Forum

Rodzice i Maluchy czyli WuŻecikowe pogaduchy

Zadania domowe dzieci czyli co z tą szkołą dziś?

  • Autor: aggusia35 Data: 2015-03-03 21:13:12

    Mam takie czasami wrażenie jak np. dziś, że w tej szkole to się takimi pierdołami, zajmują, że właściwie to nie wiadomo czy się śmiać czy płatać. Konformistycznie zgadzam się na wszytko, co tam każą, ale czasem to mi się cisną na język  niecenzuralne słowa jak dziś.

    Mój syn miał na zadanie z przyrody napisać w ćwiczeniach ile ważył mierzył itd. No dobra przed feriami to miał, trochę odwlekałam, bo ferie i książeczkę trzeba wyciągnąć. No, ale jutro przyroda więc 20:30 przyszłam do domu, no i na wejściu mówię do młodego ( IV klasa) dawaj tą przyrodę, co by nie zapomnieć.

    No i czytam:

    Miejsce urodzenia: ( no to jeszcze jakoś rozumiem, bo każdy powinien wiedzieć gdzie się urodził), dalej w jakim szpitalu ( i od razu w mojej głowie krzyczą moje myśli  No co to kur...wa, kogo w szkole obchodzi i co wnosi do nauki!). No dobra zgoniłam swoje myśli, że ta moja głowa to zmęczona już jest. W ćwiczeniach pisze to potulnie trzeba wypełnić, Dalej wzrost, waga i takie pierdoły, że nie wiem komu to w życiu potrzebne i do czego.No, ale w sumie w książeczce wszytko jest więc czytam synowi, a on pisze. No i nagle jak sobie nie powiedziałam nosz.. Kur.. wa mać! Przepraszając i pouczając oczywiście młodego, że przenigdy nie należy brać przykładu z mamy i gadać takich nieładnych słów. Pytanie brzmiało w jakim dniu tygodnia urodziło się dziecko. No i zonk bo ja nie pamiętam, maż nie pamięta i dla nas to nieważne. Najważniejsze się się urodził i jest nasz. Dyskutowaliśmy, że w sumie to możemy wpisać cokolwiek. No, ale takiego przykładu to dziecku ja dawać nie chcę. No i już mnie to ćwiczenie rozłożyło na łopatki i wzięłam sprawy w swoje ręce i napisałam na czerwono. Ja i mąż nie pamiętamy, mamy nadzieje, że z tego powodu synowi za zadanie nie zostanie obniżona ocena.

    Czy Wy też macie takie wrażenie, że te dzisiejsze podręczniki szkolne to czasami w niektórych przypadkach wołają o pomstę do nieba?

    Różne rzeczy czasem w szkole, przy dwójce dzieci się zdarzają. Czasami śmieszne dotyczące podręczników, nauczycieli, i dyrekcji. Poopowiadam Wam potem trochę i będzie mi miło jak Wy podzielicie się ze mną swoimi szkolnymi wrażeniami i przygodami jakie macie ze swoimi dziećmi.

    Ps. Przeklinam jak jestem maksymalnie wkur.. i to jakoś wtedy samo wychodzi ze mnie

  • Autor: megi65 Data: 2015-03-03 21:23:47

    Łojj Aguś .. czuć to na kalwiaturce jaki masz nerw .. od reki 3 wątki ciągniesz ...

  • Autor: aggusia35 Data: 2015-03-03 21:30:15

    Nio i nawet przeczytałam to co napisałaś, że od nerki ciągnę i zastanawiam się jakiej nerki

  • Autor: as Data: 2015-03-03 21:30:26

    Ja pamiętam w jakim dniu ja się urodziłam i wszystkie moje dzieci. Można to bez problemu sprawdzić w internecie lu w tel komórkowy jeśli kalendarz tak daleko Ci sięga. W kalendarzu dajesz idź do daty i jeśli kalendarz sięga tak wstecz to pokaże jaki to dzień. Jak nie to internet. Np tu http://wieczerski.pl/varia/kalendarz/kalendarz.php?go=kal_100

  • Autor: aggusia35 Data: 2015-03-03 21:40:19

    As bardzo Ci dziękuje, ale to nie chodzi o to żeby rodzice odrabiali zadanie domowe za dzieci. Tylko o to, że w życiu jest to do niczego niepotrzebne. Nie ma do żadnego znaczenia dla szkolnictwa, rozwoju dziecka itd. Wolę, żeby mój syn uczył się na przedmiocie przyroda rzeczy, które są adekwatne do tego przedmiotu. Powiedz kochana po co siedzieć i pisać jakieś bzdury jak w tym czasie moglibyśmy jakąs fajną ksiązkę poczytać.

    A w ogóle to mam tez takie wrażenie, że cholernie dużo zadają tym dzieciom, czasem bywa to fizycznie niewykonalne.

  • Autor: as Data: 2015-03-03 21:53:30

    Wiem o co Ci chodzi i podzielam Twoje zdanie. Chyba nic w tym złego,ze przy okazji podpowiedziałam jak np dla własnej ciekawości znaleźć dzień tygodnia. Kiedyś napiszę więcej bo różne ciekawe sytuacje są u nas w szkole. Mam dzieci w IV i V klasie. 

  • Autor: aggusia35 Data: 2015-03-03 22:16:00

    As pewnie, że nic złego bo dzięki Tobie sprawdziłam. Popatrz jaka irronia życiowa. Mam zapisane kiedy jedynki mu wyszły, dwójki trójki,a o to nie pytali. Nie pamiętam w jakim dniu się urodził, no nie pamiętam i już kiedy córka wiem. Co ze mnie za matka :)

  • Autor: as Data: 2015-03-03 22:20:54

    Jak ja chodziłam do podstawówki to nauczycielka na zadanie domowe kazała nam się dowiedzieć ile rodzice zarabiają. Ja wiedziałam ale uznałam, że takich informacji podawać nie będę. nikt z klasy nie wiedział ile rodzice zarabiają. Ja tez powiedziałam, że nie wiem. Nawet rodzicom nie powiedziałam, że o to byłam pytana. Tylko jeden chłopak powiedział, że jego ojciec za jeden kurs dostaje 1mln zł z (było to przed denominacją, a ojciec tego chłopaka miał ciężarówkę i nią jeździł). 

  • Autor: aggusia35 Data: 2015-03-03 22:27:01

    Co mnie denerwuje w szkole to np. to, że co roku robią zdjęcia klasowe i to jest  akurat fajne bo i pamiątka jest i widać jak dziecko z roku na rok rośnie. Tylko ta firma co roku robi kalendarze z dzieckiem i zdjęcia indywidualne. I to mnie wkurza bo jako rodzic nie zgadzam się na kalendarz. Dzieci do domu przynoszą kalendarze i zdjęcia i wiem, że dziecku jest przykro jak rodzic nie weźmie kalendarza, bo dla nich to coś wyjątkowego, a ja muszę kupić ten kalendarz. Dla mnie to nieuczciwe zarabianie pieniędzy

  • Autor: as Data: 2015-03-03 22:29:29

    U nas zdjęcia są co dwa lata i też mnie denerwują. Rzadko kupuję a dzieci jęczą. 

  • Autor: janeczka669 Data: 2015-03-03 21:46:14

    As ten kalendarz bzdury pokazuje niestety.

    O ile ja nie pamiętam kiedy się urodziłam:):):) o tyle pamiętam kiedy urodziłam jedyne moje dziecię i było to z całą pewnością w poniedziałek godz 21:10 a nie w żadną sobotę jak sugeruje kalendarz z linka :)

  • Autor: aggusia35 Data: 2015-03-03 21:48:42

    Ja sprawdziłam datę urodzin córki i zgadza się:)

  • Autor: as Data: 2015-03-03 21:55:32

    Sprawdziłam daty: moją, synów i córki i się zgadzają. Godziny też pamiętam i wagi i wzrost przy urodzeniu też. Tylko nie pamiętam ile ja ważyłam przed porodem, a ile po porodzie. 

  • Autor: aggusia35 Data: 2015-03-03 22:22:56

    Ile ważyli tez wiem, ale np zapomniałam zrostu syna i sobie dziś przypomniałam, także nie takie złe to zadanie przynajmniej pamięć mi przewietrzy :)

  • Autor: as Data: 2015-03-03 22:26:22

    Czy Twoje dzieci wiedzą jakie Wy macie wykształcenie? Moje dzieci miały to w ankiecie napisać. Ja im nie powiedziałam i bzdury popisały Ale to nawet dobrze. 

  • Autor: aggusia35 Data: 2015-03-03 22:27:31

    Tak wykształcenie wiedzą :)

  • Autor: megi65 Data: 2015-03-04 07:19:37

    As zastanawiam się dlaczego bzdurzenie dzieci o waszym wykształceniu są ''dobre''.Dzieciom nie powinno się robić wody z mózgu ''od tego jest szkoła'' a nie rodzice, którzy powinni być zawsze wiarygodni.  

  • Autor: Bahati Data: 2015-03-03 21:31:37

    Przepraszam, a nie masz na dole, na pasku startu w komputerze kalendarza? Przecież tak między Bogiem a prawdą, wpisać datę w kalendarz lub w wyszukiwarkę, np Google, żeby bez problemu zobaczyć, jaki to był dzień tygodnia to żadna sztuka. :D

  • Autor: aggusia35 Data: 2015-03-03 21:41:34

    As jakbym chodziła do IV klasy to pewnie tak bym uczyniła, ale nie będę tego robić, bo w ten sposób protestuję przed durnymi zadaniami domowymi.

  • Autor: kaszanka1 Data: 2015-03-03 21:32:02

    My mamy to samo ,tez długo nad lekcjami siedzimy ,opowiadania ,cwiczeniówki ,z przyrody wszystko w domu do odrobienia ,tez 4 klasa ,wczoraj siadłam ile tego było .....nie wiem czy koryto rzeki do czegos im się przyda w życiu

  • Autor: aggusia35 Data: 2015-03-03 21:47:12

    Wiesz koryto rzeki przynajmniej w jakiś tam sposób rozwija mózg, wyobraźnię, uczy o świecie. Masz rację u nas tak dużo czasem zadają. W tym roku syn ma na rano i sobie jakoś radzimy, ale w przyszłym będzie miał na popołudnie i wtedy jest kłopot. Przyjdzie o 17 ze szkoły zje coś odpocznie godzinkę i 4 godz nad lekcjami. A gdzie życie, takie normalne, dziecięce, zabawy i te sprawy.

    Mam przyjaciółkę w USA i ona mi mówi, że tam dzieci zadania w szkole odrabiają, w  domu tylko to z czym sobie nie radząN nie wiem czy to prawda tak do końca, ale taka reforma szkolnictwa bardzo by się podobała.

    Narzekają, że niska skala urodzeń, ale jak my rodzice mamy się pro -kreować. Przyjdzie się z pracy, jakiś obiad, obowiązki domowe w tym lekcje z dzieciakami, a wieczorem człowiek pada na pysk. A tak jakby w szkole dzieci zajmowały się szkołą. To odpadłby nam jeden obowiązek i od razu chciałoby się ...

  • Autor: kaszanka1 Data: 2015-03-03 22:06:13

    Strasznie tego dużo maja,do kazdej ksiązki cwiczeniówka ,plus jeszcze w zeszycie napisac .ale z anglika zesmy wpadli ,2 strony przetłumaczyc i uzupełnic ,corka pomagała ,skad zna się takie słówka jak nie były przerabiane .....

  • Autor: as Data: 2015-03-03 22:10:41

    Bardzo mnie to denerwuje, że do angielskiego są książki i ćwiczenia i zeszyt. Cieszyłam się, że kupię tylko ćwiczenia, a książkę będę mieć z poprzedniego roku. Nic z tego w książce też się uzupełnia więc na drugi rok się nie przyda. Zestawy do angielskiego czy niemieckiego są bardzo drogie. 

  • Autor: aggusia35 Data: 2015-03-03 22:33:44

    Ja ostatnio właśnie wspominałam jak to książki po bracie miałam, a po mnie inny członek rodziny, a teraz to co roku nowe i wypłaty ni ma :(

  • Autor: aggusia35 Data: 2015-03-03 22:29:51

    Zdecydowanie za dużo i jeszcze co rusz testują ich jak króliki jakieś. Każda klasa to jakiś wielki test sprawdzający W gimnazjum u córki też po roku już egzaminy próbne. Masakra.

  • Autor: ekkore Data: 2015-03-03 22:30:54

    Oj chyba nie do końca z tym brakiem zadań domowych w Stanach.

    Chyba, że to zależne od stanu.

    Tutaj dzieci uczą się czytać i pisać jako 4 (jeszcze wali w pampersa - bo z tym mają bardzo poważny problem, ale litery zna. Jako 5-latki w przedszkolu już sobie całkiem z tym  (czytanie i pisanie) nieźle radzą. I mają zadawane do domu - wiem od koleżanki, której syn jest właśnie w takiej grupie - i ona nie może wyjść po roku ze zdumienia, że takie maluchy już mają takie obowiązki. Ja widziałam to co ten chłopiec pisał - równiuteńkie litery...

    W High School (tam jest moja Młoda) też nie ma wolnego. Dużo nauki jest poprzez pisanie - jak napiszesz to zapamiętasz. Z chemii pisała po około 8 stron dziennie (w domu). Za brak tracili punkty, za napisanie pracy domowej ratowali sobie gorsze oceny ze sprawdzianów. Poza tym jeszcze były jakieś zadania, których rozwiązanie musieli umieścić w internecie - na ich platformie szkolnej.

    Inna sprawa - że tutaj jest 4 przedmioty w semestrze, wałkowane przez 5 dni w tygodniu. No i nie uczysz się na pamięć - masz umieć  znaleźć lub wykorzystać maszynę.

    Na matematyce w tym semestrze Młodej na początku prościej było liczyć na piechotę, korzystając może z prostych funkcji liczydełka, niż opanować kalkulator graficzny. Powoli jednak się nauczyła.

  • Autor: aggusia35 Data: 2015-03-03 22:38:52

    może to zależne nie tyle od stanu co od szkoły. Mówiła mi też, że oni do szkoły nic nie kupują bo książki długopisy itd dostają w szkole bo wszystkie dzieci mają mieć takie same. I co mi się bardzo spodobało, że jak dziecka nie ma w szkole to musisz zadzwonić do szkoły i powiadomić, że dziecka nie będzie. Inaczej oni dzwonią coś mówiła, że jak nie ma kontaktu to szkoła policję powiadamia ( tego już dokładnie nie pamiętam). I to co tez mi się spodobało, że do szkoły nikt nie może wejść rodzice mają identyfikatory i jak nie ma przy sobie to ochrona nie wpuszcza do szkoły.

  • Autor: ekkore Data: 2015-03-03 22:54:05

    W moim hrabstwie wszystkie reguły ustala się na poziomie kuratorium powiatowego (mniej więcej odpowiednik polskiego) - obowiązują dla wszystkich szkół.

    Tak samo jest z systemem powiadamiania rodziców - w razie odwołania szkoły czy opóźnienia lekcji rodzice otrzymują informację telefonicznie - automat gada, przekazując informację - wszystko jest na poziomie hrabstwa

    To tutaj do szkoły (piszę o poziomie licealnym) nie wejdziesz bez pominięcia biura meldunkowego - gdzie siedzi taki cerber - którego strach się bać.

    Samochód szeryfa na stałe rezyduje przed szkołą, sam szeryf ma swój pokój. Porządek musi być.

    Aby odebrać dziecko ze szkoły wcześniej - logujesz się do komputera, podajesz dane, pokrewieństwo, przyczynę zwolnienia  - i robisz sobie zdjęcie. Jakby miało przytrafić się porwanie - wiadomo kogo ścigać. wtedy "cerber" dzwoni do klasy.

    Wyposażenie w przybory mają swoje, książki są szkolne, rezydują w szkole - chyba, że jest coś do zrobienia, wtedy zabierają do domu.

    Natomiast każda klasa przedmiotowa dysponuje swoim sprzętem komputerowym - najnowszej generacji - nie ma pisania w zeszytach (bardzo rzadko), wszystkie zadania wykonują na komputerach. Oczywiście małolaty się cieszą - bo mają z czego ładować swoje iphony (podłączają się do komputerów). I tak jak wspominałam na matematyce liczą na kalkulatorach graficznych - którego cena przyprawiła mnie o zawrót głowy (córka mówiła, żeby kupić, poszliśmy pooglądać, na oglądaniu się skończyło, tym bardziej, że matematyka to jej wróg).

    u nas nie ma usprawiedliwień jako takich (ale też poziom licealny nie jest szkolnictwem obowiązkowym), Jak idziesz do lekarza czy jesteś chora - owszem wtedy przynosisz urzędowe usprawiedliwienie - ale jak nazbierasz w semestrze za dużo godzin nieobecnych - to musisz to odrobić po lekcjach - żeby przypadkiem nie zabrakło ci materiału do egzaminu końcowego.

    No i mundurki obowiązkowe. Może nawet nie mundurki - a określony rodzaj ubrania, o odpowiedniej długości w kolorach szkolnych, bez żadnych nadruków, metek, widocznych oznaczeń, zakaz kapturów.

    Jedyny odpust mundurkowy - jest na rzecz koszulek, bluz z nadrukiem szkolnych drużyn sportowych - ale i tak wtedy jesteś w mundurku, nawet większym, bo widać od razu z jakiej szkoły jesteś. I choć jest ścisła rejonizacja szkolna - to młodzież identyfikuje się ze swoimi maskotkami szkolnymi (bo one są na koszulkach) i chętnie je nosi, także poza szkołą. Wolą to - niż koszulki z kołnierzykiem.

  • Autor: aggusia35 Data: 2015-03-04 07:13:31

    Nie takie złe te mundurki. Ciekawa jestem jak to wygląda w szkołach jeszcze w innych krajach.

  • Autor: ekkore Data: 2015-03-04 13:46:07

    Mundurki są zależne od hrabstwa. U nas są - natomiast w stolicy stanu (tam wychodzi chyba ze 3-4 hrabstwa, hrabstwo to coś w rodzaju naszej gminy) nie.

    W Pitt wprowadzili - bo jest bardzo duża rozpiętość społeczna - i żeby wszyscy wyglądali jednolicie. Dobry pomysł - bo dzieci i młodzież wyglądają schludnie. Najlepsze u mojej córki spódnica nie krótsza niż 2 cale ponad kolano. I tak naciągają - bo miarką są opuszczone ręce wzdłuż tułowia (jak ktoś ma krótsze to krótsza spódnica) - spódnica nie może być krótsza niż koniec palców.

    Mundurki są pilnowane bardzo. Inne kolory musisz zdjąć - jak nie masz, rodzice muszą przywieźć. Jak Cię trzy razy upomną i zanotują to (bo czasami jest tylko zdejmij, wtedy się nie liczy) - zawieszenie w prawach ucznia.

  • Autor: aggusia35 Data: 2015-03-04 17:24:02

    U mnie w szkole u córki nie ma mundurków, ale takie bluzy mają. U syna nie ma mundurków. U córki mają specjalny regulamin co do ubioru. Bluza ( bez rękawków z logiem szkoły) zawsze musi być. Jaka dziecko nie ma to bierze z szatni takich kilka zastępczych mają, ale.. One śmierdzą bo różne osoby je noszą i każdy się stara żeby mieć swoją :) Nie mogą nosić jaskrawych kolorów, miniówek, potarganych portek, buty na zmianę obowiązkowo i muszę mieć białą podeszwę.

  • Autor: as Data: 2015-03-04 22:04:29

    U nas buty na jasnych spodach i na lekcję  wf muszą być wiązane. Stanowi to dla mnie ogromny problem bo albo nie ma w sklepie na jasnych spodach, a przeważnie nie ma wiązanych w ich numerach. 

  • Autor: as Data: 2015-03-04 13:57:12

    U nas mundurki dopiero drugi rok nie są obowiązkowe. Wcześniej musiały być i to był koszmar. Przeciwko samym mundurkom nie mam nic ale nigdzie nie można było ich kupić. Trzeba było szyć u krawcowej. Niektóre "śpiewały" sobie "kosmiczne" ceny. Ja nie znałam żadnej krawcowej wtedy. Córce kupiłam od starszej koleżanki ale nie było łatwo bo córka miała inną budowę niż większość dzieci. U synów było łatwiej dostałam z innej szkoły. Ciut się różniły ale w szkole to nie przeszkadzało. Rodzice byli przeciwni mundurkom ale siedzieli cicho. Na zebraniu rodziców Dyrektorka zrobiła głosowanie, pisemne i trzeba było się podpisać z imienia i nazwiska czy jesteś za czy przeciw. Na całą szkołę tylko 4 osoby były przeciwne. Reszta bała się podpisać. Jedna osoba która bardzo nie chciała mundurka podpisała się dopiero jak podpisali się wszyscy i oczywiście na TAK. Dyrektorka ogłosiła, że większość chce mundurki. rok później mundurki stały się dobrowolne i do dwóch miesięcy znikły ze szkoły całkiem. 

  • Autor: iwett Data: 2015-03-04 11:20:27

    Nie kapuję. Odrabiacie za dzieci lekcje w 4 klasie? A co będzie dalej? Moja córka już dorosła ale w zyciu nie siedziałam nad jej lekcjami. A chodziła do tzw. "ciężkich szkół".

  • Autor: heiworth Data: 2015-03-04 11:25:10

    Uważam tak samo ...moich synów przypilnowałam trochę w I klasie ...w późniejszych klasach zadania już robią i robili sami ...aktualnie jeden jest w V klasie i czasami tylko o coś zapyta ...zawsze im tłumaczyłam ,że to oni chodzą do szkoły a nie ja !...

  • Autor: aggusia35 Data: 2015-03-04 17:27:33

    To fajnie miałaś, że dziecko sobie samo radzi. Ja czasami muszę przysiąść i dopilnować, sprawdzić. Szczególnie jak ma zadane np. 5 kolęd do nauczenia na pamięć :)

  • Autor: heiworth Data: 2015-03-04 17:48:11

    Obydwoje dobrze sobie radzą i radzili ..jeden już dorosły i w dorosłym życiu całkiem dobrze sobie radzi:))...

    Zapytałam teraz młodszego ...nigdy w życiu nie mieli pięciu kolęd na raz do nauki :)

  • Autor: ekkore Data: 2015-03-04 18:00:01

    Ale jakie wyzwanie nauczyć się pięciu kolęd?

    Przecież wszyscy znają je od małego - co roku radio, telewizja, kościół - bo skoro się uczy kolęd należy założyć, że jest katolikiem - przecież to tylko usystematyzowanie tego co zna (a przynajmniej powinien).

  • Autor: heiworth Data: 2015-03-04 18:02:27

    U mnie nie ma tego problemu :)

  • Autor: ekkore Data: 2015-03-04 18:13:32

    Odpowiedź była ogólnie, podpięta do ostatniej wypowiedzi...

  • Autor: aggusia35 Data: 2015-03-04 18:05:52

    Ekkore jakby to były znane to pal sześć, ale Pani właśnie sprytnie wybrała takie nieznane. Nawet nie wiedziałam jak to zaśpiewać :)

  • Autor: aggusia35 Data: 2015-03-04 18:04:37

    I powiedz po co komu to potrzebne. Nigdy w życiu nie uczyłam się na pamięć żadnej. Znam refreny na pamięć kilku, ale jak idę do kościoła to śpiewam wszystkie jak zawodowa śpiewaczka. Miałam protestować w tej sprawie, ale babcia nam pomogła i młody nauczył się wszystkich. Ja myślę, że jak nauczyciel nie ma pomysłu na prowadzenie lekcji to tak jest. Tu o religię chodziło. Ja osobiście bardziej bym się ucieszyła jakby się nauczyli 2, ale po lekcjach poszli by je zaśpiewać do Domu Opieki Starszych Osób.

  • Autor: lenka075 Data: 2015-03-04 12:48:00

    To samo pomyślałam. Ja nigdy nie odrabiałam z dziećmi lekcji, jedynie w pierwszej klasie sprawdzałam, czy w ogóle odrobiły, bo był to nowy obowiązek, a ja wychodzę z założenia, że "kontroling - najlepszą formą zaufania" . Każda ocena była ich własna i przez nie same zdobyta i mogły być z tego dumne...albo więcej się uczyć ;). Uczą się dla siebie, same wybierają swoje szkoły i same je kończą. Ja swoją szkołę już skończyłam :).

  • Autor: iwett Data: 2015-03-04 13:40:06

    Świeta racja! Rodzice są po to aby wskazać dobrą drogę, pomóc w sytuacjach kryzysowych, doradzić a nie robić za............ Dziecko musi wiedzieć samo jak postapić aby było dobrze dla nieg samego. A jesli nie to zawsze będzie zwalało winę na innego. Poza tym ucząc samodzielności myslenia uczymy samodzielności w życiu.

  • Autor: aggusia35 Data: 2015-03-04 17:29:40

    Oj ja nie wiem dlaczego padają tutaj oskarżane, że my za dzieci lekcje odrabiamy. Takie słowa tutaj nie padły.

  • Autor: Bahati Data: 2015-03-04 13:40:17

    Jestem tak,wyrodna, ze raz na dwa tygodnie przegladam zeszyty. A z pomocy w lekcjach to...wydrukowalam im tekst piosenki w zeszlym miesiacu. Wystarczy tej pomocy. :)

  • Autor: iwett Data: 2015-03-04 13:52:15

    Hi,hi! Dobre sobie. No ja też nie jestem taka swieta. Raz na konkurs z angielskiego organizowany przez księgarnię zrobiłam za nią pracę plastyczną (choinka z obrazkami w jęz.ang). Bo moja córa to po tatausiu noga z plastyki. Ale zajęła 1 miejsce i nagrody były.............:))

  • Autor: aggusia35 Data: 2015-03-04 17:31:24

    To jak Ty jesteś wyrodna matka to nie wiem jak siebie nazwać. Moje dziecko ma codzienne zeszyty sprawdzane :)

  • Autor: Bahati Data: 2015-03-04 17:42:32

    Moje pokazuja co zrobily, raz na jakis czas zostawiaja wszystko do kontroli. Ucza sie same i dla siebie. Przychodza, zeby je przepytac przed klasowka.

  • Autor: Herbaciana Data: 2015-03-04 18:28:50

    W pazerności Cię nie pobiję, ale w wyrodności chyba dam sobie radę. "Mamo, co to znaczy.....Tu niezrozumiały wyraz. I moja odpowiedź Zielony słownik wyrazów obcych, Stoi pierwszy na dolnej półce. Nie próbuj z internetu, bo tam wypaczone definicje". Koniec. Potem sprawdzę tylko, czy wybrana definicja jest adekwatna do sensu.

  • Autor: Bahati Data: 2015-03-04 18:43:24

    U nas tez slowniki i encyklopedie sa przede mna w udzielaniu odpowiedzi. Pozniej internety, na koncu ja.

  • Autor: iwett Data: 2015-03-04 19:29:22

    Ja moją córę też przepytywałam przed klasówkami zwłaszcza przed angielskim i sama wymyśliłam taki sposób, że kazałam jej dane słowo kojarzyć z czymś innym znanym i wiecie zadziałało - w tej chwili córka biegle włada 3 językami, średnio 2. Studiuje za granicą. Ponoć moja metoda jej pomaga.:)

  • Autor: as Data: 2015-03-04 22:08:15

    U nas zdecydowanie internet. Słowniki i encyklopedie "kurzą" się w szafie

  • Autor: aggusia35 Data: 2015-03-04 23:08:49

    Ja kilka lat nie pozwalałam dzieciom korzystać z Internetu, Miały korzystać z książek. Dojrzałam do tego, że nie można dzieci chronić przed nowościami tylko pokazać im jak z tego korzystać. Czyli czytamy, piszemy własnymi słowami i podajemy źródło.:)

  • Autor: lenka075 Data: 2015-03-04 23:22:39

    Bahati, czyli też wyznajesz zasadę kontrolingu ;) A samo drukowanie nie jest wyręczaniem dzieci, tylko dbaniem o niezawodne działanie sprzętów domowych .

  • Autor: Bahati Data: 2015-03-05 09:35:25

    To wyglada tak: leze sobie z kawa na kanapie i przychodzi Mlode z pytaniem, jak tam dokladnie taki czlowiek pierwotny wygladal. Wzdycham, siegam po ajpada, pytam wujka G, wysylam maila drukarce a Mlodej kaze isc poprosic ladnie drukarke o odpowiedz, wracam do lezingu i kawingu.

  • Autor: taara Data: 2015-03-05 13:19:05

    Fajnie to napisałaś :)

    Ja też uważam, że nowe technologie są po to, aby z nich korzystać. Jedyne czego bym broniła dzieciom, to trwonienia czasu przy komputerze na gry. Choć też nie tak całkowicie, w granicach rozsądku. A nuż dla kogoś będzie to w przyszłości zawód? Oczywiście mam na myśli pisanie programów do gier :)

  • Autor: as Data: 2015-03-04 13:38:03

    Moje dzieci same  robią zadania. Mają zapytać mnie jeśli będą miały problem. Jestem przeciwnikiem robienia zadań za dziecko. W klasie chłopców jedna mamusia wszystko robi za syna. Chłopak w szkole boi się sam coś napisać bo może zrobić źle. Jak jest zapowiedziany sprawdzian to chłopak nie przychodzi do szkoły. Mama dzwoni do mnie co było na sprawdzianie i dopiero wtedy chłopak idzie do szkoły i pisze. 

  • Autor: iwett Data: 2015-03-04 13:57:58

    To co to za matoł wyrosnie! Bez mamusi się nie wysika.

  • Autor: as Data: 2015-03-04 14:00:59

    Dokładnie tak. Będzie albo życiowo nieporadny albo strach pomyśleć co będzie robił jak uwolni się z pod skrzydeł mamusi. 

  • Autor: Bahati Data: 2015-03-04 14:02:08

    A moze wlasnie sie chlopak ogarnie i wyrosnie na cos calkiem fajnego.

  • Autor: iwett Data: 2015-03-04 14:06:52

    A tak na marginesie z ciekawości mojej wrodzonej to Twoje córki chodzą do włoskich szkół i po włosku się uczą czy jak?

  • Autor: Bahati Data: 2015-03-04 14:10:57

    Chodza do zwyczajnej publicznej wloskiej szkoly podstawowej. Rozpoczely nauke tydzien po wyladowaniu w Rzymie, nie znaly ani slowa po wlosku, sa najlepszymi uczennicami w szkole. Ucza sie po wlosku, w domu ucza sie polskiego, czytaja po polsku, pisza okropnie ale sie naucza. ;)

  • Autor: iwett Data: 2015-03-04 14:17:57

    Fajnie! Włoski to piekny język i chyba wcale nietrudny. W ogóle Włochy to piekny kraj! Dwa lata temu byliśmy z mężem na objazdówce po Wloszech. Pięknie! Ale strasznie drogo!

  • Autor: Bahati Data: 2015-03-04 14:38:31

    Drogo? Nie, o ile w tej samej walucie zarabiasz, co wydajesz. Jezyk moim zdanie latwy nie jest, gramatycznie snaczy pokickany, a ja z zalozenia nie potrafie uczyc sie jezyka na zasadzie " Kali jesc, Kali pic " wiec uczenie sie gramtyki to dla mnie podstawa. No i to, ze prawie co wies to inny akcent, koszmar. :) zawsze powtarzam, ze podziwiam Mlode, ze tak ogarnely temat i to praktycznie same, bo pezeciez u nas w domu tylko M. znal wloski a 3/4 czasu spedza poza domem. Co mnie przytloczylo to pisanie 3 stylami pisma i mnostwo, mnostwo zadan domowych.

  • Autor: iwett Data: 2015-03-04 14:49:48

    Wiadomo: jak piszesz - zarabiając tam i wydając te pieniądze to inaczej niż turyści ze wschodu zwlaszcza,że zawsze oprowadzają po najdroższych turystycznie miejscach. Zaprowadzili nas w Rzymie w okolice schodów hiszpańskich - same drogie sklepy - Prada itp. myślałam,że padnę - dobrze,że miałam na kawę:))

    A czemu piszesz o 3stylach pisma - kaligrafia czy co?

  • Autor: Bahati Data: 2015-03-04 14:52:33

    Tak, kaligrafia. A bazgrola tak, ze na medycyne je bez egzaminow przyjma... ;) kawa w centrum Rzymu to wydatek 1 euro ( o ile wiesz, gdzie isc) lody 2,5 za duuuuza porcje szpacla nakladana, kebab i inne tego typu curry okolo 3. Wszystko w samiutkim centrum. 

  • Autor: iwett Data: 2015-03-04 14:58:25

    No, nie za kawę 1 latte zapłaciłam 3 euro (kurde zapomniałam jak się ta dzielnica nazywała). Jak weszłam do H&M to zapomnij - przeceny takie,że wyszłam. Ale podobało mi się - styl, klasa, ludzie uśmiechnięci pewnie to wpływ ciepłego klimatu:))

  • Autor: Bahati Data: 2015-03-04 15:37:36

    Mnie wycieczka calodniowa, czyli ruszamy o 8.00 wracamy o po polnocy z uwzglednieniem biletow ( 48 euro) , kupnem czegos cieplego do zjedzenia, wody, lodow, owocow itp. to wydatek 100 euro, czyli wychodzi 10 na osobe, no ale M pracuje czesto w Rzymie i wie, gdzie sie idzie na kawalek pizzy, gdzie jest najlepsza kawa, gdzie targi owocowe...a ja uwielbiam zwiedzac wiec dobrze sie sklada. Bilet za 12 euro jest calodniowy, od Cassino po Watykan, na pociagi, metro, autobusy, tramwaje...wiec wykorzystujemy je na maxa. : D

  • Autor: as Data: 2015-03-04 22:12:44

    Teraz lekarze mają lepiej ( może pacjenci i farmaceuci?) Od chyba roku lekarz u nas recepty i skierowania wypełnia w komputerze i drukuje więc z odczytaniem nie ma problemu. To moje skojarzenie do Twojego pierwszego zdania odnośnie bazgrolenia. 

  • Autor: ekkore Data: 2015-03-04 14:58:48

    Ale Młode tak mają, że ogarniają wszystko w mig.

    Moja przecież poszła do szkoły ze szkolną znajomością angielskiego plus dwa lata prywatnych lekcji - które ona traktowała jak zabawę i nie przykładała się.

    I od razu na głęboką wodę - na początku było trochę problemów z chemią (z pozostałymi przedmiotami nie, nawet z angielskim dawała radę) - bo jakby nie było uczyła się angielskiego - a nie po angielsku (jakby miała ocenę negatywną - też by mnie nie martwiło, jakby nie było to dopiero początek). Semestr skończyła z ocenami A-B - więc bardzo dobrze.

    Teraz ma matematykę, z której była totalna noga, przez gimnazjum zawsze miała dwóję (na koniec pani łaskawie postawiła jej 3 - bo wyjeżdża, żeby nie było wstydu) - teraz ma najlepszą ocenę, wszystkie sprawdziany pisze na maksymalną ilość punktów.

    Jeżeli idzie o język - bardzo szybko załapała. Mówi z lokalnym akcentem, trudno rozpoznać, że nie tutejsza - który dla mnie jest bełkotem, trudnym do opanowania (ale tutaj tak mają) - cud jak uda mi się zrozumieć, o powtórzeniu nie ma mowy.

  • Autor: aggusia35 Data: 2015-03-04 17:34:59

    A dlaczego pisanie trzema stylami pisma? Oni tak mają

  • Autor: Bahati Data: 2015-03-04 17:40:09

    Tak maja. 

  • Autor: aggusia35 Data: 2015-03-04 17:33:00

    Ale to chyba nie jego wina tylko mamusi :)

  • Autor: as Data: 2015-03-04 22:26:52

    Tak, mamusi

  • Autor: GosiaAga Data: 2015-03-04 13:40:30

    Nie każde dziecko samo sobie poradzi z materiałem szkolnym, czasem trzeba pomóc poprzez tłumaczenie i wspólne przerobienie materiału. Niektóre dzieci mają też problemy z koncentracją a takie potrzebują pomocy, bo same sobie nie poradzą - zalecenia z PPP, dlatego nie wszyscy mogą sobie pozwolić na luksus zostawienia dziecka samego z problemem szkolnym. Mama 3 chłopaków

  • Autor: iwett Data: 2015-03-04 13:56:48

    No oczywiście masz rację. Rodzice są od pomagania ale nie robienia za.......... Wiadomo przecież,że musisz dziecku w ten czy inny sposób pomóc. Moja jak sobie nie radzila z fizykii wzięłam korepetytora ale nie robiłam za nią. Ale też stosy książek takich normalnych słowników czy encyklopedii żadne tam Wikipedia.

  • Autor: aggusia35 Data: 2015-03-04 17:38:06

    Bardzo dobrze, że to napisałaś:)

  • Autor: aggusia35 Data: 2015-03-04 17:25:31

    A kto mówi, że odrabiamy. Interesujemy się, co mają zadane :) i pomagamy jak dziecko samo sobie nie może poradzić. :)

  • Autor: janeczka669 Data: 2015-03-03 22:12:36

    Nigdy nie rozumiałam po co komu takie informacje, szczęśliwie jednak przebrnęliśmy przez szkołę podstawową i gimnazjum. W liceum szczęka opada mi niestety nie raz.

    Ostatnie ferie: przedmioty rozszerzone

    - 20 zad z matematyki, na pocieszenie propozycja jeśli sobie nie poradzicie sami zapraszam do szkoły we wtorki lub soboty (1x była) + sprawdzian

    -kilka z chemii + zapowiedziany sprawdzian,

    -Biologia cały dział do samodzielnego przerobienia w domu - sprawdzian po feriach 

    Jakby tego było mało " Zbrodnia i kara" do przeczytania + sprawdzian

    j ang słówka + sprawdzian

    j niemiecki czasowniki ( ok 90 - 100) + sprawdzian.

    Moje dziecię w pierwszy poniedziałek ferii po południu stwierdziło " wiesz mamo, właśnie skończyłam ferie". Żal mi się jej zrobiło ale co, miałam powiedzieć zostaw nie ucz się w końcu ferie masz. I tak wiedziałam, że nie usłucha, po co jeszcze miałam żal podsycać. Zagryzłam zęby i patrzyłam jak się stara ogarnąć to wszystko w " czasie wolnym" od nauki.

    Normalnie wstaje o 6.00 ze szkoły wraca 15 - 16 zje, posiedzi chwilkę i uczy się do północy i dłużej. Życia poza szkołą ma naprawdę niewiele, z koleżankami spotyka się - w autobusie bo podobnie jak ona uczą się po nocach, żeby tylko coś jeszcze z tego kiedyś miała.

  • Autor: aggusia35 Data: 2015-03-03 22:32:09

    Dobrze to ujęłaś, żeby jeszcze coś z tego mieli. :)

  • Autor: kaszanka1 Data: 2015-03-03 22:39:16

    Dokładnie powiem tak ze moja córka ciągle sie uczy  ,wszytko związane z finansami, rachunkowoscią i co z tego ma  ,pare umów smieciowych i czesc

  • Autor: neferet Data: 2015-03-06 16:42:54

    Czegoś tu chyba nie rozumiem. Przecież ferie są po to, żeby dzieciaki wypoczęły i nabrały sił do roboty, a nie po to żeby zakuwały i wróciły padnięte do szkoły. Gdzie tu logika?

    A wy jako rodzice nic z tym nie robicie? Nie próbowaliście rozmawiać w szkole?

    Poza tym nie wyobrażam sobie, żeby moje dziecko tak zakuwało nie mając czasu na życie. W końcu szkoła to tylko pewien etap i nie można go przechodzić takim kosztem.

  • Autor: janeczka669 Data: 2015-03-06 18:58:44

    Mnie się do tej pory też wydawało, że ferie i wakacje są czasem odpoczynku ( podobno na wakacje też mają już coś obiecane) Również nie widzę w tym logiki.

    Wybierając szkołę młoda zdawała sobie sprawę na co się decyduje. Wiedziała, że tu trzeba mocno zakuwać i łatwo nie będzie, mimo wszystko się zdecydowała. Osobiście nie zabierałam głosu w  kwestii wyboru szkoły, jednak nie przypuszczałam, że będzie to aż takim kosztem.

    We wtorek jet wywiadówka i myślę, że będzie to dobry czas na poruszenie tego tematu.

  • Autor: iwett Data: 2015-03-06 19:15:34

    Moja córa też kończyła szkoły (gimnazjum i liceum), które plasowały się w 1 trójce rankingu najlepszych szkół w Polsce i zapewniam Cię, że jeżeli to nie wpływa za bardzo stresująco na nią to obie bedziecie za jakiś czas zadowolone z takiego wyboru.

    Co prawda nie było u niej to kosztem ferii czy wakacji ale też sporo czasu się poswiecała nauce.

    Matura poszła bezproblemowo - wszystko ponad 90%. Drzwi wszystkich uczelni stoją otworem choć i tak studiuje za granicą.

    Niestety mamy takie czasy a nie inne i to wszystko zaprocentuje w jej przyszłości i o ile jak nadmieniłam nie jest to przerost ambicji (niestety sporo dzieci idzie to tych szkół za namową rodziców i w 1 roku niestety odpada) to wszystko bedzie w porządku:) 

  • Autor: janeczka669 Data: 2015-03-06 20:11:12

    Wiem o czym piszesz, szkołę wybierała sama biorąc pod uwagę kierunek przyszłych studiów. Uczyć się musi, szkoda tylko , że kosztem normalnego życia,  kontaktów z ludźmi i mocno zarwanych nocy.

  • Autor: ekkore Data: 2015-03-06 20:29:14

    Mój Młody zarwał noc tylko i wyłącznie z powodu grania na komputerze.

    Nigdy nie przykładał się do nauki, przychodziło mu łatwo. A był naprawdę w trudnym liceum - w którym nauczycielom chodziło, aby udupić, pokazać jak mało umieją - a nie zachęcać pochwałami do wysiłku. Jak w pewnym momencie, gdy pogorszył oceny w stosunku do gimnazjum - zagroziłam, że przeniosę go miejscowego liceum - to powiedział, że woli swoje tróje - ale w tamtej szkole - bo przynajmniej się nie nudzi (w jego klasie 3/4 uczniów po gimnazjum przyszło ze świadectwem z paskiem). Oceny podciągnął, liceum skończył ze świadectwem z paskiem.

    Mimo przygotowań do studiów w Niemczech - zdawanych egzaminów państwowych - miał normalne ferie (przez tydzień byliśmy w Monachium celem zapoznania z terenem).

    Maturę zdał bardzo dobrze - można lepiej oczywiście

    Z Niemiec nic nie wyszło - papiery niestety nie doszły na czas (widocznie nie było mu pisane) - z racji naszego wyjazdu miały dosyć długą drogę do przebycia, a poczcie się nie spieszyło.

    Za to studiuje na politechnice w Polsce, na kierunku wysoko punktowym - chyba tylko informatyka i architektura były punktowane wyżej. jest bardzo zadowolony - i semestr skończył w pierwszym terminie.

  • Autor: janeczka669 Data: 2015-03-08 12:08:29

    Gratuluję synowi.

    Moja niestety z tych co im nauka" sama" ze słuchania do głowy nie wskakuje jednak póki co daje radę. Trafiła do lasy wysoko punktowanej i stara się dotrzymywać tempa, zdając sobie sprawę, że pracuje na swoją przyszłość.

    To co mnie martwi w tym wszystkim prócz zarwanych nocy, to fakt iż zarówno ona jak i jej znajomi, którzy chodzą do tego liceum odłożyli na bok życie towarzyskie. Młodzież niemal przestała się spotykać ze sobą poza autobusem, którym razem dojeżdżają do szkoły. Cóż z tego, że być może kiedyś skończą studia, dostaną dyplomy, będą mieć super pracę, jeśli zatracą umiejętność podtrzymywania kontaktów międzyludzkich. Nie chodzi chyba o to żeby wyrosło pokolenie singli - cyborgów nastawionych na pełny sukces którego później nie będą mieli lub chcieli z kim dzielić:(

  • Autor: aggusia35 Data: 2015-03-08 16:19:02

    Janeczko, ale to chyba nie przez naukę się ze sobą nie spotykają, ale przez nową technologię. Oni teraz gadają na Facebooka, instagramach, twiterach itp. i częściej ze sobą się kontaktują niż my sobie myślimy.

  • Autor: janeczka669 Data: 2015-03-08 19:42:55

    Agusiu ilość nałożonych na nich obowiązków szkolnych skutecznie ogranicza im spotkania w realu. Z tego co widzę u siebie i słyszę od znajomych dzieciaki siedzą nad książkami do 12 - 1 w nocy. To że komunikatory są włączone i używane widzę sama. Widzę też ile tam treści towarzyskiej a ile " konsultacji naukowych" zwłaszacza z matematyki. Młode pokolenie z konieczności zamieniło " trzepak na podwórku" na wirtualne spotkania przed monitorem z nauką w tle.

  • Autor: aggusia35 Data: 2015-03-08 20:59:52

    Czy z konieczności hmm..- Trudno powiedzieć. Ja myślę, że chyba tak mają teraz, choć może się mylę ::) Moje obserwacje dotyczą tylko mojego otoczenia :)

  • Autor: janeczka669 Data: 2015-03-09 20:20:00

    W gimnazjum mieli sporo czasu " dla siebie" szkoła średnia to zweryfikowała i towarzystwo sie niestety "rozpadło"

  • Autor: ekkore Data: 2015-03-08 22:37:33

    mój syn też "naukowo" siedział na FB  - bo zdanie (zadania) do rozwiązania znajdowało się właśnie tam w godzinach od - do - i choć jedna osoba z klasy musiała je zdobyć - żeby przekazać dalej.

    Ile konsultacji naukowych - kiedyś konsultacje naukowe odbywały się na żywo - a nie przez komputer - ludzie spotykali się, uczyli się razem, tłumaczyli sobie - i z całą pewnością to lepsza metoda - gdy osoba wytłumaczy, pokaże...

  • Autor: janeczka669 Data: 2015-03-09 20:17:12

    Matematykę odrabia przy komputerze i wiem, że się konsultują między sobą. Pozostałe przedmioty odrabia przy wyłączonym kompie, więc nie " marnuje" czasu na pogaduchy. Jeśli nawet czasem coś oprócz zadań wyniknie w trakcie to też nie jest to moim zdaniem nic złego.

    Co do uczenia się razem. Mimo, że chodzą do jednego liceum są porozrzucani po różnych profilach i mają inne przedmioty rozszerzone i właśnie na te kładą większy nacisk, więc trudno się razem uczyć.

  • Autor: as Data: 2015-03-06 19:04:47

    U nas w szkole nauczyciele proszą by dzieci na wakacjach w domu się uczyły bo jak wrócą do szkoły to wszystko zapomną. Jestem nie dobra mama i moje dzieci na wakacjach się bawią, a nie uczą

  • Autor: aggusia35 Data: 2015-03-06 22:10:00

    Tak trzymaj As:)

  • Autor: jolka60 Data: 2015-12-31 11:45:07

    Od tego są ferie,żeby dzieci odpoczywały.Jeśli czegoś zapomną,to rola nauczyciela,żeby w pierwszych powakacyjnych dniach sprawdził ich wiedzę i w razie potrzeby nadrobił.
    Pamiętam taki przypadek,z liceum.Koleżanka ze starszej klasy,bardzo dobra zresztą uczennica (liceum o bardzo wysokim poziomie nauczania) nie miałą chwili wytchnienia.Nawet na wakacjach musiała wiecznie coś czytać(oczywiście to,co wybrał jej ojciec,żadna beletrystyka) lub się uczyć pozaprogramowo.Ciągle słuchała,że marnuje czas.Nie pamiętam jej nazwiska,nie wiem,jaką karierę zrobiła,ale współczuję do dziś.

  • Autor: Bahati Data: 2015-12-31 12:21:33

    A ja jestem jeszcze gorsza i moje sie ucza w wakacje, bo maja specjalne podreczniki wakacyjne, ktore  musza w wakacje przeczytac i rozwiazac zadania. Teraz tez nad lekcjami siedza, bo od dzis do powrotu do szkoly musza poswiecic 1 godzine na nauke, kazdego dnia z innego przedmiotu. Podejrzewam, ze nie zaszkodzi. :)

  • Autor: jolka60 Data: 2015-12-31 12:37:32

    Kurcze,nawet nie wiedziałam,ze takie są.No,ale faktycznie,godzinka to ujdzie.Ten przykład,który podałam,to była "ekstrema".Dziewczyna nie miałą godzinki dla siebie.Zabrzmi,jak ze starej czytanki,ale...."za moich czasów" podręczniki szły na bok w czasie ferii,chyba,że ktoś miał poprawkę.smiley

  • Autor: Dżanina Fonda Data: 2015-12-31 14:24:39

    Oddadza cie do Domu Wczesnej Starosci. Nasza nas tez!

  • Autor: Bahati Data: 2015-12-31 14:41:13

    Oby nas oddali do tego samego!!! Poszalejemy. ;)

  • Autor: aggusia35 Data: 2015-03-04 07:42:45

    No, to dziś trochę szkolnego poczucia humoru.

    Kiedyś moja córka przyszła ze szkoły ze skwaszoną miną. Pytam co się stało, młoda mi mówi, że prawdopodobnie będziemy wzywani do szkoły. Ja w głowie zaraz- co to te moje dziecko zmajstrowało. Druga klasa gimnazjum więc młodzież ma różne swoje pomysły:) Młoda mi mówi, że na lekcji nudziła się i na ostatniej stronie zeszytu trenowała sobie swój podpis. Zobaczyła to Pani i posądziła ją o podrabianie podpisu rodziców. Nie wiem dlaczego, bo ani zwolnień za dużo nie ma ( z dwa zwolnienia z ostatniej lekcji się zdarzyły za dwa lata szkoły), regularnie chodzi na wszystkie lekcje, poza chorobą, która z raz jej się zdarzyła. Mój mąż kazał pokazać nam tą kartkę z zeszytu, co to niby podrabiała nasz podpis. Patrzy i mówi nie no przecież to nie mój podpis. Kazał młodej dać długopis. We mnie obudził się doktor panika, bo nie wiedziałam co on chciał pisać. Ale małżowaty mi mówi żona spokojnie. No to czekam jak skończy. Patrzam ,a on napisał: - To nie mój podpis i na dole się podpisał swoim imieniem i nazwiskiem, oczywiście w taki sposób w jaki się podpisuje. Patrzę na ten jego wpis, na to co córka powypisywała i mówię do niego daj mi ten długopis. I obok tego co on napisał ja napisałam: - Ani mój i podpisałam się z imienia i nazwiska. :)

    Pani podobno w szkole uśmiechnęła się od ucha do ucha.

  • Autor: taara Data: 2015-03-04 08:10:51

    Rozumiem w zasadzie Twoją irytację, bo faktycznie widzi się duże zmiany w podawaniu dzieciom wiedzy i w stawianym im wymaganiach. Jednak każde zadanie ma jakiś cel i coś dziecku daje. Mam nadzieję, że swoje niezadowolenie wylałaś tylko tu, a nie dałaś odczuć dziecku co o tym zadaniu myślisz. Byłby to bardzo niedobry trend w procesie wychowania. Moim zdaniem cokolwiek dziecku szkoła zada (oczywiście pomijając polecenia ekstremalne, jak np. zarobki rodziców) to nie powinno się tego ostentacyjnie krytykować. W przeciwnym razie zaszczepia się w dziecko wątpliwości w każde już potem zadanie. Jeżeli jakieś polecenia wydają Ci się nie do przyjęcia, to należałoby porozmawiać z nauczycielem na ten temat, nie informując dziecka. Nic gorszego dla dzieci, niż odbieranie sprzecznych sygnałów z kierunków szkoła i rodzice.

    Życzę powodzenia!

  • Autor: anatema Data: 2015-03-04 13:38:51

     Moim zdaniem cokolwiek
    dziecku szkoła zada (oczywiście pomijając polecenia ekstremalne, jak np.
    zarobki rodziców) to nie powinno się tego ostentacyjnie krytykować. W
    przeciwnym razie zaszczepia się w dziecko wątpliwości w każde już potem
    zadanie. Jeżeli jakieś polecenia wydają Ci się nie do przyjęcia, to
    należałoby porozmawiać z nauczycielem na ten temat, nie informując
    dziecka. Nic gorszego dla dzieci, niż odbieranie sprzecznych sygnałów
    z kierunków szkoła i rodzice. Życzę powodzenia!

    A dlaczego ? Szkoła i nauczyciele to jakieś święte krowy są ? Gdy moje starsze dziecko  opowiada mi o niesprawiedliwościach , durnotach i debilizmach w szkole ( i jeśli uznam , że rzeczywiście to są durnoty ) , to zachęcam je , żeby zgłosiło to do samorządu uczniowskiego i domagało się swoich praw w tym zakresie . Ja ewentualnie ) mogę wkroczyć wtedy , gdy stosunki nauczyciel - uczniowie nie poprawią się po takiej interwencji ...

    Mam tworzyć dziecku sztuczny , bajkowy świat , gdzie nauczyciel zawsze wie lepiej ? Skoro sama nie wierzę w bajki i wiem , że nauczyciel który wie lepiej , nie ma prawa być nauczycielem ?

    Nie ma nic gorszego dla dziecka niż utwierdzaniu go w przekonaniu , że zło nie zawsze jest złe ...

  • Autor: aggusia35 Data: 2015-03-04 17:59:34

    Nadajemy na tej samej fali :) w tym temacie. Zgadzam się w 100 %.

  • Autor: aggusia35 Data: 2015-03-04 17:56:46

    No ja nie do końca się z Tobą zgodzę. Wylałam swoją frustrację przy dziecku, ale ona nie dotyczyła, nauczyciela tylko autorów książki i zmian w edukacji, które nastąpiły odkąd my już nie chodzimy do szkoły. Nie zawsze ( pisze to z całą świadomością to, co jest w szkole ma jakiś cel). Oczywiście w moim odczuciu to zdarza się rzadko, ale zdarza się. Uczę dzieci tego, że nie ze wszystkim trzeba się zgadzać i akceptować. My ludzie mamy prawo do niezadowolenia. Nie można tak konformistycznie przyjmować wszystkiego co nam ktoś chce wcisnąć.Trzeba uczyć się samodzielnego myślenia i oceniania sytuacji. Mój syn ma 11 lat i można z nim już sobie pogadać:) Moje dziecko nie ma wątpliwości, wie, że trzeba wykonywać to co nauczyciel karze i takie są zasady:) Starsza córka czasami narzeka po co się czegoś tam uczy ja jej tłumacze, że nie wiadomo co człowiekowi w życiu może się przydać, że to rozwija mózg i przyznaje jej rację, że czasem to wszytko wydaje się absurdalne i mówię jej kochana zakuć, zdać zapomnieć innego wyjścia nie masz. Ja jestem zdania, że nie moża dziecka pomijać w takich rozmowach bo to przecież dotyczy jego i jego życia. Nie podważam autorytetu nauczyciela, bo co on Bogu ducha winien, że zachciało się tam kiedyś komuś reformy szkolnictwa.

  • Autor: taara Data: 2015-03-04 19:30:41

    Oczywiście, każdy ma prawo mieć swoje zdanie. Jednak to co piszę, nie jest moim osobistym wymysłem, ale oparte na lekturze. Jest taka bardzo fajna książka z dziedziny psychologii "Droga rzadziej wędrowana". Autor M.Scott Peck bardzo przystępnie tłumaczy przyczynowo skutkowe zawiłości ludzkiej psychiki.Jeżeli rodzice stoją murem przy dziecku i razem z nim poddają krytyce wszystko co wydaje im się niewygodne i głupie, wychowają dziecko z problemami psychologicznymi. Dziecko bardzo szybko nauczy się obwiniać otoczenie o własne niepowodzenia. Dziecku, zresztą każdemu, potrzebne są autorytety. My dorośli widzimy, jak z tym jest ciężko. Ale możemy spróbować nie burzyć ich tak obcesowo z błahych powodów. Dlaczego uważasz to zadanie za tak głupie? Przecież mogło być przyczynkiem do przeżycia fajnych momentów. Przypomnieć sobie z dzieckiem moment jego urodzenia - czyż może być coś piękniejszego? Masz prawo wielu szczegółów nie pamiętać, nic w tym nagannego. Ale można to wszystko odtworzyć w atmosferze spokoju, radości, wzajemnych dobrych uczuć. Ja myślę, że celem zadania było właśnie wzmocnienie więzów rodzinnych i należało to wykorzystać. Ale to tylko moja sugestia, nie miej mi jej za złe.

  • Autor: aggusia35 Data: 2015-03-04 19:59:40

    Ja nie napisałam, że podaję krytyce wszystko co mojemu dziecku wydaje się niewygodne. Pozwalam mu na niezadowolenie, nie lubienie, itp. Moim dzieciom na razie nie grozi obwinianie otoczenia za swoje niepowodzenia. Ja nie napisałam też, że zadanie jest głupie tylko, że nie wnosi nic do nauki i rozwoju mojego dziecka.  Masz racje mogło być przyczynkiem, ale nie było. Moim zdaniem szkoła powinna zajmować się uczeniem, a my rodzice właśnie jesteśmy od tych innych spraw, związanym też z uczeniem, ale i rozwojem emocjonalnym. Przeżywamy wiele wspaniałych pięknych chwil i mam nadzieję, że moje dzieci uważają tak samo:) Zwróciłam uwagę na to zadanie bo:

    1. Szkoła powinna uczyć samodzielnego odrabiania zadań domowych przez dziecko, a nie przepisywania z książeczki zdrowia kilku informacji.

    2. Jakby tak powykreślać właśnie takie niepotrzebne rzeczy, które są w edukacji naszych dzieci to my rodzice i dzieci mielibyśmy więcej czasu na bycie ze sobą, dzieci na zabawę odpoczynek itp.

    O to mi chodziło. Masz racje zadanie można było odrobić z dzieckiem w piękny sposób tylko dla mnie to nie był akurat ten moment, a i tak rozmawialiśmy wspólnie na ten temat z 1000 razy i wiem, że dla młodego nie byłoby to już ciekawe :)

  • Autor: taara Data: 2015-03-04 20:42:48

    Na wstępie tego wpisu zaznaczam, że nie chcę między nami negatywnej dyskusji, która choćby trochę miała Cię zirytować. Rzeczywiście nie napisałaś, że zadanie było głupie, ale...

    "Mam takie czasami wrażenie jak np. dziś, że w tej szkole to się takimi pierdołami, zajmują, że właściwie to nie wiadomo czy się śmiać czy płatać."

    ... chyba coś w tym stylu?

    Ale nieważne. Istotne, że zdajesz sobie sprawę, że przyczyną takiego przebiegu całego przedsięwzięcia był nie ten moment. I tak to zostawmy. Zawsze można jakieś wnioski wyciągnąć na przyszłość.

    Ja Ci opowiem o pewnym zdarzeniu, które miało miejsce w poniedziałek w klasie mojej wnuczki, drugoklasistki. Otóż przyszła razem z rodzicami do mnie na obiad i od razu opowiedziała nam, że pani przesadziła ją do ostatniej ławki (wcześniej siedziała w środku klasy). No powiem, że w córce i we mnie zagotowało się, ale nie dałyśmy nic po sobie poznać. Niemniej dziewczynka była markotna, bo widziała, że nam to nie pasuje. Klasa do której chodzi, jest dość liczna, różny jest poziom zdolności i zaangażowania uczniów, dzieci są niesforne, gadają. Nauczycielka stosuje różne sposoby radzenia sobie z tą grupą. Tym razem zastosowała poprzesadzanie. Moja wnuczka, uczennica jedna z najlepszych, znalazła się w ławce ostatniej. I wtedy znakomicie zachował się mój zięć, stwierdzając, że pani ma jakiś plan i nie nam to oceniać i negować. Dzisiaj zapytałam wnuczki, jak sprawdza się przesadzenie dzieci i powiedziała, że jest o wiele lepiej. Wtedy powiedziałam jej, że pani obdarzyła ją wielkim zaufaniem sadzając w ostatniej ławce, bo ma pewność, że nie ucierpi na tym ani jej nauka ani zachowanie. Bardzo ją te moje słowa ucieszyły. A przecież mogłabym osobiście pójść do szkoły, bo znam dobrze dyrektorkę i poprosić o interwencję w tej sprawie. Nawet powód by się znalazł, bo wnuczka ma pewne problemy ze słuchem i jest pod stałą opieką laryngologa. Ale po co? Dziecko uczy się od dorosłych sposobu rozwiązywania problemów, więc mamy jej pokazać, że nie widzimy nic poza czubkiem własnego nosa? Że przez znajomości można wszystko załatwić? Dziecko ma poczucie dobrze spełnionej misji, choć na pewno siedzenie w ostatniej ławce nie jest dla niej komfortowe.

  • Autor: aggusia35 Data: 2015-03-04 21:49:09

    Taara ja absolutnie też nie chcę między nami negatywnej dyskusji. Ty wyrażasz swoje zdanie, które bardzo cenię, ja swoje :)

  • Autor: Herbaciana Data: 2015-03-05 15:14:16

    Przepraszam bardzo, ale wydaje mi się, że bieganie do nauczyciela, czy ze skargą do dyrektora, bo nauczyciel przesadził dziecko w inne miejsce to za duża ingerencja, albo po prostu głupota. Nauczyciel ma dzieci uczyć i opiekować się nimi i jeżeli uznał takie przesadzenie za stosowne, to na pewno nie zrobił tego aby dziecku zaszkodzić.

  • Autor: anatema Data: 2015-03-05 16:10:01

    Dokładnie . Jeżeli rozmowa rodziców z wychowawcą wydawałaby się w granicach normy jeszcze , to myśl babci , żeby lecieć z tym do dyrektora , to jakieś horrendum jest  rodem z poprzedniej epoki ...

  • Autor: taara Data: 2015-03-05 17:53:44

    Myśl, a działanie to chyba dwie różne sprawy. I proszę Cię, nie wymądrzaj się tak, bo sama będziesz kiedyś babcią z jakiejś poprzedniej epoki. A to właśnie w tej Twojej epoce rodzice latają do szkoły z byle głupstwem bo jak napiasałaś nieco wyżej:

    A dlaczego ? Szkoła i nauczyciele to jakieś święte krowy są ? Gdy moje starsze dziecko  opowiada mi o niesprawiedliwościach , durnotach i debilizmach w szkole ( i jeśli uznam , że rzeczywiście to są durnoty ) , to zachęcam je , żeby zgłosiło to do samorządu uczniowskiego i domagało się swoich praw w tym zakresie . Ja ewentualnie ) mogę wkroczyć wtedy , gdy stosunki nauczyciel - uczniowie nie poprawią się po takiej interwencji ...

  • Autor: ekkore Data: 2015-03-05 18:14:16

    Mój syn miał w podstawówce obniżone zachowanie za bójki z kolegą.

    Pierwsza moja myśl była - lecieć do wychowawcy, zrobić awanturę - bo on się tylko bronił (moje dziecie do gatunku miśków należy -spokojny, łagodny, nie zaczepia - ale jak go ktoś zaatakuje, dowali tak, że...

    Ale po chwili - przecież pan (super pedagog, jeden z lepszych nauczycieli, jacy mogą się trafić w dzisiejszych czasach) - zapowiedział im, że jak jeszcze raz się pobiją to obniży im zachowanie.W końcu syn mógł unikać kontaktów z tym kolegą - a ich do siebie ciągnęło (okresowo nawet siedzieli w jednej ławce) - jak metal do magnesu.

    Wytrzymałam - ale też obaj zaczęli bardziej temperować swoje zachowanie.

    Niemniej - jak w gimnazjum okazało się, że zostali przydzieleni do jednej klasy - od razu poszłam z prośbą o przeniesienie. Dla mojego syna dobrze wyszło - bo trafił na rewelacyjnych nauczycieli i kilku kolegów, którzy trzymali się razem - i należeli do najlepszych uczniów w szkole, ciągnęli siebie w górę. Ta nominalna klasa okazała się ledwie przeciętna - a jako, że moje dziecko nie lubi być najlepsze - zdecydowanie obniżyłby swoje loty.

  • Autor: anatema Data: 2015-03-05 20:58:19

    Bywają też nowoczesne babcie ;) .

    Zachęcanie dziecka do samodzielności na linii nauczyciel - uczeń , a latanie do szkoły z byle głupstwem to chyba dwie różne sprawy . Skrajnie różne . Póki co , w ciągu 6 lat jeden raz " poleciałam " i to z bardzo poważną sprawą . Gdybym miała " latać " do dyrektorki za każdym razem gdy moje dziecko jest przesadzane , musiałabym to robić co tydzień .

  • Autor: taara Data: 2015-03-06 10:00:11

    No ale przecież nie poszłam! Czy już naprawdę nie wolno napisać o swoich przemyśleniach, aby nie być uznaną za jakiegoś dinozaura??? Po prostu sprawiłaś mi przykrość i tyle :(

  • Autor: anatema Data: 2015-03-06 12:28:13

    No ale przecież nie napisałam nigdzie , że poszłaś ! Po prostu myśl o tym , że mogłabyś pójść i to załatwić , bo znasz dobrze dyrektorkę , wydała mi się archaiczna i z poprzedniej epoki . Teraz takie sprawy mogą załatwiać tylko rodzice , bez względu na to czy znają się z dyrekcją czy nie . I to tylko oni narażają się ewentualnie na śmieszność interweniując z tak błahego powodu . Taką przynajmniej mam nadzieję . Że przez znajomości i że " powód by się znalazł " coraz mniej da się " załatwić " . Dlatego tak ważna jest kontrola poczynań ciała pedagogicznego , głównie przez uczniów , a pośrednio przez rodziców . To już nie te czasy , gdzie nauczyciel mógł wszystko i nikt mu się nie sprzeciwił ... Teraz z dziwnych ruchów musi się tłumaczyć .

    Oczywiście nie twierdzę , że szkoła cała i wszyscy nauczyciele są do kitu . Chodzi o to , żeby odsiewać ziarno od plew , bo zgadzam się z tym , że młodzi potrzebują autorytetów i że dobry nauczyciel jest cenny jak diament . Ale to mają być prawdziwe autorytety , a nie nadane z urzędu . Dlatego warto walczyć o to , żeby nasze dzieci ( i wnuki ) miały najlepsze wzorce , a nie martwić się o to , jak podważanie autorytetu złego nauczyciela wpłynie na dziecko . Ja myślę , że tylko pozytywnie , bo w przyszłości nie będzie bezmyślnym konformistycznym robotem , tylko kimś niezależnym , z własnym ( czasami odmiennym od ogółu ) zdaniem .

    Zbulwersowało mnie też Twoje oburzenie , że wnuczka , jako jedna z najlepszych , musi siedzieć w ostatniej ławce . Tego już zupełnie i pozaepokowo nie rozumiem ... I nawet nie chcę , bo to już ma jakieś psychologiczne podłoże ...

    I owszem , możesz pisać o swoich przemyśleniach ( jak każdy ) , ale musisz się liczyć z tym , że nie wszyscy się z nimi zgodzą . Bo mają taką możliwość na szczęście .

    Jeżeli sprawiłam Ci przykrość , to przepraszam , bo dla mnie to spór ideologiczny , a nie osobisty .

  • Autor: Herbaciana Data: 2015-03-06 15:32:30

    Na bycie autorytetem i szacunek trzeba sobie zasłużyć, tego nie dostaje się z automatu.Nie pomaga też bycie dobrym i pobłażliwym. Przed wielu laty pracowałam jako nauczyciel, niestety byłam wymagająca<wszyscy zdawali egzaminy do szkół średnich>, ale zawsze traktowałam uczniów jak ludzi a nie dzieci. Chyba dobrze ich "wychowałam", bo wszyscy kłaniają mi się na ulicy, choć niektórych po latach nie mogę rozpoznać, a w dniu imienin, czy w dzień kobiet mój telefon dzwoni prawie bez przerwy. Ja szanowałam ich, więc Oni szanują mnie. Nawet po latach jestem dla nich kimś bliskim i muszę powiedzieć, że jest to bardzo miłe. Muszę jeszcze dodać, że nigdy nie podniosłam głosu na swoich uczniów. 

  • Autor: taara Data: 2015-03-07 12:50:24

    Zbulwersowało mnie też Twoje oburzenie , że wnuczka , jako jedna z najlepszych , musi siedzieć w ostatniej ławce . Tego już zupełnie i pozaepokowo nie rozumiem ... I nawet nie chcę , bo to już ma jakieś psychologiczne podłoże ...

    Generalnie pisząc o sprawie nie zamierzałam się skupić na jej istocie, tylko dać przykład wytłumaczenia dziecku czegoś, z czym ono nie do końca się zgadza. Skoro jednak zdarzenie zostało niejako wyrwane z kontekstu, to może jeszcze w takim razie dwa słowa. Bo nie do końca jest to w tym przypadku błahostka. Ja absolutnie nie jestem oburzona tym, że moja wnuczka, jako jedna z najlepszych musi siedzieć w ostatniej ławce, jakby to było jakieś poniżenie. W pierwszej klasie dzieci usiadły zupełnie przypadkowo dobierając sobie sąsiedztwo zgodnie z własnym uznaniem. Moja wnuczka usiadła w towarzystwie swojej przyjacółki, jeszcze z przedszkola. Teraz jej miejsce zajął chłopak z ostatniej ławki, bo miał to być sposób na ukrócenie jego przeszkadzania na lekcji. Musisz przyznać, że nauczycielka powinna jednak taką decyzję chociaż dziecku wyjaśnić, tak jak to potem zrobiłyśmy w domu. Dziewczynki nie robią żadnego dramatu z powodu rozdzielenia w klasie, bo ich przyjaźń bez tego kontaktu przecież nie ucierpiała. Jednak siedzenie w tyle klasy trzydziestoosobowej wymaga większego skupienia i uwagi. Do tego dziecko ma słuch odbiegający nieco od normy i jest z tym jednak problem na języku angielskim. Nie wiadomo jak będzie podczas dyktanda, bo od przesadzenia jeszcze nie było żadnego.

    Myślę, że teraz już z mojej strony temat będzie wyczerpany. Będę miała nauczkę, aby na przyszłość nie robić off topów, bo to prowadzi do nieporozumień i niepotrzebnych przykrości. Miałam się skupić na zadaniu z przyrody synka Agusi i tyle :)

  • Autor: neferet Data: 2015-03-06 17:01:44

    Dokładnie . Jeżeli rozmowa rodziców z wychowawcą wydawałaby się w
    granicach normy jeszcze , to myśl babci , żeby lecieć z tym do dyrektora ,
    to jakieś horrendum jest  rodem z poprzedniej epoki ...

    Prawdę mówiąc deczko mnie denerwuje, kiedy pisząc o czymś negatywnie używa się określenia "z poprzedniej epoki" zamiast napisać po prostu, że to jest głupie czy niegrzeczne, czy cokolwiek innego w zależności od kontekstu. Różne były dawniej wariactwa, ale śmiem twierdzić, że teraz jest ich więcej. A jeśli chodzi o ludzi, to mam wrażenie, że byli rozważniejszi i bardziej sobie życzliwi. A rodzice na pewno mniej pyskaci i mniej roszczeniowi niż teraz.

  • Autor: ekkore Data: 2015-03-06 17:09:09

    Co prawda to prawda.

    Jak nauczyciel w szkole ukarał - to w domu ojciec jeszcze paskiem poprawił...

  • Autor: aggusia35 Data: 2015-03-06 17:44:00

    Bardzo się cieszę, że te czasu to przeszłość

  • Autor: ekkore Data: 2015-03-06 20:33:16

    A ja nie.

    Może ten pasek można wyeliminować - ale ciągłe kwestionowanie poleceń i zaleceń nauczyciela - pozbawia go autorytetu...

    Ale sami chowamy sobie pokolenie - bez poszanowania dla niczego, w imię bezstresowego wychowania - bo dziecko jest najmądrzejsze, najlepsze - i nikt mu nie będzie mówił co ma robić.

  • Autor: aggusia35 Data: 2015-03-06 22:12:04

    Ekkore można wychować dzieci bez kar cielesnych i stosowania przemocy względem nich i nie musi to być bezstresowe wychowanie.

  • Autor: ekkore Data: 2015-03-06 22:19:18

    Za karami cielesnymi nie jestem - choć w pewnych okolicznościach tak.

    i nie chodzi o ten pasek - to tylko metafora - a o podejście rodziców, którzy kwestionują postanowienia pedagogów.

  • Autor: aggusia35 Data: 2015-03-06 22:29:13

    Rozumiem :)

  • Autor: anatema Data: 2015-03-06 21:16:54

    Nie należę do apologetów poprzedniej epoki , więc może dlatego widzę to inaczej : rodzice byli mniej pyskaci i mniej roszczeniowi , bo byli przestraszeni . Bali się konfrontacji z nauczycielem , bo tylko Bóg raczył wiedzieć jakie mogłyby być konsekwencje . Dlatego siedzieli cicho , nawet wtedy gdy nauczyciel poniżał ich dzieci , czy stawiał niesprawiedliwe oceny , bo np. kogoś nie lubił . Każdy chyba zna parę historii , które dzisiaj na szczęście są nie do pomyślenia .

    Dzisiaj nie buduje się autorytetów na strachu , dlatego o nie tak trudno .

  • Autor: ekkore Data: 2015-03-06 22:16:17

    Oj - i dzisiaj są do pomyślenia i się zdarzają...Może poniżania jako takiego jest mniej - albo go nie ma, ale niesprawiedliwe oceny - tu się nic nie zmieniło...

    Niech za przykład robi moja córka - w gimnazjum uczennica dwójowa z matematyki, przy czym połowa klasy taka była. Ile rozmów było z wychowawcą, dyrektorem - nie dały nic. Pani poza tym bardzo miła, uprzejma - rozmawiając z nią prywatnie w życiu byś nie pomyślał zołza.

    Po zmianie szkoły, systemu nauczania - jedna z najlepszych w klasie.

    A w Polsce nie spała po nocach, była "gościem" pedagoga szkolnego, byliśmy nawet zapisani na wyznaczenie terminu do psychologa (bo to się tak odbywa) - ale jak okazało się, że wyjeżdżamy - nie ciągnęliśmy tematu.

  • Autor: aggusia35 Data: 2015-03-06 22:32:11

    Ekkore nie możesz porównywać programu szkolnego z Polski w USA. Między jednym, a drugim jest wielka przepaść.

  • Autor: ekkore Data: 2015-03-06 22:43:18

    Wiem o tym. Natomiast, jeżeli idzie o dokładność nauczania jestem pewna, że Stanach jest pod tym względem lepiej. Wychodzę z założenia, że przy zajęciach po 2-3 godziny dziennie, przez 5 dni w tygodniu i najgorszemu głąbowi coś w głowie zostanie.

    W przypadku mojej Młodej największym problemem był strach przed matematyką i kolejną jedynką. Ona nie była w stanie przyjmować wiedzy - bo skoncentrowana była na baniu się. Gdy strachu zabrakło - zaczęła przyswajać wiedzę.

    Nie chodziło mi o porównywanie  systemów nauczania - tylko o to, że dzisiaj nauczyciele też potrafią stawiać niesprawiedliwe oceny i w jakiś  sposób negatywnie oddziaływać na uczniów. I że rodzice też czasami niewiele mogą.

  • Autor: aggusia35 Data: 2015-03-07 07:33:44

    Zastanawiam się dlaczego szkoła jest skoncentrowana u nas na strachu. Nie umniesz boisz się bo spotka Cie kara ( nie chodzi mi o nie umienie bo ktoś się nie nauczył tylko o nie rozumienie np. matematyki) . Swoją szkołę tez pamiętam jako jeden wieki ciągły strach.

  • Autor: ekkore Data: 2015-03-07 14:32:34

    Wydaje mi się, że bardzo dużo zależy od osoby nauczyciela - i jego predyspozycji.

    Jak ja zaczynałam studia - to pójście na pedagogikę było ostatnią deską ratunku - czyli jak już nigdzie się nie dostałeś to idź na WSP - i efekty tego są. Jest wielu nauczycieli, którzy nigdy nimi nie powinni być.

    Swoich nauczycieli też wspominam z sentymentem - nigdy nie odczuwałam strachu przed przedmiotem, co najwyżej przed konsekwencjami własnego lenistwa (czyli brak przygotowania).

    Ja sama przymierzałam się do zrobienia kursu pedagogicznego - bo była okazja. Jednak po dwóch czy trzech zajęciach - mimo, że całkiem nieźle sobie radzę w kontaktach z małolatami - stwierdziłam, że to nie dla mnie, jak mam być złym nauczycielem lepiej wcale.

    Mój syn przez całą szkołę miał szczęście do nauczycieli - większość z nich była prawdziwymi pedagogami, z powołania. Córka wręcz odwrotnie.

    Tutaj (w Stanach) jest inne podejście do uczenia. Uczniowie widzą sens uczenia się - zdobywają te swoje punkty, przeliczają - mają świadomość, że to będzie decydować o ich przyszłości - stypendia, ulgi w opłatach itp. A jak się coś nie uda (i to nie tylko w szkole, w pracy jest podobnie), nikt nie mówi, jaki jesteś beznadziejny i do d... - tylko zawsze jest - nie martw się, nic się nie stało, popatrz na to z drugiej strony - ile przy tym zdobyłeś doświadczenia, które przyda Ci się w przyszłości.

  • Autor: taara Data: 2015-03-05 17:47:06

    Też właśnie tak uważam.

  • Autor: as Data: 2015-03-05 20:15:02

    W klasie IV jest dziewczynka, która się wymądrza i inne koleżanki jej nie lubią. Mamusia skarżyła się (mama taka sama jak córka, a może nawet gorsza), że córka jest przezywana i odizolowana przez koleżanki. Mamusia chciała by pani np co dwa tygodnie przesadzała dzieci, a najlepiej by chłopak siedział z dziewczynką. Oczywiście pani się na to nie zgodziła bo przesadzanie jest u nas ograniczone ze względu na wzrost. Mniejsze dzieci siedzą w przodzie, a większe w tyle. Ławki i krzesła są dostosowane do wysokości dziecka.  Dzieci są dwa razy do roku mierzone publicznie przez nauczyciela. W klasie IV i V są pojedyncze dzieci dużo niższe od pozostałych.  Reszta klasy cieszy się z ich każdego centymetra w górę. 

  • Autor: Bahati Data: 2015-03-05 20:19:25

    Mlode siedzialy przez pierwsze miesiace w pierwszej klasie zaraz przy biurku, bo slowa nie znaly po wlosku. Teraz siedza maksymalnie porozsadzane, zeby nie zaslanialy, wielkoludy maja 146 i 147 cm. No i na moja wyrazna prosbe nie siedza razem, ale tez nikt nie siedzi z najlepsza kolezanka czy kolega, gadac moga na przerwie, skoro juz musza. Przesadzani sa jak sie wychowawczyni za bardzo na gaduly klasowe zdenerwuje. :) 

  • Autor: iwett Data: 2015-03-06 16:29:25

    Nie wiem o co ten cały targ!:) Przecież wiadomo, że w ostatniej ławce najlepiej się ściąga!:) U nas to się chłopaki prawie bili aby tam siedzieć. W pierwszej to przeważnie lizusy:)) 

  • Autor: ekkore Data: 2015-03-06 16:47:54

    A nie wiesz, że pod latarnią najciemniej. najlepsze miejsce do ściągania to pierwsza ławka - bo pani (pan) zazwyczaj pilnuje tyłów.

  • Autor: iwett Data: 2015-03-06 16:50:23

    Ooooooo, to widzę,że się sporo pozmieniało przez lata:)

  • Autor: Bahati Data: 2015-03-04 08:39:04

    W szkole moich dzieci zadaja duzo prac domowych, zwlaszcza z jezyka, matematyki i geografii. Ostatnio pol ksiazki trzeba bylo wykuc o budowie dna oceanow, o morzach, zalewach, zatokach, klifach itp do prawdzianu. Sprawdziany 3 razy w tygodniu, 2 dyktanda. Dzieciaki przychodza za eskoly, pogadamy, zjedza obiad, odrabiaja lekcje, pozniej moga isc na zajecia plastyczne albo ponudzic sie w domu. Wieczoram godzine sie ucza a przed snem czytaja co im sie podoba. Co mi sie nie spodobalo w tym roku? " chlopiec w pasiastej pizamie", ktorego musieli obejrzec uczniowie i z ktorego to filmu byla klasowka. Mlode plakaly i prawie wymiotowaly z nerwow w czasie ogladania, moim zdaniem 9 i 10 latki sa za male na takie filmy. Co do danych, to na podstawie prac domowych mozna swobodnie kredyty brac. Daty urodzenia, wyksztalcenie, stan zdrowia, miejsce pracy, godziny pracy, drzewo genealogiczne, co mieli w domu rodzice jako dzieci, co dziadkowie a co pradziadkowie. Co mamy w domu, czy mamy kuchnie osobno czy aneks kuchenny. Co kupujemy i gdzie, jakie mamy duze mieszkanie. Dzieciaki chodza w fartuchach poza dniem, w ktorym maja wf, nie ma strojow na zmiane ani butow, przychodza w dresie, cwicza na ostatniej lekcji. Rodzic do szkoly nie wejdzie o ile nie zostal wezwany lub nie jest umowiony wczesniej i jest na liscie. Dziecko jesli zaspalo do szkoly tez juz raczej nie wejdzie, czas na przyprowadzanie dzieci jest od 8.05 do 8.15 i koniec. :) dziecko do szkoly jesli nie jezdzi autobusem musi byc przyprowadzone i odebrane przez upowazniona osobe, samego ze szkoly nie wypuszcza.

  • Autor: taara Data: 2015-03-04 10:30:58

    Jestem zaskoczona, że takim małym dzieciom kazano oglądać ten film. W repertuarze figuruje jako 12+ więc nie jest zalecany dla młodszych dzieci. Ja widziałam go raz i przeżyłam bardzo mocno. Dziwne... To nie w Polsce, o ile się nie mylę?

  • Autor: Bahati Data: 2015-03-04 10:45:00

    Nie w Polsce. Dobrze, ze u nas w domu wszystko,ogladamy wspolnie. Mozna bylo kazac dzieciom obejrzec   " Zycie jest piekne" ale nie oszukujmy sie, nie pokazuje Wlochow w najlepszym swietle. Uczulilismy tez Mlode, ze to nie byly POLSKIE obozy, choc na terenie Polski.

  • Autor: lenka075 Data: 2015-03-04 12:38:28

    Na tym filmie sama się poryczałam...., a co dopiero 9 - 10-latek...

  • Autor: anatema Data: 2015-03-04 13:32:28

    To zadanie akurat jest bardzo w porządku . Ma nauczyć dziecko praktycznego korzystania z różnych źródeł . To znaczy ja tak je odebrałam . Wydaje mi się , że szkołę absolutnie nie obchodzi w jakim szpitalu urodziło się dziecko i w jakim dniu ... Ale , żeby umiało szukać .

    Trzeba było wręczyć synowi książeczkę zdrowia , i dalej niech kombinuje ...

    Mam zasadę , że odrabiam lekcje z dzieckiem do końca 3 klasy ( bo takie są wymagania ) , a potem to ewentualnie mogę pomóc , gdy o to poprosi .

    Ale denerwują mnie ( w młodszych klasach ) zadania dla rodziców ... Na ocenę ... Na przykład ( teraz to przerabiamy , u 8 -latków ) : naucz się wiersza ( pełna dowolność ) , z podkładem muzycznym i układem choreograficznym . Albo " wszystko o Powstaniu Wielkopolskim " .

    A rubryki pt. " oceny dla rodziców " w dzienniku brak ;) .

  • Autor: olaala Data: 2015-03-04 13:42:37

    Nie wiem jak można zapomnieć dnia w którym urodziło się własne dziecko:(
    przecież to takie ważne wydarzenie

  • Autor: as Data: 2015-03-04 13:48:56

    Pamiętasz kiedy Twoje dzieci zaczęły chodzić (pierwsze kroki)?  Ja pamiętam. Byłam w szoku jak koleżanka mi powiedziała, że nie pamięta ile miesięcy miał jej syn jak zaczął chodzić. 

  • Autor: Bahati Data: 2015-03-04 14:00:53

    Ja tez nie pamietam ktora kiedy zaczela chodzic, siadac, wstawac, kiedy wyplula pierwsza marchewke, kiedy wyszedl pierwsszy zabek... Pamietam, ze w odpowiednim czasie i ze mialam tyle obowiazkow na glowie, ze mialam prawo zapomniec i mialam tez prawo nie miec czasu zapisac. Zreszta gromadzenie takich informacji w glowie nie jest mi niezbedne. No dobra, nie mam pojecia, ktora kiedy ma imieniny, kiedy jest rocznica pierwszej randki z moim M czy slubu, o jego imieninach tez ozczywiscie nie pamietam. 

  • Autor: as Data: 2015-03-04 14:02:37

    Ja wszystkie te informacje pamiętam. Chociaż szkoda, że nie robiłam pamiętnika jak były małe. 

  • Autor: Bahati Data: 2015-03-04 14:03:41

    Mimna studiach kolezanki i koledzy kupili takie pamietniki Pierwszy rok z zycia dziecka, nawet ich nie otworzylam szczerze mowiac. ;)

  • Autor: as Data: 2015-03-04 14:05:08

    Też u mnie takich kilka pustych leży. 

  • Autor: olaala Data: 2015-03-04 14:13:04

    As to bardzo dobrze o Tobie świadczy, że tyle pamiętasz ważnych wydarzeń swoich dzieci:)

  • Autor: aggusia35 Data: 2015-03-04 18:18:37

    To też jest tak, że niektórzy mają pamięć do takich rzeczy. Ja też zapominam takie szczegóły. Moja mama to jest chodząca encyklopedia, pamięta urodziny i imieniny bliższej i dalszej rodziny, a mnie to jest doniczego niepotrzebne. Pamiętam tylko daty urodzin najbliższych.

  • Autor: małpiatka Data: 2015-03-04 18:45:39

    Rozumiem, że jak nie pamiętam w jakim dniu tygodnia urodziły się moje dzieci to źle o mnie świadczy..? Nie pamiętam kiedy moja córka wypowiedziała pierwsze słowo, kiedy zaczęła raczkować, etc.. Jakoś zawsze skupiałam się bardziej na tym, by była zdrowa i radosna (mimo mojego wybuchowego charakteru..;)) Myślę, że to, co dobrze o mnie świadczy wyjdzie za kilka-kilkanaście-kilkadziesiąt lat - czyli to jak je wychowałam..

    P.S. Ja się urodziłam w środę..;) 

  • Autor: as Data: 2015-03-04 22:13:58

    Pamiętam bo jestem z nimi 24 godz na dobę. no dobra krócej bo chodzą do szkoły i bawić się z innymi dziećmi. 

  • Autor: a. Data: 2015-03-04 14:53:06

    Uffffffff, bo już się martwiłam, że tylko ja taka niepamiętliwa jestem ;)

    o swoich urodzinach też nie pamiętam ;)

    (to pod Bahati miało być, ale sobie fruwa)

  • Autor: Bahati Data: 2015-03-04 14:54:23

    Ja pamietam i wymagam czczenia WSZYSTKICH moich swiat! Bo ja mam bardzo wybiorcza pamiec, od zawsze. 

  • Autor: aggusia35 Data: 2015-03-04 18:15:13

    Ja też nie wiem ile miesięcy mieli jak zaczynali chodzić. Im starsze dzieci, tym coraz więcej szczegółów się zapomina z dziecięcego życia.

  • Autor: Bahati Data: 2015-03-04 18:18:05

    Pamietam, ile mialy miesiecy ale nie pamietam, jak niektore mamy dokladnej daty, godziny, okolicznosci przyrody. :)

  • Autor: anatema Data: 2015-03-04 14:16:29

    No kurna , zabij mnie , ale nie pamiętam czy to był piątek czy świątek . Tzn. teraz już wiem , ale wtedy nie ... Pamiętam , że na porodówce oglądałam " Krzyżaków " i że nigdy już nie obejrzę ... Pamiętam różne hardcory wtedy , ale nie zapisałam w pamięci jaki to był dzień tygodnia ...

    Chyba jestem jakaś wyrodna ...

    Tradycyjnie drzewko szaleje ...

  • Autor: iwett Data: 2015-03-04 14:52:53

    To czemu mówią "w niedzielę rodzony" jak leń?:)

  • Autor: aggusia35 Data: 2015-03-04 18:21:20

    No i święta prawda moja młoda w niedziele urodzona :)

  • Autor: aggusia35 Data: 2015-03-04 18:20:38

    No to już cię kocham bo już myślałam, że jestem najgorszą mamą na świeci i tylko ja nie pamiętam :)

  • Autor: iwett Data: 2015-03-04 14:21:10

    Jak byłam w ciąży to zakupiłam album "Album mojego dziecka". Tam mam wszystko kiedy rodzona, ile ważyła, wzrost, pierwsze buciki, pierwsze ząbkowanie, chrzciny, komunia szkoły i inne pierdoły. Pamiątka bynajmniej jest. Zakończyłam na lat 18.

  • Autor: olaala Data: 2015-03-04 14:23:04

    Jak byłam w ciąży to zakupiłam album "Album mojego dziecka". Tam mam
    wszystko kiedy rodzona, ile ważyła, wzrost, pierwsze buciki, pierwsze
    ząbkowanie, chrzciny, komunia szkoły i inne pierdoły. Pamiątka bynajmniej
    jest. Zakończyłam na lat 18.


  • Autor: heiworth Data: 2015-03-04 14:21:31

    Data urodzin jest ważna ...ale dzień urodzin wg mnie jest bardzo mało istotny !...owszem pamiętam ,ale gdybym zapomniała nie robiłabym wielkiego problemu !

  • Autor: aggusia35 Data: 2015-03-04 18:22:27

    To mnie pocieszasz :) Na Was zawsze można liczyć :)

  • Autor: aggusia35 Data: 2015-03-04 18:13:26

    Czy to był poniedziałek czy wtorek dla mnie to jest nieważne. Wiem w którym dniu się urodził i to mi wystarczy i najważniejsze jest to, że jest. Nie potrafię sama sobie odpowiedzieć na to pytanie dlaczego tego nie wiem. Może dlatego, że syna urodziłam o 22:05 a rano obudziłam się sparaliżowana od pasa w dół. Źle mi podali znieczulenie, trwało to tydzień. Był to bardzo duży stres dla nas, nie wiedziałam czy kiedykolwiek w życiu będę chodzić, co mi zrobili, ból przy każdej próbie ruszenia się.

  • Autor: aggusia35 Data: 2015-03-04 18:07:47

    Sama miałam problem żeby znaleźć to w książce, ale faktycznie masz racje może o to chodziło w tym zadaniu :)

  • Autor: pavett Data: 2015-03-04 17:00:23

    Z cyklu absurdów szkoły...

    Córa (II gimnazjum) w pażdzieniku przeszła operację wycięcia torbieli wraz z całym jajnikiem. Zaraz po Nowym Roku mialysmy wizyte kontrolna na której dostała zwolnienie lekarskiez wych-fiz do 10 kwietnia czyli do terminu nastepnej wizyty.

    No i dobra zanosi do szkoły zwolnienie lekarskie a pani nauczycielka jej oddaje i karze przynieśc pismo od lekarza czy po 10 kwietnia bedzie mogla cwiczyć. Nic dzwonię do lekarza i wyjasniam sytuację ta mi mowi że nie może mi wypisać bo ona nie wie jaki stan zdrowia będzie za 4 miesiące

    No ok logiczne więc udaje sie moje dziecie jeszcze raz z zwolnieniem i informacją ale "Pani" musi wiedziec czy ona bedzie ćwiczyc i karze to zabierac.Ok wkurzylam się wybralam sie do szkkoły i pytam o co chodzi. Pani z oburzeniem wyjasnia mi że Ona KONIECZNIE musi wiedzieć czy Amanda potem będzie cwiczyć. Wyjaśniam jej spokojnie że nie wiem że doktor nie wie jaki będzie stan Amandy za 4 misiące że to nie byla grypa. No ale ona musi i juz.Poszlam do lekarza rodzinnego poprosilam o zwolnienie do konca roku z zajęć i niech się odczepi

  • Autor: iwett Data: 2015-03-04 17:19:08

    Czasami mnie nachodzi taka myśl - kto te studia kończy i w jaki sposób?

  • Autor: as Data: 2015-03-04 22:20:07

    Też tak uważam. 

  • Autor: Herbaciana Data: 2015-03-04 18:51:20

    W naszej szkole też prac domowych jest mnóstwo i nie zawsze zadania są "mądre". Wydaje mi się jednak, że dużo zależy od nauczyciela i jego podejścia do sprawy. Nie zawsze dużo zadań zrobionych to sukces np. na egzaminie. U nas matematyczka codziennie zadaje po kilkanaście zadań, a polonistka może tylko jedną dziesiątą tego, a na egzaminie końcowym średnia z polskiego to około 38 , a z matematyki ledwie 35.

     Chciałam jeszcze o czym innym. Moje dzieci chodzą do wiejskiej, małej szkoły, która jednak plasuje się w dziewiątym staninie, jeżeli chodzi o wyniki.Potem idą do gimnazjum i tam słyszymy na wywiadówkach, że nasze dzieci to miernoty. W tym roku jednak pani dyrektor zrobiła ogólne zebranie, na którym się pochwaliła, że jej podstawówka< kieruje podstawówką i gimnazjum> znalazła się w czwartym staninie,czyli o jedno miejsce wyżej niż przez ostatnie lata. Zbaraniałam. Jakim cudem moje dziecko, które otrzymało maksymalną ilość punktów i jest wojewódzkim laureatem  nic nie umie, a dzieci, które napisały na 15 punktów to orły? Może ktoś mi to wytłumaczy, bo pani dyrektor wzruszyła tylko ramionami.

  • Autor: w jesiennym stroju Data: 2015-03-04 20:10:19

    Każde zadanie ma jakiś sens. Podejrzewam że chodziło o to, żeby po pierwsze pokazać jak dzieci się przez te osiem lat zmieniają  czyli waga i wzrost . Szpital a może miała by okazja żeby dziecko zobaczyło swoją książeczkę zdrowia  i się zainteresowało, A ten dzień tygodnia to okazja dla takiej trochę zabawy w domu, kiedyś był  kalendarz stuletni i można było obliczyć dziś mamy to w komputerze. . Ja sobie już dawno sprawdzałam w jakim dniu tygodnia przejdę na emeryturę na przykład.

       Moje dziecię dawno temu miało coś napisać o babci. Sama z siebie wymyśliła tylko , że babcia jest wdową .

    Podzielę sie jeszcze wspomnieniem z pracy, był  kiedyś program dla klas 1-3 taki raczej dla Podhala czy Krakowa. Dużo zadań typu jak to kiedyś było w miejscu gdzie mieszkasz. Przyszła jedna mama z ćwiczeniami. Pytanie - jakie piosenki  śpiewano w twojej okolicy przed wojną ?  Dolny Śląsk.  No to pani mówię, że prawdopodobnie Lili Marlene  " Pani poszła z tym do koleżanki w wypożyczalni dla dzieci . Koleżanka do mnie po chwili przyszła i mówi  i pyta gdzie zmoże znaleźć jakie piosenki tu śpiewali przed wojną. Też rzuciła szeptem kilka wulgaryzmów.  Dopiero we dwie przekonałyśmy panią, że przecież to kiedyś były niemieckie tereny

     

  • Autor: agacia3323 Data: 2015-03-16 13:46:11

    a ja pamiętam w jakim dniu urodziły się moje skarby,najstarsza w niedzielę,średnia we czwartek,a najmłodsza w sobotę,ja w niedzielę,mąż we czwartek,,,,hihihihi to się nazywa pamięć

  • Autor: iwett Data: 2015-03-16 15:08:50

    to teściowa pewnie w sobote...........:))

  • Autor: agacia3323 Data: 2015-03-17 12:11:33

    może tak może nie ,któż wie......ja tylko znam dni urodzenia najbliższej mojej rodziny

  • Autor: as Data: 2015-03-17 12:29:18

    To nie znasz daty urodzenia teściowej?

    Ja mojej teściowej datę urodzenia znam ale jest pewien problem. Kiedyś kobiety rodziły w domu i podawały datę przybliżoną a nie dokładną.Z analizy faktów wynika, że urodziła się przynajmniej o tydzień szybciej niż ma w papierach. 

  • Autor: aggusia35 Data: 2015-03-17 20:38:56

    A to dobrze, że o tydzień a nie 20 lat

  • Autor: ekkore Data: 2015-03-18 02:59:00

    Mój tata miał w dowodzie o 6 miesięcy więcej - podobno. Bo mu potrzeba było być starszym, po powrocie z Kazachstanu.

    A teściowa ma dwie daty urodzenia - ja do tej pory nie wiem która prawdziwa. Bo zależnie od okresu - czasami obchodzi urodziny na Boże Narodzenie, a czasami miesiąc wcześniej (dowodowa jest ta miesiąc wcześniej).

  • Autor: Dżanina Fonda Data: 2015-03-18 08:08:07

    No to co. Ja mam przestępny rok urodzenia...! W tym roku przestąpił na 1988, co daje nieustające 27 lat. :D

  • Autor: Herbaciana Data: 2015-03-18 09:10:36

  • Autor: ekkore Data: 2015-03-19 00:51:56

    Mojej koleżanki córka ma teraz jakieś 3 -4 lata (nie pamiętam dokładnie kiedy ona rodzona) w ten sposób.

    Prosiła (z załącznikiem) w szpitalu o przepisanie na marzec - ale miała cesarkę...

  • Autor: agacia3323 Data: 2015-03-21 18:23:37

    znam 25 grudzień,ale nie wiem w jaki dzień się urodziła,as pozdrawiam wiosennie

  • Autor: Mama AZK Data: 2015-03-21 20:21:52

    A ja mam tak, że im dłużej czytam o systemie edukacji, tym bardziej wszystko się we mnie burzy.

    Ostatnio pewna pani profesor - matematyczka - prowadziła u nas warsztaty dla rodziców. I powiedziała tak: ludzie, po co wam te prace domowe? Czemu przeciwko temu nie zaprotestujecie? Wyobraźcie sobie, że ktoś wam każe przez 7 godzin jeździć na łyżwach (bo uważa, że jest to umiejętność, którą absolutnie musicie zgłębić). Wracacie do domu i macie jeszcze przez godzinę na tych łyżwach jeździć. Co byście zrobili? Czy z chęcią byście je założyli? Raczej nie. To czemu swoje dzieci pchacie w tak bezsensowne działanie jak praca domowa?

    Może Cię zainteresują artykuły o systemie edukacji i jego filozofii:

    http://magazyn.7dni.pl/319356,Rodzicu-czas-nadgryzac-system.html

    http://wyborcza.pl/duzyformat/1,141115,16883764.html

    https://osswiata.pl/zylinska/2015/03/19/neurodydaktyka-miedzy-neurobiologia-a-edukacja/#more-922

  • Autor: Dżanina Fonda Data: 2015-03-23 09:11:16

    Dlaczego tylko na godzinę? Na parę godzin!

    Z każdą kolejną szkołą moich dzieci, coraz bardziej mi się kichy przewracają. Gdzie są nauczyciele z powołania?

  • Autor: Mama AZK Data: 2015-03-23 18:38:25

    Masz rację, przecież odrabianie lekcji trwa dużo dłużej. Czyli łyżwy na nogi i zasuwać do północy ;-)

    A czytałam jeszcze fajny artykuł prof. Dąbrowskiego - największą przeszkodą w stworzeniu dobrej szkoły dla polskich dzieci jest wg niego.... próżność dorosłych:

    http://www.krytykapolityczna.pl/artykuly/edukacja/20130427/dabrowski-pozwolmy-dzieciom-myslec

  • Autor: as Data: 2015-03-23 20:37:17

    U nas w szkole bardzo często nauczyciele są nieobecni. Matematyki nie było chyba 3 tygodni. Nie było żadnego zastępstwa. Lekcje nie zostały odpracowane.  W tym tygodniu nie ma przynajmniej trzech nauczycieli. Innego nauczyciela też nie było 2 tygodnie. Jak ja chodziłam do szkoły to nauczyciele prawie zawsze byli obecni i człowiek marzył by lekcja się nie odbyła. 

  • Autor: Dżanina Fonda Data: 2015-03-24 06:19:46

    Racja, as. Młoda w podstawówce, gimnazjum i teraz w liceum to samo ma. A potem siedzi w domu i nadgania materiał. W gimnazjum właśnie zaczynałby się sezon, kiedy "pani nie było, bo poszła do innej pani PITy rozliczać". :/// I w gimnazjum i w liceum standardem jest, że moja Młoda "prowadzi" lekcje francuskiego, bo pani "musi coś załatwić". To przepraszam, ja po to bulę ciężką kasę na jej francuski, żeby nauczycielkę odciążyć? I standardowo odpowiedź wychowawcy (nie pierwszego) na każdy problem "to proszę z tym iść do dyrektora". No to, kuśwa, od czego jest "wychowawca"?

  • Autor: landrynka Data: 2015-12-27 21:11:00

    mnie zadawali dużo zadań ale jak patrzę po mojej młodszej siostrze to teraz jest ok

  • Autor: as Data: 2015-06-25 09:26:13

    Wczoraj się dowiedziałam, że w mojej miejscowości wszystkie 6-o latki zostały odroczone przez poradnie. Nie pójdą do I klasy tylko zostaną w zerówce. W pierwszej klasie będą tylko te dzieci, które rok temu nie musiały iść wcześniej rok temu czyli 3 osoby. 

  • Autor: Dżanina Fonda Data: 2015-06-25 09:54:25

    Genialne! :D Oby tak dalej! Świetnie się zapowiada edukacja naszych dzieci i młodzieży.

  • Autor: majolika Data: 2016-01-23 15:13:00

    Fakt, pytania głupkpwate))) ale jaki problem na nie odpowiedziec? Ja znam dokładnie od mamy swój dzień tygodnia, datę i godzinę urodzenia. Każda matka to pamieta!. Hhhhe, raz mnie na siłe wepchneli(dla żartu ))) do jakiejś horoskopiary. Podobno dobrej)) Hejhheh. nie mołam uciec , bo drzwi mi noga przytrzymali)) świnie,  nie koledzy z pracy! I jeszcze zapłacić musiałam!Cholera! a pytała o dokładną datę urodzenia- w jednej chwili podałam. Znam- mama mi powiedziala, znała dokładną godzinę datę. Każda matka zna. Od horoskopiary wyszłam zła jak osa i kazałam sobie kolegom zwrócić koszta. Zwrócili- bandyty!

  • Autor: iwoonnik33 Data: 2016-12-05 19:18:04

    Zadania do domu nie są problemem, niech sobie dzieci utrwalają wiedzę z lekcji.

Przejdź do pełnej wersji serwisu