Super bardzo lubię koty:) Jeden z nich ma bardzo bujny ogon chyba nie jest to zwykły dachowiec?
wszystkie czystej maści dachowcowej...i wszystkie wyrzucone przez pseudowlaścicieli. Inka rok temu wałęsała się przy ruchliwej drodze ze swoim bratem, poszedł w dobre ręce, miały wtedy ok.miesiąca, a resztę, czyli pięć znalazła córcia wracając przez park miejski z lodowiska 27grudnia, trzy rozdała natychmiast, po czym po tygodniu samba wróciła, oddana przez koleżankę, bo ponoć śmierdziała wrrrr
Ludzie naprawdę są bez serca. Jednak co się dziwić jak wobec ludzi nie są lepsi Super ten ogon jak taka szczotka do wycierania kurzu:) Już bym je podrapała za uszkiem.
Ludzie naprawdę są bez serca. Jednak co się dziwić jak wobec ludzi nie są lepsi Super ten ogon jak taka szczotka do wycierania kurzu:) Już bym je podrapała za uszkiem.
drapię zatem śpiochy od Ciebie, trochę się zejdzie, bo ucho nie jedno:)
a to tez taka rodzinka dokarmiana przeze mnie :) Kotka która wiedziała, ze jest ciezko chora podrzucila mi male kociaki. Ot poprostu przyprowadzila je i na nastepny dzień zmarła. Prawdopodobnie miała kocią bialaczkę. Kociaków nie udało się oswoić. Dokarmialiśmy je jak były malutkie a póżniej się rozeszły :):) Tutaj hhi jeszcze kolczasty degustator kociego jedzenia
Mój ukochany kocurek z dzieciństwa Kubuś też zginął pod kołami lub z rąk właściciela gołębi. To drugie bardziej prawdopodobne. Był zwykłym dachowcem takim ,,tygryskiem" .
Mój ukochany kocurek z dzieciństwa Kubuś też zginął pod kołami lub z rąk właściciela gołębi. To drugie bardziej prawdopodobne. Był zwykłym dachowcem takim ,,tygryskiem" .
mój szwagier jest pasjonatem gołębi...już go nie lubię...jak dowiedziałam się co robi, kiedy koty urządzają sobie tranzyt przez jego podwórko wrrrrrrr
Śliczne te Wasze pupile..a ja sie pochwale tym ,ze wczoraj wchodze do szopy a tam miła niespodzianka kotka bezdomna która dokarmiałam okociła sie wlasnie w mojej szopie troje maluchów(perełka,kacperek,boidupa:) no i mamusia dziunia tak nazwała ich moja córcia to wczoraj zafundowalam mamuśce wypasiony obiadek...zobaczymy jak długo zagoszcza u mnie:)
może to dziwne ale lubie sobie czasem usiąźć i popatrzeć na kury jak się pasą na trawce, a jajka swojskie o niebo lepiej smakują niż kupne i ten niedzielny rosołek - mmmm... paluszki lizać :)
może to dziwne ale lubie sobie czasem usiąźć i popatrzeć na kury jak się pasą na trawce, a jajka swojskie o niebo lepiej smakują niż kupne i ten niedzielny rosołek - mmmm... paluszki lizać :)
rosołek może niekoniecznie, ale jaja...dostaję czasem od koleżanki, kiedy odwiedza swoje rodzinne strony, zapakowane przez jej mamę specjalnie dla mnie:) przynajmniej wiem, że ekologiczne na sto%
ryczę i przestać nie mogę, potrącił ją jakiś samochodowy bandyta...miała otwarte złamanie prawej, połamaną lewą łapkę, pogruchotaną miednicę i prawdopodobnie uszkodzony pęcherz. kosz operacji 3 tysiące...nie mam takich pieniędzy, przez ich brak musiałam odebrać jej życie
w kwietniu odebrała sobie życie syna koleżanka, przez chłopaka, bardzo to przeżyliśmy, teraz córci koleżanka, bo pani od angielskiego uziemiła ja w drugiej klasie..znalazła się na oddziale psychiatrycznym...za dużo, jak na mnie jedną...
bardzo się wzruszyłem.. jestem z Tobą całym sercem.. nie gniewaj się, ale cenię zwierzaczki bardziej niźli ludzi.. od dawna nie cenię lekarzy, nie mam ani jednego wśród znajowych i nie chcę mieć.. w sytuacji o której napisałaś kotka powinna zostać operowana za darmo, ponieważ wiesz przecież..
crizz czemu mam się gniewać? zgadzam się z Tobą w zupełności...gdzieś kiedyś powiedział G.B. Shaw "im bardziej poznaję ludzi tym bardziej kocham zwierzęta"...jakże prawdziwie...w obliczu dzisiejszych wydarzeń trudno się z mądrością nie zgodzić...matka Madzi...matka Szymonka...życie bywa okrutne, ale TEGO pojąć nie mogę, moja mózgownica TEGO nie ogarnia...i znów ehhhhh
Nie widzi, ale nadal jest aktywny - kocha wyjścia na dwór - w ogrodzie czuje się super, w domu też bardzo dobrze sobie radzi. Doszedł już prawie do 7,5 kg. Bardzo pomogło mu towarszystwo Puszka:
pozory mylą - nie zawsze jest taki grzeczny.
Pierwszy i ostatni spacer, na którym był taki grzeczny:
Majek to maine coon, a Puszek - norweski leśny. Twoja Lola rzeczywiście "boska" - moja koleżanka ma parkę (też się przybłąkały) - chyba krzyżówka norweskiego i dachowca. Ponoć ktoś zlikwidował hodowlę i zostawił niektóre kociaki samopas. Po prostu brak słów! Twoja Bella natomiast bardzo przypomina mojego Małego - niestety rok temu stracił życie pod kołami samochodu. To był wspaniały i bardzo mądry kot:
Twoja trzódka jest wspaniała - podrap kociaki za uszami od nas. Pozdrawiam - Grażyna.
Śliczne. Ja pożegnałam swojego norweskiego leśnego po 10 latach. Spał sobie pod drzewem , a obcy pies załatwił go jednym szarpnięciem w kark. Nomen omen 1 listopada.
to jest Milan, czekoladkowy labrador, przygarnięty, bo ktoś go już nie kochał...jego nie da się nie kochać po kąpieli wpakował się w pościel, już jest pachnącym czystym wielkim psiskiem...
a tu ostatni zakup dla czarnych milusińskichBella umościła się w leżaczku, a Tango na górnej półce, poćwiczcie trochę kręgi szyjne...nie umiem...
Śliczna ta twoja trzódka :) Milan cudny ... Chciałabym mieć koło siebie jakiegoś psiaka albo kotka ale niestety nie możemy mieć zwierząt .Dzieciaki próbują nas namówić chociażna chomika lub świnkę ale niestety nie możemy się na to zgodzić . Rozumiem ich bo praktycznie wychowywali sięze zwierzętami a teraz nie mogą... Ale u ciebie musi być wesoło
boska Klarcia...wszelkie maści miałam, ale srebrnego jeszcze nie...w ubiegłym tygodniu w moim mieście była międzynarodowa wystawa kotów...wygrały jakieś zagramaniczne, ale tytuł Kota Publiczności zdobył Olaf main coon, cuuuuudny, booooski 14- to kilowy kocurro..
Powiększyło nam się grono rodzinne o nowego kota. Kocica przez cały weekend nie dała się dotknąć, taka agresja w nią wstąpiła. Na szczęście zaakceptowała młodego :) nawet na tyle, że poczuła się jak mama i daje mu cycka
Pozazdrościłaś? Piękne są! Dla mnie kot pręgowany - typowy buras - jest cudem matki natury. Każdy jego pojedyńczy włosek to dzieło sztuki, składające się na całość.
może to kwestia wielkości posesji i rodzaju ogrodzenia?
co do wielkości trudno coś poradzić, ale ogrodzenie w najbliższym czasie będziemy wymieniać na takie "kotoodporne" ;) a na razie jakoś sobie radzimy, może dlatego, że kotki są młode..
Wiesz, co to jest tęsknota za życiem na swobodzie, co znaczy bycie kotem, który gdzie chce, tam chodzi! (Majorka)
Nie każda wolność uszczęśliwia. Nie każde bezpieczeństwo gwarantuje szczęście. Wiele kotów nie musi wychodzić z domu, aby czuły się szczęśliwe. Niektore muszą. Opisujemy tutaj koty, dla ktorych możliwość swobodnego poruszania się, polowania, posiadania własnych kocich tajemnic są równie ważne jak ciepły kąt i pełna miska. Koty wolne, choć nie dzikie. Koty ktore zdecydowaliśmy sie wypuscić. Koty często płacące za to najwyższą cenę.
Moja poprzednia koteczke Kozunia , byłam typem włóczykija. Tak miała i już. Jak wróćiliśmy do Polski to była przeszczęśliwa, że pozna nowy świat. W 2 tygodnie poznała całą Orlę. Biła się z kotami itd. Czasami ne wracała na noc , a 25 pażdziernika wyszła z rana i niewróciła.Ja szalałam z rozpaczy,, bo to była moja ukochana i najcudniejsza koteczka, najbardziej miła i ładna i bardzo przyjacielska. Nie ma jej do tej pory, ale ja nie tracę nadzieji że wróci jeszcze. Raz jej nie było ponad pół roku, została nam ukradziona, ale znalazłam ją. Kkozuni, nie dało by się upilnować, bo ona potrzebowała łazic , taką naturę miała.
Teraz mam drugą kotkę Zuzulę i ona tez jest fajna. Ale od grudnia do tej pory boi się wyjść na zewnątrz domu, Drzwi muszą być otwartę, żeby w razie czego mogła uciec do domu. A boi sie nawet namnieszego ptaszka na podwórku. to dziwne bo od marca do grudnia mieszkała na podwórku. Teraz jest bardzo z nami związana, i bardzo tęskni kiedy nawet wychodzimy na podwórko. ona siedzi w oknie i nas pilnuje, czy my od niej nie uciekniemy. W domu oczywiście ona wszystkimi rządzi, , ba nawet czasami gości nam gryzie po nogach.dobrze,że jeszcze nie szczeka.
Widzisz.... parę moich kotów też zaginęło/zginęło. I wcale nie pod kołami samochodu. W tej chwili mam siatki w połowie okien, że można je było otworzyć a żeby nie było samowolki (!) w opuszczaniu domu. Częściowo jest to spowodowane tym, że jeden z kotów jest głuchy, jeden niewidomy... to zapewnia im bezpieczeństwo. Sama zobaczysz, kiedy koty dojrzeją - naprawdę trudno będzie znaleźć "kotoodporne" ogrodzenie. Wiem, bo jeden z moich kotów jest szwendaczem i nic nie jest w stanie go powstrzymać. Na szczęście trzyma się najbliższej okolicy. Trzy pozostałe dały się nauczyć i po małych "wpadkach" nie opuszczają posesji.
Ale "Kto mieszka w szklarni, nie powinien rzucać kamieniami".
Pojechaliśmy z mężem na pięciodniowy wyjazd nad morze. Dla szybkiego złapania oddechu i lekkiego odstresowania. W pierwszy wieczór przy kolacji zobaczyliśmy na tarasie przycupniętą kotkę. Potem poszliśmy do pokoju. Rano otworzyłam balkon ( mieszkaliśmy na I piętrze), a spomiędzy tarasowych skalniaków, przytuptała znów ta sama koteczka. Miaukolić zaczęła głośno, patrząc na mnie w górę, widać było, że chciałaby się dostać na górę, ale po murze się nie da. Zeszłam na dół, poszłam na tarasy za jadalnią, na kici-kici przybiegła natychmiast. Taka miziasta i proludzka, zaczęła się tulić, na kolana wchodzić. Uszka postrzępione, czerwone, pogryzione, chyba ze świerzbem. Zostawiłam ją tam, grzecznie siedziała na ostatnim schodku i patrzyła jak odchodzę, smutno, bezgłośnie, tylko siedziała i patrzyła. Zapytaliśmy kelnerki, czyja to koteczka, niczyja, podrzucona około dwa miesiące temu, je w stajni razem ze stajennymi kotami i psem. Pojechaliśmy pozwiedzać do Ogrodów Hortulusa, potem do stadniny ocalonych z transportu koni, potem przyszliśmy znów na tarasy. Koteńka czekała na nas. Oczywiście kupiliśmy jedzonko, nawet nie chciała jeść, tylko tulić się i mruczeć. Po oględzinach uszków podjęlismy decyzję, trzeba do weta jechać. Pani, która ma pieczę nad stajnią, od razu poinformowała nas, że koteczka jest do wzięcia. Nie, w stajni nie je, przebywa na tarsach, bo tam pewnie z kuchni jej jedzenie wynoszą. W stajni pies ją poturbował, koty pogryzły, ale koteczka jest ufna bardzo i nawet do koni się tuliła. Oczywiście do weta możemy ją zabrać. Mąż od razu zaplanował zabranie jej do domu, ja nie bardzo , bałam się tak długiej drogi, jak zareagują na koteczkę Julcio z Batmankiem. Ale taka miziasta, ufna, proczłowiecza była... U weta oczywiście się potwierdziło nasze przypuszczenie: świerzb uszny. Dostała leki. Mąż zapytał: i zostawiłabyś ją tutaj? Nie, nigdy. Koteńka chodziła nam przy nodze, spacerowałyśmy po majatku razem. Tak samo reagowała na mojego męża, wdzięczna za każde okazane uczucie. Rano czekała na nas pod oknami. Głodna była bardzo, jednak chyba jedynymi jej posiłkami były resztki ze śmietnika. Do perfekcji opanowała rozrywanie papierków i wybieranie okruszków. Na ostatnią noc wzięliśmy ją do pokoju. Nigdy wcześniej takiego kota nie widziałam: położona na posłanku, przespała na nim całą noc. Wcale się nie ruszyła. Pierwsza noc w życiu, bez zimna, strachu i czyhających niebezpieczeństw. Pełen spokój, ciepło i miękko. Kupiliśmy kontenerek, szeleczki i wróciliśmy do domu, we trójkę.
O jejciu, Ewa jesteście Wielcy :))) Cudowna historia i szczęśliwy koniec ::)) A raczej poczatek Waszej przyjaźni :)) Pozdrawiam serdecznie tez mam kocurka znajdę :))
Dokociłam się :) Pojechaliśmy z mężem na pięciodniowy wyjazd nad morze. Dla szybkiego złapania oddechu i lekkiego odstresowania. W pierwszy wieczór przy kolacji zobaczyliśmy na tarasie przycupniętą kotkę. Potem poszliśmy do pokoju. Rano otworzyłam balkon ( mieszkaliśmy na I piętrze), a spomiędzy tarasowych skalniaków, przytuptała znów ta sama koteczka. Miaukolić zaczęła głośno, patrząc na mnie w górę, widać było, że chciałaby się dostać na górę, ale po murze się nie da. Zeszłam na dół, poszłam na tarasy za jadalnią, na kici-kici przybiegła natychmiast. Taka miziasta i proludzka, zaczęła się tulić, na kolana wchodzić. Uszka postrzępione, czerwone, pogryzione, chyba ze świerzbem. Zostawiłam ją tam, grzecznie siedziała na ostatnim schodku i patrzyła jak odchodzę, smutno, bezgłośnie, tylko siedziała i patrzyła. Zapytaliśmy kelnerki, czyja to koteczka, niczyja, podrzucona około dwa miesiące temu, je w stajni razem ze stajennymi kotami i psem. Pojechaliśmy pozwiedzać do Ogrodów Hortulusa, potem do stadniny ocalonych z transportu koni, potem przyszliśmy znów na tarasy. Koteńka czekała na nas. Oczywiście kupiliśmy jedzonko, nawet nie chciała jeść, tylko tulić się i mruczeć. Po oględzinach uszków podjęlismy decyzję, trzeba do weta jechać. Pani, która ma pieczę nad stajnią, od razu poinformowała nas, że koteczka jest do wzięcia. Nie, w stajni nie je, przebywa na tarsach, bo tam pewnie z kuchni jej jedzenie wynoszą. W stajni pies ją poturbował, koty pogryzły, ale koteczka jest ufna bardzo i nawet do koni się tuliła. Oczywiście do weta możemy ją zabrać. Mąż od razu zaplanował zabranie jej do domu, ja nie bardzo , bałam się tak długiej drogi, jak zareagują na koteczkę Julcio z Batmankiem. Ale taka miziasta, ufna, proczłowiecza była... U weta oczywiście się potwierdziło nasze przypuszczenie: świerzb uszny. Dostała leki. Mąż zapytał: i zostawiłabyś ją tutaj? Nie, nigdy. Koteńka chodziła nam przy nodze, spacerowałyśmy po majatku razem. Tak samo reagowała na mojego męża, wdzięczna za każde okazane uczucie. Rano czekała na nas pod oknami. Głodna była bardzo, jednak chyba jedynymi jej posiłkami były resztki ze śmietnika. Do perfekcji opanowała rozrywanie papierków i wybieranie okruszków. Na ostatnią noc wzięliśmy ją do pokoju. Nigdy wcześniej takiego kota nie widziałam: położona na posłanku, przespała na nim całą noc. Wcale się nie ruszyła. Pierwsza noc w życiu, bez zimna, strachu i czyhających niebezpieczeństw. Pełen spokój, ciepło i miękko. Kupiliśmy kontenerek, szeleczki i wróciliśmy do domu, we trójkę.Poznajcie nasze bursztynowe szczęście, oto Eranka
Przeczytałam jednym tchem kocią historię:)) Jak dobrze że znaleźliście się we właściwym miejscu... Pomiziaj Erankę ode mnie :)) Śliczna jest:))
Miałam tych trzódek sporo,i mam nadal.Przykro mi o tym pisać,ale właśnie jedna z nich przed chwilą odeszła,może do "psiego raju"Ile już ich pożegnałam....Stało sie to wlaściwie dość szybko.Nie cierpiała długo.Miała swoje lata,ale żal.
Jedne krócej, drugie dłużej.... ważne, żeby żyły otoczone miłością i odchodziły bez cierpień. Wszystkie pamiętamy a to chyba najważniejsze - umieć się pożegnać i pamiętać. Trzym się.
tangoinkapongoczelsi zwana czesiąobiad jadamy wspólnie:) a ja mam na imię Beata i przedstawiłam Wam moją trzódkę
Super bardzo lubię koty:) Jeden z nich ma bardzo bujny ogon chyba nie jest to zwykły dachowiec?
a to mój słodziak :):) Fajowa masz rodzinkę. Ja mam jeszcze 5 dzikusów pod opieka :):
a to mój słodziak :):) Fajowa masz rodzinkę. Ja mam jeszcze 5
piękny i jak widzę też lubi w torbach siedzieć:)dzikusów pod opieka :):
Super prezent:) Imieniny mam 5 lipca
.
Super bardzo lubię koty:) Jeden z nich ma bardzo bujny ogon chyba nie jest to
wszystkie czystej maści dachowcowej...i wszystkie wyrzucone przez pseudowlaścicieli. Inka rok temu wałęsała się przy ruchliwej drodze ze swoim bratem, poszedł w dobre ręce, miały wtedy ok.miesiąca, a resztę, czyli pięć znalazła córcia wracając przez park miejski z lodowiska 27grudnia, trzy rozdała natychmiast, po czym po tygodniu samba wróciła, oddana przez koleżankę, bo ponoć śmierdziała wrrrrzwykły dachowiec?
Ludzie naprawdę są bez serca. Jednak co się dziwić jak wobec ludzi nie są lepsi Super ten ogon jak taka szczotka do wycierania kurzu:) Już bym je podrapała za uszkiem.
Ludzie naprawdę są bez serca. Jednak co się dziwić jak wobec ludzi nie są
drapię zatem śpiochy od Ciebie, trochę się zejdzie, bo ucho nie jedno:)lepsi Super ten ogon jak taka szczotka do wycierania kurzu:) Już bym je
podrapała za uszkiem.
He, he ale jak przyjemna gimnastyka dla palców
a to tez taka rodzinka dokarmiana przeze mnie :) Kotka która wiedziała, ze jest ciezko chora podrzucila mi male kociaki. Ot poprostu przyprowadzila je i na nastepny dzień zmarła. Prawdopodobnie miała kocią bialaczkę. Kociaków nie udało się oswoić. Dokarmialiśmy je jak były malutkie a póżniej się rozeszły :):) Tutaj hhi jeszcze kolczasty degustator kociego jedzenia
Jednak u zwierząt przyjaźń jest możliwa każda
Mój ukochany kocurek z dzieciństwa Kubuś też zginął pod kołami lub z rąk właściciela gołębi. To drugie bardziej prawdopodobne. Był zwykłym dachowcem takim ,,tygryskiem" .
Mój ukochany kocurek z dzieciństwa Kubuś też zginął pod kołami
mój szwagier jest pasjonatem gołębi...już go nie lubię...jak dowiedziałam się co robi, kiedy koty urządzają sobie tranzyt przez jego podwórko wrrrrrrrlub z rąk właściciela gołębi. To drugie bardziej prawdopodobne. Był
zwykłym dachowcem takim ,,tygryskiem" .
Wspaniałe zwierzaki:)
Bella zwana Belką
Figaro
& Pusia
A to nasza Daisy tylko chomiczka juz brak:(
Super ujęcie:)
Cudowne:))))))ale benio już chyba nie jest zbyt młody?
Śliczne te Wasze pupile..a ja sie pochwale tym ,ze wczoraj wchodze do szopy a tam miła niespodzianka kotka bezdomna która dokarmiałam okociła sie wlasnie w mojej szopie troje maluchów(perełka,kacperek,boidupa:) no i mamusia dziunia tak nazwała ich moja córcia to wczoraj zafundowalam mamuśce wypasiony obiadek...zobaczymy jak długo zagoszcza u mnie:)
Moja kotka tez zginela (dwa tygodnie temu) pod kolami samochodu.Smutno bez niej.
A oto moje oczko w głowie;) Fionka:)
Czegoś dłoniom brakuje wciąż. Dotyku sierści i mruczenia miłego dla ucha.
i ja również się pochwalę swoim zwierzyńcem
Zwierzątka domowe:
piesek - Tosia, kocurek - Marian (2 tygodnie dopiero jest u nas)
Zwierzątka podwórkowe:
Kaczuszki
Kurki
Bardzo ładne zdjęcia i piękne stadko:)
słowo daję mam marzenie...własne kury i własne jajka...trawa...robale...wolny wybieg...śliczne modelki
może to dziwne ale lubie sobie czasem usiąźć i popatrzeć na kury jak się pasą na trawce, a jajka swojskie o niebo lepiej smakują niż kupne i ten niedzielny rosołek - mmmm... paluszki lizać :)
może to dziwne ale lubie sobie czasem usiąźć i popatrzeć na kury jak się
rosołek może niekoniecznie, ale jaja...dostaję czasem od koleżanki, kiedy odwiedza swoje rodzinne strony, zapakowane przez jej mamę specjalnie dla mnie:) przynajmniej wiem, że ekologiczne na sto%pasą na trawce, a jajka swojskie o niebo lepiej smakują niż kupne i ten
niedzielny rosołek - mmmm... paluszki lizać :)
A to moja kocia trzódka:
Misiek,Antek i Zuzia
Ja też się pochwalę .Nasza Kitka.Ma 8 miesięcy.
A tutaj miała 3 miesiące.
nie mam już Samby buuuuuuuu
ryczę i przestać nie mogę, potrącił ją jakiś samochodowy bandyta...miała otwarte złamanie prawej, połamaną lewą łapkę, pogruchotaną miednicę i prawdopodobnie uszkodzony pęcherz. kosz operacji 3 tysiące...nie mam takich pieniędzy, przez ich brak musiałam odebrać jej życie
w kwietniu odebrała sobie życie syna koleżanka, przez chłopaka, bardzo to przeżyliśmy, teraz córci koleżanka, bo pani od angielskiego uziemiła ja w drugiej klasie..znalazła się na oddziale psychiatrycznym...za dużo, jak na mnie jedną...
Szczerze współczuje:((
Tulę Ciebie mocno :):)
bardzo się wzruszyłem.. jestem z Tobą całym sercem.. nie gniewaj się, ale cenię zwierzaczki bardziej niźli ludzi.. od dawna nie cenię lekarzy, nie mam ani jednego wśród znajowych i nie chcę mieć.. w sytuacji o której napisałaś kotka powinna zostać operowana za darmo, ponieważ wiesz przecież..
crizz czemu mam się gniewać? zgadzam się z Tobą w zupełności...gdzieś kiedyś powiedział G.B. Shaw "im bardziej poznaję ludzi tym bardziej kocham zwierzęta"...jakże prawdziwie...w obliczu dzisiejszych wydarzeń trudno się z mądrością nie zgodzić...matka Madzi...matka Szymonka...życie bywa okrutne, ale TEGO pojąć nie mogę, moja mózgownica TEGO nie ogarnia...i znów ehhhhh
Pusia 9-letnia suczka :)
A to moje koty:
Majek - tak wygląda rok po wypadku:
Nie widzi, ale nadal jest aktywny - kocha wyjścia na dwór - w ogrodzie czuje się super, w domu też bardzo dobrze sobie radzi. Doszedł już prawie do 7,5 kg. Bardzo pomogło mu towarszystwo Puszka:
pozory mylą - nie zawsze jest taki grzeczny.
Pierwszy i ostatni spacer, na którym był taki grzeczny:
I kocha duży stół:
.
Puszek ma niecałe 1,5 roku - u nas jest rok.
czy to main coon czy norweski leśny??? śliczne...
miałam kiedyś podobnego...kociego kundlaboska Lola, piękna była...
a to Tango, bidulek dziś wykastrowanyczels'i i pongoa tu cała zgraja kolacjujeostatni podrzucony nabytek Bella
Dopisano 12-12-07 20:55:22:
zawsze urzędowała ze mną w kuchni :)Majek to maine coon, a Puszek - norweski leśny. Twoja Lola rzeczywiście "boska" - moja koleżanka ma parkę (też się przybłąkały) - chyba krzyżówka norweskiego i dachowca. Ponoć ktoś zlikwidował hodowlę i zostawił niektóre kociaki samopas. Po prostu brak słów! Twoja Bella natomiast bardzo przypomina mojego Małego - niestety rok temu stracił życie pod kołami samochodu. To był wspaniały i bardzo mądry kot:
Twoja trzódka jest wspaniała - podrap kociaki za uszami od nas. Pozdrawiam - Grażyna.
Śliczne. Ja pożegnałam swojego norweskiego leśnego po 10 latach. Spał sobie pod drzewem , a obcy pies załatwił go jednym szarpnięciem w kark. Nomen omen 1 listopada.
Ja też się pochwalę moimi kotkami, same do mnie przyszły i tak zostały z nami
Gilgutek Gutek lubi WZ
Tygryni Ryni wieczny uciekinier-
Najmłodszy w domu Miałcini Pałcini - kot akrobata
Święta trójca koty psoty jakich mało.
Przedstawiam nowego domownika
to jest Milan, czekoladkowy labrador, przygarnięty, bo ktoś go już nie kochał...jego nie da się nie kochać po kąpieli wpakował się w pościel, już jest pachnącym czystym wielkim psiskiem...
a tu ostatni zakup dla czarnych milusińskich Bella umościła się w leżaczku, a Tango na górnej półce, poćwiczcie trochę kręgi szyjne...nie umiem...
Śliczna ta twoja trzódka :) Milan cudny ... Chciałabym mieć koło siebie jakiegoś psiaka albo kotka ale niestety nie możemy mieć zwierząt .Dzieciaki próbują nas namówić chociażna chomika lub świnkę ale niestety nie możemy się na to zgodzić . Rozumiem ich bo praktycznie wychowywali sięze zwierzętami a teraz nie mogą... Ale u ciebie musi być wesoło
A oto moja Klarcia Czarcia. Niekiedy zwana również przez przyjaciół Mieczysławem Kotem
boska Klarcia...wszelkie maści miałam, ale srebrnego jeszcze nie...w ubiegłym tygodniu w moim mieście była międzynarodowa wystawa kotów...wygrały jakieś zagramaniczne, ale tytuł Kota Publiczności zdobył Olaf main coon, cuuuuudny, booooski 14- to kilowy kocurro..
Uwielbia kurczaka :) Tutaj podczas karmienia :) Córci ukochana Minia:
i po konsupcji :)
U nas skromnie, bo jedna kotka(na razie?), ale wasze "kolekcje" budzą podziw i uśmiech na twarzy.
Koty są jak chipsy - nie możesz poprzestać na jednym.
Z tego co widzę (czytam) przez lata - u większości wcześniej piszących stan zakotowienia się zmienił - in plus.
Dla wszystkich kocich fanów: >>Galeria<<
To są Twoje zwierzątka ?
Nie, niestety. Akurat mi się nasunęła taka galeryjka to pokazałam. Ale fajnie byłoby mieć takie pupilki :)
Mój pupilek Gaspar .
fajne to drugie zdjęcie, pewnie ciekawy co jego Pancia on nim pisze ;)
Tutaj mój wąż mahoniowy
Aż po mnie dreszcz przeszedł :) Ze wszystkich gadów toleruje tylko żółwie
Cudny,naprawdę przesliczny, a obiadek dla niego kupujesz czy polujesz?
Kupuję, a ten kupny to kot próbuje zawsze przechwycić :)
No to i ja się "częściowo" pochwalę.
Hyrny vel Niunio vel Dziubelek
Jappo vel Nietutek
Piękny pies, ale kocisko to króluje, od razu widać:)
Racja, kocisko rządzi :)
W oczekiwaniu na ulubiony program w tv lekka drzemka na dekoderze :)
O kurde. Prawie jak mój Michasz. Mój czeka na wiosnę
Twój to młodziak jeszcze :) te koty ciemnieją z wiekiem :) Moja ma 4 lata .
Powiększyło nam się grono rodzinne o nowego kota. Kocica przez cały weekend nie dała się dotknąć, taka agresja w nią wstąpiła. Na szczęście zaakceptowała młodego :) nawet na tyle, że poczuła się jak mama i daje mu cycka
Pozazdrościłaś? Piękne są! Dla mnie kot pręgowany - typowy buras - jest cudem matki natury. Każdy jego pojedyńczy włosek to dzieło sztuki, składające się na całość.
Od zawsze uwielbiam koty. Starszą dostała córa na imieniny, a synowi obiecałem na urodziny własnego kota no to i dostał :)
my mamy pięć kotów i na razi jedneo psa, planujemy kolejne dwa psiaki..
ale nie mogę pojąć, dlaczego pozwalacie swoim kotom na taką samodzielność, że giną pod kołami..??
Ale o co Ci chodzi? Moje nie giną pod kołami samochodów.
nie pisałam konkretnie o Twoich, przepraszam, że tak to zrozumiałaś, to specyfika odpowiedzi na tym forum..
chciałam napisać odpowiedź do całego wątku, bo przeczytaj, w jak wielu postach forumki piszą, że ich koty zginęły pod kołami, to mnie tak poruszyło..
Ależ o nic się nie czepiam i absolutnie nie przepraszaj. Tak tylko czułem, że źle podpięłaś odpowiedź :)
Wiem po sobie, że trudno utrzymać kota na posesji, kiedy się mieszka w domku jednorodzinnym. Ty sobie z tym radzisz?
może to kwestia wielkości posesji i rodzaju ogrodzenia?
co do wielkości trudno coś poradzić, ale ogrodzenie w najbliższym czasie będziemy wymieniać na takie "kotoodporne" ;) a na razie jakoś sobie radzimy, może dlatego, że kotki są młode..
Pozwolę sobie zacytować z kociego forum:
Wiesz, co to jest tęsknotaza życiem na swobodzie,
co znaczy bycie kotem,
który gdzie chce, tam chodzi!
(Majorka)
Nie każda wolność uszczęśliwia.
Nie każde bezpieczeństwo gwarantuje szczęście.
Wiele kotów nie musi wychodzić z domu, aby czuły się szczęśliwe. Niektore muszą.
Opisujemy tutaj koty, dla ktorych możliwość swobodnego poruszania się, polowania, posiadania własnych kocich tajemnic są równie ważne jak ciepły kąt i pełna miska.
Koty wolne, choć nie dzikie.
Koty ktore zdecydowaliśmy sie wypuscić.
Koty często płacące za to najwyższą cenę.
Moja poprzednia koteczke Kozunia , byłam typem włóczykija. Tak miała i już. Jak wróćiliśmy do Polski to była przeszczęśliwa, że pozna nowy świat. W 2 tygodnie poznała całą Orlę. Biła się z kotami itd. Czasami ne wracała na noc , a 25 pażdziernika wyszła z rana i niewróciła.Ja szalałam z rozpaczy,, bo to była moja ukochana i najcudniejsza koteczka, najbardziej miła i ładna i bardzo przyjacielska. Nie ma jej do tej pory, ale ja nie tracę nadzieji że wróci jeszcze. Raz jej nie było ponad pół roku, została nam ukradziona, ale znalazłam ją. Kkozuni, nie dało by się upilnować, bo ona potrzebowała łazic , taką naturę miała.
Teraz mam drugą kotkę Zuzulę i ona tez jest fajna. Ale od grudnia do tej pory boi się wyjść na zewnątrz domu, Drzwi muszą być otwartę, żeby w razie czego mogła uciec do domu. A boi sie nawet namnieszego ptaszka na podwórku. to dziwne bo od marca do grudnia mieszkała na podwórku. Teraz jest bardzo z nami związana, i bardzo tęskni kiedy nawet wychodzimy na podwórko. ona siedzi w oknie i nas pilnuje, czy my od niej nie uciekniemy. W domu oczywiście ona wszystkimi rządzi, , ba nawet czasami gości nam gryzie po nogach.dobrze,że jeszcze nie szczeka.
Widzisz.... parę moich kotów też zaginęło/zginęło. I wcale nie pod kołami samochodu. W tej chwili mam siatki w połowie okien, że można je było otworzyć a żeby nie było samowolki (!) w opuszczaniu domu. Częściowo jest to spowodowane tym, że jeden z kotów jest głuchy, jeden niewidomy... to zapewnia im bezpieczeństwo. Sama zobaczysz, kiedy koty dojrzeją - naprawdę trudno będzie znaleźć "kotoodporne" ogrodzenie. Wiem, bo jeden z moich kotów jest szwendaczem i nic nie jest w stanie go powstrzymać. Na szczęście trzyma się najbliższej okolicy. Trzy pozostałe dały się nauczyć i po małych "wpadkach" nie opuszczają posesji.
Ale "Kto mieszka w szklarni, nie powinien rzucać kamieniami".
Stan na dziś :)
Dokociłam się :)
Pojechaliśmy z mężem na pięciodniowy wyjazd nad morze. Dla szybkiego złapania oddechu i lekkiego odstresowania.
W pierwszy wieczór przy kolacji zobaczyliśmy na tarasie przycupniętą kotkę. Potem poszliśmy do pokoju. Rano otworzyłam balkon ( mieszkaliśmy na I piętrze), a spomiędzy tarasowych skalniaków, przytuptała znów ta sama koteczka. Miaukolić zaczęła głośno, patrząc na mnie w górę, widać było, że chciałaby się dostać na górę, ale po murze się nie da. Zeszłam na dół, poszłam na tarasy za jadalnią, na kici-kici przybiegła natychmiast. Taka miziasta i proludzka, zaczęła się tulić, na kolana wchodzić. Uszka postrzępione, czerwone, pogryzione, chyba ze świerzbem. Zostawiłam ją tam, grzecznie siedziała na ostatnim schodku i patrzyła jak odchodzę, smutno, bezgłośnie, tylko siedziała i patrzyła. Zapytaliśmy kelnerki, czyja to koteczka, niczyja, podrzucona około dwa miesiące temu, je w stajni razem ze stajennymi kotami i psem. Pojechaliśmy pozwiedzać do Ogrodów Hortulusa, potem do stadniny ocalonych z transportu koni, potem przyszliśmy znów na tarasy. Koteńka czekała na nas. Oczywiście kupiliśmy jedzonko, nawet nie chciała jeść, tylko tulić się i mruczeć. Po oględzinach uszków podjęlismy decyzję, trzeba do weta jechać. Pani, która ma pieczę nad stajnią, od razu poinformowała nas, że koteczka jest do wzięcia. Nie, w stajni nie je, przebywa na tarsach, bo tam pewnie z kuchni jej jedzenie wynoszą. W stajni pies ją poturbował, koty pogryzły, ale koteczka jest ufna bardzo i nawet do koni się tuliła. Oczywiście do weta możemy ją zabrać. Mąż od razu zaplanował zabranie jej do domu, ja nie bardzo , bałam się tak długiej drogi, jak zareagują na koteczkę Julcio z Batmankiem. Ale taka miziasta, ufna, proczłowiecza była... U weta oczywiście się potwierdziło nasze przypuszczenie: świerzb uszny. Dostała leki. Mąż zapytał: i zostawiłabyś ją tutaj? Nie, nigdy. Koteńka chodziła nam przy nodze, spacerowałyśmy po majatku razem. Tak samo reagowała na mojego męża, wdzięczna za każde okazane uczucie. Rano czekała na nas pod oknami. Głodna była bardzo, jednak chyba jedynymi jej posiłkami były resztki ze śmietnika. Do perfekcji opanowała rozrywanie papierków i wybieranie okruszków. Na ostatnią noc wzięliśmy ją do pokoju. Nigdy wcześniej takiego kota nie widziałam: położona na posłanku, przespała na nim całą noc. Wcale się nie ruszyła. Pierwsza noc w życiu, bez zimna, strachu i czyhających niebezpieczeństw. Pełen spokój, ciepło i miękko. Kupiliśmy kontenerek, szeleczki i wróciliśmy do domu, we trójkę.
Poznajcie nasze bursztynowe szczęście, oto Eranka
Piękna historia :)
Śliczna jest :)
O jejciu, Ewa jesteście Wielcy :))) Cudowna historia i szczęśliwy koniec ::)) A raczej poczatek Waszej przyjaźni :)) Pozdrawiam serdecznie tez mam kocurka znajdę :))
Neliado, jesteśmy tylko normalni :)
Tak to fakt, normalni, ale niewiele jest takich ludzi.
Możesz powiedzieć mężowi, że go kocham?
Przekażę :)
Bardzo się cieszy :)
Żeby mój tak mówił: "No weźmy go do domu, prooooszę"......
Dobrzy ludzie z Was.
Dokociłam się :) Pojechaliśmy z mężem na pięciodniowy wyjazd nad morze.
Przeczytałam jednym tchem kocią historię:)) Jak dobrze że znaleźliście się we właściwym miejscu... Pomiziaj Erankę ode mnie :)) Śliczna jest:))Dla szybkiego złapania oddechu i lekkiego odstresowania. W pierwszy
wieczór przy kolacji zobaczyliśmy na tarasie przycupniętą kotkę.
Potem poszliśmy do pokoju. Rano otworzyłam balkon ( mieszkaliśmy na I
piętrze), a spomiędzy tarasowych skalniaków, przytuptała znów
ta sama koteczka. Miaukolić zaczęła głośno, patrząc na mnie w
górę, widać było, że chciałaby się dostać na górę, ale
po murze się nie da. Zeszłam na dół, poszłam na tarasy za
jadalnią, na kici-kici przybiegła natychmiast. Taka miziasta i proludzka,
zaczęła się tulić, na kolana wchodzić. Uszka postrzępione, czerwone,
pogryzione, chyba ze świerzbem. Zostawiłam ją tam, grzecznie siedziała na
ostatnim schodku i patrzyła jak odchodzę, smutno, bezgłośnie, tylko
siedziała i patrzyła. Zapytaliśmy kelnerki, czyja to koteczka, niczyja,
podrzucona około dwa miesiące temu, je w stajni razem ze stajennymi kotami i
psem. Pojechaliśmy pozwiedzać do Ogrodów Hortulusa, potem do stadniny
ocalonych z transportu koni, potem przyszliśmy znów na tarasy.
Koteńka czekała na nas. Oczywiście kupiliśmy jedzonko, nawet nie chciała
jeść, tylko tulić się i mruczeć. Po oględzinach uszków
podjęlismy decyzję, trzeba do weta jechać. Pani, która ma pieczę
nad stajnią, od razu poinformowała nas, że koteczka jest do wzięcia. Nie,
w stajni nie je, przebywa na tarsach, bo tam pewnie z kuchni jej jedzenie
wynoszą. W stajni pies ją poturbował, koty pogryzły, ale koteczka jest
ufna bardzo i nawet do koni się tuliła. Oczywiście do weta możemy ją
zabrać. Mąż od razu zaplanował zabranie jej do domu, ja nie bardzo ,
bałam się tak długiej drogi, jak zareagują na koteczkę Julcio z
Batmankiem. Ale taka miziasta, ufna, proczłowiecza była... U weta
oczywiście się potwierdziło nasze przypuszczenie: świerzb uszny. Dostała
leki. Mąż zapytał: i zostawiłabyś ją tutaj? Nie, nigdy. Koteńka
chodziła nam przy nodze, spacerowałyśmy po majatku razem. Tak samo
reagowała na mojego męża, wdzięczna za każde okazane uczucie. Rano
czekała na nas pod oknami. Głodna była bardzo, jednak chyba jedynymi jej
posiłkami były resztki ze śmietnika. Do perfekcji opanowała rozrywanie
papierków i wybieranie okruszków. Na ostatnią noc wzięliśmy
ją do pokoju. Nigdy wcześniej takiego kota nie widziałam: położona na
posłanku, przespała na nim całą noc. Wcale się nie ruszyła. Pierwsza noc
w życiu, bez zimna, strachu i czyhających niebezpieczeństw. Pełen
spokój, ciepło i miękko. Kupiliśmy kontenerek, szeleczki i
wróciliśmy do domu, we trójkę.Poznajcie nasze bursztynowe
szczęście, oto Eranka
Wymiziana i wycałowana Makusiu :)
Wymiziana i wycałowana Makusiu :)
Miałam tych trzódek sporo,i mam nadal.Przykro mi o tym pisać,ale właśnie jedna z nich przed chwilą odeszła,może do "psiego raju"Ile już ich pożegnałam....Stało sie to wlaściwie dość szybko.Nie cierpiała długo.Miała swoje lata,ale żal.
Tak przykro :(
Zwierzęta zasługują na raj. Ludzie niekoniecznie.Jedne krócej, drugie dłużej.... ważne, żeby żyły otoczone miłością i odchodziły bez cierpień. Wszystkie pamiętamy a to chyba najważniejsze - umieć się pożegnać i pamiętać. Trzym się.
Tak,dziewczyny,Muszę się trzymać.Nastepna czesć sfory na mnie czeka.Niestety,życie i jego przemijanie.