Mój fizyk nałogowo dłubie w nosie i robi sobie z kóz kulki, matematyk kolekcjonuje kawały od uczniów, a nauczycielka od polskiego za każdym razem przed sprawdzianem życzy nam przyjemności.
No, poodrabiałem wszystkie zadania. czyli co, nie mieliście/ macie zakręconych belfrów? zero pojechanych wspomnien ze szkoły. Aaaa z dzieciakami się o wyskokach takich poważnych person jak nauczyciele nie gada, uważacie że jesteście wylzowanymi?
Podaję tu przepis na najnowszy wynalazek bo..., jest super smaczny! Czosnek w czekoladzie. Główkę czosnku smarujemy masłem doprawiamy solą, pieprzem i oregano, masłem owijamy folią. Pieczemy w piekarniku ok 20min- 30 min. Czosnek obieramy, posypujemy serem plesniowym, polewamy czekoladą, jeszcze raz doprawiamy pieprzem i posypujemy sproszkowanym koperkiem.
O to to to, to mój smak, na pewno pyszny ten czosnek z czekoladą. Uwielbiam takie wymieszanie. A co do belfrów : pamietam jak polonista na lekcji moczyl nogi w misce / byl przeziebiony, no co / a my pisalismy klasówke. Dobre, co ?
No nie trzeba być jakimś wielce wyluzowanym znów, po prostu kiedyś było inne podejście do nauczycieli człowiek miał do nich szacunek bo tak nas wychowali rodzice. Co do belfrów to w podstawówce (było to dawno dawno temu) miałam fantastycznego gościa od matmy miał tak około 40stki i wielkie poczucie humoru jak pisaliśmy sprawdzian to on zawsze wychylał się przez okno (dając nam szanse na ściąganie) ale raz kiedyś tak się wychylił i na cały głos krzyczy: o cholera ale tych samochodów się tu naruchało :D no oczywiście kartkówka się skończyla bardzo szybko bo nikt nie był wstanie ze śmiechu jej dokończyć. Szkoła średnia w moim przypadku obfitowała w dziwactwa największym był psor od statystyki ot taki rubaszny w sumie obrzydliwy satyr który całe lekcje gadał o spódniczkach i nogach koleżanek z klasy (w klasie same baby całe 30szt), psorka od ekonomii która swoim odorem poalkoholowym potrafiła zatruć powietrze w całej klasie, albo pani od rachunkowości spalona solarium, bez bisutonosza z mocno wyeksponowanymi wdziękami kobiecymi. No i Jasiu nasz wychowawca facet coś około 60 lat przesympatyczny gość ale bardzo wymagający i dość ostry umiał te babsztyle moje w ryzach utrzymać ja z nim niestety miałam problem bo był we mnie zakochany. Trochę to podbudowywało mojego ego a jakże ale ja wolałam raczej swoich rówiesników więc to była taka platoniczna miłośc i skutkująca tym że ciągle a to byłam brana do odpowiedzi a to coś musiałam organizować, ale teraz po latach to miłe wspomnienia. O katechetach i katechetkach nie będe pisać bo to temat na odrębny watek.
Nasz fizyk namiętnie używał słowa "mianowicie". Raz liczyliśmy i w ciągu 45 minut powiedział to 44 razy! A co do dłubania w nosie, to matematyk mojego dziecka tak robił. W zależności od humoru albo strzelał tymi kulkami, albo wycierał to w firanki - brrr.... Mieliśmy też pana od zajęć praktyczno-technicznych, który wszystko mierzył w "centometrach". Oj, pewnie by się jeszcze takich kwiatków nazbierało... Ale fajnie się takie coś wspomina :D
My mamy odjechaną babkę od biologii mówi, że jak nie będziesz się uczył to cię zamknę na następny rok Ale jak ma lekcje to jej się słucha i słucha. Nawet jak czekamy na zajęcia, to słuchamy pod drzwiami co gada, takie super ma lekcje!
Babka od geografii, która potrafiła wpaść do nas na lekcje, rozwiesić mape Europy, powiedzieć nam dzień dobry, po czym zorientować się, że przy biurku siedzi nasz historyk i już od pewnego czasu prowadzi lekcje. I ta sama kobieta, myliła dziennik klas I i J. Pewnego razu zaczęła sprawdzać obecność, dojechała do połowy listy i wtedy dopiero coś jej zaświtało, że jak to, w klasie siedzi trzydzieści osób, a nikt się nie zgłasza.... Ciekawe... A na studiach, tylko jeden z profesorów, namiętnie majstrował kluczem w zamku po czym stwierdził: k...a na złodzieja to ja bym się nie nadawał
Tak się zlożyło, że mialam wspaniałych profesorów, wykladowców, choc czasami smiesznych i dziwacznych.Ale też i za to ich ceniliśmy)) Chyba najfajniejszy był. pr. .P... z analizy matematycznej. Rozpędził się onegdaj tak, że wyleciał przez okno. całe szczęście to był parter. po czym otrzepał się wrócił przez drzwi i kontynuował wykład niezrażony kompletnie tym, że wszyscy rżą, jak rasowe polskie koniki. Inny zaś na radzie uczelnianej, kiedy(był to rok 19981) próbowano uciąć i zglebić Maćka Kuronia(to mój rocznik-studiowaliśmy razem) wrzasnął, że to jest rytualny ubój! I on w tym brać udziału nie będzie. To był profesor od filozofii. Czy njkochańszą profesorkę z liceum-klasztoru od łaciny. Darliśmy włosy z głów od roboty, ale teraz łacina dla nas to pikuś)) Cześć im wielka. Nauczyli nas przede wszystkim charakteru, dyscypliny i szacunku. Wiedza sama wlazła do głowy.
Mój fizyk nałogowo dłubie w nosie i robi sobie z kóz kulki, matematyk kolekcjonuje kawały od uczniów, a nauczycielka od polskiego za każdym razem przed sprawdzianem życzy nam przyjemności.
Ile Ty masz lat Kiri ?
Nie schodź z tematu
miałaś zakręconych belfrów?
Napiszę, jak napiszesz ile masz lat.
Ponad setkę
jeżeli zsumuję datę urodzenia
z dotychczasowych wypowiedzi wynika, że niewiele
dobra, też zejdę z tematu. Wczoraj z kumplem wprowadziliśmy resztę klasy w stan owczego pędu
to się nazywa mieć zlasowany mozg, hehheeee
A mówiłes że nie zażywasz dopalaczy to w takim razie co bierzesz bo chyba dobry towar :D?
Najlepszy na świecie, towar codziennie zażywam tego towara ten towar to luz, ciekawość świata i ludzi oraz 2 godziny dziennie dechy.
To zmień dilera bo Cię w wała robi :D:D:D:D
No, poodrabiałem wszystkie zadania. czyli co, nie mieliście/ macie zakręconych belfrów? zero pojechanych wspomnien ze szkoły. Aaaa z dzieciakami się o wyskokach takich poważnych person jak nauczyciele nie gada, uważacie że jesteście wylzowanymi?
Podaję tu przepis na najnowszy wynalazek bo..., jest super smaczny! Czosnek w czekoladzie. Główkę czosnku smarujemy masłem doprawiamy solą, pieprzem i oregano, masłem owijamy folią. Pieczemy w piekarniku ok 20min- 30 min. Czosnek obieramy, posypujemy serem plesniowym, polewamy czekoladą, jeszcze raz doprawiamy pieprzem i posypujemy sproszkowanym koperkiem.
O to to to, to mój smak, na pewno pyszny ten czosnek z czekoladą. Uwielbiam takie wymieszanie.
A co do belfrów : pamietam jak polonista na lekcji moczyl nogi w misce / byl przeziebiony, no co / a my pisalismy klasówke. Dobre, co ?
No nie trzeba być jakimś wielce wyluzowanym znów, po prostu kiedyś było inne podejście do nauczycieli człowiek miał do nich szacunek bo tak nas wychowali rodzice. Co do belfrów to w podstawówce (było to dawno dawno temu) miałam fantastycznego gościa od matmy miał tak około 40stki i wielkie poczucie humoru jak pisaliśmy sprawdzian to on zawsze wychylał się przez okno (dając nam szanse na ściąganie) ale raz kiedyś tak się wychylił i na cały głos krzyczy: o cholera ale tych samochodów się tu naruchało :D no oczywiście kartkówka się skończyla bardzo szybko bo nikt nie był wstanie ze śmiechu jej dokończyć. Szkoła średnia w moim przypadku obfitowała w dziwactwa największym był psor od statystyki ot taki rubaszny w sumie obrzydliwy satyr który całe lekcje gadał o spódniczkach i nogach koleżanek z klasy (w klasie same baby całe 30szt), psorka od ekonomii która swoim odorem poalkoholowym potrafiła zatruć powietrze w całej klasie, albo pani od rachunkowości spalona solarium, bez bisutonosza z mocno wyeksponowanymi wdziękami kobiecymi. No i Jasiu nasz wychowawca facet coś około 60 lat przesympatyczny gość ale bardzo wymagający i dość ostry umiał te babsztyle moje w ryzach utrzymać ja z nim niestety miałam problem bo był we mnie zakochany. Trochę to podbudowywało mojego ego a jakże ale ja wolałam raczej swoich rówiesników więc to była taka platoniczna miłośc i skutkująca tym że ciągle a to byłam brana do odpowiedzi a to coś musiałam organizować, ale teraz po latach to miłe wspomnienia. O katechetach i katechetkach nie będe pisać bo to temat na odrębny watek.
Moja wychowawczyni myła głowę, zakręcała wałki, potem suszyła........to wszystko oczywiście na lekcji geografii.
Moja pani profesor od produkcji roslinnej miala wasy, wlosy na klatce piersiowej, seplenila i smiesznie machala palcem wskazujacym :)
Hrabina tańczy z Rżewskim i zagaduje zalotnie:
- Jak pan sądzi, czy mój dekolt nie jest zbyt duży?
- Jeżeli ma pani włosy na piersiach, to nie.
Nasz fizyk namiętnie używał słowa "mianowicie". Raz liczyliśmy i w ciągu 45 minut powiedział to 44 razy! A co do dłubania w nosie, to matematyk mojego dziecka tak robił. W zależności od humoru albo strzelał tymi kulkami, albo wycierał to w firanki - brrr.... Mieliśmy też pana od zajęć praktyczno-technicznych, który wszystko mierzył w "centometrach". Oj, pewnie by się jeszcze takich kwiatków nazbierało... Ale fajnie się takie coś wspomina :D
My mamy odjechaną babkę od biologii mówi, że jak nie będziesz się uczył to cię zamknę na następny rok
Ale jak ma lekcje to jej się słucha i słucha. Nawet jak czekamy na zajęcia, to słuchamy pod drzwiami co gada, takie super ma lekcje
!
Babka od geografii, która potrafiła wpaść do nas na lekcje, rozwiesić mape Europy, powiedzieć nam dzień dobry, po czym zorientować się, że przy biurku siedzi nasz historyk i już od pewnego czasu prowadzi lekcje. I ta sama kobieta, myliła dziennik klas I i J. Pewnego razu zaczęła sprawdzać obecność, dojechała do połowy listy i wtedy dopiero coś jej zaświtało, że jak to, w klasie siedzi trzydzieści osób, a nikt się nie zgłasza.... Ciekawe...
A na studiach, tylko jeden z profesorów, namiętnie majstrował kluczem w zamku po czym stwierdził: k...a na złodzieja to ja bym się nie nadawał
Tak się zlożyło, że mialam wspaniałych profesorów, wykladowców, choc czasami smiesznych i dziwacznych.Ale też i za to ich ceniliśmy))
Chyba najfajniejszy był. pr. .P... z analizy matematycznej. Rozpędził się onegdaj tak, że wyleciał przez okno. całe szczęście to był parter. po czym otrzepał się wrócił przez drzwi i kontynuował wykład niezrażony kompletnie tym, że wszyscy rżą, jak rasowe polskie koniki.
Inny zaś na radzie uczelnianej, kiedy(był to rok 19981) próbowano uciąć i zglebić Maćka Kuronia(to mój rocznik-studiowaliśmy razem) wrzasnął, że to jest rytualny ubój! I on w tym brać udziału nie będzie. To był profesor od filozofii.
Czy njkochańszą profesorkę z liceum-klasztoru od łaciny. Darliśmy włosy z głów od roboty, ale teraz łacina dla nas to pikuś))
Cześć im wielka. Nauczyli nas przede wszystkim charakteru, dyscypliny i szacunku. Wiedza sama wlazła do głowy.