witajcie:) jestem wielką fanką przysłowiowego "stania przy garach", skorą do eksperymentów w kuchni, jedno co mnie właściwie od zawsze zniechęca do wypróbowania jakiegoś przepisu to surowe żóltka/jajka w składzie deserów, kremów itp... wiem że w takim przypadku liczy się świeżość jajek, ich pochodzenie, można je przed użyciem sparzyć itd...jednak to mnie nie przekonuje, normalnie jakaś fobia salmonelli albo innego paskudztwa. Jestem jakimś dziwologiem czy może jednak nie jestem odosobniona w tych obawach? pocieszcie mnie;)
Samo sparzenie niestety nie uchroni przed salmonellą, która może kryć się pod skorupkami. Jajka muszą być świeże, pochodzić ze sprawdzonego źródła i być przebadane. Innych w żadnym wypadku nie należy używać w postaci surowej, bo "a może nic się nie stanie". Desery czy sosy, do których dodaje się surowe żółtka lub białka bywają pyszne, więc czasem warto o takie jajka się postarać. W wielu przepisach można też z surowych żółtek zrezygnować, trochę zmieni to smęa potrawy, ale nadal będzie dobra, a my przestaniemy obawiać się pobytu w szpitalu. Do serników czy masy serowej do naleśników takiego żółtka nie dodamy, a w sos do makaronu czy mięsa zagęścimy mąką zamiast żółtkiem :)
Przeleciałam połowę książki z szkoły z technologii gastronomicznej i nic nie ma wspomniane o zwalczaniu tak bakteri, wiem, że odpowiednia temperatura pecznienia jajka to 65-70 stopni, więc większośc bakterii ginie w takiej temperaturze.
Nie jesteś odosobniona :) Ja mam takie same obawy. Wyniosłem je z domu i jakoś trudno mi się przekabacić w drugą stronę. Czasem się jednak pokuszę o dodanie surowych żółtek do białego sosu lub do jakiegoś deseru czy do tataru, ale muszę mięć 100% pewność, że są to świeże jaja. No ale w sumie baaardzo rzadko mi się zdarza taka konsumpcja :)
Ja się nie obawiam akurat tego:) Ale przed każdym uzyciem jaj do deserów, lodów itp to wyparzaj je, dzięki temperature wrzątku, woda wszytsko zabija:) W szkole musieliśmy jajka do wszystkiego wyparzać;) Ale uważaj, żeby podczas wyparzania nie ścieły ci się- wystarczy jak polejesz je wrzątkiem.
Ja nic nie wyparzam, normlanie robię potrawy z surowym jajkiem i żyję:) W zakłądach gastronomicznych obowiązuje naświetlanie jaj UV, które niszczą batkerie w 95%- z doświadczenia wiem, że nie wszędzxie tak jest. Ja np nie myje warzyw ani owoców przed zjedzeniem- a jem ze skórką i żyję;) Czasami niektórzy szlaeją za bardzo z higieną i wystarczy raz drobny kontakt z bakterią i zaraz jest jakieś zatrucie;) Więć z umiarem trzeba podchodzić do takich rzeczy:) takie jest moje zdanie:) No niby w szkole wyparzaliśmy jajka, ale wiadomo, że zawsze coś zostanie:)
Kogel Mogel,smak dzieciństwa z surowych jaj.Chyba wszyscy się zajadali i nie myśleli o bakteriach.Co prawda teraz też nie lubię surowych jaj w potrawach.
Nie używam surowych jajek do deserów, staram się nie jeśc tatara w lecie .Wszystkie owoce myję, nie wyobrażam sobie zjeśc gruszkę, jabłko, śliwkę czy inny nieumyty owoc lub warzywo.Tak naprawdę nie wiadomo kto to zrywał i przez ile brudnych rąk te owoce przeszły.Tak samo w sklepach! leżą owoce w skrzynkach i zanim je ktoś kupi , to obmaca je kupa ludzi. Ja nawet płukam ryż i kaszę przed ugotowaniem, nie kupuję też gotowego mięsa mielonego, kupuję łopatkę lub od szynki, myję, odsączam na sitku i dopiero mielę. Mój mąż zatruł się tatarem na weselu, więc nikomu tego nie życzę.Gotuję tyle lat w domu i jeszcze nigdy nikt nigdy nie chorował gastrycznie po moich posiłkach. Trzeba myc owoce i warzywa, a przede wszystkim ręce. Jak byłam dzieckiem, to latałam boso, jadłam szczaw który rósł na rowie, jabłka ze skórą z naszego ogrodu i inne nieumyte owoce i nigdy nie chorowałam.Ale to były inne czasy, bez chemii i oprysków, teraz się tak nie da.:)
Ja jem nie raz owoce nie umyte :) tatara nie lubie:P szczawiu tez nie bardzo , musialby byc zmielony. Ale tatara z ryby z checia bym zjadla:) sushi tez uwielbiam:D
A jaką masz gwarancje że osoba która zbierała te truskawki nie dłubała w nosie? .:) )Ja przekładam truskawki do dużej miski, zalewam wodą , porządnie je myję, wykładam na durszlak i jeszcze raz delikatnie przelewam wodą z kranu. Jak odciekną wtedy wsuwamy aż nam się uszy trzęsą.
Ja nie mam zadnej gwarancji ale po drodze nie ma wody hehe i zajadam juz takie truskawki kupione ale to tak samo z czeresniami nigdy nie zagladam do srodka czy sa robaki:)
No cóż.. .odpowiedzi są różne ..ale z mojego punktu widzenia ,przyszłego kucharza i tego co uczy nas nauczyciel z tytułem mgr. inż. to powiem tak: - Jaja trzeba zawsze wyparzyć / naświetlić (u nas w szkole jest naświetlacz-przydatna rzecz). Przed naświetlaniem jaja powinno się umyć i dać do innego naczynia niż były przed myciem (broń boże do wytłoczki, bo tam to już jest mega dużo bakterii które przechodzą z jaj), po naświetlaniu dać do czystego naczynia (może być te same co po myciu jaj).
- Wykorzystując jaja do produkcji gastronomicznej należy: * zamawiać jaja u sprawdzonych dostawców. * w przypadku serwowania jaj na pół ściętych muszą posiadać zaświadczenie "ferma wolna od sallmoneli" * nie wolno przechowywać wybitych jaj * potrawy na bazie świeżych jaj mogą być przechowywane w temp. pokojowej. * Jajko pęknięte nie może zostać wykorzystane
Każdy szanujący się dostawca powinien umieścić na opakowaniu: *nazwa producenta *klasa jakości *klasa wagowa *liczbę jaj w opakowaniu *datę pakowania *datę ważności *masa brutto
Jaja pakuje się zawsze tępym końcem do góry co zapobiega uszkodzeniu komory powietrznej. Jaja należy przechowywać w temp. 4 - 5*C przy wilgotności powietrza 80% przez max 28 dni.
Aby sprawdzić czy jajo jest świeże ,można: * Dać jajko do miski z wodą - jak wypłynie znaczy że jest nie świeże bo jest duża komora powietrzna ,jak zostanie na spodzie to znaczy że jest świeże - mała komora powietrzna. * Wybić na talerz - jak się rozleje znaczy że stare , jak żółtko będzie ładnie "stało" (jajo będzie "wysokie"to znaczy że świeże) *potrząsanie jajem - jak lata mocno w środku to stare.
Aha , nie powinno się też jeść jajka wybitego (niektórzy tak robią) ,jajko powinno być przynajmniej trochę roztrzepane. Nie pamiętam teraz dlaczego ,ale wiem że pani profesor tak nam mówiła.
Dziwię się Satinie ,która jest technikiem kucharzem ,że nie myje owoców ,przecież tam jest tyle zarazków że szok. Skórki są spryskane i tyle rąk je dotykało ..mam nadzieję że na kuchni myjecie owoce. .
Ponad 40 lat zjadam jajka .. z róznego żródła ... wiejskie , miejskie .. ! Jak mam ochotę to używam żółtek ... ;)) Jeszcze '' nic '' nie przytrafiło się ani mi ani nikomu z moich najbliższych .. !! Póki co .. prawda .. Fobii nie mam i nie zamierzam takowej wyhodować .. Choroby brudnych rąk .. to jest prawdziwa epidemia XXI w .. moim skromnym zdaniem oczywiście . !!
"Dopóty dzban wodę nosi, dopóki mu się ucho nie urwie".... Do pewnego czasu nie myślałam, czy to co się zje nieumyte, to zaszkodzi czy też nie. Jako dzieciak zjadałam porzeczki, agrest, rabarbar, szczaw... oczywiście bez mycia, truskawki prosto z krzaczka, jajka w formie kogel-mogel, wcinałam tatara z żółtkiem. I było wszystko ok. Do czasu. Kiedyś w renomowanej cukierni moja szwagierka zakupiła na imprezę cały ileś litrowy pojemnik lodów truskawkowych. Po dobie połowa gości (pięcioro z dziesięciu) wylądowała w szpitalu. Ja niestety też. Okazało się, że zatruliśmy się salmonellą typhimurium (salmonelloza mysia). Tego co wtedy przeżyłam, nie chciałabym nigdy w życiu więcej powtórzyć. 40 stopni gorączki, bóle brzucha połączone z utratą świadomości, biegunka taka,że z toalety najlepiej nie wychodzić. Ale jak tam siedzieć, skoro ma się gorączkę i bóle nie do opisania. To taki wywód ku przestrodze. To było wiele lat temu, ale do dziś uraz pozostał. Nie jem surowych mięs, ryb, jaj, ciast z kremami( chyba, że zrobię je sama). Przestrzegam zasad higieny, zarówno rąk jak i produktów. To nie fobia każe mi myć owoce czy warzywa, sparzać jaja (notabene swojskie, wsiowe), czy wielokrotnie w ciągu dnia szorować ręce. To trauma związana z onym zatruciem. Wolę chuchać na zimne. Jeden kubeł wody w zupełności mi wystarczył. Moje dzieci wiele lat temu zaszczepiłam przeciwko WZW typu A. Zawsze to jakaś dodatkowa ochrona.
Mój mąż też zatruł się salmonellą na weselu kilka klat temu, od tamtej pory nie jada poza domem żadnych potraw, ewentualnie jakiegoś batonika czy kajzerkę.Oczywiście mam na myśli restauracje i różnego kalibru bary, nie spotkania rodzinne , bo u rodziny je :) Wczoraj minister Kopacz ostrzegała ,żeby dokładnie myc owoce, warzywa i ręce, bo to naprawdę nie są żarty. Zrobili też taką sondę ukrytą kamerką, obserwowali ile osób po wyjściu z publicznej toalety myje ręce.Na 8 wychodzących osób umyły tylko 4:). Potem takie osoby, dotykają poręczy w autobusach i tramwajach,oraz produktów w sklepach.Moim zdaniem takie to zwykłe brudasy i lenie, skoro nie mogą poświęcic minuty na umycie rąk.I nie tłumaczy tego żaden pośpiech!
No to ja dołożę kolejne przysłowie " Czym skorupka za młodu nasiąknie, tym na starość trąci". Nawyk mycia rąk wypracowujemy u przedszkolaka. Skoro dorosły nie myje rąk, to znaczy, że nigdy tego nie robił, bo nie wyniósł takiego nawyku z domu. Ot cała filozofia. Najwięcej bakterii ( tfuu...tych kałowych ) jest na: rączkach wózków w marketach, uchwytach w środkach lokomocji miejskiej, na klamkach, na pieniądzach. Wystarczy tylko włączyć myślenie, jak to wszystko wygląda w realnej rzeczywistości.
witajcie:) jestem wielką fanką przysłowiowego "stania przy garach", skorą do eksperymentów w kuchni, jedno co mnie właściwie od zawsze zniechęca do wypróbowania jakiegoś przepisu to surowe żóltka/jajka w składzie deserów, kremów itp... wiem że w takim przypadku liczy się świeżość jajek, ich pochodzenie, można je przed użyciem sparzyć itd...jednak to mnie nie przekonuje, normalnie jakaś fobia salmonelli albo innego paskudztwa. Jestem jakimś dziwologiem czy może jednak nie jestem odosobniona w tych obawach? pocieszcie mnie;)
Samo sparzenie niestety nie uchroni przed salmonellą, która może kryć się pod skorupkami. Jajka muszą być świeże, pochodzić ze sprawdzonego źródła i być przebadane. Innych w żadnym wypadku nie należy używać w postaci surowej, bo "a może nic się nie stanie". Desery czy sosy, do których dodaje się surowe żółtka lub białka bywają pyszne, więc czasem warto o takie jajka się postarać.
W wielu przepisach można też z surowych żółtek zrezygnować, trochę zmieni to smęa potrawy, ale nadal będzie dobra, a my przestaniemy obawiać się pobytu w szpitalu. Do serników czy masy serowej do naleśników takiego żółtka nie dodamy, a w sos do makaronu czy mięsa zagęścimy mąką zamiast żółtkiem :)
Ciekawe czy coś daje ucieranie żółtek nad kąpielą wodną?
Przeleciałam połowę książki z szkoły z technologii gastronomicznej i nic nie ma wspomniane o zwalczaniu tak bakteri, wiem, że odpowiednia temperatura pecznienia jajka to 65-70 stopni, więc większośc bakterii ginie w takiej temperaturze.
Dziękuję!
Moja małżonka ma tak samo. Jajka tylko na twardo
Co te rogi niby mają znaczyć? Czy jest coś o czym nie wiem?
Nie jesteś odosobniona :) Ja mam takie same obawy. Wyniosłem je z domu i jakoś trudno mi się przekabacić w drugą stronę. Czasem się jednak pokuszę o dodanie surowych żółtek do białego sosu lub do jakiegoś deseru czy do tataru, ale muszę mięć 100% pewność, że są to świeże jaja. No ale w sumie baaardzo rzadko mi się zdarza taka konsumpcja :)
Ja się nie obawiam akurat tego:) Ale przed każdym uzyciem jaj do deserów, lodów itp to wyparzaj je, dzięki temperature wrzątku, woda wszytsko zabija:) W szkole musieliśmy jajka do wszystkiego wyparzać;) Ale uważaj, żeby podczas wyparzania nie ścieły ci się- wystarczy jak polejesz je wrzątkiem.
Też parzę jajko do tatara ale to tylko zabieg psychologiczny. Te ewentualne bakterie w środku i tak to oleją,
Ja nic nie wyparzam, normlanie robię potrawy z surowym jajkiem i żyję:) W zakłądach gastronomicznych obowiązuje naświetlanie jaj UV, które niszczą batkerie w 95%- z doświadczenia wiem, że nie wszędzxie tak jest. Ja np nie myje warzyw ani owoców przed zjedzeniem- a jem ze skórką i żyję;) Czasami niektórzy szlaeją za bardzo z higieną i wystarczy raz drobny kontakt z bakterią i zaraz jest jakieś zatrucie;) Więć z umiarem trzeba podchodzić do takich rzeczy:) takie jest moje zdanie:) No niby w szkole wyparzaliśmy jajka, ale wiadomo, że zawsze coś zostanie:)
Kogel Mogel,smak dzieciństwa z surowych jaj.Chyba wszyscy się zajadali i nie myśleli o bakteriach.Co prawda teraz też nie lubię surowych jaj w potrawach.
Nie używam surowych jajek do deserów, staram się nie jeśc tatara w lecie .Wszystkie owoce myję, nie wyobrażam sobie zjeśc gruszkę, jabłko, śliwkę czy inny nieumyty owoc lub warzywo.Tak naprawdę nie wiadomo kto to zrywał i przez ile brudnych rąk te owoce przeszły.Tak samo w sklepach! leżą owoce w skrzynkach i zanim je ktoś kupi , to obmaca je kupa ludzi.
Ja nawet płukam ryż i kaszę przed ugotowaniem, nie kupuję też gotowego mięsa mielonego, kupuję łopatkę lub od szynki, myję, odsączam na sitku i dopiero mielę.
Mój mąż zatruł się tatarem na weselu, więc nikomu tego nie życzę.Gotuję tyle lat w domu i jeszcze nigdy nikt nigdy nie chorował gastrycznie po moich posiłkach. Trzeba myc owoce i warzywa, a przede wszystkim ręce.
Jak byłam dzieckiem, to latałam boso, jadłam szczaw który rósł na rowie, jabłka ze skórą z naszego ogrodu i inne nieumyte owoce i nigdy nie chorowałam.Ale to były inne czasy, bez chemii i oprysków, teraz się tak nie da.:)
Ja jem nie raz owoce nie umyte :) tatara nie lubie:P szczawiu tez nie bardzo , musialby byc zmielony. Ale tatara z ryby z checia bym zjadla:) sushi tez uwielbiam:D
Ja tam wolę umyć i nie narażać swoich dzieci na jakieś choroby.Wszędzie mówią żeby myc owoce , ale jak komuś takie smakują to Smacznego! :)
Ja pisalam ze ja jem a nie moj syn :) A nie raz jak kupie truskawki to odrazu je jem hehe
A jaką masz gwarancje że osoba która zbierała te truskawki nie dłubała w nosie? .:) )Ja przekładam truskawki do dużej miski, zalewam wodą , porządnie je myję, wykładam na durszlak i jeszcze raz delikatnie przelewam wodą z kranu.
Jak odciekną wtedy wsuwamy aż nam się uszy trzęsą.
Ja nie mam zadnej gwarancji ale po drodze nie ma wody hehe i zajadam juz takie truskawki kupione ale to tak samo z czeresniami nigdy nie zagladam do srodka czy sa robaki:)
robaki w owocach to najmniejsze zmartwienie toz to samo bialko :D
No cóż.. .odpowiedzi są różne ..ale z mojego punktu widzenia ,przyszłego kucharza i tego co uczy nas nauczyciel z tytułem mgr. inż. to powiem tak:
- Jaja trzeba zawsze wyparzyć / naświetlić (u nas w szkole jest naświetlacz-przydatna rzecz). Przed naświetlaniem jaja powinno się umyć i dać do innego naczynia niż były przed myciem (broń boże do wytłoczki, bo tam to już jest mega dużo bakterii które przechodzą z jaj), po naświetlaniu dać do czystego naczynia (może być te same co po myciu jaj).
- Wykorzystując jaja do produkcji gastronomicznej należy:
* zamawiać jaja u sprawdzonych dostawców.
* w przypadku serwowania jaj na pół ściętych muszą posiadać zaświadczenie "ferma wolna od sallmoneli"
* nie wolno przechowywać wybitych jaj
* potrawy na bazie świeżych jaj mogą być przechowywane w temp. pokojowej.
* Jajko pęknięte nie może zostać wykorzystane
Każdy szanujący się dostawca powinien umieścić na opakowaniu:
*nazwa producenta
*klasa jakości
*klasa wagowa
*liczbę jaj w opakowaniu
*datę pakowania
*datę ważności
*masa brutto
Jaja pakuje się zawsze tępym końcem do góry co zapobiega uszkodzeniu komory powietrznej.
Jaja należy przechowywać w temp. 4 - 5*C przy wilgotności powietrza 80% przez max 28 dni.
Aby sprawdzić czy jajo jest świeże ,można:
* Dać jajko do miski z wodą - jak wypłynie znaczy że jest nie świeże bo jest duża komora powietrzna ,jak zostanie na spodzie to znaczy że jest świeże - mała komora powietrzna.
* Wybić na talerz - jak się rozleje znaczy że stare , jak żółtko będzie ładnie "stało" (jajo będzie "wysokie"to znaczy że świeże)
*potrząsanie jajem - jak lata mocno w środku to stare.
Aha , nie powinno się też jeść jajka wybitego (niektórzy tak robią) ,jajko powinno być przynajmniej trochę roztrzepane. Nie pamiętam teraz dlaczego ,ale wiem że pani profesor tak nam mówiła.
Dziwię się Satinie ,która jest technikiem kucharzem ,że nie myje owoców ,przecież tam jest tyle zarazków że szok. Skórki są spryskane i tyle rąk je dotykało ..mam nadzieję że na kuchni myjecie owoce. .
Pozdrawiam.
Ponad 40 lat zjadam jajka .. z róznego żródła ... wiejskie , miejskie .. !
Jak mam ochotę to używam żółtek ... ;))
Jeszcze '' nic '' nie przytrafiło się ani mi ani nikomu z moich najbliższych .. !!
Póki co .. prawda ..
Fobii nie mam i nie zamierzam takowej wyhodować ..
Choroby brudnych rąk .. to jest prawdziwa epidemia XXI w .. moim skromnym zdaniem oczywiście . !!
"Dopóty dzban wodę nosi, dopóki mu się ucho nie urwie"....
Do pewnego czasu nie myślałam, czy to co się zje nieumyte, to zaszkodzi czy też nie. Jako dzieciak zjadałam porzeczki, agrest, rabarbar, szczaw... oczywiście bez mycia, truskawki prosto z krzaczka, jajka w formie kogel-mogel, wcinałam tatara z żółtkiem. I było wszystko ok. Do czasu.
Kiedyś w renomowanej cukierni moja szwagierka zakupiła na imprezę cały ileś litrowy pojemnik lodów truskawkowych. Po dobie połowa gości (pięcioro z dziesięciu) wylądowała w szpitalu.
Ja niestety też. Okazało się, że zatruliśmy się salmonellą typhimurium (salmonelloza mysia).
Tego co wtedy przeżyłam, nie chciałabym nigdy w życiu więcej powtórzyć. 40 stopni gorączki, bóle brzucha połączone z utratą świadomości, biegunka taka,że z toalety najlepiej nie wychodzić. Ale jak tam siedzieć, skoro ma się gorączkę i bóle nie do opisania. To taki wywód ku przestrodze.
To było wiele lat temu, ale do dziś uraz pozostał. Nie jem surowych mięs, ryb, jaj, ciast z kremami( chyba, że zrobię je sama). Przestrzegam zasad higieny, zarówno rąk jak i produktów.
To nie fobia każe mi myć owoce czy warzywa, sparzać jaja (notabene swojskie, wsiowe), czy wielokrotnie w ciągu dnia szorować ręce. To trauma związana z onym zatruciem. Wolę chuchać na zimne. Jeden kubeł wody w zupełności mi wystarczył.
Moje dzieci wiele lat temu zaszczepiłam przeciwko WZW typu A. Zawsze to jakaś dodatkowa ochrona.
Mój mąż też zatruł się salmonellą na weselu kilka klat temu, od tamtej pory nie jada poza domem żadnych potraw, ewentualnie jakiegoś batonika czy kajzerkę.Oczywiście mam na myśli restauracje i różnego kalibru bary, nie spotkania rodzinne , bo u rodziny je :)
Wczoraj minister Kopacz ostrzegała ,żeby dokładnie myc owoce, warzywa i ręce, bo to naprawdę nie są żarty.
Zrobili też taką sondę ukrytą kamerką, obserwowali ile osób po wyjściu z publicznej toalety myje ręce.Na 8 wychodzących osób umyły tylko 4:).
Potem takie osoby, dotykają poręczy w autobusach i tramwajach,oraz produktów w sklepach.Moim zdaniem takie to zwykłe brudasy i lenie, skoro nie mogą poświęcic minuty na umycie rąk.I nie tłumaczy tego żaden pośpiech!
No to ja dołożę kolejne przysłowie " Czym skorupka za młodu nasiąknie, tym na starość trąci".
Nawyk mycia rąk wypracowujemy u przedszkolaka. Skoro dorosły nie myje rąk, to znaczy, że nigdy tego nie robił, bo nie wyniósł takiego nawyku z domu. Ot cała filozofia.
Najwięcej bakterii ( tfuu...tych kałowych ) jest na: rączkach wózków w marketach, uchwytach w środkach lokomocji miejskiej, na klamkach, na pieniądzach. Wystarczy tylko włączyć myślenie, jak to wszystko wygląda w realnej rzeczywistości.