Witam! Mam prośbę - czy ktoś z Was zna może jakieś przepisy na tradycyjne potrawy z rejonu Zagłębia Śląsko-Dąbrowskiego i Jury Krakowsko-Częstochowskiej? :) Znam prażonki (w różnych wersjach), no i tzw. zalewajkę... Może przychodzi Wam do głowy jeszcze jakiś inny pomysł? Może coś z "rodzinnych archiwów" Waszych mam i babć? :) Będę bardzo wdzięczna!
Z innej beczki ... S.Agnieszko, czy Ty jesteś z Poznania ? Daaawno temu byłam na rekolekcjach właśnie w Poznaniu-Winiary i poznałam tam siostrę Marię Agnieszkę ...
Witaj :) Bardzo ciekawy temat zaproponowałaś. Aż zarzuciłam na googla. Etnografowie badający kulturę tych regionów twierdzą, że potrawy tego regionu zawsze będą w cieniu potężniejszych kultur, otaczających ten region Małopolski i Śląska. Wskazując na źródła potraw w tym ( czy tych) regionie, wskazują na biedę z jaką borykała się ludność je zamieszkująca. Nie jadano śmietany, mięsa, jajek i masła- gdyż te produkty można było sprzedać. Jadano bardzo prosto, korzystając z najbardziej podstawowych produktów- kapusty, ziemniaków, grochu. Stąd też trudno wskazać np taki produkt jak pierogi, gdyż jego odrębność jest bardzo niepewna.
Wyczytałam, że popularną potrawą był żurek na grzybach z dobieranymi, tłuczonymi grzybami. http://czestochowa.gazeta.pl/czestochowa/1,89395,8224757,Nie_ma_regionu__nie_ma_regionalnych_potraw.html Tu możesz poczytać wiecej. Tego chleba gryczanego, sama jestem ciekawa. Jestem też ciekawa obwarzanków. Moja mama pochodzi ze świetokrzyskiego i na odpustach były tam dwa rodzaje obwarzanów- jedne takie bardzo chrupkie- "korale", a drugie takie jakby z parzonego ciasta, moje ulubione "bransoletki", któe miały zupełnie inny smak niż bajgle. Ciekawe, czy to któreś z tych. Te "bransoletki" to mi się czasem śnią ;))
Wyczytałam też, ze za potrawę regionalną dla Zagłębia uznaje się potrawy z bobem/ z bobu.
Jak znajdziesz jakieś interesujace źródła, to napisz o nich, proszę :)
Rzuciłam okiem jeszcze do zakładki w tym artykule "zobacz także"
Rzuciłam i ... ręce mi opadły :( Jak tu propagować regionalne kuchnie, kiedy entuzjastycznie nastawiony autor artykułu, próbuje wykonać regionalna potrawę, używając "barszcz biały winiary" do zalewajki na pituskach, albo przyprawy warzywnej do wykonania ciulimu... W takim razie po co to wszystko? Skoro zupełnie spokojnie tego ciulimu można nie jeść, zadowalając się całkowicie kosmopolitycznym hamburgerem z McDonaldsa?
Przepraszam za dygresję, ale jakoś mnie to oszukaństwo zabolało...
Dzięki za informację i link do strony. Rzeczywiście, proponować "regionalną potrawę" z "barszczem białym winiary" to trochę... śmieszne? smutne? przykre? Sama nie wiem.. Jest to tym bardziej dziwne, że żur do zalewajki można z powodzeniem kupić w sklepie (rzecz jasna można też zrobić go samodzielnie, chociaż w tym zakresie nie mam zbyt dużego doświadczenia) i jakieś dodatkowe zaprawianie "zupką z proszku" nie jest potrzebne.
Co do bobu - to pamiętam, że "w sezonie" jada się go dość dużo, chociaż wydaje mi się, że zwykle jest to po prostu sam ugotowany bób, nie jakaś bardziej złożona potrawa. Ale będę jeszcze szukać i pytać, może coś się trafi w tym temacie.
A jeszcze tak a propos ciulimu - w końcu to potrawa żydowska: pomyślałam, że taką potrawą regionalną mogłaby też być zupa szczawiowa (ponoć też koszerna i popularna w kuchni żydowskiej). Nie jestem tylko pewna, na ile jest to potrawa popularna też w innych regionach. Pozdrawiam!
Żydowską potrawą jest czulent- potrawa z kaszy i wołowiny, ciulim został podpatrzony u Żydów, ale składa się z ziemniaków i wiperzowych żeberek. Ciekawe, czy jeszcze gdzieś jada się taką potrawę?
A co do żuru- pamiętam z dzieciństwa, jak w piątki chodziło się ze słoiczkiem po zakwas żurkowy do pana, który ten zakwas produkował w wielkiej wannie, w blokach :D To kupowanie gotowego zakwasu mnie dziwi zawsze bardzo. Bo to chyba żadna filozofia zalać mąkę wodą i odczekać 4 dni, aż natura zrobi swoje? Znacznie taniej i bez żadnego oszukaństwa.
Wielkie brawa dla koleżanki za pomysł. Tak naprawdę to żadna różnica czy się jada hamburgery w McDonaldzie, czy schabowe we wszystkich okolicznych restauracjach. A innej oferty nie ma. Ja, gdybym zobaczyła w karcie takie danie, jak ciulim, to na pewno chciałabym spróbować. Inne nazwy tez sa zachęcające :)
Z tym zakwasem - ja zwykle kupuję gotowy w buteleczce, ale to jest produkcja małego zakładu, który znam (zresztą działa właśnie na Jurze), jest to więc raczej produkt zaufany :) Na pewno lepiej byłoby zakwas wyprodukować samodzielnie, chociaż ja chyba tylko raz próbowałam i nie bardzo mi smakował :D Czy to musi być jakiś specjalny rodzaj mąki? Wydaje mi się, że to powinna być mąka żytnia, ale nie jestem pewna. Może tu na stronie znajdzie się przepis.
Powinna być mąką żytnia razowa. ( sa takie specjalne "żurkowa" się nazywa) Ale mogą być też płatki owsiane. I ja taki żurek wolę. Jest delikatniejszy, mniej kwaśny- niż żytni. Jakbyś była zainteresowana, to się upiszę bardziej :) A i na WŻ są przepisy na zakwas zytni, i na owsiany też. Ja jeszcze jestem ciekawa żurku na zakwasie gryczanym, ale mąkę razową mąkę gryczaną wcale nie tak łatwo kupić.
Czyli dobrze mi się wydawało z tą mąką żytnią (razową) :) Ale bardzo zainteresowała mnie ta opcja z płatkami owsianymi. Z chęcią wysłucham szczegółów na ten temat!
2 szklanki płatków owsianych ok 2 litry przegotowanej wystudzonej wody czosnek- ja lubię dużo, więc przekrawam całą główkę czosnku ( w łupinkach) na pół i wrzucam do naczynia. Można czosnek obierać, ja uważam, że fajniejszy smak ma czosnek w łupinkach. Mam taka kamionkową beczułkę, w której zakwas przygotowuję. Zalać płatki wodą, dodać czosnek, odstawić na 3- 4 dni. Można proces kiszenia przyspieszyć dodając łyżkę wody spod ogórków kiszonych, lub łyżkę żurku z poprzedniej produkcji, lub skórkę razowego chleba ( o ile mamy pewność, ze chleb jest na zakwasie i pozbawiony chemii- dodawanie chleba z polepszaczami i bez zakwasu moim zdaniem mija się z celem).
Zakwas po jednym dniu zaczyna już w widoczny sposób pracować- na powierzchni pojawiają się najpierw nieśmiałe, pojedyncze bąbelki, a potem jest ich coraz więcej i więcej. Zaczyna pachnieć zsiadłym mlekiem- bardzo przyjemnie i kwaśno.
Po 3- 4 dniach zakwas jest gotowy.
Proszę :) Jak widzisz jest to niezwykle proste. Do przygotowania żurku na zakwasie nie potrzebujesz aż takiej ilości zakwasu, ponieważ rozcieńcza się go w proporcji 1:4. Czyli jeśli chcesz przygotować 2,5 litra zupy, wykorzystasz tylko pól litra zakwasu. Reszta- jeśli będzie niedługo wykorzystywana, może stać kilka dni w lodówce. Można też zamrozić, lub przelać do słoiczków i zapasteryzować. Lub wykonać mniejszą ilość zakwasu :)
Gorąco namawiam, naprawdę jest pyszny. I już dwa razy udało się nim "odczarować" zakwas- Dwie osoby, którym żaden zakwas nigdy nie wychodził, wykonały go i zakwas się udał. I po nim już udawały się zakwasy chlebowe :)
Wielkie dzięki! :) Rzeczywiście, wygląda na to, że nie jest to jakiś super skomplikowany proces. Na pewno spróbuję z tymi płatkami, z mąką może też, ale po moim dawniejszym doświadzeniu trochę się obawiam efektu :D Pozdrawiam!
Za mojej młodości na podlasiu szczawiowa była bardzo popularna. Przynajmniej u mnie w domu. Sam własnoręcznie zbierałem szczaw na łące. W Warszawie na bazarze też świeży szczaw można kupić przez cały rok.
Mieszkam na Podlasiu i stwierdzam,że zupa szczawiowa jest nadal popularna.Często w sezonie można zaobserwować jak ludzie na łąkach "coś zbierają",więc wiadomo -będzie szczawiowa ;))
Wynika więc z tego, że zupa szczawiowa jest dość powszechnym wynalazkiem :) Ale tak sobie myślę, że nawet jeśli nie jest potrawą związaną tylko z jednym regionem, to mimo wszystko dobrze by się wpisywała w takie swojskie menu. W sumie przecież pierogi też są "ogólnopolskie", a trudno mi jakoś sobie wyobrazić "tradycyjną, swojską" restaurację bez pierogów :) Pozdrawiam wszystkich!
Weszłam w wątek bo ja właśnie pochodzę z tego regionu, nie wiem czy potrafię powiedzieć wiele o regionalnych potrawach ale opowiem o potrawach z dzieciństwa z mojego rodzinnego domu, które przetrwały w moich smakach do dziś. Prażonki - masz rację, (są w moich przepisach) właśnie takie które jadamy "od zawsze". Nawet nasz kiedyś wiodący zakład Odlewnia Żeliwa Ciągliwego odlewała i odlewa specjalne garnki do robienia tychże na ognisku i w naszym regionie nikogo nie dziwią palone latem ogniska na plachach, polanach czy nawet koło bloków (w wyznaczonych do tego miejscach). A zapach rozchodzący się podczas pieczenia prażonek jest jedyny i najwspaniajszy. Polecam a przekonacie się sami. Kućmok - to babka ziemniaczana, również z moich przepisów, choć już wzbogacona o wędzony boczek czy nawet kiełbasę (bo biedniejsza wersja składała się tylko z ciasta ziemniaczanego jak na placki) Prazuchy - są też na tej stronie (to gotowane ziemniaki posypane mąką - jadane z kwaśnym mlekiem lub w "bogatszej wersji" polane skwarkami ze słoniny czy boczku. Fiutka - (fajna nazwa) to była zupa gotowana na warzywach (jak rosół) i ziemniaki w kostkę. Okraszało się zupę podsmażoną cebulką na margarynie.
O zalewajce nie będę pisać bo już o niej wspomniałaś i również masz rację co do ziemniaków. W naszej rodzinie przeważały i nadal przeważają, jadamy je prawie codziennie, bardzo często jako zwykłe ziemniaczki "z wody" polane usmażoną na złoto cebulką i do tego kwaśne mleko.
Więcej w tej chwili nie przychodzi mi do głowy, ale chętnie włącze się w ten wątek jak tylko coś sobie przypomnę. Pozdrówka z Jury Krakowsko-Częstochowskiej. Zawiercianka Renata
Dzięki Renatko za te informacje. Szczerze mówiąc kilka razy próbowałam zrobić kućmok - nigdy nie wyszedł mi taki, jaki powinien :D Nie wiem, w czym tkwi problem... :) A co do zupy o... intrygującej nazwie :), w mojej rodzinie ona była znana jako fitka i zwykle podawało się ją z dobieraną kiszoną kapustą. Fajnie, że mi o niej przypomniałaś!
Próbuję zebrać trochę tych przepisów, ponieważ koleżanka zastanawia się nad otwarciem restauracji, w której serwowano by właśnie takie regionalne potrawy. Pomysł wydaje mi się dość dobry, zastanawiam się tylko, czy w dobie McDonaldów, KFC i innych tego typu miejsc, restauracja proponująca zalewajkę i fitkę miałaby szansę. Co o tym myślicie? Pozdrawiam serdecznie!
P.S. Chyba zaproponuję koleżancę, żeby pogadała z Paniami z Kół Gospodyń Wiejskich w okolicy :D One powinny być specjalistkami w temacie :)
Ja zupełnie z innych rejonów, ale jak byłam dzieckiem to jadłam prażonki, koszmar mojego dziecinstwa :D Wszystki smakowało oprócz mnie, wolałam być głodna niz nawet to ruszyc, hehe. Zastanawiam się, czy teraz tez bym tak reagowała. Możliwe, ze nie, bo smak się z wiekiem zmienia, nienawidziłam kiedys placków ziemniaczanych - teraz bardzo lbie :)
Ja tez nie z tych rewirow, ale przez kilka lat mieszkala z nami pewna pani z okolic Zawiercia,ktora pomagala mi w opiece nad dziecmi. Nie wiem czy to dokladnie jest region o ktory chodzi s.Agnieszce. Zostawila po sobie piekne wspomnienia jako czlowiek i kucharka. Gotowala przepyszna zupe, co zielona sie zwala (pokrzywy,szczaw, lebiodka i cos jeszcze, czego w tej chwili nie moge sobie przypomniec), zur z serwatki z dobieranymi ziemniakami, leniwa kapusta, czarne kluski, wspaniale kiszone grzyby. Wszystko mam gdzies spisane, wiec gdybys byla zainteresowana, to chetnie odnajde.
MoniaKociara, koszmar dzieciństwa? :D Właściwie to zależy w jakiej wersji były te prażonki. Np. moja mama zawsze miała tendencję do dodawania sporych ilości tłuszczu do prażonek, co... hmm.. nie za bardzo mi odpowiadało i właściwie takie ziemniaki ociekające tłuszczem to też dla mnie koszmar dzieciństwa :) Nie lubię też np. prażonek z burakami. Ale generalnie - jeśli przyrządzi się je według preferowanej wersji - są naprawdę pyszne! Może warto spróbować jeszcze raz? :)
Wita, tak, chodzi właśnie o rejony Zawiercia (trudno nawet powiedzieć, czy to jeszcze Zagłębie, czy już Jura :) ) i pewnie, że byłabym zainteresowana tymi przepisami! Z góry dziękuję! :)
Witam!
Mam prośbę - czy ktoś z Was zna może jakieś przepisy na tradycyjne potrawy z rejonu Zagłębia Śląsko-Dąbrowskiego i Jury Krakowsko-Częstochowskiej? :) Znam prażonki (w różnych wersjach), no i tzw. zalewajkę... Może przychodzi Wam do głowy jeszcze jakiś inny pomysł? Może coś z "rodzinnych archiwów" Waszych mam i babć? :)
Będę bardzo wdzięczna!
Z innej beczki ...
S.Agnieszko, czy Ty jesteś z Poznania ?
Daaawno temu byłam na rekolekcjach właśnie w Poznaniu-Winiary i poznałam tam siostrę Marię Agnieszkę ...
Niestety nie :) Pochodzę właśnie z Zagłębia, potem mieszkałam w różnych miejscach - ale akurat nie w Poznaniu :)
Pozdrawiam!
Dziękuję za pozdrowienia i również pozdrawiam :)
Witaj :)
Bardzo ciekawy temat zaproponowałaś.
Aż zarzuciłam na googla.
Etnografowie badający kulturę tych regionów twierdzą, że potrawy tego regionu zawsze będą w cieniu potężniejszych kultur, otaczających ten region Małopolski i Śląska.
Wskazując na źródła potraw w tym ( czy tych) regionie, wskazują na biedę z jaką borykała się ludność je zamieszkująca. Nie jadano śmietany, mięsa, jajek i masła- gdyż te produkty można było sprzedać.
Jadano bardzo prosto, korzystając z najbardziej podstawowych produktów- kapusty, ziemniaków, grochu. Stąd też trudno wskazać np taki produkt jak pierogi, gdyż jego odrębność jest bardzo niepewna.
Wyczytałam, że popularną potrawą był żurek na grzybach z dobieranymi, tłuczonymi grzybami.
http://czestochowa.gazeta.pl/czestochowa/1,89395,8224757,Nie_ma_regionu__nie_ma_regionalnych_potraw.html
Tu możesz poczytać wiecej. Tego chleba gryczanego, sama jestem ciekawa.
Jestem też ciekawa obwarzanków. Moja mama pochodzi ze świetokrzyskiego i na odpustach były tam dwa rodzaje obwarzanów- jedne takie bardzo chrupkie- "korale", a drugie takie jakby z parzonego ciasta, moje ulubione "bransoletki", któe miały zupełnie inny smak niż bajgle.
Ciekawe, czy to któreś z tych. Te "bransoletki" to mi się czasem śnią ;))
Wyczytałam też, ze za potrawę regionalną dla Zagłębia uznaje się potrawy z bobem/ z bobu.
Jak znajdziesz jakieś interesujace źródła, to napisz o nich, proszę :)
Pozdrawiam.
Rzuciłam okiem jeszcze do zakładki w tym artykule "zobacz także"
Rzuciłam i ... ręce mi opadły :(
Jak tu propagować regionalne kuchnie, kiedy entuzjastycznie nastawiony autor artykułu, próbuje wykonać regionalna potrawę, używając "barszcz biały winiary" do zalewajki na pituskach, albo przyprawy warzywnej do wykonania ciulimu...
W takim razie po co to wszystko?
Skoro zupełnie spokojnie tego ciulimu można nie jeść, zadowalając się całkowicie kosmopolitycznym hamburgerem z McDonaldsa?
Przepraszam za dygresję, ale jakoś mnie to oszukaństwo zabolało...
Dzięki za informację i link do strony. Rzeczywiście, proponować "regionalną potrawę" z "barszczem białym winiary" to trochę... śmieszne? smutne? przykre? Sama nie wiem.. Jest to tym bardziej dziwne, że żur do zalewajki można z powodzeniem kupić w sklepie (rzecz jasna można też zrobić go samodzielnie, chociaż w tym zakresie nie mam zbyt dużego doświadczenia) i jakieś dodatkowe zaprawianie "zupką z proszku" nie jest potrzebne.
Co do bobu - to pamiętam, że "w sezonie" jada się go dość dużo, chociaż wydaje mi się, że zwykle jest to po prostu sam ugotowany bób, nie jakaś bardziej złożona potrawa. Ale będę jeszcze szukać i pytać, może coś się trafi w tym temacie.
A jeszcze tak a propos ciulimu - w końcu to potrawa żydowska: pomyślałam, że taką potrawą regionalną mogłaby też być zupa szczawiowa (ponoć też koszerna i popularna w kuchni żydowskiej). Nie jestem tylko pewna, na ile jest to potrawa popularna też w innych regionach.
Pozdrawiam!
Żydowską potrawą jest czulent- potrawa z kaszy i wołowiny, ciulim został podpatrzony u Żydów, ale składa się z ziemniaków i wiperzowych żeberek.
Ciekawe, czy jeszcze gdzieś jada się taką potrawę?
A co do żuru- pamiętam z dzieciństwa, jak w piątki chodziło się ze słoiczkiem po zakwas żurkowy do pana, który ten zakwas produkował w wielkiej wannie, w blokach :D
To kupowanie gotowego zakwasu mnie dziwi zawsze bardzo. Bo to chyba żadna filozofia zalać mąkę wodą i odczekać 4 dni, aż natura zrobi swoje? Znacznie taniej i bez żadnego oszukaństwa.
Wielkie brawa dla koleżanki za pomysł.
Tak naprawdę to żadna różnica czy się jada hamburgery w McDonaldzie, czy schabowe we wszystkich okolicznych restauracjach. A innej oferty nie ma.
Ja, gdybym zobaczyła w karcie takie danie, jak ciulim, to na pewno chciałabym spróbować. Inne nazwy tez sa zachęcające :)
Z tym zakwasem - ja zwykle kupuję gotowy w buteleczce, ale to jest produkcja małego zakładu, który znam (zresztą działa właśnie na Jurze), jest to więc raczej produkt zaufany :) Na pewno lepiej byłoby zakwas wyprodukować samodzielnie, chociaż ja chyba tylko raz próbowałam i nie bardzo mi smakował :D Czy to musi być jakiś specjalny rodzaj mąki? Wydaje mi się, że to powinna być mąka żytnia, ale nie jestem pewna. Może tu na stronie znajdzie się przepis.
Musi być mąka żytnia razowa - na zwykłej nie wyjdzie. Wiem to z autopsji - bo zamiast ukisić się - skisło mi ( i potem zapleśniało)
Powinna być mąką żytnia razowa. ( sa takie specjalne "żurkowa" się nazywa)
Ale mogą być też płatki owsiane. I ja taki żurek wolę. Jest delikatniejszy, mniej kwaśny- niż żytni.
Jakbyś była zainteresowana, to się upiszę bardziej :)
A i na WŻ są przepisy na zakwas zytni, i na owsiany też.
Ja jeszcze jestem ciekawa żurku na zakwasie gryczanym, ale mąkę razową mąkę gryczaną wcale nie tak łatwo kupić.
Czyli dobrze mi się wydawało z tą mąką żytnią (razową) :) Ale bardzo zainteresowała mnie ta opcja z płatkami owsianymi. Z chęcią wysłucham szczegółów na ten temat!
2 szklanki płatków owsianych
ok 2 litry przegotowanej wystudzonej wody
czosnek- ja lubię dużo, więc przekrawam całą główkę czosnku ( w łupinkach) na pół i wrzucam do naczynia. Można czosnek obierać, ja uważam, że fajniejszy smak ma czosnek w łupinkach.
Mam taka kamionkową beczułkę, w której zakwas przygotowuję.
Zalać płatki wodą, dodać czosnek, odstawić na 3- 4 dni. Można proces kiszenia przyspieszyć dodając łyżkę wody spod ogórków kiszonych, lub łyżkę żurku z poprzedniej produkcji, lub skórkę razowego chleba ( o ile mamy pewność, ze chleb jest na zakwasie i pozbawiony chemii- dodawanie chleba z polepszaczami i bez zakwasu moim zdaniem mija się z celem).
Zakwas po jednym dniu zaczyna już w widoczny sposób pracować- na powierzchni pojawiają się najpierw nieśmiałe, pojedyncze bąbelki, a potem jest ich coraz więcej i więcej. Zaczyna pachnieć zsiadłym mlekiem- bardzo przyjemnie i kwaśno.
Po 3- 4 dniach zakwas jest gotowy.
Proszę :)
Jak widzisz jest to niezwykle proste.
Do przygotowania żurku na zakwasie nie potrzebujesz aż takiej ilości zakwasu, ponieważ rozcieńcza się go w proporcji 1:4. Czyli jeśli chcesz przygotować 2,5 litra zupy, wykorzystasz tylko pól litra zakwasu. Reszta- jeśli będzie niedługo wykorzystywana, może stać kilka dni w lodówce. Można też zamrozić, lub przelać do słoiczków i zapasteryzować. Lub wykonać mniejszą ilość zakwasu :)
Gorąco namawiam, naprawdę jest pyszny.
I już dwa razy udało się nim "odczarować" zakwas- Dwie osoby, którym żaden zakwas nigdy nie wychodził, wykonały go i zakwas się udał. I po nim już udawały się zakwasy chlebowe :)
Wielkie dzięki! :) Rzeczywiście, wygląda na to, że nie jest to jakiś super skomplikowany proces. Na pewno spróbuję z tymi płatkami, z mąką może też, ale po moim dawniejszym doświadzeniu trochę się obawiam efektu :D
Pozdrawiam!
Za mojej młodości na podlasiu szczawiowa była bardzo popularna. Przynajmniej u mnie w domu. Sam własnoręcznie zbierałem szczaw na łące. W Warszawie na bazarze też świeży szczaw można kupić przez cały rok.
Mieszkam na Podlasiu i stwierdzam,że zupa szczawiowa jest nadal popularna.Często w sezonie można zaobserwować jak ludzie na łąkach "coś zbierają",więc wiadomo -będzie szczawiowa ;))
Mieszkałam w różnych regionach - na Podhalu, Kurpiach , Śląsku - wszędzie je się zupę szczawiową. Pozdrawiam !
Wynika więc z tego, że zupa szczawiowa jest dość powszechnym wynalazkiem :) Ale tak sobie myślę, że nawet jeśli nie jest potrawą związaną tylko z jednym regionem, to mimo wszystko dobrze by się wpisywała w takie swojskie menu. W sumie przecież pierogi też są "ogólnopolskie", a trudno mi jakoś sobie wyobrazić "tradycyjną, swojską" restaurację bez pierogów :)
Pozdrawiam wszystkich!
Weszłam w wątek bo ja właśnie pochodzę z tego regionu, nie wiem czy potrafię powiedzieć wiele o regionalnych potrawach ale opowiem o potrawach z dzieciństwa z mojego rodzinnego domu, które przetrwały w moich smakach do dziś.
Prażonki - masz rację, (są w moich przepisach) właśnie takie które jadamy "od zawsze". Nawet nasz kiedyś wiodący zakład Odlewnia Żeliwa Ciągliwego odlewała i odlewa specjalne garnki do robienia tychże na ognisku i w naszym regionie nikogo nie dziwią palone latem ogniska na plachach, polanach czy nawet koło bloków (w wyznaczonych do tego miejscach). A zapach rozchodzący się podczas pieczenia prażonek jest jedyny i najwspaniajszy. Polecam a przekonacie się sami.
Kućmok - to babka ziemniaczana, również z moich przepisów, choć już wzbogacona o wędzony boczek czy nawet kiełbasę (bo biedniejsza wersja składała się tylko z ciasta ziemniaczanego jak na placki)
Prazuchy - są też na tej stronie (to gotowane ziemniaki posypane mąką - jadane z kwaśnym mlekiem lub w "bogatszej wersji" polane skwarkami ze słoniny czy boczku.
Fiutka - (fajna nazwa) to była zupa gotowana na warzywach (jak rosół) i ziemniaki w kostkę. Okraszało się zupę podsmażoną cebulką na margarynie.
O zalewajce nie będę pisać bo już o niej wspomniałaś i również masz rację co do ziemniaków. W naszej rodzinie przeważały i nadal przeważają, jadamy je prawie codziennie, bardzo często jako zwykłe ziemniaczki "z wody" polane usmażoną na złoto cebulką i do tego kwaśne mleko.
Więcej w tej chwili nie przychodzi mi do głowy, ale chętnie włącze się w ten wątek jak tylko coś sobie przypomnę.
Pozdrówka z Jury Krakowsko-Częstochowskiej. Zawiercianka Renata
Dzięki Renatko za te informacje. Szczerze mówiąc kilka razy próbowałam zrobić kućmok - nigdy nie wyszedł mi taki, jaki powinien :D Nie wiem, w czym tkwi problem... :) A co do zupy o... intrygującej nazwie :), w mojej rodzinie ona była znana jako fitka i zwykle podawało się ją z dobieraną kiszoną kapustą. Fajnie, że mi o niej przypomniałaś!
Próbuję zebrać trochę tych przepisów, ponieważ koleżanka zastanawia się nad otwarciem restauracji, w której serwowano by właśnie takie regionalne potrawy. Pomysł wydaje mi się dość dobry, zastanawiam się tylko, czy w dobie McDonaldów, KFC i innych tego typu miejsc, restauracja proponująca zalewajkę i fitkę miałaby szansę. Co o tym myślicie?
Pozdrawiam serdecznie!
P.S. Chyba zaproponuję koleżancę, żeby pogadała z Paniami z Kół Gospodyń Wiejskich w okolicy :D One powinny być specjalistkami w temacie :)
Ja zupełnie z innych rejonów, ale jak byłam dzieckiem to jadłam prażonki, koszmar mojego dziecinstwa :D Wszystki smakowało oprócz mnie, wolałam być głodna niz nawet to ruszyc, hehe. Zastanawiam się, czy teraz tez bym tak reagowała. Możliwe, ze nie, bo smak się z wiekiem zmienia, nienawidziłam kiedys placków ziemniaczanych - teraz bardzo lbie :)
Ja tez nie z tych rewirow, ale przez kilka lat mieszkala z nami pewna pani z okolic Zawiercia,ktora pomagala mi w opiece nad dziecmi. Nie wiem czy to dokladnie
jest region o ktory chodzi s.Agnieszce. Zostawila po sobie piekne wspomnienia jako czlowiek i kucharka.
Gotowala przepyszna zupe, co zielona sie zwala (pokrzywy,szczaw, lebiodka i cos jeszcze, czego w tej chwili nie moge sobie przypomniec), zur z serwatki z dobieranymi ziemniakami, leniwa kapusta, czarne kluski, wspaniale kiszone grzyby. Wszystko mam gdzies spisane, wiec gdybys byla zainteresowana, to chetnie odnajde.
MoniaKociara, koszmar dzieciństwa? :D Właściwie to zależy w jakiej wersji były te prażonki. Np. moja mama zawsze miała tendencję do dodawania sporych ilości tłuszczu do prażonek, co... hmm.. nie za bardzo mi odpowiadało i właściwie takie ziemniaki ociekające tłuszczem to też dla mnie koszmar dzieciństwa :) Nie lubię też np. prażonek z burakami. Ale generalnie - jeśli przyrządzi się je według preferowanej wersji - są naprawdę pyszne! Może warto spróbować jeszcze raz? :)
Wita, tak, chodzi właśnie o rejony Zawiercia (trudno nawet powiedzieć, czy to jeszcze Zagłębie, czy już Jura :) ) i pewnie, że byłabym zainteresowana tymi przepisami! Z góry dziękuję! :)
Pozdrawiam!