Ostatnio naiwnie pisałam w artykule, że na Kaszubach jagody są zawsze. Niestety, ten rok jest wyjątkowo ubogi. Jagody znaleźć bardzo trudno. Trzeba się nabiegać jak maratończyk, żeby naskubać 1 szklankę owoców :( Takiej jagodowej biedy nie pamiętam odkąd moja pamięć rejestruje wyprawy do lasu. Chyba nie będzie planowanych dżemów, jagodzianek i jagód w żelu do gofrów.
Kurki i owszem, ale szybko wyłapywane przez grzybiarzy na sprzedaż. W minioną niedzielę koło południa (wcześniej nie miałam okazji zajrzeć do lasu) udało mi się zebrać całe 15 dag. W warzywniakach kilogram kosztuje 39 zł.
Ja mieszkam na Górnym Śląsku wiec wycieczek do lasu nie mam zwykle w nawyku. Co najwyżej wycieczka do warzywniaka z portfelem w ręku. :) Co mogę napisać - w sklepach też ubogo...Ostatnio przez kilka dni nie umiałam dostac borówek. Wczoraj w końcu dostałam za 23 zł/kg. A kurki rzeczywiscie 40 zł.
Na Warmii w okolicach Olsztyna grzyby już są. Sama znajduję tylko kurki, ale na bazarkach sa również podgrzybki i borowiki. Na razie jeszcze dość drogie.Jagody też są( na bazarach jeszcze drogie).Ja, jako "stary" mieszkaniec tych okolic znam miejsca, gdzie jest ich wbród)))ale ciii... to tajemnica-nikomu nie zdradzę tych miejsc)))
Dzieciństwo spędziłam w okolicach Olsztyna-nazywany zagłębiem grzybowym. Znam te okolice b. dobrze.Jest tam też mnóstwo jeziorek pełnych ryb, leśnych jeziorek. Mój ojciec mnie tam zabierał. Do dziś to ostęp leśny, nieznany, nieodkryty. ale za nic nie zdradzę, gdzie)))
Dziwne, że ten rejon jest do dziś prawie tknięty, to wielka połać leśna.Żyje tam sporo dzikiej zwierzyny. Rankiem trzeba uważac, bo można trafić na żbika, albo nawet!!!!!-rysia!!!O jeleniach, sarnach, czy dzikach nie wspomnę, bo one nie stanowią zagrożenia.Wszyscy przeważnie jeżdżą na Mazury i prawie je już rozjeździli, a Warmia to jeszcze taki ostatni zakątek, gdzie jest prawdziwa, dzika przyroda- trochę niedostepna i czasem groźna, ale chwała, że taka jest)))
Jolka, siedź cicho, może jak się rozgada, to i zdjęcia jakieś powkleja stamtąd. A my wtedy "myk, myk" - po cichutku pojedziemy w tę głuszę, ciszę i spokój odpoczywać. I słówka na forum nie piśniemy
Cha,cha, a niech ci będzie, i tak przy dzyndzałkach puściłam farbe))) To ten las za Wrotami Warmii w Bałdach. 14km od Olsztyna Tylko jedźcie dziewczyny ostrożnie, bo drogi wąskie tam i kręte.A jeszcze wieksze grzybowisko jest w okolicy....Nowej i Starej Kaletki. W ubiegłym roku odkryłam tam ogromne stanowisko kani. Mozna je było kosic kosą! I rydze też sa, ale to w takich mniejszych zagajnikach.Jak jest duży wysyp grzybów to starczy ich dla każdego.Ale rankiem uważajcie na zwierzaki, bo to trochę niemiło wleźć na dzika, czy lochę.Tam jest dlatego tak dużo zwierzyny bo była nadmiernie hodowana dla komunistycznych oficjeli do polowań. Rozmnożyła się i jest.Miłego grzybobrania!
No, jeśli tam kanie rosną w takich skupiskach, to faktycznie głusza niezła musi być i piękna bezludna. Mnie się coraz smutniej robi z powodu zaśmiecenia lasów - ludzie coraz mniej szanują przyrodę. Puszki po piwie i worki po chipsach to teraz codzienność :/
to smutne, ale juz kończą sie te lasy..te dzikie plaże. Kilka miesięcy temu znalazłam już w necie oferte developerska na domki w tej okolicy. Olsztyn niemiłosiernie pożera te piekne okolice. Nawet zainteresowalismy sie z lubym , ale....jak mamy mieszkac w kolejnym lesie miejskim to...wolimy już na naszych starych smieciach.Ale za Wrota Warmii nie przelezą)) Nie ma mowy)))Tam wąwozy i bagna. Jeszcze dlugo nikt tam nie bedzie w stanie się osiedlić.Dlatego krzyżacy nie byli w stanie zdobyc Olsztyna(bronionego przez Kopernika!))), bo naokoło były bagna, jeziora, wąwozy, a zamek był wysoki i na górze))) Miasto osuszyli, wyrównali, ale okolice jeszcze dzikie))Nazwa Olsztyn pochodzi z j, prusów(Warmów=jedno z plemion pruskich)..Brzmiała Allenstein= kamien na Allen. Allen to po prusku rzeka Łyna =Ałna, Allen.Warmowie mieli tu kiedyś grodzisko i na kamieniu ofiarnym składali ofiary(moze i z ludzi?).Potem Korona Polska, czyli Państwo Polskie wysłało tu Jana z Łajs, a ten osiedlił tu osadników, wybudowali gród na tym kamieniu. To nie był zamek krzyżacki tylko koronny, a administratorami byli kanonicy, jednym z nich był Kopernik. Krzyżacy nigdy go nie zdobyli.Dopiero w plebiscycie 1920 roku i w czasie IiWojny tu wleźli.A ja ze znajomymi przypominamy te basnie i legendy.Nieskromnie przyznam się, że dostaliśmy nawet za to nagrode i w TV nas pokazywali(ojejej!!!)Niestety jakieś chamy podpieprzyły nam nasze pomysły i całe scenariusze!!!Teraz na ich podstawie robia np. w radiu programy i wydaja ksiażki, wrrrrrrr
Warmia nie jest tylko moja...niestety.Trudno ją rozdeptać, bo nie jest tak dostepna, jak Mazury.Zresztą Mazury to też ludzie znają tylko z perspektywy najbardziej wyeksploatowanych miejsc.A jest tam jeszcze wiele jezior, jeziorek nieznanych, pruskich, tajemniczych.I ten ogromny las naokoło.Mam kolege, który z racji zawodu bada te najbardziej niedostepne tereny.Odkrył nawet nieznane grodzisko pruskie i kilka endemitów i reliktów roslinnych! Czasem, jak go wybłagam, bo "gad "nie chce- to mnie zabiera na te bagniska.Fakt, ze to niebezpieczne.Zwłaszcza , że komary rąbią okrutnie.Mam jednak specjalny strój("spiochy" rybackie, siatke pszczelarską , taką z kapeluszem)))to jakos sobie radzę)))Na Bagnach Biebrzy jest jeszcze trudniej i też nie sposób ich zeksplorować do końca. Ale te najciekwasze tereny sa objęte ścisłą ochrona więc chyba mają szansę przetrwać. Te Warmińskie też, bo w wielu miejscach sa po prostu rezerwaty.
Oby przetrwały! Człowiek niestety potrafi dotrzeć wszędzie i przekształcić, co się da, nie bacząc na efekt końcowy, czyli dewastację środowiska :(
A propos "śpiochów" - chylę czoła, ja chyba jestem za "miętka", żeby aż tak się poświęcać i wskakiwać w ochronne uniformy - nawet offa ledwo toleruję, hihi :)
Cha,cha,cha- u mnie w pracy czasem robia takie uroczystości w plenerze z np pieczonym dzikiem. W pobliskich okolicach. I wtedy "śpiochy" bardzo się przydają. I ten cały strój rybacki. wyglądam w nim, hm...ale co tam.nieprzemakalnie jest, ciepło.a że wyglądam, jak wypłoch to nie szkodzi, bo inni wyglądają jeszcze gorzej)))A swoją drogą nie macie tu działu dziczyzna.Ostatnio próbowałam (niestety nie mam przepisu )dzika z nadzieniem z kaszy i suszonych śliwek-rewelacja. Dziczyzna jest baaardzo dietetyczna, chuda i smaczna. Żeby była smaczna nalezy ją naogół podtłuścić, naszpikować. I nie martwcie sie, że zwierzęta sa zagrozone. Te odstrzały są dla dobra populacji. Odstrzały są ściśle planowane. Np. w tej chwili(zztego, co wiem) nieznośnie rozmnożyły się lisy i odstrzela się je, bo zagrażają ekosystemowi-pożerają ptaki, zające i te ostatnie prawie przez to wyginęły.W dawnych czasach(ojej okrutnie dawnych),kiedy byłam jeszcze na studiach ,nalezałam do AKT(Akademicki Klub Turystyczny).Raz w roku pieklismy przy ognisku barana. AKT był olbrzymi, bo w jego skład wchodziły przerózne kluby(podwodniaków, rowerzystów, żeglarzy itp)Rektorem był wtedy profesor Baran. Wspaniały, odwazny człowiek bardzo lubiany i szanowany i z ogromnym poczuciem humoru i ducha studenckiego. Zawsze przychodził na te nasze ogniska. Był tylko jeden problem...jak zaprosić prof. Barana na pieczenie barana?
A juz (pobieznie czytalam) wydawalo mi sie ,ze to ..baran byl olbrzymiCiekawa jestem,jak dlugo takiego musielibyscie piec.Tak poza tym,nie byl wczesniej pieczony,np w piecu chlebowym?Biesiadnicy nie powinni przesiakac ''zapachem kozucha''
No,a profesorowi....szacunek na pewno,ale i gratulacje odnosnie wlasnie poczucia humoru.
Ja tam nie umiem piec barana, ale pamiętam, że tamte to zawsze przygotowywał uprzednio taki specjalny pan. Marynował go i wstepnie przygotowywał. Pilnował też pieczenia, bo my to jeszcze wtedy siurki bylismy i nie znaliśmy sie kompletnie na pieczeniu na rożnie.A prof Baran niestety już nie zyje.Był wspaniałym, lubianym przez studentów człowiekiem i wybitnym naukowcem, choć nie wiem jakiej specjalności, bo ja byłam z innej uczelni.Ale AKT był międzyuczelniany.Kilka lat temu spotkałam profesora w Katedrze na koncercie -Requiem Mozarta. Ukłoniłam sie z wielkim szacunkiem, ale chyba mnie nie poznał....
to był prof. Lubomir Włodzimierz Baran. Wiem skądinąd, że kiedy był rektorem(lata 80te) pomagał wielu studentom mającym wielkie kłopoty z powodu działalności solidarnościowej. Wykupował ich z własnej kieszeni, ręczył itp. Stąd cieszył takim szacunkiem. No i bardzo interesujący człowiek z niego był. Bardzo mi przykro, że juz nie zyje.A ja studiowałam nie na jego uczelki, ale na innej.Teraz te uczelnie się połączyły w UWM.
Na jagodach byłam już dość dawno bo wybraliśmy się z rodzinką 23 czerwca, były jeszcze malutkie, ale dość dużo uzbieraliśmy - zamrożone czekają na swój czas. U nas ceny za litr ceny wachały się od 12-20 zł. Na szczęście mieszkam w rejonie gdzie lasów jest od zatrzęsienia i okazji do leśnych zbiorów co niemiara, więc koszystam :)
Cena jagod podobna jak u nas,ale tyle ich,co na lekarstwo.Kurek w tym sezonie nie widzialam w handlu.Znajomy wybral sie do lasu,w ''swoje'' miejsca i zdobyl....5 kurek.Mowi,ze cala wies pojadla.Zrazona takim stanem rzeczy nie wybralam sie na grzybo...szukanie.Poki czas,kupie troche slomy,grzybnie i wyhoduje przynajmniej boczniaki (moze i pierscieniaki).W tym roku sloma jest sucha,pachnaca,prawdziwie zlota.Oj,beda grzybki,mam nadzieje.Pierscieniaki ulokuje pod debem,bede sie czula jak na grzybobraniu w prawdziwym lesie.
Tak,to jest wlaśnie jeden z powodów,dla których nie zamieniłabym swojego domku na mieszkanie w domu wielorodzinnym bez swojego" osobistego terytorium".
Ja w tym roku zrezygnowałam z szukania jagód - tam gdzie bywam warunki nie sprzyjały dojrzewaniu jagód, nie mówiąc o zawiązywaniu się owoców. Jagodowa posucha.
Byłam natomiast 3 razy na krótkim spacerze po kurki - za każdym razem po godzinie plątania się po małym obszarze lasu przynosiłam 20 dag kurek :) Biorąc pod uwagę, że dwa razy była to niedziela koło południa, a raz środa - nie były to takie beznadziejne zbiory jak na uczęszczane przez grzybiarzy tereny (a raczej zadeptane przez grzybiarzy)
W pierwszym roku posiadania trawnika też byłam w szoku :) Teraz jak obieram kozaczki po zerwaniu, wszystko co zostaje do wyrzucenia, wyrzucam z powrotem pod brzózki. I tak sobie rosną z roku na rok :)
Założyła wątek, to niech się udziela, mądrala jedna
Zaczynam się zastanawiać, czy sezon grzybowy nie ulegnie skróceniu w tym roku. Dlaczego? Ano dlatego, że coś za dużo grzybów znalazłam w miniony długi weekend, w tym sporo podgrzybków. Był taki rok (kilka lat temu), w którym wysyp owocników nastąpił w sierpniu, resztka wyrosła na początku września, a potem można było obejść się smakiem lub zbierać mech na Bożonarodzeniowe dekoracje. Ciekawe, czy tym razem nastąpi powtórka z rozrywki.
W czwartek wypuściłam się ze znajomą do skromnego zagajniczka, w którym konkurencja nie śpi nigdy i znalazłam (przepraszam -śmy!) 1,3kg kurek. Pycha, wiejski obiad w postaci pyr, duszonych na maśle kurek i jajcówy wystarczył, wstyd się przyznać, na 4 osoby - mało nie pękliśmy.
W piątek kolejne 0,5kg kurek i koszyk podgrzybków. W sobotę wieczór (w sztormiaku, bo deszcz uwziął się na Kaszuby i nie chciał przestać padać) pół sporego koszyczka mieszanych grzybów, w tym 400 gramowy kozak pomarańczowy bez jednego robala. Aj pachniało podczas suszenia :)
Ja mam takie małe kuku na muniu, że darów lasu nie kupuję - zawsze się upieram, żeby zebrać samodzielnie. To dlatego w tym roku nie jadłam jagodzianek - nie udało mi się wybrac na jagodobranie w okresie, gdy jeszcze coś rosło. A rok był wyjątkowo trudny dla jagód w okolicach, które odwiedzam.
Gdybym nie zdołała uzbierac odpowiedniej ilości grzybów na susz do pierogów z kapustą, wigilijne potrawy przyrządziłabym chyba z pieczarkami i boczniakami - a wszystko przez jakieś maniakalne uzależnienie od grzybobrania i wiara, że grzyby kupione na pewno mają mnóstwo mieszkańców, których ja zjadać nie zamierzam :)
A tu ten kozak wielkolud, który zapełnić 2 sitka suszarki do grzybów :
Jakos tez mam uprzedzenie do kupnych grzybow.Znajomy zatrul sie nimi kilka lat temu (kupione na przygranicznym bazarze).Nie byly trujace,ale ''zlezale''.Mieszkancow to juz w ogole nie chce brac pod uwage,po co mi maja lazic pozniej po kuchni?
Co tu tak cicho? Nikt nie był na borówkach ani na grzybach? Nie wierzę!
Przedwczoraj próbowałam pojechać na przedpołudniową wyprawę do lasu na kurki - skończyło się tak, że uciekałam przed granatową chmurą strzelającą piorunami, którą widziałam w tylnym lusterku. Co wjechałam w jakąś leśną dróżkę, bo wydawało mi się, że BABABUM!" coś trzaskało mi złym pomrukiem nad głową. No i w końcu uciekłam gdzie pieprz rośnie, czyli do domu. Siedziałam w nim do późnego popołudnia, odłączywszy komputer z prądu i zastanawiałam się, kiedy miną egipskie ciemności, jakie zapadły z powodu niskiej i grubej pokrywy chmur. Lało, lało, lało. Ściana deszczu i GRRRRUM, MMMRRRUMMM. I tak na okrągło aż do szesnastej pi-em. Lampy migały, bo napięcie co i rusz przysiadało ze strachu. Brrr.
Ale o siedemastej burze (bo było ich kilka) wreszcie się wyzłościły i poszły spać. No i mam swoje 80 deko kurek i kilkanaście okrąglutkich podgrzybków :)
Na Kaszubach ino kurki. W sporej ilości zresztą i bywa że całkiem spore :)
Podgrzybków, miodówek, prawdziwków i kozaków jak na lekarstwo. Jeśli coś się trafi, to jakiś stary kapeć zjedzony przez robale, który lepiej zostawić na grzybnię. To samo z maślakami - czyli nic.
Są!!!Dzisiaj pojechałam na kanie(stałe miejsce) i skusiłam się na wejście do lasu.Moje zdobycze to 6 Kani,6 czarnych łepków, 20 Gołabków czerwonawych i to w 15 minut:)))Szkoda było wychodzić,ale koszyka ni,a łapki pełne:)
Ja chyba zakończyłam tegoroczny sezon na grzyby - mam dwa dwuipółlitrowe pojemniki z suszonymi grzybami, objadłam się kurkami, część zbiorów rozdałam. Basta. Koniec czyszczenia kapelutków i amputowania nóżek!
Na pożegnanie wielka (o kilkunastocentymetrowej średnicy kania), które coraz rzadziej spotykam podczas swoich leśnych ukochanych wypraw:
Ostatnio naiwnie pisałam w artykule, że na Kaszubach jagody są zawsze. Niestety, ten rok jest wyjątkowo ubogi. Jagody znaleźć bardzo trudno. Trzeba się nabiegać jak maratończyk, żeby naskubać 1 szklankę owoców :( Takiej jagodowej biedy nie pamiętam odkąd moja pamięć rejestruje wyprawy do lasu. Chyba nie będzie planowanych dżemów, jagodzianek i jagód w żelu do gofrów.
Kurki i owszem, ale szybko wyłapywane przez grzybiarzy na sprzedaż. W minioną niedzielę koło południa (wcześniej nie miałam okazji zajrzeć do lasu) udało mi się zebrać całe 15 dag. W warzywniakach kilogram kosztuje 39 zł.
A jak u Was?
Ja mieszkam na Górnym Śląsku wiec wycieczek do lasu nie mam zwykle w nawyku. Co najwyżej wycieczka do warzywniaka z portfelem w ręku. :) Co mogę napisać - w sklepach też ubogo...Ostatnio przez kilka dni nie umiałam dostac borówek. Wczoraj w końcu dostałam za 23 zł/kg. A kurki rzeczywiscie 40 zł.
Ha , do jagód ma stosunek neutralny , zbiearactwo dla mnie katorżnicza praca -:)
Kurki z podtoruńskiego lasu nabyłam od młodzieży , której marzy się Bałtyk za całe 20 zł .. )
Kurki piekne , swieżo zebrane , bez robaczka ; waga ok.500 g !
wczoraj zebrałam około 1kg kureczek i jedną sztukę borowika ,była kolacyjka , a dzisiaj na obiadek zupka.
Ja też już omleciki z kurkami pałaszowałam w tym sezonie oj mnogo ich....... A teraz czekam na wysyp innych grzybków( mam nadzieję,że dopiszą).
Ceny z bazaru Mirowskiego: Kurki - 35 zł, czarne jagody 20 zl.
Na Warmii w okolicach Olsztyna grzyby już są. Sama znajduję tylko kurki, ale na bazarkach sa również podgrzybki i borowiki. Na razie jeszcze dość drogie.Jagody też są( na bazarach jeszcze drogie).Ja, jako "stary" mieszkaniec tych okolic znam miejsca, gdzie jest ich wbród)))ale ciii... to tajemnica-nikomu nie zdradzę tych miejsc)))
PS .Poziomki leśne też są! Maliny leśne zaczynają się pojawiać.Tylko nie pytajcie gdzie, bo nie zdradzę))))
Dzieciństwo spędziłam w okolicach Olsztyna-nazywany zagłębiem grzybowym. Znam te okolice b. dobrze.Jest tam też mnóstwo jeziorek pełnych ryb, leśnych jeziorek. Mój ojciec mnie tam zabierał. Do dziś to ostęp leśny, nieznany, nieodkryty. ale za nic nie zdradzę, gdzie)))
Dziwne, że ten rejon jest do dziś prawie tknięty, to wielka połać leśna.Żyje tam sporo dzikiej zwierzyny. Rankiem trzeba uważac, bo można trafić na żbika, albo nawet!!!!!-rysia!!!O jeleniach, sarnach, czy dzikach nie wspomnę, bo one nie stanowią zagrożenia.Wszyscy przeważnie jeżdżą na Mazury i prawie je już rozjeździli, a Warmia to jeszcze taki ostatni zakątek, gdzie jest prawdziwa, dzika przyroda- trochę niedostepna i czasem groźna, ale chwała, że taka jest)))
Majolika,to po co to rozgłaszasz? Czy nie lepiej dla Ciebie i Warmii (i nie tylko),aby było" cicho..sza"?
Jolka, siedź cicho, może jak się rozgada, to i zdjęcia jakieś powkleja stamtąd. A my wtedy "myk, myk" - po cichutku pojedziemy w tę głuszę, ciszę i spokój odpoczywać. I słówka na forum nie piśniemy
Cha,cha, a niech ci będzie, i tak przy dzyndzałkach puściłam farbe))) To ten las za Wrotami Warmii w Bałdach. 14km od Olsztyna Tylko jedźcie dziewczyny ostrożnie, bo drogi wąskie tam i kręte.A jeszcze wieksze grzybowisko jest w okolicy....Nowej i Starej Kaletki. W ubiegłym roku odkryłam tam ogromne stanowisko kani. Mozna je było kosic kosą! I rydze też sa, ale to w takich mniejszych zagajnikach.Jak jest duży wysyp grzybów to starczy ich dla każdego.Ale rankiem uważajcie na zwierzaki, bo to trochę niemiło wleźć na dzika, czy lochę.Tam jest dlatego tak dużo zwierzyny bo była nadmiernie hodowana dla komunistycznych oficjeli do polowań. Rozmnożyła się i jest.Miłego grzybobrania!
No, jeśli tam kanie rosną w takich skupiskach, to faktycznie głusza niezła musi być i piękna bezludna. Mnie się coraz smutniej robi z powodu zaśmiecenia lasów - ludzie coraz mniej szanują przyrodę. Puszki po piwie i worki po chipsach to teraz codzienność :/
to smutne, ale juz kończą sie te lasy..te dzikie plaże. Kilka miesięcy temu znalazłam już w necie oferte developerska na domki w tej okolicy. Olsztyn niemiłosiernie pożera te piekne okolice. Nawet zainteresowalismy sie z lubym , ale....jak mamy mieszkac w kolejnym lesie miejskim to...wolimy już na naszych starych smieciach.Ale za Wrota Warmii nie przelezą)) Nie ma mowy)))Tam wąwozy i bagna. Jeszcze dlugo nikt tam nie bedzie w stanie się osiedlić.Dlatego krzyżacy nie byli w stanie zdobyc Olsztyna(bronionego przez Kopernika!))), bo naokoło były bagna, jeziora, wąwozy, a zamek był wysoki i na górze))) Miasto osuszyli, wyrównali, ale okolice jeszcze dzikie))Nazwa Olsztyn pochodzi z j, prusów(Warmów=jedno z plemion pruskich)..Brzmiała Allenstein= kamien na Allen. Allen to po prusku rzeka Łyna =Ałna, Allen.Warmowie mieli tu kiedyś grodzisko i na kamieniu ofiarnym składali ofiary(moze i z ludzi?).Potem Korona Polska, czyli Państwo Polskie wysłało tu Jana z Łajs, a ten osiedlił tu osadników, wybudowali gród na tym kamieniu. To nie był zamek krzyżacki tylko koronny, a administratorami byli kanonicy, jednym z nich był Kopernik. Krzyżacy nigdy go nie zdobyli.Dopiero w plebiscycie 1920 roku i w czasie IiWojny tu wleźli.A ja ze znajomymi przypominamy te basnie i legendy.Nieskromnie przyznam się, że dostaliśmy nawet za to nagrode i w TV nas pokazywali(ojejej!!!)Niestety jakieś chamy podpieprzyły nam nasze pomysły i całe scenariusze!!!Teraz na ich podstawie robia np. w radiu programy i wydaja ksiażki, wrrrrrrr
Warmia nie jest tylko moja...niestety.Trudno ją rozdeptać, bo nie jest tak dostepna, jak Mazury.Zresztą Mazury to też ludzie znają tylko z perspektywy najbardziej wyeksploatowanych miejsc.A jest tam jeszcze wiele jezior, jeziorek nieznanych, pruskich, tajemniczych.I ten ogromny las naokoło.Mam kolege, który z racji zawodu bada te najbardziej niedostepne tereny.Odkrył nawet nieznane grodzisko pruskie i kilka endemitów i reliktów roslinnych! Czasem, jak go wybłagam, bo "gad "nie chce- to mnie zabiera na te bagniska.Fakt, ze to niebezpieczne.Zwłaszcza , że komary rąbią okrutnie.Mam jednak specjalny strój("spiochy" rybackie, siatke pszczelarską , taką z kapeluszem)))to jakos sobie radzę)))Na Bagnach Biebrzy jest jeszcze trudniej i też nie sposób ich zeksplorować do końca. Ale te najciekwasze tereny sa objęte ścisłą ochrona więc chyba mają szansę przetrwać. Te Warmińskie też, bo w wielu miejscach sa po prostu rezerwaty.
Oby przetrwały! Człowiek niestety potrafi dotrzeć wszędzie i przekształcić, co się da, nie bacząc na efekt końcowy, czyli dewastację środowiska :(
A propos "śpiochów" - chylę czoła, ja chyba jestem za "miętka", żeby aż tak się poświęcać i wskakiwać w ochronne uniformy - nawet offa ledwo toleruję, hihi :)
Cha,cha,cha- u mnie w pracy czasem robia takie uroczystości w plenerze z np pieczonym dzikiem. W pobliskich okolicach. I wtedy "śpiochy" bardzo się przydają. I ten cały strój rybacki. wyglądam w nim, hm...ale co tam.nieprzemakalnie jest, ciepło.a że wyglądam, jak wypłoch to nie szkodzi, bo inni wyglądają jeszcze gorzej)))A swoją drogą nie macie tu działu dziczyzna.Ostatnio próbowałam (niestety nie mam przepisu )dzika z nadzieniem z kaszy i suszonych śliwek-rewelacja. Dziczyzna jest baaardzo dietetyczna, chuda i smaczna. Żeby była smaczna nalezy ją naogół podtłuścić, naszpikować. I nie martwcie sie, że zwierzęta sa zagrozone. Te odstrzały są dla dobra populacji. Odstrzały są ściśle planowane. Np. w tej chwili(zztego, co wiem) nieznośnie rozmnożyły się lisy i odstrzela się je, bo zagrażają ekosystemowi-pożerają ptaki, zające i te ostatnie prawie przez to wyginęły.W dawnych czasach(ojej okrutnie dawnych),kiedy byłam jeszcze na studiach ,nalezałam do AKT(Akademicki Klub Turystyczny).Raz w roku pieklismy przy ognisku barana. AKT był olbrzymi, bo w jego skład wchodziły przerózne kluby(podwodniaków, rowerzystów, żeglarzy itp)Rektorem był wtedy profesor Baran. Wspaniały, odwazny człowiek bardzo lubiany i szanowany i z ogromnym poczuciem humoru i ducha studenckiego. Zawsze przychodził na te nasze ogniska. Był tylko jeden problem...jak zaprosić prof. Barana na pieczenie barana?
PS. Baran pieczony na rożnie(uprzednio marynowany) dymi i wszyscy wokoło potem przez kilka dni śmierdzą- jak skunksy-korzuchem))) Ale smaczny jest!
PS2. Patrze czasem, jak się teraz młodziez studencka"bawi"(np na Kortowiadzie) i żal mi ich.Gdzie się podziała dawna KULTURA studencka?
A juz (pobieznie czytalam) wydawalo mi sie ,ze to ..baran byl olbrzymiCiekawa jestem,jak dlugo takiego musielibyscie piec.Tak poza tym,nie byl wczesniej pieczony,np w piecu chlebowym?Biesiadnicy nie powinni przesiakac ''zapachem kozucha''
No,a profesorowi....szacunek na pewno,ale i gratulacje odnosnie wlasnie poczucia humoru.
Ja tam nie umiem piec barana, ale pamiętam, że tamte to zawsze przygotowywał uprzednio taki specjalny pan. Marynował go i wstepnie przygotowywał. Pilnował też pieczenia, bo my to jeszcze wtedy siurki bylismy i nie znaliśmy sie kompletnie na pieczeniu na rożnie.A prof Baran niestety już nie zyje.Był wspaniałym, lubianym przez studentów człowiekiem i wybitnym naukowcem, choć nie wiem jakiej specjalności, bo ja byłam z innej uczelni.Ale AKT był międzyuczelniany.Kilka lat temu spotkałam profesora w Katedrze na koncercie -Requiem Mozarta. Ukłoniłam sie z wielkim szacunkiem, ale chyba mnie nie poznał....
Zainteresowalas mnie,poczytam o Nim.
to był prof. Lubomir Włodzimierz Baran. Wiem skądinąd, że kiedy był rektorem(lata 80te) pomagał wielu studentom mającym wielkie kłopoty z powodu działalności solidarnościowej. Wykupował ich z własnej kieszeni, ręczył itp. Stąd cieszył takim szacunkiem. No i bardzo interesujący człowiek z niego był. Bardzo mi przykro, że juz nie zyje.A ja studiowałam nie na jego uczelki, ale na innej.Teraz te uczelnie się połączyły w UWM.
Dziekuje,jutro ''zglebie''temat.
Sic transit gloria mundi, ale pamięć pozostaje
Dzisiejszy zbiór kurek w kurpiowskim lesie to dobra zupa dla trzech głodnych osób. Tydzień temu kupiłam jagody w cenie skupu - 11, 50 zł. za kilogram.
U nas na bazarze czarne jagody dziś były po 10 zł za litr. Ja kupiłam za 9 zł.
Na jagodach byłam już dość dawno bo wybraliśmy się z rodzinką 23 czerwca, były jeszcze malutkie, ale dość dużo uzbieraliśmy - zamrożone czekają na swój czas. U nas ceny za litr ceny wachały się od 12-20 zł. Na szczęście mieszkam w rejonie gdzie lasów jest od zatrzęsienia i okazji do leśnych zbiorów co niemiara, więc koszystam :)
U nas w lesie jagód jest sporo,ale bardzo drobniutkie. Litr zbierałam prawie dwie godziny. Więcej zbierać nie będę,nie mam cierpliwości.
Warszawa osiedlowy bazarek jagody-20 zł/kg a kurki 30zł/kg.W miejskim lesie jedna kania i kilkanaście zajączków(tak my je nazywamy)
Cena jagod podobna jak u nas,ale tyle ich,co na lekarstwo.Kurek w tym sezonie nie widzialam w handlu.Znajomy wybral sie do lasu,w ''swoje'' miejsca i zdobyl....5 kurek.Mowi,ze cala wies pojadla.Zrazona takim stanem rzeczy nie wybralam sie na grzybo...szukanie.Poki czas,kupie troche slomy,grzybnie i wyhoduje przynajmniej boczniaki (moze i pierscieniaki).W tym roku sloma jest sucha,pachnaca,prawdziwie zlota.Oj,beda grzybki,mam nadzieje.Pierscieniaki ulokuje pod debem,bede sie czula jak na grzybobraniu w prawdziwym lesie.
Dobrze, że masz taką możliwość. Ja mogę co najwyżej ulokować boczniaki pod... krzesłem :/
Tak,to jest wlaśnie jeden z powodów,dla których nie zamieniłabym swojego domku na mieszkanie w domu wielorodzinnym bez swojego" osobistego terytorium".
Moja mama dosyć niedawno nazbierała kilogram jagód i kilogram kurek :)
Ja w tym roku zrezygnowałam z szukania jagód - tam gdzie bywam warunki nie sprzyjały dojrzewaniu jagód, nie mówiąc o zawiązywaniu się owoców. Jagodowa posucha.
Byłam natomiast 3 razy na krótkim spacerze po kurki - za każdym razem po godzinie plątania się po małym obszarze lasu przynosiłam 20 dag kurek :) Biorąc pod uwagę, że dwa razy była to niedziela koło południa, a raz środa - nie były to takie beznadziejne zbiory jak na uczęszczane przez grzybiarzy tereny (a raczej zadeptane przez grzybiarzy)
Zważywszy na tegoroczny "urodzaj",jest to całkiem niezłe trofeum.
Wracając (w niedzielę) z wakacji, wszedłem do lasu. Pochodziłem pół godziny...oto co znalazłem
ok 30 dag.
u mnie tradycyjnie pod brzózkami na trawniku jak co roku kozaczkowe szaleństwo :)tylko w tym roku nie mają szansy podrosnąć, bo ślimaki biegną do nich pędem.
Ale masz fajnie :) Kozaki na trawniku - każdy by tak chciał :)
W pierwszym roku posiadania trawnika też byłam w szoku :) Teraz jak obieram kozaczki po zerwaniu, wszystko co zostaje do wyrzucenia, wyrzucam z powrotem pod brzózki. I tak sobie rosną z roku na rok :)
Rzut oka na brzózki pod którymi rosną
Założyła wątek, to niech się udziela, mądrala jedna
Zaczynam się zastanawiać, czy sezon grzybowy nie ulegnie skróceniu w tym roku. Dlaczego? Ano dlatego, że coś za dużo grzybów znalazłam w miniony długi weekend, w tym sporo podgrzybków. Był taki rok (kilka lat temu), w którym wysyp owocników nastąpił w sierpniu, resztka wyrosła na początku września, a potem można było obejść się smakiem lub zbierać mech na Bożonarodzeniowe dekoracje. Ciekawe, czy tym razem nastąpi powtórka z rozrywki.
W czwartek wypuściłam się ze znajomą do skromnego zagajniczka, w którym konkurencja nie śpi nigdy i znalazłam (przepraszam -śmy!) 1,3kg kurek. Pycha, wiejski obiad w postaci pyr, duszonych na maśle kurek i jajcówy wystarczył, wstyd się przyznać, na 4 osoby - mało nie pękliśmy.
W piątek kolejne 0,5kg kurek i koszyk podgrzybków. W sobotę wieczór (w sztormiaku, bo deszcz uwziął się na Kaszuby i nie chciał przestać padać) pół sporego koszyczka mieszanych grzybów, w tym 400 gramowy kozak pomarańczowy bez jednego robala. Aj pachniało podczas suszenia :)
Normalnie zazdroszcze.W tym roku nie jadlam swiezych grzybow (o kurkach to juz nie mam co wspominac).Gdzie te dawne czasy,gdzie???
Ja mam takie małe kuku na muniu, że darów lasu nie kupuję - zawsze się upieram, żeby zebrać samodzielnie. To dlatego w tym roku nie jadłam jagodzianek - nie udało mi się wybrac na jagodobranie w okresie, gdy jeszcze coś rosło. A rok był wyjątkowo trudny dla jagód w okolicach, które odwiedzam.
Gdybym nie zdołała uzbierac odpowiedniej ilości grzybów na susz do pierogów z kapustą, wigilijne potrawy przyrządziłabym chyba z pieczarkami i boczniakami - a wszystko przez jakieś maniakalne uzależnienie od grzybobrania i wiara, że grzyby kupione na pewno mają mnóstwo mieszkańców, których ja zjadać nie zamierzam :)
A tu ten kozak wielkolud, który zapełnić 2 sitka suszarki do grzybów :
Jakos tez mam uprzedzenie do kupnych grzybow.Znajomy zatrul sie nimi kilka lat temu (kupione na przygranicznym bazarze).Nie byly trujace,ale ''zlezale''.Mieszkancow to juz w ogole nie chce brac pod uwage,po co mi maja lazic pozniej po kuchni?
Co tu tak cicho? Nikt nie był na borówkach ani na grzybach? Nie wierzę!
Przedwczoraj próbowałam pojechać na przedpołudniową wyprawę do lasu na kurki - skończyło się tak, że uciekałam przed granatową chmurą strzelającą piorunami, którą widziałam w tylnym lusterku. Co wjechałam w jakąś leśną dróżkę, bo wydawało mi się, że BABABUM!" coś trzaskało mi złym pomrukiem nad głową. No i w końcu uciekłam gdzie pieprz rośnie, czyli do domu. Siedziałam w nim do późnego popołudnia, odłączywszy komputer z prądu i zastanawiałam się, kiedy miną egipskie ciemności, jakie zapadły z powodu niskiej i grubej pokrywy chmur. Lało, lało, lało. Ściana deszczu i GRRRRUM, MMMRRRUMMM. I tak na okrągło aż do szesnastej pi-em. Lampy migały, bo napięcie co i rusz przysiadało ze strachu. Brrr.
Ale o siedemastej burze (bo było ich kilka) wreszcie się wyzłościły i poszły spać. No i mam swoje 80 deko kurek i kilkanaście okrąglutkich podgrzybków :)
Wczoraj wybrałam się na grzybki i nic!Mieszkam w połubniowej wielkopolsce.A jak u was sytuacja?
Na Kaszubach ino kurki. W sporej ilości zresztą i bywa że całkiem spore :)
Podgrzybków, miodówek, prawdziwków i kozaków jak na lekarstwo. Jeśli coś się trafi, to jakiś stary kapeć zjedzony przez robale, który lepiej zostawić na grzybnię. To samo z maślakami - czyli nic.
Na Środkowym Pomorzu marniutko , zamiast grzybków robie sok z czarnego bzu , ten obrodził.
Kujawy tez ubogie w grzyby,a na bez wybieram sie jutro.
Są!!!Dzisiaj pojechałam na kanie(stałe miejsce) i skusiłam się na wejście do lasu.Moje zdobycze to 6 Kani,6 czarnych łepków, 20 Gołabków czerwonawych i to w 15 minut:)))Szkoda było wychodzić,ale koszyka ni,a łapki pełne:)
U nas pokazały się opieńki.
A masz jakieś fajne zdjęcia tych grzybów? Od lat nie mogę na nie trafić :(
Ja chyba zakończyłam tegoroczny sezon na grzyby - mam dwa dwuipółlitrowe pojemniki z suszonymi grzybami, objadłam się kurkami, część zbiorów rozdałam. Basta. Koniec czyszczenia kapelutków i amputowania nóżek!
Na pożegnanie wielka (o kilkunastocentymetrowej średnicy kania), które coraz rzadziej spotykam podczas swoich leśnych ukochanych wypraw:
a u mnie grzybów wcale nie ma:/ niech to szlag trafi...
wczoraj byłam na opieńkach i nic ! zero...
PS: W tamtym roku w tym samym miejscu narwałam ze 3 duże koszyki opieniek a zrywałam tylko małe o.O