Basiu :) dziękuję za cudne życzenia - niech spełnią się wszystkie
Może będzie lepiej, weselej?? może tak samo? Ważne by nas nie ubywało a Kawiarenka zawsze była otwarta i przyciągała ciepłem, aromatami i smakami. Dosiego Roku :)
Basiu jak pięknie zrymowałaś powitalne słowa zarówno dla Nowego Roku jak i dla Nowej Kawiarenki Zaskakujecie mnie dziewczyny, nigdy nie udaje mi się odgadnąć jak zaczniecie kawiarenkowy wstęp i za każdym razem jestem mile zaskoczona i mam banana na ustach, to chyba jakaś magia
Życzę wszystkim nie tylko lepszego, ale i wspaniałego, całego roku 2022
Za nami święta,Sylwester,Nowy Rok...Wszystko zatem zaczyna się od nowa. Czy mam jakieś postanowienia? Nie,nie mam,bo jak sobie powiem-muszę,to muszę tamto,zazwyczaj nic mi potem nie wychodzi. Więc postanowiłam tylko jedno-ja mogę,ale nie muszę Muszę za to od rana krzątać się po kuchni,bo w końcu obiad trzeba ugotować. Nic nowego,rosół z kurczaka. Na drugie udka na pikantnie,do tego po 2 ziemniaki i buraczki z marchewką z moich letnich przetworów.
Na deser końcówka kremówki i to by było na tyle. Wg mnie i tak dużo. Smaki poświąteczne wciąż się jeszcze mieszają i jeść się wcale nie chce.
A co tam u Was? Cichutko,chyba odsypiacie ostatnie bale U mnie na spokojnie,sami w domu w Sylwestra i kilkanaście minut po północy poszliśmy spać. Co prawda nie do końca się dało,bo po sąsiedzku jeszcze do 2:00 puszczali fajerwerki,a widok był niesamowity.
Szkoda tylko tych psiaków.Lata temu gdy był z nami jeszcze ukochany pies Major było takie świstanie w Nowy Rok,że jak się wcisnął do budy to nie wychodził z niej 3 dni. A Babcia myślała,że jest wojna...
Oj szkoda - nasz Lisek trząsł się kiedyś jak galareta i musiałam go dłuuugo uspokajać głaskaniem i smakołykami. Potem już zabierałam go wieczorem do siebie, dostawał michę psich łakoci i był spokojniejszy.
Jeść, nieee, nastawiłam kolejny barszczyk i do niego cieniutka pizza domowa /dzisiaj ją dojadamy/. Jutro obowiązkowe czyszczenie lodówki i będzie bigos albo zapiekanka ziemniaczano-mięsna z grzybami.
Odsypiamy na ile głodne koty pozwalają - do 6tej lub 7mej . Potem można znowu kimnąć na chwilkę lub zaparzyć kawusię i kręcić się w kuchni, pralni czy pędzić do ptaków ciągle głodnych. O leniuchowaniu mowy nie ma, ciągle coś lub ktoś /rzadko/ wymaga naszej uwagi. Tyle chciałam obejrzeć ale ... nawet na sylwestrowym, wieczornym koncercie zasnęłam i ocknęłam się pod koniec /marna ze mnie melomanka filharmoniczna/. Widać nie dla mnie szykowne sale koncertowe, wyszukany repertuar, trudno ;((
Teraz podwieczorku czas - ostatnie świąteczne łakocie wygrzebuję, potem już odstawiam słodycze, ograniczam kawę i może inne używki?? Takie mam postanowienia, co wyjdzie, pewnie znowu to samo Trzymajmy się zdrowo, wesoło i optymistycznie
Witam w nowym roku Na początek - Basiu, dziękuję za ten pozytywny start kawiarenkowy, za dobre słowa i obyś była "wieszczem"...
Sylwester za nami. Był spokojny i może taki ciut refleksyjny (jak dla mnie). Zauważyłam, że wielu moich znajomych podobnie spędzało ten ostatni dzień starego roku - w gronie najbliższych i bez szaleństwa. My zjedliśmy dobrą kolację, wypiliśmy wino, połączyliśmy się z rodziną na Skypie, pokręciliśmy trochę nogą przy fajnych rytmach i o 2-ej poszliśmy spać. Wczoraj zaś pogoda nie zachęcała do wyjścia więc bez wyrzutów sumienia oglądaliśmy zaległe filmy. Dziś znowu pada, ale trochę więcej człowiek się rusza, bo ileż można tak siedzieć Najważniejsze, że wszyscy zdrowi i staramy się z nowym optymizmem wchodzić w 2022 rok.
A jak Wy się czujecie? Jakieś refleksje? Postanowienia może...?
Pozdrawiam Was serdecznie i jeszcze raz życzę wszystkiego, co najlepsze na ten nowy rok
I u nas zaczęło padać, a było tak fajnie - wiosennie, cieplutko. Klucz dzikich gęsi już wypatrzyłam na niebie, wcześniej usłyszałam ich wrzask - poleciały na zachód.
Tyle chciałam ugotować, piec a tu: liście winogronowe kupione w puszce okazały się mini-gołąbkami ryżowymi /średnie/ i były gotową przekąską do barszczyku, tak to jest gdy okulary zbyt słabe i czytają tylko duuże etykiety ; sernik odłożyłam na 6go bo masa słodkości zalegała w szafce; nie chce nam się już jeść, przegryzamy domowe fast-żarełko i tyle.
Mnie cieszy brak apetytu, trudniej ma eM bo on luuubi podjadać. Teraz czas na odsłuchanie koncertów zaległych, nagranych z tivi - ciekawe czy znowu sen mnie pokona?? Zawsze byłam śpiochem, ale teraz już przeginam, 'tnę komara jak niemowlaczek .
U nas tez leje i co gorsze to te nieszczesne +14°.Obled, wilgoc niesamowita. Sylwester minal spokojnie, ja "nocny marek" myslalam, ze nie dotrwam do polnocy,a jednak udalo sie, w domu bylismy o 2-giej. Goplano, tez dzisiaj gotowalam rosol (wolowina,kaczka i pare skrzydelek kurzecych) pycha..........uwielbiam. Nadia, ja sama nie wiem dlaczego mam byc wieszczem...smakosi slowa. mysle ze mi to nie grozi bo ciagle cos naprawiam,co luby zepsuje(ciagle cos knoci, bo nie ma pojecia jak to uzywac) Smosiu, kobieto nie do zdarcia, bardzo chcialabym miec jakies zwierze(psa,kota,myszy juz mialam) ale kto bedzie wychodzi z psem?....ja nie dam rady...a kot podrapalby mi nowo zakupiona kanape.Moja Funia jak sie rozpedzila ,to latala jak odrzutowiec po calym domu no i wszystko niszczyla,ale musielismy sie z tym pogodzic.Podrapane skory oddalam koledze syna i nowych nie zamierzam kupowac. mariolan76, piekne byly Twoje zyczenia.........ale dlaczeo sie nie odzywasz
Alman, co zToba......jesli Cie czyms urazilam.......to przepraszam,nie mialam zlych intencji, po prostu taka jestem cale zycie pracowalam z mezczyznami( bylam ich szefowa) i musialam ostro reagowac.......i tak mi zostalo.Czujesz sie dobrze,pozdrawiam Nowo Rocznie. Basia
Dzień dobry :) chociaż wieje i wyje wicher straszny, nawet nie chce się z domu wychodzić. A muszę gnać do moich podopiecznych, dzikusków skrzydlatych. Jestem już zdarta i umęczona, sił coraz mniej niestety. Kawusia pomaga na chwilkę, potem już znowu jestem ślimakiem domowym - bez werwy. Mobilizują mnie tylko obowiązki i przyjemności - głównie zaglądanie do Kawiarenki, szperanie w przepisach i wymyślanie kolejnych dań lub deserków. Nie narzekam bo co to da?? nic, tylko mnie bardziej osłabi a może nawet innych zdołuje /a tego bym nie chciała/. Powolutku planuję kuchenne prace i drobne porządki, może znajdę też chwilę na powtórki koncertów sylwestrowo-noworocznych??
Smutek wlazł między wiersze??, wersy mojej paplaniny? Oj, nie o to chodziło - wolę rozweselać niż zasmucać. Chyba wicher przywiał taki nastrój, jest okropny, aż nogi podcina i głowy prawie urywa ;( Dziwnie, tak nienaturalnie jest: zimowity /'jesienne krokusy/ wystawiły listki a oczar pomarańczowy /'Jelena/ pączkuje jak na przedwiośniu. Kolejna zima z przewagą jesieni i oznakami wiosny, 3y pory roku w 1nej czyli pogodowe fiksum-dyrdum /pomieszanie z poplątaniem/.
Fotka - Jelena'21- 3y pory roku /liście jesienne, śnieg zimowy i kwiat wiosenny/ w jednym ujęciu:
Już parę e-kartek wysłałam /ciut je podrasowałam po swojemu/ - zachwyciły nawet mojego Brata. Pytał co to za cudeńko i chyba sam posadzi w swoim ogródku.
Nie ma za co podziwiać Rosołu i mięsa trochę zostało,więc popadło na pomidorową i krokiety. Na codzień przygotowuję obiad z jednego dania. Wyjątkiem jest niedziela a i tak rozkładam to w czasie. Rosół jemy o 11:00 a drugie o 13:00 I tak na przemian raz zupa,raz drugie danko. Zupa zazwyczaj dość treściwa,znaczy gęsta
Radosnego i szczęśliwego Nowego Roku 2022 Z marzeniami, o które warto walczyć, Z radościami, którymi warto się dzielić, Z przyjaciółmi, z którymi warto być I z nadzieją, bez której nie da się żyć!
Witam porannie :) Już sklepik odwiedziłam, zapasy uzupełnione - mogę dalej walczyć w kuchni i ogrodzie. Alman piękne życzenia, dziękuję za nie. Tak, warto być przyjacielską osobą i mieć przyjaciół /foto z poprzedniego wątku, ze spadającym hipciem to potwierdza /.
Już pojutrze kolejne święto i dłuższa przerwa - czas pomyśleć o dobrym jedzonku i ciastach. Wczoraj jednak postawiłam na szybką rybę z frytkami i cukinią słoiczkową /moją /. Pycha rybcia i dodatki też. Dzisiaj, w końcu zapiekę ziemniaki /surowe/ z kapustą, pieczarkami i mięsem jakie wygrzebię z lodówki. To ja już kawusię wypiłam, plany na cały dzień ułożyłam i mogę zacząć działać. Fajnego dzionka życzę, udanego i spokojnego /u nas dzisiaj nie wieje,super/.
Co tam słychac u Was po Nowym Roku? U mnie ból głowy dzień drugi. Nawet nie potrafię narmalnie słowa sklecić by napisać w kawiarence choć parę zdań.
Nadia pytałaś jak tam noga. Coraz lepiej,mogę już normalnie chodzić,choć mam dalej usztywnioną. Wygląda na to,że będę musiałą nosić ''większą skarpetę'' ,bo jakby nie było noga jest w tym miejscu felerna. Na zakupach już dawno nie byłam,aż dostałam sms z banku,czy coś się stało z moją kartą,bo nie używana. Rachunki robię przelewem. Już pierwsze 2 opłacone. Czekam na prąd i śmieci. Jestem ciekawa ile będzie do zapłaty. Nie mówiąc o gazie..
Witam wszystkich. Wszystkiego dobrego w Nowym Roku. Ja już po trzech króli, święto było w niedzielę. Byłam zaskoczona bardzo, bo do tej pory mimo wszystko zawsze było 6 stycznia. I tak nie chodziłam, bo kadzidło powoduje u mnie napad kaszlu, zaczynam się dusić. Teraz było bez kadzidła, jak zwykła niedzielna msza. Ale za to z kredą, proboszcz instruował co robić. W domu sprawdziłam dlaczego. KK w Stanach zezwala na święto w pierwszą niedzielę po nowym roku już od dawna. A że od wakacji mamy nowego proboszcza, to i nowe zasady przyszły z nim. Zresztą Boże Ciało też jest w niedzielę.
Ja mam długi tydzień w pracy, dla mnie to dobre, umysł oderwany, powoli wraca do normalności. A potem wakacje, jak nam nie zawieszą rejsu.
Wczoraj po lecie - w niedzielę było 25 stopni, nastała zima. Spadł śnieg w Stanie, co było jak wielkie wydarzenie, znajomi zamieszczalizdjęcia, jak śnieg pada. Dla nas co prawda zabrakło, padał może ze 3 minuty, ale jakby co zima zaliczona. Ciekawe czy to już wszystko na ten rok. Dzisiaj ujemnie teraz (ale bez przesady -1), potem na plusie.
Zakupy to ja ograniczam jak mogę teraz. Żeby nie zostało na wyjazd. Jakby nie było dwa tygodnie poza domem. Najbardziej brakuje mi wyboru świeżych warzyw, bo oczywiście ochota jest na co innego niż w domowych zapasach. Ale trzeba dać radę.
U nas pochmurno, rano było dosyć ciepło, ale już temperatura zaczęła spadać i jest 5 stopni na plusie. Niestety pada deszcz. Jutro ma być niższa temp. ale ma świecić słońce, natomiast pojutrze ma być cieplej i co? Ma padać deszcz. A więc ciesz się Ekkore, ze u Was, chociaż padał śnieg przez 3 minuty, bo u nas nawet tego nie ma
Dzisiaj na obiad zrobiłam żurek, po prostu uwielbiam tą zupę i bym mogla ja jeść prawie na okrągło ;) Natomiast rano byłam z mężem na kawie w kawiarence. Kawa to dodatek, bo najfajniej się wtedy rozmawia o wszystkim i o niczym. Nic Cię nie ciągnie, ani do komputera, ani do telewizora, ani do komórki, po prostu się gada na różne tematy i stad tez powstał pomysł na dzisiejszy obiad
Tak poza tym epizodem śniegowym to od niedzieli deszcz padał, te trzy minuty to była przerwa pomiędzy deszczami. Ja tam wcale się nie martwię, że nie ma śniegu. Tęsknię za ciepłem, w chłodniejsze dni neuropatia daje mi popalić, ledwie się ruszam. Ciekawe czy Karaiby dadzą mi popalić gorącem, czy będzie mi przyjemnie ciepło. Ostatnim razem chwilami 30 stopni mnie męczyło. Ale teraz, gdy 25 odczuwam jako chłodne ciepło (w ostatni tydzień, gdy mieliśmy takie temperatury, nie wyszłam ba zewnątrz bez swetra i długich spodni). Ha która nie cierpiała gorąca.
Ja też bardzo lubię żurek i co ciekawe,jeszcze kilka lat temu nie specjalnie za nim byłam. Za to uwielbiałam barszcz czerwony czysty z całymi ziemniakami.
Dziś zjem bo zjem,ale żeby przepadać to nie. Smak zmienia się ponoć co 7 lat i ja jestem na to przykładem Od dłuższego czasu preferuję kwaśne smaki,dlatego najczęściej znajdzie się u mnie kiszona kapusta,ogórki,żur. Od słodkiego powoli odchodzę .Czy mi się uda nie wiem,bo ja odwieczny łasuch byłam niestety
Najchętniej jadłabym ryby i surówki z kiszonej kapusty. Dobrze,że rodzina też,choć były czasy ,że dla każdego co innego. Powiedziałam jednak stop. Niech jedzą to co dam,zwłaszcza,że wszystko takie drogie
Przez kontuzję miałam ostatnio więcej czasu i zaczęłam oglądać na Netfix "The Crown'' Bardzo mnie ta Korona wciągnęła zwłaszcza,że od dawna interesuję się Rodziną Królewską. Ot taki inny odmienny świat od tego który znam-trochę bajki,więcej dramatu. W każdym bądź razie bardzo mnie ten serial wciągnął.
Dziewczyny chciałabym upiec keks, bo mam gotową mieszankę do keksu, ale nigdy go nie robiłam, jeżeli dobrze pamiętam. Nie wiem, z jakiego przepisu zrobić, żeby wyszedł smaczny, a nie zakalcowaty. Może macie jakieś sugestie, albo piekłyście już kiedyś keks? Chętnie posłucham Waszych wskazowek - z góry dziękuję :)
Witam środowo U mnie ciągle coś - nieustające zamieszanie. Teraz ścigam się z czasem, bo jutro mam gości i trzeba ponownie wrócić na dłużej do kuchni. Rodzina ze strony Połówka pochodzi z Podlasia i w związku z tym obchodzimy dwie Wigilie. Pierwsza jest zawsze najbardziej uroczysta a ta prawosławna bardziej symboliczna. W tym roku zaprosiłam do nas więc jest co robić. Wrócił mrozik ale widzę, że wyszło słońce więc liczę na dobrą energię
A! Może ktoś z Was podpowie mi - każdego roku wybieram jakieś miejsce potrzebujące wsparcia finansowego na pomoc zwierzętom skrzywdzonym. Wiem, że przez internet wszystko można znaleźć ale fajnie jest pomagać tam, gdzie jest największa bieda i nie jest to miejsce znane powszechnie. Tak więc jeśli znacie nazwę, to proszę o podpowiedź.
Tak tak, ja też zawsze daję ten 1% na lokalne schronisko. Tylko oprócz tego staram się w ciągu roku regularnie wspomagać takie opuszczone, biedne miejsca, gdzie udzielana jest pomoc zwierzętom ratowanym, skrzywdzonym i bez opieki.
Basiu serdeczne podziekowania za wskazanie mi przepisu na keks, na pewno wyprobuje
Niestety keks musi zaczekać, bo dzisiaj rano sąsiedzi nas zalali i to porządnie, a do tego gorąca woda leciała z sufitu i po ścianach, aż strach było się przemieszczać. Pełno misek, szmat i bezradność, bo sąsiadów nie ma a agencja jeszcze nieotwarta. Maz został w domu, bo wody było pełno i wciąż przybywało, a ja szmaty wymieniałam non stop. Najpierw przyszła pani z naszej agencji, zrobiła dokumentacje a dopiero potem pan z drugiej agencji i w końcu wszedł do sąsiadów i co? Zakręcił kran z ciepłą wodą, którą sąsiedzi nie zakręcili w łazience! Widocznie umywalka się już zapchała i cala woda leciała na podłogę a u nas przez sufit i po ścianach! Brak slow na taka nieodpowiedzialność ludzka. Wspomnę tylko, ze niedawno to mieszkanie sąsiadów było gruntownie remontowane, przyszli nowi lokatorzy i niespodzianka ponoworoczna :(
Zastanawiało mnie, co tak w tym roku cicho, żadnego ataku na Iran, ani żadnych konfliktów, a tu proszę atak od sąsiadów a co! Tradycji musi stać się za dość. Nasza sklepowa tez zalało, ale w Sylwestra, mimo ze mieszka zupełnie gdzie indziej.
Brzuch mnie boli z tych nerwów i nic nie mogę przełknąć, ale najważniejsze, ze powoli przestaje kapać, teraz, tylko żeby to wyschło jak najszybciej
Ataki?? nieee, przecież idzie pokój, dobrobyt i wzajemne poszanowanie czyli pacyfizm w raju /ziemskim na razie /.
A pech z takimi sąsiadami to zmora nam zalali kiedyś kuchnię dzień po remoncie /chyba z zazdrości/ - my wyremontowaliśmy pięknie, nowe mebelki wstawiliśmy a tu klops i cały sufit do powtórnego gipsowania, malowania. Można dostać zawału /chyba na to liczyli /. Współczuję, trzymam kciuki za pomyślny finał zamieszania.
Sąsiedzi przyszli i przeprosili, najpierw sąsiadka a wieczorem po pracy sąsiad. Zdziwieni byli, że stwierdziliśmy, ze co prawda był problem i to duży, ale już został rozwiązany, bo nic nie cieknie już z sufitu. A co miałam zrobić? Z toporkiem za nimi latać? Nie te czasy i nie ten wiek
U nas było tak: ja??? zalałam, nie to nie możliwe /pewnie ktoś inny nas podlał??/, przecież tak uważałam /ściereczka wielkości chusteczki do nosa była podłożona /. I dodała: ja w kuchni przecież nie sikam - trochę słabo to wyszło. ;(( I mnie słabo się zrobiło... Zaliczyłam Panią U. do lekko odjechanych sąsiadów i sufit panelami obłożyłam - spokój na lata.
Z tej okazji wszystkiego dobrego. Dla niektórych to Boże Narodzenie i wielkie świętowanie. Smakosiu dla Ciebie szczególnie
Mnie ten dzień przywitał smętną pogodą. Po śniegu ani śladu. Za to samopoczucie takie,że spać się chce.Nawet kawa nie postawiła mnie na nogi
Nadia,to niezły hardkor mieliście. Mieszkanie mojego Taty kilkakrotnie było zalane przez sąsiada z góry,więc wiem jak to wygląda. Sterta wiader,scierek i mopów. Nie mówiąc o suszeniu..
A reszta koleżanek jak świętuje Trzech Króli? Wielkie Święto czy raczej dzień jak codzień? No i oficjalnie rozpoczął się karnawał-pączki,faworki ,tańce,kuksańce ,maskarady Czy Nowy Rok przyniesie pociechę?
Hej! Ja to pisałam, u mnie trzech króli było w niedzielę. Dzisiaj normalny dzień roboczy. Żadnych słodkości karnawałowych nie planuję robić. Może skuszę się na statku, gdy będzie ciastowe szaleństwo- jeden dzień zazwyczaj jest taki, taka forma lunchu, choć można wybrać i zwykłe, wytrawne jedzenie. Torty i ciasta pieczone są na miejscu i są nieziemskie w smaku. Raz się skusiłam i pewnie teraz też pokusa zwycięży. Odchudzać się będę po.
Pogoda na razie taka sobie, zimno, deszczowo. Ale to konieczność dla roślin. Weekend ma mieć ujemne poranki. Dobrze, że takie zimno to ma marne szanse dotrzeć na Florydę i potem Karaiby.
Rzeczywiście pisałaś. Jakaś pomroczność mnie dopadła przez ten ostatni ból głowy. Teraz to mam już niemal pewność,że to bóle zatokowe a nie migrenowe,bo ból rozciąga się głównie na czoło,oczodoły i nos. Właściwie to dopiero dzisiaj przestała mnie boleć..
Floryda i Karaiby,no tam na pewno nie zmarzniesz Cudownie byłoby odbyć taką podróż zwłaszcza,że w lutym mija nam 25 lat od ślubu kościelnego ,ale pozastaje to tylko w sferze marzeń. Zapewne spędzimy ten dzień w domu,choć na 18 rocznicę mąż mnie zaskoczył i zabrał do Wenecji,choć nie we dwoje,bo z dziećmi. To była niezapomniana przygoda,mimo,że było zimno i mokro. Teraz przez pandemię raczej to niemożliwe. Tak czy siak daj nam znać jak wypoczywasz,bo z pewnością będzie bosko
U mnie rejs to tańsza forma wypoczynku, idzie spędzić czas bez nudy nie płacąc ekstra pieniędzy za dodatkowe atrakcje, bazując tylko na podstawowej opłacie. Karą za to co prawda jest nadwyżka kilogramów, bo wtedy więcej czasu przeznaczasz na jedzenie. Nie że z nudów, tylko jest taki ogrom jedzenia, którego wcześniej nigdy nie jadłeś. Ludzie często wykupują ekstra płatne pobyty na plaży w cabanach, na prywatnych plażach, płatne obiady w restauracjach i to choć drogie znika w pierwszej kolejności - co mnie jest trudno zrozumieć - bo podobne można mieć w ramach, tylko bez ekstra prywatności czy chwalenia się drogim stekiem. Jedzenie w ramach jest pyszne. Jak mam płacić to musi być wycieczka, której sobie sama nie mogę zorganizować. Jak byliśmy na Karaibach wschodnich jedną wycieczkę zrobiliśmy przy użyciu lokalnego transportu, drugą obeszliśmy z buta wszystkie podstawowe atrakcje, trzecią i czwartą też sami. Tylko na Dominikanie wzięliśmy ze statku, bo port był daleko od miasta, korzystanie z lokalnego transportu niebezpieczne, a tak zwiedziliśmy 10 podstawowych miejsc. Teraz wszystkie mamy wykupione, ze względu na bezpieczeństwo covidowe, wymogi statków są bardzo wysokie, bo od nich nasza organizacja CDC - antycovidowa, terrorysta ze strzykawka w ręku, wymaga prawie zerowej zachorowalności, na kilka tysięcy ludzi na statku. Żeby ich na nowo nie zamknęli. Wszyscy muszą być zaszczepieni, testowani na dwa dni przed. Podobnie jak stacjonarnie całe Karaiby, Meksyk, ludzie jeżdżą na all inclusive, żeby wypocząć i nic nie robić, jest dużo taniej niż w Stanach. No i pogoda gwarantowana, nawet jak pada to ciepły deszcz i szybko się wysusza.
Tym ciastowym szaleństwem to mnie już totalnie powaliłaś na kolana Co ja bym dała, żeby tych smakołyków popróbować. Odchudzanie?? o nie, wystarczą piesze wycieczki a tych Wam przecież nie brakuje w czasie wypadów.
To się nazywa sweet extravaganza i jest na każdym rejsie od 5 dni w górę - jest koło 10 rodzajów tortów wszelakich, jakieś ciasteczka, lody - wszystko specjalnie robione na ten dzień. Co do kilometrów to do " stołówki" trzeba się nachodzić, to są naprawdę spore odległości, wszędzie na nogach. A żeby obejść wszystko, też kilometry w nogach.
Ale na pierwszym rejsie przybyło mi 5 kilo w 5 dni tylko na próbowaniu wszystkiego. Bo to było jak inny świat, ciężko powiedzieć nie nowością kulinarnym, nawet jak z miejscem ciężko. A codziennie coś innego, coś nowego, coś lokalnego. W każdym razie wszelkie kluchy, chleby, drożdżówki, kasze, ryże, frytki omijałam łukiem - chyba, że były elementem składowym jakiegoś lokalnego dania. A te gościły codziennie- gdy byliśmy w porcie lub na wodach w pobliżu. Później się już pilnowałam, drugi długi rejs to było w granicach błędu statystycznego, szybkie to zgubienia.
Zawsze można pływać, biegać (otwarty pokład z bieżnią), grać w golfa, chodzić na siłownię- ogólnie dostępna lub spersonalizowaną, płatną. My chcemy wykupić sobie sauny na cały tydzień. Ale to dopiero na statku, żeby zużyć kasę pokładową, a nie realnie obciążać karty kredytowe.
U mnie w grudniu koleżanka niezaszczepiona tutaj w Stanach miała, przeszła ciężko w domu, ale bez problemów z oddychaniem. W Polsce siostra miała, złapała od koleżanki, obie zaszczepione. Ona miała weekendową gorączkę tylko, a koleżanka przeszła ciężko, strasznie kaszel ją męczył, trzy tygodnie na zwolnieniu była.
A jakie to są te niepokojące objawy? Możesz coś bliżej napisać? Mój wujek dalej walczy. Już 2x ''odlatywał''. Oba płuca ma zajęte i jest wyłącznie pod tlenem. Przedtem bez wytrzymał 3 minuty,teraz w ogóle. Nie wiem jak się to dalej potoczy ale rokowania bardzo niepewne,tak przynajmniej mówią lekarze. Wierzę jednak ,że Bóg go tam jeszcze nie chce,skoro uciekł ''kosie'' dwa razy
Jak świętujemy?? - aktywnie i pożytecznie. EM kończy malowanie nowego podestu pod jego ... nawet nie wiem jak nazwać ten wynalazek warsztatowy. Ja przeglądam lodówkę i kombinuję kolację na ciepło /chyba karczek 'belwederski mi wyjdzie, bez panierki bo u nas jej od lat nie ma/.
Sprawdzam też bankowe sprawy, bo pani nas namawia na nową kartę a raczej karty kredytowe /niby 2ie, ale 1na główna, 2ga tylko podpięta do tej 1szej/. Może i warto, bo rok bez opłat i zwroty mają /1% miesięcznie od wartości transakcji na karcie, do 50zł/mies/. Pomyślę jeszcze, mam czas do końca kwietnia.
Poza tym normalnie, kawkujemy, gadamy o tym i owym, planujemy wiosenne prace w domku i przed nim. Czy pocieszy nas ten roczek?? ja nie liczę na pociechę, chyba nas mocniej przycisną by załatać dziury po kryzysie pandemicznym. Mimo wszystko jestem optymistką, może naiwną, ale wolę już to niż wieczne czarnowidztwo i narzekania.
Dokładnie,w miarę normalnie żyć. I cieszyć się z tego co jest,a co nie ma to zostaje w sferze marzeń,a nuż się spełnią?
Ja miałąm dziś dzień wypoczynkowy. Córka zrobiła obiad,mężowski teraz kolację,kurcze mogłabym się do tego szybko przyzwyczaić,ale nie ma tak dobrze Na deser był budyń czekoladowy z płatkami kukurydzianymi. Zaskakująco dobry
My mamy sporo kart kredytowych, maksymalną ilość, którą myślę, że ogarniami we dwoje. Praktycznie wszystkie na męża, ja mam kartę dodatkową (tylko jedną mam na siebie). Wszystkie z bonusami jakimiś- albo zwrot procentowy za zakupy, albo punkty zamienne na hotel, lot czy rejs. Dojdzie nam ewentualnie jeszcze jedna karta, gdybyśmy zdecydowali się latać inną linią więcej (do Polski między innymi), wtedy weźmiemy.
Karty kredytowe to niejako podstawa w Stanach. Operowanie nimi daje większą zdolność kredytową, mierzoną w score. Limit kredytowy nie obniża zdolności, regularne korzystanie podwyższa. Kredyt nie obniża zdolności za bardzo (w pierwszym momencie tylko), regularne spłacanie podwyższa score. Lepiej mieć więcej kart, przez co większy limit kredytowy, bo to oznacza, że jesteś godny zaufania, bo wykorzystujesz około 20 % swojej zdolności. Przy jednej karcie zadłużenie zazwyczaj jest większe. Jak przyjechaliśmy mieliśmy 0 punktów (bardzo trudno jest przenieść zdolność z innego kraju, banki nie uznają). Nikt nie chciał nam przyznać karty kredytowej. Po pół roku dostaliśmy pierwszą- na 500 dolarów. A teraz mamy całkiem niezłe score.
Sama kiedyś będąc młodą mężatką, zalałam sąsiadkę, bo z pralki waz się odczepił i woda lala się na podłogę i automatycznie na sufit sąsiadki. Dostałam wtedy niezłą operetkę od niej, ale wiem ze tego faktu nie zauważyłam i ze specjalnie tego nie zrobiłam. Wiec tak samo wierze, ze teraz sąsiadka specjalnie tego nie zrobiła i będzie się bardziej pilnować, bo ja już nigdy nikogo nie zalałam, bo tak się pilnowałam, jak na razie
Nie, specjalnie nikt tego nie robi - u nas starsza pani nauczycielka po prostu była słabą gosposią i prace domowe /jak rozmrażanie lodówki/ odwalała szybko i byle jak. By skrócić czas odmrażania lodówki /sporej i grubo oblodzonej/ wstawiała do niej gar z wrzątkiem Na skutki jej genialnych, naukowych pomysłów długo nie czekaliśmy - woda waliła na jej podłogę a nasz sufit, jak z wodospadu który trudno było zatrzymać. Ona nawet nie próbowała, bo była bardzo zajęta, jak to emerytowana pani profesor
Jak Wam minęły święta,bo chyba oficjalnie można tak powiedzieć Powiem Wam,że się cieszę,że już po
Teraz karnawał,ale stawiam głównie na ryby. Napewno po drodze zrobię oponki i faworki. Mężowski już wczoraj dopytywał. Może zrobię na niedzielę.
Przed chwilą zrobiłam makaron,zawsze robię więcej,suszę a potem wsypuję do szklanego słoja. Niestety stolnica choć ma ''zaporę'' to i tak nieco jeździ mi po blacie co mnie nieco denerwuje. Ostatnio oglądałam maty silikonowe. Czy taka mata jest stabilna,nie rozjeżdża się? Warto kupić? A jak tak to jaką? Dużą czy mniejszą? Jak macie to doradzcie
Tak mam, nawet w różnych rozmiarach /bardzo dużą i malutkie/ Polecam, ale ... też ciut jeździ po blacie i nie można kroić na niej ciasta , tylko wyciskanie szklanką wchodzi w grę lub plastikowe, drewniane przybory. Jest ok, ale stolnice też dokupiłam by kroić faworki, rogale i inne ciastka.
Silikon można też układać na blaszkach piekarnikowych, zamiast papieru do pieczenia czy foremki. Ja używam rzadko - najpierw mokrą ściereczką przecieram blat i na wilgotny układam matę - przyklejona jest, umocowana na długo. Wałkowanie idzie gładko, wyrabianie też, gorzej z wycinankami /jak wyżej pisałam/.
Pędzę do kuchni bo wrzaski słyszę, chyba awaria jakaś znowu ...
Witam, no trzeba po tych swietach na zakupy pojechac.Tak mi sie nie chce,ale nie ma co do gara wlozyc.Pogoda pod psem, ni to snieg ni to deszcz a ciagle pada. Goplano, moja mata silikonowa nie jezdzi jest jakby troche klejaca.Jestem z niej bardzo zadowolona, chociaz jak zauwazyla Smosia nie mozna na niej kroic.Ja odkroilam kawalek ciasta i na szczescie zostala tylko mala rysa. Kiedys tez wszystko robilam na granitowych blatach...ale duzo roboty przy tym,mycie przed i po a mate wrzucam do zmywarki po sprawie. Zdrowka wszystkim zycze.
Cześć piątkowo. Ja dzisiaj pierwszą nockę miałam, odkąd pracuję, czyli od października. Znaczy przyjechałam do pracy i poszłam spać z podglądem kamery na dziecko. Przespała całą noc, ja też. A mama chyba nie wróciła do domu, bo już powinna wychodzić do pracy, a jest cicho. Musiał być ciężki przypadek do ratowania (ona jest chirurgiem naczyniowym, tym od naczyń sercowych, on pracuje w innym mieście, dwa tygodnie w miesiącu, wczoraj poleciał i od razu się trafiło).
W Polsce mam stolnicę. Tutaj nie było czegoś takiego, kupiłam wielgachną deskę. I dopiero potem koleżanka mi powiedziała, że granitowe blaty nie potrzebują niczego. Faktycznie - i dużo łatwiej się sprząta niż stolnicę.
Dzięki dziewczyny za podpowiedzi. Najpewniej zakupię, a kroić będę na stolnicy albo skręcę przez maszynkę jak dzisiaj. Nie mówię,że nie jestem zadowolona ze swojej drewnianej,tylko ,że nie trzyma mi jak trzeba i jeździ,a to jest nieco wkurzające. Poza tym potem to skrobanie,mycie,suszenie. A mata mówicie przylepna dobrze,wałkuje się też fajnie. Przepraszam,że tak dopytuję,ale czy wałek też warto kupić czy to nie ma znaczenia? Chodzi mi o to,czy nie trzeba dodatkowo podsypywać mąką. A oto mój makaron na starej poczciwej stolnicy,którą kupiłam zaraz po weselu
Jak fabryczny, tyle że o wiele smaczniejszy. Przypomina mi ten wyrabiany na wesele, rozkładany wszędzie, na białych obrusach, aż do wyschnięcia, potem do wielkich pudeł i czekał na wielki dzień.
Wałek?? jaki lubisz lub masz. Mój drewniany, zwykły jest ok. Lepsze już pewnie mają - moja Ciocia dostała od synka ciężki, kamienny /marmurowy chyba/, ale ja nie zainwestuję w taki sprzęt bo zbyt rzadko z niego korzystam. Częściej chodzą' u nas mini-wałeczki z uchwytem /super sprawa do pizzy i innych małych placków do wałkowania wewnątrz blaszek /.
Jak znajdę fotkę w sieci, to wkleję. Udanych zakupów :)
"fabryczny'' bo skręcony przez maszynkę,którą bagatelka mam jeszcze od lat 80-tych Ręcznie to tak ładnie mi nie wyjdzie ,no i szybko przede wszystkim. Jedynie wyrabianie ,wałkowanie i obsuszanie,a potem krojenie na kawałki schodzi,ale smak wiadomo lepszy jak ten kupny.
Witam w piątek, piąteczek, piąteluniek Każdego dnia mam miłą niespodziankę, bo np. dziś myślałam, że jest sobota a to dopiero piątek. Jupi! Jakoś tak mam w tej głowie poukładane, że przeskoczyłam o jeden dzionek do przodu . Ale za to potem jest super odkrycie
Dziękuję za życzenia. Faktycznie dziś prawosławne Boże Narodzenie. Co prawda ja nie jestem wychowana wg. religii prawosławnej ale ze względu na Połówka staram się podtrzymywać ich rodzinną tradycję i tym sposobem mamy dwa świętowania
Wczoraj (jak wspominałam wcześniej) zrobiliśmy u nas Wigilię. Miło spędziliśmy czas. Z przyjemnością wszyscy znów zjedli ryby, pierogi i sałatkę jarzynową To się nigdy nie nudzi.
A dziś dzień wolnego i trochę spraw do załatwienia przed wyjazdem Połówka. Jeszcze musimy spotkać się ze znajomymi a czasu co raz mniej, bo wyjazd w niedzielę. Oj, będzie smutno. No nic, póki co trzeba się cieszyć, że dziś piątek a nie sobota
Trochę ciemno się zrobiło, ale za to klimatycznie przy światełkach i świecach :)
Mam nadzieje, że zły czas minął i zaczyna się prawdziwy lepszy Nowy Rok Dzisiaj przyjechała w odwiedziny koleżanka i przywiozła słoik miodu wrzosowego a ja, poczęstowałam ja, upieczonym keksem i kawałkiem rozmrożonego piernika staropolskiego Wszystko jej bardzo smakowało, no i nie tylko jej ;) Basiu dziekuje jeszcze raz za przepis na ten keks
No i po raz kolejny zrobiłam likier słony karmel - bardzo mi smakuje i chyba każdemu kto próbował :)
Dobra niedzielka bo słoneczna Jest cichutko, wiatr usnął i można planować spacery - lekki mrozik oczyścił" ścieżki z błota i kałuże przykrył lodem. Pięknie, że głowa i serce mięknie /oryginału nie cytuję, bo tu nie uchodzi używać takich słów jak: 'pała /. U nas szaleństwo owocowo-sokowe, wyciskamy litrami wszystko co jest pod ręką. W planach soki warzywne, ale to dopiero jak zbiorę własne buraki, seler czy p o m i d o r y. Obiady już gotujecie, ja dopiero wymyślam, chyba na schabik padnie, bo lubimy taki selerowo-ananasowy i szybko go machnę. Poza tym słuchamy kapelmistrzów berlińskich - wczoraj Verdiego na żywo/on-line, potem archiwalny Brahms i dzisiaj znowu na żywca ktoś kogo warto znać... I tyle na dziś, chyba że coś wyskoczy nagłego, jak to w sezonie grzewczym ;((
Jak ten czas gna. Już 9 stycznia. Dzisiaj czeka mnie pakowanie - ostateczne ciuchów, bo w tygodniu mogę nie mieć kiedy, tydzień będzie wstać - do pracy- wrócić-obiad- spać. Plan szybkich obiadów opracowany. Wyjadanie z lodówki i spiżarni trwa. W ramach utylizacji ziemniaków wczoraj były schabowe z ziemniakami (to jedyne połączenie w drugim daniu, gdzie uwielbiam ziemniaki gotowane). Przy okazji ogórek i rzodkiewki załapały się na mizerię. Dzisiaj placki ziemniaczane luzem, bez dodatków. Wczoraj chłopu kazałam zjeść ostatnie trzy jajka na śniadanie, żeby nie zostały. I chwilę potem przypomniałam sobie, że przecież potrzebuję do panierowania i do placków. Pojechaliśmy kupić nowe, to sobie zaraz omlet na śniadanie zrobię. Teraz nawet jak zostaną, przetrwają do naszego powrotu.
Czy w Polsce też tak ceny wzrosły. U nas około 20 %. I do tego braki w towarach. Papier toaletowy idzie jak woda, ludzie w pędzie stadnym wykupują, gdy widzą, że ubywa. Nie jest tak źle jak na początku pandemii, ale też daleko od normalności. W czwartek byłam w sklepie- mleka nie ma, jajek nie ma, soki zostało kilka tych drogich. Na huragan tak nie znika wszystko. Ceny boczku wzrosły bardzo. Ten tańszy znika w kilka sekund (akurat wolałam ten, nie ze względu na cenę, tylko zazwyczaj był chudszy) zostaje reszta, droga. Żebym jadła jakoś specjalnie, może bym kupiła, a tak podchodzę do półki, łapie się za głowę i odchodzę, obejdę się smakiem.
Tak, u nas też drogo i będzie jeszcze drożej - energia, paliwo napędzają wszystko :( Jak zobaczyłam szynkę po prawie 60zł/kg, to mnie zmroziło. Chyba zostanę wegetarianką na starość /bo coraz bardziej lubię warzywa i owoce/. Wołowina bije rekordy cenowe, ale ona zawsze była droga. Na szczęście owoce nie są zbyt drogie i często mają dobre promocje, więc soków nam nie brakuje. Z warzywami gorzej, więc kupujemy tylko te niezbędne, bo wyjadamy zapasy słoikowe: cukinia, buraczki, ogórki. Ogólnie ciężko jest, przy kasie zawsze szok! za podstawowe produkty 200 zł leci, a jak dokupię marketowe ubranie czy pościel to nawet 400.
Karty kredytowe będziemy załatwiać pod koniec stycznia, jak znajdziemy czas na wycieczkę do banków /w jednym zamówimy, w 2gim oddamy starą/. Warto mieć zabezpieczenie w takich czasach, lepsze to od chwilówki bo oprocentowanie to max kilkanaście %, a nie kilkaset... Czegoś takiego jak 'score u nas nie ma i długo jeszcze nie będzie. Wszystkie niespłacone kredyty, raty obniżają dopuszczalne limity na kartach. Mamy dobrą opinię 'bankową, więc zwykle dostajemy tyle, ile wnioskujemy. Mamy też dłuuugą historię ratalno-kredytową, bo inaczej nie dało się urządzić i zwykle raty były znacznie korzystniejsze niż kupowanie za gotówkę, której zawsze za mało.
To pakuj swoje ciuszki i ruszajcie w drogę, szczęśliwej i ciekawej podróży.:)
Amerykański system finansowy hest skomplikowany, na początku trudno go pojąć, ale z czasem nie okazuje się taki straszny. Score to wypadkowa wielu czynników, obliczana wzorem. Każdy kredyt w momencie zaciągnięcia obniża score, jego wysokość jest zależna od zarobków i ilości posiadanych punktów. Jednak jak zaczynasz spłacać, punkty się "nabijają ". Każde zapytanie o kredyt, kartę kredytową obniża punkty, nawet jak nie weźmiesz żadnego zobowiązania. Każdy rachunek do zapłaty ma wpływ na score. Jak płacisz wszystko w terminie, Twoje punkty rosną, jak masz zaległości momentalnie idą w dół.
Kupić dom, przy dobrych score to jak wyjść po bułki do sklepu. Myśmy byli tylko raz w biurze kredytowym, żeby się spytać czy w ogóle ktoś nam da pożyczkę, bez prawa pobytu stałego, tylko na wizie, po dwóch latach bycia w Stanach. Wyszliśmy z umową wstępną na dom. Nasza zdolność kredytową była dwa razy wyższa niż zaciągnęliśmy. Nie chcieliśmy jednak się zbyt zadłużać, chcieliśmy płacić podobnie jak za wynajem. Reszta formalności była online i przez telefon. Potem tylko podpisywaliśmy dokumenty u notariusza.
Witam poniedziałkowo Dziwny i trudny dzień. Wczoraj się dowiedziałam, że nagle zmarł mój kolega. Wieczorem wyjechał Połówek i w jednej chwili zrobiło się pusto i smutno. Wierzycie w sny prorocze, zapowiadające, że coś się wydarzy? Chyba miałam taki, ale wtedy, gdy się obudziłam jeszcze nie wiązałam tego z niczym a potem ta wiadomość... Dobrze, że chociaż nie pada deszcz a nawet wyszło zza chmur trochę słońca.
Sen był dziwny, bo trochę nierzeczywisty. Przyśniła mi się moja dawna pani dyrektor, która zmarła 11 lat temu. To właśnie Ona przedstawiła wszystkim swojego kolegę, który potem (nawet po Jej śmierci) współpracował z nami i stał się naszym bardzo dobrym znajomym. Był życzliwym, radosnym i pełnym ciepła człowiekiem. Tuż przed Jego śmiercią (a dodam, że nie chorował) miałam ten sen. Pojawiła się w nim ta nieżyjąca już pani dyrektor, która stała obok mnie i obie obserwowałyśmy jakieś dziwne zjawisko na niebie. Snuła się po nim taka grupa gwiazd świecących jakby na czerwono a za nimi wstęga czegoś, co wyglądało jak droga mleczna. To płynęło po niebie dość szybko i bardzo zaskakiwało. Ewidentnie nie były to spadające meteoryty, tylko taka smuga świecącego piasku...? Nie wiem jak to nazwać. Tyle z tego pamiętam.
U mnie dzień jak codzień. Miałam dziś pierwsze odwiedziny-panią spisującą liczniki z prądu.Ciekawa jestem jaki będzie rachunek. Spodziewam się wkrótce sołtysa i kolędy. Choć z tym ostatnim to proboszcz ogłosił,że tylko jak ktoś chce to może nawiedzić a jak nie ,to zaprasza poszczególne ulice na mszę kolędową.
Właśnie kończę obiad. Robię zwyczajnie-ziemniaki,kotlety z indyka i surówka z kiszonej kapusty. Oponek ani faworków nie robiłam bo mi się zwyczajnie nie chciało. Pogoda jest taka ,że tylko się ziewa i nic więcej
Ja jadłam w niedzielę. Córka przywiozła amerykańskie pączki. Pod te placki ziemniaczane, jak mało zdrowo to na całego. Po pierwszej fascynacji, po przeprowadzce szybko nam przeszedł smak na tą ilość cukru. Teraz to nie pamiętam kiedy ostatni raz kupowałam. Jak już to kupimy czasami w Lidlu, te przynajmniej smakują ciastem i nie są tak słodkie. Takie przemysłowe polskie pączki, i tak lepsze niż Krispy Kreme czy Dunkin Donuts.
Krispy Kreme to stanowa sieć, powstała w mieście jakieś 3 godziny ode mnie. A wykorzystuje przepis z Nowego Orleanu.
A co tu tak cichutko? Mimo wszystko wejdę do kawiarenki i dołożę do kominka bo trochę przygasa płomień Parzę kawę a do niej pączuszki angielskie. Wczoraj zrobiłam ale zeszły w mig. Szybkie i smaczne ,więc jak się ma ochotę na coś słodkiego to polecam.
Na obiad dziś zrobiłam pyzy z gotowanym mięsem. Mąż zapewne nie zje-złe wspomnienia z dzieciństwa.
Hej dziewczynki,zajrzyjcie do ''kawiarynki'' bez Was smutno,kawa tak nie smakuje,odezwijcie się co tam słychać
Cichutko, bo pracowicie dzień zleciał i jeszcze plan do końca nie wykonany ;(( Zaglądałam, bez logowania i pognałam do sklepiku. Potem 2gi dzień mieszania i pieczenia bigosu - dzisiaj dodałam mrożoną pigwę i sos z wołowiny /ledwo upchnęłam w dużej brytfannie/. Jutro chyba część przełożę do głębokiej foremki i przypiekę a resztę zostawię w naczyniu i podduszę, będzie jeden gęsty, 2gi rzadszy do słoja - pod klamrę z gumką. Czytałam, że u miałaś wizytę z elektrowni, więc sama zaczęłam sprawdzać nasze internetowe rozliczenia - ani słowa czy mamy podawać stan liczników na koniec roku czy nie. Nikt nie przyszedł jeszcze od nich i pewnie przez pandemię nie przyjdzie. Teraz pędzę piec pizzę, kolejną z masłem i czosnkiem /do ciasta/ - ostatnio naszą ulubioną.
Wow,ale pracowicie u Ciebie a ten bigos mocno połechtał moje kubki smakowe. Swoją drogą nigdy jeszcze nie robiłam bigosu,ani gołąbków w piekarniku. Zawsze na gazie. Może dlatego,że Mama zawsze tak robiła? Nie wiem,ale nie miałam okazji. A smakowo lepszy niż z kuchenki? Możliwe ,że tak skoro pączki pisałaś ,że smaczniejsze niż smażone. Ostatnio myślałam właśnie o pieczonych pączkach i chyba się skuszę
Namawiam gorąco do pieczenia - bigos łatwiejszy, prawie bez wysiłku i lepszy w smaku /podobnie jak pieczeń zawsze pieczona lepsza od tej z patelni/.
Pączki dla mnie inne nie istnieją, tylko pieczone. Smak delikatniejszy mają i są lżejsze, bez posmaku tłustego, smażonego tłuszczu - tylko smak ciasta maślanego i nadzienia
Bigos raz robiłam w piekarniku i mogę potwierdzić, ze smakowo jest lepszy od gotowanego. Niestety pączki pieczone w piekarniku jak dla mnie, to już nie pączki, ale bułeczki drożdżowe, bo niestety pączki muszą smażyć się w głębokim tłuszczu i wtedy jest ten smak prawdziwych pączków Pozdrawiam :)
Ja to mam długi tydzień w pracy. 14 godzin. Rano tylko kawa, żeby się obudzić. Śniadanie już w pracy.
Wychodzi na to, że mała dojrzała właśnie do nocnika. Wczoraj wieczór nie pozwoliła mamie założyć pampersa, dopiero na noc, dzisiaj tylko wstała, kazała się przebrać w majtki. Więc pilnuję, żeby nie było sprzątania za dużo. No i żeby chęci się nie zmarnowały. Najśmieszniejsze, że do tej pory kompletnie nie korzystała z nocnika, nie dała się posadzić, a jeżeli już to bez efektu. A dziś od rana (a w zasadzie wczoraj wieczór) sukces.
U nas zimno, na weekend w zapowiedziach śnieg. Uciekniemy przed nim, ale zimno nam się do ogona przyczepi, zdecydowane ochłodzenie na Florydzie. Córka będzie jechać dzień po nas, oby dała radę w tych planowanych 2 cm śniegu. Ona nie lubi zwiedzać, więc nie ciągniemy jej w sobotę ze sobą, tylko aby dojechała na Florydę. Jedzie swoim (moim, bo jakby nie było najnowszy w rodzinie, no i muszę mil do przeglądu nabić, hehehe, powinnam mieć w grudniu, a mi 3 tysiecy mil brakuje, w zimie jednak się mniej jeździ) samochodem, w sensie osobnym, , bo po tygodniu musi wrócić.
Hej:) Masz odważną córę - sama w daleką trasę wyrusza. Bez wyjeżdżonych mil nie możesz samochodu przeglądać technicznie?? U nas tylko czasami pytają dlaczego tak mało przejechało autko, ale przegląd zaliczają i kolejny za rok.
Proszę i kolejny sukces - nocnikowy , masz talent edukacyjny, czyli jesteś Nianią przez wielkie en. Podziwiam cierpliwość i gratuluję.
Moja córka zaraz skończy 24 lata, ja w jej wieku to mężatką byłam od dwóch lat. Ona lubi jeździć. I dobrze jeździ, odkąd tylko zrobiła prawo jazdy w wieku 16 lat. Jeszcze w szkole średniej odbierała nas z lotniska 3 godziny od domu, gdy skasowali nam połączenie (w sumie 6 godzin jazdy).
Ja mogę zrobić przegląd wcześniej oczywiście. Tylko szkoda kasy, bo sobie liczą niemało za usługę, gdy wiesz, że olej nie jest zużyty (teraz to jest do sprawdzenia w samochodzie na wyświetlaczu), a przeglądy są ustawione relatywnie często. Olej od stania też się zużywa, więc żeby być w zgodzie z wężem w kieszeni staramy się wyjeździć mile w terminie zbliżonym do daty wyznaczonego przeglądu. Gdy któreś z nas ma termin, wtedy jego samochód jedzie na wycieczkę. Teraz oba pojadą...
Jeszcze dodam, że inspekcja do dowodu rejestracyjnego (naklejki na tablicę) jest raz w roku, natomiast to o czym pisałam j myślałam to wymiana oleju - co 3 tys mil, gdy masz olej zwykły lub co 6 tys, gdy pół syntetyk i syntetyk. Taki przegląd, na 6 tys mil z wymianą filtrów tylko to ponad 100 dolarów, więc szkoda kasy na wcześniejszą wymianę, gdy wiesz, że olej zużyty w 50 % tylko.
A to tak jak u nas. Olej sam eM wymienia, mamy problem z głowy i wąż kieszeniowy nie sssyczy .
Już myślałam, że przeglądy macie uzależnione od ilości mil - mało jeździsz, to nie musisz tak często przeglądać autka. Za dobrze by było chyba, dla nas.
Moja córka ten sam rocznik co Twoja. W kwietniu kończy 24 i też jest dobrym kierowcą,ale czy na tyle by wyruszyć w daleką podróż tego nie wiem. Myślę,że tak ale bardziej w towarzystwie,bo sama by się obawiała. Choć to bardziej ja miałabym te obawy
W Stanach to wygląda inaczej, wszędzie samochodem. Tylko w metropoliach jest sprawny system komunikacji publicznej, gdzie indziej bez samochodu się nie da. Jako, że system kształcenia jest inny, wiesz co potrafi Twoje dziecko. Po kilku godzinach teorii (w jeden weekend) i 6 godzinach jazdy na dwoje, dostajesz takiego delikwenta 15-18 lat pod swoje skrzydła na rok. Do własnego samochodu. On jest ubezpieczony przez szkołę, ale jakby co uszkodzi twój samochód. Na rok czasu dostaje permit, gdy musi wyjeździć określoną liczbę godzin w towarzystwie dorosłego na przednim siedzeniu. Nie może jeździć sam. Potem może jeździć samodzielnie do 18 roku życia, w określonych godzinach (nie w nocy), bez pasażerów z tyłu, chyba, że rodzina. Na ubezpieczeniu rodziców, które rośnie w kosmos, do 21 roku życia, dopiero wtedy spada. W 18 urodziny może odebrać pełne prawo jazdy,w układzie poziomym (mówi o wieku, że jesteś poniżej 21 bez sprawdzania daty). W 21 urodziny odbierasz regularne, dorosłe ID.
Rzeczywiście zupełnie inaczej niż w Polsce. Podejrzewam,że po przeprowadzce musiałaś robić nowe prawo jazdy,bo te polskie chyba nie było ważne. A może się mylę?
Było ważne 60 dni. A potem musiałam zdać egzamin - teoretyczne i praktykę. Praktykę się robi swoim samochodem, egzaminator wsiada. Fajnie było z moim mężem. A kto Pana przywiózł- a sam siebie przywiozłem, przecież mam prawo od jakiś 25 lat. Egzamin jest prosty, jazda prosto, skręt w prawo, skręt w lewo, ruszenie do tyłu z parkingu oraz skręt na trzy rzuty. Na koniec zaparkowanie na parkingu. Wszystko w realnym ruchu, bez placu manewrowego. Zważywszy na rozmiar miejsc parkingowych i szerokość dróg nie jest specjalnie trudno.
Dla mnie najtrudniejsza była automatyczna skrzynia biegów, zaraz po przyjeździe, jeszcze na polskim prawie jazdy. Trenowałam dookoła hotelu. Nijak nie mogłam pojać, że jedna nogą jest bezrobotna, używałam dwóch i samochód skakal żabką. Ale szybko opanowałam. Teraz nie mam odwagi jeździć w Polsce na manualnej skrzyni biegów. Najpierw musiałabym potrenować gdzieś. A mój mąż pierwsze jazdy, dojeżdżając do skrzyżowania zapominał o zmianie biegów i samochód mu gasł. I pierwsze sekundy- co się stało, dlaczego, po chwili, no tak manualna skrzynia.
I nie przyniosłaś do kawiarenki?? Pewnie była tak dobra,że szybko zeszła. A którą piekłaś,tą ze swojego przepisu? Swoją drogą chętnie zjadłabym kawałek i do tego gorące kakao,takie prawdziwe gotowane.
FB wyświetlił mi dzisiaj wspomnienie z 2016 roku. To już 6 lat. I w przyszły poniedziałek będziemy, tyle, że nie od północy, a od bardziej poludniowej strony nad Zatoką Meksykańska. Ciekawa jestem różnic w piasku (tam gdzie jedziemy ma być też bielutenki).
Oj, jak fajnie "zawiesić" wzrok na tej błękitnej przestrzeni. Już się nie mogę doczekać Twojej relacji z urlopu. tych zdjęć z nowo odkrytych miejsc. Marzy mi się taki biały piasek...ech!
To standardowy kolor dla Atlantyku, w słoneczny dzień każde miejsce nad oceanem tak wygląda. A większość dni jest słoneczna. Różny jest tylko kolor i rodzaj piasku na plaży.
Dla porównania Miami Beach w grudniu, mąż się wtedy kąpał w oceanie.
Ja też lubię. Oglądać i bywać, nie koniecznie plażować (męczy mnie, gdy za długo). Na każdym wyjeździe około plażowym zawsze ciągnie mnie do wody i piasku - wejść, popatrzeć na piasek, fale i wystarczy. Do następnej plaży- bo mogę tak nawet kilka razy dziennie.
Gdy byliśmy w Miami Beach to był mój pierwszy w życiu pobyt w resorcie (z racji pandemii ceny nie były niskie, ale akceptowalne za tą klasę hotelu. Zabraliśmy córkę, bardzo jej się podobało. Powiedziała, że chciałaby prezent na zakończenie szkoły. Tyle, że okres zamknięcia w domach się skończył, ceny poszybowały w kosmos, nie pojedziemy z nią za te pieniądze). Na weekend. I wystarczyło. Nie mieliśmy za wiele czasu na byczenie się, bo gnało nas po okolicy. Mimo wszystko na moje potrzeby wystarczy zwykły hotel ze śniadaniem (lub bez).
Wczoraj mąż włączył jakiś film o naszym statku. Chwilę z nim oglądałam. Nie wiem czy tydzień rejsu starczy, aby zwiedzić cały. Jest naprawdę piękny. I podobno już budują następny, może ten popłynie w dziewiczy rejs. Bo nasz nie dał rady, z powodu zakazu pływania. Pierwszy lockdown opóźnił budowę. Plan był, aby oplynal w pierwszym roku wszystkie destynacje, gdzie pływają statki armatora. Każdy rejs w inne miejsce. Nie wyszło. Mój mąż chciał zapisać się na któryś z tych pierwszych rejsów, ale w tamtym roku mieliśmy być w Polsce i drugie długie wakacje nie wchodziły w grę (a nie było żadnych długich w tamtym roku, choć podróżowaliśmy sporo). To wykupiliśmy pierwszy rejs po roku dziewiczym, który nie doszedł do skutku.
Witam środowo Dziś za oknem szaro i zimno. Po tych wszystkich dniach pełnych świętowania, spotkań i wiecznego pichcenia nastał moment spowolnienia. Poczułam, że nic mi się nie chce. Robię to, co muszę ale jakoś nie mogę się zmobilizować choćby do nauki. Jeśli dobrze sobie przypominam, to u mnie każdego roku jest podobnie. Ciasta mi się pokończyły ale zostały poświąteczne "zachciewajki" A to piernika bym zjadła, a to sałatki, a to ryby po grecku... Też tak macie? Patrzę teraz przez szybę na Odrę i widzę, że wszędzie, dookoła jest mgła. Chętnie bym się otuliła kocem i posiedziała trochę w domu. Ale nic, trzeba się mobilizować i zabierać do pracy. Dobrego dnia
I już prawie połowa miesiąca za nami. Jak ten czas gna.
Ja nie lubię powtórek, dla mnie dwa razy coś pod rząd to max, trzeci może oznaczać, że przez rok nawet nie spojrzę. I jak czekam na potrawy świąteczne, tak po świętach jestem bardzo zmęczona nimi, że wcale mi się nie tęskni. Ja codziennie gotuję świeży obiad, tak jak teraz, wracam plus minus o 19 do domu i staje przy garach. Tylko zupy i gulasze są na dwa razy, potem reszta do słoików i mam do pracy. Rozpuściłam męża, to mam. Ale wolę sama zrobić niż mu tłumaczyć co ma zrobić. On pracuje z domu większość czasu, a ja wracam po 14 godzinach i staje przy garach. Nie dla niego, dla siebie, on się naje przy okazji. Gdybym zostawiła gotowanie jego inwencji jedlibyśmy frytki, paluszki rybne (których nie jemy wcale, ale on tęskni. W sumie powinnam mu pozwolić przejeść się. Zobaczyłby jaki to syf obecnie.Tyle, że sama też bym musiała jeść, bo inaczej odłączy się do mojego, hehehe) oraz pizzę, gdzie z tego zestawu okazjonalnie to frytki lubię.
A ja właśnie teraz pomyślałam, że tęsknie za tymi świątecznymi daniami głównie dlatego, że wcześniej byłam tak skupiona na przygotowaniach, że niewiele jadłam. U mnie to jakaś norma. Dla przykładu jak idę na dużą imprezę typu wesele itp. to prawie w ogóle nie jem. Coś skubnę i koniec a potem, na drugi dzień przypominam sobie, co było na stole i wtedy bym konia z kopytami wciągnęła
Podobnie jest u nas- jak sama gotuję czy piekę, to zjadam przy stole niewiele, bo zmęczenie odbiera apetyt, a że wszystko sama doprawiałam, to znam smak i już mnie nie ciągnie do smakowania. Zwykle sporo rozdaję, ciut zamrażam, a ostatnio malutko gotuję, piekę i jest ok.
Skupiona jestem na dekorowaniu domku, dopinam drobne szczególiki /tylko ja je zauważam/ bo sporo czasu w tym domku spędzam i cieszy mnie każda kartka z życzeniami od rodzinki i znajomych. Niektóre podpisy są już 'nieaktualne - małżeństwa rozpadły się, czasami jeszcze smutniej potoczyło się życie :( Ustawiam, zawieszam co mam i czytając treść myślę o tych rodzinach i przyjaciołach , oglądam firmówki" i wspominam tamte wigilie, kolędowanie z ekipą z tej czy innej Firmy. Bywało różnie, ale byliśmy razem, wspieraliśmy siebie wzajemnie. Czy teraz jeszcze gdzieś są takie firmy, to zaraz wyślę sivi" do najbliższej.
Czas zleciał od rana,nawet nie wiem kiedy. Listonoszka przyniosła dziś list z blankietami do wpłaty za wywóz odpadów. Myślalam ,że podrożeje,ale jest jak w ubiegłym roku 31 zł od osoby. Ciekawa jestem ile będzie za prąd i gaz..
Zadzwoniła do mnie koleżanka z zach-pom ,że wybiera się z rodziną w moje strony. Idealna okazja do spotkania. Zaprosiłam ich na obiad i tutaj pytanie,czym najlepiej uraczć utrudzonych podróżą gości? Czy podać regionalny obiad czy może coś bardziej ''wypasionego''? Wiem,że na Was zawsze można liczyć,więc liczę na podpowiedzi
Jak to, co podać? Wiadomo! Kotlety z curry! Są przepyszne i mało pracochłonne a do tego delikatne w smaku i bez panierki. Goplano stawiam na Twoje kotlety, bo mało kto je zna, a chętnie każdy spróbuje i pochwali, do tego frytki, buraczki lub ogórek kiszony i to wszystko :) Jak masz mało czasu, to polecam zrobić drożdżówkę dla leniwych i jest komplet :)
Nie wiadomo co lubią?? goście - głodni pożrą wszystko: kotlety drobiowe lub schabowe czy z karczku /belwederskie /; bigos, lazanię lub pyszną, domową pizzę.
Na deser każde ciasto domowe lub wymyślny pucharek dobre. Szybkie: drożdżowe lub wiewiórka czy murzynek. Średnie: sernik na serku 'wiaderkowym /z delicjami polecam/ lub strucla drożdżowa z serem czy owocami.
A najważniejsza i tak będzie herbatka z przegryzką /wytrawną lub słodką/.
Nie wiem jak będzie z tą zabawą,bo syn koleżanki wrócił ze szkoły z wiadomością,że u jednego z uczniów wykryto koronawirusa i cała klasa idzie na kwarantannę. Dziś mają zrobić mu test. Ogólnie to podłamani, bo zaplanowali tę podróż dużo wcześniej i teraz niewiadomo co będzie
Witam :) i przyznaję, ze wstydem", że wczoraj nie przyjęłam kolędy, bo: po 1sze primo nie przypuszczałam, że ktoś zadzwoni do drzwi /przez pandemię/; 2gie to strach przed zarażeniem albo podesłaniem komuś bakcyla /eM ma pracę kontaktową bardzo i może być roznosicielem covidowym, bez objawów/. Miałam kaca moralnego, bo ktoś jednak starał się i wyszedł do ludzi , więc pognałam za kolędnikami, coś podarowałam młodym i Księdzu na otarcie moich łez - już parę lat postnych mają za sobą i pewnie im ciężko bez wsparcia /to biedna parafia, nie to co w wielkich miastach/.
Potem dokończyłam bigos i dzisiaj go zamrożę, do słoja też zapakuję, reszta będzie na obiad - z chlebem lub makaronem. Poza tym wyciskamy soki i bardzo nas to cieszy - więcej witamin, mniej kofeiny czy teiny pochłaniamy. Planujemy też 3cią dawkę szczepionkową - chyba w najbliższym mieście, to już inne województwo, ale skoro nasze opolskie jest zapchane, to wolę podjechać do sąsiadów i szybko, sprawnie załatwić sprawę niż gnać o wiele dalej i czekać godzinami na przyjęcie.
Pozdrawiam i dobry humorek posyłam Co z Almanką?? Mariolanką? i resztą ferajny Odsypiają balety czy zbierają dopiero siły by pląsać całą noc?
Już doczytałam - alman jak zwykle zajęta, odsapnij Kobieto, usiądź i wypij spokojnie co lubisz. Brakuje tu Ciebie, serio.
Cześć porannie. Praca mi się wcześnie dzisiaj obudziła, więc zamiast wolnego, trochę zajęcia.
Ja się zaszczepiłam, bo praca wymagała (w sumie to jej nie dostałam, obecni pracodawcy się nie pytali wcale), bo mieliśmy lecieć do Polski, mój mąż zaszczepiony, ja nie - gdzie byśmy się szukali oraz miałam nie nosić tej cholernej szmaty na pysku. Co uskuteczniam w każdym możliwym momencie, gdy prawo nie nakazuje a ja nie muszę gdzieś być.
Skoro pierwsza dawka nie działa, nie zamierzam brać drugiej, chyba, że okoliczności mnie zmusza - bynajmniej nie jako ochronę, tylko środek przymusu. Nie zamierzam zabijać swojej własnej odporności (bo prawda jest taka, że albo poprzestajemy na odporności własnego organizmu, gdy jesteśmy o niej przekonani albo korzystamy ze wsparcia zewnętrznego- tyle, że to już na całe życie, bo organizm odzwyczaja się od budowania własnej odporności. Obie metody mają takie samo prawdopodobieństwo zachorowania)
Nie szczepie się na grypę, miałam tylko jedną szczepionkę w życiu ze względu na zieloną kartę. I do tej pory byłam ewentualnie raz chora - choć nikt tego nie potwierdzał- tylko raz ledwie się mogłam z łóżka dźwignąć przez kilka dni. Śmiem przypuszczać, że wtedy miałam grypę. I to po miesięcznym uodparnianiu actimelem, gdy odstawiłam na wielkanoc, bo nie było miejsca w lodówce. Powiedziałam nigdy więcej dobrowolnie.
Jeszcze gdyby szczepionka była na całe życie, wtedy byłabym pierwsza w kolejce. Oczywiście żadna szczepionka nie daje pewności, że nie zachorujesz.
W przypadku obecnej, gdy masz tylko pół roku ewentualnej ochrony, gdy mówi się, że dawka przypominająca jest na 5 miesięcy to żadna ochrona. Zachoruję to zachoruje. Jak umrę, znaczy przeżyłam swoje życie.
Nie pcham się w tłumy, nie imprezuję z obcymi, tak samo się nie ściskam. Ale też nie zamierzam żyć w ukryciu, w strachu, bo nie ma żadnej gwarancji na lepszą jakość życia w przyszłości.
Na całe życie to tylko geny mamy, reszta już w rękach 'przyrody.
Chcę zrobić wszystko, by nie trafić do szpitala - teraz jest tragicznie a będzie gorzej. Doszczepię 3cią przypominającą i potem już dam sobie spokój. A strach o własne życie i zdrowie już minął, ja bardzo nie chcę mieć cudzego nieszczęścia na sumieniu.
Unikam zakażenia jak mogę, może przesadnie - wolę przesadzać teraz niż potem zalegać w łóżku tygodniami, zwłaszcza szpitalnym, z odleżynami /bo opieka, pielęgniarki już od dawna nie nadążają/.
Ostatnia wizyta w sklepiku mnie zmroziła: zabrakło słodkości, które zawsze kupowałam, pytam dlaczego?? - bo dostawca /lat 48/ zmarł, przez wirusa. Nie pytałam już, czy był szczepiony czy nie. Koszmar, ból i złość - przecież w 21szym wieku ludzie nie powinni umierać przez takiego wirusa, nawet zmutowanego.
Ekkore, nie bardzo rozumiem Twojej wypowiedzi. W pierwszym zdaniu piszesz, że się zaszczepiłaś, a dalej, że tylko mąż. Więc w końcu zaszczepiłaś się czy nie ? a może tylko jedną dawką, to chyba zupełnie nieskutecznie. Moje drugie pytanie - czy jesteś z wykształcenia lekarzem? może wirusologiem? zakaźnikiem?
W niektórych kwestiach mogłabym się zgodzić z Twoją wypowiedzią, ale się na tym nie znam, więc nie będę się wypowiadać. Póki co mądrzy ludzie, naukowcy, uczeni w temacie twierdzą, że szczepionki działają i trzeba... komuś trzeba wierzyć. Moim zdaniem każdy powinien robić wg własnego rozumu. Ja jestem zaszczepiona dwa razy, stoję przed dylematem co do trzeciej dawki, bo ... też mam wiele wątpliwości, ale też wiem, że nic lepszego nie mam do wyboru, a jestem w grupie trochę zagrożonej. I tak sobie myślę, że wprawdzie w końcu kiedyś trzeba pożegnać ten padół, ale czy musi to być sposób przez uduszenie się???? i druga myśl - przeszłam tak ciężką operację i teraz mam umrzeć przez jakiegoś głupiego wirusa??? Ale to są moje dylematy, nawet głośno o nich nie mówię, by nie sugerować nikomu niczego. Każdy ma rozum swój i wolną wolę.
Są jednak miejsca na ziemi, gdzie jest obowiązek szczepienia. Nie wiem czy oficjalnie wprowadzony, ale np. córka mej koleżanki pracuje w Niemczech, w administracji szpitalnej, od razu musiała się szczepić jeśli chciała pracować. Córka innej pracuje i mieszka w Kanadzie, nakazano też szczepienie, nie chciała, musiała pożegnać się z pracą. Myślę, że osoby pracujące w kontakcie z ludźmi, a zwłaszcza z dziećmi czy chorymi, powinny się szczepić, skoro nic innego nie ma do dyspozycji.
Na marginesie, wkurza mnie, że jakoś nie ma dotąd leku...żadnego, dla chorujących lekko, w domu, a potem mówią, że za późno się chorzy zgłaszają do szpitala...a jak wyglądają teleporady przy stwierdzonym wirusie, to lepiej nie mówić.
Zatem trzymajcie się, nie dajcie się i może jednak szczepcie się jak zalecają, jeśli uznacie to jednak za słuszne.
Napisałam dlaczego się zaszczepiłam. W kolejności myślę zgodnej z priorytetami, dla których to zrobiłam.
I jeżeli nie wyjdzie konieczność, która w jakiś sposób zaważy na decyzji, nie planuję trzeciej dawki. A jeżeli się zdecyduję to będzie to pod przymusem, a nie z wiary, że mnie uchroni.
To co napisałam to tylko moje zdanie, dotyczące mojej osoby. Nie zamierzam nikogo przekonywać do zaniechania szczepienia, nie zamierzam zrywać kontaktu z tymi co nie są zaszczepieni.
Co do szczepienia podstawowego mój mąż zaszczepił się sporo przede mną, to była jego decyzja. Tak samo córka, ona była w pierwszej grupie zaszczepionych, mimo młodego wieku, jej decyzja. I na razie ma najlepszą odporność- przechorowala covid.
Witam. Ekkore, sorry, że tak drążyłam temat w sprawie Twojego szczepienia, to nie ze zwykłej ciekawości czy wścibstwa. Część Twojej wypowiedzi w kwestii samoobrony organizmu przed wirusami czy wręcz zabijania odporności własnej przez szczepionkę bardzo mnie przekonuje. Pomyślałam, że może jesteś specjalistą w temacie wirusów i chorób zakaźnych.
Tak się złożyło, że przeczytałam właśnie, że EMA ostrzega: Kolejne dawki przypominające szczepionki przeciw Covid-19 mogą osłabić reakcję odpornościową - Forsal.pl. /chodzi chyba o czwartą dawkę/.
Poza tym w temacie wypowiedział się prof. Prof. Gut: przeciwciała nie są żadnym wskaźnikiem odporności - /Źródło: Puls Medycyny https://pulsmedycyny.pl/prof-gut-przeciwciala-nie-sa-zadnym-wskaznikiem-odpornosci-1138487. Z artykułu wynika ponadto, że o odporności decyduje pamięć immunologiczna i odporność komórkowa człowieka, ale jednocześnie mówi o szczepieniu: "tylko przygotowuje na taką sytuację, że pozwala zwalczyć wirusa w krótszym czasie bez poważnych konsekwencji. Dość mocno, bo cztero-, pięciokrotnie skraca okres emisji wirusa z organizmu. Bo to nie jest tak, że osoba zaszczepiona i zakażona nigdy nie wydala wirusa, wydala, ale szybciej i znacznie łagodniej".
Pogubiłam się już w tym wszystkim. Sorry, że zamiast o "żarciu" wcinam się z takim tematem. Myślałam, że może posiadasz jakąś wiedzę tajemną i pomożesz zrozumieć te wywody naukowe. Pozdrawiam.
Alman, wiem, że piszesz do Ekkore ale chciałam Ci tylko napisać, że nie jesteś sama w tym "zagubieniu". Wcale Ci się nie dziwię, że wspominasz o tym wszystkim i próbujesz podzielić się refleksjami. Ja tez trochę czytam i staram się racjonalnie podchodzić do tematu, ale...nie da się. Jest tyle sprzecznych informacji, że zwyczajnie człowiek "głupieje". A jeśli chodzi o tematy do Kawiarenki, to właśnie tutaj jest doskonałe miejsce na rozmowy o wszystkim ("Rozmowy wolne i frywolne") tak więc wcale się z niczym "nie wcinasz" i nie powinnaś "sorrować"
Smakosiu, dziękuję za Twój głos, lżej mi, że jeszcze ktoś ma dylematy. Mój wpis w początkowym ujęciu był skierowany do Ekkore dlatego, że ją "zaatakowałam" pytaniami wczoraj, chciałam się ... wytłumaczyć z tego. Ale cała reszta to temat rzucony do wszystkich zainteresowanych, wątpiących itd. Nie wiem kto i co myśli na ten temat. Widzę, że Ty podobnie dużo czytasz i się zastanawiasz. Ja czytam i słucham bardzo dużo. Wokół wszyscy przyjmują trzecią dawkę, w tym mój mąż, a ja... myślę, analizuję, czytam, słucham i ... mam coraz większy mętlik w głowie. Pozdrawiam.
Dziewczyny informacje są takie a nie inne. Sprzeczne. Musimy wybierać takie, które nam pasują do naszej wizji życia, nawet jezeli one będą błędne w perspektywie czasu, bo to nam zapewni spokój, bycie w zgodzie ze sobą. I nie winić nikogo o innych poglądach, każdy podejmuje decyzje i on poniesie konsekwencje tego.
Piątek, piąteczek, piąteluniek Ciesze się, że to koniec tygodnia pracy. Tyle, że ten dzisiejszy dzień nie będzie należał do łatwych - pożegnamy kolegę (o którym Wam wcześniej wspominałam). W głowie szukam miłych rzeczy... Jutro rano w planach spokojny poranek, bez pospiechu, z pyszną kawą i przy gazecie.
Ja nie mam wesołych wieści, moja teściowa w szpitalu, wczoraj miała udar, zafundowała sobie prezent na imieniny. Rokowania nie są dobre, bo choć mówi, jest z nią kontakt, to jest częściowo sparaliżowana, chyba nieodwracalnie, bo była mowa o wózku. Dobrze, że kuzyn męża ma znajomych w szpitalu, to trochę się dowiedział lewymi kanałami- bo przecież do szpitala nie można, bo covid, informacji nie udzielają, bo RODO i każdy może się podszyć.
Ona jest tam sama, bez nikogo, bez telefonu, to musi być okropne.
A my jeszcze na te wakacje jedziemy. Gdyby była możliwość odwiedzin, wysłałabym męża pierwszym dostępnym samolotem, żeby zobaczył matkę, pożegnał się. Bo raczej czarny scenariusz widzę, ona w tym roku 90 lat kończy. Powiedziałam, aby uprzedził w pracy, że ewentualnie może lecieć od razu z Orlando.
Ale może nie. Zaraz będę szukać opcje domów opieki, dla dwojga, tak aby to było małe mieszkanko z opieką stałą.
Przykro mi, ze teściowa jest w szpitalu, jednak to nie oznacza, że nadszedł czas pożegnania. Pisałaś, że ma 90 lat, to mocne i silne pokolenie wbrew pozorom. Trzymam kciuki za szybki powrót do zdrowia
To samo pomyślałam. Moja teściowa w październiku też przeszła udar i dziś jest wszystko dobrze. Trafiła w porę do szpitala,więc to ją w dużej mierze uratowało od ciężkich powikłań. W grudniu skończyła 73 lata.
Współczuję. Taka niepewność osłabia, ale nie trać nadziei - mają teraz dobre leki i mogą wiele naprawić, gdy są podane na czas. Nawet paraliż może cofnąć się po rehabilitacji. Stryj eMa nie mówił po wylewie, a po paru miesiącach ćwiczeń, nauki od podstaw wygłosił piękne przemówienie na ślubie swojego synalka
Dzięki dziewczyny. To bardzo silne pokolenie, ona jest sybiraczka. Nigdy nie była w szpitalu, nigdy nie była chora, poza przeziębieniem. Żadnego przeswietlenia, usg nic. Pytanie jak sobie poradzi z faktem paraliżu w sensie psychicznym, bo to od tego głównie zależy. Mowę i rozumienie tego co się do niej mówi oraz logiczne odpowiadanie na pytania ma zachowane. Oby tylko sił psychicznych starczyło.
Zostawiła o sobie ślad w historii. Na koniec 2020 roku nagrywali z nią program (film) o pobycie na Syberii. Z instytutu Pileckiego, będzie materiałem archiwalnym. To pierwszy raz, gdy opowiadała o pobycie tam. Wcześniej, gdy pytaliśmy to zaczynała płakać, przestaliśmy pytać. Mój mąż nic nie wie o pobycie tam. Jak temat tabu. Sama jestem ciekawa tego materiału, jak będziemy w Polsce, przekopiujemy sobie.
Teściowa dostała pendriva w ostatni weekend. Tyle, że u nich żaden sprzęt telewizyjny nie obsługuje, kuzyn męża miał wrócić teraz w weekend z komputerem. My dostaniemy nagranie zapewne jak się pojawimy.
Mamy tylko zdjęcie listu z podziękowaniami, pewnie trzeba by z Instytutem Pileckiego się kontaktować.
Witam sobotnio słonecznie i radośnie:) bo przestała mnie boleć głowa. Nie obyło się bez tabletki, ale raz na ruski rok można coś łyknąć by uciec od bólu. Wczoraj miałam niezły kocioł a właściwie kanał - zatkany, gdzieś spaprali kanalizację i mamy co parę m-cy awarię. Zgłosiłam ok południa, ok., wyszłam do sklepu - ekipa jakaś już była koło sklepiku, ale nie do nas przyjechali. Do wieczora nikt nie zajrzał, dopiero po mojej wędrówce od drzwi do drzwi i zapytaniom jak u sąsiadów odpływy działają, po kolejnym telefonie /eM z pracy do nich już dzwonił, bo ja miałam dość/ zajechała wielka maszyneria. W parę minut przetkali kanał i woda pięknie spłynęła. Widać brzmię niewiarygodnie, musi facet, facetowi po męsku przemówić do rozumu, bo 'baba się nie zna i głupotki zmyśla /pewnie z nudów /. Ręce opadają, czy w naszym pięknym kraju coś jeszcze działa tak jak powinno, czy już wszystko 'sznurkiem wiążemy?? Nawet już wizja wcześniejszego zejścia powirusowego mi nie straszna, to jak wyzwolenie z błędnego koła, z czyśćca czy innego przed-piekla. Podziwiam ludzi, którzy mieli odwagę, siły by poszukać swojego miejsca w świecie - ja niestety aż tak odważna nie jestem i tkwię tutaj, jak za karę /tylko win swoich nie pamiętam?? może naiwna wiara, że będzie normalnie?/.
Mimo wszystko posyłam nadzieję na poprawę: pogody, humoru i kondycji 2gą kawę sobie daruję, wypiję miętę lub meliskę...
?? znowu podpięło coś nie tak jak powinno - wpis miał być w głównym "nurcie, nie pod Ekko.
Widać poszło porażenie ruchowe, nie 'mózgowe. To chyba dobrze rokuje.
Podziwiam tamto pokolenie, zsyłki, roboty przymusowe, wysiedlenia i inne prześladowania. Tylko oni mogli to przetrzymać, ludzie niezwyciężeni i pełni hartu ducha. Jak czytam, słuchałam też kiedyś opowieści kresowian, to nie mogę powstrzymać łez i dygotania wewnętrznego - ile cierpienia, upodlenia i głodu często musieli znosić. Pozdrawiam, życzę zdrowia Teściowej i dużo siły całej Rodzinie.
Pytanie mam głównie do Alman: Powiedz mi kochana, kiedy najlepiej posiać pomidory? Podobno są to rozmowy wolne i frywolne, wiec chyba każdy temat dobry?
Nadia, jeszcze czas, przynajmniej u nas... poczekaj do marca, z pewnością założę znowu wątek wiosenny...tak gdzieś koło połowy marca... chyba, że masz klimat gorący.... o ile pamiętam, to wysiewać nasiona tak ok. 2 m-cy przed terminem wysadzania. U nas wysadza się do gruntu koło połowy maja, stąd koło połowy marca wysiewa /terminy plus-minus/.
Widzę,że rozgorzała dyskusja na temat szczepień. A ,że jest to temat jak najbardziej na czasie to i ja się dołączę. Otóż przez prawie 20 lat temat szczepień był niemal tematem tabu w naszej rodzinie. A to za sprawą skojarzonej szczepionki 3 w 1. To ''dzięki'' niej mój wtedy półroczny synek dostał zapaści i wylądował na OIOMie a potem na prawie rok w szpitalu. A właściwie wylądowaliśmy,bo przecież byłam cały czas z nim. Automatycznie został zwolniony ze wszystkich szczepień.. nawet przeciwko żółtaczce a czekała go operacja.. Temat szczepień powrócił w zeszłym roku, gdy w szkole do której uczęszcza niejako zażądano ,by go zaszepić przeciwko covid bo inaczej nie będzie mógł do niej chodzić. Nie powiedzieli tego wprost,ale dali mocno do zrozumienia. Podłożyli mi pod nos papiery,że się zgadzam na szczepienie. A ja mówię o nie,ja się nie zgadzam,nie wezmę na siebie takiej odpowiedzialności,chyba ,że neurolog powie inaczej. Po konsultacji nie było wątpliwości,że syn mający taką przeszłość,nie może być w żadnym razie zaszczepiony,ale jest jeden warunek. Ja i reszta rodziny ,żeby go chronić mamy się zaszczepić.. Przez te wszystkie lata miałam już wyrobione zdanie na temat szczepień i z oporem podchodziłam do tego tematu,ale zdrowie mojego syna jest dla mnie wartością najwyższą. Pomyślałam sobie raz kozie śmierć. W dodatku mój kardiolog powiedział,że powinnam się zaszczepić,no i stało się. Z duszą na ramieniu i wszystko było dobrze. Tydzień temu w piątek przyjęłam trzecią dawkę i czuję się dobrze. Ostatnio mój wujek o którym pisałam przyznał,że źle zrobił,że się nie zaszczepił,a teraz łapie każdy oddech. Po tak długim czasie wreszcie przyjęli go do szpitala kardiologiczno-pulmonologicznego,bo wcześniej był na ''normalnym'' oddziale gdzie leczyli go ''tylko'' tlenem. Jedno jest pewne,jak za pierwszym i drugim razem nic Wam nie było podczas szczepienia nie ma obaw co do przyjęcia trzeciej dawki. Najważniejsze jednak by stale budować odporność. Szczepienia wspomagają,ale nie zastępują odporności. Coś o tym wiem..
Miałam się nie wypowiadać ale muszę . Droga Goplano kompletnie się z Tobą nie zgadzam ze jeśli za pierwszym czy drugim razem nic nie było po szczepieniu to za trzecim tez wam nic nie będzie . W piątek byłam na zakupach i kupowałam jajka od zaprzyjaźnionej pani . Zawsze krótko z nią rozmawiam i powiedziała mi ze nie było jej tak długo bo (ostatni raz była przed świetami ) miała aż trzy pogrzeby w rodzinie . Wszystko tak ładnie ostatnio nazywane smierć nagła . Schemat przy wszystkich osobach był identyczny czyli w środę szczepienie a w piątek smierć . Wszystkie te osoby miały właśnie trzecia dawkę a przy dwóch poprzednich nic im nie było i czuli się świetnie . Jakieś dwa miesiące wcześnie przy rozmowach w sklepie usłyszałam o śmierci kolejnych pięciu osób . Tym razem zaraz po drugiej dawcę . Dziwie się ze ludzie chcą ryzykować i sprawdzać po której dawcę się przekręca tym bardziej ze ta szpryca zupełnie nie działa . Wszyscy moi znajomi którzy byli zaszprycowani byli chorzy . Jedni przechodzili łagodnie inni lądowali pod respiratorem . O dziwo tylko jedna rodzina z niezaszczepionych zachorowała . Wszyscy leczyli się w domu czuja się dobrze nie maja skutków ubocznych w przeciwieństwie do tych zaszczepionych . Ta chorobę można leczyć tylko trzeba podać szybko leki a nie czekać ja każą ze jeśli się pogorszy to wzywać karetkę . Jak się pogorszy to najczęściej jest za późno na uratowanie życia . Niestety nasz minister zablokował możliwość leczenia i przepisywania lekarzom leku który skutecznie leczył . Zostało powiedziane ze ludzie maja się szczepić a nie leczyc . Jaki maja w tym celu niech każdy sobie sam odpowie .
Zycze wszystkim zdrowia i by nikt nie musiał dowiedzieć się która dawka będzie dla niego ta ostatnia .
Jeśli tak jest to odwołuję co napisałam. Poparłam tylko swoim przykładem,moich znajomych i mojego lekarza. Nie powiem,byłam pełna obaw co do trzeciej dawki,a to głównie za sprawą mojej kontuzjowanej i usztywnionej nogi. Wiele czytałam o zakrzepicy po szczepieniu,a ja dodatkowo mogłam jej dostać mając nogę w ''gipsie''. Przez to musialam brać serie zastrzyków. One się skończyły i przyszedł termin dawki przypominającej. Biłam się z myślami aż poszłam do lekarza spytać,no i powiedział-proszę się szczepić. I to by było na tyle,czwartej nie przewiduję brać... Pozdrawiam Cię Mariolu i wpadaj tu częściej,bo tak zamilkłaś ostatnio...
Goplano, Mariolu, Dziewczyny. Każdy ma inne doświadczenia, inną wiedzę zdobytą, zasłyszaną i na tym polega dyskusja, by te różne poglądy, spojrzenia, doświadczenia przedstawiać. To co obie napisałyście jest bardzo cenne i pozwala na przemyślenia, na wyciąganie wniosków już przez każdego indywidualnie. Przecież nikt nikomu niczego nie narzuca, nie nakazuje, a takie dzielenie się swoimi odczuciami jest naprawdę wartościową sprawą. Osobiście bardzo Wam dziękuję. Ja lubię analizować, zderzać ze sobą za- i przeciw-. Pojedynczy osobnik nie jest w stanie wszystkiego wiedzieć, wszystko jedno czy wiedza zdobyta przez własne doświadczenia, przeczytana, zasłyszana. Ale ważne, by zdobytą wiedzą się dzielić, inspirować i zachęcać innych do dzielenie się swoimi doświadczenia i wyciągania wniosków. Jak dobrze być z Wami i móc Was posłuchać, jak dobrze Was mieć. Kolorowych snów życzę wszystkim, a Was Dziewczynki szczególnie ściskam. Alicja
Wiem ze napisałaś to z własnych obserwacji dokładnie tak jak ja . Dla pocieszenia dodam ze moi rodzice tez są po trzeciej dawce . Uparli się ze się zaszczepią i co mogłam zrobić przecież są dorośli . Dzięki Bogu czuja się dobrze . Jednak u mamy zaobserwowałam znaczny spadek odporności . Ona nigdy nie chorowała nawet się nie przeziębiała a teraz łapie infekcje po infekcji .
Niestety moja znajoma z netu miała mniej szczęścia i straciła oboje rodziców . Oboje nawet nie zdążyli wyjść z przychodni po zastrzyku .
To prawda nie odzywam się ostatnio ale mówiąc szczerze to dobija mnie ta cała sytuacja w kraju i na świecie . Dodatkowo mój kręgosłup odmawia posłuszeństwa . Mam dni ze czuje się lepiej ale są takie ze biorę leki i idę spać bo nie mogę siedzieć , stać ani leżeć bo ból mi na to nie pozwala . Dla oderwania myśli ostatnio dużo dokształcam się w uprawie roślin ( kwiatów i warzyw ) . Mam spore plany a co mi wyjdzie czas pokaże i czy kręgosłup pozwoli nie wiem . Zakupiłam sobie już nasionka a niektóre dostałam od przemiłych osób z netu . Mam ponad 30 odmian pomidorów . Mam białe , żółte , pomarańczowe , fioletowe , czarne , pasiaste , zielone i oczywiście czerwone . Małe i duże , wyskorosnące i karły . Wiem ze to dużo ale niektóre wysieje tylko po jednym krzaczku tak dla spróbowania innych po dwa trzy . Część będzie w tunelu który tez przerobię w tym roku a pozostałe będą w donicach . Mam tez inne egzotyczne warzywa jak białe ogórki , rodzynek brazylijski i arbuzy i buraki liściowe czy fioletowa fasolkę szparagowa . Teraz jak na to patrzę to nie wiem czy to wszystko wcisnę w moim małym warzywniku ale muszę jakoś zabić myśli . Już nie mogę doczekać się wysiewów a potem zbiorów . Tylko te myśle jakoś mnie trzymają w pionie . Wiec zbieram potrzebne materiały , uzupełniam wiedzę i odliczam dni do wiosny . Liczę tez ze Alman otworzy wątek ogrodniczy i znajdzie się jeszcze ktoś komu odbiła palma tak jak mnie .
Współczuję Ci z powodu kręgosłupa,to musi być bardzo bolesne. Od kiedy zjechałam ze schodów nie mogę pozbyć się bólu w okolicy kości ogonowej,a co dopiero caly kręgosłup. Ani normalnie spać,ani chodzić czy pracować. Dobrze,że masz tą pasję ogrodniczą i ona Cię napędza. Wiem coś o tym,bo ja tak mam z zamiłowaniem do kuchni. To moja odskocznia od problemów ,no i przy okazji uraczę podniebienia domowników Na marginesie jestem pod wrażeniem ile jest odmian pomidorów ,ogórków i że masz tak ogromną wiedzę. Może założysz kiedyś szkółkę?
No ja podobnie jak Ty, to ostatnio tylko o wysiewie pomidorów myślałam, ale w końcu niezawodna Alman powiedziała, ze jeszcze czas na wysiew, wiec trochę zastopowałam :)
Witam sobotnio Dobrze być rano w domu. Obudziłam się spokojna, wyspana i z dobrym nastawieniem. Wczorajszy dzionek był tak przepełniony emocjami, że zasnęłam już o godz. 20.15 Spałam ponad 10 godzin. Jak na mnie to naprawdę bardzo długo. Ale widać tego potrzebowałam. Cieszę się, że poruszamy w Kawiarence różne tematy i m.in. te dotyczące szczepień. Trzeba rozmawiać i trzeba się dzielić refleksjami i wątpliwościami, bo takie są czasy i to w nas wszystkich urasta czasami do absurdalnych rozmiarów. Dobrze jest poczytać o doświadczeniach innych osób, które w efekcie mogą być czasami pomocne w podejmowaniu kolejnych decyzji. A skoro o tym mowa, to czytałam przed chwilą artykuł w tym temacie. Ciekawy i chyba wart przemyślenia https://forsal.pl/lifestyle/zdrowie/artykuly/8331843,ema-kolejne-dawki-przypominajace-szczepionki-przeciw-covid-19-moga-oslabic-odpornosc.html?fbclid=IwAR2K92wmHvKpqYMtivcF8w1w3fu1YUN7uQ4IJ0xZxawgjbtD3nnEUAsaCKI
Za oknem szaro a na termometrze dwa stopnie na plusie. Nigdzie nie wychodzę, bo mi się nie chce. Na jutro zaplanowałam farbowanie włosów. Ależ one szybko rosną. Muszę ogarnąć te odrosty
Póki co czas na herbatę z cytryną, pomarańczą i sikiem malinowym.
Witam. U mnie dzień słoneczny, powinnam mieć lepszy nastrój, ale nie mam... jakaś humarzasta jestem czy co? a niby nie, tak mi się wydaje, ale może tylko mi się wydaje? Smakosiu, to samo czytałam i o tym pisałam gdzieś tam wyżej. I przekonuje mnie, że najważniejszy dystans i maseczki, a reszta to już w rękach naszej pamięci immunologicznej i odporności komórkowej własnej. No, jeszcze jak trochę poczytam wypowiedzi różnych mądrych ludzi to zdobędę następną specjalizację, bo dwie, a nawet trzy już mam /hihihi/ czyli kardiologia, kardiochirurgia i endokrynologia... ta od tarczycy. Tak czy siak moim skromnym zdaniem szczepić się trzeba by pobudzić nasz rozleniwiony czasem układ immunologiczny, ale czy "szturchać" go co kilka m-cy by brał się do roboty to już nie wiem.
Mnie by się przydała jakaś szczepionka do pobudzenia mnie do działania, bo jakaś taka rozleniwiona jestem, że aż momentami mnie to przeraża. Dziś miałam piec chleb, a przy okazji może szarlotkę. Jabłka już nawet nabyłam...ale odezwał się mój leń osobisty i z chleba zrezygnowałam /może czas na odchudzanie?/, jabłka zaczęłam zjadać /witaminy przecież wiosną niezbędne, a jak donoszą, zimy już nie będzie, czyli wiosna panowie i panie/,, no ale żeby nie było tak zupełnie dietetycznie wyciągnęła kawałek zamrożonego drożdżowego makowca /po rozmrożeniu smakuje jak świeżo upieczony/, a na obiad będą kotlety curry wg Goplany.
Almanka znowu się rozgadała... rozpisała... Już kończę to zanudzanie, miłej soboty życzę i uważajcie na wirusy.
I bardzo dobrze,że się Almanka rozgadała,po to ta kawiarenka tu jest Wpadaj jak najczęściej i pisz co Ci w duszy gra No i daj znać jak smakowały Ci kotlety
Witam niedzielnie Słonko od raniuśka nam świeci, lekki mróz polukrował dachy i krzaki - jest pięknie. U nas akcja po-awaryjna i bałaganu pełno /w piwnicy/, nerwów też nie brak.
Obiad chyba zwykły, schabowy duszony z ryżem lub ciecierzycą słoiczkową?? Zależy ile czasu zajmie odgruzowanie piwnicznej pralni, po zatkaniu odpływu.
Czytam, śledzę i mam coraz mniejszą ochotę na 3cią dawkę szczepień. Zakrzepy, nagłe zejścia i ogólny mętlik wokół. Mamy czas, nam 5 mies. minęło, dopiero w lutym możemy stanąć w kolejce po dawkę przypominającą. Poproszę tylko by podali mi tą samą, pfizera. Co ma być, to będzie. Boję się zakrzepów więc nawadniam, wręcz pompuję w siebie płyny: wodę, soki, barszczyk. Ograniczam kawę, czarną herbatę. Mam nadzieję, że będzie ok.
Dziękuję Wam za wszystkie opinie, warto poczytać i znać wady systemu by w miarę możliwości uniknąć groźnych powikłań. Trzymajmy się zdrowo i rozsądnie, nie jest łatwo znaleźć dobre rozwiązanie, radę dla każdego. Na kim polegać?, chyba na swojej intuicji i w razie wątpliwości szukać, czytać i dzwonić do poradni, lekarza rodzinnego.
Pozdrawiam i dziękuję za Wasze zaangażowanie, czas i dobre intencje.
Witam w niedzielę. Leje i wieje. Trochę nam krzyżuje plany na dzisiaj, ale pozwala na poranne lenistwo. Czyli źle nie jest. Śniadanie z domu (kabanosy i ser), kawa (mam ekspres turystyczny, który zabieram ze sobą wszędzie) zaliczone.
U nas też wieje, jak nad morzem w czasie sztormu. Źle to znoszę, rano miałam pobudkę bo jakieś deski z hukiem spadły na podłogę, teraz zawodzi wicher aż ciary przechodzą po plecach. Strach z domu wyjść, by coś na łeb nie spadło - konary czy nawet i całe drzewo /jak kiedyś: zdrowe, młode i z grubym konarem - akacja szczepiona czyli kulista/.
Witajcie ,wracając do naszej dyskusji to przypominały mi się cytaty znanych ludzi
Łatwiej jest oszukać ludzi, niż przekonać ich, że zostali oszukani" ~Mark Twain
Kłamstwo obiegnie dookoła połowę świata zanim prawda zdąży włożyć buty. Mark Twain
Są trzy rodzaje kłamstw: kłamstwa, bezczelne kłamstwa i statystyki.
Mark Twain Ważne jest by nigdy nie przestać pytać. Ciekawość nie istnieje bez przyczyny.”
Głupotą jest ciągle robić to samo i oczekiwać za każdym razem innego wyniku.” Alber Einstein
I na koniec najważniejsze :Auschwitz nie spadło z nieba
pod tym tytułem możemy znaleść w sieci wypowiedz pana który to przeżył i opowiada jak to się zaczęło . Jak tego słuchałam to miałam wrażenie powrotu do przeszłości może jeszcze nie u nas w kraju ale już w innych częściach Europy niestety tak .
Witam. Pogoda dziś u mnie taka sobie... wprawdzie nie pada, jest lekki mrozik, ale słońce się gdzie ukryło i od razu jest jakoś smutno.
Dziś na obiad zaserwowałam kotlet drobiowy CURRY wg Goplany, smakował mi bardzo, ale też lubię curry jako takie. Opinię i zdjęcie wstawiłam pod przepisem.
Ja już mogłabym się szczepić trzecią dawką, ale na razie rozmyślam, analizuję, przyczajona czekam do końca stycznia, wtedy minie 9 m-cy od drugiej dawki. W swoich rozmyślaniach nie posuwam się aż tak daleko, że mogę umrzeć, że to nie wiadomo co wstrzykują, bo...chyba nasi polscy lekarze nie gadaliby głupot i nie kazali się szczepić innym, sami by się nie szczepili, nie szczepili swoich dzieci itp. Wolę mieć zaufanie do nich niż np. ...jakiegoś krzykacza, samozwańczego znawcy /przykłady z dyskusji choćby sejmowych znane/. Mój dylemat to czy ta szczepionka nie niszczy mojej odporności osobistej, nie rozleniwia jej, i nie podoba mi się ta zmieniająca się częstotliwość podawania. I jeśli podejmę decyzję, że trzeciej dawki nie przyjmę, to będzie oznaczać, że zaufałam swoim komórkom i liczę, że są tak waleczne jak ja!!! No to się pomądrzyłam, ale traktujcie to tylko jako jeszcze jeden głos w dyskusji /a może drugi? bo już chyba jakieś wynurzenia w temacie z mojej strony były kilka dni temu/.
Miłej niedzieli życzę. Trzymajcie się zdrowo i niech Was się wirusy nie chwytają.
Alman wydaje mi się ze nastawienie pozytywne ma większy wpływ na to czy przeżyjemy czy nie . Niestety bardzo dużo zależy od naszej głowy i to w każdej chorobie nie tylko tej . Pamietam ten wywiad ze staruszka z Włoch która miała 103 lata i wyzdrowiała po COVID . Oni jej nie leczyli tylko podawali kroplówki nawadniające i na gorączkę . Powiedziała ze trzeba mieć silna wole i chcieć wyzdrowieć . Po tygodniu otworzyła oczy i zapytała dlaczego jej nie dali jeść bo ona jest głodna .
Jak to mówili mimo wysiłku medycyny pacjent przeżył .
A wracając do tematu ogrodu uprawiał ktoś imbir . Ja mam taki który mi wybił już kiełki i tak sobie poczytałam i chyba go wsadzę teraz do donicy a potem w lato przesadzę do ogrodu . Zobaczymy co z tego urośnie bo i tak jak nic nie zrobię to pewnie wywalę go .
Nadiu dzięki za filmiki już kiedyś widziałam tego pana . Ja jednak nie brała bym przykładu z tego pana . Ja czytałam tak jak już pisałam ostatnio sporo i teraz wiem ze ten pan to nie ma zbyt dużej wiedzy w tym temacie niestety . Imbir sadzi się właśnie tak zimą do donic w mieszkaniu a latem przenosi do ogrodu w nasłonecznione i ciepłe miejsce lub do tunelu i tam ma szanse urosnąć . Żyjemy w kraju gdzie okres wegetacji jest dość krótki a imbir rośnie długo i powoli .
Mam podobne 'myśli, natręctwa historyczne. Statystyka to kłamstwo, nawet przestępstwo usankcjonowane naszym kulawym prawem. "Pewien statystyk utonął w rzece, która miała statystycznie, średnio, głębokość 1/2 m.
By przetrwać ten czas pandemiczny, w lutym pojadę po 3cią dawkę, ale potem już dam sobie spokój. Zadbam o własną odporność, w końcu zawsze mnie ratowała, a bywały grypy ciężkie i przewlekłe. Raz musiałam nawet kupić specjalny preparat, wtedy za ciężkie pieniądze, bo sprowadzany z usa, dopiero po tej kuracji /herbalife'm/ odzyskałam dawną kondycję. Dowiedziałam się o nim z ulotki, poszłam na spotkanie i zamówiłam. Później namówiłam znajomą, po ciężkiej operacji i jej też pomogło.
Witam w nowym tygodniu Trochę postraszyli silnymi wiatrami i deszczem od godz. 7-ej więc dziś wyszłam wcześniej do pracy żeby mnie nie porwało No ale nie da się zaprzeczyć - już teraz dmucha ostro. Weekend zleciał jak zawsze stanowczo za szybko. Wczoraj zaplanowałam sobie, że o 14-ej na spokojnie pouczę się angielskiego, bo miałam teraz długa przerwę. No i co? Dokładnie wtedy zadzwonił pierwszy telefon a potem trzy kolejne. Każdemu się wydaje, że jest jedyną osobą, która potrzebuje porozmawiać więc trzy godzinki "pękły". Potem szybko trzeba było coś zjeść, bo obiad czekał i zabrałam się za farbowanie odrostów. Ja nie wiem kiedy ten dzień zleciał - prawie nic nie zrobiłam Wy też tak macie? Ciekawe co przyniesie ten tydzień? Oby tylko dobre rzeczy. Zostawiam gorąca herbatę
Ja to mam 'zawieszanie /jak komputer w bezwładzie/ często i długotrwałe. Dni uciekają jak spłoszone koniki, wieczorkiem zasypiam przed ekranem tivi a plany ledwo zaczęte. Coraz mniej piekę, gotuję ekspresowo /nawet trudno to nazwać gotowaniem/, byle nikt głodny nie chodził. Nauka teraz już nie dla mnie, obym sobie utrwaliła to, co już zakodowałam. Nawet szkolną gramatykę muszę odkurzać, bo gdzieś ulatuje daleko, dalekooo i nie mogę jej znaleźć w głowie.
Co przyniesie tydzień?? jak w życiu - wszystkiego po troszkę. Ja z optymistki, naiwnej i ufnej przeobrażam się w ostrożną realistkę. Zawsze po cichu liczę na cud/fuks losowy, ale nie oczekuję zbyt wiele.
Dzisiaj wstalam, zanim zaczął pojawiać się świt i zobaczyłam na niebie piękny świecący księżyc, w końcu jutro pełnia:), Ale księżyc zachodził, dokładnie w tym miejscu, gdzie słońce zachodzi. Fajnie tak nieraz popatrzeć na takie cudo :) Podobno jak się przyjrzysz księżycowi, to odbija wszystkie kontynenty, nie tylko te, które znamy, ale te, których nie znamy :)
A teraz przepis na paczkowe bułeczki, może się komuś przyda :)
Dziękuję, ja już mam swoje ulubione żarłokowe przepisy pączkowe /miszka, bahus/, ale i ten poczytam.
"Bułeczki pączkowe. To jak nazwiemy frytki pieczone w piekarniku?? Może "ziemniaczki frytkowe lub "krajanka ziemniaczana z pieca?
Skoro pączki muszą być smażone /bo pieczone to już bułeczki, nawet gdy mają skład i kształt pączkowy/, to i frytki, nawet placki ziemniaczane też, albo tym bardziej. A chrust, faworki czy oponki??
I tak oto nowy tydzień przyniósł nowy dylemat. Na czasie, bo pączkowanie już tuż, tużżżż.
Foto /chyba Basi/ ze smażonymi?? mieloniakami w centrum uwagi:
Witam , nie uwierzycie ale u mnie właśnie jest burza . Taka prawdziwa z grzmotami i błyskawicami tylko zamiast deszczu śnieg . Jest taka zawierucha ze świata nie widać a w domu zrobiło się tak ciemno jak w nocy . Mówiąc szczerze to ja sobie nie przypominam burzy w środku zimy lato to co innego .
Smakosiu moje odrosty tez wołają o farbę tylko przez ten kręgosłup jakoś nie mogę się zmobilizować . Tłumacze sobie ze przecież i tak jest zimno i nosze czapkę to nikt nie widzi . Niestety tylko jakoś w lustro ostatni coraz mniej chętnie patrzę . A może powinnam do lustra tez zakładać czapkę .
kusicie paczkami a ja powiem ze tez ostatnio coraz częściej o nich myśle . Niestety jak pomyśle ile roboty jest przy nich to mi się odechciewa . W pierwszej kolejności to i tak muszę upiec sernik bo mam ser w lodowce i termin mu niedługo upływa .
Ok lecę pomyśleć co by to na obiad zrobić . Ostatnio jakoś nie chętnie spędzam czas w kuchni . Najczęściej gotuje coś na szybko a jeszcze lepiej to jedną potrawę na kilka dni .
Witam. U mnie leje i wieje strasznie. Koniec świata czy co? Widzę, że epidemia lenistwa zatacza coraz szersze kręgi. Ja też kuchnię omijam szerokim łukiem, wolę zjeść co nieco i nie gotować, nawet piec mi się nie chce, a to było dotąd moje ulubione zajęcie. Mam nadzieję, że może to minie???
Mariola, z wielką ciekawością przeczytałam o Twoich planach ogrodniczych. Powiem Ci, że ja kiedyś miałam podobnie /kiedyś, bo od 2 lat i to mi przeszło/, Lubiłam planować różności ogrodowe i już gdzieś od stycznia moja głowa, moje myśli, przeżywały wiosnę. To napędzało mnie do wszystkiego. Powiem więcej, kiedy miałam jakieś zgryzoty, chcąc od nich uciec, szczególnie w nocy, "udawałam się" w myślach na działkę i tak planowałam, robiłam porządki, grządki, siałam, sadziłam, przesadzałam, zmieniałam różne rzeczy...To pozwalało mi jakby przenosić się z przykrej rzeczywistości do ...raju, jakim był kwitnący ogród. Teraz już tego nie robię, bo jakoś mi się to nie udaje, nie chce mi się, sama nie wiem.... A wracając do Twoich planów i szerokiego asortymentu.... toż to prawdziwa ogrodniczka będzie z Ciebie, aż zazdroszczę. Mam nadzieję, że będziesz się dzielić sukcesami, choć tyle się pocieszę razem z Tobą.
Idę szukać jakiegoś natchnienia do czegokolwiek, a Wy trzymajcie się zdrowo.
Witam. Ciągniemy to nasze zimno za sobą, wszędzie będzie tylko 15-18 stopni w dzień. Na Florydzie! Dopiero w czwartek cieplej, wtedy pojedziemy na gorące źródła mineralne. Piszecie o farbowaniu włosów. Ja już nie pamiętam kiedy, ale to było niewiele razy w życiu, nigdy nie byłam zadowolona z efektu. Rude włosy są ciężkie do farbowania, nie zmieniają koloru albo inaczej przyjmują farbę. Od lat tracę ognistosc koloru, robię się coraz bardziej blond. Teraz jak przybywa siwych, które też są inne, bardziej ciepłe w odcieniu, tylko po sztywności wiem, że to siwy a nie blond, włosy jaśnieją od słońca to coraz bliżej mi do blondynki niż rudej. W każdym razie takich pasemek to żaden fryzjer nie zrobi.
Sprawdzaliśmy loty do Polski, gdyby był mus lecieć, na już są tylko takie na 35+ godzin, pierwszy "normalny" dopiero na 5 lutego. Na już nie ma szansy - przez te przepisy o testowaniu, ważne tylko 24 godziny, nie zmieści się w czasie. A jak nie ma punktu testowania to jeszcze na kwarantanne wyląduje. Cieszę się, że mąż był w sierpniu, widział jeszcze mamę.
1sze 'naleśniki spalone, ale 2gie prawie, praaawie Na wszelki wypadek zakupię odpowiednie akcesoria - nigdy nie wiadomo jak i kiedy mnie zechcą 'załatwić...
Normalnie horror w biały dzień. U nas też przeszła prawdziwa śnieżna burza z piorunami i błyskawicami. Niebo poczarniało i tak potwornie wichrzyło śnieżycą,że ledwo było cokolwiek widać. Dla pewności wyłączyłam główne zasilanie,bo a nuż by piorun walnął...wolę nawet nie mysleć. Różne rzeczy widziałam,ale nie burzę w środku zimy. W parę chwil nasypało tyle śniegu,że można na sankach jeździć.
Z obiadem niewiele kombinowałam. Zrobiłam barszczyk czerwony na rosole z uszkami grzybowymi i racuchy z dżemem truskawkowym. Teraz dopiero piję kawę,bo nie było kiedy.
Jeśli chodzi o włosy,to w piątek się wybieram na 10:00 do fryzjera. Jutro zaś jadę do ortopedy i tak czas szybko leci.Już po połowie stycznia..
U nas tylko grzmiało, ale też wyłączyłam większe 'odbiorniki prądu, potem i nas odłączali parę razy. Na szczęście przerwy w dostawie prądu nie były długie. Leciał z nieba i deszcz i drobne kryształki gradu, trochę śniegu. Szybko wszystko stopniało i pod wieczór wicher ucichł, można było spokojnie odsapnąć w ciepełku.
I już wtorek :) na szczęście normalny, mroźny ale spokojny, bez szału wichrowego i nawałnic. Czas pomyśleć o obiedzie, może nawet pieczeniu. Też ser mam w lodówce, małe wiadro, będzie 1/2 porcji.
Witam. Wczoraj po południu i do mnie przyszła ta nawałnica, Zrobiło się ciemno, wiało, ale to już wcześniej, a do tego sypało śniegiem, a śnieg leciał w poprzek, dużo śniegu, ściana śniegu. Wyglądało to strasznie, ale nie grzmiało. Dziś biało, ale spokojnie. Podobno "okienko pogodowe" do środy, od czwartku znowu zmiana.
Dziś słoneczny dzień. Spoglądam sobie na niebo i autentycznie nie mogę się napatrzeć na ten błękit. Z automatu zaczynam myśleć o wiośnie. Wiem, że to jeszcze trochę czasu, ale sama myśl o tej porze roku sprawia mi taką przyjemność, że nie mogę sobie odpuścić
Wczoraj usłyszałam komunikat, że już w tym miesiącu ma być dostępna nowa szczepionka. Ta jest produktem starej, sprawdzonej generacji czyli jest to szczepionka białkowa - Novavax. Kiedyś słyszałam opinie w tym temacie i wówczas pomyślałam sobie, że gdybym jakiś czas temu miała możliwość wyboru tego produktu, to z pewnością bym to zrobiła. Kto jeszcze planuje szczepienie, to myślę, że warto się zastanowić nad tą szczepionką. A skoro jestem w tym temacie, to kolega podesłał mi dzisiaj screen ze strony Ministerstwa Zdrowia. Spróbuje go wkleić dla Was ale nie jestem pewna czy to będzie czytelne. Jest to tabela pokazująca zachorowania w okresie od 4 do 10 stycznia. Jedna z rubryk mówi o tym ile na tę ilość zachorować przypada osób zaszczepionych i niezaszczepionych. No i tutaj szok Sami zobaczcie
No szoook. Gdyby dodali rubrykę zgonów z podziałem na podgrupy jak wyżej, to też pewnie byłby szok. Ja 3cie szczepienie przyjmę - chcę zrobić wszystko by podwyższyć swoje szanse na łagodniejsze odchorowanie ewentualnego zakażenia. A u nas w domu zegar covidowy 'tyka głośno, eM zwozi do domku sporo pasażerów na gapę - nie raz czy 2a poczęstował i mnie /nawet izolatki nie pomogły/. Wolę podmuchać na zimne, niż obwiniać potem anty-szczepionkowców czy jego. Dzisiaj czytałam o czeskiej artystce /57 lat/ dobrowolnie zakażonej, niezaszczepionej, która po tygodniu myślała że jest ozdrowieńcem, ale... wirus postanowił inaczej /udusił ją w ciągu 10ciu minut/. (***) amen. I z tą wieścią zostawiam Was - warto przemyśleć wyzwania, jakie rzucamy naturze. ONA zwykle wygrywa.
"Obyśmy byli zdrowi, zwłaszcza na u m y ś l e...' Olga Lipińska i jej Kabaret
Hej! Wczoraj był dzień dojazdowy, zdjęć za wielu nie ma, to tylko tu Wam pokaże "wieloryba". Pozostałości po okręcie podwodnym, kiosk zamocowany na betonowej podstawie "okrętu podwodnego" Dekoracja przed wejściem do bazy marins. I Bentley, który dojechał na wakacje. Dziś będzie się plazowal. A my jedziemy do Muzeum Daliego, bilety kupione. I może plaża na powrocie.
Witam środowo Co by tu...hm... Nic ciekawego się nie dzieje. Odwiedziłam wczoraj rodziców więc dzionek szybko zleciał. Wszystko dookoła jakby spowolniło. Gotowania nie planuję, bo ostatnio jakoś nie udaje mi się wyjeść z lodówki tego, co wcześniej przygotowałam. Póki co herbata z sokiem i cytryna a potem trzeba zabrać się za pracę. Trzymajcie się zdrowo
Witam:) i pytam: gdzie jesteście ?? co porabiacie czyli co gotujecie, pieczecie? My plany ciastowe snujemy, eM chce do pracy wymyślić ciasto pomarańczowo-chałwowe a ja nawet nie wiem jak zabrać się za nie. Jabłkowo-chałwowe miałam obcykane, ale co począć z wytłoczynami pomarańczowymi to nie wiem. Czy upiec jak ciasto marchewkowe czy wysmażyć pulpę i tym dżemem wysmarować biszkopt? Łatwiej chyba będzie smażyć, na koniec wsypać galaretkę albo kisiel. Posiwieję do reszty przez te wymysły, a jak wyjdzie glut niezjadliwy?? Już miałam nadzieję, że sernik lub zwykłe biszkoptowe owocowe z galaretką starczy. Indyk myślał ... To do dzieła, sporo przede mną zadań, dobrze że mój daluniowy budzik mnie wyciągnął wcześniej, to może wykonam plan na dziś.
Smosiu, po pierwsze to "wymyślny" ten Twój eM, a po drugie za mało informacji rzuciłaś... to ma być ciasto pomarańczowe a chałwową masą? czy zwykły biszkopt a masa chałwowa i pomarańczowa?
Ciasto i masy dowolnie pomieszane, ale: - z chałwy musi być masa /ciasta sezamowego już nigdy nie upiekę, bo kiedyś próbowałam i było niezjadliwe nawet dla mnie i domowego chałwożercy/; - pomarańczowe może być ciasto lub masa, albo 1no i 2gie. Ciasto pomar. może wyjść ciężkie, chyba. Może połączyć je /pomarańczki/ z lekką mąką albo zmielonymi biszkoptami, lub orzechami + proszek /bo soda jest zbyt 'ostra w smaku/, podpiec i potem posmarować masą chałwową /ucieraną lub gotowaną/. Wykończenie to już zabawa: czekowiśnia zawsze dobra albo tym razem czeko-pomarańczka, lub frużelina. Takie tam luźne pomysły, co z nich wyjdzie zobaczymy. Mam trochę czasu, w razie wpadki: znam dobrą cukiernię z wymyślnymi ciastami, będzie drożej ale pysznie.
Co myślisz o moich kombinacjach?? Dziękuję za wszelkie podpowiedzi.
Witam porannie. Kolejny chłodny poranek. Nie wiem czy zdecyduję się na kawę na zewnątrz. Ale dzisiaj jedziemy w stronę ciepła, do Neapolu (Naples), tam ma być 27 stopni. Pytanie co z wiatrem. W planach trzy muzea, które tam są, zobaczymy czy nam się będzie chciało. A jutro moczenie tyłka w źródłach mineralnych
Wczoraj przeżyliśmy ogromny stres. Chcieliśmy zapisać się na testy, a tu nigdzie nie ma, wszystko już porezerwowane. Jak sprawdzałam w domu to było za wcześnie, nie mieli jeszcze terminów, potem w związku z teściową zapomniało mi się. Statkowy test płatny, życzą sobie 100 dolarów za osobę. Pogięło ich. W końcu znaleźliśmy, gdzieś w innej miejscowości. Trochę burzy to nam plan na cały dzień, który może okazać się tylko przejazdem (a tego nie lubię). A może nie. Będzie co ma być.
Jak pisałam ,tak wczoraj byłam u ortopedy. Wyczekałam się 4 godziny,a w gabinecie byłam raptem 3 minuty. Dr mi nawet nogi nie obejrzał. Zapytał tylko czy boli,a ja mówię,że jeszcze pobolewa. A on zaś na to,że ma prawo boleć i ,żeby ją moczyć w soli,ćwiczyć i smarować maścią. I tyle się dowiedziałam,jakbym o tym nie wiedziała... Humor poprawiłam sobie u Taty,który mieszka nieopodal poradni. Zaprosił na obiad,jeszcze do domu dał,abym nie musiała się przejmować gotowaniem,więc w sumie końcówka dnia upłynęła w miarę fajnie. W miarę,bo późnym wieczorem dowiedziałam się,że synek mojego brata jest na kwarantannie,bo troje dzieci z jego klasy mają covid. No i okazało się,że mój chrześniak zagorączkował prawie na 39 stopni i skarży się na ból gardła. Jutro robią testy. Także wieści nie zaciekawe.
Na obiad dziś robię zalewajkę i kaszę ze skwarkami. Dawno nie było. Na dworze mrozik,więc takie proste jadło o tej porze roku smakuje najlepiej. Przynajmniej nam Na deser zrobię pączki angielskie,szybko i smacznie.
Trzymam kciuki za lekki przebieg, gdyby się trafiło. Dzieci zazwyczaj lekko przechodzą, choć wcale to nie musi być regula. Zresztą tak jak z wiatrówką, u dzieci to tylko problem z drapaniem, u dorosłych już poważne schorzenie.
Ja sobie siedzę na zewnątrz, na osiatkowanym patio, nic gryźć mnie nie będzie, słońce zaczyna malować niebo na różowo, a ja śniadanie, kawa, opatulona w koc i poncho. Ale już się cieszę na moje własne patio, będzie gdzieś w marcu gotowe. Każda kawa weekendowa będzie na zewnątrz już. Bez względu na porę roku, no chyba, że przymrozi.
Jakoś tak cicho. W kawiarence pustki,chyba trzeba zamiast tylko kawy czy herbaty dorzucić jakieś dobre cappuccino i coś słodkiego. W końcu karnawał Pączki ,faworki,chrusty,róże karnawałowe itd. Robiłyście już coś z tych rzeczy,a może coś innego? Smosiu jak tam ciasto chałwowo-pomarańczowe dla Pana eM?
Chętnie spróbowałabym tego cudeńka. A podejrzewam,ze wyszło pysznie. W końcu kto jest najlepszym ''wymyślaczem'' przepisów?
Podeślij do kawiarenki ja narazie nic nie mam,ale za to mam ciasto francuskie i chyba coś z niego wymodzę. Na obiad kasza. Doskonale oczyszcza ''przewody'' i jaka smaczna
Witam , wiatr , śnieg i ogólna zawierucha . Miałam umyć dzis schody na zewnątrz bo koty tak zadeptały ze nie widzę już koloru płytek ale jak patrzę za okno to chyba jednak to przełożę na lesze czasy .
Mały od dwóch dni siedzi w domu bo miał lekki stan podgorączkowy i nic poza tym. U niego w klasie dwoje dzieci jest na kwarantannie .Mnie od wczoraj drapie w gardle wiec psikam tym okropnym sprejem i już wiedzę poprawę .
Na obiad ma być kurczak w białym sosie z moich przepisów . Może jak się zmobilizuje to potem usmażeniu oponki serowe Mamy Różyczki. No i ciagle mam ten ser na sernik ale muszę dokupić herbatniki na spod a przy tej pogodzie to nie chce mi się wychodzić .
Kupiłam sobie wczoraj ekologiczny poradnik księżycowy i czytam . Mam zamiar w tym roku robić zgodnie z fazami księżyca . Nie będę sprzeciwiać się naturze . Nawet przetwory można robić w konkretne dni . Teraz sobie tak myśle ze chyba coś w tym jest . Jak robię ogórki kwaszone co roku to czasami cześć mi się psuje . Zawsze myślałam ze kupiłam złe ogórki ale w tamtym roku miałam swoje ekologiczne i to samo . Teraz sobie tak myśle ze to może być spowodowane ze kiszonki robiłam w dni w których nie powinno się tego robić .
ok idę zrobić kawę i spryskać moje biedne gardło .
Mariola zrób mieszankę wody utlenionej z wodą 1:4. Ja leję na oko i uzupełniam letnią wodą. I gulgaj ile razy czujesz, że drapie. Mnie zazwyczaj rano i wieczorem wystarcza Pomaga w ciągu dwóch trzech dni. Jak czujesz pienienie u lekkie szczypanie na języku, znaczy jest infekcja (tak jakbyś na ranę lała), jak nic, gardło zdrowe. Potem wypłucz usta zwykłą wodą. Zawsze działa. Ja nie miałam antybiotyku już kilka lat, odkąd przestał działać ten na zatoki. I czasami infekcja nie zdąży się rozwinąć, po dwóch plukaniach spokój. I gdyby nie problem z zatokami, pewnie bym nie spróbowała, biorąc kolejny antybiotyk, bo angina.
Nie wolno dzieciom, mogłyby by połknąć a to bardziej niż niewskazane.
Witam. U mnie po cichutku przyszła zima. Nie zaglądałam przez okno i nawet nie widziałam jaka zadyma za oknem. Teraz już jednak coś stuka po parapecie, chyba się topi i kapie.
Dziś na obiad zjadam resztę pierogów z kaszanką i popijam barszczykiem czerwonym, właśnie zakisiły mi się buraki, więc mam zakwas w zasięgu ręki. A pierogi z kaszanką... robił ktoś? Mój syn kiedyś posmakował je gdzieś i tak o nich opowiadał, że postanowiłam zrobić. W pierwszym dniu takie świeżo ugotowane niezbyt mi smakowały, ale wczoraj odsmażone były już bardzo dobre. Mój M francuski piesek i czegoś takiego jak kaszanka nie je, więc będę dziś mieć jeszcze obiad sama.
Niczego nie smażę i nie planuję. W ub. tygodniu planowałam szarlotkę, ale skończyło się na planach, a jabłka zakupione zjadłam. Może jutro coś upiekę, nie wiem czy leń już mnie wypuści ze swych objęć.
Goplano, narobiłaś mi smaka na taką kaszę, jutro też sobie zrobię. Do tego maślanka... ostatnio uwielbiam maślankę i bardzo mi smakuje.
Mariola, o kalendarzu i fazach księżyca pisałam w wątku ogrodniczym w ub. roku, podawałam też link do strony w tym temacie. Ja korzystam z tego od dawna /no, może czasem nieco zbaczam, ale na ogół się staram/. ale faktycznie omijałam temat przetworów, a może trzeba zwrócić uwagę na to kiedy co robić?
U nas też dzieci chorują. Starszy syn też siedzi w domu na pracy zdalnej, bo mała ma kwarantannę. Zauważyliście, że teraz nikt nie choruje na zwykłe przeziębienie, grypę, anginę, a jeżeli już to koronka? Omikron to podobno lekka gorączka, gardło, katar... czyli jak zwykłe przeziębienie. Zachorowań bardzo dużo, ale ile osób testów nie robi?
Strach się bać. Zatem trzymajcie się zdrowo, wirus niech Was omija.
Alman - omikron to o'mikrus czyli maleństwo, gorzej że ma już następcę /idzie do nas z południa/. Paskudna mutacja, której nazwy już nie pamiętam i nie chcę poznawać bliżej.
A tą, te wszystkie kasze gotujesz oddzielnie czy zaczniesz od najtwardszej ?? /która to, nie mam pojęcia/ i stopniowo będziesz dodawać kolejne do jednego gara?
Pierogów z kaszanką nawet nigdy nie widziałam, z pasztetową i owszem. A, że lubię wszystkie pierogi, niektóre mniej, to pewnie zjadłabym ich sporo. Kiedyś spróbuję.
Też do Ciebie, widziałam komentarz ze zdjęciem, więc miałam nadzieję że opiszesz swój sposób. Masz rację - oddzielne gotowanie nie ma sensu, bo i tak są później wymieszane.
Moje kasze zawsze są rozciapane, dlatego częściej wybieram ryż albo słoiczkowe, wstępnie obgotowane: ciecierzycę, fasolki lub co znajdę w sklepie. Wyjątkiem jest pęczak, najczęściej go jemy ze wszystkich kasz i on mi wychodzi całkiem fajny.
Przyznam ,że pierogów z kaszanką jeszcze nie jadłam. Miałam za to okazję jeść z rybą czy płuckami. Moja ciotka ,która ma korzenie ukraińskie (choć urodzona 1946 r w Polsce) gotuje głównie na sposób wschodni. To właśnie u niej jadłam te pierogi. Powiem szczerze nie za specjalnie mi podeszły,a ona i domownicy wręcz się zajadają. Co ciekawe sałatkę jarzynową tez ''doprawia'' rybą,konkretnie śledziem. Inaczej to nie byłaby kompletna sałatka. Ta akurat mi smakowała,choć w domu nigdy śledzia nie dodaję. Robi wspaniałą kiszkę ziemniaczaną,ale to dobre było.
Goplano, a ja wyczytałam, że pierogi z kaszanką to głównie danie ze Śląska i nazywają się pierogi z krupniokiem. W moich rejonach nie są takie znane, a ja je wyszukuję po prostu, bo lubię nowości. A oto moje pierogi po odsmażeniu, barszczyk do popicia własnej produkcji.
Województwo śląskie, ale jestem z Zagłębia Dąbrowskiego konkretnie. Przyznam ze wstydem,że ze Śląskiego jadła, znam tylko kluski,rolady i modrą kapustę..
A i robiłam kiedyś ciapkapustę,smaczna była ale moja babcia robiła inaczej.
Jeśli chodzi o nowości kulinarne,to też lubię testować nowe smaki. A Twoje pierogi wyglądają bardzo smakowicie. Zrobię we wtorek,bo tylko we wtorki przywożą do naszej masarni swojską gorącą kaszankę. Smakiem przypomina tę ,którą niegdyś wyrabiał u nas sąsiad masarz,kiedy hodowaliśmy świnki i inne zwierzaki
U mnie od tygodnia prawie na obiad co zamówimy- a w zasadzie w głównej mierze na lunch. Wieczorem już staramy się teraz śniadaniowo, czyli wędliny, sery, pomidorki - to co zabraliśmy z domu. Wczoraj gospodyni poczęstowała nas fasolówka, bardzo dobra była.
Częstuje nas też polską wódką o nazwie Lwów. Kupiliśmy do domu, dla niej też, żeby nie było, że opijamy ją, ma na nas zarabiać nie tracić. I do tego sok grapefruitowy, lokalny, świeży (termin przydatności ma koło dwóch tygodni) - ale rewelacyjny w smaku.
Wczoraj na obiad w Naples mieliśmy snappera w panierce z macadamii oraz szparagi - grubasy takie (ja nie kupuję takich, bo są łykowate, a te były idealnie delikatne,). Do tego ryż migdałowy (z płatkami migdalowymi). A czekadelko to chleb prosto z pieca z masłem imbirowo- cynamonowo-miodowym. Gdyby nie cynamon to super kombinacja.
Dzisiaj to się okaże co będziemy jedli. Jedziemy do dwóch latarni, fotki na plaży i na źródła mineralne.
A gdzie taam - ciasto kombinuję i mam już taki mętlik w głowie, że chyba postawię na swoim: upiekę sernik a wymarzone ciacho zamówię. Nie umiem sobie poradzić z ciastem na bazie pomarańczki?? Jak to przygotować by nie wyszedł zakalec. Wużetki radzą całe pomarańcze gotować 10 minut, po ostudzeniu rozdrobnić?? Całych ze skórą nie będę pakować do ciasta domowego /pewnie takie wypijam w soku sklepowym/. Gotować owoców mi się też nie chce, bo nie - mam lenia i odnowioną kontuzję /w nocy najgorsza zaraza, spać nie mogę/, łopatka i prawie połowa pleców mnie boli.
I tak jestem w polu, ale mam czas, gorzej z funduszami bo na zamówienie, taki tort może kosztować sporo ;(( a mnie po głowie chodzi nowy psiak. Wszystko przez Ekkore - jak zaczęła wstawiać te fotki z cudnym pieskiem, to i mnie naszła ochota /eM gdera od miesięcy a może i lat, że musimy wreszcie przygarnąć psa /. Nawet już mam faworytkę, po przejściach, jak my, więc będzie jej u nas dobrze, zrozumiemy ją najlepiej. I jeszcze 2ie inne /bo to musi być suczka/, by eM mógł sam podjąć decyzję /to Jego pomysł i urodziny w końcu/. Wszystkie psiaki do wzięcia za darmo /ze schroniska lub z domu zastępczego/. Ale: nowa wyprawka, przegląd 'techniczny u veta i dobra karma a przede wszystkim ekspresowe postawienie płotu od ulicy wyjdą słono.
Jeszcze nie zdradziłam nikomu swoich 'pieskich planów ale chyba zostaną przyjęte, jak to Nadia mówi, z 'bananem na gębie .
Tyle na głowie, a ja niedołężna i ciężko zestrachana na myśl o nowej lokatorce - co na to koty??, wiadomo. Ciągłe alerty pogodowe też mnie dobijają. Dzisiaj przeszła śnieżyca, wichura słabnie i świeci późne słonko. Wyszłam tylko schody oczyścić z kaszki śniegowej i posypać kocim żwirkiem anty-poślizgowym.
**Nienawidzę polityki, ale jest dobra wiadomość, może wiecie - syn Brzezińskiego będzie ambasadorem USA w PL . Bardzo mnie to cieszy: *lubiłam i nadal cenię Ojca, jego zasługi dla wolnej PL; **pis dostał prztyczka w nos, bo blokował jego nominację - paskudnie postępowali i mają nauczkę /chociaż mam wątpliwości czy to do nich dotarło, czy metodą 'odwracania kota ogonem opiszą to jako swój sukces/.
Pozdrawiam :) i pędzę po maść bo znowu mnie dziadostwo pod-łopatkowe boli a nie mam zamiaru cierpieć bez milionów .
Dziękuję i chętnie wykorzystam: sok + budyń czy galaretka na soku to dobry pomysł. 1ną warstwę bym już miała, gorzej z podkładem: biszkoptowym czy innym ucieranym, a może jak murzynek?? - jak te pomarańczki /bez skórki/ tam wcisnąć? Trzeba je wstępnie zmiękczyć, to pewne, ale jak?? -przysmażyć, udusić /wyjdzie dżem do smarowania/. Inny sposób zmiękczania /wysokoprocentowy/ odpada, bo to do pracy.
Jak coś wymodzę, to napiszę. Ocenisz czy to wykonalne czy dać sobie spokój.
Ja bym zrobiła biszkopt, nasaczyc sokiem pomarańczowym z alkoholem(ale to drugie to nie musi być). Na to masa chalwowa, myślę, że krem budyniowy chyba zdałby egzamin. Na to galaretka pomarańczowym- na soku z opakowania lub samodzielnie wyciśniętym z pulpa, która przejdzie, wtedy pogotowac do uzyskania a la dżemu(tak chyba prościej niż obierać pomarańcze z białej skórki, która może być gorzkawa) i ściągnąć galaretką potem. I tak zostawić albo na wierzch cieniutka warstwa bitej śmietany i posypane kokosem grubo.
na marginesie... strasznie musi być dobry ten Twój eM, z dużymi zasługami wszelakimi, skoro takie wymyślne życzenia spełniasz, zamiast zrobić to co uważasz, jako niespodzianka ... ale widać zasługuje, a Ty wdzięczna jesteś mu i się starasz. Ściskam.
Dooobry chłop, z kościami czyli do szpiku kości. Straszny nerwus, ale ja też nie lepsza -więc rozumiem, lepiej czuję co ma pod skórą.
A oglądałam już 'chałwowca - nie wiem tylko co to za chałwa orzechowa??, z orzechów czy zwykła, sezamowa z dodatkiem orzechów? Ciekawy, podpatrzę masę z czekoladą - 1ną tylko, bo nie mam siły na 2ie, z 2ma biszkoptami.
Obcykam jeszcze te wklejone wyżej.
Bardzo dziękuję :) może uda się sklecić wymarzone ciacho - niech ma, cieszy się jak dziecko.
Smosiu, pies na szczęście nie mój, to "wnusio", takie czasy nastały, że zamiast dzieci zwierzaki za wnuki robią. Ale oboje, i córka, i pies trochę sobie wypoczęli. Dla córki trochę naturalnej witD, cały czas na zewnątrz.
Nas czekała z rana niemiła niespodzianka, ciśnienie w oponie 8 PSI (powinno być 33), złapaliśmy wczoraj wielką śrubę gdzieś wieczorem, bo przed zaparkowaniem jeszcze było normalne ciśnienie. Ale naprawią, nie trzeba wymieniać opony. Tyle, że tracimy czas ze zwiedzania. Ale i tak lepiej dzisiaj niż jutro, gdy mamy testy covidowe i musimy dojechać na czas. Więc plusy w minusach.
U nas pies to kumpel do spacerowania po okolicy i stróż domowy. Czasami też jeździ na wycieczki - kiedyś 2a zabraliśmy na Szczeliniec /nie jestem pewna pisowni, bo mam czerwone podkreślenie/. Dzielnie dreptały pod górę, z górki to nawet biegły /na smyczach, by nie zwiały w las/.
Smosiu, jaka piękna informacja - chcesz przygarnąć "psią bidulkę". Będę trzymać mocno kciuki żeby się wszystko płynnie poskładało w tym temacie. Ja też myślę o tym by zaadoptować psinę. Jedyne co mnie powstrzymuje to fakt, że pies większość dnia byłby sam w domu. Wiadomo, po pracy musiałabym gnać szybko z powrotem i to by mnie mocno ograniczało. Lepiej jest jak ten obowiązek spacerowy czy inne można podzielić z drugim domownikiem. Oj, jak by to było wspaniale móc przytulić taką spragnioną opieki psinkę i dać jej ciepłe i bezpieczne schronienie.
I mnie cieszy ratowanie nieszczęśników, zwłaszcza tych porzuconych, źle traktowanych przez ludzi /mam taką upatrzoną, ale nie wiem czy nam pozwolą adoptować tak wrażliwą sunię, stawiają wyśrubowane normy domowe: bez kontaktu z małymi dziećmi, szczelne ogrodzenie, spokojna okolica i cisza w domu - z tym może być problem przez kociarnię i głośne słuchanie muzyki/. EM zadowolony i przerażony jednocześnie bo teraz w domu rządzą 2a koty. Poprzednio, kiedy adoptowaliśmy naszą Kropeczkę to dom był cały dla niej, kojec dzieliła z Liskiem - żyli zgodnie, poza paroma sprzeczkami /. Potem przyprowadziły nam psy Lukę /na spacerze ją wyniuchały, w rowie/. Za jakiś czas doszlusowała Dalunia z Synalkiem i tak powoli cichy, nudny dom zamieniliśmy na gwarną i wesołą chatę. Wcześniej zarzekałam się, że nie chcę zwierzaków. Jaki ten los przewrotny.
Namawiam każdego na wyciąganie psin i kotów z nieszczęścia czyli schronisk i patologii domowej - ich wdzięczność, wierność jest ogromna, szczera i bezinteresowna, na zawsze. Nie ma wierniejszych i bardziej kochanych istot na ziemi, niż te po przejściach, ludzi to też dotyczy.
Ja znowu ranny ptaszek, dookoła ciemności (mam światło, nie siedzę po ciemku) a ja opatulona siedzę na werandzie z kawą. Zaraz sobie naszykuję śniadanie. I będę rozmyślać o pakowaniu, które nas czeka wieczorem. Wszystko co dobre szybko się kończy, s naszym przypadku zmienia na inne.
Mąż leci do Polski w pierwszych dniach lutego. Trochę ojca ogarnie, może zalatwia wejście do szpitala (czasami można, gdy już ostateczne pożegnanie). Lepiej nie będzie, teściową czeka opieka do końca życia. Teraz się modlę, aby poczekała na syna, a potem odeszła spokojna. Swoje przeżyła, mało kto żyje te 90 lat. Smutne bardzo, ale prawdziwe.
Ja się cieszę, choć wtedy nie było łatwo, że raczysko tatę zabrało w trzy miesiące, a nie kazało mu cierpieć przez kolejne miesiące. I że mama odeszła we śnie, bez świadomości, że to koniec. Musi być, to nieuniknione. Więc niech zawsze i każdemu uda się odejść w najlżejszy sposób. My na ziemi jakoś damy radę.
Współczuję. Moja Chrzestna, była dla mnie dobra, jak 2ga Mama , żyła 93 lat i odeszła spokojnie, bez chorób przewlekłych. Opiekę musiała mieć, domową bo zapominała już o drobiazgach i nie była w stanie sama gotować. Córki przy niej były zawsze, czasami reszta rodzinki. Wujek, mąż Cioci- Chrzestnej podobnie. Do końca aktywny, sprawny i z apetytem na więcej.
Odejście we śnie czy po krótkiej, nieuleczalnej chorobie to błogosławieństwo dla wszystkich. Może to szokować, ale po czasie do takich wniosków dochodzi każdy kto przeżył powolne, wieloletnie umieranie kogoś bliskiego - nikomu tego nie życzę.
Moja Śp Babcia zawsze powtarzała,że modli się,by długo nie cierpieć przed śmiercią. By nie być ciężarem nie tylko dla siebie ale głównie dla rodziny...
Wymodliła taką śmierć.. Cierpiała raptem dzień,noc i jeszcze pół dnia,po czym odeszła na śnie.. Tego dnia rano byłam u niej w szpitalu i wydałą mi się inna niż zwykle. Zwłaszcza oczy zwróciły moją uwagę. W rzeczywistości miałą szare,a wtedy zrobiły się niebieskie! Autentycznie,tak było. Jak to możliwe,nie wiem. W każdym bądź razie 8 godzin później przeszła na tamtą stronę. Miałą 85 lat. Co ciekawe kilka dni wcześniej była z wynikami u swojego ''tarczycowego'' i powiedział,że takich wyników mógłby pozazdrościć niejeden 40-latek..
Odeszłą jak chciała,długo nie cierpiała. Całe życie pracowała,uwielbiałą uprawiać warzywa. To ona właśnie uprawiałą pole,zbierałą warzywa,kisiła kapustę czy ogórki wg kalendarza księżycowego. Od niej się dowiedziałam,że coś takiego jest. Nigdy jednak nie podzielałam tak ogromnej pasji do uprawiania jak Babcia...
Na początek WSZYSTKIEGO NAJLEPSZEGO A NAJWIĘCEJ ZDROWIA DLA WSZYSTKICH BABĆ
Budzenie się każdego dnia przed godziną piątą powoduje, że w piątek jestem już tak spragniona tego snu, że cieszę się z nadchodzącego weekendu ze zdwojoną siłą
Dziś po pracy muszę iść do fryzjera podciąć włosy. Nie lubię tego. No idę, bo już trzeba.
Pogoda znośna. Nie pada, ale jest mały mrozik.
Zostawiam gorącą herbatę z cytryna i sokiem. Częstujcie się Dobrego dnia
Najlepsze i najszczersze życzenia zdrowego uśmiechu każdego dnia ślę wszystkim babciom. Sto lat babunie, albo i więcej, byle w dobrej formie i radosnym nastroju. Żyjcie jak najdłużej, bo bez Waszej miłości świat jest smutny i bezbarwny.
Być może jestem jedyną, a na pewno jedną z nielicznych babć, bo tu raczej wnuczki bywają, zatem dziękuję bardzo za życzenia i czuję się mocno zobowiązania do postawienia czegoś. A takie 2 w 1 może być? Tort advocatowy ...jest i słodkie do kawy i napitek. Prawdziwa Babunia Alunia - babcia czwórki dorodnych wnucząt.
Rewelacja, nawet o takim cudeńku nie marzyłam. Liczyłam na skromniejsze słodkości. A tu taaka niespodzianka aż mi ślinianki buzują. Dziękuję ślicznie U nas drzewko rodzinne jest poplątane mocno, więc jestem babcią przyszywaną dla paru maluchów. Sama wnusią byłam krótko i to na dużą odległość - my od zawsze /moje zawsze/ na Dolnym Śląsku a Dziadki w Górach Świętokrzyskich. I tych tylko miałam.
Witajcie. Dziś dzień stresowy - testy covidowe przed rejsem. Nigdy nic nie wiadomo. Jutro fryzjer na statku. Chciałam zachować ciut dłuższe włosy na rejs, a gdy okazało się, że jak zwykle za długie zrobiły się w jeden dzień i zaczęły mi przeszkadzać, już nie miałam kiedy iść na miejscu, za radą męża sprawdziłam ofertę statku i mieli. Może ciut drożej niż normalnie, ale też może trafi mu się jakiś utalentowany fryzjer. Bo mój to ma rzemiosło, nie ma talentu, tnie jak umie i mu wyjdzie, ale rozumie moje włosy. I choć nigdy nie miałam tego co chciałam, to nigdy nie byłam niezadowolona, szczególnie w procesie odrastania. A gęste, rude włosy są ciężkie w obróbce. Wcześniej to albo bali się używać nożyczek, zostawiali za dużo włosów, czego nie czujesz od razu, bo się pozbywasz grubego dywanu, albo cięli spod grubego palca, że nawet chodziłam na poprawki. Raz facet obcinał mnie w masce, w domu mąż robił poprawki, bo zostały mi włosy na karku. Zobaczymy co będzie teraz, nam 4 czy 5 zdjęć- proszę zrobić coś pomiędzy.
Moje "wnuki" to nie złożą życzeń, takie czasy, zamiast dzieci pies i kot. I wcale nie zanosi się na nic innego. Co będzie to będzie.
Piszecie o fryzjerze,otóż ja też dziś zaliczyłam po sporej przerwie. Od razu inaczej się czuję. Niedawno wróciłam do domu i od razu wzięłam się za obiad. Dziś na szybko frytki z piekarnika i dorsz z selerem wg przepisu Smosi. Już nie wiem który raz robię tak rybkę. Bardzo nam smakuje
A kochanym Babciom wszystkiego co najlepsze. Niech zdrowie dopisuje,żaden dzień się nie marnuje
No! Temat podcięcia włosów załatwiony. Cena usługi wzrosła o 20 zł. Nie jestem zaskoczona, bo mój fryzjer wynajmuje pomieszczenie z ogrzewaniem gazowym. Przedostatni rachunek to 800 zł. Ostatni ok. 3000 zł. Przy okazji opowiedział o szoku jakiego doznał właściciel pobliskiej, małej piekarni po otrzymaniu faktury za ogrzewanie W efekcie albo będzie sprzedawał bochenek chleba za 25 żl albo zamknie piekarnię. Obstawia, że w grę wchodzi drugie rozwiązanie. Współczuję tym przedsiębiorcom. Wielu z nich już od dawna pracowało na granicy opłacalności...ech!
My ostatnie godziny na lądzie, do przyszłej soboty na wodach oceanu. Najintensywniej jak się tylko da. Żeby nie myśleć. To pomaga. Mąż musi naładować baterie przed zmierzeniem się z polską biurokracją przyjęcia do domu opieki paliatywnej. Kilka miesięcy czekania, ale papierologie trzeba ogarnąć. Bo teść nie jest w stanie niczego już ogarnąć sam, ledwie chodzi, kłopoty z sercem, jest strasznie przybity, więc to też zabija wolę działania.
Córka wraca do domu, a tam zima, śnieg padał całą noc. Martwię się jak dojedzie, bo niska temperatura w dzień. Problem w braku opon zimowych. Niby mam całoroczne, ale one bardziej letnie niż zimowe. Musi jakoś dać radę.
Niech Wam się uda "zapomnieć".... Cieszcie się tym, co macie w zasięgu ręki i korzystajcie ile wlezie. Potem przyjdzie czas na inne sprawy a po odpoczynku będą nowe siły. Wszystko się poukłada... Spokojnego oceanu!
Niby pogoda ładna,śnieżek lekko pruszy,mróz szczypie w uszy,a ja jakaś taka słaba jestem. Nabiłam sobie głowę omikronem,bo syn ma zaczerwienione oko i mężowski mówi,że to covidowe. Nie mniej jednak innych objawów nie ma,a na test nie chce jechać. Starym sposobem przyłożyłam mu na oko saszetkę z rumianku i jest lepiej. Na serio można się depresji dorobić przez tą pandemię. Ledwo kichnąć czy zakaszleć,czy temperatura to już covid.
Wczoraj fryzjerka mnie jeszcze dobiła opowiadając jak koronawirus zmienił jej życie. Przeszła w kwietniu ubiegłego roku. Straciła węch,którego do dziś nie odzyskała. Wzrok tak się pogorszył,że musi nosić okulary i bardzo szybko się męczy. Poza tym mówi,że ma do tego zaniki pamięci.
Mój wujek dalej leży w szpitalu. Załamany,bo wczoraj zmarł kolega z sali,który był ''mniej'' chory,a liczył 46 lat.. W dodatku to nieodosobniony przypadek. Niedawno odeszła moja sąsiadka +57...
Witam. Goplano, rozumiem Twoje obawy. A może podjechać do apteki i kupić test i zrobić w domu? Chyba to lepsze niż niepokój, może całkiem bezzasadny? Mam nadzieję, że nic mu nie jest, zwłaszcza gdy nie ma gorączki, ale licho nie śpi.
Dziękuję Alman. Masz rację,licho nie śpi,a biorąc pod uwagę co się dzieje,to lepiej chuchać na zimne. Tylko czy takie testy mogą być pewne? Nawet w Biedronce widziałam przy kasie. Może jednak w aptece są pewne. Nie wcześniej jak jutro zakupię,bo teraz apteka zamknięta.
Na początek pozdrawiam Wszystkich a zwłaszcza naszą styczniową gospodynię Basię
U mnie niedziela jak zwykle. Od rana krzątam się w kuchni,gdy cała reszta jeszcze smacznie śpi. Jednak to mi odpowiada,przynajmniej na spokojnie wszystko sobie przygotuję.
Dziś obiad klasyk. Rosół wołowo-drobiowy oraz schabowe z kapustą zasmażaną i ziemniakami. Na deser galaretka z owocami i masą serkową.
Poza tym pogoda taka sobie.Niby nie wieje,niby nie śnieży,ale powietrze jakieś ogólnie ciężkie.
Od rana zimno na dworze, ale bez opadów, chyba ze trochę z oczu poleciało na wieść o śmierci aktorki Barbary Krafftówny, która miała 93 lata. Piękny wiek i niezapomniana rola Honoratki z 4 pancernych...
Na obiad mam żurek wczoraj ugotowany, bo na razie nie mam czasu na cokolwiek. Córek przyjechał i dzisiaj wyjeżdża, wiec chcemy razem wypełnić ten dzień do następnego spotkania a pomiędzy nimi tęsknoty niezapomniane. Tak się jakoś napisało ;) Na śniadanie była jajecznica na boczku, ze szczypiorkową cebulką, bez tłuszczu dodatkowego, a dla córka specjalnie jeszcze z pomidorem, bo ona za jajecznica nie przepada i grzanki do tego.
Witam I już po niedzieli, u mnie od raniuśka bo o 5tej koty zgłodniały. Oba kleją się do nas jak nigdy - czują, że chcemy im załatwić pieska do 'zabawy i chyba robią co mogą, by nas zniechęcić. A my szukamy i czekamy, może wiosną dopniemy sprawy. Teraz tylko piszemy, pytamy i 1ną sunię odwiedziliśmy /nie będzie dla nas - potrzebuje więcej przestrzeni dla siebie w domu i spokojniejszej okolicy/. Nic to, może kiedyś trafimy do tej jedynej??
Malutko nas przy stoliczku kawowym czy herbacianym. Pobudka śpiochy, napiszcie coś w biegu pracusie bo tak tutaj pusto i smutno bez Was.
Pędzę do mojej ptasiej ferajny by im ziarenek dosypać i koty polujące wypłoszyć.
Witam, witam. Melduję się na wołanie Smosi, ale Ona już do swojego zwierzyńca pobiegła. No trudno, sama wypiję herbatę z wiórkami pigwowca. Kawa już wcześniej zaliczona. U mnie mrozik -11 /ciekawa jestem, ile było w nocy/, ale słońce świeci, więc nie jest źle. Dziś mam leniwy dzień. Obiad jest, więc mogę się lenić. A na obiad rosół dworski /a, znacie taki?/ i gołąbki. Teraz zajadam śniadanie, późno, ale kiedy wypiję kawę, to mi się nie chce jeść. Zajadam więc teraz kromeczki chleba własnoręcznie upieczonego z dodatkiem cebulki prażonej, do tego pasta z sera białego z rybą w oleju. Pychota. Piszę o tym, może będzie to inspiracją dla kogoś.
No to trzymajcie się zdrowo, ponoć niedługo nadejdzie wiosna /tak gdzieś przeczytałam/.
Rosół dworski? Nie nie znam takiego,ale brzmi bardzo dworsko
A i herbatki pigwowej się bardzo chętnie napiję. Mam buteleczkę pigwowo-gruszkową. Czasem dolewam też do kawy,ale takiej tradycyjnej,sypanej.
Dziś mam plan na wypróbowanie pączków p.Hani pieczone w piekarniku.
Tak zachwalacie w komentarzach,że nabrałam na nie smaku Muszę tylko skoczyć po konfiturę z róży do sklepu i będę działać
Dziś nareszcie rozebrałam choinkę.Zwykle to robię zaraz po 3 Króli. Tym razem mocno zmarudziłam,ale tak fajnie było patrzeć na mrugające na bombkach światełka,zwłaszcza,że zima za oknem. Jednak ja mam tak,jak za dawnych lat,mimo,że zwyczaj trzymania choinki został przeniesiony do 2 lutego. Wiecie ,że dziś już miesiąc od Wigilii? A za miesiąc Tłusty Czwartek? Dokładnie tłuściutki wypada 24 lutego,a ja już myślę o pączkach W końcu karnawał A tymczasem idę zarabiać na ciasto pączkowe.Składniki chyba wszystkie mam,oprócz tej konfitury,ale to dopiero potem
Jak zrobię i jak mi wyjdą,nie omieszkam Was poczęstować
Goplana do dzieła, trzymam kciuki, chociaż wiem że nie muszę. Wyjdą pączusie jak marzenie. Popatrz na fotki Basi czy Miszki. Aż mnie ślina znowu zalewa, przez te słodkości kiedyś skończę marnie ;((
Moje ciasto już rośnie Mialam trochę problem z wyrabianiem,ale jak dolałam stopionego masła wszystko poszło jak trzeba. Oby tylko wyrosło
Będąc w sklepie po różę do pączków porozglądałam się trochę po towarze. Patrzę a tam flaki wołowe suche. Na poczekaniu zachciało mi się flaczków,a że mam pół gara rosołu od wczoraj to kupiłam. Właśnie obgotowuję. Czynię to 3x by zgubić zapaszek. A Wy dziewczynki lubicie flaczki? Do tego bułeczka i jadełko jak za dawnych czasów
Uwielbiam flaczki, przyznaję że dość późno je doceniłam. Sama zaczęłam gotować je wg wużetu, potem już 'po mojemu /suszone grzybki fajnie wzbogacają smak/. Często rozdaję rodzince, bo zawsze mam ich wielki gar a zamrażać nie chcę. Bułka czy chlebek z chrupiącą skórką i jest pysznie.
Suche są może i u nas, nie wiem, ja trafiałam na obgotowane - wstępnie obrobione. Wystarczyło płukanie, obgotowanie i cięcie większych kawałków.
Dworskiego rosołu nie znam ale pewnie pyszny i na bogato.Kucharze dworscy dobrze wyszkoleni, zwyklaczków plebejskich nie mogli warzyć, bo by robotę stracili. A niech przychodzi ta wiosna, zaoszczędzimy na ogrzewaniu i plony wcześniej zbierzemy. Listków zimowitów coraz więcej, to znak że zima odchodzi. Zaraz poszukam nasionek do siewu, tylko nie wiem czy grządki utrzymam przy psiaku biegającym wszędzie?? Najwyżej oddam rodzince sadzonki, potem coś skubnę z ich krzaczków, jak pozwolą.
U nas też mroziło w nocy, teraz ponura plucha - taka przedwiosenna. Czas do garów i mopa. Śniadania z chlebem domowym nie mam, ale ja bym pieczywa swojskiego nie psuła rybami w oleju /bo wolę w pomidorach/ tylko masłem posmarowała. Nie mam apetytu, tak ogólnie jestem nijaka, aż mnie to wkurza. Chyba przez te pobudki przed świtem. To do spisania.:)
Musi być smaczne. Kiedyś, przy sprawniejszym woreczku żółciowym, też bym zjadła. Teraz, jako hodowca kamoli żółciowych, muszę odstawić oleje i tłuszcze. Doradzają ograniczanie masła nawet - tego już nie zrobię, smarowanie musztardą, chrzanem czy ćwikłą pasuje mi tylko do wędlin i serów.
Twaróg czy śmietana też odpadają - chyba mam "emerycką skazę białkową, jak kiedyś maluszki. Kawy już nie zabielam :(
Smosiu, jestem posiadaczką woreczka pełnego kamieni, o czym wiem od 40 lat. I pierwszy raz słyszę, że olej szkodzi. Używam go do wszystkiego i jem. Na marginesie powiem, że kiedyś w początkowej fazie /po odkryciu tych moich zasobów/ robiłam nawet taką kurację z oliwy z oliwek i cytryny. I powiem, że być może była nawet skuteczna, bo potem chyba z kilkanaście lat woreczek się nie odzywał, a jadłam już wszystko. Teraz myślę, że worek jest zapełniony i wolę go nie ruszać kuracjami. Ja nie jem jedynie fasoli i majonezu, skutek po nich natychmiastowy, a i smażonej cebuli. Bardzo cierpiałam też po zjedzeniu ogórków świeżych do czasu, gdy inna osoba woreczkowa powiedziała, że ogórki można, ale świeżo pokrojone, żeby nie zdążyły zwiędnąć /puścić wody/. No i jajecznicy przez lata nie jadałam, teraz czasem troszkę zjadam. Poza tym jem wszystko.
To masz farta, że po tej oliwnej kuracji ulżyło wątrobie. Mogło być odwrotnie. Jak skład chemiczny i ich kształt jest podatny na kruszenie pod wpływem eliksiru, to masakra /drobinki kamienne włażą do kanalików żółciowych, zatykając je i powodując ból, którego nawet najtrudniejsze porody nie pamiętają/. Ogólnie tłuszcz nie jest zdrowy /ten smażony, pieczony, grillowany naj,najgorszy/. Szwęda się po jelitach, oblepia je i bez popitki go nie wymieciesz. A ja prawie nie popijam posiłków, tych bardzo mocnych nie lubię i nie kupuję.
Jajecznica tylko od z wiejskich jaj, po sklepowych mam niesmak - jakbym jadła papkę szpitalną, blee.
Ja niestety nie mogę nosić kamieni, muszę je kiedyś, może wkrótce, wywalić. Zaleganie może być bardzo niebezpieczne - do utraty przytomności włącznie, o możliwym zapaleniu wątroby chyba wiadomo wszystkim. Diety cud nie ma. Tylko kamienie nerkowe można wypłukiwać, ale tych raczej nie zbieram. Pozdrawiam:)
Zimą nie ma co chudnąć. Ochronne ''futerko tłuszczykowe'' musi być,żeby nie zmarznąć A wiosna dopiero w marcu,zresztą zleci jak nic,jak zawsze
Póki co cieszmy się,że mamy karnawał,że jako tako zdrowie dopisuje i tylko kawiarenki nie omijać ,tylko wchodzić,ogrzać się i częstować karnawalowymi frykasami
Superowe, jak z cukierni Chętnych nie brakuje :P, ale pączusiów pewnie już nie ma.;(( Za dużo mam na głowie i nie zdążyłam - by wszystko ogarnąć muszę wypijać więcej niż 1ną kawę.
Pysznie dziękuję za te cudne pączki - obie wersje super wyszły. Ja nie smażyłam ich dotąd, bo smażone zawsze mogę kupić i to smaczne.
Dziękuję Ciasto było bardzo plastyczne i fajnie się wyrabiało. A pączusie zostały jeszcze 3. Uchowałam na dziś do kawy,bo przecież jak się łakomczuchy rzuciły to by nic nie zostało Mężowski bardzo oszczędny w komplementach, odważył się pochwalić pieczone,że takie delikatne i miękkie
Witam. Jakaś dziwna jestem dzisiaj. Obudziłam się po czwartej, do szóstej trochę poczytałam, obejrzałam też tv, o szóstej wypiłam kawę i....poszłam jeszcze pod kołderkę. No i mi się usnęło...wstałam po raz drugi przed dziewiątą. Jakoś tak dziwnie ten dzień rozpoczęłam, ale kto emerytowi zabroni? Za oknem zima, ale temperatura gdzieś koło 0, choć w nocy było koło -15 chyba. Planów na dziś nie mam jakichś ambitnych, pełen spontan, zobaczymy co i jak dzień się potoczy. Trzymajcie się ciepło i zdrowo.
Witam wtorkowo Poniedziałek uciekł mi w takim tempie, że nie dało się go dogonić. W pracy było zamieszanie od samego rana, bo trzeba było się organizować na nadchodzącą pracę zdalną. Potem prędko do rodziców i wieczorem padłam jak dziecko. Dziś mogłam wstać później, bo praca w domu daje zawsze godzinny zapas. Fajnie jest nie musieć gnać pod parasolem do autobusu Zamieszanie mnie czekało, bo okazało się, że komputer pokazuje brak możliwości zalogowania na firmowe konto. Bez informatyka bym nie dała rady. Na szczęście wszystko skończyło się dobrze i teraz już mogę na spokojnie pracować "w kapciach" Kolejny plus pracy zdalnej, to jajecznica na śniadanie i dobra kawa z ekspresu Pogoda lipna. Od wczoraj ciągle mży. Br! Co za aura! Ale nic to - grunt żeby być zdrowym i jakoś przetrzymać ten czas. "Straszą" liczbami - "50, 70 tys." Skóra na tyłku cierpnie...
To może jeszcze jedna kawa? Śmigam do kuchni odpalić ekspres. Do tego ciepłe, spienione mleko
Sorry, słodkości klasycznych nie budiet Staram się jak mogę unikać ciast. Oczywiście nie tak, żeby już całkiem nic...ale rzadko. W zastępstwie zamówiłam trochę owoców suszonych, niesiarkowanych w dobrej cenie i te pomagają zaspokoić zachcianki na słodycze. Przy okazji trochę witamin też w nich znajdziemy Znalazłam firmę, gdzie mają świetną cenę na daktyle. Wzięłam przy okazji morele, figi i suszone jabłka. Będzie co podjadać jak dopadnie mnie zachcianka
Wszystko zależy od tego ile ich zjadamy Ja kupuję owoce suszone naturalnie, bez dodatku cukru,. No a w porównaniu do ciasta, to raczej mniej kaloryczne, bo wiadomo, że bez mąki i tłuszczu Jak dla mnie super zamiennik, kiedy dopada słodka zachcianka Co ważniejsze znajdziemy w nich również sporo witamin.
Nie tylko u Ciebie, wczoraj zanim wysłałam sms, to kilka roboczych wersji wykasowałam, bo do odbiorcy dodawał tych, do których wcześniej dzwoniłam. I jak tu polubić aktualizacje oprogramowania?? ja tego nigdy nie polubię. Zawsze tak mam, gdy tylko wgrają mi 'ulepszenia. Maszyny chcą nami rządzić, albo operatorzy tych maszyn... nic z tego.
Witam skowronkowo Od rana coś: głodomory budzą, bo śniadanie przed 7mą musi być, albo i wcześniej, do sklepiku trzeba biec bo chleba i bułek nie ma. Teraz czas na szybkie jedzonko i kucharzenie, może upiekę wreszcie sernik.
Pomarańczowe chałwowe prawie wymyślone, składniki mam, pod koniec tygodnia chyba wreszcie zabiorę się za nie. Dzisiejsza wersja: spód ciemny - murzynek pomar. /z dodatkiem soku?? lub startej skórki/ smażony dżemik pomarańcz. masa chałwowa ucierana, z budyniem + siekana czekolada galaretka na soku pomar.
Obiadek mięsny mam od wczoraj, ziemniaczki czy kaszę dogotuję i już. I tylko łapa ciągle mnie boli, nawet promieniuje do karku. Trudno, trzeba przywyknąć.
Witam środowo Dzień zaczął się pracowicie. Teraz udało się zjeść śniadanie i chwila na Wielkie Żarcie Wczoraj nigdzie nie wychodziłam, ale dzisiaj już planuję choć na chwilę spacer żeby trochę się dotlenić. Na czwartek tradycyjnie zaplanowałam zakupy. Już jest wzmianka w internecie, że dziś będzie informacja, iż mamy ponad 50 tys, zachorowań z czego 40% to omikron. Niestety kolejny rekord Trzymajcie się zdrowo
Witam. A cóż taka cisza, śpicie dłużej jak ja, czy może zasypało Was śniegiem? U mnie biało dookoła, ale nadmiaru śniegu nie ma, przynajmniej w mieście nie widzę. Wg prognoz ma coś dziś dosypać.
Czas biegnie jak szalony, za chwilę koniec stycznia. Ale to dobrze, bo luty krótki, a potem już wiosna. Coś gardło czuję, czym to psiknąć? gdzieś zapisałam z Waszych porad, ale gdzie? któż to wie, nie pamiętam.
Ja mam sprawdzoną płukankę z solą i ciepłą wodą /solankę bardziej, bo słooona jest bardzo/. Może smakosiowy płyn Lugola czy znana znana woda utleniona??
Ja sobie ostatnio popijałam fervex - wszystko wyleczył, gardło też. Tylko stare kości nadal bolą bo już mocno trzeszczą.
Ktoś pisał o płukaniu gardła letnią wodą z dodatkiem wody utlenionej w proporcjach 1:4. Niektórzy dodają jeszcze trochę soli. Moja sprawdzona metoda, to np. 1/3 szklanki letniej wody, 4-5 kropli płynu Lugola i dwa solidne psiknięcia wody utlenionej. Działa rewelacyjnie. Najlepiej stosować wtedy, gdy nie planujemy pić i jeść żeby mieszanka zdążyła "rozgościć" się w naszym gardle. Trzymaj się zdrowo!
Witam U nas szaro i mroźno, tylko siedzieć w domku, słuchać muzyki i planować smaczne jedzonko, z deserkami i kawusią.
Wczorajszy sernik mnie rozczarował, niziutki - cieniutki jak mazurek. Na szczęście piekłam na 'delicjach i dlatego trzyma fason, inaczej pewnie rozpadłby się jak nieudany naleśnik. Ale smaczny, jak to domowy gniot i ładny, jak wszystko polane czekoladą stopioną + sok wiśniowy i dekorowane całymi wisienkami z 'czapeczkami migdałowymi. W planach nowość - krem chałwowy na bazie ... nieee masła i budyniu, ale kaszki manny, siekana czekolada powinna dodać 'szlachetności plebejskiej kaszy. Jak nie wyjdzie, będzie gotowe z cukierni bo nie będę siedziała w kuchni, jak za karę. Co na obiad?? chyba placki ziemniaczane /podobno z wyciskarki wychodzą super - ziemniaki surowe wycisnąć/. Zobaczę, może zaryzykuję.
Pozdrawiam
Dopisano 2022-1-27 13:12:15:
Pomysł na kaszkową masę chałwową nie jest mój, tylko odgapiony i przerobiony: w oryginale była kasza jaglana lub ryż /gotowane na mleku i zblendowane/.
Fajny pomysł i może na kaszce też wyjdzie, jak nie to będzie deser do pucharków/miseczek a ciasto 'pracowe dla Jubilata kupię, bo mam już szczerze dość. Nawymyślają te chłopy a ty kobiecino męcz się i kombinuj by nie marudził. Ostatni raz, niech zejdzie wreszcie na ziemię i zamawia sernik lub inne 'normalne ciacho.
Smosiu dzięki za podpowiedzi. Fervex nie dla mnie, kłóci się z moimi lekami, którymi się faszeruję regularnie. Nie wiem coś Ty wykombinowała z tą kaszą. Masa z kaszą jest bardzo dobra, ale też z masłem utartym... o takiej mówisz? Wyciskarka do soków... oglądałam ostatnio program na Kuchni+ i p. T.Jakubiak właśnie gotował kartacze i tak wyciskał ziemniaki. A ja też dziś jem placki ziemniaczane a'la Huzar... do masy ziemniaczanej dodaję się ser biały, po usmażeniu go nie czuję i nie widzę, ale smaczne są. Przepis podpatrzyłam na youtube. A to moje placki:
Placki,potrawa która nigdy się nie znudzi. Oczywiście dla wielbicieli,bo znam też takich którzy nie lubią ja tarce nie trę od lat. Zawsze soibie przytarłam zbyt mocno palca. Jak robię dużo ,to używam sokowirówki. Natomiast jak niewiele to blendera. Szybko i smacznie.
Życzę smakowitego obiadu. Moja wątróbja i ziemniaki właśnie dochodzą
Placuszki jak marzenie, ser biały?? super, ale mój poszedł do sernikowego mazurka i teraz mam już tylko sery twarde, chyba w smażeniu wypłyną z placków.
Smosiu, sera nie trzeba dużo, o takie składniki, a reszta jak w normalnych
Składniki
7-8 ziemniaków 200 g sera białego /zmielony/ 3 łyżki kwaśnej śmietany 3 duże łyżki mąki pszennej 1 jajko sól, pieprz tłuszcz do smażenia
Ja być może będę też robić tort po niedzieli. Planuję zrobić bezowe blaty, krem jogurtowo-truskawkowy ,,, ale nie wiem, czy jubilatka nie zaprotestuje i powie, że na diecie i nie chce żadnego, zobaczymy, plan mam.... też tak planuje długofalowo? wiecie, że mam już plany na Wielkanoc? przez tą pandemię wszystkie spotkania rodzinne są ograniczone do minimum, nawet prawie do zera. Teraz powiedziałam sobie, że o ile koronka mnie nie zaatakuje i nie da mi rady /albo ja jej/, Wielkanoc będzie jak należy, jak zawsze..... Wszyscy przy stole... tylko 12 osób razem z dziećmi... e, tam, 15-latki to już nie dzieci...już się cieszę i menu opracowane. Pomyślicie, że babcia chyba oszalała....
Wcale tak nie pomyślę... Jesteś cudowną Babcią z tego co czytam i jaka młoda duchem. A z tego przepisu i ja skorzystam. Na początek z 4 ziemniaków,ot tak na próbę. No tak mam,jak coś kucharzę pierwszy raz
A swoją drogą jak napisałaś,że zamierzasz zrobić tort po niedzieli,to pomyślałam ,że to na Twoją Drugą Rocznicę 31 stycznia ...
O, rany!!! pamiętasz??? a wiesz, że miałam nawet dziś wspomnieć, że będę obchodzić drugie urodziny, moja Kochana Przypominajka, pamiętała... aż się rozczuliłam.... ale nie, ja mam na myśli urodziny córki na początku lutego... swoich następnych już nie będę obchodzić, bo i tak za dużo tych okazji mam... dawniej świętowałam tylko imieniny, mąż z kolei tylko urodziny, dzieci od małego urodziny i tak zostało, a teraz .... zmusili mnie do obchodzenia urodzin i tak imieniny dla moich osobistych przyjaciół, urodziny dla rodziny.... A poza tym tamten czas, sprzed 2 lat, puściłam w zapomnienia, gruba kreska, nie ma, nie było....
Może ten sam widziałaś?? fotka w pucharkach ale opis /na końcu przepisu/ do wszystkiego - do tortów też /tylko mniej mleka, by nie wyszedł zbyt rzadki/.
Dopiero teraz znalazłam trochę czasu,by dać znak życia. Jestem nie śpię,choć dziś wyjątkowo pospałam dłużej. Wczoraj mnie nie było cały dzień w domu. Musiałam pozałatwiać sprawy,które miałam załatwić w przyszlym tygodniu,ale w związku z tym,że od dziś dzieci mają zajęcia zdalne,trzeba było teraz. Niestety i tak dwóch rzeczy nie udało mi się załatwić. Lekarz i stomatolog w poniedziałek. Muszę się jakoś scynchronizować,by obie wizyty się nie zazębiały.
Dziś na szybko obiad robię. Wątróbka z pieczarkami,do tego ziemniaki i zapas słoikowy z piwnicy. Do picia herbata z lipy i syrop z pigwy,bo w gardle nieco drapie. A co u Was jak zdrowie? Scenariusze coraz bardziej czarne się robią. Rozmawiałam z koleżanką z opolskiego i mówiła ,że jej siostra przeszła covid w zeszłym roku,a teraz przechodziła omikrona. Jeśli to Was pocieszy,podobno łagodnie,tylko menda bardzo zaraźliwa. Węch odzyskała po 4 dniach,no i w plecach trochę bolało.
Piątek, piąteczek, piąteluniek Kiedy się pracuje w domu, to odrobinę inaczej odczuwam ten dzień. Może nie tak, że mniej się cieszę, ale jednak jest inaczej... Mimo wszystko dobrze jest mieć świadomość, że jutro nie trzeba będzie ślęczeć przed monitorem komputera
Pogoda całkiem przyjemna, bo wreszcie niebo się przejaśniło. Od wczorajszego wieczora wiało tak mocno a potem jeszcze przez całą noc, że strach by było wychodzić na zewnątrz.
Widzę, że u Was smażenie i pieczenie na całego. Co rusz jakieś pączki albo placki ziemniaczane. Wszystko wygląda bardzo smakowicie. Ostatnio moja sąsiadka (starsza pani) podarowała mi parę rogalików. Robi takie kruche i pyszne, że chyba nie jadłam lepszych. Powiedziała, że efekt kruchości uzyskuje się dzięki dodaniu do ciasta smalcu. Wy też tak robicie?
Witam. Na początek smalec i ciasto kruche /bo potem zapomnę/. Otóż ja do ciasta kruchego zawsze dodaję smalec, choćby jedną łyżkę. Tak robiła moja Mama i ja tak robię. Czasem daję nawet więcej, np. do ciastek amoniaczków pół na pół z masłem. Niekiedy używam nawet tylko smalcu. Smalec daje kruchość.
U mnie pogoda ciapowata dziś. Coś pada, niewiele, ale słyszę odgłosy spadających kropli na parapecie.
Gardło przestało mnie boleć, zastosowałam jedynie tabletki-cukiereczki szałwiowe, bo nic innego nie miałam pod ręką.
Wirus nadal szaleje i trochę jestem przerażona, bo wszyscy moi znajomi wzięli trzecią dawkę, a ja nie... nie wiem czemu, mam jakieś opory.
Już wiem, że na urodziny córki tortu nie będę robić, a tak się nastawiłam.... Ona nie chce tortu, chce rafaello ...takie na słonych krakersach. Fakt, że jest pyszne, ale tort to tort...
To byłoby na tyle moich wiadomości. Trzymajcie się zdrowo.
Smalec dodaje kruchości i smakowitości nie tylko kruchym ciastom i ciasteczkom ,ale także piernikowi staropolskiemu. Taaki mam zresztą przepis z książki od ciotki jeszcze z XIX wieku. Delicje po prostu Zresztą jakie pyszne są ciasteczka ze skwarek. Mieli się je i zastępują tłuszcz. A i przepis na piernik ze skwarkami też zauważyłam,że jest na WuŻecie choć nie miałam okazji piec.
Dodałąm kiedyś smalcu do ciasta drożdżowego,niby dobre,ale jednak tu wolę dodac masło
Dziś na dworze zawierucha,co nam mocno w oczy dmucha..
Strach z domu wyjść. Jeszcze się okazało,że mój syn ma kwarantannę,bo jedna z jego nauczycielek w szkole jest ''pozytywna''. Wychowawczyni dała mi wczoraj znać o zaistniałym fakcie. Teraz czekam na telefon z sanepidu i z policji. Podobno takie są procedury/ Powiem Wam szczerze,że specjalnie się w to nie zagłębiałam,toteż zdziwiona byłam,ze ta kwarantanna ma potrwać tylko do 1 lutego. Nie powiem,cykora małego mam,ale co ma być to będzie. Na pewne rzeczy nie mamy wpływu Mój Wujek co w szpitalu od października walczy z powikłaniami covida wczoraj dostał zapalenia mięśnia sercowego... a już było lepiej. Wychodził na prostą. Nawet dał radę sam wziąć prysznic,podczas gdy wcześniej nawet nie był w stanie skorzystać z wc. Teraz czeka go operacja na otwartym sercu a kardiochirurg wielkich nadziei nie daje Póki jednak życie,póki nadzieja. Trzymajcie się i mimo chorych czasów w jakich przyszło nam żyć starajmy się cieszyć każdym dniem.
No masz... zapalenie mięśnia sercowego.... zdarza się czasem po szczepieniu /tego się chyba boję i nie idę po trzecią dawkę/, ale też i po covidzie ponoć. Nie wiem tylko, czym to się objawia, czemu operacja? myślałam, że to się jakoś leczy, gdy w porę się wychwyci. Muszę się podszkolić w temacie.
Jest znacznie gorzej niż mi tata powiedział..Wujek ma już tak zniszczone serce,że potrzebuje...przeszczepu. Po 4 zawałach,bajpasy,cukrzyca, nadciśnienie i wiek. Kardiochirurg powiedział,że najprawdopodobniej ......na stole operacyjnym...
Goplano, to się zgadza... wiesz, ja taki sercowy samouk, bo jak coś mi czy komuś, to ja muszę temat zgłębić... no tak mam, co nie jest dla mnie dobre. Wracając do zapalenia mięśnia sercowego, to wg mojej wiedzy może samo minąć, w poważniejszych sytuacjach trzeba leki farmakologiczne, a gdy już całkiem poważna sprawa... przeszczep. Ale może nie jest aż tak, bo chyba przed chorobą sercowo nie było aż tak źle. Trzeba mieć nadzieję i jakiś dobry specjalista by się przydał, żeby ocenił sytuację... tylko gdzie tych dobrych szukać...
No wiesz,dobrze to nie było,a lekarze skupili się głównie na dotlenianiu,bo płuca wysiadły. Covid zajął ich3/4 ,a teraz doszło zapalenie mięśnia. Na serce choruje odkąd pamiętam. Miesiąc po moim weselu miał wszczepione bajpasy. Gdyby nie to, groziła mu śmierć. A dr i tak dawał 50/50-uda się operacja,albo nie. Wuj zapytał doktora,ile mu zostanie bez operacji.Usłyszał,że najwżej pół roku. Nie namyślał się więc długo i postawił wszystko na jedną kartę.Jak ma odejść,to woli na stole niż czekać... Udało się,ale miał wtedy 54 lata,a dziś 79.
W poniedziałek ma być przetransportowany do szpitala w Szczecinie. Wszyscy trzymamy się dobrej myśli,ale co będzie to już tylko Bóg wie.
Ja w biegu - od kuchni do sklepu i banków /ostateczne pożegnanie ze starym i nowe karty w nowym/. Mam dość i jestem umęczona, do tego coś nas naszło na film 'Kształt wody - wiedziałam, że łzawy ale że brutalny /drastyczny wręcz/ to nie. Zamiast luzu dostałam porcję emocji ciężkich i bolesnych. Teraz przegląd stronek i odfajkowanie rachunków, potem pieczenie /murzynek albo czekoladowe/. Boję się tej masy kaszkowej bez masła i chyba będzie budyniowo-czekoladowa + chałwa kruszona. Galaretka, właściwie mus owocowy + sypana galaretka. Co będzie, to będzie - ważne by nie rozpadło się w transporcie. Dawno nie piekłam 'na pokaz i mam teraz tremę.
Pozdrawiam i też pytam: co z Basią i Nadią, i Mariolanką
Sorry, ze jestem(bylam) taka beznadziejna gospodynia prawie ubieglego watku.Nie dziwie sie Alman, ze ma watpliwosci co do trzeciego szczepienia.Pierwsze dwa przeszlam bez objawowo(Astra),trzecie Moderna bo ponoc Astra tylko dla mlodziezy.To byl koszmar....wysoka temperatura, zwalalo mnie z nog...normalnie szok ale jakos trzeba bylo zyc i tego za duzo bylo.Wreszczcie powoli dochodze do siebie,i mysle ze bedzezie tylko lepiej .Dziewczyny trzymajcie sie!Zdrowia zycze!
Basiu nie pisz tak. Byłaś i nadal jesteś naszą styczniową gospodynią Nie zawsze człowiek ma czas i chęć pisać,zwłaszcza gdy przeżywamy problemy zdrowotne czy jakieś inne. Pozdrawiam Cię serdecznie i przede wszystkim dużo zdrówka dla Ciebie i Rodziny
Miałam nadzieję sobie pospać,gdzieś do 8:00 bo całą noc nie zmrużyłam oka. Karetki co rusz na sygnale jeździły,psy wyły,no i wspomnienia które mnie ogarnęły.. Dziś mija 33 lata jak odeszła moja Mamusia,a wspomnienia wciąż jak żywe. Ostatnio często mi się śniła,pewnie na wyjątkową rocznicę.
Wczoraj czekałam cały dzień na telefon z sanepidu i ni huhu. Nierozumiem. Dzwoniłam do koleżanki spytać jak jest u niej ,bo jej dzieci też na kwarantannie,to mówiła,że do niej zadzwonili na drugi dzień,ale może być i tak,że dzwonią po kwarantannie.
Dziś sobota i chyba kres podróży po oceanie naszej Ekkore
A co tam u Was? Sobota pracowita czy wypoczynkowa?
Witam. Też dziś miałam noc niespaną, koło piątej miałam już robić kawę, ale trochę poczytałam, potem już miałam iść do kuchni, a była 6.30, ale ...wtuliłam głowinę pod kołderkę na chwilę i... obudziłam się o ....9.30. I to obudził mnie chyba sms, bo napisał, czy wszystko ok? ja zawsze rano piszę do dzieci czy u nich ok, więc skoro się nie odzywałam...
Kiedy ostatnio u syna mieli kwarantannę /to jeszcze w grudniu, więc może zasady teraz inne/, to dzwoniła policja lub wojsko. Nie każdego dnia.
Miłej soboty, efektywnej roboty i zdrowotności głównie.
Witam wszystkich. Już jedzemy do domu. Proces wyjścia ze statku, z przejściem przez kontrolę dokumentów zajął mniej niż pół godziny, zaskoczyła mnie bardzo pozytywnie ta sprawność.
Niestety WZ to była jedyna strona, której internet nie chciał mi przepuścić, wszystko inne działało sprawnie.
Było super. Parę rzeczy było na minus, ale to drobiazgi, nie mające wpływu na ocenę całości. Najgorsze były maski, także następny ewentualny rejs jak nas uwolnią z kagancow.
Do pracy pewnie nie idę, bo mają covida, więc wolne mi się przedłuży.
..ale aura,duje,huczy,miota drzewami jak gałązkami. Przez ten wiatr tak się dziwnie czuję jakbym była z waty. Trzeba było jednak wziąć się za niedzielny obiad. Rosół jak zwykle mruga pod pokrywką. Na drugie będą dawno nie robione kotlety de volaille. Do tego po 3 ziemniaki,surówka z marchewki i mizeria. Miałam robić chrust,ale wczoraj uszkodziłam palca nożem.
Witam. U mnie również wieje, zaczęło o 4-tej rano, wtedy się obudziłam i już do rana nie spałam, ale potem jeszcze trochę mi się zdrzemnęło.
Goplano, ja rosół zawsze gotuję odkryty, robię źle? pytam, bo jesteś specjalistką w tym temacie. U mnie dziś żurek /wyszedł pyszny/, na drugie będą ziemniaki "spłaszczone" zapiekane oraz kotlety z piersi kurczaka a'la pizza /też z piekarnika/. Do tego może ćwikła, ja z pewnością zjem kapustę z tartym ziemniakiem wg Alidab, bo wczoraj zrobiłam i nie mogę się jej najeść, tak mi smakuje. Jest też ciasto... śmietankowe z jabłkami i rodzynkami. Alidab ciągle milczy... odezwij się Kochana choć jednym zdaniem.
Nie ma też Smosi, pewnie ten wymyślny tort wciągnął Ją z butami do kuchni... no pochwal się...
Mariola i Basia mają usprawiedliwienie, bo albo zapobiegają, albo walczą z koroną.
A ja idę trochę pobuszować w necie, może dowiem się czegoś ciekawego. Trzymajcie się zdrowo, nie wychodźcie z domu bo wiatr Was może porwać.
Jestem, w biegu między kuchnią i kuwetami, paśnikami i stronkami bankowymi. Ostatni raz wymieniam karty i banki, bo mam już bajzel i kruczki, haczyki mnie dobijają. Jak siedzę latami u nich, to mają mnie gdzieś /w okolicach kolan/ a jak znikam, to nagle potrzebują mnie jak tlenu i utrudniają pożegnanie. Zwariować można od ich procedur i nieoczekiwanych ofert 'współpracy.
*Ciasto super, skubnę i lecę z wichrem do małych, bezradnych by przez moje lenistwo nie głodowały. Niedługo wiosna i muszą mieć dużo sił by ją powitać /inaczej sobie pójdzie dalej albo i wcale nie dojdzie - oby nie/.
U nas dzisiaj chyba biała kiełbasa /już dawno jej nie piekłam/ w piwie, z cebulą. Dodatki do wyboru: ziemniaki lub pieczywo.
Cześć Alman. Bardzo dobrze robisz. Tak powinno się gotować rosół. Jedynie do momentu zagotowania pod przykrywką. Ewentualnie jeszcze można między garnkiem a pokrywką położyć łychę drewnianą. Tak robiła moja babcia jak gotowała rosół na piecu opalanym drewnem. I tak sobie pyrkał na boku pieca kilka godzin. Gotowanie pod samym przkryciem powoduje mętnienie.
O tak,kapusta Alidab jest przepyszna,ten starty ziemniak to strzał w 10. Nie trzeba żadnej zasmażki,bo doskonale zagęści i jaki smak.
Jeśli chodzi o coś słodkiego,to chyba na szybko ukręcę szarlotkę. Mam dużo musu w słoikach,więc trzeba spożytkować. Pozatym mężowski zakupił cały kg cynamonu cejlońskiego,to dokładam gdzie się da
Moje wypieki, mam je głównie na twarzy - idą jak po grudzie. By zwiać przed nawałnicą i wyłączeniami prądu - piekłam szybko i nie mam nawet spodu gotowego. Bo co nagle, to do kitu - nie całkiem kit, bo smak ok, ale znowu cienizna i będzie to tylko dodatkowy blat do przełożenia, którego nie planowałam. Spód murzynkowy /z masłem i olejem ryżowym + powidła kakaowe herbapolowe/ już szykuję - ogrzewam składniki. Jak nas nie odłączą, to do nocy zdążę. Chyba chwalić się nie będę, bo to takie wymęczone ciacho i na wynos, więc nie pokroję, tyle co skubnę przy mieszaniu i składaniu. Ciekawym mojego 'dzieła mogę wysłać szczegóły na priveee.
Witam niedzielowo Oj, wieje wieje...i końca nie widać. Herbata, coś dobrego do czytania, muzyka i zapach chleba z piekarnika. Dobrze, że nie trzeba nigdzie wychodzić. Miłego dnia Ps. Ekkore, dobrze, że szczęśliwie dotarliście do domu.
Ale szok termiczny był okropny. Jeszcze dzień przed zejściem ze statku moczyliśmy się w wodzie, słoneczko przygrzewalo od góry. Po zejściu ze statku, na Florydzie było tylko 6 stopni. A potem tylko mniej, mniej. I porywisty, lodowaty wiatr w przód samochodu. Zżerał paliwo, że aż strach. Spalanie jak na jeździe miejskiej ze światłami. Jeszcze wczoraj ja musiałam jechać. Męża zmiany temperatury, ciśnienia i wiatr dobijały, tak go bolała głowa, że ledwie widział na oczy. Lepszy mój ucisk na nerwy i ból nogi niż jego zamykające się oczy. Wiem, powinnam jeździć na tempomacie, wtedy miałabym większe pole do manewru, możliwość ciut innej pozycji, ale wtedy czuję się jak pasażer za kierownicą, brak kontroli powoduje strach, że nie zdążę zahamować, nie cierpię tego uczucia. Obecne samochody mają to już skorelowane ze zwalnianiem samochodu, ale pewnie ten większy brak kontroli jeszcze bardziej działałby mi na nerwy. Jak dojechaliśmy do domu, już było na minusie. I dzisiaj, teraz -8. I to trzyma całe nasze wakacyjne dwa tygodnie, nie zanosi się na ocieplenie.
Moja praca ma wirusa. Dzisiaj się dowiem kiedy kończą kwarantanne i kiedy dokładnie idę do pracy. Poza tym muszę poprac wszystko, trzy walizy plus kosz tego co przed wyjazdem. Pralka będzie miała co robić. Pomóc mężowi spakować się, także na ostatnie pożegnanie. Niestety lekarz nie daje nadziei, powiedziała, że to kwestia dni, że nawet nie musimy się starać o dom opieki paliatywnej. Myślę, że ona wie, że syn przyleci, mrugala wtedy oczami, była przytomna jeszcze i czeka na niego. U siostry w domu korona króluje (troje z nich, tylko szwagier jeszcze się trzyma), więc zamiast odpoczynku po locie, mąż musi prosto do Jeleniej. Żeby ojcu czegoś nie przywieźć. Jego tata jest w bardzo złej kondycji. Żal i depresja wyłącza mu mózg i resztki sprawności, przestaje chodzić. Nie łatwo mojemu mężowi będzie. Ja sobie nie mogę pozwolić na kolejne wolne, bo stracę pracę, a rachunki trzeba płacić, nie wiadomo czy mąż nie weźmie bezpłatnego, czas wszystko pokaże.
Zaraz muszę powalczyć z zimnem i ruszyć na jakieś zakupy. Gdyby nie fakt, że trzeba mi warzyw, zamówiłabym do odbioru. Ale warzywa to muszę sama, bo zakupy zazwyczaj robią młodzi, im wszystko jedno co wsadzą, biorą jak leci. I potem więcej czasu idzie na reklamacje niż samodzielne zrobienie zakupów.
Przesyłam Wam jeden z moich ulubionych widoków z wyjazdu. To wyspa Roatan, należąca do Hondurasu. Mają wszystko - dobre i złe- góry, ocean, morze, dżungle oraz wielką biedę.
Witaj, fajnie że szczęśliwie powróciłaś na stały ląd. Fotka jak z raju, ale jak widać tylko z pozoru, prawda jak zwykle o wiele mniej piękna. Trzymaj się ciepło i zdrowo. U nas tak wiej, że chyba Orkiestrę Owsiakową porwie. Też muszę wyjść, naprawić zerwane daszki ptasie i nasze gałązki, szyszki pozbierać.
Oj, dużo emocji u Was ostatnio. Zarówno tych pięknych, jak i tych trudnych. Ogromnie współczuję Twojemu mężowi. Przez chwilę próbowałam to wszystko ogarnąć myślami i miałam nadzieję, że sklecę jakieś mądre słowo, ale...tu się nie da... Ciężki czas przed Wami. Teraz jest chyba ten najgorszy etap - bezsilność pomieszana ze smutkiem i iskierką nadziei. Co by nie było trzeba iść do przodu.
Domowych spraw po powrocie z urlopu zawsze jest dużo. W sumie, to dobrze, że nie musisz tak od razu biec do pracy, prawda? Pozdrawiam
Do pracy jednak biegnę, j nas kwarantanna teraz tylko 5 dni, skończyli już. Ale dobrze, że na 9. Wczoraj większość popralam, została mi jedna pralka do suszenia naturalnego.
Wczoraj zrobiłam prosty obiad, sis pieczarkowy i w tym podgrzane plastry mostka wołowego własnego wędzenia (beef brisket wędzi- piecze się jakieś 14 godzin. To moje ulubione mięso). Dobre było. Dzisiaj sałatka.
Witam poniedziałkowo No i nadszedł już ostatni dzień pierwszego miesiąca nowego roku. Zleciało prawda? Zgodnie z wcześniejszą deklaracją rozpocznę jutro lutową Kawiarenkę. Chyba, że ktoś ma chęć, bo dla niego, to ważny miesiąc, to dajcie znać
Wiatr ustał. Kolejny dzień typowo jesienny przed nami. Spałam dość długo, bo jakieś 9 godzin. Ostatnio mam wielką potrzebę snu, ale nie planuję tego "rozkminiać". Liczę, że organizm sam wie najlepiej, co jest mu potrzebne. Jej, jak w tej chwili ptaki głośno śpiewają. Wcześniej z pewnością gdzieś się pochowały, bo wichura je wystraszyła a teraz nadrabiają stracony czas. Biedne maleństwa. Jak one dają sobie radę w takie ciężkie dni...?
Dziś na obiad wątróbka duszona z cebulą i suszoną miechunką. Super połączenie, bo miechunka, podobnie jak żurawina jest kwaskowa i wspaniale się komponuje.
Fajnie, że Ty luty poprowadzisz. A te ptasie maleństwa radzą sobie znacznie lepiej niż my. Obniżają loty i 'ślizgiem, jak my na deskach czy sankach, lecą gdzie chcą i muszą.
Piszę póki pamiętam. Rozmawiałam wczoraj z koleżanką na temat kwarantanny i przy okazji szczepień. Co do trzeciej dawki, okazuje się,że zanim podejmie się decyzję o przyjęciu, należy wcześniej wykonać poziom przeciwciał. Może się bowiem okazać ,że pozostałe szczepionki wytworzyły ich na tyle,że doszczepianie się jest całkowicie zbędne,a nawet szkodliwe. Co prawda określenie poziomu przeciwciał kosztuje ok 150 zł,ale z pewnością warto je wykonać i mieć pewność,niż potem ... To narazie tyle. Dużo zdrówka i piszcie,niech kawiarenka huczy Wszak karnawał trwa
Witam. Na początek badanie przeciwciał przed szczepieniem. Moim zdaniem to niewiele, a może nic, nie daje. Mój M oczywiście bardzo uważający i "lubi" lekarzy w przeciwieństwie do mnie, więc oczywiście wszystko jak w książce napisane... przed terminem trzeciej dawki badanie przeciwciał, jakiś tam wynik, nikt nie potrafił powiedzieć czy wystarczający...zatem trzecia dawka, po jakimś czasie znów badanie przeciwciał i....wyniki nie są do porównania, bo w tzw. między czasie zmieniła się metoda badania i dalej nie wiadomo, czy po szczepieniu nastąpił wzrost czy nie... mieści się w jakiejś normie, ale dużo, mało, nikt nie potrafi ocenić /może nie chce/.
U mnie jeszcze trochę powiewa, ale już nie tak jak wczoraj. Ważne, że dzień nieco dłuższy i bliżej do wiosny. Dziś nie mam planów, obiad jest po niedzieli, więc luzik, no może nie całkiem... wspomnieniami zapewne żyć będę...
Nie wiem co koleżanka czyta i kogo słucha, ale: - 300 zł nie wydam, - po 6 mc-ach znacznie spada poziom przeciwciał /badania lekarskie, ta sama metoda pomiaru/, - 3cia dawka u normalnie reagujących/współpracujących znacznie podwyższa poziom tych ciał.
Igły to moje przekleństwo, a szczepienia to zmora - jednak przyjmę lada tydzień 3cią dawkę. Testom średnio ufam, ważne są opinie lekarskie i moja kondycja. Jeśli mam wybierać pomiędzy: powikłaniami po szczepieniu lub ciężkim covidem. Wolę już to 1sze.
To nie kwestia wiary - gadam, pytam i już wiem, że warto przyjąć kolejną dawkę. Jak minie koszmar covidowy, to zapomnę o szczepieniach na długo albo i na zawsze. Nigdy wcześniej nie byłam szczepiona, nawet gdy firmy fundowały nam przeciw-grypowe wynalazki.
Smosiu obawiam się, że nie zapomnisz o szczepieniu. Covid będzie z nami na zawsze, skończy się kwarantanna, zostanie zdegradowany do poziomu grypy, ale nie zniknie. I będzie jak ze szczepieniem na grypę- jak już zaczniesz, trzeba kontynuować.
Odkąd covid przyspieszył znam głównie osoby zaszczepione, w tym część po 3 dawce - jeden zawał, nieprzytomny walczy o życie i jeden zgon, które złapały wirusa. Niezaszczepione to dzieci, które bardzo łagodnie przechodzą. Przynajmniej te znajome, wszystkie miały leciutenkie objawy przeziębienie, z krótkotrwałą temperatura.
Nie ma reguły, są przypadki całkiem odwrotne, a dzieci... też chorują ciężko. To jest chyba taki wybór między dżumą a cholerą /to nie moje, to ktoś...wiemy kto... tak powiedział kiedyś na inną okoliczność/. Można też bardziej dosadnie... przepraszam, ale ... jak się nie odwrócisz, to d... zawsze z tyłu. A decyzja należy do każdego osobiście.
Dokładnie decyzja należy do nas. I jaka nie jest, trzeba ją uszanować. Każdy ma swoje motywacje, każdy inne.
Jestem bardzo ciekawa opinii Marioli po ciężkim przechorowaniu chyba bez szczepienia, tak mi się wydaje, że była przeciwna. Jaka będzie jej decyzja na przyszłość.
Trudno - bez ryzyka, nie ma życia. Nie mam zamiaru walczyć, kopać się z 'koniem bo i tak przegram. Natura wie najlepiej co robi. Jak może mi darować kolejne lata w zdrowiu lub chociaż nadzieję, że będzie ok, to dobrze. A jak postanowi inaczej, też to przyjmę. I z tym pozytywnym nastawieniem zostawiam Was kochane duszki kawiarniane.
Jestem umęczona i nadal obolała /ciut mniej, ale trzyma jeszcze/. Od rana panika - sklepik, pakowanie do roboty i po-niedzielne ogarnianie wszystkiego. Plany obiadowe - zjadłabym lazanię, ale tyle pracy przy niej.;(( Nie wiem co wymyślę wołowego. Szaro u nas, ale cicho i pustawo wokół, chyba wszyscy jeszcze śpią, nawet psy nie szczekają. Też bym pospała, ale nie ma tak fajnie - pędzę ogarniać bałagan szyszkowy i karmić bidulki skrzydlate.
Nie mam czym - fotki brak, bo do późna kombinowałam i zmieniałam plany. Strach mnie obleciał przed zakalcem i upiekłam: 2a murzynki - cieniutki i grubszy; zamiast 2ch mas - 1na chałwowa /ch.słonecznikowa pokruszona/ z budyniem na gęsto i czekoladą gorzką; zapchałam całą tortownicę i ledwo wcisnęłam na wierzch wiśnie z kompotu i orzechy siekane + czekolada stopiona, posypka wiórkowa.
Pomarańczowy eksperyment zostawiam na normalny czas, gdy nie będzie presji czasowej i 'pokazowej. EM i tak zadowolony - bo chałwę w masie ma /też nowość, ale w miarę bezpieczna/.
I tyle - chłopy chętnie zjedzą, bo słodkie zawsze dobre, zwłaszcza domowe.Tak myślę, mam nadzieję.
Witam , ja ciagle walczę , źle mi się pisze bo mam jeszcze wenflon i to w prawym ręku . Dziękuje za mile słowa i jeśli mogę prosić to trzymajcie nadal kciuki . W moim przypadku to nie jest jak piszą tylko katar o drapanie w gardle. Mam nadzieje ze będzie już niedługo lepiej . Dziś mam wizytę pani doktor to zobaczymy co powie mam nadzieje ze już same dobre wiadomości .
O przeciwciałach tez się sporo dowiedziałam i napisze innym razem .
Mariola, no trzymaj się. Myślę, że już będzie teraz z górki. Kiedy już będziesz w stanie pisać to opisz, takie informacje z pierwszej ręki są najbardziej wartościowe, bezcenne wprost. Tymczasem zdrowiej i wracaj.
Mariolan, trzymaj się dzielnie i cierpliwie. Zdrowiej jak najszybciej i daj nam znać co powiedziała pani doktor. Uściski bardzo mocne żebyś poczuła, że jesteśmy obok z dobrymi myślami.
Moi pracodawcy wszyscy byli chorzy. Mała tylko temperatura, tata gdyby nie test nie wiedziałby, że miał covid, mama przeszła przez kilka dni dosyć ciężko. Schudła na twarzy bardzo. Ja wróciłam do pracy, gdy im się kwarantanna skończyła, wychorowali się w moje wakacje. Bo pewnie też bym złapała.
Tak, masz racje watek sie konczy i to ja Wam dziekuje bardzo za odwiedziny i Wasz udzial mimo ,ze bylam "oporna".Niestety czasami tak jest.....ze nie masz na nic ochoty.Jestem juz w tym wieku, ze nic na sile.Sciskam Wszystkie i czekam na nowy watek Smakosi.Mariola wracaj szybko do zdrowia, trzymam kciuki.
Basiulis dziękuję Ci za to, że jesteś prawdziwa, że nie starasz się na siłę, że jesteś z nami W moim odczuciu zakładanie wątku w Kawiarence nie obliguje do tego, by "pilnować" go każdego dnia. Kawiarenka ma drzwi otwarte i prowadzą do niej nasze emocje. Tutaj można się anonimowo wypłakać, pośmiać, pocieszyć i też pomilczeć... Ot, taki ciepły kącik i przerywnik w codzienności ze sporą dawką życzliwości od fajnych ludzi. Trzymaj się Dziewczyno i nie poddawaj!
Było fajnie, dziękuję Basiu. Tak, nic na siłę to moje najważniejsze motto - zawsze 'działa /w życiu: towarzyskim, finansach i codziennych sprawach/. Np. wczoraj nie upiekłam lazanii, bo nie miałam już siły na długie przygotowania. Wołowinkę pokroiłam, doprawiłam, wrzuciłam do michy ceramicznej, podlałam wodą i do pieca. Pod koniec suchy makaron, wymieszałam, uzupełniłam wodę - pycha w gębie. Kolejny sukces kulinarny, bez-wysiłkowy.
Zdrowia, humoru i siły by przezwyciężać ciężkie chwile.
Jaki bedzie tego nie wie nikt,oby byl dla nas laskawy,
Co da w darze?
Juz niedlugo sie okaze!!1
Niech Was szczodrze obdaruje, zdrowia szczescia nie zaluje!
I niech spelni krok po kroku Wasze marzenia w Nowym Roku
Poki co zycze wam dobrego wslizgu.
Dosiego Roku!!!
Witaj Basiu, nasza Noworoczna Gospodyni kawiarenkowa
Dziękuję za piękne życzenia którymi otworzyłas styczeń. Jak miło rano wstać i napić się dobrej herbaty w dobrym towarzystwie
Do Siego Roku!
Przed nami nowych 365 dni, a każdy z nich inny
Niech niosą więc radość, miłość i nadzieję
Niech będą słoneczne a wiatr niech rzadko wieje
Życzę Wam też wokół życzliwych ludzi wielu
Życia w zdrowiu, szczęściu i weselu
Niech Nowy Rok przyniesie same dobre chwile
i niech spełni się choć jedno życzenie.
Basiu :) dziękuję za cudne życzenia - niech spełnią się wszystkie
Może będzie lepiej, weselej?? może tak samo?
Ważne by nas nie ubywało a Kawiarenka zawsze była otwarta i przyciągała ciepłem, aromatami i smakami.
Dosiego Roku :)
Basiu jak pięknie zrymowałaś powitalne słowa zarówno dla Nowego Roku jak i dla Nowej Kawiarenki
Zaskakujecie mnie dziewczyny, nigdy nie udaje mi się odgadnąć jak zaczniecie kawiarenkowy wstęp i za każdym razem jestem mile zaskoczona i mam banana na ustach, to chyba jakaś magia
Życzę wszystkim nie tylko lepszego, ale i wspaniałego, całego roku 2022
Witam w 2 dniu Stycznia Roku Pańskiego 2022
Za nami święta,Sylwester,Nowy Rok...Wszystko zatem zaczyna się od nowa.
Czy mam jakieś postanowienia? Nie,nie mam,bo jak sobie powiem-muszę,to muszę tamto,zazwyczaj nic mi potem nie wychodzi. Więc postanowiłam tylko jedno-ja mogę,ale nie muszę Muszę za to od rana krzątać się po kuchni,bo w końcu obiad trzeba ugotować. Nic nowego,rosół z kurczaka. Na drugie udka na pikantnie,do tego po 2 ziemniaki i buraczki z marchewką z moich letnich przetworów.
Na deser końcówka kremówki i to by było na tyle. Wg mnie i tak dużo. Smaki poświąteczne wciąż się jeszcze mieszają i jeść się wcale nie chce.
A co tam u Was? Cichutko,chyba odsypiacie ostatnie bale
U mnie na spokojnie,sami w domu w Sylwestra i kilkanaście minut po północy poszliśmy spać. Co prawda nie do końca się dało,bo po sąsiedzku jeszcze do 2:00 puszczali fajerwerki,a widok był niesamowity.
Szkoda tylko tych psiaków.Lata temu gdy był z nami jeszcze ukochany pies Major było takie świstanie w Nowy Rok,że jak się wcisnął do budy to nie wychodził z niej 3 dni. A Babcia myślała,że jest wojna...
Oj szkoda - nasz Lisek trząsł się kiedyś jak galareta i musiałam go dłuuugo uspokajać głaskaniem i smakołykami.
Potem już zabierałam go wieczorem do siebie, dostawał michę psich łakoci i był spokojniejszy.
Jeść, nieee, nastawiłam kolejny barszczyk i do niego cieniutka pizza domowa /dzisiaj ją dojadamy/.
Jutro obowiązkowe czyszczenie lodówki i będzie bigos albo zapiekanka ziemniaczano-mięsna z grzybami.
Odsypiamy na ile głodne koty pozwalają - do 6tej lub 7mej .
Potem można znowu kimnąć na chwilkę lub zaparzyć kawusię i kręcić się w kuchni, pralni czy pędzić do ptaków ciągle głodnych.
O leniuchowaniu mowy nie ma, ciągle coś lub ktoś /rzadko/ wymaga naszej uwagi.
Tyle chciałam obejrzeć ale ... nawet na sylwestrowym, wieczornym koncercie zasnęłam i ocknęłam się pod koniec /marna ze mnie melomanka filharmoniczna/.
Widać nie dla mnie szykowne sale koncertowe, wyszukany repertuar, trudno ;((
Teraz podwieczorku czas - ostatnie świąteczne łakocie wygrzebuję, potem już odstawiam słodycze, ograniczam kawę i może inne używki??
Takie mam postanowienia, co wyjdzie, pewnie znowu to samo
Trzymajmy się zdrowo, wesoło i optymistycznie
Witam w nowym roku
Na początek - Basiu, dziękuję za ten pozytywny start kawiarenkowy, za dobre słowa i obyś była "wieszczem"...
Sylwester za nami. Był spokojny i może taki ciut refleksyjny (jak dla mnie). Zauważyłam, że wielu moich znajomych podobnie spędzało ten ostatni dzień starego roku - w gronie najbliższych i bez szaleństwa. My zjedliśmy dobrą kolację, wypiliśmy wino, połączyliśmy się z rodziną na Skypie, pokręciliśmy trochę nogą przy fajnych rytmach i o 2-ej poszliśmy spać. Wczoraj zaś pogoda nie zachęcała do wyjścia więc bez wyrzutów sumienia oglądaliśmy zaległe filmy.
Dziś znowu pada, ale trochę więcej człowiek się rusza, bo ileż można tak siedzieć Najważniejsze, że wszyscy zdrowi i staramy się z nowym optymizmem wchodzić w 2022 rok.
A jak Wy się czujecie? Jakieś refleksje? Postanowienia może...?
Pozdrawiam Was serdecznie i jeszcze raz życzę wszystkiego, co najlepsze na ten nowy rok
I u nas zaczęło padać, a było tak fajnie - wiosennie, cieplutko.
Klucz dzikich gęsi już wypatrzyłam na niebie, wcześniej usłyszałam ich wrzask - poleciały na zachód.
Tyle chciałam ugotować, piec a tu:
liście winogronowe kupione w puszce okazały się mini-gołąbkami ryżowymi /średnie/ i były gotową przekąską do barszczyku, tak to jest gdy okulary zbyt słabe i czytają tylko duuże etykiety ;
sernik odłożyłam na 6go bo masa słodkości zalegała w szafce;
nie chce nam się już jeść, przegryzamy domowe fast-żarełko i tyle.
Mnie cieszy brak apetytu, trudniej ma eM bo on luuubi podjadać.
Teraz czas na odsłuchanie koncertów zaległych, nagranych z tivi - ciekawe czy znowu sen mnie pokona??
Zawsze byłam śpiochem, ale teraz już przeginam, 'tnę komara jak niemowlaczek .
Miłego wieczoru niedzielnego życzę
U nas tez leje i co gorsze to te nieszczesne +14°.Obled, wilgoc niesamowita.
Sylwester minal spokojnie, ja "nocny marek" myslalam, ze nie dotrwam do polnocy,a jednak udalo sie, w domu bylismy o 2-giej.
Goplano, tez dzisiaj gotowalam rosol (wolowina,kaczka i pare skrzydelek kurzecych) pycha..........uwielbiam.
Nadia, ja sama nie wiem dlaczego mam byc wieszczem...smakosi slowa. mysle ze mi to nie grozi bo ciagle cos naprawiam,co luby zepsuje(ciagle cos knoci, bo nie ma pojecia jak to uzywac)
Smosiu, kobieto nie do zdarcia, bardzo chcialabym miec jakies zwierze(psa,kota,myszy juz mialam) ale kto bedzie wychodzi z psem?....ja nie dam rady...a kot podrapalby mi nowo zakupiona kanape.Moja Funia jak sie rozpedzila ,to latala jak odrzutowiec po calym domu no i wszystko niszczyla,ale musielismy sie z tym pogodzic.Podrapane skory oddalam koledze syna i nowych nie zamierzam kupowac.
mariolan76, piekne byly Twoje zyczenia.........ale dlaczeo sie nie odzywasz
Alman, co zToba......jesli Cie czyms urazilam.......to przepraszam,nie mialam zlych intencji, po prostu taka jestem cale zycie pracowalam z mezczyznami( bylam ich szefowa) i musialam ostro reagowac.......i tak mi zostalo.Czujesz sie dobrze,pozdrawiam Nowo Rocznie.
Basia
Dzień dobry :)
chociaż wieje i wyje wicher straszny, nawet nie chce się z domu wychodzić.
A muszę gnać do moich podopiecznych, dzikusków skrzydlatych.
Jestem już zdarta i umęczona, sił coraz mniej niestety.
Kawusia pomaga na chwilkę, potem już znowu jestem ślimakiem domowym - bez werwy. Mobilizują mnie tylko obowiązki i przyjemności - głównie zaglądanie do Kawiarenki, szperanie w przepisach i wymyślanie kolejnych dań lub deserków.
Nie narzekam bo co to da?? nic, tylko mnie bardziej osłabi a może nawet innych zdołuje /a tego bym nie chciała/.
Powolutku planuję kuchenne prace i drobne porządki, może znajdę też chwilę na powtórki koncertów sylwestrowo-noworocznych??
Pozdrawiam
Smosiu, jakoś tak smutno dzisiaj zabrzmiałaś, nostalgicznie?
Smutek wlazł między wiersze??, wersy mojej paplaniny?
Oj, nie o to chodziło - wolę rozweselać niż zasmucać.
Chyba wicher przywiał taki nastrój, jest okropny, aż nogi podcina i głowy prawie urywa ;( Dziwnie, tak nienaturalnie jest:
zimowity /'jesienne krokusy/ wystawiły listki a oczar pomarańczowy /'Jelena/ pączkuje jak na przedwiośniu.
Kolejna zima z przewagą jesieni i oznakami wiosny, 3y pory roku w 1nej czyli pogodowe fiksum-dyrdum /pomieszanie z poplątaniem/.
Fotka - Jelena'21- 3y pory roku /liście jesienne, śnieg zimowy i kwiat wiosenny/ w jednym ujęciu:
Cudnie wyglądają te ''oczarki'' pod pierznką śnieżną. Mogą służyć jako piękne kartki zimowe,by oko nacieszyć
Już parę e-kartek wysłałam /ciut je podrasowałam po swojemu/ - zachwyciły nawet mojego Brata.
Pytał co to za cudeńko i chyba sam posadzi w swoim ogródku.
Foto'21: żółty oczar, "imienia niestety nie znam
Witam po południu w 1 poniedziałek Nowego Roku
Wpadam się tylko przywitać bo od tej okropnej wichury mam taki ból głowy,że ledwo widzę. Od rana wieje a niebo z jednej strony dosłownie czarne.
Ne miałam sił nawet obiadu zrobić,ale się zmobilizowałam i tak na szybko pomidorowa ze szpeclami i krokiety z farszem z mięsa porosołowego.
A teraz muszę wziąć tabletkę,bo najwyraźniej samo nie przejdzie.
Alman gdzie jesteś? Nie przywitasz się z nami w Nowym Roku? Odezwij się,czekamy
Goplano podziwiam Cię za te obiady dwudaniowe
A jak tam noga? Już lepiej?
Pozdrawiam :)
Nie ma za co podziwiać Rosołu i mięsa trochę zostało,więc popadło na pomidorową i krokiety. Na codzień przygotowuję obiad z jednego dania. Wyjątkiem jest niedziela a i tak rozkładam to w czasie. Rosół jemy o 11:00 a drugie o 13:00 I tak na przemian raz zupa,raz drugie danko. Zupa zazwyczaj dość treściwa,znaczy gęsta
Radosnego i szczęśliwego Nowego Roku 2022
Z marzeniami, o które warto walczyć,
Z radościami, którymi warto się dzielić,
Z przyjaciółmi, z którymi warto być
I z nadzieją, bez której nie da się żyć!
życzy Almanka
Witam porannie :)
Już sklepik odwiedziłam, zapasy uzupełnione - mogę dalej walczyć w kuchni i ogrodzie.
Alman piękne życzenia, dziękuję za nie.
Tak, warto być przyjacielską osobą i mieć przyjaciół /foto z poprzedniego wątku, ze spadającym hipciem to potwierdza /.
Już pojutrze kolejne święto i dłuższa przerwa - czas pomyśleć o dobrym jedzonku i ciastach.
Wczoraj jednak postawiłam na szybką rybę z frytkami i cukinią słoiczkową /moją /. Pycha rybcia i dodatki też.
Dzisiaj, w końcu zapiekę ziemniaki /surowe/ z kapustą, pieczarkami i mięsem jakie wygrzebię z lodówki.
To ja już kawusię wypiłam, plany na cały dzień ułożyłam i mogę zacząć działać.
Fajnego dzionka życzę, udanego i spokojnego /u nas dzisiaj nie wieje,super/.
Dzień Dobry
Co tam słychac u Was po Nowym Roku? U mnie ból głowy dzień drugi. Nawet nie potrafię narmalnie słowa sklecić by napisać w kawiarence choć parę zdań.
Nadia pytałaś jak tam noga. Coraz lepiej,mogę już normalnie chodzić,choć mam dalej usztywnioną. Wygląda na to,że będę musiałą nosić ''większą skarpetę'' ,bo jakby nie było noga jest w tym miejscu felerna. Na zakupach już dawno nie byłam,aż dostałam sms z banku,czy coś się stało z moją kartą,bo nie używana. Rachunki robię przelewem. Już pierwsze 2 opłacone. Czekam na prąd i śmieci. Jestem ciekawa ile będzie do zapłaty. Nie mówiąc o gazie..
Goplano niech Ci się jak najszybciej i jak najlepiej ta noga wygoi a bank tęskni za Tobą, jak widać
Witam wszystkich. Wszystkiego dobrego w Nowym Roku.
Ja już po trzech króli, święto było w niedzielę.
Byłam zaskoczona bardzo, bo do tej pory mimo wszystko zawsze było 6 stycznia. I tak nie chodziłam, bo kadzidło powoduje u mnie napad kaszlu, zaczynam się dusić.
Teraz było bez kadzidła, jak zwykła niedzielna msza. Ale za to z kredą, proboszcz instruował co robić.
W domu sprawdziłam dlaczego. KK w Stanach zezwala na święto w pierwszą niedzielę po nowym roku już od dawna.
A że od wakacji mamy nowego proboszcza, to i nowe zasady przyszły z nim.
Zresztą Boże Ciało też jest w niedzielę.
Ja mam długi tydzień w pracy, dla mnie to dobre, umysł oderwany, powoli wraca do normalności.
A potem wakacje, jak nam nie zawieszą rejsu.
Wczoraj po lecie - w niedzielę było 25 stopni, nastała zima. Spadł śnieg w Stanie, co było jak wielkie wydarzenie, znajomi zamieszczalizdjęcia, jak śnieg pada. Dla nas co prawda zabrakło, padał może ze 3 minuty, ale jakby co zima zaliczona.
Ciekawe czy to już wszystko na ten rok.
Dzisiaj ujemnie teraz (ale bez przesady -1), potem na plusie.
Zakupy to ja ograniczam jak mogę teraz. Żeby nie zostało na wyjazd. Jakby nie było dwa tygodnie poza domem.
Najbardziej brakuje mi wyboru świeżych warzyw, bo oczywiście ochota jest na co innego niż w domowych zapasach. Ale trzeba dać radę.
Witam wtorkowo :)
U nas pochmurno, rano było dosyć ciepło, ale już temperatura zaczęła spadać i jest 5 stopni na plusie. Niestety pada deszcz. Jutro ma być niższa temp. ale ma świecić słońce, natomiast pojutrze ma być cieplej i co? Ma padać deszcz.
A więc ciesz się Ekkore, ze u Was, chociaż padał śnieg przez 3 minuty, bo u nas nawet tego nie ma
Dzisiaj na obiad zrobiłam żurek, po prostu uwielbiam tą zupę i bym mogla ja jeść prawie na okrągło ;)
Natomiast rano byłam z mężem na kawie w kawiarence. Kawa to dodatek, bo najfajniej się wtedy rozmawia o wszystkim i o niczym. Nic Cię nie ciągnie, ani do komputera, ani do telewizora, ani do komórki, po prostu się gada na różne tematy i stad tez powstał pomysł na dzisiejszy obiad
Życzę udanego wtorku
Tak poza tym epizodem śniegowym to od niedzieli deszcz padał, te trzy minuty to była przerwa pomiędzy deszczami.
Ja tam wcale się nie martwię, że nie ma śniegu. Tęsknię za ciepłem, w chłodniejsze dni neuropatia daje mi popalić, ledwie się ruszam.
Ciekawe czy Karaiby dadzą mi popalić gorącem, czy będzie mi przyjemnie ciepło. Ostatnim razem chwilami 30 stopni mnie męczyło. Ale teraz, gdy 25 odczuwam jako chłodne ciepło (w ostatni tydzień, gdy mieliśmy takie temperatury, nie wyszłam ba zewnątrz bez swetra i długich spodni). Ha która nie cierpiała gorąca.
Ja też bardzo lubię żurek i co ciekawe,jeszcze kilka lat temu nie specjalnie za nim byłam. Za to uwielbiałam barszcz czerwony czysty z całymi ziemniakami.
Dziś zjem bo zjem,ale żeby przepadać to nie. Smak zmienia się ponoć co 7 lat i ja jestem na to przykładem Od dłuższego czasu preferuję kwaśne smaki,dlatego najczęściej znajdzie się u mnie kiszona kapusta,ogórki,żur. Od słodkiego powoli odchodzę .Czy mi się uda nie wiem,bo ja odwieczny łasuch byłam niestety
Najchętniej jadłabym ryby i surówki z kiszonej kapusty. Dobrze,że rodzina też,choć były czasy ,że dla każdego co innego. Powiedziałam jednak stop. Niech jedzą to co dam,zwłaszcza,że wszystko takie drogie
Przez kontuzję miałam ostatnio więcej czasu i zaczęłam oglądać na Netfix "The Crown'' Bardzo mnie ta Korona wciągnęła zwłaszcza,że od dawna interesuję się Rodziną Królewską. Ot taki inny odmienny świat od tego który znam-trochę bajki,więcej dramatu. W każdym bądź razie bardzo mnie ten serial wciągnął.
Dziewczyny chciałabym upiec keks, bo mam gotową mieszankę do keksu, ale nigdy go nie robiłam, jeżeli dobrze pamiętam. Nie wiem, z jakiego przepisu zrobić, żeby wyszedł smaczny, a nie zakalcowaty. Może macie jakieś sugestie, albo piekłyście już kiedyś keks? Chętnie posłucham Waszych wskazowek - z góry dziękuję :)
nadia, ten jest bardzo dobry
http://wielkiezarcie.com/przepisy/keks-bogaty-mojej-babci-30028458
jakos nie moge uaktywnic linka.
http://wielkiezarcie.com/przepisy/keks-bogaty-mojej-babci-30028458
Dziekuje Smakosiu!!!
Witam środowo
U mnie ciągle coś - nieustające zamieszanie. Teraz ścigam się z czasem, bo jutro mam gości i trzeba ponownie wrócić na dłużej do kuchni. Rodzina ze strony Połówka pochodzi z Podlasia i w związku z tym obchodzimy dwie Wigilie. Pierwsza jest zawsze najbardziej uroczysta a ta prawosławna bardziej symboliczna. W tym roku zaprosiłam do nas więc jest co robić.
Wrócił mrozik ale widzę, że wyszło słońce więc liczę na dobrą energię
A! Może ktoś z Was podpowie mi - każdego roku wybieram jakieś miejsce potrzebujące wsparcia finansowego na pomoc zwierzętom skrzywdzonym. Wiem, że przez internet wszystko można znaleźć ale fajnie jest pomagać tam, gdzie jest największa bieda i nie jest to miejsce znane powszechnie. Tak więc jeśli znacie nazwę, to proszę o podpowiedź.
A teraz śmigam do garów
Smakosiu, ja od lat przekazuje 1% podatku na TOZ ze wskazaniem na Oddział w Szczecinie. Taki lokalny patriotyzm
Tak tak, ja też zawsze daję ten 1% na lokalne schronisko. Tylko oprócz tego staram się w ciągu roku regularnie wspomagać takie opuszczone, biedne miejsca, gdzie udzielana jest pomoc zwierzętom ratowanym, skrzywdzonym i bez opieki.
Już czas pomyśleć o 1%, chyba też zwierzaki obdarujemy w tym roku.
2020 był dla kultury i fundacji Krysi J.
Witam w środę :)
Basiu serdeczne podziekowania za wskazanie mi przepisu na keks, na pewno wyprobuje
Niestety keks musi zaczekać, bo dzisiaj rano sąsiedzi nas zalali i to porządnie, a do tego gorąca woda leciała z sufitu i po ścianach, aż strach było się przemieszczać. Pełno misek, szmat i bezradność, bo sąsiadów nie ma a agencja jeszcze nieotwarta. Maz został w domu, bo wody było pełno i wciąż przybywało, a ja szmaty wymieniałam non stop.
Najpierw przyszła pani z naszej agencji, zrobiła dokumentacje a dopiero potem pan z drugiej agencji i w końcu wszedł do sąsiadów i co? Zakręcił kran z ciepłą wodą, którą sąsiedzi nie zakręcili w łazience! Widocznie umywalka się już zapchała i cala woda leciała na podłogę a u nas przez sufit i po ścianach!
Brak slow na taka nieodpowiedzialność ludzka.
Wspomnę tylko, ze niedawno to mieszkanie sąsiadów było gruntownie remontowane, przyszli nowi lokatorzy i niespodzianka ponoworoczna :(
Zastanawiało mnie, co tak w tym roku cicho, żadnego ataku na Iran, ani żadnych konfliktów, a tu proszę atak od sąsiadów a co! Tradycji musi stać się za dość. Nasza sklepowa tez zalało, ale w Sylwestra, mimo ze mieszka zupełnie gdzie indziej.
Brzuch mnie boli z tych nerwów i nic nie mogę przełknąć, ale najważniejsze, ze powoli przestaje kapać, teraz, tylko żeby to wyschło jak najszybciej
Pozdrawiam z powodziowej kuchni
Ataki?? nieee, przecież idzie pokój, dobrobyt i wzajemne poszanowanie czyli pacyfizm w raju /ziemskim na razie /.
A pech z takimi sąsiadami to zmora nam zalali kiedyś kuchnię dzień po remoncie /chyba z zazdrości/ - my wyremontowaliśmy pięknie, nowe mebelki wstawiliśmy a tu klops i cały sufit do powtórnego gipsowania, malowania.
Można dostać zawału /chyba na to liczyli /.
Współczuję, trzymam kciuki za pomyślny finał zamieszania.
Sąsiedzi przyszli i przeprosili, najpierw sąsiadka a wieczorem po pracy sąsiad. Zdziwieni byli, że stwierdziliśmy, ze co prawda był problem i to duży, ale już został rozwiązany, bo nic nie cieknie już z sufitu. A co miałam zrobić? Z toporkiem za nimi latać? Nie te czasy i nie ten wiek
Normalni ludzie - Wy i sąsiedzi.
U nas było tak:
ja??? zalałam, nie to nie możliwe /pewnie ktoś inny nas podlał??/, przecież tak uważałam /ściereczka wielkości chusteczki do nosa była podłożona /.
I dodała: ja w kuchni przecież nie sikam - trochę słabo to wyszło. ;((
I mnie słabo się zrobiło...
Zaliczyłam Panią U. do lekko odjechanych sąsiadów i sufit panelami obłożyłam - spokój na lata.
Witam w Trzech Króli
Z tej okazji wszystkiego dobrego. Dla niektórych to Boże Narodzenie i wielkie świętowanie. Smakosiu dla Ciebie szczególnie
Mnie ten dzień przywitał smętną pogodą. Po śniegu ani śladu. Za to samopoczucie takie,że spać się chce.Nawet kawa nie postawiła mnie na nogi
Nadia,to niezły hardkor mieliście. Mieszkanie mojego Taty kilkakrotnie było zalane przez sąsiada z góry,więc wiem jak to wygląda. Sterta wiader,scierek i mopów. Nie mówiąc o suszeniu..
A reszta koleżanek jak świętuje Trzech Króli? Wielkie Święto czy raczej dzień jak codzień? No i oficjalnie rozpoczął się karnawał-pączki,faworki ,tańce,kuksańce ,maskarady Czy Nowy Rok przyniesie pociechę?
Hej!
Ja to pisałam, u mnie trzech króli było w niedzielę. Dzisiaj normalny dzień roboczy.
Żadnych słodkości karnawałowych nie planuję robić. Może skuszę się na statku, gdy będzie ciastowe szaleństwo- jeden dzień zazwyczaj jest taki, taka forma lunchu, choć można wybrać i zwykłe, wytrawne jedzenie. Torty i ciasta pieczone są na miejscu i są nieziemskie w smaku. Raz się skusiłam i pewnie teraz też pokusa zwycięży.
Odchudzać się będę po.
Pogoda na razie taka sobie, zimno, deszczowo. Ale to konieczność dla roślin. Weekend ma mieć ujemne poranki.
Dobrze, że takie zimno to ma marne szanse dotrzeć na Florydę i potem Karaiby.
Rzeczywiście pisałaś. Jakaś pomroczność mnie dopadła przez ten ostatni ból głowy. Teraz to mam już niemal pewność,że to bóle zatokowe a nie migrenowe,bo ból rozciąga się głównie na czoło,oczodoły i nos.
Właściwie to dopiero dzisiaj przestała mnie boleć..
Floryda i Karaiby,no tam na pewno nie zmarzniesz
Cudownie byłoby odbyć taką podróż zwłaszcza,że w lutym mija nam 25 lat od ślubu kościelnego ,ale pozastaje to tylko w sferze marzeń.
Zapewne spędzimy ten dzień w domu,choć na 18 rocznicę mąż mnie zaskoczył i zabrał do Wenecji,choć nie we dwoje,bo z dziećmi. To była niezapomniana przygoda,mimo,że było zimno i mokro. Teraz przez pandemię raczej to niemożliwe. Tak czy siak daj nam znać jak wypoczywasz,bo z pewnością będzie bosko
U mnie rejs to tańsza forma wypoczynku, idzie spędzić czas bez nudy nie płacąc ekstra pieniędzy za dodatkowe atrakcje, bazując tylko na podstawowej opłacie.
Karą za to co prawda jest nadwyżka kilogramów, bo wtedy więcej czasu przeznaczasz na jedzenie. Nie że z nudów, tylko jest taki ogrom jedzenia, którego wcześniej nigdy nie jadłeś.
Ludzie często wykupują ekstra płatne pobyty na plaży w cabanach, na prywatnych plażach, płatne obiady w restauracjach i to choć drogie znika w pierwszej kolejności - co mnie jest trudno zrozumieć - bo podobne można mieć w ramach, tylko bez ekstra prywatności czy chwalenia się drogim stekiem. Jedzenie w ramach jest pyszne. Jak mam płacić to musi być wycieczka, której sobie sama nie mogę zorganizować.
Jak byliśmy na Karaibach wschodnich jedną wycieczkę zrobiliśmy przy użyciu lokalnego transportu, drugą obeszliśmy z buta wszystkie podstawowe atrakcje, trzecią i czwartą też sami. Tylko na Dominikanie wzięliśmy ze statku, bo port był daleko od miasta, korzystanie z lokalnego transportu niebezpieczne, a tak zwiedziliśmy 10 podstawowych miejsc.
Teraz wszystkie mamy wykupione, ze względu na bezpieczeństwo covidowe, wymogi statków są bardzo wysokie, bo od nich nasza organizacja CDC - antycovidowa, terrorysta ze strzykawka w ręku, wymaga prawie zerowej zachorowalności, na kilka tysięcy ludzi na statku. Żeby ich na nowo nie zamknęli.
Wszyscy muszą być zaszczepieni, testowani na dwa dni przed.
Podobnie jak stacjonarnie całe Karaiby, Meksyk, ludzie jeżdżą na all inclusive, żeby wypocząć i nic nie robić, jest dużo taniej niż w Stanach. No i pogoda gwarantowana, nawet jak pada to ciepły deszcz i szybko się wysusza.
Tym ciastowym szaleństwem to mnie już totalnie powaliłaś na kolana
Co ja bym dała, żeby tych smakołyków popróbować.
Odchudzanie?? o nie, wystarczą piesze wycieczki a tych Wam przecież nie brakuje w czasie wypadów.
Udanej zabawy
To się nazywa sweet extravaganza i jest na każdym rejsie od 5 dni w górę - jest koło 10 rodzajów tortów wszelakich, jakieś ciasteczka, lody - wszystko specjalnie robione na ten dzień.
Co do kilometrów to do " stołówki" trzeba się nachodzić, to są naprawdę spore odległości, wszędzie na nogach. A żeby obejść wszystko, też kilometry w nogach.
Ale na pierwszym rejsie przybyło mi 5 kilo w 5 dni tylko na próbowaniu wszystkiego. Bo to było jak inny świat, ciężko powiedzieć nie nowością kulinarnym, nawet jak z miejscem ciężko. A codziennie coś innego, coś nowego, coś lokalnego.
W każdym razie wszelkie kluchy, chleby, drożdżówki, kasze, ryże, frytki omijałam łukiem - chyba, że były elementem składowym jakiegoś lokalnego dania. A te gościły codziennie- gdy byliśmy w porcie lub na wodach w pobliżu.
Później się już pilnowałam, drugi długi rejs to było w granicach błędu statystycznego, szybkie to zgubienia.
Zawsze można pływać, biegać (otwarty pokład z bieżnią), grać w golfa, chodzić na siłownię- ogólnie dostępna lub spersonalizowaną, płatną.
My chcemy wykupić sobie sauny na cały tydzień. Ale to dopiero na statku, żeby zużyć kasę pokładową, a nie realnie obciążać karty kredytowe.
Witam. U mnie nie widać "lepszego jutra"... pocovidowe konsekwencje /chyba/ zaczynają się pojawiać. Ot i taki dziwny ten świat.
Trzymajcie się zdrowo.
Złapałaś dziada?
Czy u rodziny tylko.
U mnie w grudniu koleżanka niezaszczepiona tutaj w Stanach miała, przeszła ciężko w domu, ale bez problemów z oddychaniem.
W Polsce siostra miała, złapała od koleżanki, obie zaszczepione. Ona miała weekendową gorączkę tylko, a koleżanka przeszła ciężko, strasznie kaszel ją męczył, trzy tygodnie na zwolnieniu była.
W rodzinie, szczepieni, przeszli dość łagodnie, utrata węchu i smaku i kaszel, ale teraz miesiąc po jakieś niepokojące objawy...
A jakie to są te niepokojące objawy? Możesz coś bliżej napisać? Mój wujek dalej walczy. Już 2x ''odlatywał''. Oba płuca ma zajęte i jest wyłącznie pod tlenem. Przedtem bez wytrzymał 3 minuty,teraz w ogóle. Nie wiem jak się to dalej potoczy ale rokowania bardzo niepewne,tak przynajmniej mówią lekarze. Wierzę jednak ,że Bóg go tam jeszcze nie chce,skoro uciekł ''kosie'' dwa razy
Jak świętujemy?? - aktywnie i pożytecznie.
EM kończy malowanie nowego podestu pod jego ... nawet nie wiem jak nazwać ten wynalazek warsztatowy.
Ja przeglądam lodówkę i kombinuję kolację na ciepło /chyba karczek 'belwederski mi wyjdzie, bez panierki bo u nas jej od lat nie ma/.
Sprawdzam też bankowe sprawy, bo pani nas namawia na nową kartę a raczej karty kredytowe /niby 2ie, ale 1na główna, 2ga tylko podpięta do tej 1szej/.
Może i warto, bo rok bez opłat i zwroty mają /1% miesięcznie od wartości transakcji na karcie, do 50zł/mies/.
Pomyślę jeszcze, mam czas do końca kwietnia.
Poza tym normalnie, kawkujemy, gadamy o tym i owym, planujemy wiosenne prace w domku i przed nim.
Czy pocieszy nas ten roczek?? ja nie liczę na pociechę, chyba nas mocniej przycisną by załatać dziury po kryzysie pandemicznym.
Mimo wszystko jestem optymistką, może naiwną, ale wolę już to niż wieczne czarnowidztwo i narzekania.
Dokładnie,w miarę normalnie żyć. I cieszyć się z tego co jest,a co nie ma to zostaje w sferze marzeń,a nuż się spełnią?
Ja miałąm dziś dzień wypoczynkowy. Córka zrobiła obiad,mężowski teraz kolację,kurcze mogłabym się do tego szybko przyzwyczaić,ale nie ma tak dobrze Na deser był budyń czekoladowy z płatkami kukurydzianymi. Zaskakująco dobry
Przyzwyczajaj się, a co?!
My mamy sporo kart kredytowych, maksymalną ilość, którą myślę, że ogarniami we dwoje. Praktycznie wszystkie na męża, ja mam kartę dodatkową (tylko jedną mam na siebie). Wszystkie z bonusami jakimiś- albo zwrot procentowy za zakupy, albo punkty zamienne na hotel, lot czy rejs.
Dojdzie nam ewentualnie jeszcze jedna karta, gdybyśmy zdecydowali się latać inną linią więcej (do Polski między innymi), wtedy weźmiemy.
Karty kredytowe to niejako podstawa w Stanach.
Operowanie nimi daje większą zdolność kredytową, mierzoną w score.
Limit kredytowy nie obniża zdolności, regularne korzystanie podwyższa.
Kredyt nie obniża zdolności za bardzo (w pierwszym momencie tylko), regularne spłacanie podwyższa score.
Lepiej mieć więcej kart, przez co większy limit kredytowy, bo to oznacza, że jesteś godny zaufania, bo wykorzystujesz około 20 % swojej zdolności. Przy jednej karcie zadłużenie zazwyczaj jest większe.
Jak przyjechaliśmy mieliśmy 0 punktów (bardzo trudno jest przenieść zdolność z innego kraju, banki nie uznają). Nikt nie chciał nam przyznać karty kredytowej. Po pół roku dostaliśmy pierwszą- na 500 dolarów.
A teraz mamy całkiem niezłe score.
Sama kiedyś będąc młodą mężatką, zalałam sąsiadkę, bo z pralki waz się odczepił i woda lala się na podłogę i automatycznie na sufit sąsiadki. Dostałam wtedy niezłą operetkę od niej, ale wiem ze tego faktu nie zauważyłam i ze specjalnie tego nie zrobiłam. Wiec tak samo wierze, ze teraz sąsiadka specjalnie tego nie zrobiła i będzie się bardziej pilnować, bo ja już nigdy nikogo nie zalałam, bo tak się pilnowałam, jak na razie
Nie, specjalnie nikt tego nie robi - u nas starsza pani nauczycielka po prostu była słabą gosposią i prace domowe /jak rozmrażanie lodówki/ odwalała szybko i byle jak.
By skrócić czas odmrażania lodówki /sporej i grubo oblodzonej/ wstawiała do niej gar z wrzątkiem
Na skutki jej genialnych, naukowych pomysłów długo nie czekaliśmy - woda waliła na jej podłogę a nasz sufit, jak z wodospadu który trudno było zatrzymać.
Ona nawet nie próbowała, bo była bardzo zajęta, jak to emerytowana pani profesor
Witam w piątek
Jak Wam minęły święta,bo chyba oficjalnie można tak powiedzieć
Powiem Wam,że się cieszę,że już po
Teraz karnawał,ale stawiam głównie na ryby. Napewno po drodze zrobię oponki i faworki. Mężowski już wczoraj dopytywał. Może zrobię na niedzielę.
Przed chwilą zrobiłam makaron,zawsze robię więcej,suszę a potem wsypuję do szklanego słoja. Niestety stolnica choć ma ''zaporę'' to i tak nieco jeździ mi po blacie co mnie nieco denerwuje. Ostatnio oglądałam maty silikonowe. Czy taka mata jest stabilna,nie rozjeżdża się? Warto kupić? A jak tak to jaką? Dużą czy mniejszą? Jak macie to doradzcie
Tak mam, nawet w różnych rozmiarach /bardzo dużą i malutkie/
Polecam, ale ... też ciut jeździ po blacie i nie można kroić na niej ciasta , tylko wyciskanie szklanką wchodzi w grę lub plastikowe, drewniane przybory.
Jest ok, ale stolnice też dokupiłam by kroić faworki, rogale i inne ciastka.
Silikon można też układać na blaszkach piekarnikowych, zamiast papieru do pieczenia czy foremki.
Ja używam rzadko - najpierw mokrą ściereczką przecieram blat i na wilgotny układam matę - przyklejona jest, umocowana na długo.
Wałkowanie idzie gładko, wyrabianie też, gorzej z wycinankami /jak wyżej pisałam/.
Pędzę do kuchni bo wrzaski słyszę, chyba awaria jakaś znowu ...
Witam, no trzeba po tych swietach na zakupy pojechac.Tak mi sie nie chce,ale nie ma co do gara wlozyc.Pogoda pod psem, ni to snieg ni to deszcz a ciagle pada.
Goplano, moja mata silikonowa nie jezdzi jest jakby troche klejaca.Jestem z niej bardzo zadowolona, chociaz jak zauwazyla Smosia nie mozna na niej kroic.Ja odkroilam kawalek ciasta i na szczescie zostala tylko mala rysa. Kiedys tez wszystko robilam na granitowych blatach...ale duzo roboty przy tym,mycie przed i po a mate wrzucam do zmywarki po sprawie.
Zdrowka wszystkim zycze.
Cześć piątkowo.
Ja dzisiaj pierwszą nockę miałam, odkąd pracuję, czyli od października.
Znaczy przyjechałam do pracy i poszłam spać z podglądem kamery na dziecko. Przespała całą noc, ja też.
A mama chyba nie wróciła do domu, bo już powinna wychodzić do pracy, a jest cicho.
Musiał być ciężki przypadek do ratowania (ona jest chirurgiem naczyniowym, tym od naczyń sercowych, on pracuje w innym mieście, dwa tygodnie w miesiącu, wczoraj poleciał i od razu się trafiło).
W Polsce mam stolnicę.
Tutaj nie było czegoś takiego, kupiłam wielgachną deskę. I dopiero potem koleżanka mi powiedziała, że granitowe blaty nie potrzebują niczego. Faktycznie - i dużo łatwiej się sprząta niż stolnicę.
Dzięki dziewczyny za podpowiedzi. Najpewniej zakupię, a kroić będę na stolnicy albo skręcę przez maszynkę jak dzisiaj. Nie mówię,że nie jestem zadowolona ze swojej drewnianej,tylko ,że nie trzyma mi jak trzeba i jeździ,a to jest nieco wkurzające. Poza tym potem to skrobanie,mycie,suszenie. A mata mówicie przylepna dobrze,wałkuje się też fajnie. Przepraszam,że tak dopytuję,ale czy wałek też warto kupić czy to nie ma znaczenia? Chodzi mi o to,czy nie trzeba dodatkowo podsypywać mąką. A oto mój makaron na starej poczciwej stolnicy,którą kupiłam zaraz po weselu
Makaron jaki ładny :)
Jak fabryczny, tyle że o wiele smaczniejszy.
Przypomina mi ten wyrabiany na wesele, rozkładany wszędzie, na białych obrusach, aż do wyschnięcia, potem do wielkich pudeł i czekał na wielki dzień.
Wałek?? jaki lubisz lub masz. Mój drewniany, zwykły jest ok.
Lepsze już pewnie mają - moja Ciocia dostała od synka ciężki, kamienny /marmurowy chyba/, ale ja nie zainwestuję w taki sprzęt bo zbyt rzadko z niego korzystam.
Częściej chodzą' u nas mini-wałeczki z uchwytem /super sprawa do pizzy i innych małych placków do wałkowania wewnątrz blaszek /.
Jak znajdę fotkę w sieci, to wkleję.
Udanych zakupów :)
O taki, za parę złotych:
Dzięki,nawet nie wiedziałam ,że takie są
"fabryczny'' bo skręcony przez maszynkę,którą bagatelka mam jeszcze od lat 80-tych Ręcznie to tak ładnie mi nie wyjdzie ,no i szybko przede wszystkim. Jedynie wyrabianie ,wałkowanie i obsuszanie,a potem krojenie na kawałki schodzi,ale smak wiadomo lepszy jak ten kupny.
Witam w piątek, piąteczek, piąteluniek
Każdego dnia mam miłą niespodziankę, bo np. dziś myślałam, że jest sobota a to dopiero piątek. Jupi! Jakoś tak mam w tej głowie poukładane, że przeskoczyłam o jeden dzionek do przodu . Ale za to potem jest super odkrycie
Dziękuję za życzenia. Faktycznie dziś prawosławne Boże Narodzenie. Co prawda ja nie jestem wychowana wg. religii prawosławnej ale ze względu na Połówka staram się podtrzymywać ich rodzinną tradycję i tym sposobem mamy dwa świętowania
Wczoraj (jak wspominałam wcześniej) zrobiliśmy u nas Wigilię. Miło spędziliśmy czas. Z przyjemnością wszyscy znów zjedli ryby, pierogi i sałatkę jarzynową To się nigdy nie nudzi.
A dziś dzień wolnego i trochę spraw do załatwienia przed wyjazdem Połówka. Jeszcze musimy spotkać się ze znajomymi a czasu co raz mniej, bo wyjazd w niedzielę. Oj, będzie smutno. No nic, póki co trzeba się cieszyć, że dziś piątek a nie sobota
Dobrego dzionka dla wszystkich
Moi znajomi z Białegostoku są dwuswiateczni. Ona katoliczka, on prawosławny.
Dzieciaki uwielbiały podwójne święta, ze względu na prezenty.
Witam wieczorowo w piątek :)
Trochę ciemno się zrobiło, ale za to klimatycznie przy światełkach i świecach :)
Mam nadzieje, że zły czas minął i zaczyna się prawdziwy lepszy Nowy Rok
Dzisiaj przyjechała w odwiedziny koleżanka i przywiozła słoik miodu wrzosowego a ja, poczęstowałam ja, upieczonym keksem i kawałkiem rozmrożonego piernika staropolskiego Wszystko jej bardzo smakowało, no i nie tylko jej ;)
Basiu dziekuje jeszcze raz za przepis na ten keks
No i po raz kolejny zrobiłam likier słony karmel - bardzo mi smakuje i chyba każdemu kto próbował :)
Pozdrawiam i życzę zdrówka :)
Likierem kusisz, ale ja poproszę keks i plasterek piernika
Już się robi :D To znaczy tak jest! :)
Dobra niedzielka bo słoneczna
Jest cichutko, wiatr usnął i można planować spacery - lekki mrozik oczyścił" ścieżki z błota i kałuże przykrył lodem. Pięknie, że głowa i serce mięknie /oryginału nie cytuję, bo tu nie uchodzi używać takich słów jak: 'pała /.
U nas szaleństwo owocowo-sokowe, wyciskamy litrami wszystko co jest pod ręką. W planach soki warzywne, ale to dopiero jak zbiorę własne buraki, seler czy p o m i d o r y.
Obiady już gotujecie, ja dopiero wymyślam, chyba na schabik padnie, bo lubimy taki selerowo-ananasowy i szybko go machnę.
Poza tym słuchamy kapelmistrzów berlińskich - wczoraj Verdiego na żywo/on-line,
potem archiwalny Brahms i dzisiaj znowu na żywca ktoś kogo warto znać...
I tyle na dziś, chyba że coś wyskoczy nagłego, jak to w sezonie grzewczym ;((
Udanej i pogodnej niedzieli
Soki to cos dla mnie, poproszę o kilka rodzajów soku
Proszę bardzo:
1) winogron biały i ciemny + gruszka i jabłko;
2) pomarańczowo-mandarynkowy;
3) czy inny, warzywno-owocowy??
Wszystkie poproszę, bo pic mi się dzisiaj chce niemiłosiernie
Czyżby lekkie odwodnienie poimprezowe
Na takie soki, to zawsze jest odwodnienie
Jak ten czas gna. Już 9 stycznia.
Dzisiaj czeka mnie pakowanie - ostateczne ciuchów, bo w tygodniu mogę nie mieć kiedy, tydzień będzie wstać - do pracy- wrócić-obiad- spać.
Plan szybkich obiadów opracowany.
Wyjadanie z lodówki i spiżarni trwa.
W ramach utylizacji ziemniaków wczoraj były schabowe z ziemniakami (to jedyne połączenie w drugim daniu, gdzie uwielbiam ziemniaki gotowane). Przy okazji ogórek i rzodkiewki załapały się na mizerię.
Dzisiaj placki ziemniaczane luzem, bez dodatków.
Wczoraj chłopu kazałam zjeść ostatnie trzy jajka na śniadanie, żeby nie zostały. I chwilę potem przypomniałam sobie, że przecież potrzebuję do panierowania i do placków.
Pojechaliśmy kupić nowe, to sobie zaraz omlet na śniadanie zrobię. Teraz nawet jak zostaną, przetrwają do naszego powrotu.
Czy w Polsce też tak ceny wzrosły. U nas około 20 %. I do tego braki w towarach. Papier toaletowy idzie jak woda, ludzie w pędzie stadnym wykupują, gdy widzą, że ubywa. Nie jest tak źle jak na początku pandemii, ale też daleko od normalności.
W czwartek byłam w sklepie- mleka nie ma, jajek nie ma, soki zostało kilka tych drogich. Na huragan tak nie znika wszystko.
Ceny boczku wzrosły bardzo. Ten tańszy znika w kilka sekund (akurat wolałam ten, nie ze względu na cenę, tylko zazwyczaj był chudszy) zostaje reszta, droga. Żebym jadła jakoś specjalnie, może bym kupiła, a tak podchodzę do półki, łapie się za głowę i odchodzę, obejdę się smakiem.
Tak, u nas też drogo i będzie jeszcze drożej - energia, paliwo napędzają wszystko :(
Jak zobaczyłam szynkę po prawie 60zł/kg, to mnie zmroziło. Chyba zostanę wegetarianką na starość /bo coraz bardziej lubię warzywa i owoce/.
Wołowina bije rekordy cenowe, ale ona zawsze była droga.
Na szczęście owoce nie są zbyt drogie i często mają dobre promocje, więc soków nam nie brakuje. Z warzywami gorzej, więc kupujemy tylko te niezbędne, bo wyjadamy zapasy słoikowe: cukinia, buraczki, ogórki.
Ogólnie ciężko jest, przy kasie zawsze szok! za podstawowe produkty 200 zł leci, a jak dokupię marketowe ubranie czy pościel to nawet 400.
Karty kredytowe będziemy załatwiać pod koniec stycznia, jak znajdziemy czas na wycieczkę do banków /w jednym zamówimy, w 2gim oddamy starą/.
Warto mieć zabezpieczenie w takich czasach, lepsze to od chwilówki bo oprocentowanie to max kilkanaście %, a nie kilkaset...
Czegoś takiego jak 'score u nas nie ma i długo jeszcze nie będzie.
Wszystkie niespłacone kredyty, raty obniżają dopuszczalne limity na kartach.
Mamy dobrą opinię 'bankową, więc zwykle dostajemy tyle, ile wnioskujemy.
Mamy też dłuuugą historię ratalno-kredytową, bo inaczej nie dało się urządzić i zwykle raty były znacznie korzystniejsze niż kupowanie za gotówkę, której zawsze za mało.
To pakuj swoje ciuszki i ruszajcie w drogę, szczęśliwej i ciekawej podróży.:)
Amerykański system finansowy hest skomplikowany, na początku trudno go pojąć, ale z czasem nie okazuje się taki straszny.
Score to wypadkowa wielu czynników, obliczana wzorem.
Każdy kredyt w momencie zaciągnięcia obniża score, jego wysokość jest zależna od zarobków i ilości posiadanych punktów. Jednak jak zaczynasz spłacać, punkty się "nabijają ".
Każde zapytanie o kredyt, kartę kredytową obniża punkty, nawet jak nie weźmiesz żadnego zobowiązania.
Każdy rachunek do zapłaty ma wpływ na score. Jak płacisz wszystko w terminie, Twoje punkty rosną, jak masz zaległości momentalnie idą w dół.
Kupić dom, przy dobrych score to jak wyjść po bułki do sklepu.
Myśmy byli tylko raz w biurze kredytowym, żeby się spytać czy w ogóle ktoś nam da pożyczkę, bez prawa pobytu stałego, tylko na wizie, po dwóch latach bycia w Stanach.
Wyszliśmy z umową wstępną na dom. Nasza zdolność kredytową była dwa razy wyższa niż zaciągnęliśmy. Nie chcieliśmy jednak się zbyt zadłużać, chcieliśmy płacić podobnie jak za wynajem.
Reszta formalności była online i przez telefon. Potem tylko podpisywaliśmy dokumenty u notariusza.
Nadia wszystkiego co jasne i piekne z okazji kolejnej rocznicy Waszego Ślubu Niech Wam życie dostarcza samych przyjemności
I ja też pędzę z życzeniami
miłości, radości i zdrowia - bądźcie jak dwa gołąbki nierozłączne, zakochane i szczęśliwe. Serdecznie pozdrawiam i laurkę posyłam:
Wszystkiego co najlepsze zycze..........oby Wam sie wiodlo.
Dziękuję Basiu
Dziękuję Smosiu
Wszystkiego najlepszego na dalsze lata!
Dziękuję Ekkore
Nadiu, ja też się przyłączę do życzeń - niech Was zdrowie nie opuszcza i bądźcie dla siebie zawsze podporą. Miłości i wzajemnego szacunku bez końca!
Dziękuję Smakosiu
Dziękuję Goplano Niezapominajko
Witam poniedziałkowo
Dziwny i trudny dzień. Wczoraj się dowiedziałam, że nagle zmarł mój kolega. Wieczorem wyjechał Połówek i w jednej chwili zrobiło się pusto i smutno.
Wierzycie w sny prorocze, zapowiadające, że coś się wydarzy? Chyba miałam taki, ale wtedy, gdy się obudziłam jeszcze nie wiązałam tego z niczym a potem ta wiadomość...
Dobrze, że chociaż nie pada deszcz a nawet wyszło zza chmur trochę słońca.
Dobrego dnia
Przykro mi z powodu śmierci kolegi :(
Mogłabyś ten sen nam opowiedzieć?
Sen był dziwny, bo trochę nierzeczywisty. Przyśniła mi się moja dawna pani dyrektor, która zmarła 11 lat temu. To właśnie Ona przedstawiła wszystkim swojego kolegę, który potem (nawet po Jej śmierci) współpracował z nami i stał się naszym bardzo dobrym znajomym. Był życzliwym, radosnym i pełnym ciepła człowiekiem. Tuż przed Jego śmiercią (a dodam, że nie chorował) miałam ten sen. Pojawiła się w nim ta nieżyjąca już pani dyrektor, która stała obok mnie i obie obserwowałyśmy jakieś dziwne zjawisko na niebie. Snuła się po nim taka grupa gwiazd świecących jakby na czerwono a za nimi wstęga czegoś, co wyglądało jak droga mleczna. To płynęło po niebie dość szybko i bardzo zaskakiwało. Ewidentnie nie były to spadające meteoryty, tylko taka smuga świecącego piasku...? Nie wiem jak to nazwać. Tyle z tego pamiętam.
Bardzo dziwny, a zarazem ciekawy sen. Wiem tylko z doświadczenia sennego, ze jeśli w śnie jesteśmy obserwatorami, to nic nam nie grozi :)
Współczuję i pocieszanki ślę.
Trudny czas, okrutny i niepewny.
Trzymaj się
Dziękuję. Dla nas czyli znajomych (jak widzę) to faktycznie trudny czas a co dopiero musi czuć rodzina...nawet nie chce o tym myśleć.
Dzień Dobry w 2 poniedziałek Nowego Roku
U mnie dzień jak codzień. Miałam dziś pierwsze odwiedziny-panią spisującą liczniki z prądu.Ciekawa jestem jaki będzie rachunek. Spodziewam się wkrótce sołtysa i kolędy. Choć z tym ostatnim to proboszcz ogłosił,że tylko jak ktoś chce to może nawiedzić a jak nie ,to zaprasza poszczególne ulice na mszę kolędową.
Właśnie kończę obiad. Robię zwyczajnie-ziemniaki,kotlety z indyka i surówka z kiszonej kapusty. Oponek ani faworków nie robiłam bo mi się zwyczajnie nie chciało. Pogoda jest taka ,że tylko się ziewa i nic więcej
Ale w domu zrobiło się pusto i cicho... Przysiądę się do Was z kawą i ostatnim kawałkiem świątecznego piernika
To ja do tego piernika dołożę pączki angielskie. Mam nadzieję,że smuteczek się zmniejszy
A mi ostatnio po głowie chodzą pączki
Ja jadłam w niedzielę.
Córka przywiozła amerykańskie pączki. Pod te placki ziemniaczane, jak mało zdrowo to na całego.
Po pierwszej fascynacji, po przeprowadzce szybko nam przeszedł smak na tą ilość cukru. Teraz to nie pamiętam kiedy ostatni raz kupowałam.
Jak już to kupimy czasami w Lidlu, te przynajmniej smakują ciastem i nie są tak słodkie. Takie przemysłowe polskie pączki, i tak lepsze niż Krispy Kreme czy Dunkin Donuts.
Krispy Kreme to stanowa sieć, powstała w mieście jakieś 3 godziny ode mnie.
A wykorzystuje przepis z Nowego Orleanu.
Apetycznie wygląda :)
Dzień Dobry
A co tu tak cichutko? Mimo wszystko wejdę do kawiarenki i dołożę do kominka bo trochę przygasa płomień Parzę kawę a do niej pączuszki angielskie. Wczoraj zrobiłam ale zeszły w mig. Szybkie i smaczne ,więc jak się ma ochotę na coś słodkiego to polecam.
Na obiad dziś zrobiłam pyzy z gotowanym mięsem. Mąż zapewne nie zje-złe wspomnienia z dzieciństwa.
Hej dziewczynki,zajrzyjcie do ''kawiarynki'' bez Was smutno,kawa tak nie smakuje,odezwijcie się co tam słychać
Cichutko, bo pracowicie dzień zleciał i jeszcze plan do końca nie wykonany ;((
Zaglądałam, bez logowania i pognałam do sklepiku.
Potem 2gi dzień mieszania i pieczenia bigosu - dzisiaj dodałam mrożoną pigwę i sos z wołowiny /ledwo upchnęłam w dużej brytfannie/.
Jutro chyba część przełożę do głębokiej foremki i przypiekę a resztę zostawię w naczyniu i podduszę, będzie jeden gęsty, 2gi rzadszy do słoja - pod klamrę z gumką.
Czytałam, że u miałaś wizytę z elektrowni, więc sama zaczęłam sprawdzać nasze internetowe rozliczenia - ani słowa czy mamy podawać stan liczników na koniec roku czy nie. Nikt nie przyszedł jeszcze od nich i pewnie przez pandemię nie przyjdzie.
Teraz pędzę piec pizzę, kolejną z masłem i czosnkiem /do ciasta/ - ostatnio naszą ulubioną.
Jak to dobrze Goplano, że czuwasz przy kominku.
Wow,ale pracowicie u Ciebie a ten bigos mocno połechtał moje kubki smakowe.
Swoją drogą nigdy jeszcze nie robiłam bigosu,ani gołąbków w piekarniku.
Zawsze na gazie. Może dlatego,że Mama zawsze tak robiła? Nie wiem,ale nie miałam okazji. A smakowo lepszy niż z kuchenki? Możliwe ,że tak skoro pączki pisałaś ,że smaczniejsze niż smażone. Ostatnio myślałam właśnie o pieczonych pączkach i chyba się skuszę
Namawiam gorąco do pieczenia - bigos łatwiejszy, prawie bez wysiłku i lepszy w smaku /podobnie jak pieczeń zawsze pieczona lepsza od tej z patelni/.
Pączki dla mnie inne nie istnieją, tylko pieczone.
Smak delikatniejszy mają i są lżejsze, bez posmaku tłustego, smażonego tłuszczu - tylko smak ciasta maślanego i nadzienia
Bigos raz robiłam w piekarniku i mogę potwierdzić, ze smakowo jest lepszy od gotowanego.
Niestety pączki pieczone w piekarniku jak dla mnie, to już nie pączki, ale bułeczki drożdżowe, bo niestety pączki muszą smażyć się w głębokim tłuszczu i wtedy jest ten smak prawdziwych pączków Pozdrawiam :)
A widzisz, ja smażali nie mogę już jeść - nawet frytki i placki często piekę, nie smażę na oleju.
A pączusie przed pieczeniem można grubo wypędzlować roztopionym masełkiem lub ulubionym olejem i będą jak smażone.
Ale najważniejsza i tak jest nasza, osobista satysfakcja - gust kulinarny czyli każdy lubi po swojemu. ;D
Ja to mam długi tydzień w pracy. 14 godzin.
Rano tylko kawa, żeby się obudzić. Śniadanie już w pracy.
Wychodzi na to, że mała dojrzała właśnie do nocnika. Wczoraj wieczór nie pozwoliła mamie założyć pampersa, dopiero na noc, dzisiaj tylko wstała, kazała się przebrać w majtki.
Więc pilnuję, żeby nie było sprzątania za dużo. No i żeby chęci się nie zmarnowały.
Najśmieszniejsze, że do tej pory kompletnie nie korzystała z nocnika, nie dała się posadzić, a jeżeli już to bez efektu.
A dziś od rana (a w zasadzie wczoraj wieczór) sukces.
U nas zimno, na weekend w zapowiedziach śnieg. Uciekniemy przed nim, ale zimno nam się do ogona przyczepi, zdecydowane ochłodzenie na Florydzie.
Córka będzie jechać dzień po nas, oby dała radę w tych planowanych 2 cm śniegu. Ona nie lubi zwiedzać, więc nie ciągniemy jej w sobotę ze sobą, tylko aby dojechała na Florydę. Jedzie swoim (moim, bo jakby nie było najnowszy w rodzinie, no i muszę mil do przeglądu nabić, hehehe, powinnam mieć w grudniu, a mi 3 tysiecy mil brakuje, w zimie jednak się mniej jeździ) samochodem, w sensie osobnym, , bo po tygodniu musi wrócić.
Hej:)
Masz odważną córę - sama w daleką trasę wyrusza.
Bez wyjeżdżonych mil nie możesz samochodu przeglądać technicznie??
U nas tylko czasami pytają dlaczego tak mało przejechało autko, ale przegląd zaliczają i kolejny za rok.
Proszę i kolejny sukces - nocnikowy , masz talent edukacyjny, czyli jesteś Nianią przez wielkie en. Podziwiam cierpliwość i gratuluję.
Moja córka zaraz skończy 24 lata, ja w jej wieku to mężatką byłam od dwóch lat.
Ona lubi jeździć. I dobrze jeździ, odkąd tylko zrobiła prawo jazdy w wieku 16 lat.
Jeszcze w szkole średniej odbierała nas z lotniska 3 godziny od domu, gdy skasowali nam połączenie (w sumie 6 godzin jazdy).
Ja mogę zrobić przegląd wcześniej oczywiście. Tylko szkoda kasy, bo sobie liczą niemało za usługę, gdy wiesz, że olej nie jest zużyty (teraz to jest do sprawdzenia w samochodzie na wyświetlaczu), a przeglądy są ustawione relatywnie często.
Olej od stania też się zużywa, więc żeby być w zgodzie z wężem w kieszeni staramy się wyjeździć mile w terminie zbliżonym do daty wyznaczonego przeglądu. Gdy któreś z nas ma termin, wtedy jego samochód jedzie na wycieczkę. Teraz oba pojadą...
Jeszcze dodam, że inspekcja do dowodu rejestracyjnego (naklejki na tablicę) jest raz w roku, natomiast to o czym pisałam j myślałam to wymiana oleju - co 3 tys mil, gdy masz olej zwykły lub co 6 tys, gdy pół syntetyk i syntetyk. Taki przegląd, na 6 tys mil z wymianą filtrów tylko to ponad 100 dolarów, więc szkoda kasy na wcześniejszą wymianę, gdy wiesz, że olej zużyty w 50 % tylko.
A to tak jak u nas.
Olej sam eM wymienia, mamy problem z głowy i wąż kieszeniowy nie sssyczy .
Już myślałam, że przeglądy macie uzależnione od ilości mil - mało jeździsz, to nie musisz tak często przeglądać autka. Za dobrze by było chyba, dla nas.
Moja córka ten sam rocznik co Twoja. W kwietniu kończy 24 i też jest dobrym kierowcą,ale czy na tyle by wyruszyć w daleką podróż tego nie wiem. Myślę,że tak ale bardziej w towarzystwie,bo sama by się obawiała. Choć to bardziej ja miałabym te obawy
W Stanach to wygląda inaczej, wszędzie samochodem. Tylko w metropoliach jest sprawny system komunikacji publicznej, gdzie indziej bez samochodu się nie da.
Jako, że system kształcenia jest inny, wiesz co potrafi Twoje dziecko.
Po kilku godzinach teorii (w jeden weekend) i 6 godzinach jazdy na dwoje, dostajesz takiego delikwenta 15-18 lat pod swoje skrzydła na rok. Do własnego samochodu.
On jest ubezpieczony przez szkołę, ale jakby co uszkodzi twój samochód. Na rok czasu dostaje permit, gdy musi wyjeździć określoną liczbę godzin w towarzystwie dorosłego na przednim siedzeniu. Nie może jeździć sam.
Potem może jeździć samodzielnie do 18 roku życia, w określonych godzinach (nie w nocy), bez pasażerów z tyłu, chyba, że rodzina. Na ubezpieczeniu rodziców, które rośnie w kosmos, do 21 roku życia, dopiero wtedy spada. W 18 urodziny może odebrać pełne prawo jazdy,w układzie poziomym (mówi o wieku, że jesteś poniżej 21 bez sprawdzania daty). W 21 urodziny odbierasz regularne, dorosłe ID.
Rzeczywiście zupełnie inaczej niż w Polsce. Podejrzewam,że po przeprowadzce musiałaś robić nowe prawo jazdy,bo te polskie chyba nie było ważne. A może się mylę?
Było ważne 60 dni. A potem musiałam zdać egzamin - teoretyczne i praktykę.
Praktykę się robi swoim samochodem, egzaminator wsiada.
Fajnie było z moim mężem. A kto Pana przywiózł- a sam siebie przywiozłem, przecież mam prawo od jakiś 25 lat.
Egzamin jest prosty, jazda prosto, skręt w prawo, skręt w lewo, ruszenie do tyłu z parkingu oraz skręt na trzy rzuty. Na koniec zaparkowanie na parkingu. Wszystko w realnym ruchu, bez placu manewrowego.
Zważywszy na rozmiar miejsc parkingowych i szerokość dróg nie jest specjalnie trudno.
Dla mnie najtrudniejsza była automatyczna skrzynia biegów, zaraz po przyjeździe, jeszcze na polskim prawie jazdy. Trenowałam dookoła hotelu. Nijak nie mogłam pojać, że jedna nogą jest bezrobotna, używałam dwóch i samochód skakal żabką. Ale szybko opanowałam.
Teraz nie mam odwagi jeździć w Polsce na manualnej skrzyni biegów. Najpierw musiałabym potrenować gdzieś.
A mój mąż pierwsze jazdy, dojeżdżając do skrzyżowania zapominał o zmianie biegów i samochód mu gasł. I pierwsze sekundy- co się stało, dlaczego, po chwili, no tak manualna skrzynia.
Wczoraj upiekłam drożdżówkę :)
I nie przyniosłaś do kawiarenki?? Pewnie była tak dobra,że szybko zeszła. A którą piekłaś,tą ze swojego przepisu? Swoją drogą chętnie zjadłabym kawałek i do tego gorące kakao,takie prawdziwe gotowane.
Tak ta ze swojego przepisu dla leniwych-zawsze wychodzi i wszystkim smakuje :) Wyszły dwie takie wąskie foremki.
Muszę i ja w końcu upiec, ale ciągle coś mnie odciąga - za dużo słodkości w domu, leń albo zasiadam przed tivi i udaję melomankę
FB wyświetlił mi dzisiaj wspomnienie z 2016 roku. To już 6 lat.
I w przyszły poniedziałek będziemy, tyle, że nie od północy, a od bardziej poludniowej strony nad Zatoką Meksykańska. Ciekawa jestem różnic w piasku (tam gdzie jedziemy ma być też bielutenki).
Nie mogłam się oprzeć, aby się nie podzielić.
Piękny widok
Aż dech zapiera - przestrzeń, kolory i woooda, popływałabym albo chociaż wymoczyła stópki
Dzięki, jak najwięcej takich fotek proszę.
Oj, jak fajnie "zawiesić" wzrok na tej błękitnej przestrzeni. Już się nie mogę doczekać Twojej relacji z urlopu. tych zdjęć z nowo odkrytych miejsc. Marzy mi się taki biały piasek...ech!
To standardowy kolor dla Atlantyku, w słoneczny dzień każde miejsce nad oceanem tak wygląda. A większość dni jest słoneczna.
Różny jest tylko kolor i rodzaj piasku na plaży.
Dla porównania Miami Beach w grudniu, mąż się wtedy kąpał w oceanie.
A to u mnie w Karolinie Północnej, też w grudniu.
Ślicznie :)
Normalnie "rozpływam się" jak widzę te kolory
Ja też lubię. Oglądać i bywać, nie koniecznie plażować (męczy mnie, gdy za długo). Na każdym wyjeździe około plażowym zawsze ciągnie mnie do wody i piasku - wejść, popatrzeć na piasek, fale i wystarczy. Do następnej plaży- bo mogę tak nawet kilka razy dziennie.
Gdy byliśmy w Miami Beach to był mój pierwszy w życiu pobyt w resorcie (z racji pandemii ceny nie były niskie, ale akceptowalne za tą klasę hotelu. Zabraliśmy córkę, bardzo jej się podobało. Powiedziała, że chciałaby prezent na zakończenie szkoły. Tyle, że okres zamknięcia w domach się skończył, ceny poszybowały w kosmos, nie pojedziemy z nią za te pieniądze).
Na weekend. I wystarczyło. Nie mieliśmy za wiele czasu na byczenie się, bo gnało nas po okolicy. Mimo wszystko na moje potrzeby wystarczy zwykły hotel ze śniadaniem (lub bez).
Wczoraj mąż włączył jakiś film o naszym statku. Chwilę z nim oglądałam. Nie wiem czy tydzień rejsu starczy, aby zwiedzić cały.
Jest naprawdę piękny.
I podobno już budują następny, może ten popłynie w dziewiczy rejs.
Bo nasz nie dał rady, z powodu zakazu pływania. Pierwszy lockdown opóźnił budowę. Plan był, aby oplynal w pierwszym roku wszystkie destynacje, gdzie pływają statki armatora. Każdy rejs w inne miejsce. Nie wyszło.
Mój mąż chciał zapisać się na któryś z tych pierwszych rejsów, ale w tamtym roku mieliśmy być w Polsce i drugie długie wakacje nie wchodziły w grę (a nie było żadnych długich w tamtym roku, choć podróżowaliśmy sporo). To wykupiliśmy pierwszy rejs po roku dziewiczym, który nie doszedł do skutku.
Piękny widoczek :)
Witam środowo
Dziś za oknem szaro i zimno. Po tych wszystkich dniach pełnych świętowania, spotkań i wiecznego pichcenia nastał moment spowolnienia. Poczułam, że nic mi się nie chce. Robię to, co muszę ale jakoś nie mogę się zmobilizować choćby do nauki. Jeśli dobrze sobie przypominam, to u mnie każdego roku jest podobnie.
Ciasta mi się pokończyły ale zostały poświąteczne "zachciewajki" A to piernika bym zjadła, a to sałatki, a to ryby po grecku... Też tak macie?
Patrzę teraz przez szybę na Odrę i widzę, że wszędzie, dookoła jest mgła. Chętnie bym się otuliła kocem i posiedziała trochę w domu.
Ale nic, trzeba się mobilizować i zabierać do pracy.
Dobrego dnia
I już prawie połowa miesiąca za nami.
Jak ten czas gna.
Ja nie lubię powtórek, dla mnie dwa razy coś pod rząd to max, trzeci może oznaczać, że przez rok nawet nie spojrzę.
I jak czekam na potrawy świąteczne, tak po świętach jestem bardzo zmęczona nimi, że wcale mi się nie tęskni.
Ja codziennie gotuję świeży obiad, tak jak teraz, wracam plus minus o 19 do domu i staje przy garach. Tylko zupy i gulasze są na dwa razy, potem reszta do słoików i mam do pracy.
Rozpuściłam męża, to mam. Ale wolę sama zrobić niż mu tłumaczyć co ma zrobić.
On pracuje z domu większość czasu, a ja wracam po 14 godzinach i staje przy garach.
Nie dla niego, dla siebie, on się naje przy okazji. Gdybym zostawiła gotowanie jego inwencji jedlibyśmy frytki, paluszki rybne (których nie jemy wcale, ale on tęskni. W sumie powinnam mu pozwolić przejeść się. Zobaczyłby jaki to syf obecnie.Tyle, że sama też bym musiała jeść, bo inaczej odłączy się do mojego, hehehe) oraz pizzę, gdzie z tego zestawu okazjonalnie to frytki lubię.
A ja właśnie teraz pomyślałam, że tęsknie za tymi świątecznymi daniami głównie dlatego, że wcześniej byłam tak skupiona na przygotowaniach, że niewiele jadłam. U mnie to jakaś norma. Dla przykładu jak idę na dużą imprezę typu wesele itp. to prawie w ogóle nie jem. Coś skubnę i koniec a potem, na drugi dzień przypominam sobie, co było na stole i wtedy bym konia z kopytami wciągnęła
Podobnie jest u nas- jak sama gotuję czy piekę, to zjadam przy stole niewiele, bo zmęczenie odbiera apetyt, a że wszystko sama doprawiałam, to znam smak i już mnie nie ciągnie do smakowania.
Zwykle sporo rozdaję, ciut zamrażam, a ostatnio malutko gotuję, piekę i jest ok.
Skupiona jestem na dekorowaniu domku, dopinam drobne szczególiki /tylko ja je zauważam/ bo sporo czasu w tym domku spędzam i cieszy mnie każda kartka z życzeniami od rodzinki i znajomych.
Niektóre podpisy są już 'nieaktualne - małżeństwa rozpadły się, czasami jeszcze smutniej potoczyło się życie :(
Ustawiam, zawieszam co mam i czytając treść myślę o tych rodzinach i przyjaciołach , oglądam firmówki" i wspominam tamte wigilie, kolędowanie z ekipą z tej czy innej Firmy. Bywało różnie, ale byliśmy razem, wspieraliśmy siebie wzajemnie. Czy teraz jeszcze gdzieś są takie firmy, to zaraz wyślę sivi" do najbliższej.
Witam późnym popołudniem
Czas zleciał od rana,nawet nie wiem kiedy. Listonoszka przyniosła dziś list z blankietami do wpłaty za wywóz odpadów. Myślalam ,że podrożeje,ale jest jak w ubiegłym roku 31 zł od osoby. Ciekawa jestem ile będzie za prąd i gaz..
Zadzwoniła do mnie koleżanka z zach-pom ,że wybiera się z rodziną w moje strony. Idealna okazja do spotkania. Zaprosiłam ich na obiad i tutaj pytanie,czym najlepiej uraczć utrudzonych podróżą gości? Czy podać regionalny obiad czy może coś bardziej ''wypasionego''? Wiem,że na Was zawsze można liczyć,więc liczę na podpowiedzi
Jak to, co podać? Wiadomo! Kotlety z curry! Są przepyszne i mało pracochłonne a do tego delikatne w smaku i bez panierki. Goplano stawiam na Twoje kotlety, bo mało kto je zna, a chętnie każdy spróbuje i pochwali, do tego frytki, buraczki lub ogórek kiszony i to wszystko :)
Jak masz mało czasu, to polecam zrobić drożdżówkę dla leniwych i jest komplet :)
Nie wiadomo co lubią?? goście - głodni pożrą wszystko:
kotlety drobiowe lub schabowe czy z karczku /belwederskie /;
bigos, lazanię lub pyszną, domową pizzę.
Na deser każde ciasto domowe lub wymyślny pucharek dobre.
Szybkie: drożdżowe lub wiewiórka czy murzynek.
Średnie: sernik na serku 'wiaderkowym /z delicjami polecam/ lub strucla drożdżowa z serem czy owocami.
A najważniejsza i tak będzie herbatka z przegryzką /wytrawną lub słodką/.
Bawcie się dobrze
Witam. Trochę poczytałam, ale nie wszystko.
Wszystkiego najlepszego "młodej parze" z okazji rocznicy, zdrowia, miłości i wzajemnego zrozumienia.
A na wschodzie... bez zmian.
Pozdrawiam. Trzymajcie się zdrowo.
Dziękuję Alman :)
Nie wiem jak będzie z tą zabawą,bo syn koleżanki wrócił ze szkoły z wiadomością,że u jednego z uczniów wykryto koronawirusa i cała klasa idzie na kwarantannę. Dziś mają zrobić mu test. Ogólnie to podłamani, bo zaplanowali tę podróż dużo wcześniej i teraz niewiadomo co będzie
Witam :)
i przyznaję, ze wstydem", że wczoraj nie przyjęłam kolędy, bo:
po 1sze primo nie przypuszczałam, że ktoś zadzwoni do drzwi /przez pandemię/;
2gie to strach przed zarażeniem albo podesłaniem komuś bakcyla /eM ma pracę kontaktową bardzo i może być roznosicielem covidowym, bez objawów/.
Miałam kaca moralnego, bo ktoś jednak starał się i wyszedł do ludzi , więc pognałam za kolędnikami, coś podarowałam młodym i Księdzu na otarcie moich łez - już parę lat postnych mają za sobą i pewnie im ciężko bez wsparcia /to biedna parafia, nie to co w wielkich miastach/.
Potem dokończyłam bigos i dzisiaj go zamrożę, do słoja też zapakuję, reszta będzie na obiad - z chlebem lub makaronem.
Poza tym wyciskamy soki i bardzo nas to cieszy - więcej witamin, mniej kofeiny czy teiny pochłaniamy.
Planujemy też 3cią dawkę szczepionkową - chyba w najbliższym mieście, to już inne województwo, ale skoro nasze opolskie jest zapchane, to wolę podjechać do sąsiadów i szybko, sprawnie załatwić sprawę niż gnać o wiele dalej i czekać godzinami na przyjęcie.
Pozdrawiam i dobry humorek posyłam
Co z Almanką?? Mariolanką? i resztą ferajny
Odsypiają balety czy zbierają dopiero siły by pląsać całą noc?
Już doczytałam - alman jak zwykle zajęta, odsapnij Kobieto, usiądź i wypij spokojnie co lubisz. Brakuje tu Ciebie, serio.
Cześć porannie. Praca mi się wcześnie dzisiaj obudziła, więc zamiast wolnego, trochę zajęcia.
Ja się zaszczepiłam, bo praca wymagała (w sumie to jej nie dostałam, obecni pracodawcy się nie pytali wcale), bo mieliśmy lecieć do Polski, mój mąż zaszczepiony, ja nie - gdzie byśmy się szukali oraz miałam nie nosić tej cholernej szmaty na pysku. Co uskuteczniam w każdym możliwym momencie, gdy prawo nie nakazuje a ja nie muszę gdzieś być.
Skoro pierwsza dawka nie działa, nie zamierzam brać drugiej, chyba, że okoliczności mnie zmusza - bynajmniej nie jako ochronę, tylko środek przymusu. Nie zamierzam zabijać swojej własnej odporności (bo prawda jest taka, że albo poprzestajemy na odporności własnego organizmu, gdy jesteśmy o niej przekonani albo korzystamy ze wsparcia zewnętrznego- tyle, że to już na całe życie, bo organizm odzwyczaja się od budowania własnej odporności. Obie metody mają takie samo prawdopodobieństwo zachorowania)
Nie szczepie się na grypę, miałam tylko jedną szczepionkę w życiu ze względu na zieloną kartę. I do tej pory byłam ewentualnie raz chora - choć nikt tego nie potwierdzał- tylko raz ledwie się mogłam z łóżka dźwignąć przez kilka dni. Śmiem przypuszczać, że wtedy miałam grypę.
I to po miesięcznym uodparnianiu actimelem, gdy odstawiłam na wielkanoc, bo nie było miejsca w lodówce. Powiedziałam nigdy więcej dobrowolnie.
Jeszcze gdyby szczepionka była na całe życie, wtedy byłabym pierwsza w kolejce. Oczywiście żadna szczepionka nie daje pewności, że nie zachorujesz.
W przypadku obecnej, gdy masz tylko pół roku ewentualnej ochrony, gdy mówi się, że dawka przypominająca jest na 5 miesięcy to żadna ochrona.
Zachoruję to zachoruje. Jak umrę, znaczy przeżyłam swoje życie.
Nie pcham się w tłumy, nie imprezuję z obcymi, tak samo się nie ściskam.
Ale też nie zamierzam żyć w ukryciu, w strachu, bo nie ma żadnej gwarancji na lepszą jakość życia w przyszłości.
Na całe życie to tylko geny mamy, reszta już w rękach 'przyrody.
Chcę zrobić wszystko, by nie trafić do szpitala - teraz jest tragicznie a będzie gorzej. Doszczepię 3cią przypominającą i potem już dam sobie spokój.
A strach o własne życie i zdrowie już minął, ja bardzo nie chcę mieć cudzego nieszczęścia na sumieniu.
Unikam zakażenia jak mogę, może przesadnie - wolę przesadzać teraz niż potem zalegać w łóżku tygodniami, zwłaszcza szpitalnym, z odleżynami /bo opieka, pielęgniarki już od dawna nie nadążają/.
Ostatnia wizyta w sklepiku mnie zmroziła: zabrakło słodkości, które zawsze kupowałam, pytam dlaczego?? - bo dostawca /lat 48/ zmarł, przez wirusa.
Nie pytałam już, czy był szczepiony czy nie.
Koszmar, ból i złość - przecież w 21szym wieku ludzie nie powinni umierać przez takiego wirusa, nawet zmutowanego.
Ekkore, nie bardzo rozumiem Twojej wypowiedzi. W pierwszym zdaniu piszesz, że się zaszczepiłaś, a dalej, że tylko mąż. Więc w końcu zaszczepiłaś się czy nie ? a może tylko jedną dawką, to chyba zupełnie nieskutecznie.
Moje drugie pytanie - czy jesteś z wykształcenia lekarzem? może wirusologiem? zakaźnikiem?
W niektórych kwestiach mogłabym się zgodzić z Twoją wypowiedzią, ale się na tym nie znam, więc nie będę się wypowiadać. Póki co mądrzy ludzie, naukowcy, uczeni w temacie twierdzą, że szczepionki działają i trzeba... komuś trzeba wierzyć.
Moim zdaniem każdy powinien robić wg własnego rozumu.
Ja jestem zaszczepiona dwa razy, stoję przed dylematem co do trzeciej dawki, bo ... też mam wiele wątpliwości, ale też wiem, że nic lepszego nie mam do wyboru, a jestem w grupie trochę zagrożonej. I tak sobie myślę, że wprawdzie w końcu kiedyś trzeba pożegnać ten padół, ale czy musi to być sposób przez uduszenie się???? i druga myśl - przeszłam tak ciężką operację i teraz mam umrzeć przez jakiegoś głupiego wirusa???
Ale to są moje dylematy, nawet głośno o nich nie mówię, by nie sugerować nikomu niczego. Każdy ma rozum swój i wolną wolę.
Są jednak miejsca na ziemi, gdzie jest obowiązek szczepienia. Nie wiem czy oficjalnie wprowadzony, ale np. córka mej koleżanki pracuje w Niemczech, w administracji szpitalnej, od razu musiała się szczepić jeśli chciała pracować. Córka innej pracuje i mieszka w Kanadzie, nakazano też szczepienie, nie chciała, musiała pożegnać się z pracą. Myślę, że osoby pracujące w kontakcie z ludźmi, a zwłaszcza z dziećmi czy chorymi, powinny się szczepić, skoro nic innego nie ma do dyspozycji.
Na marginesie, wkurza mnie, że jakoś nie ma dotąd leku...żadnego, dla chorujących lekko, w domu, a potem mówią, że za późno się chorzy zgłaszają do szpitala...a jak wyglądają teleporady przy stwierdzonym wirusie, to lepiej nie mówić.
Zatem trzymajcie się, nie dajcie się i może jednak szczepcie się jak zalecają, jeśli uznacie to jednak za słuszne.
Napisałam dlaczego się zaszczepiłam. W kolejności myślę zgodnej z priorytetami, dla których to zrobiłam.
I jeżeli nie wyjdzie konieczność, która w jakiś sposób zaważy na decyzji, nie planuję trzeciej dawki. A jeżeli się zdecyduję to będzie to pod przymusem, a nie z wiary, że mnie uchroni.
To co napisałam to tylko moje zdanie, dotyczące mojej osoby.
Nie zamierzam nikogo przekonywać do zaniechania szczepienia, nie zamierzam zrywać kontaktu z tymi co nie są zaszczepieni.
Co do szczepienia podstawowego mój mąż zaszczepił się sporo przede mną, to była jego decyzja.
Tak samo córka, ona była w pierwszej grupie zaszczepionych, mimo młodego wieku, jej decyzja.
I na razie ma najlepszą odporność- przechorowala covid.
Witam. Ekkore, sorry, że tak drążyłam temat w sprawie Twojego szczepienia, to nie ze zwykłej ciekawości czy wścibstwa. Część Twojej wypowiedzi w kwestii samoobrony organizmu przed wirusami czy wręcz zabijania odporności własnej przez szczepionkę bardzo mnie przekonuje. Pomyślałam, że może jesteś specjalistą w temacie wirusów i chorób zakaźnych.
Tak się złożyło, że przeczytałam właśnie, że EMA ostrzega: Kolejne dawki przypominające szczepionki przeciw Covid-19 mogą osłabić reakcję odpornościową - Forsal.pl. /chodzi chyba o czwartą dawkę/.
Poza tym w temacie wypowiedział się prof. Prof. Gut: przeciwciała nie są żadnym wskaźnikiem odporności - /Źródło: Puls Medycyny
https://pulsmedycyny.pl/prof-gut-przeciwciala-nie-sa-zadnym-wskaznikiem-odpornosci-1138487.
Z artykułu wynika ponadto, że o odporności decyduje pamięć immunologiczna i odporność komórkowa człowieka, ale jednocześnie mówi o szczepieniu:
"tylko przygotowuje na taką sytuację, że pozwala zwalczyć wirusa w krótszym czasie bez poważnych konsekwencji. Dość mocno, bo cztero-, pięciokrotnie skraca okres emisji wirusa z organizmu. Bo to nie jest tak, że osoba zaszczepiona i zakażona nigdy nie wydala wirusa, wydala, ale szybciej i znacznie łagodniej".
Pogubiłam się już w tym wszystkim.
Sorry, że zamiast o "żarciu" wcinam się z takim tematem. Myślałam, że może posiadasz jakąś wiedzę tajemną i pomożesz zrozumieć te wywody naukowe. Pozdrawiam.
Alman, wiem, że piszesz do Ekkore ale chciałam Ci tylko napisać, że nie jesteś sama w tym "zagubieniu". Wcale Ci się nie dziwię, że wspominasz o tym wszystkim i próbujesz podzielić się refleksjami. Ja tez trochę czytam i staram się racjonalnie podchodzić do tematu, ale...nie da się. Jest tyle sprzecznych informacji, że zwyczajnie człowiek "głupieje".
A jeśli chodzi o tematy do Kawiarenki, to właśnie tutaj jest doskonałe miejsce na rozmowy o wszystkim ("Rozmowy wolne i frywolne") tak więc wcale się z niczym "nie wcinasz" i nie powinnaś "sorrować"
Smakosiu, dziękuję za Twój głos, lżej mi, że jeszcze ktoś ma dylematy.
Mój wpis w początkowym ujęciu był skierowany do Ekkore dlatego, że ją "zaatakowałam" pytaniami wczoraj, chciałam się ... wytłumaczyć z tego. Ale cała reszta to temat rzucony do wszystkich zainteresowanych, wątpiących itd.
Nie wiem kto i co myśli na ten temat. Widzę, że Ty podobnie dużo czytasz i się zastanawiasz. Ja czytam i słucham bardzo dużo. Wokół wszyscy przyjmują trzecią dawkę, w tym mój mąż, a ja... myślę, analizuję, czytam, słucham i ... mam coraz większy mętlik w głowie.
Pozdrawiam.
Alman, mam podobne dylematy, jest wiele niewiadomych...Jednak uważam, że nie mamy specjalnego wyboru i w grudniu zaszczepiłam się trzecią dawką.
O widzisz Figutko, widać więcej osób ma dylematy, ale dlaczego się tym nie dzielicie? Pozdrawiam.
Dziewczyny informacje są takie a nie inne. Sprzeczne. Musimy wybierać takie, które nam pasują do naszej wizji życia, nawet jezeli one będą błędne w perspektywie czasu, bo to nam zapewni spokój, bycie w zgodzie ze sobą.
I nie winić nikogo o innych poglądach, każdy podejmuje decyzje i on poniesie konsekwencje tego.
Witam czwartkowo
Czekam na weekend. Dalej mam "lenia".
Alidab, myślę o Tobie. Czekam choćby na najmniejsza wiadomość...
Piątek, piąteczek, piąteluniek
Ciesze się, że to koniec tygodnia pracy. Tyle, że ten dzisiejszy dzień nie będzie należał do łatwych - pożegnamy kolegę (o którym Wam wcześniej wspominałam).
W głowie szukam miłych rzeczy... Jutro rano w planach spokojny poranek, bez pospiechu, z pyszną kawą i przy gazecie.
Dobrego dzionka
Ja nie mam wesołych wieści, moja teściowa w szpitalu, wczoraj miała udar, zafundowała sobie prezent na imieniny.
Rokowania nie są dobre, bo choć mówi, jest z nią kontakt, to jest częściowo sparaliżowana, chyba nieodwracalnie, bo była mowa o wózku.
Dobrze, że kuzyn męża ma znajomych w szpitalu, to trochę się dowiedział lewymi kanałami- bo przecież do szpitala nie można, bo covid, informacji nie udzielają, bo RODO i każdy może się podszyć.
Ona jest tam sama, bez nikogo, bez telefonu, to musi być okropne.
A my jeszcze na te wakacje jedziemy. Gdyby była możliwość odwiedzin, wysłałabym męża pierwszym dostępnym samolotem, żeby zobaczył matkę, pożegnał się.
Bo raczej czarny scenariusz widzę, ona w tym roku 90 lat kończy.
Powiedziałam, aby uprzedził w pracy, że ewentualnie może lecieć od razu z Orlando.
Ale może nie. Zaraz będę szukać opcje domów opieki, dla dwojga, tak aby to było małe mieszkanko z opieką stałą.
Przykro mi, ze teściowa jest w szpitalu, jednak to nie oznacza, że nadszedł czas pożegnania. Pisałaś, że ma 90 lat, to mocne i silne pokolenie wbrew pozorom. Trzymam kciuki za szybki powrót do zdrowia
To samo pomyślałam. Moja teściowa w październiku też przeszła udar i dziś jest wszystko dobrze. Trafiła w porę do szpitala,więc to ją w dużej mierze uratowało od ciężkich powikłań. W grudniu skończyła 73 lata.
Współczuję. Taka niepewność osłabia, ale nie trać nadziei - mają teraz dobre leki i mogą wiele naprawić, gdy są podane na czas.
Nawet paraliż może cofnąć się po rehabilitacji.
Stryj eMa nie mówił po wylewie, a po paru miesiącach ćwiczeń, nauki od podstaw wygłosił piękne przemówienie na ślubie swojego synalka
Dzięki dziewczyny.
To bardzo silne pokolenie, ona jest sybiraczka. Nigdy nie była w szpitalu, nigdy nie była chora, poza przeziębieniem. Żadnego przeswietlenia, usg nic.
Pytanie jak sobie poradzi z faktem paraliżu w sensie psychicznym, bo to od tego głównie zależy.
Mowę i rozumienie tego co się do niej mówi oraz logiczne odpowiadanie na pytania ma zachowane.
Oby tylko sił psychicznych starczyło.
Zostawiła o sobie ślad w historii. Na koniec 2020 roku nagrywali z nią program (film) o pobycie na Syberii. Z instytutu Pileckiego, będzie materiałem archiwalnym.
To pierwszy raz, gdy opowiadała o pobycie tam. Wcześniej, gdy pytaliśmy to zaczynała płakać, przestaliśmy pytać. Mój mąż nic nie wie o pobycie tam.
Jak temat tabu.
Sama jestem ciekawa tego materiału, jak będziemy w Polsce, przekopiujemy sobie.
A gdzieś to można zobaczyć publicznie? To musi być ciekawa historia
Teściowa dostała pendriva w ostatni weekend. Tyle, że u nich żaden sprzęt telewizyjny nie obsługuje, kuzyn męża miał wrócić teraz w weekend z komputerem.
My dostaniemy nagranie zapewne jak się pojawimy.
Mamy tylko zdjęcie listu z podziękowaniami, pewnie trzeba by z Instytutem Pileckiego się kontaktować.
Piękne podziękowanie :) Chętnie obejrzałabym sobie taki wywiad.
Witam sobotnio
słonecznie i radośnie:) bo przestała mnie boleć głowa.
Nie obyło się bez tabletki, ale raz na ruski rok można coś łyknąć by uciec od bólu.
Wczoraj miałam niezły kocioł a właściwie kanał - zatkany, gdzieś spaprali kanalizację i mamy co parę m-cy awarię.
Zgłosiłam ok południa, ok., wyszłam do sklepu - ekipa jakaś już była koło sklepiku, ale nie do nas przyjechali.
Do wieczora nikt nie zajrzał, dopiero po mojej wędrówce od drzwi do drzwi i zapytaniom jak u sąsiadów odpływy działają, po kolejnym telefonie /eM z pracy do nich już dzwonił, bo ja miałam dość/ zajechała wielka maszyneria.
W parę minut przetkali kanał i woda pięknie spłynęła.
Widać brzmię niewiarygodnie, musi facet, facetowi po męsku przemówić do rozumu, bo 'baba się nie zna i głupotki zmyśla /pewnie z nudów /.
Ręce opadają, czy w naszym pięknym kraju coś jeszcze działa tak jak powinno, czy już wszystko 'sznurkiem wiążemy??
Nawet już wizja wcześniejszego zejścia powirusowego mi nie straszna, to jak wyzwolenie z błędnego koła, z czyśćca czy innego przed-piekla.
Podziwiam ludzi, którzy mieli odwagę, siły by poszukać swojego miejsca w świecie - ja niestety aż tak odważna nie jestem i tkwię tutaj, jak za karę /tylko win swoich nie pamiętam?? może naiwna wiara, że będzie normalnie?/.
Mimo wszystko posyłam nadzieję na poprawę:
pogody, humoru i kondycji
2gą kawę sobie daruję, wypiję miętę lub meliskę...
?? znowu podpięło coś nie tak jak powinno - wpis miał być w głównym "nurcie, nie pod Ekko.
Widać poszło porażenie ruchowe, nie 'mózgowe. To chyba dobrze rokuje.
Podziwiam tamto pokolenie, zsyłki, roboty przymusowe, wysiedlenia i inne prześladowania.
Tylko oni mogli to przetrzymać, ludzie niezwyciężeni i pełni hartu ducha.
Jak czytam, słuchałam też kiedyś opowieści kresowian, to nie mogę powstrzymać łez i dygotania wewnętrznego - ile cierpienia, upodlenia i głodu często musieli znosić.
Pozdrawiam, życzę zdrowia Teściowej i dużo siły całej Rodzinie.
Pytanie mam głównie do Alman: Powiedz mi kochana, kiedy najlepiej posiać pomidory?
Podobno są to rozmowy wolne i frywolne, wiec chyba każdy temat dobry?
Nadia, jeszcze czas, przynajmniej u nas... poczekaj do marca, z pewnością założę znowu wątek wiosenny...tak gdzieś koło połowy marca... chyba, że masz klimat gorący.... o ile pamiętam, to wysiewać nasiona tak ok. 2 m-cy przed terminem wysadzania. U nas wysadza się do gruntu koło połowy maja, stąd koło połowy marca wysiewa /terminy plus-minus/.
O to mnie trochę uspokoiłaś -dzięki
Witam w sobotę
Widzę,że rozgorzała dyskusja na temat szczepień. A ,że jest to temat jak najbardziej na czasie to i ja się dołączę. Otóż przez prawie 20 lat temat szczepień był niemal tematem tabu w naszej rodzinie. A to za sprawą skojarzonej szczepionki 3 w 1. To ''dzięki'' niej mój wtedy półroczny synek dostał zapaści i wylądował na OIOMie a potem na prawie rok w szpitalu. A właściwie wylądowaliśmy,bo przecież byłam cały czas z nim. Automatycznie został zwolniony ze wszystkich szczepień.. nawet przeciwko żółtaczce a czekała go operacja.. Temat szczepień powrócił w zeszłym roku, gdy w szkole do której uczęszcza niejako zażądano ,by go zaszepić przeciwko covid bo inaczej nie będzie mógł do niej chodzić. Nie powiedzieli tego wprost,ale dali mocno do zrozumienia. Podłożyli mi pod nos papiery,że się zgadzam na szczepienie. A ja mówię o nie,ja się nie zgadzam,nie wezmę na siebie takiej odpowiedzialności,chyba ,że neurolog powie inaczej. Po konsultacji nie było wątpliwości,że syn mający taką przeszłość,nie może być w żadnym razie zaszczepiony,ale jest jeden warunek. Ja i reszta rodziny ,żeby go chronić mamy się zaszczepić.. Przez te wszystkie lata miałam już wyrobione zdanie na temat szczepień i z oporem podchodziłam do tego tematu,ale zdrowie mojego syna jest dla mnie wartością najwyższą. Pomyślałam sobie raz kozie śmierć. W dodatku mój kardiolog powiedział,że powinnam się zaszczepić,no i stało się. Z duszą na ramieniu i wszystko było dobrze. Tydzień temu w piątek przyjęłam trzecią dawkę i czuję się dobrze. Ostatnio mój wujek o którym pisałam przyznał,że źle zrobił,że się nie zaszczepił,a teraz łapie każdy oddech. Po tak długim czasie wreszcie przyjęli go do szpitala kardiologiczno-pulmonologicznego,bo wcześniej był na ''normalnym'' oddziale gdzie leczyli go ''tylko'' tlenem. Jedno jest pewne,jak za pierwszym i drugim razem nic Wam nie było podczas szczepienia nie ma obaw co do przyjęcia trzeciej dawki. Najważniejsze jednak by stale budować odporność. Szczepienia wspomagają,ale nie zastępują odporności. Coś o tym wiem..
Miałam się nie wypowiadać ale muszę .
Droga Goplano kompletnie się z Tobą nie zgadzam ze jeśli za pierwszym czy drugim razem nic nie było po szczepieniu to za trzecim tez wam nic nie będzie . W piątek byłam na zakupach i kupowałam jajka od zaprzyjaźnionej pani . Zawsze krótko z nią rozmawiam i powiedziała mi ze nie było jej tak długo bo (ostatni raz była przed świetami ) miała aż trzy pogrzeby w rodzinie . Wszystko tak ładnie ostatnio nazywane smierć nagła . Schemat przy wszystkich osobach był identyczny czyli w środę szczepienie a w piątek smierć . Wszystkie te osoby miały właśnie trzecia dawkę a przy dwóch poprzednich nic im nie było i czuli się świetnie . Jakieś dwa miesiące wcześnie przy rozmowach w sklepie usłyszałam o śmierci kolejnych pięciu osób . Tym razem zaraz po drugiej dawcę . Dziwie się ze ludzie chcą ryzykować i sprawdzać po której dawcę się przekręca tym bardziej ze ta szpryca zupełnie nie działa . Wszyscy moi znajomi którzy byli zaszprycowani byli chorzy . Jedni przechodzili łagodnie inni lądowali pod respiratorem . O dziwo tylko jedna rodzina z niezaszczepionych zachorowała . Wszyscy leczyli się w domu czuja się dobrze nie maja skutków ubocznych w przeciwieństwie do tych zaszczepionych . Ta chorobę można leczyć tylko trzeba podać szybko leki a nie czekać ja każą ze jeśli się pogorszy to wzywać karetkę . Jak się pogorszy to najczęściej jest za późno na uratowanie życia . Niestety nasz minister zablokował możliwość leczenia i przepisywania lekarzom leku który skutecznie leczył . Zostało powiedziane ze ludzie maja się szczepić a nie leczyc . Jaki maja w tym celu niech każdy sobie sam odpowie .
Zycze wszystkim zdrowia i by nikt nie musiał dowiedzieć się która dawka będzie dla niego ta ostatnia .
Ja znam więcej ludzi zaszczepionych, którzy zachorowali niż tych niezaszczepionych.
A większość tych po trzeciej dawce zniosła źle.
Obecnie przyrosty zachorowań są dużo większe niż na początku, w najgorszym okresie.
Jeśli tak jest to odwołuję co napisałam. Poparłam tylko swoim przykładem,moich znajomych i mojego lekarza. Nie powiem,byłam pełna obaw co do trzeciej dawki,a to głównie za sprawą mojej kontuzjowanej i usztywnionej nogi. Wiele czytałam o zakrzepicy po szczepieniu,a ja dodatkowo mogłam jej dostać mając nogę w ''gipsie''. Przez to musialam brać serie zastrzyków. One się skończyły i przyszedł termin dawki przypominającej. Biłam się z myślami aż poszłam do lekarza spytać,no i powiedział-proszę się szczepić. I to by było na tyle,czwartej nie przewiduję brać... Pozdrawiam Cię Mariolu i wpadaj tu częściej,bo tak zamilkłaś ostatnio...
Goplano, Mariolu, Dziewczyny. Każdy ma inne doświadczenia, inną wiedzę zdobytą, zasłyszaną i na tym polega dyskusja, by te różne poglądy, spojrzenia, doświadczenia przedstawiać. To co obie napisałyście jest bardzo cenne i pozwala na przemyślenia, na wyciąganie wniosków już przez każdego indywidualnie. Przecież nikt nikomu niczego nie narzuca, nie nakazuje, a takie dzielenie się swoimi odczuciami jest naprawdę wartościową sprawą.
Osobiście bardzo Wam dziękuję. Ja lubię analizować, zderzać ze sobą za- i przeciw-. Pojedynczy osobnik nie jest w stanie wszystkiego wiedzieć, wszystko jedno czy wiedza zdobyta przez własne doświadczenia, przeczytana, zasłyszana. Ale ważne, by zdobytą wiedzą się dzielić, inspirować i zachęcać innych do dzielenie się swoimi doświadczenia i wyciągania wniosków.
Jak dobrze być z Wami i móc Was posłuchać, jak dobrze Was mieć.
Kolorowych snów życzę wszystkim, a Was Dziewczynki szczególnie ściskam. Alicja
Wiem ze napisałaś to z własnych obserwacji dokładnie tak jak ja . Dla pocieszenia dodam ze moi rodzice tez są po trzeciej dawce . Uparli się ze się zaszczepią i co mogłam zrobić przecież są dorośli . Dzięki Bogu czuja się dobrze . Jednak u mamy zaobserwowałam znaczny spadek odporności . Ona nigdy nie chorowała nawet się nie przeziębiała a teraz łapie infekcje po infekcji .
Niestety moja znajoma z netu miała mniej szczęścia i straciła oboje rodziców . Oboje nawet nie zdążyli wyjść z przychodni po zastrzyku .
To prawda nie odzywam się ostatnio ale mówiąc szczerze to dobija mnie ta cała sytuacja w kraju i na świecie . Dodatkowo mój kręgosłup odmawia posłuszeństwa . Mam dni ze czuje się lepiej ale są takie ze biorę leki i idę spać bo nie mogę siedzieć , stać ani leżeć bo ból mi na to nie pozwala . Dla oderwania myśli ostatnio dużo dokształcam się w uprawie roślin ( kwiatów i warzyw ) . Mam spore plany a co mi wyjdzie czas pokaże i czy kręgosłup pozwoli nie wiem . Zakupiłam sobie już nasionka a niektóre dostałam od przemiłych osób z netu . Mam ponad 30 odmian pomidorów . Mam białe , żółte , pomarańczowe , fioletowe , czarne , pasiaste , zielone i oczywiście czerwone . Małe i duże , wyskorosnące i karły . Wiem ze to dużo ale niektóre wysieje tylko po jednym krzaczku tak dla spróbowania innych po dwa trzy . Część będzie w tunelu który tez przerobię w tym roku a pozostałe będą w donicach . Mam tez inne egzotyczne warzywa jak białe ogórki , rodzynek brazylijski i arbuzy i buraki liściowe czy fioletowa fasolkę szparagowa . Teraz jak na to patrzę to nie wiem czy to wszystko wcisnę w moim małym warzywniku ale muszę jakoś zabić myśli . Już nie mogę doczekać się wysiewów a potem zbiorów . Tylko te myśle jakoś mnie trzymają w pionie . Wiec zbieram potrzebne materiały , uzupełniam wiedzę i odliczam dni do wiosny . Liczę tez ze Alman otworzy wątek ogrodniczy i znajdzie się jeszcze ktoś komu odbiła palma tak jak mnie .
Współczuję Ci z powodu kręgosłupa,to musi być bardzo bolesne. Od kiedy zjechałam ze schodów nie mogę pozbyć się bólu w okolicy kości ogonowej,a co dopiero caly kręgosłup. Ani normalnie spać,ani chodzić czy pracować. Dobrze,że masz tą pasję ogrodniczą i ona Cię napędza. Wiem coś o tym,bo ja tak mam z zamiłowaniem do kuchni. To moja odskocznia od problemów ,no i przy okazji uraczę podniebienia domowników Na marginesie jestem pod wrażeniem ile jest odmian pomidorów ,ogórków i że masz tak ogromną wiedzę. Może założysz kiedyś szkółkę?
A Ty swój kręgosłup dobrze 'obcykałaś czy tylko nogę prześwietlali??
Nie jest przypadkiem naruszony?
Tylko nogę. We wtorek mam kontrolę,a miałam mieć zaraz po świętach. No cóż,nasza służba zdrowia...
No ja podobnie jak Ty, to ostatnio tylko o wysiewie pomidorów myślałam, ale w końcu niezawodna Alman powiedziała, ze jeszcze czas na wysiew, wiec trochę zastopowałam :)
Witam sobotnio
Dobrze być rano w domu. Obudziłam się spokojna, wyspana i z dobrym nastawieniem. Wczorajszy dzionek był tak przepełniony emocjami, że zasnęłam już o godz. 20.15 Spałam ponad 10 godzin. Jak na mnie to naprawdę bardzo długo. Ale widać tego potrzebowałam.
Cieszę się, że poruszamy w Kawiarence różne tematy i m.in. te dotyczące szczepień. Trzeba rozmawiać i trzeba się dzielić refleksjami i wątpliwościami, bo takie są czasy i to w nas wszystkich urasta czasami do absurdalnych rozmiarów. Dobrze jest poczytać o doświadczeniach innych osób, które w efekcie mogą być czasami pomocne w podejmowaniu kolejnych decyzji.
A skoro o tym mowa, to czytałam przed chwilą artykuł w tym temacie. Ciekawy i chyba wart przemyślenia https://forsal.pl/lifestyle/zdrowie/artykuly/8331843,ema-kolejne-dawki-przypominajace-szczepionki-przeciw-covid-19-moga-oslabic-odpornosc.html?fbclid=IwAR2K92wmHvKpqYMtivcF8w1w3fu1YUN7uQ4IJ0xZxawgjbtD3nnEUAsaCKI
Za oknem szaro a na termometrze dwa stopnie na plusie. Nigdzie nie wychodzę, bo mi się nie chce. Na jutro zaplanowałam farbowanie włosów. Ależ one szybko rosną. Muszę ogarnąć te odrosty
Póki co czas na herbatę z cytryną, pomarańczą i sikiem malinowym.
Dobrego dnia
Witam.
U mnie dzień słoneczny, powinnam mieć lepszy nastrój, ale nie mam... jakaś humarzasta jestem czy co? a niby nie, tak mi się wydaje, ale może tylko mi się wydaje?
Smakosiu, to samo czytałam i o tym pisałam gdzieś tam wyżej.
I przekonuje mnie, że najważniejszy dystans i maseczki, a reszta to już w rękach naszej pamięci immunologicznej i odporności komórkowej własnej.
No, jeszcze jak trochę poczytam wypowiedzi różnych mądrych ludzi to zdobędę następną specjalizację, bo dwie, a nawet trzy już mam /hihihi/ czyli kardiologia, kardiochirurgia i endokrynologia... ta od tarczycy.
Tak czy siak moim skromnym zdaniem szczepić się trzeba by pobudzić nasz rozleniwiony czasem układ immunologiczny, ale czy "szturchać" go co kilka m-cy by brał się do roboty to już nie wiem.
Mnie by się przydała jakaś szczepionka do pobudzenia mnie do działania, bo jakaś taka rozleniwiona jestem, że aż momentami mnie to przeraża.
Dziś miałam piec chleb, a przy okazji może szarlotkę. Jabłka już nawet nabyłam...ale odezwał się mój leń osobisty i z chleba zrezygnowałam /może czas na odchudzanie?/, jabłka zaczęłam zjadać /witaminy przecież wiosną niezbędne, a jak donoszą, zimy już nie będzie, czyli wiosna panowie i panie/,, no ale żeby nie było tak zupełnie dietetycznie wyciągnęła kawałek zamrożonego drożdżowego makowca /po rozmrożeniu smakuje jak świeżo upieczony/, a na obiad będą kotlety curry wg Goplany.
Almanka znowu się rozgadała... rozpisała...
Już kończę to zanudzanie, miłej soboty życzę i uważajcie na wirusy.
I bardzo dobrze,że się Almanka rozgadała,po to ta kawiarenka tu jest Wpadaj jak najczęściej i pisz co Ci w duszy gra No i daj znać jak smakowały Ci kotlety
Witam w sobotę. My w drodze od prawie 3 godzin, zostało nam 3 do pierwszego punktu zwiedzaniowego na dzisiaj.
Byle do końca wakacji.
Pięknych widoków, wspaniałych emocji i szczęśliwej drogi
Podglądam z zachwytem i ogromną ciekawością fotki 'Amerykańskiej Gruzji /o ile dobrze skojarzyłam nazwy??/.
Odpoczywajcie i zbierajcie siły
Witam niedzielnie
Słonko od raniuśka nam świeci, lekki mróz polukrował dachy i krzaki - jest pięknie.
U nas akcja po-awaryjna i bałaganu pełno /w piwnicy/, nerwów też nie brak.
Obiad chyba zwykły, schabowy duszony z ryżem lub ciecierzycą słoiczkową??
Zależy ile czasu zajmie odgruzowanie piwnicznej pralni, po zatkaniu odpływu.
Czytam, śledzę i mam coraz mniejszą ochotę na 3cią dawkę szczepień.
Zakrzepy, nagłe zejścia i ogólny mętlik wokół.
Mamy czas, nam 5 mies. minęło, dopiero w lutym możemy stanąć w kolejce po dawkę przypominającą.
Poproszę tylko by podali mi tą samą, pfizera.
Co ma być, to będzie. Boję się zakrzepów więc nawadniam, wręcz pompuję w siebie płyny: wodę, soki, barszczyk.
Ograniczam kawę, czarną herbatę. Mam nadzieję, że będzie ok.
Dziękuję Wam za wszystkie opinie, warto poczytać i znać wady systemu by w miarę możliwości uniknąć groźnych powikłań.
Trzymajmy się zdrowo i rozsądnie, nie jest łatwo znaleźć dobre rozwiązanie, radę dla każdego. Na kim polegać?, chyba na swojej intuicji i w razie wątpliwości szukać, czytać i dzwonić do poradni, lekarza rodzinnego.
Pozdrawiam i dziękuję za Wasze zaangażowanie, czas i dobre intencje.
Witam w niedzielę. Leje i wieje. Trochę nam krzyżuje plany na dzisiaj, ale pozwala na poranne lenistwo. Czyli źle nie jest.
Śniadanie z domu (kabanosy i ser), kawa (mam ekspres turystyczny, który zabieram ze sobą wszędzie) zaliczone.
U nas też wieje, jak nad morzem w czasie sztormu.
Źle to znoszę, rano miałam pobudkę bo jakieś deski z hukiem spadły na podłogę, teraz zawodzi wicher aż ciary przechodzą po plecach.
Strach z domu wyjść, by coś na łeb nie spadło - konary czy nawet i całe drzewo /jak kiedyś: zdrowe, młode i z grubym konarem - akacja szczepiona czyli kulista/.
Witajcie ,wracając do naszej dyskusji to przypominały mi się cytaty znanych ludzi
Łatwiej jest oszukać ludzi, niż przekonać ich, że zostali oszukani"
~Mark Twain
Kłamstwo obiegnie dookoła połowę świata zanim prawda zdąży włożyć buty.
Mark Twain
Są trzy rodzaje kłamstw: kłamstwa, bezczelne kłamstwa i statystyki.
Mark TwainWażne jest by nigdy nie przestać pytać. Ciekawość nie istnieje bez przyczyny.”
Głupotą jest ciągle robić to samo i oczekiwać za każdym razem innego wyniku.”
Alber Einstein
I na koniec najważniejsze :Auschwitz nie spadło z nieba
pod tym tytułem możemy znaleść w sieci wypowiedz pana który to przeżył i opowiada jak to się zaczęło . Jak tego słuchałam to miałam wrażenie powrotu do przeszłości może jeszcze nie u nas w kraju ale już w innych częściach Europy niestety tak .
Witam.
Pogoda dziś u mnie taka sobie... wprawdzie nie pada, jest lekki mrozik, ale słońce się gdzie ukryło i od razu jest jakoś smutno.
Dziś na obiad zaserwowałam kotlet drobiowy CURRY wg Goplany, smakował mi bardzo, ale też lubię curry jako takie. Opinię i zdjęcie wstawiłam pod przepisem.
Ja już mogłabym się szczepić trzecią dawką, ale na razie rozmyślam, analizuję, przyczajona czekam do końca stycznia, wtedy minie 9 m-cy od drugiej dawki.
W swoich rozmyślaniach nie posuwam się aż tak daleko, że mogę umrzeć, że to nie wiadomo co wstrzykują, bo...chyba nasi polscy lekarze nie gadaliby głupot i nie kazali się szczepić innym, sami by się nie szczepili, nie szczepili swoich dzieci itp. Wolę mieć zaufanie do nich niż np. ...jakiegoś krzykacza, samozwańczego znawcy /przykłady z dyskusji choćby sejmowych znane/.
Mój dylemat to czy ta szczepionka nie niszczy mojej odporności osobistej, nie rozleniwia jej, i nie podoba mi się ta zmieniająca się częstotliwość podawania.
I jeśli podejmę decyzję, że trzeciej dawki nie przyjmę, to będzie oznaczać, że zaufałam swoim komórkom i liczę, że są tak waleczne jak ja!!!
No to się pomądrzyłam, ale traktujcie to tylko jako jeszcze jeden głos w dyskusji /a może drugi? bo już chyba jakieś wynurzenia w temacie z mojej strony były kilka dni temu/.
Miłej niedzieli życzę. Trzymajcie się zdrowo i niech Was się wirusy nie chwytają.
Alman wydaje mi się ze nastawienie pozytywne ma większy wpływ na to czy przeżyjemy czy nie . Niestety bardzo dużo zależy od naszej głowy i to w każdej chorobie nie tylko tej . Pamietam ten wywiad ze staruszka z Włoch która miała 103 lata i wyzdrowiała po COVID . Oni jej nie leczyli tylko podawali kroplówki nawadniające i na gorączkę . Powiedziała ze trzeba mieć silna wole i chcieć wyzdrowieć . Po tygodniu otworzyła oczy i zapytała dlaczego jej nie dali jeść bo ona jest głodna .
Jak to mówili mimo wysiłku medycyny pacjent przeżył .
A wracając do tematu ogrodu uprawiał ktoś imbir . Ja mam taki który mi wybił już kiełki i tak sobie poczytałam i chyba go wsadzę teraz do donicy a potem w lato przesadzę do ogrodu . Zobaczymy co z tego urośnie bo i tak jak nic nie zrobię to pewnie wywalę go .
Kiedyś posadziłam imbir, ale nic z tego nie było, jednak Adolf Kudliński świętej pamięci polecał sądzić imbir.
https://www.youtube.com/watch?v=9UctZ5Z-zpY
https://www.youtube.com/watch?v=eHJQgLneI1Y
Nadiu dzięki za filmiki już kiedyś widziałam tego pana . Ja jednak nie brała bym przykładu z tego pana . Ja czytałam tak jak już pisałam ostatnio sporo i teraz wiem ze ten pan to nie ma zbyt dużej wiedzy w tym temacie niestety . Imbir sadzi się właśnie tak zimą do donic w mieszkaniu a latem przenosi do ogrodu w nasłonecznione i ciepłe miejsce lub do tunelu i tam ma szanse urosnąć . Żyjemy w kraju gdzie okres wegetacji jest dość krótki a imbir rośnie długo i powoli .
Mam podobne 'myśli, natręctwa historyczne.
Statystyka to kłamstwo, nawet przestępstwo usankcjonowane naszym kulawym prawem.
"Pewien statystyk utonął w rzece, która miała statystycznie, średnio, głębokość 1/2 m.
By przetrwać ten czas pandemiczny, w lutym pojadę po 3cią dawkę, ale potem już dam sobie spokój. Zadbam o własną odporność, w końcu zawsze mnie ratowała, a bywały grypy ciężkie i przewlekłe.
Raz musiałam nawet kupić specjalny preparat, wtedy za ciężkie pieniądze, bo sprowadzany z usa, dopiero po tej kuracji /herbalife'm/ odzyskałam dawną kondycję.
Dowiedziałam się o nim z ulotki, poszłam na spotkanie i zamówiłam. Później namówiłam znajomą, po ciężkiej operacji i jej też pomogło.
Witam w nowym tygodniu
Trochę postraszyli silnymi wiatrami i deszczem od godz. 7-ej więc dziś wyszłam wcześniej do pracy żeby mnie nie porwało No ale nie da się zaprzeczyć - już teraz dmucha ostro.
Weekend zleciał jak zawsze stanowczo za szybko.
Wczoraj zaplanowałam sobie, że o 14-ej na spokojnie pouczę się angielskiego, bo miałam teraz długa przerwę. No i co? Dokładnie wtedy zadzwonił pierwszy telefon a potem trzy kolejne. Każdemu się wydaje, że jest jedyną osobą, która potrzebuje porozmawiać więc trzy godzinki "pękły". Potem szybko trzeba było coś zjeść, bo obiad czekał i zabrałam się za farbowanie odrostów. Ja nie wiem kiedy ten dzień zleciał - prawie nic nie zrobiłam Wy też tak macie?
Ciekawe co przyniesie ten tydzień? Oby tylko dobre rzeczy.
Zostawiam gorąca herbatę
Ja to mam 'zawieszanie /jak komputer w bezwładzie/ często i długotrwałe.
Dni uciekają jak spłoszone koniki, wieczorkiem zasypiam przed ekranem tivi a plany ledwo zaczęte.
Coraz mniej piekę, gotuję ekspresowo /nawet trudno to nazwać gotowaniem/, byle nikt głodny nie chodził.
Nauka teraz już nie dla mnie, obym sobie utrwaliła to, co już zakodowałam.
Nawet szkolną gramatykę muszę odkurzać, bo gdzieś ulatuje daleko, dalekooo i nie mogę jej znaleźć w głowie.
Co przyniesie tydzień?? jak w życiu - wszystkiego po troszkę.
Ja z optymistki, naiwnej i ufnej przeobrażam się w ostrożną realistkę.
Zawsze po cichu liczę na cud/fuks losowy, ale nie oczekuję zbyt wiele.
Witam poniedziałkowo ;)
Dzisiaj wstalam, zanim zaczął pojawiać się świt i zobaczyłam na niebie piękny świecący księżyc, w końcu jutro pełnia:), Ale księżyc zachodził, dokładnie w tym miejscu, gdzie słońce zachodzi. Fajnie tak nieraz popatrzeć na takie cudo :)
Podobno jak się przyjrzysz księżycowi, to odbija wszystkie kontynenty, nie tylko te, które znamy, ale te, których nie znamy :)
A teraz przepis na paczkowe bułeczki, może się komuś przyda :)
https://www.obzarciuch.pl/2022/01/bueczki-paczkowe-pieczone-z-ciasta-na.html
Pozdrawiam :)
Dziękuję, ja już mam swoje ulubione żarłokowe przepisy pączkowe /miszka, bahus/, ale i ten poczytam.
"Bułeczki pączkowe.
To jak nazwiemy frytki pieczone w piekarniku??
Może "ziemniaczki frytkowe lub "krajanka ziemniaczana z pieca?
Skoro pączki muszą być smażone /bo pieczone to już bułeczki, nawet gdy mają skład i kształt pączkowy/, to i frytki, nawet placki ziemniaczane też, albo tym bardziej.
A chrust, faworki czy oponki??
I tak oto nowy tydzień przyniósł nowy dylemat.
Na czasie, bo pączkowanie już tuż, tużżżż.
Foto /chyba Basi/ ze smażonymi?? mieloniakami w centrum uwagi:
Witam ,
nie uwierzycie ale u mnie właśnie jest burza . Taka prawdziwa z grzmotami i błyskawicami tylko zamiast deszczu śnieg . Jest taka zawierucha ze świata nie widać a w domu zrobiło się tak ciemno jak w nocy . Mówiąc szczerze to ja sobie nie przypominam burzy w środku zimy lato to co innego .
Smakosiu moje odrosty tez wołają o farbę tylko przez ten kręgosłup jakoś nie mogę się zmobilizować . Tłumacze sobie ze przecież i tak jest zimno i nosze czapkę to nikt nie widzi . Niestety tylko jakoś w lustro ostatni coraz mniej chętnie patrzę . A może powinnam do lustra tez zakładać czapkę .
kusicie paczkami a ja powiem ze tez ostatnio coraz częściej o nich myśle . Niestety jak pomyśle ile roboty jest przy nich to mi się odechciewa . W pierwszej kolejności to i tak muszę upiec sernik bo mam ser w lodowce i termin mu niedługo upływa .
Ok lecę pomyśleć co by to na obiad zrobić . Ostatnio jakoś nie chętnie spędzam czas w kuchni . Najczęściej gotuje coś na szybko a jeszcze lepiej to jedną potrawę na kilka dni .
Witam.
U mnie leje i wieje strasznie. Koniec świata czy co?
Widzę, że epidemia lenistwa zatacza coraz szersze kręgi. Ja też kuchnię omijam szerokim łukiem, wolę zjeść co nieco i nie gotować, nawet piec mi się nie chce, a to było dotąd moje ulubione zajęcie.
Mam nadzieję, że może to minie???
Mariola, z wielką ciekawością przeczytałam o Twoich planach ogrodniczych.
Powiem Ci, że ja kiedyś miałam podobnie /kiedyś, bo od 2 lat i to mi przeszło/,
Lubiłam planować różności ogrodowe i już gdzieś od stycznia moja głowa, moje myśli, przeżywały wiosnę. To napędzało mnie do wszystkiego.
Powiem więcej, kiedy miałam jakieś zgryzoty, chcąc od nich uciec, szczególnie w nocy, "udawałam się" w myślach na działkę i tak planowałam, robiłam porządki, grządki, siałam, sadziłam, przesadzałam, zmieniałam różne rzeczy...To pozwalało mi jakby przenosić się z przykrej rzeczywistości do ...raju, jakim był kwitnący ogród. Teraz już tego nie robię, bo jakoś mi się to nie udaje, nie chce mi się, sama nie wiem....
A wracając do Twoich planów i szerokiego asortymentu.... toż to prawdziwa ogrodniczka będzie z Ciebie, aż zazdroszczę. Mam nadzieję, że będziesz się dzielić sukcesami, choć tyle się pocieszę razem z Tobą.
Idę szukać jakiegoś natchnienia do czegokolwiek, a Wy trzymajcie się zdrowo.
Piękna ogrodnicza porada :)
Witam.
Ciągniemy to nasze zimno za sobą, wszędzie będzie tylko 15-18 stopni w dzień. Na Florydzie!
Dopiero w czwartek cieplej, wtedy pojedziemy na gorące źródła mineralne.
Piszecie o farbowaniu włosów.
Ja już nie pamiętam kiedy, ale to było niewiele razy w życiu, nigdy nie byłam zadowolona z efektu.
Rude włosy są ciężkie do farbowania, nie zmieniają koloru albo inaczej przyjmują farbę.
Od lat tracę ognistosc koloru, robię się coraz bardziej blond.
Teraz jak przybywa siwych, które też są inne, bardziej ciepłe w odcieniu, tylko po sztywności wiem, że to siwy a nie blond, włosy jaśnieją od słońca to coraz bliżej mi do blondynki niż rudej. W każdym razie takich pasemek to żaden fryzjer nie zrobi.
Sprawdzaliśmy loty do Polski, gdyby był mus lecieć, na już są tylko takie na 35+ godzin, pierwszy "normalny" dopiero na 5 lutego.
Na już nie ma szansy - przez te przepisy o testowaniu, ważne tylko 24 godziny, nie zmieści się w czasie. A jak nie ma punktu testowania to jeszcze na kwarantanne wyląduje.
Cieszę się, że mąż był w sierpniu, widział jeszcze mamę.
https://m.youtube.com/watch?v=FQeh7W9347g
1sze 'naleśniki spalone, ale 2gie prawie, praaawie
Na wszelki wypadek zakupię odpowiednie akcesoria - nigdy nie wiadomo jak i kiedy mnie zechcą 'załatwić...
Witam w nowym tygodniu
Normalnie horror w biały dzień. U nas też przeszła prawdziwa śnieżna burza z piorunami i błyskawicami. Niebo poczarniało i tak potwornie wichrzyło śnieżycą,że ledwo było cokolwiek widać. Dla pewności wyłączyłam główne zasilanie,bo a nuż by piorun walnął...wolę nawet nie mysleć. Różne rzeczy widziałam,ale nie burzę w środku zimy. W parę chwil nasypało tyle śniegu,że można na sankach jeździć.
Z obiadem niewiele kombinowałam. Zrobiłam barszczyk czerwony na rosole z uszkami grzybowymi i racuchy z dżemem truskawkowym. Teraz dopiero piję kawę,bo nie było kiedy.
Jeśli chodzi o włosy,to w piątek się wybieram na 10:00 do fryzjera. Jutro zaś jadę do ortopedy i tak czas szybko leci.Już po połowie stycznia..
U nas tylko grzmiało, ale też wyłączyłam większe 'odbiorniki prądu, potem i nas odłączali parę razy. Na szczęście przerwy w dostawie prądu nie były długie.
Leciał z nieba i deszcz i drobne kryształki gradu, trochę śniegu.
Szybko wszystko stopniało i pod wieczór wicher ucichł, można było spokojnie odsapnąć w ciepełku.
Co ortopeda wybadał?? noga ok? a kręgosłup?
Ciekawostka - kto chce niech wierzy a kto nie, to nie, ale przemyśleć warto:
https://www.youtube.com/watch?v=qp8xtL4gQlI
Ja znalazłam coś takiego:
rujnowanie odporności złymi nawykami https://www.medonet.pl/zdrowie/zdrowie-dla-kazdego,tak-rujnujemy-swoja-odpornosc--piec-czestych-nawykow--tez-to-robisz-,artykul,31169913.html
I już wtorek :)
na szczęście normalny, mroźny ale spokojny, bez szału wichrowego i nawałnic.
Czas pomyśleć o obiedzie, może nawet pieczeniu.
Też ser mam w lodówce, małe wiadro, będzie 1/2 porcji.
Pozdrawiam
Witam. Wczoraj po południu i do mnie przyszła ta nawałnica, Zrobiło się ciemno, wiało, ale to już wcześniej, a do tego sypało śniegiem, a śnieg leciał w poprzek, dużo śniegu, ściana śniegu. Wyglądało to strasznie, ale nie grzmiało. Dziś biało, ale spokojnie. Podobno "okienko pogodowe" do środy, od czwartku znowu zmiana.
Trzymajcie się zdrowo i ... wesoło.
Witam wtorkowo
Dziś słoneczny dzień. Spoglądam sobie na niebo i autentycznie nie mogę się napatrzeć na ten błękit. Z automatu zaczynam myśleć o wiośnie. Wiem, że to jeszcze trochę czasu, ale sama myśl o tej porze roku sprawia mi taką przyjemność, że nie mogę sobie odpuścić
Wczoraj usłyszałam komunikat, że już w tym miesiącu ma być dostępna nowa szczepionka. Ta jest produktem starej, sprawdzonej generacji czyli jest to szczepionka białkowa - Novavax. Kiedyś słyszałam opinie w tym temacie i wówczas pomyślałam sobie, że gdybym jakiś czas temu miała możliwość wyboru tego produktu, to z pewnością bym to zrobiła. Kto jeszcze planuje szczepienie, to myślę, że warto się zastanowić nad tą szczepionką.
A skoro jestem w tym temacie, to kolega podesłał mi dzisiaj screen ze strony Ministerstwa Zdrowia. Spróbuje go wkleić dla Was ale nie jestem pewna czy to będzie czytelne. Jest to tabela pokazująca zachorowania w okresie od 4 do 10 stycznia. Jedna z rubryk mówi o tym ile na tę ilość zachorować przypada osób zaszczepionych i niezaszczepionych. No i tutaj szok Sami zobaczcie
No rzeczywiście szok....i następny pytajnik w głowie czy brać trzecią dawkę....
Witam , jak to mówią po burzy zawsze jest słońce to jest i u mnie
. Koty wygrzewają się na parapecie a ja w łóżku .
A ja znalazłam coś takiego .
http://www.prisonplanet.pl/nauka_i_technologia/badanie_danych_ze_145,p1883631167
No szoook.
Gdyby dodali rubrykę zgonów z podziałem na podgrupy jak wyżej, to też pewnie byłby szok.
Ja 3cie szczepienie przyjmę - chcę zrobić wszystko by podwyższyć swoje szanse na łagodniejsze odchorowanie ewentualnego zakażenia.
A u nas w domu zegar covidowy 'tyka głośno, eM zwozi do domku sporo pasażerów na gapę - nie raz czy 2a poczęstował i mnie /nawet izolatki nie pomogły/. Wolę podmuchać na zimne, niż obwiniać potem anty-szczepionkowców czy jego.
Dzisiaj czytałam o czeskiej artystce /57 lat/ dobrowolnie zakażonej, niezaszczepionej, która po tygodniu myślała że jest ozdrowieńcem, ale...
wirus postanowił inaczej /udusił ją w ciągu 10ciu minut/. (***) amen.
I z tą wieścią zostawiam Was - warto przemyśleć wyzwania, jakie rzucamy naturze. ONA zwykle wygrywa.
"Obyśmy byli zdrowi, zwłaszcza na u m y ś l e...' Olga Lipińska i jej Kabaret
Hej!
Wczoraj był dzień dojazdowy, zdjęć za wielu nie ma, to tylko tu Wam pokaże "wieloryba".
Pozostałości po okręcie podwodnym, kiosk zamocowany na betonowej podstawie "okrętu podwodnego"
Dekoracja przed wejściem do bazy marins.
I Bentley, który dojechał na wakacje. Dziś będzie się plazowal.
A my jedziemy do Muzeum Daliego, bilety kupione. I może plaża na powrocie.
I tu, i wyżej widać tylko kwadraciki z tajemniczymi rysunkami ;((
"Wieloryb świetny a psiak rewelka.
Ma frajdę jak mało który zwierzak - podróż i spacery z ukochanymi człowiekami, spełnienie marzeń psich.
Witam środowo
Co by tu...hm... Nic ciekawego się nie dzieje. Odwiedziłam wczoraj rodziców więc dzionek szybko zleciał.
Wszystko dookoła jakby spowolniło. Gotowania nie planuję, bo ostatnio jakoś nie udaje mi się wyjeść z lodówki tego, co wcześniej przygotowałam.
Póki co herbata z sokiem i cytryna a potem trzeba zabrać się za pracę.
Trzymajcie się zdrowo
Witam:)
i pytam: gdzie jesteście ?? co porabiacie czyli co gotujecie, pieczecie?
My plany ciastowe snujemy, eM chce do pracy wymyślić ciasto pomarańczowo-chałwowe a ja nawet nie wiem jak zabrać się za nie.
Jabłkowo-chałwowe miałam obcykane, ale co począć z wytłoczynami pomarańczowymi to nie wiem.
Czy upiec jak ciasto marchewkowe czy wysmażyć pulpę i tym dżemem wysmarować biszkopt?
Łatwiej chyba będzie smażyć, na koniec wsypać galaretkę albo kisiel.
Posiwieję do reszty przez te wymysły, a jak wyjdzie glut niezjadliwy??
Już miałam nadzieję, że sernik lub zwykłe biszkoptowe owocowe z galaretką starczy. Indyk myślał ...
To do dzieła, sporo przede mną zadań, dobrze że mój daluniowy budzik mnie wyciągnął wcześniej, to może wykonam plan na dziś.
Pustawo tutaj, smutno;( pozdrawiam
Smosiu, po pierwsze to "wymyślny" ten Twój eM, a po drugie za mało informacji rzuciłaś... to ma być ciasto pomarańczowe a chałwową masą? czy zwykły biszkopt a masa chałwowa i pomarańczowa?
Ciasto i masy dowolnie pomieszane, ale:
- z chałwy musi być masa /ciasta sezamowego już nigdy nie upiekę, bo kiedyś próbowałam i było niezjadliwe nawet dla mnie i domowego chałwożercy/;
- pomarańczowe może być ciasto lub masa, albo 1no i 2gie.
Ciasto pomar. może wyjść ciężkie, chyba.
Może połączyć je /pomarańczki/ z lekką mąką albo zmielonymi biszkoptami, lub orzechami + proszek /bo soda jest zbyt 'ostra w smaku/, podpiec i potem posmarować masą chałwową /ucieraną lub gotowaną/.
Wykończenie to już zabawa: czekowiśnia zawsze dobra albo tym razem czeko-pomarańczka, lub frużelina.
Takie tam luźne pomysły, co z nich wyjdzie zobaczymy.
Mam trochę czasu, w razie wpadki: znam dobrą cukiernię z wymyślnymi ciastami, będzie drożej ale pysznie.
Co myślisz o moich kombinacjach??
Dziękuję za wszelkie podpowiedzi.
Witam porannie. Kolejny chłodny poranek.
Nie wiem czy zdecyduję się na kawę na zewnątrz. Ale dzisiaj jedziemy w stronę ciepła, do Neapolu (Naples), tam ma być 27 stopni. Pytanie co z wiatrem. W planach trzy muzea, które tam są, zobaczymy czy nam się będzie chciało.
A jutro moczenie tyłka w źródłach mineralnych
Wczoraj przeżyliśmy ogromny stres. Chcieliśmy zapisać się na testy, a tu nigdzie nie ma, wszystko już porezerwowane. Jak sprawdzałam w domu to było za wcześnie, nie mieli jeszcze terminów, potem w związku z teściową zapomniało mi się.
Statkowy test płatny, życzą sobie 100 dolarów za osobę. Pogięło ich.
W końcu znaleźliśmy, gdzieś w innej miejscowości. Trochę burzy to nam plan na cały dzień, który może okazać się tylko przejazdem (a tego nie lubię). A może nie. Będzie co ma być.
Witajcie w środku tygodnia
Jak pisałam ,tak wczoraj byłam u ortopedy. Wyczekałam się 4 godziny,a w gabinecie byłam raptem 3 minuty. Dr mi nawet nogi nie obejrzał. Zapytał tylko czy boli,a ja mówię,że jeszcze pobolewa. A on zaś na to,że ma prawo boleć i ,żeby ją moczyć w soli,ćwiczyć i smarować maścią. I tyle się dowiedziałam,jakbym o tym nie wiedziała... Humor poprawiłam sobie u Taty,który mieszka nieopodal poradni. Zaprosił na obiad,jeszcze do domu dał,abym nie musiała się przejmować gotowaniem,więc w sumie końcówka dnia upłynęła w miarę fajnie. W miarę,bo późnym wieczorem dowiedziałam się,że synek mojego brata jest na kwarantannie,bo troje dzieci z jego klasy mają covid. No i okazało się,że mój chrześniak zagorączkował prawie na 39 stopni i skarży się na ból gardła. Jutro robią testy. Także wieści nie zaciekawe.
Na obiad dziś robię zalewajkę i kaszę ze skwarkami. Dawno nie było. Na dworze mrozik,więc takie proste jadło o tej porze roku smakuje najlepiej. Przynajmniej nam Na deser zrobię pączki angielskie,szybko i smacznie.
Póki co pozdrawiam miłe panie i zmykam do kuchni
Trzymam kciuki za lekki przebieg, gdyby się trafiło. Dzieci zazwyczaj lekko przechodzą, choć wcale to nie musi być regula.
Zresztą tak jak z wiatrówką, u dzieci to tylko problem z drapaniem, u dorosłych już poważne schorzenie.
Ja sobie siedzę na zewnątrz, na osiatkowanym patio, nic gryźć mnie nie będzie, słońce zaczyna malować niebo na różowo, a ja śniadanie, kawa, opatulona w koc i poncho.
Ale już się cieszę na moje własne patio, będzie gdzieś w marcu gotowe. Każda kawa weekendowa będzie na zewnątrz już. Bez względu na porę roku, no chyba, że przymrozi.
To z wczoraj.
Dzisiaj łysy mi zaglada do talerza, wczoraj też był, ale jakoś niżej, albo go nie zauważyłam.
Witam w czwartek
Jakoś tak cicho. W kawiarence pustki,chyba trzeba zamiast tylko kawy czy herbaty dorzucić jakieś dobre cappuccino i coś słodkiego. W końcu karnawał Pączki ,faworki,chrusty,róże karnawałowe itd. Robiłyście już coś z tych rzeczy,a może coś innego? Smosiu jak tam ciasto chałwowo-pomarańczowe dla Pana eM?
Chętnie spróbowałabym tego cudeńka. A podejrzewam,ze wyszło pysznie. W końcu kto jest najlepszym ''wymyślaczem'' przepisów?
Podeślij do kawiarenki ja narazie nic nie mam,ale za to mam ciasto francuskie i chyba coś z niego wymodzę. Na obiad kasza. Doskonale oczyszcza ''przewody'' i jaka smaczna
A co u Was na obiad i w ogóle?
Witam ,
wiatr , śnieg i ogólna zawierucha . Miałam umyć dzis schody na zewnątrz bo koty tak zadeptały ze nie widzę już koloru płytek ale jak patrzę za okno to chyba jednak to przełożę na lesze czasy .
Mały od dwóch dni siedzi w domu bo miał lekki stan podgorączkowy i nic poza tym. U niego w klasie dwoje dzieci jest na kwarantannie .Mnie od wczoraj drapie w gardle wiec psikam tym okropnym sprejem i już wiedzę poprawę .
Na obiad ma być kurczak w białym sosie z moich przepisów . Może jak się zmobilizuje to potem usmażeniu oponki serowe Mamy Różyczki. No i ciagle mam ten ser na sernik ale muszę dokupić herbatniki na spod a przy tej pogodzie to nie chce mi się wychodzić .
Kupiłam sobie wczoraj ekologiczny poradnik księżycowy i czytam . Mam zamiar w tym roku robić zgodnie z fazami księżyca . Nie będę sprzeciwiać się naturze . Nawet przetwory można robić w konkretne dni . Teraz sobie tak myśle ze chyba coś w tym jest . Jak robię ogórki kwaszone co roku to czasami cześć mi się psuje . Zawsze myślałam ze kupiłam złe ogórki ale w tamtym roku miałam swoje ekologiczne i to samo . Teraz sobie tak myśle ze to może być spowodowane ze kiszonki robiłam w dni w których nie powinno się tego robić .
ok idę zrobić kawę i spryskać moje biedne gardło .
Mariola zrób mieszankę wody utlenionej z wodą 1:4. Ja leję na oko i uzupełniam letnią wodą. I gulgaj ile razy czujesz, że drapie. Mnie zazwyczaj rano i wieczorem wystarcza
Pomaga w ciągu dwóch trzech dni.
Jak czujesz pienienie u lekkie szczypanie na języku, znaczy jest infekcja (tak jakbyś na ranę lała), jak nic, gardło zdrowe.
Potem wypłucz usta zwykłą wodą.
Zawsze działa. Ja nie miałam antybiotyku już kilka lat, odkąd przestał działać ten na zatoki. I czasami infekcja nie zdąży się rozwinąć, po dwóch plukaniach spokój. I gdyby nie problem z zatokami, pewnie bym nie spróbowała, biorąc kolejny antybiotyk, bo angina.
Nie wolno dzieciom, mogłyby by połknąć a to bardziej niż niewskazane.
Witam.
U mnie po cichutku przyszła zima. Nie zaglądałam przez okno i nawet nie widziałam jaka zadyma za oknem. Teraz już jednak coś stuka po parapecie, chyba się topi i kapie.
Dziś na obiad zjadam resztę pierogów z kaszanką i popijam barszczykiem czerwonym, właśnie zakisiły mi się buraki, więc mam zakwas w zasięgu ręki.
A pierogi z kaszanką... robił ktoś?
Mój syn kiedyś posmakował je gdzieś i tak o nich opowiadał, że postanowiłam zrobić. W pierwszym dniu takie świeżo ugotowane niezbyt mi smakowały, ale wczoraj odsmażone były już bardzo dobre. Mój M francuski piesek i czegoś takiego jak kaszanka nie je, więc będę dziś mieć jeszcze obiad sama.
Niczego nie smażę i nie planuję. W ub. tygodniu planowałam szarlotkę, ale skończyło się na planach, a jabłka zakupione zjadłam. Może jutro coś upiekę, nie wiem czy leń już mnie wypuści ze swych objęć.
Goplano, narobiłaś mi smaka na taką kaszę, jutro też sobie zrobię. Do tego maślanka... ostatnio uwielbiam maślankę i bardzo mi smakuje.
Mariola, o kalendarzu i fazach księżyca pisałam w wątku ogrodniczym w ub. roku, podawałam też link do strony w tym temacie. Ja korzystam z tego od dawna /no, może czasem nieco zbaczam, ale na ogół się staram/. ale faktycznie omijałam temat przetworów, a może trzeba zwrócić uwagę na to kiedy co robić?
U nas też dzieci chorują. Starszy syn też siedzi w domu na pracy zdalnej, bo mała ma kwarantannę.
Zauważyliście, że teraz nikt nie choruje na zwykłe przeziębienie, grypę, anginę, a jeżeli już to koronka? Omikron to podobno lekka gorączka, gardło, katar... czyli jak zwykłe przeziębienie.
Zachorowań bardzo dużo, ale ile osób testów nie robi?
Strach się bać.
Zatem trzymajcie się zdrowo, wirus niech Was omija.
Alman - omikron to o'mikrus czyli maleństwo, gorzej że ma już następcę /idzie do nas z południa/. Paskudna mutacja, której nazwy już nie pamiętam i nie chcę poznawać bliżej.
A tą, te wszystkie kasze gotujesz oddzielnie czy zaczniesz od najtwardszej ?? /która to, nie mam pojęcia/ i stopniowo będziesz dodawać kolejne do jednego gara?
Pierogów z kaszanką nawet nigdy nie widziałam, z pasztetową i owszem.
A, że lubię wszystkie pierogi, niektóre mniej, to pewnie zjadłabym ich sporo.
Kiedyś spróbuję.
Zdrówka, siły i humoru.
Nie wiem czy pytanie o kasze to do mnie,ale mniemam ,że tak. Otóż wszystkie wsypałam do jednego gara i się ''taiły'' aż wypiły wodę boczkową
Trochę się rozgotowały,ale ja lubię taką kaszę. Bez sensu w osobnych garnkach gotować,jak i tak wszystkie trafią do żołądka Polecam,bardzo smaczna
Też do Ciebie, widziałam komentarz ze zdjęciem, więc miałam nadzieję że opiszesz swój sposób.
Masz rację - oddzielne gotowanie nie ma sensu, bo i tak są później wymieszane.
Moje kasze zawsze są rozciapane, dlatego częściej wybieram ryż albo słoiczkowe, wstępnie obgotowane: ciecierzycę, fasolki lub co znajdę w sklepie.
Wyjątkiem jest pęczak, najczęściej go jemy ze wszystkich kasz i on mi wychodzi całkiem fajny.
Dzięki
Przyznam ,że pierogów z kaszanką jeszcze nie jadłam. Miałam za to okazję jeść z rybą czy płuckami. Moja ciotka ,która ma korzenie ukraińskie (choć urodzona 1946 r w Polsce) gotuje głównie na sposób wschodni. To właśnie u niej jadłam te pierogi. Powiem szczerze nie za specjalnie mi podeszły,a ona i domownicy wręcz się zajadają. Co ciekawe sałatkę jarzynową tez ''doprawia'' rybą,konkretnie śledziem. Inaczej to nie byłaby kompletna sałatka. Ta akurat mi smakowała,choć w domu nigdy śledzia nie dodaję. Robi wspaniałą kiszkę ziemniaczaną,ale to dobre było.
A co do kaszy,to bardzo smaczna
Goplano, a ja wyczytałam, że pierogi z kaszanką to głównie danie ze Śląska i nazywają się pierogi z krupniokiem.
W moich rejonach nie są takie znane, a ja je wyszukuję po prostu, bo lubię nowości.
A oto moje pierogi po odsmażeniu, barszczyk do popicia własnej produkcji.
Województwo śląskie, ale jestem z Zagłębia Dąbrowskiego konkretnie. Przyznam ze wstydem,że ze Śląskiego jadła, znam tylko kluski,rolady i modrą kapustę..
A i robiłam kiedyś ciapkapustę,smaczna była ale moja babcia robiła inaczej.
Jeśli chodzi o nowości kulinarne,to też lubię testować nowe smaki. A Twoje pierogi wyglądają bardzo smakowicie. Zrobię we wtorek,bo tylko we wtorki przywożą do naszej masarni swojską gorącą kaszankę. Smakiem przypomina tę ,którą niegdyś wyrabiał u nas sąsiad masarz,kiedy hodowaliśmy świnki i inne zwierzaki
U mnie od tygodnia prawie na obiad co zamówimy- a w zasadzie w głównej mierze na lunch.
Wieczorem już staramy się teraz śniadaniowo, czyli wędliny, sery, pomidorki - to co zabraliśmy z domu.
Wczoraj gospodyni poczęstowała nas fasolówka, bardzo dobra była.
Częstuje nas też polską wódką o nazwie Lwów. Kupiliśmy do domu, dla niej też, żeby nie było, że opijamy ją, ma na nas zarabiać nie tracić. I do tego sok grapefruitowy, lokalny, świeży (termin przydatności ma koło dwóch tygodni) - ale rewelacyjny w smaku.
Wczoraj na obiad w Naples mieliśmy snappera w panierce z macadamii oraz szparagi - grubasy takie (ja nie kupuję takich, bo są łykowate, a te były idealnie delikatne,). Do tego ryż migdałowy (z płatkami migdalowymi). A czekadelko to chleb prosto z pieca z masłem imbirowo- cynamonowo-miodowym. Gdyby nie cynamon to super kombinacja.
Dzisiaj to się okaże co będziemy jedli. Jedziemy do dwóch latarni, fotki na plaży i na źródła mineralne.
A gdzie taam - ciasto kombinuję i mam już taki mętlik w głowie, że chyba postawię na swoim: upiekę sernik a wymarzone ciacho zamówię.
Nie umiem sobie poradzić z ciastem na bazie pomarańczki??
Jak to przygotować by nie wyszedł zakalec.
Wużetki radzą całe pomarańcze gotować 10 minut, po ostudzeniu rozdrobnić??
Całych ze skórą nie będę pakować do ciasta domowego /pewnie takie wypijam w soku sklepowym/.
Gotować owoców mi się też nie chce, bo nie - mam lenia i odnowioną kontuzję /w nocy najgorsza zaraza, spać nie mogę/, łopatka i prawie połowa pleców mnie boli.
I tak jestem w polu, ale mam czas, gorzej z funduszami bo na zamówienie, taki tort może kosztować sporo ;(( a mnie po głowie chodzi nowy psiak.
Wszystko przez Ekkore - jak zaczęła wstawiać te fotki z cudnym pieskiem, to i mnie naszła ochota /eM gdera od miesięcy a może i lat, że musimy wreszcie przygarnąć psa /.
Nawet już mam faworytkę, po przejściach, jak my, więc będzie jej u nas dobrze, zrozumiemy ją najlepiej.
I jeszcze 2ie inne /bo to musi być suczka/, by eM mógł sam podjąć decyzję /to Jego pomysł i urodziny w końcu/.
Wszystkie psiaki do wzięcia za darmo /ze schroniska lub z domu zastępczego/.
Ale: nowa wyprawka, przegląd 'techniczny u veta i dobra karma a przede wszystkim ekspresowe postawienie płotu od ulicy wyjdą słono.
Jeszcze nie zdradziłam nikomu swoich 'pieskich planów ale chyba zostaną przyjęte, jak to Nadia mówi, z 'bananem na gębie .
Tyle na głowie, a ja niedołężna i ciężko zestrachana na myśl o nowej lokatorce - co na to koty??, wiadomo. Ciągłe alerty pogodowe też mnie dobijają.
Dzisiaj przeszła śnieżyca, wichura słabnie i świeci późne słonko.
Wyszłam tylko schody oczyścić z kaszki śniegowej i posypać kocim żwirkiem anty-poślizgowym.
Obiad frytkowo - karczkowy /frytki świeże, mięso odgrzewane/.
**Nienawidzę polityki, ale jest dobra wiadomość, może wiecie - syn Brzezińskiego będzie ambasadorem USA w PL .
Bardzo mnie to cieszy:
*lubiłam i nadal cenię Ojca, jego zasługi dla wolnej PL;
**pis dostał prztyczka w nos, bo blokował jego nominację - paskudnie postępowali i mają nauczkę /chociaż mam wątpliwości czy to do nich dotarło, czy metodą 'odwracania kota ogonem opiszą to jako swój sukces/.
Pozdrawiam :) i pędzę po maść bo znowu mnie dziadostwo pod-łopatkowe boli a nie mam zamiaru cierpieć bez milionów .
Smosiu Droga, myślałam, że już "po zawodach".... może to ciasto coś Ci pomoże, zainspiruje.... Pomarańczowiec Anity / franitas
Dziękuję i chętnie wykorzystam: sok + budyń czy galaretka na soku to dobry pomysł.
1ną warstwę bym już miała, gorzej z podkładem:
biszkoptowym czy innym ucieranym, a może jak murzynek?? - jak te pomarańczki /bez skórki/ tam wcisnąć?
Trzeba je wstępnie zmiękczyć, to pewne, ale jak?? -przysmażyć, udusić /wyjdzie dżem do smarowania/.
Inny sposób zmiękczania /wysokoprocentowy/ odpada, bo to do pracy.
Jak coś wymodzę, to napiszę. Ocenisz czy to wykonalne czy dać sobie spokój.
Ja bym zrobiła biszkopt, nasaczyc sokiem pomarańczowym z alkoholem(ale to drugie to nie musi być).
Na to masa chalwowa, myślę, że krem budyniowy chyba zdałby egzamin.
Na to galaretka pomarańczowym- na soku z opakowania lub samodzielnie wyciśniętym z pulpa, która przejdzie, wtedy pogotowac do uzyskania a la dżemu(tak chyba prościej niż obierać pomarańcze z białej skórki, która może być gorzkawa) i ściągnąć galaretką potem. I tak zostawić albo na wierzch cieniutka warstwa bitej śmietany i posypane kokosem grubo.
Super, chyba tak właśnie to upiekę.
Kokos lub migdały prażone na wierzch i będzie ok.
Piekę czasem babkę pomarańczową, rzuć okiem, może coś wykorzystasz, może Cię naprowadzi:
Babka pomarańczowa na jogurcie – wilgotna
Babka makowa z pomarańczową nutą
na marginesie... strasznie musi być dobry ten Twój eM, z dużymi zasługami wszelakimi, skoro takie wymyślne życzenia spełniasz, zamiast zrobić to co uważasz, jako niespodzianka ... ale widać zasługuje, a Ty wdzięczna jesteś mu i się starasz.
Ściskam.
a tu masz jeszcze przepis na Chałwowiec.
Zdjęcia nie ma, bo w początkowym okresie blogowania nie robiłam, ale bardzo dobry, choć bardzo słodki.
Dooobry chłop, z kościami czyli do szpiku kości.
Straszny nerwus, ale ja też nie lepsza -więc rozumiem, lepiej czuję co ma pod skórą.
A oglądałam już 'chałwowca - nie wiem tylko co to za chałwa orzechowa??, z orzechów czy zwykła, sezamowa z dodatkiem orzechów?
Ciekawy, podpatrzę masę z czekoladą - 1ną tylko, bo nie mam siły na 2ie, z 2ma biszkoptami.
Obcykam jeszcze te wklejone wyżej.
Bardzo dziękuję :) może uda się sklecić wymarzone ciacho - niech ma, cieszy się jak dziecko.
Smosiu, pies na szczęście nie mój, to "wnusio", takie czasy nastały, że zamiast dzieci zwierzaki za wnuki robią.
Ale oboje, i córka, i pies trochę sobie wypoczęli. Dla córki trochę naturalnej witD, cały czas na zewnątrz.
Nas czekała z rana niemiła niespodzianka, ciśnienie w oponie 8 PSI (powinno być 33), złapaliśmy wczoraj wielką śrubę gdzieś wieczorem, bo przed zaparkowaniem jeszcze było normalne ciśnienie. Ale naprawią, nie trzeba wymieniać opony.
Tyle, że tracimy czas ze zwiedzania. Ale i tak lepiej dzisiaj niż jutro, gdy mamy testy covidowe i musimy dojechać na czas.
Więc plusy w minusach.
U nas pies to kumpel do spacerowania po okolicy i stróż domowy.
Czasami też jeździ na wycieczki - kiedyś 2a zabraliśmy na Szczeliniec /nie jestem pewna pisowni, bo mam czerwone podkreślenie/.
Dzielnie dreptały pod górę, z górki to nawet biegły /na smyczach, by nie zwiały w las/.
Smosiu, jaka piękna informacja - chcesz przygarnąć "psią bidulkę". Będę trzymać mocno kciuki żeby się wszystko płynnie poskładało w tym temacie. Ja też myślę o tym by zaadoptować psinę. Jedyne co mnie powstrzymuje to fakt, że pies większość dnia byłby sam w domu. Wiadomo, po pracy musiałabym gnać szybko z powrotem i to by mnie mocno ograniczało. Lepiej jest jak ten obowiązek spacerowy czy inne można podzielić z drugim domownikiem. Oj, jak by to było wspaniale móc przytulić taką spragnioną opieki psinkę i dać jej ciepłe i bezpieczne schronienie.
I mnie cieszy ratowanie nieszczęśników, zwłaszcza tych porzuconych, źle traktowanych przez ludzi /mam taką upatrzoną, ale nie wiem czy nam pozwolą adoptować tak wrażliwą sunię, stawiają wyśrubowane normy domowe: bez kontaktu z małymi dziećmi, szczelne ogrodzenie, spokojna okolica i cisza w domu - z tym może być problem przez kociarnię i głośne słuchanie muzyki/.
EM zadowolony i przerażony jednocześnie bo teraz w domu rządzą 2a koty.
Poprzednio, kiedy adoptowaliśmy naszą Kropeczkę to dom był cały dla niej, kojec dzieliła z Liskiem - żyli zgodnie, poza paroma sprzeczkami /. Potem przyprowadziły nam psy Lukę /na spacerze ją wyniuchały, w rowie/.
Za jakiś czas doszlusowała Dalunia z Synalkiem i tak powoli cichy, nudny dom zamieniliśmy na gwarną i wesołą chatę.
Wcześniej zarzekałam się, że nie chcę zwierzaków. Jaki ten los przewrotny.
Namawiam każdego na wyciąganie psin i kotów z nieszczęścia czyli schronisk i patologii domowej - ich wdzięczność, wierność jest ogromna, szczera i bezinteresowna, na zawsze.
Nie ma wierniejszych i bardziej kochanych istot na ziemi, niż te po przejściach, ludzi to też dotyczy.
Wspaniale to ujęłaś
Ja znowu ranny ptaszek, dookoła ciemności (mam światło, nie siedzę po ciemku) a ja opatulona siedzę na werandzie z kawą. Zaraz sobie naszykuję śniadanie. I będę rozmyślać o pakowaniu, które nas czeka wieczorem.
Wszystko co dobre szybko się kończy, s naszym przypadku zmienia na inne.
Mąż leci do Polski w pierwszych dniach lutego. Trochę ojca ogarnie, może zalatwia wejście do szpitala (czasami można, gdy już ostateczne pożegnanie). Lepiej nie będzie, teściową czeka opieka do końca życia. Teraz się modlę, aby poczekała na syna, a potem odeszła spokojna. Swoje przeżyła, mało kto żyje te 90 lat.
Smutne bardzo, ale prawdziwe.
Ja się cieszę, choć wtedy nie było łatwo, że raczysko tatę zabrało w trzy miesiące, a nie kazało mu cierpieć przez kolejne miesiące.
I że mama odeszła we śnie, bez świadomości, że to koniec.
Musi być, to nieuniknione. Więc niech zawsze i każdemu uda się odejść w najlżejszy sposób.
My na ziemi jakoś damy radę.
Współczuję.
Moja Chrzestna, była dla mnie dobra, jak 2ga Mama , żyła 93 lat i odeszła spokojnie, bez chorób przewlekłych.
Opiekę musiała mieć, domową bo zapominała już o drobiazgach i nie była w stanie sama gotować. Córki przy niej były zawsze, czasami reszta rodzinki.
Wujek, mąż Cioci- Chrzestnej podobnie.
Do końca aktywny, sprawny i z apetytem na więcej.
Odejście we śnie czy po krótkiej, nieuleczalnej chorobie to błogosławieństwo dla wszystkich.
Może to szokować, ale po czasie do takich wniosków dochodzi każdy kto przeżył powolne, wieloletnie umieranie kogoś bliskiego - nikomu tego nie życzę.
Pozdrawiam.
Moja Śp Babcia zawsze powtarzała,że modli się,by długo nie cierpieć przed śmiercią. By nie być ciężarem nie tylko dla siebie ale głównie dla rodziny...
Wymodliła taką śmierć.. Cierpiała raptem dzień,noc i jeszcze pół dnia,po czym odeszła na śnie.. Tego dnia rano byłam u niej w szpitalu i wydałą mi się inna niż zwykle. Zwłaszcza oczy zwróciły moją uwagę. W rzeczywistości miałą szare,a wtedy zrobiły się niebieskie! Autentycznie,tak było. Jak to możliwe,nie wiem. W każdym bądź razie 8 godzin później przeszła na tamtą stronę. Miałą 85 lat. Co ciekawe kilka dni wcześniej była z wynikami u swojego ''tarczycowego'' i powiedział,że takich wyników mógłby pozazdrościć niejeden 40-latek..
Odeszłą jak chciała,długo nie cierpiała. Całe życie pracowała,uwielbiałą uprawiać warzywa. To ona właśnie uprawiałą pole,zbierałą warzywa,kisiła kapustę czy ogórki wg kalendarza księżycowego. Od niej się dowiedziałam,że coś takiego jest. Nigdy jednak nie podzielałam tak ogromnej pasji do uprawiania jak Babcia...
Piątek, piąteczek, piąteluniek - jupi!
Na początek WSZYSTKIEGO NAJLEPSZEGO A NAJWIĘCEJ ZDROWIA DLA WSZYSTKICH BABĆ
Budzenie się każdego dnia przed godziną piątą powoduje, że w piątek jestem już tak spragniona tego snu, że cieszę się z nadchodzącego weekendu ze zdwojoną siłą
Dziś po pracy muszę iść do fryzjera podciąć włosy. Nie lubię tego. No idę, bo już trzeba.
Pogoda znośna. Nie pada, ale jest mały mrozik.
Zostawiam gorącą herbatę z cytryna i sokiem. Częstujcie się
Dobrego dnia
Kochane BABCIE dzisiaj stawiacie ciacho do kawy
Najlepsze i najszczersze życzenia zdrowego uśmiechu każdego dnia ślę wszystkim babciom.
Sto lat babunie, albo i więcej, byle w dobrej formie i radosnym nastroju.
Żyjcie jak najdłużej, bo bez Waszej miłości świat jest smutny i bezbarwny.
Być może jestem jedyną, a na pewno jedną z nielicznych babć, bo tu raczej wnuczki bywają, zatem dziękuję bardzo za życzenia i czuję się mocno zobowiązania do postawienia czegoś. A takie 2 w 1 może być?
Tort advocatowy ...jest i słodkie do kawy i napitek.
Prawdziwa Babunia Alunia - babcia czwórki dorodnych wnucząt.
Rewelacja, nawet o takim cudeńku nie marzyłam.
Liczyłam na skromniejsze słodkości. A tu taaka niespodzianka aż mi ślinianki buzują. Dziękuję ślicznie
U nas drzewko rodzinne jest poplątane mocno, więc jestem babcią przyszywaną dla paru maluchów. Sama wnusią byłam krótko i to na dużą odległość - my od zawsze /moje zawsze/ na Dolnym Śląsku a Dziadki w Górach Świętokrzyskich.
I tych tylko miałam.
Taki piękny torcik a ja dopiero teraz zauważyłam Został jeszcze kawałek dla mnie? Uwielbiam torty,a taki procentowy tymbardziej
Wszystkiego dobrego
Witajcie. Dziś dzień stresowy - testy covidowe przed rejsem. Nigdy nic nie wiadomo.
Jutro fryzjer na statku. Chciałam zachować ciut dłuższe włosy na rejs, a gdy okazało się, że jak zwykle za długie zrobiły się w jeden dzień i zaczęły mi przeszkadzać, już nie miałam kiedy iść na miejscu, za radą męża sprawdziłam ofertę statku i mieli. Może ciut drożej niż normalnie, ale też może trafi mu się jakiś utalentowany fryzjer. Bo mój to ma rzemiosło, nie ma talentu, tnie jak umie i mu wyjdzie, ale rozumie moje włosy. I choć nigdy nie miałam tego co chciałam, to nigdy nie byłam niezadowolona, szczególnie w procesie odrastania. A gęste, rude włosy są ciężkie w obróbce.
Wcześniej to albo bali się używać nożyczek, zostawiali za dużo włosów, czego nie czujesz od razu, bo się pozbywasz grubego dywanu, albo cięli spod grubego palca, że nawet chodziłam na poprawki.
Raz facet obcinał mnie w masce, w domu mąż robił poprawki, bo zostały mi włosy na karku.
Zobaczymy co będzie teraz, nam 4 czy 5 zdjęć- proszę zrobić coś pomiędzy.
Moje "wnuki" to nie złożą życzeń, takie czasy, zamiast dzieci pies i kot.
I wcale nie zanosi się na nic innego. Co będzie to będzie.
Witam weekendowo
Piszecie o fryzjerze,otóż ja też dziś zaliczyłam po sporej przerwie. Od razu inaczej się czuję. Niedawno wróciłam do domu i od razu wzięłam się za obiad. Dziś na szybko frytki z piekarnika i dorsz z selerem wg przepisu Smosi. Już nie wiem który raz robię tak rybkę. Bardzo nam smakuje
A kochanym Babciom wszystkiego co najlepsze. Niech zdrowie dopisuje,żaden dzień się nie marnuje
No! Temat podcięcia włosów załatwiony. Cena usługi wzrosła o 20 zł. Nie jestem zaskoczona, bo mój fryzjer wynajmuje pomieszczenie z ogrzewaniem gazowym. Przedostatni rachunek to 800 zł. Ostatni ok. 3000 zł. Przy okazji opowiedział o szoku jakiego doznał właściciel pobliskiej, małej piekarni po otrzymaniu faktury za ogrzewanie W efekcie albo będzie sprzedawał bochenek chleba za 25 żl albo zamknie piekarnię. Obstawia, że w grę wchodzi drugie rozwiązanie. Współczuję tym przedsiębiorcom. Wielu z nich już od dawna pracowało na granicy opłacalności...ech!
My ostatnie godziny na lądzie, do przyszłej soboty na wodach oceanu.
Najintensywniej jak się tylko da. Żeby nie myśleć. To pomaga.
Mąż musi naładować baterie przed zmierzeniem się z polską biurokracją przyjęcia do domu opieki paliatywnej. Kilka miesięcy czekania, ale papierologie trzeba ogarnąć. Bo teść nie jest w stanie niczego już ogarnąć sam, ledwie chodzi, kłopoty z sercem, jest strasznie przybity, więc to też zabija wolę działania.
Córka wraca do domu, a tam zima, śnieg padał całą noc. Martwię się jak dojedzie, bo niska temperatura w dzień. Problem w braku opon zimowych. Niby mam całoroczne, ale one bardziej letnie niż zimowe.
Musi jakoś dać radę.
Niech Wam się uda "zapomnieć".... Cieszcie się tym, co macie w zasięgu ręki i korzystajcie ile wlezie. Potem przyjdzie czas na inne sprawy a po odpoczynku będą nowe siły. Wszystko się poukłada... Spokojnego oceanu!
Witam sobotnio
Niby pogoda ładna,śnieżek lekko pruszy,mróz szczypie w uszy,a ja jakaś taka słaba jestem. Nabiłam sobie głowę omikronem,bo syn ma zaczerwienione oko i mężowski mówi,że to covidowe. Nie mniej jednak innych objawów nie ma,a na test nie chce jechać. Starym sposobem przyłożyłam mu na oko saszetkę z rumianku i jest lepiej. Na serio można się depresji dorobić przez tą pandemię. Ledwo kichnąć czy zakaszleć,czy temperatura to już covid.
Wczoraj fryzjerka mnie jeszcze dobiła opowiadając jak koronawirus zmienił jej życie. Przeszła w kwietniu ubiegłego roku. Straciła węch,którego do dziś nie odzyskała. Wzrok tak się pogorszył,że musi nosić okulary i bardzo szybko się męczy. Poza tym mówi,że ma do tego zaniki pamięci.
Mój wujek dalej leży w szpitalu. Załamany,bo wczoraj zmarł kolega z sali,który był ''mniej'' chory,a liczył 46 lat.. W dodatku to nieodosobniony przypadek. Niedawno odeszła moja sąsiadka +57...
Witam.
Goplano, rozumiem Twoje obawy. A może podjechać do apteki i kupić test i zrobić w domu? Chyba to lepsze niż niepokój, może całkiem bezzasadny?
Mam nadzieję, że nic mu nie jest, zwłaszcza gdy nie ma gorączki, ale licho nie śpi.
Trzymaj się dzielna Kobieto.
Dziękuję Alman. Masz rację,licho nie śpi,a biorąc pod uwagę co się dzieje,to lepiej chuchać na zimne. Tylko czy takie testy mogą być pewne? Nawet w Biedronce widziałam przy kasie. Może jednak w aptece są pewne. Nie wcześniej jak jutro zakupię,bo teraz apteka zamknięta.
Pozdrawiam i Wszystkim życzę zdrowia
Witam niedzielnie
Na początek pozdrawiam Wszystkich a zwłaszcza naszą styczniową gospodynię Basię
U mnie niedziela jak zwykle. Od rana krzątam się w kuchni,gdy cała reszta jeszcze smacznie śpi. Jednak to mi odpowiada,przynajmniej na spokojnie wszystko sobie przygotuję.
Dziś obiad klasyk. Rosół wołowo-drobiowy oraz schabowe z kapustą zasmażaną i ziemniakami. Na deser galaretka z owocami i masą serkową.
Poza tym pogoda taka sobie.Niby nie wieje,niby nie śnieży,ale powietrze jakieś ogólnie ciężkie.
A u Was jak zapowiada się niedziela?
Witam niedzielnie :)
Od rana zimno na dworze, ale bez opadów, chyba ze trochę z oczu poleciało na wieść o śmierci aktorki Barbary Krafftówny, która miała 93 lata. Piękny wiek i niezapomniana rola Honoratki z 4 pancernych...
Na obiad mam żurek wczoraj ugotowany, bo na razie nie mam czasu na cokolwiek. Córek przyjechał i dzisiaj wyjeżdża, wiec chcemy razem wypełnić ten dzień do następnego spotkania a pomiędzy nimi tęsknoty niezapomniane. Tak się jakoś napisało ;)
Na śniadanie była jajecznica na boczku, ze szczypiorkową cebulką, bez tłuszczu dodatkowego, a dla córka specjalnie jeszcze z pomidorem, bo ona za jajecznica nie przepada i grzanki do tego.
Znikam, bo mamy jeszcze pewne plany :)
Trzymajcie się zdrowo i radośnie :)
Witam
I już po niedzieli, u mnie od raniuśka bo o 5tej koty zgłodniały.
Oba kleją się do nas jak nigdy - czują, że chcemy im załatwić pieska do 'zabawy i chyba robią co mogą, by nas zniechęcić.
A my szukamy i czekamy, może wiosną dopniemy sprawy. Teraz tylko piszemy, pytamy i 1ną sunię odwiedziliśmy /nie będzie dla nas - potrzebuje więcej przestrzeni dla siebie w domu i spokojniejszej okolicy/.
Nic to, może kiedyś trafimy do tej jedynej??
Malutko nas przy stoliczku kawowym czy herbacianym.
Pobudka śpiochy, napiszcie coś w biegu pracusie bo tak tutaj pusto i smutno bez Was.
Pędzę do mojej ptasiej ferajny by im ziarenek dosypać i koty polujące wypłoszyć.
Miłego dnia i tygodnia
Witam, witam. Melduję się na wołanie Smosi, ale Ona już do swojego zwierzyńca pobiegła.
No trudno, sama wypiję herbatę z wiórkami pigwowca. Kawa już wcześniej zaliczona.
U mnie mrozik -11 /ciekawa jestem, ile było w nocy/, ale słońce świeci, więc nie jest źle.
Dziś mam leniwy dzień. Obiad jest, więc mogę się lenić.
A na obiad rosół dworski /a, znacie taki?/ i gołąbki.
Teraz zajadam śniadanie, późno, ale kiedy wypiję kawę, to mi się nie chce jeść.
Zajadam więc teraz kromeczki chleba własnoręcznie upieczonego z dodatkiem cebulki prażonej, do tego pasta z sera białego z rybą w oleju. Pychota.
Piszę o tym, może będzie to inspiracją dla kogoś.
No to trzymajcie się zdrowo, ponoć niedługo nadejdzie wiosna /tak gdzieś przeczytałam/.
Witam w nowym tygodniu
Rosół dworski? Nie nie znam takiego,ale brzmi bardzo dworsko
A i herbatki pigwowej się bardzo chętnie napiję. Mam buteleczkę pigwowo-gruszkową. Czasem dolewam też do kawy,ale takiej tradycyjnej,sypanej.
Dziś mam plan na wypróbowanie pączków p.Hani pieczone w piekarniku.
Tak zachwalacie w komentarzach,że nabrałam na nie smaku Muszę tylko skoczyć po konfiturę z róży do sklepu i będę działać
Dziś nareszcie rozebrałam choinkę.Zwykle to robię zaraz po 3 Króli. Tym razem mocno zmarudziłam,ale tak fajnie było patrzeć na mrugające na bombkach światełka,zwłaszcza,że zima za oknem. Jednak ja mam tak,jak za dawnych lat,mimo,że zwyczaj trzymania choinki został przeniesiony do 2 lutego. Wiecie ,że dziś już miesiąc od Wigilii? A za miesiąc Tłusty Czwartek? Dokładnie tłuściutki wypada 24 lutego,a ja już myślę o pączkach W końcu karnawał A tymczasem idę zarabiać na ciasto pączkowe.Składniki chyba wszystkie mam,oprócz tej konfitury,ale to dopiero potem
Jak zrobię i jak mi wyjdą,nie omieszkam Was poczęstować
Goplana do dzieła, trzymam kciuki, chociaż wiem że nie muszę.
Wyjdą pączusie jak marzenie.
Popatrz na fotki Basi czy Miszki.
Aż mnie ślina znowu zalewa, przez te słodkości kiedyś skończę marnie ;((
Moje ciasto już rośnie Mialam trochę problem z wyrabianiem,ale jak dolałam stopionego masła wszystko poszło jak trzeba. Oby tylko wyrosło
Będąc w sklepie po różę do pączków porozglądałam się trochę po towarze. Patrzę a tam flaki wołowe suche. Na poczekaniu zachciało mi się flaczków,a że mam pół gara rosołu od wczoraj to kupiłam. Właśnie obgotowuję. Czynię to 3x by zgubić zapaszek. A Wy dziewczynki lubicie flaczki? Do tego bułeczka i jadełko jak za dawnych czasów
Flaczki uwielbiam, ale niestety tylko ja, zatem gdy mam smaka kupuję gotowe i zjadam w ukryciu, by nikogo nie drażnić nawet ich widokiem.
Uwielbiam flaczki, przyznaję że dość późno je doceniłam.
Sama zaczęłam gotować je wg wużetu, potem już 'po mojemu /suszone grzybki fajnie wzbogacają smak/.
Często rozdaję rodzince, bo zawsze mam ich wielki gar a zamrażać nie chcę.
Bułka czy chlebek z chrupiącą skórką i jest pysznie.
Suche są może i u nas, nie wiem, ja trafiałam na obgotowane - wstępnie obrobione. Wystarczyło płukanie, obgotowanie i cięcie większych kawałków.
Fajnie, że przypomniałaś mi o takim żarełku.
Dworskiego rosołu nie znam ale pewnie pyszny i na bogato.Kucharze dworscy dobrze wyszkoleni, zwyklaczków plebejskich nie mogli warzyć, bo by robotę stracili.
A niech przychodzi ta wiosna, zaoszczędzimy na ogrzewaniu i plony wcześniej zbierzemy. Listków zimowitów coraz więcej, to znak że zima odchodzi.
Zaraz poszukam nasionek do siewu, tylko nie wiem czy grządki utrzymam przy psiaku biegającym wszędzie?? Najwyżej oddam rodzince sadzonki, potem coś skubnę z ich krzaczków, jak pozwolą.
U nas też mroziło w nocy, teraz ponura plucha - taka przedwiosenna.
Czas do garów i mopa.
Śniadania z chlebem domowym nie mam, ale ja bym pieczywa swojskiego nie psuła rybami w oleju /bo wolę w pomidorach/ tylko masłem posmarowała.
Nie mam apetytu, tak ogólnie jestem nijaka, aż mnie to wkurza.
Chyba przez te pobudki przed świtem.
To do spisania.:)
Smosiu, do jedzenia też wolę w pomidorach, ale do sera w oleju. Mnie taki ser bardzo smakuje. I koniecznie dużo natki do tego.
Musi być smaczne. Kiedyś, przy sprawniejszym woreczku żółciowym, też bym zjadła.
Teraz, jako hodowca kamoli żółciowych, muszę odstawić oleje i tłuszcze.
Doradzają ograniczanie masła nawet - tego już nie zrobię, smarowanie musztardą, chrzanem czy ćwikłą pasuje mi tylko do wędlin i serów.
Twaróg czy śmietana też odpadają - chyba mam "emerycką skazę białkową, jak kiedyś maluszki.
Kawy już nie zabielam :(
Smosiu, jestem posiadaczką woreczka pełnego kamieni, o czym wiem od 40 lat. I pierwszy raz słyszę, że olej szkodzi. Używam go do wszystkiego i jem.
Na marginesie powiem, że kiedyś w początkowej fazie /po odkryciu tych moich zasobów/ robiłam nawet taką kurację z oliwy z oliwek i cytryny. I powiem, że być może była nawet skuteczna, bo potem chyba z kilkanaście lat woreczek się nie odzywał, a jadłam już wszystko. Teraz myślę, że worek jest zapełniony i wolę go nie ruszać kuracjami. Ja nie jem jedynie fasoli i majonezu, skutek po nich natychmiastowy, a i smażonej cebuli. Bardzo cierpiałam też po zjedzeniu ogórków świeżych do czasu, gdy inna osoba woreczkowa powiedziała, że ogórki można, ale świeżo pokrojone, żeby nie zdążyły zwiędnąć /puścić wody/. No i jajecznicy przez lata nie jadałam, teraz czasem troszkę zjadam. Poza tym jem wszystko.
To masz farta, że po tej oliwnej kuracji ulżyło wątrobie.
Mogło być odwrotnie. Jak skład chemiczny i ich kształt jest podatny na kruszenie pod wpływem eliksiru, to masakra /drobinki kamienne włażą do kanalików żółciowych, zatykając je i powodując ból, którego nawet najtrudniejsze porody nie pamiętają/.
Ogólnie tłuszcz nie jest zdrowy /ten smażony, pieczony, grillowany naj,najgorszy/. Szwęda się po jelitach, oblepia je i bez popitki go nie wymieciesz. A ja prawie nie popijam posiłków, tych bardzo mocnych nie lubię i nie kupuję.
Jajecznica tylko od z wiejskich jaj, po sklepowych mam niesmak - jakbym jadła papkę szpitalną, blee.
Ja niestety nie mogę nosić kamieni, muszę je kiedyś, może wkrótce, wywalić.
Zaleganie może być bardzo niebezpieczne - do utraty przytomności włącznie, o możliwym zapaleniu wątroby chyba wiadomo wszystkim.
Diety cud nie ma.
Tylko kamienie nerkowe można wypłukiwać, ale tych raczej nie zbieram.
Pozdrawiam:)
Jak obiecałam ,tak stawiam pierwsze karnawałowe pączki w tym roku
12 pieczonych ,4 smażone . Zapraszam na popołudniowe ''obżarstwo'' do tego gorąca kawa z przyprawami. Ktoś chętny?
Skoro nalegasz... i jak tu schudnąć, a wiosna ponoć tuż, tuż.
Piękne Ci wyszły.
Zimą nie ma co chudnąć. Ochronne ''futerko tłuszczykowe'' musi być,żeby nie zmarznąć A wiosna dopiero w marcu,zresztą zleci jak nic,jak zawsze
Póki co cieszmy się,że mamy karnawał,że jako tako zdrowie dopisuje i tylko kawiarenki nie omijać ,tylko wchodzić,ogrzać się i częstować karnawalowymi frykasami
Superowe, jak z cukierni
Chętnych nie brakuje :P, ale pączusiów pewnie już nie ma.;((
Za dużo mam na głowie i nie zdążyłam - by wszystko ogarnąć muszę wypijać więcej niż 1ną kawę.
Pysznie dziękuję za te cudne pączki - obie wersje super wyszły.
Ja nie smażyłam ich dotąd, bo smażone zawsze mogę kupić i to smaczne.
Dziękuję Ciasto było bardzo plastyczne i fajnie się wyrabiało. A pączusie zostały jeszcze 3. Uchowałam na dziś do kawy,bo przecież jak się łakomczuchy rzuciły to by nic nie zostało
Mężowski bardzo oszczędny w komplementach, odważył się pochwalić pieczone,że takie delikatne i miękkie
Witam.
Jakaś dziwna jestem dzisiaj. Obudziłam się po czwartej, do szóstej trochę poczytałam, obejrzałam też tv, o szóstej wypiłam kawę i....poszłam jeszcze pod kołderkę. No i mi się usnęło...wstałam po raz drugi przed dziewiątą. Jakoś tak dziwnie ten dzień rozpoczęłam, ale kto emerytowi zabroni?
Za oknem zima, ale temperatura gdzieś koło 0, choć w nocy było koło -15 chyba.
Planów na dziś nie mam jakichś ambitnych, pełen spontan, zobaczymy co i jak dzień się potoczy.
Trzymajcie się ciepło i zdrowo.
Witam wtorkowo
Poniedziałek uciekł mi w takim tempie, że nie dało się go dogonić.
W pracy było zamieszanie od samego rana, bo trzeba było się organizować na nadchodzącą pracę zdalną. Potem prędko do rodziców i wieczorem padłam jak dziecko.
Dziś mogłam wstać później, bo praca w domu daje zawsze godzinny zapas. Fajnie jest nie musieć gnać pod parasolem do autobusu
Zamieszanie mnie czekało, bo okazało się, że komputer pokazuje brak możliwości zalogowania na firmowe konto. Bez informatyka bym nie dała rady. Na szczęście wszystko skończyło się dobrze i teraz już mogę na spokojnie pracować "w kapciach"
Kolejny plus pracy zdalnej, to jajecznica na śniadanie i dobra kawa z ekspresu
Pogoda lipna. Od wczoraj ciągle mży. Br! Co za aura! Ale nic to - grunt żeby być zdrowym i jakoś przetrzymać ten czas. "Straszą" liczbami - "50, 70 tys." Skóra na tyłku cierpnie...
To może jeszcze jedna kawa? Śmigam do kuchni odpalić ekspres. Do tego ciepłe, spienione mleko
O tak, 2ga kawusia pilnie potrzebna, do niej słodkości i ... do kuchni, bo garnków co same gotują jeszcze nie kupiłam a służącej nie ma i nie będzie.
Mleko też może być, a raczej mleczko: sojowe, koksowe czy migdałowe.
Sorry, słodkości klasycznych nie budiet Staram się jak mogę unikać ciast. Oczywiście nie tak, żeby już całkiem nic...ale rzadko. W zastępstwie zamówiłam trochę owoców suszonych, niesiarkowanych w dobrej cenie i te pomagają zaspokoić zachcianki na słodycze. Przy okazji trochę witamin też w nich znajdziemy Znalazłam firmę, gdzie mają świetną cenę na daktyle. Wzięłam przy okazji morele, figi i suszone jabłka. Będzie co podjadać jak dopadnie mnie zachcianka
Hm, czyż suszone owoce nie mają przypadkiem więcej cukru?
Wszystko zależy od tego ile ich zjadamy Ja kupuję owoce suszone naturalnie, bez dodatku cukru,. No a w porównaniu do ciasta, to raczej mniej kaloryczne, bo wiadomo, że bez mąki i tłuszczu Jak dla mnie super zamiennik, kiedy dopada słodka zachcianka Co ważniejsze znajdziemy w nich również sporo witamin.
Dopisano 2022-1-25 22:51:6:
Całkiem fajny skrót na ten tematDopisano 2022-1-25 22:55:33:
A tutaj taki całkiem przyjemny artykułDopisano 2022-1-25 22:58:2:
Przepraszam ale coś mi dzisiaj dziwnie idzie to pisanie. Czasami wkleja się podwójnie albo nie ma części tekstu. Pewnie dlatego, że piszę w telefonieNie tylko u Ciebie, wczoraj zanim wysłałam sms, to kilka roboczych wersji wykasowałam, bo do odbiorcy dodawał tych, do których wcześniej dzwoniłam.
I jak tu polubić aktualizacje oprogramowania?? ja tego nigdy nie polubię.
Zawsze tak mam, gdy tylko wgrają mi 'ulepszenia. Maszyny chcą nami rządzić, albo operatorzy tych maszyn... nic z tego.
Witam skowronkowo
Od rana coś: głodomory budzą, bo śniadanie przed 7mą musi być, albo i wcześniej, do sklepiku trzeba biec bo chleba i bułek nie ma.
Teraz czas na szybkie jedzonko i kucharzenie, może upiekę wreszcie sernik.
Pomarańczowe chałwowe prawie wymyślone, składniki mam, pod koniec tygodnia chyba wreszcie zabiorę się za nie.
Dzisiejsza wersja:
spód ciemny - murzynek pomar. /z dodatkiem soku?? lub startej skórki/
smażony dżemik pomarańcz.
masa chałwowa ucierana, z budyniem + siekana czekolada
galaretka na soku pomar.
Obiadek mięsny mam od wczoraj, ziemniaczki czy kaszę dogotuję i już.
I tylko łapa ciągle mnie boli, nawet promieniuje do karku.
Trudno, trzeba przywyknąć.
Udanego i smacznego dnia
Witam środowo
Dzień zaczął się pracowicie. Teraz udało się zjeść śniadanie i chwila na Wielkie Żarcie
Wczoraj nigdzie nie wychodziłam, ale dzisiaj już planuję choć na chwilę spacer żeby trochę się dotlenić. Na czwartek tradycyjnie zaplanowałam zakupy.
Już jest wzmianka w internecie, że dziś będzie informacja, iż mamy ponad 50 tys, zachorowań z czego 40% to omikron. Niestety kolejny rekord
Trzymajcie się zdrowo
Witam. A cóż taka cisza, śpicie dłużej jak ja, czy może zasypało Was śniegiem?
U mnie biało dookoła, ale nadmiaru śniegu nie ma, przynajmniej w mieście nie widzę. Wg prognoz ma coś dziś dosypać.
Czas biegnie jak szalony, za chwilę koniec stycznia. Ale to dobrze, bo luty krótki, a potem już wiosna.
Coś gardło czuję, czym to psiknąć? gdzieś zapisałam z Waszych porad, ale gdzie? któż to wie, nie pamiętam.
Miłego dnia. Trzymajcie się zdrowo.
Ja mam sprawdzoną płukankę z solą i ciepłą wodą /solankę bardziej, bo słooona jest bardzo/.
Może smakosiowy płyn Lugola czy znana znana woda utleniona??
Ja sobie ostatnio popijałam fervex - wszystko wyleczył, gardło też.
Tylko stare kości nadal bolą bo już mocno trzeszczą.
Ktoś pisał o płukaniu gardła letnią wodą z dodatkiem wody utlenionej w proporcjach 1:4. Niektórzy dodają jeszcze trochę soli.
Moja sprawdzona metoda, to np. 1/3 szklanki letniej wody, 4-5 kropli płynu Lugola i dwa solidne psiknięcia wody utlenionej. Działa rewelacyjnie. Najlepiej stosować wtedy, gdy nie planujemy pić i jeść żeby mieszanka zdążyła "rozgościć" się w naszym gardle.
Trzymaj się zdrowo!
Witam
U nas szaro i mroźno, tylko siedzieć w domku, słuchać muzyki i planować smaczne jedzonko, z deserkami i kawusią.
Wczorajszy sernik mnie rozczarował, niziutki - cieniutki jak mazurek.
Na szczęście piekłam na 'delicjach i dlatego trzyma fason, inaczej pewnie rozpadłby się jak nieudany naleśnik.
Ale smaczny, jak to domowy gniot i ładny, jak wszystko polane czekoladą stopioną + sok wiśniowy i dekorowane całymi wisienkami z 'czapeczkami migdałowymi.
W planach nowość - krem chałwowy na bazie ... nieee masła i budyniu, ale kaszki manny, siekana czekolada powinna dodać 'szlachetności plebejskiej kaszy.
Jak nie wyjdzie, będzie gotowe z cukierni bo nie będę siedziała w kuchni, jak za karę.
Co na obiad?? chyba placki ziemniaczane /podobno z wyciskarki wychodzą super - ziemniaki surowe wycisnąć/. Zobaczę, może zaryzykuję.
Pozdrawiam
Dopisano 2022-1-27 13:12:15:
Pomysł na kaszkową masę chałwową nie jest mój, tylko odgapiony i przerobiony: w oryginale była kasza jaglana lub ryż /gotowane na mleku i zblendowane/.Fajny pomysł i może na kaszce też wyjdzie, jak nie to będzie deser do pucharków/miseczek a ciasto 'pracowe dla Jubilata kupię, bo mam już szczerze dość.
Nawymyślają te chłopy a ty kobiecino męcz się i kombinuj by nie marudził.
Ostatni raz, niech zejdzie wreszcie na ziemię i zamawia sernik lub inne 'normalne ciacho.
Smosiu dzięki za podpowiedzi. Fervex nie dla mnie, kłóci się z moimi lekami, którymi się faszeruję regularnie.
Nie wiem coś Ty wykombinowała z tą kaszą. Masa z kaszą jest bardzo dobra, ale też z masłem utartym... o takiej mówisz?
Wyciskarka do soków... oglądałam ostatnio program na Kuchni+ i p. T.Jakubiak właśnie gotował kartacze i tak wyciskał ziemniaki.
A ja też dziś jem placki ziemniaczane a'la Huzar... do masy ziemniaczanej dodaję się ser biały, po usmażeniu go nie czuję i nie widzę, ale smaczne są. Przepis podpatrzyłam na youtube.
A to moje placki:
Placki,potrawa która nigdy się nie znudzi. Oczywiście dla wielbicieli,bo znam też takich którzy nie lubią ja tarce nie trę od lat. Zawsze soibie przytarłam zbyt mocno palca. Jak robię dużo ,to używam sokowirówki. Natomiast jak niewiele to blendera. Szybko i smacznie.
Życzę smakowitego obiadu. Moja wątróbja i ziemniaki właśnie dochodzą
Placuszki jak marzenie, ser biały?? super, ale mój poszedł do sernikowego mazurka i teraz mam już tylko sery twarde, chyba w smażeniu wypłyną z placków.
Smosiu, sera nie trzeba dużo, o takie składniki, a reszta jak w normalnych
Składniki
7-8 ziemniaków200 g sera białego /zmielony/
3 łyżki kwaśnej śmietany
3 duże łyżki mąki pszennej
1 jajko
sól, pieprz
tłuszcz do smażenia
Ja być może będę też robić tort po niedzieli. Planuję zrobić bezowe blaty, krem jogurtowo-truskawkowy ,,, ale nie wiem, czy jubilatka nie zaprotestuje i powie, że na diecie i nie chce żadnego, zobaczymy, plan mam....
też tak planuje długofalowo? wiecie, że mam już plany na Wielkanoc? przez tą pandemię wszystkie spotkania rodzinne są ograniczone do minimum, nawet prawie do zera. Teraz powiedziałam sobie, że o ile koronka mnie nie zaatakuje i nie da mi rady /albo ja jej/, Wielkanoc będzie jak należy, jak zawsze.....
Wszyscy przy stole... tylko 12 osób razem z dziećmi... e, tam, 15-latki to już nie dzieci...już się cieszę i menu opracowane.
Pomyślicie, że babcia chyba oszalała....
Wcale tak nie pomyślę... Jesteś cudowną Babcią z tego co czytam i jaka młoda duchem. A z tego przepisu i ja skorzystam. Na początek z 4 ziemniaków,ot tak na próbę. No tak mam,jak coś kucharzę pierwszy raz
A swoją drogą jak napisałaś,że zamierzasz zrobić tort po niedzieli,to pomyślałam ,że to na Twoją Drugą Rocznicę 31 stycznia ...
O, rany!!! pamiętasz??? a wiesz, że miałam nawet dziś wspomnieć, że będę obchodzić drugie urodziny, moja Kochana Przypominajka, pamiętała... aż się rozczuliłam....
ale nie, ja mam na myśli urodziny córki na początku lutego...
swoich następnych już nie będę obchodzić, bo i tak za dużo tych okazji mam...
dawniej świętowałam tylko imieniny, mąż z kolei tylko urodziny, dzieci od małego urodziny i tak zostało, a teraz .... zmusili mnie do obchodzenia urodzin i tak imieniny dla moich osobistych przyjaciół, urodziny dla rodziny....
A poza tym tamten czas, sprzed 2 lat, puściłam w zapomnienia, gruba kreska, nie ma, nie było....
Masa właśnie BEZ masła czy innego spoiwa - tylko kaszka mleczna na gęsto i chałwa, czekolada czy orzechy też mogą być /chyba, bo to nowe dla mnie/.
Smosiu,już sobie wyobrażam ten smak Wkrótce srebrna rocznica mojego ślubu. Coś mi się zdaje ,że wykorzystam Twój pomysł na masę do tortu
no to jakaś nowość...ostatnio widziałam gdzieś w necie coś podobnego, ale jako deser, w pucharkach... nie mogę teraz znaleźć....
Może ten sam widziałaś?? fotka w pucharkach ale opis /na końcu przepisu/ do wszystkiego - do tortów też /tylko mniej mleka, by nie wyszedł zbyt rzadki/.
Smosiu, nie mogę teraz znaleźć.
I dlatego ja 'ważne zakładki zapisuję /boczny panel mojej przeglądarki/.
To 'moje było na stronce Vogue lub vouge PL.
Boję się, że jak wkleję link to znowu wątek 'poplączę.
Jak sobie wpiszesz nazwę gazety - pisma, to bez problemu znajdziesz.
Witajcie
Dopiero teraz znalazłam trochę czasu,by dać znak życia. Jestem nie śpię,choć dziś wyjątkowo pospałam dłużej. Wczoraj mnie nie było cały dzień w domu. Musiałam pozałatwiać sprawy,które miałam załatwić w przyszlym tygodniu,ale w związku z tym,że od dziś dzieci mają zajęcia zdalne,trzeba było teraz. Niestety i tak dwóch rzeczy nie udało mi się załatwić. Lekarz i stomatolog w poniedziałek. Muszę się jakoś scynchronizować,by obie wizyty się nie zazębiały.
Dziś na szybko obiad robię. Wątróbka z pieczarkami,do tego ziemniaki i zapas słoikowy z piwnicy. Do picia herbata z lipy i syrop z pigwy,bo w gardle nieco drapie. A co u Was jak zdrowie? Scenariusze coraz bardziej czarne się robią. Rozmawiałam z koleżanką z opolskiego i mówiła ,że jej siostra przeszła covid w zeszłym roku,a teraz przechodziła omikrona. Jeśli to Was pocieszy,podobno łagodnie,tylko menda bardzo zaraźliwa. Węch odzyskała po 4 dniach,no i w plecach trochę bolało.
Trzymajcie się zdrowo. Tymczasem...
Piątek, piąteczek, piąteluniek
Kiedy się pracuje w domu, to odrobinę inaczej odczuwam ten dzień. Może nie tak, że mniej się cieszę, ale jednak jest inaczej... Mimo wszystko dobrze jest mieć świadomość, że jutro nie trzeba będzie ślęczeć przed monitorem komputera
Pogoda całkiem przyjemna, bo wreszcie niebo się przejaśniło. Od wczorajszego wieczora wiało tak mocno a potem jeszcze przez całą noc, że strach by było wychodzić na zewnątrz.
Widzę, że u Was smażenie i pieczenie na całego. Co rusz jakieś pączki albo placki ziemniaczane. Wszystko wygląda bardzo smakowicie. Ostatnio moja sąsiadka (starsza pani) podarowała mi parę rogalików. Robi takie kruche i pyszne, że chyba nie jadłam lepszych. Powiedziała, że efekt kruchości uzyskuje się dzięki dodaniu do ciasta smalcu. Wy też tak robicie?
Udanego weekendu!
Witam.
Na początek smalec i ciasto kruche /bo potem zapomnę/. Otóż ja do ciasta kruchego zawsze dodaję smalec, choćby jedną łyżkę. Tak robiła moja Mama i ja tak robię. Czasem daję nawet więcej, np. do ciastek amoniaczków pół na pół z masłem. Niekiedy używam nawet tylko smalcu. Smalec daje kruchość.
U mnie pogoda ciapowata dziś. Coś pada, niewiele, ale słyszę odgłosy spadających kropli na parapecie.
Gardło przestało mnie boleć, zastosowałam jedynie tabletki-cukiereczki szałwiowe, bo nic innego nie miałam pod ręką.
Wirus nadal szaleje i trochę jestem przerażona, bo wszyscy moi znajomi wzięli trzecią dawkę, a ja nie... nie wiem czemu, mam jakieś opory.
Już wiem, że na urodziny córki tortu nie będę robić, a tak się nastawiłam.... Ona nie chce tortu, chce rafaello ...takie na słonych krakersach. Fakt, że jest pyszne, ale tort to tort...
To byłoby na tyle moich wiadomości. Trzymajcie się zdrowo.
Pytałaś o spray do gardła. Nazywa się Tymsal.
Cześć Smakosiu
Smalec dodaje kruchości i smakowitości nie tylko kruchym ciastom i ciasteczkom ,ale także piernikowi staropolskiemu. Taaki mam zresztą przepis z książki od ciotki jeszcze z XIX wieku. Delicje po prostu Zresztą jakie pyszne są ciasteczka ze skwarek. Mieli się je i zastępują tłuszcz. A i przepis na piernik ze skwarkami też zauważyłam,że jest na WuŻecie choć nie miałam okazji piec.
Dodałąm kiedyś smalcu do ciasta drożdżowego,niby dobre,ale jednak tu wolę dodac masło
Dzień Dobry w ostatni piątek miesiąca
Dziś na dworze zawierucha,co nam mocno w oczy dmucha..
Strach z domu wyjść. Jeszcze się okazało,że mój syn ma kwarantannę,bo jedna z jego nauczycielek w szkole jest ''pozytywna''. Wychowawczyni dała mi wczoraj znać o zaistniałym fakcie. Teraz czekam na telefon z sanepidu i z policji. Podobno takie są procedury/ Powiem Wam szczerze,że specjalnie się w to nie zagłębiałam,toteż zdziwiona byłam,ze ta kwarantanna ma potrwać tylko do 1 lutego. Nie powiem,cykora małego mam,ale co ma być to będzie. Na pewne rzeczy nie mamy wpływu Mój Wujek co w szpitalu od października walczy z powikłaniami covida wczoraj dostał zapalenia mięśnia sercowego... a już było lepiej. Wychodził na prostą. Nawet dał radę sam wziąć prysznic,podczas gdy wcześniej nawet nie był w stanie skorzystać z wc.
Teraz czeka go operacja na otwartym sercu a kardiochirurg wielkich nadziei nie daje Póki jednak życie,póki nadzieja. Trzymajcie się i mimo chorych czasów w jakich przyszło nam żyć starajmy się cieszyć każdym dniem.
Odezwijcie się Nadia,gdzie się zapodziałaś?
No masz... zapalenie mięśnia sercowego.... zdarza się czasem po szczepieniu /tego się chyba boję i nie idę po trzecią dawkę/, ale też i po covidzie ponoć. Nie wiem tylko, czym to się objawia, czemu operacja? myślałam, że to się jakoś leczy, gdy w porę się wychwyci. Muszę się podszkolić w temacie.
Jest znacznie gorzej niż mi tata powiedział..Wujek ma już tak zniszczone serce,że potrzebuje...przeszczepu. Po 4 zawałach,bajpasy,cukrzyca, nadciśnienie i wiek. Kardiochirurg powiedział,że najprawdopodobniej ......na stole operacyjnym...
Goplano, to się zgadza... wiesz, ja taki sercowy samouk, bo jak coś mi czy komuś, to ja muszę temat zgłębić... no tak mam, co nie jest dla mnie dobre.
Wracając do zapalenia mięśnia sercowego, to wg mojej wiedzy może samo minąć, w poważniejszych sytuacjach trzeba leki farmakologiczne, a gdy już całkiem poważna sprawa... przeszczep.
Ale może nie jest aż tak, bo chyba przed chorobą sercowo nie było aż tak źle.
Trzeba mieć nadzieję i jakiś dobry specjalista by się przydał, żeby ocenił sytuację... tylko gdzie tych dobrych szukać...
Goplano, powiedz czy wujek był szczepiony? ile razy?
No wiesz,dobrze to nie było,a lekarze skupili się głównie na dotlenianiu,bo płuca wysiadły. Covid zajął ich3/4 ,a teraz doszło zapalenie mięśnia. Na serce choruje odkąd pamiętam. Miesiąc po moim weselu miał wszczepione bajpasy. Gdyby nie to, groziła mu śmierć. A dr i tak dawał 50/50-uda się operacja,albo nie. Wuj zapytał doktora,ile mu zostanie bez operacji.Usłyszał,że najwżej pół roku. Nie namyślał się więc długo i postawił wszystko na jedną kartę.Jak ma odejść,to woli na stole niż czekać... Udało się,ale miał wtedy 54 lata,a dziś 79.
W poniedziałek ma być przetransportowany do szpitala w Szczecinie. Wszyscy trzymamy się dobrej myśli,ale co będzie to już tylko Bóg wie.
Trzema mieć nadzieję i wierzyć, że będzie dobrze. Ponawiam jednak pytanie - był szczepiony? pytam nie ze wścibstwa, ale wiesz... też jestem sercowa.
Nie był szczepiony ani razu. Ani on ani jego najbliżsi.
Dopóki lekarze chcą leczyć trzeba mieć nadzieję, że jeszcze wszystko się dobrze "poskłada".
Wy też się trzymajcie...
Już przybiegam, miałam pilne sprawy do załatwienia :)
Witam:)
Ja w biegu - od kuchni do sklepu i banków /ostateczne pożegnanie ze starym i nowe karty w nowym/.
Mam dość i jestem umęczona, do tego coś nas naszło na film 'Kształt wody - wiedziałam, że łzawy ale że brutalny /drastyczny wręcz/ to nie. Zamiast luzu dostałam porcję emocji ciężkich i bolesnych.
Teraz przegląd stronek i odfajkowanie rachunków, potem pieczenie /murzynek albo czekoladowe/.
Boję się tej masy kaszkowej bez masła i chyba będzie budyniowo-czekoladowa + chałwa kruszona. Galaretka, właściwie mus owocowy + sypana galaretka.
Co będzie, to będzie - ważne by nie rozpadło się w transporcie.
Dawno nie piekłam 'na pokaz i mam teraz tremę.
Pozdrawiam i też pytam: co z Basią i Nadią, i Mariolanką
Witajcie ,
jestem jeszcze żyje ale walczę z „ ukoronowana grypą „. Mały niestety przytachał ze szkoły . Jak dojdę do siebie to się odezwę .
Mariola, trzymaj się i szybko wracaj do zdrowia.
Zdrówka i siły by pozbierać się po tej 'koronacji.
Mały chyba przeszedł spacerkiem i teraz o Mamę dba, jak to role szybko odwracają się w tym życiu.
Pozdrawiam
Wracaj prędko do zdrowia. Zasyłam dobrą energię
Sorry,
ze jestem(bylam) taka beznadziejna gospodynia prawie ubieglego watku.Nie dziwie sie Alman, ze ma watpliwosci co do trzeciego szczepienia.Pierwsze dwa przeszlam bez objawowo(Astra),trzecie Moderna bo ponoc Astra tylko dla mlodziezy.To byl koszmar....wysoka temperatura, zwalalo mnie z nog...normalnie szok ale jakos trzeba bylo zyc i tego za duzo bylo.Wreszczcie powoli dochodze do siebie,i mysle ze bedzezie tylko lepiej .Dziewczyny trzymajcie sie!Zdrowia zycze!
Basiu nie pisz tak. Byłaś i nadal jesteś naszą styczniową gospodynią Nie zawsze człowiek ma czas i chęć pisać,zwłaszcza gdy przeżywamy problemy zdrowotne czy jakieś inne. Pozdrawiam Cię serdecznie i przede wszystkim dużo zdrówka dla Ciebie i Rodziny
Dokładnie tak! Podpisuję się pod Twoimi słowami jeśli pozwolisz.
Basiu, przytulaski!
Dziekuje dziewczyny.......kochane jestescie
Basiu bylas bardzo fajna styczniową gospodynią i ja chce Ci serdecznie za to podziękować
Witam w ostatnią sobotę stycznia
Miałam nadzieję sobie pospać,gdzieś do 8:00 bo całą noc nie zmrużyłam oka. Karetki co rusz na sygnale jeździły,psy wyły,no i wspomnienia które mnie ogarnęły.. Dziś mija 33 lata jak odeszła moja Mamusia,a wspomnienia wciąż jak żywe. Ostatnio często mi się śniła,pewnie na wyjątkową rocznicę.
Wczoraj czekałam cały dzień na telefon z sanepidu i ni huhu. Nierozumiem. Dzwoniłam do koleżanki spytać jak jest u niej ,bo jej dzieci też na kwarantannie,to mówiła,że do niej zadzwonili na drugi dzień,ale może być i tak,że dzwonią po kwarantannie.
Dziś sobota i chyba kres podróży po oceanie naszej Ekkore
A co tam u Was? Sobota pracowita czy wypoczynkowa?
Witam.
Też dziś miałam noc niespaną, koło piątej miałam już robić kawę, ale trochę poczytałam, potem już miałam iść do kuchni, a była 6.30, ale ...wtuliłam głowinę pod kołderkę na chwilę i... obudziłam się o ....9.30. I to obudził mnie chyba sms, bo napisał, czy wszystko ok? ja zawsze rano piszę do dzieci czy u nich ok, więc skoro się nie odzywałam...
Kiedy ostatnio u syna mieli kwarantannę /to jeszcze w grudniu, więc może zasady teraz inne/, to dzwoniła policja lub wojsko. Nie każdego dnia.
Miłej soboty, efektywnej roboty i zdrowotności głównie.
Witam wszystkich.
Już jedzemy do domu. Proces wyjścia ze statku, z przejściem przez kontrolę dokumentów zajął mniej niż pół godziny, zaskoczyła mnie bardzo pozytywnie ta sprawność.
Niestety WZ to była jedyna strona, której internet nie chciał mi przepuścić, wszystko inne działało sprawnie.
Było super.
Parę rzeczy było na minus, ale to drobiazgi, nie mające wpływu na ocenę całości.
Najgorsze były maski, także następny ewentualny rejs jak nas uwolnią z kagancow.
Do pracy pewnie nie idę, bo mają covida, więc wolne mi się przedłuży.
Cześć Ekkore,cieszysz się,że już na lądzie? Pewnie taki rejs ,to nie zapomniana przygoda. Witaj z powrotem i opowiadaj :)
Witam w porywistą niedzielę
..ale aura,duje,huczy,miota drzewami jak gałązkami.
Przez ten wiatr tak się dziwnie czuję jakbym była z waty. Trzeba było jednak wziąć się za niedzielny obiad. Rosół jak zwykle mruga pod pokrywką. Na drugie będą dawno nie robione kotlety de volaille. Do tego po 3 ziemniaki,surówka z marchewki i mizeria. Miałam robić chrust,ale wczoraj uszkodziłam palca nożem.
A co u Was,tez tak wieje?
Witam. U mnie również wieje, zaczęło o 4-tej rano, wtedy się obudziłam i już do rana nie spałam, ale potem jeszcze trochę mi się zdrzemnęło.
Goplano, ja rosół zawsze gotuję odkryty, robię źle? pytam, bo jesteś specjalistką w tym temacie.
U mnie dziś żurek /wyszedł pyszny/, na drugie będą ziemniaki "spłaszczone" zapiekane oraz kotlety z piersi kurczaka a'la pizza /też z piekarnika/. Do tego może ćwikła, ja z pewnością zjem kapustę z tartym ziemniakiem wg Alidab, bo wczoraj zrobiłam i nie mogę się jej najeść, tak mi smakuje.
Jest też ciasto... śmietankowe z jabłkami i rodzynkami.
Alidab ciągle milczy... odezwij się Kochana choć jednym zdaniem.
Nie ma też Smosi, pewnie ten wymyślny tort wciągnął Ją z butami do kuchni... no pochwal się...
Mariola i Basia mają usprawiedliwienie, bo albo zapobiegają, albo walczą z koroną.
A ja idę trochę pobuszować w necie, może dowiem się czegoś ciekawego.
Trzymajcie się zdrowo, nie wychodźcie z domu bo wiatr Was może porwać.
A zapomniałam zostawić ciasto do kawy... takie niedzielne....
Jakie smakowite Ci wyszło,chętnie się poczęstuję po południu do hetrbatki.
A tymczasem dalej okropnie wieje.
Jestem, w biegu między kuchnią i kuwetami, paśnikami i stronkami bankowymi.
Ostatni raz wymieniam karty i banki, bo mam już bajzel i kruczki, haczyki mnie dobijają.
Jak siedzę latami u nich, to mają mnie gdzieś /w okolicach kolan/ a jak znikam, to nagle potrzebują mnie jak tlenu i utrudniają pożegnanie.
Zwariować można od ich procedur i nieoczekiwanych ofert 'współpracy.
*Ciasto super, skubnę i lecę z wichrem do małych, bezradnych by przez moje lenistwo nie głodowały.
Niedługo wiosna i muszą mieć dużo sił by ją powitać /inaczej sobie pójdzie dalej albo i wcale nie dojdzie - oby nie/.
U nas dzisiaj chyba biała kiełbasa /już dawno jej nie piekłam/ w piwie, z cebulą.
Dodatki do wyboru: ziemniaki lub pieczywo.
Smacznej niedzieli i spokojniejszego wieczoru
Mmmmm...ale smacznie wygląda. Aż mi zapachniało
Cześć Alman. Bardzo dobrze robisz. Tak powinno się gotować rosół. Jedynie do momentu zagotowania pod przykrywką. Ewentualnie jeszcze można między garnkiem a pokrywką położyć łychę drewnianą. Tak robiła moja babcia jak gotowała rosół na piecu opalanym drewnem. I tak sobie pyrkał na boku pieca kilka godzin. Gotowanie pod samym przkryciem powoduje mętnienie.
O tak,kapusta Alidab jest przepyszna,ten starty ziemniak to strzał w 10. Nie trzeba żadnej zasmażki,bo doskonale zagęści i jaki smak.
Jeśli chodzi o coś słodkiego,to chyba na szybko ukręcę szarlotkę. Mam dużo musu w słoikach,więc trzeba spożytkować. Pozatym mężowski zakupił cały kg cynamonu cejlońskiego,to dokładam gdzie się da
Moje wypieki, mam je głównie na twarzy - idą jak po grudzie.
By zwiać przed nawałnicą i wyłączeniami prądu - piekłam szybko i nie mam nawet spodu gotowego.
Bo co nagle, to do kitu - nie całkiem kit, bo smak ok, ale znowu cienizna i będzie to tylko dodatkowy blat do przełożenia, którego nie planowałam.
Spód murzynkowy /z masłem i olejem ryżowym + powidła kakaowe herbapolowe/ już szykuję - ogrzewam składniki.
Jak nas nie odłączą, to do nocy zdążę.
Chyba chwalić się nie będę, bo to takie wymęczone ciacho i na wynos, więc nie pokroję, tyle co skubnę przy mieszaniu i składaniu.
Ciekawym mojego 'dzieła mogę wysłać szczegóły na priveee.
Pozdrawiam z wichrowej doliny
Witam niedzielowo
Oj, wieje wieje...i końca nie widać.
Herbata, coś dobrego do czytania, muzyka i zapach chleba z piekarnika.
Dobrze, że nie trzeba nigdzie wychodzić.
Miłego dnia
Ps. Ekkore, dobrze, że szczęśliwie dotarliście do domu.
Jaki smakowity chlebek,chętnie zjadłabym pięteczkę z kawałkiem masła. Mmm,aż tu mi zapachniało.
Ale szok termiczny był okropny. Jeszcze dzień przed zejściem ze statku moczyliśmy się w wodzie, słoneczko przygrzewalo od góry.
Po zejściu ze statku, na Florydzie było tylko 6 stopni. A potem tylko mniej, mniej. I porywisty, lodowaty wiatr w przód samochodu. Zżerał paliwo, że aż strach. Spalanie jak na jeździe miejskiej ze światłami.
Jeszcze wczoraj ja musiałam jechać. Męża zmiany temperatury, ciśnienia i wiatr dobijały, tak go bolała głowa, że ledwie widział na oczy. Lepszy mój ucisk na nerwy i ból nogi niż jego zamykające się oczy.
Wiem, powinnam jeździć na tempomacie, wtedy miałabym większe pole do manewru, możliwość ciut innej pozycji, ale wtedy czuję się jak pasażer za kierownicą, brak kontroli powoduje strach, że nie zdążę zahamować, nie cierpię tego uczucia.
Obecne samochody mają to już skorelowane ze zwalnianiem samochodu, ale pewnie ten większy brak kontroli jeszcze bardziej działałby mi na nerwy.
Jak dojechaliśmy do domu, już było na minusie.
I dzisiaj, teraz -8.
I to trzyma całe nasze wakacyjne dwa tygodnie, nie zanosi się na ocieplenie.
Moja praca ma wirusa. Dzisiaj się dowiem kiedy kończą kwarantanne i kiedy dokładnie idę do pracy.
Poza tym muszę poprac wszystko, trzy walizy plus kosz tego co przed wyjazdem. Pralka będzie miała co robić.
Pomóc mężowi spakować się, także na ostatnie pożegnanie.
Niestety lekarz nie daje nadziei, powiedziała, że to kwestia dni, że nawet nie musimy się starać o dom opieki paliatywnej.
Myślę, że ona wie, że syn przyleci, mrugala wtedy oczami, była przytomna jeszcze i czeka na niego.
U siostry w domu korona króluje (troje z nich, tylko szwagier jeszcze się trzyma), więc zamiast odpoczynku po locie, mąż musi prosto do Jeleniej. Żeby ojcu czegoś nie przywieźć.
Jego tata jest w bardzo złej kondycji. Żal i depresja wyłącza mu mózg i resztki sprawności, przestaje chodzić. Nie łatwo mojemu mężowi będzie.
Ja sobie nie mogę pozwolić na kolejne wolne, bo stracę pracę, a rachunki trzeba płacić, nie wiadomo czy mąż nie weźmie bezpłatnego, czas wszystko pokaże.
Zaraz muszę powalczyć z zimnem i ruszyć na jakieś zakupy. Gdyby nie fakt, że trzeba mi warzyw, zamówiłabym do odbioru. Ale warzywa to muszę sama, bo zakupy zazwyczaj robią młodzi, im wszystko jedno co wsadzą, biorą jak leci. I potem więcej czasu idzie na reklamacje niż samodzielne zrobienie zakupów.
Przesyłam Wam jeden z moich ulubionych widoków z wyjazdu. To wyspa Roatan, należąca do Hondurasu. Mają wszystko - dobre i złe- góry, ocean, morze, dżungle oraz wielką biedę.
Witaj, fajnie że szczęśliwie powróciłaś na stały ląd.
Fotka jak z raju, ale jak widać tylko z pozoru, prawda jak zwykle o wiele mniej piękna.
Trzymaj się ciepło i zdrowo.
U nas tak wiej, że chyba Orkiestrę Owsiakową porwie.
Też muszę wyjść, naprawić zerwane daszki ptasie i nasze gałązki, szyszki pozbierać.
Spokojnej niedzielki
Cudny widok... prawie do nieba wzięłaś mnie...
Oj, dużo emocji u Was ostatnio. Zarówno tych pięknych, jak i tych trudnych.
Ogromnie współczuję Twojemu mężowi. Przez chwilę próbowałam to wszystko ogarnąć myślami i miałam nadzieję, że sklecę jakieś mądre słowo, ale...tu się nie da... Ciężki czas przed Wami. Teraz jest chyba ten najgorszy etap - bezsilność pomieszana ze smutkiem i iskierką nadziei. Co by nie było trzeba iść do przodu.
Domowych spraw po powrocie z urlopu zawsze jest dużo. W sumie, to dobrze, że nie musisz tak od razu biec do pracy, prawda?
Pozdrawiam
Do pracy jednak biegnę, j nas kwarantanna teraz tylko 5 dni, skończyli już. Ale dobrze, że na 9.
Wczoraj większość popralam, została mi jedna pralka do suszenia naturalnego.
Wczoraj zrobiłam prosty obiad, sis pieczarkowy i w tym podgrzane plastry mostka wołowego własnego wędzenia (beef brisket wędzi- piecze się jakieś 14 godzin. To moje ulubione mięso). Dobre było.
Dzisiaj sałatka.
Witam poniedziałkowo
No i nadszedł już ostatni dzień pierwszego miesiąca nowego roku. Zleciało prawda? Zgodnie z wcześniejszą deklaracją rozpocznę jutro lutową Kawiarenkę. Chyba, że ktoś ma chęć, bo dla niego, to ważny miesiąc, to dajcie znać
Wiatr ustał. Kolejny dzień typowo jesienny przed nami. Spałam dość długo, bo jakieś 9 godzin. Ostatnio mam wielką potrzebę snu, ale nie planuję tego "rozkminiać". Liczę, że organizm sam wie najlepiej, co jest mu potrzebne.
Jej, jak w tej chwili ptaki głośno śpiewają. Wcześniej z pewnością gdzieś się pochowały, bo wichura je wystraszyła a teraz nadrabiają stracony czas. Biedne maleństwa. Jak one dają sobie radę w takie ciężkie dni...?
Dziś na obiad wątróbka duszona z cebulą i suszoną miechunką. Super połączenie, bo miechunka, podobnie jak żurawina jest kwaskowa i wspaniale się komponuje.
A jak tam Wasze plany na ten tydzień?
Dobrego dnia
Fajnie, że Ty luty poprowadzisz.
A te ptasie maleństwa radzą sobie znacznie lepiej niż my.
Obniżają loty i 'ślizgiem, jak my na deskach czy sankach, lecą gdzie chcą i muszą.
Dzień Dobry w ostatni dzień Stycznia
Piszę póki pamiętam. Rozmawiałam wczoraj z koleżanką na temat kwarantanny i przy okazji szczepień. Co do trzeciej dawki, okazuje się,że zanim podejmie się decyzję o przyjęciu, należy wcześniej wykonać poziom przeciwciał. Może się bowiem okazać ,że pozostałe szczepionki wytworzyły ich na tyle,że doszczepianie się jest całkowicie zbędne,a nawet szkodliwe. Co prawda określenie poziomu przeciwciał kosztuje ok 150 zł,ale z pewnością warto je wykonać i mieć pewność,niż potem ... To narazie tyle. Dużo zdrówka i piszcie,niech kawiarenka huczy Wszak karnawał trwa
Witam. Na początek badanie przeciwciał przed szczepieniem. Moim zdaniem to niewiele, a może nic, nie daje. Mój M oczywiście bardzo uważający i "lubi" lekarzy w przeciwieństwie do mnie, więc oczywiście wszystko jak w książce napisane... przed terminem trzeciej dawki badanie przeciwciał, jakiś tam wynik, nikt nie potrafił powiedzieć czy wystarczający...zatem trzecia dawka, po jakimś czasie znów badanie przeciwciał i....wyniki nie są do porównania, bo w tzw. między czasie zmieniła się metoda badania i dalej nie wiadomo, czy po szczepieniu nastąpił wzrost czy nie... mieści się w jakiejś normie, ale dużo, mało, nikt nie potrafi ocenić /może nie chce/.
U mnie jeszcze trochę powiewa, ale już nie tak jak wczoraj.
Ważne, że dzień nieco dłuższy i bliżej do wiosny.
Dziś nie mam planów, obiad jest po niedzieli, więc luzik, no może nie całkiem... wspomnieniami zapewne żyć będę...
Trzymajcie się zdrowo.
Nie wiem co koleżanka czyta i kogo słucha, ale:
- 300 zł nie wydam,
- po 6 mc-ach znacznie spada poziom przeciwciał /badania lekarskie, ta sama metoda pomiaru/,
- 3cia dawka u normalnie reagujących/współpracujących znacznie podwyższa poziom tych ciał.
Igły to moje przekleństwo, a szczepienia to zmora - jednak przyjmę lada tydzień 3cią dawkę.
Testom średnio ufam, ważne są opinie lekarskie i moja kondycja.
Jeśli mam wybierać pomiędzy:
powikłaniami po szczepieniu
lub ciężkim covidem.
Wolę już to 1sze.
Pozdrawiam :)
podziwiam Twoją wiarę i stanowczość, ja takiej nie mam i ciągle nie umiem podjąć decyzji, ciągle mam mnóstwo wątpliwości...
To nie kwestia wiary - gadam, pytam i już wiem, że warto przyjąć kolejną dawkę.
Jak minie koszmar covidowy, to zapomnę o szczepieniach na długo albo i na zawsze.
Nigdy wcześniej nie byłam szczepiona, nawet gdy firmy fundowały nam przeciw-grypowe wynalazki.
a to jednak wiary... hihihi...przytulasy ślę
Smosiu obawiam się, że nie zapomnisz o szczepieniu. Covid będzie z nami na zawsze, skończy się kwarantanna, zostanie zdegradowany do poziomu grypy, ale nie zniknie.
I będzie jak ze szczepieniem na grypę- jak już zaczniesz, trzeba kontynuować.
Odkąd covid przyspieszył znam głównie osoby zaszczepione, w tym część po 3 dawce - jeden zawał, nieprzytomny walczy o życie i jeden zgon, które złapały wirusa. Niezaszczepione to dzieci, które bardzo łagodnie przechodzą. Przynajmniej te znajome, wszystkie miały leciutenkie objawy przeziębienie, z krótkotrwałą temperatura.
Nie ma reguły, są przypadki całkiem odwrotne, a dzieci... też chorują ciężko.
To jest chyba taki wybór między dżumą a cholerą /to nie moje, to ktoś...wiemy kto... tak powiedział kiedyś na inną okoliczność/.
Można też bardziej dosadnie... przepraszam, ale ... jak się nie odwrócisz, to d... zawsze z tyłu.
A decyzja należy do każdego osobiście.
Dokładnie decyzja należy do nas. I jaka nie jest, trzeba ją uszanować.
Każdy ma swoje motywacje, każdy inne.
Jestem bardzo ciekawa opinii Marioli po ciężkim przechorowaniu chyba bez szczepienia, tak mi się wydaje, że była przeciwna.
Jaka będzie jej decyzja na przyszłość.
Trudno - bez ryzyka, nie ma życia.
Nie mam zamiaru walczyć, kopać się z 'koniem bo i tak przegram.
Natura wie najlepiej co robi.
Jak może mi darować kolejne lata w zdrowiu lub chociaż nadzieję, że będzie ok, to dobrze. A jak postanowi inaczej, też to przyjmę.
I z tym pozytywnym nastawieniem zostawiam Was kochane duszki kawiarniane.
popieram
Dobry poniedziałek
Jestem umęczona i nadal obolała /ciut mniej, ale trzyma jeszcze/.
Od rana panika - sklepik, pakowanie do roboty i po-niedzielne ogarnianie wszystkiego.
Plany obiadowe - zjadłabym lazanię, ale tyle pracy przy niej.;((
Nie wiem co wymyślę wołowego.
Szaro u nas, ale cicho i pustawo wokół, chyba wszyscy jeszcze śpią, nawet psy nie szczekają.
Też bym pospała, ale nie ma tak fajnie - pędzę ogarniać bałagan szyszkowy i karmić bidulki skrzydlate.
Udanego dnia. Buziaki od naszej paki
... pakowanie do roboty?... czyli tort pomarańczowo-chałwowy się udał? no pochwal się, nie bądź taka skromnisia....
Nie mam czym - fotki brak, bo do późna kombinowałam i zmieniałam plany.
Strach mnie obleciał przed zakalcem i upiekłam:
2a murzynki - cieniutki i grubszy;
zamiast 2ch mas - 1na chałwowa /ch.słonecznikowa pokruszona/ z budyniem na gęsto i czekoladą gorzką;
zapchałam całą tortownicę i ledwo wcisnęłam na wierzch wiśnie z kompotu i orzechy siekane + czekolada stopiona, posypka wiórkowa.
Pomarańczowy eksperyment zostawiam na normalny czas, gdy nie będzie presji czasowej i 'pokazowej.
EM i tak zadowolony - bo chałwę w masie ma /też nowość, ale w miarę bezpieczna/.
I tyle - chłopy chętnie zjedzą, bo słodkie zawsze dobre, zwłaszcza domowe.Tak myślę, mam nadzieję.
Witam ,
ja ciagle walczę , źle mi się pisze bo mam jeszcze wenflon i to w prawym ręku . Dziękuje za mile słowa i jeśli mogę prosić to trzymajcie nadal kciuki . W moim przypadku to nie jest jak piszą tylko katar o drapanie w gardle. Mam nadzieje ze będzie już niedługo lepiej . Dziś mam wizytę pani doktor to zobaczymy co powie mam nadzieje ze już same dobre wiadomości .
O przeciwciałach tez się sporo dowiedziałam i napisze innym razem .
Mariola, no trzymaj się. Myślę, że już będzie teraz z górki. Kiedy już będziesz w stanie pisać to opisz, takie informacje z pierwszej ręki są najbardziej wartościowe, bezcenne wprost.
Tymczasem zdrowiej i wracaj.
Mariolan, trzymaj się dzielnie i cierpliwie. Zdrowiej jak najszybciej i daj nam znać co powiedziała pani doktor.
Uściski bardzo mocne żebyś poczuła, że jesteśmy obok z dobrymi myślami.
Mariola trzymam kciuki za powrót do zdrowia.
Moi pracodawcy wszyscy byli chorzy.
Mała tylko temperatura, tata gdyby nie test nie wiedziałby, że miał covid, mama przeszła przez kilka dni dosyć ciężko. Schudła na twarzy bardzo.
Ja wróciłam do pracy, gdy im się kwarantanna skończyła, wychorowali się w moje wakacje. Bo pewnie też bym złapała.
Skończył się wątek, skończył się styczeń, a ja skończyłam 2 lata.
Dziękuję wszystkim za ten czas... za te czasy... za wszystko. Uściski.
Tak, masz racje watek sie konczy i to ja Wam dziekuje bardzo za odwiedziny i Wasz udzial mimo ,ze bylam "oporna".Niestety czasami tak jest.....ze nie masz na nic ochoty.Jestem juz w tym wieku, ze nic na sile.Sciskam Wszystkie i czekam na nowy watek Smakosi.Mariola wracaj szybko do zdrowia, trzymam kciuki.
Basiulis dziękuję Ci za to, że jesteś prawdziwa, że nie starasz się na siłę, że jesteś z nami
W moim odczuciu zakładanie wątku w Kawiarence nie obliguje do tego, by "pilnować" go każdego dnia. Kawiarenka ma drzwi otwarte i prowadzą do niej nasze emocje. Tutaj można się anonimowo wypłakać, pośmiać, pocieszyć i też pomilczeć... Ot, taki ciepły kącik i przerywnik w codzienności ze sporą dawką życzliwości od fajnych ludzi.
Trzymaj się Dziewczyno i nie poddawaj!
Amen :)
Było fajnie, dziękuję Basiu.
Tak, nic na siłę to moje najważniejsze motto - zawsze 'działa /w życiu: towarzyskim, finansach i codziennych sprawach/.
Np. wczoraj nie upiekłam lazanii, bo nie miałam już siły na długie przygotowania.
Wołowinkę pokroiłam, doprawiłam, wrzuciłam do michy ceramicznej, podlałam wodą i do pieca. Pod koniec suchy makaron, wymieszałam, uzupełniłam wodę - pycha w gębie. Kolejny sukces kulinarny, bez-wysiłkowy.
Zdrowia, humoru i siły by przezwyciężać ciężkie chwile.
To za rok do przedszkola marsz??
Zdrowia!