Poprzedni watek rozrósł się ogromnie. Mam nadzieję, że Was nie zanudziłam opowieściami.
Zapraszam wszystkich do opowieści o futrzastych, miauczących i mruczących przyjaciołach...
ja tylko dodam, że Maurycy, jak tylko słyszy puszczaną wodę - leci do łazienki. Jak drzwi zamknięte (jakos nie wyobrażam sobie kąpania się z kotem) - drapie w drzwi, aby go wpuścić...
i jeszcze jedna sprawa drapanie- zamiast drapaka (bo to co mam jest w tej chwili już za niskie, producenci to chyba są od wyciągania kasy od niedoświadczonych posiadaczy) kupiłam wycieraczkę - taka szorstka z wypustkami. Nakleiłam na bok regału - teraz tylko trzeba przekonać kota do korzystania...
W sumie to Maurycy nie drapie (w sensie w jakim ja rozumiem drapanie) - on się wspina i wbija pazurami, aby nie spaść. No ale pazury to ma ostre. Jak psikam odstraszaczem - owszem - to działa -ale przez jakis czas - kot nie podchodzi -ale jak wywietrzeje...Jak przyjdzie mi kupować odstraszacz w ilości do całkowitego pozbycia się wizyt kota - zarobię na ratę na nową kanapę...
Wycieraczka dobra rzecz :-)przekona się i do tego ustrojstwa, wiesz on jak wychodzi i wspina się po drzewkach stępia sobie pazurki na konarach i to jest lepsze niż najlepsza wycieraczka:-)pozdrawiam
Domyślam się, że drzewo najlepsze. tyle, że kotu mróz przeszkadza - jak otwarte okno - nawet nie podchodzi... A tak poza tym to godzinami może patrzeć na świat..
Moje koty przyzwyczaily sie do odstraszacza i wogole im nie przeszkadza. Jak robia cos niedozwolonego to prystak je woda z malego spryskiwacza, ktory mam zawsze pod reka.Bardzo tego nie lubia.Odzwyczailam je w ten sposob od wchodzienia na stol. Ostatnio smielismy sie, ze nasze koty przepowiadaja przyszlos. Dorwaly skads czarna gumke do wlosow, taka grubsza -frotke. Najpierw sie nia bawily a potem usiadly obydwa i wpatrywaly sie w te gumke chyby z pol godziny:).Smielismy sie, ze to koci seans spirytystyczny:)
Psikanie wodą - heheh - na wodnego kota nie działa...
Maurycy uwielbia gumki - daja sie dobrze nosić w zębach oraz dobrze przesuwają po podłodze - ciagle gdzieś jakieś znajduję... Ale gumki to nic - ostatnio kradnie słomki - jak tylko zobaczy w szklance - moment na stół i ze słomką w pysku chodu...A Marta lubi pić przez słomkę...
Mój mały kot to kradnie wszystko co zmieści się w pysku, począwszy od długopisów, poprzez gumki do włosów, worki itd. Spią w nocy w drugiej części mieszkania i jak idzie do ubikacji to trzeba uważać bo łatwo na coś nadepnąć. Przypomniało mi się jak Mały miał fazę spania w naszych szufladach (bielizna), otwierał sobie i spał tam. Ile ja się go na odstraszałam różnymi metodami, w końcu stwierdziłam że szuflady zakleję taśmą klejącą tak po bokach to nie otworzy. Więc zabrałam się, sierściuch siedzi na tyłku przy szufladach i patrzy-śledzi każdy mój ruch. Zadowolona po skończonej pracy zaległam na kanapie i obserwuję włochacza, a on, obszedł, powąchał, podrapał i całą moją misterną konstrukcje zdrał dwoma ruchami łapy!!!!i otworzył szufladę!na drugi dzień były blokady dla dzieci w szufladach i z tym już sobie nie poradził:-)
A to Maurycy wczoraj - w trakcie gotowania zapasu żarcia dla niego - pełen garnek ryby na parze, stoi na gazie... A ta ryba - to nie wiem co - za 6 zł za kilogram - z ogonem i ościami - ale całkiem niezłe w smaku. następnym razem kupie nie tylko dla kota...I dowiem sie nazwy
Fajnie to wygląda, ale jak się ma do tego higiena? Bez urazy, ale jakoś wzdryga mnie na myśl, że łapki które wcześniej grzebały w kuwecie, miały by dreptać po blacie kuchennym, czy po stole brr....
Normalnie nie wolno mu... Ale gdy nikogo nie ma w kuchni..W ciagu dnia wystarczy pojawienie się kogokolwiek, aby kot uciekał z miejsc zakazanych. W nocy nie jest tak łatwo - wymaga użycia fizycznej siły i zrzucenia kota, na psik nawet nie reaguje...Zresztą w nocy - zauważyłam - włazi tam, gdzie go w dzień przegonimy... To był moment (i tak siedział tam, gdy weszłam do kuchni) - po "zdjęciu" obiekt wylądował na ziemi...
A jak Ty sobie radzisz z tym problemem? Bo wolałabym nie mieć zdjęć, niż mieć kota, który włazi tam, gdzie nie powinien. Jak go przekonać do subordynacji...
Moje kocury nie mieszkają z nami w domku, w mieszkaniu mamy sunię,i szybko się nauczyła co jej wolno a czego nie:) Nasze koty próbowały wychodzić na stolik ogrodowy, ale też je oduczyliśmy, trzeba sporo cierpliwości, ale się da:) Jakoś nieapetyczne jest zwierzątko na stole, chociaż jakie by nie było milusie:) Rozumiem że Twój Maurycy tylko do zdjęcia tam sterczał, ale jednak sterczał:) Jak coś znajdę na temat "subordynacji" to Ci podeślę;)
No właśnie - Maurycy jest kotem domowym, w bloku, dostęp ma wszędzie (bo tam gdzie istnieje mozliwość zamknięcia drzwi - musi mieć dostęp) Czy na pewno je oduczyliście...Róznie z tym bywa.. a czego oczy nie widzą, tego sercu nei żal.. Z tego co czytałam na temat kotów (i to w kilku źródłach) - one do poleceń stosują się na już.. Jak nikt nie widzi - robią co chcą. W ciągu dnia, w naszej obecności Maurycy nie wchodzi na żaden stół - ani w kuchni, ani w pokoju. jak nas nie ma -i pojawimy sie na horyzoncie - szybko ucieka z zakazanych miejsc. W nocy -zapalenie światła nie pomaga - fizycznie kota trzeba zrzucić, bez prawdopodobieństwa, że już nie wróci...
Nie wyobrażam sobie, aby kot miał jeść tam gdzie my...
Próbowaliśmy odstraszaczem - ale to chwilowe rozwiązanie, bo jak wywietrzeje, kotu zanika pamięć..
Ale jak znasz sposób - bardzo chętnie wypróbuję - każda metoda dobra...
Jest tu sporo "kociarzy" może mają jakieś rady, no chyba że u wszystkich koty chodzą po stole A jak by zamykać drzwi na noc, tam gdzie nie chcesz aby kociak wchodził?
Zabójczy jest ten Twój Maurycy. Do nas półtora tygodnia temu przybłąkał się taki Mały:
. Był głodny i zmarznięty, ale strasznie przytulaśny i mruczący. Tym podbił nasze serca i już został (bo jak nakarmić i wyrzucić kota, gdy na dworze -16?). Bylismy już u weterynarza - ocenił jego wiek na 4-5 miesięcy. Jest już odrobaczony, a jutro jedziemy na szczepienie. Nie wiedzieliśmy jak zareaguje na niego Majek, ale o dziwo koty zaprzyjaźniły się i szaleją po domu:
Och Grazynko, śliczne sa oba :) Majka już poznałam, a Mały to słodziak.Teraz i Majek będzie miał towarzystwo :) Będziesz miała wesoło :)))) Niech zdrowo rosną :)
Już mam bardzo wesoło. Siedzimy z mężem i dzieciakami jak w teatrze i podziwiamy co potrafią te nasze "maleństwa". Majkowi bardzo dobrze robi nowe towarzystwo - jest teraz bardziej ruchliwy. Mam nadzieję, że moje kwiaty przeżyją ich zabawy.
Super czarna bestia.. Patrząc na wielkość czarnuszka to wygląda jak Maurycy. A według mojego liczenia teraz powinien mieć jakieś 5 miesiecy... A Majek to wygląda jak król lew...
Coś nowego?! Choinka!!! - Mały koniecznie chciał się z nią zapoznać:
. O dziwo - ubrana choinka nie wzbudziła zainteresowania kotów. Mam nadzieję, że to nie "ściema" dla nas, żeby nas uspokoić. Zobaczymy co będzie działo się dalej. Świątecznie pozdrawiam - Grażyna.
To może ja nie będę ubierać choinki..Bo podejrzewam, że czeka mnie też choinka ubrana w kota. Masz nawet tak isam stojak jak u nas..
Ale sie usmiałam...
Dzisiaj rano w kuchni miałam wrażenie, ze kot jest wszędzie - zapach ryby i mięsa "rozdwajał go". Udało sie mięso zapakować do piekarnika bez kota, a ryby do lodówki (rozmrażałam je w piekarniku). jeszcze czeka mnie smażenie wieczorem...
Tak jak przewidwałam - choinka dla kota była atrakcją. Jak przynieślismy z piwnicy - obwąchał, bardziej zainteresował go karton. Tradycyjnie zapakował się. Przy rozstawianiu kontrolnie poprzszkadzał i poszedł sobie, przez cały wieczór nie wykazujać nawet odrobiny zainteresowania..
Za to w nocy, koło północy...Zastanawialiśmy się czy nie ustalić dyżurów. Owszem zabwa byłą niezła - obserwować kota walczącego z choinką - ale strach o sprzęty, okno i meble.. Po zapoznaniu dał spokój...
generalnie kot uznał, że jedyną ozdobą światecznego drzewka jest on sam - wielka futrzasta bombka z ogonem. Bombki nie powinny się tam znajdować, a co najwyżek leżeć na podłodze i służyć do turlania i noszenia w zębach. Bo kto widział zabawki wieszać... Takze sukcesywnie nam rozbiera choinkę, może dotrwa do Nowego roku - choć nie jest to pewne. Największym hitem są ozdoby ze słomy - specjalnie kupione z myślą o kocie - aby miał się czym pobawić.
Pozostałe to drewno, plastik...dobrze, że w okresie jak dzieci były małe to takie kupowaliśmy profilaktycznie. Moje cudowne figurki w tym roku pozostały w swoich pudełkach. W pierwsze święto zdjęliśmy czubek - i słusznie, bo wieczorem by go już nie było - kot zdobył szczyt.
A tu Maurycy.Kontrolne zainteresowanie rozkładaną choinką Tutaj wpasowanie się w wystórj choinki - jeszcze ubranej w pełni Tutaj prawie na szczycie - już widać przerzedzone miejsca Czubek został zdobyty - ale aparat nie dał rady uchwycić
no kot alpinista :)))). moja choinka tez byla zagrozona, jest przystrojona praktycznie w polowie, dół choinki niestety musiał zostać pusty. Na szczęcie sie nie wspina bo jest poprostu za ciężki
Na razie mamy zerwane lampki - pozrywał przewody (szkoda mi trochę, bo były ładne), kot sukcesywnie rozbiera choinke - ozdoby zbieramy już do pudełka. W każdym razie w tej chwili z podłogi skacze do połowy wysokości choinki. A czubek zdobywa w mgnienie oka.
Dziś trochę smutno - jakieś fatum od paru dni nad nami ciąży. W czwartek Majek został potrącony przez "terenówkę" - ma połamaną szczękę, na jedno oko nie widzi, nie wiadomo czy da się uratować drugie. Przed nim co najmniej 2 operacje. Większość czasu spędzamy u weterynarza. Na dodatek Mały wczoraj został też potrącony przez samochód, ale niestety nie przeżył. Poniżej ostatnie zdjęcia moich kotów - jeszcze zdrowych:
Ja, jak byłam w Polsce, to na moich oczach stary dziad czarnego kotka rozjechał. Prawie go zlinczowałam na drodze. Miałam w nosie to ,że jest starym człowiekiem.Jak stary to mu wszystko można? Nawet się nie zatrzymał!!! I to najbardziej mnie zabolało!!!
Ja wiem co to znaczy stracić przyjaciela w taki głupi sposób. Mam nadzieję ,że drugi kotek wyzdrowieje. Trzymam za Was kciuki.
Graziu, współczuję Ci, to takie smutne, patrzeć na cierpienie i żegnać przyjaciela.
Mój Toluś umarł 27 sierpnia, po 12 godzinach walki z chorobą. Nic nie pomogły kroplówki, leki, zastrzyki, lekarz powiedział, że bardzo mu przykro, ale nie wie co to za choroba. Bylismy w najlepszej Klinice dla Zwierząt w Krakowie. Tolcio umarł mi na rękach, patrząc mi prosto w oczy... Te jego oczka... widzę je cały czas... i taki żal...
Moja Koza jest nam wszystkim bardzo droga,Jest kotem ale potrafi okazywać tyle ciepła i serdeczności,że się dziwię gdzie w takim futrzaku to się ukrywa. Ja uwielbiam koty za to jakie są. Kochają kiedy chcą , ale jak kochają to kochają szczerze.
Masz rację, ja nigdy nie miałam wcześniej kota, dopiero Tolcio do nas się przyplątał, sam nas sobie wybrał, był malutki, porzucony i siedział u nas w krzakach w ogrodzie miałcząc niemiłosiernie.
Patrzył prosto w oczy i był taki mądry, chodził ze mną na zakupy. Jak szliśmy z psem na spacer to Tolcio z nami, bardziej przy nodze niż Pusia. I na grzyby do lasu ze mną chodził, nieraz na parę godzin. Nigdy nie uciekał tylko szedł tak, żeby mnie widzieć :) I wiem, że kochał mnie cały czas :)
Właśnie tak kochają koty. Są niezależne , ale bardzo wierne zarazem. Potrafią być prawdziwymi przyjaciółmi, nie tylko dla ludzi ale i dla psów. Gdy moja suczka wpadła pod samochód , Pajdos parę dni nic nie jadł patrzył tylko smutno na miejsce gdzie była zakopana. To właśnie przez niego zdecydowaliśmy się na wzięcie suczki ze schroniska. On bardzo ją polubił chociaż ona była bardzo zdziwiona jego zachowaniem. Ale uszanowała jego zachowanie. Oj te kotki!!! Potrafią nas zaczarować!!!
Autentycznie się poryczałam, jak to przeczytałam. Mało bywam na WŻ, ale kojarzę doskonale zwierzaki z forum, i Twojego Tolusia też, tyle się o nim tu naczytałam. I naraz taka wiadomość..
Bardzo, ale to bardzo mi przykro, doskonale wiem, jak to okropnie boli.
Trzeba się cieszyć każdą chwilą, gdy nasze zwierzaki są z nami, bo czasem odchodzą tak szybko.
Taki Toluś był tylko jeden. Mamy teraz przygarnąc dwa kotki z Fundacji AFN, ale to już nie będzie tao samo. Toluś sam sobie nas wybrał. I był wsaniałym, mądrym kociakiem.
Nie porównuj - nigdy nie będzie to samo. Ale sierściuch będzie w domu...
Ja nie jestem jakąś miłośniczką zwierząt. Sama nigdy nie podjęłabym inicjatywy w celu posiadania...Przynajmniej wcześniej.
Bo teraz myślę - że, gdyby Maurycego zabrakło (jestem świadoma możliwości - w końcu szlaja się całymi nocami, chociaż przechodząc przez ulicę zachowuje sie jak dobrze wyedukowany przedszkolak, jak rano nie wraca na miskę - to jakoś tam się denerwuję) w kilka dni pojawiłby mały kociak
Nawet nie wiedzą jak ich życie się zmieni. Proszę pogłaskać ode mnie tego czarnulca. Ja uwielbiam czarne koty, chociaż bure też są świetne. Mam takie skrzywienie dziwne.
Uroczy ten Twój Batman. Podrap obydwa kociaki ode mnie za uszkami, niech dobrze się chowają. Mam nadzieję, że przy okazji "wrzucisz" też zdjęcie Julka.
Dziękuję Wam :) Batman pomiziany za uszkami. Julek nadal w wersalce, wyszedł jak mąż przyniósł mu kociego kabanoska. Ja wieszałam pranie, więc nie zrobiłam foty. Tam się czuje bezpiecznie, więc niech sobie siedzi, póki się nie oswoi z rzeczywistością :)
Tak Makusiu, maja caaaałe mnóstwo kociaków, każdej maści i w każdym wieku :) I wszystkie szukają domu
Czy podtuczysz Batmana - nie wiem.On ma szansę być z tych kotów, zmieszanych z dzikimi. Jak Maurycy. Mimo sporej wagi - na moje oko to już ponad 6 kg kota - jest nadal chudy, szczególnie jak się rozciągnie na dywanie lub w łóżku (lubi spać w pozycji rozciągniętej) - śmiejemy się, że prawie metr kota.
Może isć do przedszkola - sięga główką ponad stół....Szczególnie jak chce coś dostać - a ja kroję na desce przy blacie kuchennym
Chyba taka jego uroda, naszego "tuczę" i guzik, chudy i kropka, odrobaczony, zdrowy.. widocznie taki już będzie, ale przy tym bardo ruchliwy, i jako pierwszemu udało mu się przepłoszyć wiewiórki, i wreszcie mam orzechy laskowe
Maurycy dorósł. Generalnie cały dzień śpi, a w nocy łazęguje.
Raz na kilka - kilkanaście dni przypomina sobie, że chyba jeszcze nie całkiem dorósł - i szaleje. Zazwyczaj rano.
Umie prosić o swoje - jak cos chce to pokaże czego trzeba i miauczy. W taki sposób, że praktycznie od razu wiemy czego mu potrzeba.
Nie lubi jak mu osoby z domu znikają na dłużej. Mam wrażenie, że jak jadę na wycieczkę - to po powrocie chce mnie ukarać ignorowaniem...Jak nie mam niczego przysmakowatego (świeże mięsko) - to nawet kilka dni...
Koty mają swoje widzimisię. Moja Koża chodzi z nami na spacer, ale gdy idziemy tam gdzie ona sobie nie życzy to idzie i ... narzeka. A wiecie jakie to może byc denerwujące. Tak ma i koniec.
Maurycy ma w sobie bradzo dużo ze żbika - sylwetka - mimo sporej wagi nadal jest długi i chudy. Aby stworzył puchatą kulkę - musi porządnie sie zwinąć. Centki na grzbiecie, pręga i czarny koniuszek ogona...Musiała się jakaś babka mocno zapatrzeć...Do tego pociągły trójkątny pyszczek
W wakacje w Austrii byliśmy w parku dzikich zwierząt. Z daleka patrzymy - sierściuch. Toczka w toczkę Maurycy. Jako, że sporo zwierząt chodziło sobie luzem - to pewnie i koty też. Podchodzimy bliżej -a tam tych sierściuchów więcej...I wszystkie otoczone bardzo wysokim parkanem z pleksi (z daleka niewidocznym). Oj to chyba nie są takie zwykłe dachowce...Obeszliśmy dookoła - jest tabliczka. Żbik...
Dziś zapadła decyzja o operacji - jutro o godz. 15. Wyniki z badania krwi nie są złe - trochę mało płytek, ale to ponoć nie przeszkadza. Lekarz myślał, że będą dużo gorsze. Od 2 dni córa próbuje podawać mu papkę (oprócz kroplówek) - część trafia do pyszczka Majka, a część na Majka. Jest już dużo silniejszy - dziś sporo spacerował po domu i nawet wskoczył na parapet. Wygląda na to, że na jedno oko coś widzi. Mamy nadzieję, że nie będzie żadnych komplikacji i kotoń będzie zdrowy. Pozdrawiam wszystkie Kociary - Grażyna.
Wczoraj około godz. 20 przywieźliśmy Majka do domu - był na granicy wybudzenia, ale w domu po paru minutach próbował już chodzić. Ma zdrutowaną prawą część szczęki, usunięte 3 zęby trzonowe, 1 kieł wypadł po wypadku. Prawe uszkodzone oko weterynarz ponownie mu zszył - tym razem na spokojnie i dokładnie. Noc minęła nie najgorzej - Majek trochę spał i trochę chodził - usiłował wdrapać się na parapet wykorzystując kaloryfer, ale nie udało mu się. Dziś byliśmy na kontroli - rano i wieczorem, kot był bardzo grzeczny. Ma założoną sondę, przez którą jest odżywiany. Zagrożenie minęło, ale trochę czasu minie nim dojdzie do siebie i będzie mógł samodzielnie jeść. Całe szczęście, że mamy u siebie wspaniałych weterynarzy, którzy kochają zwierzęta i poświęcają im masę czasu. Mąż stwierdził, że chętnie by się do nich "zapisał". Na razie tyle z "Majkowego frontu". Pozdrawiam Was serdecznie - Grażyna.
Całe szczęście, cały i będzie zdrowy :) Szczęka chyba go boli, ale jak się zagoi, znów będzie dobrze. Ważne, że odzyskuje siły. Dzielny Majek :) Powodzenia i mizianko za uszkiem :)
Majek od 2 tygodni ma wyciągnięte druty ze szczęki i nadrabia zaległości w jedzeniu - obecnie waży 6 kg. Do wagi sprzed wypadku brakuje mu jeszcze prawie kilogram. Okazało się, że rogówki w obu oczach są nieodwracalnie zniszczone i niestety Majek nie widzi. Strasznie nam żal futrzaka, to jeszcze młody kot, ale nie da się nic więcej zrobić.
Chcę Wam przedstawić nowego domownika - Puszka. Ma 4 m-ce i jest z nami od tygodnia. Jest bardzo żywiołowy i przytulaśny - jednym słowem Słodziak:
Biedactwo :(, ale kociaki radzą sobie ze ślepotą lepiej niż ludzie. Oczywiście gdy mają swój własny dom i kochających Dużych obok siebie :). Będzie mu nadal na pewno u Was bardzo dobrze. Upływający czas pozwoli mu się przyzwyczaić do nowej sytuacji. Trzymam kciuki za Majeczka :)
Majek to wspaniały kot, da radę, przywyknie, wszystko będzie dobrze!
Mój ostatni kot także nie widział, stracił wzrok w wieku 10 lat prawdopodobnie na skutek choroby nerek, ale też i przez niekompetentnych weterynarzy. Przez ostatnie półtora roku swego życia był niewidomy, ale znosił to dzielnie, radził sobie dobrze, byłam dla niego pełna podziwu. Oczywiście nie wychodził z domu (był zawsze trochę słabszy od innych kotów, wolałam go nie narażać).
Dobrze, że zjawił się u Was drugi kot, który może stać się teraz dla Majka dużą podporą. Ja miałam długie lata dwójkę, bardzo zżytą ze sobą, i jestem pewna, że gdy młodszy stracił wzrok, starszy był mu bardzo pomocny. Młodszy był bardzo zagubiony po jego nagłej śmierci, ciężko zachorował, przeżył go zaledwie o 5 miesięcy.
Trzymam kciuki za Majka. Ma dom, opiekę, jest kochany. To najważniejsze.
Zdrówka i jemu, i Puszkowi życzę i wielu długich lat życia razem.
Mam ostatnio pewien dosć dziwny problem z moim kocurkiem. Otóż wylizuje ścianę, ale nie w domu, a w piwnicy, dokładniej rzecz biorąc w miejscu, gdzie składuje się węgiel (w piwnicy ma swą kuwetę i tam chodzi się załatwiać). Zauważyłam to dopiero niedawno, nie wiem, od jak dawna już tak liże. Czy może mu to zaszkodzić?
Oj ja też mam kiciunię nazywa się Kozunia. Jest najslodszym kotkiem jakiego widziałam kiedykolwiek. A poza tym jest moim .....najlepszym przyjacielem. Pomaga w pilnowaniu dzieci, pilnuje domu , chodzi z nami na długie spacery, zabawia kiedy mi smutno i zawsze jest przy mnie. Kiedy mnie nie ma w domu czeka na parapecie wpatrując się na drogę. Kiedyś mi zgineła i nie miałam jej wiele miesięcy. Ale w końcu ją odnalazłam, wtedy obie płakałyśmy głośno ze szczęścia. Potrafi robić słodkie minki i jest okrooopnym pieszczochem. Ona ma sposoby na wszystkich, Dziewczyna mojego syna panicznie nie znosi kotów, oprócz niej , bo ona jakoś jest taka kochana i śliczna. A z wyglądu też jest trochę inna. Ma dosyć krótkie łapki, malutkie uszki, malutki ,wielkie oczy koloru bursztynu i jest raczej kurpulentna, ma gruby ogon. I uwielbia małe dzieci im na wszystko pozwala. Moja sąsiadka ma małą dziewczynkę to Kozunia też z nimi chodzi na spacery i zabawia małą. Oczywiście nie jest kotem idealnym, ma swoje ciemne strony , ale nikt nie potrafi się na nią z tego powodu gniewać.
Moje nowe kociaki powoli przyzwyczajają się do nowego domu.
Z Batmanem poszliśmy do weta. Zdrowy kociak nie może być taki chudy, żeby kręgosłup mu sterczał. Do tego wcale nie chciał jeść suchej karmy, na mokre jedzenie po prostu się rzucał. Suchą karmę próbował jeść, ale wypuszczał ją z pyszczka przy próbie pogryzienia. No i z pyszczka zapach miał nie piękny. Od drugiego dnia pobytu u nas dostaje gotowane mięsko z marchewką i ryżem.
Weterynarz konieczny. Okazało się, że kociątko ma tak duże zapalenie dziąseł, że nie może gryźć. W fundacji lekarka nic nie zauważyła, a kocina walczyła o jedzenie jak od czasu do czasu zwierzaki dostały jedzenie z puszki. I co? Był odganiany, bo chciał zjeść wszystko. Tym sposobem był po prostu zagłodzony pośród jedzenia :(.
Po tygodniu pobytu u nas mogę Wam powiedzieć, że dziś już nie rzuca się na jedzenie, choć wyjada wszystko z miski swojej, Pusinej i Julkowej. Na wszelki wypadek dostaje jeść osobno, bo przejedzenie też dobre nie jest. I brzuszek ma zaokrąglony :). Po jedzeniu wygląda jakby połknął balonik :)
Julcio nadal nieufny, jednak wykazuje objawy pieszczochowe :) Wczoraj pierwszy raz wszedł synowi na kolana :) Julian to siła spokoju :)
Cudowne kociaki, do których życie się naprawdę szeroko uśmiechnęło.
Wiem, pewnie to zabrzmi naiwnie, ale to jest trochę tak, jakby to Toluś im ten dobry, ciepły, kochający dom podarował.
U mnie również po niedawnej stracie moich obu kotów (najkochańszych jakie w życiu miałam), zamieszkał nowy kotek - Czesio. Ma teraz 6 miesięcy i jest cudowny - na swój, sobie tylko właściwy sposób.
Żaden nowy kot nie zastąpi utraconego, ale może być całkiem nową miłością w życiu, trzeba tylko dać jemu (i sobie) szansę na to.
Masz rację Olu. Staram się nie porównywać, ale samo się robi tak jakoś. Wciąż mówię: "jak Toluś". Ale są całkiem inne na swój, sobie tylko właściwy sposób kochane.
Pomizianko dla Czesia i pozdrowionka od Julcia i Batmanka :) Może jakieś zdjęcia wkleisz, pliissss :)
Poprzedni watek rozrósł się ogromnie.
Mam nadzieję, że Was nie zanudziłam opowieściami.
Zapraszam wszystkich do opowieści o futrzastych, miauczących i mruczących przyjaciołach...
ja tylko dodam, że Maurycy, jak tylko słyszy puszczaną wodę - leci do łazienki. Jak drzwi zamknięte (jakos nie wyobrażam sobie kąpania się z kotem) - drapie w drzwi, aby go wpuścić...
i jeszcze jedna sprawa drapanie- zamiast drapaka (bo to co mam jest w tej chwili już za niskie, producenci to chyba są od wyciągania kasy od niedoświadczonych posiadaczy) kupiłam wycieraczkę - taka szorstka z wypustkami. Nakleiłam na bok regału - teraz tylko trzeba przekonać kota do korzystania...
W sumie to Maurycy nie drapie (w sensie w jakim ja rozumiem drapanie) - on się wspina i wbija pazurami, aby nie spaść. No ale pazury to ma ostre.
Jak psikam odstraszaczem - owszem - to działa -ale przez jakis czas - kot nie podchodzi -ale jak wywietrzeje...Jak przyjdzie mi kupować odstraszacz w ilości do całkowitego pozbycia się wizyt kota - zarobię na ratę na nową kanapę...
Wycieraczka dobra rzecz :-)przekona się i do tego ustrojstwa, wiesz on jak wychodzi i wspina się po drzewkach stępia sobie pazurki na konarach i to jest lepsze niż najlepsza wycieraczka:-)pozdrawiam
Domyślam się, że drzewo najlepsze.
tyle, że kotu mróz przeszkadza - jak otwarte okno - nawet nie podchodzi...
A tak poza tym to godzinami może patrzeć na świat..
A wycieraczkę kupiłam dzięki Tobie...
Moje koty przyzwyczaily sie do odstraszacza i wogole im nie przeszkadza. Jak robia cos niedozwolonego to prystak je woda z malego spryskiwacza, ktory mam zawsze pod reka.Bardzo tego nie lubia.Odzwyczailam je w ten sposob od wchodzienia na stol. Ostatnio smielismy sie, ze nasze koty przepowiadaja przyszlos. Dorwaly skads czarna gumke do wlosow, taka grubsza -frotke. Najpierw sie nia bawily a potem usiadly obydwa i wpatrywaly sie w te gumke chyby z pol godziny:).Smielismy sie, ze to koci seans spirytystyczny:)
Psikanie wodą - heheh - na wodnego kota nie działa...
Maurycy uwielbia gumki - daja sie dobrze nosić w zębach oraz dobrze przesuwają po podłodze - ciagle gdzieś jakieś znajduję...
Ale gumki to nic - ostatnio kradnie słomki - jak tylko zobaczy w szklance - moment na stół i ze słomką w pysku chodu...A Marta lubi pić przez słomkę...
Mój mały kot to kradnie wszystko co zmieści się w pysku, począwszy od długopisów, poprzez gumki do włosów, worki itd. Spią w nocy w drugiej części mieszkania i jak idzie do ubikacji to trzeba uważać bo łatwo na coś nadepnąć. Przypomniało mi się jak Mały miał fazę spania w naszych szufladach (bielizna), otwierał sobie i spał tam. Ile ja się go na odstraszałam różnymi metodami, w końcu stwierdziłam że szuflady zakleję taśmą klejącą tak po bokach to nie otworzy. Więc zabrałam się, sierściuch siedzi na tyłku przy szufladach i patrzy-śledzi każdy mój ruch. Zadowolona po skończonej pracy zaległam na kanapie i obserwuję włochacza, a on, obszedł, powąchał, podrapał i całą moją misterną konstrukcje zdrał dwoma ruchami łapy!!!!i otworzył szufladę!na drugi dzień były blokady dla dzieci w szufladach i z tym już sobie nie poradził:-)
A to Maurycy wczoraj - w trakcie gotowania zapasu żarcia dla niego - pełen garnek ryby na parze, stoi na gazie...
A ta ryba - to nie wiem co - za 6 zł za kilogram - z ogonem i ościami - ale całkiem niezłe w smaku.
następnym razem kupie nie tylko dla kota...I dowiem sie nazwy
Fajnie to wygląda, ale jak się ma do tego higiena? Bez urazy, ale jakoś wzdryga mnie na myśl, że łapki które wcześniej grzebały w kuwecie, miały by dreptać po blacie kuchennym, czy po stole brr....
Normalnie nie wolno mu...
Ale gdy nikogo nie ma w kuchni..W ciagu dnia wystarczy pojawienie się kogokolwiek, aby kot uciekał z miejsc zakazanych.
W nocy nie jest tak łatwo - wymaga użycia fizycznej siły i zrzucenia kota, na psik nawet nie reaguje...Zresztą w nocy - zauważyłam - włazi tam, gdzie go w dzień przegonimy...
To był moment (i tak siedział tam, gdy weszłam do kuchni) - po "zdjęciu" obiekt wylądował na ziemi...
A jak Ty sobie radzisz z tym problemem?
Bo wolałabym nie mieć zdjęć, niż mieć kota, który włazi tam, gdzie nie powinien. Jak go przekonać do subordynacji...
Moje kocury nie mieszkają z nami w domku, w mieszkaniu mamy sunię,i szybko się nauczyła co jej wolno a czego nie:) Nasze koty próbowały wychodzić na stolik ogrodowy, ale też je oduczyliśmy, trzeba sporo cierpliwości, ale się da:) Jakoś nieapetyczne jest zwierzątko na stole, chociaż jakie by nie było milusie:) Rozumiem że Twój Maurycy tylko do zdjęcia tam sterczał, ale jednak sterczał:)
Jak coś znajdę na temat "subordynacji" to Ci podeślę;)
No właśnie - Maurycy jest kotem domowym, w bloku, dostęp ma wszędzie (bo tam gdzie istnieje mozliwość zamknięcia drzwi - musi mieć dostęp)
Czy na pewno je oduczyliście...Róznie z tym bywa.. a czego oczy nie widzą, tego sercu nei żal..
Z tego co czytałam na temat kotów (i to w kilku źródłach) - one do poleceń stosują się na już..
Jak nikt nie widzi - robią co chcą.
W ciągu dnia, w naszej obecności Maurycy nie wchodzi na żaden stół - ani w kuchni, ani w pokoju. jak nas nie ma -i pojawimy sie na horyzoncie - szybko ucieka z zakazanych miejsc. W nocy -zapalenie światła nie pomaga - fizycznie kota trzeba zrzucić, bez prawdopodobieństwa, że już nie wróci...
Nie wyobrażam sobie, aby kot miał jeść tam gdzie my...
Próbowaliśmy odstraszaczem - ale to chwilowe rozwiązanie, bo jak wywietrzeje, kotu zanika pamięć..
Ale jak znasz sposób - bardzo chętnie wypróbuję - każda metoda dobra...
Jest tu sporo "kociarzy" może mają jakieś rady, no chyba że u wszystkich koty chodzą po stole A jak by zamykać drzwi na noc, tam gdzie nie chcesz aby kociak wchodził?
Ojejku jaki kucharz, no co pomagal przynajmniej?
A to kolejne wcielenie Murycego...
Poza tym, że do dosyć ciężkiego rocka (Rammstein) strzyże uszami w rytm muzyki...
Zabójczy jest ten Twój Maurycy. Do nas półtora tygodnia temu przybłąkał się taki Mały:
.
Był głodny i zmarznięty, ale strasznie przytulaśny i mruczący. Tym podbił nasze serca i już został (bo jak nakarmić i wyrzucić kota, gdy na dworze -16?). Bylismy już u weterynarza - ocenił jego wiek na 4-5 miesięcy. Jest już odrobaczony, a jutro jedziemy na szczepienie. Nie wiedzieliśmy jak zareaguje na niego Majek, ale o dziwo koty zaprzyjaźniły się i szaleją po domu:
.
I rzadkie chwile odpoczynku:
.
Och Grazynko, śliczne sa oba :) Majka już poznałam, a Mały to słodziak.Teraz i Majek będzie miał towarzystwo :) Będziesz miała wesoło :)))) Niech zdrowo rosną :)
Już mam bardzo wesoło. Siedzimy z mężem i dzieciakami jak w teatrze i podziwiamy co potrafią te nasze "maleństwa". Majkowi bardzo dobrze robi nowe towarzystwo - jest teraz bardziej ruchliwy. Mam nadzieję, że moje kwiaty przeżyją ich zabawy.
Super czarna bestia..
Patrząc na wielkość czarnuszka to wygląda jak Maurycy.
A według mojego liczenia teraz powinien mieć jakieś 5 miesiecy...
A Majek to wygląda jak król lew...
Moja córka prosi o kolejne zdjęcia kotów - bo jak mówi, gdy proponuję jej pooglądanie w necie - te są takie prawdziwe...
Coś nowego?! Choinka!!! - Mały koniecznie chciał się z nią zapoznać:
.
O dziwo - ubrana choinka nie wzbudziła zainteresowania kotów. Mam nadzieję, że to nie "ściema" dla nas, żeby nas uspokoić. Zobaczymy co będzie działo się dalej. Świątecznie pozdrawiam - Grażyna.
To może ja nie będę ubierać choinki..Bo podejrzewam, że czeka mnie też choinka ubrana w kota. Masz nawet tak isam stojak jak u nas..
Ale sie usmiałam...
Dzisiaj rano w kuchni miałam wrażenie, ze kot jest wszędzie - zapach ryby i mięsa "rozdwajał go".
Udało sie mięso zapakować do piekarnika bez kota, a ryby do lodówki (rozmrażałam je w piekarniku).
jeszcze czeka mnie smażenie wieczorem...
Tak jak przewidwałam - choinka dla kota była atrakcją.
Jak przynieślismy z piwnicy - obwąchał, bardziej zainteresował go karton. Tradycyjnie zapakował się. Przy rozstawianiu kontrolnie poprzszkadzał i poszedł sobie, przez cały wieczór nie wykazujać nawet odrobiny zainteresowania..
Za to w nocy, koło północy...Zastanawialiśmy się czy nie ustalić dyżurów. Owszem zabwa byłą niezła - obserwować kota walczącego z choinką - ale strach o sprzęty, okno i meble..
Po zapoznaniu dał spokój...
generalnie kot uznał, że jedyną ozdobą światecznego drzewka jest on sam - wielka futrzasta bombka z ogonem. Bombki nie powinny się tam znajdować, a co najwyżek leżeć na podłodze i służyć do turlania i noszenia w zębach. Bo kto widział zabawki wieszać...
Takze sukcesywnie nam rozbiera choinkę, może dotrwa do Nowego roku - choć nie jest to pewne.
Największym hitem są ozdoby ze słomy - specjalnie kupione z myślą o kocie - aby miał się czym pobawić.
Pozostałe to drewno, plastik...dobrze, że w okresie jak dzieci były małe to takie kupowaliśmy profilaktycznie.
Moje cudowne figurki w tym roku pozostały w swoich pudełkach.
W pierwsze święto zdjęliśmy czubek - i słusznie, bo wieczorem by go już nie było - kot zdobył szczyt.
Zdjęcia wstawię - jak przejrzę i wybiorę...
A tu Maurycy.
Kontrolne zainteresowanie rozkładaną choinką
Tutaj wpasowanie się w wystórj choinki - jeszcze ubranej w pełni
Tutaj prawie na szczycie - już widać przerzedzone miejsca
Czubek został zdobyty - ale aparat nie dał rady uchwycić
gwiazdor jak sie patrzy :):)
A tu Maurycy.Kontrolne zainteresowanie rozkładaną choinką Tutaj wpasowanie
no kot alpinista :)))). moja choinka tez byla zagrozona, jest przystrojona praktycznie w polowie, dół choinki niestety musiał zostać pusty. Na szczęcie sie nie wspina bo jest poprostu za ciężkisię w wystórj choinki - jeszcze ubranej w pełni Tutaj prawie na
szczycie - już widać przerzedzone miejsca Czubek został zdobyty - ale
aparat nie dał rady uchwycić
Na razie mamy zerwane lampki - pozrywał przewody (szkoda mi trochę, bo były ładne), kot sukcesywnie rozbiera choinke - ozdoby zbieramy już do pudełka.
W każdym razie w tej chwili z podłogi skacze do połowy wysokości choinki.
A czubek zdobywa w mgnienie oka.
Dziś trochę smutno - jakieś fatum od paru dni nad nami ciąży. W czwartek Majek został potrącony przez "terenówkę" - ma połamaną szczękę, na jedno oko nie widzi, nie wiadomo czy da się uratować drugie. Przed nim co najmniej 2 operacje. Większość czasu spędzamy u weterynarza. Na dodatek Mały wczoraj został też potrącony przez samochód, ale niestety nie przeżył. Poniżej ostatnie zdjęcia moich kotów - jeszcze zdrowych:
Bardzo mi przykro z powodu Twoich kotków :(
Oj to przykre.... takie figlarne były, teraz Majek bedzie tęsknił za Małym:(
Bardzo Ci współczuję.
Ja, jak byłam w Polsce, to na moich oczach stary dziad czarnego kotka rozjechał. Prawie go zlinczowałam na drodze. Miałam w nosie to ,że jest starym człowiekiem.Jak stary to mu wszystko można? Nawet się nie zatrzymał!!! I to najbardziej mnie zabolało!!!
Ja wiem co to znaczy stracić przyjaciela w taki głupi sposób. Mam nadzieję ,że drugi kotek wyzdrowieje. Trzymam za Was kciuki.
Graziu, współczuję Ci, to takie smutne, patrzeć na cierpienie i żegnać przyjaciela.
Mój Toluś umarł 27 sierpnia, po 12 godzinach walki z chorobą. Nic nie pomogły kroplówki, leki, zastrzyki, lekarz powiedział, że bardzo mu przykro, ale nie wie co to za choroba. Bylismy w najlepszej Klinice dla Zwierząt w Krakowie. Tolcio umarł mi na rękach, patrząc mi prosto w oczy... Te jego oczka... widzę je cały czas... i taki żal...
Żegnaj moje puchate, bure szczęście
Jaki podobny do mojego Tośka.. współczuję Ewciu;(
Przykro mi.
Bardzo Ci współczuję Ewciu - doskonale wiem co teraz przeżywasz... Najgorsza jest ta pustka...
Mamy nadzieję, że Majek wyzdrowieje i będzie w miarę sprawny. Termin operacji lekarz wstępnie ustalił na czwartek.
Dziękuję wszystkim za okazane współczucie. To niby tylko kot, ale dla nas aż KOT.
Pozdrawiam - Grażyna
Też wcześniej nie wiedziałam ile miejsca w sercu potrafi zająć taka mała futrzana istotka.
Trzymam kciuki za Majka, oby było jak najlepiej.
Moja Koza jest nam wszystkim bardzo droga,Jest kotem ale potrafi okazywać tyle ciepła i serdeczności,że się dziwię gdzie w takim futrzaku to się ukrywa. Ja uwielbiam koty za to jakie są. Kochają kiedy chcą , ale jak kochają to kochają szczerze.
Masz rację, ja nigdy nie miałam wcześniej kota, dopiero Tolcio do nas się przyplątał, sam nas sobie wybrał, był malutki, porzucony i siedział u nas w krzakach w ogrodzie miałcząc niemiłosiernie.
Patrzył prosto w oczy i był taki mądry, chodził ze mną na zakupy. Jak szliśmy z psem na spacer to Tolcio z nami, bardziej przy nodze niż Pusia. I na grzyby do lasu ze mną chodził, nieraz na parę godzin. Nigdy nie uciekał tylko szedł tak, żeby mnie widzieć :) I wiem, że kochał mnie cały czas :)
Właśnie tak kochają koty. Są niezależne , ale bardzo wierne zarazem. Potrafią być prawdziwymi przyjaciółmi, nie tylko dla ludzi ale i dla psów. Gdy moja suczka wpadła pod samochód , Pajdos parę dni nic nie jadł patrzył tylko smutno na miejsce gdzie była zakopana. To właśnie przez niego zdecydowaliśmy się na wzięcie suczki ze schroniska. On bardzo ją polubił chociaż ona była bardzo zdziwiona jego zachowaniem. Ale uszanowała jego zachowanie. Oj te kotki!!! Potrafią nas zaczarować!!!
I jak ich tu nie kochać
O niee..
Autentycznie się poryczałam, jak to przeczytałam. Mało bywam na WŻ, ale kojarzę doskonale zwierzaki z forum, i Twojego Tolusia też, tyle się o nim tu naczytałam. I naraz taka wiadomość..
Bardzo, ale to bardzo mi przykro, doskonale wiem, jak to okropnie boli.
Trzeba się cieszyć każdą chwilą, gdy nasze zwierzaki są z nami, bo czasem odchodzą tak szybko.
Dziekuję Olu bardzo,
Taki Toluś był tylko jeden. Mamy teraz przygarnąc dwa kotki z Fundacji AFN, ale to już nie będzie tao samo. Toluś sam sobie nas wybrał. I był wsaniałym, mądrym kociakiem.
Kotka nadrzewnego nie zapomnę nigdy.
Nie porównuj - nigdy nie będzie to samo. Ale sierściuch będzie w domu...
Ja nie jestem jakąś miłośniczką zwierząt. Sama nigdy nie podjęłabym inicjatywy w celu posiadania...Przynajmniej wcześniej.
Bo teraz myślę - że, gdyby Maurycego zabrakło (jestem świadoma możliwości - w końcu szlaja się całymi nocami, chociaż przechodząc przez ulicę zachowuje sie jak dobrze wyedukowany przedszkolak, jak rano nie wraca na miskę - to jakoś tam się denerwuję) w kilka dni pojawiłby mały kociak
Staram się nie porównywać, ale... samo tak jakoś się robi...
Ale wiem, że choć to zupełne inne stworki, będą u nas kochane. Bo właśnie dziś przyjechały do nas kotki z Fundacji AFN.
Batman
Julek wszedł do wersalki i tam mu na razie najlepiej.
Nawet nie wiedzą jak ich życie się zmieni. Proszę pogłaskać ode mnie tego czarnulca. Ja uwielbiam czarne koty, chociaż bure też są świetne. Mam takie skrzywienie dziwne.
Uroczy ten Twój Batman. Podrap obydwa kociaki ode mnie za uszkami, niech dobrze się chowają. Mam nadzieję, że przy okazji "wrzucisz" też zdjęcie Julka.
Julka Ci chyba wcięło:)) Batman superowy, odkarmisz go i wyrośnie na szczęśliwego kota, drapanko od "cioci" Madzi ma sie rozumieć za uszkami;))
Zerkłam na tą podaną przez Ciebie fundację, wklejam link może komuś się przyda, ja już wiem gdzie szukać kotka następnym razem:)http://afn.pl/
Dziękuję Wam :) Batman pomiziany za uszkami. Julek nadal w wersalce, wyszedł jak mąż przyniósł mu kociego kabanoska. Ja wieszałam pranie, więc nie zrobiłam foty. Tam się czuje bezpiecznie, więc niech sobie siedzi, póki się nie oswoi z rzeczywistością :)
Tak Makusiu, maja caaaałe mnóstwo kociaków, każdej maści i w każdym wieku :) I wszystkie szukają domu
U nas Maurycy też pierwsze dni siedział w wersalce.
A przynajmniej próbował. Bo był stamtąd wyganiany - jakoś nie wyobrażałam sobie spać w pościeli, na której mościł się kot..hehehe..
Świetny czarnulek...
To jest wersalka w pokoju dla gości i nie ma w niej pościeli. Jest stary koc :)
Ale w naszym domu i Pusia i Toluś spali z nami na naszej pościeli :) Jak będzie teraz, zobaczymy.
Maurycy też z nami śpi.. teraz bardzo rzadko - bo w nocy nie bywa w domu (sporadycznie)..
Wygrał w pierwszą noc w domu - gdy za n-tym razem odnoszenia go do jego posłania, stojacego dwa kroki od łóżka, był szybciej od męża..
Pamiętam tę historię z odnoszeniem Maurycego :)))))))
Jest i Julian :)
Dziś zdecydował się na próbę wyjścia z ukrycia. W nocy buszował podomu zwiedzając otoczenie.
Powoli się zdecyduje :) Ale widzicie ten wzrok? Jakiś smutny?
Ja mam wrażenie, że wzrok ma raczej zirytowany, że mu robisz zdjęcie z przyczajki :)
Przyzwyczają się. Ale muszę przyznać, że w porównaniu z Batmanem, to Julek jest zdecydowanie bardziej... dożywiony :D
Batman zwany Sznurkiem, tak go nazywali w Fundacji, ze względu na jego cienkość, a i ogon ma jak sznurek.
Ale go podtuczymy i będzie wyglądał jak prawdziwa pantera. Oczy ma ciemno-złote :)
Nie masz wrażenia, że to Toluś?
Ta sama budowa..
Czy podtuczysz Batmana - nie wiem.On ma szansę być z tych kotów, zmieszanych z dzikimi. Jak Maurycy. Mimo sporej wagi - na moje oko to już ponad 6 kg kota - jest nadal chudy, szczególnie jak się rozciągnie na dywanie lub w łóżku (lubi spać w pozycji rozciągniętej) - śmiejemy się, że prawie metr kota.
Może isć do przedszkola - sięga główką ponad stół....Szczególnie jak chce coś dostać - a ja kroję na desce przy blacie kuchennym
Właśnie powiedziałam dziś Julkowi, że jest taki sam jak Toluś. Ale nie jest, zupełnie inny ma charakter. Zewnętrznie taki sam :)
Batman może być taki chudy, podobno w fundacji bardzo dużo jadł. W domu je umiarkowanie, ale co to lodówka to wie bardzo dobrze :)
Rób im zdjecia - póki są małe.
Koty maja wtedy najwięcej uroku...
Potem na zdjeciach stają się tylko futrem, brak im tego czegoś - co raduje serce w przypadku maluchów
Chyba taka jego uroda, naszego "tuczę" i guzik, chudy i kropka, odrobaczony, zdrowy.. widocznie taki już będzie, ale przy tym bardo ruchliwy, i jako pierwszemu udało mu się przepłoszyć wiewiórki, i wreszcie mam orzechy laskowe
Wzrok powiedziała bym niepewny..nieufny, może mu ktoś zrobił krzywdę..
Ale śliczny jest, i taki jak Toluś, i mój Tosiek..a i Maurycy Ekkore, takie cętkowane futrzaczki:))
Współczuję dziewczyny....
Wiem ile taka kupka sierści potrafi namieszać w sercu...
Oby wszystkie operacje się udały, aby Majek jak najszybciej doszedł do siebie...
Ekkore, jak tam Maurycy? Dalej taki psotek?
Maurycy dorósł. Generalnie cały dzień śpi, a w nocy łazęguje.
Raz na kilka - kilkanaście dni przypomina sobie, że chyba jeszcze nie całkiem dorósł - i szaleje. Zazwyczaj rano.
Umie prosić o swoje - jak cos chce to pokaże czego trzeba i miauczy. W taki sposób, że praktycznie od razu wiemy czego mu potrzeba.
Nie lubi jak mu osoby z domu znikają na dłużej. Mam wrażenie, że jak jadę na wycieczkę - to po powrocie chce mnie ukarać ignorowaniem...Jak nie mam niczego przysmakowatego (świeże mięsko) - to nawet kilka dni...
A moze to tylko moje wyobrażenie...
Koty mają swoje widzimisię. Moja Koża chodzi z nami na spacer, ale gdy idziemy tam gdzie ona sobie nie życzy to idzie i ... narzeka. A wiecie jakie to może byc denerwujące. Tak ma i koniec.
Chyba nie wyobrażenie, koty tak mają, zresztą niektóre psiaki też:)
Maurycy ma w sobie bradzo dużo ze żbika - sylwetka - mimo sporej wagi nadal jest długi i chudy. Aby stworzył puchatą kulkę - musi porządnie sie zwinąć. Centki na grzbiecie, pręga i czarny koniuszek ogona...Musiała się jakaś babka mocno zapatrzeć...Do tego pociągły trójkątny pyszczek
W wakacje w Austrii byliśmy w parku dzikich zwierząt. Z daleka patrzymy - sierściuch. Toczka w toczkę Maurycy. Jako, że sporo zwierząt chodziło sobie luzem - to pewnie i koty też. Podchodzimy bliżej -a tam tych sierściuchów więcej...I wszystkie otoczone bardzo wysokim parkanem z pleksi (z daleka niewidocznym). Oj to chyba nie są takie zwykłe dachowce...Obeszliśmy dookoła - jest tabliczka. Żbik...
A tak wygląda dziki pociotek Maurycego
A tu Maurycy
Faktycznie podobieństwo jest duże, nawet "M" identyczne , Maurycy wyrósł na pięknego kota;)
Co z Majkiem?
Dziś zapadła decyzja o operacji - jutro o godz. 15. Wyniki z badania krwi nie są złe - trochę mało płytek, ale to ponoć nie przeszkadza. Lekarz myślał, że będą dużo gorsze. Od 2 dni córa próbuje podawać mu papkę (oprócz kroplówek) - część trafia do pyszczka Majka, a część na Majka. Jest już dużo silniejszy - dziś sporo spacerował po domu i nawet wskoczył na parapet. Wygląda na to, że na jedno oko coś widzi. Mamy nadzieję, że nie będzie żadnych komplikacji i kotoń będzie zdrowy. Pozdrawiam wszystkie Kociary - Grażyna.
Cieszę się ,że jest lepiej. Będę trzymała kciuki.
Trzymam kciuki, będzie dobrze;)
Jak kotek czuje się po operacji?
Wczoraj około godz. 20 przywieźliśmy Majka do domu - był na granicy wybudzenia, ale w domu po paru minutach próbował już chodzić. Ma zdrutowaną prawą część szczęki, usunięte 3 zęby trzonowe, 1 kieł wypadł po wypadku. Prawe uszkodzone oko weterynarz ponownie mu zszył - tym razem na spokojnie i dokładnie. Noc minęła nie najgorzej - Majek trochę spał i trochę chodził - usiłował wdrapać się na parapet wykorzystując kaloryfer, ale nie udało mu się. Dziś byliśmy na kontroli - rano i wieczorem, kot był bardzo grzeczny. Ma założoną sondę, przez którą jest odżywiany. Zagrożenie minęło, ale trochę czasu minie nim dojdzie do siebie i będzie mógł samodzielnie jeść. Całe szczęście, że mamy u siebie wspaniałych weterynarzy, którzy kochają zwierzęta i poświęcają im masę czasu. Mąż stwierdził, że chętnie by się do nich "zapisał". Na razie tyle z "Majkowego frontu". Pozdrawiam Was serdecznie - Grażyna.
Całe szczęście, cały i będzie zdrowy :) Szczęka chyba go boli, ale jak się zagoi, znów będzie dobrze. Ważne, że odzyskuje siły. Dzielny Majek :) Powodzenia i mizianko za uszkiem :)
Dobrze że trafił na wspaniałych ludzi, będzie zdrów, bo ta miłość wyleczy rany:)
Majek od 2 tygodni ma wyciągnięte druty ze szczęki i nadrabia zaległości w jedzeniu - obecnie waży 6 kg. Do wagi sprzed wypadku brakuje mu jeszcze prawie kilogram. Okazało się, że rogówki w obu oczach są nieodwracalnie zniszczone i niestety Majek nie widzi. Strasznie nam żal futrzaka, to jeszcze młody kot, ale nie da się nic więcej zrobić.
Chcę Wam przedstawić nowego domownika - Puszka. Ma 4 m-ce i jest z nami od tygodnia. Jest bardzo żywiołowy i przytulaśny - jednym słowem Słodziak:
Biedactwo :(, ale kociaki radzą sobie ze ślepotą lepiej niż ludzie. Oczywiście gdy mają swój własny dom i kochających Dużych obok siebie :). Będzie mu nadal na pewno u Was bardzo dobrze. Upływający czas pozwoli mu się przyzwyczaić do nowej sytuacji. Trzymam kciuki za Majeczka :)
A nowy domownik, słodziak, jak one wszystkie :)
Majek to wspaniały kot, da radę, przywyknie, wszystko będzie dobrze!
Mój ostatni kot także nie widział, stracił wzrok w wieku 10 lat prawdopodobnie na skutek choroby nerek, ale też i przez niekompetentnych weterynarzy. Przez ostatnie półtora roku swego życia był niewidomy, ale znosił to dzielnie, radził sobie dobrze, byłam dla niego pełna podziwu. Oczywiście nie wychodził z domu (był zawsze trochę słabszy od innych kotów, wolałam go nie narażać).
Dobrze, że zjawił się u Was drugi kot, który może stać się teraz dla Majka dużą podporą. Ja miałam długie lata dwójkę, bardzo zżytą ze sobą, i jestem pewna, że gdy młodszy stracił wzrok, starszy był mu bardzo pomocny. Młodszy był bardzo zagubiony po jego nagłej śmierci, ciężko zachorował, przeżył go zaledwie o 5 miesięcy.
Trzymam kciuki za Majka. Ma dom, opiekę, jest kochany. To najważniejsze.
Zdrówka i jemu, i Puszkowi życzę i wielu długich lat życia razem.
Mam ostatnio pewien dosć dziwny problem z moim kocurkiem. Otóż wylizuje ścianę, ale nie w domu, a w piwnicy, dokładniej rzecz biorąc w miejscu, gdzie składuje się węgiel (w piwnicy ma swą kuwetę i tam chodzi się załatwiać). Zauważyłam to dopiero niedawno, nie wiem, od jak dawna już tak liże.
Czy może mu to zaszkodzić?
Pewnie brak mu jakiegoś składnika w pożywieniu.Poczytaj lub poradż się weterynarza.
Oj ja też mam kiciunię nazywa się Kozunia. Jest najslodszym kotkiem jakiego widziałam kiedykolwiek. A poza tym jest moim .....najlepszym przyjacielem. Pomaga w pilnowaniu dzieci, pilnuje domu , chodzi z nami na długie spacery, zabawia kiedy mi smutno i zawsze jest przy mnie. Kiedy mnie nie ma w domu czeka na parapecie wpatrując się na drogę. Kiedyś mi zgineła i nie miałam jej wiele miesięcy. Ale w końcu ją odnalazłam, wtedy obie płakałyśmy głośno ze szczęścia. Potrafi robić słodkie minki i jest okrooopnym pieszczochem. Ona ma sposoby na wszystkich, Dziewczyna mojego syna panicznie nie znosi kotów, oprócz niej , bo ona jakoś jest taka kochana i śliczna. A z wyglądu też jest trochę inna. Ma dosyć krótkie łapki, malutkie uszki, malutki ,wielkie oczy koloru bursztynu i jest raczej kurpulentna, ma gruby ogon. I uwielbia małe dzieci im na wszystko pozwala. Moja sąsiadka ma małą dziewczynkę to Kozunia też z nimi chodzi na spacery i zabawia małą. Oczywiście nie jest kotem idealnym, ma swoje ciemne strony , ale nikt nie potrafi się na nią z tego powodu gniewać.
Moje nowe kociaki powoli przyzwyczajają się do nowego domu.
Z Batmanem poszliśmy do weta. Zdrowy kociak nie może być taki chudy, żeby kręgosłup mu sterczał. Do tego wcale nie chciał jeść suchej karmy, na mokre jedzenie po prostu się rzucał. Suchą karmę próbował jeść, ale wypuszczał ją z pyszczka przy próbie pogryzienia. No i z pyszczka zapach miał nie piękny. Od drugiego dnia pobytu u nas dostaje gotowane mięsko z marchewką i ryżem.
Weterynarz konieczny. Okazało się, że kociątko ma tak duże zapalenie dziąseł, że nie może gryźć. W fundacji lekarka nic nie zauważyła, a kocina walczyła o jedzenie jak od czasu do czasu zwierzaki dostały jedzenie z puszki. I co? Był odganiany, bo chciał zjeść wszystko. Tym sposobem był po prostu zagłodzony pośród jedzenia :(.
Po tygodniu pobytu u nas mogę Wam powiedzieć, że dziś już nie rzuca się na jedzenie, choć wyjada wszystko z miski swojej, Pusinej i Julkowej. Na wszelki wypadek dostaje jeść osobno, bo przejedzenie też dobre nie jest. I brzuszek ma zaokrąglony :). Po jedzeniu wygląda jakby połknął balonik :)
Julcio nadal nieufny, jednak wykazuje objawy pieszczochowe :) Wczoraj pierwszy raz wszedł synowi na kolana :) Julian to siła spokoju :)Cudowne kociaki, do których życie się naprawdę szeroko uśmiechnęło.
Wiem, pewnie to zabrzmi naiwnie, ale to jest trochę tak, jakby to Toluś im ten dobry, ciepły, kochający dom podarował.
U mnie również po niedawnej stracie moich obu kotów (najkochańszych jakie w życiu miałam), zamieszkał nowy kotek - Czesio. Ma teraz 6 miesięcy i jest cudowny - na swój, sobie tylko właściwy sposób.
Żaden nowy kot nie zastąpi utraconego, ale może być całkiem nową miłością w życiu, trzeba tylko dać jemu (i sobie) szansę na to.
Buziaki i myziaki dla Batmana i Julka:)
Masz rację Olu. Staram się nie porównywać, ale samo się robi tak jakoś. Wciąż mówię: "jak Toluś". Ale są całkiem inne na swój, sobie tylko właściwy sposób kochane.
Pomizianko dla Czesia i pozdrowionka od Julcia i Batmanka :) Może jakieś zdjęcia wkleisz, pliissss :)
Dziękuję ślicznie w imieniu swoim i Czesia:)
A oto Czesio w całej swej piękności:
Niech nikogo nie zwiedzie to melancholijne spojrzenie i niewinna minka, to prawdziwy mały diabełek:)
Oczka jak u kota ze Shreka mądrala jeden;))
Widać że się zadomowiły, małe kochane futrzaczki:)