Chodzi oczywiście o tel komórkowe. A właściwie o to że zawsze gdzieś mi ginie, nie wiem gdzie go schowam, szukam po torebce jeśli już mam i nie słysze jak dzwoni a często mam wyłączone dźwięki bo przeszkadza. Jak mąż w domu to znajduje przez przypadek po 2 dniach. No bo prawie nikt do mnie nie dzwoni ja dzwonie do mamy. Oczywiście czasem ktoś ma pretensje że łatwiej się dodzwonić do prezydenta niż do mnie ale nie potrafię żyć z tel kom w zgodzie czuje się jak niewolnik. Bo większość ludzi uważa że skoro masz komórkę to musisz być dostępnba 24 h po telefonem. Jestem jakaś niereformowalna. Słysząc że dziewczyna 13 lat potrafi pisać 500 sms-ów dziennie przyprawia mnie o zawrót głowy. A idąc ulicą nosem ryje w tel koleżanka obok również więc chyba piszą sobie sms-y. Szał jest ogromny a presja na nowe modele jeszcze większa. Czy pamiętacie jak to było gdy nie było telefonów komórkowych???
Mi nie ginie bo zawsze kładę w te same miejsca. Jak już mi zginie to dzwonie z tel. męża na mój i słucham i znajdę. Raz byłam sama z dziećmi. Tel był mi bardzo potrzebny bo miałam wyjazd po męża. Mieliśmy się zdzwonić. Tuż przed wyjściem patrze a tel. nie mam. Poszłam do sąsiadki. Pożyczyłam jej komórkę. wróciłam do domu i dzwoniąc znalazłam ją w spodniach, które przed chwila ściągłam.
Nie mam. Świadomie. Jak ktoś ma interes to zadzwoni do domu, do pracy, napisze maila... a w międzyczasie się zastanowi czy to takie pilne. Kiedyś miałem i co chwila telefon, smsy....i już, szybko, daj odpowiedź. Spokojnie, dajcie się ludzie zastanowić! Z tego samego powodu wyłączam gadulca.
Pamietamy pamietamy a jak że :):): Nie jestem niewlnikiem telefonu. Nie raz w życiiu był mi ogromnie potrzebny. Jak dzieci były małe poszłam na zakupy odleciałlo mi kółko od wóżka. Nie wiem jak bym doszła do dmu gdyby nie tel. Takich sytuacji mogła bym napisać bardzo dużo. Nie mam wypasionego modelu bo zwyczajnie mi to lotto :):) Gdyby nie mój mąż to pewnie miała bym jeszcze pierwszy prototyp . Moja córka( 10 l) ma tel od tego roku kiedy to zaczeła sama chodzić do szkoły. Życie pokazało że jest w nietórych sytuacjach niezbędny jej również. Kiedyś mąż zamknął drzwi na zamek na który ona jeszcze wtedy nie miała klucza. Pojechała też na wycieczkę szkolną z której wrócili dużo późniejj ( parę godzin) bo jeden uczeń się zgubił.Jestem zdania, że telefon ułatwia komunikaje. Moja córka nie drzwoni non stop dopiero raz doładowywaliśmy jej karte. Głównie dzwoni jak nie ma jej w szkole po lekcje. Nie wysyła też sms co chwila ( w ogóle rzadko coś wysyła). Zawsze jej tłumaczyłam chcesz sobie z kimś pogadać zaproś kogoś do domu. Dzwonienie to są pieniądze i chyba zrozumiała :):) Znam rodzinę ubogą której tato wziął telefon na raty dziecku za 400 zł. Tego nie rozumiem ja wiernie trzymam się zasady nie stać mnie nie mam. Zapomniałam jeszcze wyżej napisać, że moje dziecko ma stary telefon po moim mężu :) W tym roku na wakacjach była u nas moja chrześnica i dokładnie sytauacja o jakiej pisałaś gadanie przez tel non stop i wysyłanie sms. Mama naładowała jej karte a ona z koleżanka robiła przez tel przegląd prasy. W szoku byłam że o takich bzdurach mozna gadać. Czasami miałam wrażenie, że to jest gadanie dla samego gadanie. Nie wtrącałam się bo to nie moje dziecko. U mnie nie dopuszczalne jest aby córka wygadała wszystko co ma na karcie. Ma wpojone w głowe ( choć ma 10 l) że telefon może być bardzo potrzebny i zawsze trzeba zostawić 5 zł na karcie bo kiedys to właśnie te 5 zł może jej uratowac życie.
U nas niewolnikiem telefonicznym jest córka- smsy, sygnały, dzwonienie...Oczywiście limit ma taki jak wszyscy w domu na kartę - i jej problem jak wygada. Tyle, że wtdy ja mam szał sygnałów..Choć po 1,5 roku posiadania telefonu (dostała na koniec 4 klasy) chyba entuzjazm jej trochę opadł i się ciut uspokoiła. Oczywiście ważny jest model. Ostatnio zaczęła marudzić o nowy - dotykowy (pokazałam jej mój, już prawie 4-letni - że też go można dotykać i nie gryzie - jak się spojrzała...). generalnie nawet zaczęliśmy myśleć o abonamentowym - pod warunkiem, że z kieszonkowego odda dopłatę do doładowania - przez kilka miesięcy z góry - aby potem było z czego płacić abnonament, gdyby sie rozmyśliła. No i żeby jej uświadomić wartość (niestety nie liczy się do końca z pieniędzmi). Po trzech dniach już nie chciała telefonu...
Syn dostał telefon po 6 klasie. Długo nie chciał, ale potem presja rówieśników...Tyle, że on z telefonu korzysta jak musi - dobrowolnie nigdzie nie zadzwoni, sms-ów nie pisze...Po pierwszej porażce modelowej - bardzo szybko się zepsuł (i okazało się, że było to uszkodzenie mechaniczne) wybrał sobie samsunga solida - koledzy sie z niego śmieją, że cegła - ale on wie, że może nim rzucać o ścianę..I nic sobie z docinków nie robi
Mąż jest całkowitym przeciwnikiem smyczy - długie lata mieliśmy jeden wspólny telefon, jak naprawdę potrebował brał mój. Potem telefon okazał się potrzebny - abym nie musiała go szukać po cąłym zakładzie (staram się nie dzwonić do pracy - ale czasami są sytuacje, ze jest to neizbędne). Pół roku sie przyzwyczajał - zazwyczaj zostawiając go w domu. Numeru do siebie nie zna - jak ma komuś podać podaje do mnie - bo po co mu ktoś ma d..zawracać. Jak bedzie chciał osobiście porozmawiać to zadzwoni na stacjonarny po południu.
Ja mam jedyny telefon na abonament. Nie lubię rozmawiać przez telefon, jak musze to tylko, aby załatwić sprawy. Poplotkować to sobie mogę przy kawie twarzą w twarz. Sms-ów nie piszę - zdecydowanie wolę zadzwonić. W telefonie umiem obsługiwać funkcje telefoniczne i sms - mms wyślę od bidy. Ostatnio nauczyłam się przeszukiwać książkę telefoniczną w trakcie rozmowy z kimś innym (wcześniej zawsze udawało mi sie rozłączyć)
Telefon nie jest rzeczą złą. Pewnie doskonale dawalibyśmy sobie radę bez smyczy. Ale są sytuacje, że naprawdę jest niezbędny i ułatwia zycie. Pod warunkiem, że korzysta się z niego zgodnie z przeznaczeniem.
U mnie w domu wszyscy mamy komórki,na abonament, ale niewolnikiem jej nie jestem, nigdy jej nie szukam, bo leży zawsze na biurku. Jak wychodzę z domu, wkładam ją do torebki, wracając ląduje znów na biurku. Numer mój ma tylko rodzina i najbliżsi przyjaciele, nikt do mnie nie wydzwania w nocnej ani rannej porze, chyba że bardzo ważna sprawa. Uważam że komórka jest bardzo pożyteczna, nie muszę się martwic o męża czy córkę, bo zawsze wiem gdzie są i o której wrócą. Zauważyłam jednak, że niektórzy ludzie są uzależnieni od komórki, nie rozstają się z nią nawet w kościele, cholera nie raz człowieka bierze, jak jestem na mszy, a tu przed nosem czyjaś komórka dzwoni. Albo jak jestem u lekarza czy w sklepie, i muszę wysłuchiwac prywatnych rozmów, bo ludzie nie umieją dyskretnie porozmawiac, tylko wrzeszczą,a wszyscy na około słuchają. Ostatnio jak byłam z młodym u lekarza, to jakaś kobieta tak głośno rozmawiała przez telefon, że aż ją pielęgniarka za drzwi wyprosiła .
Swietnie pamietam i z czuloscia te czasy wspominam, bo choc komorke doceniam to jej nie lubie. mam telefon na karte i jedno doladowanie za 15 euro wystarcza mi na pol roku. Wszyscy w domu maja komorki, mlody ma ale tylko dla szpanu:) ( nie doczekal sie jeszcze karty i nie doczeka sie dopuki nie zacznie sam wychodzic gdziec poza szkole -ma 8 lat).Starszy syn ma zawsze przy sobie komorke ale on jest juz pelnoletni i nie mam wielkiego wplywu na to jak czesto i do jakich celow jej uzywa.Corka 12 letnia ma karte taka jak ja, jest oszczedna, jak wysyla smsy to z bramek internetowach bo za darmo.Jest to jednak 2-3 smsy dzienie. Prawie codziennie ktos do niej przychodzi, wyglada na to, ze lubi bardziej kontakt bezposredni od medialnego. Uwazam, ze lelefon jest fenomenalnym wynalazkiem, ktory bardzo ulatwia nam zycie o ile sa przestrzegane jakies normy kulturowe (czas telefonowania, dlugosc rozmowy).Moj maz uwielbia wisiec na telefonie, czesto dzwoni do mnie z pracy (jezdzi ciezarowka wiec czasu ma duuuzo), zeby tak poprostu pogadac bo mu sie nudzi !!!! Ale mnie sie w tym czasie wcale nie nudzilo, bo prasuje, gotuje, sprzystam albo rozmawiam z dziecmi!!Probowlam mu kilkakrotnie delikatnie wspomniec ze ja tego nie lubie .I co?? Bez echa... Cholera sama juz nie wiem czy lubie czy nie lubie komorek...
oj, pamietam, pamietam te czasy. Pierwsza komorke mialam jakos na studiach, ale rozmowy byly tak kosmicznie drogie, ze prawie nie uzywalam jej w celach gaworzenia. Byla w razie czego, w razie 'wu'. Teraz mam i uzywam duuuzo czesciej, ale nie mam telefonu stacjonarnego. Moj maz natomiast ma - niestety - komorke sluzbowa, ktorej moze tez uzywac w celach prywatnych, ALE: nie moze jej wylaczac!!! Efekt jest taki, ze zdarzaja sie telefony sluzbowe (!!!) po 22:00, lub o 4:30 rano. To jeszcze mozna przezyc, bo sa to sytuacje sporadyczne, ale prawdziwa awanture zrobilam na uropie - dzien w dzien telefony urywaly sie niemal BEZ PRZERWY!!! Oczywiscie awanture zrobilam mezowi, bo byl pod reka . Bolesnym kompromisem okazalo sie wylaczenie glosu na jeden dzien i oddzwanianie wtedy kiedy ON ma czas i mozliwosc porozmawiania. I wiecie co sie okazalo??? Ze gdy oddzwonil po poludniu wiekszosc problemow / spraw udalo sie jego wspolpracownikom juz rozwiazac! Dopiero wtedy maz sie przekonal, ze pod jego nieobecnosc firma, w ktorej pracuje sie nie zawali , a kolegow tez trzeba nieraz nauczyc szacunku do wlasnego czasu. Przepraszam za lekkie odbicie od tematu.
Pamietam czasy bezkomorkowe. Zanim nam podlaczyli stacjonarny czyli jakies xxxx lat temu to trzeba bylo do sasiadow chodzic jak sie musialo gdzies zadzwonic i to tylko w naglych sprawach a nie zeby z ciocia pogadac. No albo chodzilo sie do budki Kupowanie zetonow, pozniej kart... i to straszne szukanie automatu, ktory dziala, bo przeciez polowa nie miala nawet sluchawek;)
Co do tel. komorkowego.... Do zakupu komorki zostalam praktycznie poniekad zmuszona, bo podczas studiow wiecej mnie w domu nie bylo niz bylam, a rodzina nie chciala sie denerwowac. Potem, po studiach to byl zykle jedyny i najlepszy kontakt z ludzmi. Nie wszystkich chcialo sie pisac maile. Woleli zadzwonic i pogadac bo szybciej i sprawniej. Teraz mam kom, ale poniewaz jest to zagraniczny nr to raczej nikt do mnie nie dzwoni bo za drogo. A tutejsi dzwonia do mnie tylko jak maja cos pilnego. Niewolnikiem kom juz nie jestem i bardzo mi sie to podoba.
Pięknie i spokojnie się w czasach bez-komórkowych żyło. Wydaje się to być dziś dziwne - ale naprawdę dało się bez nich żyć . Komórki przyniosły ze sobą - jak zresztą większośc wynalazków - wiele dobrego a i pewne zagrożenia też. Tylko i wyłącznie nasz intelekt może uchronić nas od kolejnego uzależnienie i kolejnej formy niewolnictwa. Ja w komórce ustawiłem automatyczne włączanie i wyłączanie komórki do pracy o określonej godzinie. Aktywna jest od 8 rano do 20 wieczorem. pozostałe 12 godzin jestem człowiekiem PRYWATNYM. Wiele oburzenia na początku to spowodowała wśród rodziny i znajomych. Po kilkunastu dniach wszyscy do tego przywykli i pogodzili się z tym. I dziś już wiedzą , że do mnie dzwoni się w określonych godzinach. Albo czeka do 8 rano dnia następnego . Aha, dla osób nabliższych (Mama, Córka), jestem dostępny całą dobę. Mam po prostu drugą komórkę, której numer tylko One znają i ta komórka czuwa 24 godziny na dobę.
Ach - funkcja "telefonie wyłącz się"...Swojego czasu miałam takową w telefonie - po zmianie aparatu, nowocześniejsze już nie dają tego luksusu, a aj jestem a leniwa, aby pamiętać o tym...
Czyli po prostu też jesteś niewolnikiem, tyle, że dwóch telefonów ;P Nie wiem na co narzekać, uważam, że bardzo usprawniają życie, a jak się nie chce z komś rozmawiać, to nie ma konieczności odbierania ;) Ja uważam, że to swietny wynalazek ;D
Nie, nie jestem niewolnikiem. Telefon ogólnie dostępny działa tylko wtedy gdy mu na to pozwalam. Telefon dla Rodziny - wybacz, ale trudno tu mówic o niewolnictwie. Dla moich najbliższych zawsze, ZAWSZE!!!, jestem do dyspozycji.....
Ale to też forma niewolnictwa. Być zawsze osiągalnym, bez prawa do samotności Kiedyś nie było telefonów (nie mówię o komórkowych, ale stacjonarne były rzadkością) - i też czas dla rodziny mieliśmy. I jakoś go rezerwowaliśmy - ba - spotkanie rodzinne odbywały się częściej, spontaniczniej - teraz już nie ma potrzeby, bo jest telefon. Wiem, że to uogólnienie - ale tak ogólnie to wygląda - są wyjątki - ale one chyba potwierdzają ogólnik.
Ja mam telefon na kartę. Pierwszy kupiłam sobie jak miałam 18 lat. Sms - nie lubie pisac, dzwonie tylko w ważnych sprawach bo jakoś pogadac wole osobiście. Do mnie tez jakoś mocno nikt nie wydzwania - tylko jak cos konkretnego chce.
Jako kierowca uwazam ze to przydatny wynalazek bo juz nie raz zdarzyło sie ze samochód odmówił posłuszeństwa i trzeba było sciagnac "posiłki" ;)
Właśnie, fajnie, że to napisałaś, bo widziałam tu głównie krytykę tych urządzeń. A zdarzyć może się wszystko - od złamania nogi do porwania samolotu w którym siedzisz - i wtedy bez telefonu ciężko sobie poradzić, po co patrzeć na to jak na narzędzie zniewalające ludzi? Poza tym z tego co wiem komórki same z siebie nie myślą, to my się od nich uzależniamy sami ;P
Chodzi oczywiście o tel komórkowe. A właściwie o to że zawsze gdzieś mi ginie, nie wiem gdzie go schowam, szukam po torebce jeśli już mam i nie słysze jak dzwoni a często mam wyłączone dźwięki bo przeszkadza. Jak mąż w domu to znajduje przez przypadek po 2 dniach. No bo prawie nikt do mnie nie dzwoni ja dzwonie do mamy. Oczywiście czasem ktoś ma pretensje że łatwiej się dodzwonić do prezydenta niż do mnie ale nie potrafię żyć z tel kom w zgodzie czuje się jak niewolnik. Bo większość ludzi uważa że skoro masz komórkę to musisz być dostępnba 24 h po telefonem. Jestem jakaś niereformowalna. Słysząc że dziewczyna 13 lat potrafi pisać 500 sms-ów dziennie przyprawia mnie o zawrót głowy. A idąc ulicą nosem ryje w tel koleżanka obok również więc chyba piszą sobie sms-y. Szał jest ogromny a presja na nowe modele jeszcze większa. Czy pamiętacie jak to było gdy nie było telefonów komórkowych???
Mi nie ginie bo zawsze kładę w te same miejsca. Jak już mi zginie to dzwonie z tel. męża na mój i słucham i znajdę. Raz byłam sama z dziećmi. Tel był mi bardzo potrzebny bo miałam wyjazd po męża. Mieliśmy się zdzwonić. Tuż przed wyjściem patrze a tel. nie mam. Poszłam do sąsiadki. Pożyczyłam jej komórkę. wróciłam do domu i dzwoniąc znalazłam ją w spodniach, które przed chwila ściągłam.
As, czy napewno zrozumialas o czym Agusia pisze???
Dagusiu, ja pamietam i nie jestem niewolnikiem telefonu komorkowego:)
Nie mam. Świadomie. Jak ktoś ma interes to zadzwoni do domu, do pracy, napisze maila... a w międzyczasie się zastanowi czy to takie pilne. Kiedyś miałem i co chwila telefon, smsy....i już, szybko, daj odpowiedź. Spokojnie, dajcie się ludzie zastanowić! Z tego samego powodu wyłączam gadulca.
Pamietamy pamietamy a jak że :):): Nie jestem niewlnikiem telefonu. Nie raz w życiiu był mi ogromnie potrzebny. Jak dzieci były małe poszłam na zakupy odleciałlo mi kółko od wóżka. Nie wiem jak bym doszła do dmu gdyby nie tel. Takich sytuacji mogła bym napisać bardzo dużo. Nie mam wypasionego modelu bo zwyczajnie mi to lotto :):) Gdyby nie mój mąż to pewnie miała bym jeszcze pierwszy prototyp . Moja córka( 10 l) ma tel od tego roku kiedy to zaczeła sama chodzić do szkoły. Życie pokazało że jest w nietórych sytuacjach niezbędny jej również. Kiedyś mąż zamknął drzwi na zamek na który ona jeszcze wtedy nie miała klucza. Pojechała też na wycieczkę szkolną z której wrócili dużo późniejj ( parę godzin) bo jeden uczeń się zgubił.Jestem zdania, że telefon ułatwia komunikaje. Moja córka nie drzwoni non stop dopiero raz doładowywaliśmy jej karte. Głównie dzwoni jak nie ma jej w szkole po lekcje. Nie wysyła też sms co chwila ( w ogóle rzadko coś wysyła). Zawsze jej tłumaczyłam chcesz sobie z kimś pogadać zaproś kogoś do domu. Dzwonienie to są pieniądze i chyba zrozumiała :):) Znam rodzinę ubogą której tato wziął telefon na raty dziecku za 400 zł. Tego nie rozumiem ja wiernie trzymam się zasady nie stać mnie nie mam. Zapomniałam jeszcze wyżej napisać, że moje dziecko ma stary telefon po moim mężu :)
W tym roku na wakacjach była u nas moja chrześnica i dokładnie sytauacja o jakiej pisałaś gadanie przez tel non stop i wysyłanie sms. Mama naładowała jej karte a ona z koleżanka robiła przez tel przegląd prasy. W szoku byłam że o takich bzdurach mozna gadać. Czasami miałam wrażenie, że to jest gadanie dla samego gadanie. Nie wtrącałam się bo to nie moje dziecko. U mnie nie dopuszczalne jest aby córka wygadała wszystko co ma na karcie. Ma wpojone w głowe
( choć ma 10 l) że telefon może być bardzo potrzebny i zawsze trzeba zostawić 5 zł na karcie bo kiedys to właśnie te 5 zł może jej uratowac życie.
U nas niewolnikiem telefonicznym jest córka- smsy, sygnały, dzwonienie...Oczywiście limit ma taki jak wszyscy w domu na kartę - i jej problem jak wygada. Tyle, że wtdy ja mam szał sygnałów..Choć po 1,5 roku posiadania telefonu (dostała na koniec 4 klasy) chyba entuzjazm jej trochę opadł i się ciut uspokoiła.
Oczywiście ważny jest model. Ostatnio zaczęła marudzić o nowy - dotykowy (pokazałam jej mój, już prawie 4-letni - że też go można dotykać i nie gryzie - jak się spojrzała...). generalnie nawet zaczęliśmy myśleć o abonamentowym - pod warunkiem, że z kieszonkowego odda dopłatę do doładowania - przez kilka miesięcy z góry - aby potem było z czego płacić abnonament, gdyby sie rozmyśliła. No i żeby jej uświadomić wartość (niestety nie liczy się do końca z pieniędzmi). Po trzech dniach już nie chciała telefonu...
Syn dostał telefon po 6 klasie. Długo nie chciał, ale potem presja rówieśników...Tyle, że on z telefonu korzysta jak musi - dobrowolnie nigdzie nie zadzwoni, sms-ów nie pisze...Po pierwszej porażce modelowej - bardzo szybko się zepsuł (i okazało się, że było to uszkodzenie mechaniczne) wybrał sobie samsunga solida - koledzy sie z niego śmieją, że cegła - ale on wie, że może nim rzucać o ścianę..I nic sobie z docinków nie robi
Mąż jest całkowitym przeciwnikiem smyczy - długie lata mieliśmy jeden wspólny telefon, jak naprawdę potrebował brał mój. Potem telefon okazał się potrzebny - abym nie musiała go szukać po cąłym zakładzie (staram się nie dzwonić do pracy - ale czasami są sytuacje, ze jest to neizbędne). Pół roku sie przyzwyczajał - zazwyczaj zostawiając go w domu.
Numeru do siebie nie zna - jak ma komuś podać podaje do mnie - bo po co mu ktoś ma d..zawracać. Jak bedzie chciał osobiście porozmawiać to zadzwoni na stacjonarny po południu.
Ja mam jedyny telefon na abonament. Nie lubię rozmawiać przez telefon, jak musze to tylko, aby załatwić sprawy. Poplotkować to sobie mogę przy kawie twarzą w twarz. Sms-ów nie piszę - zdecydowanie wolę zadzwonić. W telefonie umiem obsługiwać funkcje telefoniczne i sms - mms wyślę od bidy. Ostatnio nauczyłam się przeszukiwać książkę telefoniczną w trakcie rozmowy z kimś innym (wcześniej zawsze udawało mi sie rozłączyć)
Telefon nie jest rzeczą złą. Pewnie doskonale dawalibyśmy sobie radę bez smyczy. Ale są sytuacje, że naprawdę jest niezbędny i ułatwia zycie. Pod warunkiem, że korzysta się z niego zgodnie z przeznaczeniem.
Dokładnie jak u mnie.
U mnie w domu wszyscy mamy komórki,na abonament, ale niewolnikiem jej nie jestem, nigdy jej nie szukam, bo leży zawsze na biurku. Jak wychodzę z domu, wkładam ją do torebki, wracając ląduje znów na biurku.
Numer mój ma tylko rodzina i najbliżsi przyjaciele, nikt do mnie nie wydzwania w nocnej ani rannej porze, chyba że bardzo ważna sprawa.
Uważam że komórka jest bardzo pożyteczna, nie muszę się martwic o męża czy córkę, bo zawsze wiem gdzie są i o której wrócą.
Zauważyłam jednak, że niektórzy ludzie są uzależnieni od komórki, nie rozstają się z nią nawet w kościele, cholera nie raz człowieka bierze, jak jestem na mszy, a tu przed nosem czyjaś komórka dzwoni.
Albo jak jestem u lekarza czy w sklepie, i muszę wysłuchiwac prywatnych rozmów, bo ludzie nie umieją dyskretnie porozmawiac, tylko wrzeszczą,a wszyscy na około słuchają. Ostatnio jak byłam z młodym u lekarza, to jakaś kobieta tak głośno rozmawiała przez telefon, że aż ją pielęgniarka za drzwi wyprosiła .
Swietnie pamietam i z czuloscia te czasy wspominam, bo choc komorke doceniam to jej nie lubie. mam telefon na karte i jedno doladowanie za 15 euro wystarcza mi na pol roku. Wszyscy w domu maja komorki, mlody ma ale tylko dla szpanu:) ( nie doczekal sie jeszcze karty i nie doczeka sie dopuki nie zacznie sam wychodzic gdziec poza szkole -ma 8 lat).Starszy syn ma zawsze przy sobie komorke ale on jest juz pelnoletni i nie mam wielkiego wplywu na to jak czesto i do jakich celow jej uzywa.Corka 12 letnia ma karte taka jak ja, jest oszczedna, jak wysyla smsy to z bramek internetowach bo za darmo.Jest to jednak 2-3 smsy dzienie. Prawie codziennie ktos do niej przychodzi, wyglada na to, ze lubi bardziej kontakt bezposredni od medialnego.
Uwazam, ze lelefon jest fenomenalnym wynalazkiem, ktory bardzo ulatwia nam zycie o ile sa przestrzegane jakies normy kulturowe (czas telefonowania, dlugosc rozmowy).Moj maz uwielbia wisiec na telefonie, czesto dzwoni do mnie z pracy (jezdzi ciezarowka wiec czasu ma duuuzo), zeby tak poprostu pogadac bo mu sie nudzi !!!! Ale mnie sie w tym czasie wcale nie nudzilo, bo prasuje, gotuje, sprzystam albo rozmawiam z dziecmi!!Probowlam mu kilkakrotnie delikatnie wspomniec ze ja tego nie lubie .I co?? Bez echa... Cholera sama juz nie wiem czy lubie czy nie lubie komorek...
oj, pamietam, pamietam te czasy.
Pierwsza komorke mialam jakos na studiach, ale rozmowy byly tak kosmicznie drogie, ze prawie nie uzywalam jej w celach gaworzenia. Byla w razie czego, w razie 'wu'.
Teraz mam i uzywam duuuzo czesciej, ale nie mam telefonu stacjonarnego.
Moj maz natomiast ma - niestety - komorke sluzbowa, ktorej moze tez uzywac w celach prywatnych, ALE: nie moze jej wylaczac!!! Efekt jest taki, ze zdarzaja sie telefony sluzbowe (!!!) po 22:00, lub o 4:30 rano. To jeszcze mozna przezyc, bo sa to sytuacje sporadyczne, ale prawdziwa awanture zrobilam na uropie - dzien w dzien telefony urywaly sie niemal BEZ PRZERWY!!! Oczywiscie awanture zrobilam mezowi, bo byl pod reka .
Bolesnym kompromisem okazalo sie wylaczenie glosu na jeden dzien i oddzwanianie wtedy kiedy ON ma czas i mozliwosc porozmawiania. I wiecie co sie okazalo??? Ze gdy oddzwonil po poludniu wiekszosc problemow / spraw udalo sie jego wspolpracownikom juz rozwiazac! Dopiero wtedy maz sie przekonal, ze pod jego nieobecnosc firma, w ktorej pracuje sie nie zawali , a kolegow tez trzeba nieraz nauczyc szacunku do wlasnego czasu.
Przepraszam za lekkie odbicie od tematu.
Pięknie było,romantycznie...
Czekać na list od znajomych drogą pocztową ,każdy miał czas napisać ...Bezcenne ! To się nie wróci ...
Pamietam czasy bezkomorkowe. Zanim nam podlaczyli stacjonarny czyli jakies xxxx lat temu to trzeba bylo do sasiadow chodzic jak sie musialo gdzies zadzwonic i to tylko w naglych sprawach a nie zeby z ciocia pogadac. No albo chodzilo sie do budki Kupowanie zetonow, pozniej kart... i to straszne szukanie automatu, ktory dziala, bo przeciez polowa nie miala nawet sluchawek;)
Co do tel. komorkowego....
Do zakupu komorki zostalam praktycznie poniekad zmuszona, bo podczas studiow wiecej mnie w domu nie bylo niz bylam, a rodzina nie chciala sie denerwowac. Potem, po studiach to byl zykle jedyny i najlepszy kontakt z ludzmi. Nie wszystkich chcialo sie pisac maile. Woleli zadzwonic i pogadac bo szybciej i sprawniej.
Teraz mam kom, ale poniewaz jest to zagraniczny nr to raczej nikt do mnie nie dzwoni bo za drogo. A tutejsi dzwonia do mnie tylko jak maja cos pilnego. Niewolnikiem kom juz nie jestem i bardzo mi sie to podoba.
Pięknie i spokojnie się w czasach bez-komórkowych żyło. Wydaje się to być dziś dziwne - ale naprawdę dało się bez nich żyć .
Komórki przyniosły ze sobą - jak zresztą większośc wynalazków - wiele dobrego a i pewne zagrożenia też. Tylko i wyłącznie nasz intelekt może uchronić nas od kolejnego uzależnienie i kolejnej formy niewolnictwa.
Ja w komórce ustawiłem automatyczne włączanie i wyłączanie komórki do pracy o określonej godzinie. Aktywna jest od 8 rano do 20 wieczorem.
pozostałe 12 godzin jestem człowiekiem PRYWATNYM. Wiele oburzenia na początku to spowodowała wśród rodziny i znajomych. Po kilkunastu dniach wszyscy do tego przywykli i pogodzili się z tym. I dziś już wiedzą , że do mnie dzwoni się w określonych godzinach. Albo czeka do 8 rano dnia następnego .
Aha, dla osób nabliższych (Mama, Córka), jestem dostępny całą dobę. Mam po prostu drugą komórkę, której numer tylko One znają i ta komórka czuwa 24 godziny na dobę.
Ach - funkcja "telefonie wyłącz się"...Swojego czasu miałam takową w telefonie - po zmianie aparatu, nowocześniejsze już nie dają tego luksusu, a aj jestem a leniwa, aby pamiętać o tym...
Czyli po prostu też jesteś niewolnikiem, tyle, że dwóch telefonów ;P Nie wiem na co narzekać, uważam, że bardzo usprawniają życie, a jak się nie chce z komś rozmawiać, to nie ma konieczności odbierania ;) Ja uważam, że to swietny wynalazek ;D
Nie, nie jestem niewolnikiem. Telefon ogólnie dostępny działa tylko wtedy gdy mu na to pozwalam.
Telefon dla Rodziny - wybacz, ale trudno tu mówic o niewolnictwie. Dla moich najbliższych zawsze, ZAWSZE!!!, jestem do dyspozycji.....
Ale to też forma niewolnictwa. Być zawsze osiągalnym, bez prawa do samotności
Kiedyś nie było telefonów (nie mówię o komórkowych, ale stacjonarne były rzadkością) - i też czas dla rodziny mieliśmy. I jakoś go rezerwowaliśmy - ba - spotkanie rodzinne odbywały się częściej, spontaniczniej - teraz już nie ma potrzeby, bo jest telefon.
Wiem, że to uogólnienie - ale tak ogólnie to wygląda - są wyjątki - ale one chyba potwierdzają ogólnik.
Ja mam telefon na kartę. Pierwszy kupiłam sobie jak miałam 18 lat. Sms - nie lubie pisac, dzwonie tylko w ważnych sprawach bo jakoś pogadac wole osobiście. Do mnie tez jakoś mocno nikt nie wydzwania - tylko jak cos konkretnego chce.
Jako kierowca uwazam ze to przydatny wynalazek bo juz nie raz zdarzyło sie ze samochód odmówił posłuszeństwa i trzeba było sciagnac "posiłki" ;)
Właśnie, fajnie, że to napisałaś, bo widziałam tu głównie krytykę tych urządzeń. A zdarzyć może się wszystko - od złamania nogi do porwania samolotu w którym siedzisz - i wtedy bez telefonu ciężko sobie poradzić, po co patrzeć na to jak na narzędzie zniewalające ludzi? Poza tym z tego co wiem komórki same z siebie nie myślą, to my się od nich uzależniamy sami ;P