Moje dzieci jadą autobusem na cały dzień na wycieczkę w góry. Co dalibyście dziecku na drogę do zjedzenia? Wiem, że to co dziecko lubi ale pomysłów brak. nie chce dawać czipsów czy żelków. Wafelki w czekoladzie też pewnie nie odpowiednie bo się całe osmarują gdy się roztopi.
Moja córka też jutro jedzie na wycieczkę całodniową. Daję jej landrynki owocowe, bo miętowych nie lubi, Cukierki typu mentosy ,tiktaki, zwykłe małe herbatniczki, napoje niegazowane.Dwie kanapki, ponieważ mają mieć ognisko i kiełbaski po drodze. I jeszcze chociaż to nie na temat: coś do zabawy, jakąś grę,układankę itp.
...bo dzieci zwykle nie mają umiaru...zjedzą wszystko co dostaną z domu, dokupią jeszcze za kieszonkowe a nie ma nic lepszego niż autobus nieletnich które zemdliło w podróży:) kanapki po kilku godzinach będą nieświeże, już chyba lepeij dać dziecku mleczną/maślaną bułkę niz czekoladę...może chrupki kukurydziane, krakersy? do picia najlepiej wodę
As, z tym wysiłkiem nie przesadzaj. Chciałabyś , żeby nauczyciele mieli cały autor wymiotujących dzieci? Czekolady to już absolutnie ja bym nie dała. Woda niegazowana , herbatniki , rogal maślany , ale bez masła. Z owoców - jabłka.
Ja też daje zawsze dzieciakom w podróż bułki z serem , wodę mineralną jakąs drożdżówkę albo robione w domu cynamonki ( oczywiście w rozsądnej ilości), jabłka
A jak ja jeździłam jako dziecko z babcią na pielgrzymki to babcia szykowała podstawowy zestaw: bułki z masłem krojonym w plasterki , pomidory , jajka na twardo czasami były placki ziemniaczane ( pakowane w woreczek po mleku ), drożdżówki z serem i obowiązkowo wielka butla z herbatą . Na miejscu po mszy siadałysmy gdzies na poboczu i była uczta . Smak tego jedzenia pamiętam do dzisiaj a najbardziej tą pyszną zwyczajną bułkę z masłem...
Dopisano 13-06-13 22:43:45:
Możesz też spakować jakieś wafelki bez polewy , bo ta mogłaby się rozpuścić ,mała paczkę paluszków...
Moniu, ale jechałaś pod opieką babci i jak piszesz, nie jadłyście w czasie jazdy. Dzieci na wycieczkach zaczynają podjadać jak tylko ruszy autokar. I jeżeli znajdzie się nierozsądna mama, która zapakuje nieodpowiednie jedzenie, wymioty gotowe. Jedno dziecko zaczyna wymiotować, a potem to efekt domina. Są dzieci wrażliwe na takie zapachy . Potem dzieci się męczą, a nauczyciele mają zajęcie. Nie zawsze w takim momencie , kierowca może się zatrzymać.
I jeżeli znajdzie się nierozsądna mama, która zapakuje nieodpowiednie jedzenie, wymioty gotowe. Jedno dziecko zaczyna wymiotować, a potem to efekt domina. Są dzieci wrażliwe na takie zapachy . Potem dzieci się męczą, a nauczyciele mają zajęcie. Nie zawsze w takim momencie , kierowca może się zatrzymać.
Nie demonizujmy .
Dziecko wymiotuje albo z powodu stresu , albo choroby lokomocyjnej .
Tej drugiej da się uniknąć dając odpowiednie leki , tego pierwszego też da się uniknąć , na przykład unikając tego typu uwag . To tylko wycieczka , a nie jakiś survival ...
I jeżeli znajdzie się nierozsądna mama, która zapakujenieodpowiednie jedzenie, wymioty gotowe. Jedno dziecko zaczynawymiotować, a potem to efekt domina. Są dzieci wrażliwe na takie zapachy .Potem dzieci się męczą, a nauczyciele mają zajęcie. Nie zawsze w takimmomencie , kierowca może się zatrzymać. Nie demonizujmy . Dziecko wymiotuje albo z powodu stresu , albo choroby lokomocyjnej . Tej drugiej da się uniknąć dając odpowiednie leki , tego pierwszego też da się uniknąć , na przykład unikając tego typu uwag . To tylko wycieczka , a nie jakiś survival ...
Ja pochodzę z "nauczycielskiej " rodziny. Ojciec zaczął mnie wprawiać w wycieczki juz na studiach. Twierdził, że jako przyszła nauczycielka mam się wprawiać od młodości. Organizowaliśmy i wozilismy dzieci wielokrotnie. Mniejsze na nieiwelkie dystanse,.starsze na dłuższe wycieczki. Dzieci młodsze często mają ten problem lokomokacyjny. wtedy uprzedzalismy rodziców, żeby nie dawać słodyczy, napojów gazowanych, nie jesć w trakcie jazdy, tylko na postojach. I przed wyciaczką podać dzieciom środek np aviomarin(dziś sa lepsze)). Starsze dzieci już nie mają tego problemu naogół.Ale zawsze lepiej unikać słodyczy i slodkich napojów.Dobra kanapka, herbata w termosie(nizbyt słodka), Wspaniałe są kabanosy- nie zepsują się nawet w wyższej temperaturze.Jakiś owoc, pomidor, ogórek, herbatniki.Wycieczki szkolne zawsze mja w programie obiad, posilki.Organizator powinien uprzedzic, żeby to były posiłki lekkostrawne, dostosowane do zołądeczków dziecinnych.
Tylko wycieczki kilkudniowe mają w programie posiłki, jednodniowe nie! Moja córka często jeździła na wycieczki jednodniowe i nigdy nie było w planie posiłków, owszem, zatrzymywali się w McDonalds lub KFC, ale każde dziecko płaciło za siebie. Dzieciaki wpłacały w szkole, tylko na wejścia np. do muzeum i za autokar, nigdy na żaden posiłek jednodniowy.
Nie masz racji. Wycieczki jednodniowe też mają obiad. albo tradycyjny, albo w fastfoodzie, wliczony w cenę wycieczki - wszystko zależy od życzenia grupy.
Przy wielodniowych - jest albo trzy posiłki (śniadanie, obiad, kolacja), albo dwa plus lunchpakiet albo tylko dwa (śniadanie i obiadokolacja). Nie ma żadnej reguły.
Fakt, że prościej jest sprzedać wycieczkę tańszą, która jest goła. Często rodzice żałują 10 czy 20 złotych dopłaty do ogólnej ceny wycieczki (bo za drogo), a potem małolat ma przy sobie 150-200 zł.
Przecież to wszystko zależy od uzgodnień pomiędzy rodzicami a nauczycielem/nauczycielami organizującymi taki wyjazd. Nikt nie narzuca że jednodniowa jest bez obiadu a dwudniowa z pełnym wyzywieniem...
To fakt- w tych czasach róznie bywa.Nauczyciele idą na łatwiznę.Dawniej każdy nauczyciel musiał na studiach przejść kurs organizatora turystyki młodziezowej.Teraz to fakultatywne. Mądry, przewidujący, mający wiedzę na temat turystyki dziecięco- młodziezowe,j nauczyciel wie, jak zorganizować wycieczkę i pieniądze dzieci-młodzieży. Dobrze jest jesli rodzice dają pieniądze nauczycielowi, nie dzieciom.Wtedy ten zatrzymuje wycieczkę w miejscu, które jest bezpieczne i wydaje pieniądze na okreslony cel nadzorując to. I tak znajdą się wyjątki)) Dlatego ojciec mnie brał do pomocy przy wycieczkach.Pilnowaliśmy we dwójkę.Tato zabierał też czasem jakąś moj ą koleżankę.Wtedy my pilnowałyśmy, a tato...hm...nie zapomnę jak czasem ogarniał tych , co sie pozygali))No cóz, taki zawód))
Wiele razy byłam na wycieczkach z dzieciakami i nigdy nie zdarzyło mi się widzieć wymiotujących dzieci.
Mam takie same spostrzeżenia . Na wycieczkach moich dzieci nigdy nikt nie wymiotował . Dzieci z chorobą lokomocyjną dostają leki , a tych , które jej nie mają , nie ruszą nawet frytki popite mlekiem czekoladowym .
Owszem , -dzieści lat temu , gdy ja byłam dzieckiem , rzyganie było zmorą każdej wycieczki , ale też mało kto wtedy o tym mówił przed faktem ... Raczej dominowało myślenie " zdarzy się to trudno " .
Dzisiaj dzieci wiedzą co mają robić , gdy jest im " niedobrze ".
Oj tam zaraz błeeeeeee, toż coca cola przeciwymiotnie działa, tylko ją małymi łyczkami trzeba popijać (i chyba lepiej niegazowaną)
A tak na poważnie, to wyobraźcie sobie, że w naszym przypadku wycieczkę po parku rozrywki przetrwał zapomniany zachomikowany w plecaku, na którym się wszyscy opierali, pączek - z Polski rodem, kościerski dokładniej. Znacznie zeszczuplał, ale smaku nie zmienił i został pożarty na kolację jako smakołyk wczorajszy, który dzielnie marmoladą podczas podróży i wygłupów nie rzygnął :D
Najlepiej sprawdzają się bułki/kanapki z serem (za czasów mojego dziecięctwa mama pakowała mi do nich woreczek rzodkiewek, żebym mogła bronić się przed ewentualnymi napastnikami siarkowym chuchem :D), jakieś ciastka i drożdżówki bez czekolady na wierzchu (w środku może sobie być), jabłka, różniaste suszone owoce (morele), mieszanki orzeszków (które potem pan kierowca klnąc pod nosem odkurza na kolanach). Nie wiem, jak to jest, ale dzieci, które mają dolegliwości żołądkowe uważają na to, co jedzą, obawiając się znanych zwykle z niedawnej przeszłości i niezbyt przyjemnych doświadczeń, natomiast całą zdrowożołądkową resztę mało co rusza (o dziwo i o zgrozo - "ze zdrowym błędnikiem" dziecko potrafi potrafi za przeproszeniem zeżreć 3 batony Mars w rozmiarze XXl, zagryźć gumożelkami w kształcie konia, słonia i wałkonia, zapić lekko ciepłym sokiem jabłkowym, pitnym jogurtem o smaku owoców leśnych i zagryźć jabłkiem, popijając je wodą gazowaną - jakim cudem tapicerka pozostaje po takim obżarstwie nietknięta - od zawsze pozostaje dla mnie słodką tajemnicą...).
Panie doktorze, zjadłem na śniadanie puszkę sardynek w oleju, ogórka kiszonego i popiłem surowym mlekiem. Czy w takiej sytuacji mycie truskawek ma sens?
W temacie wycieczek to mam spore doświadczenie. Zawodowe.
Jak najmniej rzeczy drobnych - typu precelki, paluszki, groszki (cukierki) - bo potem dzieciaki jadą jak w grzebisku dla kur - wszystko pod nogami.
Zero czekolady - bo jadą umorusane nie tylko na buzi.
Kanapki - w postaci jak najmniej obłożonej (najlepjej z masłem i serem żółtym)- nie wkładać do tego ogórków, pomidorów, ciężkich kiełbas - bo dzieciaki jedzą łapczywie i połykają i "stanięcie" na żołądku nie trudno
Napoje niegazowane, najlepiej niesłodkie.
I przede wszystkim wszystko w rozsądnej ilości.
A coca - cola? Zazwyczaj dzieciaki wymiotują w drodze na wycieczkę - choroba lokomocyjna, nadmiar jedzenia, ewentualnie reakcja na zakręty. W drodze powrotnej - po pobycie w MCdonaldzie, po podłym i cięzkim jedzeniu (burger i frytki i dawce coca -coli nie ma już tych problemów.
Z własnego doświadczenia - moje dzieciaki mają 10 zł na wydanie przed wycieczką (obejmuje to też picie). Wiedzą co jest zakazane - i się stosują. Teraz już nawet nie sprawdzam - są duże i prawie dorosłe (przynajmniej jedno) - ale zasada funkcjonuje. Zazwyczaj kupowały cukierki lodowe, herbatniki jakieś lub batoniki musli.
Nie ośmieszaj się, chłopak prawie dorosły i mu 10 zł dajesz na wycieczkę. 10 zł, to można 9 latkowi dać.Jak będzie miał ochotę na hamburgera , to i tak go zje, nawet nie będziesz wiedziała kiedy. W klasie mojej córki jest 2 wegetarian, rodzice też podobno wegetarianie, kanapki z sałatą lądują w koszu, w sklepiku szkolnym jedzą hod dogi.
Na wycieczkach też jedzą w MacDonaldzie, widać że w domu nie dojadają , bo mamuśka zielsko w nich pcha, za to nadrabiają na wyjazdach.
Czy ja wiem, danie dychy dużemu dzieciakowi (nierzadko wyższemu niż rodzic) wcale nie musi być ośmieszające - wielu licealistów nie przywiązuje szczególnej wagi do ilości kasy danej przez rodziców - ile dali tyle dali - coś sobie za dychę kupią - bez przesady :) Często gęsto mają swoje zaskórniaki (np. z kieszonkowego) - więc taka dycha może stanowić jakby dodatek żywnościowy - wszystko jest kwestią jakichś tam ustaleń między dziećmi a rodzicami :)
Ja nie napisałam, że na wycieczkę dostają. Na słodycze na wycieczkę - co sobie kupia - ich sprawa, ale według wyznaczonych zasad. Do tego z domu mogą wziąć kanapki czy owoce (ich wybór). Kwota dotyczy raczej napoi słodkich (je wliczam do limitu) - bo wodę mają z domu. Tego jednego nie doprecyzowałam.
Pieniądze na wycieczkę i pieniądze na obiad to już inna pula - tu było pytanie co na wycieczkę do jedzenia.
Upss -chyba post MR zniknął - wobec czego proszę o usunięcie
Trudno być wegetarianinem, gdy rodzice nakazują a nie ma się do tego przekonania.
Ja kiedyś miałam dziecko wegańskie (rodzice harekriszna). zostało zgłoszone do każdego posilku. Co się nakombinowali w restauracjach..A dzieciak trzy razy przemieszał w talerzu - on jeść nie będzie, bo to inne niż w domu. Żył chipsammi i suchą zupą z paczki (jadł proszek). Za to nie wiem co bym zrobiła rodzicom - młody organizm potrzebuje białka.
As,na drogę dałabym jakiś pełnowartościowy posiłek,np "wypasioną" kanapkę.Co co czipsów absolutnie nie,niezaleznie od pogody.To wg mnie nie jest jedzenie.Woda,soki,jakies suche "przegryzki",np sucharki,chrupkie pieczywo,tyle,że nie wiem,co Twoje dzieci lubią.Owoce,byle nie "ciapciate".Oprócz jedzenia ręcznik jednorazowy czY chusteczki.Jeszcze jedno,jeśli masz mała torbę izolowaną,możesz włożyć zamrożony wkład i jedzenie dłużejwytrzyma.Tyle,zeby to było naprawdę nieduże.Miałam kiedyś nawet taki mały plecaczek,super sprawa.
Jest mi przykro, że na forum niektórzy tak złośliwie odpowiadają. Założyłam temat by dowiedzieć się co inni dają swoim dzieciom. Płakać mi się chce i tyle. Oczywiście nie pierwszy raz. Co się z Wami ludzie dzieje? Ktoś zadaje konkretne pytanie, a niektórzy wyśmiewaja, krytykują i nic budującego nie wnoszą.
as...tak czytam i czytam i dochodzę do tego samego wniosku co Ty. Sam rady nie udzieliłem bo syn za stary, a wnuczek (3 latka) za młody na wycieczki. Myślę, że parę osób mogło by się nie wypowiadać niż dawać tak durne (wręcz idiotyczne) rady. Ale cóż ...nie powiem więcej coby nie robić zamieszek na forum.
As ,ja bardzo Cię lubię i przykro mi ,czytac niektóre komentarze.Miałam nawet napisac na ten temat,ale rzadko sie udzielam na forum i nie chciałam byc odebrana jako osoba podburzająca do kłotni.Pozdrawiam .
Mam nadzieję, że mojej wspominkowo-obserwacyjnej wypowiedzi nie odebraliście jako złośliwą i krytykancką, bo nie taki był cel jej zamieszczenia na forum - miałam raczej nadzieję, że zostanie odebrana żartobliwie - jeśli stało się inaczej, przepraszam i poniżej wyławiam z niej część merytoryczną:
na wycieczkę zabrałabym jedną lub kilka z poniższych rzeczy:
- bułkę z serem i może kilka rzodkiewek (jeśli dziecko lubi)
- niedużą chałkę lub drożdżówkę bez lukru lub z niedużą ilością lukru, żeby się nie rozpuścił od ciepła
- jakieś ciasteczka niepolane czekoladą
- jabłko
- suszone owoce i duże orzechy (morele, plastry ananasa itp)
Tez pomyslalam o muffinkach i jeszcze o domowych rogalikach drozdzowych z marmoladka w srodku, moga byc wafelki bez polewy czekoladowej albo jakies herbatniki, oprocz tego jakies kanapki ( ja mam takie pojemniki na kanapki do ktorych wklada sie taki wklad ktory wczesniej trzyma sie w zamrazalniku), do picia to mysle ze pewnie woda.
As - ja swoim dzieciom daję to co lubią najbardziej , pomimo faktu , że inne dzieci mają same słodycze ( tak niestety u nas jest , że słodkości są głównym pożywieniem dzieci w czasie wycieczki , nawet wbrew zakazowi nauczycieli ) .
Synowi daję jabłko , banana , orzechy i ... makaron ( bez niczego ) w ulubionym kształcie . Tego makaronu muszę zwykle robić dużo więcej , bo inne dzieci mu wyjadają .
Córce robię muffiny marchewkowe z migdałami , oprócz tego daję jej pieczywo chrupkie , pomidorki koktajlowe i ogórki pokrojone w słupki .
Nie martw się na zapas , to tylko jeden dzień , dzieciaki sobie poradzą .
ja dzieciom daję zawsze bułki z serem, bułeczki śniadaniowe (takie podłużne, smakują wyśmienicie bez dodatków), chrupki kukurydziane, chipicao (nie zawsze zostaje zjedzone), jabłka, no i oczywiście picie (woda mineralna, soki kubusie) ... a ze słodyczy to tik-taki i miętowe szklaki (starszy dodatkowo bierze paczkę rodzynek) ... u nas jeszcze zawsze na wycieczkach jest McDonald zaliczany, albo inny przybytek z frytkami
chipsy i napoje gazowane są odgórnie zabronione przez nauczycieli i od czasu wprowadzenia tego zakazu, nie ma "niespodzianek" w czasie jazdy
Bułka z serem żółtym i sałatą.Picie,najlepiej mała woda,mały soczek w kartoniku. Coś z słodkości np.cukierki miętowe,tik taki,mentosy,wafelki(nie oblewane czekoladą),biszkopty,kruche ciastka,krakersy.Owoców nie daję bo na wycieczkach mojemu dziecku nie smakują.
Słuchajcie przypomnialo mi się jak moje 4-letnie dziecko jechalo z przedszkola na 5 godzinna wycieczkę do wioski indiańskiej ok 30km od przedszkola. Panie zakazaly jakiegokolwiek jedzenia dawać dzieciom ponieważ do godz 14 mieli wrócić na drugie danie, a w ramach zupki mieli zapewniony prowiant (pieczenie kielbasek, pieczywo, bułeczki drożdżowe, napoje), nas rodziców nic nie interesowalo. Ale niestety w dzień wycieczki do przedszkola poprzychodzily dzieci z wypchanymi plecakami, chipsy, cukierki, napoje, itd... szok !!! Panie się wkurzyły powyciagały z placaków te rzeczy a rodzice kochani co??? po kryjomu wpychali dzieciom po kieszeniach gumy mamby, lizaki, cukierki :(
Przykre jest to, że rodzice nie stosują się do wyraźnych zaleceń wychowaczyń - jeśli została wydana jakaś dyspozycja, to należy ją uszanować. Wyjątki są oczywiste i powinny dotyczyć tylko niegazowanej wody (jeśli panie nie zapewniają takiej) oraz jakiegoś ciasteczka czy batona w przypadku dziecka ze schorzeniem, np. cukrzycą.
Ale, jak wiadomo, "ludź jest tylko ludziem" i takie sytuacje będą się powtarzały - po prostu trzeba się do nich przyzwyczaić i konsekwentnie wymuszać na rodzicach szanowanie zaleceń kadry wychowawczej.
Moja córka pierwszy jechała na wycieczkę autokarową i powiem szczerze, nie sądziłam ,że prowiant na drogę sprawi mi dylemat.
Moje obydwie córki zawsze w aucie jedzą niesamowite ilości wszystkiego łącznie z czekoladami, paluszkami , owocami i warzywami . Powiem krótko, każdy niemalże wyjazd ( mam na myśli dłuższe podróże na wczasy , czy dalsze wycieczki ) rozpoczyna się niemalże od jedzenia. i nigdy nie mają żadnych sensacji żołądkowych.
ALE przed samodzielnym wyjazdem córki włączył mi się jakiś lęk ,że przecież nie dam tego, co normalnie jedzą , bo przecież , może córka wpadnie na genialny pomysł i zje wszystko na raz . I tak jak nigdy nie miała problemów podczas rodzinnych podróży, tak na wycieczce coś w końcu może zaszkodzić.
Dałam dziecku po prostu paczkę mamb i małą paczkę żelków, mleczną kanapkę . Z bardziej " treściwego " jedzenia, dałam suchą bułkę i tylko kabanosy, moje córki w podróży wolą taką opcję zamiast tradycyjnych kanapek. Do picia zawsze mamy wodę i tylko wodę , dla dzieci z dzióbkiem , aby łatwiej było im pić podczas jazdy.
Istotną kwestią jest to, że wychowawczyni przed wycieczką poinformowała o kategorycznym zakazie jedzenia podczas podróży. Wiem ,że bezpieczeństwo to jedno , a rozsądek to drugie. I uważam ,że mamba , czy miękki właśnie żelek nie powinien być zagrożeniem :)
As , na pewno nie dałabym dziecku soku w kartoniku , bo podczas jazdy ciężko włożyć słomkę , w ogóle soki nie są dobrym pomysłem . Na pewno wszelkie czekoladki też odpadają . Najlepiej dać dziecku takie jedzonko , które nie sprawi później problemu z umyciem rąk. A warto wyposażyć dziecko w małe mokre chusteczki , aby mogło sobie ręce wytrzeć, przed i po jedzeniu:)
A ja bym nie dała soku w kartoniku ani mlecznej kanapki, która w cieple wspaniale się "rozciapuje" i "wmazuje" w buzię, ubranie oraz siedziska samochodu. Zwróćcie uwagę, że w sklepach mleczne kanapki są trzymane w lodówkach, a na wycieczcie będą siedziały w ciepłym plecaku przez bliżej nieokreśloną ilość czasu. W autokarze nie mamy ani taty, który poda dziecku mokre chusteczki do usunięcia plam :) Wyposażyć dziecko w mokre chusteczki można, ale jednak moje doświadczenia z mleczną kanapką otwieraną w samochodzie są "takie se..." - w sensie - już w trakcie otwierania opakowania widać, że mleczna kanapka jest w średnio jednym kawałku oraz w średnio dawnym kształcie :D Pomijam już zupełnie, że pachnie i smakuje chemią - tajemnicą dla mnie pozostaje, dlaczego dzieci tak bardzo ją lubią :)
As, kilka lat temu (jeszcze jako strasznie spragniona wiedzy studentka ale i świeżo upieczona mama) byłam na konferencji naukowej, na której mowa była m.in. o kanapkach przechowywanych właśnie w podróży, z badań wynikało, iż kanapka z serem czy z dodatkami po prostu staje się szkodliwa, po tych doniesieniach moim wycieczkowiczkom pakuję : herbatniki pełnoziarniste, wodę niegazowaną, jabłko i życzę dobrej zabawy.
Moja córa brała kilka kabanosów, pomidora , 2 suche kajzerki, jakiegoś batona, do picia dostawała w butelce herbatę z cytryną i wodę mineralną.W drodze powrotnej obydwie klasy i tak lądowały w MDonalds, nie było dziecka które by coś tam nie zjadło, wszyscy pili coca colę i jakoś nikt w autobusie nie wymiotował.
Moje dzieci jadą autobusem na cały dzień na wycieczkę w góry. Co dalibyście dziecku na drogę do zjedzenia? Wiem, że to co dziecko lubi ale pomysłów brak. nie chce dawać czipsów czy żelków. Wafelki w czekoladzie też pewnie nie odpowiednie bo się całe osmarują gdy się roztopi.
Moja córka też jutro jedzie na wycieczkę całodniową. Daję jej landrynki owocowe, bo miętowych nie lubi, Cukierki typu mentosy ,tiktaki, zwykłe małe herbatniczki, napoje niegazowane.Dwie kanapki, ponieważ mają mieć ognisko i kiełbaski po drodze. I jeszcze chociaż to nie na temat: coś do zabawy, jakąś grę,układankę itp.
Napewno nic słodkiego, nic gazowanego, batoniki jeśli juz to musli
Niby dlaczego nie słodkie? Cukier przy wysiłku super pomaga. Dała bym czekoladę ale boję się, że upał ja rozpuści.
...bo dzieci zwykle nie mają umiaru...zjedzą wszystko co dostaną z domu, dokupią jeszcze za kieszonkowe a nie ma nic lepszego niż autobus nieletnich które zemdliło w podróży:) kanapki po kilku godzinach będą nieświeże, już chyba lepeij dać dziecku mleczną/maślaną bułkę niz czekoladę...może chrupki kukurydziane, krakersy? do picia najlepiej wodę
As, z tym wysiłkiem nie przesadzaj. Chciałabyś , żeby nauczyciele mieli cały autor wymiotujących dzieci? Czekolady to już absolutnie ja bym nie dała. Woda niegazowana , herbatniki , rogal maślany , ale bez masła. Z owoców - jabłka.
Takie jest i moje zdanie.To nie wyprawa wysokogórska,a dzieci przeważnie mają sporo energii.
Bułki z serem żółtym lub topionym, wafelki bez czekolady ( małą ilość) , wodę niegazowaną.
Ja też daje zawsze dzieciakom w podróż bułki z serem , wodę mineralną jakąs drożdżówkę albo robione w domu cynamonki ( oczywiście w rozsądnej ilości), jabłka
A jak ja jeździłam jako dziecko z babcią na pielgrzymki to babcia szykowała podstawowy zestaw: bułki z masłem krojonym w plasterki , pomidory , jajka na twardo czasami były placki ziemniaczane ( pakowane w woreczek po mleku ), drożdżówki z serem i obowiązkowo wielka butla z herbatą . Na miejscu po mszy siadałysmy gdzies na poboczu i była uczta . Smak tego jedzenia pamiętam do dzisiaj a najbardziej tą pyszną zwyczajną bułkę z masłem...
Dopisano 13-06-13 22:43:45:
Możesz też spakować jakieś wafelki bez polewy , bo ta mogłaby się rozpuścić ,mała paczkę paluszków...Moniu, ale jechałaś pod opieką babci i jak piszesz, nie jadłyście w czasie jazdy. Dzieci na wycieczkach zaczynają podjadać jak tylko ruszy autokar. I jeżeli znajdzie się nierozsądna mama, która zapakuje nieodpowiednie jedzenie, wymioty gotowe. Jedno dziecko zaczyna wymiotować, a potem to efekt domina. Są dzieci wrażliwe na takie zapachy . Potem dzieci się męczą, a nauczyciele mają zajęcie. Nie zawsze w takim momencie , kierowca może się zatrzymać.
I jeżeli znajdzie się nierozsądna mama, która zapakuje
nieodpowiednie jedzenie, wymioty gotowe. Jedno dziecko zaczyna
wymiotować, a potem to efekt domina. Są dzieci wrażliwe na takie zapachy .
Potem dzieci się męczą, a nauczyciele mają zajęcie. Nie zawsze w takim
momencie , kierowca może się zatrzymać.
Nie demonizujmy .
Dziecko wymiotuje albo z powodu stresu , albo choroby lokomocyjnej .
Tej drugiej da się uniknąć dając odpowiednie leki , tego pierwszego też da się uniknąć , na przykład unikając tego typu uwag . To tylko wycieczka , a nie jakiś survival ...
I jeżeli znajdzie się nierozsądna mama, która
Albo dlatego, że się naciapało słodkości...zapakujenieodpowiednie jedzenie, wymioty gotowe. Jedno dziecko
zaczynawymiotować, a potem to efekt domina. Są dzieci wrażliwe na takie
zapachy .Potem dzieci się męczą, a nauczyciele mają zajęcie. Nie zawsze w
takimmomencie , kierowca może się zatrzymać. Nie demonizujmy . Dziecko
wymiotuje albo z powodu stresu , albo choroby lokomocyjnej . Tej drugiej da
się uniknąć dając odpowiednie leki , tego pierwszego też da się
uniknąć , na przykład unikając tego typu uwag . To tylko wycieczka , a nie
jakiś survival ...
Wiele razy byłam na wycieczkach z dzieciakami i nigdy nie zdarzyło mi się widzieć wymiotujących dzieci.
As ja zawsze daję kanapkę, jabłko i do tego paluszki albo takie precelki paluszkowe. Jakiegoś cukiereczka najczęściej są to żelki. :)
Ja pochodzę z "nauczycielskiej " rodziny. Ojciec zaczął mnie wprawiać w wycieczki juz na studiach. Twierdził, że jako przyszła nauczycielka mam się wprawiać od młodości. Organizowaliśmy i wozilismy dzieci wielokrotnie. Mniejsze na nieiwelkie dystanse,.starsze na dłuższe wycieczki. Dzieci młodsze często mają ten problem lokomokacyjny. wtedy uprzedzalismy rodziców, żeby nie dawać słodyczy, napojów gazowanych, nie jesć w trakcie jazdy, tylko na postojach. I przed wyciaczką podać dzieciom środek np aviomarin(dziś sa lepsze)). Starsze dzieci już nie mają tego problemu naogół.Ale zawsze lepiej unikać słodyczy i slodkich napojów.Dobra kanapka, herbata w termosie(nizbyt słodka), Wspaniałe są kabanosy- nie zepsują się nawet w wyższej temperaturze.Jakiś owoc, pomidor, ogórek, herbatniki.Wycieczki szkolne zawsze mja w programie obiad, posilki.Organizator powinien uprzedzic, żeby to były posiłki lekkostrawne, dostosowane do zołądeczków dziecinnych.
Tylko wycieczki kilkudniowe mają w programie posiłki, jednodniowe nie! Moja córka często jeździła na wycieczki jednodniowe i nigdy nie było w planie posiłków, owszem, zatrzymywali się w McDonalds lub KFC, ale każde dziecko płaciło za siebie. Dzieciaki wpłacały w szkole, tylko na wejścia np. do muzeum i za autokar, nigdy na żaden posiłek jednodniowy.
Nie masz racji. Wycieczki jednodniowe też mają obiad. albo tradycyjny, albo w fastfoodzie, wliczony w cenę wycieczki - wszystko zależy od życzenia grupy.
Przy wielodniowych - jest albo trzy posiłki (śniadanie, obiad, kolacja), albo dwa plus lunchpakiet albo tylko dwa (śniadanie i obiadokolacja). Nie ma żadnej reguły.
Fakt, że prościej jest sprzedać wycieczkę tańszą, która jest goła. Często rodzice żałują 10 czy 20 złotych dopłaty do ogólnej ceny wycieczki (bo za drogo), a potem małolat ma przy sobie 150-200 zł.
Przecież to wszystko zależy od uzgodnień pomiędzy rodzicami a nauczycielem/nauczycielami organizującymi taki wyjazd. Nikt nie narzuca że jednodniowa jest bez obiadu a dwudniowa z pełnym wyzywieniem...
To fakt- w tych czasach róznie bywa.Nauczyciele idą na łatwiznę.Dawniej każdy nauczyciel musiał na studiach przejść kurs organizatora turystyki młodziezowej.Teraz to fakultatywne. Mądry, przewidujący, mający wiedzę na temat turystyki dziecięco- młodziezowe,j nauczyciel wie, jak zorganizować wycieczkę i pieniądze dzieci-młodzieży. Dobrze jest jesli rodzice dają pieniądze nauczycielowi, nie dzieciom.Wtedy ten zatrzymuje wycieczkę w miejscu, które jest bezpieczne i wydaje pieniądze na okreslony cel nadzorując to. I tak znajdą się wyjątki)) Dlatego ojciec mnie brał do pomocy przy wycieczkach.Pilnowaliśmy we dwójkę.Tato zabierał też czasem jakąś moj ą koleżankę.Wtedy my pilnowałyśmy, a tato...hm...nie zapomnę jak czasem ogarniał tych , co sie pozygali))No cóz, taki zawód))
Tatko już 10 lat nie zyje, a do mnie wciaż piszą na meila jego uczniowie i z łezka w oku, czasem wesoło wspominają tamte czasy))
Wiele razy byłam na wycieczkach z dzieciakami i nigdy nie zdarzyło mi się
widzieć wymiotujących dzieci.
Mam takie same spostrzeżenia . Na wycieczkach moich dzieci nigdy nikt nie wymiotował . Dzieci z chorobą lokomocyjną dostają leki , a tych , które jej nie mają , nie ruszą nawet frytki popite mlekiem czekoladowym .
Owszem , -dzieści lat temu , gdy ja byłam dzieckiem , rzyganie było zmorą każdej wycieczki , ale też mało kto wtedy o tym mówił przed faktem ... Raczej dominowało myślenie " zdarzy się to trudno " .
Dzisiaj dzieci wiedzą co mają robić , gdy jest im " niedobrze ".
czasem bezmyślność rodziców mnie osłabia...... dałabym na Twoim miejscu tylko czekolady i inne słodkości
I jeszcze koniecznie coca colę.
..... yeeeeeaaaaaaa
Oj tam zaraz błeeeeeee, toż coca cola przeciwymiotnie działa, tylko ją małymi łyczkami trzeba popijać (i chyba lepiej niegazowaną)
A tak na poważnie, to wyobraźcie sobie, że w naszym przypadku wycieczkę po parku rozrywki przetrwał zapomniany zachomikowany w plecaku, na którym się wszyscy opierali, pączek - z Polski rodem, kościerski dokładniej. Znacznie zeszczuplał, ale smaku nie zmienił i został pożarty na kolację jako smakołyk wczorajszy, który dzielnie marmoladą podczas podróży i wygłupów nie rzygnął :D
Najlepiej sprawdzają się bułki/kanapki z serem (za czasów mojego dziecięctwa mama pakowała mi do nich woreczek rzodkiewek, żebym mogła bronić się przed ewentualnymi napastnikami siarkowym chuchem :D), jakieś ciastka i drożdżówki bez czekolady na wierzchu (w środku może sobie być), jabłka, różniaste suszone owoce (morele), mieszanki orzeszków (które potem pan kierowca klnąc pod nosem odkurza na kolanach). Nie wiem, jak to jest, ale dzieci, które mają dolegliwości żołądkowe uważają na to, co jedzą, obawiając się znanych zwykle z niedawnej przeszłości i niezbyt przyjemnych doświadczeń, natomiast całą zdrowożołądkową resztę mało co rusza (o dziwo i o zgrozo - "ze zdrowym błędnikiem" dziecko potrafi potrafi za przeproszeniem zeżreć 3 batony Mars w rozmiarze XXl, zagryźć gumożelkami w kształcie konia, słonia i wałkonia, zapić lekko ciepłym sokiem jabłkowym, pitnym jogurtem o smaku owoców leśnych i zagryźć jabłkiem, popijając je wodą gazowaną - jakim cudem tapicerka pozostaje po takim obżarstwie nietknięta - od zawsze pozostaje dla mnie słodką tajemnicą...).
No i mi się przypomniało:
Dzwoni facet do lekarza rodzinnego:
Panie doktorze, zjadłem na śniadanie puszkę sardynek w oleju, ogórka kiszonego i popiłem surowym mlekiem. Czy w takiej sytuacji mycie truskawek ma sens?
hihihi :)
bbuuuuaahhahahahahahaa
W temacie wycieczek to mam spore doświadczenie. Zawodowe.
Jak najmniej rzeczy drobnych - typu precelki, paluszki, groszki (cukierki) - bo potem dzieciaki jadą jak w grzebisku dla kur - wszystko pod nogami.
Zero czekolady - bo jadą umorusane nie tylko na buzi.
Kanapki - w postaci jak najmniej obłożonej (najlepjej z masłem i serem żółtym)- nie wkładać do tego ogórków, pomidorów, ciężkich kiełbas - bo dzieciaki jedzą łapczywie i połykają i "stanięcie" na żołądku nie trudno
Napoje niegazowane, najlepiej niesłodkie.
I przede wszystkim wszystko w rozsądnej ilości.
A coca - cola? Zazwyczaj dzieciaki wymiotują w drodze na wycieczkę - choroba lokomocyjna, nadmiar jedzenia, ewentualnie reakcja na zakręty. W drodze powrotnej - po pobycie w MCdonaldzie, po podłym i cięzkim jedzeniu (burger i frytki i dawce coca -coli nie ma już tych problemów.
Z własnego doświadczenia - moje dzieciaki mają 10 zł na wydanie przed wycieczką (obejmuje to też picie). Wiedzą co jest zakazane - i się stosują. Teraz już nawet nie sprawdzam - są duże i prawie dorosłe (przynajmniej jedno) - ale zasada funkcjonuje. Zazwyczaj kupowały cukierki lodowe, herbatniki jakieś lub batoniki musli.
Nie ośmieszaj się, chłopak prawie dorosły i mu 10 zł dajesz na wycieczkę. 10 zł, to można 9 latkowi dać.Jak będzie miał ochotę na hamburgera , to i tak go zje, nawet nie będziesz wiedziała kiedy. W klasie mojej córki jest 2 wegetarian, rodzice też podobno wegetarianie, kanapki z sałatą lądują w koszu, w sklepiku szkolnym jedzą hod dogi.
Na wycieczkach też jedzą w MacDonaldzie, widać że w domu nie dojadają , bo mamuśka zielsko w nich pcha, za to nadrabiają na wyjazdach.
Fajni wegetarianie
Czy ja wiem, danie dychy dużemu dzieciakowi (nierzadko wyższemu niż rodzic) wcale nie musi być ośmieszające - wielu licealistów nie przywiązuje szczególnej wagi do ilości kasy danej przez rodziców - ile dali tyle dali - coś sobie za dychę kupią - bez przesady :) Często gęsto mają swoje zaskórniaki (np. z kieszonkowego) - więc taka dycha może stanowić jakby dodatek żywnościowy - wszystko jest kwestią jakichś tam ustaleń między dziećmi a rodzicami :)
Z tego co ja zrozumiałam dzieci dostają 10 zł na zakupy przed wycieczką a nie na wycieczkę.
Ja nie napisałam, że na wycieczkę dostają. Na słodycze na wycieczkę - co sobie kupia - ich sprawa, ale według wyznaczonych zasad. Do tego z domu mogą wziąć kanapki czy owoce (ich wybór). Kwota dotyczy raczej napoi słodkich (je wliczam do limitu) - bo wodę mają z domu. Tego jednego nie doprecyzowałam.
Pieniądze na wycieczkę i pieniądze na obiad to już inna pula - tu było pytanie co na wycieczkę do jedzenia.
Upss -chyba post MR zniknął - wobec czego proszę o usunięcie
Trudno być wegetarianinem, gdy rodzice nakazują a nie ma się do tego przekonania.
Ja kiedyś miałam dziecko wegańskie (rodzice harekriszna). zostało zgłoszone do każdego posilku. Co się nakombinowali w restauracjach..A dzieciak trzy razy przemieszał w talerzu - on jeść nie będzie, bo to inne niż w domu. Żył chipsammi i suchą zupą z paczki (jadł proszek). Za to nie wiem co bym zrobiła rodzicom - młody organizm potrzebuje białka.
As,na drogę dałabym jakiś pełnowartościowy posiłek,np "wypasioną" kanapkę.Co co czipsów absolutnie nie,niezaleznie od pogody.To wg mnie nie jest jedzenie.Woda,soki,jakies suche "przegryzki",np sucharki,chrupkie pieczywo,tyle,że nie wiem,co Twoje dzieci lubią.Owoce,byle nie "ciapciate".Oprócz jedzenia ręcznik jednorazowy czY chusteczki.Jeszcze jedno,jeśli masz mała torbę izolowaną,możesz włożyć zamrożony wkład i jedzenie dłużejwytrzyma.Tyle,zeby to było naprawdę nieduże.Miałam kiedyś nawet taki mały plecaczek,super sprawa.
Daj dzieciom to samo co Tobie mama dawała na wycieczki .. )) Ot i po problemie Przeżyłaś wycieczkę i twoje dzieci też wrócą zadwolone !
Jest mi przykro, że na forum niektórzy tak złośliwie odpowiadają. Założyłam temat by dowiedzieć się co inni dają swoim dzieciom. Płakać mi się chce i tyle. Oczywiście nie pierwszy raz. Co się z Wami ludzie dzieje? Ktoś zadaje konkretne pytanie, a niektórzy wyśmiewaja, krytykują i nic budującego nie wnoszą.
as...tak czytam i czytam i dochodzę do tego samego wniosku co Ty. Sam rady nie udzieliłem bo syn za stary, a wnuczek (3 latka) za młody na wycieczki. Myślę, że parę osób mogło by się nie wypowiadać niż dawać tak durne (wręcz idiotyczne) rady. Ale cóż ...nie powiem więcej coby nie robić zamieszek na forum.
As to logiczne,że te osoby same są tak w życiu traktowane i stąd taka postawa Nie przejmuj się i nie nakręcaj...
Nie przejmuj się złośliwościami , nie warto ...
As ,ja bardzo Cię lubię i przykro mi ,czytac niektóre komentarze.Miałam nawet napisac na ten temat,ale rzadko sie udzielam na forum i nie chciałam byc odebrana jako osoba podburzająca do kłotni.Pozdrawiam .
As,jeśli ja też Cię w czymś uraziłam,to przepraszam.
Mam nadzieję, że mojej wspominkowo-obserwacyjnej wypowiedzi nie odebraliście jako złośliwą i krytykancką, bo nie taki był cel jej zamieszczenia na forum - miałam raczej nadzieję, że zostanie odebrana żartobliwie - jeśli stało się inaczej, przepraszam i poniżej wyławiam z niej część merytoryczną:
na wycieczkę zabrałabym jedną lub kilka z poniższych rzeczy:
- bułkę z serem i może kilka rzodkiewek (jeśli dziecko lubi)
- niedużą chałkę lub drożdżówkę bez lukru lub z niedużą ilością lukru, żeby się nie rozpuścił od ciepła
- jakieś ciasteczka niepolane czekoladą
- jabłko
- suszone owoce i duże orzechy (morele, plastry ananasa itp)
- małą butelkę wody niegazowanej
- obowiązkowo paczkę chusteczek (zwykłych)
-
A ja bym dała zestaw mufinek, pare na słodko i pare wytrawnych np z pieczarkami, albo oliwkami, albo z mięskiem:)
Tez pomyslalam o muffinkach i jeszcze o domowych rogalikach drozdzowych z marmoladka w srodku, moga byc wafelki bez polewy czekoladowej albo jakies herbatniki, oprocz tego jakies kanapki ( ja mam takie pojemniki na kanapki do ktorych wklada sie taki wklad ktory wczesniej trzyma sie w zamrazalniku), do picia to mysle ze pewnie woda.
As, ja upiekłabym dzieciom bułeczki drożdżowe z serem albo pizzerki, bo te na pewno były by zjedzone i do tego jakiś owoc i picie.
As - ja swoim dzieciom daję to co lubią najbardziej , pomimo faktu , że inne dzieci mają same słodycze ( tak niestety u nas jest , że słodkości są głównym pożywieniem dzieci w czasie wycieczki , nawet wbrew zakazowi nauczycieli ) .
Synowi daję jabłko , banana , orzechy i ... makaron ( bez niczego ) w ulubionym kształcie . Tego makaronu muszę zwykle robić dużo więcej , bo inne dzieci mu wyjadają .
Córce robię muffiny marchewkowe z migdałami , oprócz tego daję jej pieczywo chrupkie , pomidorki koktajlowe i ogórki pokrojone w słupki .
Nie martw się na zapas , to tylko jeden dzień , dzieciaki sobie poradzą .
ja dzieciom daję zawsze bułki z serem, bułeczki śniadaniowe (takie podłużne, smakują wyśmienicie bez dodatków), chrupki kukurydziane, chipicao (nie zawsze zostaje zjedzone), jabłka, no i oczywiście picie (woda mineralna, soki kubusie) ... a ze słodyczy to tik-taki i miętowe szklaki (starszy dodatkowo bierze paczkę rodzynek) ... u nas jeszcze zawsze na wycieczkach jest McDonald zaliczany, albo inny przybytek z frytkami
chipsy i napoje gazowane są odgórnie zabronione przez nauczycieli i od czasu wprowadzenia tego zakazu, nie ma "niespodzianek" w czasie jazdy
Bułka z serem żółtym i sałatą.Picie,najlepiej mała woda,mały soczek w kartoniku. Coś z słodkości np.cukierki miętowe,tik taki,mentosy,wafelki(nie oblewane czekoladą),biszkopty,kruche ciastka,krakersy.Owoców nie daję bo na wycieczkach mojemu dziecku nie smakują.
Słuchajcie przypomnialo mi się jak moje 4-letnie dziecko jechalo z przedszkola na 5 godzinna wycieczkę do wioski indiańskiej ok 30km od przedszkola. Panie zakazaly jakiegokolwiek jedzenia dawać dzieciom ponieważ do godz 14 mieli wrócić na drugie danie, a w ramach zupki mieli zapewniony prowiant (pieczenie kielbasek, pieczywo, bułeczki drożdżowe, napoje), nas rodziców nic nie interesowalo. Ale niestety w dzień wycieczki do przedszkola poprzychodzily dzieci z wypchanymi plecakami, chipsy, cukierki, napoje, itd... szok !!! Panie się wkurzyły powyciagały z placaków te rzeczy a rodzice kochani co??? po kryjomu wpychali dzieciom po kieszeniach gumy mamby, lizaki, cukierki :(
Przykre jest to, że rodzice nie stosują się do wyraźnych zaleceń wychowaczyń - jeśli została wydana jakaś dyspozycja, to należy ją uszanować. Wyjątki są oczywiste i powinny dotyczyć tylko niegazowanej wody (jeśli panie nie zapewniają takiej) oraz jakiegoś ciasteczka czy batona w przypadku dziecka ze schorzeniem, np. cukrzycą.
Ale, jak wiadomo, "ludź jest tylko ludziem" i takie sytuacje będą się powtarzały - po prostu trzeba się do nich przyzwyczaić i konsekwentnie wymuszać na rodzicach szanowanie zaleceń kadry wychowawczej.
Moja córka pierwszy jechała na wycieczkę autokarową i powiem szczerze, nie sądziłam ,że prowiant na drogę sprawi mi dylemat.
Moje obydwie córki zawsze w aucie jedzą niesamowite ilości wszystkiego łącznie z czekoladami, paluszkami , owocami i warzywami . Powiem krótko, każdy niemalże wyjazd ( mam na myśli dłuższe podróże na wczasy , czy dalsze wycieczki ) rozpoczyna się niemalże od jedzenia. i nigdy nie mają żadnych sensacji żołądkowych.
ALE przed samodzielnym wyjazdem córki włączył mi się jakiś lęk ,że przecież nie dam tego, co normalnie jedzą , bo przecież , może córka wpadnie na genialny pomysł i zje wszystko na raz . I tak jak nigdy nie miała problemów podczas rodzinnych podróży, tak na wycieczce coś w końcu może zaszkodzić.
Dałam dziecku po prostu paczkę mamb i małą paczkę żelków, mleczną kanapkę . Z bardziej " treściwego " jedzenia, dałam suchą bułkę i tylko kabanosy, moje córki w podróży wolą taką opcję zamiast tradycyjnych kanapek. Do picia zawsze mamy wodę i tylko wodę , dla dzieci z dzióbkiem , aby łatwiej było im pić podczas jazdy.
Istotną kwestią jest to, że wychowawczyni przed wycieczką poinformowała o kategorycznym zakazie jedzenia podczas podróży. Wiem ,że bezpieczeństwo to jedno , a rozsądek to drugie. I uważam ,że mamba , czy miękki właśnie żelek nie powinien być zagrożeniem :)
As , na pewno nie dałabym dziecku soku w kartoniku , bo podczas jazdy ciężko włożyć słomkę , w ogóle soki nie są dobrym pomysłem . Na pewno wszelkie czekoladki też odpadają . Najlepiej dać dziecku takie jedzonko , które nie sprawi później problemu z umyciem rąk. A warto wyposażyć dziecko w małe mokre chusteczki , aby mogło sobie ręce wytrzeć, przed i po jedzeniu:)
A ja bym nie dała soku w kartoniku ani mlecznej kanapki, która w cieple wspaniale się "rozciapuje" i "wmazuje" w buzię, ubranie oraz siedziska samochodu. Zwróćcie uwagę, że w sklepach mleczne kanapki są trzymane w lodówkach, a na wycieczcie będą siedziały w ciepłym plecaku przez bliżej nieokreśloną ilość czasu. W autokarze nie mamy ani taty, który poda dziecku mokre chusteczki do usunięcia plam :) Wyposażyć dziecko w mokre chusteczki można, ale jednak moje doświadczenia z mleczną kanapką otwieraną w samochodzie są "takie se..." - w sensie - już w trakcie otwierania opakowania widać, że mleczna kanapka jest w średnio jednym kawałku oraz w średnio dawnym kształcie :D Pomijam już zupełnie, że pachnie i smakuje chemią - tajemnicą dla mnie pozostaje, dlaczego dzieci tak bardzo ją lubią :)
Znakomicie sprawdzają się paszteciki z ciasta drożdżowego z farszem z drobiu z rosołu, obsypane kminkiem. Słodycze odradzam.
As, kilka lat temu (jeszcze jako strasznie spragniona wiedzy studentka ale i świeżo upieczona mama) byłam na konferencji naukowej, na której mowa była m.in. o kanapkach przechowywanych właśnie w podróży, z badań wynikało, iż kanapka z serem czy z dodatkami po prostu staje się szkodliwa, po tych doniesieniach moim wycieczkowiczkom pakuję : herbatniki pełnoziarniste, wodę niegazowaną, jabłko i życzę dobrej zabawy.
Moja córa brała kilka kabanosów, pomidora , 2 suche kajzerki, jakiegoś batona, do picia dostawała w butelce herbatę z cytryną i wodę mineralną.W drodze powrotnej obydwie klasy i tak lądowały w MDonalds, nie było dziecka które by coś tam nie zjadło, wszyscy pili coca colę i jakoś nikt w autobusie nie wymiotował.
Napisz nam co z tych wspaniałych sugestii wybrałaś ? Muffinki , pizerrki , drożdzówki domowej roboty? czy tradycyjny sklepowy wafelek ?
Poza kanapkami z serem, to pamiętam biszkopty albo herbatniki i jabłka.