Jak w tytule. :) Pochwalicie się swoimi najwspanialszymi zwierzakami, nowymi i starszymi?
U mnie to leci następująco:
Hyrny - Pies Niesamowity, owczarek prawilny, kochany, kruszynka moja maleńka.Zachcianka nr 1.
Fanta - ze schroniska - złodziejka, jakiej świat nie widział. Na ile ładna, na tyle podła szachrajka.
Jeszcze w schronisku.
Już w domku.
Lotka - sunia okrutnie skrzywdzona przez ludzi, z niesamowicie pokręconą psychiką. Odebrana interwencyjnie z pseudohodowli. Staruszka, która od pierwszego wejrzenia pokochała mojego Mężowatego.
Jappo czyli Głuchmelec, bo nie słyszy. Zachcianka nr 2. Ma wszystkich i wszystko w du...szy. On nie "chce", on "żąda".
George - sierota z zapaleniem płuc i zanikiem mięśni. W tej chwili rządzi królestwem. No, imię zobowiązuje.
Kay czyli Ślepaczek - biedulek zabrany ze stajni. Prawie całe rodzeństwo zginęło. Kay w wieku dwóch lat stracił wzrok. Radzi sobie fantastycznie. :) Uwielbia samochód, z jego wszystkimi zakamarkami.
I moje ukochanie - Michasz. Wrzucony do nas na podjazd w czasie totalnej zlewy. Maleńki, przemoczony i bardzo chory. Mój najukochańszy kot pod słońcem. Jak żywe srebro, więc trudno mu zrobić zdjęcie (w zasadzie tylko, kiedy przyśnie).
Wspaniałe te Twoje zwierzaki.Tym bardziej,że nie jakieś wymuskane,na pokaz,tylko "bidule".U mnie też sierociniec,prawie same inwalidy.Musze pozbierać "do kupy" zdjęcia i na pewno umieszczę na WŻ.Dzisiaj mam stres.Nie wrócił mój pupilek-kot.Naiwniak,który wierzył,że wszystkie psy są łagodne jak baranki,a może i więcej."Mój" wypuścił psy,bo nie wiedział,że kot nie wrócił.Może ktoś się śmiać,mnie na pewno nie do śmiechu.
No właśnie,a mój nie wrócił.Przykre,gdybym wiedziała,co z nim jest....Pierwszy raz nie wrócił na noc,od przeszło roku,Oczywiście,ma już swoje sprawy,ale ja wiem,że jeszcze był bardzo związany z domem.No cóż,zobaczymy,
Nasza Trixi przed sterylizacją trzymała się domu, ledwie nos za okno wyściubiła. Po zabiegu zmieniło się.
Świat zewnętrzny zaczął ją nęcić - zaczęła zwiedzać najpierw najbliższe okolice, potem coraz dalej. kilka razy Maurycy "przyprowadzał" ją do domu (tak to wyglądało, bo zaraz szedł na luwry, na całą noc). Aż nie wróciła przez ponad dobę. Już pogodziliśmy się ze stratą kotki - znaczy przyjęliśmy do wiadomości że nie wróci...Łez było co niemiara. A ona przyszła.
I od tego czasu stała się więźniem - nie wypuszczamy jej. Mąż powiedział - a to jego kociałka - że drugi raz nie zamierza przez to przechodzić. Nie sądzę, żeby sobie krzywdowała - wydaje mi się, że wtedy bardzo się wystraszyła.
koty potrafią bardzo daleko się wypuszczać - Wam pozostaje czekać.
Wróci, mojego poprzedniego gnoja nie było 4 doby. A były siarczyste mrozy. Już go opłakałam. Wrócił w końcu nad ranem, wcale nie głodny, pachnący "inaczej". Myślę, że ktoś go "przygarnął" i kot po prostu zwiał. Wróci!
A myśmy dorobili się kolejnego kota na przychodne. Co jakiś czas przychodzą do naszych "koledzy". Kiedyś prawie przygarnęliśmy dachówkę (bo skoro Maurycy nie goni, jak innych przedstawicieli tej samej płci - to kotka)...Która okazała się jednak dachowcem. Jak usłyszał co chcemy mu zrobić (albo Mauryc przekazał - bo przy nim rozmawiałam z weterynarzem) - nie zobaczyliśmy kota ani razu, a przychodził przez ponad 3 miesiące.
Ale wracając do ostatniego gościa. Przecudny rudziedzielec, który jednak jest pręgusem - z oczami większymi niż u kota ze Shreka. Wita się z Maurycym jak ze swoim, żadnego stroszenia ogonów, obrony terytorium itp. Domaga się wpuszczenia do chałupy. Ślubny mówił, że przychodzi do nas mały kotek (zyskał miano Fąfel) itp. itd...Wczoraj widziałam go pierwszy raz - duży, odchowany kot. Raczej odkarmiony, z błyszczącym, pięknym futrem (chyba, że to kotka i szuka sobie domu dla małych). Że raz pomylił okna - ok - ale kilka razy...
Za dziecka miałam kota, był moim najukochańszym kotkiem, nawet do szkoły mnie odprowadzał. Ale coś mu się odwidziło, odszedł od nas, widywałam go na osiedlu, ale nie chciał podejść. Po kilku latach wrócił do nas aby spokojnie umrzeć
Hmmm.... jako dzieciak przyniosłam do domu maleńką kociczkę (akurat za kotami wtedy zbyt nie przepadałam). Kotka przylgnęła do mojej babci i stała się "kotem jednego właściciela". Kochała ją bardzo. Kiedy babcia zmarła w szpitalu (nikt w domu jeszcze o tym nie wiedział) kotka podniosła straszny lament, wyła jak dzikus a za chwilę dostaliśmy telefon ze szpitala. Po paru dniach Atena (do tej pory niewychodząca) uciekła z domu (parter) i już nigdy nie chciała wrócić. Złapana, uciekała przy pierwszej okazji. Zastanawiające i wzruszające, bo w powszechnej opinii to psy kochają, tęsknią i są wierne właścicielom.
Niestety,nie.Tracę nadzieje i jest mi smutno.Miałam wiele zwierząt i tak,jak ludzie,one są też różne.Ten był (Jest?) jednym z najbardziej mądrych i kochanych.Młody-półtora roku
Ewo, czy to nie ty założyłaś kiedyś wątek, bo Goya była chora i tak bardzo się o nią bałaś? Ale wszystko się dobrze skończyło. To były moje początki na forum i nie bardzo pamiętam. Jeśli to o nią chodziło, to muszę napisać, że wyobrażałam ją sobie, jako malutką, kudłatą sunię.
A to moja dwa huncwoty - też przygarnięte, jeden przyniesiony z piwnicy, jak był maleńką kulką, w czasach, gdy nie lubiłam kotów i nie chciałam żadnego w domu, drugi przywieziony zamiast zakupów z Warszawy, kot schroniskowy (mieliśmy robić zakupy -ale zamiast tego panowie spędzili praktycznie cały czas na wgapianiu się w kota i przekonywaniu pani, że będzie jej u nas dobrze. Nie chciała się zgodzić - bo mamy kota wychodzącego i mieszkamy na parterze. Ale byli tak wytrwali, że uległa).
A oto one:
Maurycy - żbikowaty pręgus oraz Trixi - przecudna szylkretowa trikolorka.
Tutaj ona jeszcze była maleńką kotką
Maurycy zdobywający wiedzę
Pod grzejnikiem najlepiej
I Trixi w pełnej krasie - żadne zdjęcie nie oddaje jej piękna - bo jej nie widać, zazwyczaj stanowi ciemną plamę.
A to trzeci kot Konstanty- dochodzący, który chce być naszym kotem. Najbardziej ze wszystkich kotów, które przewinęły się przez nasz balkon. Przychodzi po kilka razy dziennie i chce wejść. Jest bardzo podobny do Maurycego. Nigdy nie był dokarmiany.
To jego spojrzenie...Gdyby nie ograniczenia - już byłby nasz. Zawiozłabym do weterynarza, wykastrowała, zaszczepiła.
Z jednej strony znalazłabym mu dom. Ale z drugiej - nie wygląda źle - w miarę zadbany. i ewidentnie chce być naszym kotem - a nie kogoś innego. Rozmawiałam z weterynarzem - mówi, że nie ma kotów bezdomnych, kot zawsze znajdzie miskę i jakiś dach, nawet na krótko. I żeby - jeżeli nie możemy przygarnąć - nie kastrować, bo taki naturalny lepiej da sobie radę na "dzielni"
Są koty bez konkretnego domu - dzikie, ale one nie zginą, dadzą sobie radę. O ile nie natrafią na swojej drodze na jakiegoś zwyrodnialca, samochód - ale to również dotyczy kotów domowych wychodzących.
Zakładałam, że nie mówił o kotach zdziczałych. Te nie są bezdomne - są zdziczałe. Bezdomne, to dla mnie te bidoki wyrzucone z domu, bądź wywiezione, żeby do domu wrócić nie potrafiły. Tak łatwo znajdują dach i miskę? Nie wydaje mi się.
Kiedy ostatnio kupowałam skrawki dla kotów pani w mięsnym powiedziała mi, że kotów się nie karmi, bo powinny same sobie szukać pożywienia. Może i coś w tym jest, bo ostatnio widziałam jak nasze kocisko bawiło się z myszą, a potem każde pobiegło w swoją stronę, ale ja nie mogę nie nakarmić.
No ba! U mnie psom wyciągają z misek i gara. Jeden to taki magigi, że potrafi Hyrnemu z pyska wygrzebać łapą. :D I co dziwne... o ile Hyrny nigdy nie pozwolił sukom podejść do swojej miski i potrafi je nieźle skarcić zębami, o tyle w życiu nie odgonił ani nie warknął na kota.
Dżanino, wszystkie Twoje zwierzaki są cudne. Reszta zwierzaków, pokazanych w galerii, też jest cudna:) Nie wyobrażam sobie w naszym domu, życia bez zwierząt, są takie przyjacielskie i kochane.
Toi ja się pochwalę:Nasz kochany maltańczyk Fifi jednooka łobuziara uratowana z "pseudohodowli" przed śmiercią.(Urodziła się bez jednego oka przez co właściciel by sobie na niej nie zarobił bo nikt nie chciał "wadliwego" psa.) Niezwykle łagodna ale szalona AstaNasze mięsożerne stadko piranii:-)Turbo i Diesel:-)
Boże, jakie one piękne. Każdy zwierzak ma tak wiele uroku i od razu widać, jaki jest kochany. A króliki miniaturki uwielbiam. Są przesłodkie. Nasza Karolina była z nami 8 lat. Nie sposób było jej nie kochać, taki mały chochlik. Ludziska, dawajcie następne zdjęcia. :)
Kropka - ona rządzi nami wszystkimi, kochana dla nas, ale dla obcych ostra (a obcy są WSZYSCY poza mężem i mną). Wyrwana ze schroniska, dzięki zdjęciom w GW.
Kotka Luka po zabiegu, w kreacji kot-cuture, projekt i wykonanie mojego męża. Jakby wzrok mógł zabijać, już byłoby po nas...
Hmmm, ten strój... aż zazdroszczę. Pogratuluj mężowi. Moja cizia strój poszpitalny miała z przyciętej skarpety. Wyglądała jak w małej czarnej z lumpexu.
Wprawdzie nie nasz "osobisty" ale Basia za nim przepada i miętoli przy każdej okazji:)
Jakbym widziała mojego Garfielda ze swoją siostrzenicą ( przepada za kotami) Jest identyczny, rudy i wielki.Przyszedł ponad rok temu taki dorosły kocur , strasznie wygłodniały ale apetyt to ma wielki jak on sam choć myszy nie tknie.
Niestety mój tryb zycia, pracy wyklucza zwierzeta, choć je uwielbiam. Ale...pod praca mamy takie miejsce...smietnik+ studzienkę ciepłownicza, gdzie sa ciepłe rury. Zlatuja sie tam koty z całego osiedla.niby bezdomne, ale...wolne, najedzone, bo podkarmiają wszyscy, nawet szefowstwo. To ZSB(BUDOWLANE!!) To na warsztatach kotom budki piekne zrobili po cichaczu przed kierownikiem administacyjnym chyba, bo on sie złości na konsekwencje kocie))) Codziennie dwa razy przychodzi taka pani. Podobno ma 87 lat, ale to chyba niemozliwe, bo wygląda młodo, a może własnie ta jej pasja ja tak trzyma. Przynosi kotom jedzonko. Chcielibyście widziec(ja czasem podglądam)) jak one ją witają całą kupą z podniesionymi ogonkami))Każdy im coś podrzuca, my-wychowawcy, kucharki,dzieciaki.A koty sa nasze!Ciagle nowe. ładne, jak lalki. Teraz mamy młode.Takie fajne! Przed Świetami z kolegą zamykaliśmy internat.On niby nie lubi kotów. ale jak nam wyszły te maluchy na droge, to nie ja wołałam- kici,kici i kicałam pod krzakami za nimi, tylko on, hahahah))
I pamiętajmy, że pies nie powinien spać w łóżku! To bardzo niepedagogiczne! Przepraszam za jakość drugiego zdjęcia ale ciemno w pokoju i ciemna narzuta. I koty chyba też!
Oj tak, bardzo nie pedagogiczne i niezdrowe Jak swoją odzwyczajałam to ząbki pokazywała, a ja dwie noce zarwałam,ale się udało
U mnie tak naprawdę na łóżko nie włażą bez specjalnego zaproszenia. A to dostaje w zasadzie tylko Hyrny, jako przewodnik zwierzęcego stada. Ale sam z siebie nigdy się nie pchał, nawet jako szczeniak - dla niego to za gorąco i zbyt "pańsko". A on prosty góral.
A ja tam się przyznaję do wszystkich czterech w łóżku. A co tam! Dobrze, jak jest się czym przykryć, jak takie młotki kołdrę przygniotą. :) A powiedzenie Małżowatego jest w 100% prawdziwe (niestety dla mnie). Co widać na załączonym obrazku.
!!!! koty są jak chipsy - nie możesz poprzestać na jednym
Szczera prawda - poza kotką domową, doszły dwa kolejne, podwórkowe. Od paru dni mają u nas stołówkę, w opuszczonej psiej budzie. Jeden śliczny i młodziutki (Tygrysek), drugi stary wyga, dachowiec jeszcze nie nadaliśmy mu imienia.
A moje koty w sezonie kominkowym śpią przy nim. Najlepiej na rozgrzanym gzymsie, często wtulone w gorącą szybę. Miejsce nr 2 to fotel przy kominku. Nie wiem, jak wytrzymują.
Mojego miejsce,to nasze łóżko,nie ma potrzeby legowiska,taka rasa:)Natomiast nasza ,nieżyjąca już bokserka na łóżko wchodziła tylko za pozwoleniem,w niedzielne poranki na szaleńcze zabawy z moim mężem:)
Szczeniaki łamią mi serce, wyjątkiem był mój Hyrny - nie mogłam się doczekać, kiedy będzie dorosły i ogromny. A dziewczyny wzięłam już dorosłe. Oj, dawno nie miałam malucha w domu.
Reksia mieliśmy jak skończył 6 tygodni, oj jaka to słodycz chodząca była :) Trzecie dziecko moich rodziców, nawet my nie byliśmy tak rozpieszczani jak on ;) Pucka przechwyciliśmy jak miał prawie 9 miesięcy, długo musieliśmy go oswajać, że człowieki są dobre i nie biją. Do zabawek jeszcze sie nie przyzwyzaił, ale robi postępy:)
Ooooo... moja poprzednia sunia miała taką balię starą, aluminiową. Całe lato siedziała w niej i rozchlapywała dookoła wodę, jak dziecko. :) Widzę teraz, że nie tylko ja miałam taki pomysł.
Gosiu, proszę, jestem normalna. Po prostu 10 osób przejdzie i nie zobaczy a mnie taki zwierzak wlezie wprost w ręce. Mam tak od dziecka. W domu zawsze było 5-10 piskląt karmionych przez nas - z całego osiedla to ja MUSIAŁAM je znaleźć. Widocznie tak ma być.
Mój Pan Mąż z przekąsem mawia, że niedługo za bramą będzie stała kolejka zwierząt z dobytkiem w tobołkach i karteczkami zawieszonymi na szyjkach: "Szukam domu. Przysięgam, że mało jem, nie sram i sprzątam bałagan po sobie."
.....
A Gucio śliczny i "słitaśny". Moje dziecię choruje strasznie na "jakąś" miniaturkę a ja uwielbiam duuuuże psy, które się klepie po żebrach i nie kaszlą od tego. :) Ale Młoda tak jęczy, że może wyjęczy (albo znowu los pokieruje kogoś na nasz podjazd).
Niestety mieszkam w bloku,więc zwierzyńca mieć nie mogę,poza tym mój mąż jest pedantem i byłby problem z podłogami,ścianami(tak było przy bokserce,wszystkie ściany schlapane:)),on zadecydował,że następny pies ma mieć włosy i ma być mały,tak padło na Gucia,który stał się od pierwszej chwili synkiem,zresztą ,ja myślę,że on kiedyś był człowiekiem:),a on myśli,że jest nadal:)Jeżeli nigdy nie miałaś miniatury,to sama zobaczysz,jakie te stworzenia uczucia budzą,jest zupełnie inaczej niż z dużymi psami,polecam:)Dodam ,że na wczasy nie wyobrażamy sobie jechać bez niego,miesiąc poświęcamy szukaniu odpowiedniej oferty czyli musimy mieszkać w pobliżu dzikiej plaży,bo Gucio uwielbia piasek i morze,no i w miarę blisko centrum,żeby coś zjeść:)
No i właśnie tych uczuć się boję. Łatwiej jest dużego psa utrzymać w ryzach. A małemu się na wiele więcej pozwala i boję się, że pozwoliłabym sobie na głowę wejść. Było tak, że był bullterier, amstaff, kundelek i małe dziecko - wtedy trzeba towarzystwo trzymać w ryzach i być przywódcą, inaczej robi się niedobrze. Ale ja sobie teraz odbijam na kotach - są rozpuszczone, jak dziadowskie bicze. A zresztą kot istnieje po to, żeby go rozpieszczać.
Z wiadomych względów w wakacje jest ciężko - tylko góry pozostają, bo tam Hyrnego witają jako swojaka, z otwartymi ramionami.
No,nie Jej wina,że zachorowała.Ludzie łatwo oceniają,a jak się chcieli pozbyć zwierzaczka,to...siup pod płot Wioletty.Nie masz się o co obrażać.,sama zresztą wiesz o tym.Aha,odczytaj pocztę
Ja mojego kupiłam od ,,chłopa'',miał być malutkim yorkiem ok.1,5kg...waży 6,500:)bardziej przymomina silky teriera,ale tak naprawdę ,to jest po prostu moim syneczkiem:))
Takie słodkie maluchy, że gęba się sama uśmiecha. A zdjęcie w łubiankach - słodkie! Typowo kocie. I pomyśleć, że pół życia nie lubiłam kotów. :( Głupia ja!
Koty pakują się w różne dziwne miejsca Mając trzy takie stworki w domu trzeba spodziewać się najmniej spodziewanych sytuacji. Mieszkam na 8 piętrze i na balkonie mam założoną siatkę. A Edi zrobił sobie z niej hamak. Sąsiadka zawału prawie dostała:D
I podstawowa zasada - kot zmieści się w każdym pudełku
Czyżbym rozpoznała siatkę z zooplusa? Też mam na dwóch oknach - w celu powstrzymania nocnych, niekontrolowanych wycieczek. A w tym pudełku to pewnie wszystkie trzy by się zmieściły - jest jeszcze sporo luzu. :)
Mój Kayek nie wiadomo dlaczego. Po prostu obumarły mu naczynia krwionośne w siatkówce. Ale szybko odzyskał wigor - gania po działce, włazi na jedyne drzewo i naparza się z resztą kotów. :)
Miałam też Mein Coona, najmądrzejsze koty na świecie. Był wielki, miał 7 kg i bardzo go kochałam, ale wyszedł i nie wrócił. Teraz mam dachowca, który przyszedł i został
Moja diablica Funia, tylko kombinuje co tu zbroic.Niestety nie dawno jakis zwyrodnialec przejechal ja samochodem, i to pod moim domem gdzie dozwolona predkosc jest 8km/h.Moje pieski tez juz nie zyja.Ksiezniczka Daisy i elektryczna Paskuda.Paskuda zawsze wchodzila do poslania siostrzyczki.Mialy po 14 lat. To jest moja juz nieaktualna ale "galeria".
To ja w ten dzień pozwolę sobie zamieścić wiersz nie tylko o kocie, który zawsze wyciska mi łzy z oczy.
Umrzeć - tego nie robi się kotu. Bo co ma począć kot w pustym mieszkaniu. Wdrapywać się na ściany. Ocierać się między meblami. Nic niby tu nie zmienione, a jednak pozamieniane. Niby nie przesunięte, a jednak porozsuwane. I wieczorami lampa już nie świeci.
Słychać kroki na schodach, ale to nie te. Ręka, co kładzie rybę na talerzyk, także nie ta, co kładła.
Coś się tu nie zaczyna w swojej zwykłej porze. Coś się tu nie odbywa jak powinno. Ktoś tutaj był i był, a potem nagle zniknął i uporczywie go nie ma.
Do wszystkich szaf się zajrzało. Przez półki przebiegło. Wcisnęło się pod dywan i sprawdziło. Nawet złamało zakaz i rozrzuciło papiery. Co więcej jest do zrobienia. Spać i czekać.
Niech no on tylko wróci, niech no się pokaże. Już on się dowie, że tak z kotem nie można. Będzie się szło w jego stronę jakby się wcale nie chciało, pomalutku, na bardzo obrażonych łapach. I żadnych skoków pisków na początek.
Jestem sama w domu i nie mogę sobie dać rady ze sobą. Sytuacja mnie przerasta. Jutro Jappo będzie miał operację. W piątek była diagnoza: rak nadnercza. Prawe nadnercze do usunięcia, bardzo duże zagrożenie, że nerka też. Jeśli operacja się uda (a Jappo jest bardzo słabiutki) pozostanie mu jedna nerka. Nerka, w której też są duże zmiany i jest chora. Nikt nie wie, ile czasu da radę popracować. Nikt w tej chwili nie wie, czy operacja przedłuży mu życie i na jak długo. Totalnie się rozsypałam, bo to przecież członek rodziny. Proszę, nie piszcie tutaj, że mi współczujecie, bo ja to wiem. I nie po to jest ten wątek. A ja nie chciałam zakładać osobnego na ten temat. Chcę tylko, żebyście jutro pomyśleli pozytywnie o moim głuchym, pięknym kocie. Dzisiaj siedziałam z nim na dworze, on grzał się na słoneczku i mam nadzieję, że jeszcze wiele takich dni przed nim. Mam nadzieję! Trzymajcie jutro kciuki.
Trzymałam kciuki. Tak mi przykro. Z całego serca współczuję utraty Wspaniałego Przyjaciela. Jappo jest teraz szczęśliwy po drugiej stronie Tęczowego Mostu, tylko tu na Ziemi zostawił żal i smutek, ale jest nadzieja, że kiedyś spotkamy się wszyscy. Myślami jestem z Tobą. :(
U mnie najpierw były rybki, potem chomiki, świnka morska, ukochany mój kiciuś Czaruś, który był ze mną 5 lat i pewnego dnia nie wrócił. Następnie był piesek Kajtuś, którego zagryzły psy sąsiada na moim podwórku i kotek Kubuś, którego przygarnęłam z ulicy, ale też nieszczęśliwie zginął pod kołami samochodu. A teraz został z nami piesek mojego syna, którego od maluteńkiego szczeniaczka wychowaliśmy. To jest nasz Słodziak, mieszaniec Bruno, zwany przez nas Brusiem.
Wspaniała galeria, jest co podziwiać :) Tym, którzy mają pod swą opieką większe stadka bardzo zazdroszczę, sama bym tak chciała. Tymczasem równo od 3 lat mam jedynaka kota Czesia, oto i on:
Od dawna szukałam szczeniaka owczarka niemieckiego, no i dzisiaj kupiłam sobie jedynego prawdziwego przyjaciela, wabi się Diesela tu na przywitanie miał spotkanie 3 stopnia z Maszą
Pani z hodowli jako wyprawkę zaopatrzyła nas w torbę suchej karmy, ale piesek nie chce jej jeść, za to nie pogardził surowym mięskiem, aż mlaskał i razem z moimi palcami chciał je zjeśc. A najfajniejsze jest to, że on lubi jabłka i marchewkę jako przekąski, dotąd żaden mój pies nie jadł zdrowych przekąsek.
Śliczny jest ten Twój maluch.Owczarki niemieckie znam i bardzo lubię.Teraz mam tez owczarka (nie tylko) i strasznie mi przykro,że pewnie niedługo będziemy musieli się rozstać.Ma już tak 13-14 lat.Nie wiem dokładnie,bo mi zginęła książeczka.Bardzo mądry i kochany.Dostaliśmy go ,a właściwie "kupiliśmy" za przysłowiowy grosz.Dwumiesięczna puchata kulka.Nasz "Czaruś",bo oczarował wszystkich,a póżniej mówiłam-Czarek owczarek.Miałam wiele psów i wiem,że nie wszystkie są jednakowe,zarówno pod względem charakteru,jak i inteligencji.Ten jest naprawdę wyjątkowy.to jest nasz domownik,poza tym przyjaciel kotów.Nie tak dawno usiłował się rzucić na innego psa,który chciał zapolować na jego kocią przyjaciółkę.Żebyś to widziała...Biedny,choroba nóg nie pozwoliła mu się zerwać,ale tak zareagował,skowyczał,szczekał,warczał,że tamten pies znieruchomiał ze strachu i zaczął dygotać.Koty śpią nieraz w budzie Czarusia,bo wiedzą,że tam mają azyl.
Była przed laty taka sytuacja-
Siedzieliśmy kiedyś przy świątecznym stole,święta wielkanocne.Moja,wówczas kilkunastoletnia córka coś tam łzę uroniła.Chodziło o wybór szkoły.Nie było żadnej awantury,nie szlochała.Czaruś był w pokoju,od razu zareagował.Zaskomlił,położył jej łapę na kolanie.No,to się roztkliwiła,pogłaskała go,a łzy poleciały jak grochy.Czaruś wręcz "zapłakał"i próbował jej wejść na kolana.No,ale cóż-"chłop" już dorosły,tak wiec i duży.Jak przód był na kolanach,to tyłek na podłodze.jak usadowił tyłek,to przód lądował na podłodze.W końcu wszyscy zaczęliśmy się śmiać i atmosfera została uratowana.
To tylko taki mały "przykładzik".Nie będę "bajdurzyć",żeby nie nudzić.Niech mi tylko nikt nie mówi,że zwierzę nie myśli i nie czuje.On bardzo dużo rozumie,ale też dlatego,że był z nami w domu wiele lat.Teraz,niestety,mieszka na podwórku i tam ma budę.Jedynie w największe mrozy biorę go na korytarz.
A..co do marchewki,jak nie pokroję czy nie zgniotę,to Czaruś tak pięknie ją wyliże,że aż lśni.Byleby tylko nie zjadł.
Kocham owczarki, miałam przed Brutusem takiego przerasowanego, był bardzo duży, ale też rozumu miał chyba proporcjonalnie do wielkości. Był z nami 12 lat i musieliśmy się rozstać, bo dostał jakiegoś paraliżu, ale do końca warczał na koty zagladające mu do miski. Płakałam po nim długo, to tak jakby domownika zabrakło, dzieci i my byliśmy przy nim bezpieczni, nikomu nigdy krzywdy nie zrobił, ale odstraszał swoją posturą. Mogliśmy spokojnie zostawić dom, albo na chwilę dzieci, a on nie odszedł od nich, wręcz się mi opiekował. Pewnie mu miło w psim niebie, że do dzisiaj go wspominamy z rozrzewnieniem. Mam teraz nadzieję, że malutki Diesel będzie podobnie przez nas wychowany.
Też włąśnie kocham i preferuję owczarki.Miałam wiele psów i ciężko było z każdym z nich rozstawać.
Co do paraliżu...jeden z psów tak właśnie gwałtownie zachorował i ..odszedł.Na PV mogę Ci napisać,co to mogło być.Wtedy ani ja,ani nawet weterynarz nie wiedzieliśmy.
no niestety mój Figaro zmierza powoli w Krainę Wiecznych Łowów ... oprócz porażenie tylnych kończyn, załapał się jeszcze na wodobrzusze i chyba pomału serce też już się kończy ... niestety, ale jeszcze pomagam mu jak mogę ...
Przykre to bardzo, że tak krótko, za krótko żyją. Szczególnie te nasze olbrzymy. Trzymam kciuki, oby pooooowoli, bez bólu i przy was. To najważniejsze.
Mój Jappo w ostatnich chwilach był sam i nie mogę sobie tego darować...
no niestety taka kolej rzeczy ... 12 lat bardzo szybko minęło ... chociaż miałem psa który po prostu poszedł sam gdzieś w swoją ostatnią drogę i już nigdy go nie widzieliśmy, sam chciał nam tego zaoszczędzić ... chociaż szukaliśmy tydzień ... nie wiem do dziś gdzie leży ...
To jedziemy na jednym wózku - nasza starowinka jeszcze ciągnie, co tam że sztucznie :) Oby jak najdłużej udało się utrzymać Twojego i mojego w akceptowalnym dla nich zdrowiu :)
tak, chyba bernardyn, w grę jeszcze wchodził dog argentyński i border, ale nie mam doświadczenia w tych rasach więc będzie mały benek - ma na razie miesiąc ale rośnie szybko i chyba za 2 tygodnie będzie już mógł się pożegnać z mamą ...
Mmmmmm... dog argentyński - kwintesencja wdzięku, siły, urody i charakteru. Do niedawna marzyłam, a teraz z racji "nastawienia" naszego społeczeństwa do tego typu ras, przestałam marzyć. Ale miejsce w serduchu ma na zawsze.
bo tak się w naszym durnym społeczeństwie utarło, że to pies jest winny a nie że to kwestia właściciela i wychowania psa, nawet z małego psa dobrym szkoleniem można zrobić agresora, ja miałem bernardyna, który znał swoje miejsce i to co się od niego wymaga, przy czwórce dzieci był najlepszym kompanem do zabawy, ale jeżeli ktoś obcy się pojawił to od razu delikatnie dawał mu do zrozumienia, że jest pod obserwacją i na prawdę nie ma co sobie udowadniać, kto tu będzie silniejszy ... no ale jak do wielu rzeczy musimy jeszcze dorosnąć ... szkoda bo dog argentyński też właśnie ma takie cechy jak mi się podobają, ale pewnie sąsiedzi by mi nie dali spokoju ...
Tak jak i mój,jak już pisałam.Żal serce ściska,jak mu się z nóg robią nożyce,ale obowiązkowo musi doczłapać do bramy,aby,jak przystało na porządnego gospodarza domu,nas przywitać.
w pewnym wieku już tylko można być i pomóc w odejściu, prawie 12 lat dla benka to koło 100 dla człowieka, szkoda by było męczyć psa tymi wszystkim badaniami, cewnikowaniami i innymi rzeczami, które może mogły mu pomóc na parę dni ...
i miejmy nadzieję, że w tym roku nie dotknie nas fala wakacyjnych pseudowłaścicieli ... którym nagle minie 'miłość" do swoich zwierząt, bo przecież trzeba nowe zdjęcia z wakacji na fejsa wrzucić
Tydzień temu musieliśmy pożegnać się z naszym 12 letnim bernardynem niestety wiek już nie pozwolił mu dłużej ... ale od dziś jest z nami Figa - ma 10 tygodni, pochodzi z hodowli bernardynów z Lisowa ... i jest "małym" wesołym psiakiem, na razie poznaje domowników i swoje obejście, ale pewnie szybko się u nas zadomowi
Niom... pamiętam, jak mój był takim "maluszkiem". Przesłodka, weźże ją wycałuj ode mnie po tym piegatym nosku (chyba, że jak każdy prawdziwy mężczyzna nie całujesz zwierząt, bo są brudne, śmierdzą i roznoszą zarazki a poza tym to mało męskie). Zakładam, że imię wy jej nadaliście?
imię oczywiście nasze, po Figarze jest Figa, bo rodowodowe ma Corina ... ale to będzie pies domowy nie wystawowy, więc imię dostała wybrane przez rodzinę, ja się od małego zwierząt nie brzydzę, moim dzieciom jak były malutkie to też się zdarzyło napić wody z psiej miski, a i pewnie karmy spróbować i nie umarły, a do tej pory nikt nie wie co to alergia ...
Ja zawsze powtarzam, że wiem, że one brudzą, pierdzą, gubią sierść, zrzygają się zawsze na dywan, smarują nosami po czystych oknach ale jednocześnie nie kłócą się, nie dąsają, zawsze się przytulą, wszystko im smakuje i zawsze (!) czekają bez focha, pełne miłości mimo, że się człowiek spóźni. I chociaż mam 5 razy więcej sprzątania niż nie-zezwierzęceni to i tak warto.
Nasz na "wołanie", zawsze przychodzi, ale jak się obrazi to chodzi majestatycznym krokiem, patrzy na mężowatego z pogardą i przed jakiś czas sam nie podejdzie na głaskanie :D A co kara dla Pana musi być :D
ja miałem psa ze schroniska, który miał jakąś domieszkę hasky to ten skubany całe życie był inny, może parę razy dał się w życiu pogłaskać, wszędzie chodził swoimi drogami ...
Zupełnie jak afgan mojej siostry. Też dziwadło - jak wracali do domu i był w dobrym humorze, to "zaszczycał" ich spojrzeniem. Ale żeby miał się cieszyć? Do głupich ludzi? Można było sobie wybić z głowy. Moje cieszą się bardzo, bardzo entuzjastycznie - ja je ignoruję. :)
Nasz to wyżeł niemiecki szorstkowłosy, ale z wyglądu widać, że chyba dziadek był fouskiem :D, normalnie się cieszy bardzo i sam próbuje na kolana wchodzić (jakoś nie może zrozumieć, że przestał się ma nie mieścić 35 kilo temu), ale jak się obrazi to patrzy z pogarda i szerokim ługiem omija :D
Oj,na kleszcze może nie podziała.Mimo wszystko jutro próba.
No i ...po próbie.Po pierwszej może nie powinnam się wypowiadać,ale ...chyba działa.Przetestowałam na razie na jednym kocim maluszku.Zadowolony nie był,mówiąc delikatnie.Mało mnie nie zjadł.Za to dzisiaj nie doszukałam się "nieproszonych gości" w jego futerku,a samo futerko..jakie puszyste i pachnące
Bardzo współczuję, na zdjęciach wyglądał na wielkiego zrównoważonego poczciwca o cudnym wilkowatym umaszczeniu - wspaniale mieć takiego psa przez całe jego życie.
Ooooooo, radzi sobie całkiem dobrze, czasem mu uchalec jeden stoi A ze smutniejszych wieści, to zaginęła nam nasza kocica bezogoniasta Luśka, po prostu nie wróciła do domu od 3 tygodni. Bardzo nam jej żal, bo to kocica z charakterem była, ulubienica mojego R. Żadna mysz i inny gryzoń nie miał z nią szans, a na dodatek dbała o nas i mieliśmy świeże mięsko przed drzwiami. To jej ostatnie zdjęcie
Tak, Tosia to sznaucer miniaturka- sami ją strzyżemy bo takie ceny kosmiczne u Nas za fryzjera ze szkoda gadać. Oj bardzo zadziorna jeśli chodzi o inne psy - nie przejdzie obojętnie koło żadnego. Tosi 1 kwietnia stuknęło 6 lat ( ale już stara :D ). A jak ktoś do Nas przyjedzie to tak będzie skakać, szczekać aż zwróci na siebie uwagę i w końcu zostanie pogłaskana. Jest prze kochanym psiurkiem
Ciekawe ile ten fryzjer u Was. U nas ceny się bardzo wahają - można ostrzyc miniaturkę za 50 zł, a można i za 150 zł. I wcale nie oznacza to, że drożej to lepiej - często wręcz odwrotnie! Nasza fryzjerka wystawowa jest w sumie tania, ale przez to rozchwytywana i umówić się z nią to jakiś kosmiczny obłęd. A że przygody wystawowe na razie skończyliśmy, więc zakupiłam maszynkę i też mojego czarnuszka robię sama. Tyle, że go trymuję, a strzygę doopsko, brzuszek wokół siusiaka, głowę i część szyi. Zibi zaraz skończy 5 lat, więc ciut młodszy od Tosi, ale bardzo stateczny kawaler. Nigdy nie był zadziorny i bardzo mało szczeka. Reszta jak u sznaucera - kochana przylepa, ciekawa świata i koniecznie w centrum uwagi. No i główkuje, główkuje cały czas - kocham to u sznupków. :) Szkoda, żeście tak daleko, bo można by odbyć jakiś sznaucerowy spacerek. Mizianko dla Tosi. :)
Zdjęcia Zibcia (jak byś chciała zerknąć) są w poście 44.
Piękny sznaucerek, a jaka sierść gęsta - niestety moja Tosia ma rzadką sierść od zawsze. Chyba będę musiała spróbować ją trymować, coś polecasz? U mnie w mieście są 3 salony gdzie strzygą pieski i ceny wahają się od 70zł do 100zł. Tosia tylko usłyszy jakiś szelest od razu szczeka, bardzo dużo szczeka. Zaglądnęłam na stronkę ze sznaucerami której wkleiłaś linka piękne pieski, i nie które po przejściach - podobają mi się te olbrzymy, może kiedyś :). Uściski i czohranko za uszkiem dla Zibcia :)
Dżanino, Neliado, dziękuję Wam. Wy też to macie :)
Jesteśmy po wizycie u wetki. Dziewuszka miała bliskie spotkania z czymś niestety. Pod noskiem gojąca się blizna, wybity jeden ząb, na podniebieniu rana schodząca w głąb gardła, język głęboko przecięty. Widoczne jest gojenie.Ale pycholek boli, bo kicia nie miauczy, tylko skrzeczy i ciężko jej przechodzi suche jedzonko.
U weterynarza spokojnie dała sobie zrobić usg i obciąć pazurki. Leżała na pleckach i pełny luz :)
Niezadowolenie okazała tylko przy badaniu pyszczka, ale to bolało.
Z Julkiem, Batmanem i Eranką bez żadnych zgrzytów się zadomowiła :) Oni też jej nic nie robią :) Super kot :)
Oby takie pozostało miłe to kocio, tego Ci życzę :) Uwielbiam takie miłe kociszcza. Niestety z kociszczami bywa różnie, jak to zwykle bywa ze wszystkimi stworzeniami. Co żyjątko, to charakter :)
Pilnuję teraz gnoja, żeby nie biegał bo u wielkich psów może to spowodować potęęęęężny obrzęk moszny. :) A tego byśmy nie chcieli. A jemu już strupy odlazły i chciałby poszaleć.
Smutne i prawdziwe,ale cóż.Też pożegnałam w swoim życiu wiele zwierząt.Naprawdę,nie zapomniałam o żadnym.Staram się o tym nie myśleć,bo im życia nie wrócę,a się bardzo "dołuję".Teraz widzę,jak mój Czaruś-owczarek niemiecki strasznie popadł na zdrowiu.Tył mu siada,męczy się.Ma 13 lat.mógłby jeszcze z nami pobyć.Czasem nie może nawet się podnieść na 4 łapy.Co mam pożńiej zrobić?To nie ratlerek,którego mogłabym nosić na rękach.Jeśli przyjdzie mi go uśpić,będzie ból,znowu.Taki kochany i mądry..Był czas,że go na rękach go nosiłam,małą puchatą kulkę.
Jakiś czas temu sąsiad mi powiedział,że po stracie psa nie chce innego,bo bardzo przeżył jego odejście.Wiem,że ciężko,ale można popatrzeć na to inaczej-że możemy wziąć innego i dać mu kilka lat życia w godnych warunkach.
Może i dobrze,że to zwierzęta wcześniej odchodzą,bo może one by bardziej cierpiały za człowiekiem,choćby był nie wiadomo jak zły.
Donoszę, że siersciuchy dobrze zniosły podróż przez ocean. Bez żadnych uspokajaczy. Najtrudniej było im dojechać na lotnisko w Warszawie, reszta to pikus. Tutaj przystosowały się nie najgorzej. Zgubiły europejskie futro i teraz Maurycy ma takiego śmiesznego jeżyka, nie ma za co złapać, Trixi też rzadsze, ale ona jest dlugowlosa.
Maurycy stał się kotem domowym, nie domaga się wychodzenia. Jako, że mieszkamy w hotelu to najwiekszym problemem jest sprzątanie. Koty musimy ubierać w szelki, zapinać smycze, czego one nie znoszą i wychodzić na recepcję.
Mieszkam teraz w Usa, na południu, w Karolinie Północnej. Do oceanu mam jakieś 100 km - także jeździmy sobie co weekend. Właśnie stresujemy koty - czyli czekamy na sprzątanie pokoju. Biedaki siedzą w transporterach i miauczą. Początkowo próbowaliśmy na smyczy - ale jak Mauryc dostawał fazę, trudno było za nim nadążyć. A Trixi w ciągu kilku sekund wychodziła z szelek i obroży - nawet jak były ciasno zapiete. Nic to - mieszkanie w hotelu, mimo wielu zalet, ma też swoje wady. Do mieszkania przeprowadzamy się za miesiąc, no trochę mniej i wtedy skończy się stres dla kotow. A dla nas zaczną koszty - bo te 6 tygodni w marriottcie mamy w ramach bonusu relokacyjnego.
Jak w tytule. :) Pochwalicie się swoimi najwspanialszymi zwierzakami, nowymi i starszymi?
U mnie to leci następująco:
Hyrny - Pies Niesamowity, owczarek prawilny, kochany, kruszynka moja maleńka.Zachcianka nr 1.
Fanta - ze schroniska - złodziejka, jakiej świat nie widział. Na ile ładna, na tyle podła szachrajka.
Jeszcze w schronisku.
Już w domku.
Lotka - sunia okrutnie skrzywdzona przez ludzi, z niesamowicie pokręconą psychiką. Odebrana interwencyjnie z pseudohodowli. Staruszka, która od pierwszego wejrzenia pokochała mojego Mężowatego.
Jappo czyli Głuchmelec, bo nie słyszy. Zachcianka nr 2. Ma wszystkich i wszystko w du...szy. On nie "chce", on "żąda".
George - sierota z zapaleniem płuc i zanikiem mięśni. W tej chwili rządzi królestwem. No, imię zobowiązuje.
Kay czyli Ślepaczek - biedulek zabrany ze stajni. Prawie całe rodzeństwo zginęło. Kay w wieku dwóch lat stracił wzrok. Radzi sobie fantastycznie. :) Uwielbia samochód, z jego wszystkimi zakamarkami.
I moje ukochanie - Michasz. Wrzucony do nas na podjazd w czasie totalnej zlewy. Maleńki, przemoczony i bardzo chory. Mój najukochańszy kot pod słońcem. Jak żywe srebro, więc trudno mu zrobić zdjęcie (w zasadzie tylko, kiedy przyśnie).
Ratując jedno życie, ratujesz cały świat.
Wspaniałe te Twoje zwierzaki.Tym bardziej,że nie jakieś wymuskane,na pokaz,tylko "bidule".U mnie też sierociniec,prawie same inwalidy.Musze pozbierać "do kupy" zdjęcia i na pewno umieszczę na WŻ.Dzisiaj mam stres.Nie wrócił mój pupilek-kot.Naiwniak,który wierzył,że wszystkie psy są łagodne jak baranki,a może i więcej."Mój" wypuścił psy,bo nie wiedział,że kot nie wrócił.Może ktoś się śmiać,mnie na pewno nie do śmiechu.
Z moich kotów wychodzi tylko George i też mam wiecznie stresa przez gnojka, bo "ja się niczego nie boję".
No właśnie,a mój nie wrócił.Przykre,gdybym wiedziała,co z nim jest....Pierwszy raz nie wrócił na noc,od przeszło roku,Oczywiście,ma już swoje sprawy,ale ja wiem,że jeszcze był bardzo związany z domem.No cóż,zobaczymy,
Nasza Trixi przed sterylizacją trzymała się domu, ledwie nos za okno wyściubiła. Po zabiegu zmieniło się.
Świat zewnętrzny zaczął ją nęcić - zaczęła zwiedzać najpierw najbliższe okolice, potem coraz dalej. kilka razy Maurycy "przyprowadzał" ją do domu (tak to wyglądało, bo zaraz szedł na luwry, na całą noc). Aż nie wróciła przez ponad dobę. Już pogodziliśmy się ze stratą kotki - znaczy przyjęliśmy do wiadomości że nie wróci...Łez było co niemiara. A ona przyszła.
I od tego czasu stała się więźniem - nie wypuszczamy jej. Mąż powiedział - a to jego kociałka - że drugi raz nie zamierza przez to przechodzić. Nie sądzę, żeby sobie krzywdowała - wydaje mi się, że wtedy bardzo się wystraszyła.
koty potrafią bardzo daleko się wypuszczać - Wam pozostaje czekać.
Wróci, mojego poprzedniego gnoja nie było 4 doby. A były siarczyste mrozy. Już go opłakałam. Wrócił w końcu nad ranem, wcale nie głodny, pachnący "inaczej". Myślę, że ktoś go "przygarnął" i kot po prostu zwiał. Wróci!
A myśmy dorobili się kolejnego kota na przychodne. Co jakiś czas przychodzą do naszych "koledzy". Kiedyś prawie przygarnęliśmy dachówkę (bo skoro Maurycy nie goni, jak innych przedstawicieli tej samej płci - to kotka)...Która okazała się jednak dachowcem. Jak usłyszał co chcemy mu zrobić (albo Mauryc przekazał - bo przy nim rozmawiałam z weterynarzem) - nie zobaczyliśmy kota ani razu, a przychodził przez ponad 3 miesiące.
Ale wracając do ostatniego gościa. Przecudny rudziedzielec, który jednak jest pręgusem - z oczami większymi niż u kota ze Shreka. Wita się z Maurycym jak ze swoim, żadnego stroszenia ogonów, obrony terytorium itp. Domaga się wpuszczenia do chałupy. Ślubny mówił, że przychodzi do nas mały kotek (zyskał miano Fąfel) itp. itd...Wczoraj widziałam go pierwszy raz - duży, odchowany kot. Raczej odkarmiony, z błyszczącym, pięknym futrem (chyba, że to kotka i szuka sobie domu dla małych). Że raz pomylił okna - ok - ale kilka razy...
Wieści się rozchodzą... a kto szuka domu, ten znajdzie.
Za dziecka miałam kota, był moim najukochańszym kotkiem, nawet do szkoły mnie odprowadzał. Ale coś mu się odwidziło, odszedł od nas, widywałam go na osiedlu, ale nie chciał podejść. Po kilku latach wrócił do nas aby spokojnie umrzeć
Hmmm.... jako dzieciak przyniosłam do domu maleńką kociczkę (akurat za kotami wtedy zbyt nie przepadałam). Kotka przylgnęła do mojej babci i stała się "kotem jednego właściciela". Kochała ją bardzo. Kiedy babcia zmarła w szpitalu (nikt w domu jeszcze o tym nie wiedział) kotka podniosła straszny lament, wyła jak dzikus a za chwilę dostaliśmy telefon ze szpitala. Po paru dniach Atena (do tej pory niewychodząca) uciekła z domu (parter) i już nigdy nie chciała wrócić. Złapana, uciekała przy pierwszej okazji. Zastanawiające i wzruszające, bo w powszechnej opinii to psy kochają, tęsknią i są wierne właścicielom.
Jolu, napisz, że wrócił.
Niestety,nie.Tracę nadzieje i jest mi smutno.Miałam wiele zwierząt i tak,jak ludzie,one są też różne.Ten był (Jest?) jednym z najbardziej mądrych i kochanych.Młody-półtora roku
Goya - kochany psi łobuz :)
A oczka ma takie niewinne!
Ewo, czy to nie ty założyłaś kiedyś wątek, bo Goya była chora i tak bardzo się o nią bałaś? Ale wszystko się dobrze skończyło. To były moje początki na forum i nie bardzo pamiętam. Jeśli to o nią chodziło, to muszę napisać, że wyobrażałam ją sobie, jako malutką, kudłatą sunię.
Pozazdrościć wielkości serca...
A to moja dwa huncwoty - też przygarnięte, jeden przyniesiony z piwnicy, jak był maleńką kulką, w czasach, gdy nie lubiłam kotów i nie chciałam żadnego w domu, drugi przywieziony zamiast zakupów z Warszawy, kot schroniskowy (mieliśmy robić zakupy -ale zamiast tego panowie spędzili praktycznie cały czas na wgapianiu się w kota i przekonywaniu pani, że będzie jej u nas dobrze. Nie chciała się zgodzić - bo mamy kota wychodzącego i mieszkamy na parterze. Ale byli tak wytrwali, że uległa).
A oto one:
Maurycy - żbikowaty pręgus oraz Trixi - przecudna szylkretowa trikolorka.
Tutaj ona jeszcze była maleńką kotką
Maurycy zdobywający wiedzę
Pod grzejnikiem najlepiej
I Trixi w pełnej krasie - żadne zdjęcie nie oddaje jej piękna - bo jej nie widać, zazwyczaj stanowi ciemną plamę.
Znany naukowiec w dziedzinie fizyki? Dla mnie maść bura pręgowana jest najpiękniejsza na świecie, prawdziwe arcydzieło Boga i natury.
lepiej zobacz co pod spodem, na dnie sterty. Nie samą nauką żyje kot. Ale trajektorie lotu liczy niezłe...
Dopiero zauważyłam.
A to trzeci kot Konstanty- dochodzący, który chce być naszym kotem. Najbardziej ze wszystkich kotów, które przewinęły się przez nasz balkon. Przychodzi po kilka razy dziennie i chce wejść. Jest bardzo podobny do Maurycego. Nigdy nie był dokarmiany.
To jego spojrzenie...Gdyby nie ograniczenia - już byłby nasz. Zawiozłabym do weterynarza, wykastrowała, zaszczepiła.
Z jednej strony znalazłabym mu dom. Ale z drugiej - nie wygląda źle - w miarę zadbany. i ewidentnie chce być naszym kotem - a nie kogoś innego. Rozmawiałam z weterynarzem - mówi, że nie ma kotów bezdomnych, kot zawsze znajdzie miskę i jakiś dach, nawet na krótko. I żeby - jeżeli nie możemy przygarnąć - nie kastrować, bo taki naturalny lepiej da sobie radę na "dzielni"
I kolejna wersja kota, którego oczy proszą o przygarnięcie
Czy ja wiem, on raczej mówi "zaraz cię zjemmm!" :D
Hmmmm... nie ma kotów bezdomnych? Optymista z tego pana!
Są koty bez konkretnego domu - dzikie, ale one nie zginą, dadzą sobie radę. O ile nie natrafią na swojej drodze na jakiegoś zwyrodnialca, samochód - ale to również dotyczy kotów domowych wychodzących.
Zakładałam, że nie mówił o kotach zdziczałych. Te nie są bezdomne - są zdziczałe. Bezdomne, to dla mnie te bidoki wyrzucone z domu, bądź wywiezione, żeby do domu wrócić nie potrafiły. Tak łatwo znajdują dach i miskę? Nie wydaje mi się.
Nie w sensie znalezienia domu czy miski na stałe.
Tylko w sensie tego, że ot da sobie radę, że michę zawsze gdzieś znajdzie. Albo upoluje...
To uproszczenie, ale bardzo prawdziwe.
Kiedy ostatnio kupowałam skrawki dla kotów pani w mięsnym powiedziała mi, że kotów się nie karmi, bo powinny same sobie szukać pożywienia. Może i coś w tym jest, bo ostatnio widziałam jak nasze kocisko bawiło się z myszą, a potem każde pobiegło w swoją stronę, ale ja nie mogę nie nakarmić.
U mnie Maurycy jest kotem łownym, zjadającym połów. Co chwila na balkonie leżą resztki (pióra, wnętrzności, futerko).
W domu jest karmiony surowizną (poza rybami, bo te gotowane).
Trixi - to kot domowy, nie wychodzący. Łowi muchy i pająki. Nie dla zabawy - po to aby zjeść.
A moje "wszystkie" w życiu nic upolowanego nie zjadły (tzn. chętnie muchę czy pająka). A jak dam coś surowego, to wszystkie kąty mięskiem wyczyszczą.
No to u mnie innego nie jedzą.
Maurycy nie ruszy gotowanego, czasami da się poczęstować kawałkiem piersi z grila - ale to jest jeden kawałek, więcej zostawi. Tak ma od małego.
Trixi może by i jadła - ale ona jest wszystkożerna - ale dla jednego kota nie będę gotować, niech jedzą na surowo.
No ba! U mnie psom wyciągają z misek i gara. Jeden to taki magigi, że potrafi Hyrnemu z pyska wygrzebać łapą. :D I co dziwne... o ile Hyrny nigdy nie pozwolił sukom podejść do swojej miski i potrafi je nieźle skarcić zębami, o tyle w życiu nie odgonił ani nie warknął na kota.
Hmmm... mam inne zdanie, co do kotów (ale w końcu po to jest forum). :)
Bardzo dziwne podejście.
Weterynarz? Chyba bym zmieniła.
To nasz pupilek Tuptuś, niezły szkodnik z niego, gryzie kable zanim zdążymy zauważyć, ale i tak jest kochany :) Najbardziej przez dzieci :)
Nasz Bąbelek
Zdjęcie nr.1. Nasze świnki morskie. Jarka, Tosia i Marysia, dają nam wszystkim dużo radości:)
Zdjęcie nr.2.Nasz piesek Benek, przygarnięty przez nas, sunia Kropeczka, już prawie nasza i Sabcia.
Zdjęcie nr.3 i 4 nasza sunia Dżunka, użytkowniczka z Wż powiedziała że wygląda jak Królowa Angielska:)Tak ją ubrała , moja córa:)
Zdjęcie 5 i 6 .Dżunka z Kropeczką.
Zdjęcie 7 Dżunka, Kropka i Saba, sunia mojej mamy wzięta kilka lat ze schroniska.
Zdjęcie nr.8. Zoja sunia mojej mamy, też adoptowana, niestety już jej z nami nie ma, przeżyliśmy jej stratę bardzo::(
Są jeszcze 2 kocury wykastrowane, Bucek i Kitek, zdjęcia wstawię.
Benuś sobie strzelił piękną pozę, wiec go córka uwieczniła:)
Benuś to taki trochę beaglowaty jest. A gdzie obiecane koty?
Zapomniałam o nich, ale fotki będą:)
Dżanino, wszystkie Twoje zwierzaki są cudne. Reszta zwierzaków, pokazanych w galerii, też jest cudna:) Nie wyobrażam sobie w naszym domu, życia bez zwierząt, są takie przyjacielskie i kochane.
Toi ja się pochwalę:Nasz kochany maltańczyk Fifi jednooka łobuziara uratowana z "pseudohodowli" przed śmiercią.(Urodziła się bez jednego oka przez co właściciel by sobie na niej nie zarobił bo nikt nie chciał "wadliwego" psa.) Niezwykle łagodna ale szalona AstaNasze mięsożerne stadko piranii:-)Turbo i Diesel:-)
Cudne są
Mój Rafi ma już 8 miesięcy .
Wspaniałe macie zwierzaczki :)
Usiłowałam wstawić zdjęcia mojego, ale jakoś nic z tego... Czy ktoś mógłby mi podać w miarę prostą instrukcję jak to zrobić? Będę wdzięczna.
Może tym razem się uda.
Oto mój pupilek. Wierny wyznawca moich kulinarnych talentów i asystent kuchenny sznaucer miniaturowy Your Kamrat DON JUAN *Zibi*.
A tutaj jeszcze ogromna ilość sznaucerowych pupilków, o których staram się pamiętać i pomagać w miarę możliwości. http://sznaucery.eadopcje.org/start
To ja też pokażę swojego pupila.Wasze zwierzaki są cudowne.
Mój królik- Madzia. Te małe szaraczki to jej potomstwo Od razu dodam, że każdy z maluchów znalazł swój domek
Boże, jakie one piękne. Każdy zwierzak ma tak wiele uroku i od razu widać, jaki jest kochany. A króliki miniaturki uwielbiam. Są przesłodkie. Nasza Karolina była z nami 8 lat. Nie sposób było jej nie kochać, taki mały chochlik. Ludziska, dawajcie następne zdjęcia. :)
Oto moje ślicznoty.
Kropka - ona rządzi nami wszystkimi, kochana dla nas, ale dla obcych ostra (a obcy są WSZYSCY poza mężem i mną). Wyrwana ze schroniska, dzięki zdjęciom w GW.
Kotka Luka po zabiegu, w kreacji kot-cuture, projekt i wykonanie mojego męża. Jakby wzrok mógł zabijać, już byłoby po nas...
I zdjęcie pt. "Co ci sadyści mi zrobili":
Nasz najstarszy przybłęda - Lisek (urwisek):
Troszkę spóźniona Smosia.
Hmmm, ten strój... aż zazdroszczę. Pogratuluj mężowi. Moja cizia strój poszpitalny miała z przyciętej skarpety. Wyglądała jak w małej czarnej z lumpexu.
Super! Wszystkie zwierzaki to piękności!!! Aż oczu nie można oderwać od zdjęć...
a oto moj Yogi-Yogi Bear
Wszystkie zwierzaczki z wątku wspaniałe:) Mają dużo szczęścia że spotkali na swojej drodze kochających ich ludzi:)
Moje w tej chwili to Tosiek, kocur pełną gębą i Sonia, uparta spanielka;) Zdjęcia z archiwum, muszę je odnowić ;)
Ależ ona cudna!
Brutusik i Feluś
Moje podobne :)
Luna i Dolar
Był jeszcze Dinguś , ojciec Brutusa . Wszystkie śliczne :)
Wprawdzie nie nasz "osobisty" ale Basia za nim przepada i miętoli przy każdej okazji:)
Boże, większy od niej? :D
Zdjęcie zrobione chyba 2 lata temu, ale kocur faktycznie spory:)
Jego Wysokość:)
"maleństwo" w tle wczoraj zakończyło wczoraj swój żywot, też nie mój "osobisty" ale beczałam pół dnia:(
Śliczna ta Basieńka:)
Dziękuję:)
Czy twoje dziecię wybiera po pozowania tylko największe zwierzęta?
P.S. Przecież można się przywiązać też nie do swojego zwierzaka i cierpieć.
O jaaaaa!!! Ale fantastyczny kocuuuur :D
Wprawdzie nie nasz "osobisty" ale Basia za nim przepada i miętoli przy
Też bym go "miętoliła" jest bombowy:))każdej okazji:)
Wprawdzie nie nasz "osobisty" ale Basia za nim przepada i miętoli przy
Jakbym widziała mojego Garfielda ze swoją siostrzenicą ( przepada za kotami) Jest identyczny, rudy i wielki.Przyszedł ponad rok temu taki dorosły kocur , strasznie wygłodniały ale apetyt to ma wielki jak on sam choć myszy nie tknie.każdej okazji:)
Niestety mój tryb zycia, pracy wyklucza zwierzeta, choć je uwielbiam. Ale...pod praca mamy takie miejsce...smietnik+ studzienkę ciepłownicza, gdzie sa ciepłe rury. Zlatuja sie tam koty z całego osiedla.niby bezdomne, ale...wolne, najedzone, bo podkarmiają wszyscy, nawet szefowstwo. To ZSB(BUDOWLANE!!) To na warsztatach kotom budki piekne zrobili po cichaczu przed kierownikiem administacyjnym chyba, bo on sie złości na konsekwencje kocie))) Codziennie dwa razy przychodzi taka pani. Podobno ma 87 lat, ale to chyba niemozliwe, bo wygląda młodo, a może własnie ta jej pasja ja tak trzyma. Przynosi kotom jedzonko. Chcielibyście widziec(ja czasem podglądam)) jak one ją witają całą kupą z podniesionymi ogonkami))Każdy im coś podrzuca, my-wychowawcy, kucharki,dzieciaki.A koty sa nasze!Ciagle nowe. ładne, jak lalki. Teraz mamy młode.Takie fajne! Przed Świetami z kolegą zamykaliśmy internat.On niby nie lubi kotów. ale jak nam wyszły te maluchy na droge, to nie ja wołałam- kici,kici i kicałam pod krzakami za nimi, tylko on, hahahah))
Borys :)
Długo czekany, wymarzony, pokochany od pierwszego wejrzenia :)
Psotnik i ma charakter.. Ale przez trzy lata zdążył rozkochać w sobie całą Rodzinę i wszystkich wkoło :)
Ale śliczny :)
I jaki śliczny taki złośnik :)
Ale spaniele tak mają ;)
I jaki śliczny taki złośnik :) Ale spaniele tak mają ;)
Dokładnie, moja dodatkowo uparta. Ale kocham ją okropnie :)Mamy to samo :))
Uparte i złośniki ale nie da się ich nie kochac :)
Piękny!!!
A oto mój zwierzyniec:
Brutus, zawsze poważny, teraz już wiekowy jegomość
Wafel, łobuziak i uciekinier, ale sympatyczny
Ruda, tuż przed swiętami zmuszeni byliśmy się z nią pożegnać, to była 15 letnia dobra kotka, strasznie nam żal jej
Luśka, kot bez ogona, jako że wolna kotka rasy warmińsko-mazurskiej gdzieś go utraciła
Masza, od 2 listopada nasza nowa milusińska.
Masza ekscytująca. Że natura - umie tak ubrać, że wygląda jak nie ubrana...Cudna...
I pamiętajmy, że pies nie powinien spać w łóżku! To bardzo niepedagogiczne!
Przepraszam za jakość drugiego zdjęcia ale ciemno w pokoju i ciemna narzuta.
I koty chyba też!
I pamiętajmy, że pies nie powinien spać w łóżku! To bardzo
Oj tak, bardzo nie pedagogiczne i niezdrowe Jak swoją odzwyczajałam to ząbki pokazywała, a ja dwie noce zarwałam,ale się udałoniepedagogiczne! Przepraszam za jakość drugiego zdjęcia ale
ciemno w pokoju i ciemna narzuta. I koty chyba też!
U mnie tak naprawdę na łóżko nie włażą bez specjalnego zaproszenia. A to dostaje w zasadzie tylko Hyrny, jako przewodnik zwierzęcego stada. Ale sam z siebie nigdy się nie pchał, nawet jako szczeniak - dla niego to za gorąco i zbyt "pańsko". A on prosty góral.
Jak w przypadku psów jest, ale z właścicielami kotów jest tak, że dzielą się na tych co śpią ze swoimi kotami oraz tych co się do tego nie przyznają.
Sierściucha nie da się wygnać, na koniec jest szybciej nim sam wrócisz.
Ale jest jeszcze powiedzenie (ulubione Małżowatego) - koty są jak chipsy - nie możesz poprzestać na jednym
Jak w przypadku psów jest, ale z właścicielami kotów jest tak,
Z Psiarzami jest tak samo :Pże dzielą się na tych co śpią ze swoimi kotami oraz tych co się do tego
nie przyznają.
A ja tam się przyznaję do wszystkich czterech w łóżku. A co tam! Dobrze, jak jest się czym przykryć, jak takie młotki kołdrę przygniotą. :) A powiedzenie Małżowatego jest w 100% prawdziwe (niestety dla mnie). Co widać na załączonym obrazku.
!!!!
Szczera prawda - poza kotką domową, doszły dwa kolejne, podwórkowe. Od paru dni mają u nas stołówkę, w opuszczonej psiej budzie. Jeden śliczny i młodziutki (Tygrysek), drugi stary wyga, dachowiec jeszcze nie nadaliśmy mu imienia.koty są jak chipsy - nie możesz poprzestać na jednym
To niby gdzie ma spać?
A moje koty w sezonie kominkowym śpią przy nim. Najlepiej na rozgrzanym gzymsie, często wtulone w gorącą szybę. Miejsce nr 2 to fotel przy kominku. Nie wiem, jak wytrzymują.
Mojego miejsce,to nasze łóżko,nie ma potrzeby legowiska,taka rasa:)Natomiast nasza ,nieżyjąca już bokserka na łóżko wchodziła tylko za pozwoleniem,w niedzielne poranki na szaleńcze zabawy z moim mężem:)
Gdybym miała takiego małego psiuńcia to bym go pewnie do granic możliwości rozpieściła. :)
Takie stado, jak u mnie to trzeba silną ręką trzymać... ale łóżko się zdarza. Wiesz... człowieki mają miękkie serca.
Dobry wieczór :)
Przedstawiam Reksia, którego niestety nie ma już z nami... jakiś skur... go rozjechał....
A to jego oryginalny brat Pucek, zabrany podstępem od jakiegoś pijaka, ale już jest Nasz :) Chłopaki różnili się tylko kolorem grzywki :)
O matko! No i jak nie kochać takiego słodziaka?
Szczeniaki łamią mi serce, wyjątkiem był mój Hyrny - nie mogłam się doczekać, kiedy będzie dorosły i ogromny. A dziewczyny wzięłam już dorosłe. Oj, dawno nie miałam malucha w domu.
Reksia mieliśmy jak skończył 6 tygodni, oj jaka to słodycz chodząca była :) Trzecie dziecko moich rodziców, nawet my nie byliśmy tak rozpieszczani jak on ;) Pucka przechwyciliśmy jak miał prawie 9 miesięcy, długo musieliśmy go oswajać, że człowieki są dobre i nie biją. Do zabawek jeszcze sie nie przyzwyzaił, ale robi postępy:)
Jakie słodziaki, szkoda Reksia, przesłodki;) Dobrze że uratowaliście Pucka:) Świetne imię, wygląda na wesołego sierściuszka ;)))
Moja wyśniona wymarzona Koka, od kiedy zobaczyłam tego psa- tę rasę, wiedziałam że zrobię wszystko aby była ze mną i tak już jesteśmy razem 6 lat :)
Ale laska! Cudna w tej wodzie. A na zdjęciu nr 4 - istna Gioconda. :)
Pucek był u fryzjera :)
Jaki elegancki młody człowiek! :)
Bombowy
CEZAR FILEMON NEGRO
Ooooo... moja poprzednia sunia miała taką balię starą, aluminiową. Całe lato siedziała w niej i rozchlapywała dookoła wodę, jak dziecko. :) Widzę teraz, że nie tylko ja miałam taki pomysł.
Zwierzaki słodkie! :)
Synuś ze zwierzyńcem
No tak, nogi podkulone, bo przecież zwierzęć śpi. Skąd ja to znam?
Nasz nowy,mały domownik ....peruwianka Zosia...:)
to jest Borys, kochane shih-tzu, kilka lat temu, teraz jest cały ciemnoszary.
a to Pola, mała urwiska
Kobieca torebka nie jest po to, żeby w niej coś znaleźć, ona jest po to, żeby w niej wszystko było! Jak widać na załączonym obrazku. :)
P.S. Śliczne maluchy. Ja miałam Wasyla.
Hyrny wygląda dokładnie jak nasza, już bytująca w innym lepszym świecie - Maja :)
A to nasze zwierzaki.
Księciunio Tofik:
Skrytosiuśka kątowa - Frytka:
Rybki, najgrzeczniejsze z naszych stworzeń ;) :
A tu spotkania międzygatunkowe:
Uśmiech, proszę!
Dobierasz zwierzaki pod kolor? Piękne są, szczególnie kocio!
A rybom zrobić zdjęcie, to już wyższa szkoła jazdy. Mnie się nie udaje.
No tak sie kolorystycznie Tofik z Frytką dobrali... całkowiecie niezamierzony dobór, bo Frytka jest podrzutkiem.
Aaa, rybki się w końcu udało się złapać w obiektyw, chociaż z boku i tak widać rozmazanego "ducha" drugiego skalara... ;)No to się poryczałam...Jesteś CUDOWNA!!!!!Cała Twoja rodzina jest Niesamowita!Cieszę się,że są tacy LUDZIE!
Gosiu, proszę, jestem normalna. Po prostu 10 osób przejdzie i nie zobaczy a mnie taki zwierzak wlezie wprost w ręce. Mam tak od dziecka. W domu zawsze było 5-10 piskląt karmionych przez nas - z całego osiedla to ja MUSIAŁAM je znaleźć. Widocznie tak ma być.
Mój Pan Mąż z przekąsem mawia, że niedługo za bramą będzie stała kolejka zwierząt z dobytkiem w tobołkach i karteczkami zawieszonymi na szyjkach: "Szukam domu. Przysięgam, że mało jem, nie sram i sprzątam bałagan po sobie."
.....
A Gucio śliczny i "słitaśny". Moje dziecię choruje strasznie na "jakąś" miniaturkę a ja uwielbiam duuuuże psy, które się klepie po żebrach i nie kaszlą od tego. :) Ale Młoda tak jęczy, że może wyjęczy (albo znowu los pokieruje kogoś na nasz podjazd).
Niestety mieszkam w bloku,więc zwierzyńca mieć nie mogę,poza tym mój mąż jest pedantem i byłby problem z podłogami,ścianami(tak było przy bokserce,wszystkie ściany schlapane:)),on zadecydował,że następny pies ma mieć włosy i ma być mały,tak padło na Gucia,który stał się od pierwszej chwili synkiem,zresztą ,ja myślę,że on kiedyś był człowiekiem:),a on myśli,że jest nadal:)Jeżeli nigdy nie miałaś miniatury,to sama zobaczysz,jakie te stworzenia uczucia budzą,jest zupełnie inaczej niż z dużymi psami,polecam:)Dodam ,że na wczasy nie wyobrażamy sobie jechać bez niego,miesiąc poświęcamy szukaniu odpowiedniej oferty czyli musimy mieszkać w pobliżu dzikiej plaży,bo Gucio uwielbia piasek i morze,no i w miarę blisko centrum,żeby coś zjeść:)
No i właśnie tych uczuć się boję. Łatwiej jest dużego psa utrzymać w ryzach. A małemu się na wiele więcej pozwala i boję się, że pozwoliłabym sobie na głowę wejść. Było tak, że był bullterier, amstaff, kundelek i małe dziecko - wtedy trzeba towarzystwo trzymać w ryzach i być przywódcą, inaczej robi się niedobrze. Ale ja sobie teraz odbijam na kotach - są rozpuszczone, jak dziadowskie bicze. A zresztą kot istnieje po to, żeby go rozpieszczać.
Z wiadomych względów w wakacje jest ciężko - tylko góry pozostają, bo tam Hyrnego witają jako swojaka, z otwartymi ramionami.
Ooooj,mamy wiele wspólnego.Mnie kiedyś "starsza" młoda nazwała panią Gucwińską.Kto z Wrocławia,wie,inni znajdą w "necie".
Kurde... a mnie W. Villas ale się prawie obraziłam. :/
No,nie Jej wina,że zachorowała.Ludzie łatwo oceniają,a jak się chcieli pozbyć zwierzaczka,to...siup pod płot Wioletty.Nie masz się o co obrażać.,sama zresztą wiesz o tym.Aha,odczytaj pocztę
Odpisałam. :)
Mój najdroższy skarb-Gucio.
Dżanino jestem pod wrażeniem :):) Wspaniałe zwierzaki i ogromne Twoje serducho - lubię ludzi, którzy kochają zwierzęta :)
A to mój Piksel baraszkuje z synem :) Niestety nie mogę sobie pozwolić na więcej zwierząt ale ten jeden jest przez nas wszystkich uwielbiany :):)
A Pikselek to york czy silky? Sorka ale nie znam się na małych psiuńkach. Gosi chyba york
P.S. Boże, dziewczyny, teraz mi głupio bo galeria jest po to, żeby każdy się chwalił. Gdybym mieszkała w bloku, nie miałabym tylu i takich zwierzaków.
york - starszy syn ma alergię i tylko yorka możemy mieć :)
Ja mojego kupiłam od ,,chłopa'',miał być malutkim yorkiem ok.1,5kg...waży 6,500:)bardziej przymomina silky teriera,ale tak naprawdę ,to jest po prostu moim syneczkiem:))
Ale słodziaki:)))
Ja mam trzy rozpieszczone futra. Pierwsza była Tosia. Karmiłam ją specjalnym mlekiem. Słodkości. teraz ma 5 lat.
Druga była Misia. Śliczna kociczka
I ostatni do nas dołączył Edi. Przystojniak z zielonymi oczami któremu w zasadzie uratowałam dupsko
Takie słodkie maluchy, że gęba się sama uśmiecha. A zdjęcie w łubiankach - słodkie! Typowo kocie. I pomyśleć, że pół życia nie lubiłam kotów. :( Głupia ja!
Koty pakują się w różne dziwne miejsca Mając trzy takie stworki w domu trzeba spodziewać się najmniej spodziewanych sytuacji. Mieszkam na 8 piętrze i na balkonie mam założoną siatkę. A Edi zrobił sobie z niej hamak. Sąsiadka zawału prawie dostała:D
I podstawowa zasada - kot zmieści się w każdym pudełku
Czyżbym rozpoznała siatkę z zooplusa? Też mam na dwóch oknach - w celu powstrzymania nocnych, niekontrolowanych wycieczek. A w tym pudełku to pewnie wszystkie trzy by się zmieściły - jest jeszcze sporo luzu. :)
To dokładnie ta siatka. Mają pełen luz na balkonie a ja jestem spokojna.
to moje szczęścia :)
Nasza kochana Kitka. A tutaj jak była jeszcze mała ,miała ok. pół roku.
Ciekawe, czy mu/jej wygodnie? :)
Moje ukochane kocury - Majek i Puszek:
Zdjęcie nr 5 - CUDOWNE !!! :)
A ja się zastanawiałam, kto jeszcze ma niewidomego kota. :)
Majek stracił wzrok 2 lata temu, potrąciła go terenówka. Ale radzi sobie doskonale.
Mój Kayek nie wiadomo dlaczego. Po prostu obumarły mu naczynia krwionośne w siatkówce. Ale szybko odzyskał wigor - gania po działce, włazi na jedyne drzewo i naparza się z resztą kotów. :)
Czy te piękności to Norweskie? Ależ mają futra cudne:D
Majek to 5-letni Maine Coon, a Puszek 2,5-letni Norweski.
Miałam też Mein Coona, najmądrzejsze koty na świecie. Był wielki, miał 7 kg i bardzo go kochałam, ale wyszedł i nie wrócił. Teraz mam dachowca, który przyszedł i został
Pamietam Twoją, a raczej Waszą historię, jak Majek był w ciężkim stanie i jak o niego walczyliście :) Piękny kot i wszpaniałych ma Dużych :)
Ja też ile razy patrzę na niego to wzrusza mnie, ile kocio ma szczęścia. :)
Ewo, a twoje zwierzaki to gdzie się pochowały?
Zaraz będą:)
Moja diablica Funia, tylko kombinuje co tu zbroic.Niestety nie dawno jakis zwyrodnialec przejechal ja samochodem, i to pod moim domem gdzie dozwolona predkosc jest 8km/h.Moje pieski tez juz nie zyja.Ksiezniczka Daisy i elektryczna Paskuda.Paskuda zawsze wchodzila do poslania siostrzyczki.Mialy po 14 lat. To jest moja juz nieaktualna ale "galeria".
Basiu, a czy ktoś zapomina swoje nieżyjące zwierzaki? Ja mam nadzieję, że gdzieś tam na mnie czekają. Wszystkie.
Te cudne, ludzkie oczy na ostatnim zdjęciu!
Dziś jest Światowy Dzień Kota
Pozwolę sobie wkleić jeden z wierszy Jana Klimka, bo sama nic piękniejszego nie napiszę :)
DOM SZCZĘŚLIWYCH KOTÓW
Niemal założyć się jestem gotów,
bo wątpliwości moich to nie budzi,
że gdzie jest dom szczęśliwych kotów,
tam jest i dom szczęśliwych ludzi.
Cudne a pręgus najpiękniejszy!
To Gandalf Biały (choć często staje się Szarym)
,król okolicy, niepodzielny pan i władca,
ale mam jeszcze dwie kotki: Śmietanę i Maślanę:
Bo ja kociara jestem.
Panuje przekonanie, że białe kotki często są głuche, a jak to jest z Twoimi pięknymi śnieżnymi?
Podpowiem, że te, które mają różnokolorowe oczy. Np. mój Jappo.
Nie są głuche, ale mają wadę ogonków - urodziły się ze zlamanymi i teraz są krótkie i garbate (ogonki oczywiście).
Jenyyy.... zaklepuję! KOCHAM białe zwierzęta. Mam hopla! Cudowne.
Tak cudowne, ale straszne łobuzy.
To ja w ten dzień pozwolę sobie zamieścić wiersz nie tylko o kocie, który zawsze wyciska mi łzy z oczy.
Umrzeć - tego nie robi się kotu.
Bo co ma począć kot
w pustym mieszkaniu.
Wdrapywać się na ściany.
Ocierać się między meblami.
Nic niby tu nie zmienione,
a jednak pozamieniane.
Niby nie przesunięte,
a jednak porozsuwane.
I wieczorami lampa już nie świeci.
Słychać kroki na schodach,
ale to nie te.
Ręka, co kładzie rybę na talerzyk,
także nie ta, co kładła.
Coś się tu nie zaczyna
w swojej zwykłej porze.
Coś się tu nie odbywa
jak powinno.
Ktoś tutaj był i był,
a potem nagle zniknął
i uporczywie go nie ma.
Do wszystkich szaf się zajrzało.
Przez półki przebiegło.
Wcisnęło się pod dywan i sprawdziło.
Nawet złamało zakaz
i rozrzuciło papiery.
Co więcej jest do zrobienia.
Spać i czekać.
Niech no on tylko wróci,
niech no się pokaże.
Już on się dowie,
że tak z kotem nie można.
Będzie się szło w jego stronę
jakby się wcale nie chciało,
pomalutku,
na bardzo obrażonych łapach.
I żadnych skoków pisków na początek.
W. Szymborska - Kot w pustym mieszkaniu
Fajny ten wiersz.
Jestem sama w domu i nie mogę sobie dać rady ze sobą. Sytuacja mnie przerasta. Jutro Jappo będzie miał operację. W piątek była diagnoza: rak nadnercza. Prawe nadnercze do usunięcia, bardzo duże zagrożenie, że nerka też. Jeśli operacja się uda (a Jappo jest bardzo słabiutki) pozostanie mu jedna nerka. Nerka, w której też są duże zmiany i jest chora. Nikt nie wie, ile czasu da radę popracować. Nikt w tej chwili nie wie, czy operacja przedłuży mu życie i na jak długo. Totalnie się rozsypałam, bo to przecież członek rodziny. Proszę, nie piszcie tutaj, że mi współczujecie, bo ja to wiem. I nie po to jest ten wątek. A ja nie chciałam zakładać osobnego na ten temat. Chcę tylko, żebyście jutro pomyśleli pozytywnie o moim głuchym, pięknym kocie. Dzisiaj siedziałam z nim na dworze, on grzał się na słoneczku i mam nadzieję, że jeszcze wiele takich dni przed nim. Mam nadzieję! Trzymajcie jutro kciuki.
Oj ja wiem,że go kochasz, ja swojego też. Trzymam kciuki bardzo mocno i przesyłam dobre myśli :)
Będę trzymać mocno!!
Jappo nie żyje.
Trzymałam kciuki. Tak mi przykro. Z całego serca współczuję utraty Wspaniałego Przyjaciela. Jappo jest teraz szczęśliwy po drugiej stronie Tęczowego Mostu, tylko tu na Ziemi zostawił żal i smutek, ale jest nadzieja, że kiedyś spotkamy się wszyscy. Myślami jestem z Tobą. :(
Tak mi przykro....... ;-( Trzymaj się....
Ojej:((((współczuję...
bardzo mi przykro :(
Dolar najmniejszy i najmłodszy z całej rodziny, ale za to największy duchem: (adoptowany- wczesniej wyrzucony przy rzecze w zimie z resztą miotu)
a po wyrośnięciu wygląda tak:
Argo nasz pierwszy pies ze schroniska- adoptowany gdy miał ok 3 lat (pies który nie lubi fotografować się)
Zeta- nasza milusińska, przylepek totalny, nasz Lady- jedyna pani w psim towarzystwie- też ze schroniska: pierwszy dzień ze schroniska:
i po wyrośnięciu:
U mnie najpierw były rybki, potem chomiki, świnka morska, ukochany mój kiciuś Czaruś, który był ze mną 5 lat i pewnego dnia nie wrócił. Następnie był piesek Kajtuś, którego zagryzły psy sąsiada na moim podwórku i kotek Kubuś, którego przygarnęłam z ulicy, ale też nieszczęśliwie zginął pod kołami samochodu. A teraz został z nami piesek mojego syna, którego od maluteńkiego szczeniaczka wychowaliśmy. To jest nasz Słodziak, mieszaniec Bruno, zwany przez nas Brusiem.
Wspaniała galeria, jest co podziwiać :) Tym, którzy mają pod swą opieką większe stadka bardzo zazdroszczę, sama bym tak chciała. Tymczasem równo od 3 lat mam jedynaka kota Czesia, oto i on:
Jest cudna :)
Moja kocica Masza
Ależ ładna. :)
Od dawna szukałam szczeniaka owczarka niemieckiego, no i dzisiaj kupiłam sobie jedynego prawdziwego przyjaciela, wabi się Diesela tu na przywitanie miał spotkanie 3 stopnia z Maszą
Tez chce takiego. Sliczny.
Ależ ma przesłodkie naleśniki na głowie. :D Cudności. Tfu! Tfu! Żeby nie zapeszyć.
Pani z hodowli jako wyprawkę zaopatrzyła nas w torbę suchej karmy, ale piesek nie chce jej jeść, za to nie pogardził surowym mięskiem, aż mlaskał i razem z moimi palcami chciał je zjeśc. A najfajniejsze jest to, że on lubi jabłka i marchewkę jako przekąski, dotąd żaden mój pies nie jadł zdrowych przekąsek.
Śliczny jest ten Twój maluch.Owczarki niemieckie znam i bardzo lubię.Teraz mam tez owczarka (nie tylko) i strasznie mi przykro,że pewnie niedługo będziemy musieli się rozstać.Ma już tak 13-14 lat.Nie wiem dokładnie,bo mi zginęła książeczka.Bardzo mądry i kochany.Dostaliśmy go ,a właściwie "kupiliśmy" za przysłowiowy grosz.Dwumiesięczna puchata kulka.Nasz "Czaruś",bo oczarował wszystkich,a póżniej mówiłam-Czarek owczarek.Miałam wiele psów i wiem,że nie wszystkie są jednakowe,zarówno pod względem charakteru,jak i inteligencji.Ten jest naprawdę wyjątkowy.to jest nasz domownik,poza tym przyjaciel kotów.Nie tak dawno usiłował się rzucić na innego psa,który chciał zapolować na jego kocią przyjaciółkę.Żebyś to widziała...Biedny,choroba nóg nie pozwoliła mu się zerwać,ale tak zareagował,skowyczał,szczekał,warczał,że tamten pies znieruchomiał ze strachu i zaczął dygotać.Koty śpią nieraz w budzie Czarusia,bo wiedzą,że tam mają azyl.
Była przed laty taka sytuacja-
Siedzieliśmy kiedyś przy świątecznym stole,święta wielkanocne.Moja,wówczas kilkunastoletnia córka coś tam łzę uroniła.Chodziło o wybór szkoły.Nie było żadnej awantury,nie szlochała.Czaruś był w pokoju,od razu zareagował.Zaskomlił,położył jej łapę na kolanie.No,to się roztkliwiła,pogłaskała go,a łzy poleciały jak grochy.Czaruś wręcz "zapłakał"i próbował jej wejść na kolana.No,ale cóż-"chłop" już dorosły,tak wiec i duży.Jak przód był na kolanach,to tyłek na podłodze.jak usadowił tyłek,to przód lądował na podłodze.W końcu wszyscy zaczęliśmy się śmiać i atmosfera została uratowana.
To tylko taki mały "przykładzik".Nie będę "bajdurzyć",żeby nie nudzić.Niech mi tylko nikt nie mówi,że zwierzę nie myśli i nie czuje.On bardzo dużo rozumie,ale też dlatego,że był z nami w domu wiele lat.Teraz,niestety,mieszka na podwórku i tam ma budę.Jedynie w największe mrozy biorę go na korytarz.
A..co do marchewki,jak nie pokroję czy nie zgniotę,to Czaruś tak pięknie ją wyliże,że aż lśni.Byleby tylko nie zjadł.
Kocham owczarki, miałam przed Brutusem takiego przerasowanego, był bardzo duży, ale też rozumu miał chyba proporcjonalnie do wielkości. Był z nami 12 lat i musieliśmy się rozstać, bo dostał jakiegoś paraliżu, ale do końca warczał na koty zagladające mu do miski. Płakałam po nim długo, to tak jakby domownika zabrakło, dzieci i my byliśmy przy nim bezpieczni, nikomu nigdy krzywdy nie zrobił, ale odstraszał swoją posturą. Mogliśmy spokojnie zostawić dom, albo na chwilę dzieci, a on nie odszedł od nich, wręcz się mi opiekował. Pewnie mu miło w psim niebie, że do dzisiaj go wspominamy z rozrzewnieniem. Mam teraz nadzieję, że malutki Diesel będzie podobnie przez nas wychowany.
A tu wcina ugotowany ochłapek
Też włąśnie kocham i preferuję owczarki.Miałam wiele psów i ciężko było z każdym z nich rozstawać.
Co do paraliżu...jeden z psów tak właśnie gwałtownie zachorował i ..odszedł.Na PV mogę Ci napisać,co to mogło być.Wtedy ani ja,ani nawet weterynarz nie wiedzieliśmy.
Bajdurz ile wlezie. Po to jest ten wątek! :)
A tu moje psy. Stary Brutus i młody Diesel coś uzgadniją
Namawiają się na Maszę. :D
Albo, żeby przyprowadził mamę
Mają swoje tajemnice.
no niestety mój Figaro zmierza powoli w Krainę Wiecznych Łowów ... oprócz porażenie tylnych kończyn, załapał się jeszcze na wodobrzusze i chyba pomału serce też już się kończy ... niestety, ale jeszcze pomagam mu jak mogę ...
Przykre to bardzo, że tak krótko, za krótko żyją. Szczególnie te nasze olbrzymy. Trzymam kciuki, oby pooooowoli, bez bólu i przy was. To najważniejsze.
Mój Jappo w ostatnich chwilach był sam i nie mogę sobie tego darować...
no niestety taka kolej rzeczy ... 12 lat bardzo szybko minęło ... chociaż miałem psa który po prostu poszedł sam gdzieś w swoją ostatnią drogę i już nigdy go nie widzieliśmy, sam chciał nam tego zaoszczędzić ... chociaż szukaliśmy tydzień ... nie wiem do dziś gdzie leży ...
To jedziemy na jednym wózku - nasza starowinka jeszcze ciągnie, co tam że sztucznie :) Oby jak najdłużej udało się utrzymać Twojego i mojego w akceptowalnym dla nich zdrowiu :)
Mój 13 letni wilczur ma problemy z chodzeniem, też mi go żal, ale to nie powód, żeby przyspieszać mu odejście, jakoś jeszcze daje radę.
no niestety mojemu piskowi wysiadły nerki przy wodobrzuszu i nie dało się go uratować ...
Trzymaj się. Ważne, że miał u was dobre życie.
... mieszka sobie teraz 2 metry pod kojcem ... a my mamy za 2 tygodnie nowego malucha do odbioru ... bo nie mogę bez psa ...
Znam! A nowy też typu benek? Pochwalisz się?
tak, chyba bernardyn, w grę jeszcze wchodził dog argentyński i border, ale nie mam doświadczenia w tych rasach więc będzie mały benek - ma na razie miesiąc ale rośnie szybko i chyba za 2 tygodnie będzie już mógł się pożegnać z mamą ...
Mmmmmm... dog argentyński - kwintesencja wdzięku, siły, urody i charakteru. Do niedawna marzyłam, a teraz z racji "nastawienia" naszego społeczeństwa do tego typu ras, przestałam marzyć. Ale miejsce w serduchu ma na zawsze.
bo tak się w naszym durnym społeczeństwie utarło, że to pies jest winny a nie że to kwestia właściciela i wychowania psa, nawet z małego psa dobrym szkoleniem można zrobić agresora, ja miałem bernardyna, który znał swoje miejsce i to co się od niego wymaga, przy czwórce dzieci był najlepszym kompanem do zabawy, ale jeżeli ktoś obcy się pojawił to od razu delikatnie dawał mu do zrozumienia, że jest pod obserwacją i na prawdę nie ma co sobie udowadniać, kto tu będzie silniejszy ... no ale jak do wielu rzeczy musimy jeszcze dorosnąć ... szkoda bo dog argentyński też właśnie ma takie cechy jak mi się podobają, ale pewnie sąsiedzi by mi nie dali spokoju ...
Moja namiastka doga argentyńskiego. :)
Współczuję:((
Tak jak i mój,jak już pisałam.Żal serce ściska,jak mu się z nóg robią nożyce,ale obowiązkowo musi doczłapać do bramy,aby,jak przystało na porządnego gospodarza domu,nas przywitać.
Jej,biedactwo...może jedź do Jaworzna ,do kliniki ,,Pańska Góra'',tam znajdziesz super fachowców,nie to co u nas...
w pewnym wieku już tylko można być i pomóc w odejściu, prawie 12 lat dla benka to koło 100 dla człowieka, szkoda by było męczyć psa tymi wszystkim badaniami, cewnikowaniami i innymi rzeczami, które może mogły mu pomóc na parę dni ...
Masz rację,my musieliśmy podjąć decyzję o uśpieniu naszej bokserki...
Życzę wszystkim naszym braciom mniejszym takich właścicieli.
i miejmy nadzieję, że w tym roku nie dotknie nas fala wakacyjnych pseudowłaścicieli ... którym nagle minie 'miłość" do swoich zwierząt, bo przecież trzeba nowe zdjęcia z wakacji na fejsa wrzucić
Tydzień temu musieliśmy pożegnać się z naszym 12 letnim bernardynem niestety wiek już nie pozwolił mu dłużej ... ale od dziś jest z nami Figa - ma 10 tygodni, pochodzi z hodowli bernardynów z Lisowa ... i jest "małym" wesołym psiakiem, na razie poznaje domowników i swoje obejście, ale pewnie szybko się u nas zadomowi
Urocza psinka
Niom... pamiętam, jak mój był takim "maluszkiem". Przesłodka, weźże ją wycałuj ode mnie po tym piegatym nosku (chyba, że jak każdy prawdziwy mężczyzna nie całujesz zwierząt, bo są brudne, śmierdzą i roznoszą zarazki a poza tym to mało męskie). Zakładam, że imię wy jej nadaliście?
U mnie po Tomku była Tosia.
imię oczywiście nasze, po Figarze jest Figa, bo rodowodowe ma Corina ... ale to będzie pies domowy nie wystawowy, więc imię dostała wybrane przez rodzinę, ja się od małego zwierząt nie brzydzę, moim dzieciom jak były malutkie to też się zdarzyło napić wody z psiej miski, a i pewnie karmy spróbować i nie umarły, a do tej pory nikt nie wie co to alergia ...
Mój też nie "Hyrny". :D
Moja córka dodatkowo z psem w koszyku spała. Dodatkowo nasza psica dostała mleka, zaadoptowała małą i koniecznie chciała ją karmić. Dom wariatów.
Też tak mi się wydaje ... ale wesoło jest przynajmniej ...
Ja zawsze powtarzam, że wiem, że one brudzą, pierdzą, gubią sierść, zrzygają się zawsze na dywan, smarują nosami po czystych oknach ale jednocześnie nie kłócą się, nie dąsają, zawsze się przytulą, wszystko im smakuje i zawsze (!) czekają bez focha, pełne miłości mimo, że się człowiek spóźni. I chociaż mam 5 razy więcej sprzątania niż nie-zezwierzęceni to i tak warto.
i to jest super podsumowanie :) Buziaki
pewnie że warto ... nigdy w oczach człowieka nie znajdziesz tego co w oczach psa ...
Nasz się czasem obraża ;)
Moje, na szczęście, nie. Wczoraj właśnie koleżanka podziwiała, jak Michał biegnie gdzieś z zakamarków posesji, kiedy go wołam.
Nasz na "wołanie", zawsze przychodzi, ale jak się obrazi to chodzi majestatycznym krokiem, patrzy na mężowatego z pogardą i przed jakiś czas sam nie podejdzie na głaskanie :D A co kara dla Pana musi być :D
ja miałem psa ze schroniska, który miał jakąś domieszkę hasky to ten skubany całe życie był inny, może parę razy dał się w życiu pogłaskać, wszędzie chodził swoimi drogami ...
Zupełnie jak afgan mojej siostry. Też dziwadło - jak wracali do domu i był w dobrym humorze, to "zaszczycał" ich spojrzeniem. Ale żeby miał się cieszyć? Do głupich ludzi? Można było sobie wybić z głowy. Moje cieszą się bardzo, bardzo entuzjastycznie - ja je ignoruję. :)
Nasz to wyżeł niemiecki szorstkowłosy, ale z wyglądu widać, że chyba dziadek był fouskiem :D, normalnie się cieszy bardzo i sam próbuje na kolana wchodzić (jakoś nie może zrozumieć, że przestał się ma nie mieścić 35 kilo temu), ale jak się obrazi to patrzy z pogarda i szerokim ługiem omija :D
Moj Diesel juz sie zadomowil, wszyscy sie w nim zakochali, w sobote corka zrobila mu sesje zdjeciowa
No i inne nasze zwierzakiWafel
Brutus
kocica Lusia+Rysia bezogoniasta
no i Maszka
Dopisano 14-05-30 8:09:45:
Mój Brutus 25 maja odszedł do krainy wiecznych łowówPiękne naleśnikowe uszka. :D
A na zdjęciu 2. jak widzę - Mistrzowie Drugiego Planu.
Znalazłam takie oto porady.może przydadzą się komuś?Właśnie przygotowuję napar.Zobaczymy,czy będzie skuteczny.Jeśli tak,zapominam o chemii.
http://www.yaacool-eko.pl/index.php?article=3213
Fajne i wypróbowałabym, gdyby nie kleszcze! Te gówna trzeba chemią i to ostro!
Oj,na kleszcze może nie podziała.Mimo wszystko jutro próba.
Oj,na kleszcze może nie podziała.Mimo wszystko jutro próba.
No i ...po próbie.Po pierwszej może nie powinnam się wypowiadać,ale ...chyba działa.Przetestowałam na razie na jednym kocim maluszku.Zadowolony nie był,mówiąc delikatnie.Mało mnie nie zjadł.Za to dzisiaj nie doszukałam się "nieproszonych gości" w jego futerku,a samo futerko..jakie puszyste i pachnąceSzkoda. Myślę, że miał dobre życie u was. Trzymcie się.
Ale fajna gromadka, "zazdraszczam" Mój mężuś pozwolił na jednego pieska i jednego kotka( kotek poza domem) :) Ale cieszę się i z tego:)
Uwielbiam tutaj zaglądać ,Wasze zwierzaczki są przekochane;) "słitaśny" wątek:)
Bardzo współczuję, na zdjęciach wyglądał na wielkiego zrównoważonego poczciwca o cudnym wilkowatym umaszczeniu - wspaniale mieć takiego psa przez całe jego życie.
Bogdziu, jak tam naleśnikowy pies? :)
Ooooooo, radzi sobie całkiem dobrze, czasem mu uchalec jeden stoi A ze smutniejszych wieści, to zaginęła nam nasza kocica bezogoniasta Luśka, po prostu nie wróciła do domu od 3 tygodni. Bardzo nam jej żal, bo to kocica z charakterem była, ulubienica mojego R. Żadna mysz i inny gryzoń nie miał z nią szans, a na dodatek dbała o nas i mieliśmy świeże mięsko przed drzwiami. To jej ostatnie zdjęcie
Trzymam kciuki i mam nadzieję, że wróci.
wszystkie zwierzaczki są cudne bez wyjątku :), w takim wazie i ja się pochwalę moim skromnym zwierzyńcem
Tosia - najstarsza
Marian - kocurek podwórkowy
tak robi masaż :D
Mania
i najmłodszy członek rodziny Jerzyk synek Mani, w piątek skończy 5 tygodni :)
Dobrze widzę, że Tosia to w typie sznaucera? Ile ma lat? A charakterek zadziorny? :)
Tak, Tosia to sznaucer miniaturka- sami ją strzyżemy bo takie ceny kosmiczne u Nas za fryzjera ze szkoda gadać. Oj bardzo zadziorna jeśli chodzi o inne psy - nie przejdzie obojętnie koło żadnego. Tosi 1 kwietnia stuknęło 6 lat ( ale już stara :D ). A jak ktoś do Nas przyjedzie to tak będzie skakać, szczekać aż zwróci na siebie uwagę i w końcu zostanie pogłaskana. Jest prze kochanym psiurkiem
Ciekawe ile ten fryzjer u Was. U nas ceny się bardzo wahają - można ostrzyc miniaturkę za 50 zł, a można i za 150 zł. I wcale nie oznacza to, że drożej to lepiej - często wręcz odwrotnie! Nasza fryzjerka wystawowa jest w sumie tania, ale przez to rozchwytywana i umówić się z nią to jakiś kosmiczny obłęd. A że przygody wystawowe na razie skończyliśmy, więc zakupiłam maszynkę i też mojego czarnuszka robię sama. Tyle, że go trymuję, a strzygę doopsko, brzuszek wokół siusiaka, głowę i część szyi. Zibi zaraz skończy 5 lat, więc ciut młodszy od Tosi, ale bardzo stateczny kawaler. Nigdy nie był zadziorny i bardzo mało szczeka. Reszta jak u sznaucera - kochana przylepa, ciekawa świata i koniecznie w centrum uwagi. No i główkuje, główkuje cały czas - kocham to u sznupków. :) Szkoda, żeście tak daleko, bo można by odbyć jakiś sznaucerowy spacerek. Mizianko dla Tosi. :)
Zdjęcia Zibcia (jak byś chciała zerknąć) są w poście 44.
Piękny sznaucerek, a jaka sierść gęsta - niestety moja Tosia ma rzadką sierść od zawsze. Chyba będę musiała spróbować ją trymować, coś polecasz? U mnie w mieście są 3 salony gdzie strzygą pieski i ceny wahają się od 70zł do 100zł. Tosia tylko usłyszy jakiś szelest od razu szczeka, bardzo dużo szczeka. Zaglądnęłam na stronkę ze sznaucerami której wkleiłaś linka piękne pieski, i nie które po przejściach - podobają mi się te olbrzymy, może kiedyś :). Uściski i czohranko za uszkiem dla Zibcia :)
Dziś mąż przyniósł czarne, milusinskie, zakleszczone i baaaaardzo głodne malutkie kocio
dało sobie powyciągać wszystkie kleszcze, nie drapie, nie gryzie, mruczy i mizia się. Jak zjadło to kicnęło na kolana synowi i śpi.
I chyba jest dziewuszką.
I co świat by zrobił bez takich człowieków?
Słodziak taki jak mój. Ewa ja już pisałam,że jesteście Wielcy, ale co tam lubię się powtarzać :)
Dżanino, Neliado, dziękuję Wam. Wy też to macie :)
Jesteśmy po wizycie u wetki. Dziewuszka miała bliskie spotkania z czymś niestety. Pod noskiem gojąca się blizna, wybity jeden ząb, na podniebieniu rana schodząca w głąb gardła, język głęboko przecięty. Widoczne jest gojenie.Ale pycholek boli, bo kicia nie miauczy, tylko skrzeczy i ciężko jej przechodzi suche jedzonko.
U weterynarza spokojnie dała sobie zrobić usg i obciąć pazurki. Leżała na pleckach i pełny luz :)
Niezadowolenie okazała tylko przy badaniu pyszczka, ale to bolało.
Z Julkiem, Batmanem i Eranką bez żadnych zgrzytów się zadomowiła :) Oni też jej nic nie robią :) Super kot :)
A, i mamy imię: Tola :)
Oby takie pozostało miłe to kocio, tego Ci życzę :) Uwielbiam takie miłe kociszcza. Niestety z kociszczami bywa różnie, jak to zwykle bywa ze wszystkimi stworzeniami. Co żyjątko, to charakter :)
W tym swoim nieszczęściu miała bidulka też szczęście. Z dnia na dzień będzie tylko lepiej.
Nasz, wszedł na moje kolana po czterech latach.
Chciałam zakomunikować wszystkim "zezwierzęconym", że Hyrny wczoraj przestał być 100% facetem i już na zawsze zostanie dzieckiem! Jajków niet!
nie zapomni Ci tego
Zapomni, zapomni... ten facet potrafi wybaczać!
Tak poważnie... szkoda ale czas był najwyższy! Oby bez komplikacji a charakterek i tak ma.
Kastracja? no bez jaj !
Pilnuję teraz gnoja, żeby nie biegał bo u wielkich psów może to spowodować potęęęęężny obrzęk moszny. :) A tego byśmy nie chcieli. A jemu już strupy odlazły i chciałby poszaleć.
To jest Neska. Ma dwa miesiące, a w naszej rodzinie jest dwa dni. Dopiero się nawzajem poznajemy. Trochę jeszcze płacze za swoją mamą i bratem.
Jaka śliczna! I jakie ma okularki cudne!
Słodzinka ;)
Ale słodziak .Do zjedzenia:)
...
Fakt! Szkoda, że nie vice versa. :(
zaczęły się wakacje ... to nie jest dobry czas dla niekórych zwierząt niestety ...
Smutne i prawdziwe,ale cóż.Też pożegnałam w swoim życiu wiele zwierząt.Naprawdę,nie zapomniałam o żadnym.Staram się o tym nie myśleć,bo im życia nie wrócę,a się bardzo "dołuję".Teraz widzę,jak mój Czaruś-owczarek niemiecki strasznie popadł na zdrowiu.Tył mu siada,męczy się.Ma 13 lat.mógłby jeszcze z nami pobyć.Czasem nie może nawet się podnieść na 4 łapy.Co mam pożńiej zrobić?To nie ratlerek,którego mogłabym nosić na rękach.Jeśli przyjdzie mi go uśpić,będzie ból,znowu.Taki kochany i mądry..Był czas,że go na rękach go nosiłam,małą puchatą kulkę.
Jakiś czas temu sąsiad mi powiedział,że po stracie psa nie chce innego,bo bardzo przeżył jego odejście.Wiem,że ciężko,ale można popatrzeć na to inaczej-że możemy wziąć innego i dać mu kilka lat życia w godnych warunkach.
Może i dobrze,że to zwierzęta wcześniej odchodzą,bo może one by bardziej cierpiały za człowiekiem,choćby był nie wiadomo jak zły.
Donoszę, że siersciuchy dobrze zniosły podróż przez ocean. Bez żadnych uspokajaczy. Najtrudniej było im dojechać na lotnisko w Warszawie, reszta to pikus. Tutaj przystosowały się nie najgorzej. Zgubiły europejskie futro i teraz Maurycy ma takiego śmiesznego jeżyka, nie ma za co złapać, Trixi też rzadsze, ale ona jest dlugowlosa.
Maurycy stał się kotem domowym, nie domaga się wychodzenia. Jako, że mieszkamy w hotelu to najwiekszym problemem jest sprzątanie. Koty musimy ubierać w szelki, zapinać smycze, czego one nie znoszą i wychodzić na recepcję.
O kurcze, Kasiu, gdzieś Ty wybyła tak daleko
Mieszkam teraz w Usa, na południu, w Karolinie Północnej. Do oceanu mam jakieś 100 km - także jeździmy sobie co weekend. Właśnie stresujemy koty - czyli czekamy na sprzątanie pokoju. Biedaki siedzą w transporterach i miauczą. Początkowo próbowaliśmy na smyczy - ale jak Mauryc dostawał fazę, trudno było za nim nadążyć. A Trixi w ciągu kilku sekund wychodziła z szelek i obroży - nawet jak były ciasno zapiete. Nic to - mieszkanie w hotelu, mimo wielu zalet, ma też swoje wady. Do mieszkania przeprowadzamy się za miesiąc, no trochę mniej i wtedy skończy się stres dla kotow. A dla nas zaczną koszty - bo te 6 tygodni w marriottcie mamy w ramach bonusu relokacyjnego.
Wow,no to faktycznie stresik dla kociaków:) Będzie dobrze, trzymam kciuki za Was i zwierzaczki:)
Dżanino, wielka prośba o nowy wątek, ten się zacina strasznie, bo przeciążony :)
Parówek - wciąż jest z nami
Boszszszszsz, uroczy staruszek, widać w tej mordce całą miłość
W jego oczkach odbija się miłość i wdzięczność , jest świetny :)