Megi 65 na wyjcu opowiedziała o spontanicznym zaproszeniu gości, bez planowania...........ot "czym chata bogata"........a ta radość potem jest do niezastąpienia, prawda?
Chyba wszystko zależy od tego na ile się zaprasza tych gości :) Jeśli na godzine czy dwie na kawę i ciacho to spontan jest ok. Jeśli goście zamierzają zastać na kilka dni to już wolałabym jednak się przygotować.
Małe Ps .. Nadmieniam jednak .. jak ktoś się do mnie wprasza tymi słowami .. '' Upiecz coś ..wpadniemy ..'' mogałabyś '' nas zaprosić .... Skutek odwrotny ... nie zaproszę .... omijam takie osoby duuuuuzym łukiem .. !!! Sępom mówimy NIE !!
Zaczne od siebie....zawsze mam otwarte drzwi dla kazdego, obojetnie pory dnia i roku.....dokladnie tak samo bylo w moim domu rodzinnym. Nawet jak siedze juz w samochodzie i mam gdzies jechac i widze kogos idacego do mie, to jak zyciu moim albo moich bliskich nic nie zagraza, wylacze silnik, wroce do domu i zawsze poswiece czas na rozmowe, poczestuje czym mam.......woda z kranu tez dobra:)))))
Bardzo mi się podoba to co napisałaś.Lubie ogólnie ludzi ,więc z "przybywającymi "do mnie gośćmi nie mam problemu .Często milsze są spotkania przy samej herbacie niż przy suto zastawionym stole .Pozdrawiam Jadza.
Dziekuje Jadziu za pozdrowienia:) W Szwecji mowi sie: "Finns det hjärterum, så finns det stjärterum", po angielsku tlumaczenie bedzie: " There is always room for a friend" , tlumaczac (wolne tlumaczenie) na polski : " Jest miejsce w sercu, to jest rowniez miejsce dla kazdego tylka" - w znaczeniu kazdy jest mile widziany w Twoim domu, jak masz "duze" serce. Bardzo lubie to powiedzenie:) Pozdrawiam serdecznie grazyna
Mam podobnie Tineczko- nawet z drogi zawrócę..ale ..nie dla wszystkich.. Najbliżsi mogą do mnie wpadać kiedy mają ochotę (rodzina i przyjaciele.. ).
Nie lubię przyjmować gości w tygodniu, bo jak wracam do domu po ośmiu godzinach pracy i załatwieniu różnych spraw po pracy, jestem zwyczajnie zmęczona.. A w perspektywie pobudka koło 6.oo .. Co innego piątek- spontaniczne piwko czy drink..czasem przy pustym stole, czasem z przygotowanym czymkolwiek , na szybko (również spontanicznie)..To lubię :D Zwłaszcza w miłym towarzystwie.. :) Nie lubię chodzić w gości niezapowiedziana, choć wiem, że są ludzie, którzy moje towarzystwo, nawet niezapowiedziane, by znieśli :P
To ja pewnie będę w zdecydowanej mniejszości. Nie lubię gości, nie lubię też do nikogo chodzić. Spotykam się ze znajomymi w miejscach publicznych. Jestem aspołeczna. W moim domu nie toleruję obcych, wkurza mnie to we mnie niesamowicie.
To ja z tobą!!!! Też nie lubię! I jako dziwoląga mnie mają, bo imienin nie robię i żadnych takich. Wogóle takie siedzenie za stołem to chore. I jeszcze kupa kasy idzie i roboty.
Ja lubię gości, kocham ludzi. .Uwielbialam rodzinne ( Niedzielne) obiady :):) Niestety moja rodzina mieszka daleko., Ze znajomymi nie przeszkadza mi jak ktoś wpada niezapowiedziany takie wizyty zawsze mnie cieszą. Owszem czasem zdarza się że coś tam mam ale nigdy nie zamknełam drzwi jak ktoś do mnie przyszedł. Jak mam mieć gości to zawsze wczęścniej wymyślam menu i cieszy mnie jak później siedzimy i wszytskim smakuje. Nie myśle o wykwintnych daniach czasem jest to coś zwykłego. Kiedyś wpadli do mnie znajomi. Miałam w lodówce tylko kalafior, ser zółty, jajka i ogórki kiszone w spiżarni. Znajomi się zasiedzieli a ja ciach prach na szybko wykombinowałam sałatke z tego kalafiora, wszystkim smakowało i to mnie cieszy że komuś jest miło u mnie :):) Przy dłuższych gościach i w ogóle wszystkich mam jednak jedną zasadę. Nie lubię jak ktoś chodzi mi w butach na górze i tam gości nie zapraszam. góre naszego domu traktuję jak nasza oazę spokoju i prywatności.
Jestem tez z Wami ... u mnie nie ma umęczonych nasiadówek ... ! Chodzi o spotaniczne zaproszenie ... Nie trzeba przeciez od razu prosiaka z rozna i .. firan prać ,, hehehhhe A z drugiej strony tak jak darai lubie wypady ze znajomymi na '' jedzonka serwowane '' albo na babskie pogaduchy przy lampeczce wina , pokalu piwka .. czy dobrej filizance caffe ... A jeszcze ważna istotna sprawa .... kogo do domu zapraszamy .. Nudziarzom , plotkarom , chwalipietom ... mówie ..NIE !
Lubię gości, ale tylko proszonych, wkurzają mnie sępy, którzy wpraszają się na darmową wyżerkę.Najlepiej czuję się w towarzystwie mojej najbliższej rodziny. Nie lubię żeby ktoś u mnie nocował , chyba że jest to moja mama, lub bliska rodzina.
Ja lubię jak ktos się do mnie wprasza na wyżerkę. Myślę sobie że może ktoś nie ma czasu, jest zmęczony albo nie ma pieniędzy aby sobie ugotować ale masz racje MR sępy bywają i tego też nie lubie.
Jak ktoś mnie zaprasza, to ja się rewanżuję, jeszcze jak jadę to biorę ze sobą wałówkę, typu ciasto różyczki, czy jakiś inny dobry deser.:) ale bez zapowiedzi nigdzie się nie pcham. Wiem że mogłabym komuś sprawic kłopot, takim wtargnięciem, mieliśmy takich znajomych co wpadali bez zapowiedzi na obiad w niedzielę, bo akurat byli w pobliżu:) Ich dwoje, i dwójka dzieci, całe szczęście że się obrazili jak im wygarnęłam prawdę, o tych nalotach niedzielnych. Moją mamę też nauczyłam, jak traktowac sępów:) W każdą sobotę wpadała do niej znajoma, w wieku mamy-też wdowa, jadła, spała, jeszcze na wynos dostawała , warzywa i owoce z ogrodu, a nawet przetwory i jajka,odjeżdżała w niedzielę. Wreszcie i ona zaprosiła moją mamę, mama pojechała, a ta cholera jej drzwi nie otworzyła, a w domu była. Dzwoniła potem kilka razy, przepraszała , że źle się czuła, ale za moją namową, mama jej powiedziała że tej pani już dziękujemy.:). A tak na marginesie, jestem gościnna, ale i oszczędna, zamiast pchac w tyłek nieproszonym gościom, wolę coś kupic moim dzieciom.
Wśród naszych przyjaciół panuje taki zwyczaj, że jesli odwiedzamy się w porach "jedzeniowych" zawsze przynosimy coś ze sobą - tym sposobem nie obciązamy za bardzo gospodarza (nie tylko finansowo, ale przedewszystkim pracą) i mamy przyjemność ze wspólnegop przygotowywania posiłku
MR zgodzę się z Tobą niezapowidzianych wizyt na niedzielny obiad też nie lubię. Dlatego, że ja zawsze gotuje tylko tyle co dla nas. Jak mam np po 1 kotlecie dla każdego, to jak zjadą goście jestem w kropce komu nie dać :):) ale dotyczy to gości miejscowych. Hi hi chyba tak ich wychowałam, że zawsze nas poinformują i rzadko jestem w przysłowiowej kropce. Różne sytuacje są w życiu jak np niezapowiedzianie odwiedzi mnie kuzynka z daleka bo akurat przejeżdżala (a nie miała pojęcia , że będą jechać koło mnie. ) to wtedy cieszę się całym sercem wysyłam męża po kotlety do marketu. :):)
Ja też się do tej mniejszości zaliczam może nie tak ortodoksyjnie jak Ty hehehe. Lubię gotować i piec ale wkurza mnie potem to sprzątanie. Faktycznie od jakiegoś czasu nie organizuje żadnych imprez ostatnio bardziej staramy się gdzieś wychodzić nawet jakiś obiad w knajpie zamówic bo wtedy człowiek mniej umęczony i jakoś tak więcej pozytywnych wspomnień heheh. Zawsze jak gdzieś mam iść to biorę ze sobą ciasto czy sałatke i nigdy nikogo nie nachodzę bez zapowiedzi i tego samego wymagam od swoich znajomych i rodziny co zresztą potwornie wkurza moja tęsciową heheheh Wyjątkiem jest rodzina z innych miast bo tym przytrafia Siek wpaść przejazdem wtedy zawsze ugoszczę i bardzo się ciesze bo widze ich rzadko. Bo jak mówi stare dobre przysłowie gość jest dobry dwa razy raz jak przychodzi a drugi raz jak wychodzi :D
Nawet nie wiem jak skomentowac takie "powiedzenie", bo za moich czasow w kraju nigdy nie slyszalam czegos podobnego.......Zal mi ludzi z takim mottem zyciowym :((((
Tineczko, myślę że nie jesteś starsza od Melchiora Wańkowicza, więc skoro on w swoich pracach używał tego powiedzenia, to i za twoich czasów było. ponadto nie uważam aby te słowa mogły być czyimkolwiek mottem. Ponad to powiedzenie to ma charakter żartobliwy.
Darai, w moim domu, rodzinie naprawde nie slyszano takiego powiedzenia. Specjalnie zapytalam Mame i tez nie zna. Wankowicz jest mi nieznany, bylam mloda siksa jak umarl i juz za granica kraju.
Nie widze i nie czuje zadnej zartobliwosci w tym powiedzeniu. Rozumiem jednak , po przeczytaniu streszczenia zycia i tworczosci Wankowicza, ze byl zgorzknialy i mial moze? do tego prawo.
Autor z pewnością nie żyje, przysłowie owszem. Nie czepiaj się. Trzy dni, trzy miesiące, trzy lata... suszony dorsz to pewnie i dłużej. Nie o to chodzi.
a ja nie znałam tego przysłowia :):) Jeszcze napisze, że ja nie lubię gości których trzeba obsługiwać. Już wyjaśniam jeśli ktoś się u mnie zatrzymuje na dłużej np zaprosiłam kogoś. Staram się jak mogę oczywiście żeby mu było dobrze ale denerwują mnie goście którzy zachowują się ( piszę o bliskich osobach) jakby byli w 5 gwiadkowym hotelu. Przynieś, podaj, pozamiataj. Jak zapraszm kogoś na dwa tygodnie to wymagam aby zrobił sobie kawę np, herbatę, śniadanie. Śniadania rodzinne przygotowywane jemy tyko w niedziele. Obiad oczywiście jest robiony zawsze przeze mnie.
Darai, to rzeczywiscie masz problem zyciowy. Sama tego nie zmienisz, potrzebujesz pomocy psychologa. Warto sie tym zajac powaznie, bo przeciez sama zdajesz sobie sprawe, ze cos nie tak sie dzieje. Prosze, nie przyjmij tego jako zlosliwosc z mojej strony, tylko jako wyciagnieta reke do drugiego czlowieka z pomoca:)
Tineczko , a może Tobie psycholog potrzebny? bo teraz to już zaczynasz pitolic bzdety, pierwsze słyszę, że człowiek który nie lubi gości, musi chodzic do psychologa:)))))))))
Ja zdaje sobie doskonale sprawe z Twoich prob dosrywania mi gdzie tylko mozesz :)))))) Coz , kazdy ma jakis kompleks i nie zawsze umie sobie z nim poradzic. Radze , przeczytac wszystkie wypowiedzi Darai , to moze i Ty zrozumiesz, dlaczego taka rade z dobrego serca Jej napisalam:)
tineczko psycholog nijak mi nie pomoże. Taki problem to nie problem. Przeszłam terapię już dawno, w wyniku zdazrzeń jakich nikomu nie życzę nabawiłam się fobii społecznej. Mam dużo dziwactw w repertuarze, umiem z nimi żyć:)
Moi rodzice przyjechali na studia do Trójmiasta z małych miejscowości. Potem pojawiłam sie ja i zamieszkalismy w małym 2-pokojowym mieszkaniu. Mam z tamtego okresu cudowne wspomnienia - zawsze było pełno ludzi, którzy często nocowali (czasem jeden obok drugiego na podłodze). Liczne rodzeństwo mojej mamy, a także wielu przyjaciół z rodzinnych stron czesto wrecz pomieszkiwało u nas, a mama dokarmiała ich. Pamietam, jak kiedyś tata wrócił w nocy z pracy i wylożył się w korytarzu jak długi, bo zaraz za drzwiami poukładani jak szprotki spali goście (z jakiegoś rajdu wracała mamy siostra z kolegami i nie mieli się gdzie zatrzymać). Wspaniale wspominam tamte czasy. Czasy moze troche się zmienilły, ale nie aż tak bardzo. Od kiedy wyprowadziłam sie z rodzinnego domu i w moim nowym domu wciąż pojawiali się goscie - jedni z wizytą krótką, inni zostawali dłużej (zdarzyła sie i wizyta wielomiesieczna). Tych "wizytowych" gosci uwielbiam, tych "długoterminowych" zawsze przyjmuję, jesli jest taka potrzeba - nie mają sie gdzie zatrzymać albo trzeba im w jakiś sposób pomóc. Tak jestem wychowana. A że lubię gotować - zawsze coś się dla gości wykombinuje.
Jednym słowem, zastaw się, a postaw się :) rozumiem że człowiek lubi życ w stadzie, dlatego zakłada własne stadko. Ja się do takiego życia jak Twoje Agafi, bym nie nadawała.Wszystko ma swoją porę i czas, mój dom to moja oaza spokoju, nie wyobrażam sobie, żeby mi ją ktoś nagminnie zakłócał:)ale jak ktoś lubi, to jego sprawa.
Powiedzenie "zastaw się a postaw się" oznacza MR coś zupełnie innego. Nie napisałam, że organizuję wystawne przyjęcia, na które mnie nie stać, ale że zawsze otwarcie przyjmuję gości. Mój przyjaciel gorliwy katolik i jeden z nielicznych znanych mi katolików, których na prawdę podziwiam, kiedyś przyprowadził do domu bezdomnego (a miał juz wówczas żonę i trójkę dzieci). Przyjeli go, ubrali, wykarmili i pomogli stanąć na nogi. Ja nie posunęłabym się do tak "ekstremalnej" goscinności, ale uważam, że dobrze jest w zyciu nie ograniczać swojego pola widzenia do siebie i swojej rodziny (choć ona jest oczywiscie najważniejsza). Kilka miesiecy gosciłam u siebie chłopaka z dalekiej rodziny, który nie miał środków finansowych, zeby sie sam utrzymać, a chciał studiuować. Było to oczywiście uciążliwe, bo ja tez lubię rodzinna intymność, ale wiedziałam, że nalezy mu pomóc. Teraz jest juz po studiach, pracuje i mamy bardzo przyjacielskie stosunki. Szczerze mówiąc, fakt ze moje poglady ci nie odpowiadają, nie bardzo mnie obchodzi
Ważne że Tobie to odpowiada:) ja napisałam o sobie, że ja bym tak nie mogła życ, a jak Tobie to odpowiada, to nic mi do Tego. Moja teściowa też przyjmowała gości, nocowali u niej, piekła im i gotowała, miała dużo przyjaciół, do puki nie zachorowała. Potem nawet pies z kulawą nogą, już do niej nie przychodził ! przykro to pisac, ale jak zmarła, oprócz rodziny, były tylko 2 sąsiadki na pogrzebie:( chowana była 31 grudnia0 Ksiądz zapytał męża , dlaczego jest tak mało ludzi na pogrzebie, widziałam że mężowi było bardzo przykro.
Takie szybie skojarzenie: W sobotę w drodze z pracy zaszedłem do kościoła. Trafiłem na ślub i uderzyły mnie pustki, młodzi, świadkowie, może z osiem osób gości i ja. Jakoś tak przykro to wyglądało ale ksiądz chyba nie powinien dociekać dlaczego tak mało gości.
Wiesz Jarku co mnie najbardziej zabolało? że jak żyła, to wszyscy ją znali, przychodzili w gościnę , a jak zmarła............ nikt nie przyszedł, oprócz tych dwóch sąsiadek .Ja rozumiem że to sylwester był akurat, ale pogrzeb był o 11 godz.
MR nie powinnaś tak pochopnie oceniać tych ludzi. Ja mam gdzieś czy na mój pogrzeb ktos przyjdzie czy nie najważniejsze aby ludzie zapamiętali mnie jako dobrego człowieka. Jak sama napisałas 31 to szczególna data wiele osób wyjeżdża już w czasie świąt Bożego Narodzenia nie pomyslałaś o tym . Obecnością na pogrzebie nikt nikomu życia nie przywróci.
Agusiu, ja oceniam pochopnie? to byli zwykli pasożyci, przesiadywali u teściowej, bo się za darmo chcieli najeśc, niektórzy z nich , nawet pieniędzy teściowej nie oddali, które pożyczyli od niej, jak jeszcze żyła.
Pewnie sama wiesz najlepiej jacy to byli ludzie :) Ja tylko tak delikatnie napisalam. Czasem jest tak w życiu że ocenia się kogoś a przecież sama wiesz sytuacje są różne :)
Agusiu kochana, źle mówisz! nikogo nie prześwietlisz, ja jestem osobą ostrożną, nie ufam zbytnio ludziom:) Tak samo, jak nie wpuszczam nieznajomego gazownika, lub z elektrowni do domu. Podaję kartkę ze stanem licznika i sio!!! :)
obcych czywiście, że nie prześwietlisz ale my tu o znajomych i przyjaciołach :):) Hi Hi ja mam szczęscie do mnie po stan licznika chodzą Ci sami ludzie od X lat wszystko o nich wiem hi hih Zawsze chwila rozmowy, jakieś dobre słowo i szklanka wody w upalny dzień :)
Użytkownik aggusia35 napisał w wiadomości: > jakieś dobre słowo i szklanka wody w upalny dzień :)
Moja sadystyczna wyobraźnia podpowiada mi, by w moim mrówkowcu zorganizować taką akcję. Szklanka wody dla inkasenta, od każdego. Ciekawe, do którego piętra by doszedł?
:) A wiesz, w czasach licealnych chodziliśmy z harmoszką i śpiewami po kolędzie. Może nie po szklance, ale po kielichu dostawaliśmy. Nie pamiętam, by bolały mnie nogi to pewnie z gościnnością Polaków nie było tak źle.
Heheheeh a jakie wspomnienia ehh bezcenne. U nas jest listonosz taki co to chyba nigdy się nie starzeje i wolnego nie ma :D Pamiętam go jak byłam dzieckiem i chodzi nadal i jego faktycznie zawsze poczęstuje czy ciastem a zimą czasem ciepłą zupą i choć nic w zamian nie chę to on zawsze jak ma do mnie list polecany czy jakąś inną przesylkę potrafi na mnie nawet zaczekać bo wie że poszłam z psem czy do sklepu (wie też że pracuję w domu od kilku lat). I kurcze właśnie z takimi ludźmi fajnie jest żyć w symbiozie i potem długo się o nich pamięta.
Ja osobiście kazdego kto po linii słuzbowej zapuka do mnie ...pytam Napije sie Pan lub Pani .. ? i .. wymieniam c moge podać .. (oczywiście na koncu pada pytanie o % ) hehheehheh
Nie do końca tak jest MR nie żyjemy dla siebie tylko dla innych. Dom dla mnie też jest oazą spokoju ale myślę sobie kochana, że spokój to mi się będzie należał jak wyciągnę kopytka i będe leżeć w trumnie. :):) Wczoraj niezapowiedzianie wpadl do nas kolega nie chcial nic jeść ani pić. Potrzebowal pomocy było po 19. Pomogliśmy mu. Wiem, że to jest on i jego żona człowiek na którego zawsze można liczyć i dla takich ludzi mój spokój jest nieważny. Ja jestem nieważna bo żyję dla innych. Jakoś nigd nie wykształcił się we mnie odpowiedni poziom egoizmu. Oczywiście mój dom to nie impreza o nie, nie takiego życia nie lubię. :):)
Jako nastolatka zostałam postawiona przed faktem, że "pomieszka" z nami moja kuzynka. Mieszkałam z mamą i za nic nie wyobrażałam sobie takiej sytuacji. To mieszkanie wspólne trwało ponad rok, to był najgorszy czas w moim życiu, mojej kuzynki też. Czułam się jak intruz, nienawidziłam wtedy wszystkiego co było związane z tą dziewczyną. Teraz każda z nas ma swoją rodzinę, mieszkamy 14km od siebie, mamy poprawne stosunki ale ja nadal mam do niej jakis wielki żal. Gości toleruję przez godzinę. KIedyś miałam takiego znajomego... przychodził o 9rano, wychodził o 21. Potrafił też przyjśc w porze obiadu, a były to cZasy kiedy Młode były małe, ja zarabiałam 900zł i sama wychowywałam i utrzymywałam dzieci. Chyba od tamtej pory nie lubię gości.
Ooo moi rodzice mieli takiego sąsiada co cały dzień u nich przesiadywał może to ten sam hehehehe Ja nie wiem że tacy ludzie nie mają zajęcia i że życia im nie szkoda. A jeszcze paskudni są tacy goście co to już się w kurtkę ubierze i kolejną godzinę gada przy drzwiach jak mu powiesz żeby może jednak jeszcze się rozebrał i usiadł to mówi że zaraz wychodzi i kolejną godzinę zapocony cały przy drzwiach gada hehehehe
ee przesadzacie gości nie trzeba traktować jak jakiś królów bynajmniej moich. Jak do mnie ktoś wpadnie to sadzam przy stole. Mam otwartą kuchnie ja robie obiad a koleżanka sobie odpoczywa i gadamy sobie albo ja pracuje w ogrodzie a koleżanka sobie stoi i sobie gadamy albo pomagaja :):):)
A może Twoja mama nie zadbała o to, by stworzyć dobry klimat z tej sytuacji, że zamieszkała z wami kuzynka? Moze źle, że nie przedstawiła ci tej sytuacji inaczej, nie przedstawiła plusów, nie zapytała o zdanie, a jedynie postawiła przed faktem dokonanym. Przeciez równie dobrze mógł to byc dla Ciebie najlepszy okres w życiu, mogłas się z nią zaprzyjaźnić, poczuc się jakbyś miała siostrę. Ja oczywiscie rozumiem to, ze mozna nie lubic gości - z jakichkolwiek przyczyn. Sama nigdy się nie wpraszam i nie wpadam niezapowiedziana. Wole tez, kiedy goscie uprzedzaja mnie o swojej wizycie (co nie dotyczy rodziny i nalblizszych przyjaciół).
Wiesz, nie byłam wtredy małą dziewczynką, miałam chyba 17 lat. Kuzynka o 4lata starsza zajęła moje miejsce, była ważniejsza, to ją pytano o zdanie, z nią planowano a ja byłam uciążliwym wściekłym "bez powodu" szczeniakiem. Moja kuzynka to chyba najmilsza i najpracowitsza osoba jaką znam. Ile razy ona przeze mnie płakała, tyle chyba ile ja przez tę całą sytuację. Dziewczyna z drugiego końca Polski, z wielodzietnej rodziny, którą mojej mamie przyszło do głowy od nędzy ratować. Dla mnie oznaczało to tylko, że robi to moim kosztem.
Skoro to ją pytano o zdanie, z nią planowano, a Ty czułaś sie mniej ważna, to nie Twoja wina, że takie miałas i masz do dziś odczucia, ale jednak - nie gniewaj się - Twojej mamy. Powinna zadbac o to, żebyś pomimo przyjęcia do domu nowej osoby czuła sie nadal równie wazna i kochana, co przedtem. Ale oczywiscie teoretycznie łatwo sie madrzyć. Z tego, co piszesz, wynika jednak, że dziewczynie zostala udzielona konktretna pomoc, miała gdzie mieszkać, uciekła od biedy. Moze więc jednak bylo warto?
Agafi, byłabyś zachwycona taką sytuacją? przychodzi niedziela, wreszcie mąż, żona i dzieci są razem, chodzisz swobodnie w szlafroku, mąż odpoczywa po tygodniu harówki, zadowolony że wreszcie wypocznie. Nagle dzwonek do drzwi, wpadają znajomi na obiad, bo byli akurat w pobliżu, uprzedzam że takie niedzielne wpadki, zdarzały się często. Masz akurat 4 kotlety na obiad, dalej jesteś szczęśliwa, bo goście przyszli?
Oczywiscie, że nie byłabym szczęśliwa. To, co pisałam, nie oznacza przeciez, że jestem matką samarytanką, czekającą jedynie w kuchni na goscia, któremu mozna coś ugotować. Jestem gościnna, bo lubię, mam liczną rodzine i wielu przyjaciół. Poza tym mam takich przyjaciół (a przyjaciół, jak napisała agusia, samemu sie dobiera), którzy nie wpadaja niezapowiedziani w niedzielę na obiad, a jezeli już wpadają na jakis posiłek, to zawsze są umówieni i przynoszą coś ze sobą. Jeżeli komuś z naszych przyjaciół trzeba pilnie w czymś pomóc - może wpaść do nas o każdej porze i fakt, ze bedę akurat w szlafroku czy bez makijazu jakoś mnie nie przeraża. W ogole uważam, że w przyjmowaniu gości nie najwazniejsze jest to, czym sie ich gości, ale w jaki sposób. Kiedyś na forum dzieczyny żaliły się, ze brak jest im przyjaciół, z którymi moga sie spotkać od czasu dio czasu. ja myslę, że o przyjaźnie trzeba zabiegać, czasem nawet wysilić się, zeby komus poświęcić trochę czasu, choćby przy herbacie. No tak mam i już W sytuacji, o której piszesz - pewnie wykombinowałaby coś, żeby przygotowany wczesniej obiad "powiekszyć", ale popropsiłabym też, żeby w przyszlości uprzedzili mnie wczesniej o swojej wizycie.
Powiedziałam żeby uprzedzali, znajoma się obraziła, a mój mąż się ucieszył.............. że mamy spokój w niedzielę. Jednak planuję ich zaprosic na Andrzejki, ciekawa jestem czy przyjdą:)
Hi Hi MR to zalezy jak jej powiedziałaś bo jak się podparłaś pod boki hihi i powiedziałaś jej następnym razem zadzwoń bo nie dostaniesz kotleta to ja się nie dziwię - żartuje oczywiście :):)
Nic złego nie powiedziałam, zasugerowałam tylko że niedziela jest dla nas dniem rodzinnym, który chcielibyśmy spędzic razem.:)w inne dni, po uprzednim powiadomieniu mnie, zapraszam.
Najlepszy numer był w komunie mojej córki, w kościele długo się odprawiało, zaczął padac deszcz, to kuzyn mojego męża pojechał z żoną do sali w której było organizowane przyjęcie. Nie czekając na resztę gości, rozpoczęli biesiadę , zaczynając od przystawek:) Mało tego, dodatkowo przywieźli ze sobą 2 znajomych z nad morza, którzy akurat u nich byli, dla nas Ci ludzie byli całkowicie obcy, nawet nie uprzedzili że kogoś ze sobą przywiozą.(Później się tłumaczyli, że nie wypadało ich samych, zostawic w domu) Jak wszyscy przyszliśmy z kościoła , to oni już prawie najedzeni, czekali na gorące dania. Oczywiście, po rozgrzebywane w salaterkach i na talerzach było, już stół się tak pięknie nie prezentował:) w tym miejscu co siedzieli. Powiedziałam sobie, że na komunie syna już ich nie zaproszę, nie dlatego żebym im jedzenia żałowała, ale dlatego że zachowali się po świńsku.
Tineczka mi napisała w innym wątku, że powinnam napisac książkę:) oj byłoby co do poczytania,było
Już nie ma listonoszki:) wywalili ja z pracy, bo się nie wywiązywała z obowiązków, na jej miejsce przyszedł młody listonosz, śmiga z listami poleconymi że hej , po schodach:)
Pewno że tak, i nie tylko ja się z tego cieszę, ale wszyscy lokatorzy:) obowiązkiem listonosza jest doręczanie listów poleconych, osobiście. Skoro pani się nie chciało, to ją zwolnili.
No tak,kazdy czlowiek jest wymienialny, na zdrowszego, mlodszego........dojrzejesz chyba kiedys do innego myslenia.........masz jeszcze sporo lat przed soba. Pomysl jak z tym bolesnym kolanem, musialabys pracowac jako listonoszka, w ogole pracowac???
Polska poczta jest z 19-tego wieku, zadnego obowiazku doreczania listow polecanych przez listonoszy OSOBISCIE nie ma juz nigdzie w Europie. Ten mlodzieniec po 10-latach dzwigania po schodach tez sie wykonczy fizycznie :((((((((((( Nooo , przyjdzie nastepny mlody, prawda???
My odbieramy polecane przesylki w specjalnych miejscach i nie bola mnie gnaty na te fatyge, bo ile razy dziennie dostaje sie jakies polecane listy???
Niech będzie i z 18 wieku:) Ja takiego prawa sobie nie wymyśliłam, u nas Listonosz dzwoni na domofon, jak ma list polecony, jak jest ktoś w domu to wchodzi i przynosi. Jak nie ma nikogo, zostawia awizo w skrzynce, dzięki młodemu i zdrowemu listonoszowi, nie muszę schodzic z chorym kolanem na dół, do każdej pracy musi byc odpowiedni człowiek, bo za to bierze pieniądze. A jak ktoś nie daje rady, bo jest chory, lub mu za ciężko, to albo stara się o rentę , albo szuka lżejszej pracy.
Wiesz co? jak Ciebie czytam Tineczko, to się zastanawiam..................... dlaczego Ty masz ciągle jakies obiekcje do Polski? nic Ci nigdy nie pasuje , zawsze się czyta różne przysrywki na temat Polski i Polaków z Twojej strony. Czy Ty to robisz celowo? , czy już taka jestes?
Tu nie o kotlety chodzi Tineczko, ale o fakt że Ci goście wpadali prawie co niedziela niespodziewanie, bo im się gotowac w domu nie chciało. Jedzenie to pryszcz, oddałabym im te kotlety z chęcią, a dla nas zrobiłabym jajka sadzone:) Niedzielę jednak wolę spędzac z mężem i dziecmi.:)
Tineczko nie prawda ,ze w calej Europie nie dostarcza sie listow poleconych OSOBISCIE.Mieszkam w niemczech listy dostarcza sie osobiscie,jesli nie ma nikogo w domu,listonosz wklada kartke do skrzynki ,na ktorej poczcie jest moj polecony list i tam go odbieram.Dodam tez ze poczta tutaj nie jest 19-sto wieczna,listonosze jezdza samochodami pocztowymi,i niczego ciezkiego nie musza dzwigac.Latem tez widze listonoszy na specjalnych rowerach,skonstuowanych tak zeby czesc listow mogli przewozic bez uciazliwego dzwigania to sa zdjecia z netu ,zeby nie bylo.Wiem ,ze watek dotyczy czego innego,ale chcialam tylko uswiadomic ,ze nie w calej Europie,nie dostarcza sie listow poleconych osobiscie.Co innego z paczkami,jesli kogos nie ma w domu,czasem sasiedzi odbiora paczke z przesylka i tutaj jest to nagminnie stosowane.
Piszesz prawde, zapytalam sie Thomasa, mieszkanca Berlina i tak jest w Niemczech:) U nas , zaden list polecony i zadna paczka nie sa dostarczane do drzwi. Samemu trzeba odbierac.
W lecie , w miastach listonosze maja takie same rowery. Roznica taka, ze nie chodza po schodach, nie dzwonia do drzwi,wrzucaja listy do skrzynek na parterze kazdego domu. Listy polecane zawsze sa avizowane, do osobistego odebrania na poczcie legitymujac sie.Poza miastami jezdza zolte i zielone samochody (2 rozne firmy) i wrzucaja poczte do skrzynek, oprocz polecanych listow i paczek.
No pisze prawde,dlaczego mialabym pisac nieprawde,nie rozumiem aluzji...Co do skrzynek ,tez kazdy mieszkaniec ma skrzynke na parterze,do niej sa wrzucane gazety i listy zwykle,list polecony musi mi przyniesc do rak wlasnych i musze pokwitowac.Po schodach .az tak bardzo nie musi latac w budynkach dwupiertowych zazwyczaj nie ma windy,ale juz w wyzszych sa.Wsiada do windy i tyle.Z paczkami jest roznie,albo dostarcza poczta oznakowana jako DHL jezdza wiekszymi autami niz pocztowcy,ale podlegaja poczcie,albo firmy inne jak Hermes,UPS i inne.Wtedy rowniez dostarczaja do domu pod drzwi,to jest w cenie paczki.
Witam.W Italii listinosze również rozwożą listy polecone,dzwonią domofonem i trzeba samemu zejść i odebrać a jak nikogo niema to zostawiają avizo.Jeżdżą przez cały rok na motorach (ale u mnie śniegu i mrozu niema).
Ja kiedyś przez długi czas nie dośc że mieszkałam z kuzynką to jeszcze spałam w jednoosobowym łóżku hihi ale się przytulałyśmy do siebie, złościłyśmy że jedna i druga się rozpycha a teraz Przyznam jest jedną z najbliższych mi osób w rodzinie. Choć mieszkamy od siebie bardzo daleko to 2 razy do roku zawsze się odwiedzamy.
Agafi, jestes bratnia dusza:) Tak samo wspominam moj dom rodzinny, zawsze pelen roznych ludzi, tetnilo zyciem!!! Moj kochany Tatus kazdego roku przywiozl jakichs mlodych ludzi ze wsi i je edukowal , pomagal im zdac mature, boszeeee, jak bylo fajnie. Mieszkalismy w 3 pokojowym mieszkaniu, 2 sypialnie, czyli zawsze dzielilismy z bratem nasza z kims "obcym", albo z "obcymi" .....a jednak nawet na mysl nam nie przyszlo sie zloscic, wrecz odwrotnie. Dzisiaj smiejemy sie z tych czasow i wspominamy z wielka przyjemnoscia "domowy kolchoz" :))))))
Od roku 1975 zawsze mialam kogos z kraju mieszkajacego u mnie na dlugi termin (2, 3 lata) , pomagalam zalatwic prace, karmilam, opieralam i bardzo bylo mi smutno, jak wracali do kraju:) Jeden, jedyny raz rozczarowalam sie, ale to inna historia:)))) Do dzisiaj mam kontakt i wizyty tych cudownych ludzi. Jeden juz osiadl na stale w Sztokholmie i spedza swieta z moja rodzina, bo jestesmy jego rodzina tutaj :)
Jak mam 4 kotlety i przyjdzie niezaplanowane 4 osoby w czasie obiadu, to pokroje je na pol, a jak przyjdzie 5, to oddam moja polowe i tez nie umre z glodu........hihihi
Tak jestem wychowana i tak wychowalam moje dzieci:)
Widzisz Tineczko, z niektórych wypowiedzi w tym wątku wynika, że nie warto wykazywać się taką gościnnoscią, bo po pierwsze - skrzywdzi sie przez to swoją własną rodzinę (odejmując jej od ust tego przysłowiowego kotleta), a po drugie - moze sie okazać, że ten gość bedzie chciał nas wykorzystać - tj. okaże się "sępem", bedzie celowo przychodził do nas, żeby sam nie musiał gotować czy wykorzysta nas w jakiś jeszcze gorszy sposób. Otóż ja uważam, ze nie krzywdzę mojej córki, dzieląc przygotowaną wczesniej dla niej porcje ryby na dwie częsci (tak zeby mogła najeść sie też bedąca u nas dziewczynka), nie krzywdze jej takze przez to, że przebywa u nas często dużo gości. Wrecz przeciwnie- uważam, że takie wychowanie bedzie procentowało w przyszłości! Uważam tez, że nie nalezy mysleć o tym, czy nasza gościnność "opłaci się" w wymiarze liczny gosci na pogrzebie czy też w jakikolwiek inny sposób. Zawsze moze zdarzyc sie tak, ze ktoś wykorzysta moje dobre chęci (tak jak Tobie Tineczko podobno sie zdarzyło) i bedzie miał złe intencje. Ale trudno - nie myslę o tym (oczywiscie w jakiś zdroworozsądkowych granicach). Jestem po prostu przekonana, że warto być życzliwym dla innych i na ogół ta życzliwość wraca do Ciebie.
agafi9 Jestem po prostu przekonana, że warto być życzliwym dla innych i na ogół ta życzliwość wraca do Ciebie. Brawo !! za te słowa Szoda, że ten świat stał się taki materialny i wszytsko mierzy sie własnymi korzyściami
Agusia, na szczęście nie wszyscy patrzą jedynie przez pryzmat własnych korzyści. Ja w każdym razie spotykam wielu ludzi, którzy postępują bezinteresownie. Pozdrawiam cię serdecznie!!!
Bardzo, bardzo madrym i dobrym czlowiekiem jestes Agafi ! Corke wychowujesz na socjalnego czlowieka. Napewno, bedzie szla Twoimi sladami i bedzie miala bogate zycie w kazdym wieku swojego zycia:)
Przypomnialam sobie takie powiedzenie: "Jak nic nie wlozysz, to nic nie wyjmiesz", pasuje idealnie do Twojego przekonania:)
Ojej, jakie miłe słowa, aż się zaczerwieniłam. To jednak ani wielka mądrość, ani dobroć z mojej strony - tylko - jak pisałam sposób wychowania. Pozdrawiam ciepło!
Ja też lubię gości. Nie ma znaczenia czy ich będzie dwoje, czy jak na urodziny czy komunię czasem tych gości jest nawet 30 osób:) Najbardziej lubię jak mnie potem chwalą ;)) U mnie zawsze coś słodkiego w domu jest. Nie lubię tylko po takich imprezach sprzątania ale wtedy męża wykorzystuję ;)) Szczerze to często jak kogoś zapraszam to pyta mnie "a upieczesz coś?" Wiedzą że ja lubię piec i takie pytanie mnie nie urazi. Utarło się tez u mnie że jak idę do kogoś ze znajomych czy do rodziny zawsze mam ze sobą mały kawałek swojego ciasta.
Gosci lubie, ale nie takich nahalnych. Niezapowiedzianym mozna do mnie wleciec na kawe (slodkie tez sie zawsze znajdzie - ot chocby jakies ciasteczka). Nie lubie za to wpraszania sie na obiady, kolacje a najbardziej nei cierpie wpraszania sie na swieta. Co innego rodzina, co innego znajomi. Akurat mam takich znajomych, co to nie dosc, ze na swieta sie chcieli wprosic to jeszcze za kazdym razem na grilla czy jakis weekendowy obiad. Ostatecznie postawilam sprawe jasno: chcecie grila to robimy zrzute. I od tego czasu juz do nas sie nie wpraszaja;) Ze swietami zrobilam to samo - chca przyjsc i z nami je spedzic, prosze bardzo, ale troche pomocy przy takim swiecie bedzie potrzebnej. jak sie dowiedzieli ze maja cos pomoc, zrobic to juz sie odechcialo wpraszania.
Nahalnych gości nie mam. Gości lubie i gościć się też, ale wkurza mnie to, że nigdy nie potrafie się wyrobić na czas, do ostatniej minuty ciekam z góry na dół (bo na górze mam salon) Zawsze jestem zła i się stresuje, żeby zdązyć, a zazwyczaj mi się nie udaje i się złoszcze, że jestem jakaś niedorobiona (choć stół zastawiony). i to jest moj minus tej calej gosciny. A Wy jak?, czekacie za stołem na gości czy w biegu jak ja?
O kochana .. moi są wyszkoleniii . Początek o 17 ... i zaczynamy ucztowanie ... ! Kto sie spózni ...i wczesniej nie uprzedzi ... nie zadzwoni ... zjada ............zimne !!!!!!!!!!! Uczę szacunku do innych gości i siebie !! Nie latam .. nie podgrzewam .. basta .. !
Heh :) jak mam "proszoną" imprezę, to zazwyczaj jestem wyrobiona przed czasem.. i potem siedzę i tupiąc nogami i stukając palcami, czekam na gości.. A że zazwyczaj pachnie coś dobrego, to mnie przy okazji skręca :P
Jeżeli mam gości proszonych, zawsze mam zrobione wszystko na czas,sałatki ,śledzie, wędlina, przystawki, wszystko gotowe, nakryte szczelnie folią aluminiową , czekają na gości w lodówce. Kilka minut przed ich przyjściem ,ściągam folie i cmyk na stół:) dania gorące szybciutko przygrzewam i gotowe:) Nawet ciasta mam pokrojone i nakryte, żeby się nie zsychały. Stół wcześniej nakrywa córka z mężem, mężuś kroi pieczywo, wkłada do reklamówki, potem tylko wyjmuje się do koszyczka i na stół. Na końcu zimna wódeczka, napoje i gościna:))
Planowanie jest potrzebne, ale moze lubisz tak na ostatnia chwile:) Zlosc jest najgorsza cecha pani domu , stol zastawiony masz,wez gleboki oddech, wypij sobie drinka i luzuj, bo goscie i tak nie wiedza co masz zamiar podac :)
Nawet nie masz pojecia jak załuje ..ze nie jestem twoją...sąsiadką ... Tylko talerzyki z ciachami śmigałby na wymianę .. Pozdrawiam serdecznie... ! ( już dawno wyczułam Twoje wielkie słodkie serducho )
Megi65 sąsiadkami raczej nie będziemy, ale coś podobnego mamy nick,hihi Kurcze, ale się wyróżniłam z tym spóźnialstwem, aż mi głupio, małe sprostowanie, pisząc iż wszystkiego nie mam gotowego nie miałam na mysli, że jeszcze bigos kończe gotować przed przyjściem gości, hihihii Aaa i moi goście też są wyszkoleni, tylko gorzej z gospodynią to ona szwankuje, hihii,pozdrawiam wszystkie wyrobione na czas kobitki!
Czytam watek i ciesze sie , ze goscinnosc jest dalej u wiekszosci w naszej krwi :)
Zawsze pamietam opowiadanie mojej Babci , jak w czasie okupacji niemieckiej i glodu niesamowitego, dostala bochenek chleba od niemieckiej klijentki ( Babcia miala pracownie krawiecka i szyla na zamowienie))........idzie sobie Babunia z tym chlebem wtulonym do serca i tak bardzo sie cieszy, ze wreszcie moja Mama naje sie do syta, bo glodowala od wielu dni. Po drodze spotyka Babcia mala dziewczynke, strasznie zaplakana i pyta sie jej dlaczego placze. Dziecie opowiada, ze w domu jej matka i rodzenstwo juz od tygodnia gloduja. Babcia moja chwile, ale tylko chwile poglowkowala, zrobila znak krzyza palcami na chlebie i dala dziecku, mowiac: idz do domu i nakarm swoich. Wracajac do domu martwila sie co da mojej Mamie do jedzenia, bo tez glodna byla. Przyszla do domu i mowi Irenko, musimy jeszcze troche poczekac, bo nie moglam pozwolic na smierc glodowa wiekszej rodziny.
Puk, puk do drzwi, Babcia otwiera i w progu stoi nastepna klijentka z olbrzymim bochenkiem chlebem, jako zaplate za uszyta sukienke.
Pomyslcie, jak by Babcia sie czula robiac inaczej???
Tego opowiadania nigdy nie zapomne!
Serce mi sie kroi , jak czytam o jakis "sepach" i innych epitetach wobec ludzi :((((((
Bosze, im wiecej mamy, tym mniej jestesmy "ludzcy"............
MR, nie jedna rodzine goscilam i ugoszcze zawsze bardzo chetnie:) Nie mam wiecej od innych , ale wlasnie przygotowalam wielki pokoj dla "niespodziewanych" gosci :) Znasz jakas biedna rodzine, daj znac, przyjme z otwartymi ramionami, do mnie , do Szwecji!
Znam Tineczko nie jedną, ale skoro jesteś taka chętna, dam Ci namiary na nich na pw. Mam nadzieję że Ci nie będzie przeszkadzac że będzie ich 5, rodzice i trójka dzieci. :) Opłacisz całej piątce podróż w obie strony, i ugościsz kilka dni, będą bardzo szczęśliwi:)
To samo co Ty Tineczko, nie mogę spac, kolanko mnie boli, zrobiłam sobie okład z kapusty:) Mężuś dzisiaj zanocował na działce w nowym domu, ponieważ podłączył nowy piec gazowy do Co. I chce sprawdzic jak będzie działał i czy wszystko ok.:)
Osobiscie uwielbiam przyjmowac gosci-proszonyc i tych nie. Chyba nawet bardziej lubie przyjmowac niz chodzic w gosci, i nie rozumiem tutaj czegos takiego jak odrabianie wizyt!? Przeciez to czysta przyjemnosc miec dom pelen ludzi, praktycznie co niedziele mamy gosci na obiad-kolacje i nie widze w tym zadnego problemu wrecz przeciwnie uwielbiam przygotowywac,planowac,serwowac i chyba najgorsza rzecza jest sprzatanie po gosciach ale jakos daje rade. ..... Czym chata bogata!!!
Olenko, to miło że lubisz gości:) dobrze że cię stac na kolacje i obiady dla gości, w Polsce niektórym ludziom na życie nie starcza, klepią biedę.Więc raczej się tak nie goszczą, jak w Stanach.
MR z mojego doświadczenia życiowego wynika że właśne ci biedni ugoszczą Cie jakby gościli króla. Czym chata bogata :): Podzielą się chlebem zupą i wyciągną jakieś zapasy schowane na czarna godzinę. Ci bogaci postawią na stole koreczki i najedz się tu wykałaczką :P Piszesz, że lubisz spędzać czas z rodziną a niedziela jest dniem świętym tylko dla rodziny. Mam pytanie do Ciebie. Nie pracujesz więc z dzieciakami spędzasz cały tydzień z mężem chyba też widujecie się codziennie. Nie masz ochoty spotkać się z kimś. ? Pogadać o czymś innym niż rodzina. Na takich spotkaniach nie musi być alkohol. Przecież można zrobić tani obiad. Ja jak jest krucho zawsze robie mielone. Wszyscy je lubią przecież tu nie do końca chodzi o wyżerkę to jest jakby dodatek do spotkania.
Dokładnie! Jakiś czas temu na WŻ dzieczyny (w jakims watku) żaliły się, że tak potoczylo sie zycie: praca, dzieci, mnóstwo zajęć, jakaś pogoń ciągle, ze właściwie nie maja przyjaciół, z którymi mogłyby sie spotykać. Ale własnie o te przyjaźnie trzeba zabiegać. Starac sie wygospodarowac trochę czasu dla innych, posiedziec, pogadać - choćby przy herbacie. Ja bardzo cenię sobie czas, który moge spedzać z rodziną - zwłaszcza że oboje z mężęm pracujemy, ale nie uważam, żeby spotkania weekendowe w szerszym gronie - rodzinnym czy przyjacielskim - były jakimś uszczerbkiem dla mojej rodziny. Wręcz przeciwnie - dzieci bawią sie razem, w wiekszym gronie przygotowujemy posiłki, jesli jest ciepło - spędzamy czas w ogordzie, gramy w piłkę, chodzimy na spacery, razem wyjeżdżamy za miasto. Oczywiście - czasem mam też potrzebę, żeby sie zupełnie wyciszyć i być tylko z moimi najbliższymi - to naturalne. jednak nie bardzo rozumiem jak mozna clowo izolować się od ludzi.
Kto powiedział że ja się z nikim nie spotykam, spotykam i to często, ja mam na myśli niedzielę .Mąż długo pracuje, potem jeszcze jedzie prosto na działkę wykańcza nasz dom, wraca bardzo późno, albo nocuje. Córka też późno wraca ze szkoły, ma dużo lekcji, więc z mężem się nie widzi. Razem wszyscy jesteśmy właśnie w niedzielę, czy to takie dziwne że chcemy miec trochę spokoju? Wreszcie dzisiaj wyszłam z domu, bo po okładach z kapusty kolano boli mniej, mały się bawił na placu zabaw , a ja sobie porozmawiałam.
Moja przyjaciółka nie żyje(innej nie chce i nie mam) ze znajomymi i dalszą rodziną gadam przez telefon, a jak robię jakąś imprezę, to wtedy zapraszam do siebie:) Towarzystwa mi w tygodniu nie brakuje, mam starszą bardzo miłą sąsiadkę, która przychodzi do mnie na pogaduchy, często czytam jej ciekawe wątki na forum i przepisy. Wpada mama z ciotką, mnie to w zupełności wystarcza. Jak się wyprowadzę do większego domu, to będę się częściej spotykac, ale też tylko z umówionymi:))
Tak agusiu wszystko fajnie ja też pracuje w domu ale papierów mam do zrobienia dziennie setki mój mąż wraca codziennie z pracy między 18 a 21 potem siada do kompa odpisuje na tonę maili robi trasy dla siebie i chłopaków wklepuje zamówienia i kładzie się spać około godziny 1 w nocy po czym od 6 rano znów praca i nie mów że ma zmienić prace bo ma własna firmę. No więc w tygodniu przyjmowanie gości byłoby wielkim nietaktem bo mój mąż by nawet do nich nie wyszedł z pokoju. A w weekend jest działka,zakupy, ewentualnie kino jest czas dla nas i szczerze mówiąc przy takim trybie życia rzadko ma się ochotę na gości. Najczęściej gdzieś się wychodzi albo po prostu z kubkiem herbaty czy kuflem piwa gapi się w telewizor. Czy to takie dziwne że jak cały dzień człowiek się użera z klientami i setkami telefonów to w weekend chce mieć spokój. Ja lubię ten weekendowy spokój i towarzystwo swojego meża i psa jak chce do ludzi to się umawiam w mieście czy na wspólny wypad do teatru. Mieliśmy już taki czas że drzwi się nie zamykały goście wchodzili i wychodzili całymi dniami widać z wiekiem człowiekowi się zmienia.
No właśnie Manciocha, jeden lubi gości pełen dom, drugi ceni sobie ciszę i spokój w gronie rodzinnym, i niech tak zostanie: Za długi się ten wątek już robi:) chyba trzeba dac sobie spokój ! nic nowego, już się tutaj nie napisze:)
Tak własnie to próbowałam napisać ! Gościnność to nasz polska fajna cecha ale jestem przeciwniczką narzucania mi formy. A częśc dziewczyn w tym wątku to robi. Są okazje to się ma gości innym pasują cały dzień goście a jeszcze innym spokój i cisza. I tak ja rozumiem że fajnie jest mieć przyjaciół i życzę tym dziewczynom które ich mają żeby nigdy nie poznały jak bardzo boli strata przyjaciela. Ale na kiego grzyba tu wypisywać jakieś drwiące aluzje i narzucać komuś że zamiast w niedziele być z rodziną to ma być z przyjaciólomi. Może zastanówcie się czasami nad swoimi wypowiedziami bo każdy z nas ma tutaj inne upodobania i sytuacje mieszkaniowo - materialne i zwyczajnie inny tryb życia.
Oczywiscie, ze masz rację. Kazdy zyje tak, jak mu się podoba, jedni otaczaja sie ludźmi, inni sa samotnikami i nic nikomu do tego. Jeśli więc to mnie odczytałaś jako kogoś, kto próbuje narzucać swój punkt widzenia, to nieprawda. To, co mi sie jedynie nie podoba w niektórych wypowiedziach, to pokazywanie, że zapraszanie gości czy utrzymywanie przyjaźni - mówiąc w skrócie i brzydko - "nie opłaca się". Sama piszesz "życzę tym dziewczynom które ich mają [przyjaciół] żeby nigdy nie poznały jak bardzo boli strata przyjaciela" - z czego jasno wynika, że nie warto mieć przyjaciół, bo boli, kiedy się ich straci. MR z kolei pisała, że jej tesciowa zapraszała mnóstwo gości, a i tak nikt nie przyszedł na jej pogrzeb. I ja z tym nie moge się zgodzić - o ile sprawia ci to radość, warto zapraszać gości i warto miec przyjacół. I wcale nie należy mysleć, czy oni ci sie za to odwdzięczą i czy bedziesz miała z tego jakąś korzyść. A to jak spędzasz i z kim spedzasz swój wolny czas - to jest oczywiscie Twój wybór i Twoje zycie.
Piękne skojarzenie Jarku i na przykładzie swojej mamy wiem że nie warto zawsze organizowała wszystkie imieniny i urodziny i inne kolacyjki dla przyjaciół a jak była po chemii ledwo żywa to jej najlepsza przyjaciółka obraziła się śmiertelnie że mama nie wyprawiła swoich urodzin. A gdy za kilka dni zmarła to ta cholera dopiero przy trumnie powiedziała że przeprasza. I tak faktycznie życie kończy się fatalnie i zawsze w niewłaściwym momencie. Pozdrawiam
z tym wiekiem to masz trochę racji ale ja właśnie chcę żeby chciało mi się jak najdłużej :):):) Rozumiem Wasz tryb życia rozumiem że potrzebujecie odpoczywać w weekend każdy roi to co lubi prawda .Ja też nie jestem jakoś mega towaryska mam swoje grono przyjaciół. Chodzi mi o sytuacje kiedy ktoś wpada i nie mam czasu drzwi nie zamykam przed nosem. Nawet jak ie mam czasu to się cieszę i mwie wejdz dobrze zrobi mi 20 mnut odpoczynu. Niestety później musze wyjśc czy zrobić to czy to. Myśle, nie piszę tego o Tobie, że ówczesna pogoń za kasą zamkneła ludzi na innych. Nie wiem co się z tym swiatem stało.
Są takie dni i weekendy że jest nas dużo za dużo na 37 metrach i wtedy się zastanawiam czy ta się chata się rozciąga czy co heheheh. Faktycznie ostatnio jest ciężko o takich przyjaciół jak kiedyś mam taka jedną od serca z którą przyjaźnie się od 15 lat rzadko się widujemy bo ona mieszka trochę dalej i też zajęć ma tysiące bo się jej sadu i uprawy ogórków zachchiało heheh. Ja uważam że przyjaźń to nie kawki, herbatki i wieczne imprezy przyjaźń to pamięć o sobie i szanowanie siebie na wzajem. Natomiast faktycznie coraz mniej rozumiem ludzi i czasem ktoś jest 5 lat młodszy a przepaść poglądowa i kulturowa jest już nie do pokonania.
Ja rozumiem. Jedna moja przyjaciółka od serca mieszka w USA ,druga wyjechała do Irlandi i ja wyjechałam z mojego rdzinnego miasta. Takich przyjaciól jak miałam poznaje się raz na całe życie. Myślimy o sobie gadamy przez wszelkie możliwe komunikatory na ile czas pozwala ale nigdy nie zapomniałam i nie raz się śmieje, że jakby jednej albo drugej krzywda się działa to bym odrzutowcem do nich poleciała w try migi. Jak tu zamieszkałam było mi cięzko sama w obcym mieście. Teraz znam dużo osób z jednym pogadam z drugim pogadam.. Ja bez drugiego człowieka nie mgła bym żyć. Sama na przeciw czasem wychodzę drugiemu człowiekowi. Właśnie upiekłam pasztet. Moja przyjaciłlka która poznałam tutaj ciężko pracuje. Wiem, że nie ma czasu na takie rzeczy. Właśnie do niej dzwoniłam, że na chwilkę wpadnę do niej i zaniosę jej jedną foremkę :):) Ja tak rozumiem przyjaźń.
A to zrób bo proste i bardzo smaczne a kiedyś sama wymyśliłam heheheh jak to mówią potrzeba matką wynalazków. Ja dziś Twoim barszczem się raczyłam i mruczałam taki dobry :D
Od takich rarytasów jest Moja córa, ale zrobimy na pewno w sobotę lub niedzielę, już dawno mam na nie chęc, może jakieś sępy niezapowiedziane się trafią
Ha właśnie że nie grozi hehehe jak mój siedzi w domu na urlopie i marudzi to dopiero grozi rozpadem związku. Są ludzie którzy muszą pracować bo inaczej leżą i gniją w łóżku heheheh
No cóż do tej pory pracował tyle u kogoś teraz woli u siebie. Jakby mu z tym było źle to by sobie inaczej czas zorganizował a tak widze że jest zadowolony i z pracownikami się dobrze dogaduje. Przyjdzie grudzień to znów zalegnie w fotelu albo przed kompem bezsensu. Bo tak już jest że jak jest sezon to się pracuje żeby przetrwać nie sezon. A teraz wiele osób tak pracuje zwłaszcza jak są przedstawicielami czy kierowcami. Sąsiad rynny produkuje to dopiero w grudniu przyjeżdża o normalnych porach. Czasem wkurza mnie jak ktoś mówi o temu to dobrze bo ma własną firmę a tu trzeba czasem więcej się naharować niż jak się u kogoś pracuje. I nie uwierzycie ale nigdy z żadną przyjaciółką się nie nagadacie jak mój mąż z klientami jednego roku na kilka dni w zasadzie głos stracił spróbujcie kiedyś 10 godzin non stop gadać heheheheheh
No szczyt gościnności wczoraj to odwalił mój mąż o zgrozo niewiem czy go udusić czy co hehehe. Wyszłam wczoraj z domku na dwie godziny babcie odwiedzć nie przepadam za nią ale dla spokojności duszy poszłam. Dzwoni mój telefon patrze a to taki nasz kumpel co to się zapowiada w gości jak już stoi pod domofonem więc mówię mu że małż jest w domu niech dzwoni do niego. Wracam do domu patrze a mój nie dość że poczęstował go tą babką co ją zakalec lekko dotknął to jeszcze mu kawę postawił na stercie gazet co to przeglądał jak z pracy wrócił. No normalnie ręce mi opadły. A jak małżowi mówię ze nawet żeś paskudo gazet nie sprzątnął :D to on mi na to że on się nie zna na przyjmowaniu gości.
Masz goscinnego meza! Mysle, ze znajomemu (facetowi) to w ogole nie przeszkadzalo Zreszta, gdyby mnie tak ugoszczono, gazety odlozylabym delikatnie na bok, a co do zakalca - nie marudzilabym i nie wybrzydzala. Zjadlabym kawaleczek i podziekowala.
nie na temat ale.. co mi tam kiedyś jak wynajmowaliśmy z mężem jeszcze mieszkanie zorbiłam jakieś ciasto wyszedl zakalec. Wywaliłam do kosza. Śmieci były na podwórku jak przyszedł mąż poprosiłam go o wyrzuceniei. Ten stał gadał ze mną za chwile się pyta co tak pachnie i czemu ciasto wywaliłam na to ja ,że zakalec a on stał ha ha i wyjadał ze śmietnika. Do dziś mi powtarza, że wszytsko co ugotuje jemu smakuje najlepiej a ja mu powtarzam, że kiedyś nagotuje mu zupy z trawy :)
Musze przyznac ze wkurzaja mnie ludzie ,ktorzy sie zapowiadaja stojac juz na wycieraczce.Ja tez juz kilka razy mialam taka wizyte,tyle co wrocilismy z pracy,ja szybko gotuje obiad,rzeczy nie wszystkie na swoim miejscu to z powodu pospiechu,czasem sie gdzies cos rzuci,a tutaj dzwoni mi komorka i gosc mowi ,ze juz jest na parkingu,ale mamy sie nie martwic,bo ciasto ma ze soba.No chcac nie chcac,otwieram drzwi,akurat stawialam obiad na stole,wiec mowie czy sie przylaczy,a ona na to nie bo juz jadla,ona czeka na kawe,bylam skrepowana,wiec my przy stole jedlismy obiad,chwile pozniej zrobilam kawe. Dodam ,ze ta osoba nie lubi takich wizyt i ja odwiedzajac trzeba sie kilka dni najpierw zapowiadac.Taki nalot zrobila mi kilka razy,kiedys zrobilam to samo co ona i chyba zrozumiala,odwiedzamy sie,w koncu to rodzina meza ,ale juz takich numerow typu tyle co po pracy weszlismy do domu,a ona juz stoi na progu,nie robi.
Czytalam tutaj rozne wypowiedzi na temat goscinnosci,musze powiedziec ,ze gosci lubie,ale tez lubie wiedziec kiedy beda,poniewaz moj maz pracuje na 3 zmiany i jego specyfika pracy jest taka a nie inna,chce wiedziec kiedy ktos ma do nas przyjsc czy to w gosci czy z krotka wizyta.Moj maz ma tylko wolna sobote i niedziele raz w miesiacu,bo pracuje 7 dni w tygodniu i 2 dni wolne i tak w kolko,wiec to wolne przypada czasem w srodku tygodnia.Czasem spi po nocnej zmianie do 15tej,wiec nie bede mu halasowac i siedziec ze znajomymi przy kawce,bo musi sie wyspac.Wole wtedy na ta kawe wyjsc do kawiarni .Dlatego jesli chcemy sie z kims widziec od tego sa telefony,ja tez jak chce kogos odwiedzic najpierw dzwonie,ludzie tez maja swoje rozne plany i nie chce ich komus krzyzowac niezapowiedzianymi wizytami.
Zdarzyło się że do jednej ze wsi podkrakowskich zawitał znużony drogą wędrowiec. A czas niespokojny, rzęsisty deszcz zacinał, wiatr szarpał konarami drzew. Opończa podróżnego całkiem przemokła, a że i pod wieczór to było i noc nadciągała, począł szukać schronienia.
Pukał do drzwi możnych chłopów. Do chałup zasobnych i obszernych, lecz nikt nie chciał mu otworzyć. Ot, włóczęga, obcy, pewnie brudny. Przeciąg będzie, błota naniesie. Niech idzie dalej. Do sąsiada. Tam na pewno go przyjmą. Tak myśleli bogaci gospodarza, nie chcąc sobie czynić kłopotu. A zatem nieznajomy przemierzył tak całą wieś i w końcu, nie mając już prawie nadziei, zastukał do ostatniej, dość ubogiej i małej chatki, stojącej na skraju wsi.
Drzwi otwarły się i młody mężczyzna zaprosił serdecznie wędrowca do środka domu. Wskazał miejsce przy kominie. Przeprosił również, że wieczerza nie za suta będzie. Ot, chleb razowy, kilka owoców, rzepa. A i żona synka właśnie powiła, więc czas szczególny w domu. Niemniej z serca gościć pragnie on, jako gospodarz, zdrożonego nieznajomego. Wędrowiec, na wieść o narodzinach syna chciał nawet wyruszyć dalej, by nie przeszkadzać rodzinie, lecz ubogi chłop nawet nie chciał o tym słyszeć. Także nasz gość, znużony wielce ostał w chacie. Posilił się, ogrzał ciepłem od pieca bijącym i usnął szybko.
Rano gospodarz nie pozwolił mu opuścić chaty bez śniadania, a i na drogę dał kawałek chleba. Wędrowiec podziękował gorąco, a pomny wydarzeń ostatniej nocy, zapytał kogo na chrzciny prosić będzie i jakie imię synowi przeznaczył. Na to gospodarz rzekł, że imię to synowi nadać pragnie takie, jakie ma wędrowiec. Skoro i on i syn tej samej nocy w jego zawitali progi. A na chrzciny nie bardzo ma kogo prosić, bo on przecież chłop ubogi, a tu wokół sami majętni gospodarze. Gdzieżby ich śmiał zapraszać. A zatem nasz podróżny zapytał, czy on może być zaproszony i czy gospodarzowi nie będzie wstyd gdy on z żoną jutro przybędzie. Chłop ucieszył się wielce. Rzekł, że nawet konia i wóz pożyczy i pojadą do chrztu jak sam król...
Nazajutrz koło południa wielkie poruszenie we wsi nastąpiło. Główną drogą wojska jadą. Zbroje lśnią, konie stukocą kopytami, falują na wietrze proporce. Cześć rycerstwa otacza zaś dwie pięknie zdobione karety. Cała wieś więc wyległa, by przyglądać się pochodowi. A i pytania od razu się pojawiły. Któż to i z jakiej okazji przybył do nich. Może jakieś nowe opłaty, daniny, a może tylko tędy przejeżdżają, choć to przecież nie po drodze, do głównych traktów daleko
A zdumienie rosło z każdą chwilą, bo cały orszak jechał szybko, nigdzie nie przystając, . Zatrzymał się dopiero przy ubogiej chacie na końcu wsi, chacie najbiedniejszego gospodarza we wsi. I tu wielka niespodzianka, bo z karety wysiadł sam król Kazimierz, później zwany Wielkim. Wraz z małżonką swą... Raz jeszcze dziękując za udzieloną gościnę wzięli nowonarodzonego synka i jego ojca do karety i do chrztu pojechali faktycznie jak królowie.
A przyjęcie na wawelskim wzgórzu, zamku króla się odbyło. Chrześniak króla Polski otrzymał zaiste królewskie podarki. A bogaci gospodarze mocno żałowali, że owej, burzliwej nocy nie gościli króla Kazimierza. I także tego, że odmówili schronienia swojemu władcy.
MR, czy Ty Siebie kiedykolwiek czytasz??? Pusta ,to ublizanie??? Reagujesz jak nastolatka, jak Ty mnie to ja Tobie........napompujesz Anie do pelna???
To ja Ciebie zasadze do sadu wyzszego o troche wiecej:)))))))))
Ciagle grozisz banami kazdemu, kto nie ma takiego samego zdania jak Ty i nie podzielaTwoich pogladow, dobrze, ze nie Ty mozesz te bany realizowac.......
Dla mnie tak, a teraz posłuchaj Tineczko, od dzisiaj mijam wszystkie Twoje wątki, szerokim łukiem. Dobrze mi zrobi dłuższa przerwa:) Tu nie chodzi o moje zdanie, ale o wycieczki osobiste. Nie musisz do mnie pisac pogrubioną czcionką, wzrok mam bardzo dobry, to by było na tyle.
Nie wierzę też że ugościłabyś biedną Polską rodzinę, tak jak zapewniałaś, ponieważ zignorowałaś mój post.
Alu i będzie ładnie:) bo w innych wątkach będę brała udział, Tylko wątki Tineczki, już nie będą tętnic życiem, bo mnie w nich zabraknie to mój ostatni wpis w tym gościnnym wątku.
Dziękuję Ci bardzo za radę z liścmi kapusty, kolano dużo mniej boli, dzisiaj znów zrobię sobie okład.
Uwielbiam polemizowac z ludzmi i miec inne zdanie na rozne tematy, wiem wtedy, ze tetnie zyciem:) W wycieczkach osobistych jestes mistrzem nad mistrzami, albo kraj nie taki albo cos innego:))))))))
Moja droga MR, nie otrzymalam zadnej informacji na WP o tej biednej rodzinie, mimo obietnicy:(
Megi 65 na wyjcu opowiedziała o spontanicznym zaproszeniu gości, bez planowania...........ot "czym chata bogata"........a ta radość potem jest do niezastąpienia, prawda?
Chyba wszystko zależy od tego na ile się zaprasza tych gości :) Jeśli na godzine czy dwie na kawę i ciacho to spontan jest ok. Jeśli goście zamierzają zastać na kilka dni to już wolałabym jednak się przygotować.
Małe Ps .. Nadmieniam jednak .. jak ktoś się do mnie wprasza tymi słowami ..
'' Upiecz coś ..wpadniemy ..'' mogałabyś '' nas zaprosić ....
Skutek odwrotny ... nie zaproszę .... omijam takie osoby duuuuuzym łukiem .. !!!
Sępom mówimy NIE !!
Matko ze snu Cie wyrwalam :))))))))
Hehehe, powiedz mojej Mamie: upiecz , wpadniemy .....od razu zaczyna dzialac i nie mysli o zadnych "sepach" :))))))))))))
Najlepiej w takiej sytuacji powiedziec: a wiesz co ? juz zapomniałam smak Twoich, wypieków:))
Zaczne od siebie....zawsze mam otwarte drzwi dla kazdego, obojetnie pory dnia i roku.....dokladnie tak samo bylo w moim domu rodzinnym. Nawet jak siedze juz w samochodzie i mam gdzies jechac i widze kogos idacego do mie, to jak zyciu moim albo moich bliskich nic nie zagraza, wylacze silnik, wroce do domu i zawsze poswiece czas na rozmowe, poczestuje czym mam.......woda z kranu tez dobra:)))))
Bardzo mi się podoba to co napisałaś.Lubie ogólnie ludzi ,więc z "przybywającymi "do mnie gośćmi nie mam problemu .Często milsze są spotkania przy samej herbacie niż przy suto zastawionym stole .Pozdrawiam Jadza.
Dziekuje Jadziu za pozdrowienia:) W Szwecji mowi sie: "Finns det hjärterum, så finns det stjärterum", po angielsku tlumaczenie bedzie: " There is always room for a friend" , tlumaczac (wolne tlumaczenie) na polski : " Jest miejsce w sercu, to jest rowniez miejsce dla kazdego tylka" - w znaczeniu kazdy jest mile widziany w Twoim domu, jak masz "duze" serce. Bardzo lubie to powiedzenie:)
Pozdrawiam serdecznie grazyna
Mam podobnie Tineczko- nawet z drogi zawrócę..ale ..nie dla wszystkich.. Najbliżsi mogą do mnie wpadać kiedy mają ochotę (rodzina i przyjaciele.. ).
Nie lubię przyjmować gości w tygodniu, bo jak wracam do domu po ośmiu godzinach pracy i załatwieniu różnych spraw po pracy, jestem zwyczajnie zmęczona.. A w perspektywie pobudka koło 6.oo .. Co innego piątek- spontaniczne piwko czy drink..czasem przy pustym stole, czasem z przygotowanym czymkolwiek , na szybko (również spontanicznie)..To lubię :D Zwłaszcza w miłym towarzystwie.. :)
Nie lubię chodzić w gości niezapowiedziana, choć wiem, że są ludzie, którzy moje towarzystwo, nawet niezapowiedziane, by znieśli :P
To ja pewnie będę w zdecydowanej mniejszości. Nie lubię gości, nie lubię też do nikogo chodzić. Spotykam się ze znajomymi w miejscach publicznych. Jestem aspołeczna. W moim domu nie toleruję obcych, wkurza mnie to we mnie niesamowicie.
To ja z tobą!!!! Też nie lubię! I jako dziwoląga mnie mają, bo imienin nie robię i żadnych takich. Wogóle takie siedzenie za stołem to chore. I jeszcze kupa kasy idzie i roboty.
Ja lubię gości, kocham ludzi. .Uwielbialam rodzinne ( Niedzielne) obiady :):) Niestety moja rodzina mieszka daleko., Ze znajomymi nie przeszkadza mi jak ktoś wpada niezapowiedziany takie wizyty zawsze mnie cieszą. Owszem czasem zdarza się że coś tam mam ale nigdy nie zamknełam drzwi jak ktoś do mnie przyszedł. Jak mam mieć gości to zawsze wczęścniej wymyślam menu i cieszy mnie jak później siedzimy i wszytskim smakuje. Nie myśle o wykwintnych daniach czasem jest to coś zwykłego. Kiedyś wpadli do mnie znajomi. Miałam w lodówce tylko kalafior, ser zółty, jajka i ogórki kiszone w spiżarni. Znajomi się zasiedzieli a ja ciach prach na szybko wykombinowałam sałatke z tego kalafiora, wszystkim smakowało i to mnie cieszy że komuś jest miło u mnie :):)
Przy dłuższych gościach i w ogóle wszystkich mam jednak jedną zasadę. Nie lubię jak ktoś chodzi mi w butach na górze i tam gości nie zapraszam. góre naszego domu traktuję jak nasza oazę spokoju i prywatności.
Jestem tez z Wami ... u mnie nie ma umęczonych nasiadówek ... !
Chodzi o spotaniczne zaproszenie ...
Nie trzeba przeciez od razu prosiaka z rozna i .. firan prać ,, hehehhhe
A z drugiej strony tak jak darai lubie wypady ze znajomymi na '' jedzonka serwowane ''
albo na babskie pogaduchy przy lampeczce wina , pokalu piwka .. czy dobrej filizance caffe ...
A jeszcze ważna istotna sprawa .... kogo do domu zapraszamy ..
Nudziarzom , plotkarom , chwalipietom ... mówie ..NIE !
Nudziarzom , plotkarom , chwalipietom ... mówie ..NIE ! - o tak Megi na prezydenta :)
Oooo lotosie ... ale mnie rozbawiłaś ....konsoleta pachlapana ..ze smiechu .. !!!!
(ale racje mam troszku.. co ??)
:)
Lubię gości, ale tylko proszonych, wkurzają mnie sępy, którzy wpraszają się na darmową wyżerkę.Najlepiej czuję się w towarzystwie mojej najbliższej rodziny. Nie lubię żeby ktoś u mnie nocował , chyba że jest to moja mama, lub bliska rodzina.
Ja lubię jak ktos się do mnie wprasza na wyżerkę. Myślę sobie że może ktoś nie ma czasu, jest zmęczony albo nie ma pieniędzy aby sobie ugotować ale masz racje MR sępy bywają i tego też nie lubie.
Jak ktoś mnie zaprasza, to ja się rewanżuję, jeszcze jak jadę to biorę ze sobą wałówkę, typu ciasto różyczki, czy jakiś inny dobry deser.:) ale bez zapowiedzi nigdzie się nie pcham. Wiem że mogłabym komuś sprawic kłopot, takim wtargnięciem, mieliśmy takich znajomych co wpadali bez zapowiedzi na obiad w niedzielę, bo akurat byli w pobliżu:) Ich dwoje, i dwójka dzieci, całe szczęście że się obrazili jak im wygarnęłam prawdę, o tych nalotach niedzielnych. Moją mamę też nauczyłam, jak traktowac sępów:) W każdą sobotę wpadała do niej znajoma, w wieku mamy-też wdowa, jadła, spała, jeszcze na wynos dostawała , warzywa i owoce z ogrodu, a nawet przetwory i jajka,odjeżdżała w niedzielę. Wreszcie i ona zaprosiła moją mamę, mama pojechała, a ta cholera jej drzwi nie otworzyła, a w domu była. Dzwoniła potem kilka razy, przepraszała , że źle się czuła, ale za moją namową, mama jej powiedziała że tej pani już dziękujemy.:).
A tak na marginesie, jestem gościnna, ale i oszczędna, zamiast pchac w tyłek nieproszonym gościom, wolę coś kupic moim dzieciom.
Wśród naszych przyjaciół panuje taki zwyczaj, że jesli odwiedzamy się w porach "jedzeniowych" zawsze przynosimy coś ze sobą - tym sposobem nie obciązamy za bardzo gospodarza (nie tylko finansowo, ale przedewszystkim pracą) i mamy przyjemność ze wspólnegop przygotowywania posiłku
MR zgodzę się z Tobą niezapowidzianych wizyt na niedzielny obiad też nie lubię. Dlatego, że ja zawsze gotuje tylko tyle co dla nas. Jak mam np po 1 kotlecie dla każdego, to jak zjadą goście jestem w kropce komu nie dać :):) ale dotyczy to gości miejscowych. Hi hi chyba tak ich wychowałam, że zawsze nas poinformują i rzadko jestem w przysłowiowej kropce. Różne sytuacje są w życiu jak np niezapowiedzianie odwiedzi mnie kuzynka z daleka bo akurat przejeżdżala (a nie miała pojęcia , że będą jechać koło mnie. ) to wtedy cieszę się całym sercem wysyłam męża po kotlety do marketu. :):)
Ja też się do tej mniejszości zaliczam może nie tak ortodoksyjnie jak Ty hehehe. Lubię gotować i piec ale wkurza mnie potem to sprzątanie. Faktycznie od jakiegoś czasu nie organizuje żadnych imprez ostatnio bardziej staramy się gdzieś wychodzić nawet jakiś obiad w knajpie zamówic bo wtedy człowiek mniej umęczony i jakoś tak więcej pozytywnych wspomnień heheh. Zawsze jak gdzieś mam iść to biorę ze sobą ciasto czy sałatke i nigdy nikogo nie nachodzę bez zapowiedzi i tego samego wymagam od swoich znajomych i rodziny co zresztą potwornie wkurza moja tęsciową heheheh Wyjątkiem jest rodzina z innych miast bo tym przytrafia Siek wpaść przejazdem wtedy zawsze ugoszczę i bardzo się ciesze bo widze ich rzadko. Bo jak mówi stare dobre przysłowie gość jest dobry dwa razy raz jak przychodzi a drugi raz jak wychodzi :D
oj tak.
Gość jest jak ryba- po 3dniach zaczyna śmierdzieć:)
Hahahahahahahahahaa a to jest też super powiedzonko.
eeee ja tak nie myśle
Nawet nie wiem jak skomentowac takie "powiedzenie", bo za moich czasow w kraju nigdy nie slyszalam czegos podobnego.......Zal mi ludzi z takim mottem zyciowym :((((
Tineczko, myślę że nie jesteś starsza od Melchiora Wańkowicza, więc skoro on w swoich pracach używał tego powiedzenia, to i za twoich czasów było. ponadto nie uważam aby te słowa mogły być czyimkolwiek mottem. Ponad to powiedzenie to ma charakter żartobliwy.
Nawet jeżeli to prawda, to Tineczka zawsze napisze na odwrót:) To już taki charakter człowieka .
Darai, w moim domu, rodzinie naprawde nie slyszano takiego powiedzenia. Specjalnie zapytalam Mame i tez nie zna. Wankowicz jest mi nieznany, bylam mloda siksa jak umarl i juz za granica kraju.
Nie widze i nie czuje zadnej zartobliwosci w tym powiedzeniu. Rozumiem jednak , po przeczytaniu streszczenia zycia i tworczosci Wankowicza, ze byl zgorzknialy i mial moze? do tego prawo.
Powiedzonko jest stare jak świat i dedykowane racvzej gościom. Ja zawsze będąc w gościnie o nim pamiętam.
Hehe Jarek,powiedzonko nie moze byc stare jak swiat, bo autor tak dlugo nie zyl:)))
Autor z pewnością nie żyje, przysłowie owszem. Nie czepiaj się. Trzy dni, trzy miesiące, trzy lata... suszony dorsz to pewnie i dłużej. Nie o to chodzi.
To bardzo prosze o wytlumaczenie mi o co chodzi, bo ja tego "powiedzenia" nigdy nie slyszalam........mam prawo???
Proste: nie należy nadużywać gościnności gospodarza.
He, bardzo proste, ale , zeby smierdziec po 3 dniach w goscinie, to z wyzszej polki dla mnie:))))
no i jednak:( po czterech dniach brzmi lepiej?
a ja nie znałam tego przysłowia :):)
Jeszcze napisze, że ja nie lubię gości których trzeba obsługiwać. Już wyjaśniam jeśli ktoś się u mnie zatrzymuje na dłużej np zaprosiłam kogoś. Staram się jak mogę oczywiście żeby mu było dobrze ale denerwują mnie goście którzy zachowują się ( piszę o bliskich osobach) jakby byli w 5 gwiadkowym hotelu. Przynieś, podaj, pozamiataj. Jak zapraszm kogoś na dwa tygodnie to wymagam aby zrobił sobie kawę np, herbatę, śniadanie. Śniadania rodzinne przygotowywane jemy tyko w niedziele. Obiad oczywiście jest robiony zawsze przeze mnie.
Dobrze rozumiem, ze to nie tolerowanie obcych w Twoim domu wkurza Ciebie w Tobie niesamowicie???
Tak. Niestety nie jestem w stanie tego zmienić.
Darai, to rzeczywiscie masz problem zyciowy. Sama tego nie zmienisz, potrzebujesz pomocy psychologa. Warto sie tym zajac powaznie, bo przeciez sama zdajesz sobie sprawe, ze cos nie tak sie dzieje. Prosze, nie przyjmij tego jako zlosliwosc z mojej strony, tylko jako wyciagnieta reke do drugiego czlowieka z pomoca:)
Tineczko , a może Tobie psycholog potrzebny? bo teraz to już zaczynasz pitolic bzdety, pierwsze słyszę, że człowiek który nie lubi gości, musi chodzic do psychologa:)))))))))
Ja zdaje sobie doskonale sprawe z Twoich prob dosrywania mi gdzie tylko mozesz :)))))) Coz , kazdy ma jakis kompleks i nie zawsze umie sobie z nim poradzic.
Radze , przeczytac wszystkie wypowiedzi Darai , to moze i Ty zrozumiesz, dlaczego taka rade z dobrego serca Jej napisalam:)
Tineczko, przecież ja Cię lubię, wcale Ci nie dosrywam, ja tylko się z Tobą nie zawsze zgadzam, w końcu żyję w 19 wiekowej Polsce:)
tineczko psycholog nijak mi nie pomoże. Taki problem to nie problem. Przeszłam terapię już dawno, w wyniku zdazrzeń jakich nikomu nie życzę nabawiłam się fobii społecznej. Mam dużo dziwactw w repertuarze, umiem z nimi żyć:)
Darai, to nie bede Ciebie "meczyc" na forum.
Tule cieplutko i jak masz ochote i sile, to mozemy porozmawiac prywatnie:)
Moi rodzice przyjechali na studia do Trójmiasta z małych miejscowości. Potem pojawiłam sie ja i zamieszkalismy w małym 2-pokojowym mieszkaniu. Mam z tamtego okresu cudowne wspomnienia - zawsze było pełno ludzi, którzy często nocowali (czasem jeden obok drugiego na podłodze). Liczne rodzeństwo mojej mamy, a także wielu przyjaciół z rodzinnych stron czesto wrecz pomieszkiwało u nas, a mama dokarmiała ich. Pamietam, jak kiedyś tata wrócił w nocy z pracy i wylożył się w korytarzu jak długi, bo zaraz za drzwiami poukładani jak szprotki spali goście (z jakiegoś rajdu wracała mamy siostra z kolegami i nie mieli się gdzie zatrzymać). Wspaniale wspominam tamte czasy.
Czasy moze troche się zmienilły, ale nie aż tak bardzo. Od kiedy wyprowadziłam sie z rodzinnego domu i w moim nowym domu wciąż pojawiali się goscie - jedni z wizytą krótką, inni zostawali dłużej (zdarzyła sie i wizyta wielomiesieczna). Tych "wizytowych" gosci uwielbiam, tych "długoterminowych" zawsze przyjmuję, jesli jest taka potrzeba - nie mają sie gdzie zatrzymać albo trzeba im w jakiś sposób pomóc. Tak jestem wychowana. A że lubię gotować - zawsze coś się dla gości wykombinuje.
Jednym słowem, zastaw się, a postaw się :) rozumiem że człowiek lubi życ w stadzie, dlatego zakłada własne stadko. Ja się do takiego życia jak Twoje Agafi, bym nie nadawała.Wszystko ma swoją porę i czas, mój dom to moja oaza spokoju, nie wyobrażam sobie, żeby mi ją ktoś nagminnie zakłócał:)ale jak ktoś lubi, to jego sprawa.
Powiedzenie "zastaw się a postaw się" oznacza MR coś zupełnie innego. Nie napisałam, że organizuję wystawne przyjęcia, na które mnie nie stać, ale że zawsze otwarcie przyjmuję gości. Mój przyjaciel gorliwy katolik i jeden z nielicznych znanych mi katolików, których na prawdę podziwiam, kiedyś przyprowadził do domu bezdomnego (a miał juz wówczas żonę i trójkę dzieci). Przyjeli go, ubrali, wykarmili i pomogli stanąć na nogi. Ja nie posunęłabym się do tak "ekstremalnej" goscinności, ale uważam, że dobrze jest w zyciu nie ograniczać swojego pola widzenia do siebie i swojej rodziny (choć ona jest oczywiscie najważniejsza). Kilka miesiecy gosciłam u siebie chłopaka z dalekiej rodziny, który nie miał środków finansowych, zeby sie sam utrzymać, a chciał studiuować. Było to oczywiście uciążliwe, bo ja tez lubię rodzinna intymność, ale wiedziałam, że nalezy mu pomóc. Teraz jest juz po studiach, pracuje i mamy bardzo przyjacielskie stosunki.
Szczerze mówiąc, fakt ze moje poglady ci nie odpowiadają, nie bardzo mnie obchodzi
Ważne że Tobie to odpowiada:) ja napisałam o sobie, że ja bym tak nie mogła życ, a jak Tobie to odpowiada, to nic mi do Tego. Moja teściowa też przyjmowała gości, nocowali u niej, piekła im i gotowała, miała dużo przyjaciół, do puki nie zachorowała.
Potem nawet pies z kulawą nogą, już do niej nie przychodził ! przykro to pisac, ale jak zmarła, oprócz rodziny, były tylko 2 sąsiadki na pogrzebie:( chowana była 31 grudnia0 Ksiądz zapytał męża , dlaczego jest tak mało ludzi na pogrzebie, widziałam że mężowi było bardzo przykro.
Ksiądz się tak zapytał, naprawdę? Powinien zmienić zawód.
Tak, tak się zapytał męża, może liczył na dużą tacę, albo był zdziwiony, bo znał moją teściową.
Takie szybie skojarzenie: W sobotę w drodze z pracy zaszedłem do kościoła. Trafiłem na ślub i uderzyły mnie pustki, młodzi, świadkowie, może z osiem osób gości i ja. Jakoś tak przykro to wyglądało ale ksiądz chyba nie powinien dociekać dlaczego tak mało gości.
Wiesz Jarku co mnie najbardziej zabolało? że jak żyła, to wszyscy ją znali, przychodzili w gościnę , a jak zmarła............ nikt nie przyszedł, oprócz tych dwóch sąsiadek .Ja rozumiem że to sylwester był akurat, ale pogrzeb był o 11 godz.
MR nie powinnaś tak pochopnie oceniać tych ludzi. Ja mam gdzieś czy na mój pogrzeb ktos przyjdzie czy nie najważniejsze aby ludzie zapamiętali mnie jako dobrego człowieka. Jak sama napisałas 31 to szczególna data wiele osób wyjeżdża już w czasie świąt Bożego Narodzenia nie pomyslałaś o tym . Obecnością na pogrzebie nikt nikomu życia nie przywróci.
Agusiu, ja oceniam pochopnie? to byli zwykli pasożyci, przesiadywali u teściowej, bo się za darmo chcieli najeśc, niektórzy z nich , nawet pieniędzy teściowej nie oddali, które pożyczyli od niej, jak jeszcze żyła.
Pewnie sama wiesz najlepiej jacy to byli ludzie :) Ja tylko tak delikatnie napisalam. Czasem jest tak w życiu że ocenia się kogoś a przecież sama wiesz sytuacje są różne :)
Jednym słowem: nie warto dawać od siebie innym, bo nie widomo, czy otrzyma się spowrtotem?
Warto dawac, ale bez przesady:)
A gdzie bezinteresownosc? Czy dawac nalezy oczekujac rewanzu?
MR a widzisz bo pzyjaciól; trzeba sobie odpowiednio dbierać.
Agusiu kochana, źle mówisz! nikogo nie prześwietlisz, ja jestem osobą ostrożną, nie ufam zbytnio ludziom:) Tak samo, jak nie wpuszczam nieznajomego gazownika, lub z elektrowni do domu. Podaję kartkę ze stanem licznika i sio!!! :)
obcych czywiście, że nie prześwietlisz ale my tu o znajomych i przyjaciołach :):)
Hi Hi ja mam szczęscie do mnie po stan licznika chodzą Ci sami ludzie od X lat wszystko o nich wiem hi hih Zawsze chwila rozmowy, jakieś dobre słowo i szklanka wody w upalny dzień :)
Użytkownik aggusia35 napisał w wiadomości:
> jakieś dobre słowo i szklanka wody w upalny dzień :)
Moja sadystyczna wyobraźnia podpowiada mi, by w moim mrówkowcu zorganizować taką akcję. Szklanka wody dla inkasenta, od każdego. Ciekawe, do którego piętra by doszedł?
Jarek ale wódy czy wody ? hehehehe bo wodę to może jakoś wytrzyma :D
:) A wiesz, w czasach licealnych chodziliśmy z harmoszką i śpiewami po kolędzie. Może nie po szklance, ale po kielichu dostawaliśmy. Nie pamiętam, by bolały mnie nogi to pewnie z gościnnością Polaków nie było tak źle.
Heheheeh a jakie wspomnienia ehh bezcenne. U nas jest listonosz taki co to chyba nigdy się nie starzeje i wolnego nie ma :D Pamiętam go jak byłam dzieckiem i chodzi nadal i jego faktycznie zawsze poczęstuje czy ciastem a zimą czasem ciepłą zupą i choć nic w zamian nie chę to on zawsze jak ma do mnie list polecany czy jakąś inną przesylkę potrafi na mnie nawet zaczekać bo wie że poszłam z psem czy do sklepu (wie też że pracuję w domu od kilku lat). I kurcze właśnie z takimi ludźmi fajnie jest żyć w symbiozie i potem długo się o nich pamięta.
szczęściara a u mnie chodzi listonoszka :(
O matko, portki mokre by miał
he he he nooo ale by był nawodniony przynajmniej :):)
Ja osobiście kazdego kto po linii słuzbowej zapuka do mnie ...pytam
Napije sie Pan lub Pani .. ? i .. wymieniam c moge podać ..
(oczywiście na koncu pada pytanie o % ) hehheehheh
MR, a ile osob spodziewasz sie na wlasnym pogrzebie, oprocz oczywiscie Rodziny?
Nie do końca tak jest MR nie żyjemy dla siebie tylko dla innych. Dom dla mnie też jest oazą spokoju ale myślę sobie kochana, że spokój to mi się będzie należał jak wyciągnę kopytka i będe leżeć w trumnie. :):) Wczoraj niezapowiedzianie wpadl do nas kolega nie chcial nic jeść ani pić. Potrzebowal pomocy było po 19. Pomogliśmy mu. Wiem, że to jest on i jego żona człowiek na którego zawsze można liczyć i dla takich ludzi mój spokój jest nieważny. Ja jestem nieważna bo żyję dla innych. Jakoś nigd nie wykształcił się we mnie odpowiedni poziom egoizmu. Oczywiście mój dom to nie impreza o nie, nie takiego życia nie lubię. :):)
I ja mysle dokładnie tak samo
Jako nastolatka zostałam postawiona przed faktem, że "pomieszka" z nami moja kuzynka. Mieszkałam z mamą i za nic nie wyobrażałam sobie takiej sytuacji. To mieszkanie wspólne trwało ponad rok, to był najgorszy czas w moim życiu, mojej kuzynki też. Czułam się jak intruz, nienawidziłam wtedy wszystkiego co było związane z tą dziewczyną. Teraz każda z nas ma swoją rodzinę, mieszkamy 14km od siebie, mamy poprawne stosunki ale ja nadal mam do niej jakis wielki żal. Gości toleruję przez godzinę. KIedyś miałam takiego znajomego... przychodził o 9rano, wychodził o 21. Potrafił też przyjśc w porze obiadu, a były to cZasy kiedy Młode były małe, ja zarabiałam 900zł i sama wychowywałam i utrzymywałam dzieci. Chyba od tamtej pory nie lubię gości.
Ooo moi rodzice mieli takiego sąsiada co cały dzień u nich przesiadywał może to ten sam hehehehe Ja nie wiem że tacy ludzie nie mają zajęcia i że życia im nie szkoda. A jeszcze paskudni są tacy goście co to już się w kurtkę ubierze i kolejną godzinę gada przy drzwiach jak mu powiesz żeby może jednak jeszcze się rozebrał i usiadł to mówi że zaraz wychodzi i kolejną godzinę zapocony cały przy drzwiach gada hehehehe
hahaha, dobre:)
ee przesadzacie gości nie trzeba traktować jak jakiś królów bynajmniej moich. Jak do mnie ktoś wpadnie to sadzam przy stole. Mam otwartą kuchnie ja robie obiad a koleżanka sobie odpoczywa i gadamy sobie albo ja pracuje w ogrodzie a koleżanka sobie stoi i sobie gadamy albo pomagaja :):):)
A może Twoja mama nie zadbała o to, by stworzyć dobry klimat z tej sytuacji, że zamieszkała z wami kuzynka? Moze źle, że nie przedstawiła ci tej sytuacji inaczej, nie przedstawiła plusów, nie zapytała o zdanie, a jedynie postawiła przed faktem dokonanym. Przeciez równie dobrze mógł to byc dla Ciebie najlepszy okres w życiu, mogłas się z nią zaprzyjaźnić, poczuc się jakbyś miała siostrę.
Ja oczywiscie rozumiem to, ze mozna nie lubic gości - z jakichkolwiek przyczyn. Sama nigdy się nie wpraszam i nie wpadam niezapowiedziana. Wole tez, kiedy goscie uprzedzaja mnie o swojej wizycie (co nie dotyczy rodziny i nalblizszych przyjaciół).
Wiesz, nie byłam wtredy małą dziewczynką, miałam chyba 17 lat. Kuzynka o 4lata starsza zajęła moje miejsce, była ważniejsza, to ją pytano o zdanie, z nią planowano a ja byłam uciążliwym wściekłym "bez powodu" szczeniakiem. Moja kuzynka to chyba najmilsza i najpracowitsza osoba jaką znam. Ile razy ona przeze mnie płakała, tyle chyba ile ja przez tę całą sytuację. Dziewczyna z drugiego końca Polski, z wielodzietnej rodziny, którą mojej mamie przyszło do głowy od nędzy ratować. Dla mnie oznaczało to tylko, że robi to moim kosztem.
Skoro to ją pytano o zdanie, z nią planowano, a Ty czułaś sie mniej ważna, to nie Twoja wina, że takie miałas i masz do dziś odczucia, ale jednak - nie gniewaj się - Twojej mamy. Powinna zadbac o to, żebyś pomimo przyjęcia do domu nowej osoby czuła sie nadal równie wazna i kochana, co przedtem. Ale oczywiscie teoretycznie łatwo sie madrzyć.
Z tego, co piszesz, wynika jednak, że dziewczynie zostala udzielona konktretna pomoc, miała gdzie mieszkać, uciekła od biedy. Moze więc jednak bylo warto?
ups! pomyłka:)
Agafi, byłabyś zachwycona taką sytuacją? przychodzi niedziela, wreszcie mąż, żona i dzieci są razem, chodzisz swobodnie w szlafroku, mąż odpoczywa po tygodniu harówki, zadowolony że wreszcie wypocznie. Nagle dzwonek do drzwi, wpadają znajomi na obiad, bo byli akurat w pobliżu, uprzedzam że takie niedzielne wpadki, zdarzały się często. Masz akurat 4 kotlety na obiad, dalej jesteś szczęśliwa, bo goście przyszli?
Oczywiscie, że nie byłabym szczęśliwa. To, co pisałam, nie oznacza przeciez, że jestem matką samarytanką, czekającą jedynie w kuchni na goscia, któremu mozna coś ugotować. Jestem gościnna, bo lubię, mam liczną rodzine i wielu przyjaciół. Poza tym mam takich przyjaciół (a przyjaciół, jak napisała agusia, samemu sie dobiera), którzy nie wpadaja niezapowiedziani w niedzielę na obiad, a jezeli już wpadają na jakis posiłek, to zawsze są umówieni i przynoszą coś ze sobą. Jeżeli komuś z naszych przyjaciół trzeba pilnie w czymś pomóc - może wpaść do nas o każdej porze i fakt, ze bedę akurat w szlafroku czy bez makijazu jakoś mnie nie przeraża.
W ogole uważam, że w przyjmowaniu gości nie najwazniejsze jest to, czym sie ich gości, ale w jaki sposób. Kiedyś na forum dzieczyny żaliły się, ze brak jest im przyjaciół, z którymi moga sie spotkać od czasu dio czasu. ja myslę, że o przyjaźnie trzeba zabiegać, czasem nawet wysilić się, zeby komus poświęcić trochę czasu, choćby przy herbacie. No tak mam i już
W sytuacji, o której piszesz - pewnie wykombinowałaby coś, żeby przygotowany wczesniej obiad "powiekszyć", ale popropsiłabym też, żeby w przyszlości uprzedzili mnie wczesniej o swojej wizycie.
Powiedziałam żeby uprzedzali, znajoma się obraziła, a mój mąż się ucieszył.............. że mamy spokój w niedzielę. Jednak planuję ich zaprosic na Andrzejki, ciekawa jestem czy przyjdą:)
Dobrze zrobiłaś, a skoro znajoma się obraziła... to może nie żal takiej znajomości
Hi Hi MR to zalezy jak jej powiedziałaś bo jak się podparłaś pod boki hihi i powiedziałaś jej następnym razem zadzwoń bo nie dostaniesz kotleta to ja się nie dziwię - żartuje oczywiście :):)
Nic złego nie powiedziałam, zasugerowałam tylko że niedziela jest dla nas dniem rodzinnym, który chcielibyśmy spędzic razem.:)w inne dni, po uprzednim powiadomieniu mnie, zapraszam.
Najlepszy numer był w komunie mojej córki, w kościele długo się odprawiało, zaczął padac deszcz, to kuzyn mojego męża pojechał z żoną do sali w której było organizowane przyjęcie. Nie czekając na resztę gości, rozpoczęli biesiadę , zaczynając od przystawek:) Mało tego, dodatkowo przywieźli ze sobą 2 znajomych z nad morza, którzy akurat u nich byli, dla nas Ci ludzie byli całkowicie obcy, nawet nie uprzedzili że kogoś ze sobą przywiozą.(Później się tłumaczyli, że nie wypadało ich samych, zostawic w domu)
Jak wszyscy przyszliśmy z kościoła , to oni już prawie najedzeni, czekali na gorące dania.
Oczywiście, po rozgrzebywane w salaterkach i na talerzach było, już stół się tak pięknie nie prezentował:) w tym miejscu co siedzieli. Powiedziałam sobie, że na komunie syna już ich nie zaproszę, nie dlatego żebym im jedzenia żałowała, ale dlatego że zachowali się po świńsku.
Tineczka mi napisała w innym wątku, że powinnam napisac książkę:) oj byłoby co do poczytania,było
MR z tą książką to dobry pomysł :)
Dalej uwazam, ze powinnas napisac ksiazke, od listonoszki (pamietasz? ) do tych "swinskich" gosci .......hihi
Już nie ma listonoszki:) wywalili ja z pracy, bo się nie wywiązywała z obowiązków, na jej miejsce przyszedł młody listonosz, śmiga z listami poleconymi że hej , po schodach:)
I dla Ciebie jest to wesole??????
Pewno że tak, i nie tylko ja się z tego cieszę, ale wszyscy lokatorzy:) obowiązkiem listonosza jest doręczanie listów poleconych, osobiście. Skoro pani się nie chciało, to ją zwolnili.
No tak,kazdy czlowiek jest wymienialny, na zdrowszego, mlodszego........dojrzejesz chyba kiedys do innego myslenia.........masz jeszcze sporo lat przed soba. Pomysl jak z tym bolesnym kolanem, musialabys pracowac jako listonoszka, w ogole pracowac???
Polska poczta jest z 19-tego wieku, zadnego obowiazku doreczania listow polecanych przez listonoszy OSOBISCIE nie ma juz nigdzie w Europie.
Ten mlodzieniec po 10-latach dzwigania po schodach tez sie wykonczy fizycznie :((((((((((( Nooo , przyjdzie nastepny mlody, prawda???
My odbieramy polecane przesylki w specjalnych miejscach i nie bola mnie gnaty na te fatyge, bo ile razy dziennie dostaje sie jakies polecane listy???
Wrrrrrr, na tego typu myslenie, wrrrrrrrr!
Niech będzie i z 18 wieku:) Ja takiego prawa sobie nie wymyśliłam, u nas Listonosz dzwoni na domofon, jak ma list polecony, jak jest ktoś w domu to wchodzi i przynosi. Jak nie ma nikogo, zostawia awizo w skrzynce, dzięki młodemu i zdrowemu listonoszowi, nie muszę schodzic z chorym kolanem na dół, do każdej pracy musi byc odpowiedni człowiek, bo za to bierze pieniądze. A jak ktoś nie daje rady, bo jest chory, lub mu za ciężko, to albo stara się o rentę , albo szuka lżejszej pracy.
Wiesz co? jak Ciebie czytam Tineczko, to się zastanawiam..................... dlaczego Ty masz ciągle jakies obiekcje do Polski? nic Ci nigdy nie pasuje , zawsze się czyta różne przysrywki na temat Polski i Polaków z Twojej strony. Czy Ty to robisz celowo? , czy już taka jestes?
Ale nie odpowiedzialas , dlaczego nie moze Matka Polka podzielic 4 kotlety na 8 porcji i nakarmic niespodziewanych gosci:)))
Tu nie o kotlety chodzi Tineczko, ale o fakt że Ci goście wpadali prawie co niedziela niespodziewanie, bo im się gotowac w domu nie chciało. Jedzenie to pryszcz, oddałabym im te kotlety z chęcią, a dla nas zrobiłabym jajka sadzone:)
Niedzielę jednak wolę spędzac z mężem i dziecmi.:)
Ja Tineczko Ci odpowiedziałam na pytanie o kotlecie, Ty jednak do postu 80-Nie!!! :)
post 80 jest Agafi:)
Tineczko nie prawda ,ze w calej Europie nie dostarcza sie listow poleconych OSOBISCIE.Mieszkam w niemczech listy dostarcza sie osobiscie,jesli nie ma nikogo w domu,listonosz wklada kartke do skrzynki ,na ktorej poczcie jest moj polecony list i tam go odbieram.Dodam tez ze poczta tutaj nie jest 19-sto wieczna,listonosze jezdza samochodami pocztowymi,i niczego ciezkiego nie musza dzwigac.Latem tez widze listonoszy na specjalnych rowerach,skonstuowanych tak zeby czesc listow mogli przewozic bez uciazliwego dzwigania to sa zdjecia z netu ,zeby nie bylo.Wiem ,ze watek dotyczy czego innego,ale chcialam tylko uswiadomic ,ze nie w calej Europie,nie dostarcza sie listow poleconych osobiscie.Co innego z paczkami,jesli kogos nie ma w domu,czasem sasiedzi odbiora paczke z przesylka i tutaj jest to nagminnie stosowane.
Aleksandro, Tineczki nie przekonasz, ona wie lepiej:))
Piszesz prawde, zapytalam sie Thomasa, mieszkanca Berlina i tak jest w Niemczech:) U nas , zaden list polecony i zadna paczka nie sa dostarczane do drzwi. Samemu trzeba odbierac.
W lecie , w miastach listonosze maja takie same rowery. Roznica taka, ze nie chodza po schodach, nie dzwonia do drzwi,wrzucaja listy do skrzynek na parterze kazdego domu. Listy polecane zawsze sa avizowane, do osobistego odebrania na poczcie legitymujac sie.Poza miastami jezdza zolte i zielone samochody (2 rozne firmy) i wrzucaja poczte do skrzynek, oprocz polecanych listow i paczek.
No pisze prawde,dlaczego mialabym pisac nieprawde,nie rozumiem aluzji...Co do skrzynek ,tez kazdy mieszkaniec ma skrzynke na parterze,do niej sa wrzucane gazety i listy zwykle,list polecony musi mi przyniesc do rak wlasnych i musze pokwitowac.Po schodach .az tak bardzo nie musi latac w budynkach dwupiertowych zazwyczaj nie ma windy,ale juz w wyzszych sa.Wsiada do windy i tyle.Z paczkami jest roznie,albo dostarcza poczta oznakowana jako DHL jezdza wiekszymi autami niz pocztowcy,ale podlegaja poczcie,albo firmy inne jak Hermes,UPS i inne.Wtedy rowniez dostarczaja do domu pod drzwi,to jest w cenie paczki.
Witam.W Italii listinosze również rozwożą listy polecone,dzwonią domofonem i trzeba samemu zejść i odebrać a jak nikogo niema to zostawiają avizo.Jeżdżą przez cały rok na motorach (ale u mnie śniegu i mrozu niema).
MR, kotlety mozna podzielic na polowe :)))
Ja kiedyś przez długi czas nie dośc że mieszkałam z kuzynką to jeszcze spałam w jednoosobowym łóżku hihi ale się przytulałyśmy do siebie, złościłyśmy że jedna i druga się rozpycha a teraz Przyznam jest jedną z najbliższych mi osób w rodzinie. Choć mieszkamy od siebie bardzo daleko to 2 razy do roku zawsze się odwiedzamy.
Agafi, jestes bratnia dusza:) Tak samo wspominam moj dom rodzinny, zawsze pelen roznych ludzi, tetnilo zyciem!!! Moj kochany Tatus kazdego roku przywiozl jakichs mlodych ludzi ze wsi i je edukowal , pomagal im zdac mature, boszeeee, jak bylo fajnie. Mieszkalismy w 3 pokojowym mieszkaniu, 2 sypialnie, czyli zawsze dzielilismy z bratem nasza z kims "obcym", albo z "obcymi" .....a jednak nawet na mysl nam nie przyszlo sie zloscic, wrecz odwrotnie. Dzisiaj smiejemy sie z tych czasow i wspominamy z wielka przyjemnoscia "domowy kolchoz" :))))))
Od roku 1975 zawsze mialam kogos z kraju mieszkajacego u mnie na dlugi termin (2, 3 lata) , pomagalam zalatwic prace, karmilam, opieralam i bardzo bylo mi smutno, jak wracali do kraju:) Jeden, jedyny raz rozczarowalam sie, ale to inna historia:)))) Do dzisiaj mam kontakt i wizyty tych cudownych ludzi. Jeden juz osiadl na stale w Sztokholmie i spedza swieta z moja rodzina, bo jestesmy jego rodzina tutaj :)
Jak mam 4 kotlety i przyjdzie niezaplanowane 4 osoby w czasie obiadu, to pokroje je na pol, a jak przyjdzie 5, to oddam moja polowe i tez nie umre z glodu........hihihi
Tak jestem wychowana i tak wychowalam moje dzieci:)
Widzisz Tineczko, z niektórych wypowiedzi w tym wątku wynika, że nie warto wykazywać się taką gościnnoscią, bo po pierwsze - skrzywdzi sie przez to swoją własną rodzinę (odejmując jej od ust tego przysłowiowego kotleta), a po drugie - moze sie okazać, że ten gość bedzie chciał nas wykorzystać - tj. okaże się "sępem", bedzie celowo przychodził do nas, żeby sam nie musiał gotować czy wykorzysta nas w jakiś jeszcze gorszy sposób. Otóż ja uważam, ze nie krzywdzę mojej córki, dzieląc przygotowaną wczesniej dla niej porcje ryby na dwie częsci (tak zeby mogła najeść sie też bedąca u nas dziewczynka), nie krzywdze jej takze przez to, że przebywa u nas często dużo gości. Wrecz przeciwnie- uważam, że takie wychowanie bedzie procentowało w przyszłości!
Uważam tez, że nie nalezy mysleć o tym, czy nasza gościnność "opłaci się" w wymiarze liczny gosci na pogrzebie czy też w jakikolwiek inny sposób. Zawsze moze zdarzyc sie tak, ze ktoś wykorzysta moje dobre chęci (tak jak Tobie Tineczko podobno sie zdarzyło) i bedzie miał złe intencje. Ale trudno - nie myslę o tym (oczywiscie w jakiś zdroworozsądkowych granicach). Jestem po prostu przekonana, że warto być życzliwym dla innych i na ogół ta życzliwość wraca do Ciebie.
agafi9
Jestem po prostu przekonana, że warto być życzliwym dla innych i na ogół ta życzliwość wraca do Ciebie.
Brawo !! za te słowa Szoda, że ten świat stał się taki materialny i wszytsko mierzy sie własnymi korzyściami
Agusia, na szczęście nie wszyscy patrzą jedynie przez pryzmat własnych korzyści. Ja w każdym razie spotykam wielu ludzi, którzy postępują bezinteresownie. Pozdrawiam cię serdecznie!!!
Bardzo, bardzo madrym i dobrym czlowiekiem jestes Agafi !
Corke wychowujesz na socjalnego czlowieka. Napewno, bedzie szla Twoimi sladami i bedzie miala bogate zycie w kazdym wieku swojego zycia:)
Przypomnialam sobie takie powiedzenie: "Jak nic nie wlozysz, to nic nie wyjmiesz", pasuje idealnie do Twojego przekonania:)
Ojej, jakie miłe słowa, aż się zaczerwieniłam. To jednak ani wielka mądrość, ani dobroć z mojej strony - tylko - jak pisałam sposób wychowania. Pozdrawiam ciepło!
Ja też lubię gości. Nie ma znaczenia czy ich będzie dwoje, czy jak na urodziny czy komunię czasem tych gości jest nawet 30 osób:) Najbardziej lubię jak mnie potem chwalą ;)) U mnie zawsze coś słodkiego w domu jest. Nie lubię tylko po takich imprezach sprzątania ale wtedy męża wykorzystuję ;))
Szczerze to często jak kogoś zapraszam to pyta mnie "a upieczesz coś?" Wiedzą że ja lubię piec i takie pytanie mnie nie urazi. Utarło się tez u mnie że jak idę do kogoś ze znajomych czy do rodziny zawsze mam ze sobą mały kawałek swojego ciasta.
Gosci lubie, ale nie takich nahalnych. Niezapowiedzianym mozna do mnie wleciec na kawe (slodkie tez sie zawsze znajdzie - ot chocby jakies ciasteczka). Nie lubie za to wpraszania sie na obiady, kolacje a najbardziej nei cierpie wpraszania sie na swieta. Co innego rodzina, co innego znajomi. Akurat mam takich znajomych, co to nie dosc, ze na swieta sie chcieli wprosic to jeszcze za kazdym razem na grilla czy jakis weekendowy obiad. Ostatecznie postawilam sprawe jasno: chcecie grila to robimy zrzute. I od tego czasu juz do nas sie nie wpraszaja;) Ze swietami zrobilam to samo - chca przyjsc i z nami je spedzic, prosze bardzo, ale troche pomocy przy takim swiecie bedzie potrzebnej. jak sie dowiedzieli ze maja cos pomoc, zrobic to juz sie odechcialo wpraszania.
Nahalnych gości nie mam. Gości lubie i gościć się też, ale wkurza mnie to, że nigdy nie potrafie się wyrobić na czas, do ostatniej minuty ciekam z góry na dół (bo na górze mam salon) Zawsze jestem zła i się stresuje, żeby zdązyć, a zazwyczaj mi się nie udaje i się złoszcze, że jestem jakaś niedorobiona (choć stół zastawiony). i to jest moj minus tej calej gosciny. A Wy jak?, czekacie za stołem na gości czy w biegu jak ja?
O kochana .. moi są wyszkoleniii .
Początek o 17 ... i zaczynamy ucztowanie ... !
Kto sie spózni ...i wczesniej nie uprzedzi ... nie zadzwoni ...
zjada ............zimne !!!!!!!!!!!
Uczę szacunku do innych gości i siebie !!
Nie latam .. nie podgrzewam .. basta .. !
A gdzie ten kwadrans, przyjety w krajach cywilizowanych :))))))))))))
Heh :) jak mam "proszoną" imprezę, to zazwyczaj jestem wyrobiona przed czasem.. i potem siedzę i tupiąc nogami i stukając palcami, czekam na gości.. A że zazwyczaj pachnie coś dobrego, to mnie przy okazji skręca :P
he he skąd ja to znam
Jeżeli mam gości proszonych, zawsze mam zrobione wszystko na czas,sałatki ,śledzie, wędlina, przystawki, wszystko gotowe, nakryte szczelnie folią aluminiową , czekają na gości w lodówce. Kilka minut przed ich przyjściem ,ściągam folie i cmyk na stół:) dania gorące szybciutko przygrzewam i gotowe:) Nawet ciasta mam pokrojone i nakryte, żeby się nie zsychały. Stół wcześniej nakrywa córka z mężem, mężuś kroi pieczywo, wkłada do reklamówki, potem tylko wyjmuje się do koszyczka i na stół. Na końcu zimna wódeczka, napoje i gościna:))
Planowanie jest potrzebne, ale moze lubisz tak na ostatnia chwile:) Zlosc jest najgorsza cecha pani domu , stol zastawiony masz,wez gleboki oddech, wypij sobie drinka i luzuj, bo goscie i tak nie wiedza co masz zamiar podac :)
Nawet nie masz pojecia jak załuje ..ze nie jestem twoją...sąsiadką ...
Tylko talerzyki z ciachami śmigałby na wymianę ..
Pozdrawiam serdecznie... !
( już dawno wyczułam Twoje wielkie słodkie serducho )
Megi65 sąsiadkami raczej nie będziemy, ale coś podobnego mamy nick,hihi
Kurcze, ale się wyróżniłam z tym spóźnialstwem, aż mi głupio, małe sprostowanie, pisząc iż wszystkiego nie mam gotowego nie miałam na mysli, że jeszcze bigos kończe gotować przed przyjściem gości, hihihii Aaa i moi goście też są wyszkoleni, tylko gorzej z gospodynią to ona szwankuje, hihii,pozdrawiam wszystkie wyrobione na czas kobitki!
Agulek :)
Czytam watek i ciesze sie , ze goscinnosc jest dalej u wiekszosci w naszej krwi :)
Zawsze pamietam opowiadanie mojej Babci , jak w czasie okupacji niemieckiej i glodu niesamowitego, dostala bochenek chleba od niemieckiej klijentki ( Babcia miala pracownie krawiecka i szyla na zamowienie))........idzie sobie Babunia z tym chlebem wtulonym do serca i tak bardzo sie cieszy, ze wreszcie moja Mama naje sie do syta, bo glodowala od wielu dni. Po drodze spotyka Babcia mala dziewczynke, strasznie zaplakana i pyta sie jej dlaczego placze. Dziecie opowiada, ze w domu jej matka i rodzenstwo juz od tygodnia gloduja. Babcia moja chwile, ale tylko chwile poglowkowala, zrobila znak krzyza palcami na chlebie i dala dziecku, mowiac: idz do domu i nakarm swoich.
Wracajac do domu martwila sie co da mojej Mamie do jedzenia, bo tez glodna byla. Przyszla do domu i mowi Irenko, musimy jeszcze troche poczekac, bo nie moglam pozwolic na smierc glodowa wiekszej rodziny.
Puk, puk do drzwi, Babcia otwiera i w progu stoi nastepna klijentka z olbrzymim bochenkiem chlebem, jako zaplate za uszyta sukienke.
Pomyslcie, jak by Babcia sie czula robiac inaczej???
Tego opowiadania nigdy nie zapomne!
Serce mi sie kroi , jak czytam o jakis "sepach" i innych epitetach wobec ludzi :((((((
Bosze, im wiecej mamy, tym mniej jestesmy "ludzcy"............
Tineczko, jak Ci żal tak ludzi, masz więcej od innych, to bądź raz ludzka, i zaproś na Święta biedną rodzinę z Polski..........do siebie do Szwecji :)
MR, nie jedna rodzine goscilam i ugoszcze zawsze bardzo chetnie:) Nie mam wiecej od innych , ale wlasnie przygotowalam wielki pokoj dla "niespodziewanych" gosci :)
Znasz jakas biedna rodzine, daj znac, przyjme z otwartymi ramionami, do mnie , do Szwecji!
Znam Tineczko nie jedną, ale skoro jesteś taka chętna, dam Ci namiary na nich na pw. Mam nadzieję że Ci nie będzie przeszkadzac że będzie ich 5, rodzice i trójka dzieci. :)
Opłacisz całej piątce podróż w obie strony, i ugościsz kilka dni, będą bardzo szczęśliwi:)
MR, a co Ty robisz tutaj w srodku nocy ??? Nie spisz slodko przy boku ukochanego meza???
To samo co Ty Tineczko, nie mogę spac, kolanko mnie boli, zrobiłam sobie okład z kapusty:) Mężuś dzisiaj zanocował na działce w nowym domu, ponieważ podłączył nowy piec gazowy do Co. I chce sprawdzic jak będzie działał i czy wszystko ok.:)
Tineczko, i co z tą 5 osobową biedną rodziną? opłacisz im podróż i dasz gościnę ? bo nie wiem co mam im powiedziec:)
Osobiscie uwielbiam przyjmowac gosci-proszonyc i tych nie. Chyba nawet bardziej lubie przyjmowac niz chodzic w gosci, i nie rozumiem tutaj czegos takiego jak odrabianie wizyt!?
Przeciez to czysta przyjemnosc miec dom pelen ludzi, praktycznie co niedziele mamy gosci na obiad-kolacje i nie widze w tym zadnego problemu wrecz przeciwnie uwielbiam przygotowywac,planowac,serwowac i chyba najgorsza rzecza jest sprzatanie po gosciach ale jakos daje rade.
..... Czym chata bogata!!!
Olenko, to miło że lubisz gości:) dobrze że cię stac na kolacje i obiady dla gości, w Polsce niektórym ludziom na życie nie starcza, klepią biedę.Więc raczej się tak nie goszczą, jak w Stanach.
MR z mojego doświadczenia życiowego wynika że właśne ci biedni ugoszczą Cie jakby gościli króla. Czym chata bogata :): Podzielą się chlebem zupą i wyciągną jakieś zapasy schowane na czarna godzinę. Ci bogaci postawią na stole koreczki i najedz się tu wykałaczką :P
Piszesz, że lubisz spędzać czas z rodziną a niedziela jest dniem świętym tylko dla rodziny. Mam pytanie do Ciebie. Nie pracujesz więc z dzieciakami spędzasz cały tydzień z mężem chyba też widujecie się codziennie. Nie masz ochoty spotkać się z kimś. ? Pogadać o czymś innym niż rodzina. Na takich spotkaniach nie musi być alkohol. Przecież można zrobić tani obiad. Ja jak jest krucho zawsze robie mielone. Wszyscy je lubią przecież tu nie do końca chodzi o wyżerkę to jest jakby dodatek do spotkania.
Dokładnie! Jakiś czas temu na WŻ dzieczyny (w jakims watku) żaliły się, że tak potoczylo sie zycie: praca, dzieci, mnóstwo zajęć, jakaś pogoń ciągle, ze właściwie nie maja przyjaciół, z którymi mogłyby sie spotykać. Ale własnie o te przyjaźnie trzeba zabiegać. Starac sie wygospodarowac trochę czasu dla innych, posiedziec, pogadać - choćby przy herbacie.
Ja bardzo cenię sobie czas, który moge spedzać z rodziną - zwłaszcza że oboje z mężęm pracujemy, ale nie uważam, żeby spotkania weekendowe w szerszym gronie - rodzinnym czy przyjacielskim - były jakimś uszczerbkiem dla mojej rodziny. Wręcz przeciwnie - dzieci bawią sie razem, w wiekszym gronie przygotowujemy posiłki, jesli jest ciepło - spędzamy czas w ogordzie, gramy w piłkę, chodzimy na spacery, razem wyjeżdżamy za miasto. Oczywiście - czasem mam też potrzebę, żeby sie zupełnie wyciszyć i być tylko z moimi najbliższymi - to naturalne. jednak nie bardzo rozumiem jak mozna clowo izolować się od ludzi.
Kto powiedział że ja się z nikim nie spotykam, spotykam i to często, ja mam na myśli niedzielę .Mąż długo pracuje, potem jeszcze jedzie prosto na działkę wykańcza nasz dom, wraca bardzo późno, albo nocuje. Córka też późno wraca ze szkoły, ma dużo lekcji, więc z mężem się nie widzi. Razem wszyscy jesteśmy właśnie w niedzielę, czy to takie dziwne że chcemy miec trochę spokoju? Wreszcie dzisiaj wyszłam z domu, bo po okładach z kapusty kolano boli mniej, mały się bawił na placu zabaw , a ja sobie porozmawiałam.
Moja przyjaciółka nie żyje(innej nie chce i nie mam) ze znajomymi i dalszą rodziną gadam przez telefon, a jak robię jakąś imprezę, to wtedy zapraszam do siebie:)
Towarzystwa mi w tygodniu nie brakuje, mam starszą bardzo miłą sąsiadkę, która przychodzi do mnie na pogaduchy, często czytam jej ciekawe wątki na forum i przepisy. Wpada mama z ciotką, mnie to w zupełności wystarcza. Jak się wyprowadzę do większego domu, to będę się częściej spotykac, ale też tylko z umówionymi:))
Tak agusiu wszystko fajnie ja też pracuje w domu ale papierów mam do zrobienia dziennie setki mój mąż wraca codziennie z pracy między 18 a 21 potem siada do kompa odpisuje na tonę maili robi trasy dla siebie i chłopaków wklepuje zamówienia i kładzie się spać około godziny 1 w nocy po czym od 6 rano znów praca i nie mów że ma zmienić prace bo ma własna firmę. No więc w tygodniu przyjmowanie gości byłoby wielkim nietaktem bo mój mąż by nawet do nich nie wyszedł z pokoju. A w weekend jest działka,zakupy, ewentualnie kino jest czas dla nas i szczerze mówiąc przy takim trybie życia rzadko ma się ochotę na gości. Najczęściej gdzieś się wychodzi albo po prostu z kubkiem herbaty czy kuflem piwa gapi się w telewizor. Czy to takie dziwne że jak cały dzień człowiek się użera z klientami i setkami telefonów to w weekend chce mieć spokój. Ja lubię ten weekendowy spokój i towarzystwo swojego meża i psa jak chce do ludzi to się umawiam w mieście czy na wspólny wypad do teatru. Mieliśmy już taki czas że drzwi się nie zamykały goście wchodzili i wychodzili całymi dniami widać z wiekiem człowiekowi się zmienia.
No właśnie Manciocha, jeden lubi gości pełen dom, drugi ceni sobie ciszę i spokój w gronie rodzinnym, i niech tak zostanie: Za długi się ten wątek już robi:) chyba trzeba dac sobie spokój ! nic nowego, już się tutaj nie napisze:)
Tak własnie to próbowałam napisać ! Gościnność to nasz polska fajna cecha ale jestem przeciwniczką narzucania mi formy. A częśc dziewczyn w tym wątku to robi. Są okazje to się ma gości innym pasują cały dzień goście a jeszcze innym spokój i cisza. I tak ja rozumiem że fajnie jest mieć przyjaciół i życzę tym dziewczynom które ich mają żeby nigdy nie poznały jak bardzo boli strata przyjaciela. Ale na kiego grzyba tu wypisywać jakieś drwiące aluzje i narzucać komuś że zamiast w niedziele być z rodziną to ma być z przyjaciólomi. Może zastanówcie się czasami nad swoimi wypowiedziami bo każdy z nas ma tutaj inne upodobania i sytuacje mieszkaniowo - materialne i zwyczajnie inny tryb życia.
Oczywiscie, ze masz rację. Kazdy zyje tak, jak mu się podoba, jedni otaczaja sie ludźmi, inni sa samotnikami i nic nikomu do tego. Jeśli więc to mnie odczytałaś jako kogoś, kto próbuje narzucać swój punkt widzenia, to nieprawda.
To, co mi sie jedynie nie podoba w niektórych wypowiedziach, to pokazywanie, że zapraszanie gości czy utrzymywanie przyjaźni - mówiąc w skrócie i brzydko - "nie opłaca się". Sama piszesz "życzę tym dziewczynom które ich mają [przyjaciół] żeby nigdy nie poznały jak bardzo boli strata przyjaciela" - z czego jasno wynika, że nie warto mieć przyjaciół, bo boli, kiedy się ich straci. MR z kolei pisała, że jej tesciowa zapraszała mnóstwo gości, a i tak nikt nie przyszedł na jej pogrzeb. I ja z tym nie moge się zgodzić - o ile sprawia ci to radość, warto zapraszać gości i warto miec przyjacół. I wcale nie należy mysleć, czy oni ci sie za to odwdzięczą i czy bedziesz miała z tego jakąś korzyść.
A to jak spędzasz i z kim spedzasz swój wolny czas - to jest oczywiscie Twój wybór i Twoje zycie.
Takie tam luźne skojarzenie... życie kończy się zawsze fatalnie. Czy więc warto?
Piękne skojarzenie Jarku i na przykładzie swojej mamy wiem że nie warto zawsze organizowała wszystkie imieniny i urodziny i inne kolacyjki dla przyjaciół a jak była po chemii ledwo żywa to jej najlepsza przyjaciółka obraziła się śmiertelnie że mama nie wyprawiła swoich urodzin. A gdy za kilka dni zmarła to ta cholera dopiero przy trumnie powiedziała że przeprasza. I tak faktycznie życie kończy się fatalnie i zawsze w niewłaściwym momencie. Pozdrawiam
Może nie dokładnie to miałem na myśli:)
z tym wiekiem to masz trochę racji ale ja właśnie chcę żeby chciało mi się jak najdłużej :):):) Rozumiem Wasz tryb życia rozumiem że potrzebujecie odpoczywać w weekend każdy roi to co lubi prawda .Ja też nie jestem jakoś mega towaryska mam swoje grono przyjaciół. Chodzi mi o sytuacje kiedy ktoś wpada i nie mam czasu drzwi nie zamykam przed nosem. Nawet jak ie mam czasu to się cieszę i mwie wejdz dobrze zrobi mi 20 mnut odpoczynu. Niestety później musze wyjśc czy zrobić to czy to. Myśle, nie piszę tego o Tobie, że ówczesna pogoń za kasą zamkneła ludzi na innych. Nie wiem co się z tym swiatem stało.
Są takie dni i weekendy że jest nas dużo za dużo na 37 metrach i wtedy się zastanawiam czy ta się chata się rozciąga czy co heheheh. Faktycznie ostatnio jest ciężko o takich przyjaciół jak kiedyś mam taka jedną od serca z którą przyjaźnie się od 15 lat rzadko się widujemy bo ona mieszka trochę dalej i też zajęć ma tysiące bo się jej sadu i uprawy ogórków zachchiało heheh. Ja uważam że przyjaźń to nie kawki, herbatki i wieczne imprezy przyjaźń to pamięć o sobie i szanowanie siebie na wzajem. Natomiast faktycznie coraz mniej rozumiem ludzi i czasem ktoś jest 5 lat młodszy a przepaść poglądowa i kulturowa jest już nie do pokonania.
Ja rozumiem. Jedna moja przyjaciółka od serca mieszka w USA ,druga wyjechała do Irlandi i ja wyjechałam z mojego rdzinnego miasta. Takich przyjaciól jak miałam poznaje się raz na całe życie. Myślimy o sobie gadamy przez wszelkie możliwe komunikatory na ile czas pozwala ale nigdy nie zapomniałam i nie raz się śmieje, że jakby jednej albo drugej krzywda się działa to bym odrzutowcem do nich poleciała w try migi. Jak tu zamieszkałam było mi cięzko sama w obcym mieście. Teraz znam dużo osób z jednym pogadam z drugim pogadam.. Ja bez drugiego człowieka nie mgła bym żyć. Sama na przeciw czasem wychodzę drugiemu człowiekowi. Właśnie upiekłam pasztet. Moja przyjaciłlka która poznałam tutaj ciężko pracuje. Wiem, że nie ma czasu na takie rzeczy. Właśnie do niej dzwoniłam, że na chwilkę wpadnę do niej i zaniosę jej jedną foremkę :):) Ja tak rozumiem przyjaźń.
Pasztet to i ja poprosze hehehe
Ja poproszę Twoich omlecików z kremem, ło matko, ale się zaśliniłam, wyglądają rewelacyjnie.
A to zrób bo proste i bardzo smaczne a kiedyś sama wymyśliłam heheheh jak to mówią potrzeba matką wynalazków. Ja dziś Twoim barszczem się raczyłam i mruczałam taki dobry :D
Od takich rarytasów jest Moja córa, ale zrobimy na pewno w sobotę lub niedzielę, już dawno mam na nie chęc, może jakieś sępy niezapowiedziane się trafią
Oj Manciocha ,a gdzie czas na przytulanko???-nie samą pracą człowiek żyje,toć to grozi rozpadkiem związku
Ha właśnie że nie grozi hehehe jak mój siedzi w domu na urlopie i marudzi to dopiero grozi rozpadem związku. Są ludzie którzy muszą pracować bo inaczej leżą i gniją w łóżku heheheh
No trzeba pracować ,ale po tyle godzin ,to lekka przesada,żadnego życia rodzinnego nie mieć jakie to smutne.
No cóż do tej pory pracował tyle u kogoś teraz woli u siebie. Jakby mu z tym było źle to by sobie inaczej czas zorganizował a tak widze że jest zadowolony i z pracownikami się dobrze dogaduje. Przyjdzie grudzień to znów zalegnie w fotelu albo przed kompem bezsensu. Bo tak już jest że jak jest sezon to się pracuje żeby przetrwać nie sezon. A teraz wiele osób tak pracuje zwłaszcza jak są przedstawicielami czy kierowcami. Sąsiad rynny produkuje to dopiero w grudniu przyjeżdża o normalnych porach. Czasem wkurza mnie jak ktoś mówi o temu to dobrze bo ma własną firmę a tu trzeba czasem więcej się naharować niż jak się u kogoś pracuje. I nie uwierzycie ale nigdy z żadną przyjaciółką się nie nagadacie jak mój mąż z klientami jednego roku na kilka dni w zasadzie głos stracił spróbujcie kiedyś 10 godzin non stop gadać heheheheheh
No szczyt gościnności wczoraj to odwalił mój mąż o zgrozo niewiem czy go udusić czy co hehehe. Wyszłam wczoraj z domku na dwie godziny babcie odwiedzć nie przepadam za nią ale dla spokojności duszy poszłam. Dzwoni mój telefon patrze a to taki nasz kumpel co to się zapowiada w gości jak już stoi pod domofonem więc mówię mu że małż jest w domu niech dzwoni do niego. Wracam do domu patrze a mój nie dość że poczęstował go tą babką co ją zakalec lekko dotknął to jeszcze mu kawę postawił na stercie gazet co to przeglądał jak z pracy wrócił. No normalnie ręce mi opadły. A jak małżowi mówię ze nawet żeś paskudo gazet nie sprzątnął :D to on mi na to że on się nie zna na przyjmowaniu gości.
jak kumpel, to zrozumie:)
Masz goscinnego meza!
Mysle, ze znajomemu (facetowi) to w ogole nie przeszkadzalo Zreszta, gdyby mnie tak ugoszczono, gazety odlozylabym delikatnie na bok, a co do zakalca - nie marudzilabym i nie wybrzydzala. Zjadlabym kawaleczek i podziekowala.
Zachował sie wzorowo :):) co tam gazety :)
Heh dzięki za dobre słowo a tego zakalca to całego spałaszowali hehehe
nie na temat ale.. co mi tam kiedyś jak wynajmowaliśmy z mężem jeszcze mieszkanie zorbiłam jakieś ciasto wyszedl zakalec. Wywaliłam do kosza. Śmieci były na podwórku jak przyszedł mąż poprosiłam go o wyrzuceniei. Ten stał gadał ze mną za chwile się pyta co tak pachnie i czemu ciasto wywaliłam na to ja ,że zakalec a on stał ha ha i wyjadał ze śmietnika. Do dziś mi powtarza, że wszytsko co ugotuje jemu smakuje najlepiej a ja mu powtarzam, że kiedyś nagotuje mu zupy z trawy :)
Ważne że zrobił kawę, a zakalec to najlepsze ciasto:)
Musze przyznac ze wkurzaja mnie ludzie ,ktorzy sie zapowiadaja stojac juz na wycieraczce.Ja tez juz kilka razy mialam taka wizyte,tyle co wrocilismy z pracy,ja szybko gotuje obiad,rzeczy nie wszystkie na swoim miejscu to z powodu pospiechu,czasem sie gdzies cos rzuci,a tutaj dzwoni mi komorka i gosc mowi ,ze juz jest na parkingu,ale mamy sie nie martwic,bo ciasto ma ze soba.No chcac nie chcac,otwieram drzwi,akurat stawialam obiad na stole,wiec mowie czy sie przylaczy,a ona na to nie bo juz jadla,ona czeka na kawe,bylam skrepowana,wiec my przy stole jedlismy obiad,chwile pozniej zrobilam kawe.
Dodam ,ze ta osoba nie lubi takich wizyt i ja odwiedzajac trzeba sie kilka dni najpierw zapowiadac.Taki nalot zrobila mi kilka razy,kiedys zrobilam to samo co ona i chyba zrozumiala,odwiedzamy sie,w koncu to rodzina meza ,ale juz takich numerow typu tyle co po pracy weszlismy do domu,a ona juz stoi na progu,nie robi.
Czytalam tutaj rozne wypowiedzi na temat goscinnosci,musze powiedziec ,ze gosci lubie,ale tez lubie wiedziec kiedy beda,poniewaz moj maz pracuje na 3 zmiany i jego specyfika pracy jest taka a nie inna,chce wiedziec kiedy ktos ma do nas przyjsc czy to w gosci czy z krotka wizyta.Moj maz ma tylko wolna sobote i niedziele raz w miesiacu,bo pracuje 7 dni w tygodniu i 2 dni wolne i tak w kolko,wiec to wolne przypada czasem w srodku tygodnia.Czasem spi po nocnej zmianie do 15tej,wiec nie bede mu halasowac i siedziec ze znajomymi przy kawce,bo musi sie wyspac.Wole wtedy na ta kawe wyjsc do kawiarni .Dlatego jesli chcemy sie z kims widziec od tego sa telefony,ja tez jak chce kogos odwiedzic najpierw dzwonie,ludzie tez maja swoje rozne plany i nie chce ich komus krzyzowac niezapowiedzianymi wizytami.
Nic doda nic ując, i o to w tym wszystkim, właśnie chodzi :)
Bajka:
Zdarzyło się że do jednej ze wsi podkrakowskich zawitał znużony drogą wędrowiec. A czas niespokojny, rzęsisty deszcz zacinał, wiatr szarpał konarami drzew. Opończa podróżnego całkiem przemokła, a że i pod wieczór to było i noc nadciągała, począł szukać schronienia.
Pukał do drzwi możnych chłopów. Do chałup zasobnych i obszernych, lecz nikt nie chciał mu otworzyć. Ot, włóczęga, obcy, pewnie brudny. Przeciąg będzie, błota naniesie. Niech idzie dalej. Do sąsiada. Tam na pewno go przyjmą. Tak myśleli bogaci gospodarza, nie chcąc sobie czynić kłopotu. A zatem nieznajomy przemierzył tak całą wieś i w końcu, nie mając już prawie nadziei, zastukał do ostatniej, dość ubogiej i małej chatki, stojącej na skraju wsi.
Drzwi otwarły się i młody mężczyzna zaprosił serdecznie wędrowca do środka domu. Wskazał miejsce przy kominie. Przeprosił również, że wieczerza nie za suta będzie. Ot, chleb razowy, kilka owoców, rzepa. A i żona synka właśnie powiła, więc czas szczególny w domu. Niemniej z serca gościć pragnie on, jako gospodarz, zdrożonego nieznajomego. Wędrowiec, na wieść o narodzinach syna chciał nawet wyruszyć dalej, by nie przeszkadzać rodzinie, lecz ubogi chłop nawet nie chciał o tym słyszeć. Także nasz gość, znużony wielce ostał w chacie. Posilił się, ogrzał ciepłem od pieca bijącym i usnął szybko.
Rano gospodarz nie pozwolił mu opuścić chaty bez śniadania, a i na drogę dał kawałek chleba. Wędrowiec podziękował gorąco, a pomny wydarzeń ostatniej nocy, zapytał kogo na chrzciny prosić będzie i jakie imię synowi przeznaczył. Na to gospodarz rzekł, że imię to synowi nadać pragnie takie, jakie ma wędrowiec. Skoro i on i syn tej samej nocy w jego zawitali progi. A na chrzciny nie bardzo ma kogo prosić, bo on przecież chłop ubogi, a tu wokół sami majętni gospodarze. Gdzieżby ich śmiał zapraszać. A zatem nasz podróżny zapytał, czy on może być zaproszony i czy gospodarzowi nie będzie wstyd gdy on z żoną jutro przybędzie. Chłop ucieszył się wielce. Rzekł, że nawet konia i wóz pożyczy i pojadą do chrztu jak sam król...
Nazajutrz koło południa wielkie poruszenie we wsi nastąpiło. Główną drogą wojska jadą. Zbroje lśnią, konie stukocą kopytami, falują na wietrze proporce. Cześć rycerstwa otacza zaś dwie pięknie zdobione karety. Cała wieś więc wyległa, by przyglądać się pochodowi. A i pytania od razu się pojawiły. Któż to i z jakiej okazji przybył do nich. Może jakieś nowe opłaty, daniny, a może tylko tędy przejeżdżają, choć to przecież nie po drodze, do głównych traktów daleko
A zdumienie rosło z każdą chwilą, bo cały orszak jechał szybko, nigdzie nie przystając, . Zatrzymał się dopiero przy ubogiej chacie na końcu wsi, chacie najbiedniejszego gospodarza we wsi. I tu wielka niespodzianka, bo z karety wysiadł sam król Kazimierz, później zwany Wielkim. Wraz z małżonką swą... Raz jeszcze dziękując za udzieloną gościnę wzięli nowonarodzonego synka i jego ojca do karety i do chrztu pojechali faktycznie jak królowie.
A przyjęcie na wawelskim wzgórzu, zamku króla się odbyło. Chrześniak króla Polski otrzymał zaiste królewskie podarki. A bogaci gospodarze mocno żałowali, że owej, burzliwej nocy nie gościli króla Kazimierza. I także tego, że odmówili schronienia swojemu władcy.
Joanna Krzeczkowska
____________________________________________________
źródłem inspiracji dla powstania nieniejszego tekstu była lektura
książki Bronisława Heyduka - "Legendy i opowieści o Krakowie"
Wiecej: http://www.eioba.pl/a70696/krakowiskie_legendy_go_w_dom_b_g_w_dom#ixzz12M0LxxMa
Na takich bajkach bylam wychowana :)
Bardzo piękna bajka:) ale ja chętnie poczytałabym jakąś wzruszającą Szwedzką bajkę, mogłabyś przetłumaczyc i wstawic na forum, Tineczko?
Ależ Ty jesteś pusta MR.
Uważaj żebyś Ty zaraz się pełna nie zrobiła, Ubliżanie komuś grozi banem ,więc uważaj, bo ja Ci nie ubliżam.
MR, czy Ty Siebie kiedykolwiek czytasz??? Pusta ,to ublizanie??? Reagujesz jak nastolatka, jak Ty mnie to ja Tobie........napompujesz Anie do pelna???
To ja Ciebie zasadze do sadu wyzszego o troche wiecej:)))))))))
Ciagle grozisz banami kazdemu, kto nie ma takiego samego zdania jak Ty i nie podzielaTwoich pogladow, dobrze, ze nie Ty mozesz te bany realizowac.......
Dla mnie tak, a teraz posłuchaj Tineczko, od dzisiaj mijam wszystkie Twoje wątki, szerokim łukiem. Dobrze mi zrobi dłuższa przerwa:) Tu nie chodzi o moje zdanie, ale o wycieczki osobiste. Nie musisz do mnie pisac pogrubioną czcionką, wzrok mam bardzo dobry, to by było na tyle.
Nie wierzę też że ugościłabyś biedną Polską rodzinę, tak jak zapewniałaś, ponieważ zignorowałaś mój post.
Czyzby koniec sielanki , a tak ladnie bylo i zapowiadalo sie na dluzej :))
Alu i będzie ładnie:) bo w innych wątkach będę brała udział, Tylko wątki Tineczki, już nie będą tętnic życiem, bo mnie w nich zabraknie to mój ostatni wpis w tym gościnnym wątku.
Dziękuję Ci bardzo za radę z liścmi kapusty, kolano dużo mniej boli, dzisiaj znów zrobię sobie okład.
Uwielbiam polemizowac z ludzmi i miec inne zdanie na rozne tematy, wiem wtedy, ze tetnie zyciem:)
W wycieczkach osobistych jestes mistrzem nad mistrzami, albo kraj nie taki albo cos innego:))))))))
Moja droga MR, nie otrzymalam zadnej informacji na WP o tej biednej rodzinie, mimo obietnicy:(