Jak Wam sie wydaje? Czy pracujaca mama jest dla dzieci i rodziny utrapieniem, czy moze raczej dobrodziejstwem. Wiadomo, ze sila rzeczy, mama niepracujaca jest bardziej "wnikliwa" w male sprawy. Jakiego wyboru dokonalyscie? Mysle o sytuacji w ktorej taka alternatywa istnieje, a wybor nie jest pokierowany koniecznoscia.
Jestem 3. rok na uropie wychowawczym. Ale tylko pelny rok bylam z dzieckiem w domu. Od kiedy Mloda skonczyla 1 rok zaczelam pracowac dorywczo w weekendy (zajecia ze studentami zaocznymi). Przede wszystkim chcialam sie "wyrwac" z domu, ponadto nalezalo sie to naszemu domowemu budzetowi. Corka chodzi juz do przedszkola, a ja intensywnie poszukuje pracy (do starej wrocic nie chce). Mysle, ze wyksztalcila sie miedzy mna a dzieckiem silna wiez i ani troche nie zaluje "straconych" zawodowo lat.
Ja mam 3 dzieci i nie pracuję. Nie przyjmuję do wiadomości bym miała moje dzieci budzić o godz 6 rano i odbierać o 16. Przyjechać do domu na 17. O 19 położyć je spać. Czyli mieć dla nich czas 1 godz dziennie bo jeszcze trzeba coś zjeść na kolacje. Finansowo nie jest nam wesoło ale takiego wyboru dokonałam choć jestem po studiach.
A masz zamiar posłać kiedyś dzieci do szkoły ??:) Też je będziesz musiała zrywac rano i odbierać popołudniu. Więc taki argument nie jest zbyt dobry. Ja pracuję, w domu jestem po 16, Młody chodzi spać o 21 więc mamy 5 godzin dla siebie. Domowymi sprawami zajmuję się wtedy jak on je kolację czy ogląda coś wieczorem. Jak się chce to wszystko można pogodzić. Ja osobiście nie wyobrażam sobie siedzenia ciągle w domu, pierwsze 3 lata poświęciłam tylko jemu ale teraz jest też czas na moją pracę, moje zainteresowania. Tak jak napisała Ala, najlepsza mama to ta spełniona, zadowolona :) bez względu na to jaki "tryb życia" wybierze.
Budzę ich jak najpóźniej jest to możliwe. Nie siedzę z nimi 24 godz na dobę. Córka jest w I klasie. Wstaje o godz 7. Ma troszkę problemy ze wstawaniem. Wraca ze szkoły przed 12 lub przed 13. Chłopcy są 2lub 4,5 godz w przedszkolu od 12:30 (13) do 17.Jak widać cały czas ktoś jest ze mną w domu. Do pracy pójdę dopiero jak dzieci kilka godzin będą same mogły zostać w domu. Tylko na razie nie mam pojęcia w jakim to wieku będzie.
Moim zdaniem mama powinna być z dziećmi jak najdłużej , ale wiem że nie każda może sobie pozwolić na siedzenie w domu, ze względów finansowych. Podziwiam pracujące mamy, bo nie dość że muszą pracować, to jeszcze nie miną je prace domowe, takie jak pranie, sprzątanie, czy gotowanie. Na pewno każda z mam by chciała być z własnymi dziećmi, niż zrywać je rano do przedszkoli, ale cóż nie zawsze jest tak jak się chce. Ja jestem w tej dobrej sytuacji, że nie muszę pracować, więc moje dzieci mają mamę zawsze w domu:)
Czasem tak bywa ze mama ktora jest bez przerwy w domu to mama sfrustrowana i nie zawsze szczesliwa , a najwazniejsze jest to aby dzieci widzialy mame zawsze usmiechnieta wiec moze lepiej dla rodzinki jak mamusia pracuje , chocby na niepelny etat
Szczerze powiedziawszy Alu, wolę być w domu, bo sama jestem sobie panią:) posprzątam, ugotuję, wyjdę z dzieckiem na spacer, na zakupy.Jestem domatorką i lubię być w domu:) Uśmiechu dla rodzinki, nigdy mi nie brakowało,a w domu też jest sporo pracy:) Nie wiem czy kobiety pracujące są takie szczęśliwe po powrocie z pracy i sie śmieją. Może takie tylko co robią karierę, i mają lekką biurową pracę, bo np. mama taka co pracuje w sklepie, szczęśliwa raczej nie jest. Po powrocie do domu, leci z nóg, a tu jeszcze dom na głowie i dzieci, oglądałam program tv, jak się wypowiadały mamy pracujące w marketach na kasie, nie dość że do łazienki nie mogą odejść , to jeszcze kilienci niektórzy nieźle się im dają się we znaki, taka mama raczej szczęśliwa nie jest.
No tak wiem ze Ty to typowa domatorka ktora dobrze sie czuje w domu i to jej wystarcza do szczescia :))) , ale sa kobiety ktorym brakuje kontaktu z ludzmi i to sie odbija na relacjach z dzieckiem -cmi
Są takie kobiety, ale ja do nich nie należę Alu:) jestem szczęśliwa, a na wiosnę będę jeszcze bardziej szczęśliwa, będę mieszkać już w dużym domu, uprawiać kwiaty w ogrodzie. Mam świetną córę, mądrą dziewczynę, mam nadzieję, że syna też tak wychowam, a ktoś niech sobie myśli co chce:))
Hehe, a maz na wszystko zarobi......a Ty kwiatki bedziesz chodowac i wachac...szczesciaro:))))))) Oki, a powiedz mi skarbie, jak meza zabraknie, z czego ten duzy dom utrzymasz??
Ty masz swoją pracę i jesteś szczęśliwa i bardzo mnie to cieszy,ja siedzę w domu jestem kura domową ,i też to powinnaś uszanować!!!!!!!!!!!-a nie wyszukiwać jakiś za i przeciw ,bo to i tak nic nie zmieni!!!!
Ale czemu tak krzyczysz?? Czy ja gdzieś napisałam że nie szanuję tego że siedzisz w domu??
Nie wyszukuję niczego i nie chcę niczego zmieniać - na Twój argument że niektórzy meżowie CHCĄ ŻEBY ICH ŻONY SIEDZIAŁY W DOMU- napisałam że niektórzy szukają pomocy domowej.. Ot co.. Z czego wynika Twoja złość??? Hę??
Jakbym krzyczała to bym pisała dużymi literami. A jestem rozluzniona jak cholerka ,zero zlości.Szlak mnie trafia gdy ktoś ma coś do kobiet siedzących w domu.Ja kobiety pracujace zawsze podziwiałam i nigdy im nie zarzucam ,że zle zajmują się domem czy dziećmi,przecież nie powinno mnie to obchodzić.Każdy ma swoje życie.
Agaciu ha ha ha nie nie myślałam o tym. Łatwiej jest mówić o dobrodziejstwach kiedy dzieci są małe. Kiedy dzieci podrosną pójda do szkoły i nagle tego czasu jest bardzo dużo juz sie nie myśli jak to fajnie. W domu masz czysto, obiad nie zajmuje jakoś dużo czasu wiec nie ma co robić.
Agacia.. ale ja naprawdę nic nie mam do mam siedzących w domu.. Sama nigdy, z własnej nie przymuszonej woli bym nie została...Ale znam osobiście takie, które się w domu spełniają..
No co ty Aggusiu? nie raz mi jeszcze po głowie chodziła taka myśl, ale jestem już za stara, na rodzenie dzieci:) Wystarczy mi tyle co mam, ale jakby się przytrafiło, to też będę szczęśliwa.:)
A ja jestem szczęśliwa ,spełniona i pracuje jako menager ogniska domowego ,Czuje ,że to jest moje powołanie,że do tego jestem stworzona.Jakbym chciała rozwijać się zawodowo ,robić karierę to na pewno nie zdecydowałabym sie na dzieci.
Agacia, ale praca zawodowa nie wyklucza posiadania dzieci.. Człowiek jak urodzi i pracuje to robi się tak zdyscyplinowany, że nie masz pojęcia. Poszłam na studia, jak Młody miał 3 lata, ostatni rok zbiegł się z 1klasą Młodego- uczyliśmy się razem :D , w międzyczasie robiłam prawo jazdy. I oczywiście cały czas pracowałam na etacie.. Czasem dłużej niż 8 godzin dziennie.. Nie uważam że skrzywdziłam Młodego.. Wręcz przeciwnie.. Młody często mówi(ł)- Mama na pewno wie..bo mama jest mądra.. Bo mama się uczy(ła) .
Ale ja nie twierdzę wcale ,że jesteś złą mamą. Nawet Cię podziwiam. Ja tylko napisałam ,że gdybym zdecydowała sie na robienie kariery ,to pewnie na dzieci już nie.
ale dlaczego piszesz że nie mogła byś. Nie rozumiem. Nie chcesz, takiego dokonałaś wyboru i jest Ci z tym dobrze. :):) co nie znaczy że nie potrafiła byś lub byś nie mogła.
Agaciu wszyssko jest fajnie jak mąż ma pracę ( dobrą pracę) . Na rynku pracy jest teraz ciężko.Jak mąż straci pracę i nie masz pienędzy zaoszczędzonych na jakiś czas to co zrobisz ? Wiem pewnie pomyslisz kto by sie martwił na zapas ale takie sytuacje bywają. Kiedy moja córeczka miała rok mąż stracił nagle pracę mieliśmy oszczędności ale po paru miesiącach się kończyły. Ja bylam załamana zima trzeba było dziecku kupić ubrania, święta za pasem. Ten u góry czuwał nad nami i udało męzowi się znaleźć pracę ale co by było gdyby jej nie znalazł.Strach pomysleć. Ja nie pracuje nie czuję się jakoś wyobcowana niedowartościowana. Przez ten czas uczyłam sie i rozwijałam. Fajnie jest kiedy masz czas dla dzieci. Kiedy dzieci są małe widzisz jak stawiają pierwszy kroczek, kiedy uśmiechnięta czytasz im bajeczke itd. Przychodzi taki czas kiedy dzeci idą do szkoły. Wiem wiem zawsze jest co robić w domu ale... Zostajesz sama ileż mozna czytac książki, uczyć się, sprzątać, dogadzać kulinarnie rodzinie itd. Ja lubię to co robię ale w tym wszystkim, ja też jestem ważna. Nie mam ambicji na rozpychanie się łokciamii cały ten cyrk. Zaczełam szukać pracy ale większośc ogłoszeń w zawodzie który wykonywalam jest do 26 roku życia. Idzie się podłamać bo jestem w wieku 35 lat dinozaurem. Co do dzieci to prawda że dzieci matek nie pracujących są mniej samodzielne. uważajcie na to dziewczyny. Nieświadomie pomagamy dzieciakom robimy to z troski nie zdając sobie sprawy jak bardzo je krzywdzimy. Moja teściowa nie nauczyła mojego męża niczego. Nie potrafił złożyć koszulki, prania, pojęcia nie miał że jak się robi kanapke to trzeba powycierać po sobie okruchy. Ciężkie życie mialam na początku małżeństwa. :):) Na moje szczęśnie nie protestował jak zwracałam mu na te rzeczy uwagę. Hi hi powinam dostać medal za cierpliwość.
Ze wszystkim się zgadzam.Ja szanuje i te kobiety co pracują i te nie pracujące.Nie mnie to oceniać,wyszydzać ,poniżać ,jak robi to pewna kobieta na forum.
Tak niesmialo sie domyslilam, ze to raczej o "biurwe" chodzi. Aktualnie poszukuje pracyu w tych tematach, a juz trzydziestka tuz, tuz i nie powiem, ofert jest duzo (nawet dla takich "wiekowych" dam jak my), ale "pani ma przeciez male dziecko!!!" mnie dyskwalifikowalo... Nauczylam sie niewspominac o potomkini i moze wreszcie z tych moich poszukiwac cos wyniknie...
MR, moim marzeniem nie jest i nigdy nie było siedzenie w domu. Młody szybko sie przyzwyczaił do wczesnego wstawania, przedszkola (poszedł jak miał 2 lata) - pokochał przedszkole i przebywanie z równieśnikami.. Miał również inne autorytety - a nie tylko Mamę i tatę, którzy zazwyczaj zapatrzeni w swojego synusia, bywali czasem subiektywni w ocenie różnych rzeczy :) A prace domowe- no cóż.. W domu jestem ja i Najdroższy- prace domowe wykonuje ten, który ma akurat ochotę, czas i sily.. A jak nikt nie ma, to po prostu nic nie robimy.. No i co..?? No i nic.. Świat się nie zawalił nigdy przez to, że mieszkanie było niepoodkurzane... a nauczynia nieumyte..
Oj,sądzę,że nie otrzymasz jednoznacznej odpowiedzi.W początkowym etapie,gdy dzieci są małe,obecność mamy jest chyba niezbędna (zaznaczam,że to jest tylko moje zdanie).Póżniej każdy musi zdecydować indywidualnie.Mama niepracująca niekoniecznie będzie bardziej wnikliwa.Może być zbyt "zaściankowa"-nie nadążać za życiem.Poza tym frustracja wynikająca z niemożności zawodowego spełnienia moze wpłynać bardzo negatywnie na 'całokształt[' życia rodzinnego Opcjonowałabym za podjęciemm pracy przez mamę,ale nie kosztem rodziny.
Zgadzam się z tą opinią - każdy jest inny i każdy sam musi zdecydować co mu najbardziej odpowiada. Ja bym wybrała podjęcie pracy, ale nie kosztem rodziny - tak jak pisze Jola. I to nie tylko z powodu spełnienia zawodowego, ale także osiągnięcia pewnej niezależności finansowej, czy rozłożenia ciężaru pokrywania kosztów utrzymania rodziny na dwie osoby. Tak jest bezpieczniej, a w życiu różne sytuacje mogą się zdarzyć...
Mamusia siedzaca ciagle w domu/kuchni moze rowniez zrobic wiecej szkody ..... mam doskonaly przyklad na synu kuzynki, wypasla 100 kilowego syneczka, lenia niesamowitego......a wszystko w imie milosci i mozliwosci :(((((((
Ja mam dwoch lobuzow (4,5 i 1,5 roku). Jak na razie jestem w domu, ale od listopada zaczne pracowac. Na razie tylko dorywczo i 2,5h dziennie. W tym czasie moja mama zostanie z mlodszym a ze starszym bede ja, bo ta praca to asystent w przedszkolu u synka. Potem zobacze, Jak mi sie spodoba to moze bede normalnie pracowac a jak nie to zostane w domu. Akurat jestem w sytuacji, ze moge sobie wybierac czy chce pracowac czy nie i u mnie pojscie do pracy to raczej wyrwanie sie na chwile z domu niz zarobek. Wracajac do tematu, wydaje mi sie, ze matka niepracujaca to dla dziecka o tyle komfort, ze wszystko jest ''na czas'' - obiad, posprzatane itd. A matka pracujaca bedzie zagoniona i bedzie jej trudniej w ferworze codziennych spraw znalezc dla dziecka tyle czasu ile ono potrzebuje.
Jest w tym też pewna pułapka.. Jeżeli dziecko będzie miało wszystko "na czas", "pod nos", rzeczy same się pozbierają, poukładają, wypiorą, wyprasują, to dziecko może bardzo długo pozostawać niesamodzielne..Znam trzydziestoletnich leni, którzy myślą że w domu wszystko się samo robi(ło).. (mieli niepracujące mamy). To raz, a dwa- nie wydaje mi się , żeby przebywanie non stop z mamusią było również dobre dla dziecka- moim zdaniem dziecko musi poprzebywać chwilę "samo", bez rodziców, np z rówieśnikami w przedszkolu. Żeby nabrało "ogłady". Dzieci, które siedziały z mamami 3,4 lata ,miał /mają ogromne problemy, kiedy muszą zostać gdzieś bez mamy- czy to w przedszkolu, czy to "sprzedane" na noc do babci.. (znam takie dzieci). Podzielam zdanie Ali- mama musi być przede wszystkim uśmiechnięta- co z tego, że będzie z dzieckiem przez cały dzień, jeśłl będzie nieszczęśliwa, bo "siedzi w domu" - dla niektórych może to być bardzo frustrujące.. Uwierzcie mi że można pogodzić pracę wychowywanie dziecka i jeszcze robić studia.. i prawo jazdy.. Halo.. przecież w domu jest jeszcze TATUŚ!!!!!!!!!!!!!!! Nie mniej, a czasem nawet nażniejszy niż mama..!!!!!!!!!!!!!!!!!!!! A w tym, że mama się spełnia zawodowo naprawdę nie ma nic złego.. Trzeba tylko dobrze wykorzystać czas, który jest nam dany.. Amen
Moja mama zawsze pracowała.. I wcale nie uważam że zrobiła mi tym jakąkolwiek krzywdę.. A ja nidgy bym od niej nie wymagała, żeby poświęciła się rodzinie kosztem swojego życia zawodowego/szczęścia.
As, wyroslas na lenia, tylko niestety tego nie rozumiesz....... nigdy nie zapomne jak karmilas blizniaki butelkami lezacymi na gabce, zamiast przy Twoim bijacym sercu..... te male dzieci posadzone przed telewizorem ogladajace bajki, zebys miala "spokuj"............
Wiesz co? miałam się nie odzywac, ale muszę Ci to napisac !!! Nie powinno Ciebie to obchodzic, czy ona jest leniem i jak karmiła swoje dzieci. Znasz ją tylko z internetu, kto Ci dał prawo tak do niej pisac? Kobieto, czy Ty nie masz za grosz wstydu? kiedy przestaniesz wreszcie byc dwulicowa i pluc swoim jadem?
Ty jesteś chora, jak na forum jest spokój, musisz komuś przywalic, na koniec życzę Ci żebyś tak do świąt nie miała dostępu do internetu, może to by Cię Tineczko trochę ostudziło:)
Jak miałam jedno dziecko wziąć na dziecko do odbicia czy przewinąć jak drugie piło? Moje dzieci dzięki temu nigdy nikogo sie nie bały. Nie miałam problemu,że z kimś nie zostały jak była taka konieczność.
A po co as się tłumaczysz tej kobiecie,przecież nie masz takiego obowiązku. Czy Ty robisz jej wyrzuty,że nie tak zajmowała się swoimi dziećmi???To jest kobieta bez zahamowań ,klepie co jej ślina na język przyniesie.Nazwała Cę leniem ,innych na forum też wyzywa i nie ponosi za to żadnej kary.
Nie wiem po co się tłumaczę. Jestem dumna, że tak dobrze wychowałam swoje dzieci. Wiecie jak to miło jak chwalą moje dzieci. Ja co raz częściej to słyszę. Wiem, że jeszcze dużo przede mną bo jeszcze są małe i nie wiadomo jak to później będzie. Przynajmniej nie będę miała wyrzutów, że to moja wina gdyby coś wyszło nie tak.
Tak As, ale wtedy gdy Twoja mama przestała pracować , były inne czasy. Teraz niepracująca mama, niestety skazuje się na brak emerytury w przyszłości. A emerytury za 30-40 lat będą bardzo niskie, może nie starczyć na utrzymanie dwóch osób z jednej emerytury. O tym też trzeba pamietać podejmując decyzję, która zaważy bardzo na przyszłości. Dlatego teraz tak dużo mówi się o pracujących mamach i o umożliwianiu im powrotu do pracy ( choć pewnie bardziej się mówi niz jest faktycznie). Za 30-40 lat niepracująca, starsza pani pewnie usłyszy: mogła pani pracować żeby mieć emeryturę. Oczywiście, każdy ma swój wybór. Każda decyzja na pewno ma plusy i minusy. Ja podjęłam pracę z powrotem, gdy moje dzieci miały 3 i 1,5 roku. Nie zaburzyło to naszych relacji uczuciowych, wręcz przeciwnie.
Acha, nie widze nic niestosownego w karmieniu bliźniaków opierając butelki o gąbki, pod warunkiem, że sie jest przy nich i pilnuje, żeby się nie zachłysnęły. Ale osoba, która nie miała bliźniaków nigdy tego nie zrozumie :))
Moja mama nie pracowała , nie chcialam powielać jej życia. Kiedy dorosłyśmy okazalo się że nie ma swojego życia i było jej z tym ciężko. Sama poszlam do pracy kiedy córka skończyła 3 lata. Chwilami było ciężko, pracowałam na zmiany . Jednak z perspektywy lat nie żałuję. Córka jest na pewno bardziej samodizelna niż ja przed laty. Mamy silną więż i chyba jestem dla niej większym autorytetem niż niegdyś moja mama dla mnie
o to to..To mi się podoba.. Moja teściowa, niepracująca, matka 4 dzieci- mówi-: I BARDZO DOBRZE że pracujesz.. Ja(teściowa) dzisiaj, jak dzieci praktycznie posżły z domu, zostałam z niczym. Żadnego życia- tylko kuchnia i odkurzacz;(
Rowniez sie pod tym podpisuje dzieci to nie wszystko trzeba madrze do tego podchodzic ,bo gdy dorosna moze sie tak stac ze sie zostanie samotna , sfrustrowana kobieta ktora cale zycie poswiecila dla dzieci nie widzac swoich potrzeb .
Agus, bratnia duszo:) Co za bzdury wypisuja tu niektore kobiety, az mnie trzesie :)
Aaaa , jeszcze samotne matki, bez pomocy Tatusia, tak jak ja na przyklad, kto na papu mial zarobic???? Jak dzieci byly male, to pracowalam nocami i korona mi z glowa nie spadla :)))) Jakos udalo mi sie wychowac 2-jke na fajnych, wartosciowych ludzi:) Nie wyobrazam sobie bycia cale zycie w domu,roli tylko mamy piekacej ciasta codzienne i obiadki dla rodziny, bez zadnych horyzontow i pragnien dla mnie, utrzymywana przez partnera. Ja zawsze chcialam decydowac o wlasnym portfelu, w ktory wlozylam wlasne, zarobione pieniazki:)
Dla mojego wnuczka Tatus jest tak samo wazny jak mamusia. Dzielili sie opieka noworodka i dziela sie dalej kazdego dnia. Oboje maja odpowiedzialne prace i nikt z nich nie dyskutuje, ktora jest wazniejsza. Ten, kto moze, ten zostaje w domu w razie choroby. Ten , kto moze odwozi do przedszkola, a drugi odbiera. Moj wnuczek rozwija sie niesamowicie szybko w gronie rowiesnikow. Jestem na emeryturze i moglabym byc z wnuczkiem 5 dni w tygodniu, ale madra corka rozumie potrzebe socjalizowania wnuka i nigdy by na to nie pozwolila:)
Przerazaja mnie te TATUSIE, ktorzy nie maja zadnej szansy na "normalne" uczestniczenie w zyciu rodzinnym, wychowywaniu dzieci, bo musza zarobic sami na utrzymanie rodziny, kurcze, te czasy minely z wiatrem juz dawno:)))) Amen
whiskey-tango-foxtrot??? Debata jak nad wyższością kapusty nad kartoflami:) Są kobiety, które pracują w domu, są takie które pracują poza domem, są takie, które zajmują się domem. Najważniejsze, żeby to ta konkretna osoba była szczęśliwa a wraz z nią rodzina. Nie sądzę że kobieta, która nie pracuje zawodowo nie ma pragnień ,zainteresowań, nie rozwija się; niby dlaczego? Ma do tego pełne prawo, ma też czas i nie musi skupiać się tylko na dzieciach.
Nie wyobrażam sobie być na utrzymaniu męża i siedzieć z dziećmi w domu- po prostu urągałoby to moim ambicjom. Ale wiem, że są kobiety, którym taka sytuacja odpowiada i ich nie potępiam. Poza tym praca to nie tylko korzyści finansowe..także intelektualne. Nie jestem w sobie tego w stanie wyobrazić i już.
Nie potepiam kobiet poswiecajacych swoje zycie, kariere zawodowa, satysfakcje z wlasnego zawodu, wlasnej pensji i rozwoju intelektualnego dla rodziny, zal mi ich po prostu....... bo dzieci wyrosna i jaka beda mialy role pozniej, przez reszte lat swojego zycia?
To że nie wychodzę do pracy, wcale nie znaczy że nie pracuję:) mam swoje pieniądze i nie muszę sie prosic o każdy grosz męża, jak niektóre kobiety.A wiesz czemu ? bo to ja jestem teraz szefową, mam swoją małą firmę, którą na mnie zarabia, i wcale nie narzekam. Mam przepracowane 15 lat , a do 40 jeszcze kilka latek mi brakuje.:) Więc na jakąś tam emeryturkę, po cichu liczę. Wiesz kochana, trzeba sobie w życiu jakoś radzic, z mężowskiej pensji, dom by się nie wystawił.:) a kredycik też trzeba spłacac., z natury jestem oszczędna, więc jakoś się kleci koniec z końcem.
Myślę że ciekawską Tineczkę zaspokoiłam:) na pewno po proszonym do Szwecji nie pojadę, prosic rodaczkę żeby mi dała, na utrzymanie domu:) wię niech ją głowa, o to nie boli.
U nas nie ma moja czy Twoja kasa. Jest wspólna Konto też mamy wspólne. Mąż mi kiedyś powiedział, że gdybym znalazła sobie pracę bardziej płatną niż jego to nie ma problemu i w domu z dziećmi by został.
Ja obecnie wychowuję 20 miesięcznego Synka, mogę sobie pozwolić na to żeby nie pracować i tak też jest, wcześniej nie pracowałam zbyt długo, bo w sumie nie było kiedy (najdłużej staż 11 mies.), skończyłam studia, potem ślub, ciąża a teraz bobasek.Ale BARDZO bym chciała w przyszłości pracować. W domu bym się czuła jakoś mało dowartościowana (przez samą siebie!), swoja kasa to zawsze twardszy grunt pod nogami (choć męża mam bardzo dobrego), gorzej jak tej pracy zaczne szukać a nie znajde, albo mnie rozczaruje, to marzenia legną w gruzach, bo w dzisiejszych czasach to miodziku nie ma w tych robotach z tego co słyszę.
Niooo, jak czytam pewne wypowiedzi typu: jak mi dobrze w domu i nic innego nie potrzebuje.....zawsze jestem w domu dla dzieci i dla meza.......to jaki inny cel zycia widzisz u tych kobiet???
Wszyscy idziemy w jednym kierunku Tineczko, w tym samym:)) I jak komuś jest dobrze w domu, to znaczy że tak jest, ktoś inny musi pracowac bo nie wyobraża sobie inaczej, i też mu dobrze, niech kazdy robi jak uważa i jak chce. Nie można oceniac kobiety jaka jest, po tym czy chodzi do pracy czy zajmuje sie domem.
Makusiu, ja doskonale rozumiem rozne sytuacje zyciowe i wybor odpowiedni wedlug wlasnych potrzeb, ambicji , mozliwosci.......tylko denerwuja mnie pretensje do zycia po latach. A takie proste to to nie jest, jak czytam, ze mezowie pan "siedzacych" w domu z "wyboru" musza zapracowac sie prawie na smierc i nie uczestnicza w zyciu rodzinnym, wychowywaniu wlasnych dzieci......... to nie jest w porzadku, zeby partnerka miala "dobrze" w domu.
Tineczko a słyszałaś o takich zawodach jak niania, kucharka, sprzątaczka, praczka? Teraz każdej tej pani płacimy min 1200zł i uważamy, że kobieta nie pracująco zawodowo nie zapracowywuje na swoje utzrymanie.
Nie pracuję od jakiegoś czasu, jestem w domu dla siebie, mam czas na czytanie, pisanie, malowanie, wkurzanie chłopa i cholera wie co jeszcze. :) Ale ja stanowię odrębną kategorię, matką jestem średnią a zajmowanie się niemowlakiem tak mnie przeraża, że mam ochotę tłuc łbem o ścianę. Jestem chyba zbyt samolubna żeby myśleć o szczęściu innych nie myśląc o sobie. Ale i tak szanuję chęci i dążenia innych. Nie każdy musi marzyć o nagrodzie Nobla z fizyki.
Właśnie czy dostaniemy Nobla czy nie i tak wszyscy pójdziemy w jednnym kierunku (jak mądrze napisała Makusia) zostało nam tylko obrać sobie drogę tak aby dla nas była ona jak najbardziej odpowiednią przyjemną dróżką;))
Nooo, moja droga , mowi sie "zycie to nie jebajka" , nie zawsze przyjemna drozka jest, nawet jak takie byly nasze zamiary! Obrac zawsze mozna sobie droge dla nas najbardziej odpowiednia,przyjemna......... tylko nie wolno zadac, zeby te droge ktos inny finansowal !!!
Darai, udaj sie do do dobrego psychiatry, bo niesamowicie skrzywdzisz swoje dziecko, nie mowiac o partnerze! Po co zalozylas rodzine, mozesz mi wytlumaczyc? Przeciez moglas sobie byc/zyc dla siebie, czytac, pisac, malowac! Wrrrrrrrrrr!!!!
Co?! Chyba mnie nie zrozumiałaś, ale ok... nie powinnam się denerwować z byle powodu. Nie gotuję obiadków na zawołanie, moim przeznaczeniem nie jest szorowanie garów i wkurza mnie fakt, że uważasz że tylko po to żyje kobieta, która nie pracuje. Teraz mam czas dla siebie, nie pracuje po 12h bo nie muszę. Niby jak krzywdzę swoją rodzinę? Dziewczynom poświęcam dużo czasu, boję się stracić z nimi tak fajny kontakt gdy urodzi się najmłodsze młode.
No, chyba rzeczywiscie Ciebie nie zrozummialam, bo napisalas o tluczeniu glowy w sciane po urodzeniu dziecka, to dla mnie patologiczne mysli. Ha , a gdzie ja napisalam o jakims szorowaniu garow, gotowaniu na zawolanie?
Autor: darai Temat: Odp: Pracujaca mama Data: 2010-10-19 23:53:19 Nie pracuję od jakiegoś czasu, jestem w domu dla siebie, mam czas na czytanie, pisanie, malowanie, wkurzanie chłopa i cholera wie co jeszcze. :) Ale ja stanowię odrębną kategorię, matką jestem średnią a zajmowanie się niemowlakiem tak mnie przeraża, że mam ochotę tłuc łbem o ścianę.chybJestem a zbyt samolubna żeby myśleć o szczęściu innych nie myśląc o sobie. Ale i tak szanuję chęci i dążenia innych. Nie każdy musi marzyć o nagrodzie Nobla z fizyki.
wrrrrrrrrrrrr!
I co to ma do nagrody Nobla obojetnie z jakiej dziedziny, nie bardzo rozumiem?
Darai, daj sobie dziewczyno na luz, ktoś Ciebie prowokuje, a Ty się denerwujesz, nie musisz nikomu udowadniac że nie jesteś wielbłądem.:) głowa do góry.
Bzdury wypisują ,bo nie muszą pracować zawodowo???Przecież jesteś taka tolerancyjna ,powinnaś to uszanować ,a nie rzucać się jak wesz na grzebieniu!!! Nie mam 100% gwarancji ,że Twoje dzieci są fajne i wartościowe,w internecie różne można pisać rzeczy!!!
No i oto chodzi Agaciu, nie wiem czy zauważyłaś, ale u Tineczki jest wszystko najlepsze,dzieci, krowy, goście i jedzenie. Polskie kobiety w jej mniemaniu, to lenie, nieroby, chore psychicznie i nic warte a Polska to kraj z 18 wieku, gdzie ludzie jedzą wszystko z chemią.
Agaciu.. moim zdaniem Tineczka nie ma pogardy do Polski i wszystkiego z nią związanego, tylko do pewnych, zacofanych zachowań.. I w dużej mierze ja się z Tineczką zgadzam.. A jestem Polką z krwi i kości i nie zamierzam sie z Polski wyprowadzić...
Agaciu ja myślę że Tineczka bardzo kocha Polske. Odnosi sie do konkretnych przypadków w swoich wypowiedziach. Krytykując coś co nie podoba jej się w Polsce, krytykuje dana sytuacje nie Polskę. Myślę jeszcze że kocha nas Polaków bo gdyby tak nie było to siedziała by na szwedzkich forach a nie z nami. W każdym kraju są ludzie leniwi, zacofani itd. Bierzecie to za bardzo do siebie. Agaciu ja też uważam wielu ludzi na tym forum za zacofanych każdy z nas ma takie myśli. Tineczka jest typem człowieka co na sercu to i na języku można ją za to kochać. albo nienawidzieć. Ja oosobiście całe życie wolalam szczerą prawdę niż zakłamanie. Nie powiesz mi Agaciu ze nie myślisz o Polakach jako zacofanych ludziach. Oczywiście nie wszyscy ale nie stety tak jest. Przykre to jest, jesteśmy katolickim krajem a to wlaśnie w tym kraju jeden chrześcijanin pała do drugiego nienawiścia.
Nie musisz bronić Tineczki - ona sobie sama poradzi.
Niemniej krytykowanie kobiet siedzących w domu z wybory jest poniżej pasa. Co komu do tego jak kto sobie życie układa. Czy potem będzie płacz - też nikomu nic do tego. To indywidualne wybory - spowodowane sytuacją, charakterem, sposobem realizacji. Bo matka pracująca zawodowo pod przymusem materialnym jest tak samo sfrustrowana, jak matka nie pracująca z powodu braku możliwosci zatrudnienia. I jedna i druga jest nieszczęśliwa, niezadowolona. A kobieta na etacie, odczuwajaca taką potrzebę - będzie doskonałą matką - taką sama jak zawodowa kura domowa. Obie sobie ułożą zycie jak im wygodniej.
W Luksemburgu jest założenie, że pracuje jedno z rodziców. Obowiazek szkolny jest od 4 lat. I nie można tak sobie zabrać dziecka - chore musi mieć zaświadczenie od lekarza, po 5 dniach nieobecności nieusprawiedliwionej do domu przychodzi policja. Dzieci są w szkole najpierw rano, potem trzeba je zabrać do domu na jakieś 2 czy3 godziny (nie pamiętam dokładnie) i ponownie przyprowadzić do szkoły. Na wątpliwosć - ale oboje pracujemy jest jedna odpowiedź - ale po co. Zarobki gwarantują możliwość pozostania jednego z partnerów w domu - bez względu na wykonywany zawód. Realizacja zawodowa odbywa się po wychowaniu dzieci.
wiem że Tineczka sobie sama poradzi Agacia zadała mi pytanie i starałam się na nie odpowiedzieć. :):) Jesteśmy na forum i tu każdemu wolno mieć swoje zdanie z niektórymi nie. Masz rację ekkore że niekomu nic do tego czy ktoś pracuje czy nie. Najważniejsze abyś wszysscy w tym co robimy byli szczęśliwi. :)
Był czas kiedy siedząc w domu byłam szczęśliwa. Teraz kiedy dzieci poszły do szkzoły odczuwam jakąs pustkę tęsknote za pracą zawodową, realizacją. Prorytety zmieniają się wraz wiekiem dzieci.
Ale z tego co czytam nie jestseś typem siedzącym w domu, spełniajacym się w ten sposób. Owszem - obowiązek przede wszystkim, trzeba go że tak brzydko powiem "odbębnić". Szkoda tylko, że u nas kobieta chcąca wrócić na rynek pracy, po odchowaniu dzieci (nie mówie tu tylko o kilkumiesiecznym urlopie macierzyńskim), pełna sił, wiedząca już czego chce od zycia - ma takie marne szanse. Że w wielu wypadkach jesteśmy zmuszane do życia z wyrzutami sumienia - ze nie poświęcamy należytej uwagi dziecku - bo trzeba wrócić do pracy, gdyż potem jej nie będzie. Gdyby kobieta mogła decydować - wracam do pracy zaraz po macierzyńskim, chcę wrócić, gdy dzieci już nie będą mnie potrzebowały, nie mam ochoty na pracę zawodową - dom w zupełności mi wystarcza. Żadna z tych postaw nie jest zła - oby tylko umieć wybrać dla siebie coś optymalnego - a nie być zmuszanym przez sytuację.
Masz duzo racji. Jak juz pisalam gdzies wyzej, jestem 3.rak na uropie wychowawczym i szukam nowego miejsca zatrudnienia. W trakcie rozmow nie przyznaje sie do dziecka i tego urlopu - jakby to byl jakis wstyd. Potem mam wurzuty sumienia, ze nie do konca mowialm prawde i ze niemalze musialam wyprzec sie wlasnego dziecka. Kilka razy (na poczatku poszukiwan) sie przyznalam to tego "niecnego procederu" i gorzko tego pozalowalam, niestety.
Skoro tak kochasz pracę zawodową załóż sobie firmę, to wcale nie takie trudne, latka pracy będą się liczyc i pieniążki będziesz miała własne.. Miałam o tym tutaj nie pisac, ale napiszę. Nie jestem fryzjerką, a mam swój zakład fryzjerski, zatrudniam 2 fryzjerki. Są zadowolone z pracy u mnie, świetnie się dogadujemy już 3 lata. Do pracy wpadam 2-3 razy w tygodniu, lub kiedy dziewczyny po mnie zadzwonią. Telefonicznie zamawiam z hurtowni co im potrzeba:) i szczerze powiedziawszy, żeby tylko było tak dalej jak jest, to i dziewczyny będą miały pracę i ja zysk:) Mam też księgową, starszą uczciwą panią na emeryturze , która zajmuje się rachunkami, ot i cała polityka:)
MR myśle o tym. Tylko ja mieszkam w małej miejscowości w której wszystko jest a do dużego miasta jest blisko i tez sie nie oplaca za bardzo. Nie chce otworzyć kolejnej budki z rajtkami zarobić na 1 rajtkach,20 gr i zamknąc ją po 2 miesiacach ze stratami. Mam pomysł tylko teraz nasza sytuacja finansowa sie trochę pokomplikowała muszę czekać. Będę musiała też wziąźć kredyt i tego boję się najbardziej.
Ryzyk fizyk, jak to mówią, kredyty są dla ludzi(sami też z mężem spłacamy) wystarczy zgłosic się do urzędu pracy i powiedziec, że chce się otworzyc firmę, oni bardzo chętnie pomogą. U mnie też w początkach było ciężko, pierwsze 2 miesiące był zastój , a później się ruszyło, teraz mamy stałych klientów i dużo przypadkowych osób, przychodzi dużo młodych chłopaków i dziewczyn. Fryzjerki mam młode i zdolne, dokształcają się na możliwych kursach fryzjerskich, więc umieją modnie strzyc i czesac:)
Jeżeli wszystko dobrze pójdzie, to od wiosny, dojdzie kolejna usługa, solarium i zdrowe nogi:)manicure i pedicure. W tej chwili to tylko plany, ale mam nadzieję że mi wypalą. Więc sama widzisz, żeby się rozwijac , wcale nie trzeba byc poza domem:) można też byc matką dla dzieci i żoną dla męża, upichcic cos dobrego , posprząta i wcale się nie nudzic.
MR wybacz ale ja jestem realistką Życzę Tobie oczywiście rozwoju Twojego biznesu. Dla mnie prowadzenie biznesu i bycie w nim dwa razy w tygodniu jest równoznaczne w plajtą. Jaką masz gwaracje że fryzjerki nie robia Cię w bambuko. Ja cieńko to widzę. Zresztą tego typu usług w moim mieście jest od diabła i nie zdecyduje się. Widzisz jestem matka dla dzieci, żoną dla męża z tym upichceniem to tak od czasu do czasu, zawsze mam czysto itd. Do tego olbrzymi ogród który zawsze jest zadbany i podobno najpiękniejszy w okolicy ale mnie to juz nie wystarcza.Kiedy dzieci były małe to nie wyobrażałam sobie innego życia byłam spełniona, szczęśliwa itd. Teraz kiedy jedno jest w szkole i drugie moje siedzenie w domu jest bez sensu tak uważam.
Agnieszko to bardzo mądre co napisałaś. Jak się ma firmę to trzeba w niej być. Nie ma takich firm gdzie pracownicy puszczeni sami sobie nie robią szefa w jajo. O swój interes trzeba dbać dwa razy więcej niz o cudzy. Coś mi tu ściemą pachnie :))
Ewka bądź tak miła i pilnuj swojej firmy:) nie wiem co was taki interseuje moja, całe szczęscie że nie Ty o tym decydujesz ile czasu mam w niej spędzać :))
Ufam im, ponieważ są godne zaufania, nie mam potrzeby siedzieć i ich pilnować 2- 3 razy w tygodniu, to wystrczający czas, żeby załatwić to co trzeba. Jakbym myślała takimi kategoriami, to bym siedziała i nic nie miała:) bo bym myślała że mnie oszukują:) Ze mna rozliczają się prawidłowo, reszta mnie nie interesuje. Jak sobie dziewczyny zarobią na boku, to ich sprawa, oprócz tego że u mnie zarabiają, dostają też do kieszonki od klienta.
Nie umiem strzyc i uczyć się tego nie chce , bo mnie to nie pociąga, inaczej na pewno pracowałbym w swoim zakładzie, i zatrudniłabym zamiast 2 osób jedną:) Ważne że biznes się kręci, kasa jest i nie muszę liczyć tylko na męża. Nic nie stoi na przeszkodzie żebyś się rozwijała, zawsze można coś dla siebie znaleść jak się chce. Ty już ogród masz, ja dopiero w planach, ale myślę że to już niedługo.Mój synek jest jeszcze mały, w kwietniu skończy 2 latka, więc wolę z nim czas spędzać niż w firmie.
MR ja Cię proszę takich bajek nie łykam. Prowadzisz firmę i bywasz w niej sobie 2-3 razy w tygodniu. Fajna ściema. Osobiście nie znam ludzi którzy prowadzą biznes i nie muszą się nim interesować. Tak zwyczajnie nie interesuje Cię jaki masz utarg danego dnia. Oczywistą rzeczą jest, że fryzjerki biorą napiwki ale jaką masz pewnść siedząc w domu że nie obsłużyły 20 klientów a wykazały 15 Nie masz takiej pewności. Zwyczajnie mogą sobie zarobić po 100 zł dziennie co miesięcznie razy dwa daje, pokaźną kwotę, której Ty nie dostaniesz. To nie moja sprawa MR jak Ty prowadzisz biznesy. Piszesz kasa jest ja się bardzo cieszę MR że tak łatwo Ci idzie w tym biznesie. Tylko czegoś nie rozumiem. Nie tak dawno kiedy ktoś prosił jak przeżyć za.. pisałaś że sama żyjesz za niewiele i dajesz sobie radę. Pisałas pracuje tylko mąż.Padła nawet kwota, nie chce mi się szukać. więc hmm wybacz ale jakoś mnie nie przekonowuje dochodowy biznes który się odwiedza 2-3 razy w tygodniu. MR czytaj dokladnie moje posty. Nigdy nie napisałam, że się przestałam rozwijać. Piszesz zawsze można dla siebie coś znaleźć jak się chce. Teraz to walnełaś bzdurę totalną bo guzik wiesz o rynku pracy.
Ty jesteś normalnie w świecie zazdrosna:))) pisałam że mąż pracuje sam, wcale się nie wypieram, po co miałam się chwalić,?żeby dostawać takie posty jak teraz? Zajmij się sobą, a jak jesteś taka ciekawa chętnie zapraszam do siebie, nawet za darmo będziesz miała fryzurę:))zobaczysz wszystko naocznie, może wtedy uwierzysz. Zresztą komu ja sie tłumaczę, winni sie tłumaczą:) a ja będe pracować tyle ile ja będę chciała i żadna aggusia, nie będzie mi mówić co mam robić i jak żyć.:)).
MR ja Ci nie mówię co masz robić i jak masz robić to nie moja sprawa napisałam przecież. Zazdrosna nie jestem na moje szczęscie jestem pozbawiona tego typu uczuć.:):) MR ja nie mam powodów żeby Ci nie wierzyć ale w drugą stronę też nie. Spytałam Ciebie z zwykłej ciekawości jaką masz pewnośc że Twoje fryzjerki nie robią Cię w balona ? Nie odpowiedziałaś. Wcześniej pisałaś że im ufasz. Ja wiem że z Ciebie jest dobra kobieta i podziwiam Cię nawet za to zaufanie do pracownika ale niestety światem rządzi pieniądz. MR za dobrze znam życie żeby uwierzć w malinowe oczka pracownic jakie one wspaniałe dobre jak to wszystko zrobią itd. MR zainstaluj sobie kamerę w firmie a sama zobaczysz. Piszę to z czystej sympatii do Ciebie i dziękuje bardzo za zaproszenie mam nadzieję, że również przez sympatję do mojej osoby :):):) Hi Hi na marginesie mam nadzieję że Twoja fryzura jest wizytówką Twojej firmy i nie nosisz blondu z czerwonymi basemkami :):):) a na marginesie MR w tych sprawach uwielbiam facetów. Zatrudnij faceta zobaczysz jak Twoje zyski wzrosną :):):) I jeszcze jedno MR z całego serca życzę Ci powodzenia w tym biznesie. :):)
Jeżeli sie zdecydujesz przyjechać, daj znać na pw, mam nadzieję że się zrewanżujesz i też mnie zaprosisz do swojego pięknego ogrodu, uwielbiam piękne ogrody i kwiaty. Agusiu trafiłaś w dziesiątkę, wiesz czemu im ufam? bo mam kamerkę w zakładzie, uwierz mi , dziewczyny zostają prywatnie nie raz w zakładzie, ale informują mnie o tym telefonicznie, czy mogą. Mogę cię zapewnić że nic złego się tam nie dzieje:)
No i widzisz po długiej dyskusji doszłyśmy do sedna i takie działanie ma dla mnie sens :):) Ja coś dojechać nie mogę do Wa-wy już od 2 lat ha ha :): może Ty będziesz w małopolsce albo zechcesz z dzieciakami odwiedzić Kopalnię Soli w Wieliczce to daj znać. Ja jestem otwarta na ludzi. Jakieś ciacho upieke aż taka zła w tych ciachach to nie jestem coś tam potrafię :):) Tylko jak chesz podziwiać kwiaty w moim ogrodzie to od wczesnej wiosny do póżnej jesieni Zapraszam :)
Czyli gdybyś pracowała dla kogoś, kto nie pokazuje się zbyt często to byś kradła? Skoro wszyscy tak robią... Znam ludzi, którzy ufają pracownikom, w firmie są raz na kilka tygodni o dziwo świetnie funkcjonują i nikt ich nie okrada.
Darai, ja znam właściciela który ma hurtownie w Warszawie, a sam mieszka w Bydgoszczy, też mu wszystkio funkcjonuje jak potrzeba:) sam przyjeżdża 2 razy na miesiąc.
Maddalena nie koniecznie biedne nam wydaje się że to szkola która kojazy nam sie z wkuwaniem a na etapie 4 lat jest to świetna zabawa. Ktora uczy jak żyć w grupie itd. Nikt 4 latkowi nie karze pisać ani czytac tak jak i u nas z 4,6 latkami
Nie wiem jak jest z przedszkolem -czy ktoś tam przewidział konieczność socjalizacji dzieci (bo tylko oto tu chodzi - tam zazwyczaj pracuje jedno z rodziców) - natomiast dzieci od 4 lat idą do szkoły - jest to zabawa (nikt w tym wieku nie uczy czytania i pisania), z tym, że z obowiązkiem szkolnym - nie ma możliwość zwolnić dziecka - z rygorami, o których pisałam wyzej. Nie ma wyjazdu na przedłużone wakcje do babci na wieś itp.
Nie chce byc upierdliwa, ale te 4 latki to moze chodza do czegos co sie nazywa szkola (na pewno badrziej sie tam bawia, niz ucza, to jasne), ale nie sadze, ze to jest normalna szkola. Inaczej byl by to precedens na skale swiatowa, no powiedzmy europejska. Mamy w europie pewne standardy szkolnictwa lub przynajmniej do nich dazymy i jezeli 4 latek zaczal swoja pierwsza klase, to w wieku 12-13 lat powinien pisac mature. Rozumiesz co mam na mysli?
System luksemburski znam z opowiadań człowieka tam żyjącego. Mieszka tam na dłuższe stałe - został delegowany przez firmę na kilkuletni (kilkunastoletni lub na stałe) kontrakt. Ma dzieci w wieku 4 i 7 lat. Oboje chodzą do szkoły. Dzieci chodzą obowiązkowo do szkoły od 4 lat. Że jest to przedszkole w budynku szkoły - to inna sprawa. Ale istnieje obowiązek - taki sam dla 4 latków jak i 7 czy 13 latków. Przy 1-2 dniowej nieobecności - wystarczy usprawiedliwienie od rodziców. Od 3 musi być od lekarza - że chore. Jak nie pojawi się w szkole przez 5 dni bez informacji - w domu pojawia się policja - bo ktoś mógł porwać dziecko, może sie nad nim znęcają.
A widzisz, czyli to jest jednak przedszkole. Mnie chodzilo o status placowki, bo wydawalo mi sie niemozliwe, zeby 4 latki chodzily do prawdziwej szkoly. Chocby ze wzgledow formalnych, gdy dziecko z Luksemburga skonczyloby szkole 2-3 lata wczesniej niz jego Europejski kolega, zrobilby sie niezly ambaras. Owszem istnieja wyjatki przyjmowania na studia duzo mlodsze osoby, ale to raczej sa wyjatki, bardzo uzdolnione itd. To sobie wyjasnilysmy:)
U nich to szkoła. Ten sam budynek, ta sama dyrekcja. I obowiązek. I to ostatnie jest najważniejsze - dziecko podlega obowiązkowej socjalizacji, odpowiedniej dla swojej grupy wiekowej od 4 lat. U nas ten obowiązek jest dopiero od 6-latków - jak nie przyprowadzisz nikt głowy nie urwie - tam jest to przestrzegane rygorystycznie. Tam masz dostarczyć dziecko na 8. odebrać o 11 (12) i przyprowadzić potem na 14 na jeszcze dwie godziny zajęć. To jest obowiązkowe dzień, w dzień.
we Francji i w Czechach nie ma przedszkole - w obu krajach w nazwie jest szkoła. My to tłumaczymy na przedszkole - bo to jest tego odpowiednik.
Sprawdzilam: w Luxemburgu mozna wyslac potomka do "szkoly" od 3 rz, od 4 istnieje obowiazek (w Polsce nie ma obowiazku wysylania do przedszkola?). Faktycznie dziecko chodzi do jednej i tej samej placowki od obowiazkowego 4 r.z az do zakonczenia szkoly, z tym, ze dziecko chodzi do przedszkola, ktore jest zarzadzane przez szkole. od 6 r z dziecki zaczynaja szkole podstawowa, od 12 rz. gimnazjum.
W Polsce dopiero 6-latki są objęte obowiązkiem. były projekty, aby objąć tym 5-latki - ale wydaje mi się, że nie zostało to zrealizowane.
Nie chodzi nawet o nazwę - szkoła, przedszkole - bo to kwestia umowna. Tylko o obowiązek - i jego respektowanie. U nas zabierasz dziecko, mówiąć nauczycielce, że go nie będzie - nie zawsze podając przyczynę. Tam czekają Cię konsekwencje - łącznie z możliwością odebrania dziecka
Aggusiu, nie obraź się za to co teraz napiszę, ale widzę że jako adwokat Tineczki, miałabyś fajny etat u niej:) Mnie to tak naprawdę wisi i powiewa, czy Ty mnie będziesz uważała za zacofaną czy nie:) ( nie wiem jak innym) żeby kogoś oceniac, trzeba go znac, a nam się poznac , raczej nie będzie dane
Uderz w stół a nożyce się odezwą. Gdzie napisałam, że Ciebie uważam za zacofaną hyy ? Masz racę żeby kogoś oceniać trzeba go poznać ale.. nikt w społeczności jaką jest forum nie zabroni nikomomu swoich własnych myśli ja mogę Cię lubieć ale nie koniecznie musze się z Tobą zgadzać Prawda. Ty możesz mnie uważać za adwokata Tineczki a ja mogę sie z tym nie zgadzać. itd To jest forum a nie realne życie. Czy nam będzie dane się kiedyś spotkac Ha ha sam jeden Bóg wie :):) W sumie MR ja nie miała bym nic przeciwko myślę że to mogło by być bardzo fajne spotkanie. Śmieszne to będzie co napisze ale już tak w życiu jest że przeciwności się przyciągaja :):)
Aggusiu, ja też bym nic nie miała przeciwko , jakbym Ciebie spotkała:)Napisałaś w innym poście że Tineczka to co ma na sercu, to i na języku, dla mnie to nie jest żadne wytłumaczenie. Nie wiem czy wiesz , ale.............. słowa też bolą i to na dodatek nieprawdziwe, chciałabyś że ktoś Ci napisał tak jak do Ani, że jest leniem i że nie umie karmic swoich dzieci, lub interesowac się za co ja dom, utrzymam? Może powinnam wysłac Tineczce, zaświadczenie o swoich dochodach? Swoją obroną Tineczki, dajesz swoje przyzwolenie , na przywalanie innym. Ja jestem cierpliwa, przypomnę Ci jeszcze kiedys jak dowali Tobie:)
As osobiscie wstawila zdjecie blizniakow (niemowlakow), lezacych i pijacych z butelek polozonych na gabkach, zeby im sie nie wysunely z ust. Wedlug mnie jest to okropne, bo kazdy niemowlak potrzebuje cieplo ciala rodzica,slyszec bijacego serca nawet karmiony butelka. Widzisz, ja niczego z palca sobie nie wyssalam, As pisala (chyba osobiscie?) , jak zostawia maluchy przed telewizorem i ma spokuj. Prosze , wszystko jest w archiwum do przeczytania i zobaczenia.
Tak samo sa w archiwum Twoje wszystkie mile , nie bolace slowa skierowane do innych :)
Dla mnie to bylo bardzo logiczne zadac pytanie: jak dasz sobie rade ekonomicznie, jak mezowi cos sie stanie? Przeciez ciagle piszesz, jak siedzisz w domu i nic innego Cie nie interesuje, poza zyciem rodzinnym. Zdecyduj sie wreszcie jaka jest prawda?
Nagle masz firme i 2 dziewczyny zarabiaja na Ciebie, bez zadnej codziennej kontrolii z Twojej strony? Mozesz takie bajki opowiadac innym, ale ja jestem za stara, zeby w to uwierzyc, bo albo jestes tak naiwna, albo masz zalozone ukryte kamery i podgladasz co sie w zakladzie dzieje:)
A tak na marginesie, to ja nie potrzebuje adwokata , dam sobie rade doskonale sama:)
Zawsze byłam przy nich. Tak samo robiły pielęgniarki w szpitalu. Zawsze w tym samym momencie jadły i spały. Nie miałam 4 rąk by w tym samym momencie zajmować się obydwoma. Wychowywanie dwóch dzieci na raz jest całkiem inne niż jednego dziecka. Jeżeli chodzi o bajki na dvd to pozwalam im oglądać ale też jestem w tym samym pokoju co oni.Chyba, że gotuję obiad. Dla odmiany pokażę jeszcze inne zdjęcie by Cię uspokoić ale pewnie też je skrytykujesz
Aniu, piekne zdjecia, a chlopaki sliczniaki, gratuluje! Szkoda tylko, ze pielegniarki tak Cie nauczyly, bo maz ma chyba rowniez 2 rece ? U nas ucza zupelnie inaczej , nawet tro-cztero- ki zawsze sa karmione przy bijacych sercach rodzicow, w pierwszych miesiacach zycia.
Nawet przy gotowaniu obiadow, nigdy nie zostawilam dzieci bez opieki, tak samo , jak wnuczek jest ze mna kazdej minuty, obojetnie co:)
Wyobaz sobie, ze moja corka wyszla z kuchni na sekundy, pare tygodni temu i wracajac do kuchni zastala wnuka stojacego na stole!!! Jak wszedl na sliskie krzeslo, jak wszedl z krzesla na stol??? Dostala porzadna nauczke! Najwiecej wypadkow malym dzieciom wydarza sie w domu.
Mąż w tym czasie zajmował się małą córką. Wyobraź sobie, że na początku musieli jeść co 2 godz. Wiem, że przy dzieciach trzeba mieć oczy wszędzie. Nie można ich zostawić ani na chwilę bo o nieszczęście łatwo. Oblać się wrzącą herbatą np można nawet siedząc na kolanach dorosłego. Spaść z łóżka też nawet gdy jesteś z nim razem na tym samym łóżku. Mój bratanek w żłobku miał wypadek. Rozciął wargę. Miał szycie na żywca (nie wiem jak to możliwe. Normalnie to daje się znieczulenie). Miał uszkodzone zęby i odcisk szczęki też robiono mu w trakcie bólu. Chłopak teraz panicznie boi się dentysty. Wypadki zdarzają się wszędzie.
To brawo mezowi! Nie mieliscie dziadkow do pomocy? Bratankowi powinni zamrozic warge sprayem. Jest wyjscie, nalezy zglosic sie do madrego stomatologa dla dzieci ze strachem dentysty. Wypadki zdarzaja sie wszedzie i dlatego musi sie dzieci chronic, jak tylko sie da:)
Z tymi dziadkami do pomocy to już całkiem osobny temat. Czy dziadkowie mają obowiązek cudze dzieci wychowywać? Swoje już wychowali. Jeśli mają spędzić czas z wnukami to chwała im za to , jeśli nie- mają do tego pełne prawo.
Moje dziecko ma zarówno dziadków jak i pradziadków. Mój mąż ma bardzo liczne rodzeństwo. Jednak nigdy nie przyszło mi do głowy, żeby moją pociechę podrzucać do kogokolwiek i prosić, by się nią zajęli. Skoro to moje dziecko to czemu ktoś ma mi się nim zajmować? Każdy ma swoje życie. Tak jak napisała darai dziadki już swoje dzieci wychowały. Teraz mają czas na odpoczynek i robienie tego co im się przez lata marzyło. Ja mam do dziadków mniej niż 5km i bywam u nich dość często i choć oboje mają masę wolnego czasu nigdy bym im dziecka nie dała, by się nim zajmowali. Są wspaniałymi ludźmi. Ufam im i wiem, że żadna krzywda, by się mojemu dziecku z nimi nie stała, jednak to mój obowiązek się nim zająć. W końcu to ja je urodziłam i ja je mam wychować. Nikt tego za mnie nie zrobi.
Nerwy puszczają każdemu. Szkoda, że tak trudno nam poszukać słów polemiki bez epitetowania. Tylko tyle potrafimy? Tineczko, na moje oko (zapewne nie dość bystre i wnikliwe, bo ileż ja czasu spędzam na forum, pewnie tyle co nic - wpadam jak ogień, ale jednak coś tam da się zauważyć) celowo prowokujesz - może się mylę, ale tak to wygląda. Twoje nie tyle cięte riposty, co ostro wypowiadane "kawalki własnego światopoglądu" trafiają ludzi do żywego. Zastanów się, gdzie leży granica między "dobrym kawałkiem wasnego zdania" a "głodnym kawałkiem". Skąd wiesz, jakie są dziewczyny, z którymi weszłaś w tak ostry zatarg, które poczuły się bardzo dotknięte Twoimi postami. Przecież my tu na forum jesteśmy poszatkowani na zestawy liter, z nich się tylko składamy, nie widać mimiki, mao kogo znamy bliżej, łatwo o niefortunne sformułowanie, ktore ktoś kiedyś źle zrozumie, a autor nie przeprosi i wojna murowana. Policzyć można na palcach ludzi o wrodzonych umiejętnościach mediatora, o zdolności do kompromisu. Wiecie, co mnie zaskoczyło dzisiaj? Że polskie społeczenstwo jest podzielone pół na pół w efekcie łódzkich zajść. Że w obliczu nienormalnej reakcji jednostki pierwszą reakcją 50% społeczestwa jest... poszukiwanie winy i winnych. Ten system rozliczeń i udowadniania racji jest ohydny. Ohydny. To szukanie dziury w całym. Może my jej chociaż nie szukajmy. Starajmy się być dobrymi ludźmi. Jedni są pracowici w pracy zawodowej i domowej, inni tylko w zawodowej, a jeszcze inni zaledwie, a może AŻ rodzinnej. Pewnie napiszecie, że skoro tak mędrkuję, może bym napisała, jak jest ze mną. Niestety w żadnej roli nie spełniam się dobrze. Pracuję w dwóch pracach zawodowych oraz zajmuję się domem, prowadzę charytatywnie internetowe pismo dla dzieci, rzadko mam super posprzątane i prawie nie odpoczywam. ALe wiecie co? Mimo tego całego slowiańskiego narzekania i pracoholizmu, to chyba jest mi całkiem dobrze. I staram się wierzyć, że robię najlepiej jak umiem wszystko co robię. I że nauczę się więcej i lepiej. Czego i Wam wszystkim życzę. A teraz grzecznie proszę o podanie sobie rąk na zgodę, albo przynajmniej ugryzienie się z jęzory.
Niooooo, gdyby nie te niektore rispoty anty szwedzkie i anty tineczkowe , jak zwykle od garstki osob, to jakos zawsze sie dogadam na koncu, niestety tego nie zauwazylas:( Z jakimi dziewczynami weszlam w taki ostry zatarg??? Ktos umarl?
Cos mi sie wydaje, ze nie przeczytalas calego watku i reagujesz wlasnie "jak w ogien wpadajaca".....coz ..........
Madre slowa:
Policzyć można na palcach ludzi o wrodzonych umiejętnościach mediatora, o zdolności do kompromisu. Wiecie, co mnie zaskoczyło dzisiaj? Że polskie społeczenstwo jest podzielone pół na pół w efekcie łódzkich zajść. Że w obliczu nienormalnej reakcji jednostki pierwszą reakcją 50% społeczestwa jest... poszukiwanie winy i winnych. Ten system rozliczeń i udowadniania racji jest ohydny. Ohydny. To szukanie dziury w całym.
A teraz mam wielka prosbe do tych osob, ktore mnie w dalszym ciagu lubia i toleruja, bardzo, bardzo prosze o nie reagowanie i nie bronienie mnie w zaden sposob, bo wiecej odejsc z wz-tu fajnych osob poprostu nie przezyje!!!
kurcze.. za każdym razem kiedy znajdują ciekawy wątek całą atmosferę rozmowy zawsze mąci ciocia dobra.. i przepraszam,że w ogole jestem zalogowana na tym portalu..tylko uprzywilejowani mogą obrażać innych
Ja pracuję zawodowo,mąż też czasami dorabia a oprócz tego jest jeszcze małe gospodarstwo rolne.Jak dzieci były małe pilnowała ich teściowa,a ja pracowałam zaraz po macierzyńskim(i karmiłam piesią do 1,5 roku).Miałam wyrzuty sumiania,że zostawiałam dzieci,a szłam do pracy(gdy karmiłam pracowałam 7 godz),ale pociaszałam się,że są pod dobrą opieką teściowej.Dzieci już mają po 16 i 14 lat.W miarę możliwości pomagają jak mogą ,bo wiedzą,że trzeba pracować i wiedzą,że mają rodzoców i babcię którzy zawsze im poświęcą czas jak zachodzi taka potrzeba.Myślę,że wszystko można pogodzić i to tylko chęć zorganizowania sobie czasu.
PeeSSS. Ale Wasze niektóre odpowiedzi to.......%^$#@@()&&^$#@
Trudno zrozumieć dlaczego niektórzy oceniają. W czym są lepsze mamy pracujace, motające się pomiędzy domem a pracą, nie spełniające sie w pracy zawodowej - ale zmuszone do tego przez sytuacje materialną? przeceiż to indywidualny wybór lub wybór sytuacyjny- jeden jest typem pracujacym zawodowo, dla którego ważna jest kariera, zdobywanie kolejnych szczebli. Drugi będzie sie realizował poprzez pracę w domu. Trzeba umieć i móc (bo to chyba nawet ważniejszy warunek) wybrać opcję najlepszą dla siebie Kontakt z ludźmi? Dlaczego praca wśród gromady "bab", dla których mąż to stary - wiedza zdobywana z plotek, mądrości ludowych, tego co pomogło pani Goździkowej ma być lepsza od tej zdobytej w chwili spokoju - w zaciszu domowym - z książek czy internetu. Nie każdy ma w pracy możliwosć awansu i rozwoju.
Wiadomo - kobieta, która ma potrzebę pracy - będzie nieszczęśliwa w domu. Będzie źle znosić obowiązki domowe, których nei dzieli z nią pracujacy małzonek. Ale jeżli ona się z tym dobrze czuje - nie ma powodów do potępiania.
A emerytura - cóż - na dzień dzisiejszy pewniejsza jest ta odłożona indywidualnie - gdy sytuacja materialna na to pozwala - niż ta wypracowana z ZUS...
Ja sama cały czas pracowałam (i pracuję). Źle znosze wtłoczenie w same obowiązki domowe. Etatowych epizodów w życiu miałam jednak niewiele - bardzo trudno znosić mi kaganiec. Przez kilka lat mieliśmy tylko wydawnictwo (mamy je nadal). Pracowałam w domu. Miałam czas dla dzieci - brałam udział we wszystkich imprezach szkolno-wyjazdowych. To co miałam do zrobienia - mogłam zrobić wieczorem. Nie jestem typem wykonującym wszysko za nie. Muszą same sprzątać (trudno - nawet jak jest zrobione źle nie poprawiam), oboje dosyć dobrze radzą sobie w kuchni (a byłam stale w domu)- ba lepiej od ojca, który mimo pracującej mamy w kuchni jest nieporadny - młody, jak zostaja sami zawsze wygania go, nie ma prania rozrzuconego po mieszkaniu - to co nie w koszu nie idzie do pralki.
Życie z książek stało sie jednak bardzo trudne - nie przez ilosć pieniędzy- a ich nieregularność. Mąż wrócił do wyuczonego zawodu. Ale z powodu braku czasu wydawnictwo działa jak działa. Początkowo zamknięta w czterech ścianach zaczęłam sie nudzić. Nawet poszłam do pracy na etat - ale było mi z tym źle. Jako, że od lat zajmowałam sie turystyką - gdy musiałam zrezygnować z wycieczki z dzieciakami - wiedziałam co chcę robić w zyciu. Licencje pilota miałam - ale ilość podróży zwiedzających, zwiazanych z wydawnictwem plus kilka wycieczek szkolnych całkowicie dawały mi satysfakcję. Odświeżyłam licencję, teraz włóczę się po Polsce i Europie - mając świadomość, że to mało wdzięczny kawałek chleba. Czasami żałuję, że nie robiłam tego zawsze, że może zmarnowałam ileś lat - ale jak dzieci były małe nigdzie bym nie pojechała, bo... Wszystko ma swój czas. Mogłam odchować dzieci - poświęcając im maksimum czasu, teraz mogę się realizować
Od zarania cywilizacji ludzkiej rola "strazniczki domowego ogniska" była rolą drugoplanową (oczywiście nie mniej ważną, ale PODRZĘDNĄ). W miare rozwoju cywilizacji kobiety nadal podlegały mężczyznie - ich rola zawsze była przynajmniej równie istotna dla funkcjonowania rodziny - nie mniej jednak w hierarchi ważności mężczyźni byli górą. Przed kobietami nikt nie stawiał wyboru - po prostu one przynależały do sfery domowej i kropka. Z czasem, bardzo mozolnie, wywalczyły sobie dostep do edukacji, do zabierania głosu w sprawach ważnych dla społeczeństwa, do podejmowania pracy. Nie mam głęboko zakorzenionych poglądów feministycznych, ale jestem pewna, że do dziś dnia nadal kobiety musza walczyć o równouprawnienie, ciężej im przychodzi osiąganie sukcesów zawodowych, politycznych (choć w róznych krajach europejskich wyglada to róznie). Niemniej jednak kobieta - jeśli zechce - ma szanse być równorzędnym partnerem mężczyzny. Nie moge zrozumieć, jak można nie chcieć tej sznsy wykorzystać! Oczywiście rozumiem motywacje zostania w domu, jak małe dzieci wymagające opieki czy różne sytuacje rodzinne. Trudno mi jednak uwierzyć w zapewnienia o samospełnieniu i szczęściu pozostawania całe życie jedynie organizatorkami życia domowego. Ostatnio rozmawiałam szczerze z moją sąsiadka, która ma pięcioro dzieci w róznym wieku (1,5 roku - 13 lat), która przyznała, ze owszem marzy czasem o innym życiu. Skoro jednak zdecydowała sie już na tak liczną rodzine (bo liczna rodzina nigdy nie jest kwestią przypadku) - musi dopilnować każdego dziecka z osobna, poswięcić czas i uwagę. Dodając do tego obowiązki domowe - nie ma mozliwości podjęcia pracy. Jest jednak kobietą zadowolona z zycia - postanowiła odnjdywać radość w tym, co ma (a ma bardzo dużo). Bardzo ją szanuję i podziwiam. Ja jednak - kobieta po studiach, z (1) 6-letnim dzieckiem decydując się na zostanie w domu - byłabym zwykłym leniem. Niestety wiele kobiet zostaje w domu ze zwykłego wygodnictwa. Mężczyźni są w innej sytuacji - od nich wymaga sie, żeby zapracowali na rodzinę, zeby byli zaradni - inaczej nazywa się ich nieudacznikami. Kobiety czesto wolą "schować" sie w domu, by nie musieć podejmować wyzwań, których się boją. Tylko w takim razie po co to obśmiane - ale jakże ważne - palenie staników, po co dostęp do szkół innych niż "kurs dobrej gospodyni" czy "dobre maniery dla grzecznych panien"...
> Niestety wiele kobiet zostaje w domu ze zwykłego wygodnictwa. Mężczyźni > są w innej sytuacji - od nich wymaga sie, żeby zapracowali na rodzinę, zeby > byli zaradni - inaczej nazywa się ich nieudacznikami. Kobiety czesto wolą > "schować" sie w domu, by nie musieć podejmować wyzwań, których się > boją.Tylko w takim razie po co to obśmiane - ale jakże ważne > - palenie staników, po co dostęp do szkół innych niż > "kurs dobrej gospodyni" czy "dobre maniery dla grzecznych panien"...
Nawet jak pozostanie w domu jest czystym wygodnictwem - nikomu nic do tego. Jeżeli na takie warunki przystali oboje partnerzy. Walka o równouprawnienie nie jest czymś złym - może nie aż tak demontracyjna. Kobieta pracujaca nie jest złą matką. Kobieta pozostajaca w domu z wyboru, nawet jak ma tylko jedno dziecko też nie jest leniem. No chyba, że do opieki posiada sztab nianiek, do sprzątania panią a do gotowania kucharkę...
Ale z drugiej strony - skoro stać ją na to...
Ja sama osobiście chyba bym tak nie chciała...Przecież to umrzeć można z nudów
Tylko dlaczego kobiety otrzymujace zapłatę w pieniądzu za prace domowe nie są piętnowane? czym to sie różni od bezpłatnej, dobrowolnej roli kury domowej?
Wiesz co, ekkore, zgadzam sie z Toba - ani mi, ani nikomu innemu, nic do tego, czy ktoś jest leniem czy nie i wogóle jak ukłda swoje życie. Moja wypowiedż była może nieco prowokacyjna (choc rzeczywiscie tak myślę). Tak na prawdę jednak chodzi mi przede wszystkim o to, że mam wewnetrzne przekonanie, że nalezy starać się walczyć o swoje zycie, próbowac je samemu kształtować, robić coś fajnego, ciekawego. Jasne - bycie w domu bywa bardzo ciekawe i moze dawać wiele szczęścia - ale nie wierzę, że np. dziewczyna kończy studia (a więc najprawdopodobniej ma jakieś swoje ambicje, aspiracje, pomysły) i potem zadowala ją jedynie bycie w domu. Twoja wcześiejsza wypowiedź właśnie świadczyła o tym, żew róznych momentach swojegio zycia robiłas różne rzeczy, ale nie szłaś "z pradem" - tylko w jakiś sposób walczyłaś o swoje życie. Taka postawa mi imponuje. Jak napisałam, nie jestem zdeklarowana feministką, ale chciałabym, żeby kobiety świadomie nie odstawiały się na drugi tor. Rozumiem wypowiedź teraz jestem w domu, bo dzieci sa małe i wymagają szczegolnej opieki (choć z drugiej strony znam świetne przypadki, kiedy to facet został w domu, bo bylo to akurat z róznych powodów korzystne). Lecz kiedy słyszę panie, mówiące o tym, że one w domu sa szczęśliwe i nic im więcej nie potrzeba, to sobie myślę, co zrobią, jeśli zabraknie im męża, co zrobią kidy dzieci będa duże i nie będą już ich tak potrzebowały? I tak zwyczajnie - po ludzku - dziwię się im, ze nie maja innych pragnień, nie marzą os penieniu jakiś swoich innych aspiracji...
Świadomie walczyć o swoje życie. Przeceiz to jest zależne od charakteru. jedna w domu bedzie jak w szklanej pułapce, inna z nadmiarem uczuć macierzyńsko - pielęgnacyjnychw ten sposób będzie sie realizować. Zamiast zakładać firmę cateringowo-sprzątajacą, będzie dogadzać własnej rodzinie. Zamiast pracować w przedszkolu zajmie się swoimi dziećmi. To będzie jej własna realizacja.
Kobieta zostająca w domu - tylko dlatego że mąż tak chciał, bo dobrze zarabia, utrzyma, zapewni rozrywki itp, itd - będzie jak ptak w złotej klatce - niby ma wszystko, ale brakuje jej spełnienia - tego zawodowego. Trudno jej będzie o dobry nastrój - bo będzie miała odczucie, że jest leniem, obibokiem, bo prace domowe nie zaspokoją jej potrzeb rozwojowych Taka sama sytuacja będzie w przypadku kobiety pracującej zawodowo - tylko dlatego, że wymagają tego finanse domowe. Codziennie wstaje z musu, idzie do pracy i odlicza godziny do końca - a tak naprawdę wolałaby zająć się domem. Ani jedna ani druga nie będzie dobrą matką - jedna znudzona życiem domowym, druga zmęczona zawodowowym (ale nei fizycznie tylko psychicznie).
A jak by to było w przypadku facetów. Co o tym sądzicie - czy siedzący w domu tata to obibok?
Moje zdanie jest następujace - jeżeli przejmuje wszystkie obowiązki kury domowej bez przypominania - pranie, sprzątanie, zakupy gotowanie, dzieci - nie widzę przeciwswskazań - jeżeli nie potrzebuje zadań wyższych, jak większość mężczyzn. To umowa pomiędzy partnerami. Natomiast leń i obibok to taki, który nie pracuje (a udaje, że szuka pracy) - gotuje żona po pracy, a dzieckiem zajmuje się połowa rodziny.
Tata w domu to to samo co mama. Nie istotne, którez partnerów zarabia na utrzymanie rodziny, czy też robia to wspólnie. Praca w domu to ciężka praca nie zależnie od tego kto ją wykonuje. Są to decyzje podejmowane w konkretnej rodzinie, najlepiej, kiedy jedynym kryterium wyboru nie są finanse.Jedyne czego nie lubię w "podziale obowiązków" to kobiety pracującej na 3etatach w imię równouprawnienia: matki, pracownika i sprzątaczki. Podczas gdy mężczyzna tylko pracuje. To dla mnie byłby postrzał w kolano. Ale tutaj też należy uszanować wolę osoby, która ma aż tyle chęci i energii w sobie aby się tym wszystkim zajmować.
Z pierwsza częścia Twojej wypowiedzi nie będę polemizować - myslę, że każda z nas ma rację Jeśli chodzi o druga część - facetów traktuję i oceniam tak samo jak kobiety. Jak pisałam, znam facetów, którzy przez jakiś czas byli w domu z dzieckiem i wtedy to oni siłą rzeczy przejmowali wiekszość obowiązków domowych. Według mnie - kobieta, która jest w domu moze byc leniem, ale tez może być pracusiem (to ja, mając 1 dziecko i niespecjalne umięjętnosci organizowania sobie pracy zawodowej w domu - oceniam, że byłabym leniem). Kobieta pracująca - tez może być leniem (w pracy udającym pracę,a w domu ciagle nie dawającym sobie rady i na dodatek zwalającym wszystko na nadmiar obowiązków) albo pracusiem. To samo dotyczy mężczyzn. Niestey nie cenię wysoko leni, czy sa kobietami, czy mężczyznami
oj, ja nieustannie nawalam z jakimiś pacami domowymi (zwłaszcza z prasowaniem, w związku z którym mój mąż w żadnej mierze nie odczuwa potrzeby partnerstwa), ale nie badolę, że to z powodu strasznego nawału obowiazków domowych i pracowych
Czytam i oczom nie wierzę, ale do rzeczy. Zanim zostałam matką pracowałam po kilkanaście godzin na dobę na dwóch etatach, zarówno z potrzeby materialnej, ale i z chęci realizacji samej siebie i zamiłowania do pracy(dom dziecka,potem szkoła i jako opiekunka środowiskowa). Zachodząc w ciąże zmuszona byłam postopować i siedziałam na zwolnieniu-często nudząc się jak mops, mając czas dla siebie i nienarodzonej dzdzi. Po urodzeniu Julki zarzekałam się, że do pracy wróce. Los jednak spłatał mi figla i szkoła przestała istnieć-(prywatna szkoła), więc zostałam bez dochodów -chodzi mi o stały własny dochód i pracę we własnym ulubionym zawodzie. Opieka nad mała z dnia na dzień coraz silniejsza więź z malutką, coraz większa radocha ze wspólnych chwil, powoli ostudziła moje poszukiwania pracy. I po namyslę, uznałam, że zostaje w domu,że nie szukam gdyż z tak wielkim przerażeniem zostawiałabym córcie w domu pod opieką opiekunki, która nie wiem czy spełniłaby moje oczekiwania, a finansowo też ma swoje wymagania. Czy czuję się kurą domową?nie, i niegdy się tak nie czułam-nawet jak na zwolnieniu byłam, Teraz dziele swój świat na maleńka, obowiązki domowe,które mimo tego, że jestem cały dzień w domu i tak są dzielone na nas,i na swoje małe przyjemności. Jestem szczęsliwa, choć finansowo jest gorzej, ale nie najgorzej.Jest skromniej, ale jak patrzę na pyszczek maleńkiej, na jej co chwila nabywane nowe umiejętności to uważam, że dokonałam prawidłowego wyboru w zgodzie z własnym sercem i nie czuję się przez to gorsza. Spotykając się z koleżankami, które pracują mam o czym pogadać, mam swoje zdanie-zawsze je mam!, i zawsze po takich spotkaniach dochodzę do tego samego wniosku, że dokonałam najlepszego wyboru nie tylko dla Julki, ale i dla siebie i całej mojej małej rodzinki. Pewnie jak odetnę sama tą pępowinę i poczuję, że Julka nie wymaga już tak stałej obecności mamy, jak uznam z zwodowego doświadczenia, że czas dziecko socjalizować i czas na równeiśników, to puszczę małą do żłobka, bądź jakiegoś klubu malucha, a sama zadowolona i zrealizowana macierzyńsko, z nową motywacją, powrócę do ukochanego zawodu i pracy z dziećmi. I wcale nie jest tak, że dzieci mam niepracujących są mniej samodzielne, bardziej niepewne i inne takie. Wszytsko zależy od wychowania, i od pracy nad dzieckiem. I jak to mawiają starzy pedagodzy dziecko należy kochać szaleńczo ale mądrze.
A mnie ktoś kiedyś powiedzial, że dzieci dostaje się na przechowanie. Dając im najwięcej z możliwego nie należy zapominać o sobie.Dzieci kiedyś odejdą, a my?Zycie mamy jedno. Dzieci są jego ważną częścią, ale tylko częścią.Tyle racjonalnie. Dla wierzących przypominam przypowieść o talentach. Czasem mamy inny niesamowity, przydatny ludziom talent. Realizujmy więc go.Bo inaczej to będzie zaniechanie.Praca oprócz prostych korzyści materialnych pozwala sie rozwijać i być przydatnym innym. PS. Dla wierzących- pierwsza encykliką JP II(uważa się, że najważniejszą) była " Laborem Excerens" - o wartości pracy ludzkiej.
Praca zawodowa pozwala się rozwijać - zgoda w 100 % - ale pod warunkiem, że ja sama osobiście chcę tej pracy. Jeżeli jej nie chcę, zmusza mnie do niej tylko i wyłącznie presja otoczenia (jeżeli idzie o presję materialną - zawsze jesteśmy sobie w stanie jakoś to wytłumaczyć)- nie jest ona wartością całkowicie pozytywną. W żaden sposób nie przyczyni się do rozwoju osobowości - bo będzie katorżniczym obowiązkiem.
Nie chodzi mi tu o udawadnianie, że matce w domu jest lepiej, że praca na etacie niańki, opiekunki, sprzątaczki i kucharki jest dla niej całym spełnieniem. Tylko każda z nas jest inna - każda ma inne potrzeby.
To co już pisałam - jedna musi iść do pracy - bo w czterech ścianach usycha. Druga chce- jak przystało na samicę (sprowadzajac to do potrzeb biologicznych) - odchować młode, zaszczepić im zasady - nie będzie to dla niej jakimś poświęceniem, a czymś normalnym, zwykłym biegiem rzeczy - że po obowiązku będzie aktywna zawodowo. Trzecia jest stworzona do roli gospodyni domowej - wszelkie prace domowe są dla niej stworzone. Mimo, że bez pensji - to także etat. Każdy z nich mający sens pod warunkiem, że same tego chcemy - a nie zostajemy w niego wtłoczone i zmuszone sytuacją, presją.
Mamy rozum i same powinnyśmy wybierać co nam pasuje.
Tylko za nasze wybory nie powinnyśmy być krytykowane, uważane za gorsze - przez osoby nie znające całości sytuacji, nie znające osobiście, nie znające motywacji, przyczyn.
To że zdecydowałam się pozostać w domu nie czyni mnie gorszą matką od tej, która pracuje zawodowo, zapewniając lepszy start materialny (strona materilna też jest ważna - bez niej nie ma zajęć dodatkowych itp). Nie muszę być zgorzkniała, marudna - za zmarnowane życie, za poświęcenie bez dowodów wdzięczności. Realizujac się zawodowo - zaraz po odbębnieniu macierzyńskiego, który i tak był koszmarem - nie muszę być gorszą matką, jeżeli potrafię całość zorganizować. Z całą pewnością dziecko odniosłoby dużo większą szkodę, gdybym pozostała w domu
Praca może być realizowana w różnych kategoriach i aspektach. ?W domu też.Ale jesli jestesmy jednoczesnie przydatni gzie indziej...nie umniejszając bynajmniej roli powołania do życia w rodzinie.....Ale to kazda z nas- kobitek i meżczyźni też- czuje sama osobiście.Czasem warto i trzeba przeanalizowac potrzeby swoje, rodziny i ...społeczności, ba czasem nawet więcej.Rodzina jest najważniejsza, ale czasem więcej damy z siebie...gdzieś w innych aspektach. Co to by było, gdyby Eistein skoncentrował się glównie na życiu w rodzinie, czy Curie- Skłodowska.Nie byli wzorami rodziców. Widać czasem i tacy są potrzebni...ludzkości, choć to wielie slowo. My jesteśmy zwykłymi ludźmi, nie geniuszami, ale zawsze mamy margines innych zdolności. I te trzeba jakoś dzielić pośród innych.Trzeba wybierac, porcjować. A spełniony zawodowo rodzic, zadowolony jest przykładem i wielką wartością dla dzieci.
Pisze to, bo mam najlepszy przykład w postaci swoich rodziców. cudownych, ciepłych, rodzinnych, a jednocześnie takich, którzy cos pozostawili po sobie. Przede wszystkim we mnie, ale też (znów wielkie słowa) dla Polski, społeczności, historii,Taka prawda.I za to ich tak cenię. to oni wykształcili we mnie pasje- etnograficzną np.Łączyli rodzinę z pożyteczna pracą dla innych.
Panna Maria Skłodowska - gdyby nie mezalians jaki groził jej kawalerowi - pewnie nigdy nei dowiedziałaby się o pokładach wiedzy we własnym umyśle. Wyszłaby za mąż, została matką gromadki dzieci - pewnie byłaby szczęśliwa, nie uświadamiajac sobie nawet co w niej drzemie. A tak - rozżalona - wyjechała do Francji, dając tyle dla rozwoju ludzkości.
Rodzic spełniony zawodowo jest przykładem i wartością. Ale musi chcieć się spełniać w ten sposób. Jeżeli jego spełnieniem jest praca domowa - nie należy go za to krytykować, tylko umożliwić taka formę realizacji. Matka wracająca po 8 godzinach - ciagle narzekajaca na warunki pracy, szefa, bezpłatne nadgodziny z całą pewnością nie uczy dziecka szacunku do pracy. Inaczej, gdy matka mimo 8 godzin wraca zadowolona, uśmniechnięta - zmęczona - ale spełniona, gotowa zająć się domownikami i domem. Matka siedząca w domu z musu też nei będzie przykładem dla dziecka - ciągle będzie sfrustrowana, zmęczona nudą dnia codziennego, będzie wypominać poświęcenie. Gdy sama tego chce - zawsze sobie znajdzie zajęcie, będzie się dokształcać, czytać.
dlatego- ekkore- nadmieniam,że każdy musi to sam przeanalizowac wg własnych warunków, preferencji, ba nawet kompleksów i uprzedzeń. mMi rodzice byli wspaniałymi ludźmi, których doceniła historia.ale jednoczesnie nie pozostawili mnie w żłobie. Ojciec ciągał mnie wszędzie. do dzis są zdjęcia, gdzie ja na konferencjach naukowych siedze z gilem na katedrze i wcinam zupkę przygotowaną przez mamę(ale cichutko) a tatuś prowadzi wykład.. Do dziś spotykam ludzi ineznajomych, którzy na mój widok wybuchaja smiechem i krzycza np na ulicy- pacynka!!! Nie umiałam kiedyś mówić dziewczynka i mówiłam pycynka-stąd moje przezwisko)) Czy mamę, która zabierała mnie Bóg wie gdzie, a ja bawiłam sie pod stołem cichutko, układając klocki. PS, ale chyba az tak sie nie zmieniłam mimo swojego wieku,że rozpoznaja mnie po 40-kilku latach)))A rodzice kochali mnie nadzwyzajnie.Ale nie rozpieszczali, choć jedynaczkę. Choć tego, że oddali mnie do Szymanowa do zakonnic w liceum długo im wybaczyć nie mogłam.Teraz cenię!!!!nigdzie bym sie tego nie nauczyła, co tam.Siostry były wspaniałe)))I wesołe)))
Myśmy też włóczyli się z dziećmi po róznych konferencach, zjazdach itp. Ja zajmowałam sie nimi na korytarzu, gdy Jarek miał do wygłoszenia jakiś referat. Razem z nimi pilnowałam stoiska z książkami. Dało się. Gdy była możliwość angażowaliśmy babcie - nie zawsze dziecko wytrzyma tempo jakie narzuca praca, szczególnie nasza - po kilkanaście godzin łażenia (zwiedzania), aby zrobić zdjęcia do książki - udawało się, bo obie chętnie zajmowały sie wnukami, których nie mieli na codzień.
Od kilku lat młody świadomie z nami jeździł - chciał dobrowolnie, wiedząc co go czeka - i że nei ma wtedy taryfy ulgowej. W tym sam spasował - kończy gimnazjum, szkoda mu była nadrabiania - a i w jednym tygodniu miał chyba ze 3 czy 4 konkursy kuratoryjne (jest namiętnym uczestnikiem wielu olimpiad) w tym roku młoda chciała - ale nie pozwoliliśmy - kończy podstawówkę - teraz przerabiają testy końcowe. może i nei są one trudne - ale w przypadku dziecka, które nie czyta ze zrozumieniem, obecność wskazana.
Takie doświadczenia podparte miłoscią tylko wzbogacaja dzieci.Jak wyjeżdżałam do Szymanowa-rodzice płakali.Teraz im za to dziękuję.Oddali jedyną córkę. Ale wróciłam bogatsza.Nigdy nie czułam sie niekochana, odrzucona. Oni to robili, zebym nabrała rozumu.Kiedy byłam małym glutem mieszkala z nami p. Józia-z Wilna- opiekowała się mną czasem, była moją nianią. Stąd moje nieprawdopodopodobne zainteresowanie kresami. Wychowywałam się na styku Warmii i Mazur. Pamiętam te tradycje, legendy...a rodzice z Mazowsza, ale światli i wykształceni. I to wzystko we mnie pozostało. Urosło i teraz pisze z najwiekszymi scenariusze, teksty, umiem stylizowac. A oprócz tego mam w pamieci ten wspaniały styl tamtych ludzi: niezależnosc, umiłowanie Ojczyzny, tradycji i długu dla przyszłych pokoleń.
Kiedy dwadziescia pare lat temu stanelam przed owym dylematem (dzieci w wieku 0, 4, 6,9) czulam, ze pograzam sie w prawdziwym rozdwojeniu jazni. Z jednej strony dzieci, wszystkie chciane swiadomie, z drugiej mozolnie zdobywane wyksztalcenie, daruje Wam szczegoly mojego zycia, dorzuce, ze wobec roznych zagmatwan losowych musialam nostryfikowac dyplom, a w zasadzie przysiasc po raz drugi do studiow. Wiecie czego ja najbardziej balam sie w opcji mamy niepracujacej? Tego, ze nie bede wiarygodna dla moich corek zachecajac je do nauki. Bo niby po co, skoro i tak latami zdobywana wiedza nie posluzy do niczego. Bo nawet wtedy wiadomo bylo, ze robiac sobie paroletnia przerwe w zawodzie nigdy do niego nie wroce (studia techniczne w bardzo waskim zakresie specjalizacji), nie wroce poniewaz wypadne z biegu, nie wroce - bo po prostu stane sie niekompetentna.
I zaczelo sie zycie w biegu, z wywalonym jezykiem. Bo najlepsza niania tez nie jest w stanie podolac wszystkiemu z taka gromada dzieci. Ja az sie sobie dziwie, dzisiaj nie dalabym rady ani logistycznie, ani fizycznie. Dzisiaj moje dzieci maja juz wlasne dzieci i perpetum mobile wrocilo do pozycji wyjsciowej. Czy zaluje? Moze czasami. Wlasnej mlodosci ktora rozmyla sie w milionie obowiazkow. Bo dzieci jednak mialy i dom i cieplo i radosc dziecinstwa. Czego nie zaluje? Przede wszystkim niezaleznosci finansowej, tego, ze mam wlasna emeryture, tego, ze dzieci wyrosly w etosie pracy, tego, ze kiedy wyszly z domu ja nie czulam sie zagubiona. Oczywiscie nikogo nie namawialabym do mojego scenariusza, slusznie napisala ekkore, ze kazdy ma inne potrzeby.
Ja chcialam sie tylko dowiedziec, czy dawne dylematy sa ciagle aktualne.
No i zapomnialam sie zapytac czy to normalne, ze dostep do tego watku mam tylko ze strony w ktorej sa ostatnie przepisy, ostatnie komentarze, wlasnie z rubryki - ostatnio na forum. Kiedy wchodze na "wolne i frywolne", watku nie ma. A moze ja cos zle robie?
Ja wychodze z zalozenia, ze jezeli ktos decyduje sie na potomka w rodzinie, to powinien wkalkulowac 3 lata na calkowita opieke nad malenstwem. Strasznie mnie irytuje bezmyslne robienie dzieci, przepraszam, wiem, ze zaraz mnie zakrzyczycie. Kurcze, jezeli sie na dziecko decyduje, to po co oddawac je pod opieke innym osoba lub nie daj Boze wysylac do zlobka?? No to po co to dziecko pytam sie? Z mojego punktu widzenia zajmowanie sie malenstwem lub juz wiekszymi dziecmi wcale nie jest wygodnictwem, tylko wrecz w pewnym sensie jakas ofiara skladana rodzinie. Bycie kura domowa, jest ciezkim kawalkiem chleba i na dodatek nie oplacanym. I jeszcze czesto mezowie, czy dzieci tego nie doeceniaja, no bo przeciez baba "siedzi" w domu. Ja dziekuje takie siedzenie, bardzo dziekuje! Uwazam, ze lata opieki nad dziecmi powinny byc wliczane do emerytury jako skladkowe i dodatkowo kobieta powinna dostawac jakies wynagrodzenie za taka prace. Powinno to byc wrecz prawnie uregulowane, ze miesiecznie gospodyni domowa otrzymuje z budzetu domowe dana kwote. Bo pozniej wysluchuja biedne kobiety:" to ja ciebie cale zycie utrzymywalem" i takie tam pierdoly. Juz kiedys o tym tutaj pisalam, od 3 miesiaca zycia "chodzilam" do zlobka, pozniej przedszkola, pozniej byla szkola i swietlica, pozniej biegalam z kluczem na szyi i sobie cos na szybko przygotowywalam do jedzenia (nie mialam wykupionych obiadow, w sumie nie wiem dlaczego, musze sie spytac mamy) i wiecie co?? Ja pierdziele cos takiego i w sumie mam pretensje o to do moich rodzicow. Niby byl taki trend (tak twierdzi moja mama), komuna, dzieci byly masowo wysylane do zlobkow, kobiety pracowaly. Ale w sumie jak sobie pomysle, to trend trendem, ale wiele moich znajomych do zlobka jednak nie chodzilo, wiec jaki z tym trendem w koncu bylo? Moze mi ktos ze starszych WZ-towiczow wytlumaczy?
Wracajac z powrotem na ziemie:) Bo sie nieco zirytowalam... W Niemczech kobiety po urodzeniu dzieci rzadko pracuja na caly etat. Popularne sa czesci etatu, np.10 h lub 15 h, mozna tez pracowac na 20 h lub 30 h. Caly etat wynosi od 38,5 do 40 h w zaleznosci od firmy. Czyli kobieta odprowadza dziecko do przedszkola (dziecko mozna posylac do przedszkola od 2 roku zycia, ale standardem jest 3 r.z.) pracuje np. do 12.00, konczy prace i odbiera bachorka, po czym zajmuje sie domem, bo ma i tak cala mase do zrobienia. I taki uklad wydaje mi sie idealny, wszyscy sa zadowoleni, kobieta doklada sie do budzetu domowego, ale tez czuje sie dowartosciowana, bo ma prace. Musi sie "zrobic" przed wyjsciem do pracy, ma kontakt z ludzmi, ale tez wie, ze jej dziecko jest pod dobra opieka w przedszkolu i za kilka godzin znowu je zobaczy. Ma czas na prace domowe i gotowanie zdrowych obiadow dla rodziny. Super sprawa.
Idac Twoim tokiem, nalezaloby podejmowac decyzje co do wielkosci rodziny juz przy maturze, bo jesli powinno sie "wkalkulowac" w kazde dziecko trzy lata opieki nad nim, to jednoczesnie znaczyloby, ze kobiety wyksztalcone maja prawo do co najwyzej trzyosobowej rodziny (2+1). I tak na przyklad lekarka Twoich dzieci nie powinna nawet rozwazac modelu rodziny liczniejszej. Bo wiadomo, ze wieloletnia przerwa w zawodzie jest samobojstwem zawodu. Cos takiego jak "urlop wychowawczy" (poza Skandynawia i malymi wyjatkami) po prostu nigdy nie istnialo, ja wiedzialam, ze jesli nie wroce do pracy po roku bezplatnego urlopu, to nie wroce juz nigdy. Ja nie polemizuje z mamami, ktore postanowily same wychowac wlasne dzieci nad slusznoscia ich wyboru, bo skoro tak zadecydowaly to mialy swoje racje, ale tez nie zgadzam sie z teza, ze tzw liczna rodzina wymaga od kobiety statusu matki-Polki. Ze wszelkie inne ambicje poza rodzinne, sa zarezwerwowane mezczyznom.
No to Ci powiem, że gdyby mi ktoś KAZAŁ siedzieć 3 lata z dzieckiem, to byłabym strasznie nieszczęsliwa.. I.. siłą rzeczy, Młode też przy nieszczęśliwej mamusi, za szczęśliwe by nie było.. Siedziałam w domu rok- pod koniec nabawiłam się prawie depresji.. Dziękuję bardzo.
Ja wybieram wersję- MAMA PRACUJĄCA - i myślę że dla MOJEJ Rodziny takie rozwiązanie jest o niebo lepsze..
Acha- ja do żłobka chodziłam.. I wcale się nie czuję tym faktem skrzywdzona.. Do przedszkola, na świetlicę i z kluczem na szyi też biegałam.. Nie rozumiem jak można mieć pretensje o coś takiego??
A co do : "Czyli kobieta odprowadza dziecko do przedszkola (dziecko mozna posylac do przedszkola od 2 roku zycia, ale standardem jest 3 r.z.) pracuje np. do 12.00, konczy prace i odbiera bachorka, po czym zajmuje sie domem, bo ma i tak cala mase do zrobienia. I taki uklad wydaje mi sie idealny, wszyscy sa zadowoleni, kobieta doklada sie do budzetu domowego, ale tez czuje sie dowartosciowana, bo ma prace. Musi sie "zrobic" przed wyjsciem do pracy, ma kontakt z ludzmi, ale tez wie, ze jej dziecko jest pod dobra opieka w przedszkolu i za kilka godzin znowu je zobaczy. Ma czas na prace domowe i gotowanie zdrowych obiadow dla rodziny." Czy gdzieś jest napisane, że KOBIETA MUSI codziennie posprzątać, ugotować nowy obiad, poprać i Bóg wie co jeszcze?? Ratunku!! Od czego są mężowie??? Tatusiowie?? Od leżenia na kanapie???????????????????? No i druga sprawa- czasami kobiety zarabiają dużo więcej od swoich facetów.. Przynoszą do domu większość kasy- co w takiej sytuacji? Też ma sobie obciąć etat a co za tym idzie kasę?? Bo jest mamą? Bo musi chlopu ugotować i posprzątać???
Zależy w jakim wieku masz dzieci.Ja uważam,że każda kobieta czy ma dzieci,czy ni, powinna pracować,bo w końcu nie trzeba sie prosić o pieniądze męża na bierzące wydatki itp.Po prostu jestes nie zależna i tyle,a i nikt Ci nie wypomina,że nic nie robisz tylko siedzisz całe dnie.Ale to twoja prywatna sprawa,czy będziesz pracowac,czy nie,przecież nikt nikogo nie zmusza do pracy.Ja pracuje i jestem zadowolona,bo i jestem wsród ludzi i mogę z nimi porozmawiac,a nie zamknięta wsród czterech ścian.Pozdrawiam.
Najlepiej nas załatwiła autorka wątku, może odezwała się przez cały wątek ze 3 razy, jednego nie zakończyła, a już następny o Konkursie Chopinowskim otworzyła:) To może teraz, tam się przeniesiemy? :)
A co ma pisać? Zadała pytanie, dostała prawie dwieście odpowiedzi i pewnie wie tyle co na początku. Tak to jest z tym "rozwiązywaniem problemów" w internecie:)
Alez ja nie chcialam rozwiazania problemu, bo go po prostu nie mam. Napisalam w dwoch postach o doswiadczeniu wlasnym , o Waszym dowiedzialam sie i uwazalabym conajmniej za nietaktowne komentowanie Waszych racji. Dlatego nie wiem w czym Was "zalatwilam"? Zapraszajac do rozmowy o muzyce? Czy osoba zakladajaca watek ma pelnic funkcje mentora przez caly czas jego trwania? Jesli tak, to ewidentnie sie do tej roli nie nadaje .
Nie rozumiem...to własny wątek trzeba jakoś zakończyć...?
Wg mnie na forum zakłada się dany wątek,aby poznać opinie innych,a nie "warować" i komentować to co inni napiszą(i często komentarze są bardzo nie miłe...) Jeśli się mylę to nie wiem po co jest forum...
Jak Wam sie wydaje? Czy pracujaca mama jest dla dzieci i rodziny utrapieniem, czy moze raczej dobrodziejstwem. Wiadomo, ze sila rzeczy, mama
niepracujaca jest bardziej "wnikliwa" w male sprawy.
Jakiego wyboru dokonalyscie?
Mysle o sytuacji w ktorej taka alternatywa istnieje, a wybor nie jest pokierowany koniecznoscia.
W jakim wieku jest dziecko,czy dzieci,bo to tez istotne?
Jestem 3. rok na uropie wychowawczym. Ale tylko pelny rok bylam z dzieckiem w domu. Od kiedy Mloda skonczyla 1 rok zaczelam pracowac dorywczo w weekendy (zajecia ze studentami zaocznymi). Przede wszystkim chcialam sie "wyrwac" z domu, ponadto nalezalo sie to naszemu domowemu budzetowi. Corka chodzi juz do przedszkola, a ja intensywnie poszukuje pracy (do starej wrocic nie chce). Mysle, ze wyksztalcila sie miedzy mna a dzieckiem silna wiez i ani troche nie zaluje "straconych" zawodowo lat.
Ja mam 3 dzieci i nie pracuję. Nie przyjmuję do wiadomości bym miała moje dzieci budzić o godz 6 rano i odbierać o 16. Przyjechać do domu na 17. O 19 położyć je spać. Czyli mieć dla nich czas 1 godz dziennie bo jeszcze trzeba coś zjeść na kolacje. Finansowo nie jest nam wesoło ale takiego wyboru dokonałam choć jestem po studiach.
A masz zamiar posłać kiedyś dzieci do szkoły ??:) Też je będziesz musiała zrywac rano i odbierać popołudniu. Więc taki argument nie jest zbyt dobry.
Ja pracuję, w domu jestem po 16, Młody chodzi spać o 21 więc mamy 5 godzin dla siebie. Domowymi sprawami zajmuję się wtedy jak on je kolację czy ogląda coś wieczorem. Jak się chce to wszystko można pogodzić.
Ja osobiście nie wyobrażam sobie siedzenia ciągle w domu, pierwsze 3 lata poświęciłam tylko jemu ale teraz jest też czas na moją pracę, moje zainteresowania. Tak jak napisała Ala, najlepsza mama to ta spełniona, zadowolona :) bez względu na to jaki "tryb życia" wybierze.
Budzę ich jak najpóźniej jest to możliwe. Nie siedzę z nimi 24 godz na dobę. Córka jest w I klasie. Wstaje o godz 7. Ma troszkę problemy ze wstawaniem. Wraca ze szkoły przed 12 lub przed 13. Chłopcy są 2lub 4,5 godz w przedszkolu od 12:30 (13) do 17.Jak widać cały czas ktoś jest ze mną w domu. Do pracy pójdę dopiero jak dzieci kilka godzin będą same mogły zostać w domu. Tylko na razie nie mam pojęcia w jakim to wieku będzie.
O ile wtedy jakąkolwiek znajdziesz. Nie mówie tego złosliwie, takie na dzien dzisiejszy sa niestety realia :(
Wtedy będę się martwić
Moim zdaniem mama powinna być z dziećmi jak najdłużej , ale wiem że nie każda może sobie pozwolić na siedzenie w domu, ze względów finansowych. Podziwiam pracujące mamy, bo nie dość że muszą pracować, to jeszcze nie miną je prace domowe, takie jak pranie, sprzątanie, czy gotowanie. Na pewno każda z mam by chciała być z własnymi dziećmi, niż zrywać je rano do przedszkoli, ale cóż nie zawsze jest tak jak się chce. Ja jestem w tej dobrej sytuacji, że nie muszę pracować, więc moje dzieci mają mamę zawsze w domu:)
Czasem tak bywa ze mama ktora jest bez przerwy w domu
to mama sfrustrowana i nie zawsze szczesliwa , a najwazniejsze jest to
aby dzieci widzialy mame zawsze usmiechnieta wiec moze lepiej dla rodzinki
jak mamusia pracuje , chocby na niepelny etat
Szczerze powiedziawszy Alu, wolę być w domu, bo sama jestem sobie panią:) posprzątam, ugotuję, wyjdę z dzieckiem na spacer, na zakupy.Jestem domatorką i lubię być w domu:) Uśmiechu dla rodzinki, nigdy mi nie brakowało,a w domu też jest sporo pracy:) Nie wiem czy kobiety pracujące są takie szczęśliwe po powrocie z pracy i sie śmieją. Może takie tylko co robią karierę, i mają lekką biurową pracę, bo np. mama taka co pracuje w sklepie, szczęśliwa raczej nie jest. Po powrocie do domu, leci z nóg, a tu jeszcze dom na głowie i dzieci, oglądałam program tv, jak się wypowiadały mamy pracujące w marketach na kasie, nie dość że do łazienki nie mogą odejść , to jeszcze kilienci niektórzy nieźle się im dają się we znaki, taka mama raczej szczęśliwa nie jest.
No tak wiem ze Ty to typowa domatorka ktora dobrze sie czuje w domu
i to jej wystarcza do szczescia :))) , ale sa kobiety ktorym brakuje kontaktu
z ludzmi i to sie odbija na relacjach z dzieckiem -cmi
to bylo do MR :))
Niooo, musze sie zgodzic z Twoim zdaniem :)
Jeszcze cos napewno bym dopisala, ale niecenzuralnie........hihihihi
Są takie kobiety, ale ja do nich nie należę Alu:) jestem szczęśliwa, a na wiosnę będę jeszcze bardziej szczęśliwa, będę mieszkać już w dużym domu, uprawiać kwiaty w ogrodzie. Mam świetną córę, mądrą dziewczynę, mam nadzieję, że syna też tak wychowam, a ktoś niech sobie myśli co chce:))
Zazdroszczę - też tak chcę!!!!
Hehe, a maz na wszystko zarobi......a Ty kwiatki bedziesz chodowac i wachac...szczesciaro:))))))) Oki, a powiedz mi skarbie, jak meza zabraknie, z czego ten duzy dom utrzymasz??
I po co ta zazdrosć??? Niektórzy mężowie chcą aby ich żony zajmowały się domem!!!
Niektórzy meżowie szukają praczki , sprzątaczki i kucharki..
Ty masz swoją pracę i jesteś szczęśliwa i bardzo mnie to cieszy,ja siedzę w domu jestem kura domową ,i też to powinnaś uszanować!!!!!!!!!!!-a nie wyszukiwać jakiś za i przeciw ,bo to i tak nic nie zmieni!!!!
Ale czemu tak krzyczysz??
Czy ja gdzieś napisałam że nie szanuję tego że siedzisz w domu??
Nie wyszukuję niczego i nie chcę niczego zmieniać - na Twój argument że niektórzy meżowie CHCĄ ŻEBY ICH ŻONY SIEDZIAŁY W DOMU- napisałam że niektórzy szukają pomocy domowej.. Ot co..
Z czego wynika Twoja złość??? Hę??
Jakbym krzyczała to bym pisała dużymi literami. A jestem rozluzniona jak cholerka ,zero zlości.Szlak mnie trafia gdy ktoś ma coś do kobiet siedzących w domu.Ja kobiety pracujace zawsze podziwiałam i nigdy im nie zarzucam ,że zle zajmują się domem czy dziećmi,przecież nie powinno mnie to obchodzić.Każdy ma swoje życie.
Agacia mogę spytac jak długo jesteś już w domu z dzieciakami ?
Można ,pewnie ,że można ,tylko się zastanawiam ,po co Ci ta wiedza???Chcesz przeliczyć czy juz zgorzkniałam do cna???
Agaciu ha ha ha nie nie myślałam o tym. Łatwiej jest mówić o dobrodziejstwach kiedy dzieci są małe. Kiedy dzieci podrosną pójda do szkoły i nagle tego czasu jest bardzo dużo juz sie nie myśli jak to fajnie. W domu masz czysto, obiad nie zajmuje jakoś dużo czasu wiec nie ma co robić.
Agacia.. ale ja naprawdę nic nie mam do mam siedzących w domu..
Sama nigdy, z własnej nie przymuszonej woli bym nie została...Ale znam osobiście takie, które się w domu spełniają..
a Ty wiesz, że nowy dom nowe dziecko :)
No co ty Aggusiu? nie raz mi jeszcze po głowie chodziła taka myśl, ale jestem już za stara, na rodzenie dzieci:) Wystarczy mi tyle co mam, ale jakby się przytrafiło, to też będę szczęśliwa.:)
U mnie sie nie sprawdzilo...
jeszcze :)
eee tam, ponad rok i nic Rzucilam sie wir poszukiwania pracy, wiec chyba - poki ci - kilkumiesieczna przerwa
Łooo matko a co mąż na ta kilkumiesięczną przerwę
no przeciez nie mowie, ze to bedzie celibat
Uffff Aerobik ważna rzecz :)
Skoro jestes szczesliwa,pozostaje mi tylko Ci pogratulowac.
A ja jestem szczęśliwa ,spełniona i pracuje jako menager ogniska domowego ,Czuje ,że to jest moje powołanie,że do tego jestem stworzona.Jakbym chciała rozwijać się zawodowo ,robić karierę to na pewno nie zdecydowałabym sie na dzieci.
Agacia, ale praca zawodowa nie wyklucza posiadania dzieci..
Człowiek jak urodzi i pracuje to robi się tak zdyscyplinowany, że nie masz pojęcia. Poszłam na studia, jak Młody miał 3 lata, ostatni rok zbiegł się z 1klasą Młodego- uczyliśmy się razem :D , w międzyczasie robiłam prawo jazdy. I oczywiście cały czas pracowałam na etacie.. Czasem dłużej niż 8 godzin dziennie..
Nie uważam że skrzywdziłam Młodego.. Wręcz przeciwnie.. Młody często mówi(ł)- Mama na pewno wie..bo mama jest mądra.. Bo mama się uczy(ła) .
Ale ja nie twierdzę wcale ,że jesteś złą mamą. Nawet Cię podziwiam. Ja tylko napisałam ,że gdybym zdecydowała sie na robienie kariery ,to pewnie na dzieci już nie.
Agaciu można pogodzić i jedno i drugie, Gdyby to nie było możliwe to jakby ten swiat funkcjonował.
Ja pisze to tylko wyłacznie o sobie ,wiem że można to pogodzić i że jest wiele kobiet pracujących.
ale dlaczego piszesz że nie mogła byś. Nie rozumiem. Nie chcesz, takiego dokonałaś wyboru i jest Ci z tym dobrze. :):) co nie znaczy że nie potrafiła byś lub byś nie mogła.
Agaciu wszyssko jest fajnie jak mąż ma pracę ( dobrą pracę) . Na rynku pracy jest teraz ciężko.Jak mąż straci pracę i nie masz pienędzy zaoszczędzonych na jakiś czas to co zrobisz ? Wiem pewnie pomyslisz kto by sie martwił na zapas ale takie sytuacje bywają. Kiedy moja córeczka miała rok mąż stracił nagle pracę mieliśmy oszczędności ale po paru miesiącach się kończyły. Ja bylam załamana zima trzeba było dziecku kupić ubrania, święta za pasem. Ten u góry czuwał nad nami i udało męzowi się znaleźć pracę ale co by było gdyby jej nie znalazł.Strach pomysleć.
Ja nie pracuje nie czuję się jakoś wyobcowana niedowartościowana. Przez ten czas uczyłam sie i rozwijałam. Fajnie jest kiedy masz czas dla dzieci. Kiedy dzieci są małe widzisz jak stawiają pierwszy kroczek, kiedy uśmiechnięta czytasz im bajeczke itd. Przychodzi taki czas kiedy dzeci idą do szkoły. Wiem wiem zawsze jest co robić w domu ale... Zostajesz sama ileż mozna czytac książki, uczyć się, sprzątać, dogadzać kulinarnie rodzinie itd. Ja lubię to co robię ale w tym wszystkim, ja też jestem ważna. Nie mam ambicji na rozpychanie się łokciamii cały ten cyrk. Zaczełam szukać pracy ale większośc ogłoszeń w zawodzie który wykonywalam jest do 26 roku życia. Idzie się podłamać bo jestem w wieku 35 lat dinozaurem.
Co do dzieci to prawda że dzieci matek nie pracujących są mniej samodzielne. uważajcie na to dziewczyny. Nieświadomie pomagamy dzieciakom robimy to z troski nie zdając sobie sprawy jak bardzo je krzywdzimy. Moja teściowa nie nauczyła mojego męża niczego. Nie potrafił złożyć koszulki, prania, pojęcia nie miał że jak się robi kanapke to trzeba powycierać po sobie okruchy. Ciężkie życie mialam na początku małżeństwa. :):) Na moje szczęśnie nie protestował jak zwracałam mu na te rzeczy uwagę. Hi hi powinam dostać medal za cierpliwość.
Ze wszystkim się zgadzam.Ja szanuje i te kobiety co pracują i te nie pracujące.Nie mnie to oceniać,wyszydzać ,poniżać ,jak robi to pewna kobieta na forum.
większośc ogłoszeń w zawodzie który wykonywalam jest do 26 roku życia. Idzie się podłamać bo jestem w wieku 35 lat dinozaurem.
Bylas modelka?
ha ha ha ha nie zwykłą sekretarką, asystentką, kobietą od papierów, księgowości, faktur, itd.
Tak niesmialo sie domyslilam, ze to raczej o "biurwe" chodzi. Aktualnie poszukuje pracyu w tych tematach, a juz trzydziestka tuz, tuz i nie powiem, ofert jest duzo (nawet dla takich "wiekowych" dam jak my), ale "pani ma przeciez male dziecko!!!" mnie dyskwalifikowalo... Nauczylam sie niewspominac o potomkini i moze wreszcie z tych moich poszukiwac cos wyniknie...
Fajne okreslenie - menager ogniska domowego
Popieram Twoje zdanie Alu :)
MR, moim marzeniem nie jest i nigdy nie było siedzenie w domu. Młody szybko sie przyzwyczaił do wczesnego wstawania, przedszkola (poszedł jak miał 2 lata) - pokochał przedszkole i przebywanie z równieśnikami.. Miał również inne autorytety - a nie tylko Mamę i tatę, którzy zazwyczaj zapatrzeni w swojego synusia, bywali czasem subiektywni w ocenie różnych rzeczy :)
A prace domowe- no cóż.. W domu jestem ja i Najdroższy- prace domowe wykonuje ten, który ma akurat ochotę, czas i sily.. A jak nikt nie ma, to po prostu nic nie robimy.. No i co..?? No i nic.. Świat się nie zawalił nigdy przez to, że mieszkanie było niepoodkurzane... a nauczynia nieumyte..
Każdy żyje jak lubi Agus, i niech tak zostanie:)
Amen :D
Oj,sądzę,że nie otrzymasz jednoznacznej odpowiedzi.W początkowym etapie,gdy dzieci są małe,obecność mamy jest chyba niezbędna (zaznaczam,że to jest tylko moje zdanie).Póżniej każdy musi zdecydować indywidualnie.Mama niepracująca niekoniecznie będzie bardziej wnikliwa.Może być zbyt "zaściankowa"-nie nadążać za życiem.Poza tym frustracja wynikająca z niemożności zawodowego spełnienia moze wpłynać bardzo negatywnie na 'całokształt[' życia rodzinnego
Opcjonowałabym za podjęciemm pracy przez mamę,ale nie kosztem rodziny.
Zgadzam się z tą opinią - każdy jest inny i każdy sam musi zdecydować co mu najbardziej odpowiada. Ja bym wybrała podjęcie pracy, ale nie kosztem rodziny - tak jak pisze Jola. I to nie tylko z powodu spełnienia zawodowego, ale także osiągnięcia pewnej niezależności finansowej, czy rozłożenia ciężaru pokrywania kosztów utrzymania rodziny na dwie osoby. Tak jest bezpieczniej, a w życiu różne sytuacje mogą się zdarzyć...
To juz nie po raz pierwszy zgadzamy sie ze soba.Mamy naprawde wiele ''wspolnego''.Reszta na PV.
Mamusia siedzaca ciagle w domu/kuchni moze rowniez zrobic wiecej szkody ..... mam doskonaly przyklad na synu kuzynki, wypasla 100 kilowego syneczka, lenia niesamowitego......a wszystko w imie milosci i mozliwosci :(((((((
Ja mam dwoch lobuzow (4,5 i 1,5 roku). Jak na razie jestem w domu, ale od listopada zaczne pracowac. Na razie tylko dorywczo i 2,5h dziennie. W tym czasie moja mama zostanie z mlodszym a ze starszym bede ja, bo ta praca to asystent w przedszkolu u synka. Potem zobacze, Jak mi sie spodoba to moze bede normalnie pracowac a jak nie to zostane w domu. Akurat jestem w sytuacji, ze moge sobie wybierac czy chce pracowac czy nie i u mnie pojscie do pracy to raczej wyrwanie sie na chwile z domu niz zarobek.
Wracajac do tematu, wydaje mi sie, ze matka niepracujaca to dla dziecka o tyle komfort, ze wszystko jest ''na czas'' - obiad, posprzatane itd. A matka pracujaca bedzie zagoniona i bedzie jej trudniej w ferworze codziennych spraw znalezc dla dziecka tyle czasu ile ono potrzebuje.
Jest w tym też pewna pułapka.. Jeżeli dziecko będzie miało wszystko "na czas", "pod nos", rzeczy same się pozbierają, poukładają, wypiorą, wyprasują, to dziecko może bardzo długo pozostawać niesamodzielne..Znam trzydziestoletnich leni, którzy myślą że w domu wszystko się samo robi(ło).. (mieli niepracujące mamy).
To raz, a dwa- nie wydaje mi się , żeby przebywanie non stop z mamusią było również dobre dla dziecka- moim zdaniem dziecko musi poprzebywać chwilę "samo", bez rodziców, np z rówieśnikami w przedszkolu. Żeby nabrało "ogłady". Dzieci, które siedziały z mamami 3,4 lata ,miał /mają ogromne problemy, kiedy muszą zostać gdzieś bez mamy- czy to w przedszkolu, czy to "sprzedane" na noc do babci.. (znam takie dzieci).
Podzielam zdanie Ali- mama musi być przede wszystkim uśmiechnięta- co z tego, że będzie z dzieckiem przez cały dzień, jeśłl będzie nieszczęśliwa, bo "siedzi w domu" - dla niektórych może to być bardzo frustrujące..
Uwierzcie mi że można pogodzić pracę wychowywanie dziecka i jeszcze robić studia.. i prawo jazdy.. Halo.. przecież w domu jest jeszcze TATUŚ!!!!!!!!!!!!!!! Nie mniej, a czasem nawet nażniejszy niż mama..!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!
A w tym, że mama się spełnia zawodowo naprawdę nie ma nic złego.. Trzeba tylko dobrze wykorzystać czas, który jest nam dany..
Amen
Moja mama przestała pracować jak się jej dzieci urodziły i nie wyrośliśmy na leni. Nigdy do pracy nie wróciła.
Wiesz As że są wyjątki..
Moja mama zawsze pracowała.. I wcale nie uważam że zrobiła mi tym jakąkolwiek krzywdę.. A ja nidgy bym od niej nie wymagała, żeby poświęciła się rodzinie kosztem swojego życia zawodowego/szczęścia.
As, wyroslas na lenia, tylko niestety tego nie rozumiesz....... nigdy nie zapomne jak karmilas blizniaki butelkami lezacymi na gabce, zamiast przy Twoim bijacym sercu.....
te male dzieci posadzone przed telewizorem ogladajace bajki, zebys miala "spokuj"............
Jakie Ty studia skonczylas tak `a propos???
Wiesz co? miałam się nie odzywac, ale muszę Ci to napisac !!!
Nie powinno Ciebie to obchodzic, czy ona jest leniem i jak karmiła swoje dzieci. Znasz ją tylko z internetu, kto Ci dał prawo tak do niej pisac? Kobieto, czy Ty nie masz za grosz wstydu? kiedy przestaniesz wreszcie byc dwulicowa i pluc swoim jadem?
Ty jesteś chora, jak na forum jest spokój, musisz komuś przywalic, na koniec życzę Ci żebyś tak do świąt nie miała dostępu do internetu, może to by Cię Tineczko trochę ostudziło:)
Amen.
Jak miałam jedno dziecko wziąć na dziecko do odbicia czy przewinąć jak drugie piło? Moje dzieci dzięki temu nigdy nikogo sie nie bały. Nie miałam problemu,że z kimś nie zostały jak była taka konieczność.
A po co as się tłumaczysz tej kobiecie,przecież nie masz takiego obowiązku. Czy Ty robisz jej wyrzuty,że nie tak zajmowała się swoimi dziećmi???To jest kobieta bez zahamowań ,klepie co jej ślina na język przyniesie.Nazwała Cę leniem ,innych na forum też wyzywa i nie ponosi za to żadnej kary.
Nie wiem po co się tłumaczę. Jestem dumna, że tak dobrze wychowałam swoje dzieci. Wiecie jak to miło jak chwalą moje dzieci. Ja co raz częściej to słyszę. Wiem, że jeszcze dużo przede mną bo jeszcze są małe i nie wiadomo jak to później będzie. Przynajmniej nie będę miała wyrzutów, że to moja wina gdyby coś wyszło nie tak.
Tak As, ale wtedy gdy Twoja mama przestała pracować , były inne czasy. Teraz niepracująca mama, niestety skazuje się na brak emerytury w przyszłości. A emerytury za 30-40 lat będą bardzo niskie, może nie starczyć na utrzymanie dwóch osób z jednej emerytury. O tym też trzeba pamietać podejmując decyzję, która zaważy bardzo na przyszłości. Dlatego teraz tak dużo mówi się o pracujących mamach i o umożliwianiu im powrotu do pracy ( choć pewnie bardziej się mówi niz jest faktycznie). Za 30-40 lat niepracująca, starsza pani pewnie usłyszy: mogła pani pracować żeby mieć emeryturę.
Oczywiście, każdy ma swój wybór. Każda decyzja na pewno ma plusy i minusy. Ja podjęłam pracę z powrotem, gdy moje dzieci miały 3 i 1,5 roku. Nie zaburzyło to naszych relacji uczuciowych, wręcz przeciwnie.
Acha, nie widze nic niestosownego w karmieniu bliźniaków opierając butelki o gąbki, pod warunkiem, że sie jest przy nich i pilnuje, żeby się nie zachłysnęły. Ale osoba, która nie miała bliźniaków nigdy tego nie zrozumie :))
Amen lepiej tego ując nie można :)
Moja mama nie pracowała , nie chcialam powielać jej życia. Kiedy dorosłyśmy okazalo się że nie ma swojego życia i było jej z tym ciężko. Sama poszlam do pracy kiedy córka skończyła 3 lata. Chwilami było ciężko, pracowałam na zmiany . Jednak z perspektywy lat nie żałuję. Córka jest na pewno bardziej samodizelna niż ja przed laty. Mamy silną więż i chyba jestem dla niej większym autorytetem niż niegdyś moja mama dla mnie
o to to..To mi się podoba..
Moja teściowa, niepracująca, matka 4 dzieci- mówi-: I BARDZO DOBRZE że pracujesz.. Ja(teściowa) dzisiaj, jak dzieci praktycznie posżły z domu, zostałam z niczym. Żadnego życia- tylko kuchnia i odkurzacz;(
Rowniez sie pod tym podpisuje dzieci to nie wszystko
trzeba madrze do tego podchodzic ,bo gdy dorosna moze sie tak stac
ze sie zostanie samotna , sfrustrowana kobieta ktora cale zycie poswiecila dla dzieci
nie widzac swoich potrzeb .
Agus, bratnia duszo:)
Co za bzdury wypisuja tu niektore kobiety, az mnie trzesie :)
Aaaa , jeszcze samotne matki, bez pomocy Tatusia, tak jak ja na przyklad, kto na papu mial zarobic???? Jak dzieci byly male, to pracowalam nocami i korona mi z glowa nie spadla :)))) Jakos udalo mi sie wychowac 2-jke na fajnych, wartosciowych ludzi:) Nie wyobrazam sobie bycia cale zycie w domu,roli tylko mamy piekacej ciasta codzienne i obiadki dla rodziny, bez zadnych horyzontow i pragnien dla mnie, utrzymywana przez partnera. Ja zawsze chcialam decydowac o wlasnym portfelu, w ktory wlozylam wlasne, zarobione pieniazki:)
Dla mojego wnuczka Tatus jest tak samo wazny jak mamusia. Dzielili sie opieka noworodka i dziela sie dalej kazdego dnia. Oboje maja odpowiedzialne prace i nikt z nich nie dyskutuje, ktora jest wazniejsza. Ten, kto moze, ten zostaje w domu w razie choroby. Ten , kto moze odwozi do przedszkola, a drugi odbiera. Moj wnuczek rozwija sie niesamowicie szybko w gronie rowiesnikow. Jestem na emeryturze i moglabym byc z wnuczkiem 5 dni w tygodniu, ale madra corka rozumie potrzebe socjalizowania wnuka i nigdy by na to nie pozwolila:)
Przerazaja mnie te TATUSIE, ktorzy nie maja zadnej szansy na "normalne" uczestniczenie w zyciu rodzinnym, wychowywaniu dzieci, bo musza zarobic sami na utrzymanie rodziny, kurcze, te czasy minely z wiatrem juz dawno:))))
Amen
whiskey-tango-foxtrot??? Debata jak nad wyższością kapusty nad kartoflami:) Są kobiety, które pracują w domu, są takie które pracują poza domem, są takie, które zajmują się domem. Najważniejsze, żeby to ta konkretna osoba była szczęśliwa a wraz z nią rodzina. Nie sądzę że kobieta, która nie pracuje zawodowo nie ma pragnień ,zainteresowań, nie rozwija się; niby dlaczego? Ma do tego pełne prawo, ma też czas i nie musi skupiać się tylko na dzieciach.
Nie wyobrażam sobie być na utrzymaniu męża i siedzieć z dziećmi w domu- po prostu urągałoby to moim ambicjom. Ale wiem, że są kobiety, którym taka sytuacja odpowiada i ich nie potępiam. Poza tym praca to nie tylko korzyści finansowe..także intelektualne. Nie jestem w sobie tego w stanie wyobrazić i już.
Nie potepiam kobiet poswiecajacych swoje zycie, kariere zawodowa, satysfakcje z wlasnego zawodu, wlasnej pensji i rozwoju intelektualnego dla rodziny, zal mi ich po prostu....... bo dzieci wyrosna i jaka beda mialy role pozniej, przez reszte lat swojego zycia?
To że nie wychodzę do pracy, wcale nie znaczy że nie pracuję:) mam swoje pieniądze i nie muszę sie prosic o każdy grosz męża, jak niektóre kobiety.A wiesz czemu ? bo to ja jestem teraz szefową, mam swoją małą firmę, którą na mnie zarabia, i wcale nie narzekam. Mam przepracowane 15 lat , a do 40 jeszcze kilka latek mi brakuje.:) Więc na jakąś tam emeryturkę, po cichu liczę. Wiesz kochana, trzeba sobie w życiu jakoś radzic, z mężowskiej pensji, dom by się nie wystawił.:) a kredycik też trzeba spłacac., z natury jestem oszczędna, więc jakoś się kleci koniec z końcem.
Myślę że ciekawską Tineczkę zaspokoiłam:) na pewno po proszonym do Szwecji nie pojadę, prosic rodaczkę żeby mi dała, na utrzymanie domu:) wię niech ją głowa, o to nie boli.
U nas nie ma moja czy Twoja kasa. Jest wspólna Konto też mamy wspólne. Mąż mi kiedyś powiedział, że gdybym znalazła sobie pracę bardziej płatną niż jego to nie ma problemu i w domu z dziećmi by został.
Ja obecnie wychowuję 20 miesięcznego Synka, mogę sobie pozwolić na to żeby nie pracować i tak też jest, wcześniej nie pracowałam zbyt długo, bo w sumie nie było kiedy (najdłużej staż 11 mies.), skończyłam studia, potem ślub, ciąża a teraz bobasek.Ale BARDZO bym chciała w przyszłości pracować. W domu bym się czuła jakoś mało dowartościowana (przez samą siebie!), swoja kasa to zawsze twardszy grunt pod nogami (choć męża mam bardzo dobrego), gorzej jak tej pracy zaczne szukać a nie znajde, albo mnie rozczaruje, to marzenia legną w gruzach, bo w dzisiejszych czasach to miodziku nie ma w tych robotach z tego co słyszę.
Niooo, jak czytam pewne wypowiedzi typu: jak mi dobrze w domu i nic innego nie potrzebuje.....zawsze jestem w domu dla dzieci i dla meza.......to jaki inny cel zycia widzisz u tych kobiet???
Wszyscy idziemy w jednym kierunku Tineczko, w tym samym:)) I jak komuś jest dobrze w domu, to znaczy że tak jest, ktoś inny musi pracowac bo nie wyobraża sobie inaczej, i też mu dobrze, niech kazdy robi jak uważa i jak chce. Nie można oceniac kobiety jaka jest, po tym czy chodzi do pracy czy zajmuje sie domem.
Makusiu, ja doskonale rozumiem rozne sytuacje zyciowe i wybor odpowiedni wedlug wlasnych potrzeb, ambicji , mozliwosci.......tylko denerwuja mnie pretensje do zycia po latach.
A takie proste to to nie jest, jak czytam, ze mezowie pan "siedzacych" w domu z "wyboru" musza zapracowac sie prawie na smierc i nie uczestnicza w zyciu rodzinnym, wychowywaniu wlasnych dzieci......... to nie jest w porzadku, zeby partnerka miala "dobrze" w domu.
Tineczko a słyszałaś o takich zawodach jak niania, kucharka, sprzątaczka, praczka? Teraz każdej tej pani płacimy min 1200zł i uważamy, że kobieta nie pracująco zawodowo nie zapracowywuje na swoje utzrymanie.
Nie pracuję od jakiegoś czasu, jestem w domu dla siebie, mam czas na czytanie, pisanie, malowanie, wkurzanie chłopa i cholera wie co jeszcze. :) Ale ja stanowię odrębną kategorię, matką jestem średnią a zajmowanie się niemowlakiem tak mnie przeraża, że mam ochotę tłuc łbem o ścianę. Jestem chyba zbyt samolubna żeby myśleć o szczęściu innych nie myśląc o sobie. Ale i tak szanuję chęci i dążenia innych. Nie każdy musi marzyć o nagrodzie Nobla z fizyki.
Właśnie czy dostaniemy Nobla czy nie i tak wszyscy pójdziemy w jednnym kierunku (jak mądrze napisała Makusia) zostało nam tylko obrać sobie drogę tak aby dla nas była ona jak najbardziej odpowiednią przyjemną dróżką;))
Nooo, moja droga , mowi sie "zycie to nie jebajka" , nie zawsze przyjemna drozka jest, nawet jak takie byly nasze zamiary! Obrac zawsze mozna sobie droge dla nas najbardziej odpowiednia,przyjemna......... tylko nie wolno zadac, zeby te droge ktos inny finansowal !!!
Chyba już to kiedys pisałam ,naprawdę żal mi Ciebie kobieto!!!!!!!!!!!
Darai, udaj sie do do dobrego psychiatry, bo niesamowicie skrzywdzisz swoje dziecko, nie mowiac o partnerze! Po co zalozylas rodzine, mozesz mi wytlumaczyc? Przeciez moglas sobie byc/zyc dla siebie, czytac, pisac, malowac!
Wrrrrrrrrrr!!!!
Co?! Chyba mnie nie zrozumiałaś, ale ok... nie powinnam się denerwować z byle powodu. Nie gotuję obiadków na zawołanie, moim przeznaczeniem nie jest szorowanie garów i wkurza mnie fakt, że uważasz że tylko po to żyje kobieta, która nie pracuje. Teraz mam czas dla siebie, nie pracuje po 12h bo nie muszę. Niby jak krzywdzę swoją rodzinę? Dziewczynom poświęcam dużo czasu, boję się stracić z nimi tak fajny kontakt gdy urodzi się najmłodsze młode.
No, chyba rzeczywiscie Ciebie nie zrozummialam, bo napisalas o tluczeniu glowy w sciane po urodzeniu dziecka, to dla mnie patologiczne mysli.
Ha , a gdzie ja napisalam o jakims szorowaniu garow, gotowaniu na zawolanie?
Prosze przeczytaj co napisalas jeszcze raz:
Autor: darai
Temat: Odp: Pracujaca mama
Data: 2010-10-19 23:53:19 Nie pracuję od jakiegoś czasu, jestem w domu dla siebie, mam czas na czytanie, pisanie, malowanie, wkurzanie chłopa i cholera wie co jeszcze. :) Ale ja stanowię odrębną kategorię, matką jestem średnią a zajmowanie się niemowlakiem tak mnie przeraża, że mam ochotę tłuc łbem o ścianę. chybJestem a zbyt samolubna żeby myśleć o szczęściu innych nie myśląc o sobie. Ale i tak szanuję chęci i dążenia innych. Nie każdy musi marzyć o nagrodzie Nobla z fizyki.
wrrrrrrrrrrrr!
I co to ma do nagrody Nobla obojetnie z jakiej dziedziny, nie bardzo rozumiem?
Darai, daj sobie dziewczyno na luz, ktoś Ciebie prowokuje, a Ty się denerwujesz, nie musisz nikomu udowadniac że nie jesteś wielbłądem.:) głowa do góry.
Bzdury wypisują ,bo nie muszą pracować zawodowo???Przecież jesteś taka tolerancyjna ,powinnaś to uszanować ,a nie rzucać się jak wesz na grzebieniu!!! Nie mam 100% gwarancji ,że Twoje dzieci są fajne i wartościowe,w internecie różne można pisać rzeczy!!!
No i oto chodzi Agaciu, nie wiem czy zauważyłaś, ale u Tineczki jest wszystko najlepsze,dzieci, krowy, goście i jedzenie. Polskie kobiety w jej mniemaniu, to lenie, nieroby, chore psychicznie i nic warte a Polska to kraj z 18 wieku, gdzie ludzie jedzą wszystko z chemią.
MR nie wiem czy zauważyłaś dla każdej matki jej dzieci są najlepsze.
Ale czy nie zauważyłaś aggusiu jaka pogardę Tineczka ma do Polski i wszystkiego co z nia związane???
Agaciu.. moim zdaniem Tineczka nie ma pogardy do Polski i wszystkiego z nią związanego, tylko do pewnych, zacofanych zachowań.. I w dużej mierze ja się z Tineczką zgadzam.. A jestem Polką z krwi i kości i nie zamierzam sie z Polski wyprowadzić...
Agaciu ja myślę że Tineczka bardzo kocha Polske. Odnosi sie do konkretnych przypadków w swoich wypowiedziach. Krytykując coś co nie podoba jej się w Polsce, krytykuje dana sytuacje nie Polskę. Myślę jeszcze że kocha nas Polaków bo gdyby tak nie było to siedziała by na szwedzkich forach a nie z nami.
W każdym kraju są ludzie leniwi, zacofani itd. Bierzecie to za bardzo do siebie. Agaciu ja też uważam wielu ludzi na tym forum za zacofanych każdy z nas ma takie myśli. Tineczka jest typem człowieka co na sercu to i na języku można ją za to kochać. albo nienawidzieć. Ja oosobiście całe życie wolalam szczerą prawdę niż zakłamanie. Nie powiesz mi Agaciu ze nie myślisz o Polakach jako zacofanych ludziach. Oczywiście nie wszyscy ale nie stety tak jest. Przykre to jest, jesteśmy katolickim krajem a to wlaśnie w tym kraju jeden chrześcijanin pała do drugiego nienawiścia.
Nie musisz bronić Tineczki - ona sobie sama poradzi.
Niemniej krytykowanie kobiet siedzących w domu z wybory jest poniżej pasa. Co komu do tego jak kto sobie życie układa.
Czy potem będzie płacz - też nikomu nic do tego. To indywidualne wybory - spowodowane sytuacją, charakterem, sposobem realizacji.
Bo matka pracująca zawodowo pod przymusem materialnym jest tak samo sfrustrowana, jak matka nie pracująca z powodu braku możliwosci zatrudnienia. I jedna i druga jest nieszczęśliwa, niezadowolona.
A kobieta na etacie, odczuwajaca taką potrzebę - będzie doskonałą matką - taką sama jak zawodowa kura domowa. Obie sobie ułożą zycie jak im wygodniej.
W Luksemburgu jest założenie, że pracuje jedno z rodziców. Obowiazek szkolny jest od 4 lat. I nie można tak sobie zabrać dziecka - chore musi mieć zaświadczenie od lekarza, po 5 dniach nieobecności nieusprawiedliwionej do domu przychodzi policja.
Dzieci są w szkole najpierw rano, potem trzeba je zabrać do domu na jakieś 2 czy3 godziny (nie pamiętam dokładnie) i ponownie przyprowadzić do szkoły. Na wątpliwosć - ale oboje pracujemy jest jedna odpowiedź - ale po co.
Zarobki gwarantują możliwość pozostania jednego z partnerów w domu - bez względu na wykonywany zawód. Realizacja zawodowa odbywa się po wychowaniu dzieci.
wiem że Tineczka sobie sama poradzi Agacia zadała mi pytanie i starałam się na nie odpowiedzieć. :):) Jesteśmy na forum i tu każdemu wolno mieć swoje zdanie z niektórymi nie. Masz rację ekkore że niekomu nic do tego czy ktoś pracuje czy nie. Najważniejsze abyś wszysscy w tym co robimy byli szczęśliwi. :)
Z tym się zgadzam w 100 a nawet więcej procentach.
Aby nasze wybory dawały nam satysfakcję, nie były uwarunkowane tylko i wyłącznie sytuacją.
Był czas kiedy siedząc w domu byłam szczęśliwa. Teraz kiedy dzieci poszły do szkzoły odczuwam jakąs pustkę tęsknote za pracą zawodową, realizacją.
Prorytety zmieniają się wraz wiekiem dzieci.
Ale z tego co czytam nie jestseś typem siedzącym w domu, spełniajacym się w ten sposób. Owszem - obowiązek przede wszystkim, trzeba go że tak brzydko powiem "odbębnić".
Szkoda tylko, że u nas kobieta chcąca wrócić na rynek pracy, po odchowaniu dzieci (nie mówie tu tylko o kilkumiesiecznym urlopie macierzyńskim), pełna sił, wiedząca już czego chce od zycia - ma takie marne szanse. Że w wielu wypadkach jesteśmy zmuszane do życia z wyrzutami sumienia - ze nie poświęcamy należytej uwagi dziecku - bo trzeba wrócić do pracy, gdyż potem jej nie będzie. Gdyby kobieta mogła decydować - wracam do pracy zaraz po macierzyńskim, chcę wrócić, gdy dzieci już nie będą mnie potrzebowały, nie mam ochoty na pracę zawodową - dom w zupełności mi wystarcza.
Żadna z tych postaw nie jest zła - oby tylko umieć wybrać dla siebie coś optymalnego - a nie być zmuszanym przez sytuację.
Masz duzo racji. Jak juz pisalam gdzies wyzej, jestem 3.rak na uropie wychowawczym i szukam nowego miejsca zatrudnienia. W trakcie rozmow nie przyznaje sie do dziecka i tego urlopu - jakby to byl jakis wstyd. Potem mam wurzuty sumienia, ze nie do konca mowialm prawde i ze niemalze musialam wyprzec sie wlasnego dziecka. Kilka razy (na poczatku poszukiwan) sie przyznalam to tego "niecnego procederu" i gorzko tego pozalowalam, niestety.
Skoro tak kochasz pracę zawodową załóż sobie firmę, to wcale nie takie trudne, latka pracy będą się liczyc i pieniążki będziesz miała własne.. Miałam o tym tutaj nie pisac, ale napiszę. Nie jestem fryzjerką, a mam swój zakład fryzjerski, zatrudniam 2 fryzjerki. Są zadowolone z pracy u mnie, świetnie się dogadujemy już 3 lata. Do pracy wpadam 2-3 razy w tygodniu, lub kiedy dziewczyny po mnie zadzwonią. Telefonicznie zamawiam z hurtowni co im potrzeba:) i szczerze powiedziawszy, żeby tylko było tak dalej jak jest, to i dziewczyny będą miały pracę i ja zysk:) Mam też księgową, starszą uczciwą panią na emeryturze , która zajmuje się rachunkami, ot i cała polityka:)
MR myśle o tym. Tylko ja mieszkam w małej miejscowości w której wszystko jest a do dużego miasta jest blisko i tez sie nie oplaca za bardzo. Nie chce otworzyć kolejnej budki z rajtkami zarobić na 1 rajtkach,20 gr i zamknąc ją po 2 miesiacach ze stratami. Mam pomysł tylko teraz nasza sytuacja finansowa sie trochę pokomplikowała muszę czekać. Będę musiała też wziąźć kredyt i tego boję się najbardziej.
Ryzyk fizyk, jak to mówią, kredyty są dla ludzi(sami też z mężem spłacamy) wystarczy zgłosic się do urzędu pracy i powiedziec, że chce się otworzyc firmę, oni bardzo chętnie pomogą. U mnie też w początkach było ciężko, pierwsze 2 miesiące był zastój , a później się ruszyło, teraz mamy stałych klientów i dużo przypadkowych osób, przychodzi dużo młodych chłopaków i dziewczyn. Fryzjerki mam młode i zdolne, dokształcają się na możliwych kursach fryzjerskich, więc umieją modnie strzyc i czesac:)
Jeżeli wszystko dobrze pójdzie, to od wiosny, dojdzie kolejna usługa, solarium i zdrowe nogi:)manicure i pedicure. W tej chwili to tylko plany, ale mam nadzieję że mi wypalą.
Więc sama widzisz, żeby się rozwijac , wcale nie trzeba byc poza domem:) można też byc matką dla dzieci i żoną dla męża, upichcic cos dobrego , posprząta i wcale się nie nudzic.
MR wybacz ale ja jestem realistką Życzę Tobie oczywiście rozwoju Twojego biznesu. Dla mnie prowadzenie biznesu i bycie w nim dwa razy w tygodniu jest równoznaczne w plajtą. Jaką masz gwaracje że fryzjerki nie robia Cię w bambuko. Ja cieńko to widzę. Zresztą tego typu usług w moim mieście jest od diabła i nie zdecyduje się. Widzisz jestem matka dla dzieci, żoną dla męża z tym upichceniem to tak od czasu do czasu, zawsze mam czysto itd. Do tego olbrzymi ogród który zawsze jest zadbany i podobno najpiękniejszy w okolicy ale mnie to juz nie wystarcza.Kiedy dzieci były małe to nie wyobrażałam sobie innego życia byłam spełniona, szczęśliwa itd. Teraz kiedy jedno jest w szkole i drugie moje siedzenie w domu jest bez sensu tak uważam.
Agnieszko to bardzo mądre co napisałaś. Jak się ma firmę to trzeba w niej być. Nie ma takich firm gdzie pracownicy puszczeni sami sobie nie robią szefa w jajo. O swój interes trzeba dbać dwa razy więcej niz o cudzy. Coś mi tu ściemą pachnie :))
Ewka bądź tak miła i pilnuj swojej firmy:) nie wiem co was taki interseuje moja, całe szczęscie że nie Ty o tym decydujesz ile czasu mam w niej spędzać :))
Sama zaczęłaś:) Nie wiem, może mnie już SKS dotknął, ale tez pamiętam wątek o tanim jedzeniu.
A co ma do tego tanie jedzenie?
Niby nic. Taki dysonans poznawczy z lekka odczułem:) Spoko, pewnie to wszystko da się jakoś logicznie powiązać. Wierzę na słowo:)
Ja nie napisałam że jem poledwicę za 9 zł, dałam tylko przykład ze dla biedniejszych ludzi, cena jest bardzo ważna:)
Ewa, zgadzam się z Tobą.Pisać można wszystko, ale patrząc realnie, to są fantazje.Takie jest moje zdanie.
Twoja ferma z kurami też była fantazją?
Niby dlaczego? Wystarczy sobie wstukać w google i wszystko ci wyjdzie.Nie jestem anonimowa.
Kobieto , platasz sie we wlasnych sieciach....
Ufam im, ponieważ są godne zaufania, nie mam potrzeby siedzieć i ich pilnować 2- 3 razy w tygodniu, to wystrczający czas, żeby załatwić to co trzeba. Jakbym myślała takimi kategoriami, to bym siedziała i nic nie miała:) bo bym myślała że mnie oszukują:) Ze mna rozliczają się prawidłowo, reszta mnie nie interesuje. Jak sobie dziewczyny zarobią na boku, to ich sprawa, oprócz tego że u mnie zarabiają, dostają też do kieszonki od klienta.
Nie umiem strzyc i uczyć się tego nie chce , bo mnie to nie pociąga, inaczej na pewno pracowałbym w swoim zakładzie, i zatrudniłabym zamiast 2 osób jedną:)
Ważne że biznes się kręci, kasa jest i nie muszę liczyć tylko na męża.
Nic nie stoi na przeszkodzie żebyś się rozwijała, zawsze można coś dla siebie znaleść jak się chce.
Ty już ogród masz, ja dopiero w planach, ale myślę że to już niedługo.Mój synek jest jeszcze mały, w kwietniu skończy 2 latka, więc wolę z nim czas spędzać niż w firmie.
MR ja Cię proszę takich bajek nie łykam. Prowadzisz firmę i bywasz w niej sobie 2-3 razy w tygodniu. Fajna ściema. Osobiście nie znam ludzi którzy prowadzą biznes i nie muszą się nim interesować. Tak zwyczajnie nie interesuje Cię jaki masz utarg danego dnia. Oczywistą rzeczą jest, że fryzjerki biorą napiwki ale jaką masz pewnść siedząc w domu że nie obsłużyły 20 klientów a wykazały 15 Nie masz takiej pewności. Zwyczajnie mogą sobie zarobić po 100 zł dziennie co miesięcznie razy dwa daje, pokaźną kwotę, której Ty nie dostaniesz. To nie moja sprawa MR jak Ty prowadzisz biznesy. Piszesz kasa jest ja się bardzo cieszę MR że tak łatwo Ci idzie w tym biznesie. Tylko czegoś nie rozumiem. Nie tak dawno kiedy ktoś prosił jak przeżyć za.. pisałaś że sama żyjesz za niewiele i dajesz sobie radę. Pisałas pracuje tylko mąż.Padła nawet kwota, nie chce mi się szukać. więc hmm wybacz ale jakoś mnie nie przekonowuje dochodowy biznes który się odwiedza 2-3 razy w tygodniu. MR czytaj dokladnie moje posty. Nigdy nie napisałam, że się przestałam rozwijać. Piszesz zawsze można dla siebie coś znaleźć jak się chce. Teraz to walnełaś bzdurę totalną bo guzik wiesz o rynku pracy.
Ty jesteś normalnie w świecie zazdrosna:))) pisałam że mąż pracuje sam, wcale się nie wypieram, po co miałam się chwalić,?żeby dostawać takie posty jak teraz? Zajmij się sobą, a jak jesteś taka ciekawa chętnie zapraszam do siebie, nawet za darmo będziesz miała fryzurę:))zobaczysz wszystko naocznie, może wtedy uwierzysz.
Zresztą komu ja sie tłumaczę, winni sie tłumaczą:) a ja będe pracować tyle ile ja będę chciała i żadna aggusia, nie będzie mi mówić co mam robić i jak żyć.:)).
MR ja Ci nie mówię co masz robić i jak masz robić to nie moja sprawa napisałam przecież. Zazdrosna nie jestem na moje szczęscie jestem pozbawiona tego typu uczuć.:):) MR ja nie mam powodów żeby Ci nie wierzyć ale w drugą stronę też nie. Spytałam Ciebie z zwykłej ciekawości jaką masz pewnośc że Twoje fryzjerki nie robią Cię w balona ? Nie odpowiedziałaś. Wcześniej pisałaś że im ufasz. Ja wiem że z Ciebie jest dobra kobieta i podziwiam Cię nawet za to zaufanie do pracownika ale niestety światem rządzi pieniądz. MR za dobrze znam życie żeby uwierzć w malinowe oczka pracownic jakie one wspaniałe dobre jak to wszystko zrobią itd. MR zainstaluj sobie kamerę w firmie a sama zobaczysz. Piszę to z czystej sympatii do Ciebie i dziękuje bardzo za zaproszenie mam nadzieję, że również przez sympatję do mojej osoby :):):) Hi Hi na marginesie mam nadzieję że Twoja fryzura jest wizytówką Twojej firmy i nie nosisz blondu z czerwonymi basemkami :):):) a na marginesie MR w tych sprawach uwielbiam facetów. Zatrudnij faceta zobaczysz jak Twoje zyski wzrosną :):):)
I jeszcze jedno MR z całego serca życzę Ci powodzenia w tym biznesie. :):)
Jeżeli sie zdecydujesz przyjechać, daj znać na pw, mam nadzieję że się zrewanżujesz i też mnie zaprosisz do swojego pięknego ogrodu, uwielbiam piękne ogrody i kwiaty.
Agusiu trafiłaś w dziesiątkę, wiesz czemu im ufam? bo mam kamerkę w zakładzie, uwierz mi , dziewczyny zostają prywatnie nie raz w zakładzie, ale informują mnie o tym telefonicznie, czy mogą. Mogę cię zapewnić że nic złego się tam nie dzieje:)
No i widzisz po długiej dyskusji doszłyśmy do sedna i takie działanie ma dla mnie sens :):)
Ja coś dojechać nie mogę do Wa-wy już od 2 lat ha ha :): może Ty będziesz w małopolsce albo zechcesz z dzieciakami odwiedzić Kopalnię Soli w Wieliczce to daj znać. Ja jestem otwarta na ludzi. Jakieś ciacho upieke aż taka zła w tych ciachach to nie jestem coś tam potrafię :):) Tylko jak chesz podziwiać kwiaty w moim ogrodzie to od wczesnej wiosny do póżnej jesieni Zapraszam :)
:)
Czyli gdybyś pracowała dla kogoś, kto nie pokazuje się zbyt często to byś kradła? Skoro wszyscy tak robią... Znam ludzi, którzy ufają pracownikom, w firmie są raz na kilka tygodni o dziwo świetnie funkcjonują i nikt ich nie okrada.
Darai, ja znam właściciela który ma hurtownie w Warszawie, a sam mieszka w Bydgoszczy, też mu wszystkio funkcjonuje jak potrzeba:) sam przyjeżdża 2 razy na miesiąc.
Wow MR zaimponowalas mi:)
Obowiazek szkolny od 4 lat to jest przesada, biedne dzieciaki...Wydaje mi sie, ze 6 latki sa rowniez za male na szkole, a co dopiero 4 latki.
Maddalena nie koniecznie biedne nam wydaje się że to szkola która kojazy nam sie z wkuwaniem a na etapie 4 lat jest to świetna zabawa. Ktora uczy jak żyć w grupie itd. Nikt 4 latkowi nie karze pisać ani czytac tak jak i u nas z 4,6 latkami
Nie wiem jak jest z przedszkolem -czy ktoś tam przewidział konieczność socjalizacji dzieci (bo tylko oto tu chodzi - tam zazwyczaj pracuje jedno z rodziców) - natomiast dzieci od 4 lat idą do szkoły - jest to zabawa (nikt w tym wieku nie uczy czytania i pisania), z tym, że z obowiązkiem szkolnym - nie ma możliwość zwolnić dziecka - z rygorami, o których pisałam wyzej. Nie ma wyjazdu na przedłużone wakcje do babci na wieś itp.
Nie chce byc upierdliwa, ale te 4 latki to moze chodza do czegos co sie nazywa szkola (na pewno badrziej sie tam bawia, niz ucza, to jasne), ale nie sadze, ze to jest normalna szkola. Inaczej byl by to precedens na skale swiatowa, no powiedzmy europejska. Mamy w europie pewne standardy szkolnictwa lub przynajmniej do nich dazymy i jezeli 4 latek zaczal swoja pierwsza klase, to w wieku 12-13 lat powinien pisac mature. Rozumiesz co mam na mysli?
System luksemburski znam z opowiadań człowieka tam żyjącego. Mieszka tam na dłuższe stałe - został delegowany przez firmę na kilkuletni (kilkunastoletni lub na stałe) kontrakt. Ma dzieci w wieku 4 i 7 lat. Oboje chodzą do szkoły.
Dzieci chodzą obowiązkowo do szkoły od 4 lat. Że jest to przedszkole w budynku szkoły - to inna sprawa. Ale istnieje obowiązek - taki sam dla 4 latków jak i 7 czy 13 latków. Przy 1-2 dniowej nieobecności - wystarczy usprawiedliwienie od rodziców. Od 3 musi być od lekarza - że chore. Jak nie pojawi się w szkole przez 5 dni bez informacji - w domu pojawia się policja - bo ktoś mógł porwać dziecko, może sie nad nim znęcają.
A widzisz, czyli to jest jednak przedszkole. Mnie chodzilo o status placowki, bo wydawalo mi sie niemozliwe, zeby 4 latki chodzily do prawdziwej szkoly. Chocby ze wzgledow formalnych, gdy dziecko z Luksemburga skonczyloby szkole 2-3 lata wczesniej niz jego Europejski kolega, zrobilby sie niezly ambaras. Owszem istnieja wyjatki przyjmowania na studia duzo mlodsze osoby, ale to raczej sa wyjatki, bardzo uzdolnione itd. To sobie wyjasnilysmy:)
U nich to szkoła. Ten sam budynek, ta sama dyrekcja. I obowiązek. I to ostatnie jest najważniejsze - dziecko podlega obowiązkowej socjalizacji, odpowiedniej dla swojej grupy wiekowej od 4 lat. U nas ten obowiązek jest dopiero od 6-latków - jak nie przyprowadzisz nikt głowy nie urwie - tam jest to przestrzegane rygorystycznie.
Tam masz dostarczyć dziecko na 8. odebrać o 11 (12) i przyprowadzić potem na 14 na jeszcze dwie godziny zajęć. To jest obowiązkowe dzień, w dzień.
we Francji i w Czechach nie ma przedszkole - w obu krajach w nazwie jest szkoła.
My to tłumaczymy na przedszkole - bo to jest tego odpowiednik.
Sprawdzilam: w Luxemburgu mozna wyslac potomka do "szkoly" od 3 rz, od 4 istnieje obowiazek (w Polsce nie ma obowiazku wysylania do przedszkola?). Faktycznie dziecko chodzi do jednej i tej samej placowki od obowiazkowego 4 r.z az do zakonczenia szkoly, z tym, ze dziecko chodzi do przedszkola, ktore jest zarzadzane przez szkole. od 6 r z dziecki zaczynaja szkole podstawowa, od 12 rz. gimnazjum.
W Polsce dopiero 6-latki są objęte obowiązkiem.
były projekty, aby objąć tym 5-latki - ale wydaje mi się, że nie zostało to zrealizowane.
Nie chodzi nawet o nazwę - szkoła, przedszkole - bo to kwestia umowna. Tylko o obowiązek - i jego respektowanie.
U nas zabierasz dziecko, mówiąć nauczycielce, że go nie będzie - nie zawsze podając przyczynę. Tam czekają Cię konsekwencje - łącznie z możliwością odebrania dziecka
Aggusiu, nie obraź się za to co teraz napiszę, ale widzę że jako adwokat Tineczki, miałabyś fajny etat u niej:) Mnie to tak naprawdę wisi i powiewa, czy Ty mnie będziesz uważała za zacofaną czy nie:) ( nie wiem jak innym) żeby kogoś oceniac, trzeba go znac, a nam się poznac , raczej nie będzie dane
Uderz w stół a nożyce się odezwą. Gdzie napisałam, że Ciebie uważam za zacofaną hyy ? Masz racę żeby kogoś oceniać trzeba go poznać ale.. nikt w społeczności jaką jest forum nie zabroni nikomomu swoich własnych myśli ja mogę Cię lubieć ale nie koniecznie musze się z Tobą zgadzać Prawda. Ty możesz mnie uważać za adwokata Tineczki a ja mogę sie z tym nie zgadzać. itd To jest forum a nie realne życie. Czy nam będzie dane się kiedyś spotkac Ha ha sam jeden Bóg wie :):) W sumie MR ja nie miała bym nic przeciwko myślę że to mogło by być bardzo fajne spotkanie. Śmieszne to będzie co napisze ale już tak w życiu jest że przeciwności się przyciągaja :):)
Aggusiu, ja też bym nic nie miała przeciwko , jakbym Ciebie spotkała:)Napisałaś w innym poście że Tineczka to co ma na sercu, to i na języku, dla mnie to nie jest żadne wytłumaczenie.
Nie wiem czy wiesz , ale.............. słowa też bolą i to na dodatek nieprawdziwe, chciałabyś że ktoś Ci napisał tak jak do Ani, że jest leniem i że nie umie karmic swoich dzieci, lub interesowac się za co ja dom, utrzymam?
Może powinnam wysłac Tineczce, zaświadczenie o swoich dochodach?
Swoją obroną Tineczki, dajesz swoje przyzwolenie , na przywalanie innym.
Ja jestem cierpliwa, przypomnę Ci jeszcze kiedys jak dowali Tobie:)
Dla wytlumaczenia:
As osobiscie wstawila zdjecie blizniakow (niemowlakow), lezacych i pijacych z butelek polozonych na gabkach, zeby im sie nie wysunely z ust. Wedlug mnie jest to okropne, bo kazdy niemowlak potrzebuje cieplo ciala rodzica,slyszec bijacego serca nawet karmiony butelka.
Widzisz, ja niczego z palca sobie nie wyssalam, As pisala (chyba osobiscie?) , jak zostawia maluchy przed telewizorem i ma spokuj. Prosze , wszystko jest w archiwum do przeczytania i zobaczenia.
Tak samo sa w archiwum Twoje wszystkie mile , nie bolace slowa skierowane do innych :)
Dla mnie to bylo bardzo logiczne zadac pytanie: jak dasz sobie rade ekonomicznie, jak mezowi cos sie stanie? Przeciez ciagle piszesz, jak siedzisz w domu i nic innego Cie nie interesuje, poza zyciem rodzinnym. Zdecyduj sie wreszcie jaka jest prawda?
Nagle masz firme i 2 dziewczyny zarabiaja na Ciebie, bez zadnej codziennej kontrolii z Twojej strony? Mozesz takie bajki opowiadac innym, ale ja jestem za stara, zeby w to uwierzyc, bo albo jestes tak naiwna, albo masz zalozone ukryte kamery i podgladasz co sie w zakladzie dzieje:)
A tak na marginesie, to ja nie potrzebuje adwokata , dam sobie rade doskonale sama:)
Zawsze byłam przy nich. Tak samo robiły pielęgniarki w szpitalu. Zawsze w tym samym momencie jadły i spały. Nie miałam 4 rąk by w tym samym momencie zajmować się obydwoma. Wychowywanie dwóch dzieci na raz jest całkiem inne niż jednego dziecka. Jeżeli chodzi o bajki na dvd to pozwalam im oglądać ale też jestem w tym samym pokoju co oni.Chyba, że gotuję obiad. Dla odmiany pokażę jeszcze inne zdjęcie by Cię uspokoić ale pewnie też je skrytykujesz
Aniu bardzo fajne dzieciaczki, daj sobie spokój, nie musisz nic nikomu udowadniac! jestes wspaniałą matką:)
:)
Aniu, piekne zdjecia, a chlopaki sliczniaki, gratuluje!
Szkoda tylko, ze pielegniarki tak Cie nauczyly, bo maz ma chyba rowniez 2 rece ?
U nas ucza zupelnie inaczej , nawet tro-cztero- ki zawsze sa karmione przy bijacych sercach rodzicow, w pierwszych miesiacach zycia.
Nawet przy gotowaniu obiadow, nigdy nie zostawilam dzieci bez opieki, tak samo , jak wnuczek jest ze mna kazdej minuty, obojetnie co:)
Wyobaz sobie, ze moja corka wyszla z kuchni na sekundy, pare tygodni temu i wracajac do kuchni zastala wnuka stojacego na stole!!! Jak wszedl na sliskie krzeslo, jak wszedl z krzesla na stol??? Dostala porzadna nauczke! Najwiecej wypadkow malym dzieciom wydarza sie w domu.
Mąż w tym czasie zajmował się małą córką. Wyobraź sobie, że na początku musieli jeść co 2 godz. Wiem, że przy dzieciach trzeba mieć oczy wszędzie. Nie można ich zostawić ani na chwilę bo o nieszczęście łatwo. Oblać się wrzącą herbatą np można nawet siedząc na kolanach dorosłego. Spaść z łóżka też nawet gdy jesteś z nim razem na tym samym łóżku. Mój bratanek w żłobku miał wypadek. Rozciął wargę. Miał szycie na żywca (nie wiem jak to możliwe. Normalnie to daje się znieczulenie). Miał uszkodzone zęby i odcisk szczęki też robiono mu w trakcie bólu. Chłopak teraz panicznie boi się dentysty. Wypadki zdarzają się wszędzie.
To brawo mezowi!
Nie mieliscie dziadkow do pomocy?
Bratankowi powinni zamrozic warge sprayem. Jest wyjscie, nalezy zglosic sie do madrego stomatologa dla dzieci ze strachem dentysty. Wypadki zdarzaja sie wszedzie i dlatego musi sie dzieci chronic, jak tylko sie da:)
Z tymi dziadkami do pomocy to już całkiem osobny temat. Czy dziadkowie mają obowiązek cudze dzieci wychowywać? Swoje już wychowali. Jeśli mają spędzić czas z wnukami to chwała im za to , jeśli nie- mają do tego pełne prawo.
Moje dzieci nie maja dziadków ani cioci czy wujka w domu. Mogę liczyć na ich pomoc ale staram się to ograniczać do minimum.
Moje dziecko ma zarówno dziadków jak i pradziadków. Mój mąż ma bardzo liczne rodzeństwo. Jednak nigdy nie przyszło mi do głowy, żeby moją pociechę podrzucać do kogokolwiek i prosić, by się nią zajęli. Skoro to moje dziecko to czemu ktoś ma mi się nim zajmować? Każdy ma swoje życie. Tak jak napisała darai dziadki już swoje dzieci wychowały. Teraz mają czas na odpoczynek i robienie tego co im się przez lata marzyło. Ja mam do dziadków mniej niż 5km i bywam u nich dość często i choć oboje mają masę wolnego czasu nigdy bym im dziecka nie dała, by się nim zajmowali. Są wspaniałymi ludźmi. Ufam im i wiem, że żadna krzywda, by się mojemu dziecku z nimi nie stała, jednak to mój obowiązek się nim zająć. W końcu to ja je urodziłam i ja je mam wychować. Nikt tego za mnie nie zrobi.
Chyba nie myślisz, że będę Ci się tłumaczyc:) do Ciebie po jałmużnę, na pewno nie pójdę.
Nigdy nie mow nigdy, zycie jest narazie nie zakonczona ksiazka:) A jak bieda da w tylek mnie, to poprosze Ciebie o pomoc.......odmowisz?
W tej chwili nie odpowiem, bo nie wiem !
Hehe, ale masz bol glowy ciagle z ta tineczka..........i ta szwecja..........:)))
Wlasnie: "zeby kogos oceniac trzeba go znac"........tez nie wydaje mi sie mozliwe , ze kiedykolwiek sie poznamy:)))
Tineczko jesteś do szpiku przeżarta jędzowatością... nie chiałabym mieć takiej teściowej :-O
proszę o usunięcie tego postu to juz est przerost formy nad treścią takiego chamstwa nienawidze
Aggusiu, poproś też o usunięcie postu Tineczki do as, tam gdzie nazwała ją leniem.
Dlaczego sama tego nie zrobisz?
No wiesz, ja dałam tylko propozycję, jak wszystkie obraźliwe kasowac , to wszystkie:)
o usunięcie Twoich MR tez przeprosze przeginacie dziewczyny a to nie jest fajne
Przy okazji, o swoich też napisz:))))
Nerwy puszczają każdemu. Szkoda, że tak trudno nam poszukać słów polemiki bez epitetowania. Tylko tyle potrafimy? Tineczko, na moje oko (zapewne nie dość bystre i wnikliwe, bo ileż ja czasu spędzam na forum, pewnie tyle co nic - wpadam jak ogień, ale jednak coś tam da się zauważyć) celowo prowokujesz - może się mylę, ale tak to wygląda. Twoje nie tyle cięte riposty, co ostro wypowiadane "kawalki własnego światopoglądu" trafiają ludzi do żywego. Zastanów się, gdzie leży granica między "dobrym kawałkiem wasnego zdania" a "głodnym kawałkiem". Skąd wiesz, jakie są dziewczyny, z którymi weszłaś w tak ostry zatarg, które poczuły się bardzo dotknięte Twoimi postami. Przecież my tu na forum jesteśmy poszatkowani na zestawy liter, z nich się tylko składamy, nie widać mimiki, mao kogo znamy bliżej, łatwo o niefortunne sformułowanie, ktore ktoś kiedyś źle zrozumie, a autor nie przeprosi i wojna murowana. Policzyć można na palcach ludzi o wrodzonych umiejętnościach mediatora, o zdolności do kompromisu. Wiecie, co mnie zaskoczyło dzisiaj? Że polskie społeczenstwo jest podzielone pół na pół w efekcie łódzkich zajść. Że w obliczu nienormalnej reakcji jednostki pierwszą reakcją 50% społeczestwa jest... poszukiwanie winy i winnych. Ten system rozliczeń i udowadniania racji jest ohydny. Ohydny. To szukanie dziury w całym.
Może my jej chociaż nie szukajmy. Starajmy się być dobrymi ludźmi. Jedni są pracowici w pracy zawodowej i domowej, inni tylko w zawodowej, a jeszcze inni zaledwie, a może AŻ rodzinnej.
Pewnie napiszecie, że skoro tak mędrkuję, może bym napisała, jak jest ze mną. Niestety w żadnej roli nie spełniam się dobrze. Pracuję w dwóch pracach zawodowych oraz zajmuję się domem, prowadzę charytatywnie internetowe pismo dla dzieci, rzadko mam super posprzątane i prawie nie odpoczywam. ALe wiecie co? Mimo tego całego slowiańskiego narzekania i pracoholizmu, to chyba jest mi całkiem dobrze. I staram się wierzyć, że robię najlepiej jak umiem wszystko co robię. I że nauczę się więcej i lepiej.
Czego i Wam wszystkim życzę.
A teraz grzecznie proszę o podanie sobie rąk na zgodę, albo przynajmniej ugryzienie się z jęzory.
Niooooo, gdyby nie te niektore rispoty anty szwedzkie i anty tineczkowe , jak zwykle od garstki osob, to jakos zawsze sie dogadam na koncu, niestety tego nie zauwazylas:(
Z jakimi dziewczynami weszlam w taki ostry zatarg??? Ktos umarl?
Cos mi sie wydaje, ze nie przeczytalas calego watku i reagujesz wlasnie "jak w ogien wpadajaca".....coz ..........
Madre slowa:
Policzyć można na palcach ludzi o wrodzonych umiejętnościach mediatora, o zdolności do kompromisu. Wiecie, co mnie zaskoczyło dzisiaj? Że polskie społeczenstwo jest podzielone pół na pół w efekcie łódzkich zajść. Że w obliczu nienormalnej reakcji jednostki pierwszą reakcją 50% społeczestwa jest... poszukiwanie winy i winnych. Ten system rozliczeń i udowadniania racji jest ohydny. Ohydny. To szukanie dziury w całym.
A teraz mam wielka prosbe do tych osob, ktore mnie w dalszym ciagu lubia i toleruja, bardzo, bardzo prosze o nie reagowanie i nie bronienie mnie w zaden sposob, bo wiecej odejsc z wz-tu fajnych osob poprostu nie przezyje!!!
kurcze.. za każdym razem kiedy znajdują ciekawy wątek całą atmosferę rozmowy zawsze mąci ciocia dobra.. i przepraszam,że w ogole jestem zalogowana na tym portalu..tylko uprzywilejowani mogą obrażać innych
Kochanie, na szczescie nie bedziesz musiala miec .......mnie za tesciowa :)))))))
Ja pracuję zawodowo,mąż też czasami dorabia a oprócz tego jest jeszcze małe gospodarstwo rolne.Jak dzieci były małe pilnowała ich teściowa,a ja pracowałam zaraz po macierzyńskim(i karmiłam piesią do 1,5 roku).Miałam wyrzuty sumiania,że zostawiałam dzieci,a szłam do pracy(gdy karmiłam pracowałam 7 godz),ale pociaszałam się,że są pod dobrą opieką teściowej.Dzieci już mają po 16 i 14 lat.W miarę możliwości pomagają jak mogą ,bo wiedzą,że trzeba pracować i wiedzą,że mają rodzoców i babcię którzy zawsze im poświęcą czas jak zachodzi taka potrzeba.Myślę,że wszystko można pogodzić i to tylko chęć zorganizowania sobie czasu.
PeeSSS.
Ale Wasze niektóre odpowiedzi to.......%^$#@@()&&^$#@
Trudno zrozumieć dlaczego niektórzy oceniają.
W czym są lepsze mamy pracujace, motające się pomiędzy domem a pracą, nie spełniające sie w pracy zawodowej - ale zmuszone do tego przez sytuacje materialną?
przeceiż to indywidualny wybór lub wybór sytuacyjny- jeden jest typem pracujacym zawodowo, dla którego ważna jest kariera, zdobywanie kolejnych szczebli. Drugi będzie sie realizował poprzez pracę w domu. Trzeba umieć i móc (bo to chyba nawet ważniejszy warunek) wybrać opcję najlepszą dla siebie
Kontakt z ludźmi? Dlaczego praca wśród gromady "bab", dla których mąż to stary - wiedza zdobywana z plotek, mądrości ludowych, tego co pomogło pani Goździkowej ma być lepsza od tej zdobytej w chwili spokoju - w zaciszu domowym - z książek czy internetu. Nie każdy ma w pracy możliwosć awansu i rozwoju.
Wiadomo - kobieta, która ma potrzebę pracy - będzie nieszczęśliwa w domu. Będzie źle znosić obowiązki domowe, których nei dzieli z nią pracujacy małzonek. Ale jeżli ona się z tym dobrze czuje - nie ma powodów do potępiania.
A emerytura - cóż - na dzień dzisiejszy pewniejsza jest ta odłożona indywidualnie - gdy sytuacja materialna na to pozwala - niż ta wypracowana z ZUS...
Ja sama cały czas pracowałam (i pracuję). Źle znosze wtłoczenie w same obowiązki domowe. Etatowych epizodów w życiu miałam jednak niewiele - bardzo trudno znosić mi kaganiec.
Przez kilka lat mieliśmy tylko wydawnictwo (mamy je nadal). Pracowałam w domu. Miałam czas dla dzieci - brałam udział we wszystkich imprezach szkolno-wyjazdowych. To co miałam do zrobienia - mogłam zrobić wieczorem. Nie jestem typem wykonującym wszysko za nie. Muszą same sprzątać (trudno - nawet jak jest zrobione źle nie poprawiam), oboje dosyć dobrze radzą sobie w kuchni (a byłam stale w domu)- ba lepiej od ojca, który mimo pracującej mamy w kuchni jest nieporadny - młody, jak zostaja sami zawsze wygania go, nie ma prania rozrzuconego po mieszkaniu - to co nie w koszu nie idzie do pralki.
Życie z książek stało sie jednak bardzo trudne - nie przez ilosć pieniędzy- a ich nieregularność. Mąż wrócił do wyuczonego zawodu.
Ale z powodu braku czasu wydawnictwo działa jak działa.
Początkowo zamknięta w czterech ścianach zaczęłam sie nudzić. Nawet poszłam do pracy na etat - ale było mi z tym źle. Jako, że od lat zajmowałam sie turystyką - gdy musiałam zrezygnować z wycieczki z dzieciakami - wiedziałam co chcę robić w zyciu. Licencje pilota miałam - ale ilość podróży zwiedzających, zwiazanych z wydawnictwem plus kilka wycieczek szkolnych całkowicie dawały mi satysfakcję.
Odświeżyłam licencję, teraz włóczę się po Polsce i Europie - mając świadomość, że to mało wdzięczny kawałek chleba.
Czasami żałuję, że nie robiłam tego zawsze, że może zmarnowałam ileś lat - ale jak dzieci były małe nigdzie bym nie pojechała, bo...
Wszystko ma swój czas. Mogłam odchować dzieci - poświęcając im maksimum czasu, teraz mogę się realizować
Od zarania cywilizacji ludzkiej rola "strazniczki domowego ogniska" była rolą drugoplanową (oczywiście nie mniej ważną, ale PODRZĘDNĄ). W miare rozwoju cywilizacji kobiety nadal podlegały mężczyznie - ich rola zawsze była przynajmniej równie istotna dla funkcjonowania rodziny - nie mniej jednak w hierarchi ważności mężczyźni byli górą. Przed kobietami nikt nie stawiał wyboru - po prostu one przynależały do sfery domowej i kropka. Z czasem, bardzo mozolnie, wywalczyły sobie dostep do edukacji, do zabierania głosu w sprawach ważnych dla społeczeństwa, do podejmowania pracy.
Nie mam głęboko zakorzenionych poglądów feministycznych, ale jestem pewna, że do dziś dnia nadal kobiety musza walczyć o równouprawnienie, ciężej im przychodzi osiąganie sukcesów zawodowych, politycznych (choć w róznych krajach europejskich wyglada to róznie). Niemniej jednak kobieta - jeśli zechce - ma szanse być równorzędnym partnerem mężczyzny.
Nie moge zrozumieć, jak można nie chcieć tej sznsy wykorzystać!
Oczywiście rozumiem motywacje zostania w domu, jak małe dzieci wymagające opieki czy różne sytuacje rodzinne. Trudno mi jednak uwierzyć w zapewnienia o samospełnieniu i szczęściu pozostawania całe życie jedynie organizatorkami życia domowego.
Ostatnio rozmawiałam szczerze z moją sąsiadka, która ma pięcioro dzieci w róznym wieku (1,5 roku - 13 lat), która przyznała, ze owszem marzy czasem o innym życiu. Skoro jednak zdecydowała sie już na tak liczną rodzine (bo liczna rodzina nigdy nie jest kwestią przypadku) - musi dopilnować każdego dziecka z osobna, poswięcić czas i uwagę. Dodając do tego obowiązki domowe - nie ma mozliwości podjęcia pracy. Jest jednak kobietą zadowolona z zycia - postanowiła odnjdywać radość w tym, co ma (a ma bardzo dużo). Bardzo ją szanuję i podziwiam. Ja jednak - kobieta po studiach, z (1) 6-letnim dzieckiem decydując się na zostanie w domu - byłabym zwykłym leniem.
Niestety wiele kobiet zostaje w domu ze zwykłego wygodnictwa. Mężczyźni są w innej sytuacji - od nich wymaga sie, żeby zapracowali na rodzinę, zeby byli zaradni - inaczej nazywa się ich nieudacznikami. Kobiety czesto wolą "schować" sie w domu, by nie musieć podejmować wyzwań, których się boją.
Tylko w takim razie po co to obśmiane - ale jakże ważne - palenie staników, po co dostęp do szkół innych niż "kurs dobrej gospodyni" czy "dobre maniery dla grzecznych panien"...
Użytkownik agafi9 napisał w wiadomości:
>
> Niestety wiele kobiet zostaje w domu ze zwykłego wygodnictwa. Mężczyźni
> są w innej sytuacji - od nich wymaga sie, żeby zapracowali na rodzinę, zeby
> byli zaradni - inaczej nazywa się ich nieudacznikami. Kobiety czesto wolą
> "schować" sie w domu, by nie musieć podejmować wyzwań, których się
> boją.Tylko w takim razie po co to obśmiane - ale jakże ważne
> - palenie staników, po co dostęp do szkół innych niż
> "kurs dobrej gospodyni" czy "dobre maniery dla grzecznych panien"...
Nawet jak pozostanie w domu jest czystym wygodnictwem - nikomu nic do tego.
Jeżeli na takie warunki przystali oboje partnerzy.
Walka o równouprawnienie nie jest czymś złym - może nie aż tak demontracyjna.
Kobieta pracujaca nie jest złą matką.
Kobieta pozostajaca w domu z wyboru, nawet jak ma tylko jedno dziecko też nie jest leniem.
No chyba, że do opieki posiada sztab nianiek, do sprzątania panią a do gotowania kucharkę...
Ale z drugiej strony - skoro stać ją na to...
Ja sama osobiście chyba bym tak nie chciała...Przecież to umrzeć można z nudów
Tylko dlaczego kobiety otrzymujace zapłatę w pieniądzu za prace domowe nie są piętnowane? czym to sie różni od bezpłatnej, dobrowolnej roli kury domowej?
Wiesz co, ekkore, zgadzam sie z Toba - ani mi, ani nikomu innemu, nic do tego, czy ktoś jest leniem czy nie i wogóle jak ukłda swoje życie. Moja wypowiedż była może nieco prowokacyjna (choc rzeczywiscie tak myślę). Tak na prawdę jednak chodzi mi przede wszystkim o to, że mam wewnetrzne przekonanie, że nalezy starać się walczyć o swoje zycie, próbowac je samemu kształtować, robić coś fajnego, ciekawego. Jasne - bycie w domu bywa bardzo ciekawe i moze dawać wiele szczęścia - ale nie wierzę, że np. dziewczyna kończy studia (a więc najprawdopodobniej ma jakieś swoje ambicje, aspiracje, pomysły) i potem zadowala ją jedynie bycie w domu. Twoja wcześiejsza wypowiedź właśnie świadczyła o tym, żew róznych momentach swojegio zycia robiłas różne rzeczy, ale nie szłaś "z pradem" - tylko w jakiś sposób walczyłaś o swoje życie. Taka postawa mi imponuje.
Jak napisałam, nie jestem zdeklarowana feministką, ale chciałabym, żeby kobiety świadomie nie odstawiały się na drugi tor. Rozumiem wypowiedź teraz jestem w domu, bo dzieci sa małe i wymagają szczegolnej opieki (choć z drugiej strony znam świetne przypadki, kiedy to facet został w domu, bo bylo to akurat z róznych powodów korzystne). Lecz kiedy słyszę panie, mówiące o tym, że one w domu sa szczęśliwe i nic im więcej nie potrzeba, to sobie myślę, co zrobią, jeśli zabraknie im męża, co zrobią kidy dzieci będa duże i nie będą już ich tak potrzebowały? I tak zwyczajnie - po ludzku - dziwię się im, ze nie maja innych pragnień, nie marzą os penieniu jakiś swoich innych aspiracji...
Świadomie walczyć o swoje życie. Przeceiz to jest zależne od charakteru.
jedna w domu bedzie jak w szklanej pułapce, inna z nadmiarem uczuć macierzyńsko - pielęgnacyjnychw ten sposób będzie sie realizować.
Zamiast zakładać firmę cateringowo-sprzątajacą, będzie dogadzać własnej rodzinie. Zamiast pracować w przedszkolu zajmie się swoimi dziećmi. To będzie jej własna realizacja.
Kobieta zostająca w domu - tylko dlatego że mąż tak chciał, bo dobrze zarabia, utrzyma, zapewni rozrywki itp, itd - będzie jak ptak w złotej klatce - niby ma wszystko, ale brakuje jej spełnienia - tego zawodowego. Trudno jej będzie o dobry nastrój - bo będzie miała odczucie, że jest leniem, obibokiem, bo prace domowe nie zaspokoją jej potrzeb rozwojowych
Taka sama sytuacja będzie w przypadku kobiety pracującej zawodowo - tylko dlatego, że wymagają tego finanse domowe. Codziennie wstaje z musu, idzie do pracy i odlicza godziny do końca - a tak naprawdę wolałaby zająć się domem.
Ani jedna ani druga nie będzie dobrą matką - jedna znudzona życiem domowym, druga zmęczona zawodowowym (ale nei fizycznie tylko psychicznie).
A jak by to było w przypadku facetów.
Co o tym sądzicie - czy siedzący w domu tata to obibok?
Moje zdanie jest następujace - jeżeli przejmuje wszystkie obowiązki kury domowej bez przypominania - pranie, sprzątanie, zakupy gotowanie, dzieci - nie widzę przeciwswskazań - jeżeli nie potrzebuje zadań wyższych, jak większość mężczyzn. To umowa pomiędzy partnerami.
Natomiast leń i obibok to taki, który nie pracuje (a udaje, że szuka pracy) - gotuje żona po pracy, a dzieckiem zajmuje się połowa rodziny.
Tata w domu to to samo co mama. Nie istotne, którez partnerów zarabia na utrzymanie rodziny, czy też robia to wspólnie. Praca w domu to ciężka praca nie zależnie od tego kto ją wykonuje. Są to decyzje podejmowane w konkretnej rodzinie, najlepiej, kiedy jedynym kryterium wyboru nie są finanse.Jedyne czego nie lubię w "podziale obowiązków" to kobiety pracującej na 3etatach w imię równouprawnienia: matki, pracownika i sprzątaczki. Podczas gdy mężczyzna tylko pracuje. To dla mnie byłby postrzał w kolano. Ale tutaj też należy uszanować wolę osoby, która ma aż tyle chęci i energii w sobie aby się tym wszystkim zajmować.
Z pierwsza częścia Twojej wypowiedzi nie będę polemizować - myslę, że każda z nas ma rację
Jeśli chodzi o druga część - facetów traktuję i oceniam tak samo jak kobiety. Jak pisałam, znam facetów, którzy przez jakiś czas byli w domu z dzieckiem i wtedy to oni siłą rzeczy przejmowali wiekszość obowiązków domowych. Według mnie - kobieta, która jest w domu moze byc leniem, ale tez może być pracusiem (to ja, mając 1 dziecko i niespecjalne umięjętnosci organizowania sobie pracy zawodowej w domu - oceniam, że byłabym leniem).
Kobieta pracująca - tez może być leniem (w pracy udającym pracę,a w domu ciagle nie dawającym sobie rady i na dodatek zwalającym wszystko na nadmiar obowiązków) albo pracusiem. To samo dotyczy mężczyzn.
Niestey nie cenię wysoko leni, czy sa kobietami, czy mężczyznami
Hehehee - to ja jestem leniem, szczególnie jak idzie o nielubiane obowiązki.
Inaczej sprawa się ma - gdy one sprawiają przyjemność...
oj, ja nieustannie nawalam z jakimiś pacami domowymi (zwłaszcza z prasowaniem, w związku z którym mój mąż w żadnej mierze nie odczuwa potrzeby partnerstwa), ale nie badolę, że to z powodu strasznego nawału obowiazków domowych i pracowych
Czytam i oczom nie wierzę, ale do rzeczy. Zanim zostałam matką pracowałam po kilkanaście godzin na dobę na dwóch etatach, zarówno z potrzeby materialnej, ale i z chęci realizacji samej siebie i zamiłowania do pracy(dom dziecka,potem szkoła i jako opiekunka środowiskowa). Zachodząc w ciąże zmuszona byłam postopować i siedziałam na zwolnieniu-często nudząc się jak mops, mając czas dla siebie i nienarodzonej dzdzi. Po urodzeniu Julki zarzekałam się, że do pracy wróce. Los jednak spłatał mi figla i szkoła przestała istnieć-(prywatna szkoła), więc zostałam bez dochodów -chodzi mi o stały własny dochód i pracę we własnym ulubionym zawodzie. Opieka nad mała z dnia na dzień coraz silniejsza więź z malutką, coraz większa radocha ze wspólnych chwil, powoli ostudziła moje poszukiwania pracy. I po namyslę, uznałam, że zostaje w domu,że nie szukam gdyż z tak wielkim przerażeniem zostawiałabym córcie w domu pod opieką opiekunki, która nie wiem czy spełniłaby moje oczekiwania, a finansowo też ma swoje wymagania. Czy czuję się kurą domową?nie, i niegdy się tak nie czułam-nawet jak na zwolnieniu byłam, Teraz dziele swój świat na maleńka, obowiązki domowe,które mimo tego, że jestem cały dzień w domu i tak są dzielone na nas,i na swoje małe przyjemności. Jestem szczęsliwa, choć finansowo jest gorzej, ale nie najgorzej.Jest skromniej, ale jak patrzę na pyszczek maleńkiej, na jej co chwila nabywane nowe umiejętności to uważam, że dokonałam prawidłowego wyboru w zgodzie z własnym sercem i nie czuję się przez to gorsza. Spotykając się z koleżankami, które pracują mam o czym pogadać, mam swoje zdanie-zawsze je mam!, i zawsze po takich spotkaniach dochodzę do tego samego wniosku, że dokonałam najlepszego wyboru nie tylko dla Julki, ale i dla siebie i całej mojej małej rodzinki. Pewnie jak odetnę sama tą pępowinę i poczuję, że Julka nie wymaga już tak stałej obecności mamy, jak uznam z zwodowego doświadczenia, że czas dziecko socjalizować i czas na równeiśników, to puszczę małą do żłobka, bądź jakiegoś klubu malucha, a sama zadowolona i zrealizowana macierzyńsko, z nową motywacją, powrócę do ukochanego zawodu i pracy z dziećmi. I wcale nie jest tak, że dzieci mam niepracujących są mniej samodzielne, bardziej niepewne i inne takie. Wszytsko zależy od wychowania, i od pracy nad dzieckiem. I jak to mawiają starzy pedagodzy dziecko należy kochać szaleńczo ale mądrze.
A mnie ktoś kiedyś powiedzial, że dzieci dostaje się na przechowanie. Dając im najwięcej z możliwego nie należy zapominać o sobie.Dzieci kiedyś odejdą, a my?Zycie mamy jedno. Dzieci są jego ważną częścią, ale tylko częścią.Tyle racjonalnie.
Dla wierzących przypominam przypowieść o talentach.
Czasem mamy inny niesamowity, przydatny ludziom talent. Realizujmy więc go.Bo inaczej to będzie zaniechanie.Praca oprócz prostych korzyści materialnych pozwala sie rozwijać i być przydatnym innym.
PS. Dla wierzących- pierwsza encykliką JP II(uważa się, że najważniejszą) była " Laborem Excerens" - o wartości pracy ludzkiej.
Praca zawodowa pozwala się rozwijać - zgoda w 100 % - ale pod warunkiem, że ja sama osobiście chcę tej pracy.
Jeżeli jej nie chcę, zmusza mnie do niej tylko i wyłącznie presja otoczenia (jeżeli idzie o presję materialną - zawsze jesteśmy sobie w stanie jakoś to wytłumaczyć)- nie jest ona wartością całkowicie pozytywną. W żaden sposób nie przyczyni się do rozwoju osobowości - bo będzie katorżniczym obowiązkiem.
Nie chodzi mi tu o udawadnianie, że matce w domu jest lepiej, że praca na etacie niańki, opiekunki, sprzątaczki i kucharki jest dla niej całym spełnieniem.
Tylko każda z nas jest inna - każda ma inne potrzeby.
To co już pisałam - jedna musi iść do pracy - bo w czterech ścianach usycha. Druga chce- jak przystało na samicę (sprowadzajac to do potrzeb biologicznych) - odchować młode, zaszczepić im zasady - nie będzie to dla niej jakimś poświęceniem, a czymś normalnym, zwykłym biegiem rzeczy - że po obowiązku będzie aktywna zawodowo. Trzecia jest stworzona do roli gospodyni domowej - wszelkie prace domowe są dla niej stworzone. Mimo, że bez pensji - to także etat. Każdy z nich mający sens pod warunkiem, że same tego chcemy - a nie zostajemy w niego wtłoczone i zmuszone sytuacją, presją.
Od tago mamy rozum i wolną wolę. A rozumu bez sensu nam nie dano, czy nie wykształcił sie w drodze ewolucji.
Mamy rozum i same powinnyśmy wybierać co nam pasuje.
Tylko za nasze wybory nie powinnyśmy być krytykowane, uważane za gorsze - przez osoby nie znające całości sytuacji, nie znające osobiście, nie znające motywacji, przyczyn.
To że zdecydowałam się pozostać w domu nie czyni mnie gorszą matką od tej, która pracuje zawodowo, zapewniając lepszy start materialny (strona materilna też jest ważna - bez niej nie ma zajęć dodatkowych itp). Nie muszę być zgorzkniała, marudna - za zmarnowane życie, za poświęcenie bez dowodów wdzięczności.
Realizujac się zawodowo - zaraz po odbębnieniu macierzyńskiego, który i tak był koszmarem - nie muszę być gorszą matką, jeżeli potrafię całość zorganizować. Z całą pewnością dziecko odniosłoby dużo większą szkodę, gdybym pozostała w domu
Świetnie to napisałaś ekkore:)
Praca może być realizowana w różnych kategoriach i aspektach. ?W domu też.Ale jesli jestesmy jednoczesnie przydatni gzie indziej...nie umniejszając bynajmniej roli powołania do życia w rodzinie.....Ale to kazda z nas- kobitek i meżczyźni też- czuje sama osobiście.Czasem warto i trzeba przeanalizowac potrzeby swoje, rodziny i ...społeczności, ba czasem nawet więcej.Rodzina jest najważniejsza, ale czasem więcej damy z siebie...gdzieś w innych aspektach. Co to by było, gdyby Eistein skoncentrował się glównie na życiu w rodzinie, czy Curie- Skłodowska.Nie byli wzorami rodziców. Widać czasem i tacy są potrzebni...ludzkości, choć to wielie slowo.
My jesteśmy zwykłymi ludźmi, nie geniuszami, ale zawsze mamy margines innych zdolności. I te trzeba jakoś dzielić pośród innych.Trzeba wybierac, porcjować. A spełniony zawodowo rodzic, zadowolony jest przykładem i wielką wartością dla dzieci.
Pisze to, bo mam najlepszy przykład w postaci swoich rodziców. cudownych, ciepłych, rodzinnych, a jednocześnie takich, którzy cos pozostawili po sobie. Przede wszystkim we mnie, ale też (znów wielkie słowa) dla Polski, społeczności, historii,Taka prawda.I za to ich tak cenię. to oni wykształcili we mnie pasje- etnograficzną np.Łączyli rodzinę z pożyteczna pracą dla innych.
Panna Maria Skłodowska - gdyby nie mezalians jaki groził jej kawalerowi - pewnie nigdy nei dowiedziałaby się o pokładach wiedzy we własnym umyśle. Wyszłaby za mąż, została matką gromadki dzieci - pewnie byłaby szczęśliwa, nie uświadamiajac sobie nawet co w niej drzemie.
A tak - rozżalona - wyjechała do Francji, dając tyle dla rozwoju ludzkości.
Rodzic spełniony zawodowo jest przykładem i wartością. Ale musi chcieć się spełniać w ten sposób. Jeżeli jego spełnieniem jest praca domowa - nie należy go za to krytykować, tylko umożliwić taka formę realizacji. Matka wracająca po 8 godzinach - ciagle narzekajaca na warunki pracy, szefa, bezpłatne nadgodziny z całą pewnością nie uczy dziecka szacunku do pracy.
Inaczej, gdy matka mimo 8 godzin wraca zadowolona, uśmniechnięta - zmęczona - ale spełniona, gotowa zająć się domownikami i domem.
Matka siedząca w domu z musu też nei będzie przykładem dla dziecka - ciągle będzie sfrustrowana, zmęczona nudą dnia codziennego, będzie wypominać poświęcenie.
Gdy sama tego chce - zawsze sobie znajdzie zajęcie, będzie się dokształcać, czytać.
dlatego- ekkore- nadmieniam,że każdy musi to sam przeanalizowac wg własnych warunków, preferencji, ba nawet kompleksów i uprzedzeń.
mMi rodzice byli wspaniałymi ludźmi, których doceniła historia.ale jednoczesnie nie pozostawili mnie w żłobie. Ojciec ciągał mnie wszędzie. do dzis są zdjęcia, gdzie ja na konferencjach naukowych siedze z gilem na katedrze i wcinam zupkę przygotowaną przez mamę(ale cichutko) a tatuś prowadzi wykład.. Do dziś spotykam ludzi ineznajomych, którzy na mój widok wybuchaja smiechem i krzycza np na ulicy- pacynka!!! Nie umiałam kiedyś mówić dziewczynka i mówiłam pycynka-stąd moje przezwisko))
Czy mamę, która zabierała mnie Bóg wie gdzie, a ja bawiłam sie pod stołem cichutko, układając klocki.
PS, ale chyba az tak sie nie zmieniłam mimo swojego wieku,że rozpoznaja mnie po 40-kilku latach)))A rodzice kochali mnie nadzwyzajnie.Ale nie rozpieszczali, choć jedynaczkę. Choć tego, że oddali mnie do Szymanowa do zakonnic w liceum długo im wybaczyć nie mogłam.Teraz cenię!!!!nigdzie bym sie tego nie nauczyła, co tam.Siostry były wspaniałe)))I wesołe)))
Myśmy też włóczyli się z dziećmi po róznych konferencach, zjazdach itp. Ja zajmowałam sie nimi na korytarzu, gdy Jarek miał do wygłoszenia jakiś referat. Razem z nimi pilnowałam stoiska z książkami. Dało się.
Gdy była możliwość angażowaliśmy babcie - nie zawsze dziecko wytrzyma tempo jakie narzuca praca, szczególnie nasza - po kilkanaście godzin łażenia (zwiedzania), aby zrobić zdjęcia do książki - udawało się, bo obie chętnie zajmowały sie wnukami, których nie mieli na codzień.
Od kilku lat młody świadomie z nami jeździł - chciał dobrowolnie, wiedząc co go czeka - i że nei ma wtedy taryfy ulgowej. W tym sam spasował - kończy gimnazjum, szkoda mu była nadrabiania - a i w jednym tygodniu miał chyba ze 3 czy 4 konkursy kuratoryjne (jest namiętnym uczestnikiem wielu olimpiad)
w tym roku młoda chciała - ale nie pozwoliliśmy - kończy podstawówkę - teraz przerabiają testy końcowe. może i nei są one trudne - ale w przypadku dziecka, które nie czyta ze zrozumieniem, obecność wskazana.
Takie doświadczenia podparte miłoscią tylko wzbogacaja dzieci.Jak wyjeżdżałam do Szymanowa-rodzice płakali.Teraz im za to dziękuję.Oddali jedyną córkę. Ale wróciłam bogatsza.Nigdy nie czułam sie niekochana, odrzucona. Oni to robili, zebym nabrała rozumu.Kiedy byłam małym glutem mieszkala z nami p. Józia-z Wilna- opiekowała się mną czasem, była moją nianią. Stąd moje nieprawdopodopodobne zainteresowanie kresami. Wychowywałam się na styku Warmii i Mazur. Pamiętam te tradycje, legendy...a rodzice z Mazowsza, ale światli i wykształceni.
I to wzystko we mnie pozostało. Urosło i teraz pisze z najwiekszymi scenariusze, teksty, umiem stylizowac. A oprócz tego mam w pamieci ten wspaniały styl tamtych ludzi: niezależnosc, umiłowanie Ojczyzny, tradycji i długu dla przyszłych pokoleń.
Kiedy dwadziescia pare lat temu stanelam przed owym dylematem (dzieci w wieku 0, 4, 6,9) czulam, ze pograzam sie w prawdziwym rozdwojeniu jazni.
Z jednej strony dzieci, wszystkie chciane swiadomie, z drugiej mozolnie zdobywane wyksztalcenie, daruje Wam szczegoly mojego zycia, dorzuce, ze wobec roznych
zagmatwan losowych musialam nostryfikowac dyplom, a w zasadzie przysiasc po raz drugi do studiow.
Wiecie czego ja najbardziej balam sie w opcji mamy niepracujacej? Tego, ze nie bede wiarygodna dla moich corek zachecajac je do nauki.
Bo niby po co, skoro i tak latami zdobywana wiedza nie posluzy do niczego. Bo nawet wtedy wiadomo bylo, ze robiac sobie paroletnia przerwe w zawodzie nigdy do
niego nie wroce (studia techniczne w bardzo waskim zakresie specjalizacji), nie wroce poniewaz wypadne z biegu, nie wroce - bo po prostu stane sie niekompetentna.
I zaczelo sie zycie w biegu, z wywalonym jezykiem. Bo najlepsza niania tez nie jest w stanie podolac wszystkiemu z taka gromada dzieci. Ja az sie sobie dziwie, dzisiaj
nie dalabym rady ani logistycznie, ani fizycznie.
Dzisiaj moje dzieci maja juz wlasne dzieci i perpetum mobile wrocilo do pozycji wyjsciowej. Czy zaluje? Moze czasami. Wlasnej mlodosci ktora rozmyla sie w milionie
obowiazkow. Bo dzieci jednak mialy i dom i cieplo i radosc dziecinstwa.
Czego nie zaluje? Przede wszystkim niezaleznosci finansowej, tego, ze mam wlasna emeryture, tego, ze dzieci wyrosly w etosie pracy, tego, ze kiedy wyszly z domu ja
nie czulam sie zagubiona.
Oczywiscie nikogo nie namawialabym do mojego scenariusza, slusznie napisala ekkore, ze kazdy ma inne potrzeby.
Ja chcialam sie tylko dowiedziec, czy dawne dylematy sa ciagle aktualne.
No i zapomnialam sie zapytac czy to normalne, ze dostep do tego watku mam tylko ze strony w ktorej sa ostatnie przepisy, ostatnie komentarze, wlasnie z rubryki -
ostatnio na forum. Kiedy wchodze na "wolne i frywolne", watku nie ma.
A moze ja cos zle robie?
Bo jest w "kąciku dla rodziców". Pewnie inni szatani byli tu czynni (moderatorzy?) :)
Dziekuje Jarku, ja jeszcze nie jestem obeznana z WZ owa przestrzenia, wiec trudno mi sie polapac.
Wątek jest w "kaciku dla rodziców" bo w nim jego miejsce:)
Ja wychodze z zalozenia, ze jezeli ktos decyduje sie na potomka w rodzinie, to powinien wkalkulowac 3 lata na calkowita opieke nad malenstwem. Strasznie mnie irytuje bezmyslne robienie dzieci, przepraszam, wiem, ze zaraz mnie zakrzyczycie. Kurcze, jezeli sie na dziecko decyduje, to po co oddawac je pod opieke innym osoba lub nie daj Boze wysylac do zlobka?? No to po co to dziecko pytam sie? Z mojego punktu widzenia zajmowanie sie malenstwem lub juz wiekszymi dziecmi wcale nie jest wygodnictwem, tylko wrecz w pewnym sensie jakas ofiara skladana rodzinie. Bycie kura domowa, jest ciezkim kawalkiem chleba i na dodatek nie oplacanym. I jeszcze czesto mezowie, czy dzieci tego nie doeceniaja, no bo przeciez baba "siedzi" w domu. Ja dziekuje takie siedzenie, bardzo dziekuje! Uwazam, ze lata opieki nad dziecmi powinny byc wliczane do emerytury jako skladkowe i dodatkowo kobieta powinna dostawac jakies wynagrodzenie za taka prace. Powinno to byc wrecz prawnie uregulowane, ze miesiecznie gospodyni domowa otrzymuje z budzetu domowe dana kwote. Bo pozniej wysluchuja biedne kobiety:" to ja ciebie cale zycie utrzymywalem" i takie tam pierdoly.
Juz kiedys o tym tutaj pisalam, od 3 miesiaca zycia "chodzilam" do zlobka, pozniej przedszkola, pozniej byla szkola i swietlica, pozniej biegalam z kluczem na szyi i sobie cos na szybko przygotowywalam do jedzenia (nie mialam wykupionych obiadow, w sumie nie wiem dlaczego, musze sie spytac mamy) i wiecie co?? Ja pierdziele cos takiego i w sumie mam pretensje o to do moich rodzicow. Niby byl taki trend (tak twierdzi moja mama), komuna, dzieci byly masowo wysylane do zlobkow, kobiety pracowaly. Ale w sumie jak sobie pomysle, to trend trendem, ale wiele moich znajomych do zlobka jednak nie chodzilo, wiec jaki z tym trendem w koncu bylo? Moze mi ktos ze starszych WZ-towiczow wytlumaczy?
Wracajac z powrotem na ziemie:) Bo sie nieco zirytowalam...
W Niemczech kobiety po urodzeniu dzieci rzadko pracuja na caly etat. Popularne sa czesci etatu, np.10 h lub 15 h, mozna tez pracowac na 20 h lub 30 h. Caly etat wynosi od 38,5 do 40 h w zaleznosci od firmy.
Czyli kobieta odprowadza dziecko do przedszkola (dziecko mozna posylac do przedszkola od 2 roku zycia, ale standardem jest 3 r.z.) pracuje np. do 12.00, konczy prace i odbiera bachorka, po czym zajmuje sie domem, bo ma i tak cala mase do zrobienia. I taki uklad wydaje mi sie idealny, wszyscy sa zadowoleni, kobieta doklada sie do budzetu domowego, ale tez czuje sie dowartosciowana, bo ma prace. Musi sie "zrobic" przed wyjsciem do pracy, ma kontakt z ludzmi, ale tez wie, ze jej dziecko jest pod dobra opieka w przedszkolu i za kilka godzin znowu je zobaczy. Ma czas na prace domowe i gotowanie zdrowych obiadow dla rodziny. Super sprawa.
Idac Twoim tokiem, nalezaloby podejmowac decyzje co do wielkosci rodziny juz przy maturze, bo jesli powinno sie "wkalkulowac" w kazde dziecko trzy lata opieki nad nim, to jednoczesnie znaczyloby, ze kobiety wyksztalcone maja prawo do co najwyzej trzyosobowej rodziny (2+1). I tak na przyklad lekarka Twoich dzieci nie powinna
nawet rozwazac modelu rodziny liczniejszej. Bo wiadomo, ze wieloletnia przerwa w zawodzie jest samobojstwem zawodu.
Cos takiego jak "urlop wychowawczy" (poza Skandynawia i malymi wyjatkami) po prostu nigdy nie istnialo, ja wiedzialam, ze jesli nie wroce do pracy po roku bezplatnego urlopu, to nie wroce juz nigdy.
Ja nie polemizuje z mamami, ktore postanowily same wychowac wlasne dzieci nad slusznoscia ich wyboru, bo skoro tak zadecydowaly to mialy swoje racje, ale tez
nie zgadzam sie z teza, ze tzw liczna rodzina wymaga od kobiety statusu matki-Polki.
Ze wszelkie inne ambicje poza rodzinne, sa zarezwerwowane mezczyznom.
.
No to Ci powiem, że gdyby mi ktoś KAZAŁ siedzieć 3 lata z dzieckiem, to byłabym strasznie nieszczęsliwa.. I.. siłą rzeczy, Młode też przy nieszczęśliwej mamusi, za szczęśliwe by nie było..
Siedziałam w domu rok- pod koniec nabawiłam się prawie depresji.. Dziękuję bardzo.
Ja wybieram wersję- MAMA PRACUJĄCA - i myślę że dla MOJEJ Rodziny takie rozwiązanie jest o niebo lepsze..
Acha- ja do żłobka chodziłam.. I wcale się nie czuję tym faktem skrzywdzona.. Do przedszkola, na świetlicę i z kluczem na szyi też biegałam.. Nie rozumiem jak można mieć pretensje o coś takiego??
A co do : "Czyli kobieta odprowadza dziecko do przedszkola (dziecko mozna posylac do przedszkola od 2 roku zycia, ale standardem jest 3 r.z.) pracuje np. do 12.00, konczy prace i odbiera bachorka, po czym zajmuje sie domem, bo ma i tak cala mase do zrobienia. I taki uklad wydaje mi sie idealny, wszyscy sa zadowoleni, kobieta doklada sie do budzetu domowego, ale tez czuje sie dowartosciowana, bo ma prace. Musi sie "zrobic" przed wyjsciem do pracy, ma kontakt z ludzmi, ale tez wie, ze jej dziecko jest pod dobra opieka w przedszkolu i za kilka godzin znowu je zobaczy. Ma czas na prace domowe i gotowanie zdrowych obiadow dla rodziny."
Czy gdzieś jest napisane, że KOBIETA MUSI codziennie posprzątać, ugotować nowy obiad, poprać i Bóg wie co jeszcze?? Ratunku!! Od czego są mężowie??? Tatusiowie?? Od leżenia na kanapie????????????????????
No i druga sprawa- czasami kobiety zarabiają dużo więcej od swoich facetów.. Przynoszą do domu większość kasy- co w takiej sytuacji? Też ma sobie obciąć etat a co za tym idzie kasę?? Bo jest mamą? Bo musi chlopu ugotować i posprzątać???
Hehe, ja bym musiala zyc pod mostem z dziecmi, jakbym siedziala 3 lata w domu z kazdym......znaczy 6 lat bez pensji!!!!
Dopiero teraz moge powiedziec: jestem matka i babcia nie pracujaca ........zawodowo :):):)
Zależy w jakim wieku masz dzieci.Ja uważam,że każda kobieta czy ma dzieci,czy ni, powinna pracować,bo w końcu nie trzeba sie prosić o pieniądze męża na bierzące wydatki itp.Po prostu jestes nie zależna i tyle,a i nikt Ci nie wypomina,że nic nie robisz tylko siedzisz całe dnie.Ale to twoja prywatna sprawa,czy będziesz pracowac,czy nie,przecież nikt nikogo nie zmusza do pracy.Ja pracuje i jestem zadowolona,bo i jestem wsród ludzi i mogę z nimi porozmawiac,a nie zamknięta wsród czterech ścian.Pozdrawiam.
Najlepiej nas załatwiła autorka wątku, może odezwała się przez cały wątek ze 3 razy, jednego nie zakończyła, a już następny o Konkursie Chopinowskim otworzyła:)
To może teraz, tam się przeniesiemy? :)
A co ma pisać? Zadała pytanie, dostała prawie dwieście odpowiedzi i pewnie wie tyle co na początku. Tak to jest z tym "rozwiązywaniem problemów" w internecie:)
Alez ja nie chcialam rozwiazania problemu, bo go po prostu nie mam. Napisalam w dwoch postach o doswiadczeniu wlasnym , o Waszym dowiedzialam sie i
uwazalabym conajmniej za nietaktowne komentowanie Waszych racji.
Dlatego nie wiem w czym Was "zalatwilam"? Zapraszajac do rozmowy o muzyce?
Czy osoba zakladajaca watek ma pelnic funkcje mentora przez caly czas jego trwania? Jesli tak, to ewidentnie sie do tej roli nie nadaje .
Ej, szkoda, ze nie ma melomanow.
Nie rozumiem...to własny wątek trzeba jakoś zakończyć...?
Wg mnie na forum zakłada się dany wątek,aby poznać opinie innych,a nie "warować" i komentować to co inni napiszą(i często komentarze są bardzo nie miłe...)
Jeśli się mylę to nie wiem po co jest forum...
Watek zamykam, ponieważ dobiegł 200 wpisów. Jeśli autorka widzi potrzebę dalszej dyskusji na ten temat, może założyc nowy.