Artykuły

W jakim sosie można nieźle namieszać?

O tym, jak zamiast robić sos, dawałam sobie nawinąć makaron na uszy...
Pamiętam, oj pamiętam te czasy, gdy sięgałam po gotowy torebkowy sos, by w szczeniackim zachwycie pomerdać łyżką w rondelku, obserwując, jak szarobury proszek zmienia się w biały pachnący półobiad. Przelewałam tę zawiesistą kołderkę na talerz z mlaskaniem i mruganiem niecierpliwych powiek, z kłapaniem głodnych nozdrzy i pałaszowałam z apetytem, nie zwracając uwagi na tajemnicę smaku, której tak naprawdę nie było. Ach, jak ja chciałam umieć robić takie sosy, jedwabiste i kremowe, ze schowanymi w środku, jak w czarodziejskim pudełeczku, drobinkami sera, śmietany i grzybów. Drobinki spotykałam w torebkach rzadko, nie bacząc więc na zapewnienia jednego w wiodących producentów półproduktów, po kryjomu, ukradkiem, dodawałam składniki prawdziwsze, a to plasterki podsmażonych pieczarek, a to kostkę topionego sera, to znów kapkę kwaśnej śmietany. Nadal jednak wierzyłam, że sosu, szczególnie do makaronu, domowym sposobem zrobić się nie da. Gdzie mi tam było do próby wykonania klasycznego beszamelu!

Ratunku, dlaczego w beszamelu są kluski?

Po kilku próbach rozmieszania kluskowatego budyniu, poddałam się, dochodząc do posępnego wniosku, że nikt jeszcze nie stał się szczęśliwszym człowiekiem po zjedzeniu sosu z mleka i mąki.
Aż tu nagle, nie wiadomo kiedy, ani tym bardziej jak, ale z całą pewnością z ziejącym pustką portfelem, który nie sprostałby wyzwaniu kupienia kolejnej porcji produktów, zrobiłam sos! Mieszany nieudolnie, po szkolnemu, w rondlu ustawionym obok kartki z notatkami. Drżenie ręki trzymającej łyżkę sięgnęło szczytu, gdy nadszedł moment nerwowego sypania mąki do rozpuszcznego masła (czyli zaraz na początku przygody). Jak nie przypalić masła, jak nie dopuścić do powstania klusek, jak nie przyrumienić klusek (skoro już się pojawiły mimo szalonego mieszania we wszystkich kierunkach), wreszcie, jak rozpuścić kluski w mleku. Oj, było tych dylematów aż za dużo jak na moją niedoświadczoną zieloną głowę. Sos o dziwo wyszedł. Może nie idealny, ale o konsystencji, której nie powstydziłby się kucharz z wieloletnim doświadczeniem. Pewnie niezupełnie już czynny zawodowo, ale taki co to jeszcze nie myli pora z kabanosem. Może z powodu tego zaskoczenia, że powstało coś zjadliwego, zupełnie nie pamiętam, do czego był mi ten sos potrzebny. Nie podejrzewam, abym zaserwowała go na talerzu na golasa, w sosie własnym tylko. Najbardziej prawdopodobny wydaje mi się scenariusz lazanii z mielonym mięsem i pomidorami, choć kto wie, może był to prostu zapiekany kalafior pod białą pierzyną...

Codziennie jestem w sosie...
Niezależnie od stanu rozkładu moich szarych komórek odpowiedzialnych za rejestrację przeszłości, jedno jest pewne - przestałam bać się sosów. Nadszedł okres zagęszczania mąką. Już odważnie (zrobiłam przecież beszamel!) prószyłam mąką jak śniegiem prosto do rondla z wołowym gulaszem. W tym miejscu muszę wspomnieć, że były to czasy, gdy polędwica wołowa kosztowała nie kilkadziesiąt, lecz jedenaście złotych, więc kupowałam ją jak opętana. Obawa że pieczeń z rogacizny zaryczy wściekle na talerzu, zniechęcała większość gospodyń do zakupu. Pytano o drób, świnki i wszystko, co beczy i meczy, trwożliwie omijając krowy. Taszczyłam więc do domu nabywane za bezcen siaty z wołowiną, męczyłam je jedynym w domu okropnie tępym nożem, który ironicznie wygrywał walkę z każdą, nawet najtwardszą osełką, i kucharzyłam. Szczególne upodobanie znalazłam w mączystych sosach. Nikt mi wówczas nie powiedział, że zamiast sypać mąkę wprost do garnka, ze zdziwieniem obserwując powstawanie tajemniczych zacierek, można wlać do słoika trochę zimnej wody, dodać mąki, potrząsnąć energicznie i dopiero tak przygotowanym napojem poczęstować potrawę. Ech, młodości gupoto, masz swój urok nieoparty...

Nareszcie zaczyna mnie kręcić, czyli niech żyją żółtka!
Oczywiście nie pamiętam, jak odkryłam sosy zagęszczane żółtkiem. Podejrzewam, że zupełnie przypadkiem i nie do końca wierząc, że mąkę można całkowicie zastąpić jajkiem. Do głowy by mi wtedy nie przyszło, żeby jak dziś sięgać niedbale i od niechcenia do lodówki, otwierać, mieszać, próbować, dosmaczać i podawać domownikowm, a co dopiero gościom. Zgroza jakaś niebotyczna! Wszystko było odmierzane po bożemu, po namyśle i "ukręcane" w odpowiednią stronę, koniecznie zgodnie ze wskazówkami zegara. Tak nakazywał babciny imperatyw mieszania jakiejkolwiek potrawy. Kto nie zastosował się do rodzinnej wyroczni, temu groziiło nieuchronne zepsucie dania - niezadowolone ze zmiany kierunku ruchu, sosy i śmietany warzyły się. Dlaczego warzyły się również te mieszane jak Pan Bóg przykazał wyłącznie w prawo, tego już babcia nie potrafiła wyjaśnić. Na pewno źle się mieszało, leniwie, albo głupio, bo w dniach niedozwolonych zabierało za gotowanie, ot co!
Śmieję się teraz "zawiesiście" z tych moich przygód z sosami. Z tych proszków i klusek i używania za dużej ilości mąki, którą potem trzeba było rozcieńczać i rozcieńczać w nieskończoność tak, że w efekcie w trzylitrowym garnku z sosem pływały cztery plastry schabu. Smak oczywiście zginął gdzieś w oceanie płynu, ale pierwsze koty wędrowały za płoty. A o to przecież chodziło. Mam nadzieję, że dziś babcia z aprobatą kiwa głową, przyglądając się z zaświatów moim sosom.

Inspiracje, inspiracje...
Dotrwaliście do teraz i nie zanudziliście się? W takim razie może niedługo znów troszkę powspominam. A na razie podzielę się z Wami kilkoma pomysłami na białe, kremowe sosy do makaronu. Bardzo łatwe i niezwykle uzależniające. Jeśli w domu na półce drzemie paczka dobrego makaronu z pszenicy durum, a w lodówce czekają na posterunku śmietana i jaja, niewiele nam już nam do szczęścia potrzeba. Może jedynie nieco odwagi, żeby za każdym razem spróbować naostrzyć naszą niezawodną białą broń troszkę inaczej, dobrym serem, świeżą rybą, soczystym mięsem lub zielenią chrupiących warzyw.
A więc "en garde!" Bo przecież miało być o jedwabistości sosu zagęszczanego żółtkami, o kolejności i tempie mieszania, temperaturze grzania i kuchennych wariacjach związanych z przygotowanie białych sosów!


Farfalle z łososiem

150 g makaronu kokardki,150 g surowego łososia norweskiego, 1 duża cebula, 50 g różyczek brokuła, ok. 150 ml niesłodzonego mleka skondensowanego, ok. 150 ml słodkiej śmietanki 12% do sosów, 2 żółtka, 1/3 łyżeczki mielonej gałki muszkatołowej, sól, świeżo zmielony pieprz, 2 łyżki oliwy,1 łyżeczka soku z cytryny

Makaron wrzuć na osolony wrzątek. W drugim garnuszku ugotuj w osolonym wrzątku różyczki brokuła. Wyjmij, gdy będą al dente. Łososia potnij w długie paski, oprósz solą i skrop sokiem z cytryny. Cebulę pokrój w półplastry, zrumień na oliwie, oprószając solą na początku smażenia. Na patelnię z cebulą wlej śmietanę i mleko wymieszane z żółtkami. Gotuj na maleńkim ogniu, mieszając, aż sos zacznie powoli gęstnieć. Dodaj brokuły i zanurz w sosie cienkie paski łososia. Przykryj patelnię i duś na minimalnym ogniu kilka minut. Sos podaj z ugotowanym al dente makaronem. Na talerzu oprósz go świeżo zmielonym pieprzem.


Casarecce z brokułami


100g łososia wędzonego na zimno, 200g różyczek brokułów ugotowanych al dente, 250 ml słodkiej śmietanki 10%, 2 żółtka, 1/4 łyżeczki soli, biały pieprz, szczypta gałki muszkatołowej

Łososia kup mocno wędzonego i koniecznie najwyższej jakości, pachnącego jak północne morze podczas leniwego falowania. Różyczki brokułów i makaron ugotuj osobno w lekko osolonym wrzątku. Koniecznie al dente.
Do śmietany wbij dwa żółtka, podgrzewaj na małym ogniu, wciąż mieszając. Gdy sos się zagotuje, zredukuj ogień do minimum, aby śmietana się nie zwarzyła. Przypraw solą, pieprzem i świeżo startą gałką muszkatołową. Ostrożnie połącz z rybą i brokułami. Podawaj natychmiast posypane szczyptą drobno posiekanego koperku.

Ondule z sosem cebulowo szparagowym

1 szklanka obranych drobno pokrojonych białych szparagów, 1 duża cebula, 15 dag łatwo topiącego się żółtego sera o łagodnym smaku, 2 żółtka, ok. 150 ml wody, 150 ml słodkiej śmietanki 30%, sól, biały lub kolorowy pieprz, 1 łyżka oliwy, 1 płaska łyżeczka miodu

Cebulę drobno pokrój i podsmaż na złoto na rozgrzanej oliwie. Przełóż do rondelka, dodaj obrane i pokrojone białe szparagi, wlej wodę, osól, przykryj i duś około 15 minut aż szparagi zmiękną. Dodaj śmietankę połączoną z żółtkami, żółty ser i gotuj na małym ogniu, wciąż mieszając, aż sos zgęstnieje i stanie się kremowy. Dopraw solą i pieprzem. Zmiksuj. Podaj z ulubionym rodzajem pofalowanego makaronu.


Tagliatelle z drobiowymi roladkami

1 średni filet z indyka, 30 dag pieczarek, 1 duża biała cebula, 2 łyżki posiekanej natki pietruszki, 1/4 łyżeczki suszonego tymianku, sól, kolorowy pieprz, 4 łyżki oliwy, 2 szkl wywaru warzywnego, 250 ml słodkiej śmietanki 18%, 2 płaskie łyżeczki mąki pszennej

Z filetu wykrój polędwicę, obciąć końcówki mające zbyt małą średnicę na kotlety (można je wykorzystać do innej potrawy, np. sosu z serem gorgonzolla). Filet podziel w poprzek włókien na ok. 10 kotletów. Dokładnie rozbij tłuczkiem z obu stron, w kierunku od środka do zewnątrz. Jeśli kotlety okażą się bardzo długie i nieforemne, przetnij na dwie częście i wykonaj "doklepki na zakładkę".
Każdy kotlet zawijaj osobno w folię spożywczą, oprószając solą. Odłóż wszystkie na godzinę do lodówki.
W tym czasie przygotuj farsz. Cebulę posiekaj drobno lub zblenduj na niskich obrotach w pojemniku miksującym. Podmaż na złoto na 2 łyżkach oliwy, oprószając w trakcie smażenia solą. Pieczarki zetrzyj na tarce o dużych oczkach lub zblenduj podobnie jak cebulę. Przełóż na patelnię i usmaż wraz z cebulą, dolewając, jeśli zajdzie potrzeba kolejne 2 łyżki oliwy. Oprósz solą, przykryj i duś do miękkości i odparowania płynu. Wymieszaj z natką pietruszki i tymiankiem. Zalej gorącym wywarem, przykryj i duś do miękkości roladek. Zdejmij pokrywę i na dużym ogniu zredukuj nadmiar płynu do ilości mniej więcej 0,5 szkl. Wyjmij mięso, przestudź sos, wlej śmietanę wymieszaną z mąką, gotuj kilka minuut na maleńkim ogniu aż zgęstnieje. Dopraw świeżo zmielonym kolorowym pieprzem. Sosem zalej roladki. Podawaj z makaronem wstążki.

Smacznego!

Na koniec garść porad dotyczących proporcji oraz sposobu przyrządzania zawiesistych sosów:

* jeśli chcesz zabielić potrawę śmietaną, najpierw zahartuj ją, mieszając z kilkoma łyżkami gorącej wody, wywaru lub sosu - dzięki temu śmietana nie zwarzy się
* jeśli chcesz zagęścić potrawę mąką tak, aby w sosie lub zupie nie było grudek, w specjalnym shakerze lub po prostu w słoiku twist wymieszaj z mąką śmietanę, zimną wodę lub ostudzony wywar (łatwo łączy się proporcje 1 łyżka mąki na pół szklanki płynu) - dopiero taką zawiesinę przelej do garnka lub na patelnię
* do zagęszczenia ok. 1 szklanki wywaru do postaci zawiesistego sosu wystarczy 1 czubata łyżeczka mąki
* mąki ziemniaczanej używaj do potraw chińskich, do sosów śmietanowych wybieraj mąkę pszenną, a w przypadku sosów gulaszowych puść wodze wyobraźni, zastępując mąkę pszennym lub razowym pieczywem bez skórki, albo dodając nieco mąki żytniej bądź pełnoziarnistej
* jeśli nie jesteś pewien, ile należy użyć mąki do zagęszczenia sosu, wymieszaj w shakerze więcej mąki z wodą i wlewaj do potrawy partiami, sprawdzając, czy sos wystarczająco zgęstniał (w razie potrzeby po prostu wylejesz nadmiar zawiesiny)
* jeśli zdecydujesz się na zagęszczanie sosu żółtkami, użyj dwóch żółtek na około 250-300 ml płynu
* śmietanka 30 i więcej % podczas podgrzewania zgęstnieje bardziej niż śmietanki o mniejszej zawartości tłuszczu, dlatego do jej zagęszczania używaj zdecydowanie mniej mąki lub żółtek
* jeśli chcesz, aby sos równomiernie zgęstniał i miał aksamitną konsystencję, nie spiesz się - mieszaj cierpliwie i nieustannie na małym ogniu
* pamiętaj, że najważniejszy jest umiar - nie ma nic gorszego niż zbyt gęsty, mączysty sos, do którego wsypaliśmy za dużo mąki

Zapraszam do zdradzania swoich tajemnic i ciekawostek dotyczących spososbów przyrządzania sosów do makaronu.

Artykuł udostępniony przez:

Wkn
Przejdź do pełnej wersji serwisu