Witajcie. Chciałam zapytać Was samodzielne/samotne mamy jak dajecie sobie radę z codziennością? Jestem mamą ślicznego 3,5 letniego łobuziaka i niestety zostałam sama z dzieckiem. NIe zdawałam sobie sprawy z tego jakie to trudne zadanie. Ogarnąć wszystko, praca, dziecko, przedszkole, choroby, szkoła, rachunki. Cała masa przyziemnych spraw, które oczywiście były wcześniej, ale jakoś we dwoje było człowiekowi łatwiej, prościej. A do tego jeszcze nie uporałam się ze swoim złamanym sercem... Wiem, ze nie ja pierwsza i nie ostatnia jestem w takiej sytuacji... ale może macie jakieś rady? Jak dawałyscie sobie radę na początku tej nowej, niezwykle trudnej drogi?
witaj...jestem w podobnej sytuacji, choć może nieco trudniejszej bo nie mam pracy, i startując z pozycji "samotna matka" mam marne szanse na znalezienie czegoś sensownego-cóż, widać pracodawcy nie rozumieją że mi na pracy będzie bardzo zależało...na szczęście mam rodziców który bardzo pomagają, a trudna sytuacja wymogła na mnie żebym wstyd schowała głęboko i już potrafię prosić o pomoc najbliższe mi osoby, staram się jednocześnie tego nie nadużywać; w takim codziennym życiu siłę daje mi córcia, niestety wieczorami przychodzi czas na refleksję i wtedy jest już naprawdę ciężko, chyba musi minąć duzo czasu zanim oswoję się z tymi emocjami, ja zostałam sama po 15 latach naprawdę szcześliwego związku(najpierw 10 lat jako para, potem 5 jako małżeństwo) tyle tylko że tak wyczekiwane dziecko u mojego ślubnego wywołało coś w stylu "nie bawię się już w dom" i tak właśnie już od początku ciąży jestem sama...córcia ma prawie 3 latka, jest sensem mojego życia, i mimo dużego urazu do męskeigo gatunku jednak brakuje kogoś bliskiego-zarówno mnie jak i mojemu dziecku, kogoś kto będzie stanowił namiastkę ojca, albo zechce go zastąpić...bo ten prawdziwy niestety całkowicie wymazał nas z pamięci...tak więc mimo wszystko staram się uśmiechać-bo mam do kogo, i gdzieś głeboko w sercu mam nadzieję że kiedyś będzie lepiej...
hm...chyba niewiele pomogłam, ale się "wygadałam":)
pozdrawiam Ciebie i Twojego zapewne słodkiego Synka
Bardzo pomaga takie "wygadanie". Napisz mi na pw skąd jesteś, może akurat mieszkamy w tej samej części Polski, mamy dzieci w podobnym wieku więc mogłybyśmy sie czasem spotkać na kawie :-)
Mnie również bardzo pomagają rodzice, bez nich nie wiem jak dałabym sobie radę. Zawożą dziecko do przedszkola i odbierają. Ja mam pracę dosyć daleko od miejsca zamieszkania, a przedszkole też nie jest blisko... Poza tym mieszkam w domu rodzinnym, więc odpada wynajmowanie mieszkania. Z mojej pensji na pewno nie opłaciłabym wszystkiego.
Też byłam samotną mamą. Dziewczynki miały 1,5 roku kiedy zostałyśmy "same". Pomogła mi mama. Pomogła w umieszczeniu dzieci w żłobku, znalezieniu pracy i dzięki jej pomocy udało mi się pogodzić opiekę nad dziećmi, studia i pracę. Było ciężko, oczywiście. Ale nie musiałam znosić obecności człowieka, który nie doceniał mnie ani naszych dzieci. Teraz mam wspaniałego męża, który jest świetnym ojcem zarówno dla starszych jak i najmniejszej. To do niego starszaki po naszym ślubie postanowiły mówić "tato" a do biologicznego ojca zwracają się po imieniu. Mój były partner odwiedza dzieci co 2 tygodnie i dopiero teraz widzi, że stracił rodzinę. Mam nadzieję, że sprawę alimentów masz już załatwioną oraz ustlenie kontaktów ojca z dzieckiem. Z własnego doświadczenia wiem, że należy szybko to załatwic. Ja nie wystąpiłam do sądu o uregulowanie kontaktów więc ojciec dzieci aby zrobić mi na złość napisał tak obraźliwy pozew, że aż szkoda (i wstyd) o tym mówić. Pamiętaj- będzie dobrze. Musi być przecież dobrze!
Darai, Twoja odpowiedź daje nadzieję, że jeszcze kiedys może nasze życie się ułoży... że nie należy tracić wiary... Byłaś w gorszej sytuacji niż ja -dwójka maleńkich dzieci, brak pracy, a wszystko sie ułożyło.
Straciłam jakaś chęć do życia, pasje... Kiedyś uwielbiałam np. Wielkie Żarcie, co chwila wyszukiwałam co dobrego by przygotować na obiad, co upiec. A teraz przeglądam przepisy, ale nie gotuję nic, nic nie piekę. Jakoś nic mnie nie cieszy. Mam nadzieję, ze to minie...
Zobaczysz, że minie! Jesteś młodą kobietą, masz pełne prawo do szczęścia! Zobaczysz pewnego dnia będziesz wdzięczna, że nie spędziłaś reszty życia z kimś, kto nie był tego war. Głowa do góry. Ja miałam 23 lata i moim jedynym dochodem było stypendium naukowe z uczelni, później doszła pensja z pracy. Praca 12/24 z osobami niepełnosprawnymi intelektualnie. Mieszkałam sama z dziewczynkami, mama dojezdzała z innej miejscowosci. Czasem mijałyśmy się w drzwiach o godzinie 20.00 kiedy dzieci już spały. Warto było. Dziś jestem szczęśliwa, choć samej też mi było dobrze. Mój mąż pokochał mnie i dzieci, kiedy miały 3,5roku. A dla mnie najważniejsze było to, że Mlode pokochały jego.
Ale robię małe postepy, bo poznałam niedawno samotną mamę z dzieckiem, która mieszka w mieście gdzie pracuję i wstępnie umówiłyśmy się że pojedziemy razem na wakacje. Zawsze to raźniej niż samemu, dzieciaczki będą mogły sie pobawić a my "poklechać" :)
Witajcie.
Chciałam zapytać Was samodzielne/samotne mamy jak dajecie sobie radę z codziennością? Jestem mamą ślicznego 3,5 letniego łobuziaka i niestety zostałam sama z dzieckiem. NIe zdawałam sobie sprawy z tego jakie to trudne zadanie. Ogarnąć wszystko, praca, dziecko, przedszkole, choroby, szkoła, rachunki. Cała masa przyziemnych spraw, które oczywiście były wcześniej, ale jakoś we dwoje było człowiekowi łatwiej, prościej. A do tego jeszcze nie uporałam się ze swoim złamanym sercem...
Wiem, ze nie ja pierwsza i nie ostatnia jestem w takiej sytuacji... ale może macie jakieś rady? Jak dawałyscie sobie radę na początku tej nowej, niezwykle trudnej drogi?
witaj...jestem w podobnej sytuacji, choć może nieco trudniejszej bo nie mam pracy, i startując z pozycji "samotna matka" mam marne szanse na znalezienie czegoś sensownego-cóż, widać pracodawcy nie rozumieją że mi na pracy będzie bardzo zależało...na szczęście mam rodziców który bardzo pomagają, a trudna sytuacja wymogła na mnie żebym wstyd schowała głęboko i już potrafię prosić o pomoc najbliższe mi osoby, staram się jednocześnie tego nie nadużywać; w takim codziennym życiu siłę daje mi córcia, niestety wieczorami przychodzi czas na refleksję i wtedy jest już naprawdę ciężko, chyba musi minąć duzo czasu zanim oswoję się z tymi emocjami, ja zostałam sama po 15 latach naprawdę szcześliwego związku(najpierw 10 lat jako para, potem 5 jako małżeństwo) tyle tylko że tak wyczekiwane dziecko u mojego ślubnego wywołało coś w stylu "nie bawię się już w dom" i tak właśnie już od początku ciąży jestem sama...córcia ma prawie 3 latka, jest sensem mojego życia, i mimo dużego urazu do męskeigo gatunku jednak brakuje kogoś bliskiego-zarówno mnie jak i mojemu dziecku, kogoś kto będzie stanowił namiastkę ojca, albo zechce go zastąpić...bo ten prawdziwy niestety całkowicie wymazał nas z pamięci...tak więc mimo wszystko staram się uśmiechać-bo mam do kogo, i gdzieś głeboko w sercu mam nadzieję że kiedyś będzie lepiej...
hm...chyba niewiele pomogłam, ale się "wygadałam":)
pozdrawiam Ciebie i Twojego zapewne słodkiego Synka
Bardzo pomaga takie "wygadanie". Napisz mi na pw skąd jesteś, może akurat mieszkamy w tej samej części Polski, mamy dzieci w podobnym wieku więc mogłybyśmy sie czasem spotkać na kawie :-)
Mnie również bardzo pomagają rodzice, bez nich nie wiem jak dałabym sobie radę. Zawożą dziecko do przedszkola i odbierają. Ja mam pracę dosyć daleko od miejsca zamieszkania, a przedszkole też nie jest blisko... Poza tym mieszkam w domu rodzinnym, więc odpada wynajmowanie mieszkania. Z mojej pensji na pewno nie opłaciłabym wszystkiego.
Pozdrawiam Was dziewczyny bardzo serdecznie:-)
Też byłam samotną mamą. Dziewczynki miały 1,5 roku kiedy zostałyśmy "same". Pomogła mi mama. Pomogła w umieszczeniu dzieci w żłobku, znalezieniu pracy i dzięki jej pomocy udało mi się pogodzić opiekę nad dziećmi, studia i pracę. Było ciężko, oczywiście. Ale nie musiałam znosić obecności człowieka, który nie doceniał mnie ani naszych dzieci. Teraz mam wspaniałego męża, który jest świetnym ojcem zarówno dla starszych jak i najmniejszej. To do niego starszaki po naszym ślubie postanowiły mówić "tato" a do biologicznego ojca zwracają się po imieniu. Mój były partner odwiedza dzieci co 2 tygodnie i dopiero teraz widzi, że stracił rodzinę. Mam nadzieję, że sprawę alimentów masz już załatwioną oraz ustlenie kontaktów ojca z dzieckiem. Z własnego doświadczenia wiem, że należy szybko to załatwic. Ja nie wystąpiłam do sądu o uregulowanie kontaktów więc ojciec dzieci aby zrobić mi na złość napisał tak obraźliwy pozew, że aż szkoda (i wstyd) o tym mówić. Pamiętaj- będzie dobrze. Musi być przecież dobrze!
Darai, Twoja odpowiedź daje nadzieję, że jeszcze kiedys może nasze życie się ułoży... że nie należy tracić wiary... Byłaś w gorszej sytuacji niż ja -dwójka maleńkich dzieci, brak pracy, a wszystko sie ułożyło.
Straciłam jakaś chęć do życia, pasje... Kiedyś uwielbiałam np. Wielkie Żarcie, co chwila wyszukiwałam co dobrego by przygotować na obiad, co upiec. A teraz przeglądam przepisy, ale nie gotuję nic, nic nie piekę. Jakoś nic mnie nie cieszy. Mam nadzieję, ze to minie...
Zobaczysz, że minie! Jesteś młodą kobietą, masz pełne prawo do szczęścia! Zobaczysz pewnego dnia będziesz wdzięczna, że nie spędziłaś reszty życia z kimś, kto nie był tego war. Głowa do góry. Ja miałam 23 lata i moim jedynym dochodem było stypendium naukowe z uczelni, później doszła pensja z pracy. Praca 12/24 z osobami niepełnosprawnymi intelektualnie. Mieszkałam sama z dziewczynkami, mama dojezdzała z innej miejscowosci. Czasem mijałyśmy się w drzwiach o godzinie 20.00 kiedy dzieci już spały. Warto było. Dziś jestem szczęśliwa, choć samej też mi było dobrze. Mój mąż pokochał mnie i dzieci, kiedy miały 3,5roku. A dla mnie najważniejsze było to, że Mlode pokochały jego.
Ale robię małe postepy, bo poznałam niedawno samotną mamę z dzieckiem, która mieszka w mieście gdzie pracuję i wstępnie umówiłyśmy się że pojedziemy razem na wakacje. Zawsze to raźniej niż samemu, dzieciaczki będą mogły sie pobawić a my "poklechać" :)