Rano zderzyłam się z naszą polską smutną rzeczywistością.Musiałam jechać z reklamacją butów no i przypadło mi jechać autobusem.Zderzenie pierwsze: chcę kupić bilety w kiosku daję 100 zł pani na to że nie ma mi jak wydać a ja jej na to a ja chcę kupić bilet bo muszę jechać autobusem..a ona na na to że nie ma jak wydać..to ja wkurzona że takie chamstwo to tylko w Polsce.Bo rzeczywiście mam brata w Niemczech,męża w Angli i jakoś tam nikt nie ma takich problemów że nie ma jak wydać i rób co chcesz..to twój problem i twoja wina że nie masz drobnych.Drugie zderzenie: szczęśliwie udało mi się zakupić bilet bo koleżanka miała drobne,wtargałyśmy do autobusu wózek z moim dzieckiem no i chciałyśmy wysiąść ale nie zdąrzyłyśmy bo kierowca otworzył drzwi na 10 sek. (to za mało czasu żeby się dokulać z dzieckiem do drzwi i wynieść 30 kg wózek+ dziecko)po czym je zamknął i nie chciał otworzyć ponownie.Bilety drożeją na potęgę a nawet na zwykłą uprzejmość kierowców nie można liczyć.Pojechałyśmy przystanek dalej i kilometr targałyśmy pieszo.Ciśnienie mam podniesione na cały dzień.
Ja tez kiedys miałam starcie z kierowcą,nie zdązyłam dojsc do drzwi a on juz je zamknął,na szczęscie jak krzyknęłam to otworzył ale pewna pani powiedziała głosnym szeptem że gdybym sie szybciej ruszała to pewnie bym zdązyła.Cóz...pewnie miała racje ale cięzko szybko sie ruszac z wózkiem obwieszonym zakupami.
Usłyszałam raz, że wózki niepotrzebnie miejsce zajmują, ale z uśmiechem wskazałam miejsce na wózek i pani zamilkła. Zawsze mam drobne na bilet, bo jeśli pani w kiosku nie będzie miała wydać, to będzie problem, obojętnie czy powinna mieć jak wydać, czy nie. W moim interesie leży zakup biletu, chocbym miała po kieszeniach grzebac przed wyjściem :) mnie denerwują ludzie, którzy popychają dzieci w sklepach, kiedy chcą przejść. Zawsze wtedy mówię "Kochanie, przesuń się, niektórzy dorośli nie potrafią powiedziec przepraszam." Reakcje społeczne na widok dziecka w chuście też są ciekawe, na zaczepki niezmiennie odpowiadam z uśmiechem "Zapewne ma Pan/Pani rację" i odchodzę.
No tak swietny pomysł,spacerowac po zatłoczonym podskakującym autobusie z obładowanym wózkiem,ludziska klną pod nosem bo kogos niechcący zahaczysz,ale z drogi nikt sie nie przesunie bo przeciez po co?Jesli chodzi o tą akurat sprawe to MY Polacy moglibysmy sie co nieco od sąsiadów nauczyc.
Scooby,ciesz się,że nie przeżyłaś takich sytuacji i nie kreuj tych,których nie widziałas.Jeżdziłam i autobusami,i tarmwajami i mogłabym wiele napisać oo wyczynach "panów"kierowców i motorniczych.Najgorszą chwilę przeżyłam,gdy wysiadałam z tramwaju z wózkiem-spacerówką,z młodszą córką w środku.Wynosiąłm go sama,trzymając z boku,oburącz.Gdzy stanęłam na schodku,drzwi zamknęły się (nie do końca),zatrzymujac się na wózku.Bylyśmy po prostu w drzwiach-ja i dziecko w wózku.Motorniczy,gdy zorientował się,ze coś mu blokuje drzwi,próbował je kilka razy zamknąć powtórnie,więc waliły w wózek.Ludzie krzyczeli,a motorniczy chyba ogłuchł.Jakim cudem utrzymałam wózek (połowa dziecka za drzwiami,ja i górna częśc w tramwaju),nie wiem do dziś;Dodam,że tramwaj ruszył,a domykanie drzwi szalony tramwajarz uskutecznial w biegu.Jakis człowiek próbował je rozciagać,ale maszyneria była silniejsza.Nie pisz mi rownież,ze trzeba wcześniej stać przy drzwiach,bo to znaczy,że nie masz pojęcia, jak kiedyś się jeżdziło.To,ile tramwaj stał na przystanku,nie zależało nieraz od ilości wysiadajacych,ale od kaprysu prowadzącego.Wystarczy,że włączyło mu się zielone światlo i naciskał...dzwonek ostrzegawczy i jednoczesnie...ru....ra,ile siły w maszynie.Chciałabyś to przezyć?
A..jeszcze z innych scen pamiętam młodego człowieka,któremu przy wysiadaniu z tramwaju przytrzasnął się szalik w drzwiach (moda byławtedy na takie długie).Sporo metrów przebiegł,zanim tamwajarz się zatrzymał.Cud,ze się nie udusił ani nie wpadł pod tramwaj.Co byś mu napisała?Aby skrócił szalik?
Nazywanie chamstwem faktu, że pani w kisku nie miała wydać pieniędzy jest obużające! Przydałoby się troszkę zrozumienia. Być może właśnie wydała komuś, nie ma przecież banku w tym kiosku ! Chamstwem można by nazwac brak kultury z jej strony, ale tego nie opisałaś. Tu nie jest Anglia, tu nie Niemcy. Ludzie powinni nauczyć się traktowania sprzedawców z szacunkiem ale tego brakuje u nas.... to jest przykład chamstwa.
Wiesz mnie uczono zawsze że do pracy trzeba być przygotowanym tzn. pieniądze można wcześniej rozmienić.Nawet w banku.Do klienta też trzeba mieć szacunek poza tym takie moje prawo jak chcę kupić to sprzedawca ma OBOWIĄZEK sprzedać.
Ja pracowałam jako sprzedawca i jesli przyszedł ktos coś kupić, to żebym miała pół miasta oblatać i rozmienić pieniądzę to zawsze sprzedałam to co klient chciał.
W przypadku kiosku z biletami wrócę, bo nie mam wyboru. akurat ja mam zawsze pełno drobnych w kieszeniach i torebce, więc w razie potrzeby wygrzebię i się nie przejmuję. zdarzyło mi się raz, że pani nie miała wydac i skąd miałam mieć bilet? W autobusie tylko za odliczona gotówkę... na szczęście ktoś miał bilet i mi go po prostu oddał.
Nie żartuj, zostawiałas klientów w sklepie i leciałaś rozmieniać pieniadzę:) W moim osiedlaku jak mi nie ma wydać, to zapisuje na kartce, a potem jak rozmienie to jej oddaje.
Tak zostawiałam klientów i leciałam rozmienić pieniądze. Nigdy nie wyszedł ode mnie klinet bez towaru bo nie miałam mu jak wydac reszty. Chyba, że ktos sam zaproponował że rozmieni pieniądze.
No to zasługujesz na miano sprzedawcy roku:) Ja bym sklepu nie zostawiła i nie leciała rozmieniać , bo mogliby mnie złodzieje okraść.I bym musiała ze swoich oddawać.
Pewnie to moja naiwność ale tak ufam tym ludziom, że jestem w stanie ich zostawić i lecieć rozmieniac. Ja bym nigdy nikomu nic nie wzięła i mam nadzieję że nic ludzie również. Pewnie kiedys się przejadę na tym ale tak mnie nauczono:)
bez towaru może nie wyszedł, a z towarem pod kurtką?
Ja jak mam to wydaje reszty. Jak nie mam, to pytam obok, jak nie mają to jest mi bardzo przykro ale nie zostawię wszystkiego i nie polecę np. do biedronki prosic.
Mój wyuczony zawód to właśnie sprzedawca i tam nam wpajano, że żebym miała całe miasto latac za rozmienianiem to ja jestem do tego zobowiązana jako sprzedawca.
Być może ja tez robiłam co w mojej mocy bo przeważnie ktoś tam miał "oko" na stoisko w moim sklepie.
Ale pamiętam taka sytuację przyszła "babka" wiedziałam, że ma "lepkie ręce" więc praktycznie non stop patrzyłam na nią. I po jej wyjściu okazało się, że brakuję mi towaru. Do dziś nie wiem jak ona to zrobiła.
Więc jeśli ktoś chce coś ukraśc nie potrzebuje aby sprzedawca wyszedł pieniądze rozmienic:)
Mój wyuczony zawód to właśnie sprzedawca i tam nam wpajano, że żebym miała całe miasto latac za rozmienianiem to ja jestem do tego zobowiązana jako sprzedawca.
Ale mnie rozśmieszyłaś:)) Jakbym miała sklep , a Ty byś u mnie pracowała, to bym cię zwolniła:) Bo w tym czasie co ty byś latała szukać drobnych, mnie by okradziono.
No widzisz a mój szef uważał tak jak ja i zwolniłby mnie gdybym to ja wysłała klienta żeby sobie sam rozmienił pieniądze jeśli chce u mnie zakupy zrobić. Mój szef uważał że klient nasz pan i na 10 osób które weszły do sklepu 8 wyszło z towarem:) I to nie był sklep spożywczy:)
Jestem tego samego zdania.Klient nasz pan.Jak nie chcesz sprzedać to do widzenia i więcej nie przyjdzie.A wysyłanie żeby sobie klient sam rozmienił to brak szacunku do klienta.
jak pracowałam we wspomnianej juz Biedronce, nie mogłam do WC zejść z kasy a miala bym latać po mieście i kase rozmieniać? na rozpoczęcie dnia w kasie jest 300 zł,teoretycznie w drobnych bo to zalezy czy poprzedniczka nazbierała,zdażało sie ze było 300 zł w 3 banknotach 100 zl,a na otwarcie sklepu mialam klientów kupujących 2 bułki,pasztet i piwo,dawali np 50 zł cuda sie robiło zeby wydać ale z kasy zejśc nie mozna.
ja po nikogo nie dzwonię ja latam i rozmieniam. Nie wiem po kogo miała dzwonic pani z kiosku i ja na szczęście za nia nie odpowiadam. Napisałam tylko, co ja robię i uważam, że jest to mój obowiązek.
Rozumiem, znam osobę! wtedy na chwile bym ją zostawiła .Ale nigdy bym nie zostawiła obcych ludzi w sklepie i nie latała po mieście rozmieniać kasę:)Nie wiem czy wiesz , ale zostawiasz w sklepie 3 przypadkowe osoby, sama wychodzisz i szukasz drobnych, jaką masz pewnosć że nie są w zmowie? I ten banknot 50 zł z którego n.p nie masz wydać specjalnie poświęcili, ty wychodzisz a oni pakują za dużo więcej pod kurtkę:)
No właśnie ja nic nie wiem o tych ludziach ale jakos im ufam.Wiem wiem pewnie moja naiwność. Ale nie zauwazyłam żeby mi cos zgineło po takiej mojej nieobecności.
no niestety tak tez to załatwialiśmy,ale na otwarcie w moim sklepie była tylko kierowniczka i jedna kasjerka i tak do 10 rano, kierowik przyjmował towar a kasjer świecił oczami przed klientami.
jak trafilo sie w kolejce np 3 kolegów, jadących do pracy na budowe łączyło sie ich zakupy i płacił jeden (potem sami sie rozliczali) ale trzeba bylo sie ładnie uśmiechać,a nie nadymać i mieć pretensje ze w Angli kasjerki mają drobne a mi nie dali ;-)
Chciałam tylko powiedzieć, że podziwiam wszystkich sprzedawców. W życiu nie dałabym rady pracować w ten sposób, podejrzewam, że jestem zbyt mało cierpliwa i pierwszego dnia mogłabym klienta rozszarpać, znam wielu sprzedawców i z ich opowieści o piekielnych klientach wnioskuję, że nie dałabym rady. :)
heh na szkoleniu wpajano nam różne dziwne rzeczy, pamiętam to jak dziś,podniosłam grzecznie ręke i stwierdziłam ze praca sprzedawcy była by super praca gdyby nie.....klienci
i na tym skonczyliśmy, poszlismy na przerwe papieroskową,każdy opowiadał różne śmieszne lub mniej śmieszne historie związane z praca sprzedawcy, to lepsze niż kabaret
To ja też pracowałam w Intermarche dość duży sklep i było podobnie 300 na rozpoczęcie drobnych i grubych.Tylko każda miała swoją kasetkę na stałe i ile sobie drobnych uzbierała w ciągu kilku dni tyle miała.Można było rozmienić u głównych kasjerek jeśli w rozliczeniu były drobne ale najczęściej się zbierało końcówki. I też cuda robiłam żeby nazbierać drobne ale 10 zł,20 zł..kwestia wprawy...ale nigdy nie było tak że klient nie mógł kupić.Nie do pomyślenia.
Jak nie ma sprzedawcy lub jest i nie zajmuje się klientami lub jest duża kolejka to wychodzę i idę dalej. Wyjść bym wyszła. Może przesadziłam z tym nie wróceniem.
Nie podoba mi się Twój stosunek do sprzedawców. Mam wrażenie, że uważasz się za kogoś lepszego. Płacę-żądam, a może przydałoby Ci się odrobinę wyobraźni, że takich osób jak Ty, w danej chwili było więcej i zwyczajnie po ludzku zabrak drobnych. Opłaty w kioskach nie są duże, więc i na rozpoczęcie pracy w kasie nie ma olbrzymich kwot, to nie supermarket.
A niby dlaczego mam się uważać za kogoś lepszego od sprzedawcy? sama pracowałam w kasie i wiem jak jest ale nigdy nie odesłałam klienta bo nie mam jak wydać.I nie muszę sobie niczego wyobrażać bo pojęcie jak wygląda handel mam.
Widzisz a ja to tak odebrałam. Mam swój sklep od 17 lat i zdarzają się takie sytuacje jak Twoja. Przychodzą klienci jeden za drugim i prawie każdy płaci wysokim nominałem. Sklep otwarty od 5 rano i np. o 14 nie mam żadnych dziesiątek czy dwudziestek. Owszem zostawiam z dni poprzednich kiedy jest ich dużo, ale niejednokrotnie to i tak za mało. Prawda też jest taka, że przychodzą do nas także inni sprzedawcy i im zmieniam pieniądze. Wierz mi jest teraz bardzo ciężko. Bardzo dużo moich znajomych musiało zamknąć sklepy. Nie mieli na zapłacenie czynszu, opłat, a trzeba jechać po towar, to i pewnie w kasie nie zostawiali zbyt wiele. Dlatego rozumiem tą drugą stronę, no i to nie Anglia jak piszesz tylko polskie realia.
Kiedyś jedna sprzedawczyni tłumaczyła mi to tak że zmalała wartość pieniądza dlatego nie ma czym wydawać.Bo większość ludzi daje 50 czy 100 żeby zrobić większe zakupy.Bo co kupisz za 20 czy 10.
Jesli jest jeden pracownik w kiosku to nie ma szans biegac non stop do banku rozmieniac pieniadze!A jezeli to bylo rano to ma kasę pustą.Sama pracowałam kilka lat w sklepie i wieczorem szef kasę zabierał zostawiajac tylko przysłowiowe parę groszy wiec rano na prawdę nie było czym wydawac.Zdażali sie oczywiscie oburzeni klienci chociaz grzecznie tlumaczyłam co i jak,ale w wiekszosci jednak byli wyrozumiali i albo poszperali za drobnymi albo biegli rozmienic albo po prostu wychodzili.Jednak jednej pani chyba nie zapomnę bo przychodziła codziennie rano o 6.15 po jedna drożdżówkę za 0.70gr ze 100zł banknotem i wielkim oburzenie ze nie mam wydac.I robila to specjalnie z premedytacja,zwykła ludzka złosliwosc.Na szczęscie więcej było pozytywnych klientów niz negatywnych jak ta pani.
Mysz,z całym szacunkiem,ale ja też uważam,że przeholowłaś z tym "chamstwem".Akurat znam temat.Pracowałam 5 lat w kiosku,w centrum dużego miasta (1000 do 2000 klientów dziennie,przez 13 godzin,często sama).Nie zawsze bez utarczek z klientami można było wyjść za potrzebą,zrobić kasę czy przyjąć towar.Nie wyobrażam sobie sytuacji,abym miała zamknąc kiosk i biec rozmieniać pieniądze.Prawie cały czas była kolejka.Jak sądzisz,czy stojący w niej nie nazwaliby chamstwem to,że zamykami kiosk i idę szukac drobnych?
Napiszesz może znowu,że powinnam mieć przygotowane mniejsze nominały?Zawsze miałam (ilość też była odgórnie limitowana),ale były dni,gdy ich brakowało.Nie sprawiłoby mi przyjemnosci,gdyby ktoś nazwał to chamstwem,gdyż chamstwo jest to po prostu więcej niż nieuprzejme zachowanie,a nie niemożność sprostania jakiejś sytuacji. Dodam,że moja wypowiedz nie dotyczy "królewien i książąt zza lady",tylko przybliża typową sytuację.Cekawe,co Ty byś zrobiła?Nie sądzę,abyś zaczynała pracę z kuferkiem drobnych.
W innych krajach....brzmi to tak,jakbyś dopiero zachłysnęła się ta innością.Znam i inne kraje.Bywa tak,jak piszesz,bywa,jak i u nas.Może mają często bardziej normalne warunki pracy
No tak kiosk czynny od godz 6 tej rano,ja koło 10 tej kupuję bilet.Rzeczywiście problem wydać ze 100 zł. Trzeba rozmienić pieniądze przed pracą żeby mieć czym wydać.
No tak kiosk czynny od godz 6 tej rano,ja koło 10 tej kupuję bilet.Rzeczywiście problem wydać ze 100 zł. Trzeba rozmienić pieniądze przed pracą żeby mieć czym wydać.
Z całym szacunkiem, ale to Ty jesteś w tym wszystkim nie w porządku złoszcząc się na ludzi, którzy ciężko pracują. Bo praca z ludźmi jest najciekawszą, ale też najcięższą pracą. Właśnie takie paniusie z pretensjami robią przykrą atmosferę w tym kraju. A swoją drogą za granicą też trzeba mieć drobne na bilet! :)
Wiem o tym że praca z ludźmi jest ciekawa ale i ciężka.Pracowałam kiedyś w sklepie na kasie i wierz mi nigdy nie zdarzyło mi się powiedzieć nie sprzedam pani bo nie mam rozmienić! Bo to mój problem a nie klienta! Ktoś ma zostawić zakupy bo ja nie mam czym wydać? żarty chyba.Nie kupowałam biletu w autobusie gdzie rzeczywiście trzeba mieć drobne.Kupowałam w kiosku gdzie równie dobrze mogłam chcieć kupić coś innego.
Byłam niedawno na urlopie w Polsce i szczerze mówiąc, żyjąc na codzień w Anglii, odzwyczaiłam się od próśb sprzedawców w stylu- "nie ma pani drobniej?", a "23 groszę dostanę?". O te końcówki panie w osiedlowej Biedronce pytały codziennie... Nie neguję tego, poprostu takie mamy przyzwyczajenia.
Sytuacja w kiosku- no cóz, może rzeczywiście pani w kiosku nie osiągnęła utargu 100 zł, w dobie kryzysu i podwyżek, ludzie gonią po zakupy do tanich supermarketów, a nie do osiedlowych sklepików i kiosków. Bardzo możliwe, że nie miała wydać. "Chamstwo"- może zbyt dobitnie, ale irytacja pewnie tak...
Nie trzeba. Mieszkam w Anglii od kilku lat, również podróżuję z dzieckiem autobusem. jeszcze nigdy mi się nie zdażyło, żeby kierowca nie miał wydać, a przeważnie płacę 10 funtówką...
Wiesz co ja chamstwem to nazwałabym twoje zachowanie!!! Kiosk to nie bank i nie wydaje mi się dziwne że sprzedawczyni nie miała wydac ze100 zł. Jak ktoś wcześniej napisał być może wydała kilku osobom pod rząd i juz jej brakło. A Ty powinnaś nauczyć się trochę pokory bo współczuje wszystkim którzy staną na twojej drodze , a tobie nie spodoba się ich zachowanie. Nie jesteśmy krórami świata i nauczmy śie żyć w zgodzie ze społeczeństwem
Czyli mam się na to zgodzić,zostawić zakupy bo pani nie ma jak wydać,iść do innego kiosku kupić bilet bo to mój problem że nie mam drobnych..być może i powinnam nauczyć się pokory ale szacunek do siebie też trzeba mieć.Pracowałam w sklepie i nigdy przenigdy nie odesłałam klienta bo nie mam jak wydać.Bo klient nasz pan.
No wlasnie jedz tam gdzie kraina mlekiem i miodem plynaca , tam zapewne zawsze beda mieli wydac np. ze stu funtow , pozdrawiam i zycze przyjemnych wojazy i aby jak najszybciej spelnilo sie Twoje marzenie i opuscila ten kraj , gdzie tak zle zylas przez ostatnie lata , pozdrawiam
No wlasnie jedz tam gdzie kraina mlekiem i miodem plynaca , tam zapewne zawsze beda mieli wydac np. ze stu funtow , pozdrawiam i zycze przyjemnych wojazy i aby jak najszybciej spelnilo sie Twoje marzenie i opuscila ten kraj , gdzie tak zle zylas przez ostatnie lata , pozdrawiam
Ach,to zostałas pocieszona.Nie łam sie myszamycha,jeszcze duzo dnia zostało.Mnie tez irytuje fakt ze mam kase a nie moge kupic,ale na taką ewentualnosc mozna sie przygotowac:)
Niestety tak to jest z tym pocieszniem tutaj. Myślę, że cały szkopuł jest w tym, że mamy tu tygielek róznych charakterów i środowisk. W realu większość z nas nawet nie zamieniłaby ze sobą nawet jednego słowa. Myślisz, że zwracasz się do mamusi taszczącej wózek, która nie miała czasu, żeby zadbać o drobne a odpisuje ci pani z kiosku, albo znerwicowany kierowca autobusu.
To, że jest jak jest nie oznacza, że musimy się na wszystko godzić i dostosowywać. Pani w kiosku nie musi wydawać drobnych - po co, pan kierowca nie ma obowiązku być miłym - oj może ma zły dzień, właściciel nie musi sprzątać kup po swoim psie - ojej możemy się przecież do tego przyzwyczaić, nie szanujący ciszy nocnej sąsiedzi - co tam mają prawo, zaciśnijmy zęby i udajmy, że jest super......itd itd.
No właśnie najlepiej schować głowę w piach i pokornie pozwolić po sobie jechać.Dobry artykuł.Obowiązkiem sprzedawcy jest wydać resztę.I tyle.Wysyłanie żeby rozmienił czy odmowa sprzedaży to zwykłe chamstwo i bezprawie.
To nie jest chowanie głowy w piasek,to czysta wygoda z naszej strony:)Jak nie mam drobnych to wiem ze sama bede musiała pózniej latac i rozmieniac bo Pani nie moze wyjsc.Jak mozna przeczytac w artykule prawo swoje a sklepikarze swoje.Bo co zrobisz jak sprzedawca nie ma wydac i nie chce isc rozmienic?Podasz go do sądu?Pewnie bys mogła...Prawda taka ze im czesciej kombinujemy sobie te drobniaki sami tym bardziej przyzwyczajamy sprzedawców do tego ze nie muszą miec drobnych i jak widac istnieje na to publiczne przyzwolenie,traktujemy to jako rzecz zupełnie normalną tak jak psie kupy na trawnikach:(
No to się pochwalę. W Krakowie bilet u kierowcy kupuje się o 50 groszy drożej, ale w autobusach i tramwajach sa automaty do kupowania biletów - w tych automatach kupuje się wrzucając monety, automaty wydają resztę. Na wszystkich petlach i większych przystankach sa automaty w których mozna kupic bilety i naładować Krakowską Kartę miejską na dowolne linie i dowolny termin. Te automaty przyjmuja i monety i papierowe pieniądze. I w kioskach tez sa bilety :)
nawet w banku może zabraknąć pieniędzy...a jak to możliwe?nie będę tłumaczyć, bo nie o to tutaj "biega"....NIe przesadzajmy z tym nazywaniem zachowania dziewczyny chamstwem ! po prosotu dzień jej się źle zaczął i wpieklona na wszystkich i wszystko chciała sie wygadać no...
Wiesz.... ja prowadzę swój sklep i to jest tak, że ile bym nie miała tych drobnych naszykowane, to zawsze znajdzie się Klient, któremu nie będę miała czym wydac. I nie uważam się za osobę chamską, zawsze przeproszę grzecznie. Nie mam możliwości zamknięcia i pójścia do banku, aby pieniądze rozmienic, sąsiadujące sklepy nie chcą mi tego robic, ponieważ "brak drobnych" to zmora sprzedawców...
zadziwiające jest to co piszesz. Tak czasem to zdarza ci się pomyslec z innej perspektywny niż Twoja. Nie wzielaś pod uwagę tego że od 6 wszyscy płacą tyko grubymi pieniędzmi i kobieta już po prostu nie ma drobnych. Być może rozmieniała a może w pobliżu też nie mają już jak rozmienić bo sami potrzebują.
I niestety tweirdząc, że niemożnośc wydania w kiosku ze 100 zł reszty kupując bilet jest chamstwem... no cóż to nie było grzeczne, żeby nie poweidzieć chamskie.
Niestety często sprzedawczynie (w marektach) są obrażane przez klientów... to jest plaga Polaków.
Szkoda marnować reszte dnia na rozpamiętywanie przykrości jaka Cie spotkała ,.usmiechni się reszta dnia będzie fajnia czego CI z całego serca zycze.Jadzia
Ja często miałam problemy z wydawaniem reszty, bo prewazały transakcje bezgotówkowe, ale jak się zdarzało, że nie miałam wydać, to grzecznie musiałam przeprosić i porosić klienta o rozmienienie pieniędzy, gdyż sama nie miałam możliwości opuszczenia stanowiska pracy. Zawsze grzecznie prosiłam i nigdy nie spotkałam się z odmową lub tym, że ktoś źle o mnie powiedział. Chyba że trafiałam na wyrozumiałych klientów...
W Twoim interesie jest mieć drobne na bilet, żadne tłumaczenia nie pomogą że kioskarz nie miał wydać.Kanar i tak Ci mandat wlepi :) z nimi nie ma dyskusji.Będziesz miała nauczkę na przyszłość żeby mieć drobne w kieszeni, przecież chyba wcześniej planowałaś tą podróż.
Nie wiem dlaczego masz pretensję do kioskarki, zdarza się że w małych sklepach nie maja wydać i nie ma się co złościć.
Nie wiem czy wiesz, ale w autobusach jest przycisk na żądanie, jak się chce bezpiecznie wysiąć to wcześniej trzeba przejsć do wyjścia i nacisnąć guzik , wtedy autobus się zatrzyma .
Moja znajoma jadąc kiedyś ze mną autobusem , prosiła,że jeżeli wejdą kanary , to mam się do niej nie przyznawac. Jak wyszłyśmy z autobusu, to mi wytłumaczyła ,że w razie czego udaje głucho-niemą, a jak to nie pomaga to zaczyna płakac i udaje,że ma atak . Mówiła,że zawsze jej się upieka.
Sądzę że w moim interesie jest po prostu mieć bilet.Przystanek nie był na żądanie,kierowca się zatrzymał,otworzył drzwi i zamknął mi je przed nosem.W tym momencie nacisnęłam przycisk ale już nie otworzył chociaż mógł.
Nie wszedzie Mamo Różyczki. Pochodzę z małego miasteczka w Polsce i nasze miejskie autobusy nie mają takich przycisków:( A to naprawdę ułatwia życie. Tu w Anglii są te "magiczne guziki", wciskasz, i kierowca nie zamknie ci drzwi przed nosem i nie pojedzie dalej póki nie wysiądziesz
Właśnie w tym problem że zamknął drzwi i ja wcisnęłam jeszcze raz żeby otworzył mógł ale nie otworzył..a jakbym się znalazła na schodach to nie wiem zamknąłby te drzwi na mnie albo na wózku z dzieckiem.A autobus był z tych starszych typów z ciasnym wyjściem i bez udogodnień.
Dziewczyna mówi ,że ma wredny dzień . I faktycznie pisze co jej na sercu, może impulsywnie, ale to można zrozumiec. Żadna z was nie miała takiego dnia?
A co do zachowań, to wszedzie sa ludzie doskonale przygotowani do pracy i tacy co robią łaskę ,że do pracy przychodzą. A co do pracy z ludzmi, to praca jak każda , należy ją taka wybrac, żeby ja właściwie wykonywac. Mi też czasami zdarzało się, że kierowca ruszał a ja nie zdąrzyłam wyjśc jeszcze. Więc krzyknełam coś miłego do kierowcy i zawsze otworzył. No fakt, głos to ja mam donośny. Może po prostu Ciebie nie usłyszał lub nie zauważył? Kierowca też człowiek.
Kiedyś mój znajomy kierowca autobusu, opowiadał ,że kolega z pracy jezdził niezbyt delikatnie ludzie krzyczeli ,że jezdzi jakby świnie woził. A on na to. "A co, komuś ryja przycieło?"
A jak z butami wyszło?Ja kiedyś chciałam zareklamowac buty, a że sprzedawca potraktował mnie jak glupią gęś, to go w gazecie obsmarowałam. Oczywiście całkowita wina była z jego strony. Mam nadzieję ,że przygoda ze mną nauczyła go,że nie można z klientów baranów robic.
Mysza , teraz każdy ma kogoś zagranicą, A za granicą też jest różnie. Jak pomieszkasz zagranicą to sama się przekonasz.
Otóż to..bo ja w ogóle z tych bardziej impulsywnych. Wiesz zaraz jak ruszył to nacisnęłam ten przycisk ale kierowca nie zareagował a mógł jeszcze stanąć i otworzyć.Brak dobrej woli i tyle.A jeśli chodzi o panią w kiosku to zdania nie zmienię.Obowiązkiem sprzedawcy jest posiadać drobne i sobie je organizować w postaci końcówek.Sprzedawca nie ma prawa nie przyjąć gotówki.
Na szczęście z butami dobrze wyszło może bo to z sieciówki daichman i im zależy na kliencie więc nawet nie wzięli do naprawy tylko mogłam sobie wymienić na nowe.
Wiem wiem że tam nie jest tak słodko...ale z uprzejmością w sklepach i urzędach na ogół jest lepiej.
Z przykrością muszę Cię poinformować że już sprzedawca nie ma obowiązku posiadania drobnych, jeśli Ty coś chcesz kupić,na. bilet to rozmienianie pieniędzy nie jest obowiązkiem sprzedawcy. natomiast w interesie sprzedawcy jest posiadanie drobnych, ale nie obowiązek. takie prawo.
Myszamycha nie zawsze w urzedach i sklepach jest uprzejmiej.Od jakiegos czasu tez nie mieszkam w Polsce,i ladnych pare lat temu zalatwialam rodzinne na corke w urzedzie,normalnie masakra,kobieta ktora tam siedziala nie nadawala sie moim zdaniem wogole do tej pracy.Opryskliwa,rzucala dokumentami,podnosila glos i wogole robila laske,ze tam siedzi za biurkiem i musi glupich petentow przyjmowac.Rodzinne zalatwialam 7 miesiecy,za kazdym razem przypominalo jej sie ,ze znowu jakiegos papierka brakuje
.Za kazdym razem pytalam,czy to napewno lista wszystkich dokumentow,ktore musze dostarczyc,potwierdzala,a jak przychodzilam nastepnym razem okazywalo sie ,ze znowu czegos brakuje.Wliczam do tego,ze tez musialam z tego powodu ,pojechac w krotkim czasie do Polski,bo pani za biurkiem ,mnie blednie poinformowala.Dodam,ze nie tylko ja mialam tam problemy z zalatwieniem rodzinnego.Ku mojemu zdziwieniu,kiedys wlaczylam telewizje regionalna,i coz widze,wlasnie urzad w ktorym zalatwialam sprawe.Jakis petent nie wytrzymal i poszedl z tym do telewizji,po tygodniu od tego programu,moja sprawa zostala pozytywnie rozpatrzona,a od nowej osoby tam pracujacej,dowiedzialam sie,ze polowe tych dokumentow ,ktore dostarczylam nie byly wogole konieczne.
Co do busow mysza,tu gdzie mieszkam ,autobus,sam sie nie zatrzyma jesli wczesniej ,nie nacisniesz guzika,ze chcesz wysiasc.Jesli nikt nie naciska guzika,to bus nie zatrzymuje sie na przystanku,ktory bedzie wlasnie mijal,chyba ,ze na tym przystanku stoi osoba ,ktora chce wsiasc.N apoczatku tego nie wiedzialam i bylam zdziwiona,ze bus nie zatrzymuje sie na przystankach.
Jak kilka osób uważam, że to Twoj problem że nie masz drobnych,generalnie wiekszośc ludzi wie ze do kiosku ze stówą sie nie chodzi,z czego ta kobieta ma nazbierac drobnych?z bieletów komunikaćji miejskiej sie nie da, albo z gazet za 2 zeta.
co do CHAMSKICH kierowców autobusów,także mam odrobine odmienne zdanie od Twojego,mój mąż jest kierowcą,co prawda PKS-u,ale juz nie raz nasłuchałam sie opowieści o " przemiłych" pasażerach...cóż punkt widzenia zależy od punktu siedzenia.
pozdrawiam i życze samych uprzejmych pań w kioskach i uprzejmych kierowców autobusów.
A wiesz że jest takie prawo że sprzedawca nie może odmówić przyjęcia gotówki?? także to nie mój problem.Z czego ma nazbierać? z papierosów za 12 zł,kosmetyków w tejże cenie które tam są.Skoro takie twoje pojęcie uprzejmości kierowców to życzę powodzenia.Zamknięcie matce z dzieckiem i kobiecie w ciąży widocznej (moja koleżanka która była ze mną) to na prawdę uprzejmość..aż szczypie.
Wiesz...o takim prawie nie słyszalam,może sama je wymysliłaś? wiem jedno kobieta w kiosku nie ma maszyny produkującej monety i drukującej banknoty. Nie może zamknąć kiosku i pobiec szybciutko do banku bo Ty czyli Klient przez duże K przyszedł ze stówą po bilet.
Tez jestem matką z dzieckiem(w wózku) i czasami uśmiech sprawia ze nawet drzwi w sklepie obcy człowiek przytrzyma,a nadęta twarz uprzejmości od innych nawet w Anglii sprawy Ci nie załatwi.
Rzeczywiście mogłam się uśmiechnąć do tego pana pewnie by zauważył.A może zostawić wózek z dzieckiem i podejść do niego i grzecznie poprosić czy byłby łaskawy drzwi otworzyć?A jak nie czytałaś o takim prawie to wujek google się kłania.Poczytaj. http://biznes.onet.pl/bede-dluzna-grosik,18493,3707506,3323181,212,1,news-detal
To idz jutro do tej Pani do kiosku,daj jej te 100 zł i poproś o bilet,jak Ci nie wyda to jej powiedz ze ma takie prawo i juz( w razie jak nie bedzie miala postrasz ją "wujkiem google",albo ze opiszesz ją na forum na WŻ)
jak to nie pomoże możesz ewentualnie nastraszyć ją tym ze jesteś matką z dzieckiem i sie komuś poskarżysz( np. mężowi w Anglii) ze tak Cię potraktowała,no bo chyba na policję z tym nie pojdziesz-chociaż możesz jej sprawe w sądzie wytoczyć no bo jak PRAWO to PRAWO! a w ostateczności sie popłacz albo ją zbluzgaj od "powszechnych chamów" , polaków itd
co do kierowcy mysle ze byłaś juz tak naładowana negatywnymi emocjami ze choćby zniósł Ciebie pod jedną pacha i wózek z dzieckiem pod druga pachą no i jeszcze koleżanke na plecach to i tak za cos byc go zjechala. a co! jak "powszechne chamstwo" to po całej lini.
Nastawienie człowieka do innego jest podstawą. Rzeczywiście, często w Anglii mijając się, ludzie wymieniają się bezineresownie uśmiechami, zwłaszcza starsi widząc ciężarną, lub matki z dziećmi. Jak na ogół ludzie są dla siebie mili, to taką sytaucję z zamknięciem drzwi też łatwiej rozwiązać i puścić w niepamięć. Ale człowiek jest człowiekim, i każdy ma gorsze dni, i wtedy byle g... potrafi nas wyprowdzic z równowagi i zepsuć cały dzień.
Nie wiem jak jest ze starszymi, ale jak byłam w ciąży nigdy nie musiałam się upominać o siedzące miejsce. ale podejrzewam ze w polsce tez nie było by problemu. U nas w angielskich autobusach pierwsze 2 rzędy miejsc są zarezerwowane plakietką :miejsca przeznaczone dla osób starszych i niepełnosprawnych
U nas też i co z tego? Myślisz, że ktoś zejdzie? Ja kiedys jechałam z moim dzieckiem autobusem, siedzieliśmy i weszła starsza pani i mówię do niego choć siądziesz u mnie na kolanach to pani sobie siądzie. I spytał sie mnie A dlaczego? Wytłumaczyłam mu dlaczego i spokojnie pani sobie siadła. Myślę, że taka sytuacja sie nie powtórzy drugi raz że już bedzie wiedział, że sie starszym ustepuje. Ale tego trzeba nauczyc to samo raczej nie przyjdzie.
A nie pomyślałaś, że ten niby wredny kierowca również jest w pracy i ma określone jej godziny? Może jeszcze powinien Ci z tym wózkiem pomóc? Wydaje mi się, że faktycznie masz zły dzień i troszkę szukasz dziury w całym....Życzę optymizmu:)
Wynika z tego że on ma określone godziny to ja już nie mogę wyjść z autobusu jak człowiek??To może niech w ogóle drzwi nie otwiera.A wiesz że jakby nikogo nie było do pomocy to kierowca jest zobowiązany mi pomóc?
Ha ha ha. Skąd Ty bierzesz taki informacje? To już zaczyna być naprawdę zabawne. Chodziło mi o określone godziny- na każdym przystanku musi być o określonej godzinie. Masz chyba zbyt roszczeniowy stosunek do innych ludzi. Skoro i w kiosku i w autobusie zostałaś potraktowana tak niby strasznie, to proponuję kupno samochodu albo może zamieszkanie na ....Księżycu:) Pozdrawiam
Myszko, nie zgadzam się z użytym przez ciebie określeniem chamstwo na brak kwoty do wydania reszty. Uzasadnię.
W drodze do przystanku mamy 3 bankomaty największych polskich banków. Na przystanku jest kiosk. Wiata. Postój taksówek. Kebabownia czynna od 11.00. Wszystko.
W innej drodze przez bazarek mamy jeszcze panią Krysię, która jako jedyna otwiera swój kiosk z pieczywem o 06.00. Kilkadziesiąt kiosków, czynny jeden.
Dziewczyna z kiosku i Pani Krysia wiedzą w lot, który bankomat płaci dziś po 200 zł, który po 100 zł. ja też wiem, bo próbowałam kiedyś oszukać dziada i wziąć 80 zł (50+20+10) i skubaniec mi zaproponował albo 100 zł albo nawet więcej :)
Zwykle obie panie mają rano coś na wydanie reszty, ale kiedy przyjdzie fafnasty klient, który rano wziął 200 zł lub 100 zł z bankomatu, drobne się kończą i nieważne, która godzina jest, 08.00 czy 10.00.
Pani Krysia liczy wtedy na starsze osoby, które zwykle przychodzą z odliczoną kwotą na chleb, Dziewczyna "modli się", żeby nie bylo kolejnej dwusetki i zakupu pudełka zapałek za 10 groszy. Kebabownia nie chce rozmieniać, Kiosku zamknąć nie można, żeby jakieś 1,5 km lecieć do McDonalda "McDrive" i jeszcze zaklinać los, żeby chcieli rozmienić. Przecież oni są fastfoodem, a nie bankiem ;)
I to, że ktoś może nie mieć Ci wydać, to dla Ciebie jest chamstwo? Obie panie nie uważają za chamów tych, co "pogadali" sobie z bankomatem nieważne o której godzinie i dostali grube banknoty, na które one mogą nie mieć reszty.
Zwykle codziennie jeżdżę samochodem, ale zdarzyło mi się parę razy korzystać z autobusu i minibusów. Wyrobiłam sobie na wszelki wypadek Kartę Miejską, którą mogę doładowywać w miarę potrzeb, jest bezterminowa (wiem, że nie wszędzie są takie możliwości). Dla panów busiarzy mam zwykle drobnicę uzbieraną po domu,"klapaki, klapaki dawajta, bo jutro jadę bez auta :)".
Nigdy nie określiłabym mianem chamstwa (w szczególności "tylko" polskiego chamstwa) tego, że ktoś może nie mieć na wydanie mi reszty ze 100 czy 200 zl. Tak samo ujęłabym się za Tobą, bo to przecież nie Twoja wina, że bankomat dzisiaj nie rozmienia się na drobne.
Na temat wózka w autobusie nie wypowiadam się, bo dawno swojego nie wnosiłam ;)
W naszych autobusach platforma do przewozu wózków jest naprzeciwko głównych i najszerszych drzwi. A pasażerowie i pasażerki (kobieta kobiecie często najlepszym przyjacielem jest) pomagają wynosić dziecięcą limuzynkę.
Zatem mówię stanowcze "NIE" określeniu chamstwo, w szczególności "powszechne" na tytuł Twojego wątku.
Z uprzejmością kierowców jest różnie, byłam świadkiem dziwnych sytuacji, które nie powinny mieć miejsca.
Wsiadłam do autobusu z zamiarem wykupienia biletu u kierowcy ( w okolicy nie było żadnego kiosku, nie byłam przygotowana). Kierowca biletów nie miał. Zatrzymał się na przystanku przy którym był kiosk, mogłam wysiąść, kupić bilet i wrócić, zaczekał.
Własnie, kierowca też człowiek, tez może mieć gorszy dzień. Chwalę sobie życie na obczyźnie, ale bez przesady, że zawsze jest tu tak kolorowo. Kiedyś w autobusie facet na wózku inwalidzkim wcisnął przycisk by wysiąść. niektóre autobusy się nie obniżają to poziomu chodnika, by mogły do niego wjechać wózki inwalidzkie i dziecięce i wtedy kierowca musi rozłożyć specjalny zjazd. gdy facet wcisnął przycisk by wysiąść to kierowca wydarł się na niego, że juz kilka razy mu tłumaczył by wsiadał do innego, obniżającego się autobusu. Rzucając metalowym zjazdem, zrobił aferę na cały autobus, niepełnosprawny wyjechał ze spuszczona głową, a ludzie pukali się w głowę patrząc na kierowcę...
Załóżmy że przyszło 20 osób ze stówką, każdy chciał bilet za 2 zł, więc w kasie tej pani byłoby 40 zł, a reszty które by musiala drobnymi wydawac to 1960 zł. Takiej gotówki to żaden szef nie zostawia, a w kiosku bywa że to jest całodzienny utarg. Nie sadzę też że taki szef byłby zadowolony że jego pracownik biega po mieście a nie siedzi w kiosku.
a jakby poleciała do banku (jak sugerowałaś w jakimś poście) to zdążyłabyś na autobus?
Watpie...
Masz nauczkę, żeby sobie wcześniej drobne przygotowac, albo zakupic większa ilość biletów na zas.
Wiesz staram się drobne mieć i drobne dawać bo wiem jak jest,nigdy nie rozmieniam celowo no ale czasami tak się zdarza.Miałam tylko stówkę i nic więcej.
Strasznie biedna jestes...co chwile wspominasz-dziecko i wózek!
kobieto nie Ty jedna nie ostatnio masz dziecko i wózek, ciekawe jak nasze matki sobie radziły z wózkami bez skrętnych kół,amortyzatorów itp z wózkami ważącymi dwa razy wiecej niż te co my mamy dla dzieci, nie rób z siebie matki cierpiętnicy, bo az źle sie to czyta...
to nie czytaj.. proste?? a niby jak miałabym kupić bilet u kierowcy mając dziecko? zostawić dziecko z wózkiem? może sam wózek a wziąść dziecko i zasuwać do kierowcy po bilet? albo może zasuwać z wózkiem przez cały autobus do kierowcy? myślenie nie boli...więc myśl.
Proszę o pomoc kogos z pasażerów, aby spojrzeli na dziecię, nie spuszczając oka z dziecięcia podchodzę i kupuję bilet albo proszę o to kogoś. Szczerze- wszystko da sie zrobić :)
chciałam to napisać, ale wiesz to trzeba być uprzejmym i uśmiechniętym ale jak widać koleżanka z uśmiechem nie ma nic wspólnego,z wyjątkiem tego ze wymaga tego od innych nie dajac nic od siebie
a skąd ty niby wiesz co ja daję z siebie albo nie? wiesz czy jestem na co dzień uśmiechnięta,uprzejma?widzisz na swoim monitorze? nie oceniaj tak pochopnie ludzi..a może według siebie oceniasz?
łatwo to stwierdzic po tym w jaki sposób wypowiedziałaś sie o pani w kiosku i kierowcy w autobusie
,jakbys była pozytywnie nastawiona do świata, uprzejma i usmiechnięta -taka błaha sytuacja jak brak drobnych w kiosku przeleciało by obok Ciebie,a z tego co czytam uraziło Cie to na tyle aby stworzyc spory wątek na forum....
i po tym jednym fakcie oceniasz że " ale jak widać koleżanka z uśmiechem nie ma nic wspólnego,z wyjątkiem tego ze wymaga tego od innych nie dajac nic od siebie " to kiepsko z tobą skoro tak szybko i pochopnie ludzi oceniasz..życzę powodzenia z takim nastawieniem do ludzi.
i po jakiejś dyskusji na forum stwierdzasz że " koleżanka z uśmiechem nie ma nic wspólnego,z wyjątkiem tego ze wymaga tego od innych nie dajac nic od siebie " to szybko i pochopnie oceniasz ludzi..życzę powodzenia z takim nastawieniem.
Ja Ci coś powiem , najlepiej nie ciągać ze soba dzieci bez potrzeby, chyba że do lekarza.Jak ja mam coś do załatwienia to załatwiam sobie opiekę w danym dniu.Jeżdżę sama bez dzieci, zawsze mam gotowy bilet lub drobne.
A ja dziecko ze sobą ciągam wszędzie. Wczoraj zabrałam Rycha do kawiarni, na spotkanie w sprawie sprzedaży domu. Nie mam z kim jej zostawić i nie mam najmniejszego problemu aby zabrać ją niemal yam, gdzie pójść muszę. Jeśli wiem, że z wózkiem będzie ciężko- zawijam ją w chustę.
Ja wolę nie ryzykować, mój średni jest tak żywym dzieckiem że wolę go nie zabierać, najmłodszy ma 7 miesięcy. Zawsze mogę liczyć na mamę , że mi popilnuje dzieciaków, a ja sobie załatwie co mi potrzeba.Co innego wyjść na spacer, wtedy zabieram obydwóch:)
Nie mam mamy, która mogłaby zająć się dzieckiem. Moja Ryśka jest dzieckiem spokojnym i od zawsze towarzyszy mi wszędzie, czasem nawet na spotkaniach z klientami, rozprawach sądowych itp. Poza tym, lubię z nią "bywać" :) Przy -20st skakałam z nią po naszej walącej się ruderze. Mój wybór-mam dziecko to się nim zajmuję i nie narzekam, choć bywam zmęczona. Im bardziej jestem zmęczona tym szerzej się uśmiecham i wokół mnie jest wielu obcych ludzi, którzy chętnie mi pomagają. :)
Każdy robi tak, jak mu wygodnie:) Mam pomoc od rodzinki, nie wyobrażam sobie ciągać np.dzieciaków jak na dworzu było -20, a ja bym musiała z nimi jechać załatwiać coś ważnego.
dodam jeszcze do tego co apisałaś że w tym czasie kiedy koskarka biegała by po mieście za drobnymi to mogo by jej przejśc 20 klientów z wyliczonymi pieniedzmi koło nosa
dodam jeszcze do tego co apisałaś że w tym czasie kiedy koskarka biegała by po mieście za drobnymi to mogo by jej przejśc 20 klientów z wyliczonymi pieniedzmi koło nosa
Na dodatek zarzucając kioskarce chamstwo, że zamyka sklep w czasie pracy ;))))
Ok. zgodzę się z wami że niepotrzebnie podpięłam panią z kiosku po chamstwo w przeciwieństwie do kierowcy w autobusie.Chociaż i tak uważam że sytuacja kiedy sprzedawca nie przyjmuje gotówki bo nie ma wydać reszty jest conajmniej chora.
mysza to nie jest chore to jest tyko rzeczywistość. szkoda że tego nie rozumiesz gdzies tutaj ktoś już napisał o tym jakby przyszło 20 osób i każdy by chciał tylko jeden bilet. W koło nikt nie ma rozmienić co zrobić. Kierowca czy zrobił dobrze czy żle trudno oceniać on mógł Ciebie nie widzieć jak byl tłok. Kzyknąc nie zaszkodzi. Najwraźniej masz zly dzien ja tak odbieram Twoje wpisy. Jutro zapewne będzie lepiej czego Ci życze :)
Nie jest chamskim to, iż pani w kiosku nie miała wydać reszty. Też pewnie bym się zdenerwowała spiesząc się do autobusu i nie mogąc kupić biletu. Jednak potrafię zrozumieć panią w kiosku. Nie wyobrażam sobie aby wyszła z kiosku i biegała po mieście szukając drobnych. Ciebie może by obsłużyła gdyby chciałoby Ci się czekać, a kolejnych kilku klientów odeszłoby " z kwitkiem" bo Tobie ciężko było rozmienić i mieć drobne. Szanujmy siebie i szanujmy innych. Swojego czasu bardzo wkurzyłam się na kierowcę autobusu, który w noworoczny ranek ( zero innych możliwości kupienia biletu ) wkurzal się na mnie gdy zapłaciłam mu za bilet odliczoną kwotą w drobnych bo takie udało mi się nazbierać. Potem sobie pomyślałam, ze facet musiał wstać rano ( ja też jechałam do pracy), nie mógł się pobawić i nie chciało mu się liczyć drobniaków.
tak jak napisala aggusia35...po prostu fatalnie Ci sie zaczal tydzien i tyle. Wygadalas sie i ok !;-) NIe martw sie, zlosc minie. Ja tez od samego rana jestem jakas przygnębiona....poddenerwowana...do tego Klientela dziś wyjątkowo upierdliwa....głowa mi teraz pęka...Ale będzie lepiej !;-)
e tam !teraz wiekszosc klientow to takich co to wyzej s... niz sie ma ! a im głupszy tym więcej mu się wydaje. Trzeba mieć końskie nerwy,żeby wytrzymać takie 8 godzin..;-)
ja tez nie! ale przez tyle lat szefostwo nasze tak tych klientow przyzwyczailo i niestety...u nas tylko klient ma racje i jest ponad wszystko. MOze Cie obrazic, moze krzyczec, drwic a Ty masz sie ladnie usmiechac i przepraszac ze zyjesz! eh...slow brak. Ja jako klient naprawde staram sie zawsze byc grzeczna i wyrozumiala, a juz na pewno bez zandego pokazywania wladzy !
Swego czasu Cuma zapodała wątek o życzliwości i niestety, nie cieszył się takim zainteresowaniem, jak ten z działającym na ludzi jak magnes słowem "chamstwo".
Tak czy inaczej tu nikt nie zginął, wszyscy zdrowi, spacer zaliczony :)
Współczuję, że znalazłaś się w takiej sytuacji, gdzie nieuważny kierowca zamknął Ci drzwi przed nosem, ale mimo wszystko miałaś szczęście, że nie przytrzasnął z wózkiem, bo wtedy mogłoby się to bardzo przykro skończyć. Jednym słowem skończyło się tylko na małych nerwach. Przykre.
Ale...nie rozumiem jak można się oburzać, że Pani w kiosku nie miała wystarczającej ilości drobnych pieniędzy. Być może miała je, ale wystarczą trzy takie osoby ze stówką od rana, kupujące jedynie bilet i już ma kasę bez bilonu. Trzeba mieć trochę wyobraźni. A podejście "klient nasz pan" kojarzy mi się jedynie z brakiem wychowania. Każdy z nas musi wykonywać swoją pracę rzetelnie i nie ma tutaj znaczenia czy jest to sprzedawca, sprzątaczka, krawcowa czy adwokat. Dlaczego sprzedawca ma się czuć, jak ktoś usługujący? Moim zdaniem trzeba mieć trochę wyczucia i kultury osobistej i uszanować tego człowieka. Jeśli ja znajduję się w sytuacji, kiedy sprzedawca nie ma mi jak wydać reszty, to nie czekam jak rzuci wszystko i zacznie biegać po okolicznych sklepach żeby rozmienić kasę. To nie logiczne. W takich sytuacjach proszę o odłożenie zakupów na bok i sama idę rozmienić pieniądze. Jak już Ktoś wspomniał - sklep, to nie bank i trzeba być człowiekiem i starać się zrozumieć tego drugiego człowieka. Jeśli sprzedawca będzie co rusz biegał żeby rozmienić pieniądze, to któregoś dnia znajdzie się drugi "mądry klient", który powie, że sprzedawca jest od sprzedawania i nie życzy sobie czekać pod sklepem na jego powrót z bilonem. Kółko się zamyka. Z tego, co widzę większość skupia się tylko na swoich potrzebach a takie czysto ludzkie reakcje, życzliwość i zrozumienie przychodzą nam baaaardzo trudno.
Ja kiedyś chciałam kupić bilet u kierowcy no i pytam o ten bilet, raz, dwa razy - nie obraca się, tak jakby mnie nie słyszał, a potem CZY PAN MNIE SŁYSZY? A on... a nie widzi Pani, że jem bułkę?! ;)
Coś mi się wydaje, że mogło w tej sytuacji zabraknąć po prostu życzliwosci z obu stron. Gdyby kioskarka grzecznie i z uśmiechem na ustach poprosiła Cię, żebyś rozmieniła to 100 zł. gdzieś obok, bo ona nie może zostawić kiosku, to pewnie inaczej byś zareagowała.
W handlu i w usługach najważniejszy jest dobry stosunek do kilienta. Jesli jest się miłym, życzliwym, grzecznym - to naprawdę zazwyczaj można wszystko załatwić w przyjaznej atmosferze.
A co do uprzejmosci poza granicami Polski i w Polsce samej - to moim skromnym zdaniem - my Polacy trochę siebie nie doceniamy wobec innych narodów i idealizujemy innych Europejczyków. Trochę podróżuję i obserwuję w róznych miejscach różne ludzkie zachowania i - wierzcie mi - wielokrotnie zdarzało mi się w Europie być źle obsłużoną czy źle potraktowaną przez sprzedawców.
Bez urazy, ale dlaczego nie spakujesz swoich i dziecka walizek i dołączysz do męża? Ja tak zrobiłam kilka lat temu i nie takiej chwili żebym żałowała. Na początku stawiałam opory, ale mąż mnie zdołał przekonać, że tak będzie lepiej dla naszej rodziny. Nie mam złudzeń, że moje małżeństwo albo rozpadłoby się albo byłoby fikcją jak małżeństwo moich teściów. Chyba że wolisz taplać się w polskim bagienku i mieć na codzień do czynienia z takimi sytuacjami.
Rano zderzyłam się z naszą polską smutną rzeczywistością.Musiałam jechać z reklamacją butów no i przypadło mi jechać autobusem.Zderzenie pierwsze: chcę kupić bilety w kiosku daję 100 zł pani na to że nie ma mi jak wydać a ja jej na to a ja chcę kupić bilet bo muszę jechać autobusem..a ona na na to że nie ma jak wydać..to ja wkurzona że takie chamstwo to tylko w Polsce.Bo rzeczywiście mam brata w Niemczech,męża w Angli i jakoś tam nikt nie ma takich problemów że nie ma jak wydać i rób co chcesz..to twój problem i twoja wina że nie masz drobnych.Drugie zderzenie: szczęśliwie udało mi się zakupić bilet bo koleżanka miała drobne,wtargałyśmy do autobusu wózek z moim dzieckiem no i chciałyśmy wysiąść ale nie zdąrzyłyśmy bo kierowca otworzył drzwi na 10 sek. (to za mało czasu żeby się dokulać z dzieckiem do drzwi i wynieść 30 kg wózek+ dziecko)po czym je zamknął i nie chciał otworzyć ponownie.Bilety drożeją na potęgę a nawet na zwykłą uprzejmość kierowców nie można liczyć.Pojechałyśmy przystanek dalej i kilometr targałyśmy pieszo.Ciśnienie mam podniesione na cały dzień.
Ja tez kiedys miałam starcie z kierowcą,nie zdązyłam dojsc do drzwi a on juz je zamknął,na szczęscie jak krzyknęłam to otworzył ale pewna pani powiedziała głosnym szeptem że gdybym sie szybciej ruszała to pewnie bym zdązyła.Cóz...pewnie miała racje ale cięzko szybko sie ruszac z wózkiem obwieszonym zakupami.
Usłyszałam raz, że wózki niepotrzebnie miejsce zajmują, ale z uśmiechem wskazałam miejsce na wózek i pani zamilkła. Zawsze mam drobne na bilet, bo jeśli pani w kiosku nie będzie miała wydać, to będzie problem, obojętnie czy powinna mieć jak wydać, czy nie. W moim interesie leży zakup biletu, chocbym miała po kieszeniach grzebac przed wyjściem :) mnie denerwują ludzie, którzy popychają dzieci w sklepach, kiedy chcą przejść. Zawsze wtedy mówię "Kochanie, przesuń się, niektórzy dorośli nie potrafią powiedziec przepraszam." Reakcje społeczne na widok dziecka w chuście też są ciekawe, na zaczepki niezmiennie odpowiadam z uśmiechem "Zapewne ma Pan/Pani rację" i odchodzę.
Ja zawsze odpowiednio wcześniej byłam przy drzwiach, zanim kierowca je otworzył.
byłam przy tych drzwiach i zamknął nam je przed nosem,zresztą to nie pierwsza tego rodzaju sytuacja.
No cóz bywa i tak.Skoro tak Ci źle w Polsce to czemu nie pojedziesz do męża do Anglii?!
Jak sie ma zamiar wysiąść to trzeba sie wczesniej ustawić przed drzwiami autobusu a nie w ostatniej chwili.
Tak , zwlaszcza w zatłoczonym autobusie. :)
No wyobraź sobie że stałam już przy wyjściu z wózkiem i pan zamknął drzwi przed nosem.
No tak swietny pomysł,spacerowac po zatłoczonym podskakującym autobusie z obładowanym wózkiem,ludziska klną pod nosem bo kogos niechcący zahaczysz,ale z drogi nikt sie nie przesunie bo przeciez po co?Jesli chodzi o tą akurat sprawe to MY Polacy moglibysmy sie co nieco od sąsiadów nauczyc.
Scooby,ciesz się,że nie przeżyłaś takich sytuacji i nie kreuj tych,których nie widziałas.Jeżdziłam i autobusami,i tarmwajami i mogłabym wiele napisać oo wyczynach "panów"kierowców i motorniczych.Najgorszą chwilę przeżyłam,gdy wysiadałam z tramwaju z wózkiem-spacerówką,z młodszą córką w środku.Wynosiąłm go sama,trzymając z boku,oburącz.Gdzy stanęłam na schodku,drzwi zamknęły się (nie do końca),zatrzymujac się na wózku.Bylyśmy po prostu w drzwiach-ja i dziecko w wózku.Motorniczy,gdy zorientował się,ze coś mu blokuje drzwi,próbował je kilka razy zamknąć powtórnie,więc waliły w wózek.Ludzie krzyczeli,a motorniczy chyba ogłuchł.Jakim cudem utrzymałam wózek (połowa dziecka za drzwiami,ja i górna częśc w tramwaju),nie wiem do dziś;Dodam,że tramwaj ruszył,a domykanie drzwi szalony tramwajarz uskutecznial w biegu.Jakis człowiek próbował je rozciagać,ale maszyneria była silniejsza.Nie pisz mi rownież,ze trzeba wcześniej stać przy drzwiach,bo to znaczy,że nie masz pojęcia, jak kiedyś się jeżdziło.To,ile tramwaj stał na przystanku,nie zależało nieraz od ilości wysiadajacych,ale od kaprysu prowadzącego.Wystarczy,że włączyło mu się zielone światlo i naciskał...dzwonek ostrzegawczy i jednoczesnie...ru....ra,ile siły w maszynie.Chciałabyś to przezyć?
A..jeszcze z innych scen pamiętam młodego człowieka,któremu przy wysiadaniu z tramwaju przytrzasnął się szalik w drzwiach (moda byławtedy na takie długie).Sporo metrów przebiegł,zanim tamwajarz się zatrzymał.Cud,ze się nie udusił ani nie wpadł pod tramwaj.Co byś mu napisała?Aby skrócił szalik?
Bardzo się staramy żeby stąd wyjechać.Już nie mogę się doczekać.
Nazywanie chamstwem faktu, że pani w kisku nie miała wydać pieniędzy jest obużające! Przydałoby się troszkę zrozumienia. Być może właśnie wydała komuś, nie ma przecież banku w tym kiosku ! Chamstwem można by nazwac brak kultury z jej strony, ale tego nie opisałaś. Tu nie jest Anglia, tu nie Niemcy. Ludzie powinni nauczyć się traktowania sprzedawców z szacunkiem ale tego brakuje u nas.... to jest przykład chamstwa.
Wiesz mnie uczono zawsze że do pracy trzeba być przygotowanym tzn. pieniądze można wcześniej rozmienić.Nawet w banku.Do klienta też trzeba mieć szacunek poza tym takie moje prawo jak chcę kupić to sprzedawca ma OBOWIĄZEK sprzedać.
Nie wiem, czy ma obowiązek czy nie, ale zawsze mam drobne na bilet, bo jeśli pani w kiosku nie ma drobnych to ja zapłacę mandat za brak biletu. :)
Ja pracowałam jako sprzedawca i jesli przyszedł ktos coś kupić, to żebym miała pół miasta oblatać i rozmienić pieniądzę to zawsze sprzedałam to co klient chciał.
Bo na tym handel polega zależy mi to sprzedam..nie to klient powie żegnam i kupi gdzie indziej.A następnym razem nie wróci.
W przypadku kiosku z biletami wrócę, bo nie mam wyboru. akurat ja mam zawsze pełno drobnych w kieszeniach i torebce, więc w razie potrzeby wygrzebię i się nie przejmuję. zdarzyło mi się raz, że pani nie miała wydac i skąd miałam mieć bilet? W autobusie tylko za odliczona gotówkę... na szczęście ktoś miał bilet i mi go po prostu oddał.
Nie żartuj, zostawiałas klientów w sklepie i leciałaś rozmieniać pieniadzę:) W moim osiedlaku jak mi nie ma wydać, to zapisuje na kartce, a potem jak rozmienie to jej oddaje.
Tak zostawiałam klientów i leciałam rozmienić pieniądze. Nigdy nie wyszedł ode mnie klinet bez towaru bo nie miałam mu jak wydac reszty. Chyba, że ktos sam zaproponował że rozmieni pieniądze.
No to zasługujesz na miano sprzedawcy roku:) Ja bym sklepu nie zostawiła i nie leciała rozmieniać , bo mogliby mnie złodzieje okraść.I bym musiała ze swoich oddawać.
Pewnie to moja naiwność ale tak ufam tym ludziom, że jestem w stanie ich zostawić i lecieć rozmieniac. Ja bym nigdy nikomu nic nie wzięła i mam nadzieję że nic ludzie również. Pewnie kiedys się przejadę na tym ale tak mnie nauczono:)
bez towaru może nie wyszedł, a z towarem pod kurtką?
Ja jak mam to wydaje reszty. Jak nie mam, to pytam obok, jak nie mają to jest mi bardzo przykro ale nie zostawię wszystkiego i nie polecę np. do biedronki prosic.
Z pustego to i salomon nie rozmieni.
Mój wyuczony zawód to właśnie sprzedawca i tam nam wpajano, że żebym miała całe miasto latac za rozmienianiem to ja jestem do tego zobowiązana jako sprzedawca.
Misia, szkoła sobie a realia sobie, jeszcze sie nei raz przekonasz.
Ja robie co w mojej "mocy" nic ponad to...Być może ja tez robiłam co w mojej mocy bo przeważnie ktoś tam miał "oko" na stoisko w moim sklepie.
Ale pamiętam taka sytuację przyszła "babka" wiedziałam, że ma "lepkie ręce" więc praktycznie non stop patrzyłam na nią. I po jej wyjściu okazało się, że brakuję mi towaru. Do dziś nie wiem jak ona to zrobiła.
Więc jeśli ktoś chce coś ukraśc nie potrzebuje aby sprzedawca wyszedł pieniądze rozmienic:)
Strzeżonego Pan Bóg strzeże :)
Mój wyuczony zawód to właśnie sprzedawca i tam nam wpajano,
że żebym miała całe miasto latac za rozmienianiem to ja jestem do tego
zobowiązana jako sprzedawca.
Ale mnie rozśmieszyłaś:)) Jakbym miała sklep , a Ty byś u mnie pracowała, to bym cię zwolniła:) Bo w tym czasie co ty byś latała szukać drobnych, mnie by okradziono.
No widzisz a mój szef uważał tak jak ja i zwolniłby mnie gdybym to ja wysłała klienta żeby sobie sam rozmienił pieniądze jeśli chce u mnie zakupy zrobić. Mój szef uważał że klient nasz pan i na 10 osób które weszły do sklepu 8 wyszło z towarem:) I to nie był sklep spożywczy:)
Jestem tego samego zdania.Klient nasz pan.Jak nie chcesz sprzedać to do widzenia i więcej nie przyjdzie.A wysyłanie żeby sobie klient sam rozmienił to brak szacunku do klienta.
Znając życie szef zbankrutował:) mając misiu takiego latającego sprzedawce:)
Szef ma się dobrze jak na te czasy. Fakt faktem ja juz nie pracuje u niego 2 lata bo wychowuję dziecko ale czeka na mój powrót do pracy.
Misiu, ja nie jeden raz zostałam sama w sklepie jako klientka, bo pani nie miała w kasie drobnych. U nas też sa tacy sprzedający i chwała im za to :)
Amen!
jak pracowałam we wspomnianej juz Biedronce, nie mogłam do WC zejść z kasy a miala bym latać po mieście i kase rozmieniać? na rozpoczęcie dnia w kasie jest 300 zł,teoretycznie w drobnych bo to zalezy czy poprzedniczka nazbierała,zdażało sie ze było 300 zł w 3 banknotach 100 zl,a na otwarcie sklepu mialam klientów kupujących 2 bułki,pasztet i piwo,dawali np 50 zł cuda sie robiło zeby wydać ale z kasy zejśc nie mozna.
U nas w biedronce jesli kasjerka nie ma drobnych to rozmienia u drugiej kasjerki a jesli tamta nie ma dzwonią po kierowniczkę i ona przynosi drobne.
pani w kiosku po kogo ma dzwonic?
zbierać końcówki..
ja po nikogo nie dzwonię ja latam i rozmieniam. Nie wiem po kogo miała dzwonic pani z kiosku i ja na szczęście za nia nie odpowiadam. Napisałam tylko, co ja robię i uważam, że jest to mój obowiązek.
Rozumiem, znam osobę! wtedy na chwile bym ją zostawiła .Ale nigdy bym nie zostawiła obcych ludzi w sklepie i nie latała po mieście rozmieniać kasę:)Nie wiem czy wiesz , ale zostawiasz w sklepie 3 przypadkowe osoby, sama wychodzisz i szukasz drobnych, jaką masz pewnosć że nie są w zmowie? I ten banknot 50 zł z którego n.p nie masz wydać specjalnie poświęcili, ty wychodzisz a oni pakują za dużo więcej pod kurtkę:)
No właśnie ja nic nie wiem o tych ludziach ale jakos im ufam.Wiem wiem pewnie moja naiwność. Ale nie zauwazyłam żeby mi cos zgineło po takiej mojej nieobecności.
Najepiej to do Pana Boga dwa razy w rynne raz w parapet
no niestety tak tez to załatwialiśmy,ale na otwarcie w moim sklepie była tylko kierowniczka i jedna kasjerka i tak do 10 rano, kierowik przyjmował towar a kasjer świecił oczami przed klientami.
jak trafilo sie w kolejce np 3 kolegów, jadących do pracy na budowe łączyło sie ich zakupy i płacił jeden (potem sami sie rozliczali) ale trzeba bylo sie ładnie uśmiechać,a nie nadymać i mieć pretensje ze w Angli kasjerki mają drobne a mi nie dali ;-)
Chciałam tylko powiedzieć, że podziwiam wszystkich sprzedawców. W życiu nie dałabym rady pracować w ten sposób, podejrzewam, że jestem zbyt mało cierpliwa i pierwszego dnia mogłabym klienta rozszarpać, znam wielu sprzedawców i z ich opowieści o piekielnych klientach wnioskuję, że nie dałabym rady. :)
kiedyś też tak myślałam :)
moje kolezanki do dziś się dziwią skąd we mnie tyle cierpliwości się wzięło :p
heh na szkoleniu wpajano nam różne dziwne rzeczy, pamiętam to jak dziś,podniosłam grzecznie ręke i stwierdziłam ze praca sprzedawcy była by super praca gdyby nie.....klienci
i na tym skonczyliśmy, poszlismy na przerwe papieroskową,każdy opowiadał różne śmieszne lub mniej śmieszne historie związane z praca sprzedawcy, to lepsze niż kabaret
żebyś wiedziała....
Jest nawet taka strona o upiornych klientach
Ilu ja miałam takich upiornym klientow. Teraz to sie smiać z tego chce ale wtedy to tylko wziąśc i rozszarpać:)
ale ogólnie jest fajnie :)
czasem myślę że niczym mnie już nie zaskoczą, a jednak...
Ja tam lubię moich klientów zazwyczaj
ahahahaha dobre !;-)
ja pracuje 13 rok...i momentami nie wyrabiam nerwowo !!! jak cudownie jest wiedziec, ze ktos mnie rozumie !!! ;-))))
a zwłaszcza tych "macających" wszystko na straganach albo na półkach z pieczywem.
I bardzo sie obrażają jak prosze żeby nie odrywać rzodkiwek i nie wbijac palców w pomidory czy brzoskwinie :]
Ale, zauważam poprawę :)
To ja też pracowałam w Intermarche dość duży sklep i było podobnie 300 na rozpoczęcie drobnych i grubych.Tylko każda miała swoją kasetkę na stałe i ile sobie drobnych uzbierała w ciągu kilku dni tyle miała.Można było rozmienić u głównych kasjerek jeśli w rozliczeniu były drobne ale najczęściej się zbierało końcówki. I też cuda robiłam żeby nazbierać drobne ale 10 zł,20 zł..kwestia wprawy...ale nigdy nie było tak że klient nie mógł kupić.Nie do pomyślenia.
Odpóść.
Chyba Ci chodziło o odpuść:)
Chyba Ci chodziło o odpuść:)
Oczywiście!! Wielkie dzięki, ale mnie zgotowało;)To ja bym z takiego sklepu wyszła i juz nie wrociła.
A czemu bys wyszła i nie wróciła? Rozmienienie pieniędzy nie zajeło mi nigdy wiecej jak 2 minuty Aż taka jestes niecierpliwa?
Jak nie ma sprzedawcy lub jest i nie zajmuje się klientami lub jest duża kolejka to wychodzę i idę dalej. Wyjść bym wyszła. Może przesadziłam z tym nie wróceniem.
Nie podoba mi się Twój stosunek do sprzedawców. Mam wrażenie, że uważasz się za kogoś lepszego. Płacę-żądam, a może przydałoby Ci się odrobinę wyobraźni, że takich osób jak Ty, w danej chwili było więcej i zwyczajnie po ludzku zabrak drobnych. Opłaty w kioskach nie są duże, więc i na rozpoczęcie pracy w kasie nie ma olbrzymich kwot, to nie supermarket.
A niby dlaczego mam się uważać za kogoś lepszego od sprzedawcy? sama pracowałam w kasie i wiem jak jest ale nigdy nie odesłałam klienta bo nie mam jak wydać.I nie muszę sobie niczego wyobrażać bo pojęcie jak wygląda handel mam.
Widzisz a ja to tak odebrałam. Mam swój sklep od 17 lat i zdarzają się takie sytuacje jak Twoja. Przychodzą klienci jeden za drugim i prawie każdy płaci wysokim nominałem. Sklep otwarty od 5 rano i np. o 14 nie mam żadnych dziesiątek czy dwudziestek. Owszem zostawiam z dni poprzednich kiedy jest ich dużo, ale niejednokrotnie to i tak za mało. Prawda też jest taka, że przychodzą do nas także inni sprzedawcy i im zmieniam pieniądze. Wierz mi jest teraz bardzo ciężko. Bardzo dużo moich znajomych musiało zamknąć sklepy. Nie mieli na zapłacenie czynszu, opłat, a trzeba jechać po towar, to i pewnie w kasie nie zostawiali zbyt wiele. Dlatego rozumiem tą drugą stronę, no i to nie Anglia jak piszesz tylko polskie realia.
Kiedyś jedna sprzedawczyni tłumaczyła mi to tak że zmalała wartość pieniądza dlatego nie ma czym wydawać.Bo większość ludzi daje 50 czy 100 żeby zrobić większe zakupy.Bo co kupisz za 20 czy 10.
ale najwyraźniej nie nauczono Cie szacunku do pracy innych. Jesli wymagasz szacunku od innych zacznij nim dażyć innych.
Jesli jest jeden pracownik w kiosku to nie ma szans biegac non stop do banku rozmieniac pieniadze!A jezeli to bylo rano to ma kasę pustą.Sama pracowałam kilka lat w sklepie i wieczorem szef kasę zabierał zostawiajac tylko przysłowiowe parę groszy wiec rano na prawdę nie było czym wydawac.Zdażali sie oczywiscie oburzeni klienci chociaz grzecznie tlumaczyłam co i jak,ale w wiekszosci jednak byli wyrozumiali i albo poszperali za drobnymi albo biegli rozmienic albo po prostu wychodzili.Jednak jednej pani chyba nie zapomnę bo przychodziła codziennie rano o 6.15 po jedna drożdżówkę za 0.70gr ze 100zł banknotem i wielkim oburzenie ze nie mam wydac.I robila to specjalnie z premedytacja,zwykła ludzka złosliwosc.Na szczęscie więcej było pozytywnych klientów niz negatywnych jak ta pani.
Mysz,z całym szacunkiem,ale ja też uważam,że przeholowłaś z tym "chamstwem".Akurat znam temat.Pracowałam 5 lat w kiosku,w centrum dużego miasta (1000 do 2000 klientów dziennie,przez 13 godzin,często sama).Nie zawsze bez utarczek z klientami można było wyjść za potrzebą,zrobić kasę czy przyjąć towar.Nie wyobrażam sobie sytuacji,abym miała zamknąc kiosk i biec rozmieniać pieniądze.Prawie cały czas była kolejka.Jak sądzisz,czy stojący w niej nie nazwaliby chamstwem to,że zamykami kiosk i idę szukac drobnych?
Napiszesz może znowu,że powinnam mieć przygotowane mniejsze nominały?Zawsze miałam (ilość też była odgórnie limitowana),ale były dni,gdy ich brakowało.Nie sprawiłoby mi przyjemnosci,gdyby ktoś nazwał to chamstwem,gdyż chamstwo jest to po prostu więcej niż nieuprzejme zachowanie,a nie niemożność sprostania jakiejś sytuacji.
Dodam,że moja wypowiedz nie dotyczy "królewien i książąt zza lady",tylko przybliża typową sytuację.Cekawe,co Ty byś zrobiła?Nie sądzę,abyś zaczynała pracę z kuferkiem drobnych.
W innych krajach....brzmi to tak,jakbyś dopiero zachłysnęła się ta innością.Znam i inne kraje.Bywa tak,jak piszesz,bywa,jak i u nas.Może mają często bardziej normalne warunki pracy
Dziwisz się, że rano w kiosku nie mieli wydać ze 100zł? Przecież w kiosku są tanie produkty.
No tak kiosk czynny od godz 6 tej rano,ja koło 10 tej kupuję bilet.Rzeczywiście problem wydać ze 100 zł. Trzeba rozmienić pieniądze przed pracą żeby mieć czym wydać.
No tak kiosk czynny od godz 6 tej rano,ja koło 10 tej kupuję
Z całym szacunkiem, ale to Ty jesteś w tym wszystkim nie w porządku złoszcząc się na ludzi, którzy ciężko pracują. Bo praca z ludźmi jest najciekawszą, ale też najcięższą pracą. Właśnie takie paniusie z pretensjami robią przykrą atmosferę w tym kraju. A swoją drogą za granicą też trzeba mieć drobne na bilet! :)bilet.Rzeczywiście problem wydać ze 100 zł. Trzeba rozmienić pieniądze
przed pracą żeby mieć czym wydać.
Wiem o tym że praca z ludźmi jest ciekawa ale i ciężka.Pracowałam kiedyś w sklepie na kasie i wierz mi nigdy nie zdarzyło mi się powiedzieć nie sprzedam pani bo nie mam rozmienić! Bo to mój problem a nie klienta! Ktoś ma zostawić zakupy bo ja nie mam czym wydać? żarty chyba.Nie kupowałam biletu w autobusie gdzie rzeczywiście trzeba mieć drobne.Kupowałam w kiosku gdzie równie dobrze mogłam chcieć kupić coś innego.
Byłam niedawno na urlopie w Polsce i szczerze mówiąc, żyjąc na codzień w Anglii, odzwyczaiłam się od próśb sprzedawców w stylu- "nie ma pani drobniej?", a "23 groszę dostanę?". O te końcówki panie w osiedlowej Biedronce pytały codziennie... Nie neguję tego, poprostu takie mamy przyzwyczajenia.
Sytuacja w kiosku- no cóz, może rzeczywiście pani w kiosku nie osiągnęła utargu 100 zł, w dobie kryzysu i podwyżek, ludzie gonią po zakupy do tanich supermarketów, a nie do osiedlowych sklepików i kiosków. Bardzo możliwe, że nie miała wydać. "Chamstwo"- może zbyt dobitnie, ale irytacja pewnie tak...
Nie trzeba. Mieszkam w Anglii od kilku lat, również podróżuję z dzieckiem autobusem. jeszcze nigdy mi się nie zdażyło, żeby kierowca nie miał wydać, a przeważnie płacę 10 funtówką...
Młoda wiem co masz na myśli. Mi w Anglii podobało się to, że np. w hipermarkecie była długa koeljka bo np.
był ktoś nowy na kasie, albo kasjer powiedział do kogoś "hello" i zapytał co słychać, nikt się nie złościł. Zawsze
mnie to dziwiło. Jak byłam w ciąży to nigdy nie wykorzytywałam tego, żeby ktoś mi miejsce zrobił
czy też żeby przepuścił w kolejce. Raz mi się tylko w Auchan zdarzyło, że zrobiło mi się słabo, poszłam
do kasy pierwszeństwa, a u nas taka kasa jest łącznie z kasą hurtową, patrzę ogonek ludzi, to pomyślałam
dobra raz mogę poprosić ;) Pani z BOK wyszła i spytała czy na pewno jestem w ciąży (zaczynałam 7 miesiąc),
bo to kasa pierwszeństwa. Poczym z lekkim oburzeniem dała moje zakupy, a facet za mną myślałam, że mnie
udusi, że się wpycham. MPK jeździłam w ciąży i teraz z małą córą, bywa różnie, ale już się do tego
przyzywczaiłam i już. w Anglii super kultura, zarobki dobre, ale i tak wolę naszą Polskę :)
no troche Ci musze przyznac racje....
Wiesz co ja chamstwem to nazwałabym twoje zachowanie!!! Kiosk to nie bank i nie wydaje mi się dziwne że sprzedawczyni nie miała wydac ze100 zł. Jak ktoś wcześniej napisał być może wydała kilku osobom pod rząd i juz jej brakło. A Ty powinnaś nauczyć się trochę pokory bo współczuje wszystkim którzy staną na twojej drodze , a tobie nie spodoba się ich zachowanie. Nie jesteśmy krórami świata i nauczmy śie żyć w zgodzie ze społeczeństwem
Czyli mam się na to zgodzić,zostawić zakupy bo pani nie ma jak wydać,iść do innego kiosku kupić bilet bo to mój problem że nie mam drobnych..być może i powinnam nauczyć się pokory ale szacunek do siebie też trzeba mieć.Pracowałam w sklepie i nigdy przenigdy nie odesłałam klienta bo nie mam jak wydać.Bo klient nasz pan.
No wlasnie jedz tam gdzie kraina mlekiem i miodem plynaca , tam zapewne zawsze beda mieli wydac np. ze stu funtow , pozdrawiam i zycze przyjemnych wojazy i aby jak najszybciej spelnilo sie Twoje marzenie i opuscila ten kraj , gdzie tak zle zylas przez ostatnie lata , pozdrawiam
Dziękuję bardzo a rzeczywiście ostatnie lata w tym kraju to dla mnie masakra i z roku na rok gorzej.
Nie liczyłabym że gdzieś indziej jest lepiej:) Wszędzie dobrze gdzie nas nie ma!
Nie ma banknotów 100 funtówek:)
No wlasnie jedz tam gdzie kraina mlekiem i miodem plynaca , tam zapewne
:))) popieram :)))zawsze beda mieli wydac np. ze stu funtow , pozdrawiam i zycze
przyjemnych wojazy i aby jak najszybciej spelnilo sie Twoje marzenie i
opuscila ten kraj , gdzie tak zle zylas przez ostatnie lata , pozdrawiam
Ach,to zostałas pocieszona.Nie łam sie myszamycha,jeszcze duzo dnia zostało.Mnie tez irytuje fakt ze mam kase a nie moge kupic,ale na taką ewentualnosc mozna sie przygotowac:)
http://biznes.onet.pl/bede-dluzna-grosik,18493,3707506,3323181,212,1,news-detal
Niestety tak to jest z tym pocieszniem tutaj. Myślę, że cały szkopuł jest w tym, że mamy tu tygielek róznych charakterów i środowisk. W realu większość z nas nawet nie zamieniłaby ze sobą nawet jednego słowa. Myślisz, że zwracasz się do mamusi taszczącej wózek, która nie miała czasu, żeby zadbać o drobne a odpisuje ci pani z kiosku, albo znerwicowany kierowca autobusu.
To, że jest jak jest nie oznacza, że musimy się na wszystko godzić i dostosowywać. Pani w kiosku nie musi wydawać drobnych - po co, pan kierowca nie ma obowiązku być miłym - oj może ma zły dzień, właściciel nie musi sprzątać kup po swoim psie - ojej możemy się przecież do tego przyzwyczaić, nie szanujący ciszy nocnej sąsiedzi - co tam mają prawo, zaciśnijmy zęby i udajmy, że jest super......itd itd.
No właśnie najlepiej schować głowę w piach i pokornie pozwolić po sobie jechać.Dobry artykuł.Obowiązkiem sprzedawcy jest wydać resztę.I tyle.Wysyłanie żeby rozmienił czy odmowa sprzedaży to zwykłe chamstwo i bezprawie.
To nie jest chowanie głowy w piasek,to czysta wygoda z naszej strony:)Jak nie mam drobnych to wiem ze sama bede musiała pózniej latac i rozmieniac bo Pani nie moze wyjsc.Jak mozna przeczytac w artykule prawo swoje a sklepikarze swoje.Bo co zrobisz jak sprzedawca nie ma wydac i nie chce isc rozmienic?Podasz go do sądu?Pewnie bys mogła...Prawda taka ze im czesciej kombinujemy sobie te drobniaki sami tym bardziej przyzwyczajamy sprzedawców do tego ze nie muszą miec drobnych i jak widac istnieje na to publiczne przyzwolenie,traktujemy to jako rzecz zupełnie normalną tak jak psie kupy na trawnikach:(
Lec, zgłoś tą kobietę gdzie trzeba, jak taka krzywda ci sie stała...
już się rozpędzam
No widzisz.
A u mnie w miescie nie ma już w kioskach biletów, ani sklepach.
Są tylko w autobusie i jest spokój.
wiadomo ze jak mam całą stówkę, to nie pojadę, muszę najpierw gdzieś rozmienic.
No bo w autobusie to zrozumiałe.Są tylko bilety,nie ma czasu na wydawanie.
I takiej kasy do wydawania kierowcom nikt nie da.
A kioski i sklepy nie biora już biletów, bo nie mają z tego korzyści :)
I tak niedostępny bilet który kosztuje 2,2, dostępny w autobusie 2,5.
to też nie fair
No to się pochwalę. W Krakowie bilet u kierowcy kupuje się o 50 groszy drożej, ale w autobusach i tramwajach sa automaty do kupowania biletów - w tych automatach kupuje się wrzucając monety, automaty wydają resztę. Na wszystkich petlach i większych przystankach sa automaty w których mozna kupic bilety i naładować Krakowską Kartę miejską na dowolne linie i dowolny termin. Te automaty przyjmuja i monety i papierowe pieniądze. I w kioskach tez sa bilety :)
To Ci dobrze, ja jestem 100 lat za Krakowem :P
I jakieś 500 km ;)
Zapomniałam, ze można jeszcze kupowac przez komórkę wysyłając bezpłatnego sms-a :).
Ale przy takich mozliwościach zakupowych nie ma zmiłuj przy kontroli biletów :))))
Teraz już tego nie ma tzn. tej dopłaty dokładnie od sierpnia. Teraz u kierowcy można kupować tylko godzinne--
normalny kosztuje 3.60 zł, a ulgowy tonie pamiętam ;-)
nawet w banku może zabraknąć pieniędzy...a jak to możliwe?nie będę tłumaczyć, bo nie o to tutaj "biega"....NIe przesadzajmy z tym nazywaniem zachowania dziewczyny chamstwem ! po prosotu dzień jej się źle zaczął i wpieklona na wszystkich i wszystko chciała sie wygadać no...
Wiesz.... ja prowadzę swój sklep i to jest tak, że ile bym nie miała tych drobnych naszykowane, to zawsze znajdzie się Klient, któremu nie będę miała czym wydac. I nie uważam się za osobę chamską, zawsze przeproszę grzecznie. Nie mam możliwości zamknięcia i pójścia do banku, aby pieniądze rozmienic, sąsiadujące sklepy nie chcą mi tego robic, ponieważ "brak drobnych" to zmora sprzedawców...
zadziwiające jest to co piszesz. Tak czasem to zdarza ci się pomyslec z innej perspektywny niż Twoja. Nie wzielaś pod uwagę tego że od 6 wszyscy płacą tyko grubymi pieniędzmi i kobieta już po prostu nie ma drobnych. Być może rozmieniała a może w pobliżu też nie mają już jak rozmienić bo sami potrzebują.
Popieram!
I niestety tweirdząc, że niemożnośc wydania w kiosku ze 100 zł reszty kupując bilet jest chamstwem... no cóż to nie było grzeczne, żeby nie poweidzieć chamskie.
Niestety często sprzedawczynie (w marektach) są obrażane przez klientów... to jest plaga Polaków.
Najgorszym wrogiem sprzedawcy jest ... drugi sprzedawca, jak wynika z badań, których nie chce mi się szukać, choć niedawno je czytałam. :)
Szkoda marnować reszte dnia na rozpamiętywanie przykrości jaka Cie spotkała ,.usmiechni się reszta dnia będzie fajnia czego CI z całego serca zycze.Jadzia
Ja często miałam problemy z wydawaniem reszty, bo prewazały transakcje bezgotówkowe, ale jak się zdarzało, że nie miałam wydać, to grzecznie musiałam przeprosić i porosić klienta o rozmienienie pieniędzy, gdyż sama nie miałam możliwości opuszczenia stanowiska pracy. Zawsze grzecznie prosiłam i nigdy nie spotkałam się z odmową lub tym, że ktoś źle o mnie powiedział. Chyba że trafiałam na wyrozumiałych klientów...
W Twoim interesie jest mieć drobne na bilet, żadne tłumaczenia nie pomogą że kioskarz nie miał wydać.Kanar i tak Ci mandat wlepi :) z nimi nie ma dyskusji.Będziesz miała nauczkę na przyszłość żeby mieć drobne w kieszeni, przecież chyba wcześniej planowałaś tą podróż.
Nie wiem dlaczego masz pretensję do kioskarki, zdarza się że w małych sklepach nie maja wydać i nie ma się co złościć.
Nie wiem czy wiesz, ale w autobusach jest przycisk na żądanie, jak się chce bezpiecznie wysiąć to wcześniej trzeba przejsć do wyjścia i nacisnąć guzik , wtedy autobus się zatrzyma .
Moja znajoma jadąc kiedyś ze mną autobusem , prosiła,że jeżeli wejdą kanary , to mam się do niej nie przyznawac. Jak wyszłyśmy z autobusu, to mi wytłumaczyła ,że w razie czego udaje głucho-niemą, a jak to nie pomaga to zaczyna płakac i udaje,że ma atak . Mówiła,że zawsze jej się upieka.
hahaha dobre! uśmiałam sie :o)
ahahahahahahha;-))))))))))))))))))))))))))))))))))))))))) rewelacja!;)
ahahahahahahha;-))))))))))))))))))))))))))))))))))))))))) rewelacja!;)
Sądzę że w moim interesie jest po prostu mieć bilet.Przystanek nie był na żądanie,kierowca się zatrzymał,otworzył drzwi i zamknął mi je przed nosem.W tym momencie nacisnęłam przycisk ale już nie otworzył chociaż mógł.
Bym krzyczała ze jestem z dzieckiem, na pewno by otworzył.
Daria,ja krzyczałam..tekst powyżej,no i nie otworzył.
Moja koleżanka tak miała, że była sama na "przystanku na żądanie". Machnęła ręką i kierowca się zatrzymał.
Naciska guzik i drzwi się nie otwierają, biegnie do drugich to samo. A co zrobił kierowca? Odjechał!
Nie wszedzie Mamo Różyczki. Pochodzę z małego miasteczka w Polsce i nasze miejskie autobusy nie mają takich przycisków:( A to naprawdę ułatwia życie. Tu w Anglii są te "magiczne guziki", wciskasz, i kierowca nie zamknie ci drzwi przed nosem i nie pojedzie dalej póki nie wysiądziesz
Właśnie w tym problem że zamknął drzwi i ja wcisnęłam jeszcze raz żeby otworzył mógł ale nie otworzył..a jakbym się znalazła na schodach to nie wiem zamknąłby te drzwi na mnie albo na wózku z dzieckiem.A autobus był z tych starszych typów z ciasnym wyjściem i bez udogodnień.
No wiecie Co!!!
Dziewczyna mówi ,że ma wredny dzień . I faktycznie pisze co jej na sercu, może impulsywnie, ale to można zrozumiec. Żadna z was nie miała takiego dnia?
A co do zachowań, to wszedzie sa ludzie doskonale przygotowani do pracy i tacy co robią łaskę ,że do pracy przychodzą. A co do pracy z ludzmi, to praca jak każda , należy ją taka wybrac, żeby ja właściwie wykonywac. Mi też czasami zdarzało się, że kierowca ruszał a ja nie zdąrzyłam wyjśc jeszcze. Więc krzyknełam coś miłego do kierowcy i zawsze otworzył. No fakt, głos to ja mam donośny. Może po prostu Ciebie nie usłyszał lub nie zauważył? Kierowca też człowiek.
Kiedyś mój znajomy kierowca autobusu, opowiadał ,że kolega z pracy jezdził niezbyt delikatnie ludzie krzyczeli ,że jezdzi jakby świnie woził. A on na to. "A co, komuś ryja przycieło?"
A jak z butami wyszło?Ja kiedyś chciałam zareklamowac buty, a że sprzedawca potraktował mnie jak glupią gęś, to go w gazecie obsmarowałam. Oczywiście całkowita wina była z jego strony. Mam nadzieję ,że przygoda ze mną nauczyła go,że nie można z klientów baranów robic.
Mysza , teraz każdy ma kogoś zagranicą, A za granicą też jest różnie. Jak pomieszkasz zagranicą to sama się przekonasz.
Pozdrawiam.
Otóż to..bo ja w ogóle z tych bardziej impulsywnych. Wiesz zaraz jak ruszył to nacisnęłam ten przycisk ale kierowca nie zareagował a mógł jeszcze stanąć i otworzyć.Brak dobrej woli i tyle.A jeśli chodzi o panią w kiosku to zdania nie zmienię.Obowiązkiem sprzedawcy jest posiadać drobne i sobie je organizować w postaci końcówek.Sprzedawca nie ma prawa nie przyjąć gotówki.
Na szczęście z butami dobrze wyszło może bo to z sieciówki daichman i im zależy na kliencie więc nawet nie wzięli do naprawy tylko mogłam sobie wymienić na nowe.
Wiem wiem że tam nie jest tak słodko...ale z uprzejmością w sklepach i urzędach na ogół jest lepiej.
Ja też mam takie dni. i tylko wtedy jestem wredna i paskudna. A tak to jestem z reguły bardzo miła.
Z przykrością muszę Cię poinformować że już sprzedawca nie ma obowiązku posiadania drobnych, jeśli Ty coś chcesz kupić,na. bilet to rozmienianie pieniędzy nie jest obowiązkiem sprzedawcy. natomiast w interesie sprzedawcy jest posiadanie drobnych, ale nie obowiązek. takie prawo.
Myszamycha nie zawsze w urzedach i sklepach jest uprzejmiej.Od jakiegos czasu tez nie mieszkam w Polsce,i ladnych pare lat temu zalatwialam rodzinne na corke w urzedzie,normalnie masakra,kobieta ktora tam siedziala nie nadawala sie moim zdaniem wogole do tej pracy.Opryskliwa,rzucala dokumentami,podnosila glos i wogole robila laske,ze tam siedzi za biurkiem i musi glupich petentow przyjmowac.Rodzinne zalatwialam 7 miesiecy,za kazdym razem przypominalo jej sie ,ze znowu jakiegos papierka brakuje
.Za kazdym razem pytalam,czy to napewno lista wszystkich dokumentow,ktore musze dostarczyc,potwierdzala,a jak przychodzilam nastepnym razem okazywalo sie ,ze znowu czegos brakuje.Wliczam do tego,ze tez musialam z tego powodu ,pojechac w krotkim czasie do Polski,bo pani za biurkiem ,mnie blednie poinformowala.Dodam,ze nie tylko ja mialam tam problemy z zalatwieniem rodzinnego.Ku mojemu zdziwieniu,kiedys wlaczylam telewizje regionalna,i coz widze,wlasnie urzad w ktorym zalatwialam sprawe.Jakis petent nie wytrzymal i poszedl z tym do telewizji,po tygodniu od tego programu,moja sprawa zostala pozytywnie rozpatrzona,a od nowej osoby tam pracujacej,dowiedzialam sie,ze polowe tych dokumentow ,ktore dostarczylam nie byly wogole konieczne.
Co do busow mysza,tu gdzie mieszkam ,autobus,sam sie nie zatrzyma jesli wczesniej ,nie nacisniesz guzika,ze chcesz wysiasc.Jesli nikt nie naciska guzika,to bus nie zatrzymuje sie na przystanku,ktory bedzie wlasnie mijal,chyba ,ze na tym przystanku stoi osoba ,ktora chce wsiasc.N apoczatku tego nie wiedzialam i bylam zdziwiona,ze bus nie zatrzymuje sie na przystankach.
Wydaje mi się, że za granicą chyba nie kupisz łatwo biletu w kiosku. Tylko w automatach za drobne pieniądze ale mogę się mylić.
no ok. zgodzę się jest automat i muszę włożyć drobne ale sklep czy kiosk? gdzie nie tylko są bilety ale papierosy,kosmetyki,leki itd itp?
Nie musza byc drobne,moga byc banknoty,automaty wydaja reszte,tak jak i parkomaty zreszta.
Jak kilka osób uważam, że to Twoj problem że nie masz drobnych,generalnie wiekszośc ludzi wie ze do kiosku ze stówą sie nie chodzi,z czego ta kobieta ma nazbierac drobnych?z bieletów komunikaćji miejskiej sie nie da, albo z gazet za 2 zeta.
co do CHAMSKICH kierowców autobusów,także mam odrobine odmienne zdanie od Twojego,mój mąż jest kierowcą,co prawda PKS-u,ale juz nie raz nasłuchałam sie opowieści o " przemiłych" pasażerach...cóż punkt widzenia zależy od punktu siedzenia.
pozdrawiam i życze samych uprzejmych pań w kioskach i uprzejmych kierowców autobusów.
A wiesz że jest takie prawo że sprzedawca nie może odmówić przyjęcia gotówki?? także to nie mój problem.Z czego ma nazbierać? z papierosów za 12 zł,kosmetyków w tejże cenie które tam są.Skoro takie twoje pojęcie uprzejmości kierowców to życzę powodzenia.Zamknięcie matce z dzieckiem i kobiecie w ciąży widocznej (moja koleżanka która była ze mną) to na prawdę uprzejmość..aż szczypie.
Wiesz...o takim prawie nie słyszalam,może sama je wymysliłaś? wiem jedno kobieta w kiosku nie ma maszyny produkującej monety i drukującej banknoty. Nie może zamknąć kiosku i pobiec szybciutko do banku bo Ty czyli Klient przez duże K przyszedł ze stówą po bilet.
Tez jestem matką z dzieckiem(w wózku) i czasami uśmiech sprawia ze nawet drzwi w sklepie obcy człowiek przytrzyma,a nadęta twarz uprzejmości od innych nawet w Anglii sprawy Ci nie załatwi.
Rzeczywiście mogłam się uśmiechnąć do tego pana pewnie by zauważył.A może zostawić wózek z dzieckiem i podejść do niego i grzecznie poprosić czy byłby łaskawy drzwi otworzyć?A jak nie czytałaś o takim prawie to wujek google się kłania.Poczytaj. http://biznes.onet.pl/bede-dluzna-grosik,18493,3707506,3323181,212,1,news-detal
To idz jutro do tej Pani do kiosku,daj jej te 100 zł i poproś o bilet,jak Ci nie wyda to jej powiedz ze ma takie prawo i juz( w razie jak nie bedzie miala postrasz ją "wujkiem google",albo ze opiszesz ją na forum na WŻ)
jak to nie pomoże możesz ewentualnie nastraszyć ją tym ze jesteś matką z dzieckiem i sie komuś poskarżysz( np. mężowi w Anglii) ze tak Cię potraktowała,no bo chyba na policję z tym nie pojdziesz-chociaż możesz jej sprawe w sądzie wytoczyć no bo jak PRAWO to PRAWO! a w ostateczności sie popłacz albo ją zbluzgaj od "powszechnych chamów" , polaków itd
co do kierowcy mysle ze byłaś juz tak naładowana negatywnymi emocjami ze choćby zniósł Ciebie pod jedną pacha i wózek z dzieckiem pod druga pachą no i jeszcze koleżanke na plecach to i tak za cos byc go zjechala. a co! jak "powszechne chamstwo" to po całej lini.
Nastawienie człowieka do innego jest podstawą. Rzeczywiście, często w Anglii mijając się, ludzie wymieniają się bezineresownie uśmiechami, zwłaszcza starsi widząc ciężarną, lub matki z dziećmi. Jak na ogół ludzie są dla siebie mili, to taką sytaucję z zamknięciem drzwi też łatwiej rozwiązać i puścić w niepamięć. Ale człowiek jest człowiekim, i każdy ma gorsze dni, i wtedy byle g... potrafi nas wyprowdzic z równowagi i zepsuć cały dzień.
Nie wiem jak to jest w Twoich rejonach. Ale jak jeździłam podmiejskimi autobusami, to b. często było tak, że
starsi ludzie stali, jak robiłam miejsce to się dziwili. Chyba są po prostu bezproblemowi :-)
Nie wiem jak jest ze starszymi, ale jak byłam w ciąży nigdy nie musiałam się upominać o siedzące miejsce. ale podejrzewam ze w polsce tez nie było by problemu. U nas w angielskich autobusach pierwsze 2 rzędy miejsc są zarezerwowane plakietką :miejsca przeznaczone dla osób starszych i niepełnosprawnych
U nas też i co z tego? Myślisz, że ktoś zejdzie? Ja kiedys jechałam z moim dzieckiem autobusem, siedzieliśmy i weszła starsza pani i mówię do niego choć siądziesz u mnie na kolanach to pani sobie siądzie. I spytał sie mnie A dlaczego? Wytłumaczyłam mu dlaczego i spokojnie pani sobie siadła. Myślę, że taka sytuacja sie nie powtórzy drugi raz że już bedzie wiedział, że sie starszym ustepuje. Ale tego trzeba nauczyc to samo raczej nie przyjdzie.
zawsze mozna mieć nadzieję...że ktos zejdzie:) i ustapi...
W tych co ja jeździłam to było mało miejsc, ale to pewnie zależy od rejonu
A nie pomyślałaś, że ten niby wredny kierowca również jest w pracy i ma określone jej godziny? Może jeszcze powinien Ci z tym wózkiem pomóc? Wydaje mi się, że faktycznie masz zły dzień i troszkę szukasz dziury w całym....Życzę optymizmu:)
Wynika z tego że on ma określone godziny to ja już nie mogę wyjść z autobusu jak człowiek??To może niech w ogóle drzwi nie otwiera.A wiesz że jakby nikogo nie było do pomocy to kierowca jest zobowiązany mi pomóc?
Ha ha ha. Skąd Ty bierzesz taki informacje? To już zaczyna być naprawdę zabawne. Chodziło mi o określone godziny- na każdym przystanku musi być o określonej godzinie. Masz chyba zbyt roszczeniowy stosunek do innych ludzi. Skoro i w kiosku i w autobusie zostałaś potraktowana tak niby strasznie, to proponuję kupno samochodu albo może zamieszkanie na ....Księżycu:) Pozdrawiam
Myszko, nie zgadzam się z użytym przez ciebie określeniem chamstwo na brak kwoty do wydania reszty. Uzasadnię.
W drodze do przystanku mamy 3 bankomaty największych polskich banków. Na przystanku jest kiosk. Wiata. Postój taksówek. Kebabownia czynna od 11.00. Wszystko.
W innej drodze przez bazarek mamy jeszcze panią Krysię, która jako jedyna otwiera swój kiosk z pieczywem o 06.00. Kilkadziesiąt kiosków, czynny jeden.
Dziewczyna z kiosku i Pani Krysia wiedzą w lot, który bankomat płaci dziś po 200 zł, który po 100 zł. ja też wiem, bo próbowałam kiedyś oszukać dziada i wziąć 80 zł (50+20+10) i skubaniec mi zaproponował albo 100 zł albo nawet więcej :)
Zwykle obie panie mają rano coś na wydanie reszty, ale kiedy przyjdzie fafnasty klient, który rano wziął 200 zł lub 100 zł z bankomatu, drobne się kończą i nieważne, która godzina jest, 08.00 czy 10.00.
Pani Krysia liczy wtedy na starsze osoby, które zwykle przychodzą z odliczoną kwotą na chleb, Dziewczyna "modli się", żeby nie bylo kolejnej dwusetki i zakupu pudełka zapałek za 10 groszy. Kebabownia nie chce rozmieniać, Kiosku zamknąć nie można, żeby jakieś 1,5 km lecieć do McDonalda "McDrive" i jeszcze zaklinać los, żeby chcieli rozmienić. Przecież oni są fastfoodem, a nie bankiem ;)
I to, że ktoś może nie mieć Ci wydać, to dla Ciebie jest chamstwo? Obie panie nie uważają za chamów tych, co "pogadali" sobie z bankomatem nieważne o której godzinie i dostali grube banknoty, na które one mogą nie mieć reszty.
Zwykle codziennie jeżdżę samochodem, ale zdarzyło mi się parę razy korzystać z autobusu i minibusów. Wyrobiłam sobie na wszelki wypadek Kartę Miejską, którą mogę doładowywać w miarę potrzeb, jest bezterminowa (wiem, że nie wszędzie są takie możliwości). Dla panów busiarzy mam zwykle drobnicę uzbieraną po domu,"klapaki, klapaki dawajta, bo jutro jadę bez auta :)".
Nigdy nie określiłabym mianem chamstwa (w szczególności "tylko" polskiego chamstwa) tego, że ktoś może nie mieć na wydanie mi reszty ze 100 czy 200 zl. Tak samo ujęłabym się za Tobą, bo to przecież nie Twoja wina, że bankomat dzisiaj nie rozmienia się na drobne.
Na temat wózka w autobusie nie wypowiadam się, bo dawno swojego nie wnosiłam ;)
W naszych autobusach platforma do przewozu wózków jest naprzeciwko głównych i najszerszych drzwi. A pasażerowie i pasażerki (kobieta kobiecie często najlepszym przyjacielem jest) pomagają wynosić dziecięcą limuzynkę.
Zatem mówię stanowcze "NIE" określeniu chamstwo, w szczególności "powszechne" na tytuł Twojego wątku.
Z uprzejmością kierowców jest różnie, byłam świadkiem dziwnych sytuacji, które nie powinny mieć miejsca.
Wsiadłam do autobusu z zamiarem wykupienia biletu u kierowcy ( w okolicy nie było żadnego kiosku, nie byłam przygotowana). Kierowca biletów nie miał. Zatrzymał się na przystanku przy którym był kiosk, mogłam wysiąść, kupić bilet i wrócić, zaczekał.
Własnie, kierowca też człowiek, tez może mieć gorszy dzień. Chwalę sobie życie na obczyźnie, ale bez przesady, że zawsze jest tu tak kolorowo. Kiedyś w autobusie facet na wózku inwalidzkim wcisnął przycisk by wysiąść. niektóre autobusy się nie obniżają to poziomu chodnika, by mogły do niego wjechać wózki inwalidzkie i dziecięce i wtedy kierowca musi rozłożyć specjalny zjazd. gdy facet wcisnął przycisk by wysiąść to kierowca wydarł się na niego, że juz kilka razy mu tłumaczył by wsiadał do innego, obniżającego się autobusu. Rzucając metalowym zjazdem, zrobił aferę na cały autobus, niepełnosprawny wyjechał ze spuszczona głową, a ludzie pukali się w głowę patrząc na kierowcę...
uuuuu...kierowcą pewnie był Polak....
Nie, chyba Pakistańczyk:)
To nie chamstwo tylko bezradnośc kioskarki.
Załóżmy że przyszło 20 osób ze stówką, każdy chciał bilet za 2 zł,
więc w kasie tej pani byłoby 40 zł, a reszty które by musiala drobnymi wydawac to 1960 zł.
Takiej gotówki to żaden szef nie zostawia, a w kiosku bywa że to jest całodzienny utarg.
Nie sadzę też że taki szef byłby zadowolony że jego pracownik biega po mieście a nie siedzi w kiosku.
a jakby poleciała do banku (jak sugerowałaś w jakimś poście) to zdążyłabyś na autobus?
Watpie...
Masz nauczkę, żeby sobie wcześniej drobne przygotowac, albo zakupic większa ilość biletów na zas.
Co do kierowcy, nie mam zdania.
Nie wiem czemu niektórzy tak sie zachowują.
szef powinien zadbać o drobne miałam na myśli że można rozmienić na drobne w banku dużo wcześniej nie w trakcie pracy
no ja Ciebie rozumiem, ale niezależnie ile drobnych mam, zawsze może zabraknąć.
Taka jest rzeczywistośc.
Rozumiem Twoje rozżalenie, bo jak to miec pieniądze i nie móc kupic.
Ale też jesli nawet nie chcesz zrozumiec połozenia sprzedawcy, to warto zadbac o drobne na bilety wcześniej.
Wiesz staram się drobne mieć i drobne dawać bo wiem jak jest,nigdy nie rozmieniam celowo no ale czasami tak się zdarza.Miałam tylko stówkę i nic więcej.
rozumiem, dobrze że koleżanka poratowała :)
Jakby koleżanki nie było to nie wiem co bym zrobiła pewnie pojechałabym na gapę..bo jak tu kupić bilet w autobusie mając dziecko i wózek..
Strasznie biedna jestes...co chwile wspominasz-dziecko i wózek!
kobieto nie Ty jedna nie ostatnio masz dziecko i wózek, ciekawe jak nasze matki sobie radziły z wózkami bez skrętnych kół,amortyzatorów itp z wózkami ważącymi dwa razy wiecej niż te co my mamy dla dzieci, nie rób z siebie matki cierpiętnicy, bo az źle sie to czyta...
to nie czytaj.. proste?? a niby jak miałabym kupić bilet u kierowcy mając dziecko? zostawić dziecko z wózkiem? może sam wózek a wziąść dziecko i zasuwać do kierowcy po bilet? albo może zasuwać z wózkiem przez cały autobus do kierowcy? myślenie nie boli...więc myśl.
Proszę o pomoc kogos z pasażerów, aby spojrzeli na dziecię, nie spuszczając oka z dziecięcia podchodzę i kupuję bilet albo proszę o to kogoś. Szczerze- wszystko da sie zrobić :)
jedyne wyjście poprosić kogoś o kupno biletu bo dziecka nie zostawię samego..
faktycznie wieki kłopot zostawić dziecko na 2,3 m w autobusie
zawsze można sę usmiechnąć do kogoś serdecznie i poprosić o przypilnowanie np koleżankę z którą byłaś
chciałam to napisać, ale wiesz to trzeba być uprzejmym i uśmiechniętym ale jak widać koleżanka z uśmiechem nie ma nic wspólnego,z wyjątkiem tego ze wymaga tego od innych nie dajac nic od siebie
a skąd ty niby wiesz co ja daję z siebie albo nie? wiesz czy jestem na co dzień uśmiechnięta,uprzejma?widzisz na swoim monitorze? nie oceniaj tak pochopnie ludzi..a może według siebie oceniasz?
łatwo to stwierdzic po tym w jaki sposób wypowiedziałaś sie o pani w kiosku i kierowcy w autobusie
,jakbys była pozytywnie nastawiona do świata, uprzejma i usmiechnięta -taka błaha sytuacja jak brak drobnych w kiosku przeleciało by obok Ciebie,a z tego co czytam uraziło Cie to na tyle aby stworzyc spory wątek na forum....
Olcia, ale kazdy miewa gorsze chwile.
Nie wyobrazam sobie chodzić wciąż z przyklejonym uśmiechem.
Chyba lepiej się wygadać na forum, niż napisać setkę skarg i zażaleń z powodu gorszego dnia.
Zgadzam się, albo np. wyżyć się na kimś bliskim, nie ma jak forum
oj tam, oj tam :)
Muszę się przyznać, że mi się czasem zdarza niestety :( dlatego wolę z nikim nie gadać, choć przy moim
gadulstwie to trochę ciężko hehe
i po tym jednym fakcie oceniasz że " ale jak widać koleżanka z uśmiechem nie ma nic wspólnego,z wyjątkiem tego ze wymaga tego od innych nie dajac nic od siebie " to kiepsko z tobą skoro tak szybko i pochopnie ludzi oceniasz..życzę powodzenia z takim nastawieniem do ludzi.
i po jakiejś dyskusji na forum stwierdzasz że " koleżanka z uśmiechem nie ma nic wspólnego,z wyjątkiem tego ze wymaga tego od innych nie dajac nic od siebie " to szybko i pochopnie oceniasz ludzi..życzę powodzenia z takim nastawieniem.
Ja Ci coś powiem , najlepiej nie ciągać ze soba dzieci bez potrzeby, chyba że do lekarza.Jak ja mam coś do załatwienia to załatwiam sobie opiekę w danym dniu.Jeżdżę sama bez dzieci, zawsze mam gotowy bilet lub drobne.
A ja dziecko ze sobą ciągam wszędzie. Wczoraj zabrałam Rycha do kawiarni, na spotkanie w sprawie sprzedaży domu. Nie mam z kim jej zostawić i nie mam najmniejszego problemu aby zabrać ją niemal yam, gdzie pójść muszę. Jeśli wiem, że z wózkiem będzie ciężko- zawijam ją w chustę.
Ja wolę nie ryzykować, mój średni jest tak żywym dzieckiem że wolę go nie zabierać, najmłodszy ma 7 miesięcy. Zawsze mogę liczyć na mamę , że mi popilnuje dzieciaków, a ja sobie załatwie co mi potrzeba.Co innego wyjść na spacer, wtedy zabieram obydwóch:)
Nie mam mamy, która mogłaby zająć się dzieckiem. Moja Ryśka jest dzieckiem spokojnym i od zawsze towarzyszy mi wszędzie, czasem nawet na spotkaniach z klientami, rozprawach sądowych itp. Poza tym, lubię z nią "bywać" :) Przy -20st skakałam z nią po naszej walącej się ruderze. Mój wybór-mam dziecko to się nim zajmuję i nie narzekam, choć bywam zmęczona. Im bardziej jestem zmęczona tym szerzej się uśmiecham i wokół mnie jest wielu obcych ludzi, którzy chętnie mi pomagają. :)
To dobrze że masz jedno, z dwójką już by tak łatwo nie było:)
mam 3 :)
:) to tak jak ja.
Tylko ja nie mam młodego z kim zostawić.
Każdy robi tak, jak mu wygodnie:) Mam pomoc od rodzinki, nie wyobrażam sobie ciągać np.dzieciaków jak na dworzu było -20, a ja bym musiała z nimi jechać załatwiać coś ważnego.
Rozumiem ale u mnie to nie zależy od wygody,męża nie mam na miejscu,babcia nie daje rady i nie bardzo chce...
MR są takie osoby ktore nie maja innego wyjścia. jeść trzeba :)
A...widzisz,wpadłaś we własne sidła.Kioskarka też pewnie stara się mieć drobne,ale sie zdarzyło.O co ta cała afera?
dodam jeszcze do tego co apisałaś że w tym czasie kiedy koskarka biegała by po mieście za drobnymi to mogo by jej przejśc 20 klientów z wyliczonymi pieniedzmi koło nosa
dodam jeszcze do tego co apisałaś że w tym czasie kiedy koskarka biegała
by po mieście za drobnymi to mogo by jej przejśc 20 klientów z
wyliczonymi pieniedzmi koło nosa
Na dodatek zarzucając kioskarce chamstwo, że zamyka sklep w czasie pracy ;))))
Ok. zgodzę się z wami że niepotrzebnie podpięłam panią z kiosku po chamstwo w przeciwieństwie do kierowcy w autobusie.Chociaż i tak uważam że sytuacja kiedy sprzedawca nie przyjmuje gotówki bo nie ma wydać reszty jest conajmniej chora.
Dla sprzedwacy to też jest wielka niezręcznośc i głupia sytuacja.
Nie cierpię kiedy tak sie zdarza.
mysza to nie jest chore to jest tyko rzeczywistość. szkoda że tego nie rozumiesz gdzies tutaj ktoś już napisał o tym jakby przyszło 20 osób i każdy by chciał tylko jeden bilet. W koło nikt nie ma rozmienić co zrobić. Kierowca czy zrobił dobrze czy żle trudno oceniać on mógł Ciebie nie widzieć jak byl tłok. Kzyknąc nie zaszkodzi. Najwraźniej masz zly dzien ja tak odbieram Twoje wpisy. Jutro zapewne będzie lepiej czego Ci życze :)
Nie jest chamskim to, iż pani w kiosku nie miała wydać reszty. Też pewnie bym się zdenerwowała spiesząc się do autobusu i nie mogąc kupić biletu. Jednak potrafię zrozumieć panią w kiosku. Nie wyobrażam sobie aby wyszła z kiosku i biegała po mieście szukając drobnych. Ciebie może by obsłużyła gdyby chciałoby Ci się czekać, a kolejnych kilku klientów odeszłoby " z kwitkiem" bo Tobie ciężko było rozmienić i mieć drobne. Szanujmy siebie i szanujmy innych. Swojego czasu bardzo wkurzyłam się na kierowcę autobusu, który w noworoczny ranek ( zero innych możliwości kupienia biletu ) wkurzal się na mnie gdy zapłaciłam mu za bilet odliczoną kwotą w drobnych bo takie udało mi się nazbierać. Potem sobie pomyślałam, ze facet musiał wstać rano ( ja też jechałam do pracy), nie mógł się pobawić i nie chciało mu się liczyć drobniaków.
tak jak napisala aggusia35...po prostu fatalnie Ci sie zaczal tydzien i tyle. Wygadalas sie i ok !;-) NIe martw sie, zlosc minie. Ja tez od samego rana jestem jakas przygnębiona....poddenerwowana...do tego Klientela dziś wyjątkowo upierdliwa....głowa mi teraz pęka...Ale będzie lepiej !;-)
Klient nie jest upierdliwy- tylko żąda więcej informacji
Klient musi być dociekliwy, ładnie nas sprzedawcy postrzegają.
sprzedawcy też są klientami
Jak stoją za ladą to zapominają o tym.
nie, nie zapominają.
Za to wiedzą jak się zachować będąc klientem.
swojego czasu też miałam do czynienia z klientami, nie jednemu przydało by się łebek ukrecic.
ludzie są tylko ludźmi, kazdy może miec gorszy dzień.
Zarówno klient, jaki i sprzedawca.
Tylko troche dobrej woli i wyrozumiałości pomaga :)
Wiem, dlatego wszyscy przeżyli.
o ! dokladnie tak ! ;-)
e tam !teraz wiekszosc klientow to takich co to wyzej s... niz sie ma ! a im głupszy tym więcej mu się wydaje. Trzeba mieć końskie nerwy,żeby wytrzymać takie 8 godzin..;-)
Dlatego ja nie uznaję takiego czegoś jak "klient mój pan"
chce być panem niech "panuje" w domu....
U mnie obowiązuje obopólny szacunek.
ja tez nie! ale przez tyle lat szefostwo nasze tak tych klientow przyzwyczailo i niestety...u nas tylko klient ma racje i jest ponad wszystko. MOze Cie obrazic, moze krzyczec, drwic a Ty masz sie ladnie usmiechac i przepraszac ze zyjesz! eh...slow brak. Ja jako klient naprawde staram sie zawsze byc grzeczna i wyrozumiala, a juz na pewno bez zandego pokazywania wladzy !
Swego czasu Cuma zapodała wątek o życzliwości i niestety, nie cieszył się takim zainteresowaniem, jak ten z działającym na ludzi jak magnes słowem "chamstwo".
Tak czy inaczej tu nikt nie zginął, wszyscy zdrowi, spacer zaliczony :)
Jeżeli chodzi o kierowcę to zawsze możesz zgłosić skargę.
chciałam ale moje chamskie serce mu odpuściło
Zawsze mam w kieszeni troche drobnych tak jest po prostu szybciej, nie szukam w torebce ani w portfelu.
Współczuję, że znalazłaś się w takiej sytuacji, gdzie nieuważny kierowca zamknął Ci drzwi przed nosem, ale mimo wszystko miałaś szczęście, że nie przytrzasnął z wózkiem, bo wtedy mogłoby się to bardzo przykro skończyć. Jednym słowem skończyło się tylko na małych nerwach. Przykre.
Ale...nie rozumiem jak można się oburzać, że Pani w kiosku nie miała wystarczającej ilości drobnych pieniędzy. Być może miała je, ale wystarczą trzy takie osoby ze stówką od rana, kupujące jedynie bilet i już ma kasę bez bilonu. Trzeba mieć trochę wyobraźni. A podejście "klient nasz pan" kojarzy mi się jedynie z brakiem wychowania. Każdy z nas musi wykonywać swoją pracę rzetelnie i nie ma tutaj znaczenia czy jest to sprzedawca, sprzątaczka, krawcowa czy adwokat. Dlaczego sprzedawca ma się czuć, jak ktoś usługujący? Moim zdaniem trzeba mieć trochę wyczucia i kultury osobistej i uszanować tego człowieka. Jeśli ja znajduję się w sytuacji, kiedy sprzedawca nie ma mi jak wydać reszty, to nie czekam jak rzuci wszystko i zacznie biegać po okolicznych sklepach żeby rozmienić kasę. To nie logiczne. W takich sytuacjach proszę o odłożenie zakupów na bok i sama idę rozmienić pieniądze. Jak już Ktoś wspomniał - sklep, to nie bank i trzeba być człowiekiem i starać się zrozumieć tego drugiego człowieka. Jeśli sprzedawca będzie co rusz biegał żeby rozmienić pieniądze, to któregoś dnia znajdzie się drugi "mądry klient", który powie, że sprzedawca jest od sprzedawania i nie życzy sobie czekać pod sklepem na jego powrót z bilonem. Kółko się zamyka. Z tego, co widzę większość skupia się tylko na swoich potrzebach a takie czysto ludzkie reakcje, życzliwość i zrozumienie przychodzą nam baaaardzo trudno.
Ja kiedyś chciałam kupić bilet u kierowcy no i pytam o ten bilet, raz, dwa razy - nie obraca się, tak jakby mnie nie słyszał, a potem CZY PAN MNIE SŁYSZY? A on... a nie widzi Pani, że jem bułkę?! ;)
hehehe i nie wiadomo czy się smiać w takiej sytuacji czy płakac:)
Widocznie kierowca "jadł oczami"
Dopisano 12-02-20 21:49:04:
Napisałam skrótowo. Miałam na myśli, że udawał, iż Cię nie widzi. Bułka przesłoniła Mu oczyoj tam,wiadomo ze mężczyźni nie mają podzielnej uwagi ;o)
ja wchodze do autobusu i mówię do pana, poprosze bilet
a on mówi, "co podać?"
A ja sie pyytam, a co ma pan jeszcze w ofercie, poza biletami, a on mi też mówi "bułkę" :]
hehe ten był chociaz dowcipny :-)
Coś mi się wydaje, że mogło w tej sytuacji zabraknąć po prostu życzliwosci z obu stron. Gdyby kioskarka grzecznie i z uśmiechem na ustach poprosiła Cię, żebyś rozmieniła to 100 zł. gdzieś obok, bo ona nie może zostawić kiosku, to pewnie inaczej byś zareagowała.
W handlu i w usługach najważniejszy jest dobry stosunek do kilienta. Jesli jest się miłym, życzliwym, grzecznym - to naprawdę zazwyczaj można wszystko załatwić w przyjaznej atmosferze.
A co do uprzejmosci poza granicami Polski i w Polsce samej - to moim skromnym zdaniem - my Polacy trochę siebie nie doceniamy wobec innych narodów i idealizujemy innych Europejczyków. Trochę podróżuję i obserwuję w róznych miejscach różne ludzkie zachowania i - wierzcie mi - wielokrotnie zdarzało mi się w Europie być źle obsłużoną czy źle potraktowaną przez sprzedawców.
Bez urazy, ale dlaczego nie spakujesz swoich i dziecka walizek i dołączysz do męża? Ja tak zrobiłam kilka lat temu i nie takiej chwili żebym żałowała. Na początku stawiałam opory, ale mąż mnie zdołał przekonać, że tak będzie lepiej dla naszej rodziny. Nie mam złudzeń, że moje małżeństwo albo rozpadłoby się albo byłoby fikcją jak małżeństwo moich teściów. Chyba że wolisz taplać się w polskim bagienku i mieć na codzień do czynienia z takimi sytuacjami.