Wczoraj dostałam wynik z badania histopatologicznego wycinka guza z mojego kręgosłupa. Patrzyłam na kopertę i bałam się otworzyć. Nadzieja ( a może to nic takiego) przeplatała sie ze strachem (pewnie niedługo umrę.) W koncu ciekawość pokonała strach i otworzyłam. Wynik : plasmocytoma. Nic mi to nie mowiło więc szybciutko do wujka google i siedzę jak zona Lota. Plasmocytoma to inaczej szpiczak mnogi, rak krwi jak do tej pory nieuleczalny. Oczywiście leczy sie go ale to tylko przedluża zycie o kila miesięcy. Średnio zyje sie z tym od 29 do 55 miesięcy. Siedze i myslę o reczach , ktorych jeszcze nie zrobilam i pewnie nie będe miala czasu żeby zrobic, myślę o miejscach , ktore chciałam zobaczyć a ktorych pewnie nie zobacze....łzy mi same lecą i te glupie myśli ... nie umiem sie wyzwolic z żalu ze tak szybko odejdę. Przesiedziałam tak może z godzinę i splynął na mnie spokój. Zaczęłam myśleć logicznie. 29miesięcy to przecież bardzo dużo czasu... medycyna tak szybko idzie naprzod To ja rządzę swoim ciałem a nie ono mną. Nie bedzie mi tu jakiś głupi szpiczak robił spustoszenia w moim organiźmie. Zniszczę go. Bedę pierwsza osoba, ktora sie z tego wyleczyla!!! Zamowiłam sobie na kolację pizze. Dzisiaj zadzwonilam do lekarza i jestem umowiona na 31 na wizyte. Przede mna jeszcze dużo badan zanim zaczną mnie leczyć ale wiem , ze mnie wyleczą. Trzymajcie za mnie kciuki i prosze tez o rady i porady :)
Vikuniu, myślę, że nie ma człowieka który będąc w Twojej sytuacji by się nie przejął. Ja zdrętwiałam czytając. Ujęłaś mnie swoją wolą walki i wygrania. Tak musi być. Czekają Cię trudne chwile i pewnie nie raz dopadną Cię wątpliwości. Wiadomo jednak nie od dzisiaj jak ważna jest psychika, jeśli ta siądzie to żadne cudowne eliksiry nie pomogą. Jestem przekonana, że wiele osób na tym forum będzie Cię wspierało. Z pewnością nie wszyscy się odezwą, ale i tak otaczać Cię będzie wsparcie życzliwych osób. Co do różnych rad - będziesz ich pewnie miała wiele. Jeśli pozwolisz to trochę poszperam i dam Ci znać na pw. Ciepło pozdrawiam.
Vikuniu, trzymam za Ciebie kciuki! musisz myśleć pozytywnie, nie wiem gdzie wyczytałaś że z tą chorobą żyje się od 29 do 55 miesięcy.Ja też poczytałam na necie i wyczytałam że można z tą chorobą żyć długie lata, tylko trzeba nauczyć się z nią zyć .Medycyna postępuje, więc zawsze jest szansa na nowe leki. Rozumiem Cię bardzo dobrze, każdy by się przejął, ale Ty musisz się trzymać i tylko pozytywne myślenie Ci pomoże.
Pozdrawiam Serdecznie :)
Pomimo, iż w chwili obecnej szpiczak mnogi pozostaje nadal chorobą nieuleczalną, istnieje wiele sposobów terapii. Przez długie lata po rozpoznaniu nowotworu pacjenci mogą prowadzić normalny tryb życia. Ciągły postęp i rozwój medycyny przyczynia się do poprawy rokowania w tej chorobie. Wiedza i zrozumienie zasad terapii szpiczaka mnogiego, pomaga zmniejszyć lęk i nauczyć się żyć z chorobą.
Vikuniu, Ty masz dalej tak trzymać i być pozytywnie nastawiona, bo na końcu jest zielone światełko, innej opcji nie ma! Resztę zostaw nam. To my będziemy słać pozytywne fluidy, pukać gdzie trzeba, prosić kogo trzeba, być przy Tobie zawsze, na każdym etapie Twoich zmagań, a wszystko po to, żeby na końcu móc razem z Tobą świętować Twoje zwycięstwo! I tak ma być, i tak bedzie! Weź to wszystko pod uwagę i, jak mówi teraz młodzież /przepraszam, ale napiszę dosłownie/ - cycki do góry i do przodu!!! Pozdrawiam, życzę takiej postawy w dalszym ciągu i odezwij się choć czasem.
Nie wiem skąd jesteś, ale może akurat z okolic Krakowa? W Krakowie jest doktor specjalizujący się w leczeniu tego paskudzwtwa http://www.jurczyszyn.pl/ jest też Fundacja Centrum Leczenia Szpiczaka. Mają swoją stronę w internecie http://www.szpiczak.org/ Zajrzyj tam. Tam są porady dla pacjentów i wiele innych informacji
Myślałam sobie ostatnio o Tobie, co słychać i jak Ci leci. No i mam odpowiedź. Zatkało mnie jak czytałam i jednocześnie zastanawiałam się gdzie Twoje bojowe nastawienie. I dopiero od słów "zaczęłam myśleć logicznie" widzę, że to wciąż ta sama Ty. Trzymaj tak dalej i napewno to właśnie TY będziesz pierwszą która tą walke wygra-z całych sił w to wierzę! Nadal wiernie Ci kibicuję!!!!!!!
Vikuniu wiem, że nie jest łatwo. Wiem też, że będzie jeszcze trudniej, bo przyjdą chwile, kiedy pojawią się nowe refleksje, trzeba będzie rozpocząć leczenie i podjąć "walkę". Nie nie, nie chcę Ciebie przestraszyć. Chcę jedynie byś była przygotowana na to, że mimo swojej wielkiej siły psychicznej masz czasami prawo do słabości, przytulenia się i pochlipania w jakiś mankiet. A wszystko po to, by potem z większą energią i wiarą stawiać czoło temu, co konieczne - leczeniu. W Twoim przypadku, skoro masz wolę walki i wiarę w wyzdrowienie, to już osiągnęłaś połowę sukcesu. Nie jest to jakieś czcze gadanie. Tak mówią najlepsi lekarze i psycholodzy. Od tego, co zagnieździ się w naszej głowie wiele zależy. To stamtąd organizm czerpie siłę i energię do walki. Z takim nastawieniem dasz sobie radę. Nie czytaj tych wszystkich artykułów, które są jedynie przedrukiem starych badań czy analiz. Żeby je zrobić trzeba na to wielu lat. A jakimi lekami dysponowano lata temu? Z pewnością nie tymi, które są dostepne dziś. Więc na co tobie tamte analizy? Odpuść sobie takie czytanie. Znajdź lepiej fora, na których ludzie się wspierają, radzą sobie nawzajem np. co jeść, kiedy pojawią się jakieś dolegliwości itp. Dbaj o siebie, zaufaj lekarzom i zwyczajnie nie zmieniaj swojego nastawienia a z pewnością sobie poradzisz. Jasne, że trzeba czasu, leczenie musi potrwać.
Na koniec jeszcze chcę Ci napisać, że moja znajoma (mojej Mamy koleżanka) również walczyła z tą chorobą. Pokonała ją. Tak twierdzę, bo żyła jeszcze 15 lat i zmarła z zupełnie innego powodu więc...Ty też dasz radę! Ona jest tego dowodem i wielu, innych ludzi. Przekonasz się.
Gdybyś potrzebowała emocjonalnego wsparcia, to wiesz gdzie mnie szukać. Ściskam. Emila.
Vikunia,wszyscy jesteśmy skazańcami już w dniu urodzin,ale absolutnie nie możesz tak mówić,ani myśleć.Nie będę mądrzyć sie i udawać lekarza,ale ,nie ja jedna-nie wytrzymałam i trochę poczytałam,nie tylko na forum.Jest wiele odmian tej choroby i wiele sposobów jej leczenia.Skoro jest szansa na przeżycie wielu lat w zdrowiu,to sprawa nie jest przegrana.Kilkanaście lat temu też myślałam,że mam raka i wiem,co przeżywasz (no,może nie całkiem,bo moje obawy były na szczęście na wyrost). Miałam babcię (rocznik 1895),która w czasie wojny,a może raczej okupacji,zachorowała na raka.Niby w tamtych latach to był właśnie wyrok,ale ani ona,ani rodzina nie poddali się.Dziadkowi udało się załatwić operację w niemieckim szpitalu-dla jasności,nie był żadnym kolaborantem,( a dwóch jego synów walczyło w partyzantce),ale rencistą powypadkowym,gdyż przed wojną pracował w niemieckiej kopalni.Po operacji jeżdziła do Instytutu Marii Skłodowskiej-Curie do Warszawy na naświetlania,co kosztowało ją olbrzymie (dla niej) pieniądze.Dożyła 82 lat i zmarła zupełnie na co innego. Wyleczysz się!
Vikunia! Jestem z Tobą! Twoje nastawienie jest fantastyczne i godne pozazdroszczenia dla wielu, którym mała rzecz usuwa grunt spod nóg.
Jedyną radą, jaką ja mogę Ci dać, to nie opieraj się na wiadomościach z netu, tylko poczekaj na wizytę u lekarza. Ja, kiedy mój synek miał pół roku zinterpretowalam jego wyniki badań na podstawie jakiegoś portalu i wyłam całą noc przekonana, że moje dziecko jest ciężko chore i prawdopodobnie jego rozwój będzie upośledzony. Na drugi dzień pokazałam wyniki lekarce a ona mówi, że wszystko ok, mały zdrowy. Okazało się, że nie tak się odczytuje te wskaźniki, jak ja to zrobiłam. Opowiedziałam jej o mojej przebeczanej nocy a ona, żebym nigdy nie czerpała wiedzy medycznej z internetu.
Trzymaj się, walcz, nie poddawaj! To prawda, że nie należy wierzyć do końca w internet i na nim się opierać. Wiara w wyleczenie, optymizm, postęp medycyny - to wszystko może zdziałać cuda!
Jeszcze wiele razy będziesz tu do nas pisać! Powodzenia, trzymam kciuki!
Trzymam kciuki!!!! I duże brawa za wspaniałą postawę... wierzyć w siebie,wierzyć w to,że się chorobę zwycięży to 90% sukcesu. Już ponad rok walczę wspólnie z mężem o jego życie i zdrowie... Przeszedł już 2 operację,radioterapię i wyniszczającą organizm chemioterapię, po której jak na razie jest tylko wrakiem człowieka...Mąż ma słąbą psychikę i małowiary,dlatego ja muszę walczyć za niego i za siebie,żeby się nie załamać jest to całkiem inny nowotwór, bo złośliwy - płuca . Mąz do szpitala trafił z diagnozą stanu przedzawałowego zajął się nim młody,dociekliwy lekarz, który po ustabilizowaniu serca... zajął się analizowaniem Rtg klarki piersiowej..i coś go zaniepokoiło... dał skierowanie do szpitala na Oddz. torakochirurgii, gdzie lekarz specjalista - wezwał męża do gabinetu,podświetlił kliszę i pyta: czy Pan tu coś widzi?? mąż odpowiedział - nie znam się na medycynie,to nic nie widzę. Lekarz odpowiedziaiku KT znów wezwał męża i mówi....wie Pan co, no coś tu jest.. jakiś naciek..ale to nie jest nic nowego... to coś starego.... Mąż pyta lekarza i co wobec powyższego?? Ja bym to wyciął - stwierdził lekarz. Mąż mu odpowiedział, Panie doktorze wobec stwierdzenia, że to coś starego,to ja na razie poczekam,zastanowimy się z rodziną co zrobić.. Wypisali ze szpitala z adnotacją,że pacjent wypisany w związku z odmówieniem wykonania operacji. W domu zaczęliśmy rozmawiać,przypominać sobie..i zaskoczyłam 6 lat wcześniej mąż zgłosił się na Onkologię,bo jak-to mówił wyszła mu "taka gula" pod pachą..ale chirurg onkolog zlekceważył to i zalecił robić 3 razy dziennie okłady - kompresy ze spirytusy i zjawić się u niego po 2 tygodniach... Objawy rzeczywiście po2 tygodniach ustąpiły, ale jak się okazało przyczyna nie... tylko rozrastała się... Znalazłam dojście do dobrego torakochirurga w Ś. Centrum Onkologii. zlecił wykonanie P.E.T-a C.T. z którego diagnoza zabrzmiała: złośliwy rak płuc - po 6 latach naciekł już na prawie wszystkie grupy węzłów chłonnych... W marcu miał pierwszą operację, 26 maja drugą, radioterapia na Oddziałe radioterapii sierpień - wrzesień.... a od października to 12 stycznia chemia.... a teraz??? teraz czekamy za 6 tygodni ponowny PET... i co on nam przyniesie??? mąż mówi "wyrok" a ja mu na to.." nie, nie wyrok,tylko "ułaskawienie"..bo nie po to męczyliśmy się obydwoje,żeby przegrać!!! Życzę by wszystko skończyło się i u Ciebie dobrze... najpierw trzeba przejść przez płacz, lęk,aby potem wziąć się z całą siła,za bary z tym paskudztwem jak ja go nazywam - skorupiakiem. jeśli będziesz potrzebowała wsparcia,no może nie mojego,ale innych walczących z tą choroba.. dam Ci namiary na taką internetową grupę wsparcia..(jeśli gdzieś w tekście będą literówki, czy prze-palcowania,to z góry przepraszam..bo pisze szybko,by nie pogubić myśli, a coś mi od jakiegoś czasu nie podkreśla tekstu na czerwono).
właśnie dzisiaj odbierałam ze szpitala teściową ( cudowną teściową ) też kilka dni temu dowiedzieliśmy się że ma nowotwór złośliwy jelita grubego z przerzutami na wątrobę do ostatniego piątku gdy miała konsultację onkologiczno-chirurgiczną siedziałąm jak na szpilkach bo krążyła mi po głowie czarna myśl że z racji wieku (83 lata) nie będą chcieli jej nawet otwierać ale w piątek nowina - operacja 4 lutego, wczoraj byłam na ostatniej rozmowie z lekarzem prowadzącym okazało się że być może nie jest tak tragicznie jakby się wydawało bo przerzuty na wątrobie są tylko na jednym płacie czyli po usunięciu nie będą przenikać do krwi.
Gdy dzisiaj wychodziłyśmy ze szpitala teściowa poszła pożegnać się z lekarzem i usłyszała od niego życzę dużo siły i wytrwałości w walce z chorobą bo to jest podstawowym lekarstwem medycyna jest tylko dodatkiem
Podobnie było z moją mamą.W wieku 84 lat była operowana-podejrzenie raka.Lekarz zdecydował się na operację,ale nie dawał duzych szans wyleczenia.Przed operacją była bardzo wycieńczona,poza tym serce słabiutkie.Okazało się,że to uwiężnięta przepuklina.Serce wytrzymał,mama żyje do dziś,czyli już siódmy rok po tym zdarzeniu..Lekarz rodzinny tylko głową kręci z podziwu,gdy ją widzi. Nigdy nie można się poddawać.Twoja mama trafiła na mądrego lekarza. Zyczę Twojej teściowej tego samego,co on.
Podobnie było z moją mamą.W wieku 84 lat była operowana-podejrzenie raka.Lekarz zdecydował się na operację,ale nie dawał duzych szans wyleczenia.Przed operacją była bardzo wycieńczona,poza tym serce słabiutkie.Okazało się,że to uwiężnięta przepuklina.Serce wytrzymał,mama żyje do dziś,czyli już siódmy rok po tym zdarzeniu..Lekarz rodzinny tylko głową kręci z podziwu,gdy ją widzi.Nigdy nie można się poddawać.Twoja mama trafiła na mądrego lekarza.Zyczę Twojej teściowej tego samego,co on.
Trochę się przejęzyczyłam pisząc Twoja mama,ale skoro teściowa jest wspaniała,jest prawdziwą mamą.
Vikuniu, jesteś niesamowita!!! Podziwiam ten hart ducha, tą siłę... chciałabym mieć jej choćby ułamek.. Dopiero teraz widzę jaka jestem słaba, że byle wichura może mnie złamać, ale wiesz, chyba znalazłam wzór w Twojej osobie.. Podziwiam i gratuluję, bo nie od dziś wiadomo, że wiara w wyzdrowienie to już więcej niż połowa sukcesu:) Nie mam jakichś doświadczeń w tym temacie, dziadek zmarł na raka, ale kiedy go zdiagnozowano, było już dużo za późno na jakąkolwiek terapię, a moja babcia żyje z rakiem i niewiedzą już pięć lat... Wykryto go przypadkiem i lekarze stwierdzili, że tak będzie lepiej... Ale już szukam kontaków, może jakoś pomogę... Ściskam kciuki i Ciebie -dasz radę!!!
Dajanko pochlebiasz mi , że moge stanowic dla Ciebie wzór :) W tej sprawie to działa u mnie raczej przekora niz hart ducha. Cos na zasadzie ,,a wlasnie ,że nie bedziesz mnie żarł". Tak naprawde to jestem bardzo slabiutka. Czeka mnie leczenie i wiem, że każdy zastrzyk i zabieg bedzie okupiony łzami i narzekaniem ,oj jak mnie boli, ja tego nie wytrzymam" :)
Nic nie szkodzi, że przekora Tobą, Vikuniu kieruje. Ważne, że skuteczna! Nigdy nie sądziłam, że będę chwalcą przekornych zachowań, a tu proszę! i jeszcze się cieszę, że masz ją w sobie i obyś miała jej jaknajwięcej
Czemu Vikuniu tak bardzo się sama smucisz? Wyzdrowiejesz i świat do góry jeszcze przewrócisz. Cóż tam choroby gdy silną wolę walki mamy, z uśmiechem i radością, chorobie radę damy. W tej walce najważniejsze, że optymizm dopisuje, choroba tego nie lubi, i walczących szanuje. Ważne w tym wszystkim, że sami nie walczymy, zbędne są stresy, odczuciami się dzielimy. Rady lekarzy dokładnie przestrzegać musimy, łykamy medykamenty, do odwrotu chorobę zmusimy. Aby Cię wspomóc, silną broń wszyscy tu mamy, zaciskamy kciuki i moc dobrych fluidów wysyłamy.
Współczuję - mogę powiedzieć coś na ten temat - moj bardzo dobry znajomy zachorował dwa lata temu na tę chorobę - dziś jest zupełnie zdrowy - po przeszczepie. Będzie dobrze!
Staraj sie nie myslec o chorobie a jak daje Ci w kosc , to chwile poplakac i isc dalej, tak jak dziecko, ktore sie przewroci, ale natychmiast wstaje, bo ciekawosc swiata jest wieksza niz bol...Idz naprzod,mysl o zyciu realizuj marzenia...wiem co mowie, pozdrawiam serdecznie :)
Nie jesteś sama ...:) Nawet gdy zamykasz kompa .... masz Nas ... ::)) Przeżyjesz to wszystko co przed Tobą ..... Odniesiesz sukces ... wygrasz ...!!! Przytulam Ciebie ... !!!
Nie wiem, czy to Tobie w czymś pomoże, ale może chociaż wypowiedź jakiejś osoby podniesie Ciebie trochę na duchu...... Rak....i co dalej....?- kliknij, wątek trochę stary, ale ten temat w życiu ciągle aktualny....a szkoda....
Córka ! (tak mawiała do Wszyskich kobiet- bez względu na wiek-moja koleżanka góralka).Nie będę Ci streszczać moich doświadczeń onko, ale powiem Ci, że żyję jak panisko już 18 lat od ostatniej operacji, a mogło być różnie (po prostu statystyki trzeba wsadzić se w buty, co by być wyższym). Polecam Ci zalogowanie się na forum Dum Spiro Spero (znajdziesz w googlach)- profesjonalne, sensowne, zyskasz dużo wiedzy i wsparcia, żadnych tam domorosłych metod leczniczych typu ,, ugnieć pajęczynę z chlebem i wsadź sobie... gdzie chcesz". Pozdrawiam i trzym się- Izka
Proszę Cię!. Życzę zdrowia i siły (chociaż tego, to Ci nie brakuje- tak trzymaj). Jakbyś chciała pogadać, to mój mail jest w ustawieniach (gg nie posiadam). Pozdrawiam- Iza
To jest dobra relacja. Ba, nawet bardzo dobra relacja, ponieważ nastawienie jest, sama nie wiem, jak to opisać - godne podziwu, naśladowania i takie, które pomaga brać się za bary z chorobą. Rad i porad nie udzielę, ponieważ nie mam żadnej wiedzy na temat tej choroby, i nigdy nie szukałam źródeł książkowych i internetowych, które ją opisują. Ale chciałabym, żebyś pisała nam swoje relacje nie przez 29, nie przez 55, ale przez 555 miesięcy od dzisiaj licząc! Trzymaj się prosto, krzywo, siedząco, leżąco, jakkolwiek, ale przede wszystkim trzymaj się tego, co Ci kilka osób w wątku już napisało - że szpiczakowi można już dać pstryczka w nos i niejedna osoba jest dowodem skutecznej zwycięskiej walki z chorobą :)
Melduje sie do raportu :) Z kregoslupem coraz lepiej. W piatek bylam na zkupach ( 4 godziny chodzenia po sklepach) I nic nie bolało. Może dlatego ,że zakupy byly takie babskie na poprawe humoru:) Na razie lecze sobie anemie. Dzisiaj Bylam u onkologa i mam jeszcze jedno badanie zrobić 21 lutego a 7 marca bedzie juz decyzja czym walczymy z tym paskudztwem. Pozdrowka dla wszystkich. :)
Vikuniu, żebyś Ty wiedziała jaka ja jestem z Ciebie dumna! Co za podejście. Super! Będziesz przykładem dla innych. Przekonasz się. Chcieć, to móc i dać radę. Brzmi trochę dziwnie i baaardzo skrótowo, ale najważniejszy jest sens tej całej refleksji.
A kiedy robisz kontrolne badania żeby sprawdzić jak się "miewa" twoja anemia?
dopiero 11 dni łykam żelazo. To chyba troche za wcześnie na sprawdzanie. Jak bedę przy koncu opakowania to wtedy zrobie badanie. Od dzisiaj mam zamiar pic ocet jablkowy. Wyczytałam ,ze dobrez przegania anemie :)
a tak właśnie mi się wydawało, że 31 masz wizytę i kciuki ściskałam, a o następnej też mur beton nie zapomnę i wspomogę:) Ściskam cieplutko i ślę fluidy:)
Nawet nie wiecie jak sie cieszę, że jestem z Wami. O chorobie wiem 2 miesiące a juz 4 moich ,, przyjaciół" ze swiata realnego unika ze mna kontaktu. Spotykaliśmy sie dość czesto a teraz przestali miec dla mnie czas. Może muszą sie oswoić z tym ,że jestem chora, moze boja się ,że jestem juz jedna noga w grobie :) i nie bedą wiedzieli jak mnie pocieszać?
Chodz .... napijemy sie dobrej herbatki ....:) Nie kazdy potrafi akceptowć chorobe ...może boją sie , ze to ''zarażliwe '' Malinowa może być czy ..zielona z opuncją .. ) Pozdrawiam ....:)
Vikuniu, nie myśl teraz o tym, co czują znajomi. Czasami Ci, którzy są obok nas nie potrafią się w pierwszym momencie odnaleźć w nowej sytuacji. Trzeba im dac troche czasu. Boja się, że nie będą umieli się zachować, że może potrzebujesz pocieszania itd. a oni nie wiedzą jak to robić. Kto wcześniej nie zetknął się bezpośrednio z tego typu chorobami nie ma o nich zielonego pojęcia więc wyolbrzymia problem. Jasne, że on istnieje, ale to nie koniec świata. Choroba, to choroba i trzeba ją chwycic za bary :-) Prawdziwi przyjaciele prędzej czy później z pewnością będa obok Ciebie.
A! Ten kiszony sok z buraków również polecam. Łatwo się robi i jest bardzo smaczny a co najwazniejsze pomocny.
Wpadaj częściej. Pamietaj, że jak Cię dopadnie zły nastrój, to my tu od tego jesteśmy, by Cię "postawić na nogi"
Vikuniu, przeczytałam od początku do końca. Trzymam mocno kciuki za Twoje zdrowie tak fizyczne jak i psychiczne. Jesteś silna, bo chcesz taka być i to bardzo pomaga w walce z chorobą. Ale jak będziesz chciała sobie nawet popłakać to przyjdź do nas i popłaczemy razem, potem utulimy i dodamy otuchy. Przesyłam dobre mysli. Ewa
Przez chwile mi sie smiac chcialo :) dzisiaj jakis polityk powiedział, że jak sie chowa glowe w piasek wypina sie inna częś ciała po ktorej można oberwac
Vikuniu, nie myśl o nich, jak napisała Smakosia... myśl o sobie, to teraz najważniejsze. Ludzie czasami zachowują się dziwnie, a to nie znaczy że nie chcą się z Tobą spotykac, tylko po prostu boją się aby Cię nie urazic..tak myślę...potrzebują pewnie troszkę czasu.... Ale w ten sposób poznasz tych prawdziwych, z prawdziwych przyjaciół:) Pij sporo soku z buraków, ja polecam z czarnej porzeczki..pychaaa i zdrowy:) Uściski, i pamiętaj że z nami na dobre i złe:)
Podzielam pogląd as - oni nie wiedzą jak się odnaleźć w tej sytuacji, co powiedzieć, jak się zachować Sama kiedyś byłam w takiej sytuacji, pierw skontaktowałam się mężem koleżanki, a dopiero potem z nią, jak już miałam od niego informację, że mogę spokojnie pisać /ja pisałam, bo dzieliła nas duża odległość/. Pierwszego maila pisałam pół dnia, nie wiedziałam jak zacząć, co pisać, ale potem już było z górki i po czasie okazało się,że te moje codzienne wypociny zrobiły kawał dobrej roboty. Propunję /jeżeli to dobrzy, bliscy znajomi/ odezwij się pierwsza, wtedy ocenisz w czym rzecz. Trzymaj się cieplutko. Choć się za wiele nie odzywam, codziennie jestem myślą z Tobą.
Vikunia, warto spróbować. Kup taką książkę. Może warto poczytać. Sam dowiedziałem się dzisiaj i też kupuję aby się dowiedzieć więcej. Woda utleniona na straży zdrowia. autor Iwan Pawłowicz Nieumywakin, można kupić na allegro.
Do,, znawców wszystkich chorób,, prośba, bez komentarzy. To w końcu Ja czy Vikunia choruje, chcemy spokojnie się zapoznać z wiadomościami tam zawartymi. Po zapoznaniu możemy przedyskutować. Najważniejsza będzie Nasza wiara.
W poniedziałek miałam robioną scyntygrafię kości. Badanie trwa 5 min a przygotowanie prawie 3 godziny. Wynik bedę znała dopiero 7 marca i wtedy bedzie juz decyzja o leczeniu. Śmieję się, że choroba mi służy, bo jak spotykam znajomych to słyszę, że pieknie wyglądam :) ( Znajomi ktorzy nie wiedzą ,że jestem chora ). Mam nadzieję, że jak pójdę do lekarza to usłyszę, że nic chorego we mnie nie ma, że wszystko sie cofnęło :) Przesyłam wszystkim wirtualny usmiech
Vikunia, ostatni ogladaŁam na Superstacji taki program o leczeniu wspomagającym ,jesli tak mozna to nazwać.Chodzi o dietę wg dr Maxa Gersona ( poszukaj w necie na ten temat-chodzi o warzywa i soki )).Podobno przynosi zadziwiajace rezultaty.Poza tym kapsaicyna ( ta w chili) takze niezwykle wspomaga.Pewien pan robił wyciąg z papryczek na oliwie.Potem ten wyciąg olejowy piła jego chora żona.Rezultaty niezwykŁe. Mój syn ten program nagrał , więc go jeszcze raz uważnie obejrzę i podam przepis na ten kapsaicynowy wyciąg. Pozdrawiam ciepło. Pinona
Vikuniu, bez względu na wynik i tak będzie dobrze. Jakby była jakoaś konieczność, to jedynie przesunie się to w czasie, ale dobrze będzie i już!
Moja koleżanka dwa lata temu w dzień swoich urodzin tj. 9 marca rozpoczęła leczenie chemiotrapią i to był własnie jej najlepszy prezent, bo dziś jest już zdrowa.
Przeczytałam wywiad z Krzysztofem Krauze,który walczy ( skutecznie!) z podstepnym choróbskiem i padło tam takie zdanie " Jeśli człowiek postanowi żyć to medycyna jest bezradna";-)) Ponieważ Ty juz to postanowiłaś - wszystko przed Tobą! Polecam też książkę ' Możesz uzdrowić swoje życie " Louise L. Hay - wielu ludziom pomogła. Trzymam kciuki!
Wczoraj dostałam wynik z badania histopatologicznego wycinka guza z mojego kręgosłupa. Patrzyłam na kopertę i bałam się otworzyć. Nadzieja ( a może to nic takiego) przeplatała sie ze strachem (pewnie niedługo umrę.) W koncu ciekawość pokonała strach i otworzyłam. Wynik : plasmocytoma. Nic mi to nie mowiło więc szybciutko do wujka google i siedzę jak zona Lota. Plasmocytoma to inaczej szpiczak mnogi, rak krwi jak do tej pory nieuleczalny. Oczywiście leczy sie go ale to tylko przedluża zycie o kila miesięcy. Średnio zyje sie z tym od 29 do 55 miesięcy. Siedze i myslę o reczach , ktorych jeszcze nie zrobilam i pewnie nie będe miala czasu żeby zrobic, myślę o miejscach , ktore chciałam zobaczyć a ktorych pewnie nie zobacze....łzy mi same lecą i te glupie myśli ... nie umiem sie wyzwolic z żalu ze tak szybko odejdę. Przesiedziałam tak może z godzinę i splynął na mnie spokój. Zaczęłam myśleć logicznie.
29miesięcy to przecież bardzo dużo czasu... medycyna tak szybko idzie naprzod
To ja rządzę swoim ciałem a nie ono mną. Nie bedzie mi tu jakiś głupi szpiczak robił spustoszenia w moim organiźmie.
Zniszczę go.
Bedę pierwsza osoba, ktora sie z tego wyleczyla!!!
Zamowiłam sobie na kolację pizze.
Dzisiaj zadzwonilam do lekarza i jestem umowiona na 31 na wizyte. Przede mna jeszcze dużo badan zanim zaczną mnie leczyć ale wiem , ze mnie wyleczą.
Trzymajcie za mnie kciuki i prosze tez o rady i porady :)
Vikuniu, myślę, że nie ma człowieka który będąc w Twojej sytuacji by się nie przejął. Ja zdrętwiałam czytając. Ujęłaś mnie swoją wolą walki i wygrania. Tak musi być. Czekają Cię trudne chwile i pewnie nie raz dopadną Cię wątpliwości. Wiadomo jednak nie od dzisiaj jak ważna jest psychika, jeśli ta siądzie to żadne cudowne eliksiry nie pomogą. Jestem przekonana, że wiele osób na tym forum będzie Cię wspierało. Z pewnością nie wszyscy się odezwą, ale i tak otaczać Cię będzie wsparcie życzliwych osób. Co do różnych rad - będziesz ich pewnie miała wiele. Jeśli pozwolisz to trochę poszperam i dam Ci znać na pw. Ciepło pozdrawiam.
Vikuniu, trzymam za Ciebie kciuki! musisz myśleć pozytywnie, nie wiem gdzie wyczytałaś że z tą chorobą żyje się od 29 do 55 miesięcy.Ja też poczytałam na necie i wyczytałam że można z tą chorobą żyć długie lata, tylko trzeba nauczyć się z nią zyć .Medycyna postępuje, więc zawsze jest szansa na nowe leki. Rozumiem Cię bardzo dobrze, każdy by się przejął, ale Ty musisz się trzymać i tylko pozytywne myślenie Ci pomoże.
Pozdrawiam Serdecznie :)
Pomimo, iż w chwili obecnej szpiczak mnogi pozostaje nadal chorobą nieuleczalną, istnieje wiele sposobów terapii. Przez długie lata po rozpoznaniu nowotworu pacjenci mogą prowadzić normalny tryb życia. Ciągły postęp i rozwój medycyny przyczynia się do poprawy rokowania w tej chorobie. Wiedza i zrozumienie zasad terapii szpiczaka mnogiego, pomaga zmniejszyć lęk i nauczyć się żyć z chorobą.
Dzięki za tę informację. Tego nie wyczytałam. :)
To sie nazywa podejscie, idziesz na wojne i ja wygrasz. Trzymam za Ciebie kciuki!
Z taką postawą Vikuniu, to Ty góry przeniesiesz:))) Trzymam kciuki, będzie dobrze:)
Jeśli coś znajdę na temat tej choroby, napiszę do Ciebie.
Wiedzy z dziedziny medycyny nie mam, więc poradzać czy doradzać się nie podejmę, ale będę Ci wiernie kibicować i trzymać kciuki. Przesyłam dobre myśli
Vikuniu, Ty masz dalej tak trzymać i być pozytywnie nastawiona, bo na końcu jest zielone światełko, innej opcji nie ma!
Resztę zostaw nam. To my będziemy słać pozytywne fluidy, pukać gdzie trzeba, prosić kogo trzeba, być przy Tobie zawsze, na każdym etapie Twoich zmagań, a wszystko po to, żeby na końcu móc razem z Tobą świętować Twoje zwycięstwo!
I tak ma być, i tak bedzie!
Weź to wszystko pod uwagę i, jak mówi teraz młodzież /przepraszam, ale napiszę dosłownie/ - cycki do góry i do przodu!!!
Pozdrawiam, życzę takiej postawy w dalszym ciągu i odezwij się choć czasem.
Nie wiem skąd jesteś, ale może akurat z okolic Krakowa? W Krakowie jest doktor specjalizujący się w leczeniu tego paskudzwtwa http://www.jurczyszyn.pl/ jest też Fundacja Centrum Leczenia Szpiczaka. Mają swoją stronę w internecie http://www.szpiczak.org/ Zajrzyj tam. Tam są porady dla pacjentów i wiele innych informacji
tam podają, że będzie program leczenia lenalidomidem. To jakaś nowość w tej dziedzinie. W komunikatach na stronie znajdziesz więcej informacji
Byłam juz na tej stronie :)
Myślałam sobie ostatnio o Tobie, co słychać i jak Ci leci. No i mam odpowiedź. Zatkało mnie jak czytałam i jednocześnie zastanawiałam się gdzie Twoje bojowe nastawienie. I dopiero od słów "zaczęłam myśleć logicznie" widzę, że to wciąż ta sama Ty. Trzymaj tak dalej i napewno to właśnie TY będziesz pierwszą która tą walke wygra-z całych sił w to wierzę! Nadal wiernie Ci kibicuję!!!!!!!
Vikuniu wiem, że nie jest łatwo. Wiem też, że będzie jeszcze trudniej, bo przyjdą chwile, kiedy pojawią się nowe refleksje, trzeba będzie rozpocząć leczenie i podjąć "walkę". Nie nie, nie chcę Ciebie przestraszyć. Chcę jedynie byś była przygotowana na to, że mimo swojej wielkiej siły psychicznej masz czasami prawo do słabości, przytulenia się i pochlipania w jakiś mankiet. A wszystko po to, by potem z większą energią i wiarą stawiać czoło temu, co konieczne - leczeniu. W Twoim przypadku, skoro masz wolę walki i wiarę w wyzdrowienie, to już osiągnęłaś połowę sukcesu. Nie jest to jakieś czcze gadanie. Tak mówią najlepsi lekarze i psycholodzy. Od tego, co zagnieździ się w naszej głowie wiele zależy. To stamtąd organizm czerpie siłę i energię do walki. Z takim nastawieniem dasz sobie radę. Nie czytaj tych wszystkich artykułów, które są jedynie przedrukiem starych badań czy analiz. Żeby je zrobić trzeba na to wielu lat. A jakimi lekami dysponowano lata temu? Z pewnością nie tymi, które są dostepne dziś. Więc na co tobie tamte analizy? Odpuść sobie takie czytanie. Znajdź lepiej fora, na których ludzie się wspierają, radzą sobie nawzajem np. co jeść, kiedy pojawią się jakieś dolegliwości itp. Dbaj o siebie, zaufaj lekarzom i zwyczajnie nie zmieniaj swojego nastawienia a z pewnością sobie poradzisz. Jasne, że trzeba czasu, leczenie musi potrwać.
Na koniec jeszcze chcę Ci napisać, że moja znajoma (mojej Mamy koleżanka) również walczyła z tą chorobą. Pokonała ją. Tak twierdzę, bo żyła jeszcze 15 lat i zmarła z zupełnie innego powodu więc...Ty też dasz radę! Ona jest tego dowodem i wielu, innych ludzi. Przekonasz się.
Gdybyś potrzebowała emocjonalnego wsparcia, to wiesz gdzie mnie szukać. Ściskam. Emila.
Vikunia,wszyscy jesteśmy skazańcami już w dniu urodzin,ale absolutnie nie możesz tak mówić,ani myśleć.Nie będę mądrzyć sie i udawać lekarza,ale ,nie ja jedna-nie wytrzymałam i trochę poczytałam,nie tylko na forum.Jest wiele odmian tej choroby i wiele sposobów jej leczenia.Skoro jest szansa na przeżycie wielu lat w zdrowiu,to sprawa nie jest przegrana.Kilkanaście lat temu też myślałam,że mam raka i wiem,co przeżywasz (no,może nie całkiem,bo moje obawy były na szczęście na wyrost).
Miałam babcię (rocznik 1895),która w czasie wojny,a może raczej okupacji,zachorowała na raka.Niby w tamtych latach to był właśnie wyrok,ale ani ona,ani rodzina nie poddali się.Dziadkowi udało się załatwić operację w niemieckim szpitalu-dla jasności,nie był żadnym kolaborantem,( a dwóch jego synów walczyło w partyzantce),ale rencistą powypadkowym,gdyż przed wojną pracował w niemieckiej kopalni.Po operacji jeżdziła do Instytutu Marii Skłodowskiej-Curie do Warszawy na naświetlania,co kosztowało ją olbrzymie (dla niej) pieniądze.Dożyła 82 lat i zmarła zupełnie na co innego.
Wyleczysz się!
Wierze ze bedziesz zdrowa, trzymam kciuki i przesyłam pozytywne mysli :)))
Boże , żebym miała choć troszkę,.. odrobinkę twojej siły .Jesteś wielka !! i na pewno pokonasz chorobę. Jestem z Tobą.
Tak trzymaj!! Nie poddawaj się!! Jestem z Tobą.!! :))
Vikunia! Jestem z Tobą! Twoje nastawienie jest fantastyczne i godne pozazdroszczenia dla wielu, którym mała rzecz usuwa grunt spod nóg.
Jedyną radą, jaką ja mogę Ci dać, to nie opieraj się na wiadomościach z netu, tylko poczekaj na wizytę u lekarza. Ja, kiedy mój synek miał pół roku zinterpretowalam jego wyniki badań na podstawie jakiegoś portalu i wyłam całą noc przekonana, że moje dziecko jest ciężko chore i prawdopodobnie jego rozwój będzie upośledzony. Na drugi dzień pokazałam wyniki lekarce a ona mówi, że wszystko ok, mały zdrowy. Okazało się, że nie tak się odczytuje te wskaźniki, jak ja to zrobiłam. Opowiedziałam jej o mojej przebeczanej nocy a ona, żebym nigdy nie czerpała wiedzy medycznej z internetu.
Kochana, życzę Ci, byś nadal myślała logicznie!
Vikuniu, ja po prostu trzymam kciuki !
Trzymaj się, walcz, nie poddawaj! To prawda, że nie należy wierzyć do końca w internet i na nim się opierać. Wiara w wyleczenie, optymizm, postęp medycyny - to wszystko może zdziałać cuda!
Wierzysz a to jest 90% zwycięstwa.Tak trzymaj...
Trzymam kciuki!!!! I duże brawa za wspaniałą postawę... wierzyć w siebie,wierzyć w to,że się chorobę zwycięży to 90% sukcesu.
Już ponad rok walczę wspólnie z mężem o jego życie i zdrowie... Przeszedł już 2 operację,radioterapię i wyniszczającą organizm chemioterapię, po której jak na razie jest tylko wrakiem człowieka...Mąż ma słąbą psychikę i małowiary,dlatego ja muszę walczyć za niego i za siebie,żeby się nie załamać jest to całkiem inny nowotwór, bo złośliwy - płuca .
Mąz do szpitala trafił z diagnozą stanu przedzawałowego zajął się nim młody,dociekliwy lekarz, który po ustabilizowaniu serca... zajął się analizowaniem Rtg klarki piersiowej..i coś go zaniepokoiło... dał skierowanie do szpitala na Oddz. torakochirurgii, gdzie lekarz specjalista - wezwał męża do gabinetu,podświetlił kliszę i pyta: czy Pan tu coś widzi?? mąż odpowiedział - nie znam się na medycynie,to nic nie widzę. Lekarz odpowiedziaiku KT znów wezwał męża i mówi....wie Pan co, no coś tu jest.. jakiś naciek..ale to nie jest nic nowego... to coś starego....
Mąż pyta lekarza i co wobec powyższego?? Ja bym to wyciął - stwierdził lekarz.
Mąż mu odpowiedział, Panie doktorze wobec stwierdzenia, że to coś starego,to ja na razie poczekam,zastanowimy się z rodziną co zrobić..
Wypisali ze szpitala z adnotacją,że pacjent wypisany w związku z odmówieniem wykonania operacji.
W domu zaczęliśmy rozmawiać,przypominać sobie..i zaskoczyłam 6 lat wcześniej mąż zgłosił się na Onkologię,bo jak-to mówił wyszła mu "taka gula" pod pachą..ale chirurg onkolog zlekceważył to i zalecił robić 3 razy dziennie okłady - kompresy ze spirytusy i zjawić się u niego po 2 tygodniach...
Objawy rzeczywiście po2 tygodniach ustąpiły, ale jak się okazało przyczyna nie... tylko rozrastała się...
Znalazłam dojście do dobrego torakochirurga w Ś. Centrum Onkologii. zlecił wykonanie P.E.T-a C.T. z którego diagnoza zabrzmiała: złośliwy rak płuc - po 6 latach naciekł już na prawie wszystkie grupy węzłów chłonnych...
W marcu miał pierwszą operację, 26 maja drugą, radioterapia na Oddziałe radioterapii sierpień - wrzesień.... a od października to 12 stycznia chemia.... a teraz??? teraz czekamy za 6 tygodni ponowny PET... i co on nam przyniesie??? mąż mówi "wyrok" a ja mu na to.." nie, nie wyrok,tylko "ułaskawienie"..bo nie po to męczyliśmy się obydwoje,żeby przegrać!!! Życzę by wszystko skończyło się i u Ciebie dobrze... najpierw trzeba przejść przez płacz, lęk,aby potem wziąć się z całą siła,za bary z tym paskudztwem jak ja go nazywam - skorupiakiem. jeśli będziesz potrzebowała wsparcia,no może nie mojego,ale innych walczących z tą choroba.. dam Ci namiary na taką internetową grupę wsparcia..(jeśli gdzieś w tekście będą literówki, czy prze-palcowania,to z góry przepraszam..bo pisze szybko,by nie pogubić myśli, a coś mi od jakiegoś czasu nie podkreśla tekstu na czerwono).
Wierze ze bedziesz zdrowa, trzymam kciuki i przesyłam pozytywne mysli :)))
Tereso trzymam kciuki za dobry wynik Twojego męża i przesyłam mu pozytywną energię :)
Będę prosić Najwyższego o zdrowie i siły dla Ciebie w codziennej modlitwie. Pozdrawiam !
Teresko, ściskam mocno kciuki by leczenie przyniosło skutki, a wyniki były ułaskawieniem!
Będę trzymać za Ciebie mocno kciuki i przesyłam dobrą energię !
Ja również trzymam kciuki i przesyłam wszystko co najlepsze :)
właśnie dzisiaj odbierałam ze szpitala teściową ( cudowną teściową ) też kilka dni temu dowiedzieliśmy się że ma nowotwór złośliwy jelita grubego z przerzutami na wątrobę do ostatniego piątku gdy miała konsultację onkologiczno-chirurgiczną siedziałąm jak na szpilkach bo krążyła mi po głowie czarna myśl że z racji wieku (83 lata) nie będą chcieli jej nawet otwierać ale w piątek nowina - operacja 4 lutego, wczoraj byłam na ostatniej rozmowie z lekarzem prowadzącym okazało się że być może nie jest tak tragicznie jakby się wydawało bo przerzuty na wątrobie są tylko na jednym płacie czyli po usunięciu nie będą przenikać do krwi.
Gdy dzisiaj wychodziłyśmy ze szpitala teściowa poszła pożegnać się z lekarzem i usłyszała od niego życzę dużo siły i wytrwałości w walce z chorobą bo to jest podstawowym lekarstwem medycyna jest tylko dodatkiem
TEGO SAMEGO TOBIE ŻYCZĘ
Podobnie było z moją mamą.W wieku 84 lat była operowana-podejrzenie raka.Lekarz zdecydował się na operację,ale nie dawał duzych szans wyleczenia.Przed operacją była bardzo wycieńczona,poza tym serce słabiutkie.Okazało się,że to uwiężnięta przepuklina.Serce wytrzymał,mama żyje do dziś,czyli już siódmy rok po tym zdarzeniu..Lekarz rodzinny tylko głową kręci z podziwu,gdy ją widzi.
Nigdy nie można się poddawać.Twoja mama trafiła na mądrego lekarza.
Zyczę Twojej teściowej tego samego,co on.
Podobnie było z moją mamą.W wieku 84 lat była operowana-podejrzenie
Trochę się przejęzyczyłam pisząc Twoja mama,ale skoro teściowa jest wspaniała,jest prawdziwą mamą.raka.Lekarz zdecydował się na operację,ale nie dawał duzych szans
wyleczenia.Przed operacją była bardzo wycieńczona,poza tym serce
słabiutkie.Okazało się,że to uwiężnięta przepuklina.Serce
wytrzymał,mama żyje do dziś,czyli już siódmy rok po tym
zdarzeniu..Lekarz rodzinny tylko głową kręci z podziwu,gdy ją widzi.Nigdy
nie można się poddawać.Twoja mama trafiła na mądrego lekarza.Zyczę
Twojej teściowej tego samego,co on.
Vikuniu, jesteś niesamowita!!! Podziwiam ten hart ducha, tą siłę... chciałabym mieć jej choćby ułamek.. Dopiero teraz widzę jaka jestem słaba, że byle wichura może mnie złamać, ale wiesz, chyba znalazłam wzór w Twojej osobie.. Podziwiam i gratuluję, bo nie od dziś wiadomo, że wiara w wyzdrowienie to już więcej niż połowa sukcesu:) Nie mam jakichś doświadczeń w tym temacie, dziadek zmarł na raka, ale kiedy go zdiagnozowano, było już dużo za późno na jakąkolwiek terapię, a moja babcia żyje z rakiem i niewiedzą już pięć lat... Wykryto go przypadkiem i lekarze stwierdzili, że tak będzie lepiej... Ale już szukam kontaków, może jakoś pomogę... Ściskam kciuki i Ciebie -dasz radę!!!
Dajanko pochlebiasz mi , że moge stanowic dla Ciebie wzór :) W tej sprawie to działa u mnie raczej przekora niz hart ducha. Cos na zasadzie ,,a wlasnie ,że nie bedziesz mnie żarł". Tak naprawde to jestem bardzo slabiutka. Czeka mnie leczenie i wiem, że każdy zastrzyk i zabieg bedzie okupiony łzami i narzekaniem ,oj jak mnie boli, ja tego nie wytrzymam" :)
Nic nie szkodzi, że przekora Tobą, Vikuniu kieruje. Ważne, że skuteczna!
Nigdy nie sądziłam, że będę chwalcą przekornych zachowań, a tu proszę! i jeszcze się cieszę, że masz ją w sobie i obyś miała jej jaknajwięcej
Vikunia, nos do góry!
Czemu Vikuniu tak bardzo się sama smucisz?
Wyzdrowiejesz i świat do góry jeszcze przewrócisz.
Cóż tam choroby gdy silną wolę walki mamy,
z uśmiechem i radością, chorobie radę damy.
W tej walce najważniejsze, że optymizm dopisuje,
choroba tego nie lubi, i walczących szanuje.
Ważne w tym wszystkim, że sami nie walczymy,
zbędne są stresy, odczuciami się dzielimy.
Rady lekarzy dokładnie przestrzegać musimy,
łykamy medykamenty, do odwrotu chorobę zmusimy.
Aby Cię wspomóc, silną broń wszyscy tu mamy,
zaciskamy kciuki i moc dobrych fluidów wysyłamy.
Brawo Lajan! Sama prawda. Nic dodać, nic ująć
Vikuniu, odezwij się czasami. Uściski.
dzięki lajanku za piekny wiersz. Wydrukuję i powiesze nad łóżkiem zeby co dzień czytać.
Współczuję - mogę powiedzieć coś na ten temat - moj bardzo dobry znajomy zachorował dwa lata temu na tę chorobę - dziś jest zupełnie zdrowy - po przeszczepie. Będzie dobrze!
Trzymam kciuki !!!
Trzymam kciuki. Nie daj się!!!!!!!!! Pamiętaj, że z dna można się tylko odbić. Głowa do góry i do przodu!!!!!!!!!!
Staraj sie nie myslec o chorobie a jak daje Ci w kosc , to chwile poplakac i isc dalej, tak jak dziecko, ktore sie przewroci, ale natychmiast wstaje, bo ciekawosc swiata jest wieksza niz bol...Idz naprzod,mysl o zyciu realizuj marzenia...wiem co mowie, pozdrawiam serdecznie :)
Trzymam kciuki i wierzę, że dasz radę :)
Najważniejsze, że wiesz na czym stoisz.
Bo niepewność najgorsza.
I chcesz walczyć...
Choć rzadko piszę w takich wątkach - to zawsze trzymam kciuki, wspieram myślami.
teraz odczułam potrzebę napisania...
Trzymaj się!
Vikuniu życzę Ci abyś miała dużo siły w walce z chorobą.
Trzymam kciuki ..dasz radę zobaczysz.
Powodzenia i życzę WYGRANEJ
Nie jesteś sama ...:)
Nawet gdy zamykasz kompa .... masz Nas ... ::))
Przeżyjesz to wszystko co przed Tobą .....
Odniesiesz sukces ... wygrasz ...!!!
Przytulam Ciebie ... !!!
Vikuniu, mam nadzieję, że nadal nie opuszcza Cię Twoja "przekorność" :-) My tu jesteśmy gdybyś potrzebowała "porozmawiać". Pozdrawiam.
Nie wiem, czy to Tobie w czymś pomoże, ale może chociaż wypowiedź jakiejś osoby podniesie Ciebie trochę na duchu......
Rak....i co dalej....? - kliknij, wątek trochę stary, ale ten temat w życiu ciągle aktualny....a szkoda....
Trzymam za Ciebie kciuki :)
Córka ! (tak mawiała do Wszyskich kobiet- bez względu na wiek-moja koleżanka góralka).Nie będę Ci streszczać moich doświadczeń onko, ale powiem Ci, że żyję jak panisko już 18 lat od ostatniej operacji, a mogło być różnie (po prostu statystyki trzeba wsadzić se w buty, co by być wyższym). Polecam Ci zalogowanie się na forum Dum Spiro Spero (znajdziesz w googlach)- profesjonalne, sensowne, zyskasz dużo wiedzy i wsparcia, żadnych tam domorosłych metod leczniczych typu ,, ugnieć pajęczynę z chlebem i wsadź sobie... gdzie chcesz". Pozdrawiam i trzym się- Izka
Izuś dzieki za link :)
Proszę Cię!. Życzę zdrowia i siły (chociaż tego, to Ci nie brakuje- tak trzymaj). Jakbyś chciała pogadać, to mój mail jest w ustawieniach (gg nie posiadam). Pozdrawiam- Iza
Vikunia, pozdrawiam. Co tam na froncie z chorobą?
To jest dobra relacja. Ba, nawet bardzo dobra relacja, ponieważ nastawienie jest, sama nie wiem, jak to opisać - godne podziwu, naśladowania i takie, które pomaga brać się za bary z chorobą.
Rad i porad nie udzielę, ponieważ nie mam żadnej wiedzy na temat tej choroby, i nigdy nie szukałam źródeł książkowych i internetowych, które ją opisują.
Ale chciałabym, żebyś pisała nam swoje relacje nie przez 29, nie przez 55, ale przez 555 miesięcy od dzisiaj licząc!
Trzymaj się prosto, krzywo, siedząco, leżąco, jakkolwiek, ale przede wszystkim trzymaj się tego, co Ci kilka osób w wątku już napisało - że szpiczakowi można już dać pstryczka w nos i niejedna osoba jest dowodem skutecznej zwycięskiej walki z chorobą :)
Vikunia, hop, hop co tam u Ciebie?
Przyłączam się do lajanowego wiłania i serdecznie Cię pozdrawiam.
Melduje sie do raportu :) Z kregoslupem coraz lepiej. W piatek bylam na zkupach ( 4 godziny chodzenia po sklepach) I nic nie bolało. Może dlatego ,że zakupy byly takie babskie na poprawe humoru:) Na razie lecze sobie anemie. Dzisiaj Bylam u onkologa i mam jeszcze jedno badanie zrobić 21 lutego a 7 marca bedzie juz decyzja czym walczymy z tym paskudztwem. Pozdrowka dla wszystkich. :)
Vikunia, głowa do góry i walczymy.
Broni u mnie dostatek , moge walczyc :)
No ! z taką ilością to wygrana " na mur ". Pozdrawiam i pamietam codziennie.
Tulę do serduszka Vikuniu;) Walcz dzielnie;)
Vikuniu, żebyś Ty wiedziała jaka ja jestem z Ciebie dumna! Co za podejście. Super! Będziesz przykładem dla innych. Przekonasz się. Chcieć, to móc i dać radę. Brzmi trochę dziwnie i baaardzo skrótowo, ale najważniejszy jest sens tej całej refleksji.
A kiedy robisz kontrolne badania żeby sprawdzić jak się "miewa" twoja anemia?
Pozdrawiam bardzo ciepło.
Leczenie anemii to minimum 3 miesiące. Czasem dłużej.
Tak, z pewnością masz rację. Jednak już po miesiącu można sprawdzić jak i czy organizm reaguje na podany lek.
dopiero 11 dni łykam żelazo. To chyba troche za wcześnie na sprawdzanie. Jak bedę przy koncu opakowania to wtedy zrobie badanie. Od dzisiaj mam zamiar pic ocet jablkowy. Wyczytałam ,ze dobrez przegania anemie :)
W moich przepisach jest pyszny barszcz kiszony,który świetnie pomaga przy anemii. W ogóle buraczki mają świetne właściwości lecznicze na wiele schorzeń. Tu przykładowy link do właściwości buraczków ćwikłowych http://www.planetazdrowie.pl/index.php?option=com_content&view=article&id=139&Itemid=150
Dzięki, na pewno skorzystam
Dzielna dziewczyna:-)
a tak właśnie mi się wydawało, że 31 masz wizytę i kciuki ściskałam, a o następnej też mur beton nie zapomnę i wspomogę:)
Ściskam cieplutko i ślę fluidy:)
Nawet nie wiecie jak sie cieszę, że jestem z Wami. O chorobie wiem 2 miesiące a juz 4 moich ,, przyjaciół" ze swiata realnego unika ze mna kontaktu. Spotykaliśmy sie dość czesto a teraz przestali miec dla mnie czas. Może muszą sie oswoić z tym ,że jestem chora, moze boja się ,że jestem juz jedna noga w grobie :) i nie bedą wiedzieli jak mnie pocieszać?
Chodz .... napijemy sie dobrej herbatki ....:)
Nie kazdy potrafi akceptowć chorobe ...może boją sie , ze to ''zarażliwe ''
Malinowa może być czy ..zielona z opuncją .. )
Pozdrawiam ....:)
malinowaaaaaa :)
Vikuniu, nie myśl teraz o tym, co czują znajomi. Czasami Ci, którzy są obok nas nie potrafią się w pierwszym momencie odnaleźć w nowej sytuacji. Trzeba im dac troche czasu. Boja się, że nie będą umieli się zachować, że może potrzebujesz pocieszania itd. a oni nie wiedzą jak to robić. Kto wcześniej nie zetknął się bezpośrednio z tego typu chorobami nie ma o nich zielonego pojęcia więc wyolbrzymia problem. Jasne, że on istnieje, ale to nie koniec świata. Choroba, to choroba i trzeba ją chwycic za bary :-)
Prawdziwi przyjaciele prędzej czy później z pewnością będa obok Ciebie.
A! Ten kiszony sok z buraków również polecam. Łatwo się robi i jest bardzo smaczny a co najwazniejsze pomocny.
Wpadaj częściej. Pamietaj, że jak Cię dopadnie zły nastrój, to my tu od tego jesteśmy, by Cię "postawić na nogi"
Vikuniu, przeczytałam od początku do końca. Trzymam mocno kciuki za Twoje zdrowie tak fizyczne jak i psychiczne. Jesteś silna, bo chcesz taka być i to bardzo pomaga w walce z chorobą. Ale jak będziesz chciała sobie nawet popłakać to przyjdź do nas i popłaczemy razem, potem utulimy i dodamy otuchy.
Przesyłam dobre mysli. Ewa
Nie maja złych intencji. Nie wiedzą o czym i jak z Tobą rozmawiać by nie sprawić Ci przykrości.
Nie maja złych intencji. Nie wiedzą o czym i jak z Tobą rozmawiać by
To nie tak. Oni podświadomie boją się tej choroby...typowy syndrom strusia (chowanie głowy w piasek)nie sprawić Ci przykrości.
Przez chwile mi sie smiac chcialo :) dzisiaj jakis polityk powiedział, że jak sie chowa glowe w piasek wypina sie inna częś ciała po ktorej można oberwac
Vikuniu, nie myśl o nich, jak napisała Smakosia... myśl o sobie, to teraz najważniejsze. Ludzie czasami zachowują się dziwnie, a to nie znaczy że nie chcą się z Tobą spotykac, tylko po prostu boją się aby Cię nie urazic..tak myślę...potrzebują pewnie troszkę czasu.... Ale w ten sposób poznasz tych prawdziwych, z prawdziwych przyjaciół:)
Pij sporo soku z buraków, ja polecam z czarnej porzeczki..pychaaa i zdrowy:) Uściski, i pamiętaj że z nami na dobre i złe:)
Podzielam pogląd as - oni nie wiedzą jak się odnaleźć w tej sytuacji, co powiedzieć, jak się zachować
Sama kiedyś byłam w takiej sytuacji, pierw skontaktowałam się mężem koleżanki, a dopiero potem z nią, jak już miałam od niego informację, że mogę spokojnie pisać /ja pisałam, bo dzieliła nas duża odległość/.
Pierwszego maila pisałam pół dnia, nie wiedziałam jak zacząć, co pisać, ale potem już było z górki i po czasie okazało się,że te moje codzienne wypociny zrobiły kawał dobrej roboty.
Propunję /jeżeli to dobrzy, bliscy znajomi/ odezwij się pierwsza, wtedy ocenisz w czym rzecz.
Trzymaj się cieplutko. Choć się za wiele nie odzywam, codziennie jestem myślą z Tobą.
Vikunia, warto spróbować. Kup taką książkę. Może warto poczytać. Sam dowiedziałem się dzisiaj i też kupuję aby się dowiedzieć więcej.
Woda utleniona na straży zdrowia. autor Iwan Pawłowicz Nieumywakin, można kupić na allegro.
Do,, znawców wszystkich chorób,, prośba, bez komentarzy. To w końcu Ja czy Vikunia choruje, chcemy spokojnie się zapoznać z wiadomościami tam zawartymi. Po zapoznaniu możemy przedyskutować. Najważniejsza będzie Nasza wiara.
Poszukam tej książki, chociaz wolałabym żeby nazywała się np, woda z % na straży zdrowia :)
http://www.google.com/search?ie=UTF-8&oe=UTF-8&sourceid=navclient&gfns=1&q=www.Woda+utleniona+na+stra%C5%BCy+zdrowia.pl
Na pewno się wyleczysz, trzymam kciuki i wysyłam w Twoją stronę pozytywną energię. Będzie dobrze
vikuniu, co tam u Ciebie dobrego? pozdrawiam!
Ja też czekam na wieści. A jeśli nie na wieści, to na Twój wirtualny, cenny uśmiech.
W poniedziałek miałam robioną scyntygrafię kości. Badanie trwa 5 min a przygotowanie prawie 3 godziny. Wynik bedę znała dopiero 7 marca i wtedy bedzie juz decyzja o leczeniu.
Śmieję się, że choroba mi służy, bo jak spotykam znajomych to słyszę, że pieknie wyglądam :) ( Znajomi ktorzy nie wiedzą ,że jestem chora ).
Mam nadzieję, że jak pójdę do lekarza to usłyszę, że nic chorego we mnie nie ma, że wszystko sie cofnęło :)
Przesyłam wszystkim wirtualny usmiech
Vikusiu,wierzę,że w wigilię Dnia Kobiet będziesz miała prezent w postaci dobrej wiadomości..
Wiesz , ja też pomyslałam o prezencie na Dzień Kobiet :)
Vikunia, ostatni ogladaŁam na Superstacji taki program o leczeniu wspomagającym ,jesli tak mozna to nazwać.Chodzi o dietę wg dr Maxa Gersona ( poszukaj w necie na ten temat-chodzi o warzywa i soki )).Podobno przynosi zadziwiajace rezultaty.Poza tym kapsaicyna ( ta w chili) takze niezwykle wspomaga.Pewien pan robił wyciąg z papryczek na oliwie.Potem ten wyciąg olejowy piła jego chora żona.Rezultaty niezwykŁe. Mój syn ten program nagrał , więc go jeszcze raz uważnie obejrzę i podam przepis na ten kapsaicynowy wyciąg.
Pozdrawiam ciepło. Pinona
Czytałam o tej diecie. Przeraż mnie tylko lewatywa z kawy 3 razy dziennie :)
Trzymam kciuki. Musi być dobrze.
Vikuniu, bez względu na wynik i tak będzie dobrze. Jakby była jakoaś konieczność, to jedynie przesunie się to w czasie, ale dobrze będzie i już!
Moja koleżanka dwa lata temu w dzień swoich urodzin tj. 9 marca rozpoczęła leczenie chemiotrapią i to był własnie jej najlepszy prezent, bo dziś jest już zdrowa.
Uściski i duuuuużo serdeczności
trzymaj się a my trzymać będziemy kciuki i musi być dobrze.....
Trzymam kciuki:))) Będzie dobrze, niezależnie od wyników:)
Przeczytałam wywiad z Krzysztofem Krauze,który walczy ( skutecznie!) z podstepnym choróbskiem i padło tam takie zdanie " Jeśli człowiek postanowi żyć to medycyna jest bezradna";-)) Ponieważ Ty juz to postanowiłaś - wszystko przed Tobą! Polecam też książkę ' Możesz uzdrowić swoje życie " Louise L. Hay - wielu ludziom pomogła. Trzymam kciuki!