No wlasnie, po co? Pare dni temu, polecilam WZ towa strone pewnej mlodej adeptce kucharzenia. Chodzilo o przepis na risotto. Wiadomo, ze risotto to glownie recepta na sposob gotowania ryzu, to zapodalam mlodej kucharce, reszte miala sobie dobrac z WZ. I co? I ugotowala ryz w torebce i dodala sos z dwoma lyzkami maki i jeszcze mi powiedziala, ze na WZ ecie przepisy genialne, a jak sie komus nie podoba jakis, to moze nie nie spogladac. Wiec zajrzalam. Przepisy- oltarzyki, rzeczywiscie prawda. A jak taka adeptka kuchni, nie majaca pojecia o gotowaniu zawierzy tym przepisom, bo uwaga, mowy nie ma zeby dyskutowac o zawartosci, i jak do konca uwierzy i jesli w restauracji podadza jej prawdziwe risotto, to co?
Pod przepisami ubostwiamy komentarze,wielkie trala lala, ze rodzina zadowolona, mezus poprosil o dokladke, ze ....jak go zwal, tak go zwal , ale (przepis) doskonaly i laduje w ulubionych. Dwa miesiace temu, w malej restauracyjce na Pomorzu pokuszona soljanka, straszna mnie ochota na nia wziela. Podano kapusniak z pocietymi oliwkami. Jak go zwal, tak go zwal.
Bardzo trafnie to ujęłaś, ale to walka z wiartakami. Kedyś pisałam na forum, że nazwa "Wielkie Żarcie " do czegoś zobowiązuje, ale to nie do wszystkich dociera. Pozdrawiam !
Moim zdaniem " Wielkie Żarcie " to przepisy sprawdzone, opracowane, wnoszące coś do naszej kuchni - przeciwieństwo sałatek z chińskich zupek, setek podobnych przepisów / często spisanych z innych źródeł i nawet nie sprawdzonych przez wstawiającego przepis/ itp.
Masz ciekawe przekonania. Zaintrygowało mnie zwłaszcza stwierdzenie: " Wielkie Żarcie " to przepisy sprawdzone, opracowane, wnoszące coś do naszej kuchni - przeciwieństwo sałatek z chińskich zupek (...)" Przecież na WŻ pełno przepisów na sałatki z chińskich zupek!
Pisząc " Wielkie Żarcie " nie miałam na myśli tylko "WŻ" jako strony internetowej, a to, że na tej stronie jest pełno takich przepisów to świadczy o " wielkości kuchni " autorów przepisów i nie mam tu na myśli pomieszczenia kuchennego.
Jawne rozmijanie się nazwy i opisu dania w restauracyjnej karcie dań, z tym co ci podadzą na talerzu, to jest bolesny syndrom polskiej gastronomii. Najwyraźniej ktoś inny jest autorem treści menu, ktoś inny kupuje surowce do gotowania, a jeszcze ktos inny to przyrządza. Właściciel lokalu najczęściej sam nie ma zielonego pojęcia o gotowaniu i interesuje go tylko czysty zysk. Wszystkie dania opisane są nadzwyczaj smakowicie. Później następuje niesmaczne rozczarowanie. Gdyby w Wiedniu zamiast sznycla wiedeńskiego gościowi podano jakiś (nawet udany) wariant, restaurator byłby narażony na utratę koncesji. W Lechistanie obowiązuje "wolnoć Tomku w swoim domku" :-(
Tak się zastanawiam, gdzie można się nauczyć gotować. WŻ jest stroną przydatną do karmienia rodziny. Nie wydaje mi się, żeby to było to samo. A w karmieniu liczą się trochę inne sprawy, niż sztuka gotowania, szkoła gotowania. Liczy się koszt, smak, jak najmniejsza pracochłonność.
A gotowanie to też wiedza, przekazywana z pokolenia na pokolenia. Komu się chce to zgłebiać? Kiedy tak naprawdę wystarczy, że mężulek poprosi o dokładkę,a ciocia po imieninach będzie chciała przepis na sałatkę z majonezem ( tak jakby potrzeba było do tego przepisu).
Komu się chce próbować nowych smaków? Skoro moze się okazać, że sałata przyprawiona winegretem nie smakuje rodzinie i naraża ja na zbędny wydatek w wysokości 3 zł? Po co narażać się na koszta i próbować nowe smaki, skoro pierogi są takie pyszne i najeść się można do wypęku?
Tak, jak za Gomułki- na co wam cytryny, jak macie kapustę kiszoną?
I tak z tym risottem- po co pieczołowicie mieszać, sprawdzać konsystencję, jak możńa ugotować ryż w torebce- da się zjeść? Pewnie, że tak :) Jest smaczne? Jak się lubi ryż- to oczywiście, że smacznie :) Wystarczy, żeby wykarmić rodzinę- wiec przepis zamieszczony w internecie spełnił swoją rolę.
A że wyrównuje poziom- w dół? Trudno. Takie życie... Poza tym jeszcze troszkę, a nie będzie komu tego ocenić. Bo kto by rozróżnił smak pod grubą warstwą majonezu, pod grubą warstwą smażonej panierki do mięsa, czy ryby- wszystko jedno i tak jednakowo smakują, a męzuś nieodmiennie prosi o dokładkę :)
Praktyka czyni mistrza. Gotuję prawie 50 lat, przeczytałam masę książęk kucharskich, pracowałam w gastronomii / krótko 5lat /, oglądam programy tego typu w telewizji i ciągle się czegoś nowego uczę, z naszej strony "WŻ" - towej też i wg mojej własnej oceny na "czeladnika " chyba bym się załapała. Pozdrawiam !
:) No, ja chyba bym się nie załapała ;) choć chciałabym spróbować ;) mogłabym na przykład obierać warzywa :D A najśmieszniejsze jest to, że jeszcze nie tak dawno myślałam, ze umiem wszystko. Im dalej w las, tym więcej drzew ... Im więcej umiem, tym bardziej zdaję sobie sprawę z własnych braków. Jest tyle smaków, których jeszcze nie próbowałam, że boję się, że mi życia nie starczy na spróbowanie.
No wlasnie, po co? Pare dni temu, polecilam WZ towa strone pewnej mlodej adeptce kucharzenia. Chodzilo o przepis na risotto.
Wiadomo, ze risotto to glownie recepta na sposob gotowania ryzu, to zapodalam mlodej kucharce, reszte miala sobie dobrac z WZ.
I co? I ugotowala ryz w torebce i dodala sos z dwoma lyzkami maki i jeszcze mi powiedziala, ze na WZ ecie przepisy genialne, a jak sie komus nie podoba jakis, to moze nie nie spogladac. Wiec zajrzalam.
Przepisy- oltarzyki, rzeczywiscie prawda. A jak taka adeptka kuchni, nie majaca pojecia o gotowaniu zawierzy tym przepisom, bo uwaga, mowy nie ma
zeby dyskutowac o zawartosci, i jak do konca uwierzy i jesli w restauracji podadza jej prawdziwe risotto, to co?
Pod przepisami ubostwiamy komentarze,wielkie trala lala, ze rodzina zadowolona, mezus poprosil o dokladke, ze ....jak go zwal, tak go zwal , ale (przepis) doskonaly i laduje w ulubionych.
Dwa miesiace temu, w malej restauracyjce na Pomorzu pokuszona soljanka, straszna mnie ochota na nia wziela.
Podano kapusniak z pocietymi oliwkami. Jak go zwal, tak go zwal.
Bardzo trafnie to ujęłaś, ale to walka z wiartakami. Kedyś pisałam na forum, że nazwa "Wielkie Żarcie " do czegoś zobowiązuje, ale to nie do wszystkich dociera. Pozdrawiam !
A do czego zobowiązuje nazwa "Wielkie Żarcie"? Proszę mnie oświecić, bo nie rozumiem kontekstu.
Moim zdaniem " Wielkie Żarcie " to przepisy sprawdzone, opracowane, wnoszące coś do naszej kuchni - przeciwieństwo sałatek z chińskich zupek, setek podobnych przepisów / często spisanych z innych źródeł i nawet nie sprawdzonych przez wstawiającego przepis/ itp.
Masz ciekawe przekonania.
Zaintrygowało mnie zwłaszcza stwierdzenie: " Wielkie Żarcie " to przepisy sprawdzone, opracowane, wnoszące coś do naszej kuchni - przeciwieństwo sałatek z chińskich zupek (...)" Przecież na WŻ pełno przepisów na sałatki z chińskich zupek!
Pisząc " Wielkie Żarcie " nie miałam na myśli tylko "WŻ" jako strony internetowej, a to, że na tej stronie jest pełno takich przepisów to świadczy o " wielkości kuchni " autorów przepisów i nie mam tu na myśli pomieszczenia kuchennego.
Jawne rozmijanie się nazwy i opisu dania w restauracyjnej karcie dań, z tym co ci podadzą na talerzu, to jest bolesny syndrom polskiej gastronomii.
Najwyraźniej ktoś inny jest autorem treści menu, ktoś inny kupuje surowce do gotowania, a jeszcze ktos inny to przyrządza. Właściciel lokalu najczęściej sam nie ma zielonego pojęcia o gotowaniu i interesuje go tylko czysty zysk.
Wszystkie dania opisane są nadzwyczaj smakowicie. Później następuje niesmaczne rozczarowanie.
Gdyby w Wiedniu zamiast sznycla wiedeńskiego gościowi podano jakiś (nawet udany) wariant, restaurator byłby narażony na utratę koncesji.
W Lechistanie obowiązuje "wolnoć Tomku w swoim domku" :-(
:)
A smaczny chociaż był ten kapuśniak? ;)
Tak się zastanawiam, gdzie można się nauczyć gotować.
WŻ jest stroną przydatną do karmienia rodziny. Nie wydaje mi się, żeby to było to samo.
A w karmieniu liczą się trochę inne sprawy, niż sztuka gotowania, szkoła gotowania. Liczy się koszt, smak, jak najmniejsza pracochłonność.
A gotowanie to też wiedza, przekazywana z pokolenia na pokolenia. Komu się chce to zgłebiać? Kiedy tak naprawdę wystarczy, że mężulek poprosi o dokładkę,a ciocia po imieninach będzie chciała przepis na sałatkę z majonezem ( tak jakby potrzeba było do tego przepisu).
Komu się chce próbować nowych smaków? Skoro moze się okazać, że sałata przyprawiona winegretem nie smakuje rodzinie i naraża ja na zbędny wydatek w wysokości 3 zł?
Po co narażać się na koszta i próbować nowe smaki, skoro pierogi są takie pyszne i najeść się można do wypęku?
Tak, jak za Gomułki- na co wam cytryny, jak macie kapustę kiszoną?
I tak z tym risottem- po co pieczołowicie mieszać, sprawdzać konsystencję, jak możńa ugotować ryż w torebce- da się zjeść? Pewnie, że tak :) Jest smaczne? Jak się lubi ryż- to oczywiście, że smacznie :) Wystarczy, żeby wykarmić rodzinę- wiec przepis zamieszczony w internecie spełnił swoją rolę.
A że wyrównuje poziom- w dół? Trudno. Takie życie... Poza tym jeszcze troszkę, a nie będzie komu tego ocenić. Bo kto by rozróżnił smak pod grubą warstwą majonezu, pod grubą warstwą smażonej panierki do mięsa, czy ryby- wszystko jedno i tak jednakowo smakują, a męzuś nieodmiennie prosi o dokładkę :)
Praktyka czyni mistrza. Gotuję prawie 50 lat, przeczytałam masę książęk kucharskich, pracowałam w gastronomii / krótko 5lat /, oglądam programy tego typu w telewizji i ciągle się czegoś nowego uczę, z naszej strony "WŻ" - towej też i wg mojej własnej oceny na "czeladnika " chyba bym się załapała. Pozdrawiam !
:)
No, ja chyba bym się nie załapała ;) choć chciałabym spróbować ;) mogłabym na przykład obierać warzywa :D
A najśmieszniejsze jest to, że jeszcze nie tak dawno myślałam, ze umiem wszystko. Im dalej w las, tym więcej drzew ... Im więcej umiem, tym bardziej zdaję sobie sprawę z własnych braków.
Jest tyle smaków, których jeszcze nie próbowałam, że boję się, że mi życia nie starczy na spróbowanie.