Artykuły

Przypadki (świętego?) Mikołajka

Dobrze jest w coś wierzyć. Powstał nawet film zatytułowany „Nie można nie wierzyć w nic”. Otóż to - w okolicach grudnia cały świat chrześcijański zdaje się przypominać o wierze (?!) w świętego Mikołaja. Tylko czy aby świętego i aby naprawdę o wiarę chodzi?

Nie ogarniajmy jednak całego świata - skupmy się na naszym kraju. Jako żywo z początkiem krótkich, zimowych dni, na ulicach, w reklamach, na bilbordach, na ekranach telewizorów zaczyna pojawiać się coraz śmielej postać z białą brodą w czerwonym kubraku, pan z zazwyczaj wielkim worem na plecach. Nie jest nachalny, choć ilość jego „klonów” o tej nachalności świadczy. Nie da się od nich opędzić!

Jegomość ma się nam dobrze kojarzyć - któż nie lubi dostawać prezentów - kunsztownie zapakowanych podarków, paczuszek, upominków, całych pak i worów! Ten zaś ma ich niewyczerpany dostatek. Poza tym to nie bank - nie zawiedzie, nie oszuka, nie omami - przybędzie na czas, przyniesie i... szu! Już go nie ma!

Najłatwiej z dziećmi. Malusińscy będą, przecierając oczy, czekać do północy albo dłużej, aby jakiś szmer, szelest lub skrzypnięcie drzwi zdradziło miłego gościa. Zazwyczaj jednak na próżno: dopiero nad ranem znajdują przy łóżku (lub w bucie) coś miłego do rozpakowania. Mikołaj nie zawiódł!

Gdybyśmy jednak, zapytali czy wierzą w Mikołaja, większość uśmiechnie się pod noskiem: nie! To taki pan z hipermarketu, albo ten staruszek z telewizji, albo pan Janek - sąsiad właśnie się niezbyt udacznie przebrał (broda przekrzywiona) i próbuje robić za Świętego. Jest jednak na przekór temu racjonalizmowi także serca drżenie, oczu przecieranie, w mrok się wpatrywanie. Bo a nuż nie mamy mamy racji? A może on jest NAPRAWDĘ? Starajmy się t iluzję podtrzymać jak długo się da!

Moim pomysłem jest zrezygnowanie z kupowania prezentów razem z dzieckiem. Bo cóż to za niespodzianka? Jeszcze brakuje, aby samo położyło je sobie przy łóżku! Prawdziwa niespodzianka to prezent - ten wymarzony, o którym słyszeliśmy, albo czytaliśmy w liście, który dziecko położyło na parapecie! Rano nie ma listu - no, pewno Mikołaj go zabrał i już czyta!

Co jednak z nami - dorosłymi, którzy wiedza, że ta cała heca to wynik komercyjnego wyścigu globalnych koncernów, poprzebieranych aktorów lub wolontariuszy, nachalnego wciskania nam reklam z sympatycznym brodaczem oferującym „najatrakcyjniejszą okazję tej zimy!!” Co gorsza – staruszek, który ( a fu!) zaprasza nasze dzieci, żeby mu siadały na kolanach - w dzisiejszych czasach! Zastanówmy się trochę!

Żadnej magii, żadnej radości i serc drżenia. Wiemy nawet, że Mikołaj zaopatruje się w *, * *, * (uniknięcie kryptoreklamy!) a tam jest dla niego najkorzystniej. Nie zbłądzi, bo ma GPS, renifer zmieni kopytka z letnich na zimowe w renomowanej firmie z gwarancją na trzy lata i uprzeżą skórzaną gratis. Wiemy wszystko - czyli żadnej niespodzianki. Żadnych emocji.

Lata temu nie było przynajmniej reklam. Ba! jeszcze kilka lat wcześniej - przejściowo nie było nawet Mikołaja, a zamiast niego chodził Dziadek Mróz. Ten również nosił prezenty, ale czasem mógł zapukać do nas o piątej rano i nie być sam. A to już była inna niespodzianka, bo zamiast przywieźć coś z dalekiej Północy mógł tam nieoczekiwanie zabrać nas!

Szczęśliwie; było - minęło. Dziś możemy go po prostu wynająć i postraszyć dzieci, że przyniesie rózgę, jeśli będą niegrzeczne. Mało kiedy to się sprawdza, bo przecież nie chcemy robić naszym milusińskim przykrości. A nuż obrażą się na Mikołaja ( na nas?).

Jak jednak zachować trochę niewiadomego? Jak nie obnażyć się do końca ze złudzeń, choćby tylko złudzeniami były? Może podarować coś osobie bliskiej zupełnie niespodziewanie. I niekoniecznie musi to być Ascot Martin lub klucze do apartamentu z widokiem na morze. Wystarczy drobiażdżek, ale kunsztownie zapakowany. Taki właśnie, jaki byśmy sami chcieli dostać. Nie musimy też doczepiać sobie brody, ani sprawiać czerwonego kubraka. Chodzi o to, aby niespodziewanie wślizgnąć się do czyjegoś serca (niekoniecznie przez komin:) Obdarowywanie innych ma w sobie właśnie magię i daje nam przyjemność większą czasem niż otrzymywanie. A przecież, jeśli obdarujemy kogoś tej zimy, to może za rok znajdziemy sami w skarpecie niespodziankę. W końcu dajemy w ten sposób dobry przykład, nawet komuś, kto nigdy nikomu prezentów nie robił.

I w tym jest cały sens rzeczy, którą ten prawdziwy Święty z IV wieku naszej ery starał się usilnie przekazać.

Artykuł udostępniony przez:

Marengo
Przejdź do pełnej wersji serwisu