Mała latorośl wróciła ze szkoły. Pytam, czy obiad podany w stołówce smakował i co było.
- Pierogi, fuuu!
Pamiętając, że młoda nie lubi pierogów z mięsem, za tymi z kapustą i grzybami nie przepada, a o ruskich to już zupełnie zapomniała, że kiedyś zajadła się nimi namiętnie, ale to było w czasach wczesnego rozwoju mowy (obecnie toleruje wyłącznie z owocami, czyli ze śliwkami, bo przecież np. truskawki w pierogach to już nie owoce),
pytam:
- O, dlaczego fu, z czym były?
- Ze szpinakiem.
Dziecko się krzywi, aby podkreślić obrzydliwość dania i odrazę, jaką je darzy. Ja się ślinię.
- Ooo, ze szpinakiem, zjadłabym.
Na twarzy dziecka maluje się odraza coraz obrzydliwsza, eskalowana każdym mięśniem małego pyszczka.
- Fuuu, i jeszcze miały takie ciemne ciasto.
Tego już dla mnie za wiele. Dlaczego rodzicom nie pakuje się na wynos obiadów, których nie chcą zjadać ich dzieci?! No dlaczego?! Cóż za marnotrawstwo!
A jak to u Was jest z różnicą Waszych, dorosłych smaków, i smaków Waszych mniejszych i większych latorośli?
OOO mialam podobne zdarzenie zupełnie niedawno (choć moja latorośl już pracuje) ... no i właśnie próbował swoich sił w Spółce, która słynie na całą Polskę i nie tylko (na V) z wyrobów właśnie pierogów, krokietów, naleśników itp.
Dla pracowników była promocja pierogów... synuś wrócił z pracy i mnie o tym poinformował... ale... Mamo nie kupiłem bo TYLKO ze szpinakiem!!! Przecież NIE LUBIE!!
A ja żeby takowe zjeść chodzę na babskie ploteczki do knajpy gdzie podają najpyszniejsze w okolicy hm
U mnie jeszcze dynia, jeśli chodzi o antypody smaku, prym wiedzie. Młode nie ruszy z niczego, w czym dynię rozpozna lub co z dynią się może choćby kolorem kojarzyć. Grochówki dyniowej, którą ugotowałam cały gar zeżarłam sama. Kartoflankę dyniową zeżarliśmy pospołu z połowkiem. A dziecię jadło, cokolwiek innego, byle nie zawierało dyni. Natomiast sukcesem absolutnym okazał się placek ze śliwkami, jabłkami i dynią, który został pochłonięty z prędkością światła. Zupełnie już nie wiem, o co chodzi, chyba z cukrem wchodzi lepiej - to jedyne tłumaczenie, które wydaje mi się wiarygodne
U mnie jest dość dziwacznie... Ja i Mąż lubimy smaki dzieciństwa na słodko... A synuś (7lat) od zawsze był na nie, jeśli szło o pierogi z jagodami, knedle z truskawkami, czy makaron z białym serem i cynamonem... za to od małego uwielbiał np. makaron z pesto, czy odsmażany z natką i czosnkiem ( moje smaki )... Ostatnio zjada pierogi i knedle, ale jeśli ma wybór, wybierze ruskie zamiast z owocami i Twoje pyzy z mięsem zamiast knedli Niedawno zrobiłam krokiety ze szpinakiem dla nas, a synkowi z parówką i serem wg. pomysłu na WŻ. Synuś zjadł z apetytem, a na kolację zapragnął spróbować naszych ,,szpinakowych".....stwierdził, że pyszniejsze :)) A od małego uwielbiał pogryzać gałązki zieleniny kopru i natki...... I tak jest, my rozczulamy się nad słodkimi dziecinnymi obiadkami, a młody woli wszystko na wytrawnie :))
Moje smaki sie zmieniaja szybciej niz kierunek wiatru we wsi. Teraz zywilabym sie tylko pieczonymi jablkami i ziemniakami. Dzieci za to w swoich sympatiach i antypatiach sa nieco bardziej zapamietale. ryska nie je niczego, co mogloby miec w skladzie witaminy, Tamara dalaby sie pokroic za pierogi, langosza i bigos. Tuska za golabki, przyzwoity stek i owoce morza. Wszystkie za dobra pizza poszlyby na piechote do Rzymu, na Termini za kebabem stalyby godzinami. Wszystkie tez kochaja jesc chinskie zarcie paleczkami. :) Lubia ossstre jedzenie, wiec chilli con carne popijaja mlekiem przez lzy, podczas gdy ja dorzucam sobie ze dwie papryczki do mojej porcji. Czego. Nie lubia? Tamara wytnie kazdy kawalek tluszczu nawet z marchewki. Natalia nie ruszy krolika i jtortellini z miesem. Tuska nie zje salami, za to Tamara glownie je salami, za to nue je szynki gotowanej, ktora lubi Natala. Ryska ogolnie moglaby zywic sie nalesnikami z miesem, gdyby jej pozwolili i zagryzalaby to czekolada.
Bom leniwa bestyja i zamiast cywilizowanie podejsc do kmpa postanowilam szybko nabazgrac na ajpadzie... Ale to wina Renaty, dokladnie jej yufka:) siedze i walkuje...
Doskonały "felietonik", napisane po mistrzowsku. Bahus gratuluje Bahati... hmmm... nicki fonetycznie nawet nieco podobne. Czuję u Ciebie tę samą "grupę krwi" co u mnie. Stwierdzam, że pracujemy na podobnych, jeśli nie na tej samej fali.
Jam jest z gatunku tzw. wszystkożernych, co być może nie świadczy za dobrze o poziomie wyrafinowania moich kubków smakowych...
Starsza ma przedziwne, odziedziczone niestety po ojcu, smaki. Z reguły bardzo wybrzydza. Mam wrażenie, że robi to dla zasady... "Uwielbia" jeść pierogi. A wygląda to tak, że każdy osobnik przekrawany jest na pół, farsz zostaje wydłubany, a ciasto skonsumowane... Z reguły z okrzykami uwielbienia "Ale dobry pierożek"... Niestety, nie chce jeść ryb. Nie i koniec. Nieraz udaje mi się ją oszukać mówiąc, że dziś jest mięsko, a na talerzu czeka np. sandacz I dopóki ryba nie nazywa się rybą, to jest nawet smaczna
Młodszy natomiast wciąż "ucycowiony", ale jakikolwiek inny zaserwowany posiłek (póki co bezmięsny jeszcze) spotyka się z przyjaźnie rozdziawioną gębulą i dwoma ząbkami Jest nadzieja, że wda się we mnie z podejściem do jedzenia...
Jakiś czas temu mój wnuczek Kubuś zapytany dlaczego czegoś tam nie lubi (już nie pamiętam czego) odpowiedział: "bo nie próbowałem"...no to spróbuj..."nie mogę", a dlaczego?..."bo nie lubię"...
4-letni siostrzeniec zapytany przez siostrę (a matkę swą) "Dlaczego nie chcesz jeść? U babci jesz wszystko." odpowiedział "Naucz się gotować tak jak babcia, to w domu też będę jadł."
Moje są super. Nie chcą mi zrobić przykrości i powiedzieć u kogo jedzenie jest lepsze. Robią to w bardzo delikatny sposób jeśli musza powiedzieć, że w szkole lepsze niż w domu. Wtedy, któreś się wyłamie i powie, że w domu lepsze:)
Mój syn też z tych delikatnych ( kochany ) . Rzadko mówi , że coś mu nie smakuje , a jeśli - to , że jest zbyt pyszne :))))) i lepiej , żeby na dłużej zostało ;) .
To podobna sytuacja z domu mojej siostry... mieszkają na piętrze a rodzice na parterze... niedzielne południe (wiadomo rosół) córka (wtedy 5 - 6 letnia) cotygodniowo schodziła na dół do babci na rosołek bo BABCIA gotuje najlepszy... Siora znosiła to dzielnie kilka tygodni aczkolwiek gryząc się tym że "może ja nie gotuję dobrego rosołu? coś mu brakuje"... choć przecież to MAMY uczą nas gotować
Którejś niedzieli po kolejnej próbie namówienia córki na zjedzenie rosołu... WOLĘ ZJEŚĆ U BABCI BO TAM NAJLEPSZY!! Siostra wpadła na pomysł i cichaczem zniosła na dół do babci swój osobiście ugotowany rosołek... i tym rosołem babcia nakarmiła wnuczkę
Po powrocie na górę wnusia dalej twierdziła że BABCIA to gotuje pyszny rosołek... Ty mamusiu takiego nie potrafisz
Młody, jak był mały nie jadał rzeczy mięsnych. Byłam u koleżanki - zrobiła kanapki z kiełbasą. Zajadał, chwalił. Następnego dnia poleciałam do tego samego sklepu, kupiłam tą samą kiełbasę - i co - nawet nie ruszył.
Komentarz koleżanki - na chałupkach wszystko smakuje lepiej.
Młoda - alergiczka praktycznie na wszystko co jadalne - tak do około 2 lat, potem zaczęła wyrastać. Bardzo szybko załapała co to alergia i że daje jakieś przywileje (w tym wypadku nie jedzenie tego na co nie ma ochoty) - po południu opiekunka się mnie pyta - czy Marta ma uczulenie na ziemniaki - bo chciała jej dać a ona mówi, że nie może, bo ma uczulenie. Cwaniara. Potem wykorzystywała to w wielu sytuacjach.
Komentarz "na chałupkach smakuje lepiej" też poznałam dzięki koleżance, która poczęstowała strasznie jeszcze wtedy młodą młodą chlebem oliwskim z masłem i żółtym serem. Kanapka została pożarta, moja próba podrobienia okazała się "błe", mimo że wsadziłam do niej ten sam w tej samej budzie kupiony ser :)
Taka sama historia spotkała miodek od babci, który u babci jest doskonały, a z domowej szuflady był zupełnie niejadalny i przecież całkiem inny "nie oszukuj, mamo, że taki sam, przecież czuję, że inaczej smakuje!"... a także chlebek z polędwicą sopocką.
Około 3 lat zajęło latorośli zajął proces iluminacji, że "ojej, zupełnie jak u cioci, oooo, tak samo jak u babci".
I buraczki marynowane... to ci dopiero. Mogłam zamarynować i dać słoik babci. Otwierany u babci miał przepyszną zawartość. Te domowe były kompletnie niestrawne. Dopiero kilka tygodni temu nastąpiła zmiana i ruszyła małoletnia niszczarka do buraczków i placków z jabłkami i znienawidzoną dynią:
"Puśka, ale te placki, oprócz jabłek, są też z dynią..."
syn nigdy, przenigdy nie weźmie do gęby żadnego ciasta, dziwak jeden,
młoda jedząc pomidory z cebulką do obiadu, skrupulatnie odsuwa każde kawalątko cebuli, żeby jej nie zabiło, za to na kanapkę pokroi sobie pomidor a na to cebulę i wtedy zjada.
No i oczywiście nie bierze do gęby szpinaku, zaraza jedna, "żeby dla was było więcej".
Moja Młoda jest niejadkiem, który jednak z głodu nie zginie. Lubi bardzo mało rzeczy - a jak lubi to je na umór, codziennie - i potem ma jedną rzecz mniej do lubienia. Nowe rzadko dochodzą, niestety. Dla niej jedzenie jest dobre, gdy pachnie chemią - np. dobry ketchup to taki co nie pachnie pomidorami. Ma silny charakter, jest nieprzekonywalna - więc odpuściłam sobie walkę o jej zdrowie - bo i tak zawsze byłam na straconej pozycji. Ani prośba ani groźba, ani szantaż, ani przekupstwo.
Młody miał swoje humory i nie lubił - mniej więcej do 10 lat. Potem rozwój nie pozwolił mu na to - byle było dużo i z talerza nie uciekało. A jak ucieka - to trzeba przygwoździć widelcem. Generalnie - lubi nowe smaki, eksperymenty, sam dobrze gotuje i ma wyobraźnię kulinarną.
Jak Młoda była mała uwielbiała ruskie pierogi i kopytka teraz okazało się, ze nie lubi. Była dzieckiem kochającym słodycze, teraz raczej mięsożerna. Jej tata czasem jak mu wyjada surową szynkę albo tatara mruczy, że wolał jak była przez kilka lat wegetarianką. Młoda nie ruszy naleśników z dżemem, ja uwielbiam. Nie lubi też zup.
Pierworodna na pytanie "co lubi najbardziej?" odpowie: mięso!!!! W związku z tym nie je: rolad, gulaszu, pieczeni, kaczek (o podrobach nie wspomnę). Bigos jest sfermentowany i nie nadaje się do konsumpcji. Łazanki - co najmniej podejrzane. Surówki są dla szczurów i rodzeństwa (kolejność dowolna), wszak ziemniaki i ryż to warzywo, więc wystarczy. Z lecza wyjada jedynie kiełbasę. Średnia jest wszystkożerna, pod warunkiem, że to konkret (moja krew! ). Od dziecka nie tyka jedynie jaj pod żadną postacią i pracowicie rozgrzebuje sałatki, wietrząc w nich podstęp i zamach na jej życie. W leczu toleruje jedynie warzywa, a talerz żurku na szkolnej stołówce rozpracowuje na trzy osoby. Skomplikowany system przewiduje rozdział białka, żółtka, ziemniaków i czystej zupy. Nieco to skomplikowane, ale wszyscy właściciele talerzy zadowoleni i najedzeni. Najmłodsza, czteroletnia, próbuje wszystkiego. Rzeczy niejadalne absolutnie kwitowane są grzecznie: "to jest trochę dobre, trochę niedobre", co oznacza: won z tego talerza! Na szczęście są to propozycje typu: oliwki, flaczki lub kapary, a więc produkty, które dla większości dzieci są niejadalne. Kocha zupy (z wyjątkiem ogórkowej), a uwielbieniem wręcz darzy armeriter. Pizzę wielbią wszystkie, a obok ulubionej kebabowni nie są w stanie przejść obojętnie.
Ślubny zup nie tyka (wyjątek: rosół w gościach lub w kubeczku od wielkiego dzwonu), uwielbia szpinak na słodko (który dla odmiany przez gardło mi nie przejdzie pod groźbą tortur) i generalnie mało wybredny jest.
Ja uwielbiam ryby, piekiełko w gębie i orientalne smaki. Ze słodyczy najbardziej lubię śledzie, a obiadem na słodko (ze szczególnym uwzględnieniem ryżu z jabłkami) odgonicie mnie od stołu.
Tak na temat zdrowego jedzenia sie mi przypomnialo... Bylam dzis z kolezanka na zakupach. Dziewczyna od lat narzeka, na swoja figure i ze jej corki za okragle sie robia... W koszyku: chipsy, slodkie platki z czekolada, mrozone paluszki ziemniaczane w panierce do smazenia, takie same ryzowe, napoje gazowane, ciastka czekoladowe na drugie sniadanie, gotowa pizza mrozona, ziemniaki ( beda z patelni) kalafior ( z patelni). Popatrzylam i tylkomzapytalam, czy jej kasy na te smieci nie szkoda, bo wartosci odzywcze to chyba ten klalafior tylko mial...
Mała latorośl wróciła ze szkoły. Pytam, czy obiad podany w stołówce smakował i co było.
- Pierogi, fuuu!
Pamiętając, że młoda nie lubi pierogów z mięsem, za tymi z kapustą i grzybami nie przepada, a o ruskich to już zupełnie zapomniała, że kiedyś zajadła się nimi namiętnie, ale to było w czasach wczesnego rozwoju mowy (obecnie toleruje wyłącznie z owocami, czyli ze śliwkami, bo przecież np. truskawki w pierogach to już nie owoce),
pytam:
- O, dlaczego fu, z czym były?
- Ze szpinakiem.
Dziecko się krzywi, aby podkreślić obrzydliwość dania i odrazę, jaką je darzy. Ja się ślinię.
- Ooo, ze szpinakiem, zjadłabym.
Na twarzy dziecka maluje się odraza coraz obrzydliwsza, eskalowana każdym mięśniem małego pyszczka.
- Fuuu, i jeszcze miały takie ciemne ciasto.
Tego już dla mnie za wiele. Dlaczego rodzicom nie pakuje się na wynos obiadów, których nie chcą zjadać ich dzieci?! No dlaczego?! Cóż za marnotrawstwo!
A jak to u Was jest z różnicą Waszych, dorosłych smaków, i smaków Waszych mniejszych i większych latorośli?
OOO mialam podobne zdarzenie zupełnie niedawno (choć moja latorośl już pracuje) ... no i właśnie próbował swoich sił w Spółce, która słynie na całą Polskę i nie tylko (na V) z wyrobów właśnie pierogów, krokietów, naleśników itp.
Dla pracowników była promocja pierogów... synuś wrócił z pracy i mnie o tym poinformował... ale... Mamo nie kupiłem bo TYLKO ze szpinakiem!!! Przecież NIE LUBIE!!
A ja żeby takowe zjeść chodzę na babskie ploteczki do knajpy gdzie podają najpyszniejsze w okolicy hm
A mogła być taka pyszna kolacja!!
U mnie jeszcze dynia, jeśli chodzi o antypody smaku, prym wiedzie. Młode nie ruszy z niczego, w czym dynię rozpozna lub co z dynią się może choćby kolorem kojarzyć. Grochówki dyniowej, którą ugotowałam cały gar zeżarłam sama. Kartoflankę dyniową zeżarliśmy pospołu z połowkiem. A dziecię jadło, cokolwiek innego, byle nie zawierało dyni. Natomiast sukcesem absolutnym okazał się placek ze śliwkami, jabłkami i dynią, który został pochłonięty z prędkością światła. Zupełnie już nie wiem, o co chodzi, chyba z cukrem wchodzi lepiej - to jedyne tłumaczenie, które wydaje mi się wiarygodne
U mnie jest dość dziwacznie... Ja i Mąż lubimy smaki dzieciństwa na słodko... A synuś (7lat) od zawsze był na nie, jeśli szło o pierogi z jagodami, knedle z truskawkami, czy makaron z białym serem i cynamonem... za to od małego uwielbiał np. makaron z pesto, czy odsmażany z natką i czosnkiem ( moje smaki )... Ostatnio zjada pierogi i knedle, ale jeśli ma wybór, wybierze ruskie zamiast z owocami i Twoje pyzy z mięsem zamiast knedli Niedawno zrobiłam krokiety ze szpinakiem dla nas, a synkowi z parówką i serem wg. pomysłu na WŻ. Synuś zjadł z apetytem, a na kolację zapragnął spróbować naszych ,,szpinakowych".....stwierdził, że pyszniejsze :)) A od małego uwielbiał pogryzać gałązki zieleniny kopru i natki...... I tak jest, my rozczulamy się nad słodkimi dziecinnymi obiadkami, a młody woli wszystko na wytrawnie :))
Moje smaki sie zmieniaja szybciej niz kierunek wiatru we wsi. Teraz zywilabym sie tylko pieczonymi jablkami i ziemniakami. Dzieci za to w swoich sympatiach i antypatiach sa nieco bardziej zapamietale. ryska nie je niczego, co mogloby miec w skladzie witaminy, Tamara dalaby sie pokroic za pierogi, langosza i bigos. Tuska za golabki, przyzwoity stek i owoce morza. Wszystkie za dobra pizza poszlyby na piechote do Rzymu, na Termini za kebabem stalyby godzinami. Wszystkie tez kochaja jesc chinskie zarcie paleczkami. :) Lubia ossstre jedzenie, wiec chilli con carne popijaja mlekiem przez lzy, podczas gdy ja dorzucam sobie ze dwie papryczki do mojej porcji. Czego. Nie lubia? Tamara wytnie kazdy kawalek tluszczu nawet z marchewki. Natalia nie ruszy krolika i jtortellini z miesem. Tuska nie zje salami, za to Tamara glownie je salami, za to nue je szynki gotowanej, ktora lubi Natala. Ryska ogolnie moglaby zywic sie nalesnikami z miesem, gdyby jej pozwolili i zagryzalaby to czekolada.
Świetnie napisane! :)
Kurde! musze jeszcze ze trzysta razy to przeczytać bo narazie nie ogarniam :D
Bom leniwa bestyja i zamiast cywilizowanie podejsc do kmpa postanowilam szybko nabazgrac na ajpadzie... Ale to wina Renaty, dokladnie jej yufka:) siedze i walkuje...
Ale o co chodzi ?? jam nie winna.... jam tylko jufkę zjadła :) a kolejna właśnie się wiezie prosto ze Stambułu
O co chodzi, o co chodzi... kij od szczotki nówka pocięty do wałkowania!!! :D
Doskonały "felietonik", napisane po mistrzowsku. Bahus gratuluje Bahati... hmmm... nicki fonetycznie nawet nieco podobne. Czuję u Ciebie tę samą "grupę krwi" co u mnie. Stwierdzam, że pracujemy na podobnych, jeśli nie na tej samej fali.
Wazelinaaaaa...
Zazdrosna jestes ;)
A pewnie!
Nie wiem czy się zarumienić czy roześmiać ...
Oj tam, oj tam, nie bądź taki wstydliwy!
Jam jest z gatunku tzw. wszystkożernych, co być może nie świadczy za dobrze o poziomie wyrafinowania moich kubków smakowych...
Starsza ma przedziwne, odziedziczone niestety po ojcu, smaki. Z reguły bardzo wybrzydza. Mam wrażenie, że robi to dla zasady... "Uwielbia" jeść pierogi. A wygląda to tak, że każdy osobnik przekrawany jest na pół, farsz zostaje wydłubany, a ciasto skonsumowane... Z reguły z okrzykami uwielbienia "Ale dobry pierożek"... Niestety, nie chce jeść ryb. Nie i koniec. Nieraz udaje mi się ją oszukać mówiąc, że dziś jest mięsko, a na talerzu czeka np. sandacz I dopóki ryba nie nazywa się rybą, to jest nawet smaczna
Młodszy natomiast wciąż "ucycowiony", ale jakikolwiek inny zaserwowany posiłek (póki co bezmięsny jeszcze) spotyka się z przyjaźnie rozdziawioną gębulą i dwoma ząbkami Jest nadzieja, że wda się we mnie z podejściem do jedzenia...
Z doświadczenia matki dorastającego młodzieńca:
- cudowne ( do niedawna) ruskie i owocowe pierogi są bee,
- wstrętne ( do niedawna) pierogi z mięsem są boskie,
- ohydna to tej pory wątróbka jest boska,
- ukochana kiełbasa ( do tej pory) bleeeeeeeeeeee
- poranki nie mogły obyć się bez kulek czekoladowych na mleku teraz :( eeeeeeeeeee
- łazanki niezjadliwe do tej pory, teraz są obiektem pożądania,
- krokiety z barszczem uwielbiane- teraz znowu :(((((((((((((((((
Na dzień dzisiejszy codziennie zapytowywuje, co chcesz na obiad.....
Ale szpinak niezmiennie gryzie w zęby i powoduje conajmniej zatrucie :)
Jakiś czas temu mój wnuczek Kubuś zapytany dlaczego czegoś tam nie lubi (już nie pamiętam czego) odpowiedział: "bo nie próbowałem"...no to spróbuj..."nie mogę", a dlaczego?..."bo nie lubię"...
Moja córka (2l) kontra duszona marchewka:
Ja: Spróbuj, marchewka jest dobra.
L: (Próbuje) Dobra, słodziutka.
Ja: (Podsuwam kolejny widelec)
L: Nie chcę.
Ja: Czemu?
L: Przecież nie lubię.
Mój tata nie lubi wątróbki. Moje dzieci lubią. Rok temu mu powiedzieli, że jak będzie często kosztował to mu będą smakować.
4-letni siostrzeniec zapytany przez siostrę (a matkę swą) "Dlaczego nie chcesz jeść? U babci jesz wszystko." odpowiedział "Naucz się gotować tak jak babcia, to w domu też będę jadł."
Bachory sa wredne, moje tez... :D
A czyje nie? Chyba tylko as!
Bo moje sa wredne i za siebie i za asowe... :D
Moje są super. Nie chcą mi zrobić przykrości i powiedzieć u kogo jedzenie jest lepsze. Robią to w bardzo delikatny sposób jeśli musza powiedzieć, że w szkole lepsze niż w domu. Wtedy, któreś się wyłamie i powie, że w domu lepsze:)
Jakby moim cos smakowalo bardziej z garkuchni niz w domu to powaznie bym sie zastanowila, czy umiem gotowac.... :D
Moja siostrzenica twierdzi, że w przedszkolu lepsze jedzenie niż jej mama gotuje.
Ja do dzisiaj twierdzę , że najlepsze gołąbki były w moim przedszkolu ;) .
Mój syn też z tych delikatnych ( kochany ) . Rzadko mówi , że coś mu nie smakuje , a jeśli - to , że jest zbyt pyszne :))))) i lepiej , żeby na dłużej zostało ;) .
To podobna sytuacja z domu mojej siostry... mieszkają na piętrze a rodzice na parterze... niedzielne południe (wiadomo rosół) córka (wtedy 5 - 6 letnia) cotygodniowo schodziła na dół do babci na rosołek bo BABCIA gotuje najlepszy... Siora znosiła to dzielnie kilka tygodni aczkolwiek gryząc się tym że "może ja nie gotuję dobrego rosołu? coś mu brakuje"... choć przecież to MAMY uczą nas gotować
Którejś niedzieli po kolejnej próbie namówienia córki na zjedzenie rosołu... WOLĘ ZJEŚĆ U BABCI BO TAM NAJLEPSZY!! Siostra wpadła na pomysł i cichaczem zniosła na dół do babci swój osobiście ugotowany rosołek... i tym rosołem babcia nakarmiła wnuczkę
Po powrocie na górę wnusia dalej twierdziła że BABCIA to gotuje pyszny rosołek... Ty mamusiu takiego nie potrafisz
No i mosz!!
Młody, jak był mały nie jadał rzeczy mięsnych. Byłam u koleżanki - zrobiła kanapki z kiełbasą. Zajadał, chwalił. Następnego dnia poleciałam do tego samego sklepu, kupiłam tą samą kiełbasę - i co - nawet nie ruszył.
Komentarz koleżanki - na chałupkach wszystko smakuje lepiej.
Młoda - alergiczka praktycznie na wszystko co jadalne - tak do około 2 lat, potem zaczęła wyrastać. Bardzo szybko załapała co to alergia i że daje jakieś przywileje (w tym wypadku nie jedzenie tego na co nie ma ochoty) - po południu opiekunka się mnie pyta - czy Marta ma uczulenie na ziemniaki - bo chciała jej dać a ona mówi, że nie może, bo ma uczulenie. Cwaniara. Potem wykorzystywała to w wielu sytuacjach.
Komentarz "na chałupkach smakuje lepiej" też poznałam dzięki koleżance, która poczęstowała strasznie jeszcze wtedy młodą młodą chlebem oliwskim z masłem i żółtym serem. Kanapka została pożarta, moja próba podrobienia okazała się "błe", mimo że wsadziłam do niej ten sam w tej samej budzie kupiony ser :)
Taka sama historia spotkała miodek od babci, który u babci jest doskonały, a z domowej szuflady był zupełnie niejadalny i przecież całkiem inny "nie oszukuj, mamo, że taki sam, przecież czuję, że inaczej smakuje!"... a także chlebek z polędwicą sopocką.
Około 3 lat zajęło latorośli zajął proces iluminacji, że "ojej, zupełnie jak u cioci, oooo, tak samo jak u babci".
I buraczki marynowane... to ci dopiero. Mogłam zamarynować i dać słoik babci. Otwierany u babci miał przepyszną zawartość. Te domowe były kompletnie niestrawne. Dopiero kilka tygodni temu nastąpiła zmiana i ruszyła małoletnia niszczarka do buraczków i placków z jabłkami i znienawidzoną dynią:
"Puśka, ale te placki, oprócz jabłek, są też z dynią..."
"Naprawdę? To brzydliwe!"
... i zjadła jeszcze 3, czyli w sumie 11 :D
Co mnie dziwi u moich dzieci:
syn nigdy, przenigdy nie weźmie do gęby żadnego ciasta, dziwak jeden,
młoda jedząc pomidory z cebulką do obiadu, skrupulatnie odsuwa każde kawalątko cebuli, żeby jej nie zabiło, za to na kanapkę pokroi sobie pomidor a na to cebulę i wtedy zjada.
No i oczywiście nie bierze do gęby szpinaku, zaraza jedna, "żeby dla was było więcej".
Tak mi się skojarzyło w tym wątkiem:
Rodzice oczami dziecka
suuper ;-))
i śmiać się chce i...łzy się do oczu cisną,,, ;-)
Najlepsze są teksty o zupie i planszówce
i właśnie nastawiłam na zupę... ciekawe... jak moje młode będą ją jadły będę obserwować i czytać z ich oczu co o mnie myślą hehehhe
...super
Super! A jakie prawdziwe.
Moja Młoda jest niejadkiem, który jednak z głodu nie zginie. Lubi bardzo mało rzeczy - a jak lubi to je na umór, codziennie - i potem ma jedną rzecz mniej do lubienia. Nowe rzadko dochodzą, niestety. Dla niej jedzenie jest dobre, gdy pachnie chemią - np. dobry ketchup to taki co nie pachnie pomidorami. Ma silny charakter, jest nieprzekonywalna - więc odpuściłam sobie walkę o jej zdrowie - bo i tak zawsze byłam na straconej pozycji. Ani prośba ani groźba, ani szantaż, ani przekupstwo.
Młody miał swoje humory i nie lubił - mniej więcej do 10 lat. Potem rozwój nie pozwolił mu na to - byle było dużo i z talerza nie uciekało. A jak ucieka - to trzeba przygwoździć widelcem. Generalnie - lubi nowe smaki, eksperymenty, sam dobrze gotuje i ma wyobraźnię kulinarną.
"bardzo dobry - pozwolił polizać huśtawkę"
A ja w podstawówce, w czasie srogiej zimy namówiłam koleżankę, co by polizała huśtawkę!!! Też byłam dobra dla niej|!
Jak Młoda była mała uwielbiała ruskie pierogi i kopytka teraz okazało się, ze nie lubi. Była dzieckiem kochającym słodycze, teraz raczej mięsożerna. Jej tata czasem jak mu wyjada surową szynkę albo tatara mruczy, że wolał jak była przez kilka lat wegetarianką. Młoda nie ruszy naleśników z dżemem, ja uwielbiam. Nie lubi też zup.
Pierworodna na pytanie "co lubi najbardziej?" odpowie: mięso!!!! W związku z tym nie je: rolad, gulaszu, pieczeni, kaczek (o podrobach nie wspomnę). Bigos jest sfermentowany i nie nadaje się do konsumpcji. Łazanki - co najmniej podejrzane. Surówki są dla szczurów i rodzeństwa (kolejność dowolna), wszak ziemniaki i ryż to warzywo, więc wystarczy. Z lecza wyjada jedynie kiełbasę. Średnia jest wszystkożerna, pod warunkiem, że to konkret (moja krew! ). Od dziecka nie tyka jedynie jaj pod żadną postacią i pracowicie rozgrzebuje sałatki, wietrząc w nich podstęp i zamach na jej życie. W leczu toleruje jedynie warzywa, a talerz żurku na szkolnej stołówce rozpracowuje na trzy osoby. Skomplikowany system przewiduje rozdział białka, żółtka, ziemniaków i czystej zupy. Nieco to skomplikowane, ale wszyscy właściciele talerzy zadowoleni i najedzeni. Najmłodsza, czteroletnia, próbuje wszystkiego. Rzeczy niejadalne absolutnie kwitowane są grzecznie: "to jest trochę dobre, trochę niedobre", co oznacza: won z tego talerza! Na szczęście są to propozycje typu: oliwki, flaczki lub kapary, a więc produkty, które dla większości dzieci są niejadalne. Kocha zupy (z wyjątkiem ogórkowej), a uwielbieniem wręcz darzy armeriter. Pizzę wielbią wszystkie, a obok ulubionej kebabowni nie są w stanie przejść obojętnie.
Ślubny zup nie tyka (wyjątek: rosół w gościach lub w kubeczku od wielkiego dzwonu), uwielbia szpinak na słodko (który dla odmiany przez gardło mi nie przejdzie pod groźbą tortur) i generalnie mało wybredny jest.
Ja uwielbiam ryby, piekiełko w gębie i orientalne smaki. Ze słodyczy najbardziej lubię śledzie, a obiadem na słodko (ze szczególnym uwzględnieniem ryżu z jabłkami) odgonicie mnie od stołu.
Jak i całą moją rodzinę. Amen. Jeśli już, to tylko na kolację.Ze
słodyczy najbardziej lubię śledzie, a obiadem na słodko (ze
szczególnym uwzględnieniem ryżu z jabłkami) odgonicie mnie od
stołu.
A mojej nijak wygnac nie idzie, probowalam juz chyba sszystkiego, to nie fair!!!
Noooo, na bieżąco śledzę te Twoje próby...
Moją również . Ze szczególnym uwzględnieniem ryżu z jabłkami :) oraz zupy owocowej .
Moją również . Ze szczególnym uwzględnieniem ryżu z
O! O zupie owocowej zapomniałam. Zajmuje równie zaszczytne miejsce, jak i ryżjabłkami :) oraz zupy owocowej .
kto to widział jeść kompot z talerza. I do tego jeszcze z makaronem...
o to, to!
Moje zeżrą tylko zupę rabarbarową (o ile ją można podciągnąć pod owocówkę).
Przepis, natychmiast!
Od dawna na WŻ. Tylko zdjęcie byle jakie. :(
http://wielkiezarcie.com/recipe101472.html
dziekować! :)
no co zrobić, dzieci mają inny gust, z wiekiem im się to zmienia, najważniejsze żeby ich nie zmuszać do jedzenia czegoś czego nie lubią :)
Z dzisiaj:
- O, dziś na obiad ten gorszy brokuł, który dziwnie wygląda i dziwnie smakuje...
- To kalafior, tylko zielony.
- Aha, no to pamiętaj, żeby kupować brokuła, a nie to dziwaczne szpiczaste drzewo.
- Ale chyba nie było takie złe, skoro zjadłaś aż cztery różyczki?
- Nie było najlepsze, ale pewnie jest zdrowe, to szybko zagryzłam tymi pysznymi flakowatymi frytkami bez tłuszczu :D
Tak na temat zdrowego jedzenia sie mi przypomnialo... Bylam dzis z kolezanka na zakupach. Dziewczyna od lat narzeka, na swoja figure i ze jej corki za okragle sie robia... W koszyku: chipsy, slodkie platki z czekolada, mrozone paluszki ziemniaczane w panierce do smazenia, takie same ryzowe, napoje gazowane, ciastka czekoladowe na drugie sniadanie, gotowa pizza mrozona, ziemniaki ( beda z patelni) kalafior ( z patelni). Popatrzylam i tylkomzapytalam, czy jej kasy na te smieci nie szkoda, bo wartosci odzywcze to chyba ten klalafior tylko mial...
No a czekolada? Magnez przecież ma...