Chcę Wam opowiedzieć o pewnym zdarzeniu, które nie daje mi spokoju. Może cos doradzicie. Mieszkam na osiedlu domków jednorodzinnych. Jakieś dwa tygodnie temu wyszłam na balkon i zobaczyłam dziewczynkę z rowerem, która dzwoniła domofonem do domu sąsiadów zza płota. Dziewczynka krzyknęła do mnie, czy nie wiem, gdzie są sąsiedzi. odpowiedziałam, że nie i schowałam sie - za to na balkon wyszła moja córka i chwilę rozmawiała z tym dzieckiem. Potem wróciła i zapytała, czy moze przyjść do niej koleżanka. Jakoś tak bez chwili namysłu zgodzilam się (przez nasz dom zawsze przewija się wiele dzieci z sąsiedztwa). I tak przyszła do nas dziewczynka. Od razu z nią porozmawiałam (widziałam ją wczesniej gdzieś w okolicy, ale jej nie znałam): powiedziała, że ma 9 lat, mieszka blisko i rodzice na pewno nie bedą się o nią martwić. Dziewczynki poszły do pokoju, a ja zajęłam sie swoja pilna pracą. Po jakiejś godzinie poszłam do nich - pieknie się bawiły (dziewczynka bardzo miła i rezolutna). Powiedziałam małej, ze oczywiście jej nie wyganiam, ale chyba lepiej, zebyposzła do domu,. bo rodzice będa się niepokoić. Zarzekała się że nie, "zresztą mama i tak wychodzi, jak ja przychodzę" i prosiła mnie, zeby mogła jeszcze troche zostać. Zrobiłam im coś do jedzenia i wróciłam do swojej pracy. Kiedy zaczęło się ściemniać znów poszłam do dziewczynek i powiedziałam, ze teraz to już odprowadzimy naszego gościa do domu. Dzieczynka powiedziała, ze zadzwoni do swojej mamy, zeby jej powiedziec, że już idzie. Wyjęła komórke, zaczęła dzwonić i powiedziała, że nikt nie odbiera, ale jestem pewne, że tylko UDAWAŁA. Po drodze usilowałam delikatnie coś od niej wyciągnmąć. Mówiła chętnie o szkole, ale nic o swoim domu. Byłam zdziwiona, bo szłyśmy bardzo daleko (dobre 15 min szybkim krokiem). W pewnym momencie dziewczynka powiedziała, że mieszka gdzieś tam - wskazała w kierunku dalekich zabudowań. szybko powiedziała do widzenia, wskoczyła na rower i odjechała. Jakby przed nami ucekła. Wracając do domu, moja 6-letnia córka powiedziała mi, że ta dziweczynka wcale nie znała sąsiadów, do których dzwoniła (tez mają małą córkę, więc sądziłam wczesniej, że to jej koleżanka) - ona po prostu szukała koleżanki. Kiedy zobaczyła na balkonie moją Zuzie, zapytała, czy chce się z nią zaprzyjaźnić i tak się poznały. Ponieważ dowiedziałam się od dziewczynki, ze chodzi do klasy z córką innych sąsaidów, zapytałam sąsiadkę, czy zna to dziecko i coś o nim wie. Powiedziała, że tak, latem nawet często bywa u nich w ogrodzie. Matka - podobno - "ma podejrzany zawód", pracuje nocami. Ale mozna tylko podejrzewać, co robi, bo słyszała tylko plotki, nic sprawdzonego. Przyznam sie, że po kilku dniach trochę zapomniałam o sprawie. Aż tu wczoraj wjeżdżam samochodem na naszą ulicę, godzina 17, podjedża do mnie dziewczynka na rowerze i pyta, czy może przyjść do Zuzi. Powiedziałam, ze oczywiscie, ale wolałabym porozmawiać wczesniej z jej rodzicami. Może da mi telefon np. do mamy - zadzwonię i powiem, że zapraszamy jej córkę do siebie, zeby się nie niepokoiła. Dziewczynka zmartwiła się okropnie, powiedziała że mama nie odbiera o tej porze telefonu i szybko odjechała. Wieczorem nie mogłam zasnąć i wciąż o niej myślałam. Oprócz samego faktu, ze miała odwagę przyjść do obcego domu, było w tej dziewczynce jeszcze coś nipokojącego. Ona tak cieszyła sie, że jest u nas w domu, jakby szukała jakiegoś przyjaznego miejsca, ciepła, no nie wiem... Mój mąż - realista - od razu powiedział, że zdarza się, że takie dzieci wysyłane są do domów na "zwiady", jakieś kradzieże. Ta mała wydaje mi się jednak po prostu dzieckiem puszczonym samopas, takim, którym nie interesują się rodzice. Strasznie mi jej żal, ale też nie bardzo mam pomysł, co mogłabym zrobić.
Następnym razem zadzwoń na policję, niech przyjadą i się zainteresują tym dzieckiem, bo może w domu dzieje się coś niepokojącego. Skoro dziecko chodzi po obcych ludziach, i nie chce wracać do domu. Lub ją porządnie wypytała , gdzie mieszka i odprowadziła na siłę do domu, sprawdziła jak to tam u nich jest.
Ja ja własnie usilowałam przepytać i próbowałam odprowadzić do domu, ale -jak pisałam - zwyczajnie w pewnym momencie mi uciekła. Co do Policji - mam duze wątpliowości, czy od razu narażać dziecko na taki stres
Można to inaczej załatwić, policja może za nią pojechać, ona wcale nie musi o tym wiedzieć, potem zapukają i sprawdzą. Może być też tak, że........... dziewczynka źle się czuje w domu, nie ma się z kim bawić i szuka koleżanek, dlatego kłamie że rodziców nie ma w domu, dzieciaki lubią fantazjować. Fajnie jej się bawi z twoją córką, dostanie jeść i pić , więc nie chce wracać do domu, tak naprawdę nie wiadomo jakie w tym domu ma warunki. Myślę że jak nosi komórkę , to chyba ma jakiś kontakt z matką, można też wyjąć jej telefon z ręki i sprawdzić numer do domu.
Dzieciaki lubia fantazjować..., tak, jej wizyta była jednorazowa - więc moze nie nalezy interweniować. Ale przyznasz chyba , że dziecko nie moze pukać do drzwi obcych domów i do nich wchodzić. Przecież to jest potwornie niebezpieczne! Przeraża mnie myśl, co mogłoby się jej stać, gdybytrafiła w złe ręce
Przyznaję Ci rację, ale ja osobiście nie pozwoliłabym , bawić się z obcym nieznanym dzieckiem z ulicy, w swoim domu( chyba że gdzieś na placu zabaw) Najpierw musiałbym dowiedzieć się gdzie mieszka, i czy jej rodzice wyrażają zgodę, żeby ona u mnie przebywała.Wiesz różnie to bywa, w drodze powrotnej, nie daj Boże dziecku by się coś stało, i miałabym go na sumieniu. Takie pukanie dziecka do obcych ludzi, jest niebezpieczne, i to bardzo, akurat trafiła na Ciebie uczciwą osobę, a jakby ją wciągnął jakiś zboczeniec i zrobił krzywdę? Do mojej sąsiadki przyjeżdżała wnuczka i jak Ania była młodsza, zawsze do niej przychodziła się bawić, gdy tylko wchodziła w drzwi zawsze pytałam , czy babcia wie że ona do nas przyszła.
Trzeba było spytać jak sie nazywa.Po nazwisku może byś trafiła jaka to rodzina itd.Twój mąż może mieć racje,że ta dziewczynka przyszła na zwiady przed kradzieżą itp.Teraz są różni ludzie a i ciężkie czasy! Radziła bym Ci być trochę bardziej ostrożniejsza,bo niewiadomo co może się wydarzyć.Pozdrawiam.
Podepne sie pod ciebie i chetnie wyslucham rad, bo mam nieco podobny problem. Dziewczynka 9-letnia namolnie przychodzi bawic sie z moja 3-letnia corka. Czesto z placzem dzwoni do drzwi okolo 18, ze rodzice wyjechali i ona nie ma klucza. Moja za chwile idzie spac, a ja zostaje w domu z obcym dzieckiem i sie nim zajmuje... Na poczatku pomstowalam na jej rodzicow, ale okazalo sie, ze oni w tym czasie byli w domu!!! Mala bezczelnie klamala. Opowiadala jakies niestworzone rzeczy, gdzie to rodzice wyjezdzaja i ja sama w domu, albo co gorsza poza domem sama zostawiaja. Byla tak dobra w opowiesciach, ze jej uwierzylam (nawet w to, ze miala 2 razy ospe - o, ja naiwna!!!!). Matka nie widzi w tym nic niestosownego. Ba! Nieraz sie pyta, czy nie zaopiekowalabym sie jej corka w WEEKEND!!! Na szczescie w weekendy pracuje, wiec mam wymowke, ale przeraza mnie ta sytuacja. Wiem, nie jestem asertywna , ale jak mi 2 razy chciala "wcisnac" psa na weekend (bo wyjezdzali) to sie jakos wymigalam. Maz byl oburzony, ze "babsko" z takim pytaniem dzwoni. I mial racje. Z drugiej strony to najblizsi sasiedzi i chcialabym z nimi dobrze zyc, ale co innego pozyczenie blach do pieczenia, a co innego zajmowanie sie ich dzieckiem.
P.S. Przepraszam, ze zasmiecilam twoj watek moimi problemami, ale sytuacja wydaje mi sie troche podobna.
Rzeczywiscie masz problem.Ale wydaje sie, że małej, o której piszesz raczej nie dzieje sie krzywda w sensie sprawowanej nad nią opieki, a bardziej krzywda wychowawcza (jest po prostu źle wychowywana). Jeżeli nie dzieje sie poza tym nic złego, a rodzice sa rzeczywiście tak nioereformowalni, małej raczej nie możesz pomóc. Tylko... szkoda dziecka. Bo dla mnie oczywiste jest, że jej zachowania są winni rodzice, a nie ona sama. Jesli chodzi o mój przypadek - obawiam się o dom rodzinny tej dziewczynki, a przede wszystjkim o jej bezpieczeństwo
A moze zrob dziewczynkom "konkurs" na narysowanie domu? Ja tak zrobilam dla "mojego" intruza. Interpretacji mozna poszukac w necie, ogolnie mowiac chodzi o to jak dziecko przedtawi dom (np. kolorystycznie) czy narysuje wszystkich domownikow, czy ona tez jest na tym obrazku itp. Dziewczynka z mojego przypadku narysowala swoj dom za poteznym czerwonistym plotem. Mama i tata na pierwszym planie, przed domem, nie usmiechaja sie, nie trzymaja za rece. Na moje pytanie: "A gdzie ty jestes?" padla odpowiedz "U kolezanki". To daje do mysylenia.
Wiesz Agafi, pomyślałm tak jak Twój mąż. 9-latka to nie maleńkie dziecko. Po za tym sa ludzie, którzy wychowują w ten sposób dzieci, że od małego ich uczą "sępiarstwa". Tam zje obiad, gdzie indziej kolację, podwieczorek. Potem wraca do domu najedzona, napita i jeszcze czasem jakieś ciasto od kogoś przyniesie. Jeśli chcesz koniecznie coś zrobić, trzeba by się było dowiedzieć o adres tej dziewczynki. Potem iść na przeszpiegi, do rodziców na rozmowę itd. Ale może się okazać, że usłyszysz od rodziców, że nie powinno Cię interesować cudze dziecko i że sama ją do domu wpuściłaś. Może ja mam jakieś zwichrowanie, ale to, że dziecko wchodzi do cudzych domów też może sie źle skończyć dla ich właścicieli. 9-latki maja bardzo bujną wyobraźnię. Skoro powiedziałaś jej że najpierw chcesz porozmawiać z jej mamą, to myslę że już się nie pojawi więcej u Ciebie. A jeśli się pojawi ponów propozycję z zaznaczeniem, że jeśli nie porozmawiasz z jej mamą, to więcej niech nie przychodzi.
Oczywiscie masz rację co do wpuszczenia dziecka do mojego domu. Pewnie postapiłam nieco lekkomyslnie, ale po pierwsze ta sytuacja mnie zaskoczyła, bo do Zuzi zawsze przychodziły dobrze mi znane dzieci, a po drugie - ja juz tak mam... uczucia opiekuńcze czesto biora górę nad rozumem. Zresztą od razu, gdy dziewczynka pojawiła się w domu, zaczęłąm z nia rozmawiać, kim jest, gdzie mieszka itd. Przyznam się też, że nawet podsłuchiowałam, jak sie bawia, zeby wiedzieć jak mała się odzywa, jak się bawi, co mówi - była w końcu z moim, młodszym od siebie dzieckiem. Obejrzałam jej kurtkę (czy czysta). No i zarówno te obserwacje, jak i intuicja, powiedziały mi, że to jest fajne dziecko, ale po prostu nie mające w domu tego, co dziecko powinno dostawać, czyli zainteresowania, ciepła, opieki... Moze jestem zbyt naiwna
Aha, i jeszcze jedno. To nie jest tak, że ja "koniecznie chcę cos zrobić". nie jestem osob ą, która czuje misję naprawiania całego świata i niesienia koniecznie zawsze i każdemu pomocy. Ale ta sprawa po prostu nie daje mi spokoju. A napisałam o tym na WŻ właśnie miedzy innymi po to, zeby posłuchac innych opinii - czy nalezy coś zrobić, czy nie?
moim zdaniem- skoro dziecko chodzi do klasy z dzieckiem Twoich znajomych, powinnaś pójść do szkoły. Wszystko jedno, czy zgłosisz Dyrekcji, czy konkretnemu nauczycielowi, ktoś się tym zajmie. Dziecko nie może być bez opieki, tym bardziej w obcych domach. Poza tym jak nie daj Boże coś się stanie, będziesz mieć wyrzuty sumienia, że nic nie zrobiłaś. Szkoła ma taki obowiązek, więc raczej tam. Poza tym jak to "patologia" unikniesz ewentualnego wybicia szyb, bo nie Ty powiadomisz policję. Biedny dzieciak....
Jeżeli wiesz do której szkoły chodzi dziewczynka - idź - do dyrekcji, do wychowawcy. Dowiedz się o sytuacji dziewczynki. Wezwanie policji może być zbyt drastyczne - bo co jak mała fantazjuje - a może tak być - bo jest zadbana i czysta.
Jeżeli mama para sie najstarszym zawodem świata - dziewczynka nie przeklina, nie dokucza Twojej córce - może warto jej pomóc - jeżeli oczywiście obecność jej Tobie nie przeszkadza. Zawsze to szansa na uchronienie dziewczynki przed zboczeniem na złą drogę.
Ale to tylko moje zdanie - Ty masz dużo trudniejsze zadanie - ja mogę sobie pogadać teoretycznie, Ty będziesz coś musiałą zrobić (bo skoro nie daje spokoju, nie przejdziesz do porządku dziennego).
Może nie tak zupełnie na temat - ale z trochę pobliskiego ogródka. Moja córka swojego czasu kolegowała się bardzo z córką pani lubiącej panów (mówiac najprościej, bo zawodem się nie parała). Początkowo chciałam z tym walczyć - im więcej ingerowałam, tym moja córka garnęła się do niej. Odpuściłam - przychodziły do nas, lepiej mieć towarzystwo u siebie pod kontrolą. Z biegiem czasu przeszło - między nimi są 3 lata różnicy, które potem dały znać o sobie. Nastolatka z dzieciakiem nie ma o czym rozmawiać. Teraz sobie mówią tylko cześć.
Wczoraj przyszła do mnie śasiadka, z która rozmawiałam na temat tej dziewczynki. Ruszyło ja sumienie i sama postanowiła dowiedzieć się czegos więcej. Porozmawiała więc z inna mamą, której córka tez chodzi z dziewczynka do klasy i która zna jej rodzinę. Okazuje się, że jest to zwyczajna rodzina. 4 dzieci, z których mała, o której pisałam, jest najstarsza. Warunki bytowe podobno zupełnie normalne, raczej nie ma patologii w sensie alkoholu czy przemocy. Dzieci sa czyste i w sensie materialnym mają zabezpieczone swoje potrzeby. Fakt, że nie zapewniają dzieciom wystarczającej opieki wynika z jakiejś chorej ideoologii - uważają, że dzieci powinny same o siebie dbać, jesli przyjda na obiad - oczywiście go dostaną, jeśli nie - trudno. Podobno sa ateistami i nie wierzą w tradycyjne wartości rodzinne (chodziaż nie wiem, co ma jedno z drugim współnego!). Uważają, że od małego każdy powinien troszczyć się o siebie i o sobie decydować. Ufff.... Jestem w szoku. O ile to oczywiście prawda, bo przeciez to jest relacja jednej sąsiadki do drogiej i do trzeciej... Jedno jest pewne, dziewczynka, o której pisałam, uwielbia przebywać w cudzych domach, jest miła i uczynna, prosi wrecz, zeby mogła zostać. Teraz przypominam sobie, ze kiedy vbyła u nas i ja wspomniałam, ze muszę posprzatać kuchnię, aszybko powiedziała: To ja Pani pomogę! W szkole podobno nie ma problemów. Biedne dziecko... Sąsiadka - jako matka koleżanki dziewczynki - sama postanowiła porozmawiać z wychowawczynią klasy i może zabrać jeszcze na rozmowę tą druga mamę. Dziewczynka bedzie prawdopodobnie spaczona emocjonalnie na całe życie
Heheh ateizm nie ma nic do tradycyjnych wartości rodzinnych uwierz mi raczej wydaje mi się zwyczajnie naklepali dzieci i sobie nie radzą lepiej zająć się sobą a dzieci niech sobie latają tak jak psy po osiedlu to chyba bardziej taka filozofia życia. Szkoda bo ta dziewczynka wydaje się być bardzo fajna tylko biedactwo nieszczęśliwa i szuka ciepła i żeby zwyczajnie ktoś ją przytulił. Różnica jest tylko taka że takiego psa przybłęde przygarniesz i będzie najukochańszy na świecie a dziecko zazwyczaj trafia do jakiś placówek albo schodzi na złą drogę.
Myslę dokładnie tak samo. O ateizmie wspomniałam tylko jako o elemencie relacji na temat tych ludzi, jaka usłyszałam. Mozna być wspanaiłym rodzicem, bedąc ateistą, albo beznadziejnym. I to sie tyczy wiekszosci innych przekonań religijnych. Ich ideologia to raczej taki zlepek idiotycznych przekonań, stworzonych na potrzeby usprawiedliwienia się z braku chęci wychowywania dzieci
Agafi znam wielu ateistow,wspaniali ludzie,wiara tutaj nie ma znaczenia.Moja znajoma jest ateistka jak rowniez cala jej rodzina,ludzie dobrze wyksztalceni,zajmujacy dobre dosc wysokie stanowiska w pracy.Niektore kolezanki mojej corki sa ateistkami,fajne normalne dziewczyny.Ja sama nie jestem zbytnio wierzaca osoba.Tylko popatrz ilu katolikow to beznadziejni rodzice,bo takich jest wielu.
Ja mysle ,ze dziewczynka poprostu potrzebuje troche ciepla,przy czworce dzieci byc moze matka nie ma tyle czasu ile chcialaby poswiecic kazdemu z osobna.Byc moze dziewczynka tez troche fantazjuje,ja w tym wieku moja corke tez kilka razy zlapalam na klamstwie,to chyba normalna rzecz,a dzieci sobie lubia czasem troche swoje zycie podkolorowac.Co do strachu tej malej,gdy pytalas gdzie mieszka i o mame,to bala sie zapewne ze jak tam pojdziesz wyda sie ,ze to calkiem normalna rodzina. Tutaj przytaczam pewien przyklad,mielismy sasiadke ktora miala corke 3 lata mlodsza ode mnie,dziewczynka rowniez chodzila po domach i wpraszala sie na obiady,ludzie mysleli ,ze matka dziewczynki jej nie karmi,bo byla mala i drobna.A dziewczynka palaszowala w domu obiad i jeszcze jeden u kogos,az w koncu trafila na osobe dobrze znajaca jej mame i wyszlo szydlo z worka.Mala miala taki apetyt ze zjadlaby konia z kopytami,co nie przekladalo sie na jej wyglad,bo byla drobniutka.Pozatym potem powiedziala ,ze u obcych jej lepiej smakuje..... Agafi przytoczylas jeszcze ,ze mala chetnie chciala pomoc w kuchni,a dlaczego nie,im bardziej samodzielna tym lepiej,nie wyrosnie na lenia przynajmniej,co sie nauczy teraz,przyda jej sie w przyszlosci...
Jesli chodzi o ateistów - zgadzam się jesli zas chodzi o druga część Twojej wypowiedzi - juz niestety nie. Posiadanie 4 czwórki dzieci nie usprawiedliwia moim zdaniem wszystkiego. Jesli ktoś decyduje się na dużą rodzinę, musi miec świadomość tego, że dzieci wymagają opieki, ciepła i zainteresowania. Dzieci, które nadmiernie garną się do obcych domów, takie które uciekają z własnych i szukają czegoś zastepczego, zawsze powinny budzić niepokój. I jeszcze jedno, nic ale to nic nie zwalnia rodziców z obowiązku dbania o bezpieczeństwo swoich dzieci. Ta mała nie dość że włóczy sie całymi dniami po okolicy (także w dużej odległości od swojego domu), to jeszcze puka i wchodzi do zupełnie obcych domów! Fakt, ze mała chciała pomóc w kuchni mnie po prostu zaskoczył. Bo widzisz, ja to odebrałam trochę jako próbe wkupienia się - tak jakby powiedziała: prosze mi pozwolić tu zostać, a ja pani w kuchni pomogę Pozdrawiam!
Agafi ja nie napisalam ,ze jest to dobre taka wpraszanie sie do obcych domow.Nie wiesz jak jest naprawde w tym domu,byc moze jest niesfornym dzieckiem,skad wiesz,ze jej rodzice pozwala na takie wloczenie sie po obcych domach,nie wiesz czy jej potem nie spotyka za to kara,ze przychodzi pozno.To wszystkie wnioski,ktore wyciagnelas,sa tylko oparte na obserwacji osob postronnych.A wiesz ze w tych wszystkich plotkach ,jest zawsze jakies zairno prawdy,ale 90% to przewaznie glupoty wyssane z palca plotkarzy.Jesli lezy ci to na sercu musisz sie udac do samego zrodla.
Ja sama bylam dzieckiem niesfornym,nie chodzilam po cudzych domach,ale gdy nie moglam wyjsc na podworko,bo mama nie pozwalala,od czego bylo okno,mieszkalismy na parterze,czesto korzystalam,z okna od strony ogrodka,a ze potem mialam kare za to ,to juz inna historia hihiih...
Co do jednego przyznaję ci całkowitą rację - plotki to tylko plotki i nie można się na nich opierać. Ja w tej sprawie nie zamierzam już nic robić - zwłaszcza, że jak pisałam - sąsiadka, matka dziewczynki, która chodzi z nią do klasy, wybiera się w jej sprawie do wychowawczyni. Mam nadzieję, że to coś pomoże
J miałam taki problem: dziewczynka lat prawie 7 szła pół km ulicą z siostrą 2 latką. Powiedziałam to jej cioci, która mieszka w tym samym domu. Ona powiedziała, że co to dziecko robi ją nie interesuje. Bym powiedziała to jej mamie. Strasznie mnie to zdenerwowało bo chciałam dobrze. Gdyby mi ktoś naskarżył na moje dzieci to była bym wdzięczna. Gdy powiedziałam to jej mamie, to mama dała mi do zrozumienia, że co robi jej dziecko to nie moja sprawa.
To już jest taka cecha szczególnie matek, że źle reagują na uwagi dotyczące ich dzieci i ich wychowania. Ja przyznaję też nie nejlepiej reaguję (na uwagi mojej mamy np), ale zawsze potem długo zastaanawiam się, czy miała rację i oceniając na spokojnie - często przyznaję jej trochę racji. Też wolałabym, żeby ktoś "naskarzył na moje dziecko", niż być nieświadoma złych rzeczy, które robi
Agafi, nie bede sie wypowiadac w sprawie dziewczynki, bo nie znam zadnych faktow a plotkujace baby mnie zawsze wnerwiaja :((( Nawet ze swietej mozna zrobic prostytutke tak po drodze:((((((
Przypomnialas mi jak bylam w szkole podstawowej, mialam serdeczna kolezanke w bloku obok. Bardzo biedna rodzina, mimo tylko jednego dziecka. Ojciec inwalida a mama zarabiala szyciem. Bosze , jak ja kochalam u nich byc i jak ja kochalam pic "kawe" robiona ze zboza przez mame mojej kolezanki. Zawsze byl wysoki kamienny garnek stojacy w kuchennym oknie tego plynu w domu mojej kolezanki, a ja tylko czekalam na okazje tego sie napic:))) Moja kolezanka u nas bardzo czesto jadla posilki razem z nami i wszystko jej smakowalo, bo w domu nie dostawala takich posilkow....coz, ja wolalam jesc u niej w domu....pajde chleba bez niczego i popic ta "kawa":)))))
Spokojnie dojdz do sedna sytuacji dziewczynki i zadnych plotek nie sluchaj:) Pozdrawiam:)
Wnerwiają cie plotkujące baby piszesz... mnie też w zasadzie. Ale żeby tak w ogóle, nic a nic, żadnej niewinnej ploteczki... Ja czasami lubię o głupotkach popaplać. W końcu babą jestem
Hehe, ja jestem babcia, a nie baba......chociaz wnuczek umie tylko powiedziec "baba" do mnie narazie:)))))))........nie mam pojecia co ja mam z tym zaporem poplotkowania u mnie, jakos nigdy nie lubilam, albo Babcia mnie wyleczyla z tego , bo z kumoszkami po Mszy Swietej obrabiala kazdemu tylek jak sie dalo
Oczywiscie zdarzy mi sie rozgoryczenie na kogos i sie poskarze komus zaufanemu, komus kogo szanuje i wierze w dyskrecje. Niooo, jak znasz mnie na tyle z forum WZ, to wiesz, ze "wale" prosto z mostu i w oczy co mi na jezyk przyjdzie:))))))))
Chcę Wam opowiedzieć o pewnym zdarzeniu, które nie daje mi spokoju. Może cos doradzicie.
Mieszkam na osiedlu domków jednorodzinnych. Jakieś dwa tygodnie temu wyszłam na balkon i zobaczyłam dziewczynkę z rowerem, która dzwoniła domofonem do domu sąsiadów zza płota. Dziewczynka krzyknęła do mnie, czy nie wiem, gdzie są sąsiedzi. odpowiedziałam, że nie i schowałam sie - za to na balkon wyszła moja córka i chwilę rozmawiała z tym dzieckiem. Potem wróciła i zapytała, czy moze przyjść do niej koleżanka. Jakoś tak bez chwili namysłu zgodzilam się (przez nasz dom zawsze przewija się wiele dzieci z sąsiedztwa).
I tak przyszła do nas dziewczynka. Od razu z nią porozmawiałam (widziałam ją wczesniej gdzieś w okolicy, ale jej nie znałam): powiedziała, że ma 9 lat, mieszka blisko i rodzice na pewno nie bedą się o nią martwić.
Dziewczynki poszły do pokoju, a ja zajęłam sie swoja pilna pracą. Po jakiejś godzinie poszłam do nich - pieknie się bawiły (dziewczynka bardzo miła i rezolutna). Powiedziałam małej, ze oczywiście jej nie wyganiam, ale chyba lepiej, zebyposzła do domu,. bo rodzice będa się niepokoić. Zarzekała się że nie, "zresztą mama i tak wychodzi, jak ja przychodzę" i prosiła mnie, zeby mogła jeszcze troche zostać. Zrobiłam im coś do jedzenia i wróciłam do swojej pracy.
Kiedy zaczęło się ściemniać znów poszłam do dziewczynek i powiedziałam, ze teraz to już odprowadzimy naszego gościa do domu. Dzieczynka powiedziała, ze zadzwoni do swojej mamy, zeby jej powiedziec, że już idzie. Wyjęła komórke, zaczęła dzwonić i powiedziała, że nikt nie odbiera, ale jestem pewne, że tylko UDAWAŁA.
Po drodze usilowałam delikatnie coś od niej wyciągnmąć. Mówiła chętnie o szkole, ale nic o swoim domu. Byłam zdziwiona, bo szłyśmy bardzo daleko (dobre 15 min szybkim krokiem). W pewnym momencie dziewczynka powiedziała, że mieszka gdzieś tam - wskazała w kierunku dalekich zabudowań. szybko powiedziała do widzenia, wskoczyła na rower i odjechała. Jakby przed nami ucekła.
Wracając do domu, moja 6-letnia córka powiedziała mi, że ta dziweczynka wcale nie znała sąsiadów, do których dzwoniła (tez mają małą córkę, więc sądziłam wczesniej, że to jej koleżanka) - ona po prostu szukała koleżanki. Kiedy zobaczyła na balkonie moją Zuzie, zapytała, czy chce się z nią zaprzyjaźnić i tak się poznały.
Ponieważ dowiedziałam się od dziewczynki, ze chodzi do klasy z córką innych sąsaidów, zapytałam sąsiadkę, czy zna to dziecko i coś o nim wie. Powiedziała, że tak, latem nawet często bywa u nich w ogrodzie. Matka - podobno - "ma podejrzany zawód", pracuje nocami. Ale mozna tylko podejrzewać, co robi, bo słyszała tylko plotki, nic sprawdzonego.
Przyznam sie, że po kilku dniach trochę zapomniałam o sprawie. Aż tu wczoraj wjeżdżam samochodem na naszą ulicę, godzina 17, podjedża do mnie dziewczynka na rowerze i pyta, czy może przyjść do Zuzi. Powiedziałam, ze oczywiscie, ale wolałabym porozmawiać wczesniej z jej rodzicami. Może da mi telefon np. do mamy - zadzwonię i powiem, że zapraszamy jej córkę do siebie, zeby się nie niepokoiła. Dziewczynka zmartwiła się okropnie, powiedziała że mama nie odbiera o tej porze telefonu i szybko odjechała.
Wieczorem nie mogłam zasnąć i wciąż o niej myślałam. Oprócz samego faktu, ze miała odwagę przyjść do obcego domu, było w tej dziewczynce jeszcze coś nipokojącego. Ona tak cieszyła sie, że jest u nas w domu, jakby szukała jakiegoś przyjaznego miejsca, ciepła, no nie wiem...
Mój mąż - realista - od razu powiedział, że zdarza się, że takie dzieci wysyłane są do domów na "zwiady", jakieś kradzieże. Ta mała wydaje mi się jednak po prostu dzieckiem puszczonym samopas, takim, którym nie interesują się rodzice.
Strasznie mi jej żal, ale też nie bardzo mam pomysł, co mogłabym zrobić.
Następnym razem zadzwoń na policję, niech przyjadą i się zainteresują tym dzieckiem, bo może w domu dzieje się coś niepokojącego. Skoro dziecko chodzi po obcych ludziach, i nie chce wracać do domu.
Lub ją porządnie wypytała , gdzie mieszka i odprowadziła na siłę do domu, sprawdziła jak to tam u nich jest.
Ja ja własnie usilowałam przepytać i próbowałam odprowadzić do domu, ale -jak pisałam - zwyczajnie w pewnym momencie mi uciekła.
Co do Policji - mam duze wątpliowości, czy od razu narażać dziecko na taki stres
Można to inaczej załatwić, policja może za nią pojechać, ona wcale nie musi o tym wiedzieć, potem zapukają i sprawdzą.
Może być też tak, że........... dziewczynka źle się czuje w domu, nie ma się z kim bawić i szuka koleżanek, dlatego kłamie że rodziców nie ma w domu, dzieciaki lubią fantazjować. Fajnie jej się bawi z twoją córką, dostanie jeść i pić , więc nie chce wracać do domu, tak naprawdę nie wiadomo jakie w tym domu ma warunki. Myślę że jak nosi komórkę , to chyba ma jakiś kontakt z matką, można też wyjąć jej telefon z ręki i sprawdzić numer do domu.
Dzieciaki lubia fantazjować..., tak, jej wizyta była jednorazowa - więc moze nie nalezy interweniować. Ale przyznasz chyba , że dziecko nie moze pukać do drzwi obcych domów i do nich wchodzić. Przecież to jest potwornie niebezpieczne! Przeraża mnie myśl, co mogłoby się jej stać, gdybytrafiła w złe ręce
Przyznaję Ci rację, ale ja osobiście nie pozwoliłabym , bawić się z obcym nieznanym dzieckiem z ulicy, w swoim domu( chyba że gdzieś na placu zabaw) Najpierw musiałbym dowiedzieć się gdzie mieszka, i czy jej rodzice wyrażają zgodę, żeby ona u mnie przebywała.Wiesz różnie to bywa, w drodze powrotnej, nie daj Boże dziecku by się coś stało, i miałabym go na sumieniu.
Takie pukanie dziecka do obcych ludzi, jest niebezpieczne, i to bardzo, akurat trafiła na Ciebie uczciwą osobę, a jakby ją wciągnął jakiś zboczeniec i zrobił krzywdę?
Do mojej sąsiadki przyjeżdżała wnuczka i jak Ania była młodsza, zawsze do niej przychodziła się bawić, gdy tylko wchodziła w drzwi zawsze pytałam , czy babcia wie że ona do nas przyszła.
Trzeba było spytać jak sie nazywa.Po nazwisku może byś trafiła jaka to rodzina itd.Twój mąż może mieć racje,że ta dziewczynka przyszła na zwiady przed kradzieżą itp.Teraz są różni ludzie a i ciężkie czasy! Radziła bym Ci być trochę bardziej ostrożniejsza,bo niewiadomo co może się wydarzyć.Pozdrawiam.
Podepne sie pod ciebie i chetnie wyslucham rad, bo mam nieco podobny problem.
Dziewczynka 9-letnia namolnie przychodzi bawic sie z moja 3-letnia corka. Czesto z placzem dzwoni do drzwi okolo 18, ze rodzice wyjechali i ona nie ma klucza. Moja za chwile idzie spac, a ja zostaje w domu z obcym dzieckiem i sie nim zajmuje... Na poczatku pomstowalam na jej rodzicow, ale okazalo sie, ze oni w tym czasie byli w domu!!! Mala bezczelnie klamala. Opowiadala jakies niestworzone rzeczy, gdzie to rodzice wyjezdzaja i ja sama w domu, albo co gorsza poza domem sama zostawiaja. Byla tak dobra w opowiesciach, ze jej uwierzylam (nawet w to, ze miala 2 razy ospe - o, ja naiwna!!!!). Matka nie widzi w tym nic niestosownego. Ba! Nieraz sie pyta, czy nie zaopiekowalabym sie jej corka w WEEKEND!!! Na szczescie w weekendy pracuje, wiec mam wymowke, ale przeraza mnie ta sytuacja. Wiem, nie jestem asertywna , ale jak mi 2 razy chciala "wcisnac" psa na weekend (bo wyjezdzali) to sie jakos wymigalam. Maz byl oburzony, ze "babsko" z takim pytaniem dzwoni. I mial racje. Z drugiej strony to najblizsi sasiedzi i chcialabym z nimi dobrze zyc, ale co innego pozyczenie blach do pieczenia, a co innego zajmowanie sie ich dzieckiem.
P.S. Przepraszam, ze zasmiecilam twoj watek moimi problemami, ale sytuacja wydaje mi sie troche podobna.
Rzeczywiscie masz problem.Ale wydaje sie, że małej, o której piszesz raczej nie dzieje sie krzywda w sensie sprawowanej nad nią opieki, a bardziej krzywda wychowawcza (jest po prostu źle wychowywana). Jeżeli nie dzieje sie poza tym nic złego, a rodzice sa rzeczywiście tak nioereformowalni, małej raczej nie możesz pomóc. Tylko... szkoda dziecka. Bo dla mnie oczywiste jest, że jej zachowania są winni rodzice, a nie ona sama.
Jesli chodzi o mój przypadek - obawiam się o dom rodzinny tej dziewczynki, a przede wszystjkim o jej bezpieczeństwo
A moze zrob dziewczynkom "konkurs" na narysowanie domu?
Ja tak zrobilam dla "mojego" intruza.
Interpretacji mozna poszukac w necie, ogolnie mowiac chodzi o to jak dziecko przedtawi dom (np. kolorystycznie) czy narysuje wszystkich domownikow, czy ona tez jest na tym obrazku itp.
Dziewczynka z mojego przypadku narysowala swoj dom za poteznym czerwonistym plotem. Mama i tata na pierwszym planie, przed domem, nie usmiechaja sie, nie trzymaja za rece. Na moje pytanie: "A gdzie ty jestes?" padla odpowiedz "U kolezanki". To daje do mysylenia.
Wiesz Agafi, pomyślałm tak jak Twój mąż. 9-latka to nie maleńkie dziecko. Po za tym sa ludzie, którzy wychowują w ten sposób dzieci, że od małego ich uczą "sępiarstwa". Tam zje obiad, gdzie indziej kolację, podwieczorek. Potem wraca do domu najedzona, napita i jeszcze czasem jakieś ciasto od kogoś przyniesie.
Jeśli chcesz koniecznie coś zrobić, trzeba by się było dowiedzieć o adres tej dziewczynki. Potem iść na przeszpiegi, do rodziców na rozmowę itd.
Ale może się okazać, że usłyszysz od rodziców, że nie powinno Cię interesować cudze dziecko i że sama ją do domu wpuściłaś.
Może ja mam jakieś zwichrowanie, ale to, że dziecko wchodzi do cudzych domów też może sie źle skończyć dla ich właścicieli. 9-latki maja bardzo bujną wyobraźnię.
Skoro powiedziałaś jej że najpierw chcesz porozmawiać z jej mamą, to myslę że już się nie pojawi więcej u Ciebie. A jeśli się pojawi ponów propozycję z zaznaczeniem, że jeśli nie porozmawiasz z jej mamą, to więcej niech nie przychodzi.
Oczywiscie masz rację co do wpuszczenia dziecka do mojego domu. Pewnie postapiłam nieco lekkomyslnie, ale po pierwsze ta sytuacja mnie zaskoczyła, bo do Zuzi zawsze przychodziły dobrze mi znane dzieci, a po drugie - ja juz tak mam... uczucia opiekuńcze czesto biora górę nad rozumem. Zresztą od razu, gdy dziewczynka pojawiła się w domu, zaczęłąm z nia rozmawiać, kim jest, gdzie mieszka itd. Przyznam się też, że nawet podsłuchiowałam, jak sie bawia, zeby wiedzieć jak mała się odzywa, jak się bawi, co mówi - była w końcu z moim, młodszym od siebie dzieckiem. Obejrzałam jej kurtkę (czy czysta). No i zarówno te obserwacje, jak i intuicja, powiedziały mi, że to jest fajne dziecko, ale po prostu nie mające w domu tego, co dziecko powinno dostawać, czyli zainteresowania, ciepła, opieki...
Moze jestem zbyt naiwna
Aha, i jeszcze jedno. To nie jest tak, że ja "koniecznie chcę cos zrobić". nie jestem osob ą, która czuje misję naprawiania całego świata i niesienia koniecznie zawsze i każdemu pomocy. Ale ta sprawa po prostu nie daje mi spokoju. A napisałam o tym na WŻ właśnie miedzy innymi po to, zeby posłuchac innych opinii - czy nalezy coś zrobić, czy nie?
moim zdaniem- skoro dziecko chodzi do klasy z dzieckiem Twoich znajomych, powinnaś pójść do szkoły. Wszystko jedno, czy zgłosisz Dyrekcji, czy konkretnemu nauczycielowi, ktoś się tym zajmie. Dziecko nie może być bez opieki, tym bardziej w obcych domach. Poza tym jak nie daj Boże
coś się stanie, będziesz mieć wyrzuty sumienia, że nic nie zrobiłaś. Szkoła ma taki obowiązek, więc raczej tam. Poza tym jak to "patologia" unikniesz ewentualnego wybicia szyb, bo nie Ty powiadomisz policję. Biedny dzieciak....
Jeżeli wiesz do której szkoły chodzi dziewczynka - idź - do dyrekcji, do wychowawcy. Dowiedz się o sytuacji dziewczynki.
Wezwanie policji może być zbyt drastyczne - bo co jak mała fantazjuje - a może tak być - bo jest zadbana i czysta.
Jeżeli mama para sie najstarszym zawodem świata - dziewczynka nie przeklina, nie dokucza Twojej córce - może warto jej pomóc - jeżeli oczywiście obecność jej Tobie nie przeszkadza. Zawsze to szansa na uchronienie dziewczynki przed zboczeniem na złą drogę.
Ale to tylko moje zdanie - Ty masz dużo trudniejsze zadanie - ja mogę sobie pogadać teoretycznie, Ty będziesz coś musiałą zrobić (bo skoro nie daje spokoju, nie przejdziesz do porządku dziennego).
Może nie tak zupełnie na temat - ale z trochę pobliskiego ogródka. Moja córka swojego czasu kolegowała się bardzo z córką pani lubiącej panów (mówiac najprościej, bo zawodem się nie parała). Początkowo chciałam z tym walczyć - im więcej ingerowałam, tym moja córka garnęła się do niej. Odpuściłam - przychodziły do nas, lepiej mieć towarzystwo u siebie pod kontrolą. Z biegiem czasu przeszło - między nimi są 3 lata różnicy, które potem dały znać o sobie. Nastolatka z dzieciakiem nie ma o czym rozmawiać. Teraz sobie mówią tylko cześć.
Wczoraj przyszła do mnie śasiadka, z która rozmawiałam na temat tej dziewczynki. Ruszyło ja sumienie i sama postanowiła dowiedzieć się czegos więcej. Porozmawiała więc z inna mamą, której córka tez chodzi z dziewczynka do klasy i która zna jej rodzinę. Okazuje się, że jest to zwyczajna rodzina. 4 dzieci, z których mała, o której pisałam, jest najstarsza. Warunki bytowe podobno zupełnie normalne, raczej nie ma patologii w sensie alkoholu czy przemocy. Dzieci sa czyste i w sensie materialnym mają zabezpieczone swoje potrzeby.
Fakt, że nie zapewniają dzieciom wystarczającej opieki wynika z jakiejś chorej ideoologii - uważają, że dzieci powinny same o siebie dbać, jesli przyjda na obiad - oczywiście go dostaną, jeśli nie - trudno. Podobno sa ateistami i nie wierzą w tradycyjne wartości rodzinne (chodziaż nie wiem, co ma jedno z drugim współnego!). Uważają, że od małego każdy powinien troszczyć się o siebie i o sobie decydować.
Ufff.... Jestem w szoku. O ile to oczywiście prawda, bo przeciez to jest relacja jednej sąsiadki do drogiej i do trzeciej...
Jedno jest pewne, dziewczynka, o której pisałam, uwielbia przebywać w cudzych domach, jest miła i uczynna, prosi wrecz, zeby mogła zostać. Teraz przypominam sobie, ze kiedy vbyła u nas i ja wspomniałam, ze muszę posprzatać kuchnię, aszybko powiedziała: To ja Pani pomogę! W szkole podobno nie ma problemów.
Biedne dziecko... Sąsiadka - jako matka koleżanki dziewczynki - sama postanowiła porozmawiać z wychowawczynią klasy i może zabrać jeszcze na rozmowę tą druga mamę.
Dziewczynka bedzie prawdopodobnie spaczona emocjonalnie na całe życie
Heheh ateizm nie ma nic do tradycyjnych wartości rodzinnych uwierz mi raczej wydaje mi się zwyczajnie naklepali dzieci i sobie nie radzą lepiej zająć się sobą a dzieci niech sobie latają tak jak psy po osiedlu to chyba bardziej taka filozofia życia. Szkoda bo ta dziewczynka wydaje się być bardzo fajna tylko biedactwo nieszczęśliwa i szuka ciepła i żeby zwyczajnie ktoś ją przytulił. Różnica jest tylko taka że takiego psa przybłęde przygarniesz i będzie najukochańszy na świecie a dziecko zazwyczaj trafia do jakiś placówek albo schodzi na złą drogę.
Myslę dokładnie tak samo. O ateizmie wspomniałam tylko jako o elemencie relacji na temat tych ludzi, jaka usłyszałam. Mozna być wspanaiłym rodzicem, bedąc ateistą, albo beznadziejnym. I to sie tyczy wiekszosci innych przekonań religijnych.
Ich ideologia to raczej taki zlepek idiotycznych przekonań, stworzonych na potrzeby usprawiedliwienia się z braku chęci wychowywania dzieci
Agafi znam wielu ateistow,wspaniali ludzie,wiara tutaj nie ma znaczenia.Moja znajoma jest ateistka jak rowniez cala jej rodzina,ludzie dobrze wyksztalceni,zajmujacy dobre dosc wysokie stanowiska w pracy.Niektore kolezanki mojej corki sa ateistkami,fajne normalne dziewczyny.Ja sama nie jestem zbytnio wierzaca osoba.Tylko popatrz ilu katolikow to beznadziejni rodzice,bo takich jest wielu.
Ja mysle ,ze dziewczynka poprostu potrzebuje troche ciepla,przy czworce dzieci byc moze matka nie ma tyle czasu ile chcialaby poswiecic kazdemu z osobna.Byc moze dziewczynka tez troche fantazjuje,ja w tym wieku moja corke tez kilka razy zlapalam na klamstwie,to chyba normalna rzecz,a dzieci sobie lubia czasem troche swoje zycie podkolorowac.Co do strachu tej malej,gdy pytalas gdzie mieszka i o mame,to bala sie zapewne ze jak tam pojdziesz wyda sie ,ze to calkiem normalna rodzina.
Tutaj przytaczam pewien przyklad,mielismy sasiadke ktora miala corke 3 lata mlodsza ode mnie,dziewczynka rowniez chodzila po domach i wpraszala sie na obiady,ludzie mysleli ,ze matka dziewczynki jej nie karmi,bo byla mala i drobna.A dziewczynka palaszowala w domu obiad i jeszcze jeden u kogos,az w koncu trafila na osobe dobrze znajaca jej mame i wyszlo szydlo z worka.Mala miala taki apetyt ze zjadlaby konia z kopytami,co nie przekladalo sie na jej wyglad,bo byla drobniutka.Pozatym potem powiedziala ,ze u obcych jej lepiej smakuje.....
Agafi przytoczylas jeszcze ,ze mala chetnie chciala pomoc w kuchni,a dlaczego nie,im bardziej samodzielna tym lepiej,nie wyrosnie na lenia przynajmniej,co sie nauczy teraz,przyda jej sie w przyszlosci...
Jesli chodzi o ateistów - zgadzam się
jesli zas chodzi o druga część Twojej wypowiedzi - juz niestety nie. Posiadanie 4 czwórki dzieci nie usprawiedliwia moim zdaniem wszystkiego. Jesli ktoś decyduje się na dużą rodzinę, musi miec świadomość tego, że dzieci wymagają opieki, ciepła i zainteresowania. Dzieci, które nadmiernie garną się do obcych domów, takie które uciekają z własnych i szukają czegoś zastepczego, zawsze powinny budzić niepokój. I jeszcze jedno, nic ale to nic nie zwalnia rodziców z obowiązku dbania o bezpieczeństwo swoich dzieci. Ta mała nie dość że włóczy sie całymi dniami po okolicy (także w dużej odległości od swojego domu), to jeszcze puka i wchodzi do zupełnie obcych domów!
Fakt, ze mała chciała pomóc w kuchni mnie po prostu zaskoczył. Bo widzisz, ja to odebrałam trochę jako próbe wkupienia się - tak jakby powiedziała: prosze mi pozwolić tu zostać, a ja pani w kuchni pomogę
Pozdrawiam!
Agafi ja nie napisalam ,ze jest to dobre taka wpraszanie sie do obcych domow.Nie wiesz jak jest naprawde w tym domu,byc moze jest niesfornym dzieckiem,skad wiesz,ze jej rodzice pozwala na takie wloczenie sie po obcych domach,nie wiesz czy jej potem nie spotyka za to kara,ze przychodzi pozno.To wszystkie wnioski,ktore wyciagnelas,sa tylko oparte na obserwacji osob postronnych.A wiesz ze w tych wszystkich plotkach ,jest zawsze jakies zairno prawdy,ale 90% to przewaznie glupoty wyssane z palca plotkarzy.Jesli lezy ci to na sercu musisz sie udac do samego zrodla.
Ja sama bylam dzieckiem niesfornym,nie chodzilam po cudzych domach,ale gdy nie moglam wyjsc na podworko,bo mama nie pozwalala,od czego bylo okno,mieszkalismy na parterze,czesto korzystalam,z okna od strony ogrodka,a ze potem mialam kare za to ,to juz inna historia hihiih...
Co do jednego przyznaję ci całkowitą rację - plotki to tylko plotki i nie można się na nich opierać. Ja w tej sprawie nie zamierzam już nic robić - zwłaszcza, że jak pisałam - sąsiadka, matka dziewczynki, która chodzi z nią do klasy, wybiera się w jej sprawie do wychowawczyni. Mam nadzieję, że to coś pomoże
Hihihi, dzielnym dzieckiem bylas, popieram inicjatywe i niesfornosc , dobrze, ze nie musialas skakac z 3 -go pietra :))))))
J miałam taki problem: dziewczynka lat prawie 7 szła pół km ulicą z siostrą 2 latką. Powiedziałam to jej cioci, która mieszka w tym samym domu. Ona powiedziała, że co to dziecko robi ją nie interesuje. Bym powiedziała to jej mamie. Strasznie mnie to zdenerwowało bo chciałam dobrze. Gdyby mi ktoś naskarżył na moje dzieci to była bym wdzięczna. Gdy powiedziałam to jej mamie, to mama dała mi do zrozumienia, że co robi jej dziecko to nie moja sprawa.
To już jest taka cecha szczególnie matek, że źle reagują na uwagi dotyczące ich dzieci i ich wychowania. Ja przyznaję też nie nejlepiej reaguję (na uwagi mojej mamy np), ale zawsze potem długo zastaanawiam się, czy miała rację i oceniając na spokojnie - często przyznaję jej trochę racji.
Też wolałabym, żeby ktoś "naskarzył na moje dziecko", niż być nieświadoma złych rzeczy, które robi
Agafi, nie bede sie wypowiadac w sprawie dziewczynki, bo nie znam zadnych faktow a plotkujace baby mnie zawsze wnerwiaja :((( Nawet ze swietej mozna zrobic prostytutke tak po drodze:((((((
Przypomnialas mi jak bylam w szkole podstawowej, mialam serdeczna kolezanke w bloku obok. Bardzo biedna rodzina, mimo tylko jednego dziecka. Ojciec inwalida a mama zarabiala szyciem. Bosze , jak ja kochalam u nich byc i jak ja kochalam pic "kawe" robiona ze zboza przez mame mojej kolezanki. Zawsze byl wysoki kamienny garnek stojacy w kuchennym oknie tego plynu w domu mojej kolezanki, a ja tylko czekalam na okazje tego sie napic:))) Moja kolezanka u nas bardzo czesto jadla posilki razem z nami i wszystko jej smakowalo, bo w domu nie dostawala takich posilkow....coz, ja wolalam jesc u niej w domu....pajde chleba bez niczego i popic ta "kawa":)))))
Spokojnie dojdz do sedna sytuacji dziewczynki i zadnych plotek nie sluchaj:)
Pozdrawiam:)
Wnerwiają cie plotkujące baby piszesz... mnie też w zasadzie. Ale żeby tak w ogóle, nic a nic, żadnej niewinnej ploteczki... Ja czasami lubię o głupotkach popaplać. W końcu babą jestem
Hehe, ja jestem babcia, a nie baba......chociaz wnuczek umie tylko powiedziec "baba" do mnie narazie:)))))))........nie mam pojecia co ja mam z tym zaporem poplotkowania u mnie, jakos nigdy nie lubilam, albo Babcia mnie wyleczyla z tego , bo z kumoszkami po Mszy Swietej obrabiala kazdemu tylek jak sie dalo
Oczywiscie zdarzy mi sie rozgoryczenie na kogos i sie poskarze komus zaufanemu, komus kogo szanuje i wierze w dyskrecje. Niooo, jak znasz mnie na tyle z forum WZ, to wiesz, ze "wale" prosto z mostu i w oczy co mi na jezyk przyjdzie:))))))))