hej wszystkim ;) ostatnio gotując kaszę gryczaną przypomniało mi się, jak moja babcia ją gotowała. Owijała garnek w ręcznik i wkładała między grube kołdry, po 20 minutach kasza była gotowa, a dla mnie - małej dziewczynki - było to jak czary. A ostatnio znalazłam stronkę, która pomaga gotować kaszę: https://www.winiary.pl/smakasze/#minutnik. Co o tym sądzicie? Ja szczerze mówiąc pomyślałam, że wolę babcine sposoby i do kuchni laptopa nie mam zamiaru pchać! Poza tym czy komputer musi mi pomagać w gotowaniu? ;) Dlatego pomyślałam sobie, że fajnie byłoby dzielić się domowymi sposobami na kulinaria, nawet jeśli czasem są one niekonwencjonalne. Dzielmy się pomysłami na gotowanie, smażenie, doprawianie i generalnie "dopieszczanie" potraw tak, żeby smakowały właśnie jak u Babci ;) I to bez pomocy żadnych aplikacji czy stron www, ale jedynie przy pomocy naszych rąk, intuicji, kubków smakowych, no i... babcinych recept. Piszcie i dzielcie się tym, co stosowały Wasze Babcie i Mamy;)
To chyba nie tak do końca z tą kaszą . Kaszę prawdopodobnie Twoja babcia gotowała normalnie , tylko po ugotowaniu wkładała pod kołdry, żeby "doszła" . Ja pamiętam wkładany w pierzyny ugotowany ryż. Ale po to , żeby po powrocie z pracy był ciepły, gotowy do podania.
Też tak kiedyś gotowałam ryż - "dochodził" pod pierzyną........i przede wszystkim był bardzo sypki. Potem przyszła pora woreczków a teraz z powrotem wróciłam do ryżu na kg.........tylko już nie wkładam pod kołdrę. :))
U mnie żeby nie stać przy garze podczas gotowania maku,wsypywało się go do nowej cienkiej podkolanówki, zawiązywało ale nie ciasno,bo mak pęcznieje i do garnka, zalewało mlekiem i samo się gotowało..
Ja zawsze tak robię kasze, ryż(no oprócz ryżu na risotto, czy płowu) W woreczkach staram się nie kupować, a jeśli już kupię, to wysypuję z nich i robię tym babcinym sposobem., bo wtedy jest cudownie rozsypujący się, nieposklejany. Poza tym można w ten sposób zrobić duzo wcześniej, a koc utrzyma temperaturę. Stare sposoby naszych babć były sprawdzone, oparte na pokoleniowej obserwacji.
Moja babcia zawsze, aby ryz doszedl, owijala go w sciereczke i pod pierzyne lub poduszke, moja mama przykrywala recznikami a ja czasami wkladam pod poduche a czasami przykrywam recznikami kuchennymi w tym jeden grubszy -zawsze ladnie dojdzie :) Z innych metod, to jak babcia zaczynala robic drozdzowke, to wszystkie okna musialy byc pozamykane, oraz drzwi, zeby nie bylo przeciagu i zeby drozdzowka ladnie wyrosla :) Do rosolu mozna bylo tylko dodac makaron wlasnej roboty a do pomidorowki czy grzybowej kluski wlasnego wyrobu, zadnego kupnego ani ryzu :) Ziemniaki gotowane w mundurkach wg mojej babci to nie obiad, bo chlopy sie nie najedza, ale miedzy obiadem, to jak najbardziej - siadalam z babcia do stolu troche soli i maselka i zjadlysmy sobie po jednym czy dwa ziemniaczki ;) Czasami jak sie gotowalo kluski, to jedna czy dwie wypadly na piec weglowy, babcia wtedy odsuwala je troche od garnka i ognia i ciasto ladnie sie przypiekalo i bylo cudnie chrupiace. Natomiast, gdy babcia rozkladala juz ugotowany makaron na talerze, to sprawdzala, czy gdzies jakies kluski sie nie skleily, bo to trzeba wyrzucic i faktycznie, gdy takie znalazla, to wyjmowala z talerza i wyrzucala, ale do swojego zoladka, gdy poznalam smak zlepionych klusek, babcia nie miala juz szans ;) To takie male wspomnienia :)
Pamiętam jak moja babcia na piecu takim węglowym (do gotowania używało się wtedy takich) kładła mi pieczarki, które na łące zerwałam kładła i takie pyszne były z solą mniam
1. Łyżeczka cukru pudru do rosołu. 2. Ryż, kasza nie pod kołdrę, jak Babcia, ale do termosu. Działa na tej samej zasadzie ale prostsze i higieniczniejsze (a już na pewno, jak się ma zwierzaki).
A poza tym nie wiem - kiedy moja śp. Babcia gotowała (a gotowała fenomenalnie), ja miałam inne zainteresowania niż stanie przy garach... nad czym teraz ubolewam.
Jeśli chodzi o cukier, to moja śp. babcia wsypywała łyżkę cukru do gotowania kalafiora, uparcie twierdząc, że pozbawia go w ten sposób brzydkiego zapachu, jaki wyczuł Wokulski, wchodząc do mieszkania pani Stawskiej :D Jak się domyślacie, kalafior wychodził słodki i niekoniecznie smaczny, a zapach jak się unosił, tak się unosił, w dodatku przez długie godziny :/
Podobnie wierzyła, że plastry surowych ziemniaków wkładane do rondla ze smalcem, w którym smażyły się pączki lub faworki uchronią je od przypalenia. A spirytus używany do ciasta na chrust radośnie lała bezpośrednio do gara z wrzącym olejem. Co się wówczas działo, możecie sobie wyobrazić...
Ale była to ta sama babcia, która w lany poniedziałek chlapała mnie perfumami z odkręconej flaszki, nie bacząc, że alkohol szczypie dziecię w oczy. Ech... to były czasy...
O własnie, przypomniałaś mi. Babcia do gorącego smalcu, w którym smażyło się "coś" w Tłusty Czwartek wlewała wodę. Do gorącego, a nie wrzącego prosto z ognia. Burzyło się to niesamowicie, potem zastygało - czysty smalec, a na dole brudna woda ze wszystkimi spalonymi drobinkami. Czyściutki smalec można było użyć jeszcze raz. Ja sposobu nie praktykuję z prostej przyczyny - smażę na oleju. Może kogoś sposób zaciekawi.
Do rosołu nigdy nie dodawałąm cukru,ale daję sporo warzyw,z których część jest i tak słodka-marchewka,pietruszka czy pasternak,kapusta.Czasem dosładzam pomidorową,ale na samym końcu,po spróbowaniu,bo nie zawsze trzeba.Zależy jaki przecier i też od słodkości warzyw.Smak mocno kwaśnej ogórkowej łagodzę dodając garstkę ryżu.Jeśli w ogóle ja ''podprawiam'',to śmietaną z żółtkiem lub samym żółtkiem.
No a cóż może zrobić? Mini-minimalnie przełamuje smak. Bo co zrobi łyżeczka dodana na 5- albo 10-litrowy garnek? Wyszło tak lata temu - z pomyłki, kiedy Babcia miała dosolić i pomyliła pojemniczki. Mnie taki bardziej smakuje tylko ja dodaję normalny cukier. Niektórzy dodają czosnek - dla mnie to profanacja rosołu, niektórzy twierdzą, że lepszy na drugi dzień dla mnie najlepszy zaraz po zdjęciu z palnika, świeżutki. Gusta i guściki. Spróbuj kiedyś. Na pewno nie jest słodki.
Znaczy rosół sam w sobie jest taki neutralny w smaczku...ja właśnie od jakiegoś czasu dodaję ząbek czosnku może zaostrza troszkę smak ale najlepszy jest tego samego dnia :)
A cebulę przypieczoną, liść laurowy i ziele ang. też dajecie? Ja nie dawałam bo mi sie kojarzyło z galaretą ale kiedyś Mój poprosił bo niby ostrzejszy no i teraz daję....nieduzo. Ale cukru tez nie daję ani czosnku.
Daję,oprócz tego sporo pieprzu ziarnistego i kawałek świeżego imbiru.Cebula,to obowiązkowo.Czosnku i cukru nie.Właściwie,od dawna,do prawie wszystkich ''rosołów'' na zupy daję pieprz,ziele i liść.
hej wszystkim ;)
ostatnio gotując kaszę gryczaną przypomniało mi się, jak moja babcia ją gotowała. Owijała garnek w ręcznik i wkładała między grube kołdry, po 20 minutach kasza była gotowa, a dla mnie - małej dziewczynki - było to jak czary. A ostatnio znalazłam stronkę, która pomaga gotować kaszę: https://www.winiary.pl/smakasze/#minutnik. Co o tym sądzicie? Ja szczerze mówiąc pomyślałam, że wolę babcine sposoby i do kuchni laptopa nie mam zamiaru pchać! Poza tym czy komputer musi mi pomagać w gotowaniu? ;)
Dlatego pomyślałam sobie, że fajnie byłoby dzielić się domowymi sposobami na kulinaria, nawet jeśli czasem są one niekonwencjonalne. Dzielmy się pomysłami na gotowanie, smażenie, doprawianie i generalnie "dopieszczanie" potraw tak, żeby smakowały właśnie jak u Babci ;) I to bez pomocy żadnych aplikacji czy stron www, ale jedynie przy pomocy naszych rąk, intuicji, kubków smakowych, no i... babcinych recept.
Piszcie i dzielcie się tym, co stosowały Wasze Babcie i Mamy;)
To chyba nie tak do końca z tą kaszą . Kaszę prawdopodobnie Twoja babcia gotowała normalnie , tylko po ugotowaniu wkładała pod kołdry, żeby "doszła" .
Ja pamiętam wkładany w pierzyny ugotowany ryż. Ale po to , żeby po powrocie z pracy był ciepły, gotowy do podania.
Też tak kiedyś gotowałam ryż - "dochodził" pod pierzyną........i przede wszystkim był bardzo sypki. Potem przyszła pora woreczków a teraz z powrotem wróciłam do ryżu na kg.........tylko już nie wkładam pod kołdrę. :))
Jak mam czas to wkładam kaszę i ryż.Jednak z woreczków to nie to...ale czas goni to nie ma czasu na roztkliwianie się przy garach :)
Ja ziemniaki tak czasami pakuję w koce, okładam poduszkami i cieplutkie jak brygada powróci:)
Moja mama też kiedyś garnek z ziemniakami zawijała w koc by były ciepłe. Ja już teraz tak nie robię wolę dać do piekarnika na 60 stopni.
można tylko po co płacić za prąd lub gaz:)
U mnie żeby nie stać przy garze podczas gotowania maku,wsypywało się go do nowej cienkiej podkolanówki, zawiązywało ale nie ciasno,bo mak pęcznieje i do garnka, zalewało mlekiem i samo się gotowało..
Ja zawsze tak robię kasze, ryż(no oprócz ryżu na risotto, czy płowu) W woreczkach staram się nie kupować, a jeśli już kupię, to wysypuję z nich i robię tym babcinym sposobem., bo wtedy jest cudownie rozsypujący się, nieposklejany. Poza tym można w ten sposób zrobić duzo wcześniej, a koc utrzyma temperaturę. Stare sposoby naszych babć były sprawdzone, oparte na pokoleniowej obserwacji.
Moja babcia zawsze, aby ryz doszedl, owijala go w sciereczke i pod pierzyne lub poduszke, moja mama przykrywala recznikami a ja czasami wkladam pod poduche a czasami przykrywam recznikami kuchennymi w tym jeden grubszy -zawsze ladnie dojdzie :)
Z innych metod, to jak babcia zaczynala robic drozdzowke, to wszystkie okna musialy byc pozamykane, oraz drzwi, zeby nie bylo przeciagu i zeby drozdzowka ladnie wyrosla :)
Do rosolu mozna bylo tylko dodac makaron wlasnej roboty a do pomidorowki czy grzybowej kluski wlasnego wyrobu, zadnego kupnego ani ryzu :)
Ziemniaki gotowane w mundurkach wg mojej babci to nie obiad, bo chlopy sie nie najedza, ale miedzy obiadem, to jak najbardziej - siadalam z babcia do stolu troche soli i maselka i zjadlysmy sobie po jednym czy dwa ziemniaczki ;)
Czasami jak sie gotowalo kluski, to jedna czy dwie wypadly na piec weglowy, babcia wtedy odsuwala je troche od garnka i ognia i ciasto ladnie sie przypiekalo i bylo cudnie chrupiace. Natomiast, gdy babcia rozkladala juz ugotowany makaron na talerze, to sprawdzala, czy gdzies jakies kluski sie nie skleily, bo to trzeba wyrzucic i faktycznie, gdy takie znalazla, to wyjmowala z talerza i wyrzucala, ale do swojego zoladka, gdy poznalam smak zlepionych klusek, babcia nie miala juz szans ;)
To takie male wspomnienia :)
Pamiętam jak moja babcia na piecu takim węglowym (do gotowania używało się wtedy takich) kładła mi pieczarki, które na łące zerwałam kładła i takie pyszne były z solą mniam
Kaszę kocykuję do dziś, ryż przeszedł na torebki, albo samo (bez torebki) gotowanie w wodzie.
Poza tym to chyba niewiele z babcinych mądrości w mojej kuchni
1. Łyżeczka cukru pudru do rosołu.
2. Ryż, kasza nie pod kołdrę, jak Babcia, ale do termosu. Działa na tej samej zasadzie ale prostsze i higieniczniejsze (a już na pewno, jak się ma zwierzaki).
A poza tym nie wiem - kiedy moja śp. Babcia gotowała (a gotowała fenomenalnie), ja miałam inne zainteresowania niż stanie przy garach... nad czym teraz ubolewam.
Jeśli chodzi o cukier, to moja śp. babcia wsypywała łyżkę cukru do gotowania kalafiora, uparcie twierdząc, że pozbawia go w ten sposób brzydkiego zapachu, jaki wyczuł Wokulski, wchodząc do mieszkania pani Stawskiej :D Jak się domyślacie, kalafior wychodził słodki i niekoniecznie smaczny, a zapach jak się unosił, tak się unosił, w dodatku przez długie godziny :/
Podobnie wierzyła, że plastry surowych ziemniaków wkładane do rondla ze smalcem, w którym smażyły się pączki lub faworki uchronią je od przypalenia. A spirytus używany do ciasta na chrust radośnie lała bezpośrednio do gara z wrzącym olejem. Co się wówczas działo, możecie sobie wyobrazić...
Ale była to ta sama babcia, która w lany poniedziałek chlapała mnie perfumami z odkręconej flaszki, nie bacząc, że alkohol szczypie dziecię w oczy. Ech... to były czasy...
O własnie, przypomniałaś mi. Babcia do gorącego smalcu, w którym smażyło się "coś" w Tłusty Czwartek wlewała wodę. Do gorącego, a nie wrzącego prosto z ognia. Burzyło się to niesamowicie, potem zastygało - czysty smalec, a na dole brudna woda ze wszystkimi spalonymi drobinkami. Czyściutki smalec można było użyć jeszcze raz. Ja sposobu nie praktykuję z prostej przyczyny - smażę na oleju. Może kogoś sposób zaciekawi.
Ciesz sie Wkn, ze to byly perfumy, bo moja babcia ''perfumowala'' mnie woda kolonska ;)))
Znaczy,że co ten cukier dokonywał w rosole?
Dokonywał i dokonuje... to samo, co sól w słodkim cieście.
Do rosołu nigdy nie dodawałąm cukru,ale daję sporo warzyw,z których część jest i tak słodka-marchewka,pietruszka czy pasternak,kapusta.Czasem dosładzam pomidorową,ale na samym końcu,po spróbowaniu,bo nie zawsze trzeba.Zależy jaki przecier i też od słodkości warzyw.Smak mocno kwaśnej ogórkowej łagodzę dodając garstkę ryżu.Jeśli w ogóle ja ''podprawiam'',to śmietaną z żółtkiem lub samym żółtkiem.
Dżani no ja naprawdę nie wiem i pytam.Co się dzieje jak dodajesz cukier do rosołu?
No a cóż może zrobić? Mini-minimalnie przełamuje smak. Bo co zrobi łyżeczka dodana na 5- albo 10-litrowy garnek? Wyszło tak lata temu - z pomyłki, kiedy Babcia miała dosolić i pomyliła pojemniczki. Mnie taki bardziej smakuje tylko ja dodaję normalny cukier.
Niektórzy dodają czosnek - dla mnie to profanacja rosołu, niektórzy twierdzą, że lepszy na drugi dzień dla mnie najlepszy zaraz po zdjęciu z palnika, świeżutki. Gusta i guściki. Spróbuj kiedyś. Na pewno nie jest słodki.
Znaczy rosół sam w sobie jest taki neutralny w smaczku...ja właśnie od jakiegoś czasu dodaję ząbek czosnku może zaostrza troszkę smak ale najlepszy jest tego samego dnia :)
A cebulę przypieczoną, liść laurowy i ziele ang. też dajecie?
Ja nie dawałam bo mi sie kojarzyło z galaretą ale kiedyś Mój poprosił bo niby ostrzejszy no i teraz daję....nieduzo. Ale cukru tez nie daję ani czosnku.
O tak cebulkę koniecznie :)
Cebulę nie zawsze, liść i ziele jak najbardziej - ale malutko, bardzo często curry. Z tym, że nie wszystko na raz, żeby nie robić misz-maszu.
Cebule daję świeżą, nie pieczoną. Ziele angielskie czy liść laurowy to tylko do rosołu wieprzowego a takiego nie gotuje więc nie daję.
Daję,oprócz tego sporo pieprzu ziarnistego i kawałek świeżego imbiru.Cebula,to obowiązkowo.Czosnku i cukru nie.Właściwie,od dawna,do prawie wszystkich ''rosołów'' na zupy daję pieprz,ziele i liść.
Zgadzam się z Tobą,nie ma smaczniejszego rosołu niż świeżutki.W przeciwieństwie do bigosu.