie mnie spotyka.
O, to ja się pod Ciebie podepnę - w porównaniu z ooookkroooopnym rokiem ubiegłym ten jes "jakiś takiś" całkiem do przełknięcia - pewnie, że mogłabym niżej wypisać listę trudności, przeciwności, nieprzyjemności długą i pękatą jak przegubowy autobus w godzinach szczytu, ale zawsze jakaś tam kamizelka ratunkowa się znajdzie i płyniemy dalej :)
Aha, najgłupsza i najbardziej zaskakująca rzecz, jaka mi się w tym roku zdarzyła, to "zeżarcie" drewnianej podłogi przez mrówki leśne w domku na działeczce. Założyły sobie skubane gniazdo w łazience i tworzyły sobie przez kilka ładnych lat milusie wilgotne warunki do bytowania, cieplutko, przytulnie, więc znosiły małe skubane pracoholiki ziemię do środka. Wszystko zawilgotniało, przegniło i pewnego pięknego dnia zrobiła nam się dziura jak malowanie. Trochę dziwnie było wymontować prysznic, pod którym to wszystko się roiło i z opadniętą szczęką zauważyć, że podłogi, to już tam nie ma za dużo :}
No tak..mrowki to spryciary... :) Mam nadzieje, ze nie pdojadly jeszcze innych czesci waszej podlogi! :)
Nieeee, coś Ty, wolały zabrać się za kawał ściany, bo akurat przylegał do podłogi :{
Tak jak Ty megi65 nie mam niczego negatywnego do zameldowania... niczego, co przewazaloby nad dobrym. Dostalam w tym roku prace, ktora daje mi ogromna satysfakcje. Corka i syn tez, oboje dostali prace. Kazde z nich zadowolone. Odwiedzila mnie Mama zza wielkiej wody... Zdrowie jest na tyle zadawalajace, ze jest ok.
Aktualnie pomoglismy corci przeprowadzic sie, do jej nowego gniazdka.. troche daleko od nas..ale skoro tam rzucilo ja szczescie, to coz narzekac?
Kilka bardzo bliskich sercu osob, odeszlo bezpowrotnie w tym roku.. ale na to niestety nie mamy zadnego wplywu... Kazdy koniec jest poczatkiem czegos nowego.
Nieraz spietrzaja sie negatywne wydarzenia.. ale my sami wywolujemy wilka z lasu... bo trudno nam uwierzyc, ze bedzie dobrze, ze musi sie udac... O wiele latwiej wymalowujemy sobie ciemny scenariusz przed oczami i tak czesto sie nim sugerujemy, ze w koncu dzieje sie tak - jak wykraczemy. Nie znam nikogo, kto wysylajac kupony totolotka wierzy w to, ze wygra... no i dlatego nie wygrywa. Trzeba byc pewnym tego co sie robi i glosno chciec!!!!
Dzis pada u nas deszcz--chcielismy pojsc do lasu na grzyby.. ale jak w ten deszcz.. Normalnie, w gumiakach i dobrze ubrani.. pojdziemy i znajdziemy grzyby.. bo gdy sa takie mokre od deszczu..to zdradzaja swoje miejsce w lesie :)))
Wysylam wszystkim caly ladunek pozytywnej energii a gdyby przyszlo mi samej, kiedys Wam marudzic, ze cos nie tak w moim zyciu, to stuknijcie mnie w lokiec..abym weszla na dobry tor!
Pozdrawiam wszystkich.. wlasnie sie przejasnilo!!!! :)
Glumando, w przypadku totolotka dziala tzw teoria prawdopodobienstwa (zakladajac,ze wszystko odbywa sie uczciwie).Wierz mi,ze wiele osob baaardzo chce wygrac
Wiele osob chce wygrac..to jasne, ale prawie wszyscy oddajc kupony maja tendencje do mowienia " i tak na pewno nie wygram..." Chodzi mi tylko i wylacznie o pozytywne myslenie a nie o mechanizm dzialania totolotka...
Oj,uważaj,bo jak Ci "oddam",to nas "zbanują" za bójki
.Właściwie,to masz rację.Przypomniał mi się dośc stary dowcip:
Mosiek codziennie modlił się,aby wygrac w totolotka.W koncu Bóg nie wytrzymał,wychylił się zza chmur i krzyknął-Mosiek,wyślij wreszcie ten kupon!
Hehe, cala droge do wyslania totolotka spiewalam: wygram, wygram.......i wygralam 20 koron a kosztowal 50 koron
......hihihi..
A mnie się wydaje, że dobrze jest mieć czasami zwalić na kogo winę - dobrze, że jest to pech a nie konkretna osoba, której swoimi insynuacjami możemy sprawić przykrość.
Dobrze też - jeżeli rzeczony pech zmusza nas do działania, jest jedynie odskocznią od problemów.
Gorzej - jeżeli wmawiamy sobie, że nie warto nic robić bo i tak mam pecha.
W moim przypadku "pech" dotyczy urządzeń elektrycznych, które w tym roku odmawiaja posłuszeństwa.
Mam świadomość, że część wynika z życia technicznego przedmiotów - jako, że producenci dają coraz krótsze życie naszym sprzętom, a część jest naszą osobista winą...Ale jak miło zepchnąć odpowiedzialność..Bo gdybym nie miała pecha (przecież nie powiem, że gdybym miała pomyślunek - hehehe) to bym nie postawiła kwiatka na lodówce naszpikowanej elektroniką, skoro wcześniej stał przez naście lat w tym miejscu - na lodówce starego typu...
Ten rok dla mnie jak i globalnie jest nie ciekawy.Globalnie to katastrofa smoleńska, wybuch wulkanu, powodzie, pożar w Rosji. Prywatnie: 4 czerwca z powodu nawalnego deszczu podniósł się ogromnie poziom wód gruntowych i woda wdarła się do piwnicy. 1-2 mężczyzn pracowało przez 48 godz i udało się wodę na bieżąco wybierać. Inaczej miała bym w piwnicy jakieś 50 - 80 cm wody.Rozpoczęło się to po godz 19 a 3 godz wcześniej bez powodu korki w całym domu mi się spaliły i mąż wodę w nocy zbierał przy świeczkach i latarkach szmatami, łopatką i mopem, a 2 tyg wcześniej opracował sobie sposób specjalnym odkurzaczem a bez prądu się nie dało. Wtedy też była woda ale mniej.Jak zadzwonił do elektrowni to powiedzieli mu, że jak kupi bezpieczniki to przyjadą wymienić. Ponad 2 miesiące czekaliśmy na wypłatę odszkodowania za podtopioną piwnicę. Potem 13 lipca córka skręciła sobie staw skokowy w stopie i jeszcze tydzień temu było podpuchnięte i kulała. Teraz jeździmy na lasery i chyba jest dobrze. 19 sierpnia mąż wracając z córeczką z pierwszego laseru wpadł autem do rowu i rozbił auto, które kupiliśmy 4 miesiące temu. Nikomu nic się nie stało ale auto dużo będzie kosztować. Mąż miał takie szczęście, że głową zrobił słoneczko w szybie i nic mu się nie stało. Córkę lekko bolał łokieć ale to tylko ubicie było bo na drugi dzień już nie bolało. Dobrze, że byli pasami zapięci. Dodatkowo czasem wyskoczyły nieplanowane wydatki finansowe i troszkę uszczupliły nasz budżet.
Teraz pisząc tą wiadomość nie wysłało mi jej.dobrze, ze szybko sobie najpierw skopiowałam bo musiała bym 5 razy pisać.
As szkoda że nie widzisz tego co się dzieje naokoło Ciebie. Tobie zalało piwnice. To tylko piwnica. Nie patrzysz na to z tej strony. Ludzie potracili całe domy, cały dobytek życia. a ty twierdzisz że masz pecha. Przepraszam Ciebie ale ja nie potrafię czytać takich rzeczy bez słowa. Założyłaś wątek " Ja też mam pecha" i tam opowiedziałaś o wypadku męża. Ubolewałaś w nim nad samochodem. Gdzie radość życia ? Gdzie ? Czy zdajesz sobie sprawę, że mąz mógł skręcić kark takim uderzeniem być sparaliżowany do końca życia ? Przepraszam, że to piszę As nie gniewaj się na mnie. Chcę żebyś zobaczyła ile pozytywu wokół Ciebie. ile szczęścia. Masz dach nad głową , starcza do pierwszego, zdrowe dzieci. Ty jesteś zdrową, gospodarną kobietą AS zobacz słońce świeci słońce
Czyli ja chyba jednak szczęściara i fuksiara jestem? Ktoś nade mną czuwa na górze. Dzieje się dużo złego (co jakiś czas pod górkę) ale zawsze jest jakieś pocieszenie, że nie jest gorzej. Nie może być sielanka tylko ciągle jakieś utrudnienia.
o właśnie takie myślenie mi się u Ciebie podoba :):) j
Asiczku,globalne katastrofy dopadly nas wszystkich.Nie szukaj powodow do narzekania,gdyz takimi zdarzeniami,jakie opisujesz,moglabym ''zatkac''cala strone,a inni tez maja wiele do opowiedzenia.Moj kolega np ma caly dom po powodzi,ale stracil praktycznie wszystko,co w nim posiadal i nie ''jojczy''.Mial 3 metry wody na parterze (naprawde wysokim),do tej pory wode w piwnicy i nie moze nawet do niej wejsc (w niej ma dwa piece CO) .Nie mozna jej wypompowac ze wzgledu na wysoki poziom wod gruntowych,gdyz,cofajac sie,moglyby zniszczyc fundamenty).Zaimponowal mi,gdy powiedzial,ze ''zona i mama probowaly cos tam plakac,ale je obsztorcowal,gdyz to i tak nic nie da''.Teraz robi wszystko,aby wrocic do normalnosci.Wedlug mnie,to tzw ''chlop z j....i''.
z dużymi ja....i
Tak poza tym nie mysl,ze Cie nie rozumiem,tylko nie zamartwiaj sie zdarzeniami drugorzednej wagi.Wypadek samochodowy to powazna sprawa,ale reszta?Tak po prostu bywa w zyciu.
Ja jeszcze o przemyśleniach odnośnie pecha.
Zazwyczaj odnosi się on do rzeczy materialnych.
Jak ktoś zachoruje, umrze w wyniku ciężkiej choroby - nie ważne czy przedwcześnie czy zgodnie z wiekiem - nie powiemy, że miał pecha.
Poza rzeczami materialnymi pech dotyka nas wtedy, gdy jest wynikiem naszego działania albo zaniechania działania - wtedy, gdy można go wytłumaczyć czynnikiem ludzkim, gdy - po fakcie, gdy jesteśmy bogatsi o doświadczenie - oczywistym nam sie wydaje sposób uniknięcia tego. Choć to wcale wtedy nie było takie oczywiste.
No i o pechu mówimy - gdy po okresie powodzeń przychodzi seria niepowodzeń. Gdyby zdarzenia losowe przeplatały się - też inaczej byśmy na nie patrzyli.
A dla mnie ten rok jest zdecydowanie lepszy od poprzedniego.Zaliczyłam wzloty i upadki ale nie narzekam,wręcz przeciwnie;))))))
Przede wszystkim ,co rozumiemy jako ''pech''?.Wedlug mnie,jest to splot niemilych zdarzen niezleznych od nas.W Bogatyni,gdzie mieszkam od lat, tez ''mowi sie''o pechu,ale wiele zawinili ludzie (wieloletnie zaniedbania,lekko-,czy wrecz bezmyslnosc).Mialam takie lata,ale,podobnie jak Ty,wole ratowac sie optymizmem.
Dla mnie 2010 też jest trudny,czekam aż sięskończy.Ciągłe kłopoty ,problemy to chyba powód,że gwałtownie posiwiałam.Mój mąż z natury ogromny optymista,też chyba powoli traci siły, a tego się boję, bo kto mnie wesprze?Mam dzisiaj zły dzień....
Dla mnie też jest trudny,ale nie będę go nazywać pechowym.Trzymam za Ciebie kciuki.Głowa do góry.
Wszystkim ''zdolowanym'' polecam strone klikplej.pl.niezwykla lekcja.Nie jest to link aktywny,za co przepraszam.
Hmm, czy był ciężki ....lekko nie było, czasem miałam serdecznie dość. Staram się nie poddawać tym ciężkim chwilom, ale cieszyć tymi dobrymi.
A w mojej rodzinie w tym roku dużo się działo. Moja siostra z mężem kupili mieszkanie, a wcześniej wzięli ślub cywilny. Mój brat również wziął ślub cywilny a niedawno urodziło mu się dzieciątko. Zdrowy acz malutki chłopczyk. I to wszystko w tym jednym roku. A jeszcze czeka nas ślub kościelny mój, i chrzciny mojego bratanka. Wszyscy sobie jakoś radzimy, choć czasem nie jest lekko. Zdrowie nie zawsze dopisywało, a i z finansami czasem ciężko bywało. Ale się nie poddajemy. Radzimy sobie jakoś i pomagamy wzajemnie jeśli tylko możemy. I to chyba najważniejsze. :)
Dobre to rzeczy, o których piszesz! Czytając to, myślę, jak łatwo zapomnieć o wartościowych rzeczach, przestać je zauważać - a one przecież są - dobra wiadomość w rodzinie, wspólny obiad, zmęczone oczy przyjaciół podczas wieczoru przy winie (a jednak są, mimo przepracowania), głupia 7% podwyżka (mogło jej nie być wcale), książka na półce, która zaczyna obrastać smutnym kurzem (kiedy ją wreszcie przeczytam), dojrzała śliwka w ręcznie robionej misie. Ser gorgonzolla w lodówce, wreszcie kino po 21 :)
I tak sobie myślę, że warto lubić te duże i te małe miłe rzeczy :)
Liczmy świat zadowoleniem, a nie szczęściem, bo nigdy nie będziemy spełnieni :)
Fajnie, że jesteś, Wróbelku!
ten rok byl taki sobie-maja mi choruje z mezem roznie z kasa jeszcze rozniej ale do konca roku mam dach nad glowa zdrowe rece do pracy ludzi na pensjonacie co o mnie pamietaja i dzwonia pytac co u mnie znajomych do ktorych moge poleciec sie wyplakac i to mnie trzyma w optymizmie na nastepny rok choc ten pozegnam bez zalu:)mam nadzieje ze dobrego nastroju i wiary w lepsze jutro mi nie zabraknie:) a do tego wy tutaj:)
Rozpoczął się rok szkolny i znowu widzę problemy, które dla innych okazały by się śmieszne:(