Patrzę na siebie w lustrze i jestem coraz bardziej pewna, że przyszła pora na fryzjera. Jak zawsze podcięcie, farbuję się w domu. Przeważnie.
I przypomina mi się historia sprzed 8 lat. Po ślubie zostały mi długie włosy, prawie do pasa, naturalnie kręcone i gęste. Dla niektórych - skarb. Ja też nie narzekałam. Kolor farby w odcieniach fioletowo-śliwkowych. Kiedyś usłyszałam, jak mój świeżutki mąż bąknął coś o blondynkach, że ładne i takie tam. Więc wpadłam na pomysł, że zrobię mu niespodziankę i też pojawi się w moich włosach blond. Padło na pasemka.
Poszłam do salonu w mojej rodzinnej miejscowości i zażyczyłam sobie jasnych pasemek na ciemniejszym tle i skrócenie. Szefowa salonu bardzo dbała o zdrowie włosów, więc nałożyła mi taki leciutki rozjaśniacz, który za cholerę nie umiał poradzić sobie z moimi bordowymi włosami, w które były wplecione czerwone pasma. Rozjaśnianie trwało 6,5 godziny (słownie sześć i pół godziny). Po umyciu głowy ukazały mi się bardzo jasne włosy w ilościach ogromnych a tych ciemnych, których miało być więcej jakoś nie było.
Następnie cięcie. Fryzjerka ścięła mi włosy za ramiona, ale przyszła szefowa i powiedziała, ze źle, bo będę mieć na głowie kopę siana i ma mnie pocieniować. I tak cieniowała, że wyszłam z włosami do brody. I blond. I w szoku wyszłam.
Mój cudowny mąż był tak miły, że nie poprosił o dowód osobisty tylko zaufał mi, że to ja i wpuścił mnie do domu. W pracy byłam zjawiskiem. Wszyscy przychodzili mnie oglądać :) Niektórzy żałowali moich loków, innym się podobało (przynajmniej tak mówili). Najgorsze zaczęło się, gdy umyłam te nieszczęsne włosy i nie umiałam się tak wymodelować, jak to zrobiły fryzjerki a o prostownicy to wtedy jeszcze było cicho, przynajmniej ja nie znałam. Koszmar skończył się po kilku miesiącach, gdy wróciłam do "swoich" barw. I wtedy usłyszałam z ust mojego męża "Chwała Bogu, wygladałaś tragicznie"... Dobrze, że zaczekał z tym wyznaniem do czasu aż wyglądałam znów jak człowiek. Z tamtego okresu mam jedno zdjęcie. Straszne zdjęcie.
A ja powiem wam tak szczerze, że pierwszy raz tak naprawde zadowolona wyszlam od fryzjera w tym roku w czerwcu!!! Fakt faktem musialam sie zaopatrzyć w prostownicę ale warto było. Teraz tylko jedna rzecz mnie smuci, że mój fryzjer wyjechał i już nie będę miała do kogo chodzić. Byłam już u fryzjera od czerwca i niestety ale wyszłam nie zadowolona:(
Moje najlepsze fryzury też były zrobione przy pomocy prostownicy, niestety. Choć, jak są dłuższe, to po myciu się skręcą i koniec roboty a z prostownicą trzeba się nieco namachać.
Życzę żebyś znalazła dobrego fryzjera, ja też ciagle szukam :)
Ja swojego czasu miałam taką prostą grzywkę, zakrywającą czoło. Bardzo mi się podobało ale wiadomo, próbowało się ciągle nowych fryzur. W końcu stwierdziłam, że wrócę do tej grzywki. Poprosiłam panią fryzjerkę żeby zrobiła mi ją trochę "gęstszą" (wzięła więcej włosów od czubka głowy) bo jak mam taką delikatną to szybko mi się włosy falują jak jest wilgotno. Pani fryzjerka wzięła to sobie baaardzo do serca i zrobiła mi grzywkę od środka głowy. Wyglądałam jakbym miała hełm ubrany :):):)Do tego dodam, że buzię mam raczej małą więc kontrast był ogromnie widoczny. Na drugi dzień zaraz ją rozczesałam na boki i było po sprawie ale śmiechu przez kilka dni :) Pamiętam, że jak poszłam 2 miesiące później do tego samego zakładu, inna fryzjerka się pytała kto mi tak "zepsuł" włosy. Była bardzo zdziwiona jak powiedziałam, że to jej koleżanka z pracy :)
Dobrze, że umiałaś się śmiać z niedudanej grzywki. Też przez długi czas miałam taką gruuubą grzywkę, bo kiedyś sama sobie skróciłam nożycami do ... kurczaka (!) więc można sobie wybobrazić, jaki był efekt. I jakoś trzeba było ją ukryć :))
miałam kiedyś kolezankę, która miała pięknie wypiórkowane włosy, krótka fryzurka ledwie odrastająca od głowy ale wycięta tak misternie jakby wyszła spod komputerowego szablonu baaaaardzo mi się podobała i poprosiłam ją o namiar na tę fryzjerkę i wybrałam się przy najbliższej okazji
miałam wówczas włosy do połowy pleców i bardzo chciałam aby ktoś je dobrze wycieniował bo są naturalnie bardzo gęste i grube, kiedy ustalałam z fryzjerką oco mi chodzi zwróciłam tylko uwagę aby cięła włosy dłuższe niż planuje po wysuszeniu gdyż ze względu na ich grubość znacznie się unoszą po wysuszeniu
niestety po wysuszeniu patrzyłam w lustro na totalną katastrofę włosy na czubku głowy sterczały mi a'la Limahl a te od połowy głowy poprzez trzy ordynarne schody dochodziły do swojej właściwej długości
zrobiłam fryzjerce totalną awanturę za zniszczenie włosów na całe miesiące, oczywiście odmówiłam zapłaty za nienależycie wykonaną usługę, pani zaproponowała że może w ramach rewanżu przez miesiąc czesać mnie codziennie w kok (był wówczas modny) zapytałam ją czy zdaje sobie sprawę co zostanie z mojej resztki włosów gdy będzie je codzinnie tapirować - nieskorzystałam z tej oferty
codziennie przez kilka tygodzni używała 15 wsówek aby upiąć na gładko tego punka, którego miałam na czubku głowy a resztę upinałam z tyłu na coś w rodzaju koka
kiedy koleżanka zobaczyła co jej fryzjerka zrobiła z moich cudownych włosów nie wierzyła - było to po kilku dniach gdy ciśnienie już opadło więc uśmiałyśmy się tego i uznałyśmy że ta pani umie ścinać tylko krótkie włosy i broń boże nie należy wysyłać do niej nikogo z długimi
Mój, i w sumie nie tylko mój, bo także mojej świadkowej i mamy, koszmar fryzjerski zapisał sie w pamięci dnia mojego slubu, w zeszłe Święta Bożego Narodzenia. Co prawda nie chodziło o ścięcie i farbowanie, tylko ułożenie włosów, no ale jak wiadomo w ten szczególny dzień każda z nas chciałaby wyglądać najpiekniej.Niestety, mnie ten zaszczyt "nie kopnął". Włosy które miały być ładnie upięte w wysoki kok, z perfekcyjnie ułożoną na bok grzywką, w niewyjaśniony sposób zostały przylizane z opadającą non stop na oko grzywką- tak więc z własnego wesela pamietam tylko tyle co zarejestrowało moje jedno oko:D Oczywiście żartuje, po powrocie do domu musiałam nieźle operować ok.10 wsówkami, by poprawić schrzanioną przez panią profesjonalistkę fryzurę. Ja to jeszcze pół biedy- mama wyszła z salonu z gerberem z tyłu głowy, po powrocie do domu kompletnie rozczesała włosy i za pomocą lokówki uczesała się po swojemu. We trzy napewno nie zapomnimy tego dnia, nie tylko ze względu na mój ślub...:)
Ja też nie miałam w salonie w którym się czesałam nie praktykują .
Kiedys poszłam do nowego fryzjera na pasemka miały być koloru zloty blond - miodowy ale przez nie uwage pani fryzjerki a raczej jej gadulstwo z koleżanką wyszły prawie białe - kiedy pani fryzjerka ściągala folie mało zawału niedostała ( tak jak ja ) naszczeście włosy po paru dodatkowych zabiegach nadawały sie do publicznego pokazania a ja zapłaciłam tylko za ścięcie :)
Żałuje, że nie umówiłam sie z moją fryzjerką, ale koleżanka miała wesele kilka tygodni wczesniej i miła ładna fryzurę, więc stwierdziłam że też zdam sie na nia.O mój wielki błąd!
Fryzura próbna była, wtedy wyszło ok.
Miałam dłuuugie włosy:)
W dzień ślubu fryzjerka spóźniła sie 1,5 godziny bo podobno zaspała(nie odbierała tel), a miała do uczesania ze mną 5 osób-jedna w koncu zrezygnowała i sama sobie zrobiła fryz:)..szczęściara...
Zamiast zrobic mi najpierw z części włosów kucyka i potem upinac moje dluuuugie włosy, wpinała ogromne ilosci spinek(tzw. szpilek) i zwykłych wsuwek, lakieru mnóóóóstwo-masakra.
Głowa zaczęła mnie bolec po godzinie, wbijało mi sie dziesiątki szpilek w skórę.Kiedy pojechalismy do fotografa i mielismy jedno zdjęcie leżąc na sianku, to ja mogłabym nie wstawac. Miałam pod głowe włożona malutką poduszkę, która odsunęła w jakiś cudny sposób większośc tego dziadostwa i mnie nic nie bolało.
Przed oczepinami bratowa wyjęła najpierw swoja wsuwkę z włosów i zaczepiając o moją przytrzymującą welon ciągnęła trzymając mi głowe, bo mój mąż nie wiedząc o tym chyba by mnie oskalpował.Potem delikatnie zaczepiliśmy welon na miejscu.
Po imprezie i dotarciu do domu, czym predzej zaczęłam to ściągac z głowy i do dzisiaj pamiętam ilośc tego wszystkiego(po 11 latach)...54 długie szpilki, 74 krótkie i 33 wsuwki różnej długości! MASAKRA! Nie wiem jakim cudem było widac jeszcze włosy...
Aaaa, nie napisałam jeszcze, że fryzura była całkiem inna od ustalonej.
Weselicho dwudniowe, a ja rano miałam strupy w głowie....
Przyjechała fryzjerka zeby mnie uczesac na kolejny dzien, to ja tak opierniczyliśmy, że hej.
Włosy umyłam z dodatkiem całej butelki odżywki, sama delikatnie rozczesałam(tracac ogromna ilośc włosów) i wysuszyłam-i po pięknej fryzurze na drugi dzień.
Teraz jestem wierna mojej fryzjerce i żałuje do dzisiaj, że się z nią nie umówiłam(nie wiem co mnie opętało).
Ja to chyba jednak miałam szczęście. Próbnej fryzury nie robiłam wcale, zaniosłam tylko zdjęcie wcześniej jaką chcę mieć. Ustaliłyśmy dodatki i z fryzury byłam bardzo zadowolona. Miałam śliczną, trzymała się przez krótką co prawda imprezę, przebieranie i całą drogę w podróż. Zniszczyłam ją dopiero sama rozczesując w nocy. A wsuwek i ozdobnych spinek wyciągnęłam też chyba 100 ale głowa mnie na szczęście nie bolała. Nigdy jeszcze nie byłam zadowolona z fryzjerki tak jak wtedy :) To tak trochę dla pokazania, że są też dobre fryzjerki :)
:)) Ja właśnie jakoś bardzo boję się "profesjonalistek" . Wolę takie normalne fryzjerki, które nie mają może fantastycznej wizji, ale przynajmniej można się między ludźmi pokazać. Współczuję, że to akurat w dniu ślubu...
Też nie miałam fryzury próbnej, bo pani powiedziała, że jest pewna efektu (!) No i nie musiałam nic poprawiać, ale oczepiny polegały na zdjęciu podwiązki, bo welon miałam przyszyty w niektórych miejscach, żeby ładnie sterczał :))
i w latach 80-tych oczywiście na przekór rodzicom cichaczem na Limahla się ściełam a że włosy naturalnie sztywne więc nie musiałam nawet zbytnio lakierować, ale kilkanaście lat później gdy byłam jeszcze młodą siksą na poważnym stanowisku i musiałam uczyć ludzi w wieku moich rodziców odpowiedni wygląd (czytaj lekko dodający lat i powagi) był bardzo ważny a ja wyszłam od fryzjerki niczym Limahl właśnie lub łagodnie mówiąc Tina Turner a miało być coś a'la Cindy Crawford.
Wiele lat temu, miałam może 12lat fryzjerka-praktykantka pazurami długości kciuka porozcinała mi skórę głowy i natapirowała mi włosy jak starej kukle. Wybiegłam z salonu z płaczem. Wcześniej jako posiadaczka włosów do pasa chciałam je delikatnie skrócić- pani coś nie wyszło, włosy zostały ostrzyżone do wysokości ucha. Przy rozjaśnianiu włosów (renomowany salon) skóra głowy po prostu popękała krwawiąc przy tym wściekle. Na informację "grzywka do linii brody" fryzjerka zareagowała ścinając mi kudły jakoś po skosie w połowie czoła. Pewien fryzjer miał wizję i zamiast podcięcia włosów do połowy pleców wystrzygł mnie na typową chłopczycę. Taaak, to chyba połowa moich przejść z nieudanymi wizytami w salonach fryzjerskich. Do dentysty chodzę znacznie chętniej.
Moje włosy są zjawiskiem zagadkowym - niepokorne, grube, gęste...
zawsze miałam długie - co jakiś czas z trwałą (nie częściej niż raz na dwa lata) - ale na tyle długo kręcone, że sporo ludzi myślało, że naturalnie. Moze pasowały mi..W każdym razie zawsze były (i chyba są nadal) kręcone...W tej chwili odpuściłam sobie..
Do fryzjera nie lubię chodzić - nie cierpię jak ktoś dotyka mi włosy, nie widzę w tym żadnego romantyzmu...
Wiele razy próbowałam zrobić coś z włosami...Przeważnie fryzjerki realizowały swoją wizję - która może nie byłą zła (bo mnie się podobało) -ale całkowicie inna niż chciały moje kudły...jako, że są dosyć trudne do ułożenia - po powrocie do domu zazwyczaj nie było śladu po salonowym układaniu.
Po umyciu - nigdy nie umiałam sobie poradzić z ułożeniem - a one po kilku - kulkunastu dniach wracały do sobie znanego stylu. W efekcie - nigdy nie chodziłam bez spinek, gumek....
Moja przedostatnia fryzjerka postanowiła je wydegażować - czym strasznie zniszczyła mi włosy. Do tej pory obcinam jeszcze pozostałości (a włosy po tym zabiegu porozdwajały mi się niemalże do samej skóry, nie pomagały żadne odzywki, balsamy, maski - nic). Powoli zaczynam dochodzić z nimi do ładu.
W lutym trafiłam na swoją fryzjerką - ona pierwsza ścięła je zgodnie z naturalnym układaniem sie włosa.
Od tamtej pory ani razu nie miałam żadnej spinki czy gumki (wyjątek pod prysznicem). Pierwszy raz w życiu.
Jak mi odrosną - to grzywę mam dosyć długą - ale nie wpada mi w oczy (co wcześniej było nagminne, pod cieżarem własnym spadały na dół, nie pomagała tona lakieru).
teraz idę (mam nadzieję, że nie trafi mi sie wyjazd) 21 października - zapisana juz jakiś czas temu..Takie są terminy do tej mojej fryzjerki.
Jezeli idzie o farbowanie - pełne ostani raz było 16 lat temu - gdy na widok matki dziecko się darło ze strachu. zamiast ognistego rudego (kasztan zmnieszany z mahoniem) - jak u mojej siostry (farbowałyśmy razem - z jednego zestawu mieszanego) wyszło mi skrzydło kruka (przy jasnej oprawi oczu i jasnej karnacji -koszmar)..Po tygodniu - bez mycia - włosy "zjadły" farbę - i wróciłam do swojego naturalnego koloru.
Potem eksperymentowałam z pasemkami -ale nigdy nie byłam zadowolona. jedno co sie udawało - to odbarwić włos na blond...
a ja mam wesele i ślub w ostatnią sobotę października, mam nadzieję że fryzjerka nie zrobi mnie w konia i zrobi mi taką fryzurę jaką chcę mieć :D
do tej pory nie miałam fryzjerskich katastrof.... mam swojego fryzjera już dłuugo dłuugo i zawsze do niego chodzę, nie zmieniam i jestem zadowolona :)
ja kiedyś sobie sama pomalowałam włosy. miałam pomalować na taki kolor rudy trochę - toffi a wyszedł marchewkowy rudy :P :D ależ jak wtedy wyglądałam !
na szczęście kolor marchewkowy mi zszedł i mam czarne naturalne włosy :) jutro idę do fryzjerki malować na brąz, mam nadzieję że nie będzie żadnej wpadki :P
Ja mam włosy gęste, plączące się i proste jak druty. Na początku moja fryzjerka pytała się dwa razy czy nie używam prostownicy. A tendencje do kołtunów mam od dziecka.
Raz gdy byłam w gimnazjum zachciało mi się chłopięcej fryzury. Z włosów do pasa zażyczyłam sobie króciutkich. Mój kolega powiedział coś Ty zrobiła, nie będę się do Ciebie odzywać dopóki nie odrosną. Wyglądałam jak bym wpadła pod kosiarkę. Masakra:)
Na ślub siostry fryzjerka uczesała mnie bardzo zwyczajnie a skasowała sobie jak za wymyślną fryzurę.Już tam nie wróciłam.
Teraz mam jedną fryzjerkę czesała mnie na ślub a ostatnio na wesele kuzynki. Potrafi tak mnie ściąć i wycieniować, że moje włosy nie opadają na ramiona i nie wyglądają ciężko. Co jest sztuką przy nich, mojej okrągłej twarzy i moich tylko 181 cm wzrostu.
Może jakieś tam katastrofy zaliczyłam w moim życiu ale to nie były spektakularne klapy i tragedie życiowe . Włos nie ząb ... odrośnie .
Tak tylko na marginesie obserwuję współczesne trendy i ... podgolony bok głowy za uchem to dopiero jest .... koszmar . Pierwsza moja myśl ..'' dziewczyno z ładnym licem wyglądasz jak ... konfidentka z czasów wojny , wtedy to całościową byłabyś wygolona a teraz modowo oszpecona".
Patrzę na siebie w lustrze i jestem coraz bardziej pewna, że przyszła pora na fryzjera. Jak zawsze podcięcie, farbuję się w domu. Przeważnie.
I przypomina mi się historia sprzed 8 lat. Po ślubie zostały mi długie włosy, prawie do pasa, naturalnie kręcone i gęste. Dla niektórych - skarb. Ja też nie narzekałam. Kolor farby w odcieniach fioletowo-śliwkowych. Kiedyś usłyszałam, jak mój świeżutki mąż bąknął coś o blondynkach, że ładne i takie tam. Więc wpadłam na pomysł, że zrobię mu niespodziankę i też pojawi się w moich włosach blond. Padło na pasemka.
Poszłam do salonu w mojej rodzinnej miejscowości i zażyczyłam sobie jasnych pasemek na ciemniejszym tle i skrócenie. Szefowa salonu bardzo dbała o zdrowie włosów, więc nałożyła mi taki leciutki rozjaśniacz, który za cholerę nie umiał poradzić sobie z moimi bordowymi włosami, w które były wplecione czerwone pasma. Rozjaśnianie trwało 6,5 godziny (słownie sześć i pół godziny). Po umyciu głowy ukazały mi się bardzo jasne włosy w ilościach ogromnych a tych ciemnych, których miało być więcej jakoś nie było.
Następnie cięcie. Fryzjerka ścięła mi włosy za ramiona, ale przyszła szefowa i powiedziała, ze źle, bo będę mieć na głowie kopę siana i ma mnie pocieniować. I tak cieniowała, że wyszłam z włosami do brody. I blond. I w szoku wyszłam.
Mój cudowny mąż był tak miły, że nie poprosił o dowód osobisty tylko zaufał mi, że to ja i wpuścił mnie do domu. W pracy byłam zjawiskiem. Wszyscy przychodzili mnie oglądać :) Niektórzy żałowali moich loków, innym się podobało (przynajmniej tak mówili). Najgorsze zaczęło się, gdy umyłam te nieszczęsne włosy i nie umiałam się tak wymodelować, jak to zrobiły fryzjerki a o prostownicy to wtedy jeszcze było cicho, przynajmniej ja nie znałam. Koszmar skończył się po kilku miesiącach, gdy wróciłam do "swoich" barw. I wtedy usłyszałam z ust mojego męża "Chwała Bogu, wygladałaś tragicznie"... Dobrze, że zaczekał z tym wyznaniem do czasu aż wyglądałam znów jak człowiek. Z tamtego okresu mam jedno zdjęcie. Straszne zdjęcie.
A Wy? Opiszcie Wasze koszmary fryzjerskie.
A ja powiem wam tak szczerze, że pierwszy raz tak naprawde zadowolona wyszlam od fryzjera w tym roku w czerwcu!!! Fakt faktem musialam sie zaopatrzyć w prostownicę ale warto było. Teraz tylko jedna rzecz mnie smuci, że mój fryzjer wyjechał i już nie będę miała do kogo chodzić. Byłam już u fryzjera od czerwca i niestety ale wyszłam nie zadowolona:(
Moje najlepsze fryzury też były zrobione przy pomocy prostownicy, niestety. Choć, jak są dłuższe, to po myciu się skręcą i koniec roboty a z prostownicą trzeba się nieco namachać.
Życzę żebyś znalazła dobrego fryzjera, ja też ciagle szukam :)
Ja swojego czasu miałam taką prostą grzywkę, zakrywającą czoło. Bardzo mi się podobało ale wiadomo, próbowało się ciągle nowych fryzur. W końcu stwierdziłam, że wrócę do tej grzywki. Poprosiłam panią fryzjerkę żeby zrobiła mi ją trochę "gęstszą" (wzięła więcej włosów od czubka głowy) bo jak mam taką delikatną to szybko mi się włosy falują jak jest wilgotno. Pani fryzjerka wzięła to sobie baaardzo do serca i zrobiła mi grzywkę od środka głowy. Wyglądałam jakbym miała hełm ubrany :):):)Do tego dodam, że buzię mam raczej małą więc kontrast był ogromnie widoczny. Na drugi dzień zaraz ją rozczesałam na boki i było po sprawie ale śmiechu przez kilka dni :) Pamiętam, że jak poszłam 2 miesiące później do tego samego zakładu, inna fryzjerka się pytała kto mi tak "zepsuł" włosy. Była bardzo zdziwiona jak powiedziałam, że to jej koleżanka z pracy :)
Dobrze, że umiałaś się śmiać z niedudanej grzywki. Też przez długi czas miałam taką gruuubą grzywkę, bo kiedyś sama sobie skróciłam nożycami do ... kurczaka (!) więc można sobie wybobrazić, jaki był efekt. I jakoś trzeba było ją ukryć :))
miałam kiedyś kolezankę, która miała pięknie wypiórkowane włosy, krótka fryzurka ledwie odrastająca od głowy ale wycięta tak misternie jakby wyszła spod komputerowego szablonu baaaaardzo mi się podobała i poprosiłam ją o namiar na tę fryzjerkę i wybrałam się przy najbliższej okazji
miałam wówczas włosy do połowy pleców i bardzo chciałam aby ktoś je dobrze wycieniował bo są naturalnie bardzo gęste i grube, kiedy ustalałam z fryzjerką oco mi chodzi zwróciłam tylko uwagę aby cięła włosy dłuższe niż planuje po wysuszeniu gdyż ze względu na ich grubość znacznie się unoszą po wysuszeniu
niestety po wysuszeniu patrzyłam w lustro na totalną katastrofę włosy na czubku głowy sterczały mi a'la Limahl a te od połowy głowy poprzez trzy ordynarne schody dochodziły do swojej właściwej długości
zrobiłam fryzjerce totalną awanturę za zniszczenie włosów na całe miesiące, oczywiście odmówiłam zapłaty za nienależycie wykonaną usługę, pani zaproponowała że może w ramach rewanżu przez miesiąc czesać mnie codziennie w kok (był wówczas modny) zapytałam ją czy zdaje sobie sprawę co zostanie z mojej resztki włosów gdy będzie je codzinnie tapirować - nieskorzystałam z tej oferty
codziennie przez kilka tygodzni używała 15 wsówek aby upiąć na gładko tego punka, którego miałam na czubku głowy a resztę upinałam z tyłu na coś w rodzaju koka
kiedy koleżanka zobaczyła co jej fryzjerka zrobiła z moich cudownych włosów nie wierzyła - było to po kilku dniach gdy ciśnienie już opadło więc uśmiałyśmy się tego i uznałyśmy że ta pani umie ścinać tylko krótkie włosy i broń boże nie należy wysyłać do niej nikogo z długimi
Mój, i w sumie nie tylko mój, bo także mojej świadkowej i mamy, koszmar fryzjerski zapisał sie w pamięci dnia mojego slubu, w zeszłe Święta Bożego Narodzenia. Co prawda nie chodziło o ścięcie i farbowanie, tylko ułożenie włosów, no ale jak wiadomo w ten szczególny dzień każda z nas chciałaby wyglądać najpiekniej.Niestety, mnie ten zaszczyt "nie kopnął". Włosy które miały być ładnie upięte w wysoki kok, z perfekcyjnie ułożoną na bok grzywką, w niewyjaśniony sposób zostały przylizane z opadającą non stop na oko grzywką- tak więc z własnego wesela pamietam tylko tyle co zarejestrowało moje jedno oko:D Oczywiście żartuje, po powrocie do domu musiałam nieźle operować ok.10 wsówkami, by poprawić schrzanioną przez panią profesjonalistkę fryzurę. Ja to jeszcze pół biedy- mama wyszła z salonu z gerberem z tyłu głowy, po powrocie do domu kompletnie rozczesała włosy i za pomocą lokówki uczesała się po swojemu. We trzy napewno nie zapomnimy tego dnia, nie tylko ze względu na mój ślub...:)
Nie byłaś na fryzyrze próbnej ?
Ja też nie byłam i .. katastrofy na głowie nie miałam ... ::))
Ja też nie miałam w salonie w którym się czesałam nie praktykują .
Kiedys poszłam do nowego fryzjera na pasemka miały być koloru zloty blond - miodowy ale przez nie uwage pani fryzjerki a raczej jej gadulstwo z koleżanką wyszły prawie białe - kiedy pani fryzjerka ściągala folie mało zawału niedostała ( tak jak ja ) naszczeście włosy po paru dodatkowych zabiegach nadawały sie do publicznego pokazania a ja zapłaciłam tylko za ścięcie :)
Przypomniał mi sie mój własny slub....
Żałuje, że nie umówiłam sie z moją fryzjerką, ale koleżanka miała wesele kilka tygodni wczesniej i miła ładna fryzurę, więc stwierdziłam że też zdam sie na nia.O mój wielki błąd!
Fryzura próbna była, wtedy wyszło ok.
Miałam dłuuugie włosy:)
W dzień ślubu fryzjerka spóźniła sie 1,5 godziny bo podobno zaspała(nie odbierała tel), a miała do uczesania ze mną 5 osób-jedna w koncu zrezygnowała i sama sobie zrobiła fryz:)..szczęściara...
Zamiast zrobic mi najpierw z części włosów kucyka i potem upinac moje dluuuugie włosy, wpinała ogromne ilosci spinek(tzw. szpilek) i zwykłych wsuwek, lakieru mnóóóóstwo-masakra.
Głowa zaczęła mnie bolec po godzinie, wbijało mi sie dziesiątki szpilek w skórę.Kiedy pojechalismy do fotografa i mielismy jedno zdjęcie leżąc na sianku, to ja mogłabym nie wstawac. Miałam pod głowe włożona malutką poduszkę, która odsunęła w jakiś cudny sposób większośc tego dziadostwa i mnie nic nie bolało.
Przed oczepinami bratowa wyjęła najpierw swoja wsuwkę z włosów i zaczepiając o moją przytrzymującą welon ciągnęła trzymając mi głowe, bo mój mąż nie wiedząc o tym chyba by mnie oskalpował.Potem delikatnie zaczepiliśmy welon na miejscu.
Po imprezie i dotarciu do domu, czym predzej zaczęłam to ściągac z głowy i do dzisiaj pamiętam ilośc tego wszystkiego(po 11 latach)...54 długie szpilki, 74 krótkie i 33 wsuwki różnej długości! MASAKRA! Nie wiem jakim cudem było widac jeszcze włosy...
Aaaa, nie napisałam jeszcze, że fryzura była całkiem inna od ustalonej.
Weselicho dwudniowe, a ja rano miałam strupy w głowie....
Przyjechała fryzjerka zeby mnie uczesac na kolejny dzien, to ja tak opierniczyliśmy, że hej.
Włosy umyłam z dodatkiem całej butelki odżywki, sama delikatnie rozczesałam(tracac ogromna ilośc włosów) i wysuszyłam-i po pięknej fryzurze na drugi dzień.
Teraz jestem wierna mojej fryzjerce i żałuje do dzisiaj, że się z nią nie umówiłam(nie wiem co mnie opętało).
Pozdrawiam-Ewa:)
Ja to chyba jednak miałam szczęście. Próbnej fryzury nie robiłam wcale, zaniosłam tylko zdjęcie wcześniej jaką chcę mieć. Ustaliłyśmy dodatki i z fryzury byłam bardzo zadowolona. Miałam śliczną, trzymała się przez krótką co prawda imprezę, przebieranie i całą drogę w podróż. Zniszczyłam ją dopiero sama rozczesując w nocy. A wsuwek i ozdobnych spinek wyciągnęłam też chyba 100 ale głowa mnie na szczęście nie bolała. Nigdy jeszcze nie byłam zadowolona z fryzjerki tak jak wtedy :) To tak trochę dla pokazania, że są też dobre fryzjerki :)
54 długie szpilki, 74 krótkie i 33 wsuwki różnej
Kochana, Bogu dziękuj, że burzy nie było :))))))długości!
Uśmiałam sie, dobre :)
:)) Ja właśnie jakoś bardzo boję się "profesjonalistek" . Wolę takie normalne fryzjerki, które nie mają może fantastycznej wizji, ale przynajmniej można się między ludźmi pokazać. Współczuję, że to akurat w dniu ślubu...
Też nie miałam fryzury próbnej, bo pani powiedziała, że jest pewna efektu (!) No i nie musiałam nic poprawiać, ale oczepiny polegały na zdjęciu podwiązki, bo welon miałam przyszyty w niektórych miejscach, żeby ładnie sterczał :))
Ależ Limahl był uroczy :))))
i w latach 80-tych oczywiście na przekór rodzicom cichaczem na Limahla się ściełam a że włosy naturalnie sztywne więc nie musiałam nawet zbytnio lakierować, ale kilkanaście lat później gdy byłam jeszcze młodą siksą na poważnym stanowisku i musiałam uczyć ludzi w wieku moich rodziców odpowiedni wygląd (czytaj lekko dodający lat i powagi) był bardzo ważny a ja wyszłam od fryzjerki niczym Limahl właśnie lub łagodnie mówiąc Tina Turner a miało być coś a'la Cindy Crawford.
Wiele lat temu, miałam może 12lat fryzjerka-praktykantka pazurami długości kciuka porozcinała mi skórę głowy i natapirowała mi włosy jak starej kukle. Wybiegłam z salonu z płaczem. Wcześniej jako posiadaczka włosów do pasa chciałam je delikatnie skrócić- pani coś nie wyszło, włosy zostały ostrzyżone do wysokości ucha. Przy rozjaśnianiu włosów (renomowany salon) skóra głowy po prostu popękała krwawiąc przy tym wściekle. Na informację "grzywka do linii brody" fryzjerka zareagowała ścinając mi kudły jakoś po skosie w połowie czoła. Pewien fryzjer miał wizję i zamiast podcięcia włosów do połowy pleców wystrzygł mnie na typową chłopczycę. Taaak, to chyba połowa moich przejść z nieudanymi wizytami w salonach fryzjerskich. Do dentysty chodzę znacznie chętniej.
No właśnie, jak pisałam wyzej, boję się fryzjerów "z wizją":)
Moje włosy są zjawiskiem zagadkowym - niepokorne, grube, gęste...
zawsze miałam długie - co jakiś czas z trwałą (nie częściej niż raz na dwa lata) - ale na tyle długo kręcone, że sporo ludzi myślało, że naturalnie. Moze pasowały mi..W każdym razie zawsze były (i chyba są nadal) kręcone...W tej chwili odpuściłam sobie..
Do fryzjera nie lubię chodzić - nie cierpię jak ktoś dotyka mi włosy, nie widzę w tym żadnego romantyzmu...
Wiele razy próbowałam zrobić coś z włosami...Przeważnie fryzjerki realizowały swoją wizję - która może nie byłą zła (bo mnie się podobało) -ale całkowicie inna niż chciały moje kudły...jako, że są dosyć trudne do ułożenia - po powrocie do domu zazwyczaj nie było śladu po salonowym układaniu.
Po umyciu - nigdy nie umiałam sobie poradzić z ułożeniem - a one po kilku - kulkunastu dniach wracały do sobie znanego stylu. W efekcie - nigdy nie chodziłam bez spinek, gumek....
Moja przedostatnia fryzjerka postanowiła je wydegażować - czym strasznie zniszczyła mi włosy. Do tej pory obcinam jeszcze pozostałości (a włosy po tym zabiegu porozdwajały mi się niemalże do samej skóry, nie pomagały żadne odzywki, balsamy, maski - nic). Powoli zaczynam dochodzić z nimi do ładu.
W lutym trafiłam na swoją fryzjerką - ona pierwsza ścięła je zgodnie z naturalnym układaniem sie włosa.
Od tamtej pory ani razu nie miałam żadnej spinki czy gumki (wyjątek pod prysznicem). Pierwszy raz w życiu.
Jak mi odrosną - to grzywę mam dosyć długą - ale nie wpada mi w oczy (co wcześniej było nagminne, pod cieżarem własnym spadały na dół, nie pomagała tona lakieru).
teraz idę (mam nadzieję, że nie trafi mi sie wyjazd) 21 października - zapisana juz jakiś czas temu..Takie są terminy do tej mojej fryzjerki.
Jezeli idzie o farbowanie - pełne ostani raz było 16 lat temu - gdy na widok matki dziecko się darło ze strachu. zamiast ognistego rudego (kasztan zmnieszany z mahoniem) - jak u mojej siostry (farbowałyśmy razem - z jednego zestawu mieszanego) wyszło mi skrzydło kruka (przy jasnej oprawi oczu i jasnej karnacji -koszmar)..Po tygodniu - bez mycia - włosy "zjadły" farbę - i wróciłam do swojego naturalnego koloru.
Potem eksperymentowałam z pasemkami -ale nigdy nie byłam zadowolona. jedno co sie udawało - to odbarwić włos na blond...
a ja mam wesele i ślub w ostatnią sobotę października, mam nadzieję że fryzjerka nie zrobi mnie w konia i zrobi mi taką fryzurę jaką chcę mieć :D
do tej pory nie miałam fryzjerskich katastrof.... mam swojego fryzjera już dłuugo dłuugo i zawsze do niego chodzę, nie zmieniam i jestem zadowolona :)
ja kiedyś sobie sama pomalowałam włosy. miałam pomalować na taki kolor rudy trochę - toffi a wyszedł marchewkowy rudy :P :D ależ jak wtedy wyglądałam !
na szczęście kolor marchewkowy mi zszedł i mam czarne naturalne włosy :) jutro idę do fryzjerki malować na brąz, mam nadzieję że nie będzie żadnej wpadki :P
Ja mam włosy gęste, plączące się i proste jak druty. Na początku moja fryzjerka pytała się dwa razy czy nie używam prostownicy. A tendencje do kołtunów mam od dziecka.
Raz gdy byłam w gimnazjum zachciało mi się chłopięcej fryzury. Z włosów do pasa zażyczyłam sobie króciutkich. Mój kolega powiedział coś Ty zrobiła, nie będę się do Ciebie odzywać dopóki nie odrosną. Wyglądałam jak bym wpadła pod kosiarkę. Masakra:)
Na ślub siostry fryzjerka uczesała mnie bardzo zwyczajnie a skasowała sobie jak za wymyślną fryzurę.Już tam nie wróciłam.
Teraz mam jedną fryzjerkę czesała mnie na ślub a ostatnio na wesele kuzynki. Potrafi tak mnie ściąć i wycieniować, że moje włosy nie opadają na ramiona i nie wyglądają ciężko. Co jest sztuką przy nich, mojej okrągłej twarzy i moich tylko 181 cm wzrostu.
Może jakieś tam katastrofy zaliczyłam w moim życiu ale to nie były spektakularne klapy i tragedie życiowe . Włos nie ząb ... odrośnie
.
Tak tylko na marginesie obserwuję współczesne trendy i ... podgolony bok głowy za uchem to dopiero jest .... koszmar . Pierwsza moja myśl ..'' dziewczyno z ładnym licem wyglądasz jak ... konfidentka z czasów wojny , wtedy to całościową byłabyś wygolona a teraz modowo oszpecona".
To tylko moje subiektywne odczucie ..
)