Przepisy
  • Polecany

Rosół - królowa zup na polskim stole

  • Stopień trudności

    Średnio trudny
  • Czas wykonania

    Długi
  • Ilość porcji

    12 porcji

Składniki:

1 duża lub dwie mniejsze porcje rosołowe ze skrzydłami. Bez skóry, podzielone na części, dokładnie oczyszczone i wymyte.

Ok. 400g szpondru z dużymi kośćmi. Można dodać kawałek tłustej wołowiny + dużą, przeciętą dla uwolnienia szpiku do wywaru-szpikową kość wołową - wtedy jest najlepszy smak 

1 szyja indycza

1 cebula, dość duża. Obrana z łupin i przypieczona na ogniu ze wszystkich stron na czarno (przypieczona jest jedynie wierzchnia cieniutka warstewka). Do tego 2 łupiny cebuli - dodajemy je do gotowania dla koloru.

4 oczyszczone  korzenie marchwi (u nas w rodzinie lubiło się ten posmak marchwi w rosole).

2 oczyszczone korzenie pietruszki

połowa średniego, oczyszczonego selera

kilka liści kapusty, najlepiej włoskiej (ma trochę inny smak od zwykłej białej)

duży kawałek pora z zieloną częścią (pól na pół-zielona i biała)

1 wielki lub dwa mniejsze liście laurowe

ok. 10 ziaren czarnego pieprzu

5 dużych ziaren ziela angielskiego

sól

i teraz opcjonalnie:

spora gałązka świeżego lubczyku lub mała łyżeczka suszonego

natka selera

1/2 obranej kalarepki

gałązka/łyżeczka suszonego  tymianku

2 ząbki czosnku

drobno posiekana natka pietruszki do serwowania

makaron, najlepiej domowej roboty

Opis:

Mięso dokładnie myjemy. Z porcji rosołowych tłuszcz, skórę można spokojnie odciąć, bo duża ilość tłuszczu/smaku wygotuje się ze szpondru i ze szpiku kości wołowych. Drób w zestawieniu z wołowiną równoważy tylko smak. Wkładamy mięso do zimnej wody (woda ma tylko lekko przykrywać wszystko) i na maleńkim ogniu gotujemy. Szumujemy dokładnie. I tak na koniec na dnie garnka opadną te wszystkie farfocle. Gotujemy samo mięso ok. 1 godziny. Wtedy dokładamy oczyszczone, nie pocięte drobno, a w dużych kawałkach - warzywa, przyprawy i sól - 1 łyżkę. Wszystko ma tylko lekko pyrkać - gotujemy na malutkim ogniu. Wtedy cały smak i wartości odżywcze pomału przechodzą do wywaru.

Kwintesencją dobrego rosołu jest duża ilość mieszanego mięsa, koniecznie kości przecięte, najlepiej wołowe i dużo warzyw. Niektórzy dodają mniej niż ja marchwi, ale uważam, że ten słodkawy smak marchwi równoważy inne smaki w rosole. Wody tylko tyle, żeby wszystko przykrywała. Ja dodaję czasem, jak wyparuje - zimną wodę - ona sprawia, że farfocle opadają na dno.
Całość gotujemy jeszcze z warzywami ok. godziny, można trochę więcej.

Rosół przecedzamy przez sito, ale nie do końca. Na dnie zebrały się opadnięte szumy, wiec przecedzamy wszystko tak, aby one nie poszły przez sito i zostały w początkowym garnku. Taki rosół jest bogaty w smaku od warzyw i różnych mięs. Jest panaceum na przeziębienia i radością spożywania, zapachu. Uwielbiam dom pachnący gotującym się rosołem. Rosół jest złocisty od cebuli i przejrzysty, jak szkło - pachnie domem rodzinnym.

Podajemy rosół z makaronem - najlepiej swojskim. Dodajemy na talerz zgrabnie pokrojoną marchew i drobniutko posiekaną natkę pietruszki. Chyba najwspanialej podany widziałam kiedyś w jakieś restauracji - marchew pokroili tam w równą kosteczkę ok. pół-centymetra i dodali warstewkę z marchwi na wierzch, posypali odrobiną posiekanej baaaaardzo drobno natki.

Na talerzu dosmaczamy solą, świeżo mielonym pieprzem, a nawet niektórzy maggi.

Wiem, że każda z was - drogie koleżanki (i koledzy) z forum ma swój przepis na rosół. Tak naprawdę niewiele je różni. Proporcje, dodatki, przyprawy, ale to ogrom różnic i smaku. Dlatego ośmielam się nareszcie podać swój przepis.

Może spróbujcie czasem mojej wersji rosołu. Może wam się spodoba? Kto wie....

 

PS. mięso, warzywa z rosołu wykorzystujemy potem najlepiej do potrawki drobiowej, mięsnej, kurczaka koronacyjnego, pierogów, krokietów, itp.

PS1. Zdarzyło mi się kilka razy w życiu, że po śmierci najbliższych nie mogłam nic, kompletnie nic jeść. Gardło ściśnięte jak zawór kulkowy. Pamiętam, poszłam do parafii zapłacić za pogrzeb. Siedziała tam taka starsza zakonnica. Popatrzyła na mnie i powiedziała (domyśliła się, bo oni nie raz tam mają ludzi w podobnej sytuacji, a ja wg słów moich przyjaciół - na twarzy byłam czarna wprost. Musiałam nieźle wyglądać) - a pani to pewnie nie może jeść? Kiwnęłam głową. Niech pani je zupy, rosół, to poruszy przewód pokarmowy do pracy po takim stresie. Pomogło. Od tamtej pory ile razy idę koło parafii to zaglądam do tej zakonnicy, uratowała mnie wtedy. Dlatego zawsze będę twierdzić, że rosół to cudowny rodzaj zupy. A w życiu każdego z nas są czasem takie dni, że tylko odżywczy rosół pobudzi nas do jedzenia, trawienia... do dalszego ŻYCIA!!

PS2. Kiedy byłam studentką i w kieszeni było pusto, gotowało sie rosół nawet na kilku skrzydełkach i też był "zjadliwy"... Też smakował wtedy i był miłą alternatywą dla stołówkowej "podeszwy" z sosem. W tamtych czasach nie było zupek chińskich... i może dobrze. Przynajmniej - z potrzeby - nauczyliśmy się gotować po ludzku.

Kiedy (rzadko) zdarza mi się przeziębić, albo przeziębia się ktoś z moich bliskich - gotuję ten rosół i on jest lekarstwem, odżywczym bulionem (wyciągiem z mięsa i warzyw) na przeziębienia. Zawsze pomaga! W ten sposób leczono ciężkie przeziębienia od wieków. To sposób naszych babć. Skuteczny.

Przepis udostępniony przez:

majolika
Przejdź do pełnej wersji serwisu