Wczoraj kupiłam borówki i maliny - zaszalałam, a co, w końcu w planach był mrożny deser bezowo-śmietanowy z owocami. Przychodzę do domu, oglądam maliny - piękne, słodkie, suche i pachnące. Otwieram pudełeczko z drogimi jak pierun borówkami i klops, w środku czeka mnie niemiła spleśniała niespodzianka. Borówki były zbierane Bóg wie kiedy - w miejscu po oderwanej szypułce szarość i mechate zaniebieszczenie. Kilka jagód zdążyło zmienić się z mokrą breję, inne pomarszczyły się ze starości. Borówkowa przygoda na pierwszy rzut oka nie była widoczna, kryła się skutecznie pod wierzchnią warstwą świeżutkiej granatowej urody. Fuj, myślę zła i przygotowuję deser wyłącznie w oparciu o maliny.
Dziś lezę do warzywniaka złożyć reklamację. Lezę z dość beznadziejną miną, nie licząc zanadto na dobrą reakcję sprzedawczyni. Na miejscu spotyka mnie kolejna niespodzianka - tym razem bardzo miła. Wraz z przeprosinami wracają do mnie brzęczące monety (za które kupuję dorodne wiśnie i zawsze potrzebne cytryny). Pani ze smutkiem przyznaje, że czasem zdarzają się na giełdzie nieuczciwi hurtownicy, którzy mieszają świeży i stary towar - czasem robią to tak skutecznie, że rozkładając pudełka do detalicznej sprzedaży osoby prowadzące warzywniaki nie są w stanie "wyłowić" kukułczych jajek i usunąć, zanim nadzieje się na nie klient i jak niezadowolony bumerang wróci do sklepu ponarzekać.
A jakie są Wasze doświadczenia dotyczące jakości nabywanych warzyw i owoców? Gdzie kupujecie i czy też zdarza się Wam przynieść do domu spożywczy bubel?
Wkn, w tym roku sprzedawcy na giełdzie jakby się zmówili. Trafiłam już chyba wszystkie owoce pakowane w taki właśnie sposób.I dotyczy to nie tylko małych pudełeczek, ale normalnych skrzynek np. z czereśniami.
W tym tygodniu miałam takie wiśnie.Nie wiem co w tych ludzi wstąpiło .
I potwierdzam. Towar na giełdzie jest sprzedawany w bardzo złej jakości.
Nie dochodzi do mnie jak jeden drugiemu moze takie świństwa robić, zwłaszcza że giełdy są zazwyczaj w nocy, zakupy robi sie po ciemku, z latarką w zębach.
Co mogę kontroluję, przed wyłożeniem na stragan.
Jedank czy jabłka są czarne w środku, kapusta zgniła od środka nie jestem w stanie zobaczyć. Dziwi mnie ta pani z borówkami, bo ja każde pudełko otwieram przed sprzedaniem i potrząsam delikatnie.
Widzę wszystko.
Reakcja, jak moja, jeśli komuś sprzedam bubel, zwracam pieniądze.
Ale kiedyś kobieta po tygodniu przyniosła mi worek (5kg) papryki
i powiedziała że połowa zgniła, rzecz jasna reklamacji nie uwzględniłam.
Kiedyś kupiłam sztukowanego kalafiora.
W miejsce dziury po usunięciu zgniłej różyczki, wsadzona była druga. w 3 miejscach.
Tą opowieścią o kalafiorze z implantami mnie zastrzeliłaś - pomysłowość ludzka nie zna granic :(
Co do oględzin pudełek z borówkami - chyba masz rację - to drogi towar i prowadzący warzywniaki chyba powinni oglądać każde pudełko - w sumie nie kupuje się tego nie wiadomo ile - i nie wiadomo ile nie sprzedaje...
To zależy ile ma sie tych warzywniaków. A prowadzący kupują czesto w nocy i nie tylko borówki.Spróbuj pochodzić nocą po giełdzie ,podzwigać skrzynki z towarem , worki z ziemniakami. Uwierz mi, nie zawsze są w stanie wszystko sprawdzić.Liczą na uczciwość sprzedawców, a Ci żerują na ich zmęczeniu.
w nocy kupują, a w dzień sprzedaja. W świetle dziennym wszystko dokładnie sprawdzam.
Co do worków z ziemniakami, jak coś mi podejrzanie wygląda, rozwalam worek, sprawdzam zawartość, ale to też na straganie. Nieraz są ziemniaki zgniłe, a nieraz tylko mokre bo np. padało.
Kiedyś dostalam 3 worki (10 kg) gruntowych, zupełnie zaparzonych. Wróciły do handlarza giełdowego.
Ano racja :} Żółte plamy to niestety oznaka postępującego psucia się kalafiora. Natomiast kremowy kolor, tyle że całego warzywa jest pożądany - nie wszystkie egzemplarze są śnieżnobiałe :)
W tym roku jedynie raz kupiłam brzydkie owoce. Truskawki, prawie całe zgnite. Na szczęście tylko pół kg. Borówki kupuję często ale są trzymane w takim koszyczku jak do truskawek więc widzę co kupuję. Mam swój ulubiony stragan koło domu, mają świeże, smaczne i obłędnie tanie owoce. Nawet koleżanka specjalnie przyjeżdza tam na zakupy z innej dzielnicy.
A ja trochę nie na temat, bo opowieść nie z warzywniaka, tylko z obuwniczego, ale o świeżości jak najbardziej ;-)
Tak czytając Was przypomniała mi się mała dziewczynka spotkana ostatnio w sklepie z butami. Miała może ze 3 latka i siedziała sobie grzecznie na krześle machając dwiema, małymi nóżkami, odzianymi w dwie, małe, lekko brudnawe skarpetki, bo przecież biegając w sandałkach ciężko było je w czystości zachować ;-). Mama dziewczynki szukała jej nowych butów i co chwilę podchodziła z jakimś do przymiarki. Sprzedawczyni zagadała nawet małą, w czasie jednej z przerw, poświęconej machaniu nogami, pytając : " I co, będziesz mierzyć nowe buty ? " Na co dziewczynka odpowiedziała : " Nie. Mama będzie mi mierzyła. " Wtedy wpadła mi w oko ;-) I przy kolejnym buciku, takim z zakrytymi palcami, mama mówi do córki, że nie wie, czy but jest dobry, bo nie widzi jej stopy. Pyta więc, czy boli ją noga. Mała odpowiada, że nie. To tradycyjnie mama zaczęła naciskać na czubek bucika szukając paluszków i pyta : " A czujesz palca ? " I wtedy mała poważnie podniosła głowę lekko do góry, dwa razy mocno pociągnęła nosem, po czym skrzywiła się i powiedziała : " Tak, czuję " .
A ja trochę nie na temat, bo opowieść nie z warzywniaka, tylko z obuwniczego, ale o świeżości jak najbardziej ;-) Tak czytając Was przypomniała mi się mała dziewczynka spotkana ostatnio w sklepie z butami. Miała może ze 3 latka i siedziała sobie grzecznie na krześle machając dwiema, małymi nóżkami, odzianymi w dwie, małe, lekko brudnawe skarpetki, bo przecież biegając w sandałkach ciężko było je w czystości zachować ;-). Mama dziewczynki szukała jej nowych butów i co chwilę podchodziła z jakimś do przymiarki. Sprzedawczyni zagadała nawet małą, w czasie jednej z przerw, poświęconej machaniu nogami, pytając : " I co, będziesz mierzyć nowe buty ? " Na co dziewczynka odpowiedziała : " Nie. Mama będzie mi mierzyła. " Wtedy wpadła mi w oko ;-) I przy kolejnym buciku, takim z zakrytymi palcami, mama mówi do córki, że nie wie, czy but jest dobry, bo nie widzi jej stopy. Pyta więc, czy boli ją noga. Mała odpowiada, że nie. To tradycyjnie mama zaczęła naciskać na czubek bucika szukając paluszków i pyta : " A czujesz palca ? " I wtedy mała poważnie podniosła głowę lekko do góry, dwa razy mocno pociągnęła nosem, po czym skrzywiła się i powiedziała : " Tak, czuję " . Widocznie był nieświeży :)))))
Poltora tyg temu bylam na wakacjach w Polsce i tak mnie naszlo na polskie truskawki. Kupilam pol kg. i cale szczescie ze tylko tyle. Jak umylam byly ok. Mniej wiecej po pol godzine zrobily sie z nich kapcie. Nikt ich nie ruszyl.
Natomiast tutaj zdarzylo mi sie kupic pomidory, piekne, pachnace. Po przekrojeniu czarne w srodku. Cos paskudnego.
No to ja czytając wasze wypowiedzi '' dziecko szczęścia jestem '' . Po pierwsze nie jestem anomimową klientką kolejną z rzędu .. Jestem panią z uśmiechem na gębuli i ..nie dam sobie kitu , zresztą ( nie próbowano nawet ) wcisnąć . Ponadto nie jestem upierdliwa , z szacunkiem podchodzę do pani za lady i tego samego '' żądam '' dla siebie .. ::))))
Mam swoje warzywniaki obojetnie czy sklep , czy stargan na targowisku ..
Pani w sklepie mięsnym nawet gdy formuje się za mną kolejka , bardzo dyplomatycznie '' wybije '' mi z głowy zakup a przecież mogłaby głupa ugrać a tego nie robi.
Najczęściej to mężowaty takie '' zonki '' znosi ale zdaża to się wtedy , gdy robi zakupy po swojemu , tam gdzie mu wygodniej ..a wiadomo facet nieznana facjata , zabiegany , szybko kupuje , nerwowo przebiera nóżkami ; nie wróci z reklamacją pomidora nadpsutego , ślimaczej już szyneczki czy ... natartej olejem kiełbasy suchej ...:)
Ps . A wiecie jak w cukierni poznać ciasto z kremem czy jest świeże czy już nadgryzione zębem czasu ? Jezeli pani kroi zdecydowanym jednym cięcie : kupujcie jest swieże ! Jeżeli robi '' skrzypeczki '' przeciąga ostrzem noża jak smyczkiem .... podziękujcie za ciacho .. :)
Obawiam się, że sztuka wciskania cukierniczego kitu osiągnęła poziom wirtuozerii i w dzisiejszych czasach panie potrafią jednym zdecydowaniem ciachnięciem takie kremowe przedwczorajsze pyszności oddzielić Tak sobie tylko gdybam oczywiście... (pisała ta, która wącha bób przed zakupem i zagląda na dno pudełeczka z malinami, żeby sprawdzić, czy nie ubrały się w kożuszki, ale czasem zapomina pogmerać w borówkach i musi potem reklamować bubelki:))
Ja też źle trafiłam, zachciało się nam ciasta z jagodami, na straganie w łubiance wyglądały ładnie, więc kupiłam, przyniosłam do domu i klops od spodu mokra paćka, wątpliwej jakości. Jak je jeszcze umyłam to prawie nie było co wybrać i tak siedziałam jak sierotka i przebierałam te jagody żeby cokolwiek "uratować" do ciasta, a i tak musiała dokupić truskawek żeby ciasto faktycznie było z owocami a nie z samą kruszonką.
Dlatego sobie chwale miejscowy zwyczaj - przy kupnie drobnych owocow sprzedajacy zawsze pyta, czy chce sprawdzic zawartosc, po potwierdzeniu przesypuje zawartosc opakowania do drugiego identycznego pudeleczka lub lubianky tak, ze to co bylo na dnie jest na wierzchu i odwrotnie.
Za grzebanie paluchem, po łapach takie klientki trzeba prać - rozgniotą maliny i potem ktoś inny kupi zrobioną przez nie paciajkę :/ Najlepiej ostrożnie odchylić z obu stron pudełeczko - to w zupełności wystarczy do określenia świeżości, jakości i suchości owoców.
Tak, tylko, że taki przyjdzie, pomaca i sobie pójdzie. Bez zapłaty bo przecież należy do niego :):):) A jeszcze gorzej jak sobie będzie chciał pomacać panią ekspedientkę :D:D:D
No, taka nauka zwykle z lasu wychodzi - najczęściej wiele dni zanim zostanie sprzedana łatwowiernym kupującym (w postaci jagodowego dżemiku lub skutecznie podsuszonych kurek)
Wczoraj kupiłam borówki i maliny - zaszalałam, a co, w końcu w planach był mrożny deser bezowo-śmietanowy z owocami. Przychodzę do domu, oglądam maliny - piękne, słodkie, suche i pachnące. Otwieram pudełeczko z drogimi jak pierun borówkami i klops, w środku czeka mnie niemiła spleśniała niespodzianka. Borówki były zbierane Bóg wie kiedy - w miejscu po oderwanej szypułce szarość i mechate zaniebieszczenie. Kilka jagód zdążyło zmienić się z mokrą breję, inne pomarszczyły się ze starości. Borówkowa przygoda na pierwszy rzut oka nie była widoczna, kryła się skutecznie pod wierzchnią warstwą świeżutkiej granatowej urody. Fuj, myślę zła i przygotowuję deser wyłącznie w oparciu o maliny.
Dziś lezę do warzywniaka złożyć reklamację. Lezę z dość beznadziejną miną, nie licząc zanadto na dobrą reakcję sprzedawczyni. Na miejscu spotyka mnie kolejna niespodzianka - tym razem bardzo miła. Wraz z przeprosinami wracają do mnie brzęczące monety (za które kupuję dorodne wiśnie i zawsze potrzebne cytryny). Pani ze smutkiem przyznaje, że czasem zdarzają się na giełdzie nieuczciwi hurtownicy, którzy mieszają świeży i stary towar - czasem robią to tak skutecznie, że rozkładając pudełka do detalicznej sprzedaży osoby prowadzące warzywniaki nie są w stanie "wyłowić" kukułczych jajek i usunąć, zanim nadzieje się na nie klient i jak niezadowolony bumerang wróci do sklepu ponarzekać.
A jakie są Wasze doświadczenia dotyczące jakości nabywanych warzyw i owoców? Gdzie kupujecie i czy też zdarza się Wam przynieść do domu spożywczy bubel?
Wkn, w tym roku sprzedawcy na giełdzie jakby się zmówili. Trafiłam już chyba wszystkie owoce pakowane w taki właśnie sposób.I dotyczy to nie tylko małych pudełeczek, ale normalnych skrzynek np. z czereśniami.
W tym tygodniu miałam takie wiśnie.Nie wiem co w tych ludzi wstąpiło .
mam bardzo duże doświadczenie w tej materii.
I potwierdzam. Towar na giełdzie jest sprzedawany w bardzo złej jakości.
Nie dochodzi do mnie jak jeden drugiemu moze takie świństwa robić, zwłaszcza że giełdy są zazwyczaj w nocy, zakupy robi sie po ciemku, z latarką w zębach.
Co mogę kontroluję, przed wyłożeniem na stragan.
Jedank czy jabłka są czarne w środku, kapusta zgniła od środka nie jestem w stanie zobaczyć.
Dziwi mnie ta pani z borówkami, bo ja każde pudełko otwieram przed sprzedaniem i potrząsam delikatnie.
Widzę wszystko.
Reakcja, jak moja, jeśli komuś sprzedam bubel, zwracam pieniądze.
Ale kiedyś kobieta po tygodniu przyniosła mi worek (5kg) papryki
i powiedziała że połowa zgniła, rzecz jasna reklamacji nie uwzględniłam.
Kiedyś kupiłam sztukowanego kalafiora.
W miejsce dziury po usunięciu zgniłej różyczki, wsadzona była druga.
w 3 miejscach.
Tą opowieścią o kalafiorze z implantami mnie zastrzeliłaś - pomysłowość ludzka nie zna granic :(
Co do oględzin pudełek z borówkami - chyba masz rację - to drogi towar i prowadzący warzywniaki chyba powinni oglądać każde pudełko - w sumie nie kupuje się tego nie wiadomo ile - i nie wiadomo ile nie sprzedaje...
To zależy ile ma sie tych warzywniaków. A prowadzący kupują czesto w nocy i nie tylko borówki.Spróbuj pochodzić nocą po giełdzie ,podzwigać skrzynki z towarem , worki z ziemniakami. Uwierz mi, nie zawsze są w stanie wszystko sprawdzić.Liczą na uczciwość sprzedawców, a Ci żerują na ich zmęczeniu.
w nocy kupują, a w dzień sprzedaja. W świetle dziennym wszystko dokładnie sprawdzam.
Co do worków z ziemniakami, jak coś mi podejrzanie wygląda, rozwalam worek, sprawdzam zawartość, ale to też na straganie.
Nieraz są ziemniaki zgniłe, a nieraz tylko mokre bo np. padało.
Kiedyś dostalam 3 worki (10 kg) gruntowych, zupełnie zaparzonych.
Wróciły do handlarza giełdowego.
Mahiczko, rozumiem Cię doskonale.
kalafiory jeszcze skrobią.
A fioletowym czy zielonym kolorkiem nie trzeba się stresować, to nic złego.
Gorzej z żółtymi plamami. I warto powąchac od tyłka strony że się tak wyrażę ;)
Ano racja :} Żółte plamy to niestety oznaka postępującego psucia się kalafiora. Natomiast kremowy kolor, tyle że całego warzywa jest pożądany - nie wszystkie egzemplarze są śnieżnobiałe :)
W tym roku jedynie raz kupiłam brzydkie owoce. Truskawki, prawie całe zgnite. Na szczęście tylko pół kg. Borówki kupuję często ale są trzymane w takim koszyczku jak do truskawek więc widzę co kupuję. Mam swój ulubiony stragan koło domu, mają świeże, smaczne i obłędnie tanie owoce. Nawet koleżanka specjalnie przyjeżdza tam na zakupy z innej dzielnicy.
Ja wiem że klienta można oszukać raz.
Więcej do mnie nie wróci.
Wolę wyrzucić, ponieść koszt, ale wiem że klienci wracają zadowoleni.
A ja trochę nie na temat, bo opowieść nie z warzywniaka, tylko z obuwniczego, ale o świeżości jak najbardziej ;-)
Tak czytając Was przypomniała mi się mała dziewczynka spotkana ostatnio w sklepie z butami. Miała może ze 3 latka i siedziała sobie grzecznie na krześle machając dwiema, małymi nóżkami, odzianymi w dwie, małe, lekko brudnawe skarpetki, bo przecież biegając w sandałkach ciężko było je w czystości zachować ;-). Mama dziewczynki szukała jej nowych butów i co chwilę podchodziła z jakimś do przymiarki. Sprzedawczyni zagadała nawet małą, w czasie jednej z przerw, poświęconej machaniu nogami, pytając : " I co, będziesz mierzyć nowe buty ? " Na co dziewczynka odpowiedziała : " Nie. Mama będzie mi mierzyła. " Wtedy wpadła mi w oko ;-) I przy kolejnym buciku, takim z zakrytymi palcami, mama mówi do córki, że nie wie, czy but jest dobry, bo nie widzi jej stopy. Pyta więc, czy boli ją noga. Mała odpowiada, że nie. To tradycyjnie mama zaczęła naciskać na czubek bucika szukając paluszków i pyta : " A czujesz palca ? " I wtedy mała poważnie podniosła głowę lekko do góry, dwa razy mocno pociągnęła nosem, po czym skrzywiła się i powiedziała : " Tak, czuję " .
Widocznie był nieświeży :)))))
A ja trochę nie na temat, bo opowieść nie z warzywniaka, tylko z
Lenka, jesteś niesamowitaobuwniczego, ale o świeżości jak najbardziej ;-) Tak czytając Was
przypomniała mi się mała dziewczynka spotkana ostatnio w sklepie z butami.
Miała może ze 3 latka i siedziała sobie grzecznie na krześle machając
dwiema, małymi nóżkami, odzianymi w dwie, małe, lekko brudnawe
skarpetki, bo przecież biegając w sandałkach ciężko było je w czystości
zachować ;-). Mama dziewczynki szukała jej nowych butów i co chwilę
podchodziła z jakimś do przymiarki. Sprzedawczyni zagadała nawet małą, w
czasie jednej z przerw, poświęconej machaniu nogami, pytając : " I co,
będziesz mierzyć nowe buty ? " Na co dziewczynka odpowiedziała : " Nie.
Mama będzie mi mierzyła. " Wtedy wpadła mi w oko ;-) I przy kolejnym
buciku, takim z zakrytymi palcami, mama mówi do córki, że nie
wie, czy but jest dobry, bo nie widzi jej stopy. Pyta więc, czy boli ją
noga. Mała odpowiada, że nie. To tradycyjnie mama zaczęła naciskać na
czubek bucika szukając paluszków i pyta : " A czujesz palca ? " I
wtedy mała poważnie podniosła głowę lekko do góry, dwa razy mocno
pociągnęła nosem, po czym skrzywiła się i powiedziała : " Tak, czuję "
. Widocznie był nieświeży :)))))
Hihi "D
Ale się uśmiałam
Ja ostatnio kupowałam jagody i maliny, maliny były w małych pojemniczkach, a jagody na wagę i wszystko było bardzo świeże, a maliny bardzo dorodne.:)
Poltora tyg temu bylam na wakacjach w Polsce i tak mnie naszlo na polskie truskawki. Kupilam pol kg. i cale szczescie ze tylko tyle. Jak umylam byly ok. Mniej wiecej po pol godzine zrobily sie z nich kapcie. Nikt ich nie ruszyl.
Natomiast tutaj zdarzylo mi sie kupic pomidory, piekne, pachnace. Po przekrojeniu czarne w srodku. Cos paskudnego.
No to ja czytając wasze wypowiedzi '' dziecko szczęścia jestem '' . Po pierwsze nie jestem anomimową klientką kolejną z rzędu .. Jestem panią z uśmiechem na gębuli i ..nie dam sobie kitu , zresztą ( nie próbowano nawet ) wcisnąć . Ponadto nie jestem upierdliwa , z szacunkiem podchodzę do pani za lady i tego samego '' żądam '' dla siebie .. ::))))
Mam swoje warzywniaki obojetnie czy sklep , czy stargan na targowisku ..
Pani w sklepie mięsnym nawet gdy formuje się za mną kolejka , bardzo dyplomatycznie '' wybije '' mi z głowy zakup a przecież mogłaby głupa ugrać a tego nie robi.
Najczęściej to mężowaty takie '' zonki '' znosi ale zdaża to się wtedy , gdy robi zakupy po swojemu , tam gdzie mu wygodniej ..a wiadomo facet nieznana facjata , zabiegany , szybko kupuje , nerwowo przebiera nóżkami ; nie wróci z reklamacją pomidora nadpsutego , ślimaczej już szyneczki czy ... natartej olejem kiełbasy suchej ...:)
Ps . A wiecie jak w cukierni poznać ciasto z kremem czy jest świeże czy już nadgryzione zębem czasu ? Jezeli pani kroi zdecydowanym jednym cięcie : kupujcie jest swieże ! Jeżeli robi '' skrzypeczki '' przeciąga ostrzem noża jak smyczkiem .... podziękujcie za ciacho .. :)
Obawiam się, że sztuka wciskania cukierniczego kitu osiągnęła poziom wirtuozerii i w dzisiejszych czasach panie potrafią jednym zdecydowaniem ciachnięciem takie kremowe przedwczorajsze pyszności oddzielić Tak sobie tylko gdybam oczywiście... (pisała ta, która wącha bób przed zakupem i zagląda na dno pudełeczka z malinami, żeby sprawdzić, czy nie ubrały się w kożuszki, ale czasem zapomina pogmerać w borówkach i musi potem reklamować bubelki:))
Wkn ja też wącham bób przed zakupem :).
Dlatego ja od kilku lat nie daję zarabiać cukierniom :) jak ciacho to tylko własne.
Ja też źle trafiłam, zachciało się nam ciasta z jagodami, na straganie w łubiance wyglądały ładnie, więc kupiłam, przyniosłam do domu i klops od spodu mokra paćka, wątpliwej jakości. Jak je jeszcze umyłam to prawie nie było co wybrać i tak siedziałam jak sierotka i przebierałam te jagody żeby cokolwiek "uratować" do ciasta, a i tak musiała dokupić truskawek żeby ciasto faktycznie było z owocami a nie z samą kruszonką.
Dlatego sobie chwale miejscowy zwyczaj - przy kupnie drobnych owocow sprzedajacy zawsze pyta, czy chce sprawdzic zawartosc, po potwierdzeniu przesypuje zawartosc opakowania do drugiego identycznego pudeleczka lub lubianky tak, ze to co bylo na dnie jest na wierzchu i odwrotnie.
Nie ma tak mozliwosci kupienia nadpsutego towaru.
a no właśnie, wtedy nie pomyślałam, ale nauka nie idzie w las
Tylko jak już poprosicie sprzedawcę o przesypanie
i okaże się że jest ok, to kupcie towar.
2-3 takie przesypania i można maliny wywalić :)
Ja tez tak robię, to lepsze niż jak niektóre klientki robią, grzebanie paluchem.
Za grzebanie paluchem, po łapach takie klientki trzeba prać - rozgniotą maliny i potem ktoś inny kupi zrobioną przez nie paciajkę :/ Najlepiej ostrożnie odchylić z obu stron pudełeczko - to w zupełności wystarczy do określenia świeżości, jakości i suchości owoców.
Piorę, piorę po łapkach ;)
Wystaw kartkę ,, towar macany należy do macanta" :)
Tak, tylko, że taki przyjdzie, pomaca i sobie pójdzie. Bez zapłaty bo przecież należy do niego :):):) A jeszcze gorzej jak sobie będzie chciał pomacać panią ekspedientkę :D:D:D
he he, no niechby spróbował :)
Ale jest coraz lepiej.
Ludzie zaczynaja zauważać że warzywa i owoce są delikatne,
że wszystko kosztuje, że to czyjaś własność, dopóki nie pójdzie dalej.
Najgorzej było jak markety powstawały, jeden za drugim
Tam nikt nie pilnował żeby nie niszczyć towaru.
No, taka nauka zwykle z lasu wychodzi - najczęściej wiele dni zanim zostanie sprzedana łatwowiernym kupującym (w postaci jagodowego dżemiku lub skutecznie podsuszonych kurek)
taak dżemik jagodowy brzmi lepiej niż jagodowa paćka, ale przynajmniej ciasto się udało