Wrzesień zapukał drzwi, wszedł, rozsiadł się i zapowiedział, że zostanie z nami na trochę. Pomaluje nasz świat na rudo, żółto i czerwono. I być może nie dokończy pracy, poprosi październik o pomoc.
Zapraszam wszystkich! Przysiądzcie się do września- na tarasie, w promieniach słońca czy przy kominku, gdy chłodem powieje. Częstujcie się słodkimi darami jesieni w każdej postaci - ciasta, powidła czy sałatki. Plus kawa, herbata do wyboru.
Nie zapomnijmy o historii. Bo choć czasami smutna, zawsze jest nauczycielem , gdy wyciągamy wnioski.
Ekkore, doskonale zobrazowałaś wrzesień - idealne wprowadzenie. A skoro tak apetycznie i kolorowo zapraszasz do Kawiarenki, to ja już się "rozgaszczam"
Poranek chłodny, ale prawie bez wiatru i ze słońcem. Fantastycznie się maszerowało. Zrobiłam sobie dłuuuugi spacer. Musiałam wyjść wcześniej z domu, ale opłacało się Wrzesień, to dla mnie miesiąc, w którym być może wyjaśni się sprawa co dalej z pracą. Pewnie bardziej w drugiej połowie. Wtedy też mam zaplanowaną wizytę lekarską i badanie holterem (pierwszy raz). Nie ukrywam, że stresuje mnie to. Mam wrażenie, że na samą myśl, iż co 15 minut będę słyszała, że właśnie zaczyna mi mierzyć (pompować rękaw), to już się będę denerwować Macie jakieś podpowiedzi dla "nowicjuszki"?
Dziś jak szłam, to na alejce leżało pełno wyschniętych liści. Słońce wyraźnie widać, że jest duuuużo niżej. Czytałam taką informację naukową właśnie o tym, że przyroda jest "zaprogramowana" na położenie słońca i to "podpowiada" drzewom kiedy mają zrzucać liście. Wynika z tego, że nie temperatura czy brak deszczu, ale właśnie promień padania światła słonecznego jest dla przyrody "biologicznym zegarem".
Pięknego, zdrowego i radosnego startu w nowy miesiąc
Czytając Wasze podziękowania za sierpniową kawiarenkę, aż mnie za serducho złapało. Przemiłe kobietki jesteście - to ja jeszcze raz bardzo Wam dziękuję, że byłyście aktywne i za wspólne kawy niemal każdego ranka oraz za cudne kwiatki (chyba to marcinki - jedne z moich ulubionych). Na imię mam Magda, Agnieszko :)
smakosiu, jeśli wejdzie fotka z telefonu to oczywiście ją zrobię.
A jam Katarzyna, tutaj Katrina. A czasami Anna ( czytaj Ana), szczególnie u lekarza, gdy nie mogą wymówić imienia i nazwiska, używają prostszego, hehehe. Teraz już wiem, że to chodzi o mnie. Na drugie mam Anna.
Nota bene, z racji koloru włosów identyfikowalam się z Anią z Zielonego Wzgórza, żałując, że to nie moje pierwsze imię (choć Katarzynę zawsze lubiłam).
Wiecie dlaczego dostałyście swoje imię? Moje jest z kalendarza. Rodzice jakoś nie myśleli o tym. Przyszła urzędniczka z USC do szpitala, dała mamie kalendarz i kazała wybierać, bo trzeba zarejestrować. A że 30 kwietnia, dwa dni po moich urodzinach imieniny taty (Katarzyny i Mariana), to zostałam Katarzyną. Od studiów imieniny obchodziłam w listopadzie, a teraz to praktycznie wcale, z racji braku tradycji w narodzie. W domu pamiętamy i drobne upominki sobie robimy.
Oj chętnie się przysiądę na tarasie. Pogoda ładna, ciepło, wszak nadal jest lato
Witaj Ekkore ,nasza wrześniowa gospodyni. Piękne wprowadzenie w wrześniowy nastrój, nieco melancholijny i smutny, bo ta data przypomina straszny czas drugiej wojny światowej Oby nigdy więcej nasz kraj nie przeżywał takich okropności. A tam gdzie toczą się wojny ,oby jak najszybciej pojawił się pokój.
Dzień dobry, jak miło, że jesteście. Dosiadam się z moją kawą, na chwilę. Bo zaraz potem śniadanie i ruszamy.
Wczoraj był dzień miejski, luźniejszy, choć też na nogach.
Rano pojechaliśmy do kościoła, bazylika mniejsza, wyświecona dwa lata temu przez papieża Franciszka. W sobotę rocznica konsekracji. Potem wyprawa na miejską górę, z widokiem na miasto. Roanoke Star. Albo Mill Mountain Star. Tak nazywają symbol (od nazwy góry), gwiazda postawiona w 1949 roku, jako symbol. Na górze mnóstwo ludzi i bardzo mały parking, drugi ciut niżej dzielony do tego z zoo. Mieliśmy odpuścić, ale zauważyliśmy miejsce sporo niżej i zrobiła nam się piesza wspinaczka, na 20 minut. Obeszlismy też wild flower garden. Na wiosnę musi być pięknie. Choć teraz też niczego sobie. Przy okazji wiele się dowiedziałam, zobaczyłam z czego jest sporo moich ulubionych miodów. Albo takie, których nie próbowałam, bo już mieliśmy za dużo. Mam miód z poplar tulip, nie sprawdziłam wcześniej co to, myślałam, że tulipanowy. A to jest ogromne drzewo z gatunku magnolii, które ma kwiaty w postaci tulipanów, stąd nazwa. Widziałam tam też mnóstwo nawloci. Miód jest z goldenrod, ale nie sprawdziłam co to, ot jakaś dziwna roślina lokalna. Dopiero wczoraj, chciałam się dowiedzieć jak nazywa się nawloc po angielsku. I od razu przypomniało mi się- mimozami jesień się zaczyna... Teraz będę chorować na miód, bo tego chyba nie próbowałam.
Potem byliśmy w europejskim sklepie, głównie polskim. Prowadzi go Serb, ale ma mnóstwo polskich produktów, bo jest tutaj spora polska populacja. Może kogoś spotkam. Nota bene ksiądz w bazylice od razu poznał akcent i zapytał się czy jestem z Polski. Ucieszyłam się, że może Polak. Ale powiedział, że ma słuch, który pozwala mu zapamiętywać i rozpoznawać odmiany, różnice (fakt, ładnie śpiewał). I że sporo Polaków tutaj.
A na koniec obiad w lokalnej counrty style stekowni. Mąż wypatrzył jak pomylił drogę (przez nawigację, która w jednym miejscu źle pokazywała skręt w lewo, on pojechał dalej, ja zaraz potem zrobiłam nawrotke, chyba specjalnie było zrobione, bo nigdzie tam nie można było skręcić) W menu mieli steki, burgery oraz sporo jedzenia jak z babcinej kuchni (nie przepadam za tym, ale Amerykanie uwielbiają). Bar sałatkowy na 4 rzędy, obejmował też warzywa na gorąco, zupy, ciasta oraz lody. Do dania był tani, ale nie pozwalał zabrać dania głównego do domu. Jako osobne danie był chyba najtańszą pozycją w menu. Myśmy poszli na steki, te niby jedne z droższych, ale i tak taniej niż gdzie indziej. Następnym razem żeberka.
Planów było więcej, ale wyszło jak wyszło. Bardziej niedzielnie, leniwie, spacerowo, na luzie. Plany nie uciekną, będą kiedyś
Domyślam się o co chodzi. No cóż ,takie życie, druga młodość A co do wyjazdów ,to mój mąż nigdy specjalnie nie był chętny,ostatnimi laty powtarzał: jeszcze czas,jeszcze czas jak z tą Pragą. Kiedy jednak jego brat odszedł w tragicznych okolicznościach,coś w nim pękło,nie chce tracić ani chwili. Stąd ten dość nieoczekiwany wyjazd do Czech.
My pod względem wyjazdów, pakowania, planowania tego jesteśmy dobrani idealnie. Mój mąż ma marzenia, co i gdzie chciałbym zobaczyć, mnie wszystko jedno byle oglądać, zwiedzać. Odmawiam jedynie zwiedzania ogromnych militarnych muzeów, gdzie są boiska (kilka) i hangary pełne czołgów, samolotów. Czołg to czołg wystarczy jeden czy kilka, po co mi setka. Niech jedzie sam. Choć są muzea wojskowe, które wywarły wrażenie, lubię je i lubię wracać (z gośćmi np). Lubię fortyfikacje, bo jak mi się znudza militaria zazwyczaj mogę podziwiać widoki, dopóki mąż nie obejrzy wszystkiego.
Nie zwiedzamy razem, on musi obejrzeć wszystko, ja tylko omiatam wzrokiem, gdy coś przykuje moją uwagę, czytam wszystko. Potem czekam na niego. Wczoraj to on czekał na mnie, gdy utknęłam w ogrodach, podziwiając, dotykając, wąchając rośliny.
Ze swej strony lubię oglądać kamienie (geologia), ogrody wszelakie, naczynia, garnki, stroje.
Oooo jaki super! Czegoś takiego szukam! Chyba wspominałaś gdzie go kupowałaś...? Naprawdę świetny. No i nie podaruję sobie i muszę skomentować ten Twój "kącik" z fotki. Masz bardzo przytulne mieszkanie i dokładnie w takim stylu, jak lubię. Super!
Bardzo dziękuję za wiadomość. Wybiorę się i sprawdzę czy będzie pasował do mojego pokoju. Jak zerknęłam na to Twoje wnętrze, to wyobraziłam sobie jak jest przyjemnie siedzieć w fotelu z kawą, przy delikatnym, ciepłym świetle lampy i świecy. Jeszcze tylko delikatna muzyka jazzowa i już nic więcej nie potrzeba
Kościoły jak zwykle robią wrażenie swoimi sklepieniami. Ale nic nie przebije panoramy - bardzo urokliwe miejsce. Nawłoć też się prezentuje okazale. Jak na nią patrzę, to myślę, że to zdjęcie musiało być robione w Polsce Tak mam odczucia kiedy ją widzę .
Hej, hej w poniedziałek. Intensywna laba zakończona, trzeba do pracy.
Oczywiście bez zmiany planów się nie obeszło. Pojechaliśmy do domu Thomasa Jeffersona. Monticello. Mały dom (na obrazku ulotki informacyjnej), co można tam robić, godzina wystarczy, po lunchu jedziemy przez góry. Kupiliśmy bilety, już wtedy powiedziałam, żegnajcie góry. Ale ciągle mieliśmy nadzieję. Mieliśmy zwiedzanie domu oraz skorzystaliśmy z połowy (45 minut pani zajęło, rewelacyjna przewodniczka, ogromna wiedza) oprowadzania po ogrodach. Bo musieliśmy iść na zwiedzanie domu, to było na czas. Wyszliśmy po 5 godzinach, do domu dotarliśmy później niż zakładałam.
A przed byliśmy na miejscu upamietniajacym konfederację i generałów Lee i Jacksona. Plus dwa punkty widokowe z autostrady. Jeden upamietniajacy pracowników budujących autostradę.
Intensywny dzień był. Jestem pod wrazeniem Jeffersona. Wszechstronnie utalentowany i wykształcony człowiek, który wolałby być ogrodnikiem niż prezydentem. Edukator, który lubił uczyć. Założyciel uniwersytetu w Charlottesville, na który sobie patrzył przez wycinkę w drzewach, zachowaną do dzisiaj. Wspaniały artysta, architekt, wielokrotnie przebudowujacy swoje miejsce zamieszkania. On się tam urodził, tylko na innym wzgórzu, gdzie był dom rodziców.
Kilka zdjęć dla Was. Sporo się zrobiło.
Na mnie ogromne wrażenie zrobił ogród. Uprawiał cukinie, długie jak węże, nie widziałam w życiu takich, gryke, sezam, kukurydzę, dynie, figi. Kilka roślin których nie znam, a nie mają tabliczki co to. Z drzew, które ścieli w 2018, gdy miał przyjść huragan, zrobili ławki.
Wow,ale zachwycające ujęcia! Przepiękne tereny,widoki i kwiaty. Ogród wspaniały. Świat jest taki piękny,zwłaszcza przyroda i zabytki. Mają w sobie duszę,to coś co przyciąga. Dzięki Kasiu za cudowną fotorelację
Ta roślina mnie ,zachwycila. Wygląda trochę jak liczi, ale liście inne. Zaczęłam szukać co to może być. To drzewko rycynowe. Owoce są trujące, jako rycyna olej może być używany po obróbce cieplnej, która dezaktywuje truciznę.
Jaka u Was pogoda? U nas grzeje jak w środku lata,ale to dobrze,nie trzeba wydawać na ogrzewanie,które z każdym rokiem coraz droższe. Ja tak tylko na chwilkę,bo zaraz jadę na rehabilitację.Ustawili mi na 13:30,ale ostatnio zajechałąm 45 minut wcześniej i się załapałam,bo ktoś nie przyszedł. W zasadzie codziennie tak jest. Fizjoterapeuci komentują,że ludzie się zapisują ,a potem nie przychodzą,podczas gdy inni też potrzebują pomocy.
U mnie jak się nie stawisz albo nie odwołasz wizyty 24 lub 48 godzin przed, w zależności od miejsca, zapłacisz stałą kwotę, której ubezpieczenie nie pokrywa. To ma inny kod. Także wizyt trzeba pilnować.
Trzymam kciuki za fizykoterapie, niech przyniesie pomoc i ulgę. One naprawdę potrafią czynić cuda, odwlekajac bardziej skomplikowane zabiegi czy ograniczając leki.
Pogoda u mnie mieszana, górska. Rano chłodno, po 11-14 stopni, w dzień 25-27. Ale odczuwalne chłodniej, przynajmniej dla mnie, po moim oceanicznym klimacie, gdzie chłodniejsza temperatura jest odczuwalna cieplej, bo ziemia się nie wychładza przez noc, utrzymując temperaturę.
U mnie ciepło dosyć jest ale już bez słońca i błękitnego nieba jak było wczoraj. Całe lato pogoda niestabilna.
Z tego co widzę w pogodzie to do końca lata można biegać w letnich ciuchach z awaryjnym sweterkiem pod pachą rano i wieczorem. Oby jesień była ładna i słoneczna!
Hej hej wczesnym świtem. Wracam na tradycyjne tory pracowe, nie jest łatwo, po dwóch miesiącach późniejszego wstawania. Ciało chce spać. Z tydzień i się przestawię.
Mąż wyjeżdża, zobaczymy jak nam pójdzie miesiąc rozłąki, przyjedzie w październiku, termin dobierzemy do kolorów jesieni.
Witam środowo Wczoraj cały czas do Was szłam i nie mogłam dojść. Miałam jakiś intensywny dzień i ile razy chciałam coś zaplanować, to zawsze wskakiwało coś innego. Pogoda była do kitu, praktycznie cały dzień padało. Dziś rano gęsta mgła i chłodek a teraz już wyraźnie wygląda zza chmur słońce. Zapowiada się fajne popołudnie. W planach odwiedziny rodziców i jak się uda, to zrobimy sobie z Mamą spacer. Czasami plany to jedno a życie, to drugie Zmykam do papierów na biurku. Dobrego dnia
Coś dzisiaj nie mogłam się zebrać ze wstaniem. Krople deszczu delikatnie bębniły po szybie kołysząc mnie do snu. Gdyby nie budzik spałabym do 8 a nawet 9-tej
Wczoraj było tak duszno ,że karetki non stop jeździły. Dobrze, że dziś już się troszkę ochłodziło. Co tam gotujecie? U mnie dziś będzie barszcz czerwony. Na marginesie, moja ulubiona zupa. W ogóle uwielbiam buraki w każdej postaci. Mogłabym jeść codziennie i by mi się nie znudziły Podobnie jak pomidory i ogórki. A Wy macie ulubione warzywka które mogłybyście jeść codziennie?
smakosiu, jak ja ciebie rozumiem - w tygodniu pracy naprawdę ciężko o nadwyżkę wolnego czasu, a jak już jest to człowiek siada i czuje się wypompowany.
goplano - i ja lubię bardzo buraki w różnych odsłonach. Bardzo lubię buraczkową, buraki tarte podsmażone z cebulką do obiadu i podane z serem i orzechami na rukoli.
Jestem sezonowa i lubię zajadać się warzywami, na które obecnie jest sezon. Teraz wcinam dużo pomidorów i paprykę, fasolkę szparagową ;) ale czekam już na dynię i brukselkę. Czasami w sezonie np. dyniowym objem się tak dyni, że na rok mi wystarczy, bo patrzeć nie mogę hehe
Ja też już czekam na dynię. Szczególnie na Hokkaido, bo nie trzeba obierać taka pokrojona na kawałki i upieczona w piekarniku jest doskonała sama w sobie, ale też świetna do sałatek czy na zupę dyniową. Kiedyś nie lubiłam brukselki. Okazało się, że jak głupek zbyt długo ją gotowałam, bo kiedy jest na wpół twarda smakuje doskonale
Aż mi kubki smakowe zaświrowały na myśl o tych podsmażanych buraczkach z orzechami. Nigdy nie jadłam w takim zestawie a już czuję ten smak.Muszę zrobić przy najbliższej okazji. Myślę,że rodzince zasmakuje. Napisz mi tylko jaki ma być ser
Lubię większość warzyw. Generalnie nie lubię powtarzalności w tym samym układzie, muszą być przerwy. Najczęściej jem ogórki, pomidory i paprykę. I najbardziej lubię. I oczywiście sałaty.
Nie przepadam za dynią, ale dam radę zjeść raz czy dwa razy w sezonie i brukselka, po niej dodatkowo źle się czuję. Po bakłażanie źle się czuję, choć lubię.
Ja brukselki wręcz nie znoszę,podobnie jak jarmużu..wiem,wiem zdrowe ,ale delikatnie mówiąc nie trawię. A mężowski przeciwnie, jadłby codziennie. Sałaty też lubię z wykluczeniem lodowej. Kiedyś jadłam w nadmiarze i dziś po prostu na samą myśl.. Za to jak kiedyś nie lubiłam szpinaku,tak teraz chętnie zjem Jeśli chodzi o bakłażana,to nigdy w życiu nie jadłam,dziwne co?
Jeśli chodzi o warzywa, to lubię prawie wszystkie, ale jeśli pytasz o ulubione, to czerwona papryka i pomidory. Niestety nie zawsze wszystko jest jednakowo smaczne. Czasami papryka wiewa dziwny zapach a pomidory bywają czerwone i w środku niedojrzałe. Bardzo też lubię awokado, ale to już owoc
Pomidor z botanicznego punktu widzenie, to faktycznie owoc, bo powstaje z kwiatu i zawiera nasiona. Co do marchwi, to trudno mi się zgodzić - to klasyczne warzywo korzeniowe.
W Hiszpanii owoc. Pamiętam śmichy lata temu. Dla nas to podstawowe warzywo na zupę, bez niej nie ma żadnego wywaru. Plus wiele innych zastosowan - surówki, przetwory na zimę czy zjadana luzem.
Ciasto marchewkowe to niejako nowość, choć się zadomowiła.
Witam czwartkowo Okno otwarte na oścież. Ktoś kosi trawę od samego rana i mam trochę hałasu, ale i tak jest przyjemnie. Wczoraj był super dzień. Sporo słońca. Naenergetyzowałam się tak, że dziś założyłam bluzkę z krótkim rękawkiem. Oczywiście na poranny spacer trzeba było zarzucić koszulę. Po pracy idę do fryzjera - czas podciąć. Tradycyjnie idę, bo muszę a tak naprawdę nie lubię. Potem muszę trochę ogarnąć ten przybalkonowy ogródek. Spadło od groma liści z moich bambusów więc czeka mnie grabienie. Na szczęście jeszcze nie muszę kosić trawy. Obiad zapowiada się na szybko czyli coś wymyślę, ale co...? Brak planów. Może herbaty? Dobrego dnia
W pracy pierwszy dzień pełen aktywności jak dawniej. Ciało się odzwyczaiło, wieczorem byłam zmęczona bardziej niż normalnie. Ale też czas szybciej leciał. Do łóżka poszłam wcześniej niż normalnie (a idę spać z kurami normalnie). I pobudka bolała. Wszystko wróci na stare tory, mam nadzieję. Ale czekam leniwego weekendu.
Piątek, piąteczek, piąteluniek Jupi! Uśmiecham się od ucha do ucha na samą myśl, że od jutra luzik. Wczoraj wieczorem jak zaczęłam o tym myśleć, to tak się "wewnętrznie" rozentuzjazmowałam, że potem nie mogłam zasnąć Wczoraj "zaliczyłam fryzjera" jakby to nie zabrzmiało Tak więc mam już ogarniętą czuprynę i wyjątkowo uważam, że całkiem dobrze to wyszło. Po powrocie do domu szybko się zmobilizowałam i poszłam grabić liście. Trawnik odżył i teraz znowu jest ładnie. Tylko wkurzyłam się po powrocie do domu, bo poszłam na balkon podziwiać swoje dzieło a tu nagle ku mojemu zaskoczeniu zobaczyłam dwa nowe papierosowe niedopałki. Co za ludzie! Szkoda, że nie wiem skąd to zleciało. Wrr!!! Potem pobiegłam po zakupy a na koniec jeszcze ogarnęłam mieszkanie. Uf! Mam dzisiaj luzik po powrocie do domu Zrobię sobie (jak nie będzie telefonów) wieczór filmowy. Poranek super - piękny wschód słońca. Niebo było czerwono-różowe. Wyszłam wcześniej i zrobiłam wyjątkowo długi spacer. Jeszcze siedem godzin i zaczynam weekend Jupi! Dobrego dnia
Ja też po fryzjerze smakosiu - musiałam podciąć moją kręconą czuprynę i położyć kolor, bo jeszcze siwych włosów, które zaczynają mi się pojawiać nie toleruję ;)
Ja po pracy zabiorę się za porządki weekendowe w mieszkanku, bo w weekend znowu spotkania rodzinne i ze znajomymi nas czekają, a jeszcze planuję wyskoczyć do losu zobaczyć jaka sytuacja z grzybami u mnie.
Ja też się cieszę na piątek. Dwa dni bez wstawania na budzik przede mną. Dzisiaj trochę lepiej ze wstawaniem było. Jeszcze z tydzień i będzie dobrze.
Ja nie farbuje, choć posiwialam bardzo. Dobrze, że tylko ja to widzę. Włosy straciły ogień, choć przez siwizne ciekawe pasemka wyszły. Wyglądam jak jesienny las, gdy pierwszy przymrozek pokrył ogień szadzia. Takiego koloru nie uzyskam żadną farbą. Nie wiem czy będę farbować. Blond to nue moja bajka, jakoś się nie czuję. A ciemne (kasztan, mahon) też mi nie leżą. Zresztą i tak nie wiem co by wyszło. Bardzo rzadko farbowałam, nigdy nie było jak chciałam, dobrze, że włosy szybko zjadły farbę. Raz byłam czarna jak skrzydło kruka. 3 miesięczny syn płakał ze strachu na mój widok. Z siostrą zrobiłyśmy włosy z jednej mieszanki, jej wyszło jak trzeba, a mnie nie. Po tygodniu włosy zjadły farbę, wróciłam do swojego koloru (to była regularna farba, nic nie wymylam z koloru przy myciu włosów).
Dąbrowko jak ja zawsze chciałam mieć kręcone włosy, a natura dała proste, sztywne, gęste. I zielone oczy (do rudego). A mam szaro niebieskie. Ale, że ubieram się głównie na zielono, jeszcze jak się malowałam to makijaż w zielonej tonacji, niektórzy myśleli, że mam zielone. I mysleli, że mam kręcone, a to była trwała, która starczała mi na jakieś dwa lata, potem robiłam następną. Jak ścięłam na krócej, to było zdziwienie- to ty masz proste włosy.
Witam sobotnio Oooo jestem pierwszą Cisza poranna. W zasadzie to już nie poranna, bo nie wiedzieć kiedy pykła dziesiąta. Wstałam przed siódmą, zrobiłam kawę i posłuchałam subskrybowanego kanału na YouTube . Taki fajny spokój poczułam. Potem śniadanie czyli tradycyjnie jajecznica Telefon do rodziców, potem chwila rozmowy z Połówkiem i czas leci. Dziś mam dużo energii więc zabrałam się za zmianę pościeli, pranie itp. Za oknem chłodek i to mnie powstrzymuje przed myciem okien. Chyba będzie padać. Zakupy mam na szczęście zrobione więc nie muszę nigdzie gnać . Oooo, wola mnie pralka, że skończyła swoje zadanie. Czas na mnie Dobrego dnia
Sobota nadeszła. Miałam spać do oporu, opór okazał się 20 minut po czasie budzika. Takie życie, hehehe. Kawa, leniwe internety i możemy zaczynać dzień gospodarczy. No i oczywiście śniadanie. Zrobię sobie dzisiaj awokado faszerowane mięsem z kraba. I muszę wymyślić obiad. Miliony pomysłów, wszystko bym zjadła i na nic nie mam ochoty. Może coś kupię, może ochota mi się wyklaruje. Jutro ugotuję potrawkę z kurczaka w stylu tajskim. A może po karaibsku, to będę miała na poniedziałek gotowy obiad. Resztę zamrożę. Pranie, sprzątanie, zakupy. Coś upiec trzeba. FB podpowiedział mi przepis na tartę dyniowa. Nabrałam ochoty. Tylko kto to zje potem. Lepiej ziarniaczki upiekę, to może poleżeć.
Żołędzie w pracy atakują. A jak to boli. Najpierw Mały oberwał w głowę. Płakał bardzo, myślałam, że nadwrażliwy. Ale po południu ja oberwałam w nogę. To naprawdę boli, pocisk z nieba, znaczy z drzewa.
A ja z kolei nie zmrużyłam oka. Mimo ,że pogoda idealna do spania,bo się ochłodziło i zaczęło padać,nie mogłam zasnąć. Wszystko przez ból kolana. Znowu to samo. Zabiegi zamiast uśmierzać spotęgowały ból. Nie martwię się tym,bo wiem jak było ostatnio. Dopiero po 1,5 miesiącu była wyraźna poprawa.
U nas na obiad "Gyros jak z knajpy'' z przepisu Renatyz36 ,jak zawsze bardzo smaczne jedzonko.
U mnie po rehabilitacji na początku było gorzej, poprawa przychodziła po, ledwie zauważalna, jak zdziwienie, o już nie boli. Może u Ciebie też tak będzie? Życzę poprawy.
Jako, że rano wstałam, znalazłam targ nie tak daleko mnie. Tak się cieszę, że musiałam Wam się pochwalić. Generalnie, gdzie nie chcę jechać, wszędzie jest 12 - 15 minut. Blisko Przytargałam (przywiozłam) dwa wózki plażowe zakupów, bo zapas zgrzewek wody nabyłam, zaraz ruszam na kolejne. Żeby już mieć z głowy.
Zobaczcie moje zakupy z targu. Cukinie, bakłażany, pomidory, gruszki, brzoskwinie. Fasolka szparagowa została, bo byłoby za dużo. Ale będzie wyżerka. Za tydzień pojadę na inny targ, zobaczymy co tam mają.
Witam niedzielowo Dziś mam inny, niż zwykle poranek, bo obudziłam się tuż przed ósmą. Aż się zdziwiłam. Wczoraj był dobry dzień. Udało mi się zrobić sporo rzeczy. Zmieniłam pościel, potem zrobiłam większe pranie a na koniec pomylam wszystkie okna i posprzątałam balkon. Pogoda sprzyjała więc aż się chciało robić. Potem się zachmurzyło i pomyślałam , że w nagrodę zrobię sobie seans filmowy z Netflixa. Zaczęłam kilka filmów i żaden nie nadawał się do oglądania . Wydawały mi się jakieś płytkie, słaba gra aktorska albo lektor, którego nie da się słuchać . Lubię filmy psychologiczne, biograficzne, trailery , ale oparte na faktach bez tej siekaniny. No normalnie nie udało mi się znaleźć. Może coś polećcie z tej platformy? Dziś mam luzik. Na śniadanie zjadłam pół papryki wymieszanej z poznańskim twarożkiem . Bardzo to lubię. Na obiad będzie sałatka z wędzonym łososiem. Pogoda za oknem przyjemna, ale nadchodzą jakieś gęste chmury. Stanęłam na balkonie w promieniach i zrobiło mi się tak błogo Poczułam wyraźnie, że ziemia zaczyna pachnieć liśćmi . Chcemy czy nie słońce jest nisko więc jesień wnika w przestrzeń "bez pukania". Dobrego dnia
No to dzisiaj pospałam, obudziłam się po 7. To jak nie ja. Ale odpoczęłam.
Wyprawa po górach (czytaj na zakupy) była owocna, natargalam dobra, że hoho. Kupiłam sobie bagietke ciabatta, nawet dobra. Oczywiście do tego oliwy smakowe. I miałam obiad. Trochę (większość) zamrożę na zaś. A dziś będzie na śniadanie zapiekanka z owej bułki, z serem pleśniowym i pomidor na to. Jutro zrobię sobie grzanki, na to oliwa, sałata, pomidor z targu i cebula.
Jak kupię ser gruyere, to będzie kanapka - zapiekanka, jaką jedliśmy w Monticello (w domu Jeffersona), jakie to było dobre. Z szynką, setem, sałatą. Dawni mi tak amerykańska szynka nie smakowała. Uwedzona perfekcyjnie, delikatna. Ciekawe czy smak to jej zasługa, czy sera.
Dzisiajszy obiad nie może mi się wyklarować. Coś wydaje mi się, że stanie na aglio olio et peperoncino. Będę musiała coś z drugą połową makaronu jutro zrobić, pewnie z sosem pomidorowym.
Dzisiaj prawie ruszyłam w świat. FB podpowiedział mi dwie imprezy - festiwal słoneczników i festiwal jabłek. No i napaliłam się na słoneczniki, bo jabłka tylko za tydzień. Ale po chwili, masz leniwą niedzielę, siedzisz na tyłku. Potem doczytałam, że jabłka to bardziej targowisko. Więc pospałam, idę do kościoła, a potem leniwie w domu.
Smakosiu oferta kanałów filmowych jest okropna. My nie mamy Netflixa, ale kilka innych. Mężowi udało się zainstalować paramount. I prime (amazon) mam w wersji bardzo ubogiej, od właścicieli, bo nie ma opcji przelogowania. I wczoraj zaczynałam dwa filmy na prime, miałam wrażenie, że oglądam takie z czasów kaset VHS, zły głos, zła akcja. Odpuściłam. Obejrzałam jakiś na paramount, który też średnio zachwycał, ale coś leciało w tle. Ja średnio lubię oglądać. W kinie, bo wtedy jestem dla filmu. W domu to mi się wtedy wszystko przypomina czego nie zrobiłam i ciężko mi się skupić. Choć są niezłe filmy. Nie lubię wojennych ani mordobicia, choć niektóre filmy akcji są zrobione rewelacyjnie. Nie lubie fantasy, anime, a to wszystko to kategorie mojego męża. Nie lubię kryminałów, horrorów. Dla mnie film musi mieć gładką akcję, o czym by nie był.
To ja mam podobnie czyli zero wojennych, mordobicia, fantazy, anime, kryminałów i horrorów. Hm...może dlatego tak mi trudno znaleźć coś dla siebie...? No ale gdzie są te dobre komedie z życia wzięte a nie głupawe popisy. Gdzie są piękne i pokazujące historię filmy kostiumowe oparte na życiu? Gdzie są ciekawe filmy obyczajowe bez bazowania na nowo modzie i pokazujące prawdziwy rys psychologiczny człowieka? Ech, wszystko idzie w stronę produkcji, która niczego nie wnosi a jedynie ma się sprzedać.
Oj jak ja Cię rozumiem. Lubię lekkie filmy, ale z polotem, z wartka akcją, zawartą, tworząca całość, a nie, że na koniec zadajesz pytanie - w zasadzie to po co był ten film. Czasami romansidła mają lepszą fabułę. Tyle, że to ciągle ten sam schemat w innej scenerii. Jak sobie obejrzę dwa czy trzy, to potem z rok przerwy.
Witam poniedziałkowo Pomyśleć, że dopiero co czekaliśmy na weekend, radocha, bo już piątek i co? I "koniec balu panno Lalu". Nie ma zmiłuj - trzeba startować z nowym tygodniem i odliczać dni do piątku Pogoda całkiem przyjemna, ale na termometrze tylko 11 stopni. Z przyjemnością wypiję gorącą herbatę. Zostawiam w dzbanku jeśli ktoś ma ochotę. Dobrego dnia
tak smakosiu, te weekendy są zdecydowanie za krótkie ;)
Ja uwielbiam targi i jarmarki - u nas ich nie brakuje. Lubię te eko, albo prosto od rolnika, poza miastem są punkty, gdzie można kupić od lokalnych rolników/producentów warzywa, owoce, nabiał, rękodzieło i kosmetyki itp. Te wszystkie dni jabłek, ziemniaka też są bardzo fajne - nie dość, że można się obkupić to jeszcze najeść pyszności od pań z Kół Gospodyń Wiejskich.
Pogoda jeszcze przez dwa dni u mnie ma być letnia a potem już bardziej jesiennie się zrobi: deszcz i temperatura spadnie. Czas przejrzeć ciuchy na sezon, co tam potrzebne a co można oddać.
Skoro mowa o rynkach, to gdy gdzieś wyjeżdżam, to zawsze szukam informacji kiedy są otwierane. Zazwyczaj jeden dzień w tygodniu. Jak dotychczas najfajniejszy a raczej najbardziej atrakcyjny w produkty był ten, który jest w Jeleniej Górze. Otwarty jest w każdą sobotę. A tu adres dla zainteresowanych: Targ Rolny Górskie Smaki ul. Jana III Sobieskiego 53 58-500 Jelenia Góra
Piątek i sobota były gorące w dzień. To i w niedzielę bez sprawdzenia pogody, na 11.30 wybrałam się na letniaka. A było jakieś 16-17 stopni.
Wczoraj poszłam do kościoła, najbliżej mnie, 5 minut samochodem. I zostanie moim na czas pobytu tutaj. Piękna oprawa muzyczna - gitara, skrzypce do pianina i organów. Plus teksty wszystkiego śpiewanego na wielkim ekranie.
Potem do domu. Upiekłam swoje bułki oraz ziarniaczki. Po południu wybrałam się do sklepu, do TJ max, tak turystycznie, pooglądać. I kupić jakieś wyjściowe bluzki z krótkim rękawem. Bo zabrałam tylko koszulki sportowe, do pracy oraz bardziej wyjściowe z długim rękawem i długie spodnie. Nim mąż by mi przywiózł, mogłoby zrobić się zimno. Sklep mi się nie podobał kompletnie. Połączony tj max z home goods, wszystko ciasne, zawalone. W Greenville to dwa osobne sklepy, przestrzenne. A tu oba upchniete na powierzchni jednego. Kupiłam dwie bluzki i polską czekoladę z wedla. O smaku tiramisu. Tak się ucieszyłam, że polska, że musiałam spróbować. Smakuje niczym, a w zasadzie cukrem. Nie czuć kompletnie tiramisu. Rozczarowanie roku.
Teraz trzeba się szykować do pracy, bo nie ma lekko, samo się nie pójdzie.
No ,ja już po zabiegach. Można by powiedzieć wreszcie,bo strasznie mnie osłabiają. Potem tylko śpiąca jestem,a dziś to szczególnie bo deszcz pada. Nawet zagrzmiało. Po zabiegach poszłam do azjatyckiej knajpki na chrupiące krewetki. Pyszne i co ważne świeże. Do tego ryż i surówka. Bardzo dobre,w ogóle lubię owoce morza. Gdyby nie były drogie wprowadziłabym do naszego menu na co dzień, bo wszyscy bardzo lubimy. A Wy kochane lubicie?
Ja uwielbiam - krewetki, przegrzebki, wylupane mięso kraba (kupuję pasteryzowane, całego nie mam pojęcia jak się do niego zabrać), ostrygi w wersji Rockefeller (na surowo nie zjem), zupę z małży. Nie lubię tylko kalmarow, bo za gumowate dla mnie. Oraz średnio ośmiornice, choć te zjem w wersji mini.
A przed wyjazdem do Stanów miałam żadnych robali nie ruszyć. Ale jak wejdziesz między wrony, musisz krakać tak jak one, jakby nie było mieszkam w oceanicznej części. Pierwsze podejście przepłaciłam nocą na desce, ale to podobno normalna reakcja.
Najczęściej jem krewetki, bo są relatywnie tanie. Kupuję mrożone, bo takiej z oczami to bym nie oprawila. Jeszcze wcześniej regularnie kupowałam przegrzebki, ale jak cena wzrosła razy dwa, to wolę ryby kupić. Ośmiornice jadłam na rejsie, ostrygi tylko w restauracji, przeraża mnie otwieranie ich. A małże to z puszki (w domu) albo w restauracji. Mięso kraba z pudełka. O już wiem lubię soft shell, zjadasz całego, bez wybierania.
Idąc do sklepu - o piersi z kurczaka 3 dolary, jak drogo, wieprzowina 4, za drogo. Krewetki 6 super cena, ryby inne niż tilapia powyżej 10 - całkiem przyzwoita cena. Ceny takie orientacyjne, dla pokazania proporcji, bo wszystko podrożało bardzo, z każdą wizytą jest drożej
Ja także uwielbiam krewetki.Kalmary jadłam w Chorwacji,podobnie jak ośmiornicę,dodam,że mi smakowały i to bardzo. Wzięliśmy wtedy teściową ,a ona delikatnie mówiąc kręciła nosem,nie dałą rady zjeść.Dostała więc ''brancina na żaru'' , jakoś tak się ta ryba z pieca nazywała. Zresztą nam też i to bardzo. Uwielbiam w Chorwacji to,że tam jest wszystko świeże.Prosto z morza na patelnię. Niestety od czasu wybuchu pandemii Chorwacja strasznie zdrożała. Namawiałam mężowskiego,abyśmy w tym roku jechali,ale nie dał się przekonać. Mówi,że może w przyszłym roku. Zobaczymy.
Owoce morza jadam w zasadzie głównie podczas wyjazdów wakacyjnych. Mam tu na myśli wyjazdy do ciepłych krajów. Wtedy to zajadam się smażonymi kalmarami. Sama nie robię, bo wiem, że nie jest to takie proste żeby nie wyszły "gumowe". W Portugalii jadłam najlepszą sałatkę z kraba i już nigdy później nie trafiłam na takie danie. Ośmiornice zjem, ale nie jestem fanką. Natomiast krewetki nie wiedzieć czemu jakoś omijam, podświadomie czuję, że to nie moja bajka. Próbowałam wiele razy, ale mnie nie kuszą. Ale teraz mi się przypomniało, że kiedyś robiłam taką zupę pod nazwą "Kalmary gotowane a la flaczki" (jest w moich przepisach). W tej wersji smakują wyjątkowo. https://wielkiezarcie.com/przepisy/kalmary-gotowane-a-la-flaczki-30011632
Witam wtorkowo Kolejny, pogodny dzień. W tej chwili jest 13 stopni. Pracy nie mam dużo, ale cały czas czuje się w biurze wiszące napięcie w powietrzu. Ludzie są nerwowi. Każdy czeka co dalej...? Urzędnicy mają się spotkać i debatować, ale to dopiero w drugiej połowie miesiąca. Dziś jadę do rodziców więc dzień zleci bardzo szybko i wrócę do domu wieczorem. No nic, czas zabrać się za papiery na biurku. Dobrego dnia
Ja też lubię owoce morza i czasami robię z nimi obiady - głównie z krewetkami ale jak jestem w Chorwacji to pierwsze co idziemy na Rybną Platę z owocami morzami i tam mi one najlepiej smakują oraz prażone kalmary.
U mnie nad morzem modne stały się malutkie smażone na głębokim oleju rybki, które podawane są jak frytki - bierze się na wynos i wcina. Bardzo mi smakują.
Ceny w USA są zbliżone do PLN z tego co widzę. W wakacje gościłam kolegę z Florydy, który mieszka tam od 30 lat, to mówi że niesamowicie zmieniła się wartość pieniądza. Teraz praktycznie jest 1:1, a w wielu przypadkach u nas jest drożej :(
U mnie nad morzem to w ogóle ceny odstają od reszty kraju, bo miejscowości turystyczne, cały rok dużo turystów z całego świata to trzeba korzystać i potem są tzw. rachunki grozy. Toteż my zawsze w szoku jesteśmy jadąc gdzieś np. na południe kraju jaka różnica jest w cenach a na bazarach to nawet mój mąż jak przyszło mu zapłacić 50 zł za całą siatkę owoców i warzyw to myślał, że się pani pomyliła haha.
Z cenami jest różnie. Do zarobków to w Stanach większość jest tańsza, nawet jak za funta na wagę, nie kilogram. Bez przeliczania. W stosunku do Polski część jest droższa, część tańsza. To po przeliczeniu na złotówki. Natomiast jedzenie restauracyjne w Polsce wydawało mi się piekielnie drogie, jak byłam dwa lata temu. Porównywalne do cen amerykańskich. Przy czym my zarabiamy mimo wszystko więcej.
Mój Tato jak był w czerwcu w Ustroniu Morskim wspominał o tych rybkach jak frytki ,mówił,że są bardzo smaczne i chrupiące właśnie Bardzo mi je polecał,ale jakoś nie spotkałam ich w smażalni,chyba ,że po prostu przeoczyłam
I już wtorek. Wczoraj byliśmy niewolnikami w domu w pracy. Wymieniają dach, wszędzie latała papa i deski. Nie wychodziliśmy, żeby jakimś gwoździem nie oberwać.
Dzieciaki spały w tym hałasie. Małego obudził bezpośredni huk, wystraszył się, zaczął płakać. Pognałam na górę. I co widzę- dwie głowy zaglądające przez okno w dachu, obudzić się z tym widokiem... gdy weszłam oni to okno wyjęli (likwidowali je całkowicie). Nie widzieli Małego śpiącego. No i robotę mieli do zrobienia. Ale co on się wystraszył to jego.
Dzisiaj kolejny dzień "niewolnictwa". Bo za zimno rano na plac zabaw. A potem maluchy nie są do życia, potrzebują spania.
Witam środowo Mamy już połowę tygodnia. Poranek pogodny i ze spacerem, ale na jutro zapowiadają deszcz. Wczoraj wróciłam późno więc miałam jedynie czas żeby się wymyć i wskoczyłam do łóżka. Zasnęłam jak dziecko i chyba w ogóle się nie budziłam. Dziś raczej będę miała gościa, choć to jeszcze nie potwierdzone więc pewnie po pracy pognam do domu. A póki co na spokojnie herbata i powolne wchodzenie w codzienny rytm. Dobrego dnia
Jak powiedziała Smakosia, już środa. Czas zaiwania w tempie kosmicznym- a niby tak samo.
Wczoraj znowu widziałam sarny. One wcale się nie boją. Wyszłam przed drzwi, żeby zrobić zdjęcie, a one zapozowaly. I na zdjęciu zobaczyłam, że były 3.
A w domu zobaczyliśmy skolopendre (to za internetem, rozpoznawanie ze zdjęcia) - wygląda toto jak gąsienicowaty pająk z ogromną ilością nóg.
W przyszłym tygodniu będę miała wolne. Czwartek i piątek. I pewnie pojadę do domu. Bo mimo wszystko wolę, aby mąż przyjechał na kolory jesieni. Ale to pogadam z nim jeszcze. On nie wie, bo to późno wieczorna nowina. Powiedzieli mi w pracy, że może, a dopiero potem potwierdzili.
Już postanowione, jadę do domu. Noc we własnym łóżku, własna łazienka, nawet jak większość kosmetyków muszę przywieźć- pozbierałam, żeby się nie zestarzało.
Witam czwartkowo W nocy ostro popadało. Na szczęście jak musiałam wychodzić z domu, to przestało. Pięknie! Popołudniu się wypogodzi. Bardzo dobrze, bo chciałabym zrobić zakupy z myślą o weekendzie. Ogarnę też mieszkanie czyli powymiatam kurze itp., bo w piątek znowu mam gościa więc zabraknie czasu. Tak się zastanawiałam co tu przygotować do jedzenia na weekend i pomyślałam, że chyba kupię mięso z indyka, cukinię i pomidory. Zrobię takie a la leczo. Trochę jestem zajęta więc zmykam. Dobrego dnia
Ja im starsza jest, tym bardziej kocham moje mieszkanie i powroty np. z wakacji ;) Kiedyś wyjeżdżaliśmy na bite 2 tygodnie, a teraz wystarczy mi 8 dni i już mnie ciągnie do domu. Chociaż bardzo lubię zwiedzać i kiedy tylko czas pozwala to gdzieś jeździmy, nawet w tygodniu po pracy.
A tak to już po lecie u mnie - leje jak z cebra i kolejne dni tylko pojedyncze ze słońcem mają być. Nadchodzi czas świeczek, książek, herbatki i kocyka ;)
Ja jestem cygan na walizkach. Spakować się i jechać gdzieś to chwila. Mój dom, tam gdzie moja walizka. O miejscu tymczasowego pobytu zawsze mówię dom. Uwielbiam tęsknotę za domem. Ale wystarczy mi wejść, powiedzieć dzień dobry i już mogę jechać dalej. Zbyt długi pobyt w domu, bez wyjazdów męczy mnie, zaczynam być poirytowana. Choć z drugiej strony często mówi mi w środku - posiedz na tyłku. Takie dwie przeciwstawnosci.
Hej, hej, znowu do pracy. A dzisiaj zabiegane, bo Mały zaczyna gimnastykę dla maluchów. Jakoś trzeba będzie ogarnąć.
Wczoraj znalazłam czarnego orzecha włoskiego (pytanie czy włoski można do niego użyć, w sumie nie wiem jak sięnazywa poprawnie po polsku). Bkack walnut. Myślałam, że to psia piłka leży koło koła samochodu, podniosłam, a to zapachniało cytrynowo. Oczywiście nie wiedziałam co to. Rozejrzałam się, a tam całe drzewo. W domu poszukałam ze zdjęcia w googlach- no i się dowiedziałam. Do tej pory to kilka razy kupiłam pokruszone, do dekoracji używałam. Jak poczytałam o procesie pozyskania, ten pozostanie w lupince, zbyt skomplikowane. Piekielnie silny barwnik ma, brudzi na kilka tygodni skórę, buty i ciuchy farbuje.
i deszczowo. Całą noc padało i teraz też siąpi. Dosłownie nic mi się nie chce tylko spać,ale nie ma zmiłuj. Kupiłam wczoraj pomidory na przecier i muszę je zrobić.
Pozdrawiam ,a do kawy zostawiam Wam ciasto ''Wiewiórka''
Opowiadacie o swoich odczuciach wyjazdowych... Dla mnie urlop, to taki "wentyl bezpieczeństwa" w stresujące dni, czasem "światełko w tunelu" gdy bywa ciężko i wreszcie ogromna dawka energii i radości z możliwości spełniania choćby małych marzeń. Często czuję jakbym żyła od urlopu do urlopu. Wiem, że dość dziwnie to brzmi, ale w nim jest tyle szczęścia i za każdym razem równie wspaniale, że trudno się nie cieszyć. Nie mam ograniczeń (jak do tej pory) w długości tych wyjazdów w sensie tęsknoty za domem. Nie ma mnie miesiąc, bo tak bywało i zupełnie mi to nie przeszkadza. Brak rutyny, możliwość zwiedzania nowych miejsc, cieszenia się z tej odmiany pochłania mnie całkowicie.
Dla mnie wyjazd nie jest wentylem, odstresowywaczem. Jest częścią życia, elementem kręgu, wodą dla ryby, powietrzem do oddychania. Bez wyjazdów duszę się. Są one bardziej intensywne niż praca z trójką dzieci i zwariowaną rodzinką. Odpoczywam intensywnie, choć nie sportowo. Nie lubię ekstremalnych doznań, wrażeń, podniesionej adrenaliny. Ma być spokojnie, denerwuję, boję się, martwię itp w życiu codziennym. Wystarczy.
Witam sobotnio Kto to słyszał żeby nie można było odtrąbić piąteczka - skandal Za to dostaliśmy atakujące reklamy. Netto wchodzi na połowę przestrzeni i działa na mnie tak, że zamiast zachęcić do zakupów, to irytuje. Normalnie reklamy rządzą po całości jakbyśmy byli jakimiś głupkami bez własnego zadania i nie umieli samodzielnie myśleć . No dobra, szkoda dnia na takie emocje. Sobotni poranek witam filiżanką kawy. W sypialni okno otwarte, ale czuje się spory chłodek. Chyba czas na poważnie posegregować te letnie rzeczy. Dziś na obiad ugotuje indyka z cukinią, cebulą i pomidorami. Pewnie tradycyjnie będzie tego na trzy obiady, ale mi nie przeszkadza. Wyobraźcie sobie, że od połowy czerwca nie włączałam telewizji. Jako, że wróciły moje dwa ulubione seriale, to wystartowałam z nagrywaniem ich i potem w wolnej chwili oglądam. Już nie mogę słuchać tych "sterowanych nami" wiadomości . Sama wiem gdzie szukać informacji. A teraz z innej beczki. Mam stresa, bo we wtorek idę na założenie holtera naramiennego. Pani kardiolog przepisała mi lek (ponoć taki delikatniejszy) , ale trzeba sprawdzić co i jak. Macie jakieś doświadczenie w tym temacie? Jakieś sugestie? Może podpowiedzi? Jak z tym się śpi skoro to pompuje mankiet co 20 minut? Kawa stygnie! Spadajcie. Dobrego dnia
Spokojnie Smakosiu,to nic takiego. Już od kilku dobrych lat mam co roku takie badanie. Nic się nie dzieje,po prostu tak jak wspomniałaś,co 20 minut włącza się ciśnieniomierz i mierzy wartości. Jak w tej chwili coś robisz to przerwij i pozwól zmierzyć. W nocy stety niestety też mierzy i często przez to wybudza,ale jak to mówią,wszystko idzie przeżyć W każdym razie to nic strasznego,a daje całkowity obraz tego jakie w rzeczywistości masz ciśnienie.
Ja miałam holtera. Nie był jakoś specjalnie upierdliwy. Najśmieszniejsze, że rękawa nie pamiętam, tylko medalion na szyi.
Z reklamami masz rację. Pewnie doinstalowali nowy pakiet, generujemy ruch na stronie, hehehe. Teraz to nie nadążasz zamykać. Niby mam blokadę zainstalowaną, a i tak ciągle są.
Ja nie jestem telewizyjna. W domu często oglądałam dla świętego spokoju, żeby mąż nie marudził. I tak nie wiem o czym te filmy były. Tutaj włączyłam sama chyba 3 razy, ani razu nie byłam zadowolona z wyboru.
Poszłam pooglądać w googlach dlaczego nie pamiętam rękawa. Bo go nie było. Były podłączone kabelki, jak przy EKG. I ten medalion na szyi- urządzenie. Tak to wygląda w Stanach.
Ale on też mierzy ciśnienie, bo wykryli dlaczego mam palpitacje - mikro skoki ciśnienia - tyle z informacji. Zmienili mi tabletki na ciśnienie, po tygodniu wszystko się uspokoiło. I od paru lat mam tylko te. A u męża są jednymi z trzech, które musi brać, żeby trzymać ciśnienie, a co za tym idzie, ból głowy w ryzach.
Witam sobotnio. Miałam pospać a obudziłam się krótko po pracowym budziku. Organizm wytrenowal się sam. Może jutro się uda dłużej. Bo dzień pełen wrażeń.
Jadę na festiwal słoneczników. Od tygodnia biję się z myślami jechać- nie jechać. Bardzo chcę zobaczyć. Jak nie pojadę, następna okazja za rok (czyli pewnie nigdy) Nie lubię festynow jako takich, tu mam nadzieję, że na dużej przestrzeni ludzie się rozejdą). Będę sama, niby nie przeszkadza mi to.
I wczoraj stwierdziłam, że pojadę zobaczyć. A może będę lubiła. Jak nie pojadę, będzie mnie męczyć do końca życia. A przynajmniej dopóki będę pamiętać.
Planuję zjeść dobre lody, mam nadzieję, że będą.
Wieczorem. W centrum miasta jest koncert symfoniczny pod gwiazdami. Na to bardzo chcę iść, mam nadzieję, że nie będę zmęczona za bardzo.
Super, że się sama przekonałaś żeby pójść Znam to, czasami człowiek ma chęć a w środku coś podpowiada, że może jednak nie i szukamy 100 powodów żeby nie iść. Potem wiemy, że ostatecznie będziemy żałować . No normalnie wewnętrzna walka. Ja czekam na fotki, bo uwielbiam kwiaty słonecznika. Koncert symfoniczny pewnie będzie piękny. Tylko zabierz coś ciepłego na grzbiet.
U mnie ciepło dzisiaj bardzo, w klapkach, na letniaka. Na wieczór coś narzuce, skarpetki i pełne buty, pewnie będzie ciągnąć po nogach. Bo pójdę na pewno.
Jak się cieszę, że pojechałam. Widoki przepiękne, 4 rzędy sprzedających, dwie długie alejki. Bardzo dużo rzeczy rekodzielniczych, które omijałam, bo nawet jak chciałabym pooglądać to od razu zagadują, głupio przejść obok. Trochę rozczarowała mnie mała ilość jedzenia - zarówno dań gotowych z food truck, jak i stanowisk. Spodziewałam się warzyw, owoców, słoneczników (ale tu chyba nikt nie skubie z głowy slonecznikowej, tylko jako kwiaty można było kupić małe, bez ziaren). Na tą ilość sprzedających, może z 5 stanowisk z żywnością- sosy, przyprawy mieszanki, sery kozie i owcze, miody oraz popcorn. Wszystko drogie. Ale i tak kupiłam sery, w tym jeden twarożek owczo kozi, jaki on dobry był (jak próbowałam). Oraz miód słonecznikowy (ze słoneczników z farmy), mało słodki w smaku, a wykończony na wytrawnie. I zjadłam loda - to taki lokalny rodzaj, custard się zwie. Były dobre, nie za słodkie.
Jak przyjechałam o 10.10 (wg nawigacji) to pół parkingu było zajęte, jak wyjeżdżałam po 12, to już samochodów po horyzont.
Ale super! Co za widoki że słonecznikami w roli głównej! Fajnie jest doświadczać czegoś nowego w innym miejscu. Teraz masz taką okazję i trzeba korzystać. A co z koncertem? Był czy będzie dzisiaj? Dzięki za fotki.
No widzisz? Często tak bywa ,że jak Ci się bardzo nie chce tak potem jest świetnie. Słoneczniki przepiękne jak małe słońca. Zwłaszcza ,że za oknem leje i jest ciemno. Właśnie byłam zerwać winogron do kompotu.Dobrze ,że rośnie tuż za domem,więc nie zdążyłam zmoknąć,zwłaszcza,ze wyszłam balkonowymi drzwiami Swoją drogą nawet nie przypuszczałam,że tak obrodził. W zeszłym roku jak na lekarstwo,a teraz można sporo buteleczek soku zrobić.
Witam niedzielowo Od rana telefon za telefonem. Czas mi umknął a to już prawie południe. Wczoraj ugotowałam obiad na cztery dni więc dziś zero pichcenia. Upiekłam cukinię i dynie w piekarniku i połączyłam z kawałkami indyka, cebulą i pomidorami. Bardzo smaczne. Za oknem szaro i ponuro. W domu zrobiło się chłodno a, że ja jestem zmarzluchem, to oczywiście wyciągnęłam ciepły sweter. Chyba zaraz zrobię kawę i może uda się oglądnąć film. W tygodniu nie ma na to czasu. Trzeba się relaksować, bo nowy tydzień będzie obfitował w stresy. Dobrego dnia
Na koncercie byłam. Taka składanka znanych utworów, od muzyki poważnej, przez rocka, filmową, do lekkiej czy nawet umpapa folkowej. Ta ostatnia najbardziej podobała się publiczności. Była orkiestra, był chor oraz zespół nazywający się plastic music, grali na bębnach, przy użyciu plastikowych tub. Pasowaliby by bardziej do parku rozrywki, a tu taka niespodzianka, koncert symfoniczny. Wszystkim się podobali bardzo.
Była Dolly Parton, był Borodin, Rossini. Led Zeppelin, motywy filmowe z E.T. i poszukiwaczy zaginionej arki. Był tzw salute dla wojskowych, grali i śpiewali kawałki hymnow poszczególnych jednostek i oni wstawali wtedy. Zaczęło się od hymnu narodowego, a skończyło na God bless America, aż ciarki przechodziły. A poza programem był motyw ze Star Wars, a dyrygent używał miecza świetlnego zamiast batuty. Miał zamknięty, tylko co jakiś czas go otwierał. Świetnie to wyglądało. Ludzi co niemiara. Byłam zaskoczona. Zaparkowanie przed i potem wyjazd to było wyzwanie. Wyjazd siedziałam sobie w samochodzie, jak i wielu innych aż korek się przepchał, wyjechałam już bez zatrzymywania.
Cieszę się, że poszłam. Dzisiaj leniwy dzień domowy. Muszę wyprać pościel, zaraz potem założyć, bo nie wypatrzyłam zapasowego setu. A mąż zapomniał przywieźć, sama to zrobię teraz.
Na śniadanie chleb na zakwasie (amerykański, oni dodają zakwas dla zapachu, a i tak potem drożdże) i serek kozi. Może z pomidorem, a może sam. I jeszcze muszę zjeść z miodem, to pewnie jutro.
Podziwiam pamięć do tytułów utworów czy piosenek. Ja jestem totalną odwrotnością. Jak coś słyszę, to mogę nawet zanucić, bo melodie szybko mi wpadają w ucho i kodują się jakby pod skórą, ale tytuły...co to, to nie
Ja tytułów nie pamiętam. Wykonawców rzadko. Miałam program, stąd taka mądra jestem. Słowa często pamiętam, melodie rozpoznaję bezbłędnie, ale nie umiem odtwarzać. I sama słyszę jak fałszuje
Witam poniedziałkowo Wilgotno, szaro i ponuro. Niedziela przeleciała na oglądaniu serialu pt. "Zazdrosna". Może to nie jest jakiś ambitny film, ale oglądało się sympatycznie i z uśmiechem obserwując kobietę, która przez wszystkie odcinki próbuje poznać samą siebie. Potrzebowałam oderwać myśli i udało się. Być może w tym tygodniu wyjaśni się choć trochę temat pracy (połączą czy nie połączą?). Co dalej...? No i jeszcze ten holter a potem wizyta u pani kardiolog. Oby jak najszybciej był termin żeby już nie myśleć. Dziś angielski a potem mam gościa. Dzień zleci bardzo szybko. Dobrego startu w nowy tydzień
Hej, hej poniedziałkowo. Wiecie, że już pół miesiąca za nami, już 15.
Smakosiu trzymam kciuki za wszystko. Oby się poukładało. Najgorsze to żyć w zawieszeniu.
Wczoraj mnie pokarało za zakupy w niedzielę. Nie planowałam. Ale też jak nie mieszkasz na stałe to ciągle brakuje czegoś. A i tak już mam prawie jak w domu. Znalazłam przepis na chińskie danie, tak sugestywny, że wepchnął się do kolejki. Kurczak kung pao. Pokupowalam co potrzebne. Ale zapomniałam o sosie sojowym. No i chciał nie chciał trzeba było jechać. Zamiast do pobliskiego sklepu, pojechałam do aldika, na drugi koniec miasta, bo taniej. A tam jak po spaleniu albo przed likwidacja, tłumy ludzi i puste półki. Nie znalazłam wszystkiego, bo oczywiście lista się wydłużyła, musiałam i tak iść do sklepu, który mam koło domu. Ale przy okazji zatankowałam i kupiłam mężowi łososia wędzonego na ciepło. Już mam z głowy na czwartek, do domu dojadę. I wracając do pokarania. W aldim poślizgnęłam się na rozdeptanym winogronie, wyłożyłam się jak długa. Obiłam kolano do krwi. A drugą nogę skręciłam w stopie. Potem chodziłam normalnie, przyjechałam do domu, ugotowałam obiad, nie bolało jakoś specjalnie. Dopiero, jak usiadłam, do wieczora ból się nasilił. Nie mam kompletnie opuchnięte, tylko siniak będzie. Mam nadzieję, że na tym się skończy.
Nie mam ani jednego, ani drugiego. Po nocy nie chciało mi się jechać do apteki. W domu to mam i bandaż, i maść z arnika. Na kolano tribiotyk, a na stopę maść przeciwbólowa na noc była (moja kręgosłupowa), skarpetka z gatunku elastycznych, lekko uciskająca i but na cały dzień w pracy, bez zmiany na klapki domowe. Będzie dobrze, chodzę normalnie, nie jest opuchnięte. Na wszelki wypadek wzięłam ze sobą tabletki przeciwbólowe.
Auććć. Teraz przeczytałam i aż mnie zabolało kolano. Brzmi to dość poważnie ,jakby coś było nie tak ,możesz nawet o odszkodowanie się starać. W końcu nie powinien na podłodze leżeć żaden owoc ,a tym bardziej śliski. Oby ból jak najprędzej minął,choć to nie takie szybkie ,zwłaszcza jak porządnie wyrżnęłaś Dobrze,że masz maść z arniki ,jest bardzo dobra na stłuczenia,zwłaszcza siniaki.
A jak ja udowodnię, że to u nich? Ja chodziłam normalnie po chwili, obleciałam calego Aldiego, bo wywaliłam się zaraz na wejściu, zaczyna się od warzyw i owoców. I potem jeszcze drugi, naprawdę duży sklep, żeby znaleźć. Dojechałam do domu, kręciłam się po domu, gotując obiad. Dopiero wieczorem zaczęło mocniej boleć. Jakbym nie mogła się podnieść, gdyby wezwali pogotowie, to wtedy inaczej.
Tak naprawdę to wina ludzi. Bo to oni winni, komuś wypadło, widział albo nie. Nikt nie podniósł. Ja nie widziałam, myślałam, że to rozlana woda w pierwszym momencie, gdy już się pozbierałam.W tej masie ludzi trudno było tak naprawdę ogarnąć. Wiem, że nigdy nie pojadę w weekend, jak nie dam rady rano, zaraz po otwarciu.
No i winne moje buty, klapki na gładkiej podeszwie. Gdybym miała sandały, one mają protektor, wtedy pewnie wyglądałoby inaczej.
Witam wtorkowo Poranek pogodny, ale chłodny. Pewnie przez wiatr. Wczoraj ostro popadało. Na szczęście jak wychodziłam z pracy, to akurat przestało. Patrzyłam teraz na pogodę długoterminową i aż mnie zatkało, bo zobaczyłam, że u mnie w weekend ma być 26 stopni Oj, żeby żeby, bo może bym poszła na cmentarz ogarnąć rodzinne pomniki. Przy okazji będzie fajny spacer wśród pięknej zieleni. A póki co dzień "zadaniowy". Wczoraj, to było tak intensywnie, że nawet nie miałam kiedy zjeść. Dopiero po 18-ej był drugi posiłek. O 21-ej już spałam, bo zwyczajnie czułam się zmęczona. Zauważyłam, że mnie najbardziej męczą emocje, bardziej, niż fizyczna praca.
Ekkore, jak dzisiaj Twoja noga? Idzie wszystko w dobrą stronę?
Dąbrówko, coś dawno Ciebie nie było - wszystko w porządku?
Nie ma Dąbrowki, nie ma Manii, dziewczyny co u Was, odezwijcie się.
Noga skręcona/obita się wykurowała. Skarpetki i but pomogły, boli sporadycznie. Wiecie- ja mam takie skarpetki, moje ulubione z Lidla. Mam je z 15 lat, przywiozłam z Polski, używam często. Oznaczone prawa i lewa. Ze strefami nacisku. Raczej w te strefy nie wierzyłam, choć pilnowałam zakładania zgodnie z instrukcją, jak miałam dwie lewe nie przeszkadzało mi to specjalnie. A może jednak to działało. W tym roku w Stanach kupiłam, ale są to zwykłe skarpetki, nie czuję takiego sentymentu, choć oznaczone prawa i lewa.
Pozostał strupek do wygojenia na drugim kolanie.
Jesień idzie, nie ma na to rady. Strasznie szybko. Kolory się zmieniają godzinowo, coraz więcej złota wśród zieleni. Tak wczesnej zmiany kolorów to ja nie pamiętam. Zawsze od połowy października, czasami na koniec listopada jeszcze było. Ewentualnie inne drzewa, które barwę zmieniają wcześniej. Ale fajnie oglądać jesień klatka po klatce, jak na filmie.
W sprawie pracy jeszcze nie wiem nic, bo jutro popołudniu jest ważne spotkanie, na którym mają zapaść wiążące decyzje. Nie wiem czy ostateczne, bo z tymi urzędowymi przepisami itp. to nigdy nic nie wiadomo. Czekam.
Zapomniałam dodać zdjęć, dopiero w pracy zobaczyłam. Chciałam Wam pokazać jak powoli nadchodzi jesień w górach. No i Halloween. Uśmiałam się wczoraj. Już widziałam dekoracje w kilku miejscach, ale tam za duży ruch, aby przystanąć do fotki. Lubię oglądać, choć sama dekorować nie zamierzam.
O przepraszam - mam w domu zawieszony na kominku (półka nad) łańcuch świateł z czarnymi kotami, domu pilnują czarne koty oraz misa na cukierki jest czarnym kotem. Ale to na stałe, bez związku z Halloween, lubię czarne koty.
jestem, jestem, praca- dom- obowiązki i tak w kółko. Dni przelatują przez palce ale weekendy jak zawsze spędzam na wycieczkach. Rozpoczęły się Dyniowiska, jesienne jarmarki, a i nad morzem już przyjemnie, bo mało turystów, więc kursuję. Kawka i szarlotka w knajpce z widokiem na morze smakuje wyśmienicie!
ekkore, współczuję przygody z kolanem! Dobrze, że skończyło się tylko na stłuczeniu. smakosiu, trzymam kciuki, żeby skończyło się na nerwach.
Dąbrowko masz rację, czas leci przez palce. Tydzień się zaczyna, a zaraz się kończy.
Jutro do domu, jak się cieszę. Plan jedzeniowy ułożyłam w głowie, zobaczymy czy zrealizujemy. Jak nie, płaczu nie będzie.
Dziś będę długo w pracy, chyba dłużej niż standardowe długo. Bo w pracy mają meeting po godzinach. A potem wspólną kolację pracowniczą. Może ciotka zjedzie wcześniej, a jak nie to jakoś dam radę. Nie mam wiele do pakowania, jutro jadę jak się zbiorę.
Na piątek umówiłam się na kawę z koleżanką, poplotkujemy trochę.
Oj leci prędko czas. U nas pogoda w kratkę ,raz lato raz jesień i to taka prawdziwa z deszczem,nie mówiąc ile liści przy tym napadało. W sumie to już tak lecą od połowy sierpnia,a teraz tylko przyspieszyły. Tak czy inaczej lubię ten klimat.
Jak tam noga,a właściwie kolano. Opuchnęło,posiwiało? Dajesz radę czy jednak ból dość doskwiera? Mam nadzięję ,że jak najmniej.
Już ok. Stopa przestała, tu się najbardziej bałam skręcenia albo złamania. Jeszcze tylko kolano do wygojenia, to trochę zejdzie, jak zawsze. Ale nie boli.
Witam czwartkowo Jupi!!!!!!! Sukces! Zwycięstwo! Moje miejsce pracy obronione Wczoraj popołudniu zapadła decyzja w oparciu opinie społeczeństwa, że wcześniejszy pomysł był błędem i wszystko wraca na "stare, dobre tory". Jupi! Środa obfitowała w emocje. Po nocy z holterem byłam niewyspana. Poszłam oddać go a tam czekanie i czekanie... Spieszyłam się, bo byłam umówiona na małe szkolenie. Potem czekaliśmy na wieści a one się nie pojawiały. Wyszłam z pracy i pojechałam do rodziców. Chciałam zrobić zakupy a miałam przy uchu na żywo relację z posiedzenia i nagle padła decyzja - oczy mi się "zaświeciły" Wpadłam do rodziców z okrzykiem a po obiedzie świętowaliśmy otwierając szampana Wizytę u kardiologa mam w przyszłym tygodniu i wtedy się dowiem co "pokazał" holter. Dziś poranek pogodny, ale szary i trochę wilgotny. Cieszę się, bo w sobotę ma być 26 stopni. Po pracy mam gościa więc zakupy weekendowe będę robić dopiero w piątek.
Ekkore, miłego odpoczynku w domu u boku męża.
Zostawiam herbatę z cytryną. Częstujcie się. Dobrego dnia
Wrzesień zapukał drzwi, wszedł, rozsiadł się i zapowiedział, że zostanie z nami na trochę.
Pomaluje nasz świat na rudo, żółto i czerwono. I być może nie dokończy pracy, poprosi październik o pomoc.
Zapraszam wszystkich! Przysiądzcie się do września- na tarasie, w promieniach słońca czy przy kominku, gdy chłodem powieje.
Częstujcie się słodkimi darami jesieni w każdej postaci - ciasta, powidła czy sałatki.
Plus kawa, herbata do wyboru.
Nie zapomnijmy o historii. Bo choć czasami smutna, zawsze jest nauczycielem , gdy wyciągamy wnioski.
Witam wszystkich wrześniowo!
Witam poniedziałkowo i wrześniowo


Macie jakieś podpowiedzi dla "nowicjuszki"? 

Ekkore, doskonale zobrazowałaś wrzesień - idealne wprowadzenie. A skoro tak apetycznie i kolorowo zapraszasz do Kawiarenki, to ja już się "rozgaszczam"
Poranek chłodny, ale prawie bez wiatru i ze słońcem. Fantastycznie się maszerowało. Zrobiłam sobie dłuuuugi spacer. Musiałam wyjść wcześniej z domu, ale opłacało się
Wrzesień, to dla mnie miesiąc, w którym być może wyjaśni się sprawa co dalej z pracą. Pewnie bardziej w drugiej połowie. Wtedy też mam zaplanowaną wizytę lekarską i badanie holterem (pierwszy raz). Nie ukrywam, że stresuje mnie to. Mam wrażenie, że na samą myśl, iż co 15 minut będę słyszała, że właśnie zaczyna mi mierzyć (pompować rękaw), to już się będę denerwować
Dziś jak szłam, to na alejce leżało pełno wyschniętych liści. Słońce wyraźnie widać, że jest duuuużo niżej. Czytałam taką informację naukową właśnie o tym, że przyroda jest "zaprogramowana" na położenie słońca i to "podpowiada" drzewom kiedy mają zrzucać liście. Wynika z tego, że nie temperatura czy brak deszczu, ale właśnie promień padania światła słonecznego jest dla przyrody "biologicznym zegarem".
Pięknego, zdrowego i radosnego startu w nowy miesiąc
Maniu, dawno nie zaglądałaś do Kawiarenki - gdzie Ty gdzie? Może zaglądniesz?
Dzień dobry,
pięknie rozpoczęta wrześniowa kawiarenka ekkore!
Czytając Wasze podziękowania za sierpniową kawiarenkę, aż mnie za serducho złapało. Przemiłe kobietki jesteście - to ja jeszcze raz bardzo Wam dziękuję, że byłyście aktywne i za wspólne kawy niemal każdego ranka oraz za cudne kwiatki (chyba to marcinki - jedne z moich ulubionych). Na imię mam Magda, Agnieszko :)
smakosiu, jeśli wejdzie fotka z telefonu to oczywiście ją zrobię.
Bardzo mi miło Magdo ,moja rówieśniczko
A jam Katarzyna, tutaj Katrina.
A czasami Anna ( czytaj Ana), szczególnie u lekarza, gdy nie mogą wymówić imienia i nazwiska, używają prostszego, hehehe. Teraz już wiem, że to chodzi o mnie. Na drugie mam Anna.
Nota bene, z racji koloru włosów identyfikowalam się z Anią z Zielonego Wzgórza, żałując, że to nie moje pierwsze imię (choć Katarzynę zawsze lubiłam).
Wiecie dlaczego dostałyście swoje imię?
Moje jest z kalendarza. Rodzice jakoś nie myśleli o tym. Przyszła urzędniczka z USC do szpitala, dała mamie kalendarz i kazała wybierać, bo trzeba zarejestrować. A że 30 kwietnia, dwa dni po moich urodzinach imieniny taty (Katarzyny i Mariana), to zostałam Katarzyną.
Od studiów imieniny obchodziłam w listopadzie, a teraz to praktycznie wcale, z racji braku tradycji w narodzie. W domu pamiętamy i drobne upominki sobie robimy.
Ja dostałam imię po praprababci, czyli babci babci od strony mamusi
Oczywiście jej nie znałam,ale za to babcia już tak. Zmarła tuż przed wojną.
Oj chętnie się przysiądę na tarasie. Pogoda ładna, ciepło, wszak nadal jest lato
Oby nigdy więcej nasz kraj nie przeżywał takich okropności.
Witaj Ekkore ,nasza wrześniowa gospodyni. Piękne wprowadzenie w wrześniowy nastrój, nieco melancholijny i smutny, bo ta data przypomina straszny czas drugiej wojny światowej
A tam gdzie toczą się wojny ,oby jak najszybciej pojawił się pokój.
Dzień dobry, jak miło, że jesteście.
Dosiadam się z moją kawą, na chwilę.
Bo zaraz potem śniadanie i ruszamy.
Wczoraj był dzień miejski, luźniejszy, choć też na nogach.
Rano pojechaliśmy do kościoła, bazylika mniejsza, wyświecona dwa lata temu przez papieża Franciszka. W sobotę rocznica konsekracji.
Potem wyprawa na miejską górę, z widokiem na miasto. Roanoke Star. Albo Mill Mountain Star. Tak nazywają symbol (od nazwy góry), gwiazda postawiona w 1949 roku, jako symbol.
Na górze mnóstwo ludzi i bardzo mały parking, drugi ciut niżej dzielony do tego z zoo. Mieliśmy odpuścić, ale zauważyliśmy miejsce sporo niżej i zrobiła nam się piesza wspinaczka, na 20 minut.
Obeszlismy też wild flower garden. Na wiosnę musi być pięknie.
Choć teraz też niczego sobie. Przy okazji wiele się dowiedziałam, zobaczyłam z czego jest sporo moich ulubionych miodów. Albo takie, których nie próbowałam, bo już mieliśmy za dużo.
Mam miód z poplar tulip, nie sprawdziłam wcześniej co to, myślałam, że tulipanowy.
A to jest ogromne drzewo z gatunku magnolii, które ma kwiaty w postaci tulipanów, stąd nazwa.
Widziałam tam też mnóstwo nawloci. Miód jest z goldenrod, ale nie sprawdziłam co to, ot jakaś dziwna roślina lokalna.
Dopiero wczoraj, chciałam się dowiedzieć jak nazywa się nawloc po angielsku.
I od razu przypomniało mi się- mimozami jesień się zaczyna...
Teraz będę chorować na miód, bo tego chyba nie próbowałam.
Potem byliśmy w europejskim sklepie, głównie polskim. Prowadzi go Serb, ale ma mnóstwo polskich produktów, bo jest tutaj spora polska populacja.
Może kogoś spotkam.
Nota bene ksiądz w bazylice od razu poznał akcent i zapytał się czy jestem z Polski. Ucieszyłam się, że może Polak. Ale powiedział, że ma słuch, który pozwala mu zapamiętywać i rozpoznawać odmiany, różnice (fakt, ładnie śpiewał). I że sporo Polaków tutaj.
A na koniec obiad w lokalnej counrty style stekowni. Mąż wypatrzył jak pomylił drogę (przez nawigację, która w jednym miejscu źle pokazywała skręt w lewo, on pojechał dalej, ja zaraz potem zrobiłam nawrotke, chyba specjalnie było zrobione, bo nigdzie tam nie można było skręcić)
W menu mieli steki, burgery oraz sporo jedzenia jak z babcinej kuchni (nie przepadam za tym, ale Amerykanie uwielbiają).
Bar sałatkowy na 4 rzędy, obejmował też warzywa na gorąco, zupy, ciasta oraz lody.
Do dania był tani, ale nie pozwalał zabrać dania głównego do domu.
Jako osobne danie był chyba najtańszą pozycją w menu.
Myśmy poszli na steki, te niby jedne z droższych, ale i tak taniej niż gdzie indziej.
Następnym razem żeberka.
Planów było więcej, ale wyszło jak wyszło.
Bardziej niedzielnie, leniwie, spacerowo, na luzie.
Plany nie uciekną, będą kiedyś
Jak zawsze zostawiam trochę zdjęć
Ja się urodziłam w Magdy i stąd moje imię :)
smakosiu mój dywan specjalnie dla ciebie, choć to tylko kawałek bo jest duży i nie mam jak objąć całości.
Goplano, fajnie że jesteśmy rówieśnicami - teraz czas zmian dla nas (wiesz o co chodzi?;))
ekkore, widzę że dużo zwiedzasz. Ja też kiedy tylko mogę to gdzieś wyruszam z mężem - szkoda czasu na siedzenie w domu, gdy pogoda jeszcze ładna.
Domyślam się o co chodzi. No cóż ,takie życie, druga młodość
A co do wyjazdów ,to mój mąż nigdy specjalnie nie był chętny,ostatnimi laty powtarzał: jeszcze czas,jeszcze czas jak z tą Pragą. Kiedy jednak jego brat odszedł w tragicznych okolicznościach,coś w nim pękło,nie chce tracić ani chwili. Stąd ten dość nieoczekiwany wyjazd do Czech.
My pod względem wyjazdów, pakowania, planowania tego jesteśmy dobrani idealnie.
Mój mąż ma marzenia, co i gdzie chciałbym zobaczyć, mnie wszystko jedno byle oglądać, zwiedzać.
Odmawiam jedynie zwiedzania ogromnych militarnych muzeów, gdzie są boiska (kilka) i hangary pełne czołgów, samolotów.
Czołg to czołg wystarczy jeden czy kilka, po co mi setka. Niech jedzie sam.
Choć są muzea wojskowe, które wywarły wrażenie, lubię je i lubię wracać (z gośćmi np).
Lubię fortyfikacje, bo jak mi się znudza militaria zazwyczaj mogę podziwiać widoki, dopóki mąż nie obejrzy wszystkiego.
Nie zwiedzamy razem, on musi obejrzeć wszystko, ja tylko omiatam wzrokiem, gdy coś przykuje moją uwagę, czytam wszystko.
Potem czekam na niego. Wczoraj to on czekał na mnie, gdy utknęłam w ogrodach, podziwiając, dotykając, wąchając rośliny.
Ze swej strony lubię oglądać kamienie (geologia), ogrody wszelakie, naczynia, garnki, stroje.
Oooo jaki super! Czegoś takiego szukam! Chyba wspominałaś gdzie go kupowałaś...? Naprawdę świetny. No i nie podaruję sobie i muszę skomentować ten Twój "kącik" z fotki. Masz bardzo przytulne mieszkanie i dokładnie w takim stylu, jak lubię. Super!
dziękuję smakosiu :) Kupiłam w Leroy Merlin.
Bardzo dziękuję za wiadomość. Wybiorę się i sprawdzę czy będzie pasował do mojego pokoju.
Jak zerknęłam na to Twoje wnętrze, to wyobraziłam sobie jak jest przyjemnie siedzieć w fotelu z kawą, przy delikatnym, ciepłym świetle lampy i świecy. Jeszcze tylko delikatna muzyka jazzowa i już nic więcej nie potrzeba
Kościoły jak zwykle robią wrażenie swoimi sklepieniami. Ale nic nie przebije panoramy - bardzo urokliwe miejsce. Nawłoć też się prezentuje okazale. Jak na nią patrzę, to myślę, że to zdjęcie musiało być robione w Polsce
Tak mam odczucia kiedy ją widzę .
Hej, hej w poniedziałek.
Intensywna laba zakończona, trzeba do pracy.
Oczywiście bez zmiany planów się nie obeszło.
Pojechaliśmy do domu Thomasa Jeffersona. Monticello. Mały dom (na obrazku ulotki informacyjnej), co można tam robić, godzina wystarczy, po lunchu jedziemy przez góry.
Kupiliśmy bilety, już wtedy powiedziałam, żegnajcie góry. Ale ciągle mieliśmy nadzieję.
Mieliśmy zwiedzanie domu oraz skorzystaliśmy z połowy (45 minut pani zajęło, rewelacyjna przewodniczka, ogromna wiedza) oprowadzania po ogrodach. Bo musieliśmy iść na zwiedzanie domu, to było na czas.
Wyszliśmy po 5 godzinach, do domu dotarliśmy później niż zakładałam.
A przed byliśmy na miejscu upamietniajacym konfederację i generałów Lee i Jacksona.
Plus dwa punkty widokowe z autostrady. Jeden upamietniajacy pracowników budujących autostradę.
Intensywny dzień był. Jestem pod wrazeniem Jeffersona. Wszechstronnie utalentowany i wykształcony człowiek, który wolałby być ogrodnikiem niż prezydentem. Edukator, który lubił uczyć.
Założyciel uniwersytetu w Charlottesville, na który sobie patrzył przez wycinkę w drzewach, zachowaną do dzisiaj.
Wspaniały artysta, architekt, wielokrotnie przebudowujacy swoje miejsce zamieszkania.
On się tam urodził, tylko na innym wzgórzu, gdzie był dom rodziców.
Kilka zdjęć dla Was. Sporo się zrobiło.
Na mnie ogromne wrażenie zrobił ogród.
Uprawiał cukinie, długie jak węże, nie widziałam w życiu takich, gryke, sezam, kukurydzę, dynie, figi. Kilka roślin których nie znam, a nie mają tabliczki co to.
Z drzew, które ścieli w 2018, gdy miał przyjść huragan, zrobili ławki.
Wow,ale zachwycające ujęcia! Przepiękne tereny,widoki i kwiaty. Ogród wspaniały. Świat jest taki piękny,zwłaszcza przyroda i zabytki. Mają w sobie duszę,to coś co przyciąga. Dzięki Kasiu za cudowną fotorelację
Ta roślina mnie ,zachwycila. Wygląda trochę jak liczi, ale liście inne.
Zaczęłam szukać co to może być.
To drzewko rycynowe. Owoce są trujące, jako rycyna olej może być używany po obróbce cieplnej, która dezaktywuje truciznę.
Witam wrześniowo-wtorkowo
Jaka u Was pogoda? U nas grzeje jak w środku lata,ale to dobrze,nie trzeba wydawać na ogrzewanie,które z każdym rokiem coraz droższe.
Ja tak tylko na chwilkę,bo zaraz jadę na rehabilitację.Ustawili mi na 13:30,ale ostatnio zajechałąm 45 minut wcześniej i się załapałam,bo ktoś nie przyszedł.
W zasadzie codziennie tak jest. Fizjoterapeuci komentują,że ludzie się zapisują ,a potem nie przychodzą,podczas gdy inni też potrzebują pomocy.
U mnie jak się nie stawisz albo nie odwołasz wizyty 24 lub 48 godzin przed, w zależności od miejsca, zapłacisz stałą kwotę, której ubezpieczenie nie pokrywa. To ma inny kod.
Także wizyt trzeba pilnować.
Trzymam kciuki za fizykoterapie, niech przyniesie pomoc i ulgę. One naprawdę potrafią czynić cuda, odwlekajac bardziej skomplikowane zabiegi czy ograniczając leki.
Pogoda u mnie mieszana, górska. Rano chłodno, po 11-14 stopni, w dzień 25-27. Ale odczuwalne chłodniej, przynajmniej dla mnie, po moim oceanicznym klimacie, gdzie chłodniejsza temperatura jest odczuwalna cieplej, bo ziemia się nie wychładza przez noc, utrzymując temperaturę.
Dzień dobry,
U mnie ciepło dosyć jest ale już bez słońca i błękitnego nieba jak było wczoraj. Całe lato pogoda niestabilna.
Z tego co widzę w pogodzie to do końca lata można biegać w letnich ciuchach z awaryjnym sweterkiem pod pachą rano i wieczorem. Oby jesień była ładna i słoneczna!
Dzień dobry :)
A co tu tak cicho od rana? Ja po śniadaniu w pracy dopiero i na chwilkę wpadłam do Was pijąc herbatkę malinową.
Dzisiaj ładna pogoda ale wczoraj po południu i wieczorem przeszły dwie spektakularne burze! Takich piorunów to dawno nie widziałam.
U mnie to było jeszcze przed pierwszym budzikiem, dopiero teraz wstałam.
6 godzin różnicy.
Hej hej wczesnym świtem. Wracam na tradycyjne tory pracowe, nie jest łatwo, po dwóch miesiącach późniejszego wstawania. Ciało chce spać. Z tydzień i się przestawię.
Mąż wyjeżdża, zobaczymy jak nam pójdzie miesiąc rozłąki, przyjedzie w październiku, termin dobierzemy do kolorów jesieni.
Witam środowo

Wczoraj cały czas do Was szłam i nie mogłam dojść. Miałam jakiś intensywny dzień i ile razy chciałam coś zaplanować, to zawsze wskakiwało coś innego. Pogoda była do kitu, praktycznie cały dzień padało.
Dziś rano gęsta mgła i chłodek a teraz już wyraźnie wygląda zza chmur słońce. Zapowiada się fajne popołudnie.
W planach odwiedziny rodziców i jak się uda, to zrobimy sobie z Mamą spacer. Czasami plany to jedno a życie, to drugie
Zmykam do papierów na biurku.
Dobrego dnia
Witam w samo południe
Podobnie jak pomidory i ogórki. A Wy macie ulubione warzywka które mogłybyście jeść codziennie?
Coś dzisiaj nie mogłam się zebrać ze wstaniem. Krople deszczu delikatnie bębniły po szybie kołysząc mnie do snu. Gdyby nie budzik spałabym do 8 a nawet 9-tej
Wczoraj było tak duszno ,że karetki non stop jeździły. Dobrze, że dziś już się troszkę ochłodziło. Co tam gotujecie? U mnie dziś będzie barszcz czerwony. Na marginesie, moja ulubiona zupa. W ogóle uwielbiam buraki w każdej postaci.
Mogłabym jeść codziennie i by mi się nie znudziły
Pozdrawiam środowo
smakosiu, jak ja ciebie rozumiem - w tygodniu pracy naprawdę ciężko o nadwyżkę wolnego czasu, a jak już jest to człowiek siada i czuje się wypompowany.
goplano - i ja lubię bardzo buraki w różnych odsłonach. Bardzo lubię buraczkową, buraki tarte podsmażone z cebulką do obiadu i podane z serem i orzechami na rukoli.
Jestem sezonowa i lubię zajadać się warzywami, na które obecnie jest sezon. Teraz wcinam dużo pomidorów i paprykę, fasolkę szparagową ;) ale czekam już na dynię i brukselkę. Czasami w sezonie np. dyniowym objem się tak dyni, że na rok mi wystarczy, bo patrzeć nie mogę hehe
Ja też już czekam na dynię. Szczególnie na Hokkaido, bo nie trzeba obierać
taka pokrojona na kawałki i upieczona w piekarniku jest doskonała sama w sobie, ale też świetna do sałatek czy na zupę dyniową. Kiedyś nie lubiłam brukselki. Okazało się, że jak głupek zbyt długo ją gotowałam, bo kiedy jest na wpół twarda smakuje doskonale
Aż mi kubki smakowe zaświrowały na myśl o tych podsmażanych buraczkach z orzechami. Nigdy nie jadłam w takim zestawie a już czuję ten smak.Muszę zrobić przy najbliższej okazji. Myślę,że rodzince zasmakuje. Napisz mi tylko jaki ma być ser
Lubię większość warzyw. Generalnie nie lubię powtarzalności w tym samym układzie, muszą być przerwy.
Najczęściej jem ogórki, pomidory i paprykę. I najbardziej lubię. I oczywiście sałaty.
Nie przepadam za dynią, ale dam radę zjeść raz czy dwa razy w sezonie i brukselka, po niej dodatkowo źle się czuję.
Po bakłażanie źle się czuję, choć lubię.
I to chyba wszystko na tą chwilę co pamiętam.
Ja brukselki wręcz nie znoszę,podobnie jak jarmużu..wiem,wiem zdrowe ,ale delikatnie mówiąc nie trawię. A mężowski przeciwnie, jadłby codziennie. Sałaty też lubię z wykluczeniem lodowej. Kiedyś jadłam w nadmiarze i dziś po prostu na samą myśl..
Za to jak kiedyś nie lubiłam szpinaku,tak teraz chętnie zjem 
Jeśli chodzi o bakłażana,to nigdy w życiu nie jadłam,dziwne co?
Wszystko przed Tobą
Jeśli chodzi o warzywa, to lubię prawie wszystkie, ale jeśli pytasz o ulubione, to czerwona papryka i pomidory. Niestety nie zawsze wszystko jest jednakowo smaczne. Czasami papryka wiewa dziwny zapach a pomidory bywają czerwone i w środku niedojrzałe. Bardzo też lubię awokado, ale to już owoc
Pomidor i marchew też owoc.
Pomidor z botanicznego punktu widzenie, to faktycznie owoc, bo powstaje z kwiatu i zawiera nasiona. Co do marchwi, to trudno mi się zgodzić - to klasyczne warzywo korzeniowe.
W Hiszpanii owoc. Pamiętam śmichy lata temu.
Dla nas to podstawowe warzywo na zupę, bez niej nie ma żadnego wywaru.
Plus wiele innych zastosowan - surówki, przetwory na zimę czy zjadana luzem.
Ciasto marchewkowe to niejako nowość, choć się zadomowiła.
Witam czwartkowo
Okno otwarte na oścież. Ktoś kosi trawę od samego rana i mam trochę hałasu, ale i tak jest przyjemnie. Wczoraj był super dzień. Sporo słońca. Naenergetyzowałam się tak, że dziś założyłam bluzkę z krótkim rękawkiem. Oczywiście na poranny spacer trzeba było zarzucić koszulę.
Po pracy idę do fryzjera - czas podciąć. Tradycyjnie idę, bo muszę a tak naprawdę nie lubię. Potem muszę trochę ogarnąć ten przybalkonowy ogródek. Spadło od groma liści z moich bambusów więc czeka mnie grabienie. Na szczęście jeszcze nie muszę kosić trawy. Obiad zapowiada się na szybko czyli coś wymyślę, ale co...? Brak planów.
Może herbaty?
Dobrego dnia
No i zostałam sama.
W pracy pierwszy dzień pełen aktywności jak dawniej.
Ciało się odzwyczaiło, wieczorem byłam zmęczona bardziej niż normalnie. Ale też czas szybciej leciał.
Do łóżka poszłam wcześniej niż normalnie (a idę spać z kurami normalnie). I pobudka bolała.
Wszystko wróci na stare tory, mam nadzieję.
Ale czekam leniwego weekendu.
Piątek, piąteczek, piąteluniek
Uśmiecham się od ucha do ucha na samą myśl, że od jutra luzik. Wczoraj wieczorem jak zaczęłam o tym myśleć, to tak się "wewnętrznie" rozentuzjazmowałam, że potem nie mogłam zasnąć
Tak więc mam już ogarniętą czuprynę i wyjątkowo uważam, że całkiem dobrze to wyszło. Po powrocie do domu szybko się zmobilizowałam i poszłam grabić liście. Trawnik odżył i teraz znowu jest ładnie. Tylko wkurzyłam się po powrocie do domu, bo poszłam na balkon podziwiać swoje dzieło a tu nagle ku mojemu zaskoczeniu zobaczyłam dwa nowe papierosowe niedopałki. Co za ludzie! Szkoda, że nie wiem skąd to zleciało. Wrr!!!
Zrobię sobie (jak nie będzie telefonów) wieczór filmowy.
Jupi!
Jupi!
Wczoraj "zaliczyłam fryzjera" jakby to nie zabrzmiało
Potem pobiegłam po zakupy a na koniec jeszcze ogarnęłam mieszkanie. Uf! Mam dzisiaj luzik po powrocie do domu
Poranek super - piękny wschód słońca. Niebo było czerwono-różowe. Wyszłam wcześniej i zrobiłam wyjątkowo długi spacer.
Jeszcze siedem godzin i zaczynam weekend
Dobrego dnia
Dzień dobry,
Ja też po fryzjerze smakosiu - musiałam podciąć moją kręconą czuprynę i położyć kolor, bo jeszcze siwych włosów, które zaczynają mi się pojawiać nie toleruję ;)
Ja po pracy zabiorę się za porządki weekendowe w mieszkanku, bo w weekend znowu spotkania rodzinne i ze znajomymi nas czekają, a jeszcze planuję wyskoczyć do losu zobaczyć jaka sytuacja z grzybami u mnie.
Ja też się cieszę na piątek.
Dwa dni bez wstawania na budzik przede mną.
Dzisiaj trochę lepiej ze wstawaniem było.
Jeszcze z tydzień i będzie dobrze.
Ja nie farbuje, choć posiwialam bardzo. Dobrze, że tylko ja to widzę.
Włosy straciły ogień, choć przez siwizne ciekawe pasemka wyszły.
Wyglądam jak jesienny las, gdy pierwszy przymrozek pokrył ogień szadzia.
Takiego koloru nie uzyskam żadną farbą.
Nie wiem czy będę farbować. Blond to nue moja bajka, jakoś się nie czuję.
A ciemne (kasztan, mahon) też mi nie leżą.
Zresztą i tak nie wiem co by wyszło.
Bardzo rzadko farbowałam, nigdy nie było jak chciałam, dobrze, że włosy szybko zjadły farbę. Raz byłam czarna jak skrzydło kruka. 3 miesięczny syn płakał ze strachu na mój widok. Z siostrą zrobiłyśmy włosy z jednej mieszanki, jej wyszło jak trzeba, a mnie nie.
Po tygodniu włosy zjadły farbę, wróciłam do swojego koloru (to była regularna farba, nic nie wymylam z koloru przy myciu włosów).
Dąbrowko jak ja zawsze chciałam mieć kręcone włosy, a natura dała proste, sztywne, gęste.
I zielone oczy (do rudego). A mam szaro niebieskie.
Ale, że ubieram się głównie na zielono, jeszcze jak się malowałam to makijaż w zielonej tonacji, niektórzy myśleli, że mam zielone.
I mysleli, że mam kręcone, a to była trwała, która starczała mi na jakieś dwa lata, potem robiłam następną. Jak ścięłam na krócej, to było zdziwienie- to ty masz proste włosy.
Witam sobotnio
Cisza poranna. W zasadzie to już nie poranna, bo nie wiedzieć kiedy pykła dziesiąta. Wstałam przed siódmą, zrobiłam kawę i posłuchałam subskrybowanego kanału na YouTube . Taki fajny spokój poczułam. Potem śniadanie czyli tradycyjnie jajecznica
Telefon do rodziców, potem chwila rozmowy z Połówkiem i czas leci. Dziś mam dużo energii więc zabrałam się za zmianę pościeli, pranie itp. Za oknem chłodek i to mnie powstrzymuje przed myciem okien. Chyba będzie padać. 
Oooo jestem pierwszą
Zakupy mam na szczęście zrobione więc nie muszę nigdzie gnać . Oooo, wola mnie pralka, że skończyła swoje zadanie. Czas na mnie
Dobrego dnia
Sobota nadeszła. Miałam spać do oporu, opór okazał się 20 minut po czasie budzika.
Takie życie, hehehe.
Kawa, leniwe internety i możemy zaczynać dzień gospodarczy.
No i oczywiście śniadanie.
Zrobię sobie dzisiaj awokado faszerowane mięsem z kraba.
I muszę wymyślić obiad. Miliony pomysłów, wszystko bym zjadła i na nic nie mam ochoty. Może coś kupię, może ochota mi się wyklaruje.
Jutro ugotuję potrawkę z kurczaka w stylu tajskim. A może po karaibsku, to będę miała na poniedziałek gotowy obiad. Resztę zamrożę.
Pranie, sprzątanie, zakupy. Coś upiec trzeba.
FB podpowiedział mi przepis na tartę dyniowa. Nabrałam ochoty. Tylko kto to zje potem.
Lepiej ziarniaczki upiekę, to może poleżeć.
Żołędzie w pracy atakują. A jak to boli.
Najpierw Mały oberwał w głowę. Płakał bardzo, myślałam, że nadwrażliwy.
Ale po południu ja oberwałam w nogę. To naprawdę boli, pocisk z nieba, znaczy z drzewa.
A ja z kolei nie zmrużyłam oka. Mimo ,że pogoda idealna do spania,bo się ochłodziło i zaczęło padać,nie mogłam zasnąć. Wszystko przez ból kolana. Znowu to samo. Zabiegi zamiast uśmierzać spotęgowały ból. Nie martwię się tym,bo wiem jak było ostatnio. Dopiero po 1,5 miesiącu była wyraźna poprawa.
U nas na obiad "Gyros jak z knajpy'' z przepisu Renatyz36 ,jak zawsze bardzo smaczne jedzonko.
U mnie po rehabilitacji na początku było gorzej, poprawa przychodziła po, ledwie zauważalna, jak zdziwienie, o już nie boli.
Może u Ciebie też tak będzie?
Życzę poprawy.
No właśnie tak było jak miałam rehabilitację na początku marca. Dopiero w połowie kwietnia odczułam wyraźną poprawę i przestało boleć.
Jako, że rano wstałam, znalazłam targ nie tak daleko mnie.
Tak się cieszę, że musiałam Wam się pochwalić.
Generalnie, gdzie nie chcę jechać, wszędzie jest 12 - 15 minut. Blisko
Przytargałam (przywiozłam) dwa wózki plażowe zakupów, bo zapas zgrzewek wody nabyłam, zaraz ruszam na kolejne. Żeby już mieć z głowy.
Zobaczcie moje zakupy z targu. Cukinie, bakłażany, pomidory, gruszki, brzoskwinie. Fasolka szparagowa została, bo byłoby za dużo.
Ale będzie wyżerka.
Za tydzień pojadę na inny targ, zobaczymy co tam mają.
Ale fajnie - teraz masz tyle nowości i niespodzianek. Nowe miejsca pozwalają cieszyć się zwykłymi, małymi rzeczami i to jest super!
Witam niedzielowo
Poczułam wyraźnie, że ziemia zaczyna pachnieć liśćmi .
Dziś mam inny, niż zwykle poranek, bo obudziłam się tuż przed ósmą. Aż się zdziwiłam.
Wczoraj był dobry dzień. Udało mi się zrobić sporo rzeczy. Zmieniłam pościel, potem zrobiłam większe pranie a na koniec pomylam wszystkie okna i posprzątałam balkon. Pogoda sprzyjała więc aż się chciało robić. Potem się zachmurzyło i pomyślałam , że w nagrodę zrobię sobie seans filmowy z Netflixa. Zaczęłam kilka filmów i żaden nie nadawał się do oglądania . Wydawały mi się jakieś płytkie, słaba gra aktorska albo lektor, którego nie da się słuchać . Lubię filmy psychologiczne, biograficzne, trailery , ale oparte na faktach bez tej siekaniny. No normalnie nie udało mi się znaleźć. Może coś polećcie z tej platformy?
Dziś mam luzik. Na śniadanie zjadłam pół papryki wymieszanej z poznańskim twarożkiem . Bardzo to lubię. Na obiad będzie sałatka z wędzonym łososiem.
Pogoda za oknem przyjemna, ale nadchodzą jakieś gęste chmury. Stanęłam na balkonie w promieniach i zrobiło mi się tak błogo
Chcemy czy nie słońce jest nisko więc jesień wnika w przestrzeń "bez pukania".
Dobrego dnia
No to dzisiaj pospałam, obudziłam się po 7.
To jak nie ja. Ale odpoczęłam.
Wyprawa po górach (czytaj na zakupy) była owocna, natargalam dobra, że hoho.
Kupiłam sobie bagietke ciabatta, nawet dobra.
Oczywiście do tego oliwy smakowe. I miałam obiad.
Trochę (większość) zamrożę na zaś.
A dziś będzie na śniadanie zapiekanka z owej bułki, z serem pleśniowym i pomidor na to.
Jutro zrobię sobie grzanki, na to oliwa, sałata, pomidor z targu i cebula.
Jak kupię ser gruyere, to będzie kanapka - zapiekanka, jaką jedliśmy w Monticello (w domu Jeffersona), jakie to było dobre. Z szynką, setem, sałatą. Dawni mi tak amerykańska szynka nie smakowała. Uwedzona perfekcyjnie, delikatna. Ciekawe czy smak to jej zasługa, czy sera.
Dzisiajszy obiad nie może mi się wyklarować.
Coś wydaje mi się, że stanie na aglio olio et peperoncino. Będę musiała coś z drugą połową makaronu jutro zrobić, pewnie z sosem pomidorowym.
Dzisiaj prawie ruszyłam w świat. FB podpowiedział mi dwie imprezy - festiwal słoneczników i festiwal jabłek.
No i napaliłam się na słoneczniki, bo jabłka tylko za tydzień. Ale po chwili, masz leniwą niedzielę, siedzisz na tyłku.
Potem doczytałam, że jabłka to bardziej targowisko.
Więc pospałam, idę do kościoła, a potem leniwie w domu.
Smakosiu oferta kanałów filmowych jest okropna. My nie mamy Netflixa, ale kilka innych.
Mężowi udało się zainstalować paramount. I prime (amazon) mam w wersji bardzo ubogiej, od właścicieli, bo nie ma opcji przelogowania.
I wczoraj zaczynałam dwa filmy na prime, miałam wrażenie, że oglądam takie z czasów kaset VHS, zły głos, zła akcja. Odpuściłam.
Obejrzałam jakiś na paramount, który też średnio zachwycał, ale coś leciało w tle.
Ja średnio lubię oglądać. W kinie, bo wtedy jestem dla filmu. W domu to mi się wtedy wszystko przypomina czego nie zrobiłam i ciężko mi się skupić. Choć są niezłe filmy.
Nie lubię wojennych ani mordobicia, choć niektóre filmy akcji są zrobione rewelacyjnie. Nie lubie fantasy, anime, a to wszystko to kategorie mojego męża.
Nie lubię kryminałów, horrorów.
Dla mnie film musi mieć gładką akcję, o czym by nie był.
To ja mam podobnie czyli zero wojennych, mordobicia, fantazy, anime, kryminałów i horrorów. Hm...może dlatego tak mi trudno znaleźć coś dla siebie...?
No ale gdzie są te dobre komedie z życia wzięte a nie głupawe popisy. Gdzie są piękne i pokazujące historię filmy kostiumowe oparte na życiu? Gdzie są ciekawe filmy obyczajowe bez bazowania na nowo modzie i pokazujące prawdziwy rys psychologiczny człowieka? Ech, wszystko idzie w stronę produkcji, która niczego nie wnosi a jedynie ma się sprzedać.
Oj jak ja Cię rozumiem.
Lubię lekkie filmy, ale z polotem, z wartka akcją, zawartą, tworząca całość, a nie, że na koniec zadajesz pytanie - w zasadzie to po co był ten film.
Czasami romansidła mają lepszą fabułę. Tyle, że to ciągle ten sam schemat w innej scenerii. Jak sobie obejrzę dwa czy trzy, to potem z rok przerwy.
Witam poniedziałkowo

Pomyśleć, że dopiero co czekaliśmy na weekend, radocha, bo już piątek i co? I "koniec balu panno Lalu". Nie ma zmiłuj - trzeba startować z nowym tygodniem i odliczać dni do piątku
Pogoda całkiem przyjemna, ale na termometrze tylko 11 stopni.
Z przyjemnością wypiję gorącą herbatę. Zostawiam w dzbanku jeśli ktoś ma ochotę.
Dobrego dnia
Dzień dobry,
tak smakosiu, te weekendy są zdecydowanie za krótkie ;)
Ja uwielbiam targi i jarmarki - u nas ich nie brakuje. Lubię te eko, albo prosto od rolnika, poza miastem są punkty, gdzie można kupić od lokalnych rolników/producentów warzywa, owoce, nabiał, rękodzieło i kosmetyki itp.
Te wszystkie dni jabłek, ziemniaka też są bardzo fajne - nie dość, że można się obkupić to jeszcze najeść pyszności od pań z Kół Gospodyń Wiejskich.
Pogoda jeszcze przez dwa dni u mnie ma być letnia a potem już bardziej jesiennie się zrobi: deszcz i temperatura spadnie. Czas przejrzeć ciuchy na sezon, co tam potrzebne a co można oddać.
Skoro mowa o rynkach, to gdy gdzieś wyjeżdżam, to zawsze szukam informacji kiedy są otwierane. Zazwyczaj jeden dzień w tygodniu. Jak dotychczas najfajniejszy a raczej najbardziej atrakcyjny w produkty był ten, który jest w Jeleniej Górze. Otwarty jest w każdą sobotę.
A tu adres dla zainteresowanych:
Targ Rolny Górskie Smaki
ul. Jana III Sobieskiego 53
58-500 Jelenia Góra
U mnie 9 teraz, jutro ma być 8. Jest prz3dc5 rano. Po południu będzie 22
W domu 17.
Piątek i sobota były gorące w dzień.
To i w niedzielę bez sprawdzenia pogody, na 11.30 wybrałam się na letniaka. A było jakieś 16-17 stopni.
Wczoraj poszłam do kościoła, najbliżej mnie, 5 minut samochodem. I zostanie moim na czas pobytu tutaj. Piękna oprawa muzyczna - gitara, skrzypce do pianina i organów.
Plus teksty wszystkiego śpiewanego na wielkim ekranie.
Potem do domu. Upiekłam swoje bułki oraz ziarniaczki. Po południu wybrałam się do sklepu, do TJ max, tak turystycznie, pooglądać. I kupić jakieś wyjściowe bluzki z krótkim rękawem.
Bo zabrałam tylko koszulki sportowe, do pracy oraz bardziej wyjściowe z długim rękawem i długie spodnie. Nim mąż by mi przywiózł, mogłoby zrobić się zimno.
Sklep mi się nie podobał kompletnie. Połączony tj max z home goods, wszystko ciasne, zawalone.
W Greenville to dwa osobne sklepy, przestrzenne. A tu oba upchniete na powierzchni jednego.
Kupiłam dwie bluzki i polską czekoladę z wedla. O smaku tiramisu. Tak się ucieszyłam, że polska, że musiałam spróbować.
Smakuje niczym, a w zasadzie cukrem.
Nie czuć kompletnie tiramisu.
Rozczarowanie roku.
Teraz trzeba się szykować do pracy, bo nie ma lekko, samo się nie pójdzie.
Witam po południu
No ,ja już po zabiegach. Można by powiedzieć wreszcie,bo strasznie mnie osłabiają. Potem tylko śpiąca jestem,a dziś to szczególnie bo deszcz pada. Nawet zagrzmiało. Po zabiegach poszłam do azjatyckiej knajpki na chrupiące krewetki. Pyszne i co ważne świeże. Do tego ryż i surówka.
Bardzo dobre,w ogóle lubię owoce morza. Gdyby nie były drogie wprowadziłabym do naszego menu na co dzień, bo wszyscy bardzo lubimy. A Wy kochane lubicie?
Ja uwielbiam - krewetki, przegrzebki, wylupane mięso kraba (kupuję pasteryzowane, całego nie mam pojęcia jak się do niego zabrać), ostrygi w wersji Rockefeller (na surowo nie zjem), zupę z małży.
Nie lubię tylko kalmarow, bo za gumowate dla mnie. Oraz średnio ośmiornice, choć te zjem w wersji mini.
A przed wyjazdem do Stanów miałam żadnych robali nie ruszyć.
Ale jak wejdziesz między wrony, musisz krakać tak jak one, jakby nie było mieszkam w oceanicznej części.
Pierwsze podejście przepłaciłam nocą na desce, ale to podobno normalna reakcja.
Najczęściej jem krewetki, bo są relatywnie tanie. Kupuję mrożone, bo takiej z oczami to bym nie oprawila.
Jeszcze wcześniej regularnie kupowałam przegrzebki, ale jak cena wzrosła razy dwa, to wolę ryby kupić.
Ośmiornice jadłam na rejsie, ostrygi tylko w restauracji, przeraża mnie otwieranie ich.
A małże to z puszki (w domu) albo w restauracji.
Mięso kraba z pudełka. O już wiem lubię soft shell, zjadasz całego, bez wybierania.
Idąc do sklepu - o piersi z kurczaka 3 dolary, jak drogo, wieprzowina 4, za drogo.
Krewetki 6 super cena, ryby inne niż tilapia powyżej 10 - całkiem przyzwoita cena.
Ceny takie orientacyjne, dla pokazania proporcji, bo wszystko podrożało bardzo, z każdą wizytą jest drożej
Patrzę na te ceny, które podałaś, to w moim odczuciu u Was wszystko jest tańsze. Niesamowite patrząc na proporcje zarobkowe.
Za funt, nie za kilogram. A funt to 453 g jakoś tak.
Aaaa, to już insza inszość
Ja także uwielbiam krewetki.Kalmary jadłam w Chorwacji,podobnie jak ośmiornicę,dodam,że mi smakowały i to bardzo. Wzięliśmy wtedy teściową ,a ona delikatnie mówiąc kręciła nosem,nie dałą rady zjeść.Dostała więc ''brancina na żaru'' , jakoś tak się ta ryba z pieca nazywała. Zresztą nam też i to bardzo. Uwielbiam w Chorwacji to,że tam jest wszystko świeże.Prosto z morza na patelnię. Niestety od czasu wybuchu pandemii Chorwacja strasznie zdrożała. Namawiałam mężowskiego,abyśmy w tym roku jechali,ale nie dał się przekonać. Mówi,że może w przyszłym roku. Zobaczymy.
Owoce morza jadam w zasadzie głównie podczas wyjazdów wakacyjnych. Mam tu na myśli wyjazdy do ciepłych krajów. Wtedy to zajadam się smażonymi kalmarami. Sama nie robię, bo wiem, że nie jest to takie proste żeby nie wyszły "gumowe". W Portugalii jadłam najlepszą sałatkę z kraba i już nigdy później nie trafiłam na takie danie. Ośmiornice zjem, ale nie jestem fanką. Natomiast krewetki nie wiedzieć czemu jakoś omijam, podświadomie czuję, że to nie moja bajka. Próbowałam wiele razy, ale mnie nie kuszą. Ale teraz mi się przypomniało, że kiedyś robiłam taką zupę pod nazwą "Kalmary gotowane a la flaczki" (jest w moich przepisach). W tej wersji smakują wyjątkowo.
https://wielkiezarcie.com/przepisy/kalmary-gotowane-a-la-flaczki-30011632
Witam wtorkowo
Kolejny, pogodny dzień. W tej chwili jest 13 stopni.
Pracy nie mam dużo, ale cały czas czuje się w biurze wiszące napięcie w powietrzu. Ludzie są nerwowi. Każdy czeka co dalej...? Urzędnicy mają się spotkać i debatować, ale to dopiero w drugiej połowie miesiąca.
Dziś jadę do rodziców więc dzień zleci bardzo szybko i wrócę do domu wieczorem.
No nic, czas zabrać się za papiery na biurku.
Dobrego dnia
Dzień dobry :)
Ja też lubię owoce morza i czasami robię z nimi obiady - głównie z krewetkami ale jak jestem w Chorwacji to pierwsze co idziemy na Rybną Platę z owocami morzami i tam mi one najlepiej smakują oraz prażone kalmary.
U mnie nad morzem modne stały się malutkie smażone na głębokim oleju rybki, które podawane są jak frytki - bierze się na wynos i wcina. Bardzo mi smakują.
Ceny w USA są zbliżone do PLN z tego co widzę. W wakacje gościłam kolegę z Florydy, który mieszka tam od 30 lat, to mówi że niesamowicie zmieniła się wartość pieniądza. Teraz praktycznie jest 1:1, a w wielu przypadkach u nas jest drożej :(
U mnie nad morzem to w ogóle ceny odstają od reszty kraju, bo miejscowości turystyczne, cały rok dużo turystów z całego świata to trzeba korzystać i potem są tzw. rachunki grozy. Toteż my zawsze w szoku jesteśmy jadąc gdzieś np. na południe kraju jaka różnica jest w cenach a na bazarach to nawet mój mąż jak przyszło mu zapłacić 50 zł za całą siatkę owoców i warzyw to myślał, że się pani pomyliła haha.
Z cenami jest różnie.
Do zarobków to w Stanach większość jest tańsza, nawet jak za funta na wagę, nie kilogram. Bez przeliczania.
W stosunku do Polski część jest droższa, część tańsza. To po przeliczeniu na złotówki.
Natomiast jedzenie restauracyjne w Polsce wydawało mi się piekielnie drogie, jak byłam dwa lata temu.
Porównywalne do cen amerykańskich.
Przy czym my zarabiamy mimo wszystko więcej.
Mój Tato jak był w czerwcu w Ustroniu Morskim wspominał o tych rybkach jak frytki ,mówił,że są bardzo smaczne i chrupiące właśnie
Bardzo mi je polecał,ale jakoś nie spotkałam ich w smażalni,chyba ,że po prostu przeoczyłam
I już wtorek.
Wczoraj byliśmy niewolnikami w domu w pracy. Wymieniają dach, wszędzie latała papa i deski. Nie wychodziliśmy, żeby jakimś gwoździem nie oberwać.
Dzieciaki spały w tym hałasie.
Małego obudził bezpośredni huk, wystraszył się, zaczął płakać.
Pognałam na górę. I co widzę- dwie głowy zaglądające przez okno w dachu, obudzić się z tym widokiem... gdy weszłam oni to okno wyjęli (likwidowali je całkowicie).
Nie widzieli Małego śpiącego. No i robotę mieli do zrobienia.
Ale co on się wystraszył to jego.
Dzisiaj kolejny dzień "niewolnictwa". Bo za zimno rano na plac zabaw. A potem maluchy nie są do życia, potrzebują spania.
Witam środowo
Mamy już połowę tygodnia. Poranek pogodny i ze spacerem, ale na jutro zapowiadają deszcz.
Wczoraj wróciłam późno więc miałam jedynie czas żeby się wymyć i wskoczyłam do łóżka. Zasnęłam jak dziecko i chyba w ogóle się nie budziłam.
Dziś raczej będę miała gościa, choć to jeszcze nie potwierdzone więc pewnie po pracy pognam do domu.
A póki co na spokojnie herbata i powolne wchodzenie w codzienny rytm.
Dobrego dnia
Jak powiedziała Smakosia, już środa.
Czas zaiwania w tempie kosmicznym- a niby tak samo.
Wczoraj znowu widziałam sarny. One wcale się nie boją. Wyszłam przed drzwi, żeby zrobić zdjęcie, a one zapozowaly. I na zdjęciu zobaczyłam, że były 3.
A w domu zobaczyliśmy skolopendre (to za internetem, rozpoznawanie ze zdjęcia) - wygląda toto jak gąsienicowaty pająk z ogromną ilością nóg.
W przyszłym tygodniu będę miała wolne. Czwartek i piątek.
I pewnie pojadę do domu.
Bo mimo wszystko wolę, aby mąż przyjechał na kolory jesieni.
Ale to pogadam z nim jeszcze. On nie wie, bo to późno wieczorna nowina.
Powiedzieli mi w pracy, że może, a dopiero potem potwierdzili.
Fajnie, fajnie, ale za domem się tęskni, prawda?
Oj tak. Dom jest domem.
Już postanowione, jadę do domu.
Noc we własnym łóżku, własna łazienka, nawet jak większość kosmetyków muszę przywieźć- pozbierałam, żeby się nie zestarzało.
Witam czwartkowo
W nocy ostro popadało. Na szczęście jak musiałam wychodzić z domu, to przestało. Pięknie! Popołudniu się wypogodzi. Bardzo dobrze, bo chciałabym zrobić zakupy z myślą o weekendzie. Ogarnę też mieszkanie czyli powymiatam kurze itp., bo w piątek znowu mam gościa więc zabraknie czasu.
Tak się zastanawiałam co tu przygotować do jedzenia na weekend i pomyślałam, że chyba kupię mięso z indyka, cukinię i pomidory. Zrobię takie a la leczo.
Trochę jestem zajęta więc zmykam.
Dobrego dnia
Witajcie :)
Ja im starsza jest, tym bardziej kocham moje mieszkanie i powroty np. z wakacji ;) Kiedyś wyjeżdżaliśmy na bite 2 tygodnie, a teraz wystarczy mi 8 dni i już mnie ciągnie do domu. Chociaż bardzo lubię zwiedzać i kiedy tylko czas pozwala to gdzieś jeździmy, nawet w tygodniu po pracy.
A tak to już po lecie u mnie - leje jak z cebra i kolejne dni tylko pojedyncze ze słońcem mają być. Nadchodzi czas świeczek, książek, herbatki i kocyka ;)
Ja jestem cygan na walizkach. Spakować się i jechać gdzieś to chwila. Mój dom, tam gdzie moja walizka. O miejscu tymczasowego pobytu zawsze mówię dom.
Uwielbiam tęsknotę za domem.
Ale wystarczy mi wejść, powiedzieć dzień dobry i już mogę jechać dalej.
Zbyt długi pobyt w domu, bez wyjazdów męczy mnie, zaczynam być poirytowana.
Choć z drugiej strony często mówi mi w środku - posiedz na tyłku. Takie dwie przeciwstawnosci.
Hej, hej, znowu do pracy.
A dzisiaj zabiegane, bo Mały zaczyna gimnastykę dla maluchów. Jakoś trzeba będzie ogarnąć.
Wczoraj znalazłam czarnego orzecha włoskiego (pytanie czy włoski można do niego użyć, w sumie nie wiem jak sięnazywa poprawnie po polsku). Bkack walnut. Myślałam, że to psia piłka leży koło koła samochodu, podniosłam, a to zapachniało cytrynowo.
Oczywiście nie wiedziałam co to.
Rozejrzałam się, a tam całe drzewo.
W domu poszukałam ze zdjęcia w googlach- no i się dowiedziałam. Do tej pory to kilka razy kupiłam pokruszone, do dekoracji używałam.
Jak poczytałam o procesie pozyskania, ten pozostanie w lupince, zbyt skomplikowane.
Piekielnie silny barwnik ma, brudzi na kilka tygodni skórę, buty i ciuchy farbuje.
Witam czwartkowo
i deszczowo. Całą noc padało i teraz też siąpi. Dosłownie nic mi się nie chce tylko spać,ale nie ma zmiłuj. Kupiłam wczoraj pomidory na przecier i muszę je zrobić.
Pozdrawiam ,a do kawy zostawiam Wam ciasto ''Wiewiórka''
Ale smakowicie wygląda. Aż się oblizałam
Opowiadacie o swoich odczuciach wyjazdowych... Dla mnie urlop, to taki "wentyl bezpieczeństwa" w stresujące dni, czasem "światełko w tunelu" gdy bywa ciężko i wreszcie ogromna dawka energii i radości z możliwości spełniania choćby małych marzeń. Często czuję jakbym żyła od urlopu do urlopu. Wiem, że dość dziwnie to brzmi, ale w nim jest tyle szczęścia i za każdym razem równie wspaniale, że trudno się nie cieszyć. Nie mam ograniczeń (jak do tej pory) w długości tych wyjazdów w sensie tęsknoty za domem. Nie ma mnie miesiąc, bo tak bywało i zupełnie mi to nie przeszkadza. Brak rutyny, możliwość zwiedzania nowych miejsc, cieszenia się z tej odmiany pochłania mnie całkowicie.
Idealnie to opisałaś Smakosiu. Mam takie same odczucia odnośnie wyjazdu na wakacje. Nic dodać ,nic ująć
Dla mnie wyjazd nie jest wentylem, odstresowywaczem. Jest częścią życia, elementem kręgu, wodą dla ryby, powietrzem do oddychania. Bez wyjazdów duszę się.
Są one bardziej intensywne niż praca z trójką dzieci i zwariowaną rodzinką.
Odpoczywam intensywnie, choć nie sportowo.
Nie lubię ekstremalnych doznań, wrażeń, podniesionej adrenaliny. Ma być spokojnie, denerwuję, boję się, martwię itp w życiu codziennym. Wystarczy.
Wróciło nareszcie.
Od rana zaglądałam. U Was to już późno.
Dzisiejszy gość, z innej rodziny, bo ciemniejszy.
A w południe trzy przegalopowaly w pełnym pędzie przez zbocze, fajnie to wygląda.
Zostawiam dla Was zdjęcia.
W powietrzu już jesień, z dnia na dzień więcej kolorów w tych niższych partiach, szczyty dalej zielone.
Przepiękna ta natura a goście niespodziankowi goście w takim wydaniu są z pewnością zawsze mile widziani.
Widzę ,że i u Was jesień już widać. Pięknie tam a mistrz pierwszego planu dopełnia obraz całości. Super zdjęcia.
Witam sobotnio
Za to dostaliśmy atakujące reklamy. Netto wchodzi na połowę przestrzeni i działa na mnie tak, że zamiast zachęcić do zakupów, to irytuje. Normalnie reklamy rządzą po całości jakbyśmy byli jakimiś głupkami bez własnego zadania i nie umieli samodzielnie myśleć .
Kto to słyszał żeby nie można było odtrąbić piąteczka - skandal
No dobra, szkoda dnia na takie emocje.
Sobotni poranek witam filiżanką kawy. W sypialni okno otwarte, ale czuje się spory chłodek. Chyba czas na poważnie posegregować te letnie rzeczy.
Dziś na obiad ugotuje indyka z cukinią, cebulą i pomidorami. Pewnie tradycyjnie będzie tego na trzy obiady, ale mi nie przeszkadza.
Wyobraźcie sobie, że od połowy czerwca nie włączałam telewizji. Jako, że wróciły moje dwa ulubione seriale, to wystartowałam z nagrywaniem ich i potem w wolnej chwili oglądam. Już nie mogę słuchać tych "sterowanych nami" wiadomości . Sama wiem gdzie szukać informacji.
A teraz z innej beczki. Mam stresa, bo we wtorek idę na założenie holtera naramiennego. Pani kardiolog przepisała mi lek (ponoć taki delikatniejszy) , ale trzeba sprawdzić co i jak. Macie jakieś doświadczenie w tym temacie? Jakieś sugestie? Może podpowiedzi? Jak z tym się śpi skoro to pompuje mankiet co 20 minut?
Kawa stygnie! Spadajcie.
Dobrego dnia
Spokojnie Smakosiu,to nic takiego. Już od kilku dobrych lat mam co roku takie badanie. Nic się nie dzieje,po prostu tak jak wspomniałaś,co 20 minut włącza się ciśnieniomierz i mierzy wartości. Jak w tej chwili coś robisz to przerwij i pozwól zmierzyć. W nocy stety niestety też mierzy i często przez to wybudza,ale jak to mówią,wszystko idzie przeżyć
W każdym razie to nic strasznego,a daje całkowity obraz tego jakie w rzeczywistości masz ciśnienie.
Skoro tak mówisz... Jedną noc można przetrzymać w mniejszym komforcie . Dziękuję
Ja miałam holtera. Nie był jakoś specjalnie upierdliwy. Najśmieszniejsze, że rękawa nie pamiętam, tylko medalion na szyi.
Z reklamami masz rację. Pewnie doinstalowali nowy pakiet, generujemy ruch na stronie, hehehe.
Teraz to nie nadążasz zamykać. Niby mam blokadę zainstalowaną, a i tak ciągle są.
Ja nie jestem telewizyjna. W domu często oglądałam dla świętego spokoju, żeby mąż nie marudził. I tak nie wiem o czym te filmy były. Tutaj włączyłam sama chyba 3 razy, ani razu nie byłam zadowolona z wyboru.
Poszłam pooglądać w googlach dlaczego nie pamiętam rękawa. Bo go nie było. Były podłączone kabelki, jak przy EKG. I ten medalion na szyi- urządzenie.
Tak to wygląda w Stanach.
Te kabelki jak przy EKG, to chyba lepszy model. Mi się trafił ten z rękawem.
Bo to jest holter EKG ,nie ciśnieniowy. U nas też taki mają i również miałam robiony,nawet w tym roku.
Ale on też mierzy ciśnienie, bo wykryli dlaczego mam palpitacje - mikro skoki ciśnienia - tyle z informacji. Zmienili mi tabletki na ciśnienie, po tygodniu wszystko się uspokoiło.
I od paru lat mam tylko te. A u męża są jednymi z trzech, które musi brać, żeby trzymać ciśnienie, a co za tym idzie, ból głowy w ryzach.
Witam sobotnio.
Miałam pospać a obudziłam się krótko po pracowym budziku.
Organizm wytrenowal się sam. Może jutro się uda dłużej. Bo dzień pełen wrażeń.
Jadę na festiwal słoneczników. Od tygodnia biję się z myślami jechać- nie jechać.
Bardzo chcę zobaczyć. Jak nie pojadę, następna okazja za rok (czyli pewnie nigdy)
Nie lubię festynow jako takich, tu mam nadzieję, że na dużej przestrzeni ludzie się rozejdą).
Będę sama, niby nie przeszkadza mi to.
I wczoraj stwierdziłam, że pojadę zobaczyć. A może będę lubiła. Jak nie pojadę, będzie mnie męczyć do końca życia. A przynajmniej dopóki będę pamiętać.
Planuję zjeść dobre lody, mam nadzieję, że będą.
Wieczorem. W centrum miasta jest koncert symfoniczny pod gwiazdami. Na to bardzo chcę iść, mam nadzieję, że nie będę zmęczona za bardzo.
Super, że się sama przekonałaś żeby pójść
Znam to, czasami człowiek ma chęć a w środku coś podpowiada, że może jednak nie i szukamy 100 powodów żeby nie iść. Potem wiemy, że ostatecznie będziemy żałować . No normalnie wewnętrzna walka.
Ja czekam na fotki, bo uwielbiam kwiaty słonecznika.
Koncert symfoniczny pewnie będzie piękny. Tylko zabierz coś ciepłego na grzbiet.
U mnie ciepło dzisiaj bardzo, w klapkach, na letniaka. Na wieczór coś narzuce, skarpetki i pełne buty, pewnie będzie ciągnąć po nogach.
Bo pójdę na pewno.
Jak się cieszę, że pojechałam. Widoki przepiękne, 4 rzędy sprzedających, dwie długie alejki.
Bardzo dużo rzeczy rekodzielniczych, które omijałam, bo nawet jak chciałabym pooglądać to od razu zagadują, głupio przejść obok.
Trochę rozczarowała mnie mała ilość jedzenia - zarówno dań gotowych z food truck, jak i stanowisk. Spodziewałam się warzyw, owoców, słoneczników (ale tu chyba nikt nie skubie z głowy slonecznikowej, tylko jako kwiaty można było kupić małe, bez ziaren). Na tą ilość sprzedających, może z 5 stanowisk z żywnością- sosy, przyprawy mieszanki, sery kozie i owcze, miody oraz popcorn.
Wszystko drogie.
Ale i tak kupiłam sery, w tym jeden twarożek owczo kozi, jaki on dobry był (jak próbowałam). Oraz miód słonecznikowy (ze słoneczników z farmy), mało słodki w smaku, a wykończony na wytrawnie.
I zjadłam loda - to taki lokalny rodzaj, custard się zwie. Były dobre, nie za słodkie.
Jak przyjechałam o 10.10 (wg nawigacji) to pół parkingu było zajęte, jak wyjeżdżałam po 12, to już samochodów po horyzont.
Trochę zdjęć dla Was.
Ale super! Co za widoki że słonecznikami w roli głównej! Fajnie jest doświadczać czegoś nowego w innym miejscu. Teraz masz taką okazję i trzeba korzystać. A co z koncertem? Był czy będzie dzisiaj?
Dzięki za fotki.
No widzisz? Często tak bywa ,że jak Ci się bardzo nie chce tak potem jest świetnie. Słoneczniki przepiękne jak małe słońca. Zwłaszcza ,że za oknem leje i jest ciemno. Właśnie byłam zerwać winogron do kompotu.Dobrze ,że rośnie tuż za domem,więc nie zdążyłam zmoknąć,zwłaszcza,ze wyszłam balkonowymi drzwiami
Swoją drogą nawet nie przypuszczałam,że tak obrodził. W zeszłym roku jak na lekarstwo,a teraz można sporo buteleczek soku zrobić.
Witam niedzielowo
Od rana telefon za telefonem. Czas mi umknął a to już prawie południe.
Wczoraj ugotowałam obiad na cztery dni więc dziś zero pichcenia. Upiekłam cukinię i dynie w piekarniku i połączyłam z kawałkami indyka, cebulą i pomidorami. Bardzo smaczne.
Za oknem szaro i ponuro. W domu zrobiło się chłodno a, że ja jestem zmarzluchem, to oczywiście wyciągnęłam ciepły sweter. Chyba zaraz zrobię kawę i może uda się oglądnąć film. W tygodniu nie ma na to czasu.
Trzeba się relaksować, bo nowy tydzień będzie obfitował w stresy.
Dobrego dnia
Hej, hej w niedzielę.
I koniec wolnego.
Na koncercie byłam. Taka składanka znanych utworów, od muzyki poważnej, przez rocka, filmową, do lekkiej czy nawet umpapa folkowej. Ta ostatnia najbardziej podobała się publiczności.
Była orkiestra, był chor oraz zespół nazywający się plastic music, grali na bębnach, przy użyciu plastikowych tub. Pasowaliby by bardziej do parku rozrywki, a tu taka niespodzianka, koncert symfoniczny.
Wszystkim się podobali bardzo.
Była Dolly Parton, był Borodin, Rossini. Led Zeppelin, motywy filmowe z E.T. i poszukiwaczy zaginionej arki.
Był tzw salute dla wojskowych, grali i śpiewali kawałki hymnow poszczególnych jednostek i oni wstawali wtedy.
Zaczęło się od hymnu narodowego, a skończyło na God bless America, aż ciarki przechodziły.
A poza programem był motyw ze Star Wars, a dyrygent używał miecza świetlnego zamiast batuty. Miał zamknięty, tylko co jakiś czas go otwierał. Świetnie to wyglądało.
Ludzi co niemiara. Byłam zaskoczona.
Zaparkowanie przed i potem wyjazd to było wyzwanie. Wyjazd siedziałam sobie w samochodzie, jak i wielu innych aż korek się przepchał, wyjechałam już bez zatrzymywania.
Cieszę się, że poszłam.
Dzisiaj leniwy dzień domowy.
Muszę wyprać pościel, zaraz potem założyć, bo nie wypatrzyłam zapasowego setu. A mąż zapomniał przywieźć, sama to zrobię teraz.
Na śniadanie chleb na zakwasie (amerykański, oni dodają zakwas dla zapachu, a i tak potem drożdże) i serek kozi.
Może z pomidorem, a może sam.
I jeszcze muszę zjeść z miodem, to pewnie jutro.
Podziwiam pamięć do tytułów utworów czy piosenek. Ja jestem totalną odwrotnością. Jak coś słyszę, to mogę nawet zanucić, bo melodie szybko mi wpadają w ucho i kodują się jakby pod skórą, ale tytuły...co to, to nie
Ja tytułów nie pamiętam. Wykonawców rzadko. Miałam program, stąd taka mądra jestem.
Słowa często pamiętam, melodie rozpoznaję bezbłędnie, ale nie umiem odtwarzać. I sama słyszę jak fałszuje
Witam poniedziałkowo
Wilgotno, szaro i ponuro.
Niedziela przeleciała na oglądaniu serialu pt. "Zazdrosna". Może to nie jest jakiś ambitny film, ale oglądało się sympatycznie i z uśmiechem obserwując kobietę, która przez wszystkie odcinki próbuje poznać samą siebie. Potrzebowałam oderwać myśli i udało się. Być może w tym tygodniu wyjaśni się choć trochę temat pracy (połączą czy nie połączą?). Co dalej...? No i jeszcze ten holter a potem wizyta u pani kardiolog. Oby jak najszybciej był termin żeby już nie myśleć. Dziś angielski a potem mam gościa. Dzień zleci bardzo szybko.
Dobrego startu w nowy tydzień
Hej, hej poniedziałkowo.
Wiecie, że już pół miesiąca za nami, już 15.
Smakosiu trzymam kciuki za wszystko. Oby się poukładało. Najgorsze to żyć w zawieszeniu.
Wczoraj mnie pokarało za zakupy w niedzielę.
Nie planowałam. Ale też jak nie mieszkasz na stałe to ciągle brakuje czegoś. A i tak już mam prawie jak w domu.
Znalazłam przepis na chińskie danie, tak sugestywny, że wepchnął się do kolejki. Kurczak kung pao. Pokupowalam co potrzebne. Ale zapomniałam o sosie sojowym.
No i chciał nie chciał trzeba było jechać.
Zamiast do pobliskiego sklepu, pojechałam do aldika, na drugi koniec miasta, bo taniej.
A tam jak po spaleniu albo przed likwidacja, tłumy ludzi i puste półki. Nie znalazłam wszystkiego, bo oczywiście lista się wydłużyła, musiałam i tak iść do sklepu, który mam koło domu.
Ale przy okazji zatankowałam i kupiłam mężowi łososia wędzonego na ciepło. Już mam z głowy na czwartek, do domu dojadę.
I wracając do pokarania.
W aldim poślizgnęłam się na rozdeptanym winogronie, wyłożyłam się jak długa. Obiłam kolano do krwi. A drugą nogę skręciłam w stopie. Potem chodziłam normalnie, przyjechałam do domu, ugotowałam obiad, nie bolało jakoś specjalnie. Dopiero, jak usiadłam, do wieczora ból się nasilił. Nie mam kompletnie opuchnięte, tylko siniak będzie.
Mam nadzieję, że na tym się skończy.
O jej, ale Ci się przytrafiło. Szczerze współczuję. Może elastyczny bandaż i kompresy by pomogły...?
Nie mam ani jednego, ani drugiego. Po nocy nie chciało mi się jechać do apteki. W domu to mam i bandaż, i maść z arnika.
Na kolano tribiotyk, a na stopę maść przeciwbólowa na noc była (moja kręgosłupowa), skarpetka z gatunku elastycznych, lekko uciskająca i but na cały dzień w pracy, bez zmiany na klapki domowe.
Będzie dobrze, chodzę normalnie, nie jest opuchnięte. Na wszelki wypadek wzięłam ze sobą tabletki przeciwbólowe.
Auććć. Teraz przeczytałam i aż mnie zabolało kolano. Brzmi to dość poważnie ,jakby coś było nie tak ,możesz nawet o odszkodowanie się starać. W końcu nie powinien na podłodze leżeć żaden owoc ,a tym bardziej śliski. Oby ból jak najprędzej minął,choć to nie takie szybkie ,zwłaszcza jak porządnie wyrżnęłaś
Dobrze,że masz maść z arniki ,jest bardzo dobra na stłuczenia,zwłaszcza siniaki.
A jak ja udowodnię, że to u nich? Ja chodziłam normalnie po chwili, obleciałam calego Aldiego, bo wywaliłam się zaraz na wejściu, zaczyna się od warzyw i owoców.
I potem jeszcze drugi, naprawdę duży sklep, żeby znaleźć. Dojechałam do domu, kręciłam się po domu, gotując obiad. Dopiero wieczorem zaczęło mocniej boleć.
Jakbym nie mogła się podnieść, gdyby wezwali pogotowie, to wtedy inaczej.
Tak naprawdę to wina ludzi.
Bo to oni winni, komuś wypadło, widział albo nie. Nikt nie podniósł. Ja nie widziałam, myślałam, że to rozlana woda w pierwszym momencie, gdy już się pozbierałam.W tej masie ludzi trudno było tak naprawdę ogarnąć. Wiem, że nigdy nie pojadę w weekend, jak nie dam rady rano, zaraz po otwarciu.
No i winne moje buty, klapki na gładkiej podeszwie. Gdybym miała sandały, one mają protektor, wtedy pewnie wyglądałoby inaczej.
Ale to wszystko gdyby.
Maść z arniki to mam w domu, znaczy tam gdzie mieszkam na stałe, u męża
Nie pomyślałam, że tak szybko może być potrzebna...
Witam wtorkowo
Oj, żeby żeby, bo może bym poszła na cmentarz ogarnąć rodzinne pomniki. Przy okazji będzie fajny spacer wśród pięknej zieleni.
Poranek pogodny, ale chłodny. Pewnie przez wiatr. Wczoraj ostro popadało. Na szczęście jak wychodziłam z pracy, to akurat przestało. Patrzyłam teraz na pogodę długoterminową i aż mnie zatkało, bo zobaczyłam, że u mnie w weekend ma być 26 stopni
A póki co dzień "zadaniowy".
Wczoraj, to było tak intensywnie, że nawet nie miałam kiedy zjeść. Dopiero po 18-ej był drugi posiłek. O 21-ej już spałam, bo zwyczajnie czułam się zmęczona. Zauważyłam, że mnie najbardziej męczą emocje, bardziej, niż fizyczna praca.
Ekkore, jak dzisiaj Twoja noga? Idzie wszystko w dobrą stronę?
Dąbrówko, coś dawno Ciebie nie było - wszystko w porządku?
Zostawiam gorąca herbatę i zmykam.
Dobrego dnia
No to druga połowa miesiąca rozpoczęta.
Nie ma Dąbrowki, nie ma Manii, dziewczyny co u Was, odezwijcie się.
Noga skręcona/obita się wykurowała. Skarpetki i but pomogły, boli sporadycznie.
Wiecie- ja mam takie skarpetki, moje ulubione z Lidla. Mam je z 15 lat, przywiozłam z Polski, używam często. Oznaczone prawa i lewa. Ze strefami nacisku. Raczej w te strefy nie wierzyłam, choć pilnowałam zakładania zgodnie z instrukcją, jak miałam dwie lewe nie przeszkadzało mi to specjalnie.
A może jednak to działało.
W tym roku w Stanach kupiłam, ale są to zwykłe skarpetki, nie czuję takiego sentymentu, choć oznaczone prawa i lewa.
Pozostał strupek do wygojenia na drugim kolanie.
Jesień idzie, nie ma na to rady.
Strasznie szybko. Kolory się zmieniają godzinowo, coraz więcej złota wśród zieleni.
Tak wczesnej zmiany kolorów to ja nie pamiętam. Zawsze od połowy października, czasami na koniec listopada jeszcze było.
Ewentualnie inne drzewa, które barwę zmieniają wcześniej.
Ale fajnie oglądać jesień klatka po klatce, jak na filmie.
I co w pracy Smakosiu, wyklarowało się coś?
W sprawie pracy jeszcze nie wiem nic, bo jutro popołudniu jest ważne spotkanie, na którym mają zapaść wiążące decyzje. Nie wiem czy ostateczne, bo z tymi urzędowymi przepisami itp. to nigdy nic nie wiadomo. Czekam.
Zapomniałam dodać zdjęć, dopiero w pracy zobaczyłam. Chciałam Wam pokazać jak powoli nadchodzi jesień w górach.
No i Halloween.
Uśmiałam się wczoraj. Już widziałam dekoracje w kilku miejscach, ale tam za duży ruch, aby przystanąć do fotki.
Lubię oglądać, choć sama dekorować nie zamierzam.
O przepraszam - mam w domu zawieszony na kominku (półka nad) łańcuch świateł z czarnymi kotami, domu pilnują czarne koty oraz misa na cukierki jest czarnym kotem.
Ale to na stałe, bez związku z Halloween, lubię czarne koty.
Przyroda dla mnie jest zawsze magiczna
Pięknie.
Dzień dobry,
jestem, jestem, praca- dom- obowiązki i tak w kółko. Dni przelatują przez palce ale weekendy jak zawsze spędzam na wycieczkach. Rozpoczęły się Dyniowiska, jesienne jarmarki, a i nad morzem już przyjemnie, bo mało turystów, więc kursuję. Kawka i szarlotka w knajpce z widokiem na morze smakuje wyśmienicie!
ekkore, współczuję przygody z kolanem! Dobrze, że skończyło się tylko na stłuczeniu.
smakosiu, trzymam kciuki, żeby skończyło się na nerwach.
Dąbrowko masz rację, czas leci przez palce.
Tydzień się zaczyna, a zaraz się kończy.
Jutro do domu, jak się cieszę.
Plan jedzeniowy ułożyłam w głowie, zobaczymy czy zrealizujemy. Jak nie, płaczu nie będzie.
Dziś będę długo w pracy, chyba dłużej niż standardowe długo.
Bo w pracy mają meeting po godzinach. A potem wspólną kolację pracowniczą.
Może ciotka zjedzie wcześniej, a jak nie to jakoś dam radę. Nie mam wiele do pakowania, jutro jadę jak się zbiorę.
Na piątek umówiłam się na kawę z koleżanką, poplotkujemy trochę.
Oj leci prędko czas. U nas pogoda w kratkę ,raz lato raz jesień i to taka prawdziwa z deszczem,nie mówiąc ile liści przy tym napadało. W sumie to już tak lecą od połowy sierpnia,a teraz tylko przyspieszyły. Tak czy inaczej lubię ten klimat.
Jak tam noga,a właściwie kolano. Opuchnęło,posiwiało? Dajesz radę czy jednak ból dość doskwiera? Mam nadzięję ,że jak najmniej.
Już ok. Stopa przestała, tu się najbardziej bałam skręcenia albo złamania. Jeszcze tylko kolano do wygojenia, to trochę zejdzie, jak zawsze. Ale nie boli.
Witam czwartkowo
Wczoraj popołudniu zapadła decyzja w oparciu opinie społeczeństwa, że wcześniejszy pomysł był błędem i wszystko wraca na "stare, dobre tory". Jupi! 
Wpadłam do rodziców z okrzykiem a po obiedzie świętowaliśmy otwierając szampana
Jupi!!!!!!! Sukces! Zwycięstwo! Moje miejsce pracy obronione
Środa obfitowała w emocje. Po nocy z holterem byłam niewyspana. Poszłam oddać go a tam czekanie i czekanie... Spieszyłam się, bo byłam umówiona na małe szkolenie. Potem czekaliśmy na wieści a one się nie pojawiały. Wyszłam z pracy i pojechałam do rodziców. Chciałam zrobić zakupy a miałam przy uchu na żywo relację z posiedzenia i nagle padła decyzja - oczy mi się "zaświeciły"
Wizytę u kardiologa mam w przyszłym tygodniu i wtedy się dowiem co "pokazał" holter.
Dziś poranek pogodny, ale szary i trochę wilgotny. Cieszę się, bo w sobotę ma być 26 stopni.
Po pracy mam gościa więc zakupy weekendowe będę robić dopiero w piątek.
Ekkore, miłego odpoczynku w domu u boku męża.
Zostawiam herbatę z cytryną. Częstujcie się.
Dobrego dnia
Smakosiu,niech ,że Cię uściskam,cóż za wspaniała wiadomość!



Wszystkiego dobrego dobra duszyczko
Pewnie ostatnie miesiące zaburzały Twój sen,ale zawsze trzeba być dobrej myśli,choćby nie wiem co. Hurra,jupiii,eurekkkaaaaa
Cieszę się razem z Tobą. Niech Ci się wiedzie jeszcze lepiej,bo kto wie,może uszykuje się teraz jakiś awansik?