Poszukiwałam dzisiaj przepisu na zupę. Uderzyło mnie, że we wszystkich znalezionych przepisach używano kostek rosołowych i vegety (i na nich gotowano mięso i warzywa). Jaki jest sens gotowania warzyw i mięsa na tej chemii? I tak chemia zabije smak, a warzywa nie wyeliminują niezdrowych składników, które zawierają kostki i vegeta. Zaskakują mnie komentarze pod przepisami - smaczne i ZDROWE (?!?!?!?!) i karmię tym chętnie dzieci (zupą na kostce i z vegetą?! - czy dzieci nie są warte tego, żeby jeść zdrowo i być zdrowe?).
Chyba poziom świadomości na temat tego, jaki jest skład wymienionych produktów, jest niski. Oba te produkty można zastąpić zdrowymi wersjami. Polecam lekturę artykułów, zanim następnym razem wrzucicie kostkę lub vegetę do czegokolwiek. Poniżej fragment jednego z nich.
"Przede wszystkim jest to sól, tłuszcz roślinny oraz substancje wzmacniające smak i zapach: glutaminian sodu, inozynian disodowy oraz guanylan disodowy. Co jeszcze znajdziemy w takiej kostce? Skrobię, tłuszcz kurzy (3%), aromat (w tym gorczyca), kurkumę, marchew, ekstrakt drożdżowy, cukier, natkę pietruszki, nasiona selera, lubczyk, regulator kwasowości: kwas cytrynowy, ekstrakt mięsa kurzego suszony (0,1%) oraz barwnik: karmel amoniakalny. W kostkach rosołowych niewiele jest ekstraktu kurzego oraz warzyw, które powinny nadawać smak i zapach potrawie. Ich rolę spełniają wzmacniacze smaku i aromaty!"
Osobiscie lubialam wegete, magi i inne swinstwa. Ze wzgledu na dzieci wyeliminowalam te rzeczy w jedzeniu, nie stosuje juz nic, a za to jest w kuchni duzo innych przypraw. W przepisie gdy widze kostke rosolowa, poprostu uzywam soli.
Zastanawiam się, jak jest w przedszkolach lub szkolach gdzie sa kuchnie (nie mowie tu o szkolach gdzie jest katering). W przedszkolu, gdzie chodzi moje dziecko na podwieczorek czesto dostaja jakies soczki (napoje podobne do sokow) co mnie tez przeraza bo corka od malego pije soki naturalne i potem mowi ze pyszny soczek pila. Moze ktos z Was jest pracownikiem przedszkola i moze powiedziec jak to jest z jedzeniem dla przedszkolakow?
Ja mam tak samo. W szkołach i przedszkolach ludzie gotują jak w domu - z chemią. Nie mają świadomości, że to źle. Uważają, że co jest dopuszczone do jedzenia, jest jedzeniem. Uczę w zawodówce i pytałam się uczennic, jak robią krem na tort. Ani jedna nie wiedziała (30 osób w klasie), że robi się z masła, czy bitej śmietany... "no kupuje się taki proszek - krem na tort" - brzmiała odpowiedź.
Zupełnie nie rozumiem, o co biega? Nie chcesz używać - nie używaj. Przecież możesz dodać inne przyprawy zamiast Vegety czy kostki. Czy też może uważasz, że osoby używające w/w nie zdają sobie sprawy z zawartości chemii? A komentarze, że "smaczne" - jak najbardziej, każdy ma swój "smak" i prawo do wyrażenia subiektywnego zdania (no, może "zdrowe" to już mniej)
Przydałoby się sprawdzić jeszcze zawartość chemii w warzywach i owocach oraz np. antybiotyków w mięsie. Po czym ewentualnie zrezygnować z ich spożywania. Nie dajmy się zwariować.
I od razu mówię - tak, ja używam.
.................................
Twój przepis na krewetki w sosie musztardowym: 100 ml bulionu zkostki.
Twój przepis na kurczaka pomarańczowo-cytrynowego: 100 ml wywaru (może być z kostki).
W przepisie na surówkę - kwasek cytrynowy, pytanie dlaczego nie sok z cytryny?
Nie, nie jest trudne do zrozumienia ale kiedy zarzucasz komuś
"..Chyba poziom świadomości na temat tego, jaki jest skład wymienionych produktów, jest niski. Oba te produkty można zastąpić zdrowymi wersjami. Polecam lekturę artykułów, zanim następnym razem wrzucicie kostkę lub vegetę do czegokolwiek..."
A gdzie przyznanie się do własnych błędów? :)
No cóż uważam, że jeżeli chcemy jeść zdrowo, zacząć trzeba od producentów.
Ziemia bez sztucznych nawozów, warzywa, owoce bez chemicznych oprysków, pasza dla zwierząt naturalna itd. Tyle, że takie produkty byłyby kilkakrotnie droższe. Jaki procent społeczeństwa byłoby na nie stać?
Mamy więc wolny wybór. Włoszczyzna ze swojego ogródka nawożona naturalnym nawozem, albo własna vegetka z warzyw kupionych na targu. Nie oszukujmy się tylko własna produkcja daje nam gwarancję braku chemii. Chociaż myślę, że i tak nie do końca, bo nasiona też są modyfikowane. ;)))
Najważniejsze to to, aby nie popadać w paranoję i we wszystkim zachować umiar.
A wskaż żywność - jakąkolwiek - bez chemii ? Chyba, że samemu się choduje drób, świnie i woły oraz barany i inne stworzenia na mięso, w swoim stawie pływaja ryby , w ogrodzie rosna warzywa i owoce a w polu rośnie zboże na chleb. I to wszysto naturalnie i ekologicznie. Nie jestem zwolenniczka bardzo przetworzonej zywności , smieciowego jedzenia i chemicznych soków czy napojów, ale ... bez przesady, żeby człowiek tylko tyle chemii jadł co jest w kostce rosołowej czy vegecie . Nie używam codziennie ale od czasu do czasu tak, bo lubie i w ten sposób dosmaczam sobie jedzenie.
ja kupuję vegetę naturalną w tesco co o niej sądzicie?przyznam szczerze nie potrafię ugotować rosołu smacznego bez kostki i vegety naturalnej a bardzo bym chciała taki płaski smak wychodzi wydaje mi się że jeżeli piszą prawdę to ta naturalna vegeta jest spoko coś chyba trzeba dodać ale może z kostki zrezygnować?
Przepis na domową vegetę który podała Wkn , naprawdę jest bardzo dobry , dodaję ją do rosołu , rosół ma super smak i piękny kolor, wystarczy dodać sporo warzyw i kostka, jest zbędna:)
Nie rozumiem tych tłumaczeń, że skoro chemia jest wszędzie, to co tam zaszkodzi jeszcze kostkę czy maggi dołożyć... Chyba tym bardziej powinno się uważać, że skoro chemia jest już wszędzie, to nie faszerować się nią dodatkowo, jeśli to nie jest konieczne
To sprawdź. W domowych warunkach nie sądzę, żeby ktoś robił wyciągi, a jeśli chodzi o bezpośrednie zastosowanie, to korzeniowi zdecydowanie bliżej do maggi, niż liściom (które jeśli już, to mają bliżej do selera)
Nie bierz za dużo, bo korzeń działa mocno na nerki, powinno się go traktować jak zioła lecznicze. Ja używam na spory garnek zupy około łyżeczki, tylko miksuję
Mamo Różyczki, jeżeli w Twojej opinii liście czy łodyga lubczyku wystarczają do nadania odpowiedniego smaku zupie, absolutnie nie namawiam do wyrywania czegokolwiek. Mało tego, nie każdy korzeń się nadaje, zdaje się zbierany jest tylko rośliny dwuletniej.
Nie wiem, bo ja gotuję pyszne zupki i rosołki, dodając liście lub łodygi::)Lubczyk ma nadać naszym zupom aromatu i moje krzaczki, zupełnie mi wystarczają:)
Łomatko, a u mnie jak chwast. Po przesadzeniu rośnie jak szalone, a w dawnym miejscu uparcie wyłazi z ziemi - tam rosło od kilkunastu (kilkudziesięciu ?) lat.
maggi w butelce nie ma nic wspólnego z lubczykiem ogrodowym, jest robiona z kości, które zalewa sie kwasem, potem wyciąg z tego zalewa się ługą i dodaje sztuczny smak i zapach. W latach 80-tych mój mąż pracowal w zakladach spożywczych i od tego czasu nie używam maggi w plynie.
Też myślałam że maggi powstaje z tej rośliny ale niestety jak przeczytałam skład to jej tam nie ma wymienionej. Maggi ale oryginalną nie jakaś inną daję do wszystkiego. Vegety nie lubię i prawie nie stosuję. Kostki rosołowe też daje do wszystkiego co na słono.
To po co bawić się w gotowanie ? Skoro wszędzie jest chemia , to już nie zaszkodzą zupki ,sosy i ziemniaki w proszkach , konserwy , gotowe dania do odgrzania w mikrofalówce ... Prosto , łatwo i pysznie za sprawą " głębi smaku " pochodzącej z glutaminianu sodu ( ewentualnie ekstraktu drożdżowego ) ...
Sama polecasz kostki w swoich przepisach, więc nie wiem o co chodzi:) Nikt nikogo nie zmusza do używania kostek lub vegety, Można samemu sobie zrobić pyszną vegetę wg przepisu Wkn i używać kostek bez konserwantów, które podobno już są w sprzedaży.
...żeby smakowało trżeba maggi czy vegete zastosować
Możesz mi wierzyć lub nie, ale nie stosuję maggi ani vegety i to, co ugotuję jest bardzo smaczne. Nie jestem jakąś super uzdolnioną kucharką jednak twierdzę, że zioła i ogólnie dostępne warzywa wystarczają aby uzyskać wspaniały efekt. Czasami kupuję w sklepie ze zdrową żywnością bulion (instant) i wykorzystuję go, kiedy potrzebuję wywaru warzywnego na już.
To oczywiste, że chemia jest wszędzie, ale jeśli możemy jej świadomie unikać żeby ograniczyć spożycie, to z pewnością wyjdzie to nam tylko na zdrowie. Pozdrawiam
Smakosiu wierZe Ci, bo rowniez nie stosuje vegety, maggi czy kostek !!! Dużo warzyw, sól przyprawy i łyżeczka masła :) a warzywa pozniej siup i sałatka jarzynowa :)))))
U mnie każdy ma prawo do jednej potrawy, której nie je, a jak nie pasuje- kolejny posiłek za kilka godzin. No ale ja się buntu nie boję i w razie zażaleń chętnie pozostawię kuchnię w rękach niezadowolonych. :)
A dlaczego mam przyzwyczajać siebie i rodzinę, skoro mi zwyczajnie nie smakuje? Dlaczego mam wmawiać dorosłym ludziom, że się nie znają bo to WŁAŚNIE, ŻE JEST smaczne? Co stoi na przeszkodzie pozostawienie wyboru tego, czym ktoś chce doprawiać?
Widzę, że cała dyskusja zmierza do tego, żeby udowodnić, że niezdrowe (OK, w pewnym stopniu) ale, co najważniejsze, niesmaczne! I co jest wyznacznikiem, czy "niezdrowiej" jest dodać kostkę rosołową czy np. zagęszczać wszytsko mąką i smażyć mięso przed zrobieniem sosu? (To już nie do ciebie personalnie.)
Powiem ci, że od kiedy gotuję nie używam "polepszaczy" i wyczuwam kostki rosołowe i sosy proszkowe, nie smakują mi i tyle. Moja Młoda jako 5 latka odniosła talerz w restauracji, bo nie był to sos śmietanowy z łososiem tylko jakieś "cudo" z torebki. Jak się nie używa takich dodatków to jedzenie z nimi nie smakuje dobrze. Smakuje (przynajmniej nam) jak mydliny.
Ależ ja to rozumiem i szanuję. Nie rozumiem tylko tej całej krucjaty "przeciwko". Na WŻ znalazłam wiele przepisów, gdzie jest użyty gotowy sos sałatkowy, albo zupy w prostu do panierowania czy też zalania nimi mięsa przed pieczenie (sorka, nie pamiętam dobrze, bo mnie niekoniecznie pociągały). I, o dziwo, nikt tam jakoś autorów nie egzorcyzmował. A tu nagle jak Kaczyński na kucyku z szabelką "Hurrrra, na niewiernego!".
No i chyba tym miłym akcentem zakończę na dziś. Dobranoc wszystkim i smacznych snów.
A bo ludzie lubią wiedzieć lepiej, co dla kogo dobre i własne wybory sprowadzają do rodzaju misji. Wielu widziałaś wszystkożernych przymuszających innych do swojego sposobu żywienia? Bo ja żadnego :) Ja nie jem i ok. Ale od żelek to się nawet granatem oderwać nie dam i lata mi, że niezdrowe. Mój wybór. Moje życie. :)
Podobnie ja nie mogłam zrozumiec " krucjaty" w wątku o grzybach. Wszak grzyby jadamy od czasu do czasu a chemii niekoniecznie sami dostarczamy organizmowi codziennie. Nie wiem co gorsze : łyżka sosu z grzybami czy " zupka z kubka" lub kostka w domowym garnku.
Ależ ja to rozumiem i szanuję. Nie rozumiem tylko tej całej krucjaty "przeciwko".
Ale dlaczego od razu " krucjaty " ? Przecież nikt nad Tobą ( ani nikim personalnie ) nie macha krzyżem i nie grzmi strasznym głosem " Ty Dżanino natychmiast wyrzuć wszystkie kostki i wegety , bo inaczej będziesz potępiona " .
Po prostu rozmawiamy . Jeśli ktoś się " nawróci " - to świetnie , a jeśli nie - to jego sprawa . Nie bierz tego tak bardzo do siebie .
Myślę, że za bardzo wzięłaś to do siebie. Chcesz używać polepszaczy? Proszę bardzo, wolna wola. Ale dla mnie argument, że "tak gotuję, bo się przyzwyczailiśmy" to żaden argument. Bo przecież można się odzwyczaić, jak się chce.
A jeśli chodzi o smak, pisałam o swoich odczuciach.
Wam smakuje bo się przyzwyczailiście ale osobom które stosują kostki nie smakowało by raczej.
As, spróbuj stopniowo zastępować "kostki" ziołowymi przyprawami. Myślę, że jest duża szansa, iż nie zauważą różnicy. Dla przykładu w rodzinie Połówka wszyscy używają polepszaczy, ale kiedy przychodzą do nas, to zawsze zachwycają się tym, co im serwuję. Wiem też, że nie jest to kwestia grzeczności ze strony moich gości, bo często, przy większych okazjach jestem proszona o przygotowanie różnych potraw. Trzeba zwyczajnie dobrze dobrać przyprawy i nie bać się ich. Warto
Wyprodukowanie czegokolwiek bez chemii jest niemożliwe mieszkam na wsi jestem producentem jabłek i malin gdyby nie ta chemia nie zjedlibyśmy nawet kilograma jabłek i nie wierzcie w to ,że jabłko które kupujecie na bazaru to eko to samo dotyczy warzyw .Moim zdaniem jeżeli nawet ograniczymy się do ekologicznych warzyw czy owoców , to co z resztą produktów jak np. Mięso czy drób .Wmawiają nam że w drobiu nie ma antybiotyków , a ja się przekonałam na własnej skórze że są .Od wiosny tego roku zaczęłam chodować kury i zakupiłam też kilkanaście szt. Brojlerów i co się okazało ,wszystkie brojlery zdechły , ponieważ taka kura ma tendencje do chorowania na stawy , a że nie chciałam ich paść antybiotykami , to nie mam żadnego . Nie dajmy się zwariować, też czasem używam kostek rosołowych ,chociaż staram się używać ich coraz mniej.
Pamiętam jak babcia pierwszy raz zakupiła malutkie Brojlery, siedziały pod lampą, żeby miały ciepło, rosły jak na drożdżach.Do wody wlewała im jakieś witaminy na krzywicę , którą polecił weterynarz. Wszystkie kury pięknie wyrosły, potem biegały po trawie na działce.Sąsiadka nic swoim nie wlewała i jej kury wszystkie padły.
Pamiętam jak babcia pierwszy raz zakupiła malutkie Brojlery, siedziały pod lampą, żeby miały ciepło, rosły jak na drożdżach.Do wody wlewała im jakieś witaminy na krzywicę , którą polecił weterynarz. Wszystkie kury pięknie wyrosły, potem biegały po trawie na działce.Sąsiadka nic swoim nie wlewała i jej kury wszystkie padły.
Pamiętam jak babcia pierwszy raz zakupiła malutkie Brojlery, siedziały pod lampą, żeby miały ciepło, rosły jak na drożdżach.Do wody wlewała im jakieś witaminy na krzywicę , którą polecił weterynarz. Wszystkie kury pięknie wyrosły, potem biegały po trawie na działce.Sąsiadka nic swoim nie wlewała i jej kury wszystkie padły.
Ja również dawałam witaminy , jednak to nie pomogło i weterynarz zaproponował antybiotyk , który też nie pomógł , więc stwierdziłam że nie będę ich szprycować i co ma być , to będzie , ale niestety wszystkie padły.
Nie wiem co mogło się wydarzyc, że wszystkie padły. Teraz już nie hoduję brojlerów, jednak jeszcze niedawno miałam po 20 - 30 sztuk i bez odżywek i antybiotyków dało się je odchowac.
Tak mi się teraz przypomniało. Jednego roku domowa kurka gdzieś sobie wysiedziała pięc kurczątek. Pojechałam więc na targ, bo tak głupio, że tylko pięc i dokupiłam jeszcze siedem jednodniówek. Miały byc zwykłe czerwone hihihi. Po jakimś czasie te kupne przy tych domowych zaczęły wygladac jak albinosy giganty. Po dokładnej analizie okazało się, że zamiast małych niosek dostałam brojlery. Chodziły z kwoką po podwórku i rosły jak zwariowane bez żadnych wzmacniaczy.
To prawda - każdy chciałby jeść owoce i warzywa bez chemi.
Wychowałam się na wsi - wiem co to znaczy dzielić się karłowatym jabłkiem z robakiem, który wydrążył w owocu kręty, czarny tunel.
Ciekawe jednak czy w zieleniaku zainteresowałoby kogoś takie jabłko leżące koło pięknych i dorodnych ale pryskanych? Szczerze w to wątpie.
Jedzenie eko jest zwyczajnie drogie, przymieralibyśmy głodem gdyby nie zastosowana chemia. Sorry - taka rzeczywistość.
Kiedyś miałam śmieszną sytuację - kupiłam dorodne czereśnie na targu. Za mną kobieta zadała pytanie sprzedającej
- Czy te czereśnie są przyskane"?
- Oczywiście, że nie! - oburzyła się pani sprzedająca
-To ja dziękuję - odpowiedziałą pani za mną - Ja kupuję tylko przskane bo w nie przyskanych są robaki.
- Nie no, wie Pani - pewno, że pryska się na początku, wiadomo, że trzeba popryskać bo przecież by nie urosły. Odpowiedziała pani handlująca.
Odnośnie soli w innych postach - oglądałąm Bosacką i okazało się, że dosypuje się do niej substancję antyzbrylającą - truciznę rozkładającą się w naszych żołądkach.
Podpisuję się pod tym co napisałaś, wszystkimi kończynami :)
Widziałam starszą panią kupującą na giełdzie warzywnej jajka z fermy. Później sprzedawała je na targu , jako od swoich kurek. Nikogo nie zastanowiło to, że pani ta miała 30 palet po 30 jaj a przyjeżdżała na targowisko co drugi dzień. To ile miała kurek ? :)))) Teraz zamawia w fermie niestemplowane :))) I ludzie kupują i się zachwycają :))) bo nie są z fermy ;)))
Też mi się chce z tych jajeczek "od swoich kurek". Kolega z pracy "ma na wsi swoją panią", jeździ do niej co tydzień i przywozi zazwyczaj ok. 400 jajek. Super nioski musi ta "jego pani" mieć.
Jak zobaczę na własne oczy kurę drapiącą na podwórku i wcinającą robale to wiem, że jajko będzie "swoje".
Cytat z rolnika sprzedającego ekologiczne ziemniaki "miastowym": Trzeba gęściej posadzić, to są mniejsze i każdy myśli, że ekologiczne, a nawóz i tak się sypie :)
Jedyne jabłka eko, jakie jadam od paru lat to te z mojej jabłonki. Raz są, raz ich nie, ale jeśli są mają przecudny smak. Nie znają nawozu ani pryskania, jedynie troszkę kwaśnego deszczyku. :)
Wiadomo, że te kostki, vegety itp. mają sporo chemii w składzie i to niezbyt dobrej chemii (trzeba pamiętać, że nie każda "chemia" jest zła). To czy się ich użyje czy nie, zależy tylko i wyłącznie od kucharza, przepis jest tylko inspiracją wg mnie.
Sama używam czasami w niewielkich ilościach kawałeczek kostki do dosmaczenia dania, bo faktycznie czasem brakuje mi głębi w potrawie. Pamiętam jednak, że kiedy byłam dzieckiem i gotowała moja babcia, to jedzenie miało super smak, mięso smakowało jak mięso, warzywa jak warzywa - ale kiedyś to były produkty naturalne, zwierzęta karmione dobrym jedzeniem i warzywa "swojskie". Nie było tyle chemii w jedzeniu, a miało to smak.
Dzisiaj, kiedy producenci, a i często po prostu konsumenci zwracają uwagę na ilość niż jakość - przecież jedzenie kosztuje a trzeba wykarmić rodzinę i nie każdego stać na kupno "ekologicznego" towaru - to jedzenie nie jest takiej jakości jakbyśmy oczekiwali i często z powodu braku smaku, dopychamy do jedzenie te kostki i vegety dzięki którym łatwo i szybko uzyskujemy jakiś smak. Poza tym tego rodzaju przyprawy, często nas uzależniają i po prostu mamy wrażenie, że jeśli nie dodamy kostki rosołowej do potrawy to jest ona bez smaku. Kwestia przyzwyczajenia. A odstawienie tych ulepszaczy jest tak jakby małym "odwykiem" dla naszego organizmu, dlatego początkowo trudno odzwyczaić się od ulepszaczy i polubić smak naturalnych przypraw, ziółek i zwykłej soli.
Widzę, że w temacie powstało poruszenie - ale to dobrze, że w niektórych obudził emocje - to znaczy, ze mój cel - pobudzenie do myślenia - został osiągnięty.
W sumie nie chodzi mi o przekonywanie nikogo, a założyłam (chyba błędnie), że mam prawo wyrazić na forum swoje zdanie i skłonić choćby jedną osobę do zastanowienia się. Też kiedyś chodziłam na łatwiznę i gotowałam w biegu no i używałam kostek, bo to było wygodne (maggi i chemicznych przypraw nigdy), ale na szczęście czasem człowiek myśli i zastanawia się nad tym, co robi i jakie to ma konsekwencje i już ich nie używam. To się zmieniło, odkąd gotuję nie tylko dla siebie. Po prostu teraz dbam o innych i im chcę dać to, co najlepsze. Sporo pracuję, często wyjeżdżam, ale dobre rozplanowanie każdego dnia (a nawet tygodnia) pomaga mi zdrowo gotować i znaleźć czas na wszystko. Odkąd przestawiłam myślenie odnośnie gotowania poprawiło się zdrowie (przestałam lądować co chwile w szpitalu z reakcjami alergicznymi), nastrój i mam więcej sił do sprostania wszystkim obowiązkom.
Odpowiedzi na niektóre posty:
1. Piszczałko - trochę się obracam w kręgu żłobków. Znam kilka dobrze (Śląsk) i w nich absolutnie jest to zakazane. Podobnie inne koszmarne "wytwory" jak parówki itp.. Niestety, obawiam się, że nie jest to ogólnopolski standard. Z sokami to inna historia - raczej nikt nie robi ich w sokowirówce - za dużo roboty. 2. Widzę, że zostałam dokładnie zlustrowana w celu znalezienia haka :). owszem, w podanych przeze mnie dwóch przepisach (a mam na swoim koncie aż 4) używam kostek - tych, na które przepis podałam wcześniej. Gdybym napisała w przepisie "łyżkę naturalnej kostki", to nikt nie wiedziałby, o co chodzi :) Poza tym, jak widać, większość woli kupne. 3. Pochodzenie warzyw i sposób produkcji, jeśli się chce, można sprawdzić i wybrać sobie, co pasuje. Nie liczmy na to, że najzdrowsze znajdziemy w hipermarkecie - jakość np. pomidorów, sałaty i wielu innych produktów można samemu sprawdzić już w sklepie i rozpoznać, te lepsze. Tego się można nauczyć. Poza tym, mając świadomość, że jakaś chemia znajduje się w owocach i warzywach - po co dodawać jej jeszcze więcej... szczególnie dzieciom. Na chemię w warzywach nie mamy wpływu, ale na to, czy wrzucimy kostkę, doprawimy ją vegetą i magą - tak!
4. Ta cała kostkowo-proszkowa chemia wpływa na czucie smaku przez ludzi (bo ma wzmacniacze) - po długim używaniu "stępia się" smak i nie czuć tego prawdziwego, naturalnego - stąd rosół tylko na warzywach i mięsie może wydawać nam się mdły. 5. Anari - ja do perfekcyjnego rosołu dochodziłam długo - bo też ciągle smak był nie ten. Zmieniałam, zmieniałam, aż okazało się, że największy wpływ miała... jakość warzyw (kupuję na targu i sprawdzonego sprzedawcy - jak porówna się rosół na tych warzywach, a na warzywach z hipermarketu, to jest ogromna różnica). Zrób sobie naturalną kostkę. 6. Smakosia - o to dokładnie mi chodzi! 7. Marzena - no właśnie, więc powtórzę: Na chemię w warzywach czy mięsie nie mamy wpływu, ale na to, czy wrzucimy kostkę, doprawimy ją vegetą i magą - tak! 8. Sunny - ten odwyk ciężko przejść, bo faktycznie się nic nie czuje na początku. Ale potem... :) Jak się przestaje używać chemii, to czuć naturalne smaki. Potem będąc na obiedzie u rodziny lub w restauracji od razu się wyczuwa, czy coś jest gotowane na chemii, czy nie.
A przepisu na zupę z buraków bez kostek i vegety nie mam. Będzie zatem grzybowa z własnoręcznie zebranych grzybów.
A przepisu na zupę z buraków bez kostek i vegety nie mam. Będzie zatem grzybowa z własnoręcznie zebranych grzybów.
Ojej , zaraz zostaniesz zjedzona za podawanie dzieciom grzybów .
A na poważnie - to podpisuję się obiema rękami .
Przeszłam podobną drogę : najpierw kuchnia bez cudownych kostek - to żadna kuchnia ... Potem otrzeźwienie ( z tym , że nie byłam na tyle mądra , żeby samodzielnie to stwierdzić , pomogła mi w tym pediatra , która zdecydowanie zabroniła dodawania tego cuda do jedzenia dziecięcego ) , potem odwyk i poszukiwanie smaku bez kostek ...
Efekt : jest smak !
Tylko trzeba do niego dojść ... Nie drogą na skróty , tylko przez niezliczone próby i eksperymenty .
Teraz dodawanie kostek to dla mnie brak umiejętności i lenistwo .
Gdy postanowilam nie uzywac kostek i wegety, to mój mąż nie mógł przezyc ze w niedziele je zdrowy niesmaczny rosol, teraz sam potrafi ugotowac pyszny rosol bez chemii i szczerze powiem ze jestem dumna iż postawilam za swoim :)))
U nas było to samo . W sumie to nic dziwnego : jak używałam kostek , to wystarczyło parę skrzydełek ,znikoma ilość włoszczyzny plus oczywiście chemiczna " esencja smaku " i rosołek wychodził zawsze jak ta lala . Bez kostek tak się nie da .
Ja najbardziej cieszę się z tego , że dopiero po odstawieniu przekonałam się , że wszystkie potrawy mogą mieć swój smak , a nie smak kostki czy wegety ...
jak używałam kostek , to wystarczyło parę skrzydełek ,znikoma ilość włoszczyzny plus oczywiście chemiczna " esencja smaku " i rosołek wychodził zawsze jak ta lala . Bez kostek tak się nie da .
Dokładnie, zeby ugotować pyszny rosół trzeba wiecej miesa i włoszczyzny
No bez przesady, dodaje czasem kostki a nie uwazam sie za leniwa i gapkowatą czy tez niedouczoną w kwestii gotowania. Do mistrzostwa mi co prawda wiele brakuje, ale też jeszcze nikogo nie otrułam chyba...
Ja od bardzo dawna nie używam wegety , robię ją sama, dzięki Wkn, Kostek rosołowych nie używam, a jeżeli już, to bardzo sporadycznie, ostatnio do kurczaka z patelni .Z Tobą to można jedynie na temat jajek podyskutować, bo tylko na tym się znasz , no i jak się maca kury, czy wsadzić jeden palec czy dwa :))
Wyhamuj. Ja właśnie napisałam , że edytowałaś przepisy, bo zastąpiłaś kostki i vegetę przyprawą Wkn. Widzisz , to chyba ty się znasz na macaniu kur, bo takowe posiadałaś. Jeżeli miałabyś pojęcie o fermach drobiu, to wiedziałabyś , że nikt kur nie maca.
Tylko widzisz, różnica jest ta, że MR wszem i wobec pisała na forum, że owszerm używała ale już nie używa. Natomiast zrobienie zmiany w przepisie i twierdzenie, że tak było cały czas, to chyba inna para kaloszy.
Teraz Juka pousuwała te nieszczęsne kostki ze swoich przepisów i jest OK. Każdy ma prawo zmienić swój przepis.
Koleżanka myśli że ma przed sobą idiotów, więc edytowała swoje przepisy i usunęła z nich całą swoją chemię
Moja wypowiedź dotyczyła powyższego zdania , a Twoja to już nadinterpretacja . Owszem , każdy może edytować przepis , ale nie można komuś tego zarzucać, jeżeli robimy to samo.
A kiedy te niby przepisy edytowałam? Bo ja nie pamiętam:)Jeżeli już coś edytuję, to przepisy przed wstawieniem ich do polecanych, jak wyłapie jakiś błąd, a zupy gotuję na maśle lub na mięsie, więc sobie daruj swoje uszczypliwości.
Ja też nie rozumiem bo każdy ma wybór i nie musi z nich korzystać. To tak jak z produktami w sklepie:)
Równie dobrze można przyczepić się do osób wypowiadających się wątku bahusa Co dziś gotuje na obiad. Większość z nas gotuje tradycyjnie, co za zdrowe nie uchodzi. Najlepiej nie jedzmy nic, bo jakby nie było wszystko jest niezdrowe.
Jak już tutaj ktoś napisał nie popadajmy w paranoje, ja uważam, że Polacy w większości gotują zdrowo. Wystarczy popatrzeć na USA i inne kraje gdzie kupuje się gotowce. Nawet jak w Polskiej kuchni znajdzie się vegeta czy kostka jest to i tak zdrowsze niż przykładowe dania z torebki.
Też dawno temu sporadycznie używałam kostek, ale jakoś łatwo było się z nimi rozstać. Z Vegetą było mi trudniej, jednak odstawiłam i długo nie kupowałam. Teraz też nie kupuję, tylko sama komponuję i powiem, że ja po prostu lubię ten smaczek, ale teraz zdrowo! Polecam również pokombinować z mieszankami przypraw, bo one też mają Zbędne Dodatki
Nie używam kostek i tym podobnych, warzywa kupuję na targu, ryby też, mięso u rzeźnika. Przetworów akurat nie robię, bo nie przepadam, kupuję ze dwa słoiki dżemu w roku, a żyję sezonowymi produktami. Nie uważam tego za jakieś osiągnięcie , po prostu ceny i tu i w markecie podobne, za napis BIO przy jabłkach nie muszę płacić 200%ceny, mam blisko, mój żołądek to nie śmietnik, wolę prostsze jedzenie od przetworzonego. Za to od jakiegoś czasu to, co jedzą inni całkowicie mnie nie obchodzi, może powinnam się martwić, czym mamusie karmią moich przyszłych zięciów , żeby mi wnuki z czułkami się nie porodziły, ale cóż... Każdy człowiek wie, że sztuczne dodatki są szkodliwe. Każdy. Nic nie poradzę, że po obejrzeniu programu czy przeczytaniu artykułu na ten temat, ogląda przecudnej urody reklamę kostki/zupki/przyprawy i radośnie niesie do sklepu swoje ciężko zarobione pieniądze. Wolna wola. Ja tam wolę książkę kupić, ale to mój wybór.
Też wolę książkę od kostki i vegety ;-). Niestety reklamy pokazują, że rodzina jest przeszczęśliwa, jedząc zupę w proszku, a kobieta, która nie potrafi ugotować zupy, jest boginią. Wolny wybór, ale warto sprawdzać, co się kryje w kolorowym proszku imitującym warzywo lub płynie imitującym lubczyk. Bo potem to ludzie zdziwieni są, że dzieci mają problemy zdrowotne i są grube, skoro na obiad dostają kostkę rosołową doprawioną vegetą, a na deser paczkę chipsów.
Wybacz ale jeśli ktoś kupuje coś tylko dlatego, że reklamuje to "przeszczęśliwa" rodzina, to jest po prostu głupi.
A co do kostki - jeśli ugotuję zupę na dwa dni dla trzech osób to wyjdzie, że zjem 1/3 kostki rosołowej przez te dwa dni. A zup nie gotuję co dzień. Nie mów, że od tego ktoś zachoruje lub się utuczy. To jakaś teoria spisku.
Chyba mnie nie zrozumiałaś bo ja piszę, że nadmiar słodyczy i chipsów jest niezdrowy.
A teraz to mnie proszę nie obrażać. Czasem kupuję produkty, które są reklamowane i nie uważam się za głupią. Reklama to dla mnie przede wszystkim źródło informacji. Gdyby nie reklamy to nie wiedziałabym o istnieniu niektórych produktów. Tylko do wszystkiego, również reklam trzeba podchodzić z dystansem.
A to, że niektóre są głupie i wciskają ludziom ciemnotę to już dyskusja do osobnego wątku:)
Aggusiu, sorka, to nie było do ciebie, źle się podpięło. Ale:
ja nie neguję, że kupuje się reklamowane produkty. Sama tak robię i chyba każdy. Chodziło mi o to, że skoro się kupuje DLATEGO, że facet na ekranie żuje coś z nieszczęśliwą miną i mówi: "Kochanie, to jest pyszne" to już coś nie ten-tego z osobą, która w to wierzy. Nigdy nie kupiłam dlatego, że reklama zachwalała jako najnajlepsze na świecie. Zresztą z zasady nie kupuję gotowców.
Ja też przeważnie nie kupuję gotowców, ale czasem zdarza mi się jakieś pierogi kupić, pizze zamówić czy zjeść kebbaba. Raz na ruski rok przyjdzie mi też smak na chińską zupkę taką zalewaną gorącą wodą. Wszystko jest dla ludzi. Zauważyłaś, że przeważnie jak w jakieś reklamie zachwycają się, jakimś produktem, że jest pyszny i smaczny to w rezultacie po zakupie okazuje się, że jest jest do "d" .
Zrobiłam kilka moich ulubionych mieszanek do mięs oraz ,,Vegetę". Na mój smak i ,,podobieństwo" tych zestawów, których wcześniej używałam gotowych. Polecam zerknąć do mojego skromnego dorobku przepisów. Teraz rozpracowuję przyprawę dobrą na zimowe dni.....???!!! Każda inicjatywa zmiany na lepsze - Zdrowsze jest dobra i poprawia samopoczucie, więc warto. Warto poruszać takie tematy i czerpać z nich garściami - ja tak robię!!! Pozdrawiam.
Już dawno "odkryłam" twoje przyprawy, szczególnie do kurczaka. Mało tego - polecałam je w którymś temacie. Co nie znaczy, że będę demonizować użycie Vegety czy bulionu z kostki.
Odkąd mam problemy z układem trawiennym właśnie takie podejście do jedzenia jest mi bliskie ;-) Szukam zdrowych inspiracji i na pewno zajrzę do Twoich przepisów
Dopisano 13-09-30 21:36:14:
Ups, miało się podpiąć pod post iwciaG, ale do przepisów aggusi też chętnie zajrzę ;-)
Do pieczonej karkówki - kardamon ( całe ziarna ) , do sosów pomidorowych zawsze odrobina cynamonu , do mielonej wołowiny odrobina kakao . Bardzo mi smakują kotlety mielone z nutką mięty . Do fasoli , soczewicy i kapusty kiszonej - zielona czubryca . Do ziemniaków - rozmaryn albo cząber , do kurczaka - rozmaryn , czosnek i cytryna , albo imbir czosnek i cytryna . Do podgrzybków - estragon , tymianek , do kurek - estragon albo curry , do rydzów - curry . Do ryb - mielona trawa cytrynowa , biały pieprz .
To tak na szybko . I bez wtrącania się do autorskich przepisów .
Dziewczyny, ja to chyba dożyję co najmniej 100 lat, bo odżywiam się super zdrowo. Żadnych kostek, żadnej wegety, prawie wszystko robię sama.
Śniadanie: swój chlebek + swój twarożek + swoje powidła + mleczko od domowej krówki
Do pracy kanapeczka: swój chlebek + swoje masełko + swoja szyneczka + swój ser żółty + swoja papryczka
Obiad: swoja polędwiczka w marynacie ze swojskiego mleka, soli, pieprzu i ziół + swoje kartofelki + swoje pomidorki + kompocik ze swoich truskawek
Kolacja: opieńki usmażone ze swoja cebulka, ale tylko troszeczkę, bo są za ciężkie na noc.
Super pyszne są te swoje rarytasy bez chemii, ale jak mówią moje córki: czasami trzeba zjeść coś niezdrowego, żeby było urozmaicenie i żeby przypomnieć sobie dlaczego wkłada się tyle pracy w te swoje zdrowsze pożywienie bez chemii.
Dziewczyny, ja to chyba dożyję co najmniej 100 lat, bo odżywiam się super zdrowo. Żadnych kostek, żadnej wegety, prawie wszystko robię sama. Śniadanie: swój chlebek + swój twarożek + swoje powidła + mleczko od domowej krówki Do pracy kanapeczka: swój chlebek + swoje masełko + swoja szyneczka + swój ser żółty + swoja papryczka Obiad: swoja polędwiczka w marynacie ze swojskiego mleka, soli, pieprzu i ziół + swoje kartofelki + swoje pomidorki + kompocik ze swoich truskawek Kolacja: opieńki usmażone ze swoja cebulka, ale tylko troszeczkę, bo są za ciężkie na noc. Super pyszne są te swoje rarytasy bez chemii, ale jak mówią moje córki: czasami trzeba zjeść coś niezdrowego, żeby było urozmaicenie i żeby przypomnieć sobie dlaczego wkłada się tyle pracy w te swoje zdrowsze pożywienie bez chemii.
;) To prawda. Myślę, że mamy zapisane to w genach. Dziadek którym opiekowałam się 32 lata, zmarł ostatnio dożywszy 98 lat. Był przykładem na to, jak nie należy się odżywiać. Litry kawy i straszne ilości słodkiego. Surówek i niczego co zielone nie chciał jeść. Zawsze kłócił się ze mną kiedy próbowałam przemycić sałatę czy cokolwiek z surowych warzyw. Nie jestem królikiem powtarzał.
Prawie do końca był sprawny fizycznie i umysłowo. Piszę prawie, bo od momentu złamania biodra do śmierci ( 1 miesiąc) stracił z nami całkowity kontakt, ale był to wynik choroby nie odżywiania.
Byłam pacjentką Centrum Leczenia Otyłości i p. doktor poleciła mi przygotowywać zupy na wywarze z kostki rosołowej. Absolutnie zakazała mi używać cukru i myślę, że to jest największy nasz wróg, a dla dzieci jest trucizną numer jeden. Kostek rosołowych czy vegety nie jemy od rana do wieczora "pełnymi łychami ", większość z nas kieruje się intuicją i umiarem w stosowaniu tegoż wynalazku. Więc zgadzam się całkowicie z Żarłoczkami, które zalecają umiar. Jeżeli nie trzeba, nie daję! Moja Teściowa dla zdrowia piła tylko zioła, by w końcu trafić na wiele tygodni do szpitala z ciężką postacią żółtaczki. Umiar we wszystkim, to jest samo zdrowie!
Przeczytaj wstęp do dyskusji swojego autorstwa i powinnaś wszystko zrozumieć. Chciałaś pobudzić myślenie, a rozhuśtałaś emocje. Pomyśl jeszcze o cukrze, też chemia i też truje dzieci.
O cukrze pomyślałam, gdy skończyłam 14 lat - wtedy przestałam słodzić kawę i herbatę (każdą) :). Dzieci też mogą żyć bez tego - z resztą cukier można też łatwo zastąpić w napojach, ciastach itd. Wystarczy poszukać, w dobie Internetu i pełnych półek w księgarni, to łatwe.
Wszystko pięknie ... i rozumiem nadgorliwość nuworysza ( sama to przerabiałam :) , ale :
Po pierwsze , nie popadajmy w ortoreksję ( obsesyjny lęk przed niezdrową żywnością ) . Czytając recenzje tej książki zauważyłam widoczne objawy . A to też jest bardzo niezdrowe .
Po drugie - tytuł jest jakiś sekciarski ... Nie da się zamienić chemii na jedzenie... , można ją jedynie ograniczyć .
Po trzecie - to nic nowego . Pani Bosacka od paru lat tłucze ludziom do mózgów , żeby czytali etykiety ze składem .
Ale to bardzo dobrze , że coraz więcej ludzi idzie w stronę świadomego konsumowania .
Poszukiwałam dzisiaj przepisu na zupę. Uderzyło mnie, że we wszystkich znalezionych przepisach używano kostek rosołowych i vegety (i na nich gotowano mięso i warzywa). Jaki jest sens gotowania warzyw i mięsa na tej chemii? I tak chemia zabije smak, a warzywa nie wyeliminują niezdrowych składników, które zawierają kostki i vegeta. Zaskakują mnie komentarze pod przepisami - smaczne i ZDROWE (?!?!?!?!) i karmię tym chętnie dzieci (zupą na kostce i z vegetą?! - czy dzieci nie są warte tego, żeby jeść zdrowo i być zdrowe?).
Chyba poziom świadomości na temat tego, jaki jest skład wymienionych produktów, jest niski. Oba te produkty można zastąpić zdrowymi wersjami. Polecam lekturę artykułów, zanim następnym razem wrzucicie kostkę lub vegetę do czegokolwiek. Poniżej fragment jednego z nich.
"Przede wszystkim jest to sól, tłuszcz roślinny oraz substancje wzmacniające smak i zapach: glutaminian sodu, inozynian disodowy oraz guanylan disodowy. Co jeszcze znajdziemy w takiej kostce? Skrobię, tłuszcz kurzy (3%), aromat (w tym gorczyca), kurkumę, marchew, ekstrakt drożdżowy, cukier, natkę pietruszki, nasiona selera, lubczyk, regulator kwasowości: kwas cytrynowy, ekstrakt mięsa kurzego suszony (0,1%) oraz barwnik: karmel amoniakalny. W kostkach rosołowych niewiele jest ekstraktu kurzego oraz warzyw, które powinny nadawać smak i zapach potrawie. Ich rolę spełniają wzmacniacze smaku i aromaty!"
http://ulicaekologiczna.pl/zdrowe-jedzenie-odzywianie/kostki-rosolowe-czyli-zupa-z-chemiczna-wkladka/
Skłąd Vegety, Jarzynki itp. można przeczytać sobie samemu i sprawdzić, co te tajemnicze składniki oznaczają.
Tutaj przepis na zdrowsze wersje:
http://www.akademiawitalnosci.pl/czym-przyprawiac-potrawy-zamiast-kostek-i-vegety/
Smacznego!
Fajny temat, ciekawe jak inni sie wypowiedza :)))
Osobiscie lubialam wegete, magi i inne swinstwa. Ze wzgledu na dzieci wyeliminowalam te rzeczy w jedzeniu, nie stosuje juz nic, a za to jest w kuchni duzo innych przypraw. W przepisie gdy widze kostke rosolowa, poprostu uzywam soli.
Zastanawiam się, jak jest w przedszkolach lub szkolach gdzie sa kuchnie (nie mowie tu o szkolach gdzie jest katering). W przedszkolu, gdzie chodzi moje dziecko na podwieczorek czesto dostaja jakies soczki (napoje podobne do sokow) co mnie tez przeraza bo corka od malego pije soki naturalne i potem mowi ze pyszny soczek pila. Moze ktos z Was jest pracownikiem przedszkola i moze powiedziec jak to jest z jedzeniem dla przedszkolakow?
Ja mam tak samo. W szkołach i przedszkolach ludzie gotują jak w domu - z chemią. Nie mają świadomości, że to źle. Uważają, że co jest dopuszczone do jedzenia, jest jedzeniem. Uczę w zawodówce i pytałam się uczennic, jak robią krem na tort. Ani jedna nie wiedziała (30 osób w klasie), że robi się z masła, czy bitej śmietany... "no kupuje się taki proszek - krem na tort" - brzmiała odpowiedź.
Wiesz jak i nauczyciel, tak i uczniowie. Zapytam z ciekawosci swoich :)))
Ot proza współczesnego życia...Przykre, szokujące ale prawdziwe.
Zupełnie nie rozumiem, o co biega? Nie chcesz używać - nie używaj. Przecież możesz dodać inne przyprawy zamiast Vegety czy kostki. Czy też może uważasz, że osoby używające w/w nie zdają sobie sprawy z zawartości chemii? A komentarze, że "smaczne" - jak najbardziej, każdy ma swój "smak" i prawo do wyrażenia subiektywnego zdania (no, może "zdrowe" to już mniej)
Przydałoby się sprawdzić jeszcze zawartość chemii w warzywach i owocach oraz np. antybiotyków w mięsie. Po czym ewentualnie zrezygnować z ich spożywania. Nie dajmy się zwariować.
I od razu mówię - tak, ja używam.
.................................
Twój przepis na krewetki w sosie musztardowym: 100 ml bulionu z kostki.
Twój przepis na kurczaka pomarańczowo-cytrynowego: 100 ml wywaru (może być z kostki).
W przepisie na surówkę - kwasek cytrynowy, pytanie dlaczego nie sok z cytryny?
Agencja detektywistyczna na tropie .
Człowiek jest istotą błądzącą , ale też poszukującą i starającą się wyeliminować błędy ... To chyba nie jest trudne do zrozumienia ?
Coraz bardziej cię lubię.
. Rozbroiłaś mnie .
Nie, nie jest trudne do zrozumienia ale kiedy zarzucasz komuś
"..Chyba poziom świadomości na temat tego, jaki jest skład wymienionych produktów, jest niski. Oba te produkty można zastąpić zdrowymi wersjami. Polecam lekturę artykułów, zanim następnym razem wrzucicie kostkę lub vegetę do czegokolwiek..."
A gdzie przyznanie się do własnych błędów? :)
No cóż uważam, że jeżeli chcemy jeść zdrowo, zacząć trzeba od producentów.
Ziemia bez sztucznych nawozów, warzywa, owoce bez chemicznych oprysków, pasza dla zwierząt naturalna itd. Tyle, że takie produkty byłyby kilkakrotnie droższe. Jaki procent społeczeństwa byłoby na nie stać?
Mamy więc wolny wybór. Włoszczyzna ze swojego ogródka nawożona naturalnym nawozem, albo własna vegetka z warzyw kupionych na targu. Nie oszukujmy się tylko własna produkcja daje nam gwarancję braku chemii. Chociaż myślę, że i tak nie do końca, bo nasiona też są modyfikowane. ;)))
Najważniejsze to to, aby nie popadać w paranoję i we wszystkim zachować umiar.
Już chciałam odpisać ale postanowiłam przeczytać odpowiedzi :) Dokładnie to samo miałam napisać :)
Odwiedziłam linki w temacie i tak trochę mi się zrobiło hmmmm Niby autorka oburzona a gluta w przepisach podanych -jest !
Ja też używam .
A wskaż żywność - jakąkolwiek - bez chemii ? Chyba, że samemu się choduje drób, świnie i woły oraz barany i inne stworzenia na mięso, w swoim stawie pływaja ryby , w ogrodzie rosna warzywa i owoce a w polu rośnie zboże na chleb. I to wszysto naturalnie i ekologicznie. Nie jestem zwolenniczka bardzo przetworzonej zywności , smieciowego jedzenia i chemicznych soków czy napojów, ale ... bez przesady, żeby człowiek tylko tyle chemii jadł co jest w kostce rosołowej czy vegecie . Nie używam codziennie ale od czasu do czasu tak, bo lubie i w ten sposób dosmaczam sobie jedzenie.
Żadna przesada nie jest dobra.
zgadzam sie.. bez przesady..musielibysmy w ogole przestac jesc..czasami uzywam kostek i magi bo lubie..
ja kupuję vegetę naturalną w tesco co o niej sądzicie?przyznam szczerze nie potrafię ugotować rosołu smacznego bez kostki i vegety naturalnej a bardzo bym chciała taki płaski smak wychodzi wydaje mi się że jeżeli piszą prawdę to ta naturalna vegeta jest spoko coś chyba trzeba dodać ale może z kostki zrezygnować?
Przepis na domową vegetę który podała Wkn , naprawdę jest bardzo dobry , dodaję ją do rosołu , rosół ma super smak i piękny kolor, wystarczy dodać sporo warzyw i kostka, jest zbędna:)
Nie rozumiem tych tłumaczeń, że skoro chemia jest wszędzie, to co tam zaszkodzi jeszcze kostkę czy maggi dołożyć... Chyba tym bardziej powinno się uważać, że skoro chemia jest już wszędzie, to nie faszerować się nią dodatkowo, jeśli to nie jest konieczne
Magii jest bardzo smaczne i daje dużo aromatu, mam na działce kilka krzaczków, ścinam , mrożę i dodaje do zup i sosów:)
"maggi" przynajmniej to o którym myślę, to zdecydowanie bardziej korzeń, niż liście :)
Maggi , inaczej lubczyk ogrodowy, właśnie z tego powstaje przyprawa maggi w butelce i jest to krzaczek:)
Właśnie lubczyk miałam na myśli - ale korzeń - bo to jest odpowiednik maggi, nie liście.
Ja używam liście i łodygi :)Ma taki smak jak maggi w butelce.
http://wielkiezarcie.com/article59815.html
Ja też :)
Liście, liście. Jak z korzeniem, to nie wiem.
Liście, liście. Jak z korzeniem, to nie wiem.
To sprawdź. W domowych warunkach nie sądzę, żeby ktoś robił wyciągi, a jeśli chodzi o bezpośrednie zastosowanie, to korzeniowi zdecydowanie bliżej do maggi, niż liściom (które jeśli już, to mają bliżej do selera)Tutaj z Tobą się nie zgodzę. Liście magi zapachem bardziej przypominają przyprawę magi niż korzeń
Piszę o smaku
w smaku liście magi selera też nie przypominają
Chyba żartujesz, seler ma całkiem inny zapach i smak :)
Nie wąchała to nie wie :)
wąchała :P
Moim zdaniem nie całkiem inny, dość zbliżone. Ale to moje odczucie, nie narzucam go :)
No pewnie, że każdy może mieć swoje zdanie :) My też nie narzucamy swojego:)
Czyli mam kawałek dokładnie umytego korzenia dodać do zupy? O to chodzi?
Najlepiej zmielonego
Chyba najpierw zaryzykuję z kawałkiem w całości. Przy najbliższej zupinie.
Nie bierz za dużo, bo korzeń działa mocno na nerki, powinno się go traktować jak zioła lecznicze. Ja używam na spory garnek zupy około łyżeczki, tylko miksuję
Ok, dzięki.
A po co ma wyrywać krzak , żeby się dobrać do korzenia, przecież ten sam efekt uzyska , jak doda liście lub łodygi.
Mamo Różyczki, jeżeli w Twojej opinii liście czy łodyga lubczyku wystarczają do nadania odpowiedniego smaku zupie, absolutnie nie namawiam do wyrywania czegokolwiek. Mało tego, nie każdy korzeń się nadaje, zdaje się zbierany jest tylko rośliny dwuletniej.
Nie wiem, bo ja gotuję pyszne zupki i rosołki, dodając liście lub łodygi::)Lubczyk ma nadać naszym zupom aromatu i moje krzaczki, zupełnie mi wystarczają:)
Zawsze dodaje tylko liscie i lodygi lubczyku do zup i innych potraw, w zyciu nie pomyslalam zeby korzen dawac.
Ja też nie co nie znaczy, że nie mogę spróbować. Moje maggi rozrasta się jak szalone, uszczknięcie kawałka korzenia na pewno nie zaszkodzi. :)
U mnie drugi rok tez rosnie i mam nadzieje ze sie bardziej rozrosnie, ale wiem ze trudno sie przyjmuje.
Łomatko, a u mnie jak chwast. Po przesadzeniu rośnie jak szalone, a w dawnym miejscu uparcie wyłazi z ziemi - tam rosło od kilkunastu (kilkudziesięciu ?) lat.
Bo podobno jak sie przyjmie to rosnie jak chwast, tylko pozazdroscic takiego chwastu :)))
Korzenia rośliny jaką jest Lubczyk chyba się nie używa. Ja również mrożę liście i dodaję do zup
Tak ? A ile w tej przyprawie jest lubczyku ( jeśli w ogóle występuje ) ?
maggi w butelce nie ma nic wspólnego z lubczykiem ogrodowym, jest robiona z kości, które zalewa sie kwasem, potem wyciąg z tego zalewa się ługą i dodaje sztuczny smak i zapach. W latach 80-tych mój mąż pracowal w zakladach spożywczych i od tego czasu nie używam maggi w plynie.
Smak i zapach ma podobny:)
Pierwsza na świecie maggi powstała właśnie na bazie lubczyku ...teraz niestety nic nie ma z prawdziwego lubczyku .....
Jak to nie ma ja mam w ogródku
Przyprawa maggi nie jest zrobiona z prawdziwego lubczyku .......
aaa przyprawa, ja myślałam, że piszesz, że lubczyku nie ma :)
:)
Wystarczy przeczytać skład podany na etykiecie. Same " sztuczności".
Też kiedyś myślałam ,że magi to z lubczyku , jednak tam nie ma ani jednego lista z lubczyku , tylko woda , glutaminian sodu itd.straszne.
Też myślałam że maggi powstaje z tej rośliny ale niestety jak przeczytałam skład to jej tam nie ma wymienionej. Maggi ale oryginalną nie jakaś inną daję do wszystkiego. Vegety nie lubię i prawie nie stosuję. Kostki rosołowe też daje do wszystkiego co na słono.
Właśnie .
To po co bawić się w gotowanie ? Skoro wszędzie jest chemia , to już nie zaszkodzą zupki ,sosy i ziemniaki w proszkach , konserwy , gotowe dania do odgrzania w mikrofalówce ... Prosto , łatwo i pysznie za sprawą " głębi smaku " pochodzącej z glutaminianu sodu ( ewentualnie ekstraktu drożdżowego ) ...
Sama polecasz kostki w swoich przepisach, więc nie wiem o co chodzi:) Nikt nikogo nie zmusza do używania kostek lub vegety, Można samemu sobie zrobić pyszną vegetę wg przepisu Wkn i używać kostek bez konserwantów, które podobno już są w sprzedaży.
Bo lepsza żywność jest exportowana, nam zostają ochłapki i żeby smakowało trżeba maggi czy vegete zastosowaćzastosować
...żeby
smakowało trżeba maggi czy vegete zastosować
Możesz mi wierzyć lub nie, ale nie stosuję maggi ani vegety i to, co ugotuję jest bardzo smaczne. Nie jestem jakąś super uzdolnioną kucharką jednak twierdzę, że zioła i ogólnie dostępne warzywa wystarczają aby uzyskać wspaniały efekt. Czasami kupuję w sklepie ze zdrową żywnością bulion (instant) i wykorzystuję go, kiedy potrzebuję wywaru warzywnego na już.
To oczywiste, że chemia jest wszędzie, ale jeśli możemy jej świadomie unikać żeby ograniczyć spożycie, to z pewnością wyjdzie to nam tylko na zdrowie. Pozdrawiam
Smakosiu wierZe Ci, bo rowniez nie stosuje vegety, maggi czy kostek !!! Dużo warzyw, sól przyprawy i łyżeczka masła :) a warzywa pozniej siup i sałatka jarzynowa :)))))
Wam smakuje bo się przyzwyczailiście ale osobom które stosują kostki nie smakowało by raczej.
Wam smakuje bo się przyzwyczailiście ale osobom które stosują kostki
nie smakowało by raczej.
A cóż stoi na przeszkodzie się przyzwyczaić?
Jeśli chce się gotować zdrowiej, to warto. A do potraw dać więcej ziół, warzyw to i smak będzie lepszy.
Mnie na początku odzwyczajania się od ulepszaczy wydawało się, że rosół bez vegety nigdy nie będzie mi smakował. A teraz? Smakuje i to jak!
Gdybym tylko ja jadła to nie ma sprawy. Już widzę jak rodzinka marudzi
Już widzę jak się przejmuję, że mi rodzina płacze za polepszaczami :D
i co wywalę jedzenie jak nie zjedzą? Sama nie zjem przecież wszystkiego, a marnować nie będę
U mnie każdy ma prawo do jednej potrawy, której nie je, a jak nie pasuje- kolejny posiłek za kilka godzin. No ale ja się buntu nie boję i w razie zażaleń chętnie pozostawię kuchnię w rękach niezadowolonych. :)
Zgłodnieja to zjedza ;)
As, robisz jak uważasz i nikomu nic do tego. Na przykładzie swojej rodziny powiem Ci tylko, że to jest możliwe. Oczywiście jeśli się chce coś zmienić.
Dokładnie :)))
:)))
A dlaczego mam przyzwyczajać siebie i rodzinę, skoro mi zwyczajnie nie smakuje? Dlaczego mam wmawiać dorosłym ludziom, że się nie znają bo to WŁAŚNIE, ŻE JEST smaczne? Co stoi na przeszkodzie pozostawienie wyboru tego, czym ktoś chce doprawiać?
Widzę, że cała dyskusja zmierza do tego, żeby udowodnić, że niezdrowe (OK, w pewnym stopniu) ale, co najważniejsze, niesmaczne! I co jest wyznacznikiem, czy "niezdrowiej" jest dodać kostkę rosołową czy np. zagęszczać wszytsko mąką i smażyć mięso przed zrobieniem sosu? (To już nie do ciebie personalnie.)Powiem ci, że od kiedy gotuję nie używam "polepszaczy" i wyczuwam kostki rosołowe i sosy proszkowe, nie smakują mi i tyle. Moja Młoda jako 5 latka odniosła talerz w restauracji, bo nie był to sos śmietanowy z łososiem tylko jakieś "cudo" z torebki. Jak się nie używa takich dodatków to jedzenie z nimi nie smakuje dobrze. Smakuje (przynajmniej nam) jak mydliny.
Ależ ja to rozumiem i szanuję. Nie rozumiem tylko tej całej krucjaty "przeciwko". Na WŻ znalazłam wiele przepisów, gdzie jest użyty gotowy sos sałatkowy, albo zupy w prostu do panierowania czy też zalania nimi mięsa przed pieczenie (sorka, nie pamiętam dobrze, bo mnie niekoniecznie pociągały). I, o dziwo, nikt tam jakoś autorów nie egzorcyzmował. A tu nagle jak Kaczyński na kucyku z szabelką "Hurrrra, na niewiernego!".
No i chyba tym miłym akcentem zakończę na dziś. Dobranoc wszystkim i smacznych snów.A bo ludzie lubią wiedzieć lepiej, co dla kogo dobre i własne wybory sprowadzają do rodzaju misji. Wielu widziałaś wszystkożernych przymuszających innych do swojego sposobu żywienia? Bo ja żadnego :) Ja nie jem i ok. Ale od żelek to się nawet granatem oderwać nie dam i lata mi, że niezdrowe. Mój wybór. Moje życie. :)
No i miałam iść i jakiś film piracki obejrzeć ale tymi żelkami to mnie rozwaliłaś na amen!
Rozumiem cię, żelki też uwielbiam.
ale się uśmiałam, jesteś niemożliwa:)
Podobnie ja nie mogłam zrozumiec " krucjaty" w wątku o grzybach. Wszak grzyby jadamy od czasu do czasu a chemii niekoniecznie sami dostarczamy organizmowi codziennie. Nie wiem co gorsze : łyżka sosu z grzybami czy " zupka z kubka" lub kostka w domowym garnku.
"tu nagle jak Kaczyński na kucyku z szabelką "Hurrrra, na niewiernego!"."
Nie na kucyku , tylko na kocie hihihi:)
Ależ ja to rozumiem i szanuję. Nie rozumiem tylko tej całej krucjaty
"przeciwko".
Ale dlaczego od razu " krucjaty " ? Przecież nikt nad Tobą ( ani nikim personalnie ) nie macha krzyżem i nie grzmi strasznym głosem " Ty Dżanino natychmiast wyrzuć wszystkie kostki i wegety , bo inaczej będziesz potępiona " .
Po prostu rozmawiamy . Jeśli ktoś się " nawróci " - to świetnie , a jeśli nie - to jego sprawa . Nie bierz tego tak bardzo do siebie .
Myślę, że za bardzo wzięłaś to do siebie. Chcesz używać polepszaczy? Proszę bardzo, wolna wola. Ale dla mnie argument, że "tak gotuję, bo się przyzwyczailiśmy" to żaden argument. Bo przecież można się odzwyczaić, jak się chce.
A jeśli chodzi o smak, pisałam o swoich odczuciach.
Zapewniam, że nie biorę tego do siebie. Taki mam styl pisania.
Wam smakuje bo się przyzwyczailiście ale osobom które stosują kostki
As, spróbuj stopniowo zastępować "kostki" ziołowymi przyprawami. Myślę, że jest duża szansa, iż nie zauważą różnicy. Dla przykładu w rodzinie Połówka wszyscy używają polepszaczy, ale kiedy przychodzą do nas, to zawsze zachwycają się tym, co im serwuję. Wiem też, że nie jest to kwestia grzeczności ze strony moich gości, bo często, przy większych okazjach jestem proszona o przygotowanie różnych potraw. Trzeba zwyczajnie dobrze dobrać przyprawy i nie bać się ich. Wartonie smakowało by raczej.
Dokładnie jest u mnie w rodzinie, wiem ze u siebie stosuja polepszacze a jak przyjda do mnie to im smakuje bez nich :)))
Wyprodukowanie czegokolwiek bez chemii jest niemożliwe mieszkam na wsi jestem producentem jabłek i malin gdyby nie ta chemia nie zjedlibyśmy nawet kilograma jabłek i nie wierzcie w to ,że jabłko które kupujecie na bazaru to eko to samo dotyczy warzyw .Moim zdaniem jeżeli nawet ograniczymy się do ekologicznych warzyw czy owoców , to co z resztą produktów jak np. Mięso czy drób .Wmawiają nam że w drobiu nie ma antybiotyków , a ja się przekonałam na własnej skórze że są .Od wiosny tego roku zaczęłam chodować kury i zakupiłam też kilkanaście szt. Brojlerów i co się okazało ,wszystkie brojlery zdechły , ponieważ taka kura ma tendencje do chorowania na stawy , a że nie chciałam ich paść antybiotykami , to nie mam żadnego . Nie dajmy się zwariować, też czasem używam kostek rosołowych ,chociaż staram się używać ich coraz mniej.
Pamiętam jak babcia pierwszy raz zakupiła malutkie Brojlery, siedziały pod lampą, żeby miały ciepło, rosły jak na drożdżach.Do wody wlewała im jakieś witaminy na krzywicę , którą polecił weterynarz. Wszystkie kury pięknie wyrosły, potem biegały po trawie na działce.Sąsiadka nic swoim nie wlewała i jej kury wszystkie padły.
Pamiętam jak babcia pierwszy raz zakupiła malutkie Brojlery, siedziały pod
Może miała słabszą lampęlampą, żeby miały ciepło, rosły jak na drożdżach.Do wody wlewała im
jakieś witaminy na krzywicę , którą polecił weterynarz. Wszystkie
kury pięknie wyrosły, potem biegały po trawie na działce.Sąsiadka
nic swoim nie wlewała i jej kury wszystkie padły.
Nie wiem jaką miały, wiem że padły wszystkie.:)
Pamiętam jak babcia pierwszy raz zakupiła malutkie Brojlery, siedziały pod
Ja również dawałam witaminy , jednak to nie pomogło i weterynarz zaproponował antybiotyk , który też nie pomógł , więc stwierdziłam że nie będę ich szprycować i co ma być , to będzie , ale niestety wszystkie padły.lampą, żeby miały ciepło, rosły jak na drożdżach.Do wody wlewała im
jakieś witaminy na krzywicę , którą polecił weterynarz. Wszystkie
kury pięknie wyrosły, potem biegały po trawie na działce.Sąsiadka
nic swoim nie wlewała i jej kury wszystkie padły.
Nie wiem co mogło się wydarzyc, że wszystkie padły. Teraz już nie hoduję brojlerów, jednak jeszcze niedawno miałam po 20 - 30 sztuk i bez odżywek i antybiotyków dało się je odchowac.
Tak mi się teraz przypomniało. Jednego roku domowa kurka gdzieś sobie wysiedziała pięc kurczątek. Pojechałam więc na targ, bo tak głupio, że tylko pięc i dokupiłam jeszcze siedem jednodniówek. Miały byc zwykłe czerwone hihihi. Po jakimś czasie te kupne przy tych domowych zaczęły wygladac jak albinosy giganty. Po dokładnej analizie okazało się, że zamiast małych niosek dostałam brojlery. Chodziły z kwoką po podwórku i rosły jak zwariowane bez żadnych wzmacniaczy.
To prawda - każdy chciałby jeść owoce i warzywa bez chemi.
Wychowałam się na wsi - wiem co to znaczy dzielić się karłowatym jabłkiem z robakiem, który wydrążył w owocu kręty, czarny tunel.
Ciekawe jednak czy w zieleniaku zainteresowałoby kogoś takie jabłko leżące koło pięknych i dorodnych ale pryskanych? Szczerze w to wątpie.
Jedzenie eko jest zwyczajnie drogie, przymieralibyśmy głodem gdyby nie zastosowana chemia. Sorry - taka rzeczywistość.
Kiedyś miałam śmieszną sytuację - kupiłam dorodne czereśnie na targu. Za mną kobieta zadała pytanie sprzedającej
- Czy te czereśnie są przyskane"?
- Oczywiście, że nie! - oburzyła się pani sprzedająca
-To ja dziękuję - odpowiedziałą pani za mną - Ja kupuję tylko przskane bo w nie przyskanych są robaki.
- Nie no, wie Pani - pewno, że pryska się na początku, wiadomo, że trzeba popryskać bo przecież by nie urosły. Odpowiedziała pani handlująca.
Odnośnie soli w innych postach - oglądałąm Bosacką i okazało się, że dosypuje się do niej substancję antyzbrylającą - truciznę rozkładającą się w naszych żołądkach.
Podpisuję się pod tym co napisałaś, wszystkimi kończynami :)
Widziałam starszą panią kupującą na giełdzie warzywnej jajka z fermy. Później sprzedawała je na targu , jako od swoich kurek. Nikogo nie zastanowiło to, że pani ta miała 30 palet po 30 jaj a przyjeżdżała na targowisko co drugi dzień. To ile miała kurek ? :)))) Teraz zamawia w fermie niestemplowane :))) I ludzie kupują i się zachwycają :))) bo nie są z fermy ;)))
Też mi się chce z tych jajeczek "od swoich kurek". Kolega z pracy "ma na wsi swoją panią", jeździ do niej co tydzień i przywozi zazwyczaj ok. 400 jajek. Super nioski musi ta "jego pani" mieć.
Jak zobaczę na własne oczy kurę drapiącą na podwórku i wcinającą robale to wiem, że jajko będzie "swoje".Cytat z rolnika sprzedającego ekologiczne ziemniaki "miastowym": Trzeba gęściej posadzić, to są mniejsze i każdy myśli, że ekologiczne, a nawóz i tak się sypie :)
Autentyk...
Jedyne jabłka eko, jakie jadam od paru lat to te z mojej jabłonki. Raz są, raz ich nie, ale jeśli są mają przecudny smak. Nie znają nawozu ani pryskania, jedynie troszkę kwaśnego deszczyku. :)
Wiadomo, że te kostki, vegety itp. mają sporo chemii w składzie i to niezbyt dobrej chemii (trzeba pamiętać, że nie każda "chemia" jest zła). To czy się ich użyje czy nie, zależy tylko i wyłącznie od kucharza, przepis jest tylko inspiracją wg mnie.
Sama używam czasami w niewielkich ilościach kawałeczek kostki do dosmaczenia dania, bo faktycznie czasem brakuje mi głębi w potrawie. Pamiętam jednak, że kiedy byłam dzieckiem i gotowała moja babcia, to jedzenie miało super smak, mięso smakowało jak mięso, warzywa jak warzywa - ale kiedyś to były produkty naturalne, zwierzęta karmione dobrym jedzeniem i warzywa "swojskie". Nie było tyle chemii w jedzeniu, a miało to smak.
Dzisiaj, kiedy producenci, a i często po prostu konsumenci zwracają uwagę na ilość niż jakość - przecież jedzenie kosztuje a trzeba wykarmić rodzinę i nie każdego stać na kupno "ekologicznego" towaru - to jedzenie nie jest takiej jakości jakbyśmy oczekiwali i często z powodu braku smaku, dopychamy do jedzenie te kostki i vegety dzięki którym łatwo i szybko uzyskujemy jakiś smak. Poza tym tego rodzaju przyprawy, często nas uzależniają i po prostu mamy wrażenie, że jeśli nie dodamy kostki rosołowej do potrawy to jest ona bez smaku. Kwestia przyzwyczajenia. A odstawienie tych ulepszaczy jest tak jakby małym "odwykiem" dla naszego organizmu, dlatego początkowo trudno odzwyczaić się od ulepszaczy i polubić smak naturalnych przypraw, ziółek i zwykłej soli.
Widzę, że w temacie powstało poruszenie - ale to dobrze, że w niektórych obudził emocje - to znaczy, ze mój cel - pobudzenie do myślenia - został osiągnięty.
W sumie nie chodzi mi o przekonywanie nikogo, a założyłam (chyba błędnie), że mam prawo wyrazić na forum swoje zdanie i skłonić choćby jedną osobę do zastanowienia się. Też kiedyś chodziłam na łatwiznę i gotowałam w biegu no i używałam kostek, bo to było wygodne (maggi i chemicznych przypraw nigdy), ale na szczęście czasem człowiek myśli i zastanawia się nad tym, co robi i jakie to ma konsekwencje i już ich nie używam. To się zmieniło, odkąd gotuję nie tylko dla siebie. Po prostu teraz dbam o innych i im chcę dać to, co najlepsze. Sporo pracuję, często wyjeżdżam, ale dobre rozplanowanie każdego dnia (a nawet tygodnia) pomaga mi zdrowo gotować i znaleźć czas na wszystko. Odkąd przestawiłam myślenie odnośnie gotowania poprawiło się zdrowie (przestałam lądować co chwile w szpitalu z reakcjami alergicznymi), nastrój i mam więcej sił do sprostania wszystkim obowiązkom.
Odpowiedzi na niektóre posty:
1. Piszczałko - trochę się obracam w kręgu żłobków. Znam kilka dobrze (Śląsk) i w nich absolutnie jest to zakazane. Podobnie inne koszmarne "wytwory" jak parówki itp.. Niestety, obawiam się, że nie jest to ogólnopolski standard. Z sokami to inna historia - raczej nikt nie robi ich w sokowirówce - za dużo roboty.
2. Widzę, że zostałam dokładnie zlustrowana w celu znalezienia haka :). owszem, w podanych przeze mnie dwóch przepisach (a mam na swoim koncie aż 4) używam kostek - tych, na które przepis podałam wcześniej. Gdybym napisała w przepisie "łyżkę naturalnej kostki", to nikt nie wiedziałby, o co chodzi :) Poza tym, jak widać, większość woli kupne.
3. Pochodzenie warzyw i sposób produkcji, jeśli się chce, można sprawdzić i wybrać sobie, co pasuje. Nie liczmy na to, że najzdrowsze znajdziemy w hipermarkecie - jakość np. pomidorów, sałaty i wielu innych produktów można samemu sprawdzić już w sklepie i rozpoznać, te lepsze. Tego się można nauczyć. Poza tym, mając świadomość, że jakaś chemia znajduje się w owocach i warzywach - po co dodawać jej jeszcze więcej... szczególnie dzieciom.
Na chemię w warzywach nie mamy wpływu, ale na to, czy wrzucimy kostkę, doprawimy ją vegetą i magą - tak!
4. Ta cała kostkowo-proszkowa chemia wpływa na czucie smaku przez ludzi (bo ma wzmacniacze) - po długim używaniu "stępia się" smak i nie czuć tego prawdziwego, naturalnego - stąd rosół tylko na warzywach i mięsie może wydawać nam się mdły.
5. Anari - ja do perfekcyjnego rosołu dochodziłam długo - bo też ciągle smak był nie ten. Zmieniałam, zmieniałam, aż okazało się, że największy wpływ miała... jakość warzyw (kupuję na targu i sprawdzonego sprzedawcy - jak porówna się rosół na tych warzywach, a na warzywach z hipermarketu, to jest ogromna różnica). Zrób sobie naturalną kostkę.
6. Smakosia - o to dokładnie mi chodzi!
7. Marzena - no właśnie, więc powtórzę: Na chemię w warzywach czy mięsie nie mamy wpływu, ale na to, czy wrzucimy kostkę, doprawimy ją vegetą i magą - tak!
8. Sunny - ten odwyk ciężko przejść, bo faktycznie się nic nie czuje na początku. Ale potem... :) Jak się przestaje używać chemii, to czuć naturalne smaki. Potem będąc na obiedzie u rodziny lub w restauracji od razu się wyczuwa, czy coś jest gotowane na chemii, czy nie.
A przepisu na zupę z buraków bez kostek i vegety nie mam. Będzie zatem grzybowa z własnoręcznie zebranych grzybów.
A przepisu na zupę z
buraków bez kostek i vegety nie mam. Będzie zatem grzybowa z
własnoręcznie zebranych grzybów.
Ojej , zaraz zostaniesz zjedzona za podawanie dzieciom grzybów .
A na poważnie - to podpisuję się obiema rękami .
Przeszłam podobną drogę : najpierw kuchnia bez cudownych kostek - to żadna kuchnia ... Potem otrzeźwienie ( z tym , że nie byłam na tyle mądra , żeby samodzielnie to stwierdzić , pomogła mi w tym pediatra , która zdecydowanie zabroniła dodawania tego cuda do jedzenia dziecięcego ) , potem odwyk i poszukiwanie smaku bez kostek ...
Efekt : jest smak !
Tylko trzeba do niego dojść ... Nie drogą na skróty , tylko przez niezliczone próby i eksperymenty .
Teraz dodawanie kostek to dla mnie brak umiejętności i lenistwo .
Spokojnie, nie daje grzybów dzieciom :). Jeszcze trochę na nie poczekają.
Dobrze, że są ludzie tak myślący :)
Hmmm... widocznie nie każdy jest tak bardzo pracowity i uzdolniony jak ty!
I śliczny .
Tak oczywistych rzeczy to już nawet nie piszę! :)
Gdy postanowilam nie uzywac kostek i wegety, to mój mąż nie mógł przezyc ze w niedziele je zdrowy niesmaczny rosol, teraz sam potrafi ugotowac pyszny rosol bez chemii i szczerze powiem ze jestem dumna iż postawilam za swoim :)))
U nas było to samo . W sumie to nic dziwnego : jak używałam kostek , to wystarczyło parę skrzydełek ,znikoma ilość włoszczyzny plus oczywiście chemiczna " esencja smaku " i rosołek wychodził zawsze jak ta lala . Bez kostek tak się nie da .
Ja najbardziej cieszę się z tego , że dopiero po odstawieniu przekonałam się , że wszystkie potrawy mogą mieć swój smak , a nie smak kostki czy wegety ...
jak używałam kostek , to
Dokładnie, zeby ugotować pyszny rosół trzeba wiecej miesa i włoszczyznywystarczyło parę skrzydełek ,znikoma ilość włoszczyzny plus oczywiście
chemiczna " esencja smaku " i rosołek wychodził zawsze jak ta lala . Bez
kostek tak się nie da .
No bez przesady, dodaje czasem kostki a nie uwazam sie za leniwa i gapkowatą czy tez niedouczoną w kwestii gotowania. Do mistrzostwa mi co prawda wiele brakuje, ale też jeszcze nikogo nie otrułam chyba...
Kwasek cytrynowy, to też chemia i masz go w swoich przepisach
tam jest napisane jeszcze: lub sok z cytryny...
A co? Zmieniłaś dzisiaj? Bo nie było.
A co? Zmieniłaś dzisiaj? Bo nie było.
Edycja: 2013-09-30Koleżanka myśli że ma przed sobą idiotów, więc edytowała swoje przepisy i usunęła z nich całą swoją chemię
Ty swoich nie edytowałaś? Toczyłaś kiedyś zażarte dyskusje z Tineczką na taki temat. Też Ci poznikały kostki rosołowe z przepisów.
Ja od bardzo dawna nie używam wegety , robię ją sama, dzięki Wkn, Kostek rosołowych nie używam, a jeżeli już, to bardzo sporadycznie, ostatnio do kurczaka z patelni .Z Tobą to można jedynie na temat jajek podyskutować, bo tylko na tym się znasz , no i jak się maca kury, czy wsadzić jeden palec czy dwa :))
Wyhamuj. Ja właśnie napisałam , że edytowałaś przepisy, bo zastąpiłaś kostki i vegetę przyprawą Wkn. Widzisz , to chyba ty się znasz na macaniu kur, bo takowe posiadałaś. Jeżeli miałabyś pojęcie o fermach drobiu, to wiedziałabyś , że nikt kur nie maca.
Wegetę owszem, zastąpiłam, przyprawą Wkn, a kostki rosołowe , u nas daję się sporadycznie, może 2 na rok.
Proszę sprawdzić na koncie różyczki, ile w jej przepisach, jest kostek rosołowych, edytować nie mogła, bo konto już dawno usunęła.
Tylko widzisz, różnica jest ta, że MR wszem i wobec pisała na forum, że owszerm używała ale już nie używa. Natomiast zrobienie zmiany w przepisie i twierdzenie, że tak było cały czas, to chyba inna para kaloszy.
Teraz Juka pousuwała te nieszczęsne kostki ze swoich przepisów i jest OK. Każdy ma prawo zmienić swój przepis.Koleżanka myśli że ma przed sobą idiotów, więc edytowała swoje przepisy i usunęła z nich całą swoją chemię
Moja wypowiedź dotyczyła powyższego zdania , a Twoja to już nadinterpretacja . Owszem , każdy może edytować przepis , ale nie można komuś tego zarzucać, jeżeli robimy to samo.
Oki.
A kiedy te niby przepisy edytowałam? Bo ja nie pamiętam:)Jeżeli już coś edytuję, to przepisy przed wstawieniem ich do polecanych, jak wyłapie jakiś błąd, a zupy gotuję na maśle lub na mięsie, więc sobie daruj swoje uszczypliwości.
Więc jeśli krytykuje się przepisy innych, powinno się w swoich zrobić porządek, niezaleznie od tego jak dawno sie je wstawiło.
A ja zupenie nie roumiem twojej krytyki przepisów innych, skoro w twoich przepisach również masz bulion z kostki.
Ja też nie rozumiem bo każdy ma wybór i nie musi z nich korzystać. To tak jak z produktami w sklepie:)
Równie dobrze można przyczepić się do osób wypowiadających się wątku bahusa Co dziś gotuje na obiad. Większość z nas gotuje tradycyjnie, co za zdrowe nie uchodzi. Najlepiej nie jedzmy nic, bo jakby nie było wszystko jest niezdrowe.
Jak już tutaj ktoś napisał nie popadajmy w paranoje, ja uważam, że Polacy w większości gotują zdrowo. Wystarczy popatrzeć na USA i inne kraje gdzie kupuje się gotowce. Nawet jak w Polskiej kuchni znajdzie się vegeta czy kostka jest to i tak zdrowsze niż przykładowe dania z torebki.
Też dawno temu sporadycznie używałam kostek, ale jakoś łatwo było się z nimi rozstać. Z Vegetą było mi trudniej, jednak odstawiłam i długo nie kupowałam. Teraz też nie kupuję, tylko sama komponuję i powiem, że ja po prostu lubię ten smaczek, ale teraz zdrowo! Polecam również pokombinować z mieszankami przypraw, bo one też mają Zbędne Dodatki
Ojj tak, na przykład te gotowce do sosów do sałatek - czego tam nie ma...
Nie używam kostek i tym podobnych, warzywa kupuję na targu, ryby też, mięso u rzeźnika. Przetworów akurat nie robię, bo nie przepadam, kupuję ze dwa słoiki dżemu w roku, a żyję sezonowymi produktami. Nie uważam tego za jakieś osiągnięcie , po prostu ceny i tu i w markecie podobne, za napis BIO przy jabłkach nie muszę płacić 200%ceny, mam blisko, mój żołądek to nie śmietnik, wolę prostsze jedzenie od przetworzonego. Za to od jakiegoś czasu to, co jedzą inni całkowicie mnie nie obchodzi, może powinnam się martwić, czym mamusie karmią moich przyszłych zięciów , żeby mi wnuki z czułkami się nie porodziły, ale cóż... Każdy człowiek wie, że sztuczne dodatki są szkodliwe. Każdy. Nic nie poradzę, że po obejrzeniu programu czy przeczytaniu artykułu na ten temat, ogląda przecudnej urody reklamę kostki/zupki/przyprawy i radośnie niesie do sklepu swoje ciężko zarobione pieniądze. Wolna wola. Ja tam wolę książkę kupić, ale to mój wybór.
Też wolę książkę od kostki i vegety ;-). Niestety reklamy pokazują, że rodzina jest przeszczęśliwa, jedząc zupę w proszku, a kobieta, która nie potrafi ugotować zupy, jest boginią. Wolny wybór, ale warto sprawdzać, co się kryje w kolorowym proszku imitującym warzywo lub płynie imitującym lubczyk. Bo potem to ludzie zdziwieni są, że dzieci mają problemy zdrowotne i są grube, skoro na obiad dostają kostkę rosołową doprawioną vegetą, a na deser paczkę chipsów.
Czego to reklamy nie pokazują. Problem otyłości to jest problem przede wszystkim z jedzeniem przez dzieci dużej ilości słodyczy i chipsów.
Wybacz ale jeśli ktoś kupuje coś tylko dlatego, że reklamuje to "przeszczęśliwa" rodzina, to jest po prostu głupi.
A co do kostki - jeśli ugotuję zupę na dwa dni dla trzech osób to wyjdzie, że zjem 1/3 kostki rosołowej przez te dwa dni. A zup nie gotuję co dzień. Nie mów, że od tego ktoś zachoruje lub się utuczy. To jakaś teoria spisku.Chyba mnie nie zrozumiałaś bo ja piszę, że nadmiar słodyczy i chipsów jest niezdrowy.
A teraz to mnie proszę nie obrażać. Czasem kupuję produkty, które są reklamowane i nie uważam się za głupią. Reklama to dla mnie przede wszystkim źródło informacji. Gdyby nie reklamy to nie wiedziałabym o istnieniu niektórych produktów. Tylko do wszystkiego, również reklam trzeba podchodzić z dystansem.
A to, że niektóre są głupie i wciskają ludziom ciemnotę to już dyskusja do osobnego wątku:)
Aggusiu, sorka, to nie było do ciebie, źle się podpięło. Ale:
ja nie neguję, że kupuje się reklamowane produkty. Sama tak robię i chyba każdy. Chodziło mi o to, że skoro się kupuje DLATEGO, że facet na ekranie żuje coś z nieszczęśliwą miną i mówi: "Kochanie, to jest pyszne" to już coś nie ten-tego z osobą, która w to wierzy. Nigdy nie kupiłam dlatego, że reklama zachwalała jako najnajlepsze na świecie. Zresztą z zasady nie kupuję gotowców.Ja też przeważnie nie kupuję gotowców, ale czasem zdarza mi się jakieś pierogi kupić, pizze zamówić czy zjeść kebbaba. Raz na ruski rok przyjdzie mi też smak na chińską zupkę taką zalewaną gorącą wodą. Wszystko jest dla ludzi. Zauważyłaś, że przeważnie jak w jakieś reklamie zachwycają się, jakimś produktem, że jest pyszny i smaczny to w rezultacie po zakupie okazuje się, że jest jest do "d" .
Bo im większe gówno, tym więcej reklam i tym nachalniejsze.
A ja jestem bardzo ciekawa jakich przypraw i do czego używacie. Plus chcialabym zapytać o polecany tu przepis na vegete Wkn. Ktoś podpowie?
http://wielkiezarcie.com/article65162.html
Zrobiłam kilka moich ulubionych mieszanek do mięs oraz ,,Vegetę". Na mój smak i ,,podobieństwo" tych zestawów, których wcześniej używałam gotowych. Polecam zerknąć do mojego skromnego dorobku przepisów. Teraz rozpracowuję przyprawę dobrą na zimowe dni.....???!!! Każda inicjatywa zmiany na lepsze - Zdrowsze jest dobra i poprawia samopoczucie, więc warto. Warto poruszać takie tematy i czerpać z nich garściami - ja tak robię!!! Pozdrawiam.
Już dawno "odkryłam" twoje przyprawy, szczególnie do kurczaka. Mało tego - polecałam je w którymś temacie. Co nie znaczy, że będę demonizować użycie Vegety czy bulionu z kostki.
Ukłony i dzięki za ,,odkrycia" ślę i polecam się
Odkąd mam problemy z układem trawiennym właśnie takie podejście do jedzenia jest mi bliskie ;-) Szukam zdrowych inspiracji i na pewno zajrzę do Twoich przepisów
Dopisano 13-09-30 21:36:14:
Ups, miało się podpiąć pod post iwciaG, ale do przepisów aggusi też chętnie zajrzę ;-)Zapraszam, ale czy moje są zdrowe to nie wiem. Są normalne, używam czasami vegety, do niektórych zup lubię magę w płynie.
:)
Wspaniałym zamiennikiem vegety jest dla mnie kozieradka. Uwielbiam to ziele i daję ją do rosołu, zup, sosów, no niemalże do wszystkiego :)))
Garściami, garściami to wszystko biorę.... muszę posmakować kozieradki!!!
Tez musze sprobowac bo jeszcze jej nie odkrylam :)))
Polecam, dla mnie to rewelacja!
Niestety, w żadnym sklepie w mojej mieścinie jej nie widziałam. Dlatego zamawiam na Allegro, tak jak pozostałe przyprawy zresztą.
A podasz namiar na priv?
Zapraszam na pocztę :)
Poszukaj może w sklepie zielarskim lub aptece.Skoro zaliczana jest do roślin leczniczych,powinna być.
Poszukaj może w sklepie zielarskim lub aptece.Skoro zaliczana jest do roślin
No i właśnie kupiłam,w sklepie zielarskim.Wypróbuję.leczniczych,powinna być.
Ciekawe, czy Ci zasmakuje :)
Ja na razie mam zapas, ale jak mi się skończy, to zapytam w zielarskim.
Tez dzisiaj udało mi sie kupic w zielarskim :)))
A gdzie to cudo można kupić? Ja ostatnio namierzyłam w sklepiku osiedlowym przyprawy z cyklu "przyprawy bez chemii". Może i kozieradkę mają....
Tak jak napisałam powyżej, zamawiam na Allegro, koszt 1,99 zł za 50g.
Do pieczonej karkówki - kardamon ( całe ziarna ) , do sosów pomidorowych zawsze odrobina cynamonu , do mielonej wołowiny odrobina kakao . Bardzo mi smakują kotlety mielone z nutką mięty . Do fasoli , soczewicy i kapusty kiszonej - zielona czubryca . Do ziemniaków - rozmaryn albo cząber , do kurczaka - rozmaryn , czosnek i cytryna , albo imbir czosnek i cytryna . Do podgrzybków - estragon , tymianek , do kurek - estragon albo curry , do rydzów - curry . Do ryb - mielona trawa cytrynowa , biały pieprz .
To tak na szybko . I bez wtrącania się do autorskich przepisów .
Dziewczyny, ja to chyba dożyję co najmniej 100 lat, bo odżywiam się super zdrowo. Żadnych kostek, żadnej wegety, prawie wszystko robię sama.
Śniadanie: swój chlebek + swój twarożek + swoje powidła + mleczko od domowej krówki
Do pracy kanapeczka: swój chlebek + swoje masełko + swoja szyneczka + swój ser żółty + swoja papryczka
Obiad: swoja polędwiczka w marynacie ze swojskiego mleka, soli, pieprzu i ziół + swoje kartofelki + swoje pomidorki + kompocik ze swoich truskawek
Kolacja: opieńki usmażone ze swoja cebulka, ale tylko troszeczkę, bo są za ciężkie na noc.
Super pyszne są te swoje rarytasy bez chemii, ale jak mówią moje córki: czasami trzeba zjeść coś niezdrowego, żeby było urozmaicenie i żeby przypomnieć sobie dlaczego wkłada się tyle pracy w te swoje zdrowsze pożywienie bez chemii.
Ha! A opieńki nieswoje! :)
100 lat życzę lub więcej!
Dziewczyny, ja to chyba dożyję co najmniej 100 lat, bo odżywiam się super
Swojska sól i pieprz? Kopalnię masz?zdrowo. Żadnych kostek, żadnej wegety, prawie wszystko robię
sama. Śniadanie: swój chlebek + swój twarożek + swoje
powidła + mleczko od domowej krówki Do pracy kanapeczka: swój
chlebek + swoje masełko + swoja szyneczka + swój ser żółty +
swoja papryczka Obiad: swoja polędwiczka w marynacie ze
swojskiego mleka, soli, pieprzu i ziół + swoje kartofelki + swoje
pomidorki + kompocik ze swoich truskawek Kolacja: opieńki usmażone ze swoja
cebulka, ale tylko troszeczkę, bo są za ciężkie na noc. Super pyszne są
te swoje rarytasy bez chemii, ale jak mówią moje córki: czasami
trzeba zjeść coś niezdrowego, żeby było urozmaicenie i żeby przypomnieć
sobie dlaczego wkłada się tyle pracy w te swoje zdrowsze pożywienie bez
chemii.
Swojskie odżywianie, nic nie ma do długowieczności:)
;) To prawda. Myślę, że mamy zapisane to w genach. Dziadek którym opiekowałam się 32 lata, zmarł ostatnio dożywszy 98 lat. Był przykładem na to, jak nie należy się odżywiać. Litry kawy i straszne ilości słodkiego. Surówek i niczego co zielone nie chciał jeść. Zawsze kłócił się ze mną kiedy próbowałam przemycić sałatę czy cokolwiek z surowych warzyw. Nie jestem królikiem powtarzał.
Prawie do końca był sprawny fizycznie i umysłowo. Piszę prawie, bo od momentu złamania biodra do śmierci ( 1 miesiąc) stracił z nami całkowity kontakt, ale był to wynik choroby nie odżywiania.
Zgadzam się z Tobą All i MR, ale nie chciałam rozwiewać niczyich nadziei co do długowieczności.
Byłam pacjentką Centrum Leczenia Otyłości i p. doktor poleciła mi przygotowywać zupy na wywarze z kostki rosołowej. Absolutnie zakazała mi używać cukru i myślę, że to jest największy nasz wróg, a dla dzieci jest trucizną numer jeden. Kostek rosołowych czy vegety nie jemy od rana do wieczora "pełnymi łychami ", większość z nas kieruje się intuicją i umiarem w stosowaniu tegoż wynalazku. Więc zgadzam się całkowicie z Żarłoczkami, które zalecają umiar. Jeżeli nie trzeba, nie daję! Moja Teściowa dla zdrowia piła tylko zioła, by w końcu trafić na wiele tygodni do szpitala z ciężką postacią żółtaczki. Umiar we wszystkim, to jest samo zdrowie!
Rany, nie wiedziałam, że dyskusja o kostkach rosołowych może w niektórych wywołać tyle nienawiści :)
Podaliście wiele ciekawych porad, zaraz przeszukam Internet w poszukiwaniu niektórych przypraw.
Miłego dnia wszystkim!
Przeczytaj wstęp do dyskusji swojego autorstwa i powinnaś wszystko zrozumieć. Chciałaś pobudzić myślenie, a rozhuśtałaś emocje. Pomyśl jeszcze o cukrze, też chemia i też truje dzieci.
Miłego Dnia!
O cukrze pomyślałam, gdy skończyłam 14 lat - wtedy przestałam słodzić kawę i herbatę (każdą) :). Dzieci też mogą żyć bez tego - z resztą cukier można też łatwo zastąpić w napojach, ciastach itd. Wystarczy poszukać, w dobie Internetu i pełnych półek w księgarni, to łatwe.
Ale rozumiem, że nienawiści to w tych, co używają kostek? Rany, jakbym czytała wypowiedź dziecka.
To dla mnie komplement :) obym była tym dzieckiem do końca życia, a nigdy nie stała się zrzędliwą babą lub czymś podobnym. :)
Dzisiaj dostałam newsletter z księgarni, a tam książka idealnie pasująca do tematu:
Tytuł: Zamień chemię na jedzenie
Autor: Julita Bator
Można o niej poczytać na przykład tutaj:
http://lubimyczytac.pl/ksiazka/187733/zamien-chemie-na-jedzenie
Wszystko pięknie ... i rozumiem nadgorliwość nuworysza ( sama to przerabiałam :) , ale :
Po pierwsze , nie popadajmy w ortoreksję ( obsesyjny lęk przed niezdrową żywnością ) . Czytając recenzje tej książki zauważyłam widoczne objawy . A to też jest bardzo niezdrowe .
Po drugie - tytuł jest jakiś sekciarski ... Nie da się zamienić chemii na jedzenie... , można ją jedynie ograniczyć .
Po trzecie - to nic nowego . Pani Bosacka od paru lat tłucze ludziom do mózgów , żeby czytali etykiety ze składem .
Ale to bardzo dobrze , że coraz więcej ludzi idzie w stronę świadomego konsumowania .