Historie pisane radełkiem...
Myślałam, że o faworkach napisałam już wszystko w ubiegłorocznym artykule. Oczywiście byłam w błędzie. Uświadomili mi to goście poczęstowani najzwyklejszymi, ot tak, od niechcenia zagniecionymi faworkami, które usmażyłam z okazji prawie przegapionych imienin.
- Jak ty to robisz? - usłyszałam między jednym, drugim a trzecim chrup chrup chrup.
- Ale co? - spytałam zdziwiona, patrząc, jak otrzepują czarne sweterki z cukru pudru i faworkowych okruszków.
- No, że są takie kruche - odpowiadają, śmiejąc się z koleżanki, która naiwnie próbuje podnieść ciasteczko za delikatny koniuszek, nie podtrzymując go drugą dłonią, a potem zdziwiona rozgląda się za zmiotką i szufelką.
- E tam, zaraz kruche, normalne są, jak faworki. Każdy takie robi... - wzruszam ramionami. Bo co to za filozofia, trochę powałkować i usmażyć...
A potem okazało się, że nie każdy, bo nie wszystkim wydaje się to takie proste. Zainteresowani pytają:
- Jak wałkujesz?
- Cienko.
- Ale jak cienko?
- No bardzo cienko!
- Ja też!
- Hm... A blat widziałaś przez ciasto? Prześwitywało?
- No nie, a powinno?
- Nie musi, ale wiesz...
Teraz już wie. I chyba jednak nie chce wałkować ciasta tak cienko, że robi się przezroczyste. Jej faworki lubią przecież dzieci, bo można je łatwo chwycić, a one nie rozpadają się tysiąc małych bąbelków. Dorośli też nie będą narzekać, grunt że słodkie i że od serca...
I tutaj zaczyna się historia, którą wycięła radełkiem w cieście moja "mniejsza mama"... Mniejsza, bo filigranowa jak karnawałowy chrust, w którego smażeniu jest mistrzynią. Skaczę cierpliwie do tej poprzeczki, która wisi nad wzniesionymi przez nią wieżowcami smaku i powolutku udaje mi się dotknąć jej końcami palców. Dzieje się tak zawsze, gdy usłyszę "Mmm, smakują jak u mamy. Przepyszne".
"Pyszne" już mnie nie zadowala. "Pyszne" ma za nisko zawieszoną poprzeczkę faworkowej kruchości, na punkcie której zupełnie zbzikowałam.
Co by tu zrobić, żeby były jeszcze lepsze?
Oczywiście nie jest obligatoryjne wałkowanie ciasta na grubość 0,5 mm. Ale ta masochistyczna dla mięśni naszych rąk i nieskończonych pokładów naszej cierpliwości czynność jest jedną z tajemnic prawdziwie karnawałowego smaku.
Ciasto na faworki będzie delikatne i smaczne, jeśli:
1. Użyjemy samych żółtek, a białka wykorzystamy do innych wypieków.
2. Dolejemy do ciasta spirytusu, który zapobiegnie w pewnym stopniu chłonięciu przez ciastka nadmiaru tłuszczu podczas smażenia. Wódka nie działa tak dobrze, lepszy jest alkohol wysokoprocentowy.
3. Bardzo dokładnie wyrobimy dłonią lub za pomocą maszyny elastyczne ciasto.
4. Energicznie zbijemy je wałkiem lub cierpliwie uderzając o kuchenny blat. Czynność tę naprzemiennie z zagniataniem należy powtarzać nawet przez kilkanaście minut do momentu aż na powierzchni ciasta zaczną się pojawiać liczne drobne pęcherzyki.
5. Maksymalnie skrócimy czas przebywania faworków w tłuszczu. Dzięki szybkiemu zanurzeniu, niemal natychmiastowemu odwróceniu na drugą stronę i wyjęciu na papierowy ręcznik wchłoną tylko niezbędną ilość oleju lub rozpuszczonego smalcu i nie przypalą się.
Jeśli dodamy do tego wysokiej jakości składniki, mamy niemal stuprocentową szansę na słodki sukces.
A oto przepis na faworki tysiąca bąbelków
30 dag mąki pszennej, 5 żółtek, 4 płaskie łyżki gęstej kwaśnej śmietany 18%, 1 łyżeczka cukru pudru, 1,5 łyżki spirytusu (8ml), sól na czubku małej łyżeczki,
1,5 litra oleju do smażenia, 1/2 szkl cukru pudru i cukru z prawdziwą wanilią do posypania
Mąkę wymieszać z solą i cukrem pudrem, wsypać do miski, zrobić dołek, wbić żółtka, wlać śmietanę oraz alkohol. Przez około 10 minut wyrabiać dość miękkie, gładkie i elastyczne ciasto. Przez kolejne 10 minut wybijać je wałkiem naprzemiennie z zagniataniem kuli ciasta i uderzaniem jej o stolnicę lub blat. Odkrawać niewielkie plastry ciasta (resztę zawijać w folię, aby nie wyschła), wałkować najcieniej jak się da, jeśli trzeba oprószając odrobiną mąki. Najlepiej, jeśli faworki będą cienkie jak pergamin. Nożem wykrawać prostokąty o wymiarach ok. 10x3cm. Wzdłuż przez środek robić krótkie nacięcia. Ostrożnie odrywać placuszki od blatu, przekładać przez dziurkę. Faworki smażyć od razu po uformowaniu w głębokim niezbyt gorącym oleju. Przesuszone nie chcą listkować i stają się niesmaczne. Przed smażeniem przeprowadzić próbę temperatury, wrzucając do rozgrzanego oleju fragment surowego ciasta - powinno natychmiast wypłynąć, przybierając słomkowy kolor. Usmażone i osączone z nadmiaru tłuszczu faworki posypujemy obficie cukrem pudrem wymieszanym z cukrem z prawdziwą wanilią.
Przed podaniem uprzedzamy gości, że są niezwykle kruche. A potem z uśmiecham objadamy się wraz z nimi.