Ja zauważyłam, że menu mi się zmieniło na cięższe. Fasolówkę bym tylko jadła na wędzonce))) Człowiek chyba jakoś podświadomie chce w mróz jeść pożywne potrawy. Najciekawsze, że ja za fasolówką nie przepadam, a teraz...chodzi za mną))) A jak wy reagujecie kulinarnie na mróz?
Bardziej kalorycznie: żurek maszczony wędzonką, kapuśniak, rosół, krupnik na wieprzowinie, kotlety schabowe i mielone, żeberka, kapucha zasmażana, tarte placki.No i dużo cytrusów. W innych porach roku też to jemy, tylko w wersji mocno odtłuszczonej.
Mnie zastanowiła ta chęć na takie potrawy. Normalnie, kiedy indziej- prawie tego nie jem. A teraz, w mrozy...po prostu chodzą za mną. A przecież nie przebywam godzinami na mrozie. No czasem pójdę na lodowisko, czy biegówki, ale też nie długo i nie przy -20 st. C. Myślę, że to podświadome. Dlatego pytam, jak wy to odbieracie i reagujecie na mrozy.
Kiedyś zauważyłam podobną tendencję. W upały strasznie chce mi się jeść słone śledzie. Uważałam to za totalny odjazd psychiczny dopóki nie porozmawiałam z koleżanką- biologiem. Ona mi wyjaśniła, ze w czasie upałów pocimy się i "wypocamy" z organizmu sól. Dlatego instynktownie chce się jeść słone potrawy- uzupełniać sól. Od tamtej pory nie kłócę się ze swoim organizmem i jem, to co się chcę.Ale zawsze zastanawiam sie- dlaczego?
Biologia organizmu plus psychika na szczeblu podświadomości i masz potrzeby żywnościowe w czasie niskich temperatur, tak myślę. Ja ten okres wykorzystuję żeby spalić zapas tłuszczyku, który mam głównie na brzuchu.
Ja z natury szczupła, ba czasem nawet chuda, jak mam stress.Może to zasługa genów, może nawyków żywieniowych, a może upodobania do ruchu. Ale to mądry pomysł- własnie wtedy można tę chęć wykorzystać na odchudzanie.Dobry pomysł.
Zupy są u mnie bardziej treściwe niż w lato, gęstsze,z większą ilością mięsa i warzyw..II dania - raczej więcej mięsnych jest,choć naleśnik się też znajdzie....i jednogarnkowych dań jest więcej niż w lato(bigosy, fasolki po bretońsku, gulaszowe). Organizm raczej potrzebuje ocieplenia, rozgrzania się po spacerze, po sankach czy łyżwach..Nawet na słodko wolę teraz"ciężkie" ciasto niż leciutką piankę z galaretką..
Dobrze gadasz majolika, zimą to tylko grochówka i golonka w kapuście najbardziej smakują Też myślę, że nasze organizmy mądre są i najlepiej wiedzą czego im potrzeba. Mimo iż lubię sałatkę grecką, teraz jak o niej pomyślę...to brrr...aż zimno mi sie robi..
Zgadzam się z Henn. U nas naprzykład nikt nie zje latem rosołu, grochówki czy kapuśniaku. W lipcu nie marzę o golonce, a wczoraj właśnie zrobiłam pieczoną w miodzie.
No mówiłam, że coś jest takiego, nie umiem tego zrozumieć, na czym to polega,że zimą chcę się samo z siebie jakoś tak jeść bardziej treściwie. Ja normalnie fasolówki nie lubię, za cięzka jest dla mnie, a teraz mam wprost fioła na fasolę. To dziwaczne. Jakaś taka potrzeba organizmu. Podobno są potrawy , które jakby rozgrzewają tkanki. Nie znam się na tym, nie jestem biochemikiem ani fizjologiem, ale czuje, że to nie przypadkowe.To wpływ pogody, mrozu, zimna. Ciekawiło mnie, czy wy też tak macie, czy tylko ja taki dziwak.
Ja zimą jem takie potrawy za którymi zwykle nie przepadam czyli bigos,sosy,kapuśniaki,fasolówy,barszcze czerwone gęste.Natomiast domownicy nie mają specjalnych wymagań.
W taką pogodę najlepiej smakują mi potrawy z dodatkiem ostrych przypraw, imbiru, chili, strączkowe jak najbardziej, kapuśniak też.Cytrusy w zimie też są smaczne, ale za dużo ich nie jem, bo ponoć wychładzają organizm.
Zimą nie jem pomidorów, ogórków, ciast na zimno lub z galaretką, w ogóle zdecydowanie mniej "surowizny". Raz dlatego że takie pędzone na niewiadomo czym warzywa mi nie smakują. A dwa na samą myśl o takich daniach jakoś zimno mi się robi :)
Ja cały dzień jakoś tak tylko podjadam, specjalnego apetytu nie mam a obiad to często nie ruszę. Ale wieczorem to mam wilczy apetyt, natomiast latem szybciej coś zjem może ze względu na młode warzywa i owoce. Coś mi się parę kilo przytyło ale jak znam życie to na wiosnę samo poleci jak zawsze :-))
Miałam napisać, że u mnie nic się nie zmienia, po czym sobie uświadomiłam, że właśnie zjedliśmy baaardzo treściwy barszcz ukraiński a teraz jemy grochówkę na wędzonce i kiełbasie białej. Więc coś w tym jest.
To jest normalne,organizm więcej wydatkuje na utrzymanie temperatury ciała i na szczęście sam się domaga tego,co mu potrzebne.Tak jak np mało kto się zastanawia.dlaczego,gdy jest zimno,częściej chodzimy na "siku".Po prostu pozbywa się niepotrzebnego balastu,żeby oszczędzać energię.
Dla mnie wyznacznikiem menu jest mój apetyt i smak . Kalendarz nie ma nic wspólnego . Nie będę jeść pączków , rogali czy ryby bo data w kalendarzu na to wskazuje . To tak na marginesie
Zimową porą zupy ma zawsze zawiesiste i pożywne . Żurek z wkładką , barszcz biały ( kwas z kapusty ) z golonką . Kapusta kiszona z warzywami i mięsem . Grochowa i fasolowa też na wędzące też swoje miejsce znajdzie na talerzu .
Na śniadanie odkryłam kasze jaglaną ( na wodzie w mojej wersji ) z owocami . Mogą być świeże ( banan , jabłko ) czy wszelkie '' susze '' śliwka , żurawina , morela .Takie śniadanie ma właściwości rozgrzewające , długo trzymam ciepło i przy okazji .... odkwasza mój organizm .
Obecnie na dyżurze mam barszcz czysty i gar kapusty z golonkami .
Pamiętam także o systematycznym wieczornym łyczku nalewki lub innego mocniejszego trunku ( burbon , brandy ). Póki co katar czy przeziębienie nie trafiło we we mnie .
No i ciacho zawsze na dyżurze na wypadek wejścia zmarzłego gościa na kubek herbaty czy kawki )) Na stanie biszkopt ze śmietaną , brzoskwiniami i galaretką .. ech wspomnienie lata .. ))
Moja Droga .. ! Golonki robiłam błyskawicznie , goście w drodze. Zakładałam , że nastolatka podziekuje za goloneczkę i bedzie '' model '' na foty ... A małolata pierwsza wbiła widelec w golonko z kapuchą i .. masz ci los .. zjadała całą ...
No i masz rację, u mnie też zmienia się tzn "zachcioł" latem lekko słodko a teraz wolę coś na ciepło... wczoraj np naszła mnie ochota na chleb obsmażony na chrupko na oleju na patelni.... wspomnienie dzieciństwa i to raczej tylko zimą haha Chyba o tym magazynowaniu energii to nie jest ściema!:)
Mnie ciekawi jedno-wiadomo zimą zapotrzebowanie na energię większe z powodu chłodu. Ale to logiczne, kiedy spędzamy gros czasu na zimnie, a tak nie jest. Tego zimna doświadczamy przecież krótko- na spacerze, zakupach itp. To czemu jest ta chęć na jedzenie innych potraw? Wobec tego- albo to jakiś atawizm, albo jakieś zjawisko psychologiczne, może podświadome. Jednak cos takiego jest i większość z nas tego doświadcza)) Ciekawe, nie?
Moja babcia nam taki często smażyła, ja jeszcze lubiłam posypać sobie lekko solą, do tego szklankę soku z kiszonych ogórków, mniam:)Babcia na zimę kwasiła w beczce z dużą ilością czosnku i kopru, pycha, dobry na owsiki dla młodych
Ja zauważyłam, że menu mi się zmieniło na cięższe. Fasolówkę bym tylko jadła na wędzonce))) Człowiek chyba jakoś podświadomie chce w mróz jeść pożywne potrawy. Najciekawsze, że ja za fasolówką nie przepadam, a teraz...chodzi za mną))) A jak wy reagujecie kulinarnie na mróz?
u mnie bez różnicy mróz czy nie- pierożki jem ostatnio robiłam ze szpinakiem i fetą...mniam
U mnie nie ma żadnej różnicy czy mróz czy upał. Jemy to samo.
Bardziej kalorycznie: żurek maszczony wędzonką, kapuśniak, rosół, krupnik na wieprzowinie, kotlety schabowe i mielone, żeberka, kapucha zasmażana, tarte placki.No i dużo cytrusów. W innych porach roku też to jemy, tylko w wersji mocno odtłuszczonej.
Mnie zastanowiła ta chęć na takie potrawy. Normalnie, kiedy indziej- prawie tego nie jem. A teraz, w mrozy...po prostu chodzą za mną. A przecież nie przebywam godzinami na mrozie. No czasem pójdę na lodowisko, czy biegówki, ale też nie długo i nie przy -20 st. C. Myślę, że to podświadome. Dlatego pytam, jak wy to odbieracie i reagujecie na mrozy.
Kiedyś zauważyłam podobną tendencję. W upały strasznie chce mi się jeść słone śledzie. Uważałam to za totalny odjazd psychiczny dopóki nie porozmawiałam z koleżanką- biologiem. Ona mi wyjaśniła, ze w czasie upałów pocimy się i "wypocamy" z organizmu sól. Dlatego instynktownie chce się jeść słone potrawy- uzupełniać sól. Od tamtej pory nie kłócę się ze swoim organizmem i jem, to co się chcę.Ale zawsze zastanawiam sie- dlaczego?
Biologia organizmu plus psychika na szczeblu podświadomości i masz potrzeby żywnościowe w czasie niskich temperatur, tak myślę. Ja ten okres wykorzystuję żeby spalić zapas tłuszczyku, który mam głównie na brzuchu.
Ja z natury szczupła, ba czasem nawet chuda, jak mam stress.Może to zasługa genów, może nawyków żywieniowych, a może upodobania do ruchu. Ale to mądry pomysł- własnie wtedy można tę chęć wykorzystać na odchudzanie.Dobry pomysł.
To co zwykle:)
U mnie jemy to samo zawsze. Jedynie owoce sie zmieniaja, teraz pijemy duzo sokow z cytrusow.
U mnie bez różnicy, jemy to co ugotuje:)
Dopisano 14-01-27 12:34:02:
Chociaż zimową porą, smakują nam bardziej kaloryczne rzeczy:)to jak u nas
Zupy są u mnie bardziej treściwe niż w lato, gęstsze,z większą ilością mięsa i warzyw..II dania - raczej więcej mięsnych jest,choć naleśnik się też znajdzie....i jednogarnkowych dań jest więcej niż w lato(bigosy, fasolki po bretońsku, gulaszowe). Organizm raczej potrzebuje ocieplenia, rozgrzania się po spacerze, po sankach czy łyżwach..Nawet na słodko wolę teraz"ciężkie" ciasto niż leciutką piankę z galaretką..
Dobrze gadasz majolika, zimą to tylko grochówka i golonka w kapuście najbardziej smakują Też myślę, że nasze organizmy mądre są i najlepiej wiedzą czego im potrzeba. Mimo iż lubię sałatkę grecką, teraz jak o niej pomyślę...to brrr...aż zimno mi sie robi..
Zgadzam się z Henn. U nas naprzykład nikt nie zje latem rosołu, grochówki czy kapuśniaku. W lipcu nie marzę o golonce, a wczoraj właśnie zrobiłam pieczoną w miodzie.
Latem rosół jest przepyszny, jeszcze jak są młode warzywa. Nie gotuję rosołu w upały, ale jak jest normalna temperatura około 20 st , to tak:)
U mnie upał czy mróz rosół w niedziele musi byc :)))
No mówiłam, że coś jest takiego, nie umiem tego zrozumieć, na czym to polega,że zimą chcę się samo z siebie jakoś tak jeść bardziej treściwie. Ja normalnie fasolówki nie lubię, za cięzka jest dla mnie, a teraz mam wprost fioła na fasolę. To dziwaczne. Jakaś taka potrzeba organizmu. Podobno są potrawy , które jakby rozgrzewają tkanki. Nie znam się na tym, nie jestem biochemikiem ani fizjologiem, ale czuje, że to nie przypadkowe.To wpływ pogody, mrozu, zimna. Ciekawiło mnie, czy wy też tak macie, czy tylko ja taki dziwak.
Ja zimą jem takie potrawy za którymi zwykle nie przepadam czyli bigos,sosy,kapuśniaki,fasolówy,barszcze czerwone gęste.Natomiast domownicy nie mają specjalnych wymagań.
W taką pogodę najlepiej smakują mi potrawy z dodatkiem ostrych przypraw, imbiru, chili, strączkowe jak najbardziej, kapuśniak też.Cytrusy w zimie też są smaczne, ale za dużo ich nie jem, bo ponoć wychładzają organizm.
Zimą nie jem pomidorów, ogórków, ciast na zimno lub z galaretką, w ogóle zdecydowanie mniej "surowizny". Raz dlatego że takie pędzone na niewiadomo czym warzywa mi nie smakują. A dwa na samą myśl o takich daniach jakoś zimno mi się robi :)
Ja cały dzień jakoś tak tylko podjadam, specjalnego apetytu nie mam a obiad to często nie ruszę. Ale wieczorem to mam wilczy apetyt, natomiast latem szybciej coś zjem może ze względu na młode warzywa i owoce. Coś mi się parę kilo przytyło ale jak znam życie to na wiosnę samo poleci jak zawsze :-))
Oj a ja bym zjadła grochówkę :)
Zapraszam. :) Z trzech rodzajów grochu.
mniam już jadę, a tymczasem popełniłam wczoraj placki ziemniaczane:)
Ja natomiast w zimę najczęściej robię zupy krem - najlepiej takie bardziej na ostro (najczęściej tak robię krem z pomidorów)
Miałam napisać, że u mnie nic się nie zmienia, po czym sobie uświadomiłam, że właśnie zjedliśmy baaardzo treściwy barszcz ukraiński a teraz jemy grochówkę na wędzonce i kiełbasie białej. Więc coś w tym jest.
To jest normalne,organizm więcej wydatkuje na utrzymanie temperatury ciała i na szczęście sam się domaga tego,co mu potrzebne.Tak jak np mało kto się zastanawia.dlaczego,gdy jest zimno,częściej chodzimy na "siku".Po prostu pozbywa się niepotrzebnego balastu,żeby oszczędzać energię.
I wzorem Beara Grillsa sikamy w woreczek i robimy z niego termoforek! :)
O,to jest myśl.
Dla mnie wyznacznikiem menu jest mój apetyt i smak . Kalendarz nie ma nic wspólnego . Nie będę jeść pączków , rogali czy ryby bo data w kalendarzu na to wskazuje . To tak na marginesie
Zimową porą zupy ma zawsze zawiesiste i pożywne . Żurek z wkładką , barszcz biały ( kwas z kapusty ) z golonką . Kapusta kiszona z warzywami i mięsem . Grochowa i fasolowa też na wędzące też swoje miejsce znajdzie na talerzu .
Na śniadanie odkryłam kasze jaglaną ( na wodzie w mojej wersji ) z owocami . Mogą być świeże ( banan , jabłko ) czy wszelkie '' susze '' śliwka , żurawina , morela .Takie śniadanie ma właściwości rozgrzewające , długo trzymam ciepło i przy okazji .... odkwasza mój organizm .
Obecnie na dyżurze mam barszcz czysty i gar kapusty z golonkami .
Pamiętam także o systematycznym wieczornym łyczku nalewki lub innego mocniejszego trunku ( burbon , brandy ). Póki co katar czy przeziębienie nie trafiło we we mnie .
No i ciacho zawsze na dyżurze na wypadek wejścia zmarzłego gościa na kubek herbaty czy kawki )) Na stanie biszkopt ze śmietaną , brzoskwiniami i galaretką .. ech wspomnienie lata .. ))
Czemu nie wstawiasz fotek w wątku obiadowym? Tak dla zachęty:) W sobotę mam w planach kupić kilka golonek:)
Moja Droga .. ! Golonki robiłam błyskawicznie , goście w drodze. Zakładałam , że nastolatka podziekuje za goloneczkę i bedzie '' model '' na foty ... A małolata pierwsza wbiła widelec w golonko z kapuchą i .. masz ci los .. zjadała całą ...
Megi, moja dzieciaki uwielbiają golonki, a córka wsunie całą:)
Myślę, że zręczniej byłoby napisać; "zje całą"
Oj tam, wiadomo o co chodzi:))
megi a jak tak mam nie będę jeść zupy grochowej latem,albo żurku z jajkiem.....
Ja też nie .. za ciepło , za gęsta i .... za szybko grochowa ulega fermentacji .. ))
No i masz rację, u mnie też zmienia się tzn "zachcioł" latem lekko słodko a teraz wolę coś na ciepło... wczoraj np naszła mnie ochota na chleb obsmażony na chrupko na oleju na patelni.... wspomnienie dzieciństwa i to raczej tylko zimą haha Chyba o tym magazynowaniu energii to nie jest ściema!:)
...haha no i też dzisiaj obsmażyłam chleb na patelni,dodałam plaster żółtego sera,pięknie się roztopił wspomnienie było,mniam.
Mnie ciekawi jedno-wiadomo zimą zapotrzebowanie na energię większe z powodu chłodu. Ale to logiczne, kiedy spędzamy gros czasu na zimnie, a tak nie jest. Tego zimna doświadczamy przecież krótko- na spacerze, zakupach itp. To czemu jest ta chęć na jedzenie innych potraw? Wobec tego- albo to jakiś atawizm, albo jakieś zjawisko psychologiczne, może podświadome. Jednak cos takiego jest i większość z nas tego doświadcza)) Ciekawe, nie?
Moja babcia nam taki często smażyła, ja jeszcze lubiłam posypać sobie lekko solą, do tego szklankę soku z kiszonych ogórków, mniam:)Babcia na zimę kwasiła w beczce z dużą ilością czosnku i kopru, pycha, dobry na owsiki dla młodych
Ja równiez przerzucam się na cięższe potrawy i ostre smaki, żeby się rozgrzać np. curry, tajskie zupy i dużo mięska!
Mnie najlepiej smakuje , nasze rodzime jedzonko:)Dobre bo Polskie:)